Sierpień, 2024
Dystans całkowity: | 508.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 127.00 km |
Więcej statystyk |
Wyprawa po KOZI KAMIEŃ
-
DST
43.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka na tzw. dojeździe czyli w drodze na urlop. Wyprawa na Kozi Kamień (1255m), który ma SVIT-ny widok na Tatry. Będzie sporo pchania, ale i kapitalnej jazdy po dzikich, zarośniętych zboczach. Na koniec wspaniała ścieżka rowerowa w okolicy Popradu (i Svitu) oraz burza. Udało się wrócić do auta na 3 minuty przed ulewą.
Metryki, metryki, metryki :)
Mniej uczęszczane szlaki
Srogi podpych pod...
KOZI KAMIEŃ :)
Przenoszą jezioro?
Dzikie zbocza!
Ciężko nawet zejść...
Tak, to szlak - niebieski jakby ktoś pytał
Mówiłem!
Szkodnik trawersujący
Szkodnik podjazdowy
Niezmiennie :)
Kozi od drugiej strony (spojrzenie przez ramię)
Wyrwaliśmy się z krzaków
Nie na długo, ale poszukujemy...
...tego jegomościa :D
Teraz trzeba wrócić co się zjechało, bo jegomość siedział w głębokim wąwozie...
Wypass Velo do Popradu. Tatry już nie widać, bo idzie burza.
Kochamy zachody słońca :)
Zaraz jebnie deszczem i piorunem :)
Kategoria SFA, Wycieczka
PRZEMYŚL powrót do KRAKOWA
-
DST
365.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
I może piękny jest gród, w którym mieszka NIEDŹWIEDŹ, ale skoro "wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej" ruszamy zatem w długą drogę do domu.
PRZEMYŚL sobie dobrze ten pomysł...
Mapa turystyczna pokazuje 10k przewyższeń (sic!) w wariancie zaplanowanym... masakra. Przecież 10k to jest jakiś kosmos... w Tatrach było 5.5k, w Tatrach !!! a tutaj przy górach nieprzekraczających nawet 1000 m wysokości jest to niemal dwa razy więcej. Nie do uwierzenia. mam wrażenie że to jakaś pomyłka, ale ... ale sprawdzamy to na kilku mapach i wszystkie tak samo szacują tą trasę. No nic... jako, że nie planujemy urlopu na poniedziałek, to musimy zamknąć wyprawę do niedzieli. Super by było także, chociaż trochę odespać te 3 zarwane noce przed poniedziałkiem, więc fajnie byłoby nie wrócić za dnia w niedzielę, a nie w nocy z niedzieli na poniedziałek... Dlatego właśnie celujemy w długi 4-dniowy weekend. Tak, aby mieć jakiś tam bufor.
PRZEMYŚL dobrze - jak bardzo czarny - planujesz swój wariant
Celując jednak w szlaki i atrakcje turystyczne wychodzi nam plan, który finalnie okaże się nie do zrealizowania... w 4 dni. Potrzeba byłoby mieć dni co najmniej pięć, jak nie sześć... Niemniej o zmianach planów też będzie później, już w toku samej relacji. Na ten moment, w chwili startu plan jest taki:
- czerwony szlak Twierdzy Przemyśl aż na Kopystańkę (541m)
- dalej czerwonym wzdłuż Wiaru do wieży widokowej na Chomińskie
- zjazd do Birczy i wbicie się na niebieski szlak tzw. Szlak Karpacki (chodzą legendy o tym jak bardzo, miejscami, nie-istnieje on w terenie...) - warto zatem to zobaczyć na własne oczy :D
- niebieskim aż do Dynowa czyli przez masywy Piaskowej (470m) oraz Kruszelnicy (500m)
- z Dynowa żółtym przez Masyw Wilczego (Wilcze 507m)
- długo, naprawdę długo żółtym aż do w miarę rozsądnego odbicia na Strzyżów (najpewniej przez Niebylec oraz Gwoździankę)
- ze Strzyżowa pojedziemy obczaić nową wieżę widokową na bezimiennym pagórze nad Różanką
- potem "dzida" żółtym idącym przez całe pogórze aż na Chełm oraz Bardo (528m). To jest tuż nad Stępiną (czyli tam gdzie jest bunkier kolejowy z okresu IIWW)
- zjazd do Kołaczyc, a potem na nasze ukochane PASMO BRZANKI I LIWOCZA !!!
- no to jesteśmy już nad Ciężkowicami, no to teraz Polichty i Styr czyli punkty kontrolne z naszego rajdu "Siłą KORNOlis" (pamiętacie jeszcze jakie były problemy to zorganizować...TUTAJ)
- Czchów i PASMO SZPILÓWKI (jak my kochamy Szpilówkę - musiała się tu znaleźć!! Jak Brzanka)
- Pasmo Łopusza i Kobyły
- Wieża widokowa na Kamionnej (801m) czyli Beskid Wyspowy
- Kostrza (702m) czyli głębiej w Beskid Wyspowy
- Ciecień (829) czyli rypiemy przez Beskid Wyspowy jak potłuczeni
- Trupielec (428m) czyli NAJWAŻNIEJSZA GÓRA ŚWIATA !!!!
- Zjazd na Zarabie i przez Myślenice planujemy ruszyć na Pasmo Barnasiówki aż do Sułkowic
- Lanckorona i Kalwaria Zebrzydowska (dróżki kalwaryjskie)
- zjazd nad Wisłę do WTR'ki i bulwarami przez Skawinę aż do Smoka!
