Kwiecień, 2022
Dystans całkowity: | 260.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 65.00 km |
Więcej statystyk |
LANS(z)KORONĄ na Mioduszynie
-
DST
63.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ruszam zatem odwiedzić punkty kontrolne własnego rajdu, bo okiem organizatora trasa zawsze wygląda trochę inaczej... a zatęskniłem trochę za Lanckoroną i Mioduszyną. Mioduszynę poznaliśmy właśnie dzięki Kompani, bo "wpadała" nam podczas eksploracji, a znajduje się na niej "unikalna" wiata z niesamowitą inskrypcją... no zakochany jestem w klimacie tego miejsca, ale nie uprzedzajmy faktów.
Ruszam w samotną poniewierkę po Beskidzie Makowskim zwanym Średnim oraz Myślenickim. Chcę się poczuć jak skazaniec z Kompani KORNEJ oraz chcę odwiedzić Mioduszynę. Chciałbym jednak aby była "odległym" celem, więc planuję srogie przewyższenia do drodze: najpierw niebieski szlak bez Las "Groby", potem - nadal niebieskim - Koskowa Góra, tam "przerzut" na żółty i polecę całe pasmo Koskowej, aż do czarnego szlaku, który doprowadzi mnie (ponownie pod kątem koloru, acz do innego) niebieskiego. Tenże zaprowadzi mnie na Mioduszynę... pozostanie tylko przejechać przez Zembrzyce i potem czerwonym przez 2x Chełm w drodze powrotnej. Trzaśnie 1800m przewyższenia i mnie to trochę sponiewiera, ale pozwoli mi też po raz kolejny przemyśleć pewne rzeczy z ostatniego tygodnia. Naprawdę, kiedy dymacie pod górę pchając rower, nie mogąc złapać oddechu, to właśnie wtedy myśli się najlepiej. Trudny to dla nas rok, a liczba ludzi na których wydałem wyrok śmierci rośnie :P - trzeba zacząć wykonywać, bo się do grudnia nie wyrobie, a ponoć przynosi pecha, przesuwanie egzekucji na kolejny rok :)
Parkuję w Lanckoronie i ruszam w drogę. Łezka zakręci się oku kiedy minę bazę (szkołę) Kompanii KORNEJ, skąd wypuszczaliśmy wszystkie trasy w marcu 2019. Ech, to były czasy... teraz to czasów nie ma :P
Było tak pięknie, a potem COVID rozwalił nam Siłę KORNOlisa na 3 dni przed zawodami...i to rozwalił bardziej niż Wam się może wydawać. Odwołanie imprezy to potężna ze składowych ale nie jedyna, bo posypał się też cały "background" eventu. O tym jednak napiszę w relacji z KORNOlisa... za około tydzień, bo w końcu - po dwóch latach przerwy - wracamy do gry... ale wiecie jak jest z grami:
"If you come inside things will not be the same hhen you return to the night
And if you think you've won you never saw me change the game that we've all been playing..." (całość TUTAJ)
Odnajduję niebieski szlak i kieruję się na tzw. Las Groby, gdzie znajdują się mogiły Konfederatów Barskich.
Tam też (na Kompani) przygotowaliśmy zagadkę dotyczącą rzeźby Anioła z mieczem, ale Wielu zawodników na niej poległo :)
Trzeba było odpowiedzieć, kogo mieczem zabija anioł... rzeźba jest prawie moje wzrostu i NIE, nie są to konfederaci barscy... anioł nie zabijał konfederatów, przynajmniej tych barskich (targowickich to nie wiem, ale powinien :D ). Niebieski szlak pięknie obchodzi cały las i wychodzi na zacny punkt widokowy... cisnę dalej przez pola.
Lasy tutaj kryją wiele tajemnic...
"Bo wolność krzyżami się mierzy, historia ten jeden ma błąd..." (wiem, że pieśń nie z tej epoki, ale to jest aktualne jak cholera... całość TUTAJ)
Niebieski szlak to strzał w dziesiątkę :)
Chwilę później lecę świetnym zjazdem (szarpie na kamyczkach :D) na przełącz Sanguszki.
Ha! to kolejny punkt Kompanii KORNEJ. Pomnik budowy drogi. W tym miejscu trasę rozkładaliśmy z auta, więc fajnie przejechać szlakiem, tak jak lecieli zawodnicy.
To był nasz punkt X60. Odpowiedź możecie przeczytać sami, ze zdjęcia poniżej a sama zagadka brzmiał tak:
Daleko od bazy zaniosły Cię nogi
więc teraz zadanie – trudne okropnie.
Jakie pomnik budowy tej drogi
wymienia postaci FUNKCJE i STOPNIE
Pięknie aż się mnożna wzruszyć... jeb***a alergia :D
Jakże zacne drzewo "na punkt" :)
Zacny ten pomnik
Nadal niebieskim targam pod górę... skoro była przełęcz to teraz musi być podjazd. A właściwie podpych. Kieruję się w stronę Bieńkowskiej Góry. Nie uratuje mnie to jednak przed stratą niemal całej wysokości za moment, bo trzeba będzie zjechać w dolinę "do zera", aby zacząć się wspinać na Koskową Górę.
Nadal na niebieskim :)
Koskowa Góra. 2h 45 min... będzie dymania... przynajmniej 2h 45 min już za mną (z Lanckorony)
Wciąż w górę i w górę
A strzałki nadal mówią "więcej w górę"
Kapliczka na Koskowej Górze
Piękna wstęga drogi...
Szczyt Koskowej. Słupek prawie jak graniczny :)
Widzę, że walka geografów trwa. Bekid Średni/Makowski/Myslenicki - funkcjonują wszystkie 3 nazwy, ale widzę że ktoś się na to nie godzi :)
Tzw, "RANDOM ENCOUNTER" kończy się - jak to zwykle bywało w Fallout'cie - strzelaniną, ale tym razem tylko fotek :)
Zmiana koloru! Ruszam żółtym szlakiem przez pasmo Koskowej na zachód. Trzeba przejechać całe pasmo aż do tzw. Makowskiej Góry nad Makowem Podhalańskim... stamtąd będzie mnie czekał powrót do koloru niebieskiego (ale będzie to inny niebieski).
Chwilowo kontempluję widokczki :)
Z daleka...
...i z bliska (na ile zoom pozwoli). Babia nadal w śniegu
???
"Ludzie ludziom ludźmi a Zombie Zombie Zombie..." (piosenka dla Was: ZOMBIE ZOMBIE ZOMBIE)
Leśne klasyki... mlask, mlask, mlask...
Miejsce pamięci nad Makowem Podhalańskim (kolejny punkt kontrolny na naszej Kompanii KORNEJ)
Wypasss wiata na Mioduszynie :)
Jak ja lubię ten szczyt :)
No właśnie... to jeden z powodów dlaczego go tak lubię. Wędrujecie lasem... długo i w samotności (naprawdę mało kto tu chodzi). A potem znajdujecie ten napis...
