aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2015

Dystans całkowity:66.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:66.00 km
Więcej statystyk

Jaszczur - Złamany Krzyż

  • DST 66.00km
  • Sprzęt SANTA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 października 2015 | dodano: 06.10.2015

Na kolejną edycję Jaszczura, w Beskidzie Niskim, czekamy jak na szpilkach. Zakochani w formule tej imprezy po edycji "Ukryty Wapień", nie możemy się doczekać sprawienia sobie tak fantastycznego prezentu na rocznicę ślubu.
Punkty w formie: policz krzyże na opuszczonym cmentarzu w środku lasu, rzut obiektu od strony zachodniej, azymut dawnej linii elektrycznej plus bardzo trudna nawigacyjnie trasa - to jest przepis na niesamowity rajd.
Niemniej, życie bywa przewrotne i uznało za stosowne prześladować nas pechem przez cały rajd...ale nie daliśmy się!!

W sobotę musimy wstać po 4-tej, a więc przygotowujemy wszystko w piątek wieczorem i kładziemy się spać, wierząc że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Wykazujemy się totalną ignorancją zapominając o wojskowych prawach Murph'ego:
- plan operacji wygląda świetnie do pierwszego kontaktu z przeciwnikiem
- im droższy i lepszy posiadasz sprzęt tym szybciej i dalej trzeba go odesłać do serwisu
- jeśli masz dwie mapy, bitwa rozegra się w obszarze między nimi
- najgroźniejszą rzeczą jest podoficer* z mapą i kompasem
- pogoda nie jest stroną neutralną
- nieważne którą drogę wybierzesz i tak zawsze jest pod górę
(* kto nas dobrze zna, ten wie że jakiś podoficer rezerwy się u nas znajdzie, mapa i kompas też )

Sobota rano - zaspaliśmy. Tyko 15 min, więc nie ma tragedii ale okaże się to początkiem sumy nieskończonego ciągu opóźnień. Wypadamy z domu, rowery na auto...a to co?. Amor w Sancie jak Velvet - "miękki jak aksamit". Halo, przecież pompowałem go wczoraj wieczór aby był gotowy, aby nic nas nie zaskoczyło... zeszło całe powietrze. Bieg na górę po pomkę. No tak, spieszymy się... więc oczywiście nie pamiętam gdzie ją położyłem.
Jest! napompuję amora w bazie bo mamy już kolejne 20 min w plecy...

Jedziemy - kierunek A4. Już mam wjeżdżać na ślimaka, a głos od Basi:
- Nie skręcaj bo pisało objazd!
- Gdzie? Jaki objazd?
- Nie skręcaj jedź prosto!
- Ale jak prosto?
- Jedź za tą ciężarówką !!

Jadę. Ciężarówka nagle myk w pola, tumany kurzu, to jakaś pustynia...ja zostaję. Wygląda to na objazd dla wozów pancernych, droga udostępniona przez Asada dla rosyjskich czołgów (których przecież tam nie ma :P).
Szukam napisu DAMASZEK 50 km. Jak tam wjadę to powieszę auto na tych wertepach.
Dobra, zawracam i próbuję raz jeszcze. No rzeczywiście jest objazd - ale nie dla nas! My powinniśmy normalnie wjechać na autostradę. Kolejne 10 min w tyłek. Czuję się jak Marcel P., który "W poszukiwaniu straconego czasu" pisał tęgie knigi.