Ile uda się z tego planu zrealizować? Zaskakująco dużo i rozczarowująco mało z drugiej strony... bo zestawiona zostanie rzeczywistość z jakimiś tam naszymi oczekiwaniami. Oj będzie iskrzyć ta konfrontacja. Dlaczego "zaskakująco dużo"? Bo gdzieś pęknie nam te 7000m podjazdu i wiele z wyżej wymienionych miejsc przejedziemy w takiej lub innej konfiguracji...
Rozczarowująco mało... bo 71 godzin to będzie za mało na realizację całości marszruty i potrzebne będzie elastyczne dostosowywanie działań operacyjnych do sytuacji taktycznej...
To chyba tyle tytułem wstępu... w kalendarzu wybija właśnie 15 sierpnia (czwartek, długi weekend) więc ruszamy naprzeciw naszej kolejnej przygody.
IEC "Pogórzanin" ze Świnoujcia do Przemyśla wjeżdża na peron drugi przy torze pierwszym... taki słyszę głos w mojej głowie i chwilę później ładujemy się na jego pokład z naszymi bestiami. Odjazd jest kilka minut przed 6:00 rano, a w Przemyślu będziemy przed 9:00. Jako, że ostatnio mam mega zajawkę na ROCKOWĄ wersję "Lokomotywy" Tuwima śpiewaną przez sztuczną inteligencję AI (nie pytajcie... ale jak coś to TUTAJ) to nucę sobie pod nosem:
"...szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem
i kręci się, kręci się koło za kołem,
i biegu przyspiesza i gna coraz prędzej,
i dudni i stuka, łomoce i pędzi.
A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
Po torze, po torze, po torze, przez most,
przez góry, przez tunel, przez pola, przez las
i spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas..."
Ostatni chwila aby złapać trochę snu... warto, bo według naszego planu będziemy w Krakowie w niedzielę rano czyli 3 noce spędzimy w trasie. Hmmm... według planu... a wiecie jak to bywa z planami, zwłaszcza z tymi naszymi. Nasze trasy są zawsze "trochę" przeszacowane lub niedoszacowane (zależnie od przyjętego przez Was punktu odniesienia). Zastanawiamy się zatem kiedy ten nasz "PLAN" się nam pokazowo, czy wręcz spektakularnie wykopyrtnie. Nie chciałbym przegapić tej chwili :P
Tymczasem staramy się drzemać na tyle ile to jest możliwe, a pociąg "gna coraz prędzej, i dudni i stuka..." - no dobra, dobra, już przestaję :P
To będzie naprawdę długi weekend. Przy takich kilkudniowych wyprawach w trybie "non-stop" to mam wrażenie, że to wszystko odbywa się w jeden dzień. Czeka nas zatem bardzo długi czwartek, po którym przyjdzie poniedziałek.
W grodzie Niedźwiedzia meldujemy się kilka minut przed 9:00. Ruch na dworcu jak w ulu i nadal słychać bardzo dużo języka ukraińskiego. To nadal jeden z najważniejszych punktów przesiadkowych w drodze na i ze wschodu. Mało o tym było w mediach, ale Przemyśl przeżył własny "armageddon" w lutym i marcu 2022 roku. Media skupiły się raczej na oblężeniu Kijowa czy desancie VDV na Hostomel... tymczasem te 5 mln ludzi uciekających przed wojną gdzieś tą naszą granicę przekraczało. To co się zatem działo na dworcu i w mieście jest nie do wyobrażenia jeśli czegoś takiego nie przeżyliście - mamy trochę informacji z pierwszej ręki (PKP) jak to wyglądało, no ale to opowieść na inny czas, może na jakiś wykład... kto wie, kto wie.
Dziś Przemyśl wita nas sporym ruchem na dworcu oraz dużym upałem. Czuć, że będzie dziś bardzo gorąco.
Przejeżdżamy zatem przez centrum aby zrobić zdjęcia przemyskiego Niedźwiadka i ruszamy w drogę!
Od Niedźwiadka w Przemyślu do Smoka w Krakowie - zaczynamy!
Małe misie także lokalnie grasują na przemyskich ulicach :)
"Zabiorę Cię właśnie tam, gdzie słońce dla nas wschodzi..." (całość TUTAJ)
Tak, bo ostatnio to była tam noc :P
Hanging out nad Sanem - ech to były czasy. To co widzimy się na drugiej stronie czy na dnie?
Udało się zrobić wtedy jedno z moich ulubionych nocnych zdjęć rajdowych - widoczne poniżej
:
"Lost in the riddle of Saturday night, far away (Jaszczur rozgrywał się w sobotę... i z soboty na niedzielę, bo długi to był rajd)
far away on the other side, (tak, Jaszczur to inna strona nawigacji...)
He was caught in the middle of desperate fight (Pogórza, szlaki Pogórza... przebieżność: zła, liczba kolców: duża, chaszcze: dorodne. Desperacja: duża...)
and she couldn't find how to push through (gęste krzory, ciężko przepchać przez nie rower...) -- całość to oczywiście klasyka TUTAJ
Szkodnik chciał aby zabrać Go na Kopystańskę raz jeszcze, ale tym razem za dnia.
