Wpisy archiwalne w miesiącu
Grudzień, 2022
Dystans całkowity: | 24.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 2 |
Średnio na aktywność: | 12.00 km |
Więcej statystyk |
Podsumowanie 2022
-
DST
1.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 grudnia 2022 | dodano: 28.12.2022
Podsumowanie tego roku nie
będzie łatwe… liczba wydarzeń jakie się wydarzyły... zarówno u nas jak i na
świecie, sprawia że mam wrażenie, iż od 2021 minął nie rok, a co najmniej
dekada.
Dla nas był to bardzo, bardzo trudny czas i to na kilku płaszczyznach równolegle… co nie oznacza jednak, że nie miał on swoich "momentów" i pięknych zwrotów akcji. Czasami był to jednak istny emocjonalny rollercoaster, i to taki na który kupiliście bilet na 3-minutowy przejazd, a jakiś dzieciak z pierwszego rzędu drze ryja „proszę pana: szybciej”, a ten „Pan” - istny pomiot Rogatego - z sadystyczną wręcz rozkoszą, stosuje się do prośby małego k*rwia... i lecicie wyżej, szybciej i dłużej niż byście chcieli.
Rok rocznie jednak robię podsumowania, więc i tym razem pasowałoby się zmierzyć z takim zadaniem. Zapraszam zatem na nie-takie-krótki wpis opisujący kończący się właśnie "dwa zero dwa dwa". Jako, że jest to blog wyprawowy, skupimy się oczywiście na wycieczkach, ale nie zabraknie akcentów szermierczych, wojennych/wojskowych i „pracowych”. Kiedyś, światy te były dość mocno odseparowane od siebie, ale odkąd pojawiają się regularne Team Trip’y, a także wybuchła wojna na Ukrainie i wróciłem do munduru, to zaczęły się one bardzo mocno przenikać. "Zapraszam na raport lat 20" – cytując jeden z moich ulubionych kanałów informacyjnych – a dokładniej to na raport z roku 2022:
"So bring it on (bring it on)
every little tear - bring it on
every useless fear - bring it on
all your shattered dreams
and I'll scatter them into the sea..." cytat pochodzi od Mistrza Nick'a (TUTAJ)
STYCZEŃ
Wycieczki Sylwestrowe (lub około-sywestrowe) to już nasza mała tradycja, więc 2 stycznia wraz z Kamilą i Filipem ruszamy w Beskid Sądecki. Przed nami Pusta Wielka – Runek oraz Hala Łabowa. Muszę przyznać, że rzeczywiście robi się z tego PUSTA WIELKA bo schronisko na Hali Łabowskiej wydaje się całkowicie „opuszczone… jest owszem otwarte, ale wita nas głucha cisza i nieprzeniknione ciemności. Klimat niesamowity… jak z horroru.
6 stycznia w Święto 3 Króli odwiedzamy Beskid Wyspowy aby zdobyć jeden z – ciągle uciekających nam szczytów – Zębolowa. Tamtejsza kalwaria jest niesamowicie klimatyczna i chociaż dość dobrze znam poezję Asynka, to wiersz w jednej z kapliczek „Siedzi ptaszek na drzewie” jest dla mnie ciekawym odkryciem. Pod linkiem w wersji poezji śpiewanej.
W drugi dzień długiego styczniowego weekendu ruszamy spojrzeć w Oczy Ziemi. Jest to długo wyczekiwana wyprawa w kolejne partie Lasów Suchedniowskich, bo na Oczy Ziemi ostrzyliśmy sobie już zęby od dawna.
W trzeci dzień weekendu walimy w Beskid Niski: Magurski Park Narodowy i Bacówka w Bartnem. Skończy się to na przeprawie przez rzekę… i to będzie boleć. Naprawdę boleć. I wcale nie chodziło o to, że woda była zimna… ostre kamienie na dnie i obijanie sobie paluszków, to nie jest mój ulubiony sposób spędzania czasu. Niemniej cała wyprawa naprawdę bardzo zacna. Czwarty dzień wolego po prostu prześpimy… no cóż, kiedyś trzeba.
15 stycznia ruszamy na Rajd Doliną Soły. Trasa rowerowa około 100 km, a niej czeka na na itiner ,czyli taka gra nawigacyjna (w bezpośredniej relacji z rajdu znajdziecie zdjęcie i zobaczycie o co chodzi, jeśli nie ogarniacie ki czort) w Dolinie Karpia robi furorę. Kapitalna orientacyjna zabawa.
W piątek 21.01 łapiemy jeden dzień urlopu i wędrujemy na Mędralową… choć wędrujemy to nie jest najlepsze słowo, bo śniegu jest Basi po pachy. Z wycieczki robi się lekcja torowania przez polany...
Dzień później jedziemy do Wąchocka, poszwendać się po okolicznych lasach i złapać kolejne fragmenty Głównego Szlaku Świętokrzyskiego.
Zima vs Szkodnik i Kurier GLOVO :D
Wypadki chodzą po ludziach... ludzie po wypadkach czasami NIE...
29.01.2022 to pierwsza z najważniejszych (niestety, tym razem w bardzo złym kontekście) dat w tym roku… to dzień bezsilności i gniewu. To dzień, który na długo - niechlubnie - zapisze się w naszej pamięci… to dzień wypadku Basi i konieczność wezwania GOPR’u. Przepiękna pogoda w Gorcach, dzień bajka - jak marzenie, tylko koniec jak z koszmaru. Ech... to była nierówna walka ze śniegiem, zmęczeniem, gniewem i strachem - długo nie było wiadomo, czy GOPR da radę do nas w ogóle dotrzeć, bo utknęli na Długiej Polanie pod Turbaczem. Wysłano po nas aż 3 ekipy, ale dwie z nich zakopały się "na amen"... nawet skuter śnieżny nie dawał rady (pełen opis akcji ratunkowej znajdziecie w dedykowanym wpisie, jeśli ktoś nie widział). Dopiero quad na gąsienicach przedarł się z Turbacza na Jaworzynę, na stokach której czekaliśmy na ratowników... ale siedzenie bezczynnie to nie jest nasz styl na rozwiązywanie akcji kryzysowych.
W planach była awaryjna wersja transportowca (porąbanie większych gałęzi "choinek" i zrobienie z tego noszy ślizgowych, na których dałoby radę zwieźć Basię na dół). Do tego rozważana była także próba zrobienia kuli (taki przyrząd ortopedyczny, a nie kula w znaczeniu okrągłe i ze śniegu...), acz kopny śnieg mógłby pokrzyżować te plany... trzecim rozwiązanie była budowa schronienia na noc lub/i moje zejście po jakieś sanki i przytachanie ich z dołu. Mieliśmy koce termiczne, krzesiwo i zapałki sztormowe (idzie tym rozpalić ogień nawet w śniegu, jak się odpowiednio odczyści miejsce), ogrzewacze chemiczne... nasze duże plecaki skrywają wiele tajemnic. I w takich chwilach bardzo, bardzo się przydają. Jedyne co wtedy się liczy to wola walki... aby nie siedzieć i płakać, ale działać, działać, działać! Ale jak macie o co walczyć, o kogo, jak macie wiarę, że to ma sens, to siłę znajdziecie w sobie sami...
I am lost without you
You're the light always shining through
You're my luck and my truth
I'll give up on the world before I'm giving up on you (całość TUTAJ)
a jeśli wolicie po polsku, to tutaj:
Miejcie odwagę, nie tętniącą szałem
która na oślep leci bez oręża (duży plecak pomieści wiele oręża...)
lecz tę, co sama niezdobytym wałem
przeciwne losy - stałością zwycięża (całość TUTAJ)
Potwór na gąsienicach dotarł do nas...
Gdy GOPR zwozi nas do auta, wracamy do Krakowa i noc upływa nam na SOR'ze ale noga Basi jest całkowicie zablokowana w kolanie. Basia nie jest w stanie jej wyprostować i dalsza diagnostyka w kolejnych dniach jest jednoznaczna: konieczna będzie operacja łąkotki i rekonstrukcja więzadła... a po niej, kilka tygodni o kulach i około roku rehabilitacji. Cudownie...
Nie zliczę liczby wizyt lekarskich, badań i konsultacji jakie odbyliśmy w tym okresie. Pamiętam jak nawet w moje urodziny siedzieliśmy w szpitalu czekając na opinię chirurga... która skończyła się listą badań, potrzebnych do zrobienia PRZED operacją (wiecie: będzie podawana narkoza, więc potrzeba różnych dziwnych wyników czy nie ma przeciwwskazań itp).
Co więcej, nie ma żadnej gwarancji, że noga wróci do pełnej sprawności - owszem rokowania są dobre, ale pewności niestety nie ma. Przybija nas to bardzo... tak bardzo - bardzo...
Do tego termin operacji to 17 marca (i tak ekspresem...), ale jako że Basia, przez cały czas od 29 stycznia, nie jest w stanie tej nogi wyprostować, trafiamy także na rehabilitację PRZED operacyjną... Po mniej więcej miesiącu, czyli na początku marca, Basi uda się odzyskać wyprost... i to nawet bezbolesny. No i co teraz, ciąć się 17-stego czy jednak nie?
Trudna decyzja przed nami... Można wybrać rehabilitację i zostawienie tego tak jak jest (ale z perspektywą, że takie zablokowanie prawdopodobnie powtórzy się kiedyś) albo można iść się pokroić, ale bez 100% gwarancji, że będzie dobrze... może się to wydawać trywialne, ale sam znam 2 osoby, które po takich operacjach nie wróciły do sportu wcale. Tak wiem, ze to dowód anegdotyczny i trzeba patrzeć na statystykę, bo znam też takie, które wróciły... ale emocje to emocje... oj, nie był to dla nas prosty czas, doczekać do 17 marca.
(Ktoś inny postanowił jednak, że operacja dopiero 17 marca to za późno i jej start zaplanuje na 24 luty, uznając ją także za operację specjalną... ale o tym trochę później).
LUTY
Tym początkiem marca i wyprostem wyprzedziłem trochę narrację. Jesteśmy na etapie, gdzie Basia nie prostuje nogi wcale i "kuleje" po domu... a my walczymy z kolejnymi badaniami diagnostycznymi i ogólnie jesteśmy w trochę grobowym nastroju.
Zostaję jednak wypchnięty przez Szkodnika na rower, aby nie siedział przez cały czas, bo to nie ma sensu, nie pomogę... no to co, jak to zinterpretujcie? Macie kochaną Żonę, która mówi że da sobie radę i możecie jechać, czy też właśnie powiedziano Wam, że jesteście "niepotrzebni" i możecie sobie iść :D
Mówię to oczywiście żartem, bo nie mam wątpliwości "które", ale to niesamowite jak można by takie stwierdzenie emocjonalnie zmanipulować - no ale co, MIŁOŚĆ CI WSZYSTKO WYPACZY!
Ruszam zatem, ale tylko po okolicy aby w razie czego, łatwo i szybko móc wrócić do domu. Potrzebowałem tego, aby trochę się zrestartować...pierwszy raz dotrę także w niesamowite miejsce, na Wzgórze Kaim. Tak blisko, a nigdy wcześniej tam nie byłem.
Tydzień później, 12 lutego ruszam Śladami Wielkiej Wojny czyli odwiedzam cmentarze wojenne z IWW - tym razem te najbliżej Krakowa, na które nigdy nie ma czasu "bo są przecież blisko".
Następny tydzień przynosi kolejną samotną wyprawę - tym razem na zachód od Krakowa, w szeroko rozumianych okolicach Kajasówki. Wieje jak potomek płci męskiej, kobiety negocjowalnego afektu (czyli jak sk****syn).
Coraz bardziej martwi mnie także sytuacja na wschodzie... w kolejnym rozdziale powiem trochę więcej na ten temat, ale ogólnie śledziłem sprawę bardzo, bardzo na bieżąco (przykładowo: TUTAJ lub TUTAJ - jak się potem okazało, były to złowieszczo prorocze analizy... )
Zwłaszcza, że mój schorowany umysł widzi świat obrazami z filmów, książek i gier... i nakłada na rzeczywistość odniesienia wszelakie.
"Lord Khadgar, Keeper of the Eternal Watch... (Joe?)
has sensed a dark power gathering around the remnants of (Soviet Union?)
He believes that a new Orcish invasion is imminent and has urged the ALLIANCE (NATO?) to act" (całość tej klasyki TUTAJ)
Czemu Bóg nad Ukrainą też udaje że śpi
choć osacza Hiobowy go lament?
Może kiedyś i w niebie, zakołacze do drzwi
wojsko w ruskie mundury odziane
Będę białe anioły - czarną dławić się krwią
nader łatwo niewinnych zabijać
i zawołać na trwogę już nie będzie miał kto
Odrodziła się wiedźma
odrodziła się wiedźma
odrodziła się wiedźma
RASIJA... (parafraza piosenki o rosyjskiej inwazji na Czeczenię w latach 90-tych, całość TUTAJ)
Poranek 24 lutego zmienia świat jaki znamy... zaczyna się wojna, której skala będzie nieporównywalna z żadnym innym powojennym (IIWW) konfliktem w Europie. Początek rosyjskiej operacji do złudzenia przypomina powtórkę z operacji Afgańskiej, czyli wysadzenie desantu VDV przy stolicy i próba zlikwidowania prezydenta (W Afganistanie plan ten im wyszedł, zlikwidowano prezydenta i jego rodzinę w ramach tzw. operacji "Sztorm 333"... warto poznać tą historię, jak ktoś nie zna: TUTAJ oraz TUTAJ).
Dam Wam trochę kontekstu, bo nie każdy o tym wie, ale historia i to ta bardzo bardzo kompleksowa: XX i XXI wieku, to mój konik. Od lat siedzę głęboko w temacie i czytam, czytam, czytam, a w przerwach między czytaniem oglądam, oglądam, oglądam: opracowania, raporty, analizy, książki o świecie, wspomnienia żołnierzy i korespondentów wojennych...
