aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2022

Dystans całkowity:231.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:38.50 km
Więcej statystyk

XVI Mistrzostwa

  • Aktywność Sztuki walki
Poniedziałek, 28 listopada 2022 | dodano: 30.11.2022

Najważniejsze zawody Pucharu 3 Broni 2022 już za nami! Było wszystko co najważniejsze czyli emocje, łzy, medale i srogi wpierd***. W ogóle pasuje Wam, że to już XVI Mistrzostwa - słownie: szesnaste! To niesamowite jak ten czas... sami wiecie co robi. A jak nie wiecie, to zapytajcie wnuczki - link jak zawsze na własną odpowiedzialność... chodzi o drugą zwrotkę. Powiedziałbym, że czuję się staro, ale jak widzę jak zawodnicy okładają się po maskach, to serce rośnie i młodnieję na duchu :D
Wiecie, ja tam szermierki nie lubię, ale fajno jest komuś takim żelastwem... żartuję oczywiście. To znaczy żartuję, że nie lubię, bo z tym że fajno jest komuś to nie żartuję :)
Coraz bardziej zastanawiam się czy nie wrócić do startów w zawodach, ale z drugiej strony fakt, że mogę skupić się na sędziowaniu i współorganizacji imprezy, ma swoje plusy... i minusy, na przykład "-1" dla co poniektórych. Ale to był hermetyczny suchar Milordzie, prawda?

"Nauczymy się teraz matematyki. Esto circulo magico... magiczny krąg"
(całość TUTAJ)

Całe życie na wypadzie :)

"- I will speak to him again... What's his weapon?
- Rapier and dagger"
(cytat z "Hamleta")



Jak już nieraz pisałem w relacjach z poprzednich edycji, Mistrzostwa to zawsze będzie nasza elitarna impreza. Już sam wymóg startu, w co najmniej jednych zawodach lokalnych je poprzedzających, podnosi ich rangę i nie pozwala na start nikomu "z przypadku". Innymi słowy, prawo startu musicie wywalczyć sobie z bronią w ręku, a los Puchar, czyli to w czyje ręce trafi, często decyduje się do ostatnich minut, bo różnice między najlepszymi zawodnikami bywają znikome.
Mistrzostwa mają także swój niepowtarzalny klimat - sportowa hala, nierzadko wizyta lokalnych mediów i obecność publiczności, to wszystko przekłada się na piękną oprawę zawodów.
Jak co roku, najważniejsza impreza w sezonie odbywa się w środku Polski czyli w Piotrkowie Trybunalskim, aby wszystkie nasze filie/oddziały miały w miarę krótki dojazd. 
A będzie kogo dojechać i w sumie to nie będzie taki krótki dojazd, bo niektórzy będą się stawiać :)

"Podium albo nikt... " czyli rzecz o dogrywkach
Poziom zawodów jest obecnie tak wysoki, że nierzadko potrzeba dogrywek aby wyłonić najlepszych zawodników. I to nie tylko na etapie eliminacji do drugiej rundy, ale także np. do półfinałów!
Związane jest to z tym, że tzw. drabinka (czyli przegrany odpada) pojawia się u nas dopiero właśnie w półfinałach, czyli tzw. "czwórkach". Taki system zawodów motywuje do walki do samego końca o każdy punkt, bo próg awansu nigdy nie jest znany - awansują 4 najlepsze wyniki punktowe. No i dlatego potrzeba czasem dogrywki, aby rozstrzygnąć sytuacje remisowe.
Sam cytat pochodzi z jednej z dogrywek i pokazuje determinację zawodników. Liczy się podium, a jeśli mam odpaść to odpadniesz ze mną... no i mieliśmy taki przypadek. Dubel w dogrywce to koniec snów o potędze - możecie pakować się do domu :P
Same dogrywki lecą u nas ekspresem. Jeśli mamy dwóch zawodników to odbywają klasyczną "pełną" walkę do 3 lub 2 (w Rapierze), natomiast jeśli pretendentów jest więcej... no to wtedy leci drabinka i to do jednego trafienia. A jeśli wynik nadal jakimś cudem równy to losowanie. Jeśli zastanawiacie się jak w drabince mogą być równe wyniki, to przypominam że różne sytuacje są możliwe na przykład: 7 osób w dogrywce, a przechodzą 3.
Niemniej dogrywki do półfinałów to jest kosmos. To oznacza, że mamy kilku zawodników którzy mają komplet (zwycięstw) z eliminacji lub komplet bez jednego. To wygląda niesamowicie, gdy mamy już odpalić półfinały a tu taka sytuacja: 16, 16, 14, 14, 14 (dla nieznających naszej punktacji, to za zwycięstwo dostaje się 2 pkt). W takiej sytuacji z trzech czternastek musi odpaść jedna.

