Październik, 2023
Dystans całkowity: | 603.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 50.25 km |
Więcej statystyk |
Szlakiem Żelaznym nad Olzę
-
DST
63.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Bierzemy ze sobą Kingę, która także dopiero wraca do sprawności po poważnym urazie kolana... jest super, zebrało się 3 kolanowych kaleków i pojechali na rower. Czy to już ten wiek, w którym pytamy się nawzajem nie "jak minął dzień", ale "co robiłeś dzisiaj na rehabilitacji"... Miejmy nadzieję, że to jeszcze nie ten czas i coś tam nadal damy radę podziałać w terenie.
Co do samego szlaku:
1) Startujemy z Godowa (jest tam bardzo wygodny parking przy Urzędzie Gminy - świetne miejsce jeśli chcielibyście ruszyć na szlak)
2) Północna polska mini pętla nad Łaziskami... hahahaha. Kto to wyznaczał i po co... można sobie darować bo to jazda między domami po randomowej wiosce.
3) Główna polska część szlaku (wschód - zachód od Godowa do granicy przy Karvinie). Efekt WOW gwarantowany. Jest super. Jest ślicznie. Kapitalnie!
4) Karvina - starówka i park bardzo urokliwy. Most i jezioro GIT MIEJSCÓWKA !!!
5) Tutaj zamiast jechać po wiosce, wskakujemy na bulwary a potem terenowy szlak wzdłuż dopływu Odry - rzeki OLSY. Bardzo ładnie, acz fragmentami przypomina to bulwary wiślane w okolicy Skawiny (dla tych co nie znają - to nie zarzut, bo są zrobione W PYTECZKĘ!!! tyle że można mieć do prostu uczucie deja vu ).
6) Kilka genialnych hydro-obiektów, więc ścieżka rowerowa nr 10 - bardzo polecamy jako alternatywę dla "żelaznej" drogi powrotnej (innymi słowy słabszą część czeską zamieniliśmy na wypaśną, czeską ścieżkę! - dla mnie super)
No i zdjęcia, ale uprzedzam będzie ich sporo.
Zaczynamy :)
Szlak Żelazny
Trochę historii
To jest ta wypaśna polska część :)
WOW!
Kolejowy klimat :)
Kinga na dobrym torze - w końcu to szlak po dawnym nasypie kolejowym :)
Jesień robi robotę!
WOW, WOW, WOW !!!
Tunele!
Mosty!
Tunele 2
Tunele 3
Jeden z najczęściej fotografowanych fragmentów szlaku :)
By zjazd, to musi być teraz dymanie :D
No jest tu ładnie!
Kocham takie klimaty
Batman i Spider czuwają nad szlakiem!
Jedzie się super
Wygląda to też świetnie!
Widoczki z mostu!
Zabytkowy most w Karvinie
Jezioro w Karvinie
Hydro-obiekty moje kochane!
Dużo hydro-obiektów!!!
Niezmiennie taki widok kojarzy mi się to z areną POWER PLANT z One Must Fall 2097 (klasyka z dawnych lat - pamiętacie TO?)
Odprowadzając strumień do Olzy (aby się nie zgubił)
Nad Olzą!
Zachód słońca nad wzburzonymi wodami :)
Nad Olzą 2 :D
Kolejny hydro-obiekt!
Watch your steps :P
Powrót do auta jak zawsze po zmroku... acz zapada on o wiele za szybko o tej porze roku...
Kategoria SFA, Wycieczka
VI Puchar Dolnego Śląska
-
Aktywność Sztuki walki
„Ciesz się że nie szczekasz, taka impreza była” – jak mawiają na mieście… więc proszę nie narzekać, ale docenić że się udało!
Tyle tytułem wstępu, jedźmy „z mięsem” czyli z samą treścią relacji.
"...lewymi rękami odkrywają głowy i kłaniają się grzecznie (zwyczaj honorowy,
Nim przyjdzie do zabójstwa, naprzód się przywitać
już spotkały się Szpady i zaczęły zgrzytać" (klasyka klasyk bo to Pan Taduesz - pojedynek Hrabiego i Kapitana, zwizualizowany TUTAJ)
Hit him when he's in the air :D
Na drugie zawody Pucharu 3 Broni (Trójbój Klasyczny) we Wrocławiu przybywamy dopiero w niedzielę czyli już po eliminacjach Szpady i Szabli, które rozegrały się w sobotę. Nasze „spóźnienie” związane jest z faktem, że początek weekendu przyniósł nam start w rajdzie „Jaszczur – Złoto-zlaty” w Górach Złotych. Zatem do stolicy Dolnego Śląska zjawiamy się „przesędziować” całe eliminacje Rapiera oraz później wszystkie 3 ćwierć-pół-oraz-finały trójboju.
Jest to możliwe dlatego, że nasz młodsza krakowska kadra instruktorska oraz główni Instruktorzy filii Wrocław na spokojnie byli w stanie ogarnąć zawody bez nas. O tym także dzisiaj będzie – o szkoleniu kadr Szkoły Fechtunku ARAMIS oraz o tym jak ważne i potrzebne jest to zadanie, nie tylko w kontekście wsparcia organizacji zawodów.
Nim jednak zagłębimy się w tą opowieść, to muszę powiedzieć że Wrocław przywita nas deszczem. I to nie małym. Na dachu naszego SFA-Panzerkampfwagen nasze rowerowe bestie mokną, a ulice po prostu płyną… pogoda po prostu kapitalna aby obić komuś maskę. Jak to było w absolutnej klasyce:
"- Żal umierać w taki deszcz/
- Pułkownika będą chować to i niebo płacze" (naprawdę ktoś nie zna? Ech, TUTAJ)
No cóż kogoś dziś pochowany… a raczej jego/jej ambicję co do medalu i dobrego miejsca. Pochowamy 6 stóp pod ziemią, bo pretendentów do najwyższych miejsc jest wielu, a nie samych miejsc już nie tak sporo (na podium tylko 3).
Gdy przekraczamy bramy na Kruczej i wchodzimy w zupełnie inny świat. Nasze bestie pozostawiam za plecami, a mapa i kompas zostaje zamieniona na maskę i broń… to czasem niesamowite uczucie jak przechodzimy z jednego świata do drugiego. Niezależnie w którą stronę, zmienia się wtedy wszystko a w każdym z tych wymiarów trzeba wywalczyć sobie swoją pozycję i to jedyne na co można liczyć.
Kątem okna dostrzegam na jednej planszy natarcie zwodzone wykonane poprzez zwód pchnięcia, wyminięcie (zasłony)… i niemal czuję w powietrzu to drżenie klingi gdy trafia ona w maskę pechowego szermierza, który nie zdążył z układem zasłon. Wiem, że jestem we właściwym miejscu… wiem, że dobrze trafiłem:P
Mimo że to nie było pchnięcie wyprowadzone przeze mnie, to naprawdę dobrze trafiłem :D
No cóż, ale strzeżcie się, jestem tu także pilnować regulaminu i hojnie obdarzyć Was dublami jak zaniedbacie zasadę „primum vivere”
Zasłona pierwsza spektakularna :)
Coś słaby ten unik :P
"Nauczymy się teraz matematyki...esto es circulo magico. Nauka zaklęta jest w rękach" (film w dawnych lat - TUTAJ)
Coś mnie kłuje w biodrze :P
Bausuj gdy Cię chłostam :P
Wiecie jaka jest jedna z największych mądrości mistrza (w znaczeniu mentora, nauczyciela)? Pozwolić uczniowi go przerosnąć.
A to wcale nie jest proste. Każdy ma ambicje, każdy chciałby być na szczycie „na górze, na górze, na górze chciałoby się żyć najpełniej i najdłużej, o to warto się postarać, to jest nałóg, zrozum to…”
I pół biedy jak ze sobą rywalizujecie, walczycie o swoje miejsce i ktoś jest po prostu lepszy – idzie wtedy się z tym jeszcze jakoś pogodzić (bo trochę nie macie wyboru - jest lepszy). Można postawić sobie wtedy cel aby Go gonić i uczynić pokonanie Go swoim życiowym wyzwaniem… ale uczyć kogoś, osobiście umożliwić Mu stanie się lepszym od Was.
Ohohoho… to zupełnie inna bajka.
To jak oddawanie przewagi, to trochę jak granie przeciwko sobie samemu, jeśli jesteście także zawodnikiem. Dlatego jest to takie trudne, ale czy ktoś kiedyś powiedział że będzie łatwo?
Łatwo już było, jesteśmy w świecie SFA – tu możecie liczyć tylko na krew, pot i łzy… a i śmiech, zapomniałem o śmiechu. Śmiech nad waszym losem. Hah! Jak ja kocham motywację ujemną… jak za dawnych czasów lecimy jakąś siłówkę...
(Dygresja do dygresji: mój ortopeda dawno temu jak popatrzył na moje uda to wywiązała się taka rozmowa:
- jaki ma Pan profil treningu?
- Pojebany, a co? )
Wszyscy leżymy wykończeni, ale dumni z tego, że przetrwali a Wy wtedy rzucacie na głos „Ale my jesteśmy słabi” i cała duma grupy pęka jak bańka mydlana… ech, kocham te chwile rozczarowań. Aż słyszy się to pęknięcie. "Chwilo trwaj, jesteś taka piękna" :D
Wracają do tematu, bo mi znowu dygresja odjechała lekko w piździec… no więc, umożliwić komuś bycie lepszych od Was, to jest prawdziwa wielkość trenera.
