aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2019

Dystans całkowity:1.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:1.00 km
Więcej statystyk

Podsumowanie 2019

  • DST 1.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 31 grudnia 2019 | dodano: 03.01.2020

Kolejny rok w naszym rajdowym życiu za nami, więc zgodnie z tradycją robimy małe podsumowanie zdarzeń minionych.
Jedni uwielbiają podsumowania, inni ich nienawidzą – a ja się kocham w statystykach i analizach, więc nie sposób podsumowania nie zrobić. Tym razem trochę spóźnione, bo zwykle robiłem je już na koniec grudnia, no ale już jest.
Jak zawsze, coś tam udało się osiągnąć, a coś innego pokazowo (żeby nie rzec spektakularnie) spartolić. Zapraszamy zatem na krótkie zestawienie najważniejszych wydarzeń 2019 (w kontekście rajdów i szermierki).
Mam jednak nieodparte wrażenie, że stopniowo ale nieprzerwanie rajdów w kalendarzu ubywa… acz może to tylko wrażenie.
Miejmy nadzieję...

19 stycznia – RAJD IV ŻYWIOŁÓW
Klasyczne już rozpoczęcie roku: ostry mróz, w cholerę lodu i trójka ślizgających się po nim rowerzystów.
Na trasach przygodowych frekwencja dopisała, ale na rowerowej, gdyby nie jadący (w inną) stronę Piotrek, to bylibyśmy sami.
Impreza z cyklu UDÓRZ plerami o glebę (jak ktoś nie ogarnia, to podpowiem, że Udórz to taki zamek na Jurze – w zasadzie ruina, a tak naprawdę ze dwa kamienie i właśnie tam biegła trasa rajdu). Udórz mocno i często bo lód był po prostu wszędzie.
A potem zgasło nam światło… i musieliśmy kombinować przodem na zad. Możecie o tym poczytać TUTAJ.

9 luty – SILESIA RACE
Drugi rajdowy klasyk zimowy. Dzika noc w Jaworznie i okolicach. Co się tam nie działo… najpierw wrzucono nas w industrialne klimaty, potem zaliczyliśmy spotkanie z Wydrą nad zbiornikiem, jakiś rolnik zaorał moje sny gdy spałem w śniegu w środku pola, a potem uciekaliśmy przed Służbą Ochrony Kolei (czasem trzeba było odpowiedzieć ogniem…). Na koniec były też kajaki. Tak, byliśmy świadomi że jest luty, to nie tak że nas ta informacja zaskoczyła. Pełna relacja TUTAJ.

23 luty – RAJD LICZYRZEPY (ZIMA)
Czyli lasy w okolicy Jelcza-Laskowice. Jeszcze o tym nie wiemy, ale poznanie tych terenów bardzo nam się przyda w przyszłości.
Bunkry, jelenie i ciężki finisz, któremu nie podołaliśmy – spóźnienie na metę. Nie jakieś straszne, ale jednak brak formy po minionej zimie dał się nam mocno we znaki. Gdyby ktoś chciał wrócić pamięcią do zimowej Liczyrzepy to wpis znajdzie TUTAJ.

9 marca - RAJD WILCZY

Niby klasyk, bo byliśmy do tej pory na każdej edycji, a jednak tym razem było zupełnie inaczej. Od zawsze atakowaliśmy najdłuższą możliwą trasę przygodową, a w tym roku - jak nigdy - uderzyliśmy na trasę pieszą. Nadal nie biegamy i wolimy rower, ale tak jakoś wyszło, że była to jedyna dostępna dla nas opcja wtedy. Związane było to z szytymi ranami ciętymi, które trochę przeszkadzały zarówno w dźwiganiu dużego plecaku, jak i samej jeździe. No, ale nie powinny Was takie rzeczy dziwić, w końcu jesteśmy z Krakowa i do tego zajmujemy się szermierką, a więc maczety i głębokie sznity nie są nam obce. Pochodzenie zobowiązuje, prawda?
Na TYM RAJDZIE towarzyszyły nam także pewien Pies Księżycowy (Luna) oraz jego Pan.

23 marca - Wiosenne CZARNE KoRNO: Kompania KORNA
Jeden z najważniejszych dla nas dni w minionym roku. Kontynuacja naszej przygody z „Wiosennym CZARNYM KoRNO” i nasz drugi rajd. Po klęsce pod Kobylanami, Lord SFAROC powrócił i tym razem uderzył na froncie lanckorońskim. Świat Lampionu na mocy rozporządzenia Senatu Nawigatorów powołał do życia Kompanię KORNĄ - pododdział mający odbić lampiony (na karcie) z rąk złowieszczego Lorda. Pełen Raport Szefa Sztabu Kompanii KORNEJ znajduje się TUTAJ.
Jeśli jednak myślicie, że to koniec opowieści to wiedzcie, że już niedługo obudzicie się w EPICENTRUM rodzącego się koszmaru, albowiem SFAROC wezwał na pomoc najstraszniejszego ze swych sług. Tam gdzie zawiodły mięśnie i stał, sięgnął po magię...i przyjdzie Wam zmierzyć się z Alchemikiem KORNOlis'em. Wypatrujcie karty powołania weterani Kompanii KORNEJ.

4 kwietnia - XXXIV KrakINO: GAMBIT KRÓLEWSKI
Nasze drugie po „Zdradzie u Backingham’ów” KrakINO. Tym razem uderzyliśmy w klimaty szachowe, bo gambit to poświęcenie figury na rzecz uzyskania przewagi taktycznej (innymi słowy: ty tu sobie bij podstawioną bierkę , a ja w tym czasie wjeżdżam Ci na tyły z pełną rozpierduchą). A gambit królewski to nazwa konkretnego otwarcia szachowego, bazującego na tym działaniu.
Impreza robiona na wariackich papierach, po nocy (mowa o chodzeniu po lesie i wyznaczaniu trasy, a nie samym rysowaniu mapy…), zamknięta cudem w ostatniej chwili. A na koniec goniliśmy się z dzikami po lesie - nie szło „ściągnąć” trasy, bo brały błotną kąpiel przy samym lampionie… a że miały znaczną przewagę liczebną, to nie byliśmy na dobrej pozycji negocjacyjnej.

6 kwietnia – LISZKOR
Drugi raz z rzędu nasz rajd (czyli tegoroczna Kompania Korna) w jakimś stopniu pokrywa się terenowo z Liszkorem. Za pierwszym razem to był wypadek przy pracy, ale tym razem możemy już mówić o niesamowitym pechu, gdyż stało się tak mimo podjęcia SZEREGU (sic!) działań zapobiegawczych. Jednakże żadne z nich, przez splot niefortunnych, niezależnych od nas zdarzeń, nie przyniosło oczekiwanego rezultatu. Coś w stylu:

Zaowocowało to brakiem decyzyjności operacyjnej jak pojechać ten rajd, bo nie chcieliśmy powtarzać własnej trasy. Wyszedł z tego naprawdę chaotyczny wariant, z Leskowcem w tle… nocą… w deszczu. Do tego okazało się, że dysponujemy mocą zatrzymywania czasu. Więcej o tym TUTAJ.

13 kwietnia – RAJD KATOWICE
Jak zwykle rajd miejski głównie z nazwy bo EL Comandante de SAS’u (Silesia Adventure Sport) Marcin lubi robić imprezy z kozackim rozmachem. Odwiedzamy zatem Jurajski Park, powalczymy z czeladzką inkwizycją, zrobimy przeprawę linową z rowerami przez rzekę, pojeździmy po okolicznych lasach i popływamy kajakiem po Katowicach. Tempo: UPALANIE bo rajd krótki, ale zabawa przednia. Relacja TUTAJ.

