Czerwiec, 2017
Dystans całkowity: | 536.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 76.57 km |
Więcej statystyk |
Rajd IV Żywiołów - lato 2017
-
DST
110.00km
-
Sprzęt SANTA
-
Aktywność Jazda na rowerze
1) Jubileuszowa 10-ta edycja imprezy (bardzo lubimy organizatorów, więc cieszymy się z ich święta - kawał dobrej roboty uskuteczniacie!)
2) Trasa stricte rowerowa oprócz dwóch tras przygodowych. Nasze namowy i nagabywania zostały wysłuchane. Mamy wrażenie jakby zrobili ją specjalnie dla nas. DZIĘKUJEMY !!!
3) Zakończenie naszego 2-tygodniowego urlopu. Wracamy specjalnie na na tej rajd. Wiecie jak bywa w Gotha...eee...Kraków City "Światło wzywa, Mrok musi odpowiedzieć".
4) Jest to dla nas pewnego rodzaju pożegnanie. Koniec pewnego rozdziału. Nie, spokojnie...nie planujemy przestać jeździć w rajdach na orientację. Wszystko wyjaśni się jednak w swoim czasie - niedługo dedykowanym wpisem na ten temat. Niemniej skoro mowa o szczególności rajdu, to nie mogę o tym nie wspomnieć. Wróćmy jednak do samej imprezy - jedziemy z relacją!!!
KLUCZE i kluczę w tym....deszczu
Kluczymy po Kluczach (pod Olkuszem) w poszukiwaniu bazy. Pada deszcz i jest 10 stopni. "Pogoda iście taktyczna, można się łatwo okopać" - jak mawiał mój chorąży (dowódca naszego plutonu) w Centrum Szkolenia Sił Powietrznych w Koszalinie. Do dziś wspominam z łezką w oku nasz kurs podoficerski:
"Czołem Podchorążowie, jestem dowódcą waszego plutonu. Nazywam się chorąży Janusz Pokora...i pokaże Wam dlaczego" :D
Zaczyna padać gdy ściągamy rowery. Cały urlop mieliśmy piękną pogodę, a więc teraz przyszła pora na karę. Deszcz, mokry piach i błoto...to będzie na nas czekać na trasie. Na naszej trasie (rowerowej) nie ma tłumów - jest kilku zawodników, większy tłok jest na trasach pieszych oraz przygodowych (krótkiej i długiej). Filip i Kamila (znacie Ich już z kilku relacji lub bezpośrednio z rajdów) atakują tym razem trasę przygodową - szacun :)
Odprawa, rozdanie map i ruszamy w teren. Oto nasza mapa:
Jury mokre pagóry
Fajnie być znowu na Jurze, ale po 2 tygodniach w górach i zrobieniu około 15 tys przewyższeń (non-stop góry rowerem lub pieszo), nie czujemy się w jakieś mega wielkiej formie. No dobra, nogi bolą tak, że nie wiem czy dojadę do pierwszego punktu. Nie narzekamy, sami tego chcieliśmy, sami się doprowadziliśmy do tego stanu - wiecie, łykanie przewyższeń wciąga jak chodzenie po bagnach.
Dziś chcemy po prostu przejechać całą trasę. Mamy przecież 12 godzin....to sporo, sporo godzin w deszczu :)
Zaczynamy od punktów 15 i 16. W lesie jest fajnie i... mokro. Zaczynamy łapać pierwsze przewyższenia, od razu robi się człowiekowi raźniej, kiedy może popchać rower błotnistą ścieżką. Trzeba jednak uważać na zjazdach, bo mokre liście i korzenie są bardzo śliskie.
"Wiatr buszujący w jęczmieniu"
Nie wiatr tylko Santa i Szkodnik. I nie w jęczmieniu ale w pszenicy. Po pierwszych pagórach zostajemy wyprowadzeni w pole (przez mapę oczywiście). A właściwie to w pola. Nazwy na mapie mnie bawią: np. WYŻGÓRA - brzmi groźnie. Pola rozciągają się po horyzont. Punkt 13 stanie się moim ulubionym punktem na tej trasie, ponieważ drogi istnieją tylko na mapie. W rzeczywistości nie ma do niego dojścia od żadnej strony. Typowa przełajówka - przy dzisiejszej pogodzie, mamy jezioro w butach po kilku sekundach marszu (tak marszu, bo ciężko przez to jechać). Punkt to skała, jedna jedyna skała wśród pól. Sami popatrzcie (droga do oraz sam punkt):
Unikalne zdjęcie: Szkodnik skalisto-polny - pożeracz lampionów, który dorwał swoją ofiarę.
