aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2016

Dystans całkowity:70.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:70.00 km
Więcej statystyk

JASZCZUR w Paśmie Otrytu

  • DST 70.00km
  • Sprzęt SANTA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 października 2016 | dodano: 31.10.2016

Jaszczur - Bojkowski Ślad zapowiadał się jak niezła wyrypa. Baza w Chacie Socjologa, schronisku bez prądu, bez bieżącej wody, gdzieś pośród otryckich lasów. Noc przy świecach w Chacie Socjopa....eee loga, co złego może się wydarzyć? Mam przeczucie, że kręcić tu będą całkiem niezły slasher o głupich turystach i chyba wygraliśmy casting do roli ofiar :)

Niestety obowiązki Krakowie trzymają nas w Krakowie w piątek do 21:00. Oznacza to, że w Bieszczady dotrzemy planowo między 1:00 - 2:00 w nocy. Nie uśmiecha nam się dymać z 4 plecakami (rowerowy + bety do spania / na głowę) nocą przez las, dlatego łapiemy nocleg na dole - w Zatwarnicy, koło 10 km od Dwernika, z którego wychodzi niebieski szlak do Chaty. W praktyce do Zatwarnicy docieramy o 2:30 bo nasz GPS wymyślił sobie bardzo ciekawy skrót. Nie chcą jechać leśną drogą (na której są zakazy!) muszę nadrobić około 30 km.
Gdy finalnie docieramy do miejsca zakwaterowania, ekspresem kładziemy się spać bo o 8:00 następnego dnia trzeba wyruszyć.

Poranek wita nas deszczem. Doskonale... Ubieramy się hydro-fobowo i ruszamy. Postanawiamy skrócić sobie drogę do schroniska, startując nie z Dwernika ale z Chmiela. Do końca asfaltu i potem ścieżką dydaktyczną do Chaty. Koniec asfaltu się zgadza, ścieżka dydaktyczna już nie do końca. Jeszcze się rajd nie zaczął a my już z kompasem wprowadzamy poprawki i dwukrotnie musimy się cofnąć do innej drogi. Leje nieprzeciętnie...droga jest rozjeżdżona przez "porywaczy drewna" więc od początku brodzimy w błocie. Mimo wodoodpornych ciuchów, jesteśmy mokrzy. Do tego podejście nas strasznie zmęczyło - nie jest do dobry znak przed startem. Najgorsza jest myśl, że gdziekolwiek nie pojedziemy to będziemy musieli wrócić do bazy "na metę". Finalnie docieramy do Chaty i mamy na wejściu 400 m przewyższenia.


BAZA:
Malo wita nas w Chacie. Część zawodników jest już w trasie (TP50), a my dostajemy naszą mapę.
Oczywiście muszą być lidary i dziwne przekształcenia, bo inaczej Jaszczur nie byłby Jaszczurem. Są także pousuwane fragmenty, które trzeba dopasować a na trasie czają się na nas punkty stowarzyszone. Kwintesencja jaszczurowatości.
Ponad pół godziny schodzi nam na zaplanowaniu wstępnego szkicu trasy. Mapa nie ma żadnych szlaków, nie ma większości dróg, część punktów wisi głęboko w terenie, a na mapie nie ma żadnej opcji dojścia nawet w ich szeroko rozumiane okolice.

Ta linia, która niby przechodzi przez 29 i 28 oraz lidary (B iC) to nie jest droga. To jakaś granica - rezerwatu, parku, nie wiemy, nie jest to napisane :)
Cóż zrobić, ruszamy...

PASMO OTRYTU
Wyjście z chaty jest traumatyczne. Jesteśmy mokrzy, a na zewnątrz jest 3 stopnie i wieje. Zaczyna nas telepać, próbujemy się rozgrzać jazdą ale niewiele to daje. Rowery są mokre i zimne, siadanie w wilgotnych spodniach na mokrym siodełku...doznania jak na jakimś dobrym bdsm party :)
Ruszamy niebieskim szlakiem - wygląda że prowadzi przez środek pasma, więc tak jak chcemy iść. Szybko łapiemy pierwszy lidar - w bazie się okaże, że zaczęliśmy od stowarzysza. Dobry początek, ale nie będzie to nasz ostatni stowarzysz dzisiaj (Na Jaszczurze punkty są za 100 pkt przeliczeniowych, a stowarzysze za 60 pkt - więc nie ma tragedii).  Ruszamy dalej i wtedy zaczyna pomału wychodzić słońce. Jak normalnie ukrywam się przez nim pod drzewami, tym razem wychodzę z cienia i "wygrzewam" się w jego promieniach. W mokrych ciuchach 6 stopni ciepła jest lepsze niż 3. Ilość słońca dupy nie urywa...ale zawsze ją lekko ogrzeje :)