Na tyle wszedłem w temat, że przez ostatnie dwa lata prowadziłem szereg wykładów dla różnych grup, właśnie z bardzo szeroko rozumianej historii (konflikty zbrojne, bank światowy, struktury głodu, szlaki imigracyjne i narkotykowe, itp). W samym tylko okresie jesień 2021 - lato 2022 zrobiłem 45h wykładu...nie, nie było to kilka sesji tego samego wykładu. To był jeden 45-godzinny wykład, tyle że w częściach. Poruszał tematykę od 1918 do 2015 (z omówieniem także bieżących zdarzeń takich jak Wielka Wojna Afrykańska, wojna domowa w Syrii czy konflikty ISIS - Kurdystan),
Dlatego też, wiedząc że "pierwszą ofiarą wojny jest prawda", postanawiam udostępniać na FB materiały, które uznam za rzetelne, za wartościowe edukacyjnie. Przez ostatnie lata moja FB ściana to były zapisy wypraw i wycieczek... i mam obiekcje, realnie się boję czy podołam takiemu zadaniu... czy się nie pomylę, czy nie udostępnię jakiś głupot lub/i propagandy. Wiele osób jednak - tych co mnie bliżej znają w ostatnich latach, przychodzi mnie z pytaniami co sądzę: czy konflikt się rozleje, o co w nim chodzi, jakie będzie miał konsekwencje...
Wiem też, że nie każdy siedzi głęboko w temacie zależności między krajami, więc stwierdzam trudno:
- być może popełnię błąd (ale sądzę, że mniejszy niż Ci którzy kompletnie do tej pory nie interesowali się tematem)
- być może ktoś pojedzie po mnie hate'em, że wypowiadam się uważając za eksperta, jak każdy Polak... myślę jednak, że ponad 15 lat siedzenia w temacie i umiejętność wyrecytowania z głowy zdarzeń z wojny w Donbasie (2014-2015) z datami, najważniejszymi bitwami i postanowieniami mińskimi "dwa", to jednak nie jest takie totalnie "nie znam się"...
Oceniajcie zatem jak chcecie. Uważasz że udostępniam głupoty - nie zmuszam ani do czytania ani do oglądania. Uważam jednak, że dam radę wnieść coś wartościowego w świat dezinformacji, która będzie nas teraz zalewać... i może komuś, to co robię, się po prostu przyda... Mimo tego, że się boję jak to zostanie to odebrane, zaczynam udostępniać filtrowane przeze mnie materiały i będę to robił przez cały rok.
Maskara jednak... jak działają błędy poznawcze. Mimo wszystkich analiz, mimo realnych ostrzeżeń przed wojną, mimo tego że Suworow w "Lodołamaczu" pisał, że nie stawia się armii nad granicą aby tylko straszyć (bo ekonomicznie się to nie spina)... to nawet jak Ruscy zaczęli stawiać szpitale polowe z krwią... to do samego końca, próbowałem się przekonać: "a może jakoś to będzie", "może to tylko gruba prowokacja"... mimo, że cała logika mówiła, że to się stanie... a ultimatum Ławrowa o powrocie do architektury bezpieczeństwa z 1991 jednoznacznie pokazywała, że przemy ku wojnie... ale ma się nadzieję, do samego końca...
Ostatni weekend lutego spędzam zatem w domu... odświeżając wiadomości i analizując, bardzo skąpe na razie informacje o ruchach wojsk i kierunkach operacji. Nie jestem w stanie wyjść z domu... klawisz F5 non-stop na wielu różnych stronach... z przerwą na podanie, nadal nie chodzącej Basi, obiadu i herbaty... masakra...
Jednego wieczoru dzwoni także telefon. To kumpel, który bierze udział w zorganizowanej akcji pakowania "prezentów" wysyłanych na wschód... ma różne pytania odnośnie rekomendacji technicznych. Ja też mam do Niego pytanie, acz tylko jedno... i tym sposobem czasu na wycieczki w tym okresie nie będzie już wcale.
W końcówce lutego dociera do mnie także potwierdzenie przydziału mobilizacyjnego. Pismo datowane jest na 24 lutego... czyli wiedzieli, wiedzieli że wybuchnie wojna. Nie ma szans aby maszyna biurokratyczna zadziałała tak szybko - musieli mieć to wcześniej przygotowane. To na razie tylko potwierdzenie przydziału, który mam i tak od 2007, ale jestem bardziej niż pewny, że jako podoficer w rezerwie, wrócę do munduru w tym roku. Nie pomylę się.
MARZEC
Marzec spędzamy na przygotowaniach pod operację, która odbędzie się 17-stego... do tego jestem pochłonięty wojną i analizą dynamicznie zmieniającej się sytuacji. Natłok tego wszystkiego sprawia, że w zasadzie nie jestem w stanie nigdzie wyskoczyć. Rehabilitacja przygotowawcza pozwala Basi na wyprostowanie kolana - nareszcie, po kilku tygodniach od wypadku. Nie zmienia to jednak faktu, że za moment będziemy się kroić, bo to - mimo potencjalnych powikłań - jedyna rozsądna opcje. Noga uruchomiła się jednak na tyle, że dostajemy od ortopedy zezwolenie na wyjazd "po płaskim i asfalcie". Będzie to dla Basi pożegnanie z rowerem na długie miesiące... a za oknem przepiękna wiosna :(
12 marca ruszamy zatem do Puszczy Niepołomickiej "pokręcić" trochę po lesie. Nie miałem głowy zrobić z tego wyjazdu wpisu na blogu, więc poniżej jedno zdjęcie... dość nietypowe jak na las...
W czwartek 17 marca około 6:30 zostawiam Basię w szpitalu i wracam do domu... Pamiętajcie słowa Alfreda z kultowego "Batman: Knightfall" - "teraz najtrudniejsza część - oczekiwanie" (panel, o którym mówię znajdziecie TUTAJ). Trochę nie chce mi się wierzyć, że będzie to chirurgia jednego dnia i w piątek będzie już wypis do domu, ale tak też się dzieje... Kolano zostało naprawione: łąkotka zszyta, więzadło krzyżowe zrekonstruowane. Teraz długa rekonwalescencja: najpierw 6 tygodni o kulach, potem jakieś 3-4 miesiące bardzo ostrożnego uruchamiania ruchomości nogi, a potem co najmniej pół roku rehabilitacji. Musimy uzbroić się w cierpliwość i przeorganizować sobie życie w najbliższych tygodniach... bo prowizoryczne sprawy, codzienne obowiązki stają się sporym problemem, jak macie w zasadzie 24 godziny na dobę leżeć.
Pierwszy weekend po operacji spędzam zatem w domu przy Basi... w przerwach opieki śledzę działania wojenne na wschodzie i sytuację w kraju. Niesamowite jest to, że białoruska destabilizacyjna operacja o kryptonimie "Śluza", poprzedzająca rosyjską agresję, zawiodła! Jeśli nie wiecie o co chodzi, to koniecznie przeczytajcie TUTAJ.
Ogólnie można powiedzieć, że nie doceniono naszej narodowej nienawiści do Rosji. Uchodźcy z Ukrainy po agresji FR, a uchodźcy przerzucani celowo z Mińska to dwa różne światy (acz nie zapomnijcie, że operacja ta cały czas trwa - media mniej się tym interesują, ale w grudniu "wyłapanych" nielegalnych przekroczeń granicy polsko-białoruskiej było 1500... a w listopadzie 2200... to, że o czymś nie mówi się na co dzień, nie oznacza że problem został rozwiązany i nie występuje).
Przynajmniej - mówiąc żartem - pandemia się "skończyła" bo "paszporty wirusowe są dziś chuja warte, Putin rozpiździł COVID'a jak petardę, na granicach nie ma masek, nie ma żadnej kwarantanny, a szpitale działają jakby świat był normalny..."
Dopiero w końcu marca udaje mi się wyskoczyć na rower... potrzebuję się ściorać i styrać, aby emocjonalnie trochę odetchnąć. Nadal chcę być jednak blisko, gdyby trzeba było nagle wracać, więc walę "po sąsiedzku" do Lasu Bronaczowa, a potem przez pagór zwany Drożdżownikiem na bulwary wiślane. Ech samotne wyprawy, to nie to samo co ze Szkodnikiem...
KWIECIEŃ:
Kwiecień przynosi pierwszy w mojej historii samotny rajd LISZKOR, acz będzie to raczej "by myself but not alone" (jak w piosence Metallicy - TUTAJ) bo finalnie pojadę z Andrzejem, a na trasie dołączy do nas także Ania. Liszkor to także atak zimy i wyjdzie z tego naprawdę zimowy rajd.
Tydzień później jedziemy na XV Mistrzostwa do Piotrkowa i jest to pierwszy wyjazd Basi z domu po operacji - złożone siedzenia, noga cały czas wyprostowana, kule w bagażniku... karkołomnie, ale udanie. Są to zaległe Mistrzostw, bo w latach 2020 i 2021 nie rozgrywaliśmy w zasadzie żadnych zawodów. Zamknięte przestrzenie i spotkania wielo-miastowe groziły kwarantanną i zamknięciem, ledwie uruchomionych po pandemii, zajęć... nie zdecydowaliśmy się na to ryzyko, a druga sprawa, że wynajem sali to także było przedsięwzięcie w kontekście nadal szalejącego COVID'a.
W drugi dzień Świąt Wielkanocnych udaje mi się wyskoczyć na chwilę na rower i odwiedzić Północne Rubieże Krakowa, a w niedzielę 24 kwietnia dochodzi do skutku wycieczka z moim Team'em z pracy i zabieram MySystemTEAM w Beskid Śląski (Na Stożek i na Soszów).
Bardzo cieszy mnie zarówno sam fakt, że udało się wrócić do projektu zapoczątkowanego w 2021, ale także i frekwencja. Rok temu udało się zrobić kilka wycieczek, ale wypadek Basi w styczniu sprawił, że wszystko stanęło pod znakiem zapytania.
Jakoś tak przywiązałem się do tego Teamu, który buduje od 2020... wróciwszy do porzuconej niegdyś roli. Czasem mam wrażenie, że robię za opiekuna/nauczyciela (mentor to byłoby chyba za duże słowo), bo oprócz kwestii technicznych/projektowych z jakimi walczymy wspólnie, to próbuję nauczyć ich... hmmm nazwijmy to... radzenia sobie w różnych sytuacjach... różnymi sposobami (zawsze powtarzałem, że jeśli brutalna siła nie działa, oznacza to że używasz jej za mało!).
Trochę jak w piosence:
Listen Kids, I'm not one to sing
I don't do the whole lullaby thing
But I guess if you're UNDER MY WING
I might as well tell you 'bout the FIRE I BRING (całość TUTAJ - "hermet" jakich mało, hermet jaki kocham :D )
Ostatni weekend kwietnia wykorzystuję aby ponownie ściorać się i upodlić. Tym razem wybieram opcję "śladem naszego własnego rajdu" czyli Kompani Kornej z przed lat plagi...
Robię mocną trasę: Lanckrona - Koskowa Góra - Mioduszyna - Chełm (wyjdzie 1800 przewyższeń, więc naprawdę zacnie). A w tle 3-4 razy dziennie jeździmy z Basią na rehabilitację...
Okolice Dolinki Racławki, Velky Rozsutec, schronisko na Stożku Wielkim, Wspomnienie Sztoły w Bukownie
MAJ
Początek maja przynosi nam długo wyczekiwaną chwilę... rajd, na który czekaliśmy 2 długie lata... nasze zawody, które w 2020 roku zostały odwołane na 3 dni "przed"... 2 lata i 2 miesiące, ale udało się! Wracamy z Siłą KORNOlisa, która odbywa się w Ciężkowicach. Szukać lampionów ruszają trasy długie (24-godzinne), krótsze (12h oraz 7h), jak i rodzinne.
To też moment, kiedy Basia po raz pierwszy pojawia się w przestrzeni publicznej bez kuli. Kuleje, bo noga nie ma pełnego zakresu ruchu (od tego będzie to wielkomiesięczna rehabilitacja), ale to pierwszy krok... dosłownie, pierwszy krok bez kuli!
"I gdy wszystko szło tak spoko, nie dojechał na czas Rocco..." (nie sprawdzajcie tego linka - uwierzcie na słowo, nie chcecie tego... i nie pytajcie kim jest Rocco, zwłaszcza Google'a. Google wie...)... no więc gdy wszystko szło tak spoko, bo domykamy imprezę - w naszej ocenie - z dużym sukcesem i planujemy już kolejne jej fabularne kontynuacje, to Monika informuje nas, że była to już ostatnia impreza z cyklu Czarne KORNO. Więcej o tym znajdziecie we wpisie opisującym rajd, ale nie ukrywam że było to dla nas sporym zaskoczeniem. Aby była jasność, w pełni szanujemy jej wybór, bo to przecież jej impreza, a KORNO to jej wypracowana marka, ale w sumie do dziś nie wiemy, co doprowadziło do takiej, a nie innej decyzji. Nie ukrywam, że trochę nas też podłamało takie postawienie sprawy, bo pokochaliśmy budowanie tras rajdowych... ale cóż, trzeba się z tym pogodzić. Nie była to pierwsza (ale też niestety, nie ostatnia) "trudna" dla nas informacja w tym roku.
Punkt żywieniowy na trasie - KOCIOŁ BABY JAGI
Odprawa na rajdzie - chodzi KORNOlisek koło drogi, nie ma ręki ani nogi... a nie! Wróć, to Szkodniczek nie ma nogi!
Tydzień po KORNO ruszamy na kultowy dla nas Rajd Hawran 2022 rozgrywany w Beskidzie Niskim... to znaczy ja ruszam, Basia będzie pomagać Organizatorom w bazie, bo przecież nie jest w stanie jeździć (ledwie co chodzi bez kul). Bardzo miłym akcentem będzie jednak to, że spotkam Ją na punkcie żywieniowym rajdu. Szkoda, że Szkodniczek nie mógł pojechać bo trasa była naprawdę świetna... i piękna, no ale to w końcu Beskid Sercu Bliski. Ten teren to się zawsze sam wszędzie obroni :)
Kolejny weekend przynosi mocną kombinację - za dnia wyciągam MySystemTEAM w Dolniki (i to do mojej ukochanej Racławki, pokazać Im miejsca w których kiedyś ja też byłem młody), natomiast nocą jadę z Kamilą i Filipem na Tropiciela. Co więcej, jedziemy tam, gdzie kiedyś utknąłem ze Szkodnikiem w Bagnach Rozpaczy... Rozlewisko Moczarki i stara przepompowania czyli jedna z naszych najbardziej hardcore'owych przygód rowerowych. No cóż, czasami trzeba zmierzyć się z własnymi fobiami. Odczarować tereny, które pamięta się jako upiorne... a mówią, że ponoć nie da się dwa razy wejść do tego samego bagna. Sprawdźcie w relacji czy to rzeczywiście prawda... :)
Końcówka maja to kolejny samotny wyjazd... tym razem na wschód, aby zobaczyć odnowiony pomnik upamiętniający zamach na Generalnego Gubernatora.