Oczywiście zakładamy tutaj że szkolony materiał ma potencjał i wykazuje się ciężką pracą i zaangażowaniem, bo wiecie – niektórym możecie dać wszystko, komplet narzędzi, możecie pokazać Im drogę, a Oni i tak wybiorą aby pozostać słabi. O tym co cechuje dobry materiał na zawodnika klasy mistrzowskiej już kiedyś Wam pisałem (a w zasadzie tylko zasygnalizowałem temat bo to motyw na kilkanaście wykładów i lata pracy własnej).
Pamiętajcie także, że „Wasi uczniowie będę tacy jak Wy jesteście, a nie tacy jak chcecie aby byli” – to słowa nieżyjącego już Profesora Czajkowskiego, naszego mentora i nauczyciela.
Ucząc kogoś stajecie się takim – jak to dziś w nowomowie się mówi – „role model”. Jak będziecie wykłócać się z sędziami o punkty, jak będziecie grać nie-fair, to wasi uczniowie będę czerpać takie wzorce, niezależnie ile razy byście mówili Im, że tak nie powinno się robić. Uczenie kogoś to ogromna odpowiedzialność…
Ale także ogromna satysfakcja. A mówiąc o satysfakcji, to obecnie z Basią taki właśnie cel sobie stawiamy: jak najlepiej przygotowywać kadrę i cieszyć się z sukcesów naszych zawodników. Co to jednak oznacza? Ano to, że jeśli kiedyś udało by nam się wrócić do walk, to możemy spotkać się z tak wysokim poziomem, że po takiej przerwie jak zaliczamy - nie wyjdziemy nawet z eliminacji… cóż, jest to cena jaką chyba warto ponieść. Taka jest cena za rozwój całej grupy i inaczej być po prostu nie może. Każdy kiedyś może złapać kontuzje, wykruszyć się, cokolwiek... i jeśli nie rozwijamy całej grupy to wtedy nie będzie ani tego jednego mistrza (bo właśnie się „wykruszył”) ani tejże grupy zawodników. A nie tego przecież chcemy.
Podobnie jest ze szkoleniem sędziów. Im bardziej chcemy aby zawody były profesjonalne, im większej powtarzalności w sędziowaniu chcemy (i nie mówię tutaj o powtarzalności błędów :P) to musimy inwestować czas i wysiłek w szkolenie kadr. Dzięki temu będą Oni w stanie rozegrać zawody gdy z jakiegoś powodu nas zabraknie, ale dojedziemy z opóźnieniem. W sędziowaniu, podobnie jak w samej szermierce, nic nie jest w stanie pobić doświadczenia i tak jak tzw. obicie w walce jest kluczowe, tak oglądanie walk i ich analiza także działa cuda. Sędziowie muszą się nauczyć jak postrzegać akcje i muszą „widzieć” trafienia. Brzmi trywialnie, ale kto widział w jakim tempie potrafią toczyć się walki, ten wie o czym mówię. Do tego muszą się Oni nauczyć komend i całego protokołu prowadzenia walki. To w pewnym sensie zabawne, ale także bardzo pouczające gdy spotykamy się z sytuacją, w której osoby narzekające na sędziowanie zmuszone są poprowadzić walkę i potem mówią: "cholera, to nie takie proste”. Witajcie w świecie w którym wszyscy Was nienawidzą.
Co to jest okrągłe i Was nienawidzi? ŚWIAT :D
Każdą porażkę zawsze można przypisać sędziemu. Zwłaszcza zrobi to zawodnik, któremu ego nie pozwoli na przyznanie się, że był słabszy. Do dziś pamiętam z podstawówki, jak fanatycy kopania świńskiego pęcherza w 22 osoby śpiewali na stadionach „sędzia ch**, wozi gnój na kradzionych taczkach, pije, pali, konia wali, w dupie ma robaczka”.
Zawsze intrygowały mnie te kradzione taczki. Robaczka rozumiem, picie, palenie, jazdę konną także, ale kradzione taczki. Niepojęte to jest :D
Wiecie jakie są największe błędy sędziowskie:
- sędziowie widzą ostatnią akcję (zdarzyły się 3 „akcje”, ale nasz umysł zarejestrował tylko ostatnią z nich: typu 3 trafienia w lewo, jedno z prawo PÓŹNIEJ, ale widzimy tylko to jedno w prawo bo było ostatnie)
- uleganie presji, gdy zawodnik zadaje kultowe pytanie „przepraszam, gdzie dostałem” (oprócz szabli to nie ma znaczenia – rozumiem że ktoś może nie poczuć trafienia, to się zdarza, ale to czy dostał w ryja czy plery nie ma znaczenia. Liczy się że dostał, więc takie pytanie jest w pewnym sensie bez sensu, ale presję wprowadza)
- brak pewności siebie, a co za tym idzie nie podejmowanie decyzji (choroba nazywana przez nas „ślepi liniowi”). Wystawiłbym chorągiewkę bo chyba było, ale się boję… Pamiętajcie, brak wskazania jest także informacją o tym, że nie widzieliście trafienia. To tak samo ważna informacja dla głównego jak ta, że trafienie padło.
- brak znajomości protokołu przez „liniowych” czyli nie rozróżnianie wskazania: „nie widziałem” od „na pewno nie było” albo pokazanie „różnicy tempa” za co odpowiada główny (mówię tutaj o sytuacji kiedy liniowy nie pokazuje obu trafień, bo uznaje że była różnica tempa i sygnalizuje tylko pierwsze z nich). UWAGA: liniowy - zapytany - może głównemu podać swoją ocenę, ale powinien wskazać wszystko co widzi, a nie podjąć decyzję samodzielnie. On zbiera dane, wszystkie dane, a nie wybrane!
- brak poproszenia o zmianę kiedy nie daje się już rady (sędziowanie wymaga mega koncentracji i męczy. To spory wysiłek i jak „już nie widzicie na oczy” to poproście k***a o zmianę! Będzie to z korzyścią dla wszystkich. Ego nie pozwala czy strach :P
Jak strach to jeszcze spoko, macie się bać! Ale jak ego to będziemy pacyfikować :P
- mylenie strony lewej z prawą… klasyka. Nie chce mi się nawet komentować...
To nie jest kompletna lista… to jakiś drobny wyciąg, ale mimo wszystko nie obawiajcie się szkolić w sędziowaniu. Może i wszyscy Was nienawidzą, ale za to jesteście Panami Życia i Śmierci.
Chyba nie da się mieć takiej władzy bez bycia hojnie obdarzonym nienawiścią przez pewne grupy społeczne.
To tyle na dziś. Normalnie napisałbym że widzimy się na Pucharze Piotrkowa, ale jako że wpis jest opóźniony to powiem do zobaczenia na MISTRZOSTWACH !!!
Bardzo dziękujemy także Grzegorzowi za udostępnienie nam świetnej jakości zdjęć z Wrocławia.
Zawsze cierpimy na brak materiałów foto-video, więc tym bardziej jesteśmy wdzięczni !!!
Nerwy napięte :D
Nie było !!! :D :D :D
Źle postawiona zasłona nie działa
Szermierz szermierzowi wilkiem :P
Nawyki aby komus jebnąć... Basia nie umie się powstrzymać :P
Strefa medalowa :)
Kategoria SFA
Jaszczur Złoto-Zlaty
-
DST
72.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Instrukcje były nieja...wne
Zmiana formy i miejsca rajdu przyniosła także powrót do procedur iście COVID'owych, kiedy to Malo robił NIEmaratony na NIEorientacje. Dla tych którzy nie śledzili tego zjawiska wtedy, nie było to walka z obostrzeniami sanitarnymi jako takimi, ale raczej bojkot legendarnego już zakazu wejścia do lasu. Wspomnienie tego jest nadal żywe w narodzie - na przykład TUTAJ! Skoro Malo zakładał wtedy NIEbazy i robił NIEmaratony, to czy jeśli będziemy trzymać tej pewnej znanej konwencji (Batman miał BATharpun, BATjaskinię, BATlekarstwo...) to czy NIEbazę dla NIEmaratonu złozył NIEmen? :P
Tak czy siak dostajemy info, że 4-ty Jaszczur w tym roku odbędzie gdzieś, a bazę rajdu mamy sobie znaleźć. Co to znaczy? Ano tyle, że jedziemy nie wiadomo gdzie, a po drodze będziemy dostawać instrukcje co daje. Na jednym z Jaszczurów część zawodników pojechała do innego województwa niż było trzeba bo instrukcje były nieja... wne :P
Pamiętam, że z niektórych stron skupiających informacje o rajdach chciano Jaszczura wywalić, bo nie uznano za rzetelną informacje, że bazą jest miejscowość Namiotowo Własne.
Ten rajd można kochać lub nienawidzić - innej opcji nie ma :P
Wracając do relacji: mamy ruszyć do przodu, wiedząc tylko że Jaszczur odbędzie się w "złotym terenie" na pograniczu polsko-czeskim. Zapachniało zatem Górami Złotymi (Rychleby) i mamy nadzieję, że nie zmarnujemy żywota szukając Eldorado, jak pewien rycerz (kocham ten wiersz POE'ego - TUTAJ). Łapiemy nocleg w Kotlinie Kłodzkiej (w sprawdzonym miejscu, gdzie nie robią problemów z powrotem o 2:00 w nocy z ubłoconymi rowerami... co wcale nie jest takie oczywiste, bo w niektórych agro mają o to duże ale :P ).