"Gdyby mógł cofnąć czas..." no właśnie. Czy gdybym mógł to... czy na pewno bym chciał?
Móc, mieć możliwość a chcieć, mieć wolę to dwie różne rzeczy. Pamiętajcie jednak, że „Klęski nawet w późnym wieku nauczą cię rozumu, człowieku”("Antygona" jak ktoś nie ogarnął pochodzenia cytatu). Może zatem jednak lepiej być bogatszym o pewne doświadczenia, aby nie popełnić dwa razy tych samych błędów... Sami musicie sobie odpowiedzieć na tak postawione pytanie... według mnie odpowiedź nie jest taka oczywista.
X91 - zagadka z Kompanii KORNEJ :)
Podchodząc tu, spaliłeś trochę sadła.
Daj teraz pomyśleć i głowie.
Jaka jest szerokość zwierciadła
i jakie słowa znajdziesz tu w cudzysłowie?
"...So my eyes seek reality
And my fingers seek my veins
The trash fire is warm
But nowhere safe from the storm
And I can't bare to see
What I've let me be
So wicked and worn,
maybe you'll understand and won't cry for this man... " (całość TUTAJ)
Wciąż dalej i dalej... tym razem już na czerwonym szlaku wiodącym na Chełm
Kultowe miejsce na szlaku... (najbardziej pamiętam je tuż po wschodzie słońca podczas naszej 218 km poniewierki na Adventure Trophy)
"Brzozo wędrowna czemu się śnisz... i tak Cię zrąbią dla mnie na krzyż" (całość TUTAJ)
Kolejny szczyt na mojej drodze...
"Onufr" (sic!) nadal w formie i to po tylu latach :)
Kocham takie drogi
W drodze na Przełęcz Wrotka (co za nazwa!)
Most na Cedronie - jeden z najważniejszych punktów na naszej Kompanii Kornej, pamiętacie zagadkę?
X92 z Kompanii KORNEJ
Przed Wami Most na Cedronie.
Miejsce aż dwóch punktów ukrycia.
Bo trasy naszej jest perłą w koronie.
Jeden to lampion, drugi jest do odkrycia... Motyw zadania? Rzekłbym: dość prosty
FAZĘ KSIĘŻYCA WPISZCIE W SWE KARTY
Ale uwaga!! Są tutaj dwa mosty
i tylko ten drugi odpowiedzi jest warty...
Znaleźć drugi pomoże percepcja
bo on też tutaj, a nie gdzieś w oddali
podpowiedzią niech będzie INCEPCJA
lub samopowtarzalność fraktali...
(wystarczyło spojrzeć do kapliczki i zorientowac się, że malowidło przedstawia dokładnie taki sam most, na jakim się znajdowaliście)
Betsaida - kolejna zagdka...
Tym razem X61:
Na bezimiennym wzgórzu kaplica,
w środku studnia o "bogatych" toniach
stań nad nią i wznieś w górę lica
co Anioł trzyma w swych dłoniach?
I co, wszystko jasne...?
Pora wracać do auta...
"To moja droga z piekła do piekła
z wolna zapada nade mną mrok,
więc biesów szpaler szlak mi oświetla..." (całość TUTAJ)
Inny słowy dzień już umiera i zapada noc Dość na dziś... tylko 63 km ale 1800m przewyzszeń.
Kategoria SFA, Wycieczka
Dany jest Stożek (Wielki) i Soszów (niemały)
-
DST
26.00km
-
Aktywność Wędrówka
No i udało się... wyprawa stała przez chwilę pod znakiem zapytania, ale przecież powtarzam jak mantrę, że zawsze jest pogoda. Pogoda to chwilowy stan klimatu na danym obszarze, więc będzie zawsze. Nie będzie, że jej nie będzie :)
MySystemTEAM finalnie zdecydował się mi zaufać, że chwilowy stan klimatu będzie i dał się namówić na wyprawę na Stożek Wielki.
Chcieli coś krótkiego, więc miał być tylko Stożek, ale udało się Ich namówić jeszcze na Soszów. A pionowa ściana po drodze wpadła nam gratis.
Gdybym miał rower, to byłby to taki wariant trochę "na rympał", a tak to po prostu było podejście z cyklu "tętno w strefie śmierci".
Można było je obejść szlakiem? Tak, ale po co iść zakosami, skoro można rypać pod górę w poprzek poziomic :D
"Tough times don't last forever, tough Teams do"
Podążając drogą w kolorze szkarłatu... czyli na karmazynowej ścieżce ("mniej więcej synonimy" do czerwonego są zacne :D )
Idziemy na...
...i nie oglądamy się za siebie. No dobrze, może trochę jednak się oglądamy :)
“A leader takes people where they want to go. A great leader takes
people where they don’t necessarily want to go, but ought to be".
W tak subtelny sposób chciałbym Ci Marcinie powiedzieć: DOŁĄCZ! SZYBCIUTKO :P :D
Znikając za horyzontem...
Zacna stokówka :)
"FINE ADDITION TO MY COLLECTION" kolejny !!!
Jaram się tym szlakiem jak Londyn w 1666 :D
Zielony i żółty czekają na przywieszenie, niebieski znalazł kolegę!
No dobra, dobra, kończę się już jarać tym szlakiem. Cześć MySystemTEAM pod schroniskiem czyli Ci, co nie umarli pod drodze :)
Kierunek Soszów
Kolejny szczyt za nami :)
"Gór mi mało i trzeba mi więcej..." (całość TUTAJ)
SOSZÓW :)
Ławeczki z widokiem :)
Chyba zadowoleni :)
Ściana z cyklu "każdy umiera w samotności" :)
Tomasz startuje do dynamicznego podejścia
No i poszedł jak dzik w maliny, jest na pierwszym planie, to znaczy na ostatnim, ale jednak pierwszy :)
No i już schodzi, kiedy my dopiero dymamy do góry :P
Prawie na górze :)
Stożek (jesteś) Wielki, czyli tyranie jak pod Jawornik [także] Wielki :P :P :P
"Piknik pod wiszącą skałą" (klasyk) ciekawe czy skończymy jak bohaterowie tej książki...
Jest na to szansa, bo mają tu bardzo agresywne drzewa... BUDTE OPATRNI
Kategoria Wycieczka
Północe rubieże (poświątecznie)
-
DST
70.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z jednej strony dobrze się choć trochę ruszyć i skorzystać z pogody, ale z drugiej nie chcę Basi na cały dzień w Święta. Wczoraj było rodzinnie, dziś będzie samotnie.