Misiek chłoszcze złem
Jedziemy dalej i spotykamy Miska, który wydaje się być przyjazny, ale tak naprawdę to strażnik punktu, ukrytego na wzgórzu. Nawiązuje się ciekawy dialog:
Misiek: "Nie ruszać punktu, Pacany".
Aramisy: "Ha, nie boimy się Ciebie - punkt jest nasz."
Misiek: "Na wzgórzu jest krzyż...na mogile, tych którzy myśleli tak jak Wy"
Aramisy: "No to dawaj...give us your best shot".
To był błąd, duży błąd....na zjeździe jak nie walnie ulewą i zimnem. Głęboka hipotermia w parę sekund. Zjeżdżamy jako dwie bryły lodu. Misiek dowalił nam porządnie. Cudem przetrwaliśmy...jednak "po raz kolejny udało się przeżyć". Nie wiem czy się cieszyć z tego faktu, bo następy punkt to....ziemny grób w lesie. Pewnie Miśkowi skończyło się miejsce pod krzyżem i zaczyna chować ludzi w głębi lasu.
Basia: "Ostro, co teraz? Jaki jest plan?"
Ja: "Tu nie trzeba planu. Tu trzeba spierd***ć" :D
Rowery...błotem malowane
Ostatnim razem tak wyglądały na Jaszczurze w Paśmie Otrytu. Wszystko rzęzi, chrupie i płacze. Jestem pewien podziwu dla naszych bestyjek, płaczą straszliwym dźwiękiem, ale cisną przez kolejne leśne ostępy. Przerzutki działają jakby nic się nie stało.
Monsieur Kolec spisał się na 6-stkę.
Punkt numer 6 kosztował nas ponad godzinę. Moi ukochani kolczaści przyjaciele także tu dotarli. Jest ich tu pełno, rosną sobie zdrowo, ostrząc sobie na nas kolce. Droga znika w krzorach, buszujemy zatem w poszukiwaniu punktu numer 6. Nie możemy go znaleźć, mijają minuty a my przeczesujemy okolice. Btw, znajdziecie mnie na zdjęciu poniżej? - jak się przyjrzycie to widać kawałek kasku :)
Przedzieramy się przez coraz gęstszy gąszcz. Kolczaści nie są tym zachwyceni, że zakłócamy ich spokój - czepiają się nas dosłownie o wszystko. W pewnym momencie naprawdę utykamy w ramionach jednego z nich, próbuję jakoś przepchać rower przez gałęzie i nagle ssssyk. Ale to nie wąż, to kolczasty zrobił psikusa...fajne miałeś powietrze w oponie, Pacanie. Byłoby szkoda gdyby uciekło (przebijam oponę takim konkretnym kolcem, wiecie takim dobrze odżywionym Monsieur Kolcem).
No nic, trzeba załatać, co zjada nam trochę czasu, bo ciężko się łata w środku kolczastych krzewów. Niemniej ja łatam, a Basia znajduje punkt. Przynajmniej tyle. Zbieramy go i lecimy dalej.
"100 lat samotności"
No dobra, nie 100 lat a 12 godzin, ale naprawdę zastanawiamy się czy nie odwołali rajdu, a do nas ta wiadomość jakoś nie dotarła. Nikogo, od wielu godzin nie mijamy absolutnie nikogo. Ani piechurów, ani "przygodowców". Pusto. Mieszkańcy okolicznych wiosek również nie wystawiają w taką pogodę nosa z domu. No wymarłe tereny. Nawet psy na nas nie szczekają. Pustka. Nie przeszkadza nam to, ale trochę martwi - albo wszyscy już w bazie albo jedziemy naprawdę jakimś chorym wariantem :)
...aż tu nagle, na jednym punkcie spotykamy Sergiusza i Ewę. Zawsze miło Ich widzieć i dobrze wiedzieć, że jeszcze ktoś jest w trasie. To oznacza, że nie odwołali rajdu w międzyczasie gdy walczyliśmy z kolczastymi przyjaciółmi. :)
Nasz ostatni punkt
Jest kilka minut przed 20:00 gdy zaliczamy nasz ostatni punkt. Koniec. Koniec rajdu i pewnego rozdziału w naszej rajdowej historii....to nasz ostatni punkt. Pozostał już dojazd do bazy. W bazie okaże się, że zajmiemy drugie miejsce w kategorii OPEN. Niesamowicie cieszymy się z tego faktu, zwłaszcza że rajd był na dobitkę po eskapadach górskich. Genialny rajd. Piękne zakończenie.