Na wszelki wypadek bierzemy do torby mapy Masywu Śnieżka, Ziemi Kłodzkiej oraz Gór Złotych oraz Gór Opawskich/Jeseników. Jak nie odnajdziemy bazy, to pojedziemy sobie na wycieczkę. Podchodzimy do tego po prostu bardzo luźno - jak instrukcje będą słabe, to się pobawimy sami, a nie będziemy płakać i złorzeczyć w internecie :P
7 minut po północy (z piątku na sobotę) meldujemy się pod Złotym Stokiem i wysyłamy Malo naszą lokalizację. W odpowiedzi otrzymujemy instrukcje odnalezienia bazy... ech nasz nocleg od baz to 70 km... obstawialiśmy serce Gór Złotych pod Lądkiem Zdrojem, a baza będzie właściwie w Górach Opawskich (dość blisko Głuchołaz). Nie jest źle... "inni mają jeszcze gorzej, ale nie da się ukryć że są tacy, którym jest lepiej".
Nie pośpimy za bardzo, bo dojazd do noclegu to jeszcze ponad godzina, a potem z rana musimy jechać z powrotem do NIEbazy. Doliczając jakieś śniadanie po drodze, to zrobi się naprawdę MALO godzin na sen.
Cóż "nie ma spokoju dla podłych, ani tych którzy ośmielają się stawić im czoła..." (komiks Spider-man: Shriek)
Następnego dnia rano meldujemy się w NIEbazie, która znajduje się na polskiej granicy. Dosłownie na granicy, bo przy słupku granicznym 169/16. Jest to po prostu rozbity na dziko w lesie namiot, z którego Malo odprawia kolejne ekipy zawodników. Jak często na Jaszczurze, jesteśmy tutaj jedynymi rowerzystami, więc porywamy mapy i zaczynamy planować nasz wariant dzisiaj. To chyba pierwszy Jaszczur, na których nie ma lidarów ani wycinków wysokościowych, bo Malo stwierdził że "Czesi mają słabe te lidary"... tak, to nie przejęzyczenie, Czesi - cała trasa biegnie po czeskiej stronie i sięga do kurortu Jesenik, a nawet trochę dalej na pasmo ze Zlatym Chlumem.
Fragment naszej dzisiejszej mapy
A tak wygląda całość
NIEbaza :P
Ruszamy na trasę. Dwa pierwsze lampiony są bardzo blisko bazy (zabytkowy obiekt - kapliczka) oraz kępa drzew. Jak przyszło na Jaszczurze, zaraz po starcie zjeżdżamy z utwardzonych dróg i w oba wskazane miejsca kierujemy się jadąc bezpośrednio przez łąkę. I tak nie ma co narzekać (jeszcze...), bo tydzień temu prognozy pogody zapowiadały w tym terenie wodny armagedon i temperaturę około 2-3 stopni. Innymi słowy miało pizgać złem, chłostać i batożyć, a mamy piękny, słoneczny dzień.
A pamiętamy jak potrafi tutaj napierać tutaj złem:
"But when you’re in dead space, you best prepare to be cold
And no one’s gonna hear you scream, so don’t travel alone..." (całość TUTAJ)
Nadal mi zimno na samo wspomnienie (traumę ciężko jest wyprzeć)... Jaszczur Ścieżka Muflona (35 km w 18h...) czy Jaszczur Ogniste Pograniczne... gdzie chłód pogranicza chłostał mięso biczem z deszczu aż ciało odchodziło od kości... albo znaleźliśmy się w polu rażenia stacji bojowo-pogodowej Snieżnikus. Dlatego też mamy w plecaku ze 4 warstwy na głowę... tzn, nie dosłownie, bo chodzi o o kilka kubraczków na grzebiet, a nie na głowę w znaczeniu głowy. Ogarniacie, prawda?
PRAWDA?
Zadałem pytanie! Odpowiadamy jak pytam, dobrze?
DOBRZE ?!? No!
A dziś? Cisza! To akurat nie było pytanie do Was, to było pytanie retoryczne! Dziś mamy 25 stopni na termometrze. Co więcej to już nasz 3-ci Jaszczur z piękną pogodą w tym roku (po Łemko-combat oraz Saint Cross). To się przecież nie zdarza. To jest dowód ostateczny, że klimat się ociepla!
No nie ma innego wytłumaczenia, to jest argument kończący dyskusję. Szach mat sceptycy (klimato i wagino), argument ad Jaszczurum jest mocniejszy niż każdy argument, nawet ten ad Hitlerum. Pogódźcie sie z tym.
OOOO są tu jakieś drogi i to jakie ładne...
...a nie, ch*j, my tędy...
...i tędy
...i tędy też...
Basia dostała niezłego kopa :P
Przedzieramy się na południe szukając kolejnych lampionów. Zgodnie z tym co pisałem powyżej, częściej jedziemy bez drogi (ewentualnie słabą ścieżką) niż jakimś normalnym traktem. Do tego tam gdzie chcielibyśmy przejść, mamy łąki OKUPOWANE przez bydło - dosłownie okupowane (Achtung Minen). Musimy się jednak przedrzeć, a to czasem oznacza przeprawy przez ogrodzenia lub "dzidę" przez krzory. W pewnym momencie coś się jednak dzieje... Basia się zatrzymuje, cała drży. Patrzy na mnie takim maślanym wzrokiem, oddech jej przyspiesza... WOW, tyle lat razem, a tu nadal takie emocje Nią szarpią (dosłownie...)... no, no... ale cóż, trzeba stanąć na wysokości zadania... dać kobiecie czego pragnie... lata doświadczenie przeze mnie przemawiają, jeszcze żadna nie oparła się mojej urokowi gdy używam mojej tajnej broni "prawy przycisk - zapisz jako..." :D
Podchodzę i pytam, opowiedz mi czego pragniesz:
"Odetnij mnie od prądu..." - szepce
AAAAAAA... czyli "mamy fazę" na ogrodzeniu... ech, a już myślałem... że jakaś akcja się zapowiada... kolega mi odpowiadał, że też miał podobnie.
Jego dziewczyna nachyla się do lodówki, wybiera najlepsze kąski, a On wtedy podchodzi od tyłu i... no sami wiecie. A tu się straszny raban i rwetes się zrobił...
Pytam: co, nie lubi w ten sposób?
On: lubi, ale nie w Tesco
No właśnie... źle odczytane intencje rujnują czasem naszą reputację. Dlatego staram się takowej nie posiadać i wtedy jestem bezpieczny - nic mnie nie wyprzedzi i zawsze będę pierwszy <evil laugh> :D
Widzę, że Basia postanowiła porobić coś na drutach... nie wiem do końca co, ale staram się odłączyć ją od ogrodzenia i czasem przez to podłączam się do niego sam. Bzzzzzz-czy jak w dobrym ulu.... no i finalnie, jako że było kilka takich ogrodzeń, to sobie trochę poBZZZZykaliśmy na tych łąkach... jak za młodu. Nawet owce nas obserwujące, tak jak kiedyś, ze strachem przysiadły na zadach :P
Zaufaj mi, tędy będzie najlepiej - rypaj przez ogrodzenie :P
Rypaj przez rzekę :P
...na zielonej trawce :)
Bezdrożami :)
"...a gdy już był,
u kresu sił,
napotkał marę bladą,
o cieniu mów,
gdzie kraj mych snów..." (mój ukochany wiersz Edgara Allana - tutaj w oryginalne w wersji poezji śpiewanej, tutaj PL tłumaczenie)
Ech Ciężko się dzisiaj jedzie, zupełnie jakbym miał jakąś śrubę w kolanie :P...
Pewnie zabrakło smarowania i zardzewiała, więc teraz ciężko chodzi... Aby było ciekawiej, co 500 - 700 m trzeba schodzić z rowerów i przedzierać się przez krzaki. Potem znów trochę jazdy i znowu krzor. Niemniej mamy wrażenie jakbyśmy zupełnie nie byli w formie, bo idzie nam naprawdę słabo... czujemy pierwsze symptomy kryzysów jakie nas czekają.... a przyjdą one gdzieś w nieprzebieżnych krzakach, gdy po raz n-ty kierownica zablokuje się między gałęziami, konar wejdzie w szprychy... zamiast zapłonąć, a ostrężyny złapią kolcami twoją łydkę... albo udo... albo ramię... bo, k***a, obrodziło ich jak w Czarnobylu!!
Będzie to:
- kryzys tożsamości: co ja, k***a, robię z własnym życiem?
- kryzys świadomości lokalizacji: gdzie ja, k***a, jestem?
- kryzys poczucia odległości: ile jeszcze, k***a, do jakieś ścieżki...?
- kryzys poczucia czasu: długo, k***a, jeszcze ...?
- kryzys obranego plany: wymyśliłeś, k***a, wariant... wymyśliłeś... zajebisty...
- kryzys relacji międzyludzkich: Malo, masz w ryja za ten punkt...
Wychodzi z nas także ciężki tydzień w pracy, zarwanie nocy na dojazd z Krakowa do Kotliny z piątku na sobotę i teraz nierówna walka z Jaszczurem.
Przynajmniej przyszłość nie skrywa przed nami żadnych tajemnic: zginiemy tu, k***a,... nawet nie znajdą naszych ciał... mówię Ci, zginiemy tutaj.
Aby było jasne, Jaszczur zawsze idzie nam wolnej niż piechurom i taka jest już specyfika tego rajdu, ale dziś naprawdę ciężko się nam te rowery nosi... kryzys wieku średniego? Nie wiem czy XXI wiek jest jakimś wiekiem średnim, nie ogarniam o jakiej metryce tutaj mówimy... ale kryzys jest, duży... do tego spotęgowany przez ----> patrz kolejny akapit.
Jakieś drogi tu są, ale ich kierunek nam kompletnie nie pasuje :P
Bardzo tego na zdjęciu nie widać, ale to było mega urwisko - pionowe ściany, wprost do jeziorka. Fantastyczne miejsce na punkt kontrolny
Znowu pod górę...