Spektakularna dziewiąta broniąca pleców jest spektakularna!
Zwana także niską szóstą :)


Oj... :P

Zasłona druga... LOTNA :P :P :P dosłownie :P :P :P


"Every time we touch, I get this feeling..."
I to uczucie nazywa się kontrolą czyli parę słów o walce w styku bronią kolną. TO PODSTAWA, kurtyna, dziękuję. I to w sumie wystarczyło by za cały wykład, ale - niech będzie - dopowiem kilka kwestii. Wielu początkujących zawodników unika walki w styku. Przyczyn jest wiele, ale na przykład jedna z nich to, to że nie umieją uspokoić walki na tyle, aby do styku kling w ogóle doszło. Tymczasem styk jest korzystny dla obu stron, bo pozwala obu zawodnikom na zachowanie lepszej kontroli i czytelności walki. Powinno to mieć zatem dla Nich kluczowe znaczenie, ale często niecierpliwość i źle rozumiana szybkość wykonywania działań, uniemożliwia Im nawet próbę dążenia do styku.
Najlepsze walki, z całą gamą działań takich jak natarcia zwodzone czy przeciwtempa pojawia się dopiero wtedy, kiedy walczymy w styku. Związane jest to z faktem, że bodziec dotykowy jest o wiele, wiele szybszy niż wzrokowy, co przekłada się bezpośrednio na czas reakcji i poprawną ocenę sytuacji. Walka na broń kolną bez wykorzystania styku wygląda trochę jak walka ślepców... obaj zawodnicy machają bronią w powietrzu i nagle - często w losowej chwili - decydują się na natarcie. Nierzadko kończy się to zatem trafieniem obopólnym... i potem jest płacz. Pół biedy jak płacz brzmi "dlaczego" - jest szansa na naukę i wnioski... gorzej, jeśli płacz twierdzi "to była jego wina". To drugie podejście blokuje Wam proces nauki i u niektórych potrafi trwać latami.... Obopól prawie zawsze jest winą obu stron i bardzo często wynika ze złego "przeczytania" walki. Przez złe przeczytanie rozumiem:
- brak poprawnej identyfikacji sygnału, że przeciwnik naciera
- ch** z identyfikacją; NIE ZAUWAŻENIE GO !! :)
- błędna ocena dogodnego momentu do własnego natarcia...
...i wiele innych. A wystarczy tylko przyłożyć swoją klingę do klingi przeciwnika... czemu to bywa aż tak zaporowe dla naszych Zawodników?
Może kiedyś poszukamy odpowiedzi, a tym czasem ćwiczcie na treningach walkę w styku. Uratuje Wam to skórę na niejednych zawodach, a może o prostu pomoże wygrać.


Teraz uwaga bo leci ogromna seria zdjęć - gotowi? No to odpalamy !!!

Piąta zawsze na propsie :)

Gardełko :)

"...z resztami tchu idę do przodu twardo, schowany za swą gardą" (całość, klasyka TUTAJ)

Oj 2... zaraz chorągiewki wystrzelą w górę :)

Co ma wisieć nie utonie... wisi na Rapierze :)

"Więc ja mu raz kosę w brzuch i już dalej wiecie, nie ma drugiej takiej kosy w całym świecie..." :P (całość TUTAJ)
Bow down to Man of Iron :D

No dobra, z Szabli też coś wrzucę - zasłona 3-cia zwana skuteczną :)

W takich chwilach zawsze widzę przez oczyma scenę z komiksu o przygodach LOBO "wyobraź sobie że to biszkopt" i jeb po rękojeść w gardło :)


Nowy rozdział - nowa ERA
NARESZCIE! To naprawdę wiekopomna chwila w historii SFA. Do tej pory, przez te wszystkie lata... a przypominam, że Mistrzostwa odbywają się już po raz 16-sty, to po Puchar 3 Broni wymiennie sięgało tylko 2 zawodników. Owszem, zwycięzców zwodów lokalnych było więcej, ale Puchar to 4 starty... Puchar to powtarzalność wysokich wyników przez cały sezon. No i to nie jest już takie proste. Zmęczenie, konieczność utrzymywania bardzo dużej koncentracji, ogromna konkurencja... oraz wiele innych czynników zbierało swoje żniwo wśród pretendentów. I tak Puchar, przez te wszystkie lata, krążył sobie pomiędzy dwoma zawodnikami... aż do pandemicznego roku 2020, kiedy to odbyły się tylko jedne zawody, które wygrał Tomasz.
W teorii to wtedy właśnie pojawił się trzeci zawodnik, który sięgnął po najwyższe trofeum Trójboju Klasycznego, ale ale ale... no właśnie. Rok 2020 to nie był normalny rok... nie można zatem mówić o powtarzalności wyników w całym cyklu zawodów. 
W 2021 także nie udało nam się rozegrać Pucharu i dopiero rok 2022 przyniósł nam powrót do naszej szermierczej normalności.
Puchar Neptuna we wrześniu, Puchar Śląska w październiku, Puchar Wrocławia na początku listopada, no i teraz Mistrzostwa. Pełen cykl zawodów. Puchar 3 Broni 2022 tak jak powinien on wyglądać. No i mamy nowego Zwycięzce!!
Trzeci zawodnik w historii SFA sięgnął po najwyższe trofeum. Czyli DA SIĘ !!!
To nowy rozdział, początek nowej ery.
Z perspektywy sędziego i organizatora bardzo się z tego cieszę. To pokazuje, że się rozwijamy a poziom ciągle i ciągle rośnie. Z perspektywy potencjalnego mojego powrotu na planszę... hmmmm to opowieść na inny wpis. 
Dziś cieszmy się epokowym tym epokowym wydarzeniem i namawiajmy kolejnych zawodników do próby zdetronizowania Tomka. Potrzeba nam Mistrzów, Fechtmistrzów!
Jak to powiedział Filip: "na zawody jeździ się nie dla medali, ale dla tych kilku walk...".
Dokładnie TAK. Święte słowa... niektóre walki pamięta się latami.
O to w tym chodzi. Do zobaczeni zatem na innych zawodach... nie wiem jeszcze w jakiej formie, czy po raz kolejny z chorągiewkami, gotowego do dania Wam dubla czy w też w masce Generała Grievousa. Czas (no i trochę zdrowie) pokaże. 