Lecimy A4, ale tylko do Bochni - potem na Nowy Sącz, Grybów, Ujście Gorlickie.Szybko jesteśmy na drogach jednopasmowych, a tam inwazja traktorów.
No bez jaj - sobota nad ranem a tu jak na zlocie snopowiązałek. Jadę za jednym takim, ruch z przeciwka że nie wyprzedzisz a gość spojrzał śmierci w oczy - rozpędził się do 23 km/h. Arghh...no spóźnimy się...jak tak dalej pójdzie, to tylko jakieś 6 godzin... Wydostałem się, ciśniemy. Wypadam za zakrętu i nasz wzrok się spotyka. 200 m przede mną, na podporządkowanej kolejny traktor i ten wzrok:  "Widzę że jechałeś długo za moim bratem, pozwól że poprowadzę Cię przez najbliższe 15km, a tam przejmie Cię mój kuzyn-rajdowiec - znany z pobicia rekordu prędkości beczkowozem 27 km/h

"NIE, NIE, NIE !!! To jakaś pokuta? Przecież byłem grzeczny...no dobra, nie byłem, ale kara nieadekwatna do grzechów...

Gładyszów - baza. Jesteśmy. Udało się. Nie wiem jak ale mamy 15 min do odprawy.
Pompuję amora i meldujemy się na starcie.

Jaszczur zaraz się zacznie, Malo jak zawsze w formie opowiada o trasie a my czekamy z niecierpliwością na mapy. Są, dostajemy mapy. Dzisiejszy dzień sponsoruje słówko LIDAR - laserowy skan terenu. Wycięte fragmenty są pokazane właśnie takiej formie, dopasować to do siebie to jakiś koszmar. Do tego jak zawsze fragment obrócony i opisy, które już rozweselają nasze serca: n-te słowo, k-tego wiersza na tablicy, rzut obiektu sakralnego od zachodu, rodzaj i model samolotu!! Będzie ciężko, ale tego chcieliśmy.




Zaczynamy od dwóch cerkwi, gdzie trzeba spisać słowa na pamiątkowych tablicach, a następnie opuszczamy Gładyszów w kierunku Ujścia Gorlickiego.Zaczynają się pierwsze kłopoty - lampion w okolicy strumienia. Po 40 minutach szukania, i 40 strumieniach odpuszczamy ten punkt - rzadko nam się to zdarza, ale przeszukaliśmy całą łąkę, wszystkie odnogi strumieni i nie ma (a był - inni znaleźli). Lecimy na kolejny pkt - szczyt góry. Wszystko pięknie, ale na górę nie prowadzi żadna droga. To lubię - przeprawiamy się na dziko przez rzekę (gdzie są wojska inżynieryjne kiedy są potrzebne?), Basia spektakularnie wpada do wody prawie po kolana. Niezły początek! Wspinamy się chorym nachyleniem i wychodzimy na szczyt. Punkt jest dokładnie na szczycie, idealnie z mapą. Śmiech mnie bierze bo przypominam sobie jednego jednego rowerzystę z Tropiciela, który narzekał że pkt na Tropicielu są fatalnie oznaczone (namiot, lampion, ognisko!). A tu mamy krzak i pomiędzy gałęziami karta A4. Chciałbym zobaczyć tutaj Pana "Fatalnie oznaczone punkty" :) Tuż obok zauważamy stowarzyszony pkt, kilkanaście metrów od poprawnego - lepiej widoczny, ale trochę pod szczytem. Mapa mówi: SZCZYT, więc nie dajemy się nabrać.

Lecimy w dół i dalej na Żdynię. Zaczyna się kolejne podejście - pchamy. Czerwony szlak idący na chyba najbardziej znany cmentarz z pierwszej wojny światowej w Beskidzie Niskim - ROTUNDA. Po drodze łapiemy jeszcze pkt nr 5, ale tuż przed ostatnim podejściem na Rotundę jest pierwszy lidar. Masakra, próbujemy dopasować, który element tu pasuje. Jakiś koszmar - w końcu wybieramy acz to wybór na zasadzie "dawno nie było A". Punkt znajdujemy, ale nie mając pewności co do dobrego wyboru, pachnie nam to punktem stowarzyszonym. Trudno, nic lepszego nie wymyślimy (na Jaszczurze za stowarzyszony jest 60 pkt przeliczeniowych, za poprawny 100 pkt - więc skoro niewiele więcej zadziałamy, to zawsze będzie to chociaż 60 pkt do przodu). Podbijamy kartę i wspinamy się na Rotundę.