CZERWIEC
Czerwiec to dla nas normalnie miesiąc urlopy - czas wypraw i wyjazdów, czas tachania rowerów po pagórach i krzorach... ale nie tym razem. Minęło dopiero 2,5 miesiąca od operacji Basi, więc możemy zapomnieć o takich planach. W tym roku czerwiec nam nie groził. To jest pech, bo mam ponad 40 dni urlopu na ten (licząc niewykorzystane dni z roku ubiegłego), a i tak niewiele mogę z nimi zrobić... Pozostają samotne wyprawy w weekendy, ale też nie w każdy, aby jednak być przy Basi. Zaczyna już jako tako chodzić, rokowania są dobre, nawet bardzo dobre, ale czasu nie oszukasz... mówią, że czas leczy rany... chyba mają rację, trzeba Mu po prostu na to pozwolić.
W pierwszy weekend czerwca ruszam ściorać się po górach. Pod koła idzie dawno planowany czerwony szlak z Chochołowa na Gubałówkę a potem na Magurę Witowską. Jest to wyprawa śladami jednego z najlepszych Mordowników w historii (kto nie przeżył "trudno - bardzo trudno - masakra"... ten już nie opowie o tym, my też ledwie to przeżyliśmy. Pierwszy raz wpadłem do bagna po pachwinę, lecąc ryjem/kaskiem w moczary... grunt to zbierać w życiu nowe doświadczenia :) )
Tydzień później ruszam na Rajd Beskidy - Wisła 2022 czyli jedną z największych wyryp w tym roku. 2200 przewyższeń, prawie cały Beskid Śląski na jednym rajdzie, genialny punkt w Jaskini Malinowskiej, no istny hardcore... hardcore ale było pięknie. Takie rajdy... jak nie wiesz jak się nazywasz ze zmęczenia, jak wytarmosiło Cię do cna... tak, to są momenty, warte każdej ceny. To w tym kochamy... chodź znam Szkodnika, to mój wariant bez ścieżki, skarpą na Błatnię mógłby się jej nie spodobać :)
16 czerwca (pierwszy dzień długiego weekendu) to jeden z naszych pierwszych spacerów - takie testy nowego kolana. Pomału, ostrożnie ale za to już w teren (nie opisuje tutaj spacerów po parku, bo te się także stopniowo pojawiały). Wiecie jak cieszy pierwszy "niepewny" mostek, pierwszy (chociaż malutki) ale jednak pokonany wiatrołom! Odkrywamy zatem na nowo, tym razem pieszo rezerwat Kajasówka
W piątek 17 czerwca uderzam samotnie na rower... tym razem za Bochnię, odwiedzić te cmentarze z pierwszej wojny światowej, których jeszcze nie znam. Jadę zatem, jadę śladami pierwszej, myśląc o trzeciej...
O trzeciej, bo mimo, że zagrożenie rozlania się konfliktu jest nadal stosunkowo niewielki, to nie można go batalizować... zapominamy często o parametrze czasu gdy uczymy się historii. Przykładowo: o wrześniu 39 pamięta chyba każdy, ale maju 40-stego już niekoniecznie. Bardziej pamięta się sam atak na Francję ("Fall Gelb"), ale często umyka nam fakt, że od wrzesnia 39 do maja 40, to było ponad pół roku! Pół roku obserwacji wojny w Europie, a my wojnę na Ukrainie to oberwujemy dopiero trochę ponad 3 miesiące...
To nie jest tak, że wszystko dzieje się naraz, nawet wojna światowa rządziła się swoim porządkiem czasowy, choć bardziej adekwatnym wyrażeniem byłoby tu chyba stwierdzenie: porządkiem operacyjnym. Front wschodni otwarł się dopiero w czerwcu 1941 czyli prawie dwa lata później niż początek całego konfliktu (nie liczę tu oczywiście wkroczenia ZSRR do Polski dnia 17 września 1939 czy Talvisoty [Wojny Zimowej) z Finlandią - mówię stricte o konflikcie IIIR vs ZSRR).
Tymczasem walki na wschodzi nabierają "rozmachu" a Ukraina stawia oprór, o jakim w zasadzie nikomu się nie śniło. Na bieżąco śledzę dostępne informacje odnośnie ruchów wojsk, bitew oraz wszelakich działań operacyjnych, a mój schorowany umysł znowu myśli obrazami:
We won't give up, we won't give in
to the Empire
Every fight survived, we will call a win
We will inspire
troops on the ground, flyings MIGs
the Alliance will give them everything (...)
We'll never be, we'll never be in your Empire
Fight to the death till nothing's left
Screw your Empire
with support and will to fight
we'll burn your Empire
We will fight fire with fire
until Emperor retires... (parafraza TEGO)
Natomiast rzeczywistość jest jednak brutalna i walka o własną niepodległość ma swoją cenę. Poniżej kompilacje z realnych walk na Ukrainie (materiały nie dla każdego, bo zobaczycie śmierć...) czyli przykład materiały jakie publikowałem na FB w ciągu roku
Kompilacja walk Wojsk Lądowych (TUTAJ) - zwłaszcza fragment 2:00 - 2:06 jest niesamowity...
Kompilacja walk Sił Powietrznych (TUTAJ) - uderzenie na Wyspę Węży oraz Low-pasy nad drogami robią wrażenie...
Kompilacja uderzeń artyleryjskich (TUTAJ) - uciekający z portu niszczyciel, kiedy "ten bardziej znany" idzie na dno, cieszy moje serce...
Kompilacja uderzeń artyleryjskich 2 (TUTAJ) - fragment: 0:08 był sobie rosyjski oddział, 0:09 nie ma rosyjskiego oddziału (piękne! Prosimy o więcej...)
Niewiele możemy na to poradzić co się dzieje, ale pomagać możemy więc pomagamy... natomiast ja odbieram z poczty wezwanie na szkolenie podoficerów rezerwy czyli WRACAM DO MUNDURU (termin: wrzesień)
Piękny rysunek (warto popatrzeć na niego z TYM W TLE - Hymn Batalionu "DONBAS")
Wracając do długiego czerwcowego weekendu, w trzeci dzień zabieram Basię na kolejny leśny spacer - tym razem wracamy nad nasz ukochany Kozi Bród.
Weekend kończymy jeszcze jedną wycieczką - tym razem z Kamilą i Filipem (i ich nowym nabytkiem - psem). Tym razem celem są jurajskie tereny, które bardzo nam się spodobały w zeszłym roku, przy okazji przejazdu Kraków - Częstochowa - Kraków (44 godziny, 329 km), a mianowicie ZŁOTY POTOK.
Czerwiec to także realizacja planu, jaki stworzyłem w 2021. Zakochany w Velkym i Mały Rozsutcu, uważający go za jedną z najpiękniejszych gór jakie w życiu widziałem, chciałem zabrać tam MySystemTEAM, no i udało. Pewnej czerwcowej soboty, udało się! Cudowne okno pogodowe i piękna wyprawa - dobrze było tu wrócić.
Natomiast koniec czerwca przynosi nam przełom - pierwszy wyjazd Basi na rower po operacji. Po płaskim... no prawie płaskim bo zdobędziemy też szczyt "Pagór", ale oprócz płaskiego także do lasu! A będą to lasy nieopodal Witeradowa, gdzie jeden z kwartałów nazywany jest "Kryminałem".
LIPIEC
Początek lipca przynosi nam moment prawdziwego szczęścia w tym nienajprostszym roku bo Basia przejedzie swój pierwszy rajd po operacji. Jakże to cieszy! Bike Orient "Nad Czarną" ale i z Czarną! Owszem, będzie to na razie bardzo zachowawczy start, aby przypadkiem nie musieć nagle podeprzeć się nogą, ale jednak jest to powrót do zawodów. Basia przejedzie te zawody pod opieką Wojtka Małodobrego, a dla będzie to kolejny samotny start, z morderczym - czyli typowym - finiszem na sekundy przed limitem. A przy spotkanie na mecie, jak Szkodnik mi powie że zrobił prawie 70 km... prawdziwe Faustowskie "CHWILO TRWAJ, jesteś taka piękna". Jestem szczęśliwy jak (i interpretujcie to jak chcecie :D )
Bike Orient "Nad Czarną" i z Czarną :D
Staramy się nie przesadzać z obciążeniem, ale Szkodnik po takiej przerwie także wygłodniały jest jazdy, więc w kolejne lipcowe weekendy ruszamy najpierw na Spisz, a potem w Beskid Niski.
Lipiec to także kolejna wyprawa z MySystemTEAM i tym razem w Tatry Wysokie bo na Koprowy Wierch (2366m), a także pokaże Im niesamowite miejsce jakim jest Symboliczny Cmentarz Ofiar Gór.
Na koniec lipca ruszymy ze Szkodnik "Piekielnym Szlakiem" w Świętokrzyskiem aby dotrzeć z Nieba do Piekła. Niesamowicie klimatyczna wycieczka!
No lipiec to się nam udał rewelacyjnie, zwłaszcza że trafimy jeszcze - jakże romantycznie, w strugach deszczu - na Modyń czyli na Górę Zakochanych.
SIERPIEŃ
Za dużo by było tego szczęścia, prawda? Urlop w czerwcu nam nie wyszedł bo Basia nie była jeszcze na chodzie, więc mieliśmy jechać na dwa tygodnie od 1 sierpnia... no ale skoro lipiec był tak cudowny, to się musi coś wywrócić na głupi ryj. W zasadzie na dwa dni przed wyjazdem, Basia odwołują urlop - poziom odwołania: Ministerstwo Transportu. No, żesz k***a
Nie przeskoczysz, bo to level rządowy i Szkodnik musi zostać w pracy przy inwestycjach... wszystko mieliśmy gotowe, rezerwacje noclegów, wyprawy zaplanowane, no wszystko po prostu idzie się kochać samo ze sobą...
Jako, że dzieje się to już na ostatnia chwilę, Basia upiera się aby nie anulował pierwszego tygodnia urlopu... zwłaszcza, że mam w cholerę zaległego. Nie jestem zwolennikiem tego pomysłu, ale Basia twardo obstawia przy tym rozwiązaniu bo twierdzi, że jestem przemęczony tym wszystkim... znowu czekają mnie zatem samotne wyprawy, ale za to z rozmachem:
- TATRY (Bystra oraz jaskinie tatrzańskie)
- Dwie wieże (wersja sądecka)
Kieruję się w życiu jednak bardzo prostą zasadą - zasadą równowagi. Jak życie wali Cię w ryj rzeczywistością, to nagnij rzeczywistość tak aby sprężynowało mu w ryj w odpowiedzi.
WKRW jest wielki na to co się stało, ale skoro "lepiej spalić jedno miasto niż złorzeczyć ciemnościom", to w zaistniałej sytuacji dajemy z siebie wszystko i spędzamy drugi tydzień w trybie: jeden z najlepszych urlopów ever, bo w Krainie Czarów. Chcesz nam odwołać urlop, mały kur**iu? No to patrz, co odwalimy tydzień później!
- Klasztor jak z bajki
- Single Track'i w naszych kochanych Izerach
- U wybrzeży Afryki... i u stóp Szklanej Piramidy
- Światło mych... gór (luz hiszp. światło)
- Izery 2 (czyli nasze ukochane góry)
- Kolej na rower, Czerwono Małpo
- Szkodnik w Krainie Czarów
A to tylko część wypraw, bo - jak to w wakacje - nie dałem rady zrobić wpisów ze wszystkiego.
Szkodnik w Krainie Czarów!
Na koniec sierpnia jedziemy jeszcze na pucharowe KORNO 2022 - drugi rajd po operacji. Mimo, że rehabilitacja będzie się ciągnąć za nami jeszcze przez wiele miesięcy, no to wakacje pokazały, że noga działa. Jest dobrze!
WRZESIEŃ
To miesiąc gdzie mieliśmy jechać na drugi urlop... ale moje powołanie na szkolenie podoficerów rezerwy zbiegło się z terminem planowanego urlopu. No to jest pech... drugi raz w tym roku, wypada nam z kalendarza urlop. Ech... co za rok... ale pamiętacie o zasadzie równowagi? Nie ma bezkarnego przyjmowania na ryj, trzeba życiu odwinąć w paszczu raz jeszcze i znowu zrobić sobie świetny wyjazd, ale o tym za chwilę, bo wrzesień zaczął się od RAJDU WYZWANIE, na którym zdobywamy drużynowo drugie miejsce. To są jaja... niesamowite, przecież to absurdalne w takim roku, ale jednak fakt jest faktem. Piękna impreza!
Chwilę później wyjeżdżamy nad polskie morze do Rewala i wtedy się zacznie :D
- będę chodzić Gąski KOŁOBRZEGU
- nasza prędkość na Wyspę Wolin oznaczymy jako V3
- pooglądamy hydro-obiekty na zachód od Mielna
- UZNAMy Penemunde za piękny cel (wyprawy)
Standardowo - nie udało mi się zrobić wpisów ze wszystkich wypraw. Na przykład nie zdołałem jeszcze opisać jak zostaliśmy więźniami labiryntu :)
"W labiryncie dziwnych zdarzeń, pośród strachów, przygód, marzeń, myśl się rodzi, myśl dojrzewa, którą warto jest wyśpiewać..." (całość TUTAJ)
"Before we start I must apologize
I am not hero anymore, so I'm not gonna be nice
I'm a soldier, who put the world on his shoulder (...)
I'm older but getting better with age
old dogs, new tricks, my bite's as bad as my bark
I can't help kicking your ass, old habits die hard" (całość TUTAJ)
Z nad morza wracam właściwie bezpośrednio do jednostki. Jak ktoś na bieżąco śledzi naszego bloga, to wie że był tu wpis z opisem mojego powrotu do munduru (bardzo wybiórczym bo wrogi OSINT działa). Niemniej po pewnym telefonie i rozmowie, "mimo że rzeczywiście nie ma tu nic z konkretów, to nie róbmy proszę precedensów", wpisu już tu nie znajdziecie... nie tylko wrogi OSINT działa, inne OSINTY równie aktywne :P
Kto zdążył ten przeczytał, a kto nie... jeśli Was to interesuje zapytajcie mnie " w realu". Szkolenie było niesamowite jeśli chodzi o wiedzę i bardzo, bardzo intensywne - naprawdę serce rośnie, że mimo wszystko umiemy jako kraj zrobić coś, co jest na poziomie jakości level NATO. Do tego spotkałem kolegów z mojego plutonu z CSSP z 2007 roku, więc zrobił się nam niezły "nostalgia trip". Nie mogę wiele napisać o samym szkoleniu, ale mogę powiedzieć jedno: dobrze było wrócić do munduru. Nie zmienia to faktu, że kiedyś wierzyłem, że życie ludzkie to świętość. Po lekturze zbyt wielu książek o wojnach i wspomnień ludzi, którzy przeżyli piekło zgotowane im przez innych, jestem zdania że są takie chwile że nie jest żadną świętością... bardziej skłaniam się go koncepcji generała Pattona: "patriotyzmem nie jest umrzeć za swoją ojczyznę, al sprawić aby tamten skur***l umarł za swoją".