Powiedziałbym, że medaliści i Wojtek... ale to byłoby złośliwe :P
Medale są za Mistrzostwa, ale Puchar trzymamy przez Tomka to Puchar 3 Broni 2022 (a podium całego sezonu to właśnie Tomasz, Wojtek i Filip). 


MCF - Modern Classical Fencing albo przesłanie: Mocno Ci Fpierdolimy :D
Przyszedłem tu jeść ciastka i bić ludzi... a ciastka się właśnie skończyły...




Kategoria SFA

Chatka Puchatka 2

  • DST 9.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 15 listopada 2022 | dodano: 23.11.2022

Mówią, że "Puch-TEC" ma nową chatkę, no to idziemy zobaczyć. Ostatni dzień naszego wyjazdu w Bieszczady, a jako że muszę być na... bankiecie o 19:00 w Krakowie, to robimy tylko krótki, ostatni wypad w góry.
Uderzamy zatem na szlak i drapiemy się do góry spotkać z Puch-tkiem i napić się z Nim gorącej czekolady. Posiedzimy chwilę, jeszcze moment popatrzymy na widoki i "długa" na Kraków, bo trochę mało czasu. Na spotkanie wchodzę - tak jak przez całe nasze rajdowe życie - o 18:59, na minutę przed deadline'em.
Ech bankiety... kojarzą mi się niezmiennie z tą sceną "See you at the party" i nawet strój wyjściowy się zgadza: krawaty i białe kołnierzyki i brudny gość z lasu :D

Magic of the windy moment :)

Czapeczka odzyskana :)

Widok w kierunku Połoniny Wetlińskiej

Chatka Puchatka 2

Widoki :)

Tabliczki

Listopad a tu pogoda żyleta i pusto :)

Szkodnik na czerwonym szlaku

Rysiek :)



Kategoria SFA, Wycieczka

Rosa z Kremenarosa... i Rabiej Skały

  • DST 32.00km
  • Aktywność Wędrówka
Poniedziałek, 14 listopada 2022 | dodano: 18.11.2022

Trasa nielegalna na rower, więc trzeba było z buta - a szkoda, bo szlak graniczny rowerem to byłby miodzik.
Wetlina - Rabia Skała - granicznym przez Czerteż aż do trojstyku granic (PL, SK, UKR) KREMENAROS - Wielka Rawka - Mała Rawka i zejście zielonym do Wetliny z powrotem.
Łącznie 32 km, więc spory kawałek, ale zachód słońca na Rawce to była magia.
Ta wyprawa to nasze dopełnienie brakującej nam części granicy (większość mamy jednak rowerem, a nie z buta). Od wschodniego krańca Polski (Rozsypaniec) do Popradu właściwie kompletna! A od Popradu też spory kawałek mamy zrobiony Eliaszówki (Beskid Sądecki), Durbaszki (Pieniny), Rysy (Tatry)
No i graniczny w Sudetach też mocno objechany. Kiedyś muszę wszystkie tracki wrzucić na mapę, bo robimy obrys Polski i zaczyna to już mięć kształty :D
Tymczasem zdjęcia:

"...tylko buki w górach niewzruszone stoją, jakby chciały się do nieba wznieść" (całość TUTAJ)

2 godziny później :)

Słupki kochane :)

Widoki zacne :)

Wielce zacne :)

Gdyby była tu mgła i ciemność, to las byłby trochę upiorny :)

Więcej ładnych słupków :)

Trójstyk granic PL - SK - UKR tzw. Kremenaros

Zaczyna się spektakl świateł :)

Granice... granice... granice...

Takie tam z pagórami w tle :D

"Płoną góry, płoną lasy
w przedwieczornej mgle
stromym zboczem dnia
słońce toczy się...

Płoną góry, płoną lasy
nim je zgasi zmierzch
znowu minie noc,
znowu minie dzień...

Płoną góry, płoną lasy
lecz nie dla mnie już
brak mi zwierzeń twych,
ciszy twego snu...

Rzuć między nas - najdłuższy ląd,
najskrytszy żal, najgłupszy błąd
Rzuć między nas - to co w nas złe
a ja i tak, odnajdę Cię..."
(klasyka, klasyka, klasyka TUTAJ)"

Nasz standardowy profil wycieczki... więcej pod górę niż w przód :)




(Iście) Jeleni Skok na Falową

  • DST 55.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 13 listopada 2022 | dodano: 18.11.2022

Dwie góry niedaleko Cisnej, na których jeszcze nie byliśmy: Jeleni Skok oraz Falowa. Ta druga to "siostra" przeje***nego ŁOPIENNIKA, na który to wnieśliśmy i znieśliśmy rowery... bo nie dało się jechać ani w górę, ani w dół. Czarny szlak to była po prostu masakra: pionowe ściany, skały, itp. Na Falową idzie ten sam czarny szlak, ale Szkodniczek mówi: "na Falowej nie byliśmy, chodźmy." Pytam czy wie, że to się skończy niesieniem... to nawet z mapy da się wyczytać... poza tym to ten sam czarny szlak... ale Szkodniczek już postanowił... padło "chodźmy" i nie ma tu zbytnio pola do dyskusji. 
W planach było zatem:
- góra FALOWA nad Cisną
- potem góra JELENI SKOK z wieżą widokową
- a także wysiedlona wieś Łuh z drzwiami do nieistniejącej już cerkwi
- oraz obiad w kultowej knajpie bieszczadzkiej SIEKIEREZADA
- a powrót drogą stokową pod Różkami oraz Małych (i dużym/normalnym) Jasłem

Udało się... ale czasem się zastanawiam co my robimy ze swoim życiem. Zamiast SPA i relaks... to, ech sami zobaczcie :D

Historia nigdy nie jest czarno-biała...