Domek na drzewie :)
Ten rajd to Mem... (luźne nawiązanie do cyklu ten kraj to mem :D - już czekam na odc o 2023 :D )
PARSZYWA DWUNASTKA... czyli idąc zawsze pod prąd
Co za chłop... gdzie on ten lampion rozstawił? Idę potokiem pod górę... przez trawy, przez podmokły teren. Bardzo podmokły teren, ale nigdzie tego lampionu nie ma.
Jesteśmy pewni, że jesteśmy w dobrym miejscu: odmierzyliśmy się od skrzyżowania, jest potok schodzący stromym zboczem, wszystko się zgadza!
Obszukamy się jak dzicy po krzakach i błocie, ale lampionu nie znajdziemy. Po 20 minutach przeczesywania okolicy trzeba podjąć decyzję: nie ma co tracić więcej czasu, jedziemy dalej.
Nie będzie nam ta sytuacja jednak tak bardzo dawać spokoju, że po rajdzie będziemy korespondować z Malo, gdzie ten punkt "stał". Na podstawie udzielonych wskazówek i wyjaśnień, tylko utwierdzimy się w przekonaniu, że byliśmy w dobrym miejscu. Innymi słowy, albo lampion zaginął albo po prostu my jakoś go nie zauważyliśmy, bo nawigacyjnie byliśmy dokładnie tak jak podał Malo. Jakkolwiek by nie bylo, fakt jest tak, że dla nas to BPK (brak punktu kontrolnego) i taki zapis poszedł w kartę.
Chwilę później szukamy wielkiej skały w lesie, ale droga która tam prowadzi na mapie... jest drogą tam prowadzącą na mapie. W terenie jej nie ma. Tak bardzo nie ma się jak dostać w okolice tej skały, że podejmujemy desperacką próbę (acz udaną) pójścia singletrack'eim po prąd. Tak, jako rowerzyści wiemy że to wbrew wszystkim zasadom, ale nie ma tu innych dróg! Po prostu trzeba przyjąć nieśmiertelną zasadę, że "czerwone oznacza: zachowaj szczególną ostrożność" i jakoś udaje nam się wyjść na górę.
To już jesień, więc nie ma dużego roku na singlach - obyło się więc bez "trudnych" sytuacji.
Teraz to trudniejsza cześć - skala. Malo jak zawsze dał lampion na szczycie... impreza "no security", co?
Za stary już na to jestem... skała jest pokaźna i wcale nie jest na nią łatwo wejść. To już nie te czasy kiedy chodziło się po takich rzeczach... co nie zmienia faktu, że wleźć to jedno, ale zejść jest trudniej. Nie mając jeszcze w pełni tej nogi sprawnej, trochę utknąłem na tej skale... finalnie udało się jednak jakoś - mniej więcej - zejść i to nawet bez nagłego tracenia prędkości spadania przy kontakcie z ziemią... a pamiętajcie, to nie prędkość zabija - tylko nagła jej utrata.
Znowu tyramy pod górę...
Singlem nadal pod górę...
My coś chyba jednak robimy nie tak na tych singlach-zjazdowych...
Gdzieś na tych skałach będzie lampion
Widzicie tą górę? Tam jest kolejny lampion... a licznik przewyższeń bije
MNOHO PRAMEN HORA
Jesteśmy w górach (złotych) nad kurortem Jesenik. Zakochany jestem w tych terenach, bo atakowaliśmy je kiedyś z kierunku Głuchołaz i już wtedy złapały mnie za serce (niemniej udało mi się zrobić tylko dwa wpisy na blogu z 11-stu czy 12-stu wyjazdów w te tereny: Que SERA(k) SERA(k) oraz klasyk tych ziem czyli Electro-Pradziad). Ogromne wrażenie zrobiła na mnie także góra, tuż nad kurortem, bo jak stwierdziliśmy z Basią, ten pagór po prostu przecieka. Jest nieuszczelniony! Znajdują się tutaj dziesiątki różnych źródeł - każde podpisane, obudowane, udostępnione. Już wtedy był to efekt "WOW", a dziś Jaszczur tylko dołożył swoją cegiełkę bo rzucił nas na poszukiwaniu kilku z nich!!
PRAMEN to po czesku właśnie źródło, a mamy tutaj ich bez liku: Polski Pramen, Finsky Pramen, Magdeburski Pramen, Pramen Louise i tak dalej, i tak dalej. Ogólnie MNOHO PRAMEN HORA. A prawie przy każdym kubeczek :)
Podchodząc pod szczyt spotykamy także VLADA Draku - można go zobaczyć na zdjęciu poniżej. Być może przyjechał do kurortu na odwyk od jakiegoś innego trunku. Krew nie woda, co Drak?
Słońce pomału już schodzi w dół, a my lądujemy na Niedźwiedzich Skałach (super punkt widokowy)... Odrysowujemy panoramę widoczną ze skał - dobrze, że zdążyliśmy przed zmrokiem, bo inaczej to byśmy wypełnili kratkę na karcie startowym czarnym kolorem :P
Chwilę później, już w ciemności, przedzieramy się przez las i znajdujemy kilka intrygujących rzeczy:
- leśny prysznic (cała kabina oraz woda spadająca z góry - klawo!)
- drewnianą figurę z szyszką w... ech sami zobaczcie
Te lasy skrywają wiele tajemnic... ale może niektóre lepiej pozostawić nierozwiązane? Bo jeszcze skończycie z szyszką w... jak ten poniżej na zdjęciu.
Pramenów Ci tutaj dostatek
VLAD Drakul :D
Pramen mój ulubiony :)
"Słońce już gasło..." nasza nadzieja także...
Oczko na szczycie
Rzecz dzieje się w filharmonia... Sierżant Jebajłow pyta porucznika Rżewskiego:
- Panie Poruczniku, może by tak nasrać do fortepianu?
- Francuzi swołocz, nie zrozumieją dowcipu
Jelonek uznał, że zrozumieją :D
Widoczki
Rysowanie panoramek
Szkodnik gra na tablecie :D
Zatyczka...
Kolejny pramen
Prysznic leśny
Standardowo, Jaszczur bez grobów to nie Jaszczur
Mam dany walec. Walec jest lekko popisany :P
Na Zlaty Chlum czyli PRA(men) ŹRÓDŁO PUNKTÓW KONTROLNYCH
Przejeżdżamy przez Jesenik nocą. To naprawdę urokliwe miasteczko i fajnie je znowu zobaczyć, tym razem w iście jesiennej szacie. Naszym zadaniem jest odnalezienie Lwa Madziarskiego i odpisanie inskrypcji z pomnika. Lew w tym świetle robi wrażenie lekko płochliwego. Poza tym, co jest frontem pomnika? Przód lwa - pysk, czy też bok lewa, skoro lew stoi równolegle do ścieżki :P Basia twierdzi, że trzeba odpisać słowa "z pod" pyska, ja front pomnika definiuję od drogi, która tu przyprowadziła, czyli tak jak patrzymy na ten pomnik. Typowy nie-do-końca-jasny jaszczurowy punkt.
Teraz czeka nas tyranie na kolejną górę. Z Jesenika wychodzimy czerwonym szlakiem i kierujemy się na Zlaty Chlum - górę, na której czeka nas zadanie związane z wieżą widokową. Po całym dniu tyrania po pagórach to kolejne przewyższenia, które musimy pokonać. Naprawdę czuć już zatem trudy tego rajdu... górskie Jaszczury uczą pokory.
Chłoszczą także po ryju, ale to dlatego że lubią... nie ma to nic wspólnego z nauką tejże pokory...
Po drodze spotykamy - nieznane nam wcześniej, bo kiedyś podjeżdżaliśmy na Chlum od innego szlaku - niesamowite źródło. Ze względu na jego charakter, w mojej percepcji zostaje Źródłem Punktów Kontrolnych. Znak na ścianie kojarzy mi się z lampionem. Część osób powie potem, że bardziej przypomina to strzałkę kompasu - zgadzam się, to też fajna interpretacja, ale to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że jest to źródło z dedykacją dla orient-"pacanów, szkodników i zbieraczy padliny".
Aż żal, że Malo nie dał tutaj punktu kontrolnego. Cieszy mnie jednak fakt, że nasz wariant podejścia pod Chlum poprowadził nas akurat tędy!
Portal do Świata Lampionu
Coś płochliwy ten lew :D
PRAMEN Punktów Kontrolnych :)
Podejście na Złoty Chlum wydaje się nie kończyć... wychodzi z nas także zmęczenie po całym dniu. Jest już godzina 23:00, a my tyramy stromą ścieżką cały czas pod górę. Zakładaliśmy naiwnie, że wygramolenie się tutaj zajmie nam mniej czasu, ale rzeczywistość nie współpracuje. No dobrze to nie jest, zwłaszcza że jesteśmy naprawdę daleko od bazy... w zasadzie to najdalej jak się da, czyli na południu południowej mapy (a baza znajduje się na północy mapy północnej).