Jako, że czekam też na wszelakie doniesienia w kwestii spodziewanej bitwy o Donbas, to w głowie grają mi różne wariacje w klimacie "Ljeto 1941": TEN KAWAŁEK [od około 0:30] przeplatane tym TYM UTWOREM -[od około 1 min 15 sek]. Ukraina nazywana jest spichlerzem Europy, więc mam nadzieję że ruscy dobrze użyźnią *sobą* glebę, co by pięknym zbożem zarosły wraki ich czołgów... Pogrążony w myślach: to o wojnie, to o moim zespole i wietrze zmian który mocno nami poszarpał i sponiewierał, to o rehabilitacji Basi i rokowaniach na przyszłość, to o tematach kolejnych wykładów (np. Rewolucja w Rożawie czy historia II wojny w Demokratycznej Republice Konga) ... ruszam eksplorować północne rubieże. Zawsze lubiłem sobie przemyśleć różne ważne życiowe kwestie podczas długich przelotów, ostrych podjazdów i w trakcie przemierzania leśnych ostępów (im dzikszych i pustych tym lepiej).
Tym razem nie jest inaczej.
Skrót przez skałki...
Po prawej Fountain of tears :D ?
Schody schody schody schody
Jak w Casino de Paris
Schody wyjść nie mogą z mody
Widz o schodach z rewii śni..." (klasyk, ciekawe kto zna). U mnie też klasyk, rower na ramię i dymam pod górę...
Dziś mnie czeka "CZARNA DROGA" (nota bene polecam tą serię miłośnikom klimatu tej gry - zwłaszcza Tom 3 "Królestwo Cienia" jest świetny)
"The way is shut..." (i znowu klasyk czyli przenosiny przez wichro-wał)
Zacna aleja, zacna :)
Jak wleźć na górę?
Pojadę szlakiem spacerowym, co może pójść nie tak?
Szlak spacerowy tak? Ma gmina rozmach z tym wąwozem...
Ścieżka spacerowa czy ścieżka zdrowia? Ten szlak wyznaczał "man of my own heart" - dobra wąwoziada z pchaniem i noszeniem !!! :D
Nawet tutaj wiedzą, że Moskwy już nie ma :D :D :D (mogą zmienić wskaźnik odległości na głębokość :D )
Gdzieś a kresach...
Spotkałem nawet zwierzątka, fakt już raz zjedzone ale zawsze :)
Jak nie lubię zdjęć typu selfie, to czasem zrobię wyjątek czyli takie tam z kostką :)
Dobry techniczny zjazd, wolę taką perspektywę z kierownicą i mapą :)
Kategoria SFA, Wycieczka
XV Mistrzostwa
-
Aktywność Sztuki walki
Jak pewnie pamiętacie, Mistrzostwa zawsze kończyły sezon zawodów w danym roku, ale w sezonie 2020 udało nam się rozegrać tylko jedne zawody (Puchar Wrocławia - link trochę niżej), a w sezonie 2021 problemy z salami w różnych miastach całkowicie pokrzyżowały nam plany zawodnicze/zawodowe.
Ej, skoro takie wydarzenie jak olimpiada mogła odbyć się rok później, to chyba nikt nie będzie się czepiał w przypadku jeszcze ważniejszych wydarzeń, prawda? :P
Inna sprawa, że po 2 latach abstynencji, odstawienia i izolacji nasze grupy bojowe są po prostu wygłodniałe walki. A skoro już o grupach mowa, to w Piotrkowie stawiły się wszystkie:
Grupa Armii "SFA Środek" (Korpus "Centrum": Łódź, Piotrków, Warszawa)
Eliminacje szpady
Linia frontu SFA (przypominam, że kilka Grup Armii nazywanych jest FRONTEM, więc jest to klasyczna linia frontu)
Co jest lepsze od dwóch dni tępej, niczym niepohamowanej przemocy?
Zgadliście! 3 DNI tępej, niczym niepohamowanej przemocy. Zawody miały zatem nie dwa, a trzy dni (piątek, sobota, niedziela). Z jednej strony testowaliśmy pewną nową formułę organizacyjna, ale z drugiej strony, po tak długiej przerwie, spodziewaliśmy się naprawdę sporej frekwencji i chcieliśmy móc się nie spieszyć.
Tegoroczne Mistrzostwa to także testy naszego nowego programu do zawodów.
Przez lata rozgrywaliśmy zawody na sofcie autorstwa Filipa, a teraz testujemy nowy program autorstwa Marcina. Pasuje Wam, że Filip będąc doktorem na uczelni, prowadził Marcinowi zajęcia... "zawsze dwóch ich jest, nie więcej, nie mniej. Mistrz i Uczeń"... no i teraz mamy dwa softy.
Wiecie jak czasem wyglądają beta testy i pierwsze uruchomienia, oczekiwaliśmy zatem pięknej katastrofy, a tu niemal wszystko śmignęło jak należy. Szok i niedowierzanie, ale jakże miłe.
Prawie wszystko bo - UWAGA teraz będzie bardzo hermetycznie:
Marcin spisał wymagania STAKEHOLDER'owe (czyli podane przez Basię i mnie) w ramach procesu SYS.1 na kartce papieru.
Zrobił z nich SYS.2 czyli wymagania systemowe, takie black-box'owe, które potem przekuł na SYS.3 (Architekturę systemową).
Z SYS.3 już prosta droga do SWE.1 (wymagań software'owych) no i program zaczął nabierać kształtów, ale...
... jako, że zgubił kartkę ze stakeholder'ami i nie zastosował RTM (Requirements Traceability Matrix), to się nie zorientował, że zgubił że uciekło Mu kilka wymagań...
Tym sposobem dostał w czasie zawodów (w ryj! i) eskalację na poziomie L2, że widzimy pewne drobne braki w funkcjonalnościach softu :P
Ale spoko, niedługo będzie patch i wszystko będzie hulać. Ogólnie testy SWE.6 bardzo owocne "_
Jak ktoś nie wie o czym mówię to podaję: AUTOMOTIVE SPICE i tzw. V-model. Rozkminiać :P
"Zawodnicy na miejsca, salut, postawa, gotów? WALCZYĆ !!"
Przy okazji relacji z różnych naszych zawodów, zawsze piszę Wam o ważnych szermierczy aspektach i dzisiaj nie będzie inaczej.
Jakby ktoś przegapił, to poprzednie lekcje znajdzie tutaj:
Puchar Neptuna (2018) - double (to niestety czasem) standard (w waszych walkach)
Puchar Wrocławia (2018) - find your own way... of fightining
Mistrzostwa (2018) - o tym jak ciężko jest czasem zorganizować te zawody...