Niesamowita pamiątka po zniszczonej cerkwi...

Zaczynamy podejście pod Falową...

"Hej Bieszczady, hej Bieszczady, na Bieszczady nie ma rady..." (całość TUTAJ)

...chciałoby się coś posmyrać, a tu rower trzeba tyrać :D

Jak dobrze, że błoto się skończyło :D :D :D słowem... o żesz k***a :D

Story of our lives :D TYRAMY SOBIE NIEZMIENNIE :D

Po to aby mieć kolejną tabliczkę do kolekcji :)

...i mimo, że czasem nawet zjechać się nie da (albo przynajmniej my nie umiemy)

Klimatyczny most czyli już na dole i teraz kierunek JELENI SKOK

No to co, przyszła pora na...

My chyba nie umiemy w rower :D

Hmmm...

O k***, nie kłamali :D

Zasłużony obiad w SIEKIEREZADZIE jest jak końskim ch*jem w mózg :D

Kiedy GSB spotyka PKP :D

Miejsce katastrofy śmigłowca - pięknie upamiętnione. Te szachownice są wzruszające i mówię to w pełni serio... z miłości do Sił Powietrznych:

"...a jeśli z nas, ktoś padnie wśród szaleńczych jazd, czerwieńszy będzie kwadrat, nasz lotniczy znak!
Znów pełny gaz, bo cóż że spada któraś z gwiazd, gdy cała wnet eskadra pomknie na szlak!" 
(całość TUTAJ)

Tu eres luz de mis ojos, Szkodniczku :D




Odkrywając tajemnice Baligrodu

  • DST 40.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 listopada 2022 | dodano: 22.12.2022

Znowu Bieszczady mniej znane czyli odkrywamy tajemnice Baligrodu... 


Jak bym tam dodał, po przecinku, K*rwiu :D

No nie dojedziesz... potwierdzam :)

"Znajdziesz mnie na spalonym moście, w knajpie gdzie rzucono kości, gdzie ktoś chce związać zerwaną nić... rany brzeg, wódką zlej..."  (całość TUTAJ)

OPEN (FOREST) HIGHWAY :D

Sięgając do źródeł :)

UWAGA Szkodnik na wysokości :D (pasuje Wam, że w marcu i kwietniu chodziła o kulach - jest dobrze !!!)


Dobry techniczny zjazd :)

Znowu tyramy pod górę...

Szkodnik porządkujący gołoborze :)

Odkrywając tajemnice Baligrodu :)

Zachód słońca nad Chryszczatą



Kategoria SFA, Wycieczka

Zdobyć w końcu jakieś SZCZYCISKO...

  • DST 70.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 11 listopada 2022 | dodano: 02.12.2022

Wyprawa z duchami: wysiedlone wioski Krywe i Tworylne, cmentarze wojenne i nocne włóczenie się po Bieszczadach.
Jedna z dzikszych wypraw tego wyjazdu. Żywej duszy na trasie... innych dusz całkiem sporo.

W kierunku OTRYTU...

"...lay beside me, under wicked sky" (całość TUTAJ)

W kierunku miejsc zapomnianych przez czas...

Woda przelewająca się kaskadami...

Pod górę...

Byliśmy tu kiedyś... latem (TUTAJ)

"„W okopach pełnych jęku,
Wsłuchani w armat huk,
Stoimy na wprost siebie,
Ja – wróg twój, ty – mój wróg!..."


"Rozdzielił nas, mój bracie,
zły los i trzyma straż
w dwóch wrogich sobie szańcach
patrzymy śmierci w twarz." (całość TUTAJ)

Strome zjazdy...

... ale i otwarte przestrzenie

Szkodnik na tle nieba :)

Szkodnik na tle Pasma Otrytu

Szkodnik na zielonej trawce :)

Upiorne drzewo :)

Ślady dawnych dni...

Mokradła i moczary...

Nawet Garmin ostrzega przed tym miejscem...

Gdzieże znowu lezież, Szkodnik?

"- Co znajdę w środku?
- Tylko to co zabierzesz ze sobą" (rozmowa Luke - Yoda o strachu)


Kawa też jednak będzie... kawa i procenty

Nareszcie wdrapaliśmy się na Szczycisko

Dawna kopalnia ropy i jej niesamowita historia !!

Mostek czasy świetności ma już za sobą...

Przytul mnie, Podróżniku...

Kapliczka... jak z Diablo ("The hands of men may be guided by fate")

Szkodnik, to czwórka a nie litera "Z", nie musisz tego odholowywać :D

Bestie deptały nam po piętach

Magic of the Moonlight...