Kategoria Rajd, SFA
Beskid Niski oraz Beskid Sądecki
-
DST
70.00km
-
Sprzęt SANTA
-
Aktywność Jazda na rowerze
Łabowa - Kotów - Kopiec (864 m) - Czerszla (877 m) - Kozie Żebro (888 m) - Sąpalska Góra (831 m) - Margoń Wyżna - Frycowa - Homrzyska - Zadanie Góry (921 m) - Jaworzyna Kokuszczańska (966 m) - Hala Pisana (1044 m) - Wierch nad Kamieniem (1083 m) - Hala Łabowa (1064 m) - Rozdroże Feleczyńskie (995 m) - Łabowa
Beskid (nie taki) Niski
a stromy...
...i pusty. Nikogo, absolutnie nikogo przez cały dzień.
Wracamy w Beskid Sądecki...tylko coś nam się kończy droga
Wąwoziada 2017 :)
Nadal pusto...
Nadal stromo...
Otwiera się widok...
"Czasem kiedyś już zmęczona, w chwili krótkiej przyjemności, w złotych słońca stu ramionach, Ty wygrzewasz stare kości"
Hala Pisana...z dużej litery :)
"Gdy wieczór zapada i dnia ucichł ruch..."
Kategoria SFA, Wycieczka
Beskid Sądecki + Duży Mincol
-
DST
70.00km
-
Sprzęt SANTA
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wojkowa - Góry Leluchowskie (Zimne 918m, Dubne 904m, Kraczonik 939) - Leluchów - Ruska Vola nad Popradem (SK) - Mały Mincoł (1055 m) - Uhlisko (965 m) - Duży Mincoł (1157 m) - Circa (SK) - Leluchów - Muszyna - Tylicz - Wojkowa
Naprawdę DUBNE to pasmo...
Beskid Sądecki - tym razem pasmo: "Góry Leluchowskich" czyli 3 szczyty pomiędzy Tyliczem, Muszyną a Leluchowem. Zimne, Dubne i Kraczonik.
Dzień jak co dzień na urlopie :)
Pusto...
...i dziko. Zarośnięte szlaki, tędy nikt nie chodzi.
Zjeżdżamy do Leluchowa i przekraczamy granicę. Będziemy atakować Mały i Duży Mincol na Słowacji. Ciśniemy od miejscowości o nazwie: Ruska Vola nad Popradem.
Szlak jest dziki...naprawdę dziki. Znowu nikogo przez cały dzień.
Droga jeszcze istnieje...
Tańcowały dwa Mincoły...jeden Duży, drugi moły :)
Sedlo pod Dlhou
Droga dziczeje...
i dziczeje...
Mały zdobyty
Zakazane tereny...
Jest i Duży :)
Wpis pamiątkowy
Aramisy znowu szczytują :)
Szkodnik na Mincole
Dzień pomału umiera...trzeba wracać
Kategoria SFA, Wycieczka
Radziejowa i Wielki Rogacz
-
DST
45.00km
-
Sprzęt SANTA
-
Aktywność Jazda na rowerze
Piwniczna Zdrój - Kamienny Groń (785 m) - Niemcowa (1001 m) - Wielki Rogacz (1182 m) - Przełęcz Żłobki (1106 m) - Radziejowa (1262 m) - Złomnisty Wierch (1226 m) - Przehyba (1175 m) - Wdżary Nizne (778 m) - Rytro - Piwniczna Zdrój
Santa z Doliny Roztoki
"Urodził się w nieprzebytych gąszczach stoku góry Radziejowej, tam gdzie opada ona gwałtownie ku huczącym po kamieniach w dole Małej i Dużej Roztokom Ryterskim. Piękna i bujna była jego górzysta ojczyzna..."