22 kwietnia – WIELKANOCNY MINI RAJD NA ORIENTACJĘ
Istna ucieczka zza stołu… udaje nam się pogodzić obowiązki rodzinne z wyrwaniem się na mini rajd organizowany w Bieruniu.
Piękna pogoda i bardziej dynamiczne święta Wielkanocne. Super. Kilka słów o rajdzie znajdziecie pod TYM LINKIEM.

Weekend majowy – BORY DOLNOŚLĄSKIE

Kocham lasy, więc był to kolejny krok w kierunku realizacji planu: „Chcę objechać wszystkie większe kompleksy leśne w kraju”. Podkreślam, objechać całe (lub prawie całe) a nie odwiedzić na chwilę. Lasy, Puszcze, Bory, Knieje – wiecie, że każde z tych słów znaczy troszeczkę co innego? Tym razem naszym łupem padły Bory Dolnośląskie, na które chrapkę miałem już od dawna. Pięć dni (a czasem także i nocy, jak nam zeszło…) odkrywania tajemnic prastarego lasu.
Niestety wpisy dedykowane zdołałem zrobić tylko z 3 wycieczek (na 7)
- Co ty NATO? Przez poligon na Borówki!
- Kiedy HARRY poznał... BASZTA DOWNHILL i południk 15
- Alfred robi niezłe laski... i lubi wąwozy
wiec teraz poniżej kilka zdjęć z tego co do tej pory na bloga nie trafiło. Staram się aby z każdego rajdu powstała relacja, ale opisać wszystkie nasze wyprawy po prostu nie sposób. Musicie zatem uwierzyć na słowo.
Łęknica i Park Mużachowa, Góry Smocze, Most jak z bajki, Królestwo Kryształów (DE) oraz szlak bojowy Wojska Polskiego (Nysa Łużycka) i dawne po-niemieckie fabryki amunicji. Przejazd przez poligon Żagań – Świętoszów, obiad z Amerykańskimi Marines, „Wielka ucieczka” przez Tunel „Harry”. Ech działo się. A jakby ktoś pytał, czemu na liście nie ma takiej pozycji jak Zamek Kliczków, to powiem, że wyszczególniłem wyprawy a nie miejsce zakwaterowania!
Kilka zdjęć:

Na Łuku Mużachowa (Park PL-DE wpisany na listę UNESCO)



Rakotzbrucke Kroumlau:

W królestwie  Kamerdolców (DE):


Na skraju Polski i Borów Dolnośląskich - Bielawa (Tajemnicza Wieś):



Śladami forsowania Nysy Łużyckiej:

U wybrzeży Afryki (to nazwa tego Jeziorka):

Dawna fabryka amunicji:


4 maja - RUDAWSKA WYRYPA
Nasz pobyt w Borach Dolnośląskich kończymy klasyką gatunku czyli 24-godzinną Rudawską Wyrypą. Jeździmy na tą imprezę nieprzerwanie od 2014 roku i jak co roku niedzielę po zawodach spędzamy na SingleTrek pod Smrk’iem.
W tym roku Rudawska dowaliła nam śniegiem i deszczem… to jak utknęliśmy w błocie „pośniegowym” to był hardcore.
Możecie o tym przeczytać TUTAJ.

12 maja – RAJD HAWRAN
Druga edycja Hawrana zabiera nas ponownie w Beskid Niski. Tym razem w inną niż poprzednio jego część. Zahaczymy o Wysową, Blechnarkę, pokręcimy się pod Laskową (ale bez szczytu), pojeździmy po Słowacji, a na deser nowa góra do naszej kolekcji – Szweja.
To co na zawsze wryło mi się w pamięć z tego rajdu to: jazda potokami, bo drogi po prostu płynęły oraz nieprzebrane ilości błota. Pełna relacja z Hawrana pod TYM LINKIEM.

26 maj – Zawody szermiercze Debiutantów ŁÓDŹ

ŁÓDŹ you like to take part…? Czyli odpalamy dodatkowe zawody szermiercze: dla wszystkich którzy są w szkole mniej niż 2 lata lub nigdy nie startowali w zawodach. Bardzo udany debiut imprezy Debiutantów mającej ośmielić i zachęcić nasz „nowy” i „nie-zawodowy” narybek do startu. Bardzo potrzebne działanie, bo poziom głównych zawodów Pucharu 3 Broni w ostatnich latach wzrósł tak bardzo, że niektóre początkujące osoby boją się wystartować w zawodach. To naturalne i rozumiemy te obawy. To właśnie z myślą o nich organizujemy zawody, które pozwolą w mniej stresującej atmosferze (bez grup śmierci) oswoić się z systemem naszych zawodów oraz rywalizacją. Relacja z zawodów TUTAJ.

Czerwiec - URLOP 1: Tatry, Niżne Tatry, Wielka Fatra, Mała Fatra.
No i się nie napisało... 13 małych i dużych wypraw. Kilka zdjęć z niektórych z nich:

HOLA! KraLOVE Przygody!!



SMOK DEMION TO FAJNY CHOPOK !!!



W (Słowackim) Raju Rowerowym



Klasa przejazdy w tym raju!

W Koronach Drzew:

Chata Pri Zelonym Plesie:

W Przełomie Hornadu:

U Miśka na Veternym Vrchu:


Reklamacja! Byłem na Słowacji i mam RYSY na zdjęciach!!



22 czerwca – GRASSOR 444
Data idealna (rocznica Operacji "Barbarossa" oraz ironiczne, zaiste ironiczne-  Operacji "BAGRATION") na jedno z dwóch największych przedsięwzięć tego roku. Data zobowiązuje do działań z rozmachem. 36 godzin, trasa całego rajdu szacowana na 444 km… ciężko zdefiniować w sumie gdzie byliśmy, bo prościej byłoby chyba wyszczególnić które miejsca województwa podlaskiego nie zostały przez nas odwiedzone. Nasz absolutny rekord jeśli chodzi o wyprawy rowerowe: 320 km w 36 godzin. Niesamowita przygoda gdzieś na krańcach Polski…Więcej o tym TUTAJ.

29 czerwca – BIKE ORIENT
Więcej takich rajdów – na luzie, bez ścigania się, bez żadnej presji. Po morderczym urlopie i Grassorze 444 potrzebowaliśmy imprezy bez ciśnienia. Kamila, Filip oraz Andrzej postanawiają nam towarzyszyć i gdy inne ekipy ścigają się o podium, my jedziemy po prostu na wycieczkę. Na luzie nie oznacza jednak, że obejdzie się bez „finszu jak zawsze” bo pojechaliśmy trochę za bardzo na luzie i się nagle słabo z czasem zrobiło. Szkoda, tylko że przed rajdem nie wiedzieliśmy jak nas będzie wszystko po nim PIEKŁO!
Pełna relacja TUTAJ.

Lipiec - OBÓZ SZERMIERCZY
My Blade as my Pride...Czyli tydzień pod Tatrami i z bronią w ręku. Relacja z szermierczego piekła lub nieba TUTAJ, a może obu. To jak z dobrym (safe, sane, consensual) BDSM, niby boli ale jest jednak fajnie. No co, tylko mówię jak jest :D :P

20 lipca – Adventure Race European Championships (AREC)
Mistrzostwa Europy w Rajdach Przygodowych. Czy trzeba mówić coś więcej?
Druga z naszych największych przygód w minionym roku. Międzynarodowa impreza z niesamowitym klimatem…
To bez znaczenia jak słabą ekipą byliśmy w porównaniu do innych, ważne że jesteśmy dumni ze startu w imprezie o takiej randze!
I nawet nie byliśmy ostatni… pewnie przez pomyłkę, ale jednak! Dwu-języczna relacja TUTAJ.

3 sierpnia – ŚWIĘTOKRZYSKA JATKA
Cieszymy się, bo mamy Święto! Prawdziwe IKRZYSKA nawigacyjne! To, że skończyły się Jatką, to inna sprawa... Zwłaszcza dla pewnego łosia, którego dopadł bezlitosny ZUS. Jak nie wiecie o co chodzi, to można o tym przeczytać TUTAJ.

Sierpień - URLOP 2: Wielkie i Małe Fatry i inne słowackie impresje.
No i też się nie napisało. Trochę zdjęć na szybko:

Jałowiec (BINARNY!!)



Między Wielkim na Małym Fatrzańskim Krywaniem z widokiem na niesamowity ROZSUTEC!


Chodź na (Velky) CHOC!


Na krańcu Polski:

Ostredok!!!


Velky i Mały ROZSUTEC - zakochałem się w tej górze.


Zejdzie Pani w dół, do ronda :)


Kosówka łańcuchem skuta :)

Chodź pomaluj mój szlak na żółto:

i na czerwono :D


31 sierpnia – JASZCZUR: SV. JIRI
Kiedy jesteś w Czechach, ale Polska jest na południe od Ciebie… wiedz, że są to miejsca, w które normalni ludzie nie dotrą.
Gdzieś na końcu świata, w poszukiwaniu Św. Jerzego… Opisane TUTAJ.

7 września - RAJD WALIGÓRY
Naprawdę kiedyś zrobię wpis TOP N, gdzie N będzie liczbą naturalną większą od kilku opisującą najlepsze i najpiękniejsze rajdy w naszej historii. Pierwsza edycja tego rajdu ma pewne miejsce w takim rankingu… ale od pewnej wrześniowej soboty w 2019 roku nie jest już sama, bo edycja 3-cia Rajdu Waligóry wdarła się szturmem do tego zestawienia. Niesamowita impreza. Nie widzę jej jednak w kalendarzu na rok 2020... i to mnie smuci. Naprawdę smuci.

14 września - Mordownik
„Udowadnia naukowo co by było gdyby…” czyli jak wyglądałaby Kompania KORNA gdybyś nie przenieśli się do Lanckorony.
Start niemal na naszej własnej trasie. Wiele punktów w miejscach, które sami kwalifikowaliśmy jako dobre na punkty kontrolne. Ciekawe doświadczenie, zobaczyć swój (niedoszły) rajd z perspektywy zawodnika. Relacja z Mordownika pod TYM LINKIEM.

21-22 września - PUCHAR TORUNIA
Pierwsze zawody Pucharu 3 Broni 2019. Gospodarzem nasza nowo powstała filia w Toruniu.
Spora frekwencja i bardzo udany start sezonu zawodów 2019.
Relacja i zdjęcia to znalezienia TUTAJ.

28 września - SILESIA RACE
Silesia 3 Beskidów. Piękna górska impreza, która nas zacnie sponiewierała. Świetne punkty rowerowe i masakryczne BnO w Beskidzie Małym. Wspaniałe zawody, z których dokładną relację możecie przeczytać TUTAJ.

30 września - TURBACZ (służbowo)
Spontaniczna wyprawa, jako alternatywa do imprezy integracyjnej w pracy. Zamiast siedzieć w biurze, siedzimy w schronisku.
Chyba pierwszy wyjazd integracyjny na który pojechałem w życiu (i to z radością), bo zwykle unikam jak ognia takich imprez.
Niemniej jak jest fajna ekipa i super miejsce, to się nie ma co długo zastanawiać. Kilka zdjęć TUTAJ

5 październik - JASZCZUR: OGNISTE POGRANICZE
Ten Jaszczur powinien nosić tytuł: Roponośne Obszary, bo włóczyliśmy się tuż nad ukraińską granicą (czasem tylko parę metrów od) w poszukiwaniu koników (kiwonów) i innych "ropolubnych" elementów infrastruktury. Do tego utknęliśmy w Krainie Barszczu (Sosnowskiego) - przerażająco rozległej... i dostaliśmy głębokiej hipotermii bo cały dzień lało (a było ze 2-3 stopnie).
Relacja do przeczytania TUTAJ.

19-20 października - PUCHAR ŚLĄSKA
Drugie zawody Pucharu 3 Broni 2019. Kolejny karkołomny przypadek w naszej karierze: sobota eliminacje, noc to Tropiciel 28 w Jelcz-Laskowice, a niedziela to finały. Raport z zawodów dostępny pod TYM LINKIEM.

20 października - TROPICIEL 28
W przerwie zawodów szermierczych łapiemy miano Tropiciela, na bardzo fajnych zawodach w Jelczu-Laskowice.
Super klimat i bardzo fajne zadania, zwłaszcza to strażackie. Relacja z Tropiciela TUTAJ.

26 października - JESIENNE BESKIDZKIE KoRNO
Najgorętsza premiera roku. Paliwo poszło mocno w górę i grubo na ponad 1000, bo ruszamy w góry! W poszukiwaniu lampionów na naszych nowych BESTIACH. Świetny rajd i pierwsze testy naszych nowych Maszyn... acz szkoda, że już ostatni w tym roku. Relacja z KoRNO ukrywa się TUTAJ.

9 listopada - PUCHAR PIOTRKOWA

Rzeź nie zawody... ostatnie zawody lokalne Pucharu 3 Broni. Jednocześnie też najtrudniejsze w tym roku (o ile nie EVER), bo do Piotrkowa przyjechały głównie same osoby zaawansowane i to ze wszystkich filii.  Innymi słowy, na tych zawodach, jak nigdy, niemal nie było osób początkujących. Zaowocowało to bardzo trudnymi grupami od samego początku zmagań. Masakra... ale z drugiej strony, to także pokazuje poziom szkoły i wartość zdobywanych medali. Był HARDCORE i można o tym poczytać TUTAJ

1 grudnia - XIV MISTRZOSTWA POLSKI W SZERMIERCE KLASYCZNEJ (MCF*)
Uroczyste zakończenie Pucharu 3 Broni 2019 i to w niesamowitej oprawie.
Słowem: emocje, emocje, emocje. Relacja TUTAJ. No i oczywiście nasz filmik z Mistrzostw!
(*Modern Classical Fencing)


Do tego seria wyjazdów:
- Ciężkowice i okolice: układanie trasy pod przyszłoroczne Wiosenne CZARNE KoRNO - SIła KORNOlisa
- Wolbrom i okolice: układanie trasy pod przyszłoroczną zimową edycję Rajdu IV Żywiołów
I przez słowo seria rozumiem dużo, bo w okolice Cieżkowic na całodniowe wyprawy z Garmin'em w ręku wybieraliśmy ponad 10 razy.

Intensywny, ale dobry rok. Oby 2020 był jeszcze lepszy.
To tyle na dziś. Do zobaczenia za maską lub gdzieś w lesie!



Mistrzostwa 2019

  • Aktywność Sztuki walki
Niedziela, 1 grudnia 2019 | dodano: 01.12.2019

I tak oto dotarliśmy do uroczystego zakończenia Pucharu 3 Broni 2019. Mistrzostwa to najważniejsze zawody każdego sezonu i ostateczne zamknięcie rankingu poprzez wyłonienie najlepszych szermierzy w danym roku. Rok temu, gdy robiłem wpis z Mistrzostw 2018 opisywałem Wam nasz system punktowy oraz – nazwijmy to roboczo – charakterystykę czasową walki (pamiętacie, że walki 2-3 minutowe to bardzo długie starcia? Naprawdę długie). Nie wspomniałem Wam jednak nic o historii tej imprezy, która z czasem stała się najbardziej prestiżowymi zawodami w historii Szkoły Fechtunku Aramis. Dziś zatem zapraszam na opowieść o Mistrzostwach jako takich: jak wyglądały kiedyś, jak wyglądają dziś i dlaczego są one dla nas tak istotne. Niemniej oprócz wyprawy w przeszłość, nie zabraknie dzisiaj także kolejnych szermierczych analiz, którymi zawsze oprawiam relacje z naszych zawodów, więc jeśli jesteście gotowi na naprawdę długi wpis - to zapraszam!!



MISTRZOSTWA POLSKI W SZERMIERCE KLASYCZNEJ - Kiedyś i dziś

Aby w pełni zrozumieć genezę tych zawodów, trzeba najpierw uświadomić sobie czym tak naprawdę jest Szermierka Klasyczna. Nie mówię tutaj o różnicach pomiędzy naszą sztuką walki a szermierką sportową, bo te to chyba znacie nie od dziś… ech

Jeśli ktoś, z jakiegoś – niezrozumiałego dla mnie powodu – nadal tego nie wie, to w skrócie... bo ile można to powtarzać: w szermierce sportowej punkt zdobywa ten kto trafi pierwszy i nie ma znaczenia czy później otrzyma się trafienie czy nie.  U nas podstawową zasadą jest PRIMUM VIVERE czyli „po pierwsze przeżyć”. Trzeba zatem zadać trafienie, tak aby trafienia samemu nie otrzymać. Jeśli padnie trafienie obopólne/jednoczesne obaj zawodnicy przegrywają!

Czym zatem jest Szermierka Klasyczna? Oczywiście, jest sztuką walki - jest sztuką skutecznego władania bronią białą, bez korelacji z żadnymi jej historycznymi aspektami. Bez znaczenia jest to, czy dana technika czy taktyka, były wykorzystywane w historii, czy też nie był wtedy nawet znane. Dla nas liczy się tylko kryterium skuteczność względem pokonania przeciwnika i zapewnieniu sobie własnego bezpieczeństwa . Czerpiemy zatem garściami ze wszystkich zdobyczy ludzkości na tym polu: od teorii sportu, przez psychologię, aż po fizykę i mechanikę . Teoria sportu daje nam wiedzę o przygotowaniu fizycznym zawodnika, o metodyce treningu, o znaczeniu nawyków czuciowo-ruchowych… oraz wielu innych rzeczach, którymi jednak nie chce Was zanudzać (to miał być tylko wstęp, tak?) Psychologia daje nam możliwość zrozumienie motywacji zawodnika, kształtowania jego osobowości, radzenia sobie z presją i stresem, a zrozumienie mechaniki działania broni bardzo przekłada się na skuteczność szermierza, a dokładniej na zrozumienie przez Niego kryteriów skuteczności poszczególnych działań.
Wszystko to po to, aby stworzyć kompleksową, pełną i skuteczną sztukę walki z wykorzystaniem broni białej – w zupełnym oderwaniu od jej dziedzictwa historycznego. Nie zrozumcie mnie źle, historia jest fajna i ciekawa, ale to że coś jest historyczne nie oznacza, że musi być z założenia poprawne.
No właśnie… padło stwierdzenie: „stworzyć”. To jest słowo klucz. Szermierka Klasyczna to także pewnego rodzaju dzieło (brzmi ładniej niż „produkt”). Można także użyć słowa twór. Idea przekuta w czyny… idea nad którą od lat pracujemy, którą kształtujemy i którą rozwijamy, no i której poświęciliśmy całe lata... dosłownie lata naszego życia (niektórzy 10, inni 16, a są też tacy, którzy jeszcze więcej). Szermierka Klasyczna to zatem także pewna marka Szkoły Fechtunku ARAMIS, którą promujemy także za granicami naszego kraju jako MCF czyli Modern Classical Fencing (np. w Irlandii czy też Hiszpanii).
Dlatego też, to właśnie SFA jest gospodarzem XIV Mistrzostw Polski w Szermierce Klasycznej… jak również wszystkich poprzednich edycji. Owszem istnieją inne grupy, niezwiązane z nami, które tej nazwy także czasem używają (choć równie często pada u nich nazwa „szermierka pojedynkowa”), to jednak robią to zwyczajowo. W naszym rozumieniu Szermierka Klasyczna to nie tylko sama idea skutecznej i (na tyle, ile to możliwe) bezpiecznej walki, ale również cały wypracowany przez nas system szkolenia zawodników, rozgrywania zawodów, wymogi sprzętowe, punktacja Pucharu... po prostu wszystko.



Czas płynie niesamowicie szybko… bo to już XIV Mistrzostwa Polski w Szermierce Klasycznej. Nawet nie wiem, kiedy to minęło, ale miałem przyjemność uczestniczyć w każdej edycji tej imprezy i powiem Wam, że przebyliśmy niesamowicie długą drogę jeśli chodzi o rozwój i profesjonalizację tego sportu (sztuki walki).
Droga ta nie była usłana różami, to nie był spacerek w parku (no chyba, że mówimy o spacerze po parku w Nowej Hucie, po zmroku – jeśli ktoś pamięta jeszcze lata 90-te w Krakowie ten wie o co chodzi). Była to raczej nierówna walka z przeciwnościami losu oraz trudnościami… i wiele, wiele pracy kosztowało nas, aby dotrzeć tu gdzie dzisiaj jesteśmy. A doszliśmy daleko i nie jest to puste stwierdzenie! Owszem, zawsze będzie co poprawić i nad czym pracować, zawsze będą obszary które możemy jeszcze bardziej ulepszyć ale patrząc (w miarę) obiektywnie, rozwinięcie Mistrzostw do obecnego poziomu to była i jest tytaniczna praca bardzo wielu osób.
To na potrzeby Mistrzostw stworzony został program komputerowy, dedykowany do rozgrywania naszych wszystkich zawodów.
To na potrzeby Mistrzostw pojawiła się standaryzacja sprzętu (ochraniacze, broń, obowiązujący dress-code, etc)
To na potrzeby Mistrzostw wprowadziliśmy pewien ujednolicony sposób sędziowania oraz wyposażenie sędziowskie.
To także na potrzeby Mistrzostw finały rozgrywane są na różnych halach sportowych, na których odwiedzały nas media (radio, TV, gazety) oraz nierzadko spora publiczność.

Wyobrazicie sobie, że kiedyś Mistrzostwa były jedynymi zawodami w roku? Uwierzycie? Nie było przecież innych filii SFA, nie było zatem także Pucharu 3 Broni, w ramach którego poszczególne filie są Gospodarzami zawodów lokalnych. Co więcej, gdy zaczęły pojawiać się pierwsze nasze kolejne odziały, musieliśmy opracować ujednolicony system rozgrywania takich zawodów. Siedzieliśmy po nocach licząc kolejne wyrazy i sumy ciągów… dla n = 20, dla n = 50, dla n = 100, gdzie n to liczba zawodników.
Liczyliśmy liczbę walk dla zwycięzców i przegranych, wprowadzaliśmy założenia, nierzadko próbując pogodzić ze sobą różne sprzeczne wymagania (typu: ktoś kto przegrywa wszystko, ma mieć jak największą liczbę walk – tak, aby chciało Mu się przyjechać, aby zachęciło Go to do startu. Jednocześnie zwycięzca danej kategorii powinien mieć jak najmniejszą liczbę walk, aby nie był to dla Niego maraton kondycyjny. Pojedynek to przecież krótki, owszem niesamowicie intensywny Interwał czasowy ale nie jest to wielogodzinny rajd na wytrzymałość czy orientację :D).
Stworzony system zawodów trzeba było także przetestować, a potem udoskonalić kiedy napotkaliśmy problemy, których nie udało nam się przewidzieć na etapie projektowania. Następnie trzeba było wszystkie stworzone wymagania i założenia systemu zaimplementować w specjalnie stworzony program komputerowy (tutaj z nieocenioną pomocą przyszedł nam Naczelny Informatyk SFA i Doktor (obecnego) „AGH University of Science and Technology” czyli Filip).
Kolejnym etapem było stworzenie cyklu zawodów połączonego w Trójbój Klasyczny czyli Puchar 3 Broni, a także organizacja szeregu seminariów zawodniczych i sędziowskich. Na "zwykłych" seminariach uczyliśmy się techniki oraz taktyki, natomiast seminaria zawodnicze miały na celu jak najlepsze przygotowanie się Zawodników do nadchodzącego sezonu: to tam odpowiadaliśmy na wszelakie palące pytania o taktykę walki. To tam rozważaliśmy skuteczność poszczególnych działań przeciwko konkretnym (czasem nawet z imienia i nazwiska) przeciwnikom. Natomiast seminaria sędziowskie zapewniały podniesienie poziomu sędziowania – nabycie doświadczenia (zobaczcie nasze filmiki, w jakim tempie czasem potrafią toczyć się walki…) Potrzeba zatem zobaczyć w swym życiu sporą liczbę walk, aby wykształcić w sobie postrzeganie na takim poziomie szybkości). Takie spotkania to także nauka nomenklatury sędziowskiej czy też sposoby radzenia sobie ze trudnymi sytuacjami, jakich na zawodach nie brakuje: od dyscyplinowania zawodników po umiejętność radzenia sobie ze stresem i presją.




Jednocześnie przez nasze zawody przewinęło się wielu zawodników z innych szkół i grup szermierczych: Lorica, Wolna Kompania Sarmacka, Akademia Broni, Polski Klub Szermierczy, Adorea (CZ), Duelattoria Alba (BY), Guild of Historical Fencing (UKR) to tylko z niektóre z nich.
Jak widzicie gościliśmy zatem także Szermierzy z innych krajów, takich jak Białoruś, Czechy, Hiszpania, Irlandia czy Ukraina!
Wiele razy swoją obecnością na finałach zaszczycił nas również sam Michał Morys – sędzia międzynarodowy i trener klasy mistrzowskiej, który pełnił rolę Sędziego Honorowego i wraz z Sędzią Głównym zawodów prowadził wspólnie najważniejsze walki.
Od pewnego momentu, aby jeszcze bardziej podnieść rangę imprezy, wprowadziliśmy zasadę że wstęp na Mistrzostwa mają tylko Ci zawodnicy, którzy punktują w danym roku w Pucharze 3 Broni. W praktyce oznacza to, że muszą Oni wziąć udział, w co najmniej jednych zawodach lokalnych aby uzyskać kwalifikację do Mistrzostw. Oprócz prestiżu imprezy, ma to na celu jeszcze jeden aspekt – brak nowicjuszy na naszych najważniejszych zawodach. Uzyskujemy w ten sposób to, że na Mistrzostwa wpuszczani są tylko Ci zawodnicy, którzy nie tylko już znają nasz regulamin i system rozgrywania zawodów, ale także byli według niego oceniani!
Wszystkie inne nasze zawody są otwarte, ale nie Mistrzostwa. W przyszłości, kiedy liczba naszych zawodników jeszcze wzrośnie, rozważane jest również ograniczenie maksymalnej liczby walczących, tak aby jeszcze trudniej było się tu dostać i aby szermierczo prezentowały one najwyższy możliwy poziom.
Kwalifikacje (na podstawie aktualnego rankingu) miałaby wtedy wyłącznie pewna liczba najlepszych zawodników w danym sezonie.

Na pewnym etapie rozwoju szkoły, aby jeszcze bardziej podnieść prestiż Mistrzostw, zwiększyliśmy także ich wagę punktową w Pucharze 3 Broni. Może pamiętacie, że pisałem Wam kiedyś, że zwycięstwo w danej kategorii (np. w Szpadzie) to 100 punktów, zgarnięcie 300 punktów na jednych zawodach udało się tylko dwóm osobom w całej historii szkoły (3 złote modele na jednych zawodach). Gdyby taka sztuka udała się komuś na Mistrzostwach to zgarnąłbym wtedy 315 punktów, ponieważ wspomniany bonus "mistrzowski" dawał za zwycięstwo 105 punktów. Nigdy nikomu się ta sztuka jednak nie udała – tak jak wspomniałem 300 punktów na jednych zawodach zdarzyło się tylko dwukrotnie, ale 315 nigdy. Żaden z zawodników, którzy sięgnęli kiedyś po „3 setki”, nigdy też nie zdołał powtórzyć takiego sukcesu.
Dwa lata temu wróciliśmy jednak do klasycznej punktacji Mistrzostw, ale nie dlatego, że nagle stwierdziliśmy że zasada ta była błędem. Spełniła ona swoją rolę i to lepiej niż dobrze, gdyż wypromowała w obrębie SFA (jak i poza nim) zarówno Mistrzostwa jak i cały Puchar. Niemniej, obecnie poziom w czołówce wzrósł tak bardzo, że różnica 5 punktów między zawodnikami w danej kategorii to czasem kosmos… po prostu przepaść. Utrzymanie tej zasady sprawiłoby, że zawodnik któremu dobrze pójdzie na Mistrzostwach, nawet jeśli dość mocno „położyłby” inne zawody lokalne, miałby nadal duże szansę na zwycięstwo w generalce. Obecnie różnice punktowe między najlepszymi zawodnikami to często 1-3 punkty w obrębie jednych zawodów ( i to sumarycznie we wszystkich 3 broniach!)… tak więc starta 15 punktów, bo mamy przecież 3 konkurencje, mogła by być nie do odrobienia przez cały sezon!
Zrezygnowaliśmy zatem z tej dodatkowej punktacji, aby nie umniejszać znaczenie zawodów lokalnych.





MISTRZOSTWA POLSKI W SZERMIERCE KLASYCZNEJ - Zza maski

Przez moją głowę przewija się także tysiące „obrazków” z różnych edycji Mistrzostw. Są one związane z przeróżnymi wydarzeniami: tymi miłymi i tymi frustrującymi, ze słodkim smakiem zwycięstwa, jak i goryczą porażki. Nawet jeśli opisałbym Wam te wspomnienia, to jeśli nie byliście tam wtedy z nami, nie będą miały one dla Was tak potężnej siły rażenia… część z nich może być nawet zbyt hermetyczna aby je zrozumieć.
Mimo wszystko spróbuję jednak teraz przedstawić Wam również tą ludzką część Mistrzostw, gdyż zawody to, to nie tylko system ich rozgrywania, procedury sędziowskie czy końcowy ranking. To także zawodnicy, którzy je kształtują… ich tryumfy oraz słabości, to ich emocje i działania jakie podejmują, to ich historie… Wybaczcie, że nie wszędzie będą daty, ale kto by to wszystko spamiętał… ciężko mi też zachować bezosobową narrację, bo to jednak też kawał mojego życia i emocji, które towarzyszyły mi podczas startów.

Pierwsze spotkanie z Lorcią. To właśnie na Pierwszych Mistrzostwach Polski w Szermierce Klasycznej poznałem warszawską grupę szermierczą Loricę. Przyjeżdżali Oni do nas także i później, na inne z naszych zawodów, ale to na Mistrzostwa zawsze stawiali się najliczniejszą grupą. Wielu z tych zawodników było tak bardzo poza moim zasięgiem… nie byłem wtedy dla nich żadnych przeciwnikiem. Niemniej stali się dla mnie także pewnym celem, pewnym wyznacznikiem i sposobem weryfikacji własnego poziomu rozwoju. Byli motywatorem do ćwiczeń i pracy… a hasło „Masz Andrzeja w grupie” stało się swoistym hymnem niejednych zawodów.
Andrzej należał do grupy ludzi, którzy jednak są! (Andrzej, Ty to jednak jesteś...).
Oczywiście na Mistrzostwach wtedy występowali także i nasi zaawansowani zawodnicy - Ci którzy mnie uczyli, ale wiecie jak jest…
Ich to miałem niemal na każdym treningu. Mogłem dostawać od Nich „w piernik” 3-4 razy w tygodniu…regularnie i powtarzalnie. Natomiast z Loriką widziałem się 2-3 razy do roku (a czasem tylko raz – na Mistrzostwach). Wyobraźcie to sobie: cały rok pracy i przygotowań, aby zweryfikować czy tym razem podołam, czy jestem już gotowy, czy tym razem zdołam nawiązać walkę… to było pewnego rodzaju święto. Tak trochę jak olimpiada…