Kategoria SFA, Wycieczka

Tarnica i Bukowe Berdo

  • DST 25.00km
  • Aktywność Wędrówka
Czwartek, 10 listopada 2022 | dodano: 22.12.2022

Pierwsza wyprawa naszego - czyli klasyka klasyk: Tarnica. A powrót przez Bukowe Berdo.
Mgła i deszcz czyli pogoda taktyczna :)

Wędrując we mgle

Przejaśniło się na 45 sekund :)

Na rozdrożu :)

Szczyt - Tarnica

"...wykrzycz im, z całych sił, nie przegrałem póki walczę" (mało znana piosenka z serialu "Czas honoru" - całość TUTAJ)

Klimat :)

"...knock, knock, knocking on Heaven's door" (klasyk - całość TUTAJ)

Niebieski Szkodnik na niebieskim szlaku :)

Trochę napiera deszczem :)

Wielkie te szlaki :)

"When the ligth begins to fade, I sometimes feel little strange, a little anxious when its dark..." (całość TUTAJ)

"...I am a man who walks alone and when I'm walking a dark road
At night or strolling through the park" (Bieszczadzki, Narodowy)  :D




Kategoria SFA, Wycieczka

Puchar Wrocławia 2022

  • Aktywność Sztuki walki
Sobota, 5 listopada 2022 | dodano: 07.11.2022

Zapraszam na krótką relację z trzecich i ostatnich zawodów lokalnych Pucharu 3 Broni 2022, które rozegrały się we Wrocławiu. To była ostatnia szansa dla naszych zawodników na poprawienie swoich notowań i miejsca w rankingu przed nadchodzącym ukoronowaniem całego sezonu zawodów czyli MISTRZOSTWAMI, które odbędą się już za 3 tygodnie. No i powiem Wam, że było grubo... Ekipa z Grupy Armii "SFA Południe wjechała w dawny Breslau jak niegdyś Armia Czerwona w maju 45. I nie mówię tutaj tylko o Twierdzy "SFA Kraków", bo reprezentacja Silesia FENCING Association (żart :P :P :P) także licznie odpowiedziała na jakże znane nam wezwanie "Stań do walki". Nie zabrakło także Grup Armii "SFA Środek" (Łódź i Piotrków) oraz "SFA Północ" (Poznań, TriPolis + Tczew; TAK --> jakby ktoś nie widział, to odpaliliśmy kolejną filię i powiem Wam, że jak na pierwsze miesiące działania, to wynik: 20 "osób na sali" to jest jakiś kosmos! Jak tak dalej pójdzie to za rok czy dwa, Grupa Armii "SFA Północ" będzie miażdżyć inne grupy ilością zawodników... choć liczę, że "Środek" i "Południe" nie zostawią tak rzuconego wyzwania bez odpowiedzi!).
Sam Wrocław postanowił jednak łatwo swojego Pucharu nie oddawać jakimś innym miastom i mocno okopał się na stanowiskach obronnych. Można powiedzieć, że podjął walkę tak jak niegdyś fanatyczny generał Niehoff, czyli ostatni komendant oblężonego miasta, który prowadził dalszą walkę na wyniszczenie, nawet pomimo kapitulacji Berlina. Nota bene, to właśnie do tej fanatycznej obrony miasta nawiązuje Kazik w swojej piosence "Mars napada" ---> "... to już zamknięcie matni, Wrocław jak zawsze poddaje się ostatni".

Don't mess with MANDALORIAN Warrioress :)

Trafienie "na czysto" czyli takie jakie lubimy - więcej o tym w dalszej części relacji. Pamiętajcie, że prawdziwe klingi się nie uginają, no ale umiemy w BHP :)

Nieudana zasłona ze strony lewej czyli HIT HIM WHEN HE'S IN THE AIR !!! :)

HIT HIM WHEN HE'S IN THE AIR 2 (unik w dół, czy przeskoczenie nad lecącą bronią?)


"Największym strachem napawa lęk, że... we wszechświecie, w którym nawet gwiazdy umierają... nawet bycie najlepszym, nie wystarczy aby się nasycić"
(książka, podkreślam książka "Star Wars: Zemsta Sith'ów).