Wiadomo, że "tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono" i nikt z nas nie wie, jakby się zachował, ale chcę wierzyć w to, że słowa "ja żołnierz Wojska Polskiego przysięgam..." coś znaczą.
Więc jeśli byś coś, kiedyś, to chciałbym też zauważyć, że wierzę także i w te słowa: "Fear is for the enemy, fear and the bullets"
Co do szkolenia to powiem Wam jeszcze, że ---> TAK BYŁO, a Pan Paweł to jest jednak specjalista :D :D :D
Inna sprawa, że to niesamowite jak ta wojna toczy się także w przestrzeni medialnej.
Niektóre tweety jak "Happy Birthday, Mr President" (nawiązanie do słów Marilyn Monroe) w momencie kiedy most krymski szedł z dymem - co osobiście uważam za operację majstersztyk - to był tekst roku!!
Tuż za nim jest legendarne już RUSKI WAJENNY KARABL... IDI NA HUI
Tak samo jak Duch Kijowa - legendarny pilot, który ponoć zestrzelił wiele maszyn wroga.
Taka ciekawostka: poszukałem trochę o tym i najpewniej Duch był "kilkoma pilotami", ale najciekawsza jest ich historia... w ramach współpracy z NATO, piloci Ci - doświadczeni na Fulcrum'ach i Flankerach (kody operacyjne NATO dla Su i Mig'ów), zatrudniali się USA i robili za przeciwników na szkoleniach dla amerykańskich pilotów. Wiecie, takie bardzo realne odwzorowanie realiów walki, goście sobie dorabiali do emerytury a wojska NATO poznawały możliwości i umiejętności pilotów bloku wschodniego. MEGA :)
Mix dziwnych linków w temacie wojny medialnej:
- prawdziwe do bólu słowa, ten kraj ma wszystko
- polska wersja zamiata :D ("ruscy tankiści pod krzakiem siedli, coś gotowali, się nie najedli, niespodziewanie wybuchł im gar... najlepszy pastuch baranich chmar" :D )
- lekko techno wersja znanego i lubianego przeboju
- Zamiast strzelać, pogadajmy, bo może pomyliłeś się, dowódco? (2014 - 2022)
- ruski wajenny idi na hui
- hymn batalionu DONBAS
- przeróbka prześmiewcza piosenki wojsk powietrznodesantowych (VDV) FR (tekst oczywiście podłożony - ale nawiązanie do planu Marita i desantu na Kretę, to złoto!)
- jak wyżej, ale inna VDV piosenka (ale fakt, faktem HOSTOMEL zajęli, tyle że desant ma się utrzymać do 48h... wsparcie jednak nie dotarło, więc cóż.. :P :P :P )
- przeróbka Queen'u
- przeróbka "Njet, Mołotow" na "Njet, Vladimir"
- Cześć Siostro, nie mów Mamie że jestem na Ukrainie (to jest ciekawe bo mają wersję "jestem w Afganie" oraz "jestem w Czeczeni"... to chyba mówi samo za siebie...)
- nie ma już Moskala :P
Duch Kijowa
Ufff... ale się dygresja zrobiła, ale cóż zrobić. Nie każdego roku wracam do munduru, choć kto wie jak będzie w 2023 - jeśli miałbym strzelać (dosłownie), to w kontekście planów na przeszkolenie 200 000 rezerwistów, obstawiam że wezwą mnie raz jeszcze. No, ale jak mówił dowódca naszego plutonu, Kapitan R:
"Wszystko w wojsku opiera się o gwiazdy. Wojska Lądowe pod gwiazdami śpią, Marynarka Wojenna po gwiazdach nawiguje, a Siły Powietrzne sprawdzają ile gwiazdek ma hotel w którym się zatrzymają". Dobrze być częścią Sił Powietrznych :D
PAŹDZIERNIK
Ten rok jakoś tak, mimo wszystkich problemów dookoła sprzyja rozbudowaniu zespołu, bo MySystemTEAM rozrasta mi się z 24 osób do 40... to już jest hardcore. Liczba wątków, spraw, projektów jaki się dzieją, w dołożeniu do tego że połowę dnia spędzam próbując (najlepiej jak umiem) opiekować się Basią, a drugą na analizach działań na froncie... sprawia, że zaczynam pomału uginać się pod ilością pracy. Nie zmienia to faktu, że nadal ciągnę MySystemTEAM w góry - tym razem w Gorce - stricte na Gorc ale także na wieżę na Magurkach (tak aby odwiedzić wrak Liberatora). Praca pracą, ale w góry trzeba pojechać :)
Niemniej z początkiem października udaje mi się podzielić ten zespól na dwa i mimo, że jest mi najzwyczajniej żal tracić część zespołu - bo się przywiązałem - to jednak trochę odetchnę... a to będzie mi bardzo potrzebne, bo właśnie wchodzimy w sezon zawodów szermierczych !!
Nim jeszcze przejdziemy do zmagań na Szpady, Szable i Rapiery, to zdążymy jeszcze ze Szkodnikiem wyskoczyć w Beskid Mały, zachwycić się przepiękną, polską jesienią.
Sezon zawodów SFA wprawdzie już się zaczął się - i to jak zawsze - od Pucharu Neptuna, ale byłem wtedy w wojsku, więc dla nas pierwsze zawody 2022 to Puchar Śląska.
Kocham szermierkę, to jest niesamowita sztuka walki, sport - nazwijcie ją jak chcecie, ważne że jest niesamowita. Pamiętam to uczucie, kiedy - przez lata - jako zawodnik stawałem na planszy i krzyżowałem ostrza z najlepszymi naszymi szermierzami. Teraz mam - nazwijmy to - przerwę operacyjną, ale sama obserwacja walk i ich analiza "w locie" to jest kawał dobrej zabawy. Z roku na rok poziom zawodów także rośnie, więc jeśli kiedyś wymyślę sobie powrót... to będzie ciężko, naprawdę ciężko. Niemniej chyba o to chodzi - jak to powiedział Filip w tym roku "na zawody jeździ się dla tych kilku walk w finałach". Oj tak, ja do dziś pamiętam niektóre swoje walki, zarówno te zwycięskie, jak i te przegrane... ale o tym będzie w 2023 roku osobny wpis z racji jubileuszu jaki ze Szkodniczkiem obchodzimy. Otóż w 2023 minie nam 20 lat z bronią w ręku... kawał życia.
HIT HIM WHEN HE'S IN THE AIR !!!! :)
Tydzień po Pucharze Śląska ruszmy na Dolny Śląski sprawdzić jak bardzo będą nas bolały podkowy po pewnym Jaszczurze. Oj zacny to był Jaszczur, zacny - powiedziałbym, że już takich nie robią, ale cieszę się że jednak robią. Po prostu Malo należy do klubu osób, które jednak są: "Malo, Ty to jednak jesteś!" Wypaśna impreza nawigacyjna :D :D :D
Tydzień później jedziemy ze Szkodnikiem obalić Wiśniówkę z pewnym Tetrapodem w Szmaragdowej Dolinie a przy okazji wpadnie nam kolejny szczyt Gór Świętokrzyskich do kolekcji.
LISTOPAD
Początek listopada to Puchar Wrocławia więc po raz kolejny staję na planszy z chorągiewkami sędziowskimi.... no cholera, tęsknię jednak trochę za tym. Obiłbym komuś maskę, tak dla zdrowia, dla sportu, dla przyjemności :P
W okolicach 11 listopada udaje nam się - w końcu !!! - wziąć kilka dni urlopu i wyjechać na zaległy urlop czyli ten, który przepadł przez ministerstwo transportu i ministerstwo obrony narodowej... ruszamy w Bieszczady i trafi nam się, mimo że to już listopad, pogoda żyleta. Rewelacyjne wycieczki się nam udadzą:
- Tarnica i Bukowe Berdo
- Dzikość Otrytu i jakieś Szczycisko :D
- Tajemnice Baligrodu
- Iście Jeleni Skok na Falkową!
- Rosa z Kremenarosa :)
- Chatka Puchatka 2
Krótszy wyjazd, więc udało się opisać każdą z wypraw. Rzadkość, jeśli chodzi o "wakacje" i urlopy.
Listopad kończymy XVI Mistrzostwami i są to zawody wyjątkowe. Puchar 3 Broni 2022 trafia w ręce Tomka, który staje się trzecim zawodnikiem w historii SFA, który sięgnął po to trofeum. To otwiera nowy rozdział, to pokazuje że z roku na rok, poziom zawodów rośnie.
GRUDZIEŃ
Grudzień otwieramy ostatnią w tym roku wycieczka z MySystemTEAM, tym razem do Bukowna, "pokazać" Im rzekę, której już nie ma.
I w zasadzie to tyle, bo nie mam już nic więcej do polinkowania. Owszem, mieliśmy kilka mniejszych - w zasadzie nawet nie wypraw, a raczej - spacerów, ale żaden z nich nie znalazł się na tym blogu.
Wynikało to z kilku faktów:
- dość trudny okres w pracy, pozdrawiam 4 kółka OOOO...
- pogoda także nie zachęcała
- wkręciłem się w kolejna serię wykładów z historii XX i XXI wieku i dzięki Lenonowi, trafiliśmy do herbaciarni "Królestwo Bez Kresu", gdzie udało mi się przeprowadzić dwie 4-godzinne sesje.
Patrząc po odbiorze, chyba się podobało, a sesja trzecia w planie na styczeń :)
Natomiast nie zmienia to faktu, że musiałem się do tych sesji przygotować i to też trochę czasu zjadło. Do tego konieczność odgruzowania domu bo mamy już grudzień, a my nadal nie byliśmy wypakowani po przyjeździe z Bieszczad... no i zeszło.
To kończy zostawienie miesięczne tego jakże trudnego dla nas, ale i bogatego w wydarzenia roku: wojna, kontuzja i operacja, odwołane urlopy, powrót do wojska... no działo się.
Pozostało dodać kilka słów na sam koniec wpisu i gratulację, że dotrwaliście aż dotąd.
"Samotność cóż po ludziach, czymże śpiewak dla ludu?" czyli "...plemiona skazane na 100 lat samotności, nie mają już drugiej szansy na ziemi"
To chyba najlepsze podsumowanie roku. To aż dwa cytaty dotyczące samotności i oba pochodzą z klasyki klasyków. Pierwszy to oczywiście "Dziady" i początek wielkiej improwizacji Konrada, a drugi to Gabriel Garcia Marquez i niesamowita książka, dzieło tworzące tzw. realizm magiczny czyli "100 lat samotności". Czemu aż tak? Bo był to dla mnie rok samotności... może to wydać się komuś śmieszne, ale do tej pory w zasadzie na wszystkie wyprawy czy rajdy jeździliśmy z Basią razem. Samotne wyprawy czy rajdy to była dla mnie nowość... nie zrozumcie mnie źle, to nie jest kwestia strachu, to kwestia uczucia pustki, braku, utraty...
Zawsze o jakieś lampiony czy z jakimiś pagórami walczyliśmy razem, a w tym roku miałem wrażenie jakby utracił Towarzysza Broni... no i w w sumie tak przecież było.
Dla mnie to był rok wielu samotnych wypraw i wielu, wielu przemyśleń. Rok z wojną w tle... rok z operacją... rok z urlopem w Krainie Czarów...
Było ciężko, ale jakoś w miarę wyszliśmy na prostą. Może nie idealnie prostą, ale przynajmniej nie krzywą czy łamaną :)
Mnie to tylko utwierdziło w przekonaniu, że jeśli chodzi o Szkodniczka to:
"In all the chaos, I can hear her voice singing through
I am gonna bring her back
even if that's the last thing I do..." (całość TUTAJ). Zawsze!
Natomiast dla tych na wschodzie (a dokładnie tych potencjalnie idących ze wschodu), mam też dwa słowa:
"So you wanna start a war?
Then we'll take it to your door
only banner you should fly
is the one that's solid white" (całość TUTAJ i pamiętajcie "EYES IN THE SKY... BOOTS ON THE GROUND" - zawsze)
Za moment wchodzimy w rok 2023 i coś czuję, że też będzie się działo... zwłaszcza, że 2023 będzie dla nas rokiem jubileuszów: 20 lat z bronią w ręku, 10 lat orientacji. Oczekujcie z tego tytułu nietypowych wpisów na blogu w ramach małego świętowania :)
Staramy się zatem wejść, jako Ci niosący światło. Tak, można także to odczytać, że staramy się być Lucyferami :P
A na koniec dwa słowa o całej dekadzie, najpierw pandemia, potem wojna... podsumowanie z humorem tutaj "4 horsemen run amok - 2020s WHAT THE FUCK..."
Dla nas był to bardzo, bardzo trudny czas i to na kilku płaszczyznach równolegle… co nie oznacza jednak, że nie miał on swoich "momentów" i pięknych zwrotów akcji. Czasami był to jednak istny emocjonalny rollercoaster, i to taki na który kupiliście bilet na 3-minutowy przejazd, a jakiś dzieciak z pierwszego rzędu drze ryja „proszę pana: szybciej”, a ten „Pan” - istny pomiot Rogatego - z sadystyczną wręcz rozkoszą, stosuje się do prośby małego k*rwia... i lecicie wyżej, szybciej i dłużej niż byście chcieli.
Rok rocznie jednak robię podsumowania, więc i tym razem pasowałoby się zmierzyć z takim zadaniem. Zapraszam zatem na nie-takie-krótki wpis opisujący kończący się właśnie "dwa zero dwa dwa". Jako, że jest to blog wyprawowy, skupimy się oczywiście na wycieczkach, ale nie zabraknie akcentów szermierczych, wojennych/wojskowych i „pracowych”. Kiedyś, światy te były dość mocno odseparowane od siebie, ale odkąd pojawiają się regularne Team Trip’y, a także wybuchła wojna na Ukrainie i wróciłem do munduru, to zaczęły się one bardzo mocno przenikać. "Zapraszam na raport lat 20" – cytując jeden z moich ulubionych kanałów informacyjnych – a dokładniej to na raport z roku 2022:
"So bring it on (bring it on)
every little tear - bring it on
every useless fear - bring it on
all your shattered dreams
and I'll scatter them into the sea..." cytat pochodzi od Mistrza Nick'a (TUTAJ)
STYCZEŃ
Wycieczki Sylwestrowe (lub około-sywestrowe) to już nasza mała tradycja, więc 2 stycznia wraz z Kamilą i Filipem ruszamy w Beskid Sądecki. Przed nami Pusta Wielka – Runek oraz Hala Łabowa. Muszę przyznać, że rzeczywiście robi się z tego PUSTA WIELKA bo schronisko na Hali Łabowskiej wydaje się całkowicie „opuszczone… jest owszem otwarte, ale wita nas głucha cisza i nieprzeniknione ciemności. Klimat niesamowity… jak z horroru.