Trzymamy się niebieskiego szlaku i łapiemy okoliczne lidary, na których punkty poukrywane są w wąwozach, na skarpach i w krzakach.
W pewnym momencie niebieski nas opuszcza odbijając na jakąś drogę, a my kierujemy się nadal na północy zachód. Bardzo intryguje mnie punkt 27, którego opis to "Wielkość zwierciadła".
Mój chory umysł już widzi, na co możemy się natknąć.


Kto to pamięta, musiał mieć szczęśliwe dzieciństwo. To miejsce, nieśmiertelny Kościotrup i Sekatory przerażały mnie jako dzieciaka.
Po nocach mi się śniły, a teraz wędruje przez pusty las (nikogo, absolutnie nikogo na szlaku) i mam spotkać ZWIERCIADŁO. Psycha tworzy własne scenariusze.
Btw, pamiętacie na level'u 6-stym tego grubego strażnika, który był wyśmienitym szermierzem. Jakieś prorocze przepowiednie? :) :) :)


Mierzymy wielkość zwierciadła, ale nie jest to dla mnie proste bo mój chory matematycznie umysł słyszy głos: "jako odpowiedź wpisz średnicę", "nie, nie, na pewno chodzi o pole. Licz", "Panowie, wystarczy promień. On najlepiej charakteryzuje koło" :)

RUINY, CMENTARZE i ROPA
Ciśniemy dalej, ale dzień pomału zaczyna się kończyć. Jest jeszcze jasno, ale zostało nam jakieś 2h dnia. Łapiemy po drodze kolejne punkty i zjeżdżamy czymś co kiedyś było ścieżką w stronę Soliny. Gdy docieramy do drogi, jest 19:00 i robi się już ciemno. Zrobiło się także bardzo zimno, zaczyna na nowo padać deszcz...który z czasem przejdzie w deszcz ze śniegiem. 
Przedzieramy się przez jakieś pola aż do cmentarza i potem dalej do kaplicy na wzgórzu. Znowu jesteśmy cali w błocie, ale dotarliśmy do najdalej na północ położonych punktów. Zaczynamy wracać...jest prawie 20:00, do limitu mamy 4 godziny. Trochę mało, patrząc że mamy do powrotu całe pasmo Otrytu i ponowne podejście do Chaty Socjologa.
Ruszamy na południe, po punkty związane z wydobywaniem ropy. Należy odczytać z którego rurociągu, ropa wylewał się bezpośrednio do Sanu. Przy okazji zapoznajemy się również z arcyciekawą historią tych terenów, zwłaszcza z okresy II wojny światowej, gdy (aby uniknąć bombardowania i późniejszego pożaru magazynów ropy) ropa została wylana do Sanu. 3 dni trwało opróżnianie zbiorników, a ludzie łapali płynącą ropę w każde możliwe naczynie, w ostatniej fazie nawet do maselniczek.
Zaliczamy (jak się potem okaże - stowarzysze) 3 punkty na Lini Obowiązkowego Przejścia. Wąwóz jest piękny, ale co zaniosło tam organizatora? Kto włazi w takiej rzeczy z własnej woli? Wąwóz z dość dużym potokiem, stromy i kamienisty...a my dymamy pod górę z rowerami. Zdjęcie to nasze zejście w dół.