Droga do stolicy Dolnego Śląska uPŁYWA nam - dosłownie - w ulewnym deszczu, ale samo miasto wita nas już promieniami słońca. Kiedy meldujemy się na miejscu, wszystko w zasadzie jest jest już gotowe, a zawodnicy kończą ostatnie przygotowania własne (rozgrzewka, sprawdzanie sprzętu). Jeszcze tylko ceremonia otwarcia i możemy zaczynać naparzać się po maskach. Odkąd nie biorę czynnego udziału w walkach (nie żeby brał udział nieczynny, po prostu mam od tego ludzi :D), mogę skupić się na sędziowaniu oraz na konsultacjach merytorycznych dla naszych młodszych (stażem) sędziów, którzy dopiero szkolą się w tej naprawdę trudnej sztuce. Wiadomo przecież, że to że przegraliście to (prawie) zawsze wina sędziego, prawda?
Może zatem dwa słowa o tej - przez wszystkich - znienawidzonej roli, która odbiera pokrzywdzonym złoto, srebro, a czasem także i godność :D
Sędziowanie szermierki wymaga MEGA koncentracji i GIGA doświadczenia. Wszystko dzieje się bardzo szybko i wiele akcji czy też - co ważniejsze - trafień, nie jest rejestrowane przez niewprawne oko. Po prostu musicie oglądnąć z 1000 walk, aby zacząć pewne rzeczy w nich widzieć. Nie ma innego sposobu i nie mówię tutaj tylko o trafieniach, ale także o błędach zawodników, tzw. "przedsygnałach" czyli umiejętności "czytania" intencji zawodnika na podstawie jego ruchu. Przykładowo będzie to zauważenie, że intencją było natarcie zwodzone, ale zwód natarcia był tak fatalny technicznie, że zrobiło się z tego losowe machnięcie lub CO GORZEJ - zaproszenie, na które przeciwnik wystartował ze swoim natarciem. Dla zawodnika interpretacja jest prosta: "wykonywałem natarcie zwodzone"..., wszystko co złe, to winna tamtego! 
No ale CO WAM MÓWIŁEM 1000 RAZY - perspektywa przeciwnika jest najważniejsza (to nie jest tożsame ze słowem słuszna!). Najważniejsza, ponieważ właśnie na podstawie swojego postrzegania (a nie ma innego, bo nie jest On Wami...) podejmowana jest decyzja o działaniu. Jeśli postrzega On początek waszego natarcia jak zaproszenie (dla niewtajemniczonych ODSŁONIĘCIE), to bardzo prawdopodobne że ruszy do przodu ze swoim natarciem. Skończy się to DUBLEM czyli najgorszym możliwym wynikiem starcia... trafieniem obopólnym, dwoma trupami... z których oba były przekonane, że miały rację i zawinił ten drugi. Wygodna perspektywa... prawie tak wygodna, jak skrzynka, w której zakopią Was 6 stóp pod ziemią, pisząc na waszym nagrobku "mógł mieć rację".
Owszem błędy sędziowskie się zdarzają, bo tak jak wspomniałem, sędziowanie wymaga utrzymywania skupienia uwagi przez długi czas, a to łatwe nie jest. Musicie obserwować bardzo uważnie walkę, "stopować" ją w odpowiednich momentach i podejmować decyzje, po których niektórzy zawodnicy płaczą lub/i rzucają maską. Każdy z nas popełnia błędy i nieraz jako sędzia podjąłem złą decyzję, ale przypominam że nie da się tego uniknąć, jak próbujecie utrzymać pełne skupienie i koncentrację przez 5-6 godzin non-stop. Mam na to, dla Was tylko jedną odpowiedź: pokażcie że jesteście lepsi, wygrajcie walkę "na czysto", tal żeby ani przeciwnik ani nikt z sędziów nie miał wątpliwości.
Trudne? Owszem, k***wsko trudne, ale tego wymagam od poziomu mistrzowskiego: WYGRYWAĆ POMIMO. Jeśli wszystko jest przeciw Wam: macie gorszy dzień, sędziowie mylą się na waszą niekorzyść, wylosowaliście najtrudniejszą możliwą grupę a MIMO TO wygrywacie, to wtedy i dopiero wtedy oznacza, że jesteście naprawdę dobrzy. Wszystko inne to tylko wasze wyobrażenie o tym, że jesteście dobrzy... i wiem co mówię, bo to zawsze była jedyna miara jakaś przykładałem do swoich startów. Jeśli marzycie o byciu najlepszym, o byciu mistrzem, to nie możecie stosować wobec siebie, zwłaszcza wobec siebie, taryfy ulgowej.

Śmierć z powietrza czyli temat lotów ciąg dalszy :)


"...to było na krawędzi dubla więc... DUBEL!" :D
Tytuł tego rozdziału, to dość śmieszna sytuacja z tych zawodów - to jeden z moich werdyktów, który wywołał rozbawienie, bo skrót myślowy jaki poczyniłem był ogromny.
Niemniej najpierw kontekst: sędzia główny skupia się na walce i akcjach jakie widzi (różnica czasu vs różnica tempa), a - jakby przy okazji - widzi także trafienia (albo nie widzi...).
Sędziowie liniowy skupiają się na zadanych i otrzymanych przez zawodników trafieniach a - jakby przy okazji - mogą podać informację o tempie (jeśli to zaobserwowali).
Nie jest tajemnicą tutaj, że pod kątem "liniowych" zupełnie inaczej odbieram wskazania osoby, która sędziowała już niejedne zawody, a zupełnie inaczej podchodzę do wskazań osób, które robią to pierwszy czy drugi raz. Doświadczenie jest tutaj kluczowe - ale nie da się go nabyć NIE SĘDZIUJĄC, więc gdzie tylko się da, wypychamy naszych "młodych" do nauki. Budowanie kadr to podstawa !!!
Akcja o jakiej mówię wyglądała mniej więcej tak:
- dość samobójcze natarcie z lewej strony, takie że zawodnik atakujący mógł nabić się na broń przeciwnika... po prostu rzucił się do przodu, kompletnie ignorując zagrażającą Mu broń.
- natarcie - mimo że mega ryzykowne - w mojej ocenie się udało, tzn. jakimś cudem nie nabił się na wystawioną broń oraz sam zdołał trafienie zadać.
- już mam wydać werdykt "trafienie w prawo", okraszony jednak komentarzem, że "to było na krawędzi dubla" bo jak to mówią... więcej szczęścia niż rozumu...
- z chwilą, kiedy w zasadzie wygłaszam werdykt, widzę że dwóch doświadczonych liniowych wskazują, że jednak nabił się na tą broń... ja tego nie zauważyłem, ale dwie chorągiewki wiszą w powietrzu niemal krzycząc "wisiał" nabity na ostrzu
- uznaję zatem, że skoro taką informacje dostaję od liniowych, no to jednak mamy trafienie obopólne (DUBEL).
- wychodzi to śmiesznie, bo jestem już w trakcie ogłaszania "pierwszego" werdyktu, ale zmieniam decyzję zgodnie z powyższym wskazaniem, co owocuje wypowiedzią:
"...Panowie, to było na krawędzi dubla, więc... [widzę chorągiewki] DUBEL"
Dla niewtajemniczonych to może być abstrakcja, ale hermetycznie jest to naprawdę śmieszne, bo "dubel" jest najgorszym wynikiem, jaki zawodnicy mogą dostać. Punktowo za zwycięstwo mamy 2 pkt, za porażkę 0, ale za dubla OBAJ/OBOJE dostają "-1", czyli stracą punkty zdobyte w innych walkach. Kara jest zatem bardzo, bardzo dotkliwa.
Gdy słyszą tekst "na krawędzi dubla" to aż widać po nich ulgę, że Im się upiekło, chyba wiedzą że było trafienie obopólne, ale żadne nie chce się przyznać... wolą aby któryś przegrał, ale nie będzie to "-1" dla obu. Wiedzą jak głupia ta akcja była, ale cieszą się, że obejdzie się bez kary.
Niemal słychać takie ciche "UFFF..." pod maską...
... i nagle pada werdykt: DUBEL !!!
GROZA !!!! Blady strach. Przerażenie zawodników. No i to było śmieszne :D
Jeśli Was to nie śmieszy, to jacyś dziwni jesteście. 

