aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2021

Dystans całkowity:264.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:66.00 km
Więcej statystyk

Kazimierz Wąwozowy z Puław :)

  • DST 80.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 28 września 2021 | dodano: 30.10.2021

Piękna wyprawa po niezliczonych wąwozach w okolicach Kazimierza nad Wisłą oraz Puław.
A skoro jeden obraz mówi więcej niż 1000 słów, to łapcie sporo takich obrazów:

Jak ja lubię to perspektywę.

Bardzo polecam TEN FILM ---> bardzo uświadamia skąd tyle cmentarzy

W nieustannym pędzie

Wąwóz Korzeniowy Dół ::)

Wąwóz Korzeniowy Dół 2

Niektóre wąwozy nie są bardzo turystyczne :)

Podejście pod Górę 3 Krzyży

Gdy Aleksander ujrzał swe imperium to zapłakał... bo nie zostało już nic do podbicia.

Góra 3 Krzyży

A mówili, że podążamy drogą bez powrotu :)

Nic tylko cisnąć !!!

Ruiny zamku Firlejów

Góra 3 Krzyży 2 (serio - mają tu dwie takie góry :D )

Zapadlisko :)

Uroki wąwozów :)

Zawsze, po prostu ZAWSZE. Chyba mamy jakiś radar na lampiony punktów kontrolnych :D

Park w Puławach robi wrażenie

Park w Puławach robi wrażenie 2

Niebieski taki trochę oswojony :)

Zacny ten park, doprawdy zacny

Wieża w widokiem na Wisłę

Czy my przypadkiem nie zjechaliśmy z tego Green Velo, tak pytam...?

Niesamowity kirkut - jeden z najpiękniejszych jakie widziałem (a to, że znowu na cmentarzu nocą... no jakoś tak nam to wychodzi)
Dziesiątki macew, a na każdej inny wzór, inna symbolika...
Nasz kierowca cierpliwie na nas czekał cały dzień :)


Kategoria SFA, Wycieczka

Puszczą Kozienicą do Studzianek Pancernych

  • DST 111.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 września 2021 | dodano: 29.10.2021

PROJEKT: zalicz wszystkie większe kompleksy leśne w kraju nadal w toku. Tym razem padło na Puszczę Kozienicką, która nigdy do tej pory nie była nam pod drodze (no ile razy w życiu, z  własnej nieprzymuszonej woli jedziecie w okolice Radomia?). Planem było dojechać przez Puszczę do Studzianek Pancernych bo to niesamowite miejsce pod kątem IIWW, a przy okazji odwiedzić wszystkie ważniejsze miejsca w tym niemałym lesie - różne cmentarze wojenne czy też "Źródła Królewskie". 
Krótka fotorelacja z tejże wyprawy:

Jak ja kocham lasy!!!

Niezmiennie :)

"Gdy w boju padnę - o, daj mi imię, moja ty twarda żołnierska ziemią" - (całość TUTAJ)

Źródła Królewskie

Szkodnik na drzewie :)

ZAGOŻDŻON, nie wiecie ile ma Hit Points'ów? Jakiś "resist fire"?

O nie, najgorzej - ZAGOŻDŻON !!!

Studzianki Pancerne - pomnikiem jest czołg, który pierwszy wjechał do tej miejscowości po bitwie. Niesamowite!

Załoga w 1945

Sam nie wiem co myśleć o tych ciągłych próbach nuklearnych pod Radomiem...

Luz de mis ojos :)

"I've been running after hope and living on a prayer. The sign in the road says 'we're going NOWHERE" (Całość TUTAJ)

To zacna, ciężka kapela BLOOD FOR BLOOD - polecam zwłaszcza kawałek "Living in the exile" (to dzięki niemu ich poznałem), a gdy jestem wkrw'iony na cały świat to odpalam:

"SOME KIND OF HATE"
You call me anti-social, well you're fucking right!
'Cause I hate this goddamned world and everything in sight (and every one in sight)
You call me anti-social, well you're fucking right!
'Cause I hate this mother fucking world and every mother fucker in sight!


Po prostu miód jak macie wszystkiego dość... ta piosenka ratuje życie (innym... odsłucham ze 3 razy i pomału przechodzi mi chęć zrobienia rzezi :P)

Jak zawsze na wycieczkach zastaje nas noc

Nocne klimaty bagienne - czyli albo rajd albo wakacje :D



Kategoria SFA, Wycieczka

Jaszczur - Dolina Cerkwi

  • DST 72.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 września 2021 | dodano: 14.09.2021

Drugi dla nas Jaszczur w tym roku (po partyzanckim zbieraniu Jagód w trybie "Covid ostry"). Chyba wszyscy już wiecie jak bardzo kochamy ten "Rajd Szkodników, Pacanów i Zbieraczy Padliny". Jest to oczywiście trochę syndrom sztokholmski bo Jaszczur to dziki stwór, co drapie, gryzie, chłoszcze i upokarza... a my mimo to wciąż i wciąż wracamy po więcej. Nie inaczej jest i tym razem, kiedy to zostaniemy pchnięci w srogą (srogą - to słowo to spoiler!) poniewierkę na Pogórzu Dynowskim. Nie dość, że 3/4 naszych znajomych nie ma nawet pojęcia gdzie to jest, a na odpowiedź, że "niedaleko Dynowa" to patrzą na nas jakbyśmy Im odpowiedzi nie udzieli wcale... to jeszcze bazą rajdu jest miejscowość SROGÓW Dolny. Pasuje Wam? Srogów! Kto wymyśla takie nazwy? Skąd jesteś? Ze Srogową! A jakie tam mają zimy? Srogie! No bez kitu! Zapowiada się srogi rajd w srogim terenie obok Srogowa. Dzisiejszy rajd sponsoruje zatem literka S jak SROGI WPRDL od Jaszczura D:
Ale ale UWAGA. Jak zawsze potraktujcie poniższą relacje z dużym przymrużeniem oka, bo branie wszystkiego na poważnie grozi frustracją i srogim WKRW'em

Mapa + lidary i wycinki historyczne (1937...)


"Koniem dla nich istnienie! - Trzeba znać ogiera;
Pięści słucha, czy pieśni, czy rwie się w step czy w tłum;
I umieć nie spaść, kiedy piersi pęd rozpiera.

A spadłszy, szepnąć jeszcze - equus polonus sum!" (jak ktoś nie zna, to niech się nawet nie przyznaje... tylko nadrabia ukradkiem TUTAJ)
Budzik dzwoni bardzo wcześnie rano bo już o 4:00. Do Srogowa mamy bowiem trochę drogi, bo to już w zasadzie obrzeża Sanoka. Pakujemy rowery na dach naszego niestrudzonego SFA-Orientkampfwagen i ruszamy na wschód. Mówią że "tam musi być jakaś cywilizacja", ale jedziemy przecież na Jaszczura... obawiam się, że znowu skończymy w totalnej dziczy. Jak zawsze zapisaliśmy się na trasę NIEpieszą, którą można pokonać na każdej maszynie, byle nie miała silnika. My jak zawsze ruszamy na rowery... mimo, że bywa to na tym rajdzie daremne, bez sensu i w zasadzie na pewno się nie uda. Tym razem jednak określenie "na każdej maszynie" jest nieprecyzyjne, startuje bowiem także ekipa, która będzie poruszać się konno. Dzieje się to chyba pierwszy raz w historii tej imprezy, a na pewno pierwszy raz na edycji na której jesteśmy. 
Zastanawiamy się jak niesie się konia przez jary i wąwozy czy tez chaszcze. Czasem przecież rower jest ciężko tam przeprawić, a konia :D ?
Silne plecy i technika chwytu - to musi być klucz do sukcesu. Co więcej , koń może zacząć protestować gdy będzie zrzucany w przepaść, rower leci w ciszy... tzn. bez słowa protestu, bo ciężko ciszą nazwać hałas towarzyszący obijaniu się o drzewa i kamienie. Żartuję oczywiście, ale na pewno będzie to start ciekawy, a konie nie będą ciągnięte do każdego lampionu. Wystarczy, że ludzie są  tam ciągnięci... to już samo w sobie bywa MALO zbrodnią :D 
Któryś z Zawodników wspominał mi, że legenda głosi, że nim my startowaliśmy na Jaszczurach to była niegdyś już jakaś ekipa na koniach. Amatorski zapis video można znaleźć TUTAJ
Powiem Wam, że zapis video widziałem i wygląda legitnie. Znam to osobiście z niejednego Jaszczura, więc video może być autentyczne... Obstawiam, że to gdzieś w Beskidzie Niskim/Bieszczadach było. Tak tam jest! Tak tam było: ostatnio - nasz zapis znajdziecie TUTAJ (o jak nas ta edycja sponiewierała... )
Do bazy docieramy kilka minut po 8:00 - Bestie już tu są. Zajadają sobie trawę ze spokojem. Ze spokojem bo jeszcze nie widziały mapy :D
Witamy się z innymi uczestnikami i idziemy na odprawę trasy NIEpieszej, która odbędzie się kilka minut przez odprawą TP25 (TP50 już dawno w terenie).
Dostajemy dwa arkusze A3 mapy w skali 1:25 000, a na nich Jaszczurowy klasyk czyli lidary do przypasowania do brakujących obszarów oraz wycinki historyczne z 1937... ciekawe czy chociaż przebieg Sanu się zgadza...
Tym razem mamy także sporo punktów opisowych (zagadek/zadań) czyli moich ulubionych.
"Koniarze" jak o Nich mówi Malo startują w trybie hybrydowym czyli Apokalipsy dzisiaj nie będzie, bo mamy tylko 3 jeźdźców... czwarty nie dojechał. Tzn. dojechał ale jego wierzchowiec już nie. Heh jaki kraj taka apokalipsa :D 
A tak serio to jeden z Zawodników będzie startował pieszo i biegł za końmi (to jakaś kara?)
Powiem Wam, że pozazdrościmy takiego niewolnika i pod koniec rajdu też sobie takiego sprawimy, aby biegł za nami! O tym napiszę później, wszystko w swoim czasie, ale mówię o tym już teraz abyście wiedzieli, że NIE godzimy się na takie podwójne standardy :D
Skoro oni mają kogoś, kto będzie "zadupcał z buta" za jeźdźcami, to my też chcemy!
Z Koniarzami startuje zaprawiony w Jaszczurach... no właśnie zapomniałem imienia. Wstyd, ale cóż zrobić. Zapomniałem. Dziury w mózgu po narkotykach robią swoje...
W trakcie rajdu przypomnę sobie, że imię jego było...nie, nie nie, 44, tylko Jarek (chociaż patrząc w TV można jednać dojść do wniosku, że to jednak w sumie dość blisko... wiecie, oglądam wiadomości bo nie stać mnie na dopalacze :D)
Jako, że jest On z Sanoka to będzie miał ułatwione zadanie pod kątem nawigacji, bo dobrze ogarnia okoliczne tereny. Koniarze mają zatem przewagę nie tylko siły mięśni swoich bestii, nie tylko w postaci swojego biegnącego niewolnika, ale używają także żywego GPS'a. Chyba nie mamy dzisiaj szans na trasie NIEpieszej.
Wspominałem, że zapomniałem imienia... no ale jakoś musiałem sobie radzić, więc jako że kolega jest z Sanoka to stwierdziłem, że będę Go nazywał roboczo Synem Sanoka.
Brzmi jak jakiś mityczny Tytan - SANOK. Będzie? Sanok zamyślił się i skierował oczy Kugórze (co to do cholery jest Kugóra?)... Brzmi srogo... niemal tak srogo jak nasza baza dzisiaj.
O! Wiem, jeszcze lepiej! SYN BURZY I SANOKA!
Demokryt z Abwery, Tales z Szaletu, Sedes z Bakelitu, Syn Burzy i Sanoka...  GIT !!
Wiemy już wszystko, nazwanie przeciwnika to pierwszy krok do pokonania go - wiecie jak w tym kawale:
Spotykają się dwaj rycerze, pełna zbroja, opuszczone przyłbice. Jeden do drugiego:
- Ty ch**
Drugi na to: Dalibóg! Poznał!

Kiedy ja pogrążam się w powyższych rozkminach, Szkodnik siedzi nam mapą i mozolnie przypasowuje wycinki historyczne i lidary na naszą - jakże poglądową - mapę.
Chwilę potem ruszamy w naszą dzisiejszą poniewierkę. Jak nigdy, na pierwszy ogień wybieramy nie lidary i lampiony, ale zadania i zagadki.  Nasz kierunek to południe i wschód, część północą mapy zaatakujemy na koniec dnia... trzeba jednak dobrze zaplanować przejazdy między punktami bo San jest tutaj szeroki, a mostów i kładek jest jak na lekarstwo. Parameter ten będzie mieć dzisiaj spore znaczenie...

Koniarze przed startem - Bestia udaje że śpi, a jak podejdziesz to Ci łeb upitoli zębami :)

Wyjeżdżamy z bazy

Rowery, konie. teraz to?... coraz więcej nietypowych startów na tej Trasie Niepieszej!
Może nie do końca regulaminowe bo ma silnik, ale byłby to istny MŁOT NA ROŚLINNOŚĆ PLUGAWĄ :D



K2 bez K ale Czarna piramida jest!
Znowu z dupy tytuł rozdziału, prawda? No więc słowo wyjaśnienia: co to jest K2 chyba wszyscy wiedzą, Taki pagór - legenda w Karakorum. Czarna Piramida to pewien trudny fragment na podejścia na wysokości 7250m. Jak ktoś zainteresowany to odsyłam TUTAJ. My też mamy odnaleźć PIRAMIDĘ, a punkt ma numer 2, więc takie skojarzenie nasuwa mi się natychmiast. K2 bez K ale z piramidą? Rozumiecie? Nie? Trudno :P   
Po drodze łapiemy kapliczkę w środku pola (pkt 1) i lecimy na najbliższą kładkę na Sanie (ponad 5km objazdu - ale nie chcemy drzeć przez rzekę na początku rajdu. Kto nas zna wie, że czasem taki wariant dla nas jest typowy - vide RAJD HAWRAN, ale jeśli nie trzeba to nie chcemy moczyć się na początku rajdu. 16 godzin w przemoczonych butach to nic fajnego).  
Po przeprawieniu się na drugą stronę, suniemy wzdłuż Sanu.
Martwię się trochę ta piramidą... przecież to jest bardzo trudny kawałek.
- Szkodnik, myślisz że damy radę przejść Czarną Piramidę?
- Pacanie, nie jedziemy na K2 ale na PK2
- No tak, tak, ale 7250m npm, to wysoko
- Nie będziemy na....!
- Nie wiem jak zachowa się mój organizm, dawno nie bywałem tak wysoko. Ostatni raz na 7 tys to ja byłem nad Frankfrutem...
- Tak wiem... co? Nad jakim znowu... i Frankfurtem a nie Frankfrutem.
- Tak, tak. Frankfurtem. Jak ostatnio byłem nad Frankfurtem to nie lądowałem.
- Tylko zrzuciłeś paczki, tak? Świąteczne... pamiętasz co w nich było?
- To były bombki na choinkę... i na inne obiekty i zabudowania :)

Chwilę później wpadamy na Koniarzy - przeprawili się przez San i dlatego są przed nami. Wraz z Ich pieszym nawigatorem łapiemy (jeszcze przed Piramidą) jeden punkt lidarowy na stromym zboczu lokalnej góry. Sama Piramida natomiast to grobowiec profesora zasłużonego dla tych terenów - tutaj znajdziecie więcej o tym miejscu.
Kiedy Koniarze przechodzą w tryb "full wypas", my zaczynamy się wspinać niebieskim szlakiem na pierwsze (z wielu, bardzo wielu dzisiaj...) góry.
A dokładniej będą to kolejne szczyty Gór Słonnych.

W drodze do piramidy


Jest i ona :)

Takie krajobrazy będą nam dziś często towarzyszyć


"Zabiorę Cię właśnie tam..." wprost do Kancelarii :)
Zaczynamy nasze pierwsze podejścia dzisiaj. Czekają nas co najmniej 3 osobne pasma Gór Słonnych do przejścia, więc srogo się napchamy rowery. W tym kawałku Słonnych jeszcze nie byliśmy - TUTAJ znajdziecie naszą inną wyprawą w góry o słonnym smaku, ale w tych pasmach nas jeszcze nie było. Nadal przypominam, że urząd miasta w Sanoku ma w ryja (dlaczego tak i dlaczego urząd gminy Andrychów jest drugi w kolejce... i też ma w ryja, pisałem tydzień temu w relacji z Mordownika - jest o tym nawet osobny akapit).  I ja to mówię na poważnie, jak przeczytacie kiedyś o tym w gazecie, to wiedzcie że w-ryjo-dawaczem byłem ja!
Naszym zadaniem na kolejnym punkcie jest szkic panoramki, ale abstrahując od samego trudu artystycznego, to jeszcze trzeba dobrze wyczaić z którego dokładnie miejsca Malo chce ten szkic. Tu jest kilka miejsc, gdzie między drzewami można dostrzec inne okoliczne pagóry, a do tego grzebiet jest mocno pofalowany, więc wierzchołek też nie jest taki jednoznaczny - inna sprawa, że panoramkę mamy naszkicować nie ze szczytu, ale z pewnego miejsca przed. No nie jest to proste wymierzyć się na ten punkt dokładnie.
Na swojej drodze spotykamy w pewnym momencie "Okno Wędrowca"... byłoby przykro gdyby był to jeden z najbardziej zarośniętych fragmentów szlaku, no ale tabliczka zrobiona z gwoździ jest naprawdę fajna.
Niemniej nie mając lepszego pomysłu, ani pewności czy jesteśmy na pewno dobrze, szkicujemy na naszej karcie widok z tego miejsca.
Chwilę później dochodzi nas Syn Burzy i Sanoka wraz Koniarzami. Bestie idą naszym szlakiem!
...ale zaraz je zgubimy! Ruszamy w dół niesamowicie stromym zjazdem. Oni tu będą sprowadzać, my ruszamy w objęcia śmierci... tu nie jest stromo, tu jest kurew*ko stromo!!! To nie tak, że mamy takie jaja aby to zjechać bez strachu... to pewien mechanizm, oparty na fizyce. Stromizna stopniowo narasta i cały czas - z perspektywy kierownicy - wydaje się, że JESZCZE jest spoko.... ale chwilę potem łapiesz się na tym, że teraz to już zatrzymać się nie da!!
Albo zjedziesz to na kołach albo na ryju. Jeśli chodzi o ten wybór to czasami bywam niezdecydowany ... to uczucie, kiedy masz zaciśnięte oba hamulce na maksa, rower zsuwa się pomału w dół i nagle czujesz, że podnosi Ci tylne koło... coraz wyżej i wyżej. Chwilę potem ziemia bierze Cię w swoje objęcia... co ciekawe, paradoksalnie kiedy tylne koło zaczyna odpadać od ściany należy: puścić przedni hamulec! Owszem zwiększa to natychmiast prędkość liniową roweru na stromym zjeździe co może powodować dyskomfort, ale całkowicie zeruje prędkość kątową wokół własnej osi, która odpowiada za akcję "ryjem w glebę". To nie jest w sumie takie oczywiste i trzeba się odważyć. Fizyka jest jednak niesamowita, niektóre przeszkody pokonuje się łatwiej z prędkością większą niż mniejszą.    
Tym razem udało nam się zjechać bez gleby, ale było naprawdę ostro. Te pagóry mają jakieś chore nachylenia...
Kolejne zadanie to odpisać godziny pracy kancelarii parafialnej ulokowanej w kościele u podnóża góry - teraz chyba już kumacie tytuł tego rozdziału, prawda?
A jak nie, to TUTAJ
Inna sprawa, że moja zwichrowana, rogata dusza ma w sobie jakaś romantyczną cząstkę i uwielbiam tekst tej piosenki... acz nie do końca rozumiem, czemu dziewczyna ma się bać wielkich słów. Ja też nie czuję komfortowo jak ktoś pisze do mnie używając czcionki 72 w Wordzie, zwłaszcza jak to jest Comic Sans... ale bez przesady, aby się od razu bać wielkich słów? Chyba nie pojmę :)

Zacne drzewo na punkt kontrolny!


Wyżej i wyżej

Co widać w oknie? WĘDROWCA!


Czym jest prawdziwie mokra trawa czyli "ściężkowstręt" to straszna choroba

Kolejny punkt kontrolny jest na szczycie kolejnej góry... ech uroki pogórzy. To są wzniesienia raptem 500 - 600, ale nadrabiają nachyleniem... Próbujemy namierzyć się z miejscowości u podnóża, ale droga po 200-250 metrach po prostu zanika. Pchamy łąką... jest gorąco jak w lecie. Słońce oparło się nam na plecach i grzeje jak popieprzone. Owszem, mogło lać albo naparzać śniegiem, więc nie powinniśmy bardzo narzekać. Nie zmienia to faktu, że jest niesamowicie gorąco na południowym, eksponowanym (a jakże!) stok. Koniarze również podchodzą tym samym wariantem. Wygląda na to, że Jaszczur na rowerze lub na koniu jest podobny czasowo... my więcej zjedziemy, ale pod górkę to Oni mają zdecydowaną przewagę siły.
W takich chwilach... kiedy pchamy jakieś chore podejście, a góra zdaje się nie kończyć, mój umysł odpływa w różne dziwne stany świadomości np. zaczynam śpiewać głupie piosenki albo łapię jakaś kotwicę umysłową. Dziś dopada mnie ten drugi wariant... przypomina mi się niesamowicie irytująca reklama z TV... "czym jest prawdziwa włoska kawa..."
Pcham rower, łydki chcą eksplodować - taka jest tu stromo..., a mnie w głowie zapętla się tekst jakieś głupiej reklamy... co za dramat!
Nagle szukając pod szczytem lampionu wchodzę w wysoką i bardzo mokrą trawę. Jestem zaskoczony bo upał jest nieznośny, a tutaj poranna rosa z jakiegoś powodu nie wyschła... jest tak mokro, że zaraz przemoczę buty... a umysł na to "czym jest prawdziwie mokra trawa?"
NIE... nie... nie... Mózg, nie rób mi tego, mózg k*rwa, proszę, to nie jest śmieszne! NIE, nie... za późno. "Czym jest prawdziwie mokra trawa?" na melodię tej wnerwiającej reklamy... przez najbliższe 4 godziny... oszaleję... 
Wchodzę w las szukając "triangula" bo mamy odpisać numer repera. Przedzieram się przez... prawdziwie mokrą trawą? NIE! Przez krzaki... gęsto tu, choinki, chaszcze, gałęzie wbijają mi się w ryj, jedna wchodzi mi otwór na kasku i dziabie mnie w głowę... grrr... przedzieram się dalej. To musi być gdzieś tutaj. Nagle słyszę jakiś pomruk z lasu.
Podnoszę wzrok i widzę Syna Burzy i Sanoka, który idzie od strony jeszcze większych chaszczy...
- Masz?
- Nie?
Kolejny hałas z boku... z prawdziwie mokrej trawy. NIE NIE NIE, Mózg, k*rwiu... przestań! Z ostrężyn i wiatrołomów. To Szkodnik uskutecznia swój wariant przez kolczaste krzaki.
- Masz?
- Nie
Może trzeba by sprawdzić w... prawdziwie mokrej trawie? MÓZG!! Wytnę Cię i pożrę... przestań!
Wychodzimy na polanę i razem kierujemy się lewo... ścieżką (przez... NIE!!! NIE !!).
Wychodzimy wprost na "triangul". Czyli dało się tu dość ścieżką przez łąkę... ale każdy z nas miał swój autorski wariant przez krzory.
Przy okazji, pytałem Was już "czym jest prawdziwie mokra trawa..?"

Niezmiennie :D


"Мы отправляемся в горы, потому что долины полны кладбищ..."
Lecimy teraz w dół pasma... trochę szarpie na kamerdolcach i rzuca na sporych koleinach zostawionych przez drewnokradów. Nasze Bestie czyli Duch i Mrok, to łykają takie kamienie na śniadanie. Deus ex Machina - słyszę śpiew tarcz hamulcowych i chrupanie korby, układają się w słowa "puść te klamki, daj mi się rozpędzić, przejdę, zaufaj mi".
To najprawdziwsza prawda, te rowery są niesamowite, to jeździec jest tutaj najsłabszym ogniwem. Zjazd jest po prostu kosmiczny.
Musimy się teraz namierzyć na leśny cmentarz, ale z mapy wynika że nie będzie on na szlaku. Drzemy zatem na azymut przez jakąś łąkę obok kukurydzy, a potem już wprost przez las z kompasem w ręce. Drogi to już tutaj nie ma od lat, acz na drzewach znaki sugerują, że biegł tędy kiedyś dawny niebieski szlak. W praktyce przedzieramy się przez gęstwiny, ale wychodzimy na cmentarz perfekcyjne. Naszym zadaniem jest podane cyrylicą, ale kiedyś uczyłem się rosyjskiego i umiem to przeczytać. To pomaga... inna sprawa, że tej umiejętności używam w zasadzie tylko na Jaszczurze i czasem w górach Beskidu Niskiego, na starych cmentarzach.
Cmentarz robi mocne duże wrażenie - popatrzcie na zdjęcia. Aż dziwne, że nie trafiliśmy na niego po nocy, bo zwykle tak to się u nas kończy.
Włóczenie się po takich miejscach ma w sobie coś magicznego... niepokojącego magicznego.
Acz bardziej niepokojący jest ten rozwalony grób, z którego jakby coś przed chwilę wyszło. Z tego powodu czasami oglądamy się za siebie...

Wyazymutowani perfekcyjnie!


Typowy Jaszczurzy klimat

Odpowiedź na nasze zadanie:

Widziałem zbyt wiele RPG'ów, aby nie zacząć się martwić widząc taki grób... Szkodnik bądź tak uprzejmy i podaj mi granatnik...


"Już mi niosą suknie z welonem
Już Cyganie czekają z muzyka
KOŃ do taktu zamiata ogonem
Mendelssohnem stukają kopyta
Jeszcze ryżem sypną na szczęście
Gości tłum coś fałszywie odśpiewa
Złoty krążek mi wcisną na rękę
I powiozą mnie windą do..." SKLEPU :D  (
to to chyba znają wszyscy, tak? TUTAJ)
Cywilizacja, zjeżdżamy do jakieś cywilizacji. Rzadkość na Jaszczurach, ale dziś motywem przewodnim są cerkwie, a te jednak często znajdują się przy ludzkich osadach. Naszym zadaniem jest odrysować symbol pod niebieskim zadaszeniem - widać to dobrze na zdjęciu powyżej. I powiem Wam, że zdążyliśmy niemal na styk przed ślubem :)
Wszystko pięknie przystrojone i niemal czuć, że będzie to za moment. Dosłownie, jakbyś tu wbili jakieś 15 minut później, to odrysowywalibyśmy symbol już w trakcie na uroczystość. Byłby jaja, wszyscy na ślubie a jakaś bada pacanów w strojach rowerowych wbija wprost w ulicy i rozsiadają się na schodzach z rysowaniem.
Ale powiem Wam, że Koniarze tak zrobili! Byli trochę za nami i gdy przybyli w to miejsce to uroczystość już trwała - przynajmniej zrobili furorę, bo jednak z końmi na ślub w takich miejscach to jest klimat. 
Tymczasem my kierujemy się do sklepu - jest nawet zaznaczony przez Malo na mapie.To jedyna cywilizacja jaką spotkamy, więc warto się na chwilę zatrzymać... zwłaszcza, że w takich małych miejscowościach często maja lokalne ciasta czy drożdżówy. Nie inaczej jest i tu - wykupimy WSZYSTKIE rogale z marmoladą :D
Jako, że to jedyna cywilizacja w okolicy, to spotykamy tu kilku zawodników. Ucinamy sobie krótkie rozmowy, w zasadzie wszystkie dotyczące tego, że:
- kurde, strome te pagóry
- trasa 50km, mam już 40 i nawet w połowie nie jestem
- inne podobne

Szkodnik Rysownik :)
"Tylko niebo na ikonach srebrem lśni..." (oczywiście, że STĄD

Jak pić to tylko w dobrym towarzystwie :D

Lampion SS :D (prawie jak "Eksperyment SS" - doskonały słaby horror klasy Z! Inna sprawa, że tłumacz poszalał z tłumaczeniem tytułu...)


"It's always the SAN. Always , always, always the SAN" :D (parafraza TEGO)
Tak wiem, że przed nazwami własnymi nie stawia się "the", ale fonetycznie się zgadza.
San - dokładnie tak, to SAN ciągle nas odcina. Mało tu kładek i mostów, więc kombinujemy jak się przeprawić na drugą stronę, ale tak aby jak najlepiej ten wariant wpisać w zdobywanie kolejnych punktów kontrolnych. Wybór pada na ostatnią (na naszej mapie) kładkę - daleko na północy, za Uluczem. Nota bene, punkt kontrolny to przerysowanie cerkwi w Uluczu, która niegdyś uznawana była za najstarszą cerkiew w Polsce. Najnowsze badania wykazują, że nie jest wprawdzie aż tak stara jak domniemywano (ok 1500), ale nadal jest to imponujący wiek (1600 z hakiem).
Docieramy do kładki na Sanie - tej najdalej wysuniętej na północ na naszej mapie. Pora wrócić na "dobrą" stronę rzeki.
Na kładce, jak to na kładce, ludzie wieszają kłódki - jedna z nich jest naprawdę ekstra (można zobaczyć na zdjęciu poniżej). 
Teraz to już w zasadzie będziemy kierować się z powrotem do bazy, ale po drodze do zaliczenia mamy jakieś 15 punktów kontrolnych, będzie więc co robić :)

Ulucz :)

Cerkwie w cerkwi - incepcja :)

Kładek na Sanie

Piękna ta kłódka! Jak nie ruszają mnie takie rzeczy, to ta mnie zachwyciła - może miejsce, może klimat Jaszczura, może to i to... może nasza samotność na szlaku. Fakt jest taki, że mnie zachwyciła.  Ech... znowu odezwała się we mnie ta romantyczna cząstka. Resztki ludzkich odruchów? Nie podejrzewałem się o to, a tu jednak!
To co, jest tu jakiś romantyk/romantyczka? Znacie się coś nie coś na miłości? No to skąd pochodzi ten cytat?
"...ich usta znowu się spotkały, a wszechświat po raz kolejny stał się doskonały"
Postacie, scena i kontekst - jak ktoś wie, ma u mnie piwo.
Nie wiecie? Ha, nie mówiłem że będzie prosto. To co, podpowiedź? Z tego samego źródła pochodzi ten cytat:
"...największym lękiem napawa myśl, że we Wszechświecie - gdzie nawet gwiazdy umierają - nawet bycie najlepszym nie wystarczy aby się nasycić"
Nadal nic? No to może:
"Duma jest cnotą arystokraty a gniew jego niezbywalnym prawem..."
Szukajcie a znajdziecie, jak powiadają - tym razem bez przypisu zatem. Peszek.
Niektórych może naprawdę zaskoczyć skąd takie cytaty pochodzą :P

Corveta w środku pola - Pogórze to stan umysłu. Inna sprawa, że to auto będzie zawsze mi się kojarzyć z TYM.
(Link do rarytas dla psychofanów Star Wars'ów - tekst jest genialny, a jakby ktoś nie ogarnął to 'vette w slangu to właśnie Corvette :D )
Fragment o masce na ryju też się nawet zgadza, znacie przecież nasze kaski :)


Ktoś całkiem dobrego Rysia w lesie porzucił :D :D :D
Zapada noc, wchodzimy pomału w tryb nawigacji nocnej. Jedziemy wielką, długą łąką odmierzając się do punktu "N".
Nagle w lesie coś mignęło - może to odblask lampionu, skręcam i wchodzę w las aby dowiedzieć się, że to... Rysiek. Chodzi w kółko po lesie i szuka "N" już dłuższy czas.  Ryśka porzucił jego towarzysz dzisiejszej wędrówki... złapał stopa i pojechał do bazy. Wziął, rzucił wszystko i wyjechał do... Srogowa :)
Sprawdzam nasze znalezisko:
Rysiek rusz prawą ręką (ruszył)
Lewą? (ruszył)
Rysiek, rusz prawą nogą (ruszył)
Prawą? (ruszył)

Patrz Szkodnik. ktoś całkiem dobrego Ryśka do lasu wyrzucił. Przygarniemy? PRZYGARNIEMY!
Postanawiamy się wymierzyć raz jeszcze na punkt i spróbować znaleźć go w trójkę.
Rysiek mówi, że doszedł ścieżką do miejsca, gdzie roślinność stała się tak gęsta, że nie dało się już iść dalej.
Hahaha... odważne słowa, zwłaszcza jeśli kierować je do naszego patologicznego zespołu. Basia jak dzik wchodzi w krzaki, głębiej, głębiej... ledwie co zdołam zrobić zdjęcie, nim chaszcze ją całkowicie zasłonią. Głębiej i głębiej w zielone i... JEST. Mamy "N". Pięknie, namierzony jak od linijki.
Nie ma czegoś takiego jak nieprzebieżna roślinnośc, jest co najwyżej roślinność ku**wsko-trudno-przebieżna :D



F jak FATAL ERROR / F-topa / Faux Paux...

Lecimy razem przez nocny las. Rysiek będąc pod wrażeniem poprzedniego punktu, którego się mocno naszukał, mówi do nas, że to super, że nas spotkał... bo my ponoć umiemy w nawigację. HAHAHA! To jeszcze odważniejsze stwierdzenie, iż "ta roślinność jest nieprzebieżna". Mówimy Mu, że my jesteśmy czasem jak 1/amulet i zdarza nam się nawet za mapę wyjechać. Rysiek odpowiada, że nigdy nie był świadkiem jakiegoś naszego błędu... i te słowa to był błąd. Rysiek Srogi Prorok... 
Na punkt "F" namierzamy się właściwie bez większego problemu, ale po powrocie do rowerów, jak banda jełopów skręcamy na wschód chcąc jechać na zachód.
Mnie coś wprawdzie tknęło czy dobrze jedziemy, ale skoro Basia jest pewna kierunku, to co się będę odzywał - głupota...
Basia stwierdziła potem, że skora ani ja ani Rysiek nic nie mówi, no to musi być dobrze, no bo "chyba sprawdzamy, prawda?"
Rysiek stwierdził przecież, dosłownie przed chwilą że jesteśmy bogami nawigacji, więc nawet nie spojrzał na kompas, tylko ciśnie za nami...
Tym sposobem banda 3 pacanów wali na wschód będąc pewna że jedzie na zachód. Nie zastanowi nas, że droga idzie inaczej niż powinna.. Skoro jest zjazd, to trzeba korzystać... Dopiero prawie na końcu zjazdu, kilometr dalej coś nam się zaczyna bardzo nie zgadzać. Patrzymy na kompas... wschód... o żesz...
Gotterdamerung, Rysiu. Prawdziwy GOTTERDAMERUNG, k*rwa!!! Byliśmy Bogami nawigacji, ale właśnie nas wygnano z Olimpu (tak to jest, jak się nie zapłaci za kotleta...). Rysiek przekonał się, że popełniamy WIELBŁĘDY. Wszystko co zjechaliśmy trzeba podepchać z powrotem, a dla Niego jest to dodatkowy kilometr podejścia. MEGA wtopa... nawigacja level retarded... to nie jest nawet szkolny błąd, nawet nie przedszkolny, to BEZ-szkolny błąd, jełopie bez szkoły...
Mimo wszystko... mimo że Rysiek właśnie przekonał się o naszej nawigacyjnej ułomności, nadal proponuje nam abyśmy trzymali się razem już do końca (syndrom sztokholmski jest naprawdę mocny!) i poszukali ostatnich punktów razem. On będzie biegł za naszymi rowerami! No i tym sposobem dochodzimy do poziomu Koniarzy, mamy swojego biegnącego obok Niewolnika :D
Co ten Jaszczur robi z ludźmi...

Co masz na myśli mówiąc nieprzebieżna roślinność?


Trzymamy się w trójkę - na podejściach Rysiek jest szybszy bo nie musi pchać roweru. Na zjazdach odstawiamy Go, ale zwalniamy potem i pozwalamy Mu dobiec. Oczywiście, że moglibyśmy się zatrzymać i poczekać, ale Szkodnik tak dobry dla ludzi nie jest. I tak nie jest źle: kopnie jeno, a mógłby przecież zabić. Rysiek i tak naprawdę dobrze się trzyma jak na gonienie nas z buta. Czasem tylko Szkodniczek fuknie na Niego: "szybciej! szybciej!", może lekko smagnie batem... powiedziałbym "tak na zachętę", nawet... zalotnie.
Widziałem już ten obrazek gdzieś. Bicz ciął powietrze i spadał na plecy, tylko jakoś strój nie ten co wtedy. Wtedy miała na sobie takie wysokie buty ortopedyczne i skórzane wdzianko... no prawdziwa motocyklistka :D... ale DOŚĆ miałem nie o tym. I tak słabo to wszystko widziałem, bo ta nasza maska lisa nie ma najlepiej zrobionych otworów na oczy :D :P :D
Jak ogarniacie kontekst tego żartu i umiecie czytać między wierszami to docenicie istny suchar poniżej:
Jak nie rozumiecie co chodzi, nic się nie dzieje - po prostu to jeszcze nie ten moment w waszym życiu.
Pozdro dla kumatych :D
Wracając do głównej narracji: na razie smagany jest Rysiek jeśli się za bardzo opier... ociąga. 
A tak serio, to jestem pod wrażeniem motywacji, jaką okazał aby tak za nami gonić.

Szkodnik pogania Rysia :)

Nocne łażenie po wąwozach :)

W trójkę nawiguję się łatwiej i kilka punktów wpada nam właściwie od kopa - trzeba po prostu spenetrować strome wąwozy, ale nawigacyjnie wchodzą dobrze.
Kierujemy się po ostatnich już punktach do bazy, ale oddziela nas od niej naprawdę strome pasmo i powiem Wam, że podepchać tam to jest wyczyn.
Dobrze, że była noc i było ciemno, to nie widziałem jak jest stromo. zawsze dla umysłu to łatwiej... acz mocno sponiewierały nas te ostatnie podpychy.
Dla mnie i tak to jest niesamowite... dorośli ludzie niby, ponoć ustatkowani a chodzą po nocy po lesie za jakąś kartka na drzewie.
Finalnie udaje się zebrać wszystkie punkty z tego pasma, acz zajedzie nam z tym około 2,5 godziny.
Możemy też śmiało powiedzieć i to zupełnie już serio, że bardzo fajnie szwędalo się w trójkę po lesie. 

Stromo...

Tryb nawigacji nocnej

Klasyk zdjęcie :)

Trochę tych punktów nam wpadło :)


To tyle na dzisiaj. W bazie meldujemy się GRUUUUBO po północy, posiedzimy ze 2 godzinki i długa w trasę na Kraków.
30 min snu na leśnym parkingu i w domu jesteśmy około 8:00 rano.
Powiem Wam, że niedzieli (znowu) to nie pamiętamy :)

P.S. A jakby kogoś frustrowało, że nie skąd są przytoczone cytaty dla których nie podałem źródła, to po tym już znajdzie na pewno:

"Ciemność jest szczodra, jest cierpliwa i zawsze zwycięża,
ale w samym sercu jej siły leży jej słabość:
wystarczy jedna, jedyna świeca, by ją pokonać.
Miłość jest czymś więcej niż świecą.
Miłość potrafi zapalić gwiazdy"


Tak, tak, to stamtąd, ale pamiętajcie że z książki, nie z filmu! Naprawdę warto przeczytać :)



(CZARNY) MORDOWNIK 2021 (feat. KORNOlis)

  • DST 1.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 września 2021 | dodano: 07.09.2021

Mordownik 2021 przeszedł już do historii...  Mam nadzieję, że będzie zapamiętany na długo bo był to kolejny rajd, który mieliśmy przyjemność zorganizować. Przyjemność, heh... chyba jednak powinienem używać słowa "zaszczyt". Budować trasy rowerowe TR130 oraz TR50 na tak kultowej imprezie to jest nie lada przedsięwzięcie i odpowiedzialność aby nie nadwyrężyć zaufania, jakim zostaliśmy obdarzeni przez głównego Organizatora: Janko Mordownika. Czy nam się udało? To już Wy musicie ocenić. Zapraszam zatem o opowieść o Mordowniku od kuchni... łazienki, piwnicy i strychu... Mordowniku tak czarnym jak... sami wiecie... a może nawet czarniejszym niż rok temu. 

"...taka jest granica i cena nieśmiertelności" (cytat oczywiście STĄD)
Rok temu w Zawoi cena ta była wysoka. Za wysoka. Dla wszystkich niekumatych przypominam, że medal IMMORTAL (nieśmiertelny) zdobywają zawodnicy z najdłuższych tras i tylko tacy, którzy w czasie rajdu zdołają zaliczyć wszystkie punkty kontrolne. My takie medale mamy tylko 3 na 7 startów:

Kroczyce 2013 (-)
- druga edycja imprezy, ale dla nas był to nasz pierwszy Mordownik ever. Pierwszy rok startów... myśmy nawet po nocy jeszcze jeździć nie umieli... a co dopiero myśleć o Immortal'u.

Jaśliska (+)
- Beskid Niski, niesamowita, wspaniała impreza... czasy gdy nie prowadziłem jeszcze bloga. Kiedyś relacja znajdowała się na stronie Mordownika - TUTAJ, ale nie jest już dostępna. Przepadła gdzieś w otchłaniach internetów. Immortal zdobyty na kilka minut przed limitem czasowym. Było niesamowicie trudno, ale daliśmy radę!

Stadniki 2015
(+) - Immortal zdobyty w ostatnich sekundach ostatniej minuty rajdu. Rzutem na taśmę... popełniliśmy kosmiczne błędy na trasie, łącznie w wyjechaniem za mapę (grubo...). Na koniec morderczy finisz i wiara do ostatniej sekundy, że jednak się uda, że zdążymy w limicie... udało się!

Pilica 2016 (-)
- niesamowicie wyczekiwany rajd, presja konieczności dobrego startu bo Immortal czeka... w praktyce położyliśmy go na łopatki po całości (błędy, awarie i zatrucie pokarmowe...). Miał być Immortal, a był jeden z naszych najsłabszych startów ever... wstyd mi było napisać relację z tak spektakularnej porażki... (a tak serio, wstyd to może tylko trochę... nie pisałem wtedy regularnie na blogu, czego żałuję do dzisiaj. Ech mieć wszystkie rajdy od 2013 opisane, to by było coś! Nie miałem też motywacji opisywać rajd tak spektakularnie przez nas spaprany...)

Chochołów 2017 (-) - Chyba najlepsza edycja. Gubałówka, Magura, słowacka odysje i niesamowite bagna na Orawie... Przepiękna trasa, ale nie było nawet blisko Immortala, mimo że Basia wygrała zawody jako takie. Nie miało to znaczenia dla nieśmiertelności, ta nawet na nas nie spojrzała bo nie mieliśmy kompletu punktów.

Uście Gorlickie 2018 (+) - przełamanie złej passy. Ponownie nasz kochany Beskid Niski (ale stromy). Ponad 2000 przewyższeń zrobione, ale Immortal także zrobiony i to z ponad godzinny zapasem. Cudowny start na niesamowitej edycji.

Tokarnia 2019 (-) - nie było szans... po prostu nie było szans... 


No i nastal rok 2020... trudny rok dla imprez, dla Mordownika tym bardziej że Janko Mordownik wyjechał do Brazylii i trasa rowerowa miała się nie odbyć wcale.
Jak to się stało, że się jednak odbyła i była naszego autorstwa, znajdziecie w opisie tej edycji MORDOWNIK ZAWOJA 2020. 

Jako budowniczy trasy nie startowaliśmy w tych zawodach, więc bilans zdobytych Immortali i prób pozostaje bez zmian.
Nie będę powtarzał relacji z tamtych zawodów, bo mają swój osoby wpis na tym blogu, ale muszę o nich wspomnieć, bo są kluczem do zrozumienia tego co się działo w tym roku.
Po pierwsze Janko Mordownik nadal siedzi w Brazylii, więc i w tym roku podjęliśmy się współorganizacji imprezy z niesamowicie energiczną i żywiołową Kamilą, która ogarnia wszystkie aspekty administracyjne.
Po drugie, Zawoja była za trudna... tylko dwóch najlepszych Zawodników zrobiło Immortala: Zbyszek Mossoczy i Krystian Jakubek, czyli wymiatacze rajdowi z najwyższej ligi. Część Zawodników, która zawsze jest w czołówce, nie zbliżyła się do Immortala (nie mając 2-5 punktów). Statystyki w Zawoi były zabójcze... 6% rowerzystów zdołało osiągnąć nieśmiertelność. W tym roku zatem chcieliśmy się trochę zrehabilitować i zrobić zawody, na których około 20% zdobędzie ten legendarny medal.
Owszem nazwa imprezy zobowiązuje, ale chcielibyśmy aby IMMORTAL był chociaż trochę realny dla tych najlepszych... w Zawoi nie był. CZARNY jak ciemność Mordownik zniszczył nadzieję wielu walczących... Edycja 2021 miała być nadal czarna, ale ta czerń powinna być złamana lekkim odcieniem szarości... takie były założenia i takie były plany. Tu UWAGA, to nie były tylko nasze założenia - takie wnioski wyciągnęliśmy wszyscy, wliczając w to Janko Mordownika.

Wędrując z lampionem... w drodze na punkt kontrolny

Szkodniczek duma jak na tej skale rozwiesić lampion...


Lesson leart? No chyba jednak nie bardzo...

Zawoja była trudna bo... to była Zawoja (Mistrz tautologii zawsze czujny!). To wioska zastawiona z 3 stron ogromnymi pagórami: Babią, Policą i Jałowcem. Gdziekolwiek by Zawodnicy nie pojechali to po prostu trafiali na rzeźnickie podjazdy i podpychy. Pamiętacie punkt "Rzeźnia nr 5"? Ja pamiętam, stawiałem go i ściągałem, do tego byłem tam na rekonesansie trasy... więc wiecie, Wy tam byliście raz... proszę nie narzekać... Skoro tym razem mamy zrobić trochę łatwiejszą edycję to czekamy aż Janek i Kamila dadzą nam znać, gdzie w tym roku będzie baza rajdu. W końcu dzwonią: BESKID MAŁY !!!
CO?????? WAT? WAT? WAT?
Jak Beskid (nie-taki) Mały?
Przecież rowerowo to jest to rzeź... pionowe ściany. Janko, Kamila, co z Wami? Umawialiśmy się na łatwiejszy rajd... czy coś się zmieniło od naszych ostatnich ustaleń, czy ja czegoś nie ogarnąłem w waszym przekazie. Chwilę dyskutujemy, ale baza już właściwie dograna: będzie to Beskid Mały. No żesz.... nie ułatwiacie nam zadania.
Co więcej, Beskid (nie-taki)Mały nam nie leżał także z innego powodu... ostatnio było tu sporo imprez, a najlepszy teren eksploatowany nadmiernie straci swój potencjał.
Przecież na Leskowcu był jeden z naszych punktów KOMPANI KORNEJ w Lanckoronie, chwilę później wbił się tam też LISZKOR... pod linkami znajdziecie Raport Szefa Sztabu Kompanii KORNEJ oraz relację z Liszkora.
W tym roku w Beskid Mały zawitał też Rajd Beskidy. Sporo imprez... a znacie nasze podejście: chcemy zrobić imprezę magiczną. Abyśmy dobrze się zrozumieli, ja nie wiem czy nam się to udaje - to Wy to oceniacie, tylko i wyłącznie Wy, ale wiemy jaki jest nasz cel i plan. Wiemy jakie założenia nam przyświecają: atrakcyjne turystycznie punkty, ciekawe miejsca - po prostu przelewamy na mapę nasze radości, nadzieje, obsesje, fobie i paranoje. Zrobić rajd kiedy całkiem niedawno były tu 3 duże imprezy... no słabo :(
Nie chcemy powtarzać przecież punkt kontrolnych, a te rajdy sięgnęły po niesamowite miejsca w tych rejonach - na przykład Rajd Beskidy postawił punkt w kamieniołomach w Kozach
Jak ktoś nie zna to poniżej zdjęcie z 2013 roku:



Cudowne miejsce na punkt kontrolny (my je poznaliśmy po raz pierwszy na Jesiennym Beskidzkim KORNO 2013 czyli w cholerę temu). 2013 a 2021 to jest konkretna odległość imprez, ale 2021 i 2021... 
Słowem BARDZO nam nie leżał Beskid Mały tym razem... stanęliśmy przed nielichym wyzwaniem: jak włożyć w trasę całe serce, skoro się nie ma serca do tej edycji...?

"Nie jest sztuką wygrywać kiedy Ci idzie, mistrzostwem jest zwyciężać kiedy nic Ci nie idzie, gdy wszystko jest przeciwko Tobie..."

Nie szukajcie w Google tego cytatu. Te słowa powiedział do mnie mój Trener Szermierki - Marek, ten sam który od 2003 roku próbuje nauczyć mnie błyskawicznej odpowiedzi po szóstej, ze szpicem broni prowadzonym parabolą... i choć zrobiłem to już 1000-ce razy, to nadal da się coś poprawić w technice. Słowa te usłyszałem kilka dobrych lat temu, na jednych z naszych zawodów szermierczych, kiedy naprawdę miałem fatalny dzień... przegrałem dwie pierwsze walki w fazie grupowej i kiedy miałem już spisać te zawody na straty...  dał mi to jedno zadnie pocieszenia i jedną radę techniczną... to wystarczyło, aby psychicznie się pozbierać. "Chwilę" potem sięgnąłem po Puchar 3 Broni, rozwalając każdego kto stanął mi na drodze. 
Takie chwile pamięta się długo!
Na tyle długo, że przypomniałem sobie ją teraz... Beskid Mały nam nie leży. No to może, nie jest sztuką zrobić dobrą trasę jak teren Ci leży... Szkodnik jest tego samego zdania. Szepcze mi do ucha, że
- Damy radę. Wyślemy Ich do piekła i z powrotem za Immortalem... i włożymy w to całe serce jakie mamy, a jak serca zabraknie to się komuś je wytnie i dołoży do trasy.
- A może bez powrotu?
- Bez... hihi...BEZ
Ale jej się oczka świeciły wtedy... to albo malaria albo szaleństwo :)
Posłuchałem. Zróbmy to! Zróbmy!
I to chyba właśnie wtedy "cały misterny plan w pizdu..." z tym aby ta edycja była łatwiejsza...
...
...
Halo? Puk puk... uwierzyliście? Powiedzcie, że uwierzyliście... że udało się zwalić całą winę za trudność trasy na Kamilę i Janka? Przecież my Wam byśmy tego nie zrobili, prawda :D ?

Ale powiem Wam jeszcze jedno:
Urząd Gminy w Andrychowie ma w ryja... zaraz po Urzędzie Miasta w Sanoku!!
Sanok, tak? Mają Góry Sanocko-Turczańskie a w nich pasmo Gór Słonnych. I co? Do niedawna mieli na czerwonym szlaku (głównym szlaku przez te góry) szczyty Słonny, Słonna i Słonny!!
To się nie godzi! To jest nieakceptowalne przez kolekcjonera tabliczek. Ja rozumiem Wierch czy Jaworzyna czy Kopa w różnych górach, ale w tych samych? Dwie góry o tej samej nazwie...
Niedorzeczne. Zaniedbanie! Do ukarania!
Ostatnio widziałem już nazwy na mapie: Słonny, Słonna, Słonny Wierch... no trochę się poprawili, ale nadal mają w ryja za taką akcję. Jak tak można?
To są góry, tak nie wolno!!! Góry mają swoje nazwy i to jest ważne - nie mogą się nazywać tak samo w jednym paśmie!
A Andrychów? Wzoruje się na Sanoku!
Nie dość, że mają dwie Potrójne (już za to w ryja powinni mieć), to jeszcze Gancarz! Jeden na zielonym szlaku, drugi na żółtym. "I will have someone's ass for dinner for that!!!"
Trochę szacunku dla moich kochanych pagórów! Trochę szacunku dla kolekcjonerów tabliczek...

Akwedukt w Kętach!!


SFA-Orientkampfwagen "Zafir" ma swój własny lampion :)


Odpalamy wszystkie możliwe narzędzia: google maps, openstreetmap, mapy.cz, mapy Compass'u, blogi jakie udało się znaleźć, strony typu "Gmina Andrychów poleca", "Polska niezwykła", "1000 miejsc w które musisz podepchać rower", a nie czekaj... nie mam takiej książki "1000 miejsc, które musisz zobaczyć" :)
Zawoja miała takie rarytaski jak "ruiny posterunku granicznego Generalna Gubernia/III Rzesza", więc skoro wkładamy całe serce to musimy znaleźć podobnej klasy punkty kontrolne. Powiem Wam szczerze, to Szkodnik wykonał tytaniczną prace sztabową: to Szkodnik znalazł huśtawkę na poziomie, wodospad (pkt 13), akwedukt przy Kętach, ruiny pałac.
Siedział i szukał... czytał i sprawdzał.
Znalazł np. NAJSTROMSZA DROGA W POLSCE (28%) - mówimy o drodze publicznej (nie prywatnej lub wewnętrznej). Na Mordownika to rarytas jak znalazł :)
Uznaliśmy, że na pewno Was zainteresuje taka osobliwość!

Na zdjęciu tego nie widać, ale uwierzcie że nie wiedziałem czy to podjadę autem (najstromszy kawałek nie jest na zdjęciu - nie było jak zrobić...)

A potem dzida w teren... nasze oba SFA-Orientkampfwagen'y "Zafir" i "Pusiek" ruszyły penetrować okolice Andrychowa i góry Beskidu Małego.
4 całodniowe wyjazdy... a jak wpadliśmy do ruin w Kozubniku gdzie kiedyś było opuszczone miasto, to takie punkty kontrolne jak "Route 66" czy "Aniołek z nożem" znalazły się same. Trasa zaczynała coraz bardziej nam się podobać, z każdym takim punktem kontrolnym coraz bardziej przekonywałem się do kolejnej imprezy w Beskidzie Małym.
Drobny kryzys mnie czekał, kiedy Rajd Beskidy ogłosił że chce robić "przygodówkę" 4 września w Beskidzie Małym... no żesz.... Termin Mordownika ogłoszony był przecież na początku roku, czemu musimy się pokrywać i podbierać sobie zawodników?... czemu ten sam termin, czemu ten sam teren? To przecież nie jest logiczne... niestety próby dyskusji spaliły na panewce, bo na argument postaci "zawsze jakieś rajdy się pokrywają", to już nie miałem ochoty odpowiadać. Tak pokrywają się: na Pomorzu i w Małopolsce i to nie jest wtedy żaden problem, dwie imprezy w Beskidzie Małym w tym samym terminie jest... przynajmniej dla mnie jest. Tydzień później, wcześniej, cokolwiek... ale jak nie to nie. Szkoda, bo sami byśmy z chęcią wystartowali na Rajdzie Beskidy, ale trudno... za dużo roboty mieliśmy z układaniem trasy aby wdawać się w dłuższe dyskusje.
Innymi słowy: "Now, if you excuse me, I have Mordownik to organise" (parafraz tej sceny).
Parę dni później trasa jest zamknięta, mapy się rysują, a my wyczekujemy 4 września. Tu chciałbym Wam wszystkim powiedzieć, że na tym etapie bardzo nadal wierzyliśmy, że ta edycja będzie łatwiejsza niż Zawoja. Naprawdę w to wierzyliśmy, przecież na północy było mało pagórów i dla wymiataczy to będą to przeloty...
Galerie z naszych rekonesansów możecie znaleźć tutaj:
- część pierwsza
- część druga

Uwielbiamy takie miejsca


Huśtawka na poziomie - objawienie tej edycji :D

Kiedy jesteś już martwy, ale gałązkę po lampion to byś wyciągnął :)



"A więc MORDOWNIK. Z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory..."
Pojechałem z parafrazą cytatu, co? Jak ktoś nie wie skąd on jest, to TUTAJ znajdzie wyjaśnienie. Mamy początek września, więc tym bardziej wpisuje się on w klimat jaki nas ogarnia w czwartek po 17:00. Wszystkie inne sprawy przestają mieć znaczenie - wchodzimy w pewien tryb działania, który charakteryzuje niemal totalny brak snu, potężny zastrzyk endorfin uruchomiający stan euforii, włóczenie się nocą po górach i lasach odliczając sekundy i szacując czy zdążymy z rozstawieniem trasy zawodów...
W czwartek nie byłem w stanie wyjść z pracy... wyszedłem później niż chciałem, tyle się działo. Jak to mówią "nie ma ludzi niezastąpionych", ale nie dość że akurat w czwartek wszyscy o tym zapomnieli, to jeszcze mnie do tego grona niezastąpionych (błędnie, Pacany) zaliczyli.... Myślałem, że się nie wyrwę... ale gdy w końcu zamknąłem laptopa, to mój umysł przestawił się na "specjalne tory" - cokolwiek by się nie działo, jakby się paliło, to musi to poczekać do poniedziałku. W poniedziałek rozwalę Wam każdy problem, ale teraz widzę tylko lampiony, perforatory i naszą wykreśloną marszrutę, całkowity reset umysłu... jest po 17:00 gdy wsiadamy do auta. Kierunek BESKID( nie-taki)MAŁY. Rozkładamy trasę rowerową MORDOWNIKA !!! 
Tuż przed Wadowicami łapiemy się na przepiękny zachód słońca i już wiemy, że będzie to piękna noc. Witamy na AKCJI: #niespiebowieszamlampiony !!! 
Zaczynamy lecieć punkt za punktem, dziś ile się da z auta - jutro tam gdzie wjechać się nie da lub nie wolno (czyli serce gór).
Ciśniemy: "bunkr", akwedukt (pasuje Wam, że przy Kętach jest akwedukt!!! Przecież to rzadkość w całość Polsce, a w Kętach mają!), urokliwa leśna kapliczka z progiem wodnym... 
Kończymy czwartek o 4:00 w piątek, wracamy do domu i koło 4:45 kładziemy się spać na 2-3 godziny. W piątkowy poranek ruszamy ponownie w teren - teraz mocno z buta: góry i szlaki, góry i szlaki. Schodzi nam do nocy, ale o 23:00 rozkładamy ostatni z punktów - żywieniowy (tak aby za długo słodycze nie leżały w lesie).
Pod koniec zaczyna nam już odbijać ze zmęczenia - zabraliśmy ze sobą maskę KORNOlisa i kręcimy głupie filmiki jadąc przez las.
KORNOlis sponiewierany pandemią wpadł gościnnie na Mordownika powiedzieć Wam, że wraca ze swoją (wzmożoną) Siłą KORNOlisa 7-8 maja 2022.
A filmik możecie zobaczyć na profilu Basi TUTAJ.
Gdy wracamy do bazy wielu Zawodników już jest bo nocuje w bazie... dawno się nie widzieliśmy. Siedzimy z Bronkiem, Grześkiem, Patrykiem, Jarkiem, Łukaszem i innymi do 3:00 w nocy. Kładziemy się kilka minut po 3-ciej aby już o 5:30 rano być na nogach bo trzeba zaraz pomagać przy odprawie tras pieszych... chyba zaczynam być na to za stary...

Ruiny pałacu :)

Lantern, lantern"...
burning bright,
in the forest of the night.
What IMMORTAL hand or eye,
can frame thy beautiful symmetry..." 
(to wiersz WILLIAMA BLAKE'a "TIGER")

"Noc padła na las, las w mroku spał,
ktoś nocą lasem z lampionem gnał,
tętniło echo wśród olch i brzóz..."
gdy Budowniczy lampion nad wodę niósł...

To oczywiście polskie tłumaczenie "Króla Olch" - TUTAJ w wersji poezji śpiewanej. Genialne wykonanie przepięknego wiersza Goethego :)

Nocą takie miejsca są magiczne :)


Potem wszystko zaczyna się dziać jak w kalejdoskopie...
Odprawa Trasy Pieszej 50 km
Start Trasy Pieszej 50 km
Oprawa Trasy Rowerowej 130 km
Start....
... gdy wypuszczamy Trasę Rodzinną jest przed 12:00. Łapiemy się z Basią na tym, że w sumie to nawet nie jedliśmy ani kolacji w piątek, ani śniadania dzisiaj... dobra, trzeba mieć coś od życia, długa na Przełęcz Kocierską bo tam mają extra restaurację. Mamy trochę czasu nim trasy zaczną wracać... chwila oddechu. Ech starzeję się... kiedyś napierało się 3 dni bez snu, a teraz oczy mi się zamykają... ale jest pięknie. Trasy poszły, w zasadzie nikt nie dzwoni o lokalizację, więc chyba jest dobrze... robimy Mordownika, pasuje Wam? Robimy Mordownika drugi raz... "Dopóki się zapala wzrok, dopóki się splatają ręce, dopóki kusi nocy mrok..." (klasyka TU) będziemy kochać ze Szkodniczkiem budować trasy rajdów.
"Trzyma mnie" jednak tylko to samo uczucie co w Lanckoronie na Kompanii KORNEJ, kiedy aż mi było żal że nie jedziemy tej trasy. Noc była piękna, pełnia, aż żal serce ściskał, że nie ruszamy za lampionami.
Teraz mam to samo! Piękny dzień, góry... pojechałbym to, zmarł po drodze n-razy, wyrypał się do cna, ale powalczył z trasą!
Być Budowniczym to zaszczyt, być Zawodnikiem to radość... a my kochamy oba światy.  

Planowanie wariantów :)

Chyba słuchają odprawy - prawie jak Team Meeting :D

Widok jakoś taki bliski mojemu sercu :)

Odprawa tras pieszych


"Long have I waited. And now you are coming..." (TUTAJ)
Oj LONG... naprawdę long. Naprawdę zakładaliśmy, że ta edycja będzie prostsza, więc jak Zawodnicy nadal nie wracali późnym popołudniem... zaczęliśmy naprawdę martwić się o to czy zrobią IMMORTALA. Gdy Terminator w postaci Zbyszka nie dotarł do bazy w czasie, jaki był Mu potrzebny na zrobienie trasy w Zawoi, to zaczęliśmy się bać... Jeśli nawet On ma czas gorszy niż w Zawoi, to chyba znaczy że przesadziliśmy... nie powiem trochę nas to podłamało, bo bardzo - naprawdę bardzo - chciałem aby posypało się kilka Immortali...
Z każdą upływającą minutą narastał w nas niepokój. No dalej, nie odpuszczajcie... walczcie. Wierzymy w Was!
Mijają nie minuty, ale godziny... spokojnie, mają czas do 22:00... ale zegar tyka bezlitośnie. No dawać... czekamy tu na Was. Walczcie!
W końcu przyjeżdża Zbyszek... sporo po Nim Krystian. Czyli Terminatorzy dali radę... ale bilans jest taki jak z Zawoi, dwa IMMORTALE. Czekamy na więcej...
Gdy zapada zmrok (przed 20:00)... jesteśmy mocno przerażeni jak bardzo dołożyliśmy do pieca tym razem... "to nie tak miało być, zupełnie nie tak..."
20:30... no dalej, jest jeszcze czas, ciśnijcie.
21:00... nadal czekamy na Was
21:30... pół godziny... dacie radę!
21:47... gdzie jesteście...
21:56... 4 minuty
21:59... widzę światła rowerów wpadające do bazy! Ha, tak jak my w naszych najlepszych czasach (nasz rekord to jest 4 sekundy przez limitem - komputerowym odcięciem!)

Finalnie 4 osoby zrobiły IMMORTALA:
- Zbyszek
- Krystian
- Paweł
- Patryk
to dwa razy więcej niż w Zawoi, więc w każdej oficjalnej rozmowie nie przyznamy się, że trasa była za trudna. Statystyka nas broni.
Niemniej, tak nieoficjalnie powiem Wam, że naprawdę chcieliśmy aby więcej IMMORTAL'ów się posypało... chyba trochę jednak przesadziliśmy... trzeba było dać ze 3 punkty mniej (mówię o tych górskich). Mimo wszystko, mam nadzieję że bawiliście się dobrze... a za jakiś czas przestaniecie nas przeklinać...

Punkt kontrolny "U Miśka"

Punkt kontrolny "Zielony aniołek z nożem"


"Don't you cry tonight... you will feel better with the morning light" (Klasyka klasyk)
Niedziela przynosi trochę ukojenia... mieliśmy naprawdę okropny kac moralny na zakończenie rajdu. Nawet jeśli ocenicie trasę jako świetną, to jednak mieliśmy pewne założenia i czujemy się trochę wini, że była za trudna... światło poranka trochę koi nasze niespokojne serca, bo wygląda że nie padniemy ofiarami linczu. Ech to miał być łatwiejszy Mordownik... tyle dobrze, że większości Zawodników się podobał, a przynajmniej tak mówią. Może wydać Wam się to dziwne, ale jak widzicie mamy trochę ludzkich odruchów... może nie tyle aby wyciągnąć jakieś mądre wnioski (gdybyśmy mieli to zrobić, zrobilibyśmy to po Zawoi... wydawało nam się, że się udało. Mieliśmy rację, wydawało nam się...), ale jakiś tam kac moralny nas telepał... 
Rozbawił mnie jeden z Zawodników, który wprost z mostu zadał nam pewne pytanie:
zapytał co musi się dziać u nas w pewnym, ściśle określonym pokoju (a nawet meblu w tym pokoju), że jesteśmy zdolni do takiego sadyzmu poza tym pokojem.
No powiem Ci, że bezpośrednie pytanie, ale spoko - pytasz, to odpowiem, a w zasadzie pozwolę to zrobić Alfredowi. OTO TWOJA ODPOWIEDŹ.
Niedziela to też czas składania trasy... najgorsza cześć tej roboty. Jedzie się już na oparach ze zmęczenia, a to nie lada przedsięwzięcie.
Tutaj chcielibyśmy podziękować wszystkim, którzy nam pomogli w ściąganiu lampionów.
Ania, Grzegorz, Staszek, Mariusz, Kamila, Łukasz (przepraszam, jeśli kogoś zapomniałem) - dziękujemy za MEGA pomoc!!

Ale powiem Wam, że bardzo lubię tą chwilę kiedy wszyscy nachylamy się nad mapami, dyskutując co kto zbiera.
Brakuje nam wtedy tylko mundurów bo rozmowy są już iście militarne:
- zajmę się w zgrupowaniem w łuku rzeki
- biorę obszar na wschód od traktu
- północna koncentracja lampionów jest moja
Jest pięknie.


Mordownik, Mordownik i po Mordowniku. Czy będziemy budować trasę za rok, nie wiem. Janek ma ponoć wrócić z Brazyli. Jeśli będzie chciał abyśmy budowali rowerową trasę, to pewnie się podejmiemy i ponownie postaramy się zrobić ją łatwiejszą (dajcie nam szansę... po raz kolejny...), a jeśli sam ogarnie edycję 2022 to wystartujemy jako Zawodnicy i powalczymy o 4-tego Immortala w naszej rajdowej karierze. Dla nas obie opcje są super. WIN-WIN jak to mówią.


Kategoria Rajd, SFA