Puchar Torunia (2019) - "błędy przeciwnika postrzegam jako jego 'życzenie śmierci' " (cytat pochodzi z TEJ SCENY czyli "nauczymy się teraz matematyki")
Puchar Śląska (2019) - psycha nie klęka... albo właśnie klęka i coś wstać nie chce
Puchar Piotrkowa (2019) - o tym jak parszywym zadaniem jest sędziowanie... i o tym, że sztuką jest wygrać POMIMO
Mistrzostwa (2019) - mniej lekcja a raczej nostalgia trip, ale także opowieść o tym dlaczego jedne z zawodów mają rangę Mistrzostw
Puchar Wrocławia (2020) - krótki dystans czyli kiedy nadejdzie pora obić komuś maskę
Dziś będzie o taktyce. Jest to zagadnienie rzeka i jeszcze pewnie nie raz je poruszę, ale dziś spróbujemy chociaż lekko nadgryźć temat. Zapnijcie pasy... zjeżdżamy w głąb króliczej nory, na drugą stronę lustra, wprost w krainę szermierczej abstrakcji. Gotowi?
Aby w pełni zrozumieć czym jest taktyka, musicie zrozumieć różnicę pomiędzy: strategią, taktyka i działaniami operacyjnymi, bo wszystkie te - JAKŻE RÓŻNE ASPEKTY - są nagminnie mylone... nawet na najwyższych szczeblach dowodzenia. Nie ukrywam, że zrozumienie tego przyda Wam się nie tylko na planszy, ale także i w normalnym (jeśli takie macie...) życiu.
Strategia to wyznaczanie celów. Odpowiedź na pytanie CO chcę osiągnąć (nie dostać dubla, wygrać walkę, nie zmęczyć się w walce bo mam łatwego przeciwnika, a następna walka będzie mordercza, itp)
Taktyka to dobór najlepszych środków, potrzebnych do osiągnięcia założonego celu (np. natarcie zwodzone, ponieważ przeciwnik ma problem z układem zasłon, pchnięcie z kryciem linii 6-stej bo słabo idzie Mu zasłona szósta oporowa - chyba wiecie o kim mowa :P)
Działania operacyjne to egzekucja (jak ja kocham to słowo... więc jeszcze raz...) EGZEKUCJA taktyki w odpowiednim timingu i w określonych warunkach środowiskowych (będzie to na przykład pchnięcie wyminięciem po styku w linii 4-tej. Innymi słowy: konkretne działanie, jakie zastosujecie w walce w zadanej chwili czasowej, w zadanych warunkach walki).
Dlaczego tak to jest ważne? No cóż oddajmy głos Sun Tzu:
"Taktyka bez strategii to najdłuższa możliwa droga do zwycięstwa, ale strategia bez taktyki to wielki szum przed porażką..."
Taktyka bez strategii - znam sposoby realizacji celów, ale nie wiem do końca jaki właściwie jest ten mój cel. Generuje to miliony zadań pobocznych, których realizacja Wam się owszem uda, ale mogą być one zupełnie nieistotne dla głównego celu. Mogłyby zostać pominięte, a cel zostałby i tak osiągnięty. Jednak jako, że wiedzieliście do końca co nim jest, to realizowaliście (z sukcesem) wszystko co się dało... ogromne marnotrawienie czasu i zasobów. Osiągnięcie zwycięstwa dużo większym nakładem środków niż potrzeba.
Strategia bez taktyki - wiecie co chcecie osiągnąć, ale działania do realizacji celu dobieracie źle lub wcale (bo nie wiecie jakie działania zastosować). Przykład z jednych naszych zawodów. Przeciwnik naszego doświadczonego Szermierza to osoba początkująca, jeszcze bez umiejętność postrzegania złożonych akcji, panikująca na każdy energiczny ruch w jej stronę... Nasz zawodnik dał niesamowity popis: strategii bez taktyki. Cel miał prosty: zwyciężyć, dobrana taktyka: trój-zwodowe natarcie zwodzone... Skończyło się trafieniem obopólnym, bo przeciwnik nie był w stanie dostrzec ruchu zwodu i zareagował panicznym wyciągnięciem broni w przód na dynamiczne natarcie zawodnika. Czy dało się to przewidzieć? Oczywiście, że tak!
Natarcia zwodzone są świetne na przeciwników doświadczonych i bardzo niebezpieczne (dla użytkownika) w przypadku zawodników początkujących-panikujących.
Do każdego zawodnika należy dobrać odpowiednią taktykę, która - uwaga! znowu słuchamy Sun Tzu "zaatakuje nie tyle przeciwnika, co jego strategię". Będzie przeciwdziałać jego taktyce.
Szabla :)
Pchnięcie na udo :)
Czy to trudne? Tak, to ekstremalnie trudne bo większość osób walczy "stylem", który Im po prostu - mówiąc kolokwialnie - leży. Nie zmienia go zależnie do przeciwnika.
Jeśli ten styl zgra się ze słabościami przeciwnika - zwyciężacie, ale jeśli oba parametry się rozjeżdżają to porażka staje się waszą jedyną opcją.
Co zatem jest niesamowicie ważne w walce? PERSPEKTYWA drugiej strony. Jest ona nawet ważniejsza niż wasza. Dlaczego?
Ponieważ to na podstawie swojej obserwacji walki i tego co widzi, przeciwnik dobiera działania. Dlatego "zwód" musi być sugestywny i dla każdego zawodnika będzie to znaczyć trochę coś innego. Jeśli przeciwnik nie zauważy waszego zwodu cięcia lub pchnięcia nie możecie oczekiwać zasłony z jego strony, jeśli będzie postrzegał go jak zaproszenie, to zaatakuje. Nieważne, że dla Was będzie to działania samobójcze, On nie wie że to co robicie to zwód - On widzi zaproszenie. Reaguje zatem na to co widzi.
Rozumienie jak postrzega walkę przeciwnik pozwala na przewidywanie jego ruchów i działań. To kluczowy element... jeśli zatem dostanie dubla, to zastanówcie się czasem: co się stało, że mój przeciwnik także uznał ten moment za najlepszy do wyprowadzenia swojego natarcia? Na podstawie jakiego sygnału tak zareagował. To nie jest truizm, ale - witaj ponownie Sun Tzu - "aby wygrać z wrogiem, musicie stać się swoim własnym wrogiem".
Obserwacja bezpośrednio z Mistrzostw. Moja rozmowa z Zawodnikiem.
- Powiedz mi jak mam z Nim walczyć, podpowiedz mi coś!
- Dobrze. Sugeruję walczyć z odpowiedzi bo twój przeciwnik słabo radzi sobie z zasłonami po natarciu. Strasznie spina się w wypadzie i ma problem z sparowaniem odpowiedzi
- OK. Dziękuję
... i co widzę: przeciwnik podchodzi, a "mój" Zawodnik na każdy najmniejszy jego ruch w przód, macha bronią i się wycofuje. Ech...
Przecież aby walczyć z odpowiedzi, trzeba pozwolić przeciwnikowi zaatakować i sparować jego natarcie.