Tak aby zobaczyć widoczne stąd panoramki. A muszę przyznać, że widok stad jest zacny - pełne 360 stopni. Dlatego też tak, a nie inaczej zaplanowaliśmy nasz przejazd do Krakowa. Kopiec Tatarski, a potem Kopystańska na tzw. pierwszy ogień czyli zaczynamy od swoistego dla nas "nostalgia tripu".
Tym razem nie po nocy, a za dnia, więc "zabiorę Cię właśnie tam, gdzie słońce dla nas wschodzi..." tylko chaszcz drogę grodzi...
Wyjeżdżamy na Kopiec i spoglądamy zarówno w DAL...
...jak i nieopo-DAL :)
Tabliczki pokazują, że na Kopystańkę mamy 4h drogi, acz są to wskazania dla pieszych. Zakładamy zatem, że uda nam się zrobić ten odcinek w czasie krótszym, bo rowerem niektóre fragmenty przeskoczymy szybciej (ale wiemy też, że niektóre "NIE"... bo jak każdy szlak na pogórzach czasem jest szlakiem teoretycznym, umownym - czyli umawiamy się, że tędy kiedyś biegł jakiś szlak).
Wyjazd z miasta :)
O! O! O! o tym mówię, przez Dział i Szybenicę biegnie na przykład szlak niebieski, ale jeśli chciałbyś SUCHĄ drogę, to nie idź nim.
Potwierdzam, na niebieskim byliśmy podczas Jaszczura i było źle... miejscami bardzo źle.
Ładne to - ma jednak coś z romantyka :P
Zaczyna się... Pogórza :D
Zaczęło się - jak nie chaszcze to porywacze drzewa zrobili co swoje...
Czerwony na Kopystańkę
W kwietniu dymaliśmy to nocą, a tu takie widoki :)
"Powiewa flaga gdy wiatr się zerwie,
a na tej fladze biel i czerwień..."
Upał jest nieziemski. Dogrzewa koszmarnie, a roślinność plugawa na łąkach czerwonego szlaku (tarnina, pokrzywy, osty i inne podobne przyjemniaczki) tym gorącem wręcz promieniuje. Robi to swoisty mikroklimat jak w dżungli, bo wilgotność także dzisiaj spora. Ogólnie leje się z nas pot i to hektolitrami. Woda z bidonów ubywa szybko. Za szybko. Owszem w plecaku mam jeszcze 6 litrów oprócz dwóch bidonów na ramie, ale dziś jest święto (15 sierpnia). A zatem w kontekście mijanych miejscowości, trzeba liczyć się z tym, że sklepu mogą być pozamykane. Nasz mega wypaśny filtr do wody także nie pomoże, jeśli nie znajdziemy nigdzie źródła, a na Pogórzach z tym ciężej niż w górach.
Tak, wiem... mam wody więcej niż część z Was by wzięła na dwa maratony, ale moje serce preppersa zaczyna dostrzegać pierwsze oznaki przyszłego deficytu. Odczuwam zatem lekki niepokój :P
Liczę na to, że w Birczy uda się uzupełnić zapasy pod korek, bo tam przesiądziemy się na tzw. Szlak Karpacki... niebieski... ten o którym słyszeliśmy wspomniane na wstępie legendy.
Zjazd z Kopystańki jest piękny - lecimy pięknymi polanami w dół do rzeki, o tajemniczej i dźwięcznej nazwie: Wiar (Вігор Wihor).
Stamtąd czeka nas trochę asfaltu bo czerwony szlak leci drogą wzdłuż rzeki, a następnie wspinam się na Chomińskie, czyli pod wieżę widokową, pod którą znajdowała się baza terenowa i niejawna baza Nie-maratonu na Nie-orientację "Jaszczur - Galicyjskie Pagóry".
Czeka nas zatem kolejny podjazd ale za to przez przepiękne tereny. To na tych wzgórzach doszło także do jednej z tragiczniejszych bitew "polskiego września 39", którą określa się jako bitwę nieprzegraną (TUTAJ), co już samo w sobie, jest dość wymowne...
Jeszcze spojrzenie z wieży widokowej na okoliczne pagóry i szalony zjazd do Birczy. Minęło pół dnia, a my jesteśmy dopiero tutaj... jest to wprawdzie zgodne z naszym planem czasowym, ale skoro nie udało się nic nam nadrobić, a przed nami Szlak Karpacki, to hmmmm... może dobrze, że mamy na tą wycieczkę 4 dni :)
Czerwony czasem pokazuje chaszcze :)
Dzida w dół !!!
Zjeżdżając ku rzece Wiar
Podjazd pod Chomińskie, pod wieżę widokową - Szkodnik walczy :)
Szlak jak CHWILA ULOTNA
Z Birczy musimy podjechać na przełęcz nad Kotowem i złapać niebieski "karpacki" czyli szlak jak "Chwila Ulotna"
"Chwila ulotna" to nazwa profilu bloggera, który przeszedł w tym roku cały ten szlak czyli Rzeszów - Grybów, robiąc na FB relację z tego przejścia. Niektóre filmiki z totalnej dziczy są mega :D
Obecnie na jego kanał wleciało podsumowanie (3h... pasuje Wam, 3h chłop gada o niebieskim szlaku, ja już Go uwielbiam! - całość TUTAJ)
Pierwsze minuty filmu:
"To nie jest czysty relaks... GSB jawi mi się jako autostrada, idylla przy Szlaku Karpackim. Nie do końca wiadomo gdzie iść... krzaczory, chaszczory... Inna sprawa jest taka, że czasem te znaki są, a nie ma ścieżki... tam jest ten słynny słup telegraficzny,po którym trzeba przejść przez rzekę... Główny problem jest w rejonie Pogórzy!!" HAHAHAH.
