aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2022

Dystans całkowity:314.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:39.25 km
Więcej statystyk

Przez PAGÓR do KRYMINAŁU :)

  • DST 25.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 czerwca 2022 | dodano: 27.06.2022

Dla dociekliwych: Pagór - tak się nazywa wzgórze z "przekaźnikiem" widoczne na ostatnim zdjęciu, a Kryminał to nazwa kwartału lasu między Witeradowem a Bukownem)
Wracamy na rower... pierwszy wyjazd Basi na rower od operacji. Bez wielkich pagórów, bez korzeni i kamerdolców, ale jednak !!!
Długo czekaliśmy na tą chwilę, bardzo długo...

"W zardzewiałej ziemi - chwasty i kamienie,
W zardzewiałej ziemi - wyschnięte strumienie...
(skwar niemiłosierny)
...
W zardzewiałej ziemi - kości, sierść i zęby -
Proch, co skrywa diament wypchnięty z jej głębin.
A nad nią błękitne po chmurach wspomnienie -
Rozedrgana spiekota, ulewne płomienie
. (upał iście morderczy...)
Po tej zardzewiałej ziemi ludzie pokrzywdzeni (pokrzywdzeni...i to mocno w tym roku)
Zabłąkani w koleinach wyschniętych strumieni... (mojej ukochanej Sztoły już nie ma - TUTAJ)
Wydłubują strzępy sierści, kości i diamenty
Majacząc na słońcu, śniąc chłodne odmęty
Majaczące plemię spragnione krynicy
Zbrojne w kości przodków - tłucze się i krzyczy
(krzyczy, że czas już najwyższy wrócić na rower...)
Wściekła kłótnia wstrząsa niebiosa hałasem:
Czy Bóg - czy rozsądek ma być ich kompasem?
(byle poprawnie wskazywał północ)
Przez siebie uwielbieni i znienawidzeni
Depczą mylne szlaki wyschniętych strumien
i (... nawet rzeki umierają)
Z tą prawdą tak niemiłą i świętym i łotrom:
Bóg sprawił, że wciąż idą... (niezmiennie! NIEZMIENNIE!)
Rozsądek - że dotrą! (nie inaczej! NIE INACZEJ !)
Mistrz Jacek "Wyschnięte strumienie" (całość TUTAJ)

Jak ja tęskniłem za tym widokiem...

Niebo płonie żywym ogniem

Ślady historii... las pod Witeradowem

"Dość mam już pustych dni i wypraw, których nie było...zabiorę Cię właśnie tam, gdzie słońce dla nas wschodzi, gdzie wolniej płynie czas..." 
DO LASU, DO LASU, DO LASU !!!! (parafraza KLASYKI)


Rogaty zdobył traktor :)

W promieniach zachodzącego słońca...



Kategoria SFA, Wycieczka

Velky i Mały Rozsutec SYSTEMOWO :)

  • DST 20.00km
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 25 czerwca 2022 | dodano: 26.06.2022

Zabrać MySystemTEAM na jedną z najpiękniejszych gór... taki był plan już od zeszłego roku. No i mimo wszystkich przeciwności tego nie-najprosteszego-dla nas roku UDAŁO SIĘ.
Dla mnie to 3-ci raz jak tu wracam, bo ta góra ma w moim sercu szczególne miejsce.
Pamiętam "nasz pierwszy raz" jak z Basią podchodziliśmy pod Velky Fatrzański Krywań (1709m), najwyższy szczyt Małej Fatry...i nagle z mgły wyłonił się ten ostry grzebień. CO TO JEST??
I DLACZEGO NAS TAM JESZCZE NIE BYŁO !!! Sprawdzamy mapę. kim jesteś? Mapa mówi: Velky Rozsutec...
...patrzymy na siebie i nie potrzeba słów. Wszystko jasne. Dzień później stajemy na szczycie Rozsutca, a w moim prywatnym rankingu zostaje on jedną z najpiękniejszych gór, na jakich byłem... a byłem na wielu. Schowajcie nawet lodowiec pod GrossGlockner'em w Austrii (3798m), co z tego że większy, skoro "nie odległością mierzy się oddalnie" ("Ziemia, Planeta Ludzi"), więc nie wysokością będziemy mierzyć "piękność". Nie mówię, ze Wielki Dzwonnik i inne alpejskie pagóry nie były ładne, ale Rozsutec to Rozsutec. 
Na blogu nie znajdzcie dedykowanego wpisu z tego wyjścia, jest tylko wspomniane TUTAJ (w podsumowaniu 2019), ale uwierzcie jak jesteście na 13 górskich wyprawach w 14 dni, to nie idzie nadążyć z wpisami i relacjami. To niewykonalne, zwłaszcza, że po takim urlopie zwykle wymagam urlopu dla poratowania zdrowia... choć to chyba nie ma sensu, bo też bym go spędził gdzieś na szlaku.
Jesteśmy tak zachwyceni Rozsutec'em, że rok później wracam tam z Kamilą i Filipem (TUTAJ), acz wtedy toniemy w morzu mgieł i do popołudnia nie ma w zasadzie żadnych widoków.

Jak będzie z MySystemTEAM? Sami zobaczcie na zdjęcia - pogoda żyleta.
Dobrze znowu tu wrócić, szkoda że niepełnym składem... no, ale nie przeskoczymy.  This year "I am a man who walks alone..." (klasyk, całość TUTAJ)

Wchodzimy w Janosikowe Diery

Po skłakach

...i drabinkach

Wąsko !!!

Wodospady :)

Maly Rozsutec - tam będziemy popołudniu (BIG things first :D )

Granica lasu

Kontemplując widoki :)

A jest co kontemplować :)

Spojrzenie do tyłu, tą drogą tu przyszliśmy

W górę i w górę :)

"To ten czas kiedy wyruszamy dalej, każdy z nas ma swoje małe SHIRE, to ten świat, który nazywamy rajem, spotkasz go w snach, drogi Samie" (całość TUTAJ)

Po grani! Po grani!
Nad przepaścią bez łańcuchów, bez wahania!
Tu na trzeźwo diabli wezmą,
Zdradzi mnie rozsądek – drań,
W wilczy dół wspomnienia zmienią
Ostrą grań!
Po grani! Po grani! Po grani!
Tu mi drogi nie zastąpią pokonani!
Tylko łapią mnie za nogi,
Krzyczą – nie idź! Krzyczą – stań!
Ci, co w pół stanęli drogi
I zębami, pazurami kruszą grań!
  (całość TUTAJ, Mistrz Jacek)

"Góry wysokie, co mi z Wami walczyć każe...sam możesz wybierać los, zrozum to, wejdź na szczyt!" (całość TUTAJ)

Nawet udało mi się złapać na jakiś kadr

Pora schodzić...

Słowacki sposób znoszenia psów ze skały :D

Jak tu zleźć... ?

W górę czy w dół?

Praca w ścianie :)

"O cieniu mów, gdzie kraj mych snów... za szczyty gór, za kresy chmur, spiesz noc i dzień - