Lipiec, 2021
Dystans całkowity: | 758.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 63.17 km |
Więcej statystyk |
Pod słońcem To...karni :)
-
DST
70.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Byliśmy zbyt blisko naszego ukochanego Beskidu Niskiego (ale Stromego) aby nie wyskoczyć tam chociaż raz. Bieszczady Bieszczadami, są super - ale Niski ma w sobie coś magicznego.
Lecimy zatem w okolice Wisłoka i Jaślisk (oraz aby sprawdzić czy Czystogarb nadal jest czysty!), aby dorzucić do naszej kolekcji kolejny fragment Głównego Szlaku Beskidzkiego rowerem. Krótka foto-relacja z naszej wyprawy Pod słońcem To... karni :)
Gdzieś pod Polańską (Polany Surowiczne)
Beskid Niski...
Wybieram opcję c. "C" tylko i wyłącznie :D
C...D...AHA... C? Nie ogarniam tych nutek...
Znowu bezkresy...
Główny Beskidzki zawsze na propsie :)
Pędzimy przez las :)
Pod...
...słońcem...
TOKARNI :)
Pola i łąki :)
Niezmiennie "GET LOST IN THE FOREST" :D
W stronę słońca :)
Riders of the Setting Sun...
Kategoria SFA, Wycieczka
W mateczniku niedźwiedzi... HYRLATA
-
DST
50.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Lenon jedzie z nami, chociaż jedzie to jest eufemizm bo dwie pierwsze godziny to po prostu ostre pchanie.
Sama Hyrlata jest jednak "u góry" niesamowicie przejezdna, aż jestem zaskoczony - rewelacyjny singiel między drzewami, ale także i piękne widoki.
...i wtedy padają takie słowa od Szkodniczka "w sumie to bez sensu objeżdżać górę dookoła stokówkami, skoro mamy zjeżdżać do Cisnej, to może przejdziemy jednak przez Okrąglik i Jasło".
WYJDŹ ZA MNIE !!! Raz jeszcze!! A potem jeszcze raz!
Jedziemy przez Okrąglik i Jasło - moje ulubione bieszczadzkie góry. Okrąglik to piękna graniczna góra, a Jasło to niesamowita panorama 360 !!
Ruszamy pod górę wzdłuż słupków granicznych. Podejście pod Okrąglik jest zacne, ale zachód Słońca na Jaśle to jest bajka. Zjazd Głównym Szlakiem Beskidzkim (czerwonym) już po zmierzchu, a końcówka na latarkach.
Jeszcze jedna w sumie rzecz bardzo mocno zapadła mi w pamięć, ale o tym niżej - przy konkretnym zdjęciu,
"Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu, wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi, śród fal i łąk szumiących, śród kwiatów powodzi..." (przypis chyba niepotrzebny, prawda?)
Ponoć MATECZNIK NIEDŹWIEDZI :D
"...jest tyle gór do zdobycia" i to jest właśnie piękne
Kocham takie ścieżki, trzeba się dobrze składać miedzy drzewami :D
Szkodnik na Hyrlatej
Kolejna tabliczka wpadła "Fine addition to my collection" :D
Extra ścieżka :D
W dolnych partiach drzewo-porywacze znowu rozje*** walili drogi...
"...wołać będzie 'MORDOWAĆ' i spuści psy wojny" (Szekspir oczywiście, "Juliusz Cezar", akt 3)
Fragment "ogarnęło mnie poczucie dumy; zrozumiałem że (...) pod naciskiem mej niesłabnącej woli, którą potrafiłem natchnąć wykonawców" ja odczytuję jako "straty nie miały większego znaczenia, wykrwawiłem 13 Dywizję, ale przełęcz zdobyliśmy".
Wojny wybuchają czy tego chcemy czy nie i wiara w wieczny pokój jest po prostu naiwna (co nie znaczy że nie należy do niego dążyć!), ale dowodząc formacjami bierze się odpowiedzialność za życie ludzi "pod sobą". Owszem straty w pododdziałach, zwłaszcza podczas przełamywania tzw. "twierdz" zawsze są nieuniknione, ale wykrwawianie własnych oddziałów w kolejnych bezsensownych szturmach aż do skutku, to jest zbrodnia. Stopień dowódczy to nie chwała, to odpowiedzialność za życie podwładnych. Ktoś pewnie powie, że najlepiej nie pchać się w sytuację wojny. To święta prawda, ale jest to tak samo prawdziwe, jak to że nie mamy często na to żadnego realnego wpływu... więc jeśli kiedyś przyjdzie nam włożyć mundur dowódcy, to do samego końca trzeba pamiętać i rozumieć, co oznaczają gwiazdki i szarże na pagonach. Zwycięstwo to nie tylko "zajęcie przełęczy", ale także minimalizacja strat we własnych ludziach przy realizacji tego celu.
Fragment "...stoczymy się jak lawina (...) i przeniesiemy nareszcie pożar wojny na obcą ziemię" jest niesamowity. Niesamowity i jeszcze bardziej złowieszczy niż poprzedni.
Definitywnie tacy ludzi nie powinni nigdy dosłużyć się tak wysokiego stopnia wojskowego.
Nie zmienia to faktu, że jest coś przerażająco fascynującego w "niesieniu pożogi"... i dlatego na takich stanowiskach potrzeba ludzi umiejących zdławić w sobie tą chęć.
Bo ona się pojawi... możecie oszukiwać się, że nie, ale prędzej czy nie, ona się pojawi, zawsze się pojawia... od tysięcy lat.
Nie wierzycie? To poczytajcie --> TO ARCYDZIEŁO a potem wrócimy do dyskusji.
Jedna trzysiestodruga drogi za nami :D
Widok z Okrąglika... gdzie w oddali "równina węgierska", jak to było z tym pożarem...?
Binarna Góra same jedynki i zera :)
Jasło
Mówiłem, że Jasło !
Zostaniemy tu do nocy... jest pięknie
Zaczyna się piękny spektakl... horyzont po prostu płonie
Jak zwykle powrót po nocy
Kategoria SFA, Wycieczka
Przez bezkresy Księstwa Arłamowskiego...
-
DST
75.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak nazywany był ośrodek wypoczynkowy "elit" PRL, gdzie nie miał wstępu normalny człowiek. 30 00 hektarów prywatnego folwarku władz jedynej słusznej partii, na terenach niemal do zera wysiedlonych w ramach Akcji "Wisła". Gościli tu Gomułka i Gierek i przez gościli nie rozumiem tylko że wypoczywali, ale dosłownie gościli także innych... na przykład takie postacie jak Breżniew, Tito, czy nawet ostatni szach Iranu Reza Pahlawi. W okresie stanu wojennego internowany był tutaj także Lech Wałęsa.
Okoliczne lasy, doliny i pagóry były sztucznie "zasilane" w zwierzynę łowną. Przewodnik REWASZA (jak ktoś nie zna, ten niech wie, że REWASZ'e to najlepsze przewodniki na rynku PL) mówi, że w Dolinie Jamnej (która ma w sumie tylko kilka kilometrów) wieczorami pasło się około 900 - 1000 rogatych stworów (sarny, jelenie, itp). Mieli więc do czego postrzelać prominenci czasów słusznie minionych.
Obecnie znajduje się tutaj jeden z najbardziej znanych hoteli RP. Hotel Arłamów. Jak ktoś nie zna, to powiem tak: hotel ma własne lotnisko... w zasadzie dwa, jedno bliżej dla helikopterów i drugie trochę dalej dla samolotów. Takie rzeczy jak kryte własne, ogromne obiekty sportowe czy obiekty do jazdy konnej to nawet nie wymienię, bo to oczywiste.
Goszczą tu w najbogatsi czyli sportowcy, politycy, aktorzy... no i pewnie też mafia. W sumie niektóre w/w grupy mogą się całkiem skutecznie przenikać :)
Zrobiliśmy ze Szkodniczkiem prowokację i napisaliśmy do Hotelu prośbę o ofertę na 7 dniowy pobyt (utożsamiając się z oczywiście tym ostatnim ugrupowaniem). Dostaliśmy propozycję z kwotą 5-ciocyfrową i... jedynka nie była cyfrą na początku tej liczby :)
Przejeżdżając bezkresy Księstwa czyli Połoninki Arłamowskie oraz okoliczne pagóry Pogórza Przemyskiego, wieczorem wracając do naszego SFA-Orientpanzerkampfwagen postanowiliśmy się "karnąć" po obiekcie i sprawdzić czy dobrze, że wybraliśmy nocleg w innym miejscu... i powiem Wam, że tak. "Kto bogatemu zabroni" - przecież pięciocyfrowe kwoty bez jedynki na przedzie, to dla nas jakieś drobne... ale tak realnie patrząc, mają trochę za niski standard jak na moje oczekiwania. Miałbym problem z lądowaniem na tak małym lotnisku :D
Bezkresy czyli Połoninki Arłamowskie :)
Kurs kolizyjny :)
Dobre drzewo na punkt !
Tylko cisnąć!
Cisnąć bardziej !!
Jeden ze szczytów Pogórza Przemyskiego - nie był suchy, wpadłem w bagno do połowy łydki... jakże pięknie ukryte w trawie
Więcej bezkresów
Kolejna tabliczka do kolekcji :)
Widok z dołu na powyższą tabliczkę
Kurs (jeszcze bardziej) kolizyjny :D
Słup graniczny Doliny Jozefata (Kalwaria Pacławska)
Droga do Hotelu Arłamów :D więcej zdjęć nie ma no bo trochę przypał - przyjechały bidoki fotografować przepych :D
Kategoria SFA, Wycieczka
JELENIOWATY (i) u Źródeł Sanu
-
DST
75.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyprawa do Źródeł Sanu z Mucznego. A że w Mucznym zrobili wieżę widokową (na szczycie Jeleniowatego), to oczywiście tam też musieliśmy wbić po drodze.
Stwory duże i małe
Dzień jak codzień na wakacjach
No zacny widok z tej wieży tu mają
Lenon w wersji WTF :)
Piękna droga
Dobry techniczny zjazd!
Wciąż dalej i dalej...
..nawet jeśli skończyły się drogi
Na granicy
Grób Hrabiny
Świat, który przeminął...
Prawie u źródeł
"Studnik"
Wysokość na polskiej tabliczce jest prawidłowa
Ci trochę poszaleli z tym pomiarem :)
Mostki przez bagna
Ramię w ramię... aż po horyzontu kres
Z wolna zapada nad nimi zmrok...
Bieszczady... zmiany klimatu coraz szybsze :)
Kategoria SFA, Wycieczka
Życie jak w Otrycie...
-
DST
70.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak oto Otryt wpisał się w moją pamięć... a dziś?
Ruszamy ponownie w Pasmo Otrytu, w planie mając przejechać je całe, zdobyć Trohaniec i odnaleźć wysiedlone w Akcji "Wisła" wioski Krywne i Trywolne.
Uwierzycie, że to zupełnie puste bieszczadzkie szlaki. Owszem przed Chatą Socjologów trochę osób było, ale samym pasmem dalej nie szedł już nikt... zupełnie nikt. Ponad 25 km górskim szlakami w całkowitej ciszy i spokoju... w samym środku wakacji. Niesamowite. W opuszczonych wioskach spotkaliśmy 4-osobową rodzinkę, z którą ucieliśmy sobie prawie 30 min konwersację... rewelacyjna ekipa! Pozdrawiamy serdecznie jeśli odnaleźli nas w mrocznej sieci internetów (i nie mówię o DarkWeb'ie) :D
Słowo o Trohańcu bo zamyka on pewien etap w naszym wyprawowym życiu. Pisałem Wam już kiedyś o kontrowersjach Korony Gór Polski... analizując pod tym kątem tereny w których właśnie jesteśmy, to nie do końca wiadomo czy to już Bieszczady czy (nieuznawane przez niektórych) Góry Sanocko-Turczańskie. W Koronie ich nie ma, ale jednak wskazywane są jako osobne góry, więc pasowało nam je "machnąć"... do tego, jako że nie są w pełni określone, to nie wiadomo czy za ich najwyższy szczyt uznawać Jaworniki czy Trohaniec.
Innymi słowy: MASAKRA. Mamy zrobiony właściwie cały Diadem Gór Polski (80 szczytów, słownie OSIEMDZIESIĄT) a z Gór Sancko-Turczańskich nie mieliśmy wszystkich podejrzanych o "najwyższość".
Na Jawornikach już byliśmy - wpis tutaj: Wasza Wysokość, Panie Marszałku meldujemy rozbicie Grupy Kamiennej Laworty (zdobyte góry: Wielki Król, Pasmo Żukowa, Kamienna Laworta oraz właśnie Jaworniki). Ich inne pasmo czyli Gory Słonne także już mamy (wpis TUTAJ), ale Trohaniec - zwany przeze mnie TROHNIEC !!! do tej pory nam się wymykał.
Wstyd i hańba, więc dziś stawiamy kropkę nad "i".
Od dziś mamy Koronę Gór Polski w każdej możliwej konfiguracji i każdym podawanym wariancie, nawet z górami których nie ma :D
Życie jak w Otrycie :D
"Stromo ścieżkami pnie się Otryt..." - wspomnienia ze Stanicy Kresowej "Chreptiów", z kręcenia pewnej klasyki :D
Dzikość Otrytu zaskakuje nawet mnie :)
Wakacje z Aramisami... Lenon nie narzeka (ma zakaz) :D
20 minut dzieli nas od postawienia kropki nad "i"... a zajęło nam to jednak trochę czasu :)
TROHNIEC !!!
Szkodnik na kamyczkach :D
Socjolodzy... nie można wymagać zbyt wiele :D
Szkodnik w Krainie Czarów :D :D :D
Głębiej i głębiej w Pasmo Otrytu
Gdzieś na krańcu świata :)
"Hear the sound of a machine gun
Hear it echo in the night
Mortals firing rains the scene
Scars the fields
That once were green
It's a stalemate at the front line
Where the soldiers rest in mud
Roads and houses
All is gone
There is no glory to be won...
What's the price of a mile?" (TUTAJ)
W kierunku na KRYWE
"W krainie wilka"
W kierunku wisi, których już nie ma...
"Tymczasem przenoś mą duszę utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych.." (przypis chyba niepotrzebny... powiedzcie, że niepotrzebny....)
Ruiny cerkwi... Akcja "Wisła" była zbrodnią.... Akcja "Wisła" rozwiązała problem UPA... nic nigdy nie jest czarnobiałe
Nikt tędy w zasadzie nie chodzi...
Iwan, Pawlo, Iwan, Wasily, Tjeodor, Katjerina, Michaił...
Pasmo Otrytu w całej okazałości
"Słońce już gasło, wieczór był ciepły i cichy,
Okrąg niebios gdzieniegdzie chmurkami zasłany,
U góry błękitnawy, na zachód różany;
Chmurki wróżą pogodę, lekkie i świecące,
Tam jako trzody owiec na murawie śpiące,
Ówdzie nieco drobniejsze, jak stada cyranek.
Na zachód obłok na kształt rąbkowych firanek,
Przejrzysty, sfałdowany, po wierzchu perłowy,
Po brzegach pozłacany, w głębi purpurowy,
Jeszcze blaskiem zachodu tlił się i rozżarzał,
Aż powoli pożółkniał, zbladnął i poszarzał:
Słońce spuściło głowę, obłok zasunęło
I raz ciepłym powiewem westchnąwszy - usnęło..."
...a my wracaliśmy pod zmroku paręnaście kilometrów... ale od śmierci głodowej uratował nas BLASZAK W DWERNIKU !!
Rewelacyjna miejscówka, gdzie coś na ciepło można zjeść nawet grubo po 22:00.
Ekipa z Krakowa... pier***nęła wszystkim wyjechała w Bieszczady i założyła Blaszak w Dwerniku.
Takie miejsca to skarb na trasie "Nocnych Wędrowców (Ulf Nitj'sefni)" - kto wie skąd pochodzi to określenie, ma u mnie piwo :)
Kategoria SFA, Wycieczka
Bieszczady (o wiele) mniej znane...
-
DST
50.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
...czyli Magura Stuposiańska oraz Dwernik Kamień. Niemałe pagór, niemałe bo ponad 1000m każda. A przy tym niemal kompletnie bezludne. Na Magurze, na całym szlaku spotkaliśmy może z 10 osób, a na Dwerniku całe dwie (oprócz nas). Środek wakacji, to nie do uwierzenia niemal... ale tego właśnie nam było trzeba.
Do tego, niesamowicie strome podejście (zwłaszcza na Magurę); wiecie - podpych z cyklu "każdy umiera w samotności"... tego akurat nam nie było trzeba, ale góry mają swoje prawa.
Uwielbiam takie szlaki :)
Pchamy
Nadal pchamy...
Niesiemy...
No nie było łatwo tutaj się wytachać...
Co byś szlaku nie przegapił :)
Szkodniczka łapka do zobrazowania wielkości :)
YES YES YES !!! Mamy już na ścianie w salonie CZERWONY (zdobycz z Głównego Szlaku Świętokrzyskiego) i NIEBIESKI (znaleziony w Beskidzie Niskim)
Jakże cenne trofeum :)
Dzień dobry, Bieszczady :D
Tabliczka po przejściach, tabliczka z przeszłością - naprawdę zapomniana cześć Parku
Skoro żubr to "Puszcza Imperator" to jaką funkcję pełnią miśki ? :)
Wciąż w górę i w górę :)
Aż na szczyt
Zaczyna się najpiękniejsza pora w górach
Tak było... 2 godziny srogiego podpychu :)
Pełen track z dzisiaj to dwa takie stożki (Magura i teraz Dwernik)
Morze gór :)
"Let them fall face-down if they must die, making it easier to say goodbye..."
Proces skutecznego dowodzenia ogromnymi formacjami (takimi jak armie czy grupy armii) oraz planowanie całych kampanii jest naprawdę fascynujące...
Kategoria SFA, Wycieczka
"Zielone wzgórza nad Soliną..."
-
DST
80.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
To wszystko przez Wojciecha, który śpiewał "Zielone wzgórza nad Soliną" i się zasugerowaliśmy, że będzie fajnie :D
W sumie nawet było, choć...
Napisałbym, że dawno tak nie utknęliśmy w błocie... ale utykamy tak stosunkowo regularnie. Biedny Lenon, pierwsza wyprawa z nami w Bieszczady (Lesiste - te niższe) i taki falstart...
Dopiero gdzieś w okolicach Korbani (894m) i przy wodospadzie Czartów Młyn poruszaliśmy się drogami... bo wcześniej... co tam będę pisać, sami zobaczcie.
Ale cóż Panie Lenon, "Hej Bieszczady, hej Bieszczady, na Bieszczady, nie ma rady, chciałoby się pokowboić a tu trzeba..." pchać przez błoto i wiatrołomy.
A dla Szkodniczka?
"Słońce tego jeszcze nie wie, ja tam jestem pewien, że będę pchał, będę pchał... Dla Niej kolce, błoto, rzadko wino, wczasy nad Soliną..." (parafraza pewnego OBJAWIENIA INTERNETÓW).
Niezły start...
Coraz lepiej...
"Coraz lepiej 2: Roślinność plugawa żąda krwi..."
Mijały godziny...
Chodź objedziemy Solinę... będzie fajnie...
4-ta godzina wycieczki...
Czyli jednak są tu jakieś drogi...
...albo nie...
Korbania - byliśmy tu kiedyś, ale grubo po zachodzie słońca, więc był piękny widok na ciemność. Nadrabiamy zatem widoczki :)
A jest na co popatrzeć
Duch i Mrok trochę ubłocone po przedpołudniowych przeprawach
Zjazdy, że można palić hamulce :D
Lubimy takie przejazdy
"Czasami trzeba dać się ponieść" - Duch
Dawno nie było wiatrołomów, prawda?
Takie zjazdy to jest miód :D
Co by nie było, że już tylko w dół :)
Dobry techniczny zjazd acz trochę szarpie :D
W drodze na wodospad Czartów Młyn
A powrót jak zawsze po nocy - zawsze nam braknie dnia :D
Kategoria SFA, Wycieczka
CZARNA setka po ZIELONYM Śląsku
-
DST
92.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie zrobiliśmy zatem małego fragmentu zaplanowanej trasy, ale w zasadzie udało się nam objechać wszystko "na sucho". Chociaż to nie jest najlepsze określenie, ale o tym za moment - najpierw dwa słowa o samej wyprawie.
Czemu "Czarna"? No by przyjeżdżamy - trasa projektowana pod nas!
Z Magdą i Mateuszem nie widzieliśmy się naprawdę długo... zbyt długo, bo ostatni raz to chyba na Himalajskiej Grze Terenowej, jeszcze przed początkiem pandemii. Parę tygodni temu udało nam się umówić na 17 lipca na specyficzną wyprawę: Mateusz miał zaplanować trasę około 100 km po okolicach Rudy Śląskiej i Zabrza, tak aby pokazać nam inne ZIELONE oblicze Śląską. Owszem jest ono nam jakoś znane z różnych RAJDÓW KATOWICE (2017, 2018, 2019), Sosnowieckiego Rajdu Przygodowego, Wiosny z Kompasem, czy też Tropiciela 17, ale były to głównie okolice Lasów Murckowskich i tereny zielone Chorzowa. Tym razem - jak wspomniałem wcześniej - Mateusz zabierze nas głównie po Rudzie i Zabrzu.
Mamy zatem zapisaną w kalendarzu datę 17 lipca, a sami wiecie jak czasem ciężko zgrać się terminowo na takie wyprawy, żadne zatem GRADY, pioruny i inne takie nie mogą nas zatrzymać (acz nie ukrywam, że taki GRAD BM-21 z załączone linka to niejedną armię już zatrzymał... jest w tej broni coś hipnotyzująco-fascynującego... tak długo jak nie jest skierowana przeciw Wam...btw, fragment od 1:30 tego filmiku jest niesamowity...ale UWAGA filmik na własne ryzyko, bo są tam sceny realnego ostrzału miast w Syrii czy na Ukrainie).
Porzucając jednak moje chore fascynacje i wracając do głównego nurtu narracji, to jest tak jak mówię: umówiliśmy się na 17 lipca, więc najwyżej nam doleje, trudno - nie ma opcji abyśmy to przekładali, bo znowu będzie to przełożyć o 2-3 miesiące. Ruszamy zatem z rana do Rudy Śląskiej, trochę zaklinając deszcz, który ma się pojawić w ciągu dnia.
Już na miejscu odpalamy maszyny i ruszamy z Magdą i Mateuszem w okoliczne lasy.
To ciekawe doświadczenie, abstrahując od tego że super było się zobaczyć po (zbyt) długiej przerwie... mówię tutaj o tym, że nie mam mapy na kierownicy. Nie nawiguję, nie prowadzę... mogę wygodnie jechać za kimś. Prawie zapomniałem jak to jest :)
Tak szczerze, to na wszelki wypadek mam mapę Śląska w skali 1:100 000 w plecaku jakby nas Pacan gdzieś zgubił :P
(Tak wiem, że jest nawigacja Google... i co z tego? To ma być argument aby nie brać mapy?)
W planach dzisiejszej wyprawy mamy nie tylko lasy, ale także HAŁDY !!!
Niby Ruda (Śląska) a jednak zielono :)
Mój plecak jest równie czysty jak ten Basi...
Bunkier z (makabryczną) historią. Można poczytać o niej TUTAJ.
Tak bardzo - w oderwaniu od samych okoliczności tragedii - chciałbym zauważyć, że goście raczej nie mieli pojęcia o samej ideologii jako takiej.
Już widzę, że czytali dzieło życia LaVey'a albo słuchali wykładów Alistera Crowley'a... na pewno znali je na pamięć, ech... może nie będę drążył tematu, ale zabija mnie zasłanianie się ideologią, której nie rozumie się tak zupełnie. Jakby ktoś chciał wiedzieć więcej o czym mówię, to zapraszam do (ostrożnej...) lektury TEGO i potem może podyskutować trochę "głębiej" :)
Martwy las w wodzie zawsze na propsie:)
Nasi dzisiejsi Przewodnicy :)
Atakujemy jedną z hałd :)
Zjazd z hałdy
Zaczynają się księżycowe klimaty hałdy :)
Czarne złoto :)
Po czarnej ziemi :)
Klimat jak prawie jak Hałdy mają ślipia... tzw. "Wzgórza mają oczy" (klasyk tej historii był autorstwa samego Wes'a Craven'a w 1977)
No jest klimat, sami chyba przyznacie :)
A to już kolejny punkt kontrolny na naszej trasie - gdzieś w Zabrzu :)
UWAGA - będzie hermetycznie, bardzo. Popatrzcie na zdjęcie poniżej... tak wiem ja ma paranoję, ale ja widzę przed oczami to:
"Took the short way in
The long route back, Convoy 92
Bury, Gleaves and Ingham leading
Tankers to the west...(...)
...Gleaves led the convoy into the hornet's nest"
Nawet wskażę Wam, który to "Gleaves" , a który to "Ingham". Jak podzielacie moją paranoję to TUTAJ całość.
Kiedy zabraknie mostów :)
Szkodnik sporządza raport nadzoru budowlanego ("coś Wam upitoliło rurkę...")
I znowu atakujemy hałdę :)
Nie obyło się bez klasyki :)
Na krawędzi :)
Zielone drogi przez cały dzień
Gdzieś w Chorzowie :)
Pogoda się udało, trochę popadało ale tak naprawdę to niemal niezauważalnie bo... mieliśmy tropiki. Wilgotność chyba z 90%... roślinność plugawa (czyli ta niższa niż 800m npm) robiła atmosferę niemal dżungli...
ALE i tak było bardzo miło. Dziękujemy za wyprawę i polecamy się na przyszłość. Do setki brakło kilku kilometrów ale to nie szkodzi, nazwa zapodana przez Mateusza jest zacna.
"CZARNA setka po ZIELONYM Śląsku " - z naszej strony jest FULLY APPROVED :D
Kategoria SFA, Wycieczka
Leśna szkoła nawigacji "PRZEZ KRZORY"
-
DST
12.00km
-
Aktywność Wędrówka
Do nauki nawigacji trzeba podchodzić SYSTEMatycznie (DAMN... to było tak suche i hermetyczne, że nie dość że rów z wodą wysechł, to go jeszcze zakręciło... w kierunku zachodnim...).
A na koniec najbardziej znany kopiec w Krakowie zrobiony w stylu alpejskim, bez bazy wysuniętej i aklimatyzacji, aby zobaczyć nocna panoramę Krakowa :)
Rodzina zORIENTowana w dobrym kierunku :)
Kompasy i mapy wręczone... jeszcze nie wiedzą co ich czeka
Wąwoziada 2021 :)
Stromo, mokro i przez krzory czyli story of my life :)
Typowe kadry nawigacyjne - kompas na szyi i mapa w ręku :)
Pierwszy punkt kontrolny...
Zdarza się czasem chodzić drogami... wiem, że to passe, ale jednak czasem się nam zdarza
Którędy teraz?
Co masz w 4-tym?
Noc nas zastała a my... w lesie :)
Panorama z kopca
Kategoria Wycieczka
Rajd HAWRAN 2021
-
DST
90.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dlaczego jednak powiedziałem, że "niemal"... bo, jak genialne nie byłby wszystkie edycje Hawrana, to Organizatorzy: Magda, Maciej i Piotr potrafili jednak sprawić, abyśmy na jeden Hawran nie dotarli. To niesamowite bo naprawdę trzeba się nieźle postarać, aby tak spaprać sprawę. Byliśmy pod wrażeniem... negatywnym, ale jednak wrażeniem :D
Pierwsza edycja Hawrana to była Rotunda, Radocyna i Przełęcz Małastowska (jeśli nic Wam nie mówią te nazwy... to trudno, ja widziałem się z wtedy moim przyjacielem Wierchem Wirchnem).
Druga edycja to Dziamera, Szweja, studnia pasterska i zdjęcie dekady jeśli chodzi o ilość błota (chociaż jazda rzeką to też było coś!).
Trzecia edycja Hawrana, odwołana jak nasza Siła KORNOlisa przez pandemię, finalnie odbywała się w terminie... (NOOOOOOO....) naszego ukochanego Jaszczura (edycja "Graniczna Przełęcz"). W zasadzie jedynego rajdu, który mógłby nas powstrzymać przez przyjazdem na Hawrana.
BLUŻNIERSTWO, HEREZJA.... Pokryć Hawrna z Jaszczurem. Takich Organizatorów, to ze świecą szukać... świecą, pochodnią i tłumem rozwścieczonych wieśniaków ("wójcie dajcie grabie, idziemy na nich cała wsią" - parafraza TEGO). Tacy Organizatorzy to najprawdziwszy skarb, tylko ich zakopać w ogródku... są jak kryształ, załamują nawet światło...
Oczywiście, nabijam się teraz - bo sami wiemy jak ciężko trafić w termin rajdu pasujący wszystkim (przez ciężko rozumiem... że się nie da)... życie to sztuka wyboru, ale w takich chwilach moje serce płacze. Hawran jeszcze miałby szansę, przyciągnąć nas Beskidem Niskiem, gdyby Jaszczur odbywał się gdzieś "na płaskim", ale odbywał się w... Beskidzie Niskiem (szach-mat, k***a, kurtyna, oklaski...). No nic, Panie Kot, przykro mi jak psu, ale NI CHU CHU - JA nie przyjadę... :P
Tym sposobem mimo, że chciało nam się płakać, to na trzecią edycję Hawrana w 2020 nie dotarliśmy - taki kolejny smuteczek, jaki można dołożyć sobie do roku 2020.
Tyle tytułem wstępu... w tym roku wracamy na Hawrans, tak więc "czy Wam się to podoba czy nie, Aramisy są nadal wśród żywych" (parafraz słów Thanosa z KOMIKSU, nie filmu!, "The Infinity war"). Gotowi? No to jedziemy z relacją.
Formuła F...8 czyli tryb awaryjny
Jak ktoś pamięta to F8 to był tryb awaryjny w starszych edycjach Windows'a i taki też tryb musimy odpalić w dzień rajdu. Na czwartą Hawrana ostrzymy sobie bowiem mapniki od wielu tygodni i nawet budzik dzwoniący o 3:45 (jak ja kocham soboty...) nie jest w stanie nam popsuć humoru. Los jednak próbuje popsuć nam nie tyle humor co plany, bo mamy problem z wyjazdem. Piątkowe nawałnice zalały nasz podziemny garaż i trzeba przenieść auto przez wiatrołomy, które wpłynęły przez główną bramę, a do tego mamy jakiś dziwny problem w samym już sektorze automotive. Pojawia się jakiś dziwny tryb pracy naszego SFA-(Orient)Panzerkampfwagen. Niby wszystko działa jak powinno, ale coś jest jednak nie do końca w porządku i wolałbym nie robić 300 km w takim trybie... Owocuje to koniecznością szybkiego przepakowania się do naszej drugiej maszyny - nierajdowej, nieprzystosowanej do wożenia naszych Bestii (wozi bowiem broń białą w ilościach co najmniej niepokojących...). To trochę karkołomne, bo musimy rozłożyć rowery i jakoś je upchać... kosztuje nas to wszystko 40 min straty, co powoduje że możemy realnie, a nawet mocno spóźnić się na rajd. Wstyd przez Ryśkiem... tzn. Andrzejem, bo czeka On już na nas w bazie
Muszę zatem oprócz trybu awaryjnego odpalić także tryb formuły, czyli mamy hybrydę F8 i F1. Szkodniczek mówimy mi tylko "szczyt, dno, prawo, hopa, 70...", a ja lecę na Piorunkę (tam jest baza rajdu). Docieramy na styk - pamiętajcie, że jak się rozkłada rowery, to aby wystartować w rajdzie, trzeba je jeszcze złożyć. No jesteśmy po prostu na styk, ale udało się.
(Dla purystów i nieogarów piekielnych, tak wiem że pomieszałem w tej koncepcji Formułę 1 i WRC, alw wyścig F1 i tryb F8 idealnie wpasowują się w opowieść... tak więc chociaż zwykle nie odpowiadam na zaczepki, to kamieniem rzucić mogę, jak się ktoś będzie za bardzo czepiał...:P).
Krowi LEVEL w DIABLO naprawdę istnieje !!!
Zdążyliśmy na odprawę. Ufff... nie było to łatwe, ale zdążyliśmy. Przypinamy numery startowe na numery z przed tygodnia - z BikeOrientu. .
Wiedz, że jak nakładasz kolejny numer startowy na stary numer startowy, to jest naprawdę nieźle bo to oznacza, że Szatan się Tobą... a nie czekaj, to nie ta opowieść, oznacza to, że rajdy wróciły i zaczynają pojawiać się w częstotliwości większej niż nasze możliwości (i chęci) sprzątania. Jest GIT!
Na odprawie dowiemy się, ze w ostatniej chwili wypadł z mapy jeden punkt kontrolny. Zajęły go krowy... i nie ma możliwości do niego dotrzeć. No bez kitu...
Krowy oponowały tereny, tak że nie idzie się tam dostać? Ja już gdzieś o tym czytałem... poświęcałem, za dzieciaka, noce aby odnaleźć wejście do Krowiego Level'u w DIABLO i nigdy się to nie udało... a trzeba było po prostu przyjechać w Beskid Niski. Mamy zakaz zbliżania się do terenów opanowanych przez Rogatych, bo możemy nie wyjść cało z tego spotkania. Obczajcie linka powyżej, to będziecie wiedzieć, co Organizatorzy mieli na myśli. Ja się zastosuję, Krowi Level to nie przelewki!
Leniwe z nas buły - nawet nie ściągnęliśmy nawet numerów z ostatniego Bike Orientu :)
Szkodnik kreśli nasz dzisiejszy wariant, który będzie oczywiście inny od realnego przejazdu. Zawsze tak jest :)
Zastraszona ludność lokalna na malowidłach uwiecznia potwory z Krowiego Levelu... jest ostro!
Park Krajobrazowy Beskidu... ŚLISKIEGO
Ruszamy w teren. Zaczynamy oczywiście od sakramenckiego podjazdu... cóż by nie. Dziś wszędzie będzie pod górkę...
Drogi po wczorajszych ulewach to jedno błoto. Gdy kończy się asfalt albo szuter to zaczyna się niezła ślizgawka na błocie i korzeniach.
Okorowane gałęzie na zjazdach dostarczają niezapomnianych wrażeń, gdy lecimy mniej lub bardziej (mniej...) kontrolowanym poślizgiem. Z opon lecą hektolitry błota (tak hektolitry, a nie tony, bo wszystko jeszcze bardzo mokre i nie jest "stężałe" błoto... tak wiem, robię teraz klasyfikację błota po jego gęstości, to chore... ale uwierzcie, że liczba centistoksów jest piekielnie istotnym parametrem określającym błoto).
Na zdjęciu nasz pierwszy punkt kontrolny i jeden z wielu błotnistych podjazdów.
Trzeba uważać, bo będzie dziś miejscami bardzo ślisko na szlaku... i poza nim.
Leśne przygody Szkodnika :)
Dymamy po górkę :)
"Za cerkwią drzyjcie na dziko, na wprost..."
Tako rzecze... no właśnie, nie Zaratrusta!... a sam Organizator. Tako rzecze Organizator.
Nasz drugi punkt jest na skraju zagajnika nad cerkwią... czytaj, w cholerę NAD cerkwią. Mieliśmy drzeć na wprost, to się słuchamy komendy.
Drzemy na wprost... w pewnym momencie jednak ukrywamy rowery między drzewami, bo nie ma sensu tego z nimi podchodzić.
Kawał drogi polem... ale wchodzimy na lampion po prostu idealnie. Jako, że nie prowadziły tu żadne drogi, to była to w sumie cenna wskazówka na odprawie.
"Na wprost" to na wprost :)
Rowery zostały pod widocznym po lewej drzewem, a my z buta pod (nielichą) górkę
Zdefiniuj WIELODROGĘ czyli dyskusja o liczba urojonych...
Znowu podjazd... masakra. Ledwie co pchamy tak stromo. Według mapy mamy dotrzeć do skrzyżowania, ale ktoś za moimi plecami rzuca, że można to miejsce nazwać wielodrogą. O! Podoba mi się to określenie. Pytam zatem o definicję wielodrogi. Zaczynają mówić, że można by to określić jako "dla n większego od dwóch...".
Protestuję! Jak tam można zaczynać definicję. Amatorszczyzna! To byłaby w miarę jasna definicja - lepiej podać, że "dla każdego n należącego do M, które określone jest na zbiorze..." - tak będzie to brzmiało bardziej PRO, nie?
...i tak układamy sobie definicję wielodrogi, spierając się na jakich liczbach powinno określone być to "n" i pchając sobie wesoło pod górką.
W naszej dyskusji dochodzimy o liczb zespolonych -- nota bene, jak nie znacie to łapcie FANTASTYCZNĄ seria, tłumaczącą znaczenie i genezę liczba zespolonych. Polecam gorąco.
Ja mam też swoją własną interpretację liczb:
- liczny naturalne: ile mam ciastek
- liczny całkowite ujemne: ile ciastek jestem winny Szkodnikowi
- liczby urojone: ile ciastek Szkodnik sobie upierd***ł, że jestem Mu winny :P
Takie to mamy wesołe rozmówki, pchając rowery pod jakieś zbocze o chorym nachyleniu... za jakąś kartką na drzewie.
Co ja robię z własnym życiem :)
Realny spór o definicję wielodrogi
Wielodroga, tak?... na razie to zaczyna nam zanikać ta jedno-droga jaką tu mamy.
Miało być płytko, miałem przejechać...
Na WOJENNEJ (790m) ścieżce czyli niebieski szlak
Niebieski jest boski !!! Rewelacyjny. Jedno błoto, ale patrzę obiektywnie, chodzi mi o normalne warunki - szlak fantastycznie przejezdny, idealny na rower. To, że dzisiaj jest bagnem to tylko pochodna (czyli limes przy h zbieżnym do zera z F od x zero + h minus F od x zero, wszystko dzielone przez h), ulewy która tu przeszła. W inny dzień było by tu super... tzn i tak jest super, ale jednak wolałbym trochę bardziej suche warunki, bo maszyn są niesamowicie ubłocone. Zdjęcie powyżej pokazuje, że dało się nieźle utknąć "w" drodze.... Aż żal patrzeć na rowery. Wojenna (790m) to góra którą trawersujemy w poszukiwaniu kolejnych punktów kontrolnych. Znamy trochę te tereny bo dymaliśmy tu KIEDYŚ ze Szkodnikiem na wakacjach, w drodze na Kozie Żebro, takie na żółtym szlaku - nie mylić z Kozim Żebrem na Głównym Beskidzkim, to inne Kozie Żebro.
Jak ktoś by chciał zobaczyć tamtą wyprawę to TUTAJ - polecam pierwsze zdjęcie... DAMN, ale mnie teraz nostalgia złapała, to były czasy kiedy jeszcze żył Santa.
Piękne maszyny teraz mamy, naprawdę piękne, ale tamta Bestia też miała rogatą duszę i ma szczególne miejsce w mojej pamięci.
Po grząskiej trawce :)
Mlask, mlask, mlask...
Więcej mlask, mlask, mlask...
Tak wyglądamy :)
Droga Szkodnika, droga Andrzeja...
Docieramy do punktu nazwanego "Korzenie". W praktyce jest to potężny i stromy wąwóz. Szkodnik lubi takie miejsca i rzuca się na lampion jak komornik na telewizor.
Ściana po której trzeba zejść jest jednak bardzo stroma i tak w połowie zejścia, Basia zauważa że zejście tędy jest nie do końca realne... wyjście z powrotem do góry także nie wchodzi już w rachubę. Pięknie... Szkodnik odnalazł lokalny mini Żleb Drege'a. i utknął. Próbuję przyjść Mu z (dosłownie) pomocną dłonią, ale nie zdążę.
Nasze spojrzenia się spotykają - zupełnie jak w końcówce tej kultowej sceny.
Przed brutalnym zadziałaniem grawitacji Szkodnik zdąży zadać pytanie "daleko mam do ziemi"... co byście odpowiedzieli, na tak zadane pytanie?
Prawdę, że hmmmm W HUGE... czy zapodać białe kłamstewko "nie lękaj się, to będzie chwila" (choć tak naprawdę będzie to tzw. spadek swobodny, którego prędkość końcowa, czyli taka tuż przed uderzeniem ciała o ziemię, wyraża się wzorem V = pierwiastek z 2 gie ha... a skoro znamy już prędkość, to możemy szybko policzyć iż czas spadku to pierwiastek z 2 ha przez gie... ).
Czy będzie zatem to chwila, to tak naprawdę to rozbija się to o wartość h... acz tym razem to Szkodnik raczej rozbije się o dno wąwozu.
Pamiętajcie samo spadanie jest bezbolesne, tylko to lądowanie...
Tak oto Szkodnik wybrał drogę, która stanie się legendą tego wąwozu, a Andrzej obszedł wąwóz dookoła i wszedł do niego w całkiem cywilizowany sposób. Co kto lubi :)
Free-fall za 3, 2, 1...
Rewelacyjne miejsce na punkt kontrolny !!
Orient Express zmierza na "3 przekaźniki"
3 przekaźniki to pewna umowna nazwa... jak coś ma maszt, słup, wieżę (niewidokową) na szycie, to dla mnie jest to roboczo przekaźnik i tyle.
Jakoś tak zagęszczają się nam ekipy i zaczynamy poruszać się większą grupą. Robi się taki Orient Express, którego kolejnym przystankiem ma być punkt kontrolny zlokalizowany pod szczytem z 3-ma przekaźnikami. Wariant dojazdu do tego miejsca wybraliśmy zadziwiająco przejezdny... ale nie do końca optymalnym pod kątem przewyższeń. Wspinamy się szlakiem tak, że wszyscy zaczynają mieć dość... jedziemy w piątkę, a nikt się nie odzywa. Podjazd z cyklu "każdy umiera w samotności".
Masakra... okaże się, że trzeba było jechać od zachodu. Mielibyśmy masakra podjazd ale pod przekaźniki, a jadąc od wschodu mamy masakra podjazd na przełęcz WYSOKO nad przekaźnikami... o żesz... zrobiliśmy sobie trochę poziomic dla sportu. Zjazd był owszem wypass bajer, ale sam trawers Chełmu (780m) był ciężki...
Od samych przekaźników azymutujemy się na lampion, bo dróg prowadzących do punktu kontrolnego nie ma.
To trzeci z trzech tzw. punktów specjalnych, które zdobyte oznaczają, że nasz limit czasu na trasę wzrasta o 30 min.
To niby niewiele, ale zawsze coś, zwłaszcza że jesteśmy niemal pod Grybowem, więc do bazy mamy kawał drogi.
Zostało nam trochę ponad 2,5 godziny (już po doliczeniu tego extra czasu) - pora zacząć zmierzać w stronę bazy, łapiąc do drodze co się da.
Uwielbiam takie drogi :)
The Darkness enters the Darkness... The Ghost is leading the way :)
Orient Express, stacja STARY KAMIENIOŁOM. Dziurkujemy właśnie nasze bilety :)
Dzieci się nie bije, dzieci się nie bije...
Powtarzam sobie to w kółko. Coraz szybciej, coraz częściej... każde powtórzenie tej kwestii w mojej głowie, sprawia że nie up****łem Mu jego (głowy)... z kręgosłupem. Czuję się jak bohater... uratowałem Mu życie chyba ze 30 razy... gdyż tyle razy udało mi się powstrzymać żądzę mordu. Arggghhh... co za zło, za moment się nie powstrzymam, a jak mnie potem zapytacie "jak mogłeś urwać Mu głowę", to odpowiem "jak to jak? Dwa razy do przodu, dół, FIRE".
Jeśli zastanawiacie się o co chodzi, to już tłumaczę. Podczas poszukiwania jednego z punktów kontrolnych natknęliśmy się na chłopaczka (level 10-12), który podbił do nas na rowerze, zainteresowany co my właściwie robimy. Początek był klasyczny: pytania o mapę, pytania o punkty kontrolne, o zawody jako takie... jako, że był na rowerze, to do jednego z lampionów podjechał z nami. Ciężko było utrzymać Mu tempo przelotu, więc pojechał do domu.... i wrócił na motorynce. I wtedy sytuacja zaczęła się zaogniać... zaczął z nami jechać cały czas, zadając pytania (spoko) i dając złote rady, które zaczęły nas straszliwie wybijać z rytmu nawigacji...
- Mówiliście, że jedziecie na Florynkę, no to w lewo teraz
- Nie, bo musimy najpierw odnaleźć dąb na polanie
- Znam tą polanę, tam jeździmy z moimi kolegami (pokazuje nam losową polanę, których tu tysiąc... oczywiście to nie jest polana, na której jest dąb z lampionem PK)
- Nie, to nie jest dobry kierunek... (nadal próbujemy być mili)
- Teraz prosto?
- Sekunda, muszę sprawdzić na mapie
- Prosto, prosto, tam jest polana
- To też nie ta...
- Ale tam jest polana!!
- I świetnie, ale...
- Skręcacie w prawo, a mówiliście że na Florynkę jedziecie , powinniście skręcić w lewo...
...a silnik w motorynce WRRRR WRRR WRRRRR... No żesz k***a, jakże niesamowicie głośna jest ta maszyna.
Hałas taki, że nie idzie się skupić i zastanowić jak powinniśmy jechać. Do tego ciągłe "złote rady". Mylimy drogi... w takich warunkach to nie problem i błędnie zjeżdżamy spory kawałek nie tam gdzie potrzeba... grrrrr musimy wracać strasznie stromym podjazdem... a nasz towarzysz ciśnie obok na nas na tym swoim motorku i opowiada, że "na tej polanie to oni jeżdżą po zmroku quad'ami, a teraz powinniśmy skręcić w lewo..."
Grrrr.... zaraz go rozszarpię, ugotuję i pożrę !!!