Wszyscy kochamy Pogórza.
Idealnie - mamy zatem głos Eksperta w mojej relacji :D
Kibicowałem Mu podczas jego przejścia i finalnie Mu się to udało, acz nie na raz. Musiał wyprawę podzielić na dwa wyjazdy.
Strzygłem zatem uszami i łykałem kolejne relacje, bo wiedziałem że część naszej marszruty będzie przebiegać tymże niebieskim szlakorem (czyli hadrcore'owym szlakiem). Rekonesans, wywiad, szpiegostwo to zawsze lepsze rozwiązanie niż rozpoznanie bojem. Trzeba sobie radzić i umiejętnie pozyskiwać informacje
Już samo podjechanie na Przełęcz nad Kotowem było problematyczne, bo droga która tam miała prowadzić była zamknięta. Nie chodzi o to, że była zamknięta dla ruchu aut... była zagrodzona siatką!! Tak po prostu, bo czemu nie... Trzeba było sporym obejściem przez pole się do niej dostać. Finalnie wyprowadziła nas ona na przełęcz i weszła w las... a w lesie... hmmmm. Dobrzy ludzie, chyba wkurzeni tym że ciężko jest się tutaj NIE zgubić, to na tym fragmencie szlaku, zaczęli pisać farbą do drzewach "SZLAK" i rysowali strzałki. Pomagało, oj pomagało! Wiatrołomy, błota... no masakra odcinek to był...hardcore'owa walka z terenem i dużo niesienia roweru.
Zaraz się zacznie :)
Jeszcze spoko :)
Zaczyna się... znowu :)
Wszyscy kochamy Pogórza :)
Oznakowanie pomocnicze :)
"Zabawnie wygląda, bo jest grubawy,
Powolny taki I jakby głupawy,
Uszka ma okrągłe, I oczka malutkie,
Drwij tak sobie dalej, to Ci łapą lutnie!
Do sześciuset kilo, ponad dwa metry wzrostu,
I za żadne skarby nie zmusisz go do postu,
...
Nasz niedźwiedź, to z pozoru flegmatyk
Nasz niedźwiedź, przywykły do bijatyk
Nasz niedźwiedź, to flegmatyk z pozoru
Nasz niedźwiedź, symbol siły z folkloru" (AI śpiewa piosenkę o MIŚKU - TUTAJ. No co :P :P :P)
Tu robimy pierwszą korektę naszej marszruty... nie przejedziemy całego masywu Piaskowej oraz Kruszelnicy. Ten fragment szlaku jest tak "nieprzetarty", że jeśli uparlibyśmy się go zrobić w całości, to trzeba by szacować powrót do domu nie w niedzielę, ale we wtorek... i to nie jest przesada. Nawet w przytoczonym filmie "Chwili Ulotnej" ten odcinek omawiany jest jako "wyjątkowy"... Część szlaku zatem objedziemy leśnymi drogami gospodarczymi, ale już sam zjazd do Dynowa będziemy rypać przez rozjeżdżoną ciężkim sprzętem drogę... rozjeżdżoną, taaaak... ROZJEBANĄ W PIZDU!! Dobrze, że było w miarę sucho, bo inaczej byłoby to chyba nie do przejścia.
Rypanie się "niebieskim" zjadło nam jednak bardzo wiele czasu i mimo "nadgonienia" tempa wspomnianym objazdem, to do Dynowa wjeżdżamy już po zachodzie słońca. Zaczyna się zatem nasza pierwsza noc w drodze...
Objazd - teren "odpuścił", przewyższenia NIE.
Szlak Karpacki przez pola nad Dynowem
Koniec objazdu, do Dynowa już zatem ponownie szlakiem... więc ponownie wracają słabsze ścieżki.
Słabsze lub rozjebane...
Łuna pożogi nad Dynowem :)
"Dziś znów mnie czeka tankowanie nocą
znów czuję straszny paliwa brak,
z nerwów drżę cały i ręce mi się pocą,
gdy się rozluźni, napełnię sobie bak..." (całość TUTAJ)
Dogrzało nam za dnia, oj dogrzało... czuję jak wchodzi z nas ciepło. Mam wrażenie jakbyśmy emanowali zgromadzoną energią cieplną... Ludzka pochodnia... Człowiek-żul... dżul, oczywiście dżul :P
Ważne jednak, że skoro dorwaliśmy CPN'a, to nie musimy oszczędzać zapasów. Tankujemy nocą :D
Na razie idzie w miarę planowo - Szkodnik mówił, że do Dynowa dotrzemy po zmroku i tak też się stało. Jestem pod wrażeniem, bo ostatnio Szkodnik planuje nasze przejazdy z taką dokładnością (i to wszystkie: od Piekielnego po teraz Przemyśl), że zastanawiam czy nie zawarł jakiegoś paktu z Rogatym. Choć jak znam Rogatych to by się bały... wiedzą, że Szkodnik oszukuje na na każdym kroku i każdego zrobi na szaro. Nie wierzycie? Zagrajcie z Nim w kamień - papier - nożyczki.