Nie przesadzałbym z tym "nieprzebytych gąszczach" - Santa i Dart(h)Moor dały radę, czyli lecimy Pasmo Radziejowej w Beskidzie Sądeckim. A poza tym Santa to się urodził w Piekle i jadł skały na śniadanie :D
Jak zobaczyłem na mapie nazwę WIELKI ROGACZ to już wiedziałem, że muszę tam Santę wytachać :)
tak jakoś sentymentalnie się zrobiło...Wielki Rogacz, Rogaty Rozpruwacz. Szczęśliwe dzieciństwo wśród Demonów :D
Mały Szkodnik na Wielkim Rogaczu:
...a takie są widoki z Niemałego Rogasia :)
... Dywizję SFA Szablistów Pancernych wyślemy tam :)
Z wizytą u Rogasia - czyli Radziejowa zdobyta
KIerunek Prehyba
Zjazd z Prehyby - Szkodnik na kamyczkach
Na Kamyczkach 2 - Santa wyniesion (dosłownie) na ołtarze :)
Dobry, techniczny zja...eee znios bo trochę jednak za stromo.
A na dole...darmowa Piwniczanka
Kategoria SFA, Wycieczka
WYSOKA z rowerem :)
-
DST
90.00km
-
Sprzęt SANTA
-
Aktywność Jazda na rowerze
Żegiestów - Dolina Popradu - Piwniczna-Zdrój - Eliaszówka (1024 m) - Przełęcz Gromadzka / Przełęcz Obidza (938 m) - Przełęcz Rozdziela (803 m) - Polana pod Wysoką - Wysoka (1052 m) - Durbaszka (934) - Jaworki - Dolina Białej Wody - Przełęcz Obidza - Kosarzyska - Piwniczna Zdrój - Żegiestów
Nowy dzień, nowe pchanie roweru :)
Wybierz swoją drogę, ale kierunek (pod górę) zachowaj !
Szkodnik na Eliaszówce - widok z przodu
Szkodnik na Eliaszówce - widok z góry
Na Przełęczy Rozdziela (granica między Beskidem Sądeckim a Pieninami)
Wysoka (1052 m), najwyższy szczyt Pienin już czeka...ale jeszcze trochę drogi przed nami
No więc w drogę...
...dalej w drogę
Nie dam rady na trzeźwo...
Zaczyna się to co lubimy...przełajówka
Szkodnik katorżniczy w drodze na Wysoką :)
Wysoka jest wysoka i stroma :)
Wciąż wyżej i wyżej...
Wysoka (1052 m) z rowerem...trzeba być pojebanym :D :D :D
Wytachane, zdjęcia zrobione, można znieść rowery...choć znam takich co by tu zjechali :)
W drodze na Durbaszkę
Owieczki i zadyma z 3-ma owczarkami pasterskimi.... 2 już czekają na drodze, trzeci w odwodzie.
Dolina Białej Wody...jak się pojechało tak daleko, to trzeba teraz jakoś wrócić.
Poprad nocą - majestatycznie :)
Fragment naszej trasy - od Piwnicznej po Durbaszkę :)
Kategoria SFA, Wycieczka
Pusta Wielka i Jaworzyna Krynicka
-
DST
45.00km
-
Sprzęt SANTA
-
Aktywność Jazda na rowerze
Żegiestów Zdrój - Pusta Wielka (1061 m) - Bacówka nad Wierchomlą (895 m) - Runek (1080 m) - Jaworzyna Krynicka - Złockie - Milik - Żegiestów Zdrój
Pierwsza wycieczka czyli atakujemy pasmo Jaworzyny Krynickiej. Zaczynamy od zwiedzenia Żegiestowa Zdroju i zapoznania się z burzliwą historią tego miejsca - od początku budowy uzdrowiska, przez lata jego świetności, czasy okupacji, ponowny rozkwit i ponowny upadek. Miejsce dla Basi szczególne, bo za dziecka nieraz spędzała tu wakacje.
Stary dom zdrojowy
Dzikie szlaki Beskidu Sądeckiego
Kły drzew
Kochamy takie ścieżki
"This is where the fun begins" :)
It's a judgement day, Sister. Show me your tits and I will judge them :D :D :D
Pusta Wielka - szczyt
Pusta Wielka - w pełni przejezdne ścieżki :)
Spotkanie na szczycie - Bacówka nad Wierchomla
Na szczycie Runka
Jaworzyna Krynica padła :D
Widok na znanego nam wieloryba - ucząca pokory LACKOWA (997 m). Najwyższy szczyt Beskidu (nie takiego) Niskiego :)
Kategoria SFA, Wycieczka
Roztoczańska 13
-
DST
106.00km
-
Sprzęt SANTA
"3:10 do..." Kraśnika
No kurde...Trochę nie doszacowaliśmy z tym "przecież na Roztocze jest blisko".