Finalnie... styrani, z mozołem... osiągamy wysokość schroniska oraz wieży widokowej. Okazuje się, że trwa tutaj impreza jakieś czeskiej, koło 15-osobowej grup (acz wszyscy to ludzie 40 i 50 plus bo młodych w zasadzie tutaj nie ma). Jak nas tylko ujrzeli to... porywają nas do środka, do schroniska. Nie ma opcji odmówić - wciągają nas siłą. Cześć nieźle mówi po polsku, część wcale, część po niemiecku, cześć po angielsku - my natomiast znamy jakieś pojedyncze czeskie słówka typu cesta, vyhlidka itp. W praktyce gadamy zatem w 4 językach naraz. Czesi są zachwyceni naszą mapą (acz mówią, że jest trochę stara i nieaktualna - @Malo, weź sobie to do serca :P), oglądają nasze rowery, debatują ile godzin zajmie nam powrót do Polski. Nie chcą nas wypuścić z imprezy i częstują nas GULASZEM z pieczywem, Kofolą, ogórkami oraz kiełbasą. Jest po prostu niesamowicie... i bardzo wesoło. Kosmiczny klimat i nie ma po prostu opcji z Nimi nie zjeść. Siedzimy i zajadamy wszystko co wjeżdża na stół. Kofoli i pacierza nigdy nie odmawiam :D :D :D
Pytają nas czemu jesteśmy tak bardzo późno, bo ostatnia ekipa z rajdu pojawiła się tutaj jakieś 4h temu. Co więcej, jako że były to ekipy piesze, to są bardzo zaskoczeni, że my jesteśmy na rowerach. Tłumaczy jak się da, zawiłości tego rajdu i zasady Jaszczura.
Gdy w końcu zjemy wszystko co nam dali, udaje nam się jakoś zacząć zbierać do dalszej drogi, co wcale nie jest takie proste...ciągle nam coś donoszą i chcą abyśmy zostali. Wiem o co chodzi, czytałem o tym w komiskach, utuczą nas i pójdziemy do gara. Na pewno!
Mówimy, że musimy jechać, pytają nas gdzie - pokazujemy kolejny punkty kontrolny i oświadczamy, że zjedziemy niebieskim szlakiem w jego okolice... i wtedy się zaczyna kosmos.
Dostajemy ZAKAZ poruszania się niebieskim szlakiem bo tam jest za stromo i zrobimy sobie krzywdę. Mówimy, że sprowadzimy, ale blokują nam drogę, fizycznie nie chcą nas puścić na niebieski szlak. Jeden z nich bierze naszą mapę, analizuje i mówi - jednocześnie pokazując - mamy pojechać czerwony szlakiem bo lepszy dla rowerów, potem skręcić w lewo na dużym skrzyżowaniu i potem bez szlaku, prawą odnogą w cofającą się drogę ...i będziemy na wysokości punktu.
Powiem Wam tak: sprawdziło się co do joty!! "Wyrzuceni" na szlak czerwony, trzymając się podanych instrukcji weszliśmy niemal w punkt (kontrolny). Widać było, że gość zna tutaj każdą ścieżkę :)
Wieża na Złotym Chlumie
Kofola w schronisku o 23:30 :D
Tabliczki
Szkodnik wdrapujący się po nocy na jakąś skałę
Szkodnik po nocy na jakiejś skale :D
"Es ist vollbracht"
Lubię tłumaczenie DOPEŁNIŁO SIĘ / WYPEŁNIŁO SIĘ. To napis na jednej z kapliczek, którą spotykamy po ponownym zjeździe do Jesenika (ze Zlatego Chlumu). Pomału zaczynamy się także kierować z powrotem do Polski. Zejdzie nam jednak trochę, bo spory kawałek przed nami. Czesi śmiali się z nas, że przed świtem dotarcie do Polski nam nie grozi.
Zadamy kłam tej estymacie knedlikowskiej :D i to łapiąc po drodze kolejne punkty kontrolne, powalczymy o powrót jeszcze pod osłoną nocy.
Jednym z punktów po drodze będzie niesamowita kapliczka, którą można zobaczyć poniżej, ale w kartę poleci wpis BPK - Brak Punktu Kontrolnego.
Naszym zadaniem było odpisać inskrypcję na białym kamieniu, ale Malo nie znał "instytucji" WĘDRUJĄCYCH KAMIENI (coś jak Geo-bug'i w Geocachingu) i po prostu ktoś ten kamień zabrał tuż przed rajdem. Nie zmienia to faktu, że nocą taka kapliczką wygląda genialnie.
Do bazy wrócimy o 2:30 w nocy... dość mocno styrani, a tu trzeba jeszcze wrócić do miejsca noclegu, bo o 8:30 wyjeżdżamy do Wrocławia na finały Pucharu Dolnego Śląska w szermierce klasycznej. Sen nam w ten weekend zatem nie grozi. Co innego Malo - zmogło go w NIEbazie i dość słabo ogarnia fakt, że wróciliśmy. Nie będziemy Go mocno rozbudzać, też chcemy jak najszybciej się przespać, chociaż ze 2-3h przed trasą. Normalnie posiedzielibyśmy przy słabo palącym się ognisku, ale mamy naprawdę napięty harmonogram... następnym razem zatem.
Tak więc:
"...już dopala się ogień biwaku, a nad rzeką unosi się mgła
po szwadronie ni śladu, ni znaku, tylko silnik w oddali gdzieś gra" (parafraza TEGO utworu)
To nasz silnik gdy odjeżdżamy w noc. Do następnego Jaszczura - oby także górskiego, bo takie są najlepsze. Na ten moment, trzeba przeskoczyć ze świata orientu, w świat żelaza, ale to już kompletnie inna historia.
To powinno być motto naszej dzisiejszej wyprawy
Klimatyczna ta kapliczka
Nasza karta startowa
Kategoria Rajd, SFA
Rajd WALIGÓRY 2023
-
DST
60.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Brzeska arena dzisiejszych zmagań
Numer startowy 212. Co powiedzą Intjernjety o tym przypisaniu:
Liczba anielska 212 obejmuje atrybuty figury 2 i energie figury 1. Ponieważ figura 2 pojawia się dwa razy, wibracje figury 1 są wzmocnione... No jasne!
Ech, być ZODIAKAREM - szczęście przepowiedziane w gwiazdach :D :D :D
Piotr Pierwszy Rajdowy... a może Rajd Pierwszy Piotrowy?
Na rajd wybiera się z nami jeden z naszych Szermierzy z Grupy Armii SFA Południe "Dywizja Kraków", Piotr, który odpowiada za szkolenie grupy dziecięcej, a także nieraz zastępuje nas w obowiązkach prowadzenia grup dorosłych. Umie także w dobre jedzenie i sztućce... zwłaszcza te dłuższe, które zostawiają rany kłute, a w naszych zawodach coraz bardziej i częściej obija maski innym pretendentom do medali. Nastał zatem czas, aby i jego rzucić na najcięższy kawałek frontu orientacji pod wspólnym sztandarem SFA :D
Pamiętacie jak Tomek zadebiutował na Kaczawskiej Wyrypie (18h w deszczu w listopadzie... TUTAJ) i co? Teraz wygrywa niemal wszystko w zawodach szermierczych - został zahartowany przez ogień wariantu czarnego i prawdziwego orienteeringu, czytaj przeżył "dzidę na rympał". Ledwie przeżył.. no ale teraz wygrywa... zobaczymy co zatem czeka Piotra, ale wierzymy że jest dobrze przygotowany na takie wyzwanie.
W bazie okaże się, że na rajd przyjdzie także Andrzej, który zarzekał się jeszcze niedawno, że na Waligórę nie da rady przejechać. W praktyce pojedziemy w czwórkę, a czasem nawet w jeszcze większej ekipie bo będą do nas to dołączać, to "odrywać się" różni inny zawodnicy, np. Wojtek. Część trasy przejedziemy zatem w piątkę lub nawet szóstkę, ale skład startowy wyruszy w sile (lub słabości) czterech jeźdźców... pato-nawigacji... czterech żółwi... żółwi ninja... chodzących po drzewach. Będzie to można zobaczyć poniżej na kilku zdjęciach... na razie uwierzcie po prostu na słowo.
Zaraz po odprawie, Basia montuje Piotrowi nasz roboczy - z deseczki do krojenia - mapnik i mówi: "prowadź wodzu na parlament" (w kontekście jutrzejszych wyborów parlamentarnych ten tekst można rozumieć różnie). Będziemy tylko bardzo kaszleć, chrząkać i ogólnie odstawiać manianę, gdy Piotr będzie planował bardzo pobłądzić lub zjechać wszystko, tylko po to aby zaraz to wszystko podjeżdżać :D :D :D
Szkoda, że nam nikt tak nie kasła, gdy my błądzimy... no, ale żeby nie było, byliśmy pod dużym wrażeniem jak Piotr poradził sobie z nawigacją na rajdzie!
Szkodnik przestań grać na komórce i zajmij się nawigacją!
Pogańskie tereny... brzeski złoty cielec (tylko złota Im pewnie zabrakło... wiecie jak jest:
- To czyste złoto?
- Rano było czyste, tylko te gołębie srają... )
"Jesteśmy tu, ludzi w ch** eeee TŁUM" jak było w pewnej piosence (TUTAJ)
Wyruszamy z bazy z dość ambitnym planem zrobić komplet. Jak zawsze mogę powiedzieć, że "TEN PLAN BYŁ BEZ WAD" !! tylko czasem... później... coś się delikatnie skomplikuje :D
Zobaczymy jak będzie dzisiaj. Pierwsze punkty to spory ruch, bo obrodziło uczestnikami. Prawie 300 osób na starcie na wszystkich trasach to jest naprawdę imponująca liczba, a przy takiej liczbie zawodników zawsze na pierwszych punktach robią się kolejki. Trzeba też uważać aby nie sugerować się czyimś wariantem, bo czasem polecicie za wybitnym nawigatorem, który ciśnie prosto na punkt, a czasami agent dezorientacji sprowadzi Was w okolice czarnej d... dziury. To nie jest łatwe, to nie jest proste, ale trzeba być jak "Rajski" (mój kumpel ze szkoły z dawnym lat).