Polecam... ciekawe doświadczenie :P
Po tankowaniu pod korek rozkładamy mapy i nanosimy nowe korekty. Przed nami bardzo długi Masyw Wilczego (Góra Wilcze). Z mapy wynika, że biegnie przez niego dość słaba ścieżka... trochę nie mamy ochoty na rypanie się przez błoto, chaszcze i wiatrołomy po nocy. Postanowimy objechać ten szlak korzystając z szutrowych dróg, które przecinają ten masyw oraz przeprawić się przez przełęcz za szczytem. Taki wariant sprawi, że nie będziemy gonić asfaltami, a pojedziemy drogami przez pola, a że właśnie wschodzi księżyc to może to być naprawdę fajna opcja.
Tak informacyjnie dla Was: nie podchodzimy do przejazdów ortodoksyjnie... jak łapie nas noc, to przechodzimy na jazdę lepszymi drogami... nie jesteśmy aż takimi masochistami aby rypać przez wiatrołomy nocą. Jest kilka żelaznych punktów na naszej marszrucie i te są "obowiązkowe" (np. Kopystańka czy Brzanka), ale reszta podlega modyfikacji w ramach oceny naszej sytuacji taktycznej. Musimy wrócić w niedzielę najpóźniej, więc wiecie... :P
Góra Wilcze nie należy do tej obowiązkowej listy, a skoro zaczęła się już noc, to przeskakujemy na lepsze trakty i okaże się to bardzo ciekawym wyborem bo spotkamy straszne STRASZYDLE :D (zdjęcia poniżej). Przejedziemy się ogromnym rowerem i trafimy na zamek o dwóch wieżach... ale o tym w kolejnym rozdziale.
Night riders :)
Szkodnik nadciąga :)
"Ubierz się w obcisłe bo to warto mieć styl
I depniemy sobie ode wsi dode wsi
Może byś tak Szkodnik wpadł popedałować..." (parafraza TEGO)
Mówiłem, że spotkamy straszliwe
Nie wierzyliście, co? Głupio Wam teraz?
NOC NA ZAMKU :)
Jedziemy i jedziemy wypatrując dobrego miejsca na obóz ale słabo... naprawdę słabo. Wilgotność jest spora, trawy wręcz lśnią rosą, więc warto byłoby się jakoś odizolować od gruntu, ale - jak na złość - nic! Po prostu nic. Robi się już po drugiej w nocy, za 3-4 godziny będzie już jasno - jak spać to teraz, aby nie tracić światła dnia. Jak się nie prześpimy to na pewno za dnia przypierdzieli się do nas Sleepmonster... on tak ma, że lubi zaczepiać i ciężko się go pozbyć.
Jedziemy i szukamy i nagle... czekajcie, zrobimy to bardziej dramatycznie, jescze raz: Jedziemy i jedziemy... WTEM !!!! plac zabaw przy lokalnym OSP, a na nim ZAMEK O DWÓCH WIEŻACH. Dla mnie - zajebista miejscówka. Szkodnik by chciał wiatę i jest sceptyczny, ale daje się przekonać do noclegu na zamku. Zamek też trochę mokry (rosa jest wszędzie i na wszystkim), ale folia NRC zapewni nam dość dobrą izolację. Spinamy rowery, podłączamy do ładownia wszystko co mamy (lampki, aparat, Garmina - sam odpalam trzy duże powerbanki, a Szkodnik kolejne dwa). Idziemy spać na wieży i powiem Wam, będzie zacnie... 3 godzinki snu wlecą jak dzik w pokrzywy. Dobrze się tam spało. Na OSP były kamery więc jeśli ktoś widział nasz biwak na dziko, to pozdrawiamy - fajny macie zamek w tej Gwoździance (nazwa miejscowości) :D
Szkodnik gospodarzy na naszym zamku (jak się przyjrzycie to widać folię NRC, a Szkodnik składa/pakuje swoj mini śpiworek - a w zasadzie wkład do śpiworka - serio) :D
Krówki ze Strzyżowa... i wieża z Różanki :D
Urocza Pani za ladą jak usłyszała co my robimy (z własnym życiem) to oprócz zakupionych produktów dała nam garść STRZYŻOWSKICH (ręcznie robionych) KRÓWEK na drogę. Takie zdarzenia się pamięta. Jak ktoś mi daje słodycze, ten zapisuje się na wieki w moim sercu.
Ruszamy dalej kierując się na nową wieżę widokową w Różance.
Tam przebierzemy się w drugi zestaw ciuchów i zrobimy większą przerwę - tak aby w słońcu podsuszyć przepocone (więc mokre) ubrania po wczorajszym dniu.
Śmierdzimy nieziemsko najpewniej... acz gorzej będzie w trzeci dzień, uwierzcie... znacznie gorzej :P
Dobrze jednak przebrać się w coś świeżego. W plecaku mam dwa takie "świeże" zestawy i przyszła pora jeden z nich wykorzystać. Jak to mawiają niektóre panny "nowy outfit - nowa ja" :P
No więc "nowy outfit - nowy ja", acz tak jak mówię, trochę śmierdzę po całym dniu w temperaturze 35 stopni... (srogo było, trzydzieści pięć... naprawdę srogo) i nocy spędzonej w terenie.
Czasowo jest w miarę OK, ale zaczynamy łapać małe opóźnienie względem planu... przewyższenia nie odpuszczają, właściwie nie ma tutaj jazdy po płaskim, cały czas góra - dół, góra - dół... a niektóre podjazdy to jest 14-16%... jest ciężko.
Czuć zmęczenie... a to nie jest nawet połowa trasy. Tak naprawdę to jest to niecała 1/3 dopiero... a przed nami szczyty Pogórza Strzyżowskiego. Na przykład CHEŁM (528m) czy BARDO (534m).