Przeciwnik chce zaatakować, ale ma obiekcje, nie czuje się komfortowo, a "mój" zamiast uspokoić walkę... pozwolić poczuć się Mu na tyle pewnie, aby ten odważył się zaatakować (i wtedy zniszczyć Mu maskę brutalną, masakrującą odpowiedzią), to na każdą nawet próbę skrócenia dystansu, reaguje dynamiczną ucieczką machając bronią bez sensu...
Nie wytrzymuję... krzyczę: DAJ MU ZAATAKOWAĆ (dodając w myślach nieśmiertelne "do k***y nędzy, Pacanie...")
Usłyszał, zatrzymał się, zwolnił - wyczekał. Natarcie przeciwnika, zasłona - odpowiedź. WCHODZI na maskę. TAK !!
Druga akcja.... to samo! Wytrzymał: zasłona - odpowiedź. Wchodzi na przedramię!
Trzecia akcja... to samo! 3:0. Dało się? DAŁO!
Eliminacje Rapiera :)
"To elegancka broń, na bardziej cywilizowane czasy"
Plansza widziana oczami sędziego to nie ta sama plansza widziana zza maski, którą przystraja mi wizerunek Generała Grievousa.
Ponad 15 lat walczyłem w zawodach... byłem na każdych Mistrzostwach. Na wszystkich piętnastu. W 2023 będziemy mieć z Basią 20-lecie w SFA. Pasuje Wam, dwudziestolecie!
Coś czasem udało się wygrać, czasem odniosło się jakąś spektakularną klęskę... ale tęsknię trochę za tym.
W czasach COVID'a postanowiliśmy z Basią, że 15 lat z bronią w ręku na planszy nam wystarczy... że zajmiemy się sędziowaniem, organizacją, oprawą zawodów (uwielbiam pewien wypracowany ceremoniał z chorągiewkami, który - przynajmniej dla mnie - nadaje pewnego niesamowitego klimatu walkom ćwierć- , pół- i finałowych).
To działa, zawody idą szybciej, sprawniej bo w zasadzie cały czas sędziujemy, ale nie zarzekam się, że już na pewno nie stanę na planszy. To nie jest postanowienie wyryte w kamieniu. Jak widziałem niektóre walki, oczyma wyobraźni widziałem co ja bym wtedy zrobił... to są emocje. To niesamowite uczucie, kiedy wszystko dookoła przestaje istnieć i liczy się tylko broń i przeciwnik. Pamiętam euforie zwycięstwa, gorycz porażki, gniew bezsilności, determinacje i skrajne czasem zmęczenie... kiedy największy pojedynek toczyło się samemu ze sobą, aby jeszcze raz podnieść broń do góry. Trochę mi tego brakuje.
Tym razem jednak rozsądek zwyciężył... Basia nadal chodzi o kulach po operacji. Moje kolano też jest przecież w kawałkach (nie mam więzadła ACL... nota bene "zostawiłem" je na pamiętnych Mistrzostwa 2012, które przewalczyłem na jednej nodze, bo "to przecież tylko lekkie nadwyrężenie"). Gdybym teraz się rozbił, co niestety w tym sporcie czasem mi się zdarza (mówię o odnowieniu kontuzji i powrocie na rehabilitację na około 8 tygodni... co uskuteczniałem już kilka razy...), to byłby dramat bo Basia wymaga teraz opieki.
Nie zarzekam się jednak, że nie wrócę jeszcze kiedyś na planszę... Czas pokaże.
Dobrze było znowu odpalić zawody - ogromna frekwencja, genialna zabawa i cały weekend naparzania się po maskach.
Szczęki pilnuje kolana Basi :)
Medaliści XV Mistrzostw (wszystkie kategorie)
Kategoria SFA
LISZKOR 2022
-
DST
101.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Teraz wracam do Bukowna... ale w zupełnie nowej rzeczywistości. Wracam do Bukowna bez rzeki... wracam do Bukowna bez Basi... wracam do Bukowna skutego śniegiem i lodem.
"Wherever I may roam (...) BY MYSELF BUT NOT ALONE" (Klasyk: TUTAJ)
To pierwszy rajd na jaki pojadę bez Basi. Pasuje Wam... jeździmy na orientację od maja 2013... niedługo będzie zatem 10 lat i na każdym rajdzie byliśmy razem!
Teraz jednak jest to niemożliwe. Szkodniczek miał niedawno operację kolana, więc jeszcze 4 tygodnie będzie chodził o kulach, a potem 3-5 miesięcy rehabilitacji...
Od wypadku, od 29 stycznia i naszej przejażdżki z GOPR'em, zmienił nam się tryb życia...
Sam 2021 to było 85 wypraw (61 rowerowych, 24 piesze), niby tylko 3940km na rowerze, ale za to aż 62k "w pionie" (GÓRY!!!). Teraz to mamy wyprawy, ale na 18:00 na rehabilitację. Liczymy na powrót do lekkich jazd w okresie wakacji, a do srogiego napierania to raczej dopiero na jesień (w najbardziej optymistycznym wariancie).
Basia jednak radzi już sobie na tyle w domu, że mogę pojechać na Liszkora. Po raz pierwszy sam... to nie jest kwestia, że się boję (bo czego tu się bać, najwyżej zgubię się w lesie, ciągle gubimy się w lesie, a jak trzeba to nawet śpimy w lesie i jest OK), ale po prostu mam poczucie pustki, braku, utraty... czytali "Treny"? To wiedzą o czym mówię :P
Większość tego roku taka będzie... "I STAND ALONE", a wybieram się na kilka rajdów.
Okazuje się, że jednak nie do końca tak ALONE, bo na rajdzie jest Andrzej. Często jeździliśmy w trójkę, więc dziś pojedziemy razem.
W bazie wiele osób pyta mnie o Basię, to bardzo miłe, więc odpowiadam najlepiej jak umiem, mimo że wszystko dzieje się w przed-rajdowym tempie: mocowanie numerów startowych, rejestracja, odprawa itp.
Chwilę później dostajemy mapy i możemy ruszać w zaśnieżone lasy Bukowna.
Jakieś MAŁODOBRE rokowania na przyszłość
Ruszamy z bazy w trójkę bo przyłącza się do nas też Wojtek Małodobry. Wygląda, że planuje On zacząć od punktu jaki i my obraliśmy jako nasz pierwszy: pkt 31.
Aby tu dojechać to nie potrzebuję nawet mapy, bo najlepiej będzie nam zaatakować ten lampion od parkingu, będącego punktem widokowym na dawną kopalnię piasku.
