Sierpień, 2020
Dystans całkowity: | 54.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 2 |
Średnio na aktywność: | 27.00 km |
Więcej statystyk |
Niby OSTRY a jakiś PŁACZLIWY ten WOŁOWIEC
-
DST
30.00km
-
Aktywność Wędrówka
Da się! Ważne jednak aby zaplanować trasę z dala od popularnych szlaków i uwzględnić fakt, że po 16:00 góry w dużej mierze pustoszeją. Owszem, jako że tym razem zahaczyliśmy o dość popularny szlak przez Rohacze, ludzi było więcej niż na Bystrej, ale były to zagęszczenia lokalne. Natomiast późnym popołudniem i o zachodzie słońca na 2000m npm towarzyszyły nam w zasadzie już tylko kozice. Owszem ktoś mógłby powiedzieć, że góry nocą są niebezpieczne i w góry wychodzi się rano... Odpowiem, że niebezpieczne mogą być zawsze. Pokora i zdrowy rozsądek to podstawa we wszystkich górach, nawet tych w samo południe i tych poniżej 1000m. Poza tym wyruszyliśmy rano, zaplanowaliśmy potężną wyrypę (trasa 15 godzin i 2700 m przewyższenia !!!).
Z Krakowa wyjechaliśmy już o 4:00 rano i po 7:00 zameldowaliśmy się na Słowacji. Nasza marszruta to:
Baraniec (2182m) - Smrek (2072) - Płaczliwy Rohacz (2126m) - Ostry Rohacz (2088m) - Wołowiec (2064m) - Jarząbczy Wierch (2137m) - Jakubina (2194m)
Ostro... a przecież Płaczliwy to będzie w zasadzie dopiero początek naszej przygody.
W drodze na Baraniec. Na ostatnim planie Krywań (2495m)
Lokalne Siły Powietrzne w pełni aktywne :)
Baraniec to oczywiście ten ostatni... czemu? BO MOŻE :)
Już po 4 godzinach drogi :)
I znowu Baraniec to ten ostatni, tyle że tym razem już z drugiej strony. Ten pomiędzy to SMREK. Podejście pod Płaczliwy Rohacz
Szkodnik (i) Płaczliwy :)
Jak ja kocham tabliczki i to, że Góry maja swoje imiona :)
Kierunek Rohacz (no jest) Ostry, a potem Wołowiec
Zaczynamy podejście pod Ostry.
I wtedy się zaczyna...
Jakoś tu nawet wyleźliśmy
Trzeba będzie jednak teraz to zejść... a to nie będzie takie proste.
"Po grani! Po grani! Nad przepaścią bez łańcuchów, bez wahania!" Jacek, weź przestań :) Nie dość, że z łańcuchem to i z (niemałym) wahaniem! (tzw. Rohacki "Koń")
Tu dopiero ciężko było zleźć... według mnie trudniejszy fragment niż sam Koń. Utknąłem tu na dłużą chwilę, nie mając pomysłu jak to zejść.
Jest i Wołowiec
Znowu granicą! Jak ja kocham szlaki graniczne. Trawers Łopaty, a potem Jarząbczy Wierch.
Wzdłuż słupków :)
Ciężko uwierzyć, że przeszliśmy tego szpiczaka (Rohacz Ostry widziany z drugiej strony)...
Całkiem ładna prezentacja naszego dzisiejszego track'u: Baraniec, Smrek, oba Rohacze i Wołowiec
Gdy słońce zaczyna chylić się ku zachodowi, na szlak wychodzą rogate stwory :)
Spotkanie na szlaku :)
Szkodnik na Jakubinie
Takie tam z rogatym stworem :)
Godzina 18:45 a my nadal na 2000m. Teraz jeszcze lepiej widać naszą dzisiejszą marszrutę od Barańca po Wołowiec.
Gdyby nie to, że na dół mamy jakieś 4 godziny drogi to jeszcze byśmy tu zostali
Dlatego góry gdzie rowerem robicie w dół w 30 min, to co pieszo zajęło by 3h są rewelacyjne, ale w Tatrach to niestety niemożliwe...
Zaczyna się piękna gra kolorów. Góry późnym popołudniem i wieczorem są przepiękne. Kto o 18:00 jest już na dole, ten nie wie co traci :)
No ale jak jest 4h drogi, a zachód słońca oglądacie na 2000m, to wędrówki po nocy nie unikniecie. Jeszcze 30 min do auta :)
Kategoria SFA, Wycieczka
BYSTRA już BŁYSZCZ(y) w oddali...
-
DST
24.00km
-
Aktywność Wędrówka
Drugi dzień naszej długo-weekendowej poniewierki po Tatrach. Po Krywaniu (2495m) wybieramy się w Tatry Zachodnie - według nas o wiele ładniejsze niż Tatry Wysokie (uwaga! nie twierdzimy, że Wysokie nie są ładne! Są super, ale Zachodnie są po prostu ładniejsze. Koniec kropka). Ruszamy zatem na najwyższy szczyt Tatr Zachodnich czyli Bystrą (2248m), po drodze przechodząc przez Błyszcz (2159m). To jest niesamowite... środek wakacji, do tego długi weekend, media donoszą, że na Rysach robią się korki i zatory pod szczytem, a tutaj... niemal pusto. Przez pierwsze 4 godziny wędrówki spotkaliśmy 6 osób i to idących w drugą stronę. Inna sprawa, że nie wiem o której musieli być na górze skoro schodzili, a my wyruszyliśmy przecież bladym świtem...
Na samym szczycie łącznie może z 10 osób, a droga powrotna niemal zupełnie w samotności, bo część osób schodziła nie do Podbańskiego jak my, ale na polską stronę.
Niedocenione, niemal zapomniane Tatry Zachodnie przez magię/przekleństwo najwyższego szczytu. Wszyscy cisną na Rysy... ale to dobrze. Niech tak zostanie. Dzięki temu, w środku wakacji, mamy góry niemal wyłącznie dla siebie. Nie przeszkadza nam to zupełnie.
Kilka zdjęć z naszej niemałej wyrypy:
Widoczki :)
Zgodnie z zasadą numeracji słupków granicznych, to będzie długie 239...
Prawie godzinę później - Słupek 240 tuż tuż :)
Ładnie mu tu :)
Ładnie Im tu :)
Nadal pod górę...
Mówią aby nie patrzeć wstecz, ale czasem jednak warto :)
Wygląda jakby chcieli od nas bilety :)
Szkodnik pod szczytem :)
Tabliczku dla Szkodniczku :)
Po grani
Schodząc w dolinę... z powrotem, tą drogą, mamy tylko jakieś 5 godzin marszu :)
Na szczytach Tatr, na szczytach Tatr, na silnej ich krawędzi..."