Pierwszy Puchar 3 Broni – kryształ oprawiony w złoto. Pamiętajcie jak wyglądał? To był najpiękniejszy puchar na świecie… każdy chciał go wziąć w swoje ręce. Każdy chciał być tym, który po niego sięgnie… i tylko ta okrutna zasada. Puchar jest przechodni. Jeśli wygrasz cały cykl zawodów w danym roku dostajesz go - jest twój… ale tylko do kolejnych Mistrzostw. No chyba, że zdołasz go obronić, wtedy ciesz się nim kolejny rok. Dopiero kiedy zdobędziesz go 3 razy z rzędu staje się on twoją własnością na stałe… a my jako SFA na kolejne Mistrzostwa przygotujemy wtedy kolejny, również przechodni Puchar.
Trzy razy z rzędu to naprawdę wyczyn, a wiecie jak okrutne bywa życie… może się zdarzyć, że wygracie go dwa razy, a potem w 3-cim roku ta sztuka Wam się nie uda i wszystko "jak krew w piach".
A tak przy okazji, to kto z Was pamięta który to już Puchar 3 Broni jest trofeum na Mistrzostwach 2019? Drugi, trzeci?
A może to nadal ten pierwszy bo nikt nie sięgnął po niego trzykrotnie z rzędu? Zachęcam, zwłaszcza naszych Szermierzy do pogrzebania trochę w historii SFA, bo „wszyscy jesteśmy częścią niekończącej się opowieści”. Kto wie, może i Wy kiedyś staniecie się nie tylko jej bohaterem ale i… legendą.

A pierwsze wrocławskie (i trzecie w ogóle) Mistrzostwa pamiętacie? Były to pierwsze zawody na tej legendarnej, niebiańskiej (eee… niebieskiej) sali przy ulicy Kruczej, na którą trzeba było wytachać cały nasz sprzęt po naprawdę wysokich schodach. Cholera, kto to wymyślił aby sala znajdowała się na 4-tym piętrze w wysokiej kamienicy… ale mimo tego, że trzeba było zakładać obóz aklimatyzacyjny na piętrze drugim to frekwencja dopisaał, także pod kątem gości. Pamiętacie finał Rapiera, jak Stachu rozwalił wszystkich? To była magia chwili, to był jego dzień. Nigdy więcej nie powtórzył takiego wyczynu, ale wtedy w grudniu 2008 rozjechał każdego. Coś jak Simon Amman, w Salt Lake City na olimpiadzie w skokach narciarskich - w tamten dzień gość był nie do zatrzymania.



Znamienny rok 2012…
Znamienny bo to akurat wtedy w walce z Sebastianem (jednym z najlepszych naszych Szermierzy wszechczasów) poważnie uszkodziłem kolano… kontuzja, której cień ciągnie się za mną do dziś. Zdarzenie, które ukształtowało mój obecny styl walki… bo gdy pewne działania przestają być dla Was dostępne, trzeba opracować taktyki zastępcze. Gdybym wtedy chociaż podejrzewał jak poważna była to kontuzja, to bym wycofał się z zawodów… ale nie miałem o tym pojęcia i całe Mistrzostwa przewalczyłem kulejąc i skacząc na jednej nodze.

Rok 2013 pamiętacie?
Bezsenność w Krakowie. Po raz pierwszy na niedzielne finały wynajęliśmy halę widowiskowo-sportową, dlatego też chcieliśmy mieć rozegrane wszystkie rundy aż do ćwierćfinałów. Zbiegło się to ze niestety także z sytuacją, iż w sobotę dużą salę na Malborskiej mieliśmy dostępną tylko do godziny 18:00. Po tej godzinie musieliśmy przenieść zawody do małej sali, na której nie dało się rozgrywać walk równolegle. Zaowocowało to tym, że eliminacje zakończyliśmy dopiero około 3 w nocy. To były niesamowite zawody. Godzina 1:45 w nocy, a Ciebie wywołują do walki. Jednocześnie wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski i nigdy więcej już takiego zdarzenia nie było. Niemniej, ja akurat wspominam miło te zawody, no ale wiecie to był nasz pierwszy rok rajdowy z Basią i zaczynaliśmy się pomału przyzwyczajać do długich, pełnych walki dni i nocy. Na rowerze czy z Szpadą w ręku - co za różnica :)
Z tych zawodów pochodzi niegdyś (i przez lata) nasz główny film promocyjny - ta sama hala co dziś (w 2019):

2016 lub 2017 (nie pamiętam niestety) był rokiem dubli.
Co to były za Mistrzostwa! Pierwszy runda to był kosmos. Jak pewnie wiecie, bardzo rygorystycznie karzemy zawodników za trafienia obopólne. Dla dobrego zawodnika zaliczenie dubla w walce to utrata aż 3 punktów: nie dość że nie wygrywa on walki (czyli nie dostaje +2 punkty), to jeszcze traci on już zdobyty punkt (-1 za dubla). Łatwiej to zaprezentować na przykładzie:
4 wygrane walki to 8 punktów.
3 wygrane walki i dubel to punktów 5.
A pamiętacie próg kwalifikacji do drugiej rundy? 1 punkt, słownie JEDEN.
Na jaja jak berety po prostu. Wszyscy najlepsi zawodnicy załapali po 2 duble na początku zawodów i mieli +2, +2, -1, -1 czyli całe dwa punkty na 8 możliwych. Zdarzenie znamienne i to na miarę legendarnego finału w Rapierze na zawodach lokalnych w Krakowie, gdzie oba półfinały kończą się trafieniami obopólnymi i nie zostaje przyznany żaden medal. Kończymy zawody mając cztery czwarte miejsca w Rapierze.

Rok 2018
Pierwszy raz gościmy na nowej hali politechniki na Kamiennej. Co tu dużo mówić, piękna i niesamowita oprawa finałów oraz nowy film z naszych zawodów. Jeśli ktoś jeszcze nie widział, to tłumaczenia i prośby o wybaczenie przyjmuję tylko kanałami oficjalnymi.
Miss Fencing jest rozczarowaną waszą postawą i nie mówię tutaj o waszej ch***owej szóstej... chociaż w sumie o tym też!!!

To oczywiście tylko część historii związanymi z Mistrzostwami. Jak widzicie kształt tych zawodów formował się latami, aż do formy obecnej. Czy jest to jednak jego finalna postać? Na pewnie nie, ponieważ szermierka klasyczna ciągle się rozwija i nigdy nie będzie tak, że w którymś momencie nie będzie już nic, nad czym można by pracować. To prostu kolejny etap naszego rozwoju.

Dość już jednak o historii, pora na dwa słowa o tegorocznej edycji.
W tym roku znowu wróciliśmy z finałami na Politechnikę w Czyżynach.
BYŁO SUPER !!!
Dwa słowa, to dwa słowa, tak?

W tym roku strefa medalowa, a więc i Puchar 3 Broni 2019 to była kwestia otwarta do ostatniej chwili. W pierwszej dziesiątce aż się kotłowało, bo różnice punktowe miedzy Zawodnikami, po trzech zawodach były rzędu 2-3 punktów. A jako, że liczone są tylko 3 najlepsze starty w danej broni, to występ na Mistrzostwach mógł być decydujący (i był) w kontekście finalnych wyników. 
2 punkty różnicy to prawie nic ... wystarczy, aby goniący Was wylądował jedno miejsce wyżej w rankingu i przewagi niemal już nie ma. A broni mamy przecież 3. Z perspektywy Instruktora SFA powiem: REWELACJA, że tak bardzo wzrósł poziom naszych zawodów.
Oczami Zawodnika patrzę na to inaczej... masakra, nie ma właściwie miejsca na najmniejszy błąd. It's DO-or-DIE !!! 