Pierwsze klasy LO i piszemy sprawdzian: pytania są z wyborem między a), b), c), d), itp. Tzn. abyśmy się zrozumieli, do wyboru było a, b, c i d, a nie "abcd" i "tp" - nie było tam tego TP, rozumiecie, prawda? No!
Nasza Pani "przyjdzie-dzień-sądu-oj-przyjdzie" Profesor na chwilę musiała wyjść z klasy... a wiecie, pytania były wzięte ze Zbioru Zadań "UDUPIACZ" więc łatwo nie było... zaraz po jej wyjściu Rajski się odpala i zaczyna niemal krzyczeć: drugie B, trzecie D, piąte A... a jedna z dziewczyna, taka mega obowiązkowa i bardzo uczciwa, mówi: "nie podawaj odpowiedzi na głos, daj samodzielnie pomyśleć".
Rajski odpowiada: NIE SUGERUJ SIĘ, szóste D, siódme A
No centralnie jak teraz na ORIENCIE: nie sugeruj się i nawiguj.
Pierwszy punkt wpada nam dość łatwo, zwłaszcza że Piotr jest z Brzeska i mówi "o tutaj to nam kazali karnie biegać w ramach WF'u". Też znam takie miejsca, gdzie się karnie biegało.
Czasy się zmieniają, metody WF-istów nigdy :D
Docieramy do pkt nr 7 przed którym ktoś wykopał wielki rów, a przynajmniej tak ostrzegali Organizatorzy na odprawie. My z Basią przeprawiamy się zostawiając rowery, ale Piotr i Andrzej targają maszyny ze sobą. Tu była dobra akcja, bo Piotr po prostu bierze rower i skacze z nim na drugą stronę. Trochę źle wyliczy odległość (ten rów był naprawdę szeroki jak na skok z rowerem na ramieniu), straci równowagę po drugiej stronie, skomentuje sytuacje jak przystało ("k***a")... i gdy już widzę, jak spada do rowu na łeb, to ten - mimo utraty równowagi - ODWRACA SIĘ i skacze z powrotem! Sprawna bestia!
Ja z moim kolanem to bym przy takiej utracie balansu zapikował w dół jak jakiś dron w ruski okop... pewnie złamałbym sobie przy tym jakąś ważną kość, na przykład podstawę czaszki... a ten po prostu oszukał to zakrzywienie czasoprzestrzeni zwane grawitacją i wydostał się ze złowieszczego przyciągania tej czarnej dziury pod nim :D
Rowo Widokowo :P
Rowo - okopowo :P
Rowo - skokowo :P
Na JAR-emu :P :P :P
Ruszamy dalej na południe mapy, a tam czekają na nas JARY JARY i JARY... a potem jeszcze trochę jarów. Ogólnie będziemy chodzić po jarach oraz ich zboczach. W sumie rozkminialiście kiedyś czym różni się jar od wąwozu, od wądołu, parowu i debrzy? Nie? No widzicie! A Orientaliści muszą. A inne takie: wykrot a karpa? Wysiadka a ambona? Posyp a nasyp. Tak, ja wiem że nasyp to jest dół na odwrót i ma się nijak do posypu, ale tylko zaznaczam, że nieraz sroga rozkmina idzie w lesie czego tak naprawdę szukamy...
Jarów na tym rajdzie będzie naprawdę wiele i ciężko umieścić je chronologicznie w tej opowieści, więc umówmy się - na potrzeby relacji - że CIĄGLE hasaliśmy po jarach, a na zdjęciach będziecie mieć to udokumentowane.
Jako, że to tereny dość blisko Krakowa, więc je dość dobrze znamy - choć jeśli mam być szczery, to te dalsze Pogórza są lepsze/fajniejsze niż Wiśnickie i częściej to tam jeździmy, ale to dzisiejsze także poznaliśmy całkiem nieźle. Wiele się tu nie zmieniło, te same krzaki, te same pagóry, nawet owce tak samo ze strachem przysiadły na zadach na mój widok :D
Pamiętliwe bestie :P
Piotr Trzeci punktowy :D
Ciśniemy przez pola
Psychodeliczne zagajniki :D
Trawers ściany JARU
W blasku słońca
Przez ROWO do Nowo-drogowo :D
Lasy mają oczy... i ciasteczka
Jeden z punktów kontrolnych znajduje się w tzw. Leśnej Galerii - jest to miejsce, które odkryliśmy całkiem niedawno sami podczas szlajania się po lesie w okolicach początku roku.
Spora galeria z leśnej galerii... galeria z galerii czaicie, nie? znajduje się TUTAJ. Nota bene, po linkiem znajdzie także zdjęcia z innego dzisiejszego punktu kontrolnego - ciekawe czy poznacie o czym mówię :)
Tak jakoś wyszło, że Organizatorzy zorganizowali tutaj zarówno bufet (ciasteczka!) jak i zadanie specjalne.
Zadaniem specjalnym jest znalezienie dwóch obrazów i zrobienie sobie z nimi zdjęcia.
To kapitalny pomysł, szkoda tylko że nie został wybrany ten obraz MEGA fajnym Jaszczur - można go zobaczyć w podlinkowanym wpisie powyżej.
Podoba mi się także jak niektórzy zawodnicy w trybie NAPIERANIA analizują otrzymywane wiadomości :D
- Tu nie ma perforatora!
- Bo to zadanie specjalne. Musisz zrobić sobie z zdjęcie z taką i taką rzeźbą. Jak je pokażesz to ja podbiję Ci kartę, jasne?
- TAK
POCISNĄŁ -- WRACA
- Znalazłem, ale tam też nie było perforatora...
Ja mam ochotę wtedy zapytać, którego dokładnie fragmentu zdania: "zrobić zdjęcie" nie zrozumiałeś... ale siedzę cicho, aby w ryja nie dostać :D
HEREZJA !!!!! Przecież na mygłach śpi się najlepiej! Nie wierzycie? No to na przykład ----> TUTAJ (Rudawska Wyrypa 2018) oraz TUTAJ (Adventure Trophy 2019)
ZOSTAŃ TAK - robię foto !!!
Widać, że to nasza szkoła :D
Spojrzenie w przód...
...i w tył
"Fucking back-stabber..." (nie idzie znaleźć linka bezpośrednio do tej sceny, ale tekst pochodzi z tego KULTOWEGO filmu - trzecia część "Martwego Zła" - ARMIA CIEMNOŚCI)
Przysiadamy na moment zjeść jakaś bułę, dać fory tym którzy się ścigają, co by ich za mocno nie objechać :D :D :D
A tak serio, kolano, pierwszy rajd Piotra plus niemal cała czołówka pucharu na liście startowej... co się będę ścigał, tylko się zmęczę. Przysiądę, bułkę zjem, śniadanie najważniejszy posiłek dnia, a to dopiero moje czwarte. I nie mówcie mi, że tak piszę aby odwrócić uwagę od tego, że nie jesteśmy w formie. To nie odwracanie uwagi, ale umiejętność akcentowania ważnych kwestii typu --->
- Słyszałem, że w lesie dostałeś w ryja!
- Taki las, parę drzewek!
No więc przysiadamy i postanawiamy zacząć trollować innych zawodników, bo jesteśmy na "logicznej przelotowej" między punktami. Ciągle ktoś wypada z krzaków, krzyczy "cześć", my odpowiadamy "cześć", czekamy aż nas prawie minie i pytamy "nie podbijasz?".
Reakcje są boskie, a przecież tu nie ma żadnego punktu kontrolnego.
Pamiętajcie ARAMISY to czyste zło i zawsze możecie liczyć od nas na jakiś ciepłe słowo. Na przykład "kaloryfer" :P
A co do tytułu tego akapitu, to popatrzcie na zdjęcie z kapliczki - jeszcze z tą "kreską" to wychodzi lekka psychodela :D
Jakoś tak TA SCENA :D
Wciąż dalej i dalej
Upamiętnienie załogi Liberatora z 1944 (jak ja lubię takie miejsca)
Jedziemy dalej!
WANNA SEND NUDES? :D
Chodzi o polskie słowo WANNA, taki "mebel" łazienkowy, a nie angielskie słowo "łona", chociaż w sumie o łona to też chodziło, co więcej te łona eksponowane... niemal słyszę tą ciszę przed waszym monitorem, która zapadła po tym sucharze :D
Jeśli zastanawiacie się, co tu się w zasadzie odwaliło to powiem, że było tak:
jedziemy po punkt nr 14 i ciśniemy całkiem fajną, widokową drogą - widoczną na zdjęciu poniżej. Tam na polu, z widokiem na pagóry stoi wanna... a w tej wannie nieodziana niewiasta. Nooooo, panna w wannie taka na dwa palce... tfuuu... PIANA w wannie taka na dwa palce. Piana bo to scena kąpieli z widokiem. Panna to była nie na palce, ale na rękę, nogę i coś jeszcze bo miała rubensowe kształty (popatrzcie na barokowe aniołki w kościołach to zrozumiecie). Powiem, że Pan, który tą Panią fotografował, nie musiał dużo wody wlewać do tej wanny, bo jak Pani do niej weszła... to już się tej wody niewiele zmieściło.
Pamiętajcie, prawo ArchiSedes jest bezwzględne: "ciało raz puszczone w ruch, dalej puszcza się samo" :D
No istna Afrodyta... i to taka dobrze odżywiona, tak abyś nie przeoczył jej nawet z dużego dystansu :D
Tak przy okazji, zniszczyć Wam dzieciństwo? Pamiętamy wszyscy "Mitologię" Parandowskiego, prawda? Afrodyta narodziła się z morskiej piany... ach jak romantycznie, prawda? No, nie do końca... cytat z pełnej wersji, a nie tej ugrzecznionej dla klas III podstawówki "Afrodyta urodziła się u wybrzeży wyspy Kithira z piany morskiej powstałej z kastrowanych genitaliów Uranosa"
Damn, kto to wymyśla... skąd piana z genitaliów... czekaj, wróć. NIE PYTAŁEM. Naprawdę, nie było pytania. Nie chcę wiedzieć :P
Uwagę jednak przyciąga także ten URANOS... znacie mój nieśmiertelny tekst na podryw angielskojęzycznych lasek?