Jak najlepiej tam dotrzeć? Proste, mijamy wiatę przy zakolach Sztoły, potem prosto do fabryki Schneider Electric i w prawo... dobrze znać teren, mógłbym tu "uskuteczniać skuteczną" (sic!) partyzantkę, jakby przyszło co do czego. Wpadamy na wspomniane wcześniej miejsce postoju i decyzja może być tylko jedna... porzucamy rowery. Trzeba zsunąć się po "piaskowo-zaśnieżowej" skarpie, bo lampion jest oczywiście na samym dole. Tachać rowery z powrotem na górę to będzie wyzwanie, chociaż są i tacy, którzy "pocisnęli" do punktu kontrolnego z maszyną. Teraz dymają pod górę... ładnie to wygląda, przyznacie sami. Kocham pracę: mógłby się jej przyglądać godzinami :)
Czemu zatem MAŁODOBRE rokowania na przyszłość? Dlatego, że Wojtek nam się zgubi po drodze. Dotrze z nami do lampionu, nawet zdoła wrócić do góry po zaliczeniu punktu kontrolnego... ale zgubi się gdzieś w drodze po drugi lampion. No ładnie, starty osobowe już na pierwszym punkcie... to chyba jednak mało dobre rokowania jak na rajd, który ma prawie 50 punktów kontrolnych. No ale to walka, to bitwa, to rajd... ciśniemy dalej, a poległych będziemy opłakiwać później.
A może po prostu planował inny wariant przejazdu? Też tak mogło być... albo pojechał na drugi punkt mądrzejszym wariantem? Hmmm to nawet bardziej prawdopodobne, bo my z Andrzejem to już na drugim punkcie wpakowaliśmy się w Narnię... nie wierzycie? Potwierdzenie znajdziecie w kolejnym akapicie.
Po lepkim zaśnieżonym piaseczku pod górkę :)
Wzdłuż kanału :)
Wariant przez... NARNIĘ?
Przedzieramy się przez zaśnieżone lasy. Temperatura oscyluje w okolicy zera, co oznacza że śnieg, którego spadło sporo jest mokry i lepki. W połączeniu z glebami tutaj, a zwłaszcza z piaskiem tworzy zapychającą koła mieszankę. Na ten moment jest to po prostu uciążliwe, ale w trakcie dnia gdy śniegu zacznie tylko dosypywać, a że mróz nie skuje terenu, to stanie się to prawdziwym koszmarem... na razie, co jakiś czas muszę "tylko" gałęzią oczyszczać prześwit między kołem na koroną amortyzatora lub tylnym trójkątem. Ogólnie przejezdność trudna, trzeba zdrowo depnąć na pedały, aby koła kręciły się przez taką lepką substancję.
Zamiast pojechać jak ludzie drogą wybieramy skrót przez las i chwilę później trafiamy na Bramę do Narnii... chwila konsternacji, ale w sumie co może pójść nie tak?
Wydawało mi się, że zawsze wchodziło się tam przez szafę, ale może mam rację... wydawało mi się. Błota co niemiara, ale przecież nas to chyba nie zatrzyma... no może trochę... no k***a, znowu koła się nie kręcą... grzęźniemy po osie... coś czuję, że zaraz spotkamy Czarownicę (też hasała po śniegu, pamiętacie?).
Na horyzoncie pojaw się sprzęt pancerny lokalnych sił pociągowych (pociągowych, ogarniacie ten suchar prawda? To przecież w końcu tunel pod nasypem kolejowym).
Gąsienice przedzierają się przez lepką maź lepiej niż nasze opony, acz zastanawiam się czy pojazd ma przyjazne zamiary... wypatruję oznaczenia "Z" na pancerzu. Jeśli ma to pochowamy kierowcę gdzieś pod śniegiem i odstawimy sprzęt na wschodnią granicę, przyda się tam bardziej niż tu. Nie potrzebujemy traktora, we dwóch z Andrzejem weźmiemy go na hol, damy radę bośmy nie ułomki... a jakby kierowca nie chciał się pochować pod śniegiem, to poczęstujemy go jakimś rozgrzewającym koktajlem w ten chłodny, zimowy dzień.
Szczęśliwie nie ma on złych zamiarów, więc nie musimy sięgać po drastyczne środki... niemniej, droga po jego przejeździe jest jeszcze bardziej błotnista niż była.
Cudownie... nie minęła jeszcze godzina rajdu w zasadzie, a ju już jestem ubłocony po daszek kasku.
Wpadamy do Narnii... ech bez Basi warianty dziczeją...
Lokalny panzer :)
Zdezorientowana Agata nie wie gdzie jechać :)
Warun jest ciężki... koła mielą błoto i śnieg, ale prześwity w maszynie się zapychają. W normalnych warunkach po tych lasach to się lata "na prędkości", ale dziś czuję się jakbym jechał z zaciągniętym ręcznym. Oszem, od wypadku Basi nasz tryb życia się trochę zmienił i nie zapierdalamy (chwilowo!) po szlakach w weekendy, więc i kondycja nie ta, ale warun jest naprawdę przykry... ładnie, biało, ale ciężko.
Spotykamy Agatę, która nie do końca wie gdzie jechać i wcale nie chodzi mi o problemy z nawigacją. Zapisała się na dwie imprezy w ten sam dzień: na Liszkora jak i na takie lokalne KrakINO, ale w Chrzanowie. Pytam czy to oznacza ChrzanINO?
Niemniej ma pierwszą minutę startową o godzinie 11:00... no to jeśli planuje komplet to musi ostro napierać :)
Dosłownie chwilę jedziemy razem, ale niedługo odbije Ona na punkty bliżej bazy, aby finalnie zjechać z trasy. Nam to nie grozi, napieramy do końca... chociaż patrząc na warun to plany też podlegają modyfikacji:
Andrzej rano: "jedziemy do limitu" (1 w nocy)
Andrzej w południe: "jedziemy do zmroku"
Andrzej we wczesne popołudnie: "to co jeszcze jeden punkt i fajrant?"
Przejaskrawiam oczywiście, ale nie ukrywam że ja też nie mam zbyt dużej motywacji dzisiaj... z jednej strony myślę, czy za długo nie jestem poza domem (Basia przecież o kulach cały czas, więc podstawowe rzeczy są dla niej trudne - jak np. przyniesienie sobie herbaty), z drugiej strony WARUN... warun jest naprawdę ciężki.
Z trzeciej strony chciałbym się w końcu ruszyć i powalczyć z trasą... ale warun... skutecznie zniechęca.
Aby była jasność, nie mówię o śniegu - śnieg i rower to jest doskonałe połączenie. Mówię K****A o tym:
Przód ma tak samo... koła się nie kręcą i trzeba walczyć aby je udrożnić. Udrożnisz i 30 sekund później, jest tak samo jak było...
I nie przesadzam tutaj, są takie fragmenty trasy, że po 30 sekundach jest to samo! (na szczęście są tez przejezdne drogi)
Wtedy po prostu rower się niesie... ale ileż można. A las na to: JESZCZE DŁUGO!!!