To była bolesna pobudka...
Mistrzowscy Mistrzowie klasy Mistrzowskiej
W bazie trochę znanych twarzy - napieraczy i "ciśnieniowcy" z różnych imprez. Najgroźniejszy dziś będzie jednak jeden z zawodników hybrydowych: albowiem pojawił się tutaj sam Zdezorientowany Magciej Dudakot. Kolo znany z dobrej nawigacji, mocnej łydy i ciężkiego humoru. Niby zdezorientowany a ogarnia lepiej niż nasz listonosz przesyłki z DUPY (Dzielnicowy Urząd Przesyłek Awizowanych). Zwinność kota, zwrotność dudka...jest lepszy niż niejeden zagraniczny zawodnik (np. rumuński Mocnar Napieralesku, czy też rosyjski Wpierjot NaSkrótow. W historii zagroził Mu tylko gruziński korsarz Kałmanawardze). Będzie ciężko, ale nie pękamy.
Roztoczył się Santa po Roztoczu
Ruszamy w trasę, na mapie tysiące punktów - jako to w rogainingu. Początek ostry bo jedziemy ze Zdezorientowanym Magciejem, ale na drugi czy trzecim skrzyżowaniu Magciej przestaje być Zdezorientowany. Stwierdził, że dość i już. Lecimy zatem z Magciejem, ale chwilę później jego także gubimy w lasach i piachach Roztocza. Nie mogąc znaleźć jednego punktu, nota bene najtańszego przeliczeniowo, odpuszczamy go i ruszamy po kolejne skarby. Magciej zostaje raz jeszcze przeczesać las. Gdzieś tam jeszcze okazjonalnie minie się z nami na trasie, ale od tego momentu walczymy właściwie sami.
Będą wąwozy, skarpy, lasy...będzie punkt nawet w norze Borsuka. W norze jednak nikogo nie ma, BoSuka gdzieś wybyła i się szlaja po lesie. Pewnie nie ma jej/(go?), BoSuka ofiar po krzakach.
Wybaczcie krótki opis rajdu, ale robię go podczas wyjazdu w góry i nie ma ani sił ani czasu się rozpisywać. W zamian macie trochę zdjęć z Roztoczańskiej.
"Podaj cegłę, podaj cegłę..."
Wpadamy do bazy z bezpiecznym zapasem około 5 minut. Jak na nas, jest to dłużej niż wieczność. Okazuje się, że liczba zebranych punktów daje nam drugie miejsce w kategorii rowerowej - o włos przed drużyną z miejsca trzeciego. W ramach nagrody za ten sukces dostajemy...cegłę z pobliskiej Cegielni Hoffmanowskiej. Widać, że organizatorzy chcą abyśmy mieli solidne fundamenty przyszłych sukcesów...lub porażek. (Najbardziej spektakularne porażki również wymagają solidnego przygotowania - nie da się czasem zrobić "takiej pięknej katastrofy" od tak, bez "dobrego" planu i zaangażowania.)
DZIKA dyplomacja
W bazie ogólnie deszcz nagród i upominków. Nie dość, że dostajemy cegłę to jeszcze otrzymujemy krem upiększający dla mężczyzn. Już widzę wasze rozpalone oczy i rozbudzone nadzieje. Nic z tego. Nie liczcie na wiele - dostałem małą tubkę a nie TIR'a z cysterną kremu. Nie będzie zatem efektu WOW.
Są jednak ważniejsze sprawy niż kremy, albowiem zaplecze rajdu jest niesamowite: soki, drożdżówki, ciasta no i prawdziwy pieczony dzik. Dwa wielkie dziki do zjedzenia. Rewelacja. Basia oczywiście mistrzyni dyplomacji.
Gdy opowiadamy o DZIKIEJ uczcie, to niektórzy są niepocieszeni:
Niektóry: - Dzik naprawdę? Naprawdę zjedliście takie biedne zwierzątko?
Basia: No...przepyszne było!
(to mogła nie być odpowiedź oczekiwana...)
Na koniec jeszcze zdjęcie zrobione przez Zdezorientowanego w bazie - dziękujemy :)
Kategoria Rajd, SFA