Przełamujemy ziemne fortyfikacje S19-tki :D
Pomnik walk o mosty w Strzyżowie (1944)
Bagiety :D
W poszukiwaniu wieży nad Różanką
Taki gorąc, że wieża ma własny wentylator - wypass
Suszymy się :P
Chełm to ten stożek przed nami
Cały czas lecimy takimi drogami (góra - dół, góra - dół)
Srogi podpych pod Chełm...
Podejście pod BARDO
Kapitalny znak rozejścia szlaków - zakochałem się :D
Następne godziny upłyną nam na przełamywaniu kolejnych pagórów i masywów. W dół i w górę, w dół i w górę... masakra. Licznik przewyżeszeń bije jak oszalały, a "stożki" przed nami wydają się generować w sposób nieskończony...
Jest ciężej niż było w Tatrach! Tam jak się wjechało na jakaś wysokość, to leciało się tym grzbietem jakiś czas (np. Skoruszyńskie Wierchy), a tutaj non-stop tracimy to co podjedziemy. Zmęczenie także daje się we znaki, bo mamy już popołudnie drugiego dnia drogi...
Union WISŁOK Pacific :D
Pasmo Brzanki i Liwocza
Na Liwoczu stajemy po 19:00... nasze opóźnienie zatem rośnie, bo o tej godzinie to planowaliśmy być już na Brzance. Tymczasem do Brzanki mamy jakieś 20 km leśną - piękną, ale trudniejszą techniczne - drogą. Zejdzie nam z tym do nocy - ten szlak jest jest świetny, ale jednak mocno terenowy, więc do wieży widokowej na Brzance dotrzemy przed północą.
To właśnie tutaj postanowimy rozbić się na drugi nocleg... ech, a miał być na Szpilówce czyli złapaliśmy już naprawdę spore opóźnienie względem planu. Kończy się piątek, drugi dzień naszej poniewierki po pagórach pogórzy. Nie ukrywam, że jesteśmy naprawdę sponiewierani i wytyrani... trzeba złapać trochę snu bo jeszcze w cholerę drogi przed nami. Oczywiście umysł wykonuje takie same fikoły jak w Warszawie czyli skoro znam to miejsce, to znaczy że do domu już blisko. Taaaa... to jest niesamowite. Nieważne, że zawsze tu trzeba było dojechać autem, dla mojego schorowanego mózgu wszystko jest proste: bylem tutaj, więc już niedaleko.
Jest kilka minut po północy gdy rozkładamy się pod wieżą trochę przespać. Chcemy złapać ze 3 godziny snu i jechać dalej, ale:
- po pierwsze: zajebiście będzie się spało na Brzance
- po drugie: jesteśmy wytyrani...
Prześpimy prawie 6 godzin... wstaniemy o wschodzie słońca. Grubo... nie wstaliśmy do budzika (komórka), który dzwonił koło 4:00 rano. Chyba czuć trudy tej wyprawy. Z jednej strony udało się trochę wyspać (na pohybel s... leepmonster'om!), ale z drugiej jeszcze bardziej wzrosło nasze opóźnienie względem planu. Mogę zaśpiewać piosenkę Maryli "Jest sobota, za oknem świt..." Cholera, przecież tu nie ma okna, nocujemy na dziko w lesie... Jemy szybkie śniadanie z plecaka i ruszamy dalej pasmem Brzanki.
Sobota... zaczyna się nasz 3 dzień w trasie.
Droga na Liwocz
Droga krzyżowa na Liwocz
Wieża, krzyż i maszt radiowy w jednym :D
Liwocz we własnej osobie :)
Pasmo Brzanki i Liwocza jest wypassss
Wypasss !!!!
MEGA WYPASSSSS !!!
Bosko!!!
Złota godzina :D
POrysowany Kamień :D
Mówiłem :D
Jest pięknie :)
Nasz drugi biwak :)
TAAAAAAAKIEGO WAŁA.... podjeżdżamy
Docieramy do znanego nam - przepięknego - miejsca. Klasztor redemptorystów w MORGACH. To miejsce to także był punkt kontrolny naszego rajdu - Siły KORNOlisa.
Znowu chce mi się śpiewać:
"To już pierwsze dnia przebłyski
Pasmo Brzanki o czwartej rano
Góry, słońce, redemptorystki już niedługo wstaną
A w Dunajcu złote ryby,
a w ogrodzie biały kwiat..." (parafraza Artura - TUTAJ).
Taki los długodystansowców - mam trzeci zestaw ciuchów (ostatni), ale jako że nadal może nas zlać, to zwlekamy ze zmianą, bo przecież czeka nas trzecia noc w terenie...
Na końcu Velo przeprawiamy się promem "BARTEK" do Czchowa, a tam dorywamy świetna piekarnię "Baszta" i znowu tarzam się w ciasteczkach :D :D :D
Szkodnik musi mnie wyciągać siłą, bo ponoć wstyd przynoszę nacierając się ciastem i krzycząc "karm mnie, karm mnie !"
Cudowne miejsce... ale teraz czeka nas jednak podjazd na Szpilówkę
Wschód słońca na Brzance
Nasz tabliczka - zrobiona specjalnie na SIŁĘ KORNOlisa - nadal wisi :D
Ja wiem, że nijak nie pasuje, ale jak widzę taki obrazek to przychodzi to do mnie samo... część z Was wie jak głębko siedzę w historii XX wieku
"Ćwierć wieku, koledzy, za nami,
Bitewny gdzieś rozwiał się pył.