TRAFILIŚMY !!!

MY TEŻ !!!


Dopowiadając dwa słowa: oczywiście, że staram się oceniać jak najbardziej sprawiedliwie i rzetelnie jak umiem, ale oceniam także dość ostro/surowo. Powtórzę raz jeszcze: trafiajcie na czysto, niech broń przeciwnika Was nie dotknie i będzie GIT.
No ale jeśli - zwłaszcza w Rapierze - wpadacie w krótki dystans mając w rękach nasze "sztylety" i zaczynacie się dźgać jak maszyny na szycia... to sami jesteście sobie wini. Zobaczcie na statystyki, jak kończą się walki na noże... to bywają wyniki postaci: 6 trafień w lewo, 10 w prawo... wtedy nagle nie jest tak jak w Mortal Kombat... mamy wtedy (not-so-) FLAWLESS VICTORY.
Euforia, że trafiłem! Jestem wygrywem... czy to ważne, że mam przebite płuco i wątrobę. Ja stoję, a On nie, HA!... tzn. stoję jeszcze przez chwilę, póki adrenalina trzyma mnie na nogach, ale może jednak bym sobie usiadł bo "coś mi słabo"

UWAGA drastyczne:

cytat "coś mi słabo" pochodzi z dawnych lat... wychowywałem się w Nowej Hucie w latach 90-tych... to były czasy gangów i ustawek kibiców. To nie tak, że to nam się podobało, wręcz przeciwnie. Tak wyglądał wtedy świat i szkoła. Nie dało się nie żyć w innej rzeczywistości, bo takiej nie było... gdyby ktokolwiek z nas miał wybór, to by nie żył... acz wybraliśmy żyć... tzn. przeżyć...
No więc, wracamy sobie kiedyś ze szkoły grupą 12-13 latków, normalnie wracamy z lekcji do domu i widzimy "znanego" nam dresa...
Podchodzi do nas lekko zataczając się i mówi "chłopaki, zobaczcie jak TO wygląda, bo coś mi słabo". Wracał właśnie z jakieś ustawki w parku... rozpina kurtkę a tam 3 dziury w koszulce... czerwone dziury. No i usiadł sobie na chodniku... a jeden z nas pobiegł do domu zadzwonić po karetkę i ogólnie powiedzieć rodzicom, że "jakiś Pan chyba umiera na ulicy"... to nie były czasy komórek.... Fakt, to była banda debili i może lepiej by było gdyby się sami pousuwali z tego świata...ale jednak jakoś tak głupio, pozwolić komuś się wykrwawić na ulicy. 
Czekając na karetkę, gość twardo nam opowiada (lekko dysząc), że ogólnie jest zadowolony bo było 3 na 3 i tamci dostali gorzej... tylko "coś mu słabo". Banda debili... 
Dobrze, że te czasy jednak już minęły. Nie wiem jak to było w innych miastach, ale Kraków dzisiaj, pod kątem bezpieczeństwa. w porównaniu do lat 90-tych, to jest niebo a ziemia. I dobrze! Jakby ktoś nie dostrzegał ironii z jaką to opowiadam i oceniam, to powiem wprost... TO JEST TO DOBRA ZMIANA !!!  
Historia jest prawdziwa, nie jest też przejaskrawiona. Nie ma tu jakiś niestworzonych rzeczy... to po prostu opowieść o "Panu", który przysiadł sobie na chodniku, bo trochę "słabował".
Lata 90-te... z jednej strony wspominasz z sentymentem, a z drugiej niech nigdy k***a nie wracają :P 
KONIEC drastycznego

TAK WIĘC DUBEL !!! Możecie płakać i mieć pretensję. Wytłumaczę werdykt, pokaże sytuację, ale zdania nie zmienię. Jeśli broń przeciwnika, przeora Was podczas waszego natarcia, to jako sędzia będę bezlitosny. Będzie DUBEL i polecenie wracać na treningi i uczyć się, że szermierka to sztuka NIE OTRZYMYWANIA trafień :P

Tymczasem w hali odlotów "That's what I call BIG AIR" :D

Zasłona w wypadzie - zawsze zacne działanie :) Tutaj tzw. PIĄTA.