Cmentarz robi niesamowite wrażenie, zbudowany na planie koła. "Kto spoczywa we wspólnej mogile z Sawely Poleszczukiem..." szukamy właściwej mogiły. Jest - spisujemy odpowiedź i lecimy w dół. W planie jest Lampion nr 6, na zjeździe ale na mapie 2 ścieżki w rzeczywistości jakieś 15. Próbujemy wybrać właściwą, ale rozwidleń coraz więcej, mapa właściwie nie pomaga - zjeżdżamy na czuja. Zjeżdżamy totalnie nie tam gdzie chcemy do tego pojawia się kolejny problem - znowu nie mam powietrza w amorze. Fantastycznie jestem na górskim zjeździe bez amora - tak wiem, jako dzieciak zjeżdżałem z Mogielicy na Wigry3 i było dobrze, ale dziś jestem profesjonalistą, więc bez sprzętu nie umiem :P :P :P
(w domu okaże się, że to tylko "fizyka głupcze" - zawory trzeba zamykać bo inaczej są...zgadniecie?...tak! otwarte. Zaskakujące prawda?).

Krew mnie zalewa, że powietrze zeszło ale cóż zrobić jedziemy dalej. Jak wspomniałem jesteśmy totalnie nie tam gdzie chcemy, co oznacza że przegapiliśmy punkt, a wracać po niego to dymać raz jeszcze pod Rotundę prawie (zakładając że wiemy którą drogą...a nie wiemy).
Jedziemy zatem dalej, źli na siebie...szur, szur, co to? Koło ociera mi o ramę. NO NIE!!! Co się jeszcze dzisiaj stanie?
Koło jest pancerne, nie mogłem go scentrować ot tak. Koło jest proste, to "siedzisko" ośki się rozkręciło. Wyciągam imbusy i bawię się w warsztat.
Basia patrzy na zegarek, jest po 15:00.
Fantastycznie, po 5h jazdy mamy 6 pkt z prawie 40...KATASTROFA.
Pojawia się nawet pomysł powrotu do bazy, co na nas oboje działa jak płachta na byka.
Jak to było: 5 faz smutku: zaprzeczenie, złość, targowanie się, depresja, akceptacja?
Ja walczę z kołem, Basia siada do mapy. Zostało 4h i kilka minut (+3h ewentualnych spóźnień czyli z karami punktowymi). Basia wpada, na jak się potem okaże genialny pomysł - odpuszczamy lampiony, które dziś się za dobrze przed nami chowają. Lecimy po punktach opisowych i lidarach, ale tylko tych po drodze do wspomnianych punktów opisowych.

Koło naprawione, znowu straciliśmy trochę czasu ale odpoczęliśmy także chwilę i postanawiamy walczyć do końca. Przetrwaliśmy kryzys..ruszamy.

PKT 27 - Rysunek krzyża nad wejściem do dzwonnicy. Poszło, lecimy dalej - kapliczka przy drodze (PKT 26): rzut obiektu sakralnego od zachodu. Zaliczony.


Ciśniemy dalej, teraz na PKT 25 i 24, ale po drodze kolejny LIDAR. Spotykamy Piechurów i razem udaje się znaleźć punkt ukryty w wąwozie, choć debata który lidar jest poprawny trwa dość długo. Dalej pod górę - 25-tka to wprawdzie lampion, ale po drodze więc próbujemy.
Spotkamy kolejnych piechurów i próbujemy znaleźć ją już w 6-stkę. Wpakowujemy się w mega zarośnięty wąwóz, ale brniemy dalej szukając "skrzyżowania" wąwozów. Kończy się to brodzeniem w bagnie, w bardzo zarośniętym wąwozie. Mija 40 min, a punktu nie ma.
DOŚĆ !! Zawracamy, spróbujemy od drugiej strony. To był dobry pomysł - udało się. Lecimy dalej na pkt 24 - pomnik. Trafiamy na niesamowite miejsce. Polana na której znajduje się framuga i drzwi - jedyne co zostało z wysiedlonej wioski. Kilkaset metrów dalej odnajdujemy pomnik i zaczynamy szukać dawnego cmentarza.