6 stycznia w Święto 3 Króli odwiedzamy Beskid Wyspowy aby zdobyć jeden z – ciągle uciekających nam szczytów – Zębolowa. Tamtejsza kalwaria jest niesamowicie klimatyczna i chociaż dość dobrze znam poezję Asynka, to wiersz w jednej z kapliczek „Siedzi ptaszek na drzewie” jest dla mnie ciekawym odkryciem. Pod linkiem w wersji poezji śpiewanej.
W drugi dzień długiego styczniowego weekendu ruszamy spojrzeć w Oczy Ziemi. Jest to długo wyczekiwana wyprawa w kolejne partie Lasów Suchedniowskich, bo na Oczy Ziemi ostrzyliśmy sobie już zęby od dawna.
W trzeci dzień weekendu walimy w Beskid Niski: Magurski Park Narodowy i Bacówka w Bartnem. Skończy się to na przeprawie przez rzekę… i to będzie boleć. Naprawdę boleć. I wcale nie chodziło o to, że woda była zimna… ostre kamienie na dnie i obijanie sobie paluszków, to nie jest mój ulubiony sposób spędzania czasu. Niemniej cała wyprawa naprawdę bardzo zacna. Czwarty dzień wolego po prostu prześpimy… no cóż, kiedyś trzeba.
15 stycznia ruszamy na Rajd Doliną Soły. Trasa rowerowa około 100 km, a niej czeka na na itiner ,czyli taka gra nawigacyjna (w bezpośredniej relacji z rajdu znajdziecie zdjęcie i zobaczycie o co chodzi, jeśli nie ogarniacie ki czort) w Dolinie Karpia robi furorę. Kapitalna orientacyjna zabawa.
W piątek 21.01 łapiemy jeden dzień urlopu i wędrujemy na Mędralową… choć wędrujemy to nie jest najlepsze słowo, bo śniegu jest Basi po pachy. Z wycieczki robi się lekcja torowania przez polany...
Dzień później jedziemy do Wąchocka, poszwendać się po okolicznych lasach i złapać kolejne fragmenty Głównego Szlaku Świętokrzyskiego.
Zima vs Szkodnik i Kurier GLOVO :D
Wypadki chodzą po ludziach... ludzie po wypadkach czasami NIE...
29.01.2022 to pierwsza z najważniejszych (niestety, tym razem w bardzo złym kontekście) dat w tym roku… to dzień bezsilności i gniewu. To dzień, który na długo - niechlubnie - zapisze się w naszej pamięci… to dzień wypadku Basi i konieczność wezwania GOPR’u. Przepiękna pogoda w Gorcach, dzień bajka - jak marzenie, tylko koniec jak z koszmaru. Ech... to była nierówna walka ze śniegiem, zmęczeniem, gniewem i strachem - długo nie było wiadomo, czy GOPR da radę do nas w ogóle dotrzeć, bo utknęli na Długiej Polanie pod Turbaczem. Wysłano po nas aż 3 ekipy, ale dwie z nich zakopały się "na amen"... nawet skuter śnieżny nie dawał rady (pełen opis akcji ratunkowej znajdziecie w dedykowanym wpisie, jeśli ktoś nie widział). Dopiero quad na gąsienicach przedarł się z Turbacza na Jaworzynę, na stokach której czekaliśmy na ratowników... ale siedzenie bezczynnie to nie jest nasz styl na rozwiązywanie akcji kryzysowych.
W planach była awaryjna wersja transportowca (porąbanie większych gałęzi "choinek" i zrobienie z tego noszy ślizgowych, na których dałoby radę zwieźć Basię na dół). Do tego rozważana była także próba zrobienia kuli (taki przyrząd ortopedyczny, a nie kula w znaczeniu okrągłe i ze śniegu...), acz kopny śnieg mógłby pokrzyżować te plany... trzecim rozwiązanie była budowa schronienia na noc lub/i moje zejście po jakieś sanki i przytachanie ich z dołu. Mieliśmy koce termiczne, krzesiwo i zapałki sztormowe (idzie tym rozpalić ogień nawet w śniegu, jak się odpowiednio odczyści miejsce), ogrzewacze chemiczne... nasze duże plecaki skrywają wiele tajemnic. I w takich chwilach bardzo, bardzo się przydają. Jedyne co wtedy się liczy to wola walki... aby nie siedzieć i płakać, ale działać, działać, działać! Ale jak macie o co walczyć, o kogo, jak macie wiarę, że to ma sens, to siłę znajdziecie w sobie sami...
I am lost without you
You're the light always shining through
You're my luck and my truth
I'll give up on the world before I'm giving up on you (całość TUTAJ)
a jeśli wolicie po polsku, to tutaj:
Miejcie odwagę, nie tętniącą szałem
która na oślep leci bez oręża (duży plecak pomieści wiele oręża...)
lecz tę, co sama niezdobytym wałem
przeciwne losy - stałością zwycięża (całość TUTAJ)
Potwór na gąsienicach dotarł do nas...
Gdy GOPR zwozi nas do auta, wracamy do Krakowa i noc upływa nam na SOR'ze ale noga Basi jest całkowicie zablokowana w kolanie. Basia nie jest w stanie jej wyprostować i dalsza diagnostyka w kolejnych dniach jest jednoznaczna: konieczna będzie operacja łąkotki i rekonstrukcja więzadła... a po niej, kilka tygodni o kulach i około roku rehabilitacji. Cudownie...
Nie zliczę liczby wizyt lekarskich, badań i konsultacji jakie odbyliśmy w tym okresie. Pamiętam jak nawet w moje urodziny siedzieliśmy w szpitalu czekając na opinię chirurga... która skończyła się listą badań, potrzebnych do zrobienia PRZED operacją (wiecie: będzie podawana narkoza, więc potrzeba różnych dziwnych wyników czy nie ma przeciwwskazań itp).
Co więcej, nie ma żadnej gwarancji, że noga wróci do pełnej sprawności - owszem rokowania są dobre, ale pewności niestety nie ma. Przybija nas to bardzo... tak bardzo - bardzo...
Do tego termin operacji to 17 marca (i tak ekspresem...), ale jako że Basia, przez cały czas od 29 stycznia, nie jest w stanie tej nogi wyprostować, trafiamy także na rehabilitację PRZED operacyjną... Po mniej więcej miesiącu, czyli na początku marca, Basi uda się odzyskać wyprost... i to nawet bezbolesny. No i co teraz, ciąć się 17-stego czy jednak nie?
Trudna decyzja przed nami... Można wybrać rehabilitację i zostawienie tego tak jak jest (ale z perspektywą, że takie zablokowanie prawdopodobnie powtórzy się kiedyś) albo można iść się pokroić, ale bez 100% gwarancji, że będzie dobrze... może się to wydawać trywialne, ale sam znam 2 osoby, które po takich operacjach nie wróciły do sportu wcale. Tak wiem, ze to dowód anegdotyczny i trzeba patrzeć na statystykę, bo znam też takie, które wróciły... ale emocje to emocje... oj, nie był to dla nas prosty czas, doczekać do 17 marca.
(Ktoś inny postanowił jednak, że operacja dopiero 17 marca to za późno i jej start zaplanuje na 24 luty, uznając ją także za operację specjalną... ale o tym trochę później).
LUTY
Tym początkiem marca i wyprostem wyprzedziłem trochę narrację. Jesteśmy na etapie, gdzie Basia nie prostuje nogi wcale i "kuleje" po domu... a my walczymy z kolejnymi badaniami diagnostycznymi i ogólnie jesteśmy w trochę grobowym nastroju.
Zostaję jednak wypchnięty przez Szkodnika na rower, aby nie siedział przez cały czas, bo to nie ma sensu, nie pomogę... no to co, jak to zinterpretujcie? Macie kochaną Żonę, która mówi że da sobie radę i możecie jechać, czy też właśnie powiedziano Wam, że jesteście "niepotrzebni" i możecie sobie iść :D
Mówię to oczywiście żartem, bo nie mam wątpliwości "które", ale to niesamowite jak można by takie stwierdzenie emocjonalnie zmanipulować - no ale co, MIŁOŚĆ CI WSZYSTKO WYPACZY!
Ruszam zatem, ale tylko po okolicy aby w razie czego, łatwo i szybko móc wrócić do domu. Potrzebowałem tego, aby trochę się zrestartować...pierwszy raz dotrę także w niesamowite miejsce, na Wzgórze Kaim. Tak blisko, a nigdy wcześniej tam nie byłem.
Tydzień później, 12 lutego ruszam Śladami Wielkiej Wojny czyli odwiedzam cmentarze wojenne z IWW - tym razem te najbliżej Krakowa, na które nigdy nie ma czasu "bo są przecież blisko".
Następny tydzień przynosi kolejną samotną wyprawę - tym razem na zachód od Krakowa, w szeroko rozumianych okolicach Kajasówki. Wieje jak potomek płci męskiej, kobiety negocjowalnego afektu (czyli jak sk****syn).
Coraz bardziej martwi mnie także sytuacja na wschodzie... w kolejnym rozdziale powiem trochę więcej na ten temat, ale ogólnie śledziłem sprawę bardzo, bardzo na bieżąco (przykładowo: TUTAJ lub TUTAJ - jak się potem okazało, były to złowieszczo prorocze analizy... )
Zwłaszcza, że mój schorowany umysł widzi świat obrazami z filmów, książek i gier... i nakłada na rzeczywistość odniesienia wszelakie.
"Lord Khadgar, Keeper of the Eternal Watch... (Joe?)
has sensed a dark power gathering around the remnants of (Soviet Union?)
He believes that a new Orcish invasion is imminent and has urged the ALLIANCE (NATO?) to act" (całość tej klasyki TUTAJ)
Czemu Bóg nad Ukrainą też udaje że śpi
choć osacza Hiobowy go lament?
Może kiedyś i w niebie, zakołacze do drzwi
wojsko w ruskie mundury odziane
Będę białe anioły - czarną dławić się krwią
nader łatwo niewinnych zabijać
i zawołać na trwogę już nie będzie miał kto
Odrodziła się wiedźma
odrodziła się wiedźma
odrodziła się wiedźma
RASIJA... (parafraza piosenki o rosyjskiej inwazji na Czeczenię w latach 90-tych, całość TUTAJ)
Poranek 24 lutego zmienia świat jaki znamy... zaczyna się wojna, której skala będzie nieporównywalna z żadnym innym powojennym (IIWW) konfliktem w Europie. Początek rosyjskiej operacji do złudzenia przypomina powtórkę z operacji Afgańskiej, czyli wysadzenie desantu VDV przy stolicy i próba zlikwidowania prezydenta (W Afganistanie plan ten im wyszedł, zlikwidowano prezydenta i jego rodzinę w ramach tzw. operacji "Sztorm 333"... warto poznać tą historię, jak ktoś nie zna: TUTAJ oraz TUTAJ).
Dam Wam trochę kontekstu, bo nie każdy o tym wie, ale historia i to ta bardzo bardzo kompleksowa: XX i XXI wieku, to mój konik. Od lat siedzę głęboko w temacie i czytam, czytam, czytam, a w przerwach między czytaniem oglądam, oglądam, oglądam: opracowania, raporty, analizy, książki o świecie, wspomnienia żołnierzy i korespondentów wojennych...
Na tyle wszedłem w temat, że przez ostatnie dwa lata prowadziłem szereg wykładów dla różnych grup, właśnie z bardzo szeroko rozumianej historii (konflikty zbrojne, bank światowy, struktury głodu, szlaki imigracyjne i narkotykowe, itp). W samym tylko okresie jesień 2021 - lato 2022 zrobiłem 45h wykładu...nie, nie było to kilka sesji tego samego wykładu. To był jeden 45-godzinny wykład, tyle że w częściach. Poruszał tematykę od 1918 do 2015 (z omówieniem także bieżących zdarzeń takich jak Wielka Wojna Afrykańska, wojna domowa w Syrii czy konflikty ISIS - Kurdystan),
Dlatego też, wiedząc że "pierwszą ofiarą wojny jest prawda", postanawiam udostępniać na FB materiały, które uznam za rzetelne, za wartościowe edukacyjnie. Przez ostatnie lata moja FB ściana to były zapisy wypraw i wycieczek... i mam obiekcje, realnie się boję czy podołam takiemu zadaniu... czy się nie pomylę, czy nie udostępnię jakiś głupot lub/i propagandy. Wiele osób jednak - tych co mnie bliżej znają w ostatnich latach, przychodzi mnie z pytaniami co sądzę: czy konflikt się rozleje, o co w nim chodzi, jakie będzie miał konsekwencje...
Wiem też, że nie każdy siedzi głęboko w temacie zależności między krajami, więc stwierdzam trudno:
- być może popełnię błąd (ale sądzę, że mniejszy niż Ci którzy kompletnie do tej pory nie interesowali się tematem)
- być może ktoś pojedzie po mnie hate'em, że wypowiadam się uważając za eksperta, jak każdy Polak... myślę jednak, że ponad 15 lat siedzenia w temacie i umiejętność wyrecytowania z głowy zdarzeń z wojny w Donbasie (2014-2015) z datami, najważniejszymi bitwami i postanowieniami mińskimi "dwa", to jednak nie jest takie totalnie "nie znam się"...
Oceniajcie zatem jak chcecie. Uważasz że udostępniam głupoty - nie zmuszam ani do czytania ani do oglądania. Uważam jednak, że dam radę wnieść coś wartościowego w świat dezinformacji, która będzie nas teraz zalewać... i może komuś, to co robię, się po prostu przyda... Mimo tego, że się boję jak to zostanie to odebrane, zaczynam udostępniać filtrowane przeze mnie materiały i będę to robił przez cały rok.
