aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2025

Dystans całkowity:185.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:92.50 km
Więcej statystyk

Jagodna po Liszkorze 2025

  • DST 65.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 kwietnia 2025 | dodano: 26.05.2025

Była niegdyś Jagodna po Jaszczurze.
Tym razem jest Jagodna po Liszkorze. Przypominam niewiedzącym, że Jagodna to najwyższy szczyt Gór Bystrzyckich. 
Jagodna po Liszkorze oznacza, że zostajemy w bazie rajdu na krótki nocleg, a w niedzielę ruszamy w góry. 2200m przewyższenia i 120 km nas nie nasyciło i chcemy dojechać się jeszcze mocniej w ten weekend.
A tak serio, to chcemy zjeść obiad w schronisku na Spalonej !!!
Kochamy to miejsce....
O tyle, że Liszkor pogodowo bardzo się udał - nie padał nam deszcz, mimo że prognozy mówiły, że może.
Natomiast niedziela to wycieczka... w padającym śniegu :)
A temperatura początkowa naszej wyprawy to -6 stopni. 
Zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w Sudetach. 

Energia po Liszkorze... body battery: 5%

...ale Szkodnik ma ADHD (body battery: overloaded) i trzeba za Nim zadupcać... nie ma innej opcji. Ten typ tak ma :P

Dość przejezdnie :D

Przypadkowe spotkanie i mega ciekawa rozmowa o marynarce wojennej, NATO'wskich odpowiednikach GRAD'ów (poniżej!). Uwielbiam takie rozmowy!!

Jedziemy odwiedzić Strażnika !!!

Coś tam jeszcze prószy, jest minus kilka - ale i tak jest fajnie. Fajnie, tylko zimno :)

STĄD DO...

Witaj Strażniku, po raz kolejny - nie wiem, który to już raz, ale bardzo lubimy Cię odwiedzać :)

Ścieżka Wielkiego Strachu !!!
"- Co tam jest?
- Tylko to co zabierzesz ze sobą..."
(klasyka: TUTAJ)

Prawie jak z drona :)

Klasyk :D

Zimowe harce :)

Mostki!!!

Klasyka klasyków :D

Wieża na Jagodnej - tu też lubimy wracać :)

Pora pomału wracać do domu, tak aby dotrzeć do domu koło północy... no bo w poniedziałek do roboty. Weekend spędzony na rowerze :)



Kategoria SFA, Wycieczka

Liszkor 2025

  • DST 120.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 4 kwietnia 2025 | dodano: 26.05.2025

Tydzień po naszym rajdzie "Czarnej Owcy Orienteeringu" ruszamy na Dolny Śląsk wziąć udział w kultowym w naszym orient-środowisku rajdzie "Liszkor". Jest to rajd, który wywodzi się jeszcze z czasów "Nadwiślańskiego..." (łoooo Panie, kiedy to było...) a potem - już jako Liszkor - mocno wpisał się w kalendarz zawodów na orientację. Niegdyś trasy wszystkich Liszkorów układał Grzesiek Liszka, ale obecnie to już niestety tylko memoriał ku jego pamięci - przedwczesne odejście Grześka opisywałem we wpisie podsumowaniu roku 2024
Nie może nas tam zatem zabraknąć i nie przeraża nas nawet wyjaz z Krakowa o 3:30 w nocy. 