Mówiłem Wam jednak, że kocham okolice Bukowna. A czemu? Bo są i takie urokliwe miejsca - mostek pierwsza klasa:
Forsujemy Biała Przemszę :)
"Nie dostaniesz Ani Kropelki" - Ania Kropleka
Owszem do drużyny nie dostaniemy Ani Kropelki, ale dostaniemy Anię Witkowską. Spotykam ją w starym korycie Sztoły, w miejscu gdzie była dopływem Białej Przemszy.... Sztoła, a nie Ania. Sztoła była dopływem Przemszy, gdyby ktoś nie ogarnął składni zdania powyżej. W sumie to bardziej dramatycznie by brzmiało, gdybym napisał "spotykam Ją płaczącą w starym korycie Sztoły". Ooooo ale się klimat zrobił, jak to zdanie brzmi... istny DRAMA BUTTON. dobra zostawmy to tak. Tak na potrzeby dramaturgii relacji !!
(inna sprawa, że gdyby taką akcję - jak w tym filmiku - zrobili w USA lub w Rosji, to sądzę że przerodziłoby się to w prawdziwą strzelaninę...).
A tak serio, to po prostu Ania do nas dołącza na tym punkcie i od teraz pojedziemy już w trójkę do samego końca.
Jak dobrze zainaugurować nowy skład drużyny? Dokładnie tak, macie rację... OD MEGA WTOPY NAWIGACYJNEJ. Nic tak nie hartuje duch zespołu, jak dzielenie się porażką...
Ania: Który to był mój?
4 jeźdźców pato-nawigacji..
Jak to czterech, skoro mieliśmy jechać w trójkę? A widzicie, porażki przyciągają... jeżdżenie z nami wciąga jak chodzenie po bagnach i przypadkową ofiarą stanie się także i Jarek W.
Jarek W. co? Brakuje tylko tutaj jego profilowego zdjęcia, takiego z czarnym paskiem na oczach, wiecie o o chodzi :P
A było to tak:
Ciśniemy i według mapy trzeba skręcić w prawo, w "dobrą" drogę, na najbliższym skrzyżowaniu. Nasz skręt w prawo jest jakieś 100m przed inną dobrą drogą w lewo. Na mapie jest tylko to skrzyżowanie (i nie ma żadnego innego). No to chyba ogarniemy, prawda?
No okaże się, że nie. Drogi nam się zgadzają, więc walimy w prawo jakieś 300m za wcześnie. Po prostu jest tu więcej "dobrych" dróg niż pokazano na mapie, a jako że się zagadaliśmy, to nie zmierzyliśmy poprawnie odległości. Na mapie jest jedno skrzyżowanie, rzeczywistość odpowiada mapie, no to dzida w prawo.
Tym sposobem lądujemy nad Przemszą o wiele za wcześniej, a że punkt to skarpa nad zakolem rzeki to zaczynają się poszukiwania... byłoby przykro, gdy prawie całe koryto Przemszy było skarpą, a zakola to tu są co chwile. Przeczesujemy brzeg najpierw w 3-jkę, a potem w 4-krę... Jarek zasugerował się naszym skrętem, a że układ dróg się zgadzał, to stwierdził, że "nie możemy się mylić". No cóż... o Ty małej wiary. Cytując Huberta z jednego jego wpisu na Blogu Dolnego Sanu "nie ma takiego błędu nawigacyjnego, którego bym nie popełnił" :D
Gęsto tu od krzaków... wiatrołomy, a my się przedzieramy. Gałęzie biją po ryju, tak jak dresy w Nowej Hucie po nocy, a my szukamy kartki na drzewie. Nie ma w lewo, no to w prawo.. a czas biegnie. W pewnym momencie.
JAREK: to nie tu, jesteśmy stanowczo za wcześnie
Sprawdzamy mapę, może mieć rację... cholera, ma rację. Trzeba wrócić do rowerów i to jest wyczyn, bo czesząc las odeszliśmy od maszyn naprawdę daleko.
Wracamy do drogi, robimy korektę i punkt wyhaczamy tym razem bez problemu. No porażka, tak to jest się nie odmierzyć.
Chociaż w sumie czemu ja Wam piszę, że nam nie idzie... Mogłoby nam nie iść, gdyby to był rajd, a przecież to nie jest rajd. To specjalna operacja nawigacyjna...
Nie zgłaszamy zatem żadnych porażek operacyjnych w polu. Straty w postaci Wojtka też się utajni :)
JEDZIEMY DALEJ - SERIA FOTO Z NASZYCH ZMAGAŃ, paczka nr 1
czyli w poszukiwaniu nieistniejącego wiaduktu... oraz innych ciekawych punktów kontrolnych po drugiej stronie mapy. W lasach bez zmian, nadal słaba przejezdność, nadal zapycha opony miejscami, ale ogólnie da się jechać.
Czy punkt jest po drugiej stronie rzeki (Opis: cokół nieistniejącego wiaduktu). Rzeczywiście wiadukt nie istnieje :)
Wysyłamy zwiadowcę aby poszukał... okaże się, że punkt jest po naszej stronie. Czy mogliśmy sprawdzić przed wysłaniem zwiadowcy? Mogliśmy ale tak było śmieszniej :)
Jakże mi tego brakowało - czyli na skróty do szlaku :)
Dobry techniczny zjazd po piasku i śniegu :)
"Schody do nieba".. czyli bez Basi się nie obejdzie.
Taki jest opis kolejnego punktu. Zlokalizowany jest gdzieś na terenie dawnej piaskowni. Nawet nie wiecie ile nam tu zejdzie. Z mapy nam (i innym ekipom, które tu dotrą) wynika, że punkt powinien być gdzieś przy skarpie - tej co widać na zdjęciu. Chyba ze 30 min będziemy obszukiwać rosnący tu młodnik. Bezskutecznie... ze 3k zrobiłem tu z buta szukając lampionu.
W pewnym momencie wracam do roweru, spróbować "wynawigować się" raz jeszcze. Ania robi to samo, a Andrzej znika gdzieś głęboko w młodniku.
Finalnie okaże się, że punkt jest na skarpie, ale nie tej widocznej ale takiej - większej - w lesie. Prowadzić do niego będzie rzeczywiście dość stroma ścieżka.
Super, znaleźliśmy punkt, ale Andrzej nadal siedzi w młodniku... cholera nie ma w komórce zapisanego do Niego numeru. Musiał mi się przypadkowo nie zsynchronizować z kontem Google, tylko zapisać jedynie w pamięci telefonu, a w listopadzie zabiłem poprzedniego CAT'a. Tak, zabiłem pancernego CAT'a... na rowerze, ekran poszedł w drebiezgi :P
W nowym CAT'cie przywróciłem z konta listę kontaktów, no ale numeru Andrzeja tam nie było... no a Andrzej siedzi w młodniku...