Maskara jednak... jak działają błędy poznawcze. Mimo wszystkich analiz, mimo realnych ostrzeżeń przed wojną, mimo tego że Suworow w "Lodołamaczu" pisał, że nie stawia się armii nad granicą aby tylko straszyć (bo ekonomicznie się to nie spina)... to nawet jak Ruscy zaczęli stawiać szpitale polowe z krwią... to do samego końca, próbowałem się przekonać: "a może jakoś to będzie", "może to tylko gruba prowokacja"... mimo, że cała logika mówiła, że to się stanie... a ultimatum Ławrowa o powrocie do architektury bezpieczeństwa z 1991 jednoznacznie pokazywała, że przemy ku wojnie... ale ma się nadzieję, do samego końca...
Ostatni weekend lutego spędzam zatem w domu... odświeżając wiadomości i analizując, bardzo skąpe na razie informacje o ruchach wojsk i kierunkach operacji. Nie jestem w stanie wyjść z domu... klawisz F5 non-stop na wielu różnych stronach... z przerwą na podanie, nadal nie chodzącej Basi, obiadu i herbaty... masakra...
Jednego wieczoru dzwoni także telefon. To kumpel, który bierze udział w zorganizowanej akcji pakowania "prezentów" wysyłanych na wschód... ma różne pytania odnośnie rekomendacji technicznych. Ja też mam do Niego pytanie, acz tylko jedno... i tym sposobem czasu na wycieczki w tym okresie nie będzie już wcale.
W końcówce lutego dociera do mnie także potwierdzenie przydziału mobilizacyjnego. Pismo datowane jest na 24 lutego... czyli wiedzieli, wiedzieli że wybuchnie wojna. Nie ma szans aby maszyna biurokratyczna zadziałała tak szybko - musieli mieć to wcześniej przygotowane. To na razie tylko potwierdzenie przydziału, który mam i tak od 2007, ale jestem bardziej niż pewny, że jako podoficer w rezerwie, wrócę do munduru w tym roku. Nie pomylę się.
MARZEC
Marzec spędzamy na przygotowaniach pod operację, która odbędzie się 17-stego... do tego jestem pochłonięty wojną i analizą dynamicznie zmieniającej się sytuacji. Natłok tego wszystkiego sprawia, że w zasadzie nie jestem w stanie nigdzie wyskoczyć. Rehabilitacja przygotowawcza pozwala Basi na wyprostowanie kolana - nareszcie, po kilku tygodniach od wypadku. Nie zmienia to jednak faktu, że za moment będziemy się kroić, bo to - mimo potencjalnych powikłań - jedyna rozsądna opcje. Noga uruchomiła się jednak na tyle, że dostajemy od ortopedy zezwolenie na wyjazd "po płaskim i asfalcie". Będzie to dla Basi pożegnanie z rowerem na długie miesiące... a za oknem przepiękna wiosna :(
12 marca ruszamy zatem do Puszczy Niepołomickiej "pokręcić" trochę po lesie. Nie miałem głowy zrobić z tego wyjazdu wpisu na blogu, więc poniżej jedno zdjęcie... dość nietypowe jak na las...
W czwartek 17 marca około 6:30 zostawiam Basię w szpitalu i wracam do domu... Pamiętajcie słowa Alfreda z kultowego "Batman: Knightfall" - "teraz najtrudniejsza część - oczekiwanie" (panel, o którym mówię znajdziecie TUTAJ). Trochę nie chce mi się wierzyć, że będzie to chirurgia jednego dnia i w piątek będzie już wypis do domu, ale tak też się dzieje... Kolano zostało naprawione: łąkotka zszyta, więzadło krzyżowe zrekonstruowane. Teraz długa rekonwalescencja: najpierw 6 tygodni o kulach, potem jakieś 3-4 miesiące bardzo ostrożnego uruchamiania ruchomości nogi, a potem co najmniej pół roku rehabilitacji. Musimy uzbroić się w cierpliwość i przeorganizować sobie życie w najbliższych tygodniach... bo prowizoryczne sprawy, codzienne obowiązki stają się sporym problemem, jak macie w zasadzie 24 godziny na dobę leżeć.
Pierwszy weekend po operacji spędzam zatem w domu przy Basi... w przerwach opieki śledzę działania wojenne na wschodzie i sytuację w kraju. Niesamowite jest to, że białoruska destabilizacyjna operacja o kryptonimie "Śluza", poprzedzająca rosyjską agresję, zawiodła! Jeśli nie wiecie o co chodzi, to koniecznie przeczytajcie TUTAJ.
Ogólnie można powiedzieć, że nie doceniono naszej narodowej nienawiści do Rosji. Uchodźcy z Ukrainy po agresji FR, a uchodźcy przerzucani celowo z Mińska to dwa różne światy (acz nie zapomnijcie, że operacja ta cały czas trwa - media mniej się tym interesują, ale w grudniu "wyłapanych" nielegalnych przekroczeń granicy polsko-białoruskiej było 1500... a w listopadzie 2200... to, że o czymś nie mówi się na co dzień, nie oznacza że problem został rozwiązany i nie występuje).
Przynajmniej - mówiąc żartem - pandemia się "skończyła" bo "paszporty wirusowe są dziś chuja warte, Putin rozpiździł COVID'a jak petardę, na granicach nie ma masek, nie ma żadnej kwarantanny, a szpitale działają jakby świat był normalny..."
Dopiero w końcu marca udaje mi się wyskoczyć na rower... potrzebuję się ściorać i styrać, aby emocjonalnie trochę odetchnąć. Nadal chcę być jednak blisko, gdyby trzeba było nagle wracać, więc walę "po sąsiedzku" do Lasu Bronaczowa, a potem przez pagór zwany Drożdżownikiem na bulwary wiślane. Ech samotne wyprawy, to nie to samo co ze Szkodnikiem...
KWIECIEŃ:
Kwiecień przynosi pierwszy w mojej historii samotny rajd LISZKOR, acz będzie to raczej "by myself but not alone" (jak w piosence Metallicy - TUTAJ) bo finalnie pojadę z Andrzejem, a na trasie dołączy do nas także Ania. Liszkor to także atak zimy i wyjdzie z tego naprawdę zimowy rajd.
Tydzień później jedziemy na XV Mistrzostwa do Piotrkowa i jest to pierwszy wyjazd Basi z domu po operacji - złożone siedzenia, noga cały czas wyprostowana, kule w bagażniku... karkołomnie, ale udanie. Są to zaległe Mistrzostw, bo w latach 2020 i 2021 nie rozgrywaliśmy w zasadzie żadnych zawodów. Zamknięte przestrzenie i spotkania wielo-miastowe groziły kwarantanną i zamknięciem, ledwie uruchomionych po pandemii, zajęć... nie zdecydowaliśmy się na to ryzyko, a druga sprawa, że wynajem sali to także było przedsięwzięcie w kontekście nadal szalejącego COVID'a.
W drugi dzień Świąt Wielkanocnych udaje mi się wyskoczyć na chwilę na rower i odwiedzić Północne Rubieże Krakowa, a w niedzielę 24 kwietnia dochodzi do skutku wycieczka z moim Team'em z pracy i zabieram MySystemTEAM w Beskid Śląski (Na Stożek i na Soszów).
Bardzo cieszy mnie zarówno sam fakt, że udało się wrócić do projektu zapoczątkowanego w 2021, ale także i frekwencja. Rok temu udało się zrobić kilka wycieczek, ale wypadek Basi w styczniu sprawił, że wszystko stanęło pod znakiem zapytania.
Jakoś tak przywiązałem się do tego Teamu, który buduje od 2020... wróciwszy do porzuconej niegdyś roli. Czasem mam wrażenie, że robię za opiekuna/nauczyciela (mentor to byłoby chyba za duże słowo), bo oprócz kwestii technicznych/projektowych z jakimi walczymy wspólnie, to próbuję nauczyć ich... hmmm nazwijmy to... radzenia sobie w różnych sytuacjach... różnymi sposobami (zawsze powtarzałem, że jeśli brutalna siła nie działa, oznacza to że używasz jej za mało!).
Trochę jak w piosence:
Listen Kids, I'm not one to sing
I don't do the whole lullaby thing
But I guess if you're UNDER MY WING
I might as well tell you 'bout the FIRE I BRING (całość TUTAJ - "hermet" jakich mało, hermet jaki kocham :D )
Ostatni weekend kwietnia wykorzystuję aby ponownie ściorać się i upodlić. Tym razem wybieram opcję "śladem naszego własnego rajdu" czyli Kompani Kornej z przed lat plagi...
Robię mocną trasę: Lanckrona - Koskowa Góra - Mioduszyna - Chełm (wyjdzie 1800 przewyższeń, więc naprawdę zacnie). A w tle 3-4 razy dziennie jeździmy z Basią na rehabilitację...
Okolice Dolinki Racławki, Velky Rozsutec, schronisko na Stożku Wielkim, Wspomnienie Sztoły w Bukownie
MAJ
Początek maja przynosi nam długo wyczekiwaną chwilę... rajd, na który czekaliśmy 2 długie lata... nasze zawody, które w 2020 roku zostały odwołane na 3 dni "przed"... 2 lata i 2 miesiące, ale udało się! Wracamy z Siłą KORNOlisa, która odbywa się w Ciężkowicach. Szukać lampionów ruszają trasy długie (24-godzinne), krótsze (12h oraz 7h), jak i rodzinne.
To też moment, kiedy Basia po raz pierwszy pojawia się w przestrzeni publicznej bez kuli. Kuleje, bo noga nie ma pełnego zakresu ruchu (od tego będzie to wielkomiesięczna rehabilitacja), ale to pierwszy krok... dosłownie, pierwszy krok bez kuli!
"I gdy wszystko szło tak spoko, nie dojechał na czas Rocco..." (nie sprawdzajcie tego linka - uwierzcie na słowo, nie chcecie tego... i nie pytajcie kim jest Rocco, zwłaszcza Google'a. Google wie...)... no więc gdy wszystko szło tak spoko, bo domykamy imprezę - w naszej ocenie - z dużym sukcesem i planujemy już kolejne jej fabularne kontynuacje, to Monika informuje nas, że była to już ostatnia impreza z cyklu Czarne KORNO. Więcej o tym znajdziecie we wpisie opisującym rajd, ale nie ukrywam że było to dla nas sporym zaskoczeniem. Aby była jasność, w pełni szanujemy jej wybór, bo to przecież jej impreza, a KORNO to jej wypracowana marka, ale w sumie do dziś nie wiemy, co doprowadziło do takiej, a nie innej decyzji. Nie ukrywam, że trochę nas też podłamało takie postawienie sprawy, bo pokochaliśmy budowanie tras rajdowych... ale cóż, trzeba się z tym pogodzić. Nie była to pierwsza (ale też niestety, nie ostatnia) "trudna" dla nas informacja w tym roku.
Punkt żywieniowy na trasie - KOCIOŁ BABY JAGI
Odprawa na rajdzie - chodzi KORNOlisek koło drogi, nie ma ręki ani nogi... a nie! Wróć, to Szkodniczek nie ma nogi!
Tydzień po KORNO ruszamy na kultowy dla nas Rajd Hawran 2022 rozgrywany w Beskidzie Niskim... to znaczy ja ruszam, Basia będzie pomagać Organizatorom w bazie, bo przecież nie jest w stanie jeździć (ledwie co chodzi bez kul). Bardzo miłym akcentem będzie jednak to, że spotkam Ją na punkcie żywieniowym rajdu. Szkoda, że Szkodniczek nie mógł pojechać bo trasa była naprawdę świetna... i piękna, no ale to w końcu Beskid Sercu Bliski. Ten teren to się zawsze sam wszędzie obroni :)
Kolejny weekend przynosi mocną kombinację - za dnia wyciągam MySystemTEAM w Dolniki (i to do mojej ukochanej Racławki, pokazać Im miejsca w których kiedyś ja też byłem młody), natomiast nocą jadę z Kamilą i Filipem na Tropiciela. Co więcej, jedziemy tam, gdzie kiedyś utknąłem ze Szkodnikiem w Bagnach Rozpaczy... Rozlewisko Moczarki i stara przepompowania czyli jedna z naszych najbardziej hardcore'owych przygód rowerowych. No cóż, czasami trzeba zmierzyć się z własnymi fobiami. Odczarować tereny, które pamięta się jako upiorne... a mówią, że ponoć nie da się dwa razy wejść do tego samego bagna. Sprawdźcie w relacji czy to rzeczywiście prawda... :)
Końcówka maja to kolejny samotny wyjazd... tym razem na wschód, aby zobaczyć odnowiony pomnik upamiętniający zamach na Generalnego Gubernatora.
CZERWIEC
Czerwiec to dla nas normalnie miesiąc urlopy - czas wypraw i wyjazdów, czas tachania rowerów po pagórach i krzorach... ale nie tym razem. Minęło dopiero 2,5 miesiąca od operacji Basi, więc możemy zapomnieć o takich planach. W tym roku czerwiec nam nie groził. To jest pech, bo mam ponad 40 dni urlopu na ten (licząc niewykorzystane dni z roku ubiegłego), a i tak niewiele mogę z nimi zrobić... Pozostają samotne wyprawy w weekendy, ale też nie w każdy, aby jednak być przy Basi. Zaczyna już jako tako chodzić, rokowania są dobre, nawet bardzo dobre, ale czasu nie oszukasz... mówią, że czas leczy rany... chyba mają rację, trzeba Mu po prostu na to pozwolić.
W pierwszy weekend czerwca ruszam ściorać się po górach. Pod koła idzie dawno planowany czerwony szlak z Chochołowa na Gubałówkę a potem na Magurę Witowską. Jest to wyprawa śladami jednego z najlepszych Mordowników w historii (kto nie przeżył "trudno - bardzo trudno - masakra"... ten już nie opowie o tym, my też ledwie to przeżyliśmy. Pierwszy raz wpadłem do bagna po pachwinę, lecąc ryjem/kaskiem w moczary... grunt to zbierać w życiu nowe doświadczenia :) )
Tydzień później ruszam na Rajd Beskidy - Wisła 2022 czyli jedną z największych wyryp w tym roku. 2200 przewyższeń, prawie cały Beskid Śląski na jednym rajdzie, genialny punkt w Jaskini Malinowskiej, no istny hardcore... hardcore ale było pięknie. Takie rajdy... jak nie wiesz jak się nazywasz ze zmęczenia, jak wytarmosiło Cię do cna... tak, to są momenty, warte każdej ceny. To w tym kochamy... chodź znam Szkodnika, to mój wariant bez ścieżki, skarpą na Błatnię mógłby się jej nie spodobać :)
16 czerwca (pierwszy dzień długiego weekendu) to jeden z naszych pierwszych spacerów - takie testy nowego kolana. Pomału, ostrożnie ale za to już w teren (nie opisuje tutaj spacerów po parku, bo te się także stopniowo pojawiały). Wiecie jak cieszy pierwszy "niepewny" mostek, pierwszy (chociaż malutki) ale jednak pokonany wiatrołom! Odkrywamy zatem na nowo, tym razem pieszo rezerwat Kajasówka
W piątek 17 czerwca uderzam samotnie na rower... tym razem za Bochnię, odwiedzić te cmentarze z pierwszej wojny światowej, których jeszcze nie znam. Jadę zatem, jadę śladami pierwszej, myśląc o trzeciej...