Punkt łatwo znajdujemy bo pomaga nam nasz ulubiony, zawsze uśmiechnięty Piechur, który właśnie stamtąd wraca - rzut oka na kartą, na tak widać że jestesmy na Jaszczurze, piechurzy mają ponad 10 pkt więcej zrobiony niż my :)

Następny punkt zaliczamy już po zmroku - ilość osób na religijne figurze. Liczymy postacie i lecimy przez Radocynę na kolejny cmentarz wojenny. Liczymy liczbę krzyży w promieniu 50 m. Chwilę potem kapliczka i spisanie kolorów fresków. Wjeżdżamy do Magurskiego Parku Narodowego i jedziemy żółtym szlakiem. Szlak jest mroczny i dziki, ciągle kluczy przecinając kilka razy rzekę - ani raz nie ma mostu :)

Czasem trzeba ostro pokombinować aby się przeprawić na drugą stronę. Nagle krzyk "STAĆ!! STAĆ" - dwie osoby z czołówkami biegną w naszą stronę. To szorstkie "STAĆ" i ich wygląd (moro) budzi w nas lekki niepokój. Jesteśmy gotowi na seryjnych morderców, szaleńców...ale nie na brutalnych i bezlitosnych Magurskich Siepaczy ze Straży Parku Narodowego. No to chyba będzie mandat, bo nie jesteśmy na szlaku rowerowym. Podbiegają do nas i pytają "nie wiecie gdzie może jesteśmy?"

UFF..."po raz kolejny udało się przeżyć". Pomagamy Im zorientować się na tyle ile umiemy z naszą mega dokładną mapą z 1987 roku bez zaznaczonych szlaków :)
Koledzy patrząc na naszą mapę stwierdzają, że zdawało Im się że to Oni są nienormalni. I mieli rację, zdawało Im się.

Ruszamy dalej, przemierzamy Królestwo Salamander, dziesiątki uciekają ich z pod kół, a my zaliczamy kolejne punkty: cerkiwe, kilka cmentarzy wojennych, pomniki, w tym pomnik angielskich lotników - katastrofa samolotu Halifax, dostarczającego zaopatrzenie walczącej Warszawie.
Finalnie kończymy rajd mając ponad 20 pkt, co ostatecznie daje nam pierwsze miejsce na trasie rowerowej (a było kilka zespołów w tej kategorii).Wygrywamy Jaszczura!! Mimo tylu przeciwności losu! To niesamowite.


Wynik chociaż bardzo nas cieszy, nie jest jednak dla nas najważniejszy - nie tutaj, nie na tym rajdzie. Na Jaszczurze liczy się coś innego...a co? sami się przekonajcie :)

A jeśli komuś spodobały się wojskowe prawa Pana M., to poniżej jeszcze kilka moich ulubionych:
- granat z 7 sekundowym zapalnikiem wybucha po czterech
- ogień wspierający nie wspiera
- ogień wspierający jest bardziej niebezpieczny od ognia przeciwnika
- nie ściągaj na siebie ognia, to irytuje wszystkich dookoła
- czysty mundur polowy przyciąga błoto i deszcz
- pociski smugowe służą do oznaczenia nieprzyjacielowi twojej pozycji
- efektywny promień rażenia granatu jest większy niż odległość na jaką rzuca przeciętny żołnierz
- twoja obecność jest niezbędna zawsze tam, gdzie najbardziej pada
- nigdy nie chybiasz mając pełny magazynek, z dwoma ostatnimi nabojami nie trafiasz nawet w stodołę [biathlon? :) ]
- doświadczenie bojowe zyskuje zaraz potem, jak Ci było naprawdę potrzebne


Kategoria Rajd, SFA