Dzwonię do Basi i mówię: "Mała, dzwoń do Andrzej i powiedz Mu tak: wyłaź z młodnika, podążaj do drogi i opuść kopalnię w kierunku na wschód. Tam będzie nasz pkt zborny".
Basia dzwoni i chwilę później, Andrzej wychodzi z młodnika :D
Basia należy do klubu ludzi, którzy jednak są... Basia, Ty to jednak jesteś :D
Zbieramy lampion i jedziemy dalej.
Bezkresy!
Bezkresy 2: Zemsta
Nie wiem czy do nieba, ale na pewno do lampionu punktu kontrolnego
JEDZIEMY DALEJ - SERIA FOTO Z NASZYCH ZMAGAŃ, paczka nr 2
Po tej zardzewiałej ziemi (kolor gleby)
ludzie pokrzywdzeni (zimno, mokro, piździ złem...)
zabłąkani w koleinach (zabłąkani, pogubieni...)
wyschniętych strumieni (Sztoły już nie ma...)
(całość TUTAJ)
NA RYMPAŁ czyli jak mawiają na dzielni: Andrzej to się nie pier***li w tańcu :)
No jest urokliwie... tylko to zapychanie kół...
Takie punkty to istne DELICJE
Co za zryte łby... zapieprzają i zapieprzają. A co z moja przerwą na słodycze?
"Zimno mi, nie stójmy za długo, jedźmy już". Powiedziałbym, że to "Lament Świętokrzyski", ale przecież jesteśmy nadal w Małopolsce. Jedno lub drugie ciągle zawodzi wniebogłosy.
Z mojego klubu AA (Ania i Andrzej) zrobił się klub ZZ (Zapierdalajmy Zacnie)... nawet ZZBPNC (Zapierdalajmy Zacnie Bez Przerwy Na Ciasteczka).
A ja się pytam: co z moją przerwą na słodycze? Przecież ja palę na cukier, a moja grupa krwi to Nutella. Bez tego paliwa to ja zatrę silnik!
Ileż można tak napierać nie dostawszy ciasteczka? To nieludzkie... Basia zawsze mnie karmi, zawsze mi daje ciasteczko. Nie można tak bez ciasteczka. Smutno mi bez ciast... bez Basi.
Ale Oni cisną, nikt nie myśli o ciasteczku dla mnie... Ich zbrodnia nosi znamiona egoizmu bo EGOISTA TO TAKA OSOBA, KTÓRA MYŚLI O SOBIE ZAMIAST O MNIE !!!
Stwierdzam BUNT. Skoro do kolejnego punktu trzeba dojść z buta przez krzaki, to wyciągam z plecaka paczkę Delicji i wspinająca się między krzakami, pochłaniam jedną za drugą. Nim dojdę do punktu, nie będzie całej paczki. NO, teraz to mogę jechać... Jest paliwo, jest moc.
A punkt zacny, prawdziwe delicje :P
Gdzieś w Beskidach zimą... a nie, czekaj, okolice Lgoty i Bukowna
Na kolejnym punkcie kontrolnym
Niesamowity klimat - w niektórych miejscach tak dowaliło śniegu, że jedzie się super (bo nie zapycha błotem!)
"Jesteś u Pani!"
A właściwie to u Burmistrza... czyli uprzejmie donoszę. O co chodzi?
Jeden z punktów kontrolnych ulokowany jest w ziemiance, która położona jest - jak się okaże - na terenie prywatnym.
Jeździliśmy tu nieraz, bo tędy przebiega też szlak do źródeł Sztoły i nigdy nie było problemu... ale dziś jest. Właściciel dziś zły, ze Mu się to ludzie szwendają. Być może liczba zawodników, która dziś tu przeszła, Go zdenerwowała... nie wiem. Ogólnie jest noc, my z człówkami na kaskach, On z ryjem "to moja ziemianka". Wygląda na to, że zabrał/ukradł lampion. W takich chwilach zawsze mam ochotę powiedzieć puentę TEGO KAWAŁU, ale boję się że to zaogni sytuację.
Gość krzyczy, że załatwi to sobie z Burmistrzem :)
No dobra, nic tu po nas, nie pierwszy raz ktoś ma "ALE" o lampion... przynajmniej nie goni nas z widłami (i nie jest to urban legend, bywa różnie... a ja nie przepadam za bajką o powidłach: PO WIDŁACH ZOSTAJĄ 4 DZIUR).
Końcówka trasy to maskara... to znowu zapychające błoto. Utknę tak, że będę niósł rower na ramieniu... nie wiem przez ile... długo. Naprawdę długo, wykończy mnie to mocno... ale finalnie jakoś uda mi się przedrzeć przez te gleby i do bazy wjadę już na kołach.
Srogie obmyślacze wariantu :)
Czytelność mapy 3%
W STRONĘ ŚWIATŁA :)
Znowu zapycha, bo zbiera glebę ze śniegiem... kawał drogi musiałem nieść rower na ramieniu :/
(Prawie) ostatnia prosta do bazy
No niełatwo znaleźć te punkty dzisiaj... w śniegu... w nocy... ale czasami nawigacja level expert (pkt 64 - mówią, że ponoć był trudny, nam wszedł od kopa i to jakże skitrany pod śniegiem). Naszym nemezis był dziś ten nad Przeszmą opisany w akapicie 4 jeźdźców :P
Do bazy dotrzemy po 21:00. Dość na dzisiaj. Trzeba wrócić do domu, do Basi, bo siedzi tam sama...
Wrócą jeszcze czasy, że będziemy wpadać na metę na 4 sekundy przed limitem (do dziś jest to nasz rekord w kategorii "na styk" - uważam jednak, że jest on do poprawienia :D )
Ten rok jest jednak szczególny:
- w zasadzie jest to pierwszy rajd, który pojechałem bez Basi. Nawet nie "w zasadzie", jest to pierwszy rajd, który pojechałem bez Basi...
- mamy wojnę za wschodnią granicą, ze względu na stopień dostałem kartę mobilizacyjną i przydział "podoficer sztabowy" na Balice oraz pismo o podniesieniu gotowości (być może będę w najbliższym czasie wzywany na ćwiczenia rezerwy)
- chyba uda się po 2-letniej przerwie zrobić 3-cią edycję naszego KORNO (Siła KORNOlisa). Zapraszamy do Ciężkowic 7-8 maja
Posiedzę chwilę w bazie, pogadam z innymi zawodnikami i spadam... umyć maszynę, a potem wrócić do domu. Nie ukrywam, że warun mnie trochę wytarmosił i wybatożył... brak kondycji tez dokłada cegiełkę. Bawiłem się jednak świetnie i w terenie, który jest bliski mojemu sercu. Dziękuję też drużynie za wspólne zmagania i do zobaczenia, gdzieś na szlaku. Fajnie byłoby zostać dłużej, ale nie tym razem, wracam "do światła mych oczu" .