Nazywam to podrywem na astronoma, bo opowiadam Im o planetach i naszym układzie słonecznym:
"There will be only 7 planets left in our galaxy when I destroy URANOUS" (jak nie rozumiecie to nie szukajcie - dla tych którzy rozumieją, zabija prawda?).
Dobrze... wracając do tematu. My ciśniemy drogą do lasu, Pani w wannie puszcza... bańki mydlane, Pan ją fotografuje i próbuje zasłonić BLENDĄ przed naszym wzrokiem. Nie dziwię się, bo nie ma patrzenia za darmo, pay per view musi być. Pewnie będą potem kosić ludzi za to na hajs na portalu "TylkoWENTYLATORY" czy jakoś tak. Dziwny sklep...
Pech chciał, że musieliśmy się zatrzymać aby spojrzeć na mapę i trochę tak głupio wyszło, jakbyśmy się na nich lampili na nich... zastanawiałem się czy nie podjechać bliżej i zadać Mu nurtujące mnie pytanie. JAK ON ZMIEŚCIŁ TĄ WANNĘ DO TEGO "Bajerisze Motor Wagen" stojącego na poboczu...
No nic, show nie dla nas... wracamy do lasu, pochodzić po jarach :P
Panna w topieli :D
Praca w ścianie :P
Andrzej przytula się do drzewa... czyli spadek w miarę swobodny po zboczu :P
Zabieramy się stąd!!
"Obudziłem się w ogórkach, wszędzie wojska od cholery
Moja Żona czyli córka Tadeusza, Kazimiera
łasi mi się do pancerza
patrzy w oczu moich toń
MISEK !!!!
za lampionem GOŃ, GOŃ, GOŃ..." (parafraz Mistrza Andrzeja TUTAJ)
Szkodnik popędza jak dziki - bo ma ochotę na zrobienie kompletu. Bardzo miło i kulturalnie każe nam "ZAPIERDALAĆ"... jak mi tego brakowało...a nie czekaj, mam to na co dzień :D
No jest duża szansa zrobić komplet, więc zaczyna się nacisk, szantaż i wymuszanie.
"... a że jestem chłopak szczery, jak filozof rzymski Katon
pytam: co to do cholery, wojna czy maraton?
Ja już dłużej nie zamierzam biegać w tym Tour de Lampion" :D
ale Szkodnik krzyczy: "za lampionem GOŃ, GOŃ, GOŃ..." no i nie ma wyboru.
Andrzej i Piotr podzielili mój los... zapierdalamy we trzech. Wojtek się wykpił - zaginął po drodze. Dla niego już spokój, a cierpienie jego już zakończone...
Gnamy jak opętani od lampionu do lampionu.
Buy the way (kup sobie drogę - dziwne to angielskie powiedzenia :D)...albo to drugie HANDLUJ Z TYM... no dziwne.
Na Bocheńcu było akurat otwarcie nowej wieży widokowej, a sami chyba wiecie jak reagujemy jak coś takiego wchodzi z ziemi. Wychodzi, to trzeba na to wleźć, więc Szkodnik zasuwa pod górę, przez wąwóz na Bocheniec. I to tak zasuwa, że nie idzie się za Nim utrzymać.
A na szczycie? Wież ubrali w kokardkę na otwarcie - genialne, jak ładnie, dla mnie bomba. Bez ironii! Super
No dobra, ale to polećmy z kolejną porcją zdjęć, bo wieżę na Bocheńcu to przyjechały zobaczyć nawet jakieś popaprańce z Mad Max'a --->
Szkodnik każe, to zadupiamy...
Andrzej nie skacz, to się kiedyś skończy... jest nadzieja. Nie skacz.
Andrzej, zejdź. Szkodnik nie będzie już Cię prześladował...
Ja trochę nie ogarniam co się na tym rajdzie działo...
Wariant czarny to jedyna opcja :D
Wygląda niewinnie, prawda? Ale spróbuj zwolnić...
Lampion, lampion, widzisz tutaj coś?
Mówiłem, że nie wszyscy wytrzymali to tempo...
Szkodnikus się nie chrzani i idzie brute force'em przez pagóry...
Wieża z kokardką!!!
Nie w każdej muszli słychać morze...- tako rzecz chłopak bez zęba na przedzie.
Wbijamy na Bocheniec, a tam - tak jak wspominałem - impreza na wieży z kokardką. To na górze, a na dole - pod wieżą - goście z Mad Max'a szukają wody, bo dziś dość naprawdę gorąco... nam też się właśnie kończy.
WTEM !!!
"Chwila przerwy, krótki oddech złapać chcemy - ale gdzie tam!
Podchodzi do nas, tak na oko - pijany poeta
Mówi: czuję jak nieznośna lekkość głazy w duszy spiętrza
po czym wybiegł gdzieś za rogiem kontemplować własne wnętrza..." (parafraza TEGO)
Gość na rauszu podbija do nas i mówi, że wie gdzie są lampiony. Jeden na wzgórzu, a drugi w Toi-toi'u... pytamy czy na pewno "w". Zamyślił się... spodobało Mu się i zamyślił się raz jeszcze.
Mówi, że być może za... ufff... było blisko, już myślałem że będziemy szukać w muszli, w której morza to raczej nie usłyszycie...
Azymutujemy sie od toi-toi'a i schodzimy do źródełka, przy którym powinien wisieć lampion, ale tu jest druga impreza... dla "dresów". Pierwszy bez zęba na przedzie wygląda tak jakby przed chwila lampiona to zajumał... to znaczy, uważam że gdyby mógł, to zajumał by całe źródełko... tylko ciężko nosić samemu taki kamienny słup (uwiera w plecy).
Szukamy, ale nie ma - musieli zabrać...
Zgłaszamy to telefonicznie do bazy. Po prostu "amba fatima, był lampion i ni ma... amba to takie zwierze - co zobaczy to zabierze".
Coś mi się wydaje, że ta Amba, to nie ma zęba na przedzie... pewnie mu inna amba zabrała... Robimy zdjęcia, że tu byliśmy i ruszamy dalej. Ostatnie dwa punkty to już formalność i zjeżdżamy do bazy z kompletem! YEAH !!!
Rajcują mnie takie gabloty :D
Kapliczka, źródełko i GEO-CACHE :D
Na karcie startowej odbiliśmy pieczątkę z tego cache!
Dobre drzewo na punkt :D
Ja: - HA! Komplet. Mamy tytuł Waligóry.
Szkodnik: Nie, nie mamy!
- Jak to nie?
- Bo trasa rowerowa była 60km a nie 100 i tytuł Waligóry był tylko na pieszej 50-tce?
- Czyli oszukali nas?
- Dostałeś darmowe mapy i dobre jedzenie, więc chyba nie jest tak źle.
- No źle nie jest. Było gorzej i chwalili :P
I tak wyglądała ta sobota. Było wszystko... nawet nagie panie :D
A jak są nagie panie, to chyba nie może być źle, no chyba że "chłopaki się chowajta, nadciąga Adelajda, Sprite'a nie dopijajta..."
(Na melodię "Chodź na Pragie")
"Grzej bracie furę i jedź na Waligórę
Weź kompas i zacny rower tyż
Zobaczysz plagie, dziewczynki nagie
każda na wagie, ma to co wisz...."
no ta w konkurencji "na wagie" to wysuwał się na prowadzenie.
To był lekko szalony dzień :P
Kategoria Rajd, SFA
Dailmilova i Brusek
-
DST
20.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ostatnia wyprawa październikowego urlop - krótka bo jeszcze trzeba do domu dojechać, ale także niesamowicie urokliwa bo wieża widokowa DAILMILOVA jest jak z bajki. Ciekawostka: tak kiedyś wyglądała wieża widokowa na Śnieżniku (ta zburzona - a nie obecne AGD :D ).
Do tego Góry Złote i powrót na Postawną oraz Brusek - jak ktoś nie zna kontrowersji "koronnej" związanej z tymi szczytami, to pisałem to tym TUTAJ.
Ech, zakochany jestem z Górach Złotych i Jesenikach... :)
Wieża jak z bajki :)
Szkodnik na podjeździe
Wejście do wieży
Ruszamy dalej
Król Olch? (TUTAJ)
"- Cóż tobie, synku, że w las patrzysz tak?
Tam ojcze, on, król olch, daje znak,
Ma płaszcz, koronę i biały tren.
- To mgła, mój synku, albo sen.
"Pójdź chłopcze w las, w ten głuchy las!
Wesoło będzie płynąć czas.
Przedziwne czary roztoczę w krąg,
Złotolitą chustkę dam ci do rąk"
Ta wieża jest niesamowita!
W drodze na Brusek
Brusek !!!
Szkodnik na Brusku
Kierunek POSTAWNA
No i jest :)
Lecimy dalej granicą
Ta wieża! AAAAA... niesamowite
Pomału wracamy
Ale spojrzę sobie raz jeszcze
Kategoria SFA, Wycieczka
SKYBRIDGE Most w chmurach
-
DST
40.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
LET IT FLOW :D
Bunkier z nieortodoksyjnym punktem obserwacyjnym
Zbunkrowana ławeczka
Te pagóry trzeba pokonać bo SKYBRIDGE jest za nimi.