I klasztor białymi murami,
Na nowo do nieba się wzbił.
Lecz pamięć tych nocy upiornych,
I krwi, co przelała się tu.
Odzywa się w dzwonach klasztornych,
Bijących poległym do snu..." (niemal nikomu nie znana 4-ta zwrotka - można posłuchać TUTAJ)
"...and in my hour of darkness,
she's standing right in front of me
speaking words of wisdom:
LET IT BE" (w wykonaniu mojego ulubionego barda Nicka Cave'a - TUTAJ)
W kierunku Wału
Cmentarz "Głowa Cukru"
"Gdy chodzicie w blasku dnia..."
Kolejny z wojennych cmentarzy (także punkt kontrolny naszego rajdu - zadanie: co przedstawiają filary)
PROM "BARTEK"
SPIEL mit uns, SZPILÓWKO :D
Powiedziałbym, że nie zwalniamy tempa, ale to nie byłaby do końca prawda... ciężko się już kręci. Zmęczenie czuć już mocno, mamy niższe tempo niż pierwszego dnia, a więc nasze opóźnienie względem planu jeszcze bardziej wzrośnie. Szkodnik szacuje, że w Myślenicach będziemy koło północy... znowu okaże się, że Szkodnik umie w forecast'y i tak też będzie, choć na tym etapie ja nadal wierzę, że dotrzemy tam przed zachodem słońca. Nie grozi nam to jednak...
Ze Szpilówki zjeżdżamy do Rajbrotu... zjeżdżamy, ha... dużo sprowadzamy, bo szlak zarósł różami, ostrężynami, tarniną oraz akacjami... wszystko parzy i drapie. Jazda tutaj zaraz by się skończyła przebiciem kół. Do Rajdbrotu przedzieramy się zatem przez srogi kolczasty chaszcz...
Dla tych co się zastanawiają czemu nie odbijemy na Bochnię i nie wrócimy przez Puszcz Niepołomicki, powiem tak - dość mamy WTR'ki :P
Ileż można tamtędy? My chcieliśmy przecież wrócić przez "Lans z Koroną" i Kalwarię:P.
Skoro to się nie uda, to chociaż jeszcze Trupielca pasowałby zrobić i wjechać do Krakowa od Myślenic. Trochę trasy odpuścić musimy, ale nie aż tyle by wracać od wschodu - idziemy w "plan średni", a nie ewakuację :P
W drodze na Szpilówkę
Wszyscy kochamy pogórza...
Cudownie...
Mój ulubiony wież na Szpilówie :D
Dokładnie tak !!!
Jest i Pan Wież :D
Wszyscy kochamy pogórza 2...
Wygląda przejezdnie, ale kolców tu jest milion, lepiej nie wsiadać na rower...
Najważniejsza góra świata !!!
Burze chodzą dookoła nas, ale żaden deszcz już nas nie złapie... jedziemy ile sił w nogach, chociaż niewiele już ich zostało (sił, nie nóg... chociaż patrząc po przygodach z naszymi kolanami, to nóg już w sumie też...).
Na Trupielec dotrzemy przed północą... a w Rajbrocie byliśmy koło 19:00 więc sami możecie obliczyć ile zajęło nam przedarcie się przez pagóry Pogórza Wielickiego. Wieczność...
Ale udało się. Wjeżdżamy na Trupielca. Piękna noc, księżyc oświetla nam drogę a my odwiedzamy Kościotrupa na szczycie.
Teraz jeszcze przedrzeć się na Zarabie przy Myślenicach i możemy odbić na północ. Kierunek ten doprowadzi nas już do Królewskiego Miasta... do domu.
To jednak trzecia noc w terenie, musimy złapać trochę snu, bo jest źle... ponad godzinkę drzemki na przykro-ławeczce w środku lasu, bo sleepmonster zaczna nas nękać.
Odpalam 3-ci zestaw ciuchów... ech dobrze przebrać się w coś czystego... mimo że nadal jestem przecież brudny :P
Potem zjazd na Zarabie a stamtąd już prosta do Myślenic i łapiemy niebieski szlak przez Siepraw i Świątniki Górne (k****, jaka tam jest góra... przy tych cholernych Mogilanach i Świątnikach... masakra, tak na koniec naszej wyrypy.... dorypało nam masakra górą... )
(KOŚCIO)TRUPEK :D !!!
Trzecia noc w trasie...
Dobrze Cię znowu widzieć, Smoku
Chociaż lekcja pokory też musi być, bo Basia czyta na FB, że znany nam z rajdów Zbychu zamknął trasę Carpathia Divide (1000km przez Karpaty i Sudety, 30 000m przewyższenia w... 134 godziny). Tak... ja wiem, że poziom Zbycha jest nieosiągalny... ale kurde czujemy się jak jacyś amatorzy z naszym wynikiem. Masakra...
To się nazywają mieszane uczucia.
Czy jesteśmy dumni z tego, że udało się to przejechać? TAK
Czy czujemy niedosyt, że nie udało się zrealizować planu z Beskidem Wyspowym i Lanckoroną? TAK
Czy Zbychu nas zdeklasował? TAK, wgniótł w ziemię, zdeptał nasze marzenia :P
Do domu wrócimy przed 9:00 w niedzielę. Prysznic i do spania... wstaniemy o 18:00... na obiad... i pójdziemy śpać dalej. Do poniedziałku.