Przepis na sukces?

No to na koniec - jak zawsze - kilka słów o samej szermierce jako sztuce walki. Znowu poruszę temat rzekę: TAKTYKĘ czyli dobór działań w walce. Dobór ten musi być dostosowany do tego z jakim przeciwnikiem walczycie. Każdy zawodnik jest inny i to co działa na jednego z nich, może być fatalnym błędem w walce z innym. Musicie "czytać" sytuację i podejmować decyzję - nierzadko obraną taktykę trzeba zmienić, bo przeciwnik umiejętnie na nią odpowiada. Cieszy mnie, że niektórzy nasi zawodnicy przychodzą do Basi czy do mnie.. przychodzą zapytać, poradzić się: co zrobić z danego typu przeciwnikiem. To cieszy dlatego, że to oznacza iż (nareszcie!) nie wychodzą do walki na zasadzie "URAAAA", ale zaczynają myśleć, kombinować i analizować. 
Czy warto będzie zastosować natarcie zwodzone? Na każdy mój ruch do przodu przeciwnik bierze panicznie i intuicyjnie zasłonę... a może jest wręcz przeciwnie: oponent jest na takim poziomie, że nawet nie zidentyfikuje mojego zwodu i zrobi paniczne przeciwnatarcie pchnięciem wyprzedzającym... oczywiście bez uniku... Co będzie lepszym działaniem w jednej i drugiej sytuacji: natarcie zwodzone czy też może przeciwtempo przez zasłonę długą, zwane czasami także przeciwtempem przez złożony chwyt żelaza?
Myśleć, analizować, wyciągać wnioski !!!
Śmieszna jest jednak czasem automatyka tych działań w przypadku niektórych zawodników. Miałem taką akcję na zawodach:
Zostałem zapytany: "co robić gdy przeciwnik cofa rapier na biodro i się pochyla" (hmmm... coś mi to przypomina :P :P :P, tym którzy mieli okazję szturmować FORTECĘ, także powinno to coś przypominać :D)
Analizujemy zapytanie i obserwuję walki zawodnika, o którego pytano. Następnie podaję moją rekomendację "OK, gdy cofnie broń, to..."
Pada krótkie "ZROZUMIAŁEM". Kiwam głową z aprobatą :)
Stwierdzam, że prze-sędziuję tą walkę i zobaczę czy sobie "mój pytający" (dalej w skrócie już jako MÓJ) poradzi. Zamieniam się z Basią planszami do sędziowania i obserwuję.
Przeciwnik trzyma Rapier na wyprostowanej ręce, niemal w linii, wypycha go mocno do przodu. "Mój" zawodnik uparcie próbuje zastosować obronę przed bronią cofniętą na biodro... Raz, drugi, trzeci... no, lekko się załamuję.
Cieszę się, że zrozumiał instrukcje... naprawdę się cieszę, że wykonuje dokładnie to, o czym rozmawialiśmy, ale DAMN IT!!! sytuacja taktyczna jest inna !!!
Owszem, jego przeciwnik do tej pory w każdej walce cofał rapier, ale tym razem stoi z bronią do przodu, niemal w linii... a "mój" zdaje się nie zważać na takie przyziemne rzeczy jak rzeczywistość. Dostał przepis, więc jedzie zgodnie z przepisem... nieważne że sytuacja jest inna. 
Robiąc ekstrapolację ORIENT'ową (ORIENT'alną?), to wygląda tak jakbyście zadali pytanie o mapę w skali 1 do 50 000.
1 cm to 500m, więc skoro do lampionu jest 3 cm, no to trzeba przejechać 1,5km.
Byłoby przykro, gdyby mapa jaką dostaliście była w skali 1 do 10 000... ale co tam!
ale mówiłeś, że jeden cm to 500m... pamiętam, tak mówiłeś !!!
Ech... może kiedyś się nauczą... może...
Trzeba jednak docenić, że pytają. Kiedyś nie pytali, tylko lecieli "na pałę".

Cierpliwość jest cnotą. Do wszystkiego trzeba dojść, czasem pomału... mamy czas.

No jakieś 3 tygodnie!! Bo zaraz Mistrzostwa!
I tym optymistycznym akcentem kończymy na dziś. Widzimy się pod koniec listopada w Piotrkowie, zwłaszcza że cokolwiek się stanie, to Mistrzostwa te będą kolejnym rozdziałem w naszej opowieści. Nowym krokiem milowym, ale na razie ciiiiii... powiem Wam o tym podczas rozdawania medali, no i w relacji :)

Pierwsza runda Szpady


Dogrywka do drugiej rundy Szpady

Klimatyczne te ściany :)

Dwa natarcia, dwie obrony - kwintesencja Rapiera :)

Wejdzie czy nie wejdzie?