Iście za SZCZYTNA miejscówka
Bazą LISZKORA jest miasto Szczytna czyli meldujemy się u podnóża zarówno Gór Bystrzyckich na południu jak i Gór Stołowych na północy. Wybrana przez nas trasa to oczywiście najdłuższa możliwa opcja czyli 16h i 150 km. Wybieramy ją mimo tego, że nie jesteśmy do końca przygotowani na taki start - nie licząc Silesi Race w lutym tego roku, jednego wyjazdu na Orawę oraz rozstawiania trasy (wieszania lampionów) Czarnej Owcy Orienteeringu, to na rowerze nie byliśmy jeszcze zbyt wiele razy w tym roku. Powód jest prosty: albo chodziliśmy pieszo, "w śniegu" gdzieś głęboko w górach albo przygotowywaliśmy wspomnianą Czarną Owcę.Można powiedzieć, że pichciliśmy owieczkę nad rusztem, aż do zwęglenia... tak aby stała się ciałem doskonale CZARNYM.
Wracając... aktywności było zatem całkiem sporo, ale jednocześnie mało roweru. Natomiast start na trasie 150 km z przewidywanym przewyższeniem powyżej 3000m uznaję za lekko hardcore'owy "początek sezonu" i to mimo faktu, że sezonu to my w zasadzie nigdy nie kończymy (nie można zatem tak do końca mówić o początku jakiegoś kolejnego :P). Biorąc jednak pod uwagę nasze przygotowanie kondycyjne, zakładamy że Liszkor nas nieźle sponiewiera... upodli, styra oraz wybatoży. No ale w zasadzie tego przecież potrzebujemy, za tym tęsknimy i tego też oczekujemy.  
Meldujemy się w bazie na 30 min przed odprawą naszej trasy, więc z całkiem bezpiecznym zapasem - jest czas się przywitać, krótko porozmawiać z innymi zawodnikami, przygotować do startu (KOFEINA, lej mi do gardła KOFEINĘ !!!). 
Ze względu na "dłuższą nieobecność" Grześka, trasę rajdu tym razem układał Łukasz... oczekujemy zatem, że będzie ona zarówno naprawdę ciekawie poprowadzona, jak i będzie swoistym "ukłonem" w stronę dawnych Liszkorowych przygód.   
Nie pomylimy się!  

Czy to japoński słoń - Mamutu? :D


Zstępujemy do PIEKIEŁ... a tam góry :P
Na pierwszy ogień idzie masyw Piekielnej Góry. Znamy ją z naszego pobytu w Polanicy Zdroju - bardzo spodobał nam się wtedy szlak wyrwany... eee... czerwonych serc. Dziś nasze pierwsze punkty kontrolne będą zalokalizowane właśnie tutaj.
Kiedy cześć zawodników wybiera klasycznie: objechanie szczytu w drodze między punktami, to my równie klasycznie poruszamy się przez szczyt i szlakami. W praktyce... ich wariant wygląda tak, że zaliczają jeden z punktów kontrolnych, zjeżdżają w dolinę, objeżdżają górę i atakują kolejny punkt kontrolny od dołu, a my rypiemy się "granią" przez szczyt i wszelakie przedwierzchołki.
Zwykle Oni są szybciej, no ale my jakoś tak nie możemy przekonać się do tej metody - jazda szlakiem przez szczyt to jazda szlakiem przez szczyt, a nie co innego! Tak, wiem. Zapachniało tautologią, ale co ja poradzę - my chyba jesteśmy nieferomowalni... to też tautologia :P
Lecimy zatem zdobywać góry - przez góry, a nie objazdem :P
A to, że jest to iście piekielny szlak to możecie zobaczyć po zdjęciach:
- jakie stwory spotkamy po drodze!
- a i dość jawnie podany będzie kontakt do Administratorów tego zacnego przybytku

Piekielna góra - dosłownie :D


Parking z widokiem

Służby, wszędzie służby :)

Stwory!

Dzień dobry, poproszę z kotłownią, z panem LUCKIEM :D

Jak zwykle wariant lekko z dvpy :D

Zacne miejsce na punkt!

Szlakiem wyrwa... czerwonych serc :)

Szlakiem w kolorze ciemności :)


POISON, you're my POISON running in my veins... (całość TUTAJ)
Szukamy trucizny. Dosłownie. Na punkcie 99 znajdziemy flaszkę... czyli piorunująco działający eliksir z napisem ostrzegawczym "Trucizna".
To swoisty tribute (hołd) dla Grześka Liszki, który lubił takie specyfiki. Widać, że chociaż nie ma Go już z nami, to nadal czuwa nad swoim rajdem i różne dziwne specyfiki nadal można na trasie odnaleźć. A ekipy, które lubiły się raczyć tymi eliksirami, również zapierdalają jak dzicy, to aż prosi się o pytanie:  "gdzie pędzisz? Bo ja na balkonie"
My wprawdzie wybieramy wstrzemięźliwość i abstynencję, więc nie wypróbujemy na sobie efektów trucizny, ale znaleźć taką flaszkę w penetrowanej grocie (skalnej, pacany, skalnej... a nie grocie Nestle...) to rarytas, unikat, iście smaczny kąsek.
To jest niesamowity klimat, więc nie zapomnijcie jednak, że takie miejsca to także potencjalne zagrożenie jakimś rogatym za winkla, który nagle zacznie napierać siekierą Wam w plecy (czyli - jak to mówiliśmy na dzielni - zacznie nakurw**ć Wam z AXE'a....
Zdarza się to nagminnie - coś się zalęgnie w ciemności i potem już tylko całopalenie komnat zostaje...
A do do trucizny jeszcze to czy pamiętacie TO - trzeba było uważać aby nie wypić niebieskiego napoju :)

POISON, YOU'RE POISON RUNNING THROUGH MY VEINS... (a wersję znacie :D :D :D)


Punkty PEREŁKI
Środkowa część rajdu to spore przeloty po różnych ciekawych miejscach okolicy Kłodzka. W wielu lokacjach nadal będą dostrzegalne ślady zeszłorocznej powodzi... Niemniej przewyższenia będą tutaj jednak trochę mniejsze niż przejechanych przed chwilą Górach Bystrzyckich.
Znajdzie się tu kilka perełek jeśli chodzi o punkty kontrolne - sami zobaczcie, cmentarz/mauzoleum, Grodziszcze, okazała infrastruktura hydro oraz inne. Znowu dużo zdjęć teraz poleci :)

Przydrożna kapliczka

Uwielbiamy takie miejsca

Miłość Ci wszystko wypaczy :P

Srogo...

Leśny cmentarz - mauzoleum

Hydro obiekty

"...straszliwy kształt przed nimi zjawia się w półkroku
i niszczy spokój, czy artysta się wygłupia,
na kształt trzeba spojrzeć z boku...
żeby zobaczyć, że to czaszka trupia"
(całość TUTAJ)

Przez pola

Pamiętacie mafię, która komunikował się piórem (nie nie chodzi, że pisała do siebie...  taki mieli znak. Sporo szermierki tam też było --- ADIOS, SEŃOR MAGISTRADO !! )

Telepiemy się zielonym szlakiem

Grodziszcze
PK65 planu - realase SOFTWARE'u :P

W kierunku Wambierzyc - tym razem asfaltem


Happy birthday, żulu, happy birthday ŻU LU :P
Jeden z bardziej odległych punktów - Wambierzyce. Basia się śmieje, że jest on dołożony na dobitkę, aby dodać kilometrów do trasy bo trzeba naprawdę mocno się karnąć, tu dotrzeć. Z tego też względu część zawodników nie decyduje się na wyprawę po ten punkt.
My jedziemy - no bo jak! Jest już zmierzch, dzień powoli umiera a my kierujemy się przez pola w kierunku Wambierzyc (pola = zdjęcie powyżej). Zadanie związane z punktem kontrolnym to odnaleźć dzwon przy kapliczce i odczytać rok, jaki tam jest wyryty. .
Gdy dotrzemy do miejscowości i zaczniemy wspinać się na górkę w kierunku dzwonów... to trafimy tam na lokalną imprezę. Mocno wstawiony gość wstaje od ogniska/grilla i podbija do nas... ech uwielbiam pijanych, którzy muszą... po prostu muszą się Tobą zainteresować. Tyle dobrze, że gość jest nawalony "na wesoło", a nie konfrontacyjnie do obcych...
Krzyczy do nas, że ma dzisiaj urodziny i zaprasza nas na wódkę. HA, WÓDKI I PACIERZA NIGDY NIE ODMAWIAM! Nie, no żart... przecież ja nie piję.
Grzecznie zatem odmawiamy, ale chłop nalega... bo ma urodziny i będzie Mu przykro jak się z Nim nie napijemy. Ach, czyli sięgnął po metodę wywoływania poczucia winy... doświadczony menel, ale jesteśmy twardzi. Metoda nie działa. Przykro mi (hmmm... skoro jest mi przykro to może jednak działa?)
Ogólnie kolo jest niczym ruski ornitolog o specjalności proktologia. Nawalony w 3 dupy... idąc do nas wyrżnął orła, puścił pawia, dwa gile z nos, a potem rozczarowany nadal poszedł pić na sępa...
No nic, punkt zaliczony - można "wracać" na południe. Zakładamy lampki, bo zaraz będzie już zupełnie ciemno i ruszamy w noc.

"Biją dzwony, dźwięczą dzwony, Henryk został powieszony..." (całość TUTAJ, chociaż akurat wers ten brzmi trochę inaczej...)



Azymut krzyżowy :D
Wydostawszy się z Wambierzyc zaczynamy wracać w kierunku bazy. Kolejne podjazdy przed nami, ale uparcie, konsekwentnie, mozolnie "przełamujemy" wzgórze za wzgórzem, pagór za pagórem. 
Jeden z punktów - kamienny krzyż - to będzie prawdziwe wyzwanie, zwłaszcza że zakładamy iż będzie do niego prowadzić jakaś ścieżka. Będzie to... błąd założenia, dlatego przy pierwszej próbie przestrzelimy go.. w sumie, to nawet nie wiem o ile, ale przejdziemy kawał lasu i gdy dotrzemy do skrzyżowania szlaków, to wtedy upewnimy się, że jesteśmy za daleko.
Tuż przed drugą próbą odnalezienia punktu spotkamy jednego z zawodników, ale wiecie - noc w lesie, latarkami walimy sobie po ryju, do tego piszę to relację z opóźnieniem - za cholerę zatem nie pamiętam kogo. Pamiętam tylko, że będzie narzekał D:
W pewnym stopniu: NA NAS :D :D :D
Dlaczego? Dlatego, że chwilę posiedzimy razem nad mapą i stwierdzimy jednomyślnie z Basią, że należy na ten punkt wyjąć ciężką artylerię - czytaj: walić na azymut. Wiemy gdzie jest skrzyżowaniem szlaków, właśnie na nim jesteśmy, więc odczytujemy azymut z mapy i dawaj przez las. Bez ścieżki, na wprost, na rympał. Kolega idzie z nami, ale będzie dość często dopytywał "Wy na pewno wiecie co robicie?".
Co to za pytanie, oczywiście że nie ---> TA SCENA.
Trzymamy jednak azymut i rozciągamy naszą dwuosobową tyralierę, tak aby pozostawać w kontakcie wzo... lampkowym (przypominam, że jest noc w lesie) i tak, aby krzyż nie wydostał się z oblężenia, "przechodząc" między nami. No i jest! Udało się!
Kolega jest pod wrażeniem, a ja mam - jak zawsze w takich chwilach, ochotę powiedzieć - "na niewtajemniczonych to zawsze robi wrażenie" (kocham ten film).
Żegnamy się i lecimy dalej, każdy w swoją stronę.

Znowu noc w lesie :)

Trasa ostra jak...

Jest i on - znalezion! 


Do bazy
Na powrocie "czyścimy" mapę ze wszystkiego co jeszcze możemy. Nazbiera się tego trochę, ale całej trasy oczywiście nie damy rady zrobić. Z szacowanych 150 km, zrobimy 120 km, a licznik przewyższeń zatrzyma się na liczbie 2200m "pod górkę". To i tak według mnie nieźle, bo w sumie jest to nasza pierwsza rowerowa wyrypa w tym roku. Śniegi dość długo trzymały i sporo wycieczek lutowych czy marcowych to były wyprawy piesze, a organizacja Czarnej Owcy Orienteeringu także pochłonęła nas jak... może nie będę może mówić jak co, ale pamiętajcie: "nie w każdej muszli słychać morze" :D
Wracając do Liszkora, to cieszy że nie zardzewieliśmy przez zimę, a z naszym wynikiem Basia ląduje na miejscu pierwszym w swojej kategorii. To bardzo miłe, zwłaszcza że wygląda na to, że nastąpi - trochę nieoczekiwana - przerwa w rajdach organizowanych przez ROC. Skoro tak musi być, to fajnie że Basi udało się wygrać "edycję" pożegnalną. Choć wierzymy mocno, że rajd jeszcze powróci do kalendarza. 
Tymczasem my zostajemy w bazie na noc, a w niedzielę ruszymy w Góry Bystrzyckie - na Jagodną i jej koleżanki, no ale to już zupełnie inne historia :)

Światełko w okienku czyli moja ukochana klasyka --->

"Windows burn to light wayback home, 
the light that warms, no matter where they've gone
They are off... to find a Hero of the Day
but what if they should fall by someone's wicked way..."
(całość TUTAJ)



Kategoria Rajd, SFA