Pierwszy dzień tygodnia w pracy będzie trochę ciężki - ledwie kontaktuję...
Zwłaszcza, że dla mojego umysłu właśnie skończył się czwartek... a nie, że minęły 4 dni.
Jakoś krótki był ten długi weekend... jednodniowy, ale i tak jesteśmy przeszczęśliwi, że się udało to przejechać !!!
Smakuje?
Podsumowanie wyprawy w liczbach
Co się udało:
- 365 km
- 71h non-stop w trasie
- ponad 7000m przewyższeń
- 3 noce w terenie
- 9,5 godzin snu pod gołym niebem (na 4 dni !! - w dystrybucji: 3h na zamku, 5,5h na Brzance, 1h na bezimiennym pagórze nad Zarabiem - za Trupielcem)
- 35 litrów płynów dokupione w trasie (wypiliśmy niemal wszystko, a w tą liczbę NIE wlicza się początkowe spakowanie plecaka: 6 litrów + dwa bidony na ramie)
- 7 różnych (Przemyskie, Dynowskie, Strzyżowskie, Ciężkowickie, Rożnowskie, Wiśnickie oraz Wielickie)
- 8 sporych pagórów (Kopystańka, Chomińskie, Chełm, Bardo, Liwocz, Brzanka, Szpilowka, Trupielec) plus wiele stromych no-name'ów
- 5 wież widokowych (Chomińskie, Różanka, Liwocz, Brzanka, Szpilówka)
Co się nie udało:
- 3 wielkie góry Beskidu Wyspowego odpuszczone bo wrócilibyśmy we wtorek (Kostrza, Ciecień, Kamionna)
- 4 mniejsze góry odpuszczone (Góra Wilcze, Pasmo Łopusza i Kobyły, Pasmo Barnasiówki oraz "górki" przy Lanckoronie)
- ok 3000m przewyższeń to delta między planem wykonanym (7000m) a zaplanowanym (10000m)
TUPADŁY :D
No i co dalej?
W planach mamy jeszcze przecież nasz drugi urlop, kilka rajdów (na przykład Mordownik! czy jakiś Jaszczur :D) i pewnie niejedną wycieczkę w piękną, polską jesień!
Niemniej, wyprawy kilkudniowe non-stop to chyba będzie już kolejny rok...
A trochę mamy w tych planach :)
Wrocław? Brzmi nieźle, prawda?
Warszawa 2? Powrót drugą stroną Wisły i przez Dolinę Pilicy. Mrrrrr....
Gdańsk - Warszawa? Auto zostawić w Warszawie i pociągiem do Gdańska. Kuszące...
Praga? Hohoho... auto we Wrocławiu czy jedziemy hardcore'a czyli do Krakowa...
Czas pokaże co się uda, bo przecież trzeba także jakiś rajd zrobić... albo nawet i dwa :D
Tak, dwa byłoby lepiej... ale na razie nic więcej Wam nie powiem. Planów jest wiele, a życie jest życiem... zobaczymy co uda się wyrwać ze szponów losu.
Trzymajcie kciuki, Piraci i do zobaczenia na szlaku
Kategoria SFA, Wycieczka
Chodź na CHOĆ
-
DST
20.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na Velky Choć (1611m)! Porywamy Amelię i Lenona i w lenią niedzielę, dzień po tonięciu w bagnach Orawy, ruszamy w Choczańskie Wierchy.
No duża ta góra...
Jeszcze zadowoleni bo mocne podejście dopiero się zacznie :P
Leśne klasyki :P
Widoczki zacne
Niebieskie szlaki zawsze cieszą :)
Skałki pod szczytem
Jest klimat :)
Na szczycie
A w literaturze podają 1611m :P
To co, planujemy? :D :D :D
Lokator :)
Jest klimat :)
Szkodnik na skale :)
Schodzimy w dół
Po łańcuchach :)
Medved alert :)
Kamienne lawinisko
Złota godzina
Zaczyna się zachód słońca
Nasza ulubiona pora dnia w górach :)
Klimat :)
Kategoria SFA, Wycieczka
Przez bagna Orawy
-
DST
80.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wiele Wam o tej wyprawie nie napiszę, bo to był hmmmm.... rekonesans. Potraktujcie to zatem na razie jako trailer... Nie chcę na ten moment zdradzać za dużo, bo życie jest bogate i bywa różnie, ale wygląda na to, że uda nam się wrócić do organizacji rajdów. Profilaktycznie wbijcie sobie w kalendarz datę: weekend 29-30.03.2025... i trzymajcie kciuki. Mocno trzymacie, zwłaszcza za słowo "DROGA" bo chociaż długa droga przed nami, to wszystko wydaje się na dobrej drodze :)
Droga drogą, ale bezdroża też są ważne :)
Bestie na wypasie :)
Ech, te nasze...
...czarne ścieżki
Gęsto :)
Grząsko :)
Chlupie pod kołami :)
Drapie po kierownicy :)
Chcecie tu punkt kontrolny? W marcu :D :D :D
Przeloty!
Dobrze odżywione słupki graniczne :)
Znowu gęsto :)
Jest ładnie :)
"Always, always, always the sun..." czyli łapiemy trochę słońca :D
Znowu krzory :P
Mokro :)
Ciemno... tzn. zaraz będzie :)
Albo czerwono :D
Kategoria SFA, Wycieczka