O trzeciej, bo mimo, że zagrożenie rozlania się konfliktu jest nadal stosunkowo niewielki, to nie można go batalizować... zapominamy często o parametrze czasu gdy uczymy się historii. Przykładowo: o wrześniu 39 pamięta chyba każdy, ale maju 40-stego już niekoniecznie. Bardziej pamięta się sam atak na Francję ("Fall Gelb"), ale często umyka nam fakt, że od wrzesnia 39 do maja 40, to było ponad pół roku! Pół roku obserwacji wojny w Europie, a my wojnę na Ukrainie to oberwujemy dopiero trochę ponad 3 miesiące...
To nie jest tak, że wszystko dzieje się naraz, nawet wojna światowa rządziła się swoim porządkiem czasowy, choć bardziej adekwatnym wyrażeniem byłoby tu chyba stwierdzenie: porządkiem operacyjnym. Front wschodni otwarł się dopiero w czerwcu 1941 czyli prawie dwa lata później niż początek całego konfliktu (nie liczę tu oczywiście wkroczenia ZSRR do Polski dnia 17 września 1939 czy Talvisoty [Wojny Zimowej) z Finlandią - mówię stricte o konflikcie IIIR vs ZSRR).
Tymczasem walki na wschodzi nabierają "rozmachu" a Ukraina stawia oprór, o jakim w zasadzie nikomu się nie śniło. Na bieżąco śledzę dostępne informacje odnośnie ruchów wojsk, bitew oraz wszelakich działań operacyjnych, a mój schorowany umysł znowu myśli obrazami:
We won't give up, we won't give in
to the Empire
Every fight survived, we will call a win
We will inspire
troops on the ground, flyings MIGs
the Alliance will give them everything (...)
We'll never be, we'll never be in your Empire
Fight to the death till nothing's left
Screw your Empire
with support and will to fight
we'll burn your Empire
We will fight fire with fire
until Emperor retires... (parafraza TEGO)
Natomiast rzeczywistość jest jednak brutalna i walka o własną niepodległość ma swoją cenę. Poniżej kompilacje z realnych walk na Ukrainie (materiały nie dla każdego, bo zobaczycie śmierć...) czyli przykład materiały jakie publikowałem na FB w ciągu roku
Kompilacja walk Wojsk Lądowych (TUTAJ) - zwłaszcza fragment 2:00 - 2:06 jest niesamowity...
Kompilacja walk Sił Powietrznych (TUTAJ) - uderzenie na Wyspę Węży oraz Low-pasy nad drogami robią wrażenie...
Kompilacja uderzeń artyleryjskich (TUTAJ) - uciekający z portu niszczyciel, kiedy "ten bardziej znany" idzie na dno, cieszy moje serce...
Kompilacja uderzeń artyleryjskich 2 (TUTAJ) - fragment: 0:08 był sobie rosyjski oddział, 0:09 nie ma rosyjskiego oddziału (piękne! Prosimy o więcej...)
Niewiele możemy na to poradzić co się dzieje, ale pomagać możemy więc pomagamy... natomiast ja odbieram z poczty wezwanie na szkolenie podoficerów rezerwy czyli WRACAM DO MUNDURU (termin: wrzesień)
Piękny rysunek (warto popatrzeć na niego z TYM W TLE - Hymn Batalionu "DONBAS")
Wracając do długiego czerwcowego weekendu, w trzeci dzień zabieram Basię na kolejny leśny spacer - tym razem wracamy nad nasz ukochany Kozi Bród.
Weekend kończymy jeszcze jedną wycieczką - tym razem z Kamilą i Filipem (i ich nowym nabytkiem - psem). Tym razem celem są jurajskie tereny, które bardzo nam się spodobały w zeszłym roku, przy okazji przejazdu Kraków - Częstochowa - Kraków (44 godziny, 329 km), a mianowicie ZŁOTY POTOK.
Czerwiec to także realizacja planu, jaki stworzyłem w 2021. Zakochany w Velkym i Mały Rozsutcu, uważający go za jedną z najpiękniejszych gór jakie w życiu widziałem, chciałem zabrać tam MySystemTEAM, no i udało. Pewnej czerwcowej soboty, udało się! Cudowne okno pogodowe i piękna wyprawa - dobrze było tu wrócić.
Natomiast koniec czerwca przynosi nam przełom - pierwszy wyjazd Basi na rower po operacji. Po płaskim... no prawie płaskim bo zdobędziemy też szczyt "Pagór", ale oprócz płaskiego także do lasu! A będą to lasy nieopodal Witeradowa, gdzie jeden z kwartałów nazywany jest "Kryminałem".
LIPIEC
Początek lipca przynosi nam moment prawdziwego szczęścia w tym nienajprostszym roku bo Basia przejedzie swój pierwszy rajd po operacji. Jakże to cieszy! Bike Orient "Nad Czarną" ale i z Czarną! Owszem, będzie to na razie bardzo zachowawczy start, aby przypadkiem nie musieć nagle podeprzeć się nogą, ale jednak jest to powrót do zawodów. Basia przejedzie te zawody pod opieką Wojtka Małodobrego, a dla będzie to kolejny samotny start, z morderczym - czyli typowym - finiszem na sekundy przed limitem. A przy spotkanie na mecie, jak Szkodnik mi powie że zrobił prawie 70 km... prawdziwe Faustowskie "CHWILO TRWAJ, jesteś taka piękna". Jestem szczęśliwy jak (i interpretujcie to jak chcecie :D )
Bike Orient "Nad Czarną" i z Czarną :D
Staramy się nie przesadzać z obciążeniem, ale Szkodnik po takiej przerwie także wygłodniały jest jazdy, więc w kolejne lipcowe weekendy ruszamy najpierw na Spisz, a potem w Beskid Niski.
Lipiec to także kolejna wyprawa z MySystemTEAM i tym razem w Tatry Wysokie bo na Koprowy Wierch (2366m), a także pokaże Im niesamowite miejsce jakim jest Symboliczny Cmentarz Ofiar Gór.
Na koniec lipca ruszymy ze Szkodnik "Piekielnym Szlakiem" w Świętokrzyskiem aby dotrzeć z Nieba do Piekła. Niesamowicie klimatyczna wycieczka!
No lipiec to się nam udał rewelacyjnie, zwłaszcza że trafimy jeszcze - jakże romantycznie, w strugach deszczu - na Modyń czyli na Górę Zakochanych.
SIERPIEŃ
Za dużo by było tego szczęścia, prawda? Urlop w czerwcu nam nie wyszedł bo Basia nie była jeszcze na chodzie, więc mieliśmy jechać na dwa tygodnie od 1 sierpnia... no ale skoro lipiec był tak cudowny, to się musi coś wywrócić na głupi ryj. W zasadzie na dwa dni przed wyjazdem, Basia odwołują urlop - poziom odwołania: Ministerstwo Transportu. No, żesz k***a
Nie przeskoczysz, bo to level rządowy i Szkodnik musi zostać w pracy przy inwestycjach... wszystko mieliśmy gotowe, rezerwacje noclegów, wyprawy zaplanowane, no wszystko po prostu idzie się kochać samo ze sobą...
Jako, że dzieje się to już na ostatnia chwilę, Basia upiera się aby nie anulował pierwszego tygodnia urlopu... zwłaszcza, że mam w cholerę zaległego. Nie jestem zwolennikiem tego pomysłu, ale Basia twardo obstawia przy tym rozwiązaniu bo twierdzi, że jestem przemęczony tym wszystkim... znowu czekają mnie zatem samotne wyprawy, ale za to z rozmachem:
- TATRY (Bystra oraz jaskinie tatrzańskie)
- Dwie wieże (wersja sądecka)
Kieruję się w życiu jednak bardzo prostą zasadą - zasadą równowagi. Jak życie wali Cię w ryj rzeczywistością, to nagnij rzeczywistość tak aby sprężynowało mu w ryj w odpowiedzi.
WKRW jest wielki na to co się stało, ale skoro "lepiej spalić jedno miasto niż złorzeczyć ciemnościom", to w zaistniałej sytuacji dajemy z siebie wszystko i spędzamy drugi tydzień w trybie: jeden z najlepszych urlopów ever, bo w Krainie Czarów. Chcesz nam odwołać urlop, mały kur**iu? No to patrz, co odwalimy tydzień później!
- Klasztor jak z bajki
- Single Track'i w naszych kochanych Izerach
- U wybrzeży Afryki... i u stóp Szklanej Piramidy
- Światło mych... gór (luz hiszp. światło)
- Izery 2 (czyli nasze ukochane góry)
- Kolej na rower, Czerwono Małpo
- Szkodnik w Krainie Czarów
A to tylko część wypraw, bo - jak to w wakacje - nie dałem rady zrobić wpisów ze wszystkiego.
Szkodnik w Krainie Czarów!
Na koniec sierpnia jedziemy jeszcze na pucharowe KORNO 2022 - drugi rajd po operacji. Mimo, że rehabilitacja będzie się ciągnąć za nami jeszcze przez wiele miesięcy, no to wakacje pokazały, że noga działa. Jest dobrze!
WRZESIEŃ
To miesiąc gdzie mieliśmy jechać na drugi urlop... ale moje powołanie na szkolenie podoficerów rezerwy zbiegło się z terminem planowanego urlopu. No to jest pech... drugi raz w tym roku, wypada nam z kalendarza urlop. Ech... co za rok... ale pamiętacie o zasadzie równowagi? Nie ma bezkarnego przyjmowania na ryj, trzeba życiu odwinąć w paszczu raz jeszcze i znowu zrobić sobie świetny wyjazd, ale o tym za chwilę, bo wrzesień zaczął się od RAJDU WYZWANIE, na którym zdobywamy drużynowo drugie miejsce. To są jaja... niesamowite, przecież to absurdalne w takim roku, ale jednak fakt jest faktem. Piękna impreza!
Chwilę później wyjeżdżamy nad polskie morze do Rewala i wtedy się zacznie :D
- będę chodzić Gąski KOŁOBRZEGU
- nasza prędkość na Wyspę Wolin oznaczymy jako V3
- pooglądamy hydro-obiekty na zachód od Mielna
- UZNAMy Penemunde za piękny cel (wyprawy)
Standardowo - nie udało mi się zrobić wpisów ze wszystkich wypraw. Na przykład nie zdołałem jeszcze opisać jak zostaliśmy więźniami labiryntu :)
"W labiryncie dziwnych zdarzeń, pośród strachów, przygód, marzeń, myśl się rodzi, myśl dojrzewa, którą warto jest wyśpiewać..." (całość TUTAJ)
"Before we start I must apologize
I am not hero anymore, so I'm not gonna be nice
I'm a soldier, who put the world on his shoulder (...)
I'm older but getting better with age
old dogs, new tricks, my bite's as bad as my bark
I can't help kicking your ass, old habits die hard" (całość TUTAJ)
Z nad morza wracam właściwie bezpośrednio do jednostki. Jak ktoś na bieżąco śledzi naszego bloga, to wie że był tu wpis z opisem mojego powrotu do munduru (bardzo wybiórczym bo wrogi OSINT działa). Niemniej po pewnym telefonie i rozmowie, "mimo że rzeczywiście nie ma tu nic z konkretów, to nie róbmy proszę precedensów", wpisu już tu nie znajdziecie... nie tylko wrogi OSINT działa, inne OSINTY równie aktywne :P
Kto zdążył ten przeczytał, a kto nie... jeśli Was to interesuje zapytajcie mnie " w realu". Szkolenie było niesamowite jeśli chodzi o wiedzę i bardzo, bardzo intensywne - naprawdę serce rośnie, że mimo wszystko umiemy jako kraj zrobić coś, co jest na poziomie jakości level NATO. Do tego spotkałem kolegów z mojego plutonu z CSSP z 2007 roku, więc zrobił się nam niezły "nostalgia trip". Nie mogę wiele napisać o samym szkoleniu, ale mogę powiedzieć jedno: dobrze było wrócić do munduru. Nie zmienia to faktu, że kiedyś wierzyłem, że życie ludzkie to świętość. Po lekturze zbyt wielu książek o wojnach i wspomnień ludzi, którzy przeżyli piekło zgotowane im przez innych, jestem zdania że są takie chwile że nie jest żadną świętością... bardziej skłaniam się go koncepcji generała Pattona: "patriotyzmem nie jest umrzeć za swoją ojczyznę, al sprawić aby tamten skur***l umarł za swoją".
Wiadomo, że "tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono" i nikt z nas nie wie, jakby się zachował, ale chcę wierzyć w to, że słowa "ja żołnierz Wojska Polskiego przysięgam..." coś znaczą.
Więc jeśli byś coś, kiedyś, to chciałbym też zauważyć, że wierzę także i w te słowa: "Fear is for the enemy, fear and the bullets"
Co do szkolenia to powiem Wam jeszcze, że ---> TAK BYŁO, a Pan Paweł to jest jednak specjalista :D :D :D
Inna sprawa, że to niesamowite jak ta wojna toczy się także w przestrzeni medialnej.
Niektóre tweety jak "Happy Birthday, Mr President" (nawiązanie do słów Marilyn Monroe) w momencie kiedy most krymski szedł z dymem - co osobiście uważam za operację majstersztyk - to był tekst roku!!
Tuż za nim jest legendarne już RUSKI WAJENNY KARABL... IDI NA HUI
Tak samo jak Duch Kijowa - legendarny pilot, który ponoć zestrzelił wiele maszyn wroga.