Wszystkie wieże po drodze także wpadają pod koła - ta ma dla mnie klimat Mad Max'a :D
Widok z wieży, a skoro już mówimy o wieżach i Mad Max'ie to --->
"Have you gone mad? Cause you're gonna, dude
There's a ton of them, and only one of you (mowa o wieżach na Dolnym Śląsku) ---> plebiscyt na waszą ulubioną :P (TUTAJ)
You ain't gonna catch aBreak in the wasteland
Pedal to the metal cause I hate using breaks...
...
You better grab on tight
I can drive you mad!...
...buckle up and hit the gas
Kick up dust and kick some ass
...
Won't take us long to drive you mad
Way out here we don't shake hands
Make the rules or take demands" (całość TUTAJ)
Widokowo
SKYWALK and SKYBRIDGE
NEEEEE, NEEEE... :D
Wkraczając w otchłań :D
Widok jest zacny - w dole wije się cudowny Singiel
Cień mostu
Singiel dla tych lepszych - Technical DH :D
My łapiemy FLOW i będzie niesamowicie
Skończymy pod mostem :D
"Świat się wokół nas wciąż mniejszy staje,
Kontynenty na odległość dłoni są
Samoloty jak z dziecięcych bajek,
ponad głową coraz szybciej niebo tną..." (całość TUTAJ)
Jak ja kocham zachody słońca w górach... oraz ten mrok, który przychodzi po nich. Las, wiatr, chłód, a my nadal wsród drzew
a ten mrok ma czasem swoich mieszkańców...
Kategoria SFA, Wycieczka
Góry Złote - Borówkowa i Trojak
-
DST
40.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Borówkowe knedliki na Borówkowej Górze czyli moje ukochane Góry Złote i wspaniały singiel pod Trojakiem.
Znowu ktoś obiecywał mi Złote Góry... no i jesteśmy.
Szlak graniczny na Borówkową...
Tyramy...
Nadal tyramy...
...czy mówiłem już, że tyramy?
Jest i Borówkowa
A na Borówkowej wszystko jest borówkowe :D
"...śpiewał, że blisko już świt" (kawał historii)
Zjazd :D
"Idziesz, Czesiu? No to chodź!" :D (klasyka ---> TUTAJ)
Kolejny wędrowiec :P
Pod górę :P
Słowo rozdroże zawsze mi się kojarzy z tym --->
"When you're standing on the CROSSROADS that you cannot comprehend...(...)
When the storm clouds gather round and heavy rains descend (...)
And there is no-one there to comfort you with a helping hand to lend (...)
When the cities are on fire with the burning flesh of men..." ---> Całość TUTAJ
Rock Garden :P
Ledwie widoczny już napis na skale. Cholera, gmina powinna to odnowić i zabezpieczyć - to jest punkt przełomowy w historii naszego kraju)
"WOLNY ALE GŁODNY 04.06.1989"
W oczekiwaniu na zachód słońca
Zacnie :)
Singiel pod Trojakiem
Fontanna łez?
Kategoria SFA, Wycieczka
3 wieże (Czerniec, Anensky vrch, Jagodna)
-
DST
70.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
3 wieże w jeden dzień czyli Góry Bystrzyckie i Góry Orlickie. Potężna dawka przewyższeń, ale i nagroda w postaci kolacji w schronisku na Przełęczy Spalonej. Noc przyniosła potężne podmuchy wiatru i naprawdę złowieszczy klimat lasu, w którym obserwuje Was tysiące świecących w ciemności oczu:
"Noc padła na las,
las w mroku spał,
Ktoś nocą lasem na koniu gnał.
Tętniło echo wśród olch i brzóz,
Gdy rower Szkodnika do domu niósł...." (parafraza KLASYKI)
Btw, znacie RAMMSTEIN'ową wersję tej ballady osadzonej "w powietrzu", a nie w lesie... TUTAJ jak coś (PL tekst w jednym z pierwszych komentarzy.
Ruszamy z Różanki
Szukając pierwszej z trzech wież
Podążaj za strzałkami...
...białymi drogami
JEST !!!
Pierwsza z trzech!
In the Shadow of the Tower :D
Ruszamy dalej
Szlakiem w naszym ulubionym kolorze :D
Wyznawcy wielkiego czarnego szlaku :D
Oj...
Są bunkry, jest zajebiście :D
Druga z trzech
Potężna linia fortyfikacji w Górach Orlickich
Wieża na Jagodnej
Zachód słońca widziany z Jagodnej
Trzecia z trzech :D
"Noc padła na las, las w mroku spał..."
"...and the WINGED HUSSARS arrived !!
We remember
In September
That’s the night Vienna was freed
We made the enemy bleed!" (całość TUTAJ)
Ruiny zamku Szczerba
Kategoria SFA, Wycieczka
ŚNIEŻNIK po raz kolejny (Sudeckie AGD)
-
DST
45.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czyli wyprawa po BLENDER, bo tak złośliwi nazywają nową wieżę na Śnieżniku. Kocham tą górę i to tak bardzo, że nie akceptuję faktu, iż karkonoska Śnieżka jest wyższa. Dlatego też dla mnie Śnieżka to Śnieżnik II. Tyle w temacie. Śnieżnik musi być najwyższy w polskich Sudetach. Śnieżnik jest fajny, Śnieżnik jest super!
No ale ponoć jakieś AGD postawili tutaj na szczycie, więc nieważne zatem, że byliśmy tam już wiele razy - jedziemy zobaczyć nową wieżę i sami ocenić, co tam się odwaliło pod naszą nieobecność na naszej ukochanej górze. Dla ciekawych, nasze najbardziej pamiętne wizyty to było polowanie na Słoniątko i Żmijowca, kryzys śnieżnicki, kiedy to straszliwy Muflon wraz ze złowieszczym Jaszczurem zamienili Śnieżnik w stację pogodowo-bojową oraz rypanie się z rowerem przez Trójmorski Wierch i Mały Śnieżnik - z tego ostatniego razu na tej liście, nigdy nie udało mi się poczynić wpisu więc linka brak...).
Po drodze zaliczymy także kilka "singli" GLACENSIS, które zostały tutaj podbudowane... a skończy się tak jak zwykle czyli pchaniem roweru na szczyt. Potem zjazd na czeską stronę i przejazd (przeniesienie...) dość dzikim szlakiem przez Sousinę i Podbelkę. W finalnej fazie zjazd do SKYWALK'a i cudownym siglem "FLOW" do Dolni Morava. Powrót do auta przez przełęcz pod Klepacem (Trójmorskim Wierchem)... masakra podpych po wiatrołomach... i odnalezienie źródeł Nysy Kłodzkiej.
Single :D
SINGLE !!!
Blender z oddali :)
Schronisko pod Śnieżnikiem
W drodze po blender :P
SKYWALK po czeskiej stronie - tam będziemy wieczorem
Mój ulubiony słupek na tym szlaku :)
Mój ulubiony słupek z drugiej strony
Jest i nowa wieża :D
Stalowo :)
Cień AGD - brzmi jak nazwa jakieś promocji lub... horroru
Widok z wieży - zacnie!
Dom AGD :D
Mnie się podoba, serio!
Szkodniczek po kamyczkach
Słoniątko
Słoniątko i Szkodniczek
Cóżby nie...
Pchanie...
Pchanie bardziej...
Przejezdność chwilowo rośnie :)
ale tylko chwilowo...
Znowu u źródła
Trójmorski Wierch, to brzmi dumie... bo tak wody spływają (zgodnie z poniższą tablicą)... więc czemu Czesi mówią na niego Klepacz?
Kategoria SFA, Wycieczka
JESTED niczym Wieża z Kości Słoniowej
-
DST
16.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyprawa do Wieży z Kości Słoniowej, a przynajmniej tak ta góra wygląda z oddali. Nie wierzycie? To sami porównajcie zdjęcie zrobione przez Atreyu podczas Niekończącej się Opowieści oraz te nasze poniżej. Są pewne podobieństwa, prawda?
Połowa urlopu - przejeżdżamy z Gór Żytawskich do Kotliny Kłodzkiej, a po drodze atakujemy górę, która swoim widokiem ciągle nas drażni, kłuje w oczy, a nie było do tej pory okazji aby się tam wytachać z rowerami. No było warto!
Jested - nasz dzisiejszy cel
Szkodnik i nasz dzisiejszy cel :D
Do Wieży z Kości Słoniowej prowadzi droga przez nieprzebyte skały...
...na które trzeba się wspiąć
...przeprawić przez Krainę Pagórów
...drogą w kolorze nadziei...
...wciąż bliżej i bliżej...
...ku niebu...
JESTE(m) na Vyrchole P :D
Hmmm... powiedziałby coś ale może jednak nie...
Robi wrażenie :)
Wojownicy zachodzącego słońca...
Ruszamy dalej...
"...Znów pełny gaz,
Bo cóż, że spadła któraś z gwiazd,
Gdy cała wnet eskadra pomknie na szlak..."
"...A tych, co pozostali,
Trwoga nie przenika,
Radość skrzydła nam rozwija,
Nie przeraża z śmigieł krzyż.
Nigdy nie ścichnie w dali
Mocny głos silnika.
„Lecieć, a nie dać się mijać” –
Zawsze wzwyż!" (jak ja kocham wszelakie Siły Powietrzne) - cytat pochodzi z "Marszu Lotników" (TUTAJ acz nie są śpiewane wszystkie zwrotki utworu)
Przez skaliste noce :)
Wieża płonie światłem
Płoń na horyzoncie po wsze czasy
Kategoria SFA, Wycieczka