Zdradzić Ci sekret zasłony pierwszej? Źle postawiona pierwsza nie działa :)


W zwarciu:



Skoro mamy Mistrzostwa gdzieś muszą być jacyś Mistrzowie, prawda? No nie zawsze, bo co to znaczy być Mistrzem?
Czy Mistrzem jest każdy kto wygrywa? No niekoniecznie... w naszej ocenie jest to kwestia dużo bardziej złożona.
Co ciekawe, została ona jednak w dużym stopniu skodyfikowana.
(Niestety) Świętej Pamięci już Profesor Zbigniew Czajkowski usystematyzował niegdyś klasyfikację zawodników ze względu na ich poziom wyszkolenia i nie jest to podział formalny czy administracyjny. Profesor wprowadził podział jakościowy, można by rzec: „użytkowy”, którego zrozumienie bardzo wypływa na dobór metodyki treningu i prowadzenia danego zawodnika. Klasyfikacja ta nie ma na celu ułożenia zawodników w ranking „lepszy – gorszy”, ale definiuje pewne etapy rozwoju i szkolenia zawodników tworząc jednocześnie szczegółowe charakterystyki tych poziomów wyszkolenia.

Profesor wyszczególnił 4 etapy rozwoju zawodniczego:
- wstępny
- podstawowy
- zawodniczy
- mistrzowski
Bardzo charakterystyczną cechą tego podziału jest to, że składa się on jakby z dwóch grup, pomiędzy którymi jest dość spory skok jakościowy (etap wstępny i podstawowy vs etap zawodniczy i mistrzowski). Brak etapów pośrednich związany jest z faktem, że Profesor nie skupia się tu na umiejętnościach zawodnika (np. umiejętność wykonania poprawnej zasłony 6-stej), ale bardziej na jego rozwoju emocjonalnym, czyli na jego podejściu do treningu i zawodów (ale także na rozumieniu samej szermierki jako sztuki walki).

ETAP WSTĘPNY I PODSTAWOWY
Etap wstępny to oczywiście nauka podstaw pracy nóg, prowadzenia broni… nie będziemy się na nim skupiać, bo jest dość oczywisty. To wasze pierwsze kroki z bronią w ręku – dosłownie. Natomiast etap podstawowy to okres dłuższy, ponieważ jest to czas, w którym możecie już nawet startować w zawodach. Od Was tak naprawdę zależy (od waszych predyspozycji i woli nauki) jak długo na nim zostaniecie. Na obu tych etapach technika i taktyka walki nie odgrywają większego znaczenia. Statystycznie wygrywać będzie szermierz szybszy, silniejszy (ogólnie lepiej przygotowany fizycznie) oraz często zawodnik agresywny tzw. wojownik, dla którego wynik jest celem samym w sobie. Można to sobie wyobrazić jak grę karcianą w tzw. wojnę: silniejsza karta wygrywa. Jeśli kojarzycie tą grę to będziecie pamiętać, że nie ma tu żadnej strategii, bo gracz nie ma właściwie wpływu na nic – jest to taki przedłużony rzut monetą. W przypadku walki szermierczej, zawodnik mający lepszy dzień lub będący po prostu sprawniejszy, silniejszy, szybszy „rozjedzie” przeciwnika. Strategia i taktyka walki sprowadzają się na tym etapie do działań prostych, często intuicyjnych, nierzadko także chaotycznych…
Bardzo często zawodnicy zapytani po walce o dobór działań i przyczynę takiego doboru, nie umieją na to pytanie odpowiedzieć. Chodzi o pytania postaci: "twój przeciwnik jest leworęczny, co zmieniło to w twojej taktyce walki?" albo "twój przeciwnik często wyprzedza gdy spanikuje, w jaki sposób zamierzałeś sobie poradzić z tym zagrożeniem?" .
Co więcej, zawodnicy na tym poziomie bardzo często sami nie są w stanie dostrzec różnic między poszczególnymi przeciwnikami i walczą z każdym tak samo, nazywając to „swoim stylem walki” – np. lubią szybkie, dynamiczne natarcia, więc je po prostu stosują. Koniec, kropka. Nie ma tu miejsca na jakąkolwiek analizę działań przeciwnika.
Jest to niestety także etap, na którym niektórzy zawodnicy zostają do końca swojego życia… i jest to pewna blokada w ich głowie.
Tacy zawodnicy będą wygrywać, ale tylko do pewnego momentu.
Szybkość, siła, tzw. obicie (w znaczeniu doświadczenie sparingowe) zapewniają Im przewagę nad mniej doświadczonymi przeciwnikami, ale spotkanie z szermierzami z wyższego etapu rozwoju będzie kończyć się dla nich kiepsko.
Stąd też biorą się te sytuacje, w których olbrzym rozjeżdżający w pierwszej rundzie (jak walec) innych zawodników, w drugiej zaczyna zaliczać trafienia obopólne albo zostaje pokonany przez kogoś o 3 głowy niższego od niego i z dużo mniejszym zasięgiem ramion.
No i wtedy pojawia się: Szok i niedowierzanie! Dlaczego tak się stało…
Tutaj pewna ciekawostka: na etapie podstawowym pracuje się także nad uzupełnianie braków sprawnościowych. Technika, jak się zaraz przekonamy, bywa decydująca ale jednak pewien poziom rozwoju pscho-fizycznego jest niezbędny, aby zaczęła mieć ona decydujące znaczenie. Ciężko dobrze władać bronią, jeśli nie jesteście w stanie jej podnieść… owszem to pewne przejaskrawienie, ale jeśli przeciwnik będzie w stanie zajechać Was kondycyjnie w walce, to macie problem. Dostaniecie trafienie z pełną świadomością, co powinniście byli zrobić aby go uniknąć... ale wasze ograniczenia fizyczne nie pozwolą Wam na obronę przed tym.
Mówiąc o sile i agresji...