"Wieczny" SLEEPMONSTER
W Górach Bystrzyckich znajduje się niesamowicie ciekawy pomnik - figura "Strażnika Wieczności". "Wiecznością" nazywana jest droga przez te góry, o długości około 7km - prosta jak strzała, bez zakrętów, bez odbić, bez punktów widokowych, po prostu na wprost przez las. W paśmie Otrytu znajdujemy podobna drogę - ma wszakże sporo zakrętów, ale wije się prze 14 km. Lekko, a miejscami nawet dość ostro pod górę, bez żadnych odbić, innych niż leśne ścieżki. Musimy ją pokonać. Idzie to strasznie wolno. Jedziemy czasem 7-8 km/h ze względu na zmęczenie i podjazd. Czas płynie, a droga zdaje się nie kończyć. Do tego dorywa mnie Sleepmonster...czuć zarwaną noc z piątku na sobotę. Przysypiam i kręcę pod górę (lub pcham). Jest po 21:00, ciemno, pada deszcz a drogi nie ubywa. Najgorsze, że gdy już ją przejdziemy, to będziemy przechodzić obok naszego miejsca noclegu w Zatwarnicy. Trzeba minąć ciepłe i przytulne miejsce, pojechać te kolejnych 10 km do Dwernika i potem niebieskim szlakiem przez godzinę pchać do bazy. Psychicznie to masakra...najchętniej został bym w Zatwarnicy, no ale kurde wtedy nie zaliczymy rajdu. Trzeba się zmobilizować, a ze Sleepmonsterem na karku to bardzo trudne.
W pewnym sensie pomaga śnieg, robi się bardzo "rześko". Otrzeźwia mnie to niemal w jeden chwili i...jeszcze bardziej kusi aby zjechać do Zatwarnicy. Zmuszamy się jednak jechać dalej i mijamy nasz "domek". Łapiemy ostatnie punkty po drodze i jedziemy do Dwernika.

KRYJÓWKA
Ostatnia prosta do bazy...szkoda, że to ponad godzina pchania po błocie pod górę. Jest 23:00, mamy godzinę i 15 minut do limitu. Próbujemy wdrapać się do Chaty. Błoto jest nieprzeciętne. Miejscami pcham rower za kierownicę, a rower stoi w miejscu...to nogi jadą w tył. Zakopujemy się po kostki. Jest stromo, a my jesteśmy już wykończeni...
Braknie nam czasu, nie zmieścimy się w limicie. Nie ma szans się przedrzeć z rowerami na szczyt bez spóźnienia. Podejmujemy decyzję o ukryciu rowerów. Schodzimy ze szlaku w głęboki wąwóz i ukrywamy rowery za wykrotem. Jest ciemna noc, nawet świecąc latarką ze szlaku nie ma szans ich zobaczyć. Resztę drogi robimy pieszo. Docieramy do bazy na 5 minut przed limitem. Wykończeni...


W Chacie impreza przy świecach. Gitara, bębny i śpiewy. Oddajemy kartę i posilamy się gęstą zupą. Jest grubo po północy. Zaliczyliśmy liczbowo 24 pkt z 32. Jednak będziemy mieć odjęte punkty za stowarzysze - cóż zrobić :)

"JA TU NA DESZCZU, WILKI JAKIEŚ..."
Odpoczywamy chwilę i przebieramy się w najbardziej suche ciuchy jakie mamy. Czeka nas jeszcze droga z powrotem do Zatwarnicy. Wyruszamy za Chaty przed 2:00 w nocy i schodzimy z buta przez nocny las. Wracamy do kryjówki i bierzemy nasze maszyny. Pozostało ponownie przedrzeć się przez ocean błota w dolnej części szlaku i potem 10 km drogą.
Zjeżdżamy w dół i wyglądamy jak błotne bałwany. Docieramy do Dwernika i ruszamy.
Na drodze przez las spotykamy...wilki! 4 sztuki. Jestem gotowy odpalić blat i lecieć jak finisz na Rajdzie Wilczym (zjawiskowe nie? :P), ale szczęśliwie poznały szermierzy z Szkoły Fechtunku ARAMIS i schodzą nam z drogi. Obserwują nas z pobocza i mijamy się z obustronnym szacunkiem. Sleepmonster? Co to jest sleepmonster? Adrenalina działa cuda :)
Do miejsca zakwaterowania docieramy około wpół do czwartej (na czas letni).


Idziemy spać...po dwóch niemal całkowicie zarwanych nocach zasypiamy w mgnieniu oka.
Przy powrocie zatrzymamy się na myjni i spowodujemy niezła konsternację dla obsługi.
"Państwo tu będą pranie robić?" ale jak zobaczyli jak wyglądają buty i rowery, to pytania się skończyły.




Kategoria Rajd, SFA