Taka ciekawostka: poszukałem trochę o tym i najpewniej Duch był "kilkoma pilotami", ale najciekawsza jest ich historia... w ramach współpracy z NATO, piloci Ci - doświadczeni na Fulcrum'ach i Flankerach (kody operacyjne NATO dla Su i Mig'ów), zatrudniali się USA i robili za przeciwników na szkoleniach dla amerykańskich pilotów. Wiecie, takie bardzo realne odwzorowanie realiów walki, goście sobie dorabiali do emerytury a wojska NATO poznawały możliwości i umiejętności pilotów bloku wschodniego. MEGA :)
Mix dziwnych linków w temacie wojny medialnej:
- prawdziwe do bólu słowa, ten kraj ma wszystko
- polska wersja zamiata :D ("ruscy tankiści pod krzakiem siedli, coś gotowali, się nie najedli, niespodziewanie wybuchł im gar... najlepszy pastuch baranich chmar" :D )
- lekko techno wersja znanego i lubianego przeboju
- Zamiast strzelać, pogadajmy, bo może pomyliłeś się, dowódco? (2014 - 2022)
- ruski wajenny idi na hui
- hymn batalionu DONBAS
- przeróbka prześmiewcza piosenki wojsk powietrznodesantowych (VDV) FR (tekst oczywiście podłożony - ale nawiązanie do planu Marita i desantu na Kretę, to złoto!)
- jak wyżej, ale inna VDV piosenka (ale fakt, faktem HOSTOMEL zajęli, tyle że desant ma się utrzymać do 48h... wsparcie jednak nie dotarło, więc cóż.. :P :P :P )
- przeróbka Queen'u
- przeróbka "Njet, Mołotow" na "Njet, Vladimir"
- Cześć Siostro, nie mów Mamie że jestem na Ukrainie (to jest ciekawe bo mają wersję "jestem w Afganie" oraz "jestem w Czeczeni"... to chyba mówi samo za siebie...)
- nie ma już Moskala :P
Duch Kijowa
Ufff... ale się dygresja zrobiła, ale cóż zrobić. Nie każdego roku wracam do munduru, choć kto wie jak będzie w 2023 - jeśli miałbym strzelać (dosłownie), to w kontekście planów na przeszkolenie 200 000 rezerwistów, obstawiam że wezwą mnie raz jeszcze. No, ale jak mówił dowódca naszego plutonu, Kapitan R:
"Wszystko w wojsku opiera się o gwiazdy. Wojska Lądowe pod gwiazdami śpią, Marynarka Wojenna po gwiazdach nawiguje, a Siły Powietrzne sprawdzają ile gwiazdek ma hotel w którym się zatrzymają". Dobrze być częścią Sił Powietrznych :D
PAŹDZIERNIK
Ten rok jakoś tak, mimo wszystkich problemów dookoła sprzyja rozbudowaniu zespołu, bo MySystemTEAM rozrasta mi się z 24 osób do 40... to już jest hardcore. Liczba wątków, spraw, projektów jaki się dzieją, w dołożeniu do tego że połowę dnia spędzam próbując (najlepiej jak umiem) opiekować się Basią, a drugą na analizach działań na froncie... sprawia, że zaczynam pomału uginać się pod ilością pracy. Nie zmienia to faktu, że nadal ciągnę MySystemTEAM w góry - tym razem w Gorce - stricte na Gorc ale także na wieżę na Magurkach (tak aby odwiedzić wrak Liberatora). Praca pracą, ale w góry trzeba pojechać :)
Niemniej z początkiem października udaje mi się podzielić ten zespól na dwa i mimo, że jest mi najzwyczajniej żal tracić część zespołu - bo się przywiązałem - to jednak trochę odetchnę... a to będzie mi bardzo potrzebne, bo właśnie wchodzimy w sezon zawodów szermierczych !!
Nim jeszcze przejdziemy do zmagań na Szpady, Szable i Rapiery, to zdążymy jeszcze ze Szkodnikiem wyskoczyć w Beskid Mały, zachwycić się przepiękną, polską jesienią.
Sezon zawodów SFA wprawdzie już się zaczął się - i to jak zawsze - od Pucharu Neptuna, ale byłem wtedy w wojsku, więc dla nas pierwsze zawody 2022 to Puchar Śląska.
Kocham szermierkę, to jest niesamowita sztuka walki, sport - nazwijcie ją jak chcecie, ważne że jest niesamowita. Pamiętam to uczucie, kiedy - przez lata - jako zawodnik stawałem na planszy i krzyżowałem ostrza z najlepszymi naszymi szermierzami. Teraz mam - nazwijmy to - przerwę operacyjną, ale sama obserwacja walk i ich analiza "w locie" to jest kawał dobrej zabawy. Z roku na rok poziom zawodów także rośnie, więc jeśli kiedyś wymyślę sobie powrót... to będzie ciężko, naprawdę ciężko. Niemniej chyba o to chodzi - jak to powiedział Filip w tym roku "na zawody jeździ się dla tych kilku walk w finałach". Oj tak, ja do dziś pamiętam niektóre swoje walki, zarówno te zwycięskie, jak i te przegrane... ale o tym będzie w 2023 roku osobny wpis z racji jubileuszu jaki ze Szkodniczkiem obchodzimy. Otóż w 2023 minie nam 20 lat z bronią w ręku... kawał życia.
HIT HIM WHEN HE'S IN THE AIR !!!! :)
Tydzień po Pucharze Śląska ruszmy na Dolny Śląski sprawdzić jak bardzo będą nas bolały podkowy po pewnym Jaszczurze. Oj zacny to był Jaszczur, zacny - powiedziałbym, że już takich nie robią, ale cieszę się że jednak robią. Po prostu Malo należy do klubu osób, które jednak są: "Malo, Ty to jednak jesteś!" Wypaśna impreza nawigacyjna :D :D :D
Tydzień później jedziemy ze Szkodnikiem obalić Wiśniówkę z pewnym Tetrapodem w Szmaragdowej Dolinie a przy okazji wpadnie nam kolejny szczyt Gór Świętokrzyskich do kolekcji.
LISTOPAD
Początek listopada to Puchar Wrocławia więc po raz kolejny staję na planszy z chorągiewkami sędziowskimi.... no cholera, tęsknię jednak trochę za tym. Obiłbym komuś maskę, tak dla zdrowia, dla sportu, dla przyjemności :P
W okolicach 11 listopada udaje nam się - w końcu !!! - wziąć kilka dni urlopu i wyjechać na zaległy urlop czyli ten, który przepadł przez ministerstwo transportu i ministerstwo obrony narodowej... ruszamy w Bieszczady i trafi nam się, mimo że to już listopad, pogoda żyleta. Rewelacyjne wycieczki się nam udadzą:
- Tarnica i Bukowe Berdo
- Dzikość Otrytu i jakieś Szczycisko :D
- Tajemnice Baligrodu
- Iście Jeleni Skok na Falkową!
- Rosa z Kremenarosa :)
- Chatka Puchatka 2
Krótszy wyjazd, więc udało się opisać każdą z wypraw. Rzadkość, jeśli chodzi o "wakacje" i urlopy.
Listopad kończymy XVI Mistrzostwami i są to zawody wyjątkowe. Puchar 3 Broni 2022 trafia w ręce Tomka, który staje się trzecim zawodnikiem w historii SFA, który sięgnął po to trofeum. To otwiera nowy rozdział, to pokazuje że z roku na rok, poziom zawodów rośnie.
GRUDZIEŃ
Grudzień otwieramy ostatnią w tym roku wycieczka z MySystemTEAM, tym razem do Bukowna, "pokazać" Im rzekę, której już nie ma.
I w zasadzie to tyle, bo nie mam już nic więcej do polinkowania. Owszem, mieliśmy kilka mniejszych - w zasadzie nawet nie wypraw, a raczej - spacerów, ale żaden z nich nie znalazł się na tym blogu.
Wynikało to z kilku faktów:
- dość trudny okres w pracy, pozdrawiam 4 kółka OOOO...
- pogoda także nie zachęcała
- wkręciłem się w kolejna serię wykładów z historii XX i XXI wieku i dzięki Lenonowi, trafiliśmy do herbaciarni "Królestwo Bez Kresu", gdzie udało mi się przeprowadzić dwie 4-godzinne sesje.
Patrząc po odbiorze, chyba się podobało, a sesja trzecia w planie na styczeń :)
Natomiast nie zmienia to faktu, że musiałem się do tych sesji przygotować i to też trochę czasu zjadło. Do tego konieczność odgruzowania domu bo mamy już grudzień, a my nadal nie byliśmy wypakowani po przyjeździe z Bieszczad... no i zeszło.
To kończy zostawienie miesięczne tego jakże trudnego dla nas, ale i bogatego w wydarzenia roku: wojna, kontuzja i operacja, odwołane urlopy, powrót do wojska... no działo się.
Pozostało dodać kilka słów na sam koniec wpisu i gratulację, że dotrwaliście aż dotąd.
"Samotność cóż po ludziach, czymże śpiewak dla ludu?" czyli "...plemiona skazane na 100 lat samotności, nie mają już drugiej szansy na ziemi"
To chyba najlepsze podsumowanie roku. To aż dwa cytaty dotyczące samotności i oba pochodzą z klasyki klasyków. Pierwszy to oczywiście "Dziady" i początek wielkiej improwizacji Konrada, a drugi to Gabriel Garcia Marquez i niesamowita książka, dzieło tworzące tzw. realizm magiczny czyli "100 lat samotności". Czemu aż tak? Bo był to dla mnie rok samotności... może to wydać się komuś śmieszne, ale do tej pory w zasadzie na wszystkie wyprawy czy rajdy jeździliśmy z Basią razem. Samotne wyprawy czy rajdy to była dla mnie nowość... nie zrozumcie mnie źle, to nie jest kwestia strachu, to kwestia uczucia pustki, braku, utraty...
Zawsze o jakieś lampiony czy z jakimiś pagórami walczyliśmy razem, a w tym roku miałem wrażenie jakby utracił Towarzysza Broni... no i w w sumie tak przecież było.
Dla mnie to był rok wielu samotnych wypraw i wielu, wielu przemyśleń. Rok z wojną w tle... rok z operacją... rok z urlopem w Krainie Czarów...
Było ciężko, ale jakoś w miarę wyszliśmy na prostą. Może nie idealnie prostą, ale przynajmniej nie krzywą czy łamaną :)
Mnie to tylko utwierdziło w przekonaniu, że jeśli chodzi o Szkodniczka to:
"In all the chaos, I can hear her voice singing through
I am gonna bring her back
even if that's the last thing I do..." (całość TUTAJ). Zawsze!
Natomiast dla tych na wschodzie (a dokładnie tych potencjalnie idących ze wschodu), mam też dwa słowa:
"So you wanna start a war?
Then we'll take it to your door
only banner you should fly
is the one that's solid white" (całość TUTAJ i pamiętajcie "EYES IN THE SKY... BOOTS ON THE GROUND" - zawsze)
Za moment wchodzimy w rok 2023 i coś czuję, że też będzie się działo... zwłaszcza, że 2023 będzie dla nas rokiem jubileuszów: 20 lat z bronią w ręku, 10 lat orientacji. Oczekujcie z tego tytułu nietypowych wpisów na blogu w ramach małego świętowania :)
Staramy się zatem wejść, jako Ci niosący światło. Tak, można także to odczytać, że staramy się być Lucyferami :P
A na koniec dwa słowa o całej dekadzie, najpierw pandemia, potem wojna... podsumowanie z humorem tutaj "4 horsemen run amok - 2020s WHAT THE FUCK..."
SYSTEMowe Bukowno
-
DST
23.00km
-
Aktywność Wędrówka
Niedziela, 4 grudnia 2022 | dodano: 04.12.2022
To chyba ostatnia już w tym roku wyprawa z MySystemTEAM. Tym razem do bliskiego mojemu sercu Bukowna, więc wycieczka obfitować będzie w wiele ciekawych miejsc i zdarzeń. Ruszymy bowiem szlakiem rzeki, której już nie ma, przedrzemy się przez pozostałości Pustyni Starczynowskiej, przejdziemy przez pozostałości dawnej opuszczonej bazy rakietowej, dotrzemy do samych źródeł Sztoły, zdobędziemy Kozłową Górę, prowadzić nas będzie Szlak Kordonów Granicznych, odwiedzimy ruiny dawnej osady Ćwięk i na koniec zmierzymy się z potężną i stromą DIABLĄ GÓRĄ!!!
Powrót już po nocy, przez dawną kopalnię piasku "Szczakowa" czyli robimy pełne BUKOWNO TOUR AT ITS FINEST :D.
A na dodatek, tym razem robimy to SYSTEMowo :D
Powrót już po nocy, przez dawną kopalnię piasku "Szczakowa" czyli robimy pełne BUKOWNO TOUR AT ITS FINEST :D.
A na dodatek, tym razem robimy to SYSTEMowo :D
Szkarłatny Szlak rzeki, której już niestety nie ma (Pożegnanie Sztoły - TUTAJ)
Zakola zostały, ale rzeka umarła... ponoć ma powrócić za jakieś 40 lat, gdy w pełni zaleje opuszczone kopalnie.
"Tęsknie za ciepłym dotykiem świtu,
tam gdzie jeziora mają barwę nefrytu (...)
dziś - ruszam w drogę, niosę ciężkie brzemię,
i choć mam chłodne dłonie, to serce goreje.
To jest przeznaczenie, które każe mi iść naprzód
Kochana Drużyno, nie zwalniajmy marszu!" (całość TUTAJ)
Wzdłuż linii brzegowej...
Nie obyło się bez "WARIANT CZARNY" czyli dzida przez krzory, na rympał :D
Gra świateł :)
Tereny dawnej, opuszczonej bazy rakietowej
Porzucam szkarłatny szlak na rzecz traktu w kolorze nadziei :)
Meandrami Sztoły (w kierunku jej źródeł)
Forsujemy pozostałości Sztoły :)
"Płynie rzeka wąwozem jak dnem koleiny, która sama siebie żłobiła,
Rosną ściany wąwozu, z obu stron coraz wyżej, tam na górze są ponoć równiny;
I im więcej tej wody, tym się głębiej potoczy,
Sama biorąc na siebie cień zboczy…
Piach spod nurtu ucieka, nurt po piachu się wije, własna w czeluść ciągnie go siła;
Ale jest ciągle rzeka na dnie tej rozpadliny, jest i będzie, będzie jak była –
Bo źródło, bo źródło - wciąż bije." (całość TUTAJ)
Kuchenka polowa i ciepły posiłek :)
Przecinką po horyzont :)
Nawet ja się załapałem na jakieś zdjęcie - jak zawsze z mapą w ręku
Zdobywamy GEOCACHE'e ukrytego w korzeniach dawnego wyrobiska
Znowu pod górę :)
Upiorny krzyż w Ćwięku...
Szlak Kordonów Granicznych - Ćwięk
DIABLA GÓRA już czeka... atak szczytowy
DIABLA GÓRA... "To moja droga z piekła do piekła, z wolna zapada nade mną zmrok, więc biesów szpaler szlak mi oświetla bo w siódmy krąg kieruję krok..."
(całość TUTAJ)