Nadal staram się - jak mogę - aby nie być niemiły czy opryskliwy, to tylko dziecko... KTÓRE ZARAZ ZGINIE !!!! ARGHHH....
A motorynka WRRR... WRRRR.... ----> Taka sytuacja
Moja cierpliwość wystawiona zostaje na nielichą próbę...
To jeszcze zdjęcie z przekaźników (na ostatnim planie).
We are THE BLACK WATER
Udało się... lampion odnaleziony. Dziecko zgubiło się po drodze. Przysięgam, to był wypadek! Najstraszliwsza śmierć pod kombajnem, jaką w życiu widziałem... 30 razy go maszyna przypadkiem przejechała. Wzdłuż, wszerz, po skosie... niepojęty jaki wypadek. I te ptaki, co rozrzuciły mięso po polanie, i te psy które porwały kawałki kości... i jeszcze ten napalm, którym się oblał nim wpadł pod kombajn. I ten przypadkowy myśliwy... biedny chłopak wszedł na linię strzału... 4 razy. I te kule przebiły pojemnik z napalmem... i potem wpadł pod ten kombajn. Tak było! Nie kłamię!!
... ale ta cisza. Ta błoga cisza. Ta możliwość spokojnej nawigacji i zastanowienia się jak powinniśmy jechać. To naprawdę było konieczne... tzn. nieuniknione, nie dało się tego wypadku uniknąć. Naprawdę!
Zjeżdżamy żółtym szlakiem po błocie. Zaczyna nas bardzo gonić czas. Mamy około godziny do limitu, niby niemało ale do bazy jest spory kawałek... i to w pagórkowatym terenie, a chcielibyśmy zebrać jeszcze co najmniej 1 punkt. Żółty sprowadza nas na sam dół... do rzeki. Nie ma mostu. Wychodzę na najbliższy, dość wysoki kamerdolec na brzegu. Mostu niet w zasięgu wzroku. Cholera... no nic, no to wariant CZARNY - targamy wpław przez rzekę. Będzie zatem nie tylko CZARNY, ale i MOKRY. Niczym najemnicy z BLACK WATER :D
Smaczku dodaje fakt, że rzeka nazywa się Biała. Biała Rzeka vs Wariant Czarny... plan niczym forsowanie Nysy Łużyckiej w 45-tym.
... mamy nadzieję, że nam uda się przejść przez wodę bez większych strat w ludziach i sprzęcie. Nurt jest dość wartki, ale głębokość w najgłębszym miejscu "tylko" do polowy ud - powinno się udać. Rower na ramię i ruszam. Basia będzie mieć trochę problemów, bo jest niższa i nurt prawie porwie jej rower. Będzie krzyczeć aby jej pomóc, a ja będę krzyczał żeby się nie ruszała, bo zdjęcie się rozmaże :)
Andrzejowi rzeka także niemal zabrała rower, bo Mu się zsunął z ramienia wprost w fale.
To była ostra przeprawa :D
Jak to mówią o nas w kuluarach "nie pier***limy się w tańcu" :D :D :D
Walka z prądem :)
"Nie licząc dni, godzin, lat, nie licząc zysków ani strat..." (klasyk --> TUTAJ) czyli thinking INSIDE the (Black) BOX
No dni liczyć nie mamy jak, bo tyle czasu nam nie zostało. Godziny już bardziej, acz została na cała jedna do końca limitu czasowego. To bardzo mało... będzie morderczy "finisz". Czyli u nas po staremu, acz finisze w tak pagórzystym terenie to będzie masakra.
Przedarliśmy się przez rzekę i teraz lecimy całkiem dobrą drogą do szosy na Piorunkę. Mamy do przejechania koło 8 km... mając w nogach cały dzisiejszy rajd, a przed nami niejedna góra na drodze do bazy. To będzie bolało.
Odpalam kopyto i cisnę ile jeszcze zostało sił w nogach. Utrzymanie prędkości 22-25 km/h na drodze 1-2% pod górę, po całym dniu zmagań w górach jest... k****wsko ciężkie. Nogi palą żywym ogniem więc staram się sięgnąć po pomoc do moich obsesji i paranoi czyli wracam myślą do "Batman: Knighfall" - komiksu który ukształtował moją zwichrowaną psychikę. Jedna z najważniejszych historii z uniwersum DC. Kto nie czytał, ten nie zrozumie poniższego tekstu... Czarne pudełko. "Zaakceptuj ból. Przyjmij go i schowaj do małego czarnego pudełka. Odłóż go w najdalsze zakamarki swojego umysłu. Na później." i cokolwiek robisz, nie otwieraj teraz tego pudełka.
Szkodnik ledwie się trzyma, ale walczy dzielnie... z trudem trzyma się na kole. Ja redukuję myśli do jednej... Zamknij ból w małym czarnym pudełku i schowaj je w najciemniejszych zakamarkach umysłu... odłóż na później, na inną chwilę. Teraz Ci jest niepotrzebne... kładę się na kierownicy i dociskam wieczko czarnego pudełka. Staram się po prostu kręcić ile sił zostało w nogach i powtarzam sobie, że dopóki wieczko jest zamknięte, to bólu nie ma. Pudełko chce niemal eksplodować, ale przytrzymuję je mentalnie z całych sił i spycham je głębiej w ciemność... na później. Nie otwieraj go, nie teraz...
To zawsze działa... czy z maską szermierczą na twarzy w najcięższych walkach, czy z mapą na kierownicy... małe, czarne pudełko. Dopóki jest zamknięte, ból mnie nie zatrzyma.
Lecimy morderczy finisz... "tak bywało nieraz"
Oprócz walki do ostatniej sekundy mamy także wyliczony bilans zysków i strat. Pojedziemy nie bezpośrednio na bazę, mimo że czasu zostało nam kilka minut, ale na jeszcze jeden punkt. Wydawać mogło by się to niedorzeczne, ale bilans jest policzony skrupulatnie. Każde rozpoczęte 5 min spóźnienia, to utrata 1 punktu... a przejeżdżając tym wariantem zbierzemy także pkt 21... który jest warty 2 punkty przeliczeniowe. Względem wariantu oczywistego przelotu, da nam to 10 dodatkowych minut. Lampion doda nam 2 punkty, więc spóźnienie do 10 min pozwoli nam wyjść na zero względem tego co mamy teraz. Skręcamy po lampion. Strategia, taktyka, elastyczność dowodzenia... to jest klucz.
Bezdrożami :)
Do bazy wpadniemy 6 min po podstawowym limicie czasu (ale w limicie spóźnień) - karą za 6 min jest -2 pkt, ale pokazujemy 21-jkę. Kara redukuje się do zera. O to chodziło. To było genialne posunięcie.
Kategoria Rajd, SFA