ETAP ZAWODNICZY

To etap, na którym technika i taktyka walki zaczynają nabierać coraz większego znaczenia. Rozwój psycho-fizyczny zawodników jest w miarę porównywalny (to nie tyle stwierdzenie, co także warunek aby na ten etap wejść!!) i nie ma większego znaczenia, który z nich jest trochę silniejszy czy szybszy. Innymi słowy, z punktu widzenia sprawności fizycznej nie ma między nimi przepaści - obaj są w stanie wytrzymać walkę kondycyjnie, a prowadzenie broni nie sprawia Im trudności, itp.
To na tym etapie zawodnik zaczyna rozumieć i „czytać” walkę. Zaczyna postrzegać działania przeciwnika z punktu widzenia jego zamiarów, zaczyna próbować różnych swoich działań obserwując ich rezultaty. Zaczyna także wyciągać wnioski!
Aby wejść na ten etap, zawodnik musi zaufać trenerowi i musi być otwarty na sugestie i krytykę. To punkt w czasie, w którym zawodnik zaczyna rozumieć, że jeśli jakaś technika działa, nie oznacza to niestety, że jest ona poprawna i na odwrót!
To bardzo trudny etap w życiu zawodnika, bo czasem zmuszony On będzie z rezygnacji ze swoich ulubionych działań, jeśli ich skuteczność związana jest nie z poprawnością techniki, ale z brakiem wyszkolenia jego przeciwnika. To etap, na którym zawodnik uczy się iż wynik sparingu na treningu nie ma znaczenia – to okazja do nauki. Jeśli przegra nawet do zera, ćwicząc sobie w trudnych warunkach działania złożone, to zaowocuje to Mu na zawodach…
Nawet jeśli w dniu dzisiejszym uprzejmi koledzy skwitują to stwierdzeniem „dziś to Ci wybitnie nie idzie…” to nie trzeba Im koniecznie jeszcze dzisiaj udowodnić, że nie mają racji. To także czas aby uczyć się taktyki poznając swoje mocne i słabe strony. Co więcej, to moment w którym zawodnik zaczyna rozumieć charakterystykę danej broni oraz uczy się, iż postrzeganie walki przez jego przeciwnika to także bardzo ważny element tej gry. To aspekt którego nie da się pominąć czy nam się to podoba czy nie. To jak przeciwnik czyta nasze zamiary i działania, definiuje warunki w jakich walczymy. Jeśli zatem przeciwnik nie postrzeże naszego natarcia jak natarcie, to najprawdopodobniej wyjdzie On ze swoim atakiem i skończymy z trafieniem obopólnym. Jeśli nie wykonamy sugestywnego zwodu, nie zareaguje On zasłoną, co uniemożliwi nam wykonanie natarcia zwodzonego… i musi to być zwód sugestywny w jego ocenie, a nie naszej. Zwód, który nie postrzeże on jako zwód, ale jako nasze realne natarcie!
To etap, w którym zawodnik zaczyna rozumieć, że ciężar bezpiecznego (w znaczeniu: bez dubli) prowadzenia walki spoczywa nierzadko w dużym stopniu na barkach tego bardziej doświadczonego zawodnika i jeśli to On jest właśnie tym bardziej doświadczonym, to ma to swoje konsekwencje w walce i musi - po prostu - musi to zostać uwzględnione w obieranej taktyce…
To przykre, ze cześć – nawet mega zajawionych ludzi – nie jest w stanie psychicznie do tego etapu dotrzeć…
Stąd też biorą się jednostki ćwiczące po 10 lat i nadal tkwiące na tym samym poziomie wyszkolenia, kiedy inni po 3-4 latach zaczynają coraz śmielej wdzierać się do szóstek (ćwierćfinałów) i stają się realnym zagrożeniem dla innych (doświadczonych!) przeciwników.
Jakby ktoś z Was byłby sceptyczny względem tego temat, to poobserwuje sobie to to zjawisko w innych sportach. Może kojarzycie, że jeden z naszych skoczków narciarskich upierał się przy swojej, dziwnej postawie dojazdowej… aż media o tym mówiły. Dopóki upierał się przy swoim i nie zaufał trenerowi, wyniki miał jakie miał (nie najwyższe, nie fatalne). Gdy zmienił pozycję dojazdową, to nagle się okazało że skacze sporo dalej. Magia? Nie, nie magia. Witamy na etapie zawodniczym, Piotrze.
Oczywiście nie oznacza to, że trener jest nieomylny. Jesteśmy tylko ludźmi i wszyscy popełniamy błędy. Obowiązkiem trenera jest ciągłe poszerzanie swojej wiedzy, kwestionowanie, analizowanie, wnioskowanie i weryfikacja! Chodzi mi jednak o to, że to etap kiedy między zawodnikiem i trenerem wykształca się pewna wieź. Zawodnik zaczyna rozumieć, że obojgu z nich przyświeca ten sam cel, ale mają do odegrania różne role w jego realizacji…i czasem tylko trener, patrząc z boku, zdoła wychwycić pewne błędy.
Na tym etapie rozwoju posłuchanie rady trenera, może bardzo szybko przekształcić się we wzrost skuteczności
(w etapach poprzednich rada „posłuchanie rady trenera” może wiązać się z długim okresem nauki, jak tą radę” wykonać” czy zastosować, bo zabraknie odpowiedniego poziomu techniki).



ETAP MISTRZOWSKI

No i etap mistrzowski. Ostatni, co nie znaczy że ostateczny, bo nigdy w waszym szermierczym życiu nie będziecie na takim poziomie, że „jestem już takim mistrzem, że nic więcej nie jestem w stanie się nauczyć i nigdy nie będzie większego mistrza ode mnie” . Niestety, zawsze znajdzie się ktoś lepszy – zawsze...
...ale to w sumie dobrze, bo to nas napędza do dalszego rozwoju i nauki.
Czym zatem różni się etap mistrzowski od etapu zawodniczego? Na etapie mistrzowskim zawodnik ma dwóch trenerów: tego właściwego i samego siebie. To zawodnik, który na tyle poznał i zrozumiał zagadnienie, że sam może wprowadzić sobie korektę swoich działań. Co więcej umie to nieraz zrobić bez pomocy z zewnątrz, np. umie zmienić taktykę w trakcie walki, gdy zorientuje się iż dotychczasowe działania nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. To zawodnik który nie musi czekać na instrukcję trenera, ale sam wychodzi z pewna inicjatywą – prowokując rozmowy, w których dochodzi do głębokich analiz działań i kryteriów skuteczności. To także zawodnik, które potrafi odnaleźć się w sytuacjach nietypowych, niećwiczonych (tzw. reakcja intuicyjna) bazując na znanych i wyćwiczonych odruchach – innymi słowy: potrafi ekstrapolować. Gdy coś Mu się nie uda, nierzadko jest w stanie samodzielnie wskazać powód takiego stanu rzeczy: np. nie udała mi się zasłona, ponieważ poprowadziłem nadgarstek do siebie, zamiast na zewnątrz.
Jest w stanie to zrobić bo rozumie zależności i zna kryteria skuteczności działań. Jest świadom swoich ograniczeń i ograniczenia te usuwa lub minimalizuje. Jeśli nie jest to możliwie, umie znaleźć działania zastępcze do działań przez niego nieosiągalnych.
Nie sposób nie wspomnieć, iż zawodnik na etapie mistrzowskim umie i lubi się uczyć, fascynują go szczegóły oraz ich znaczenia dla całego procesu nauki (np. jest w stanie 30 minut ćwiczyć jeden ruch, bo zrozumiał różnice w ułożeniu dłoni względem dotychczasowej postawy, itp.) Tutaj zahaczamy lekko o podział psychologiczny zawodników (wojownik, technik, bojaźliwy, obopólny) oraz o style prowadzenia grupy/zawodnika przez trenera (styl autorytarny, styl partnerski, itp.) dlatego nie chciałbym się nad tym teraz rozwodzić; kiedyś indziej Wam o tym opowiem.
Zawodnik na poziomie mistrzowskim zna też siebie i swoją psychę. Umie „wejść” na optymalny dla siebie poziom pobudzenia (balans technik – wojownik). Jeśli coś nie pójdzie po jego myśli, jest w stanie szybko pozbierać się psychicznie… no i najważniejsze chyba:
nie ma rozdmuchanego EGO. Nie oznacza to, że nie może być On dumny z tego co osiągnął, ale zbyt duże EGO blokuje rozwój – zaprzeczamy popełnianym błędom, a skoro uważamy że ich nie ma, to ich nie poprawiamy. Zawodnik klasy mistrzowskiej daje sobie prawo do gorszego „występu” i nie taktuje ambicjonalnie każdego startu.
Św. Pamięci Profesor Czajkowski bardzo ładnie to ujął: „należy kochać szermierkę w sobie, a nie siebie w szermierce”. To jest poziom mistrzowski.



To tyle na dziś (i tak zrobiło się bardzo długo).
Zakończyliśmy XIV Mistrzostwa Polski w Szermierce Klasycznej oraz cały cykl zawodów Pucharu 3 Broni.
Już niedługo zaczynamy kolejny sezon przygotowawczy (treningi, obozy, seminaria) do sezonu zawodów 2020, ale dziś żyjemy jeszcze minionymi Mistrzostwami, emocjami jakie nam towarzyszyły podczas oglądania (i walczenia) walk eliminacyjnych i finałowych.
Żyjemy radością zwycięzców i smutkiem pokonanych oraz dumą z jaką rozgrywamy tą imprezę.
Świat nie znosi próżni, więc do następnego sezonu zawodów. Puchar 3 Broni 2020 już gdzieś pomału majaczy na horyzoncie (zdarzeń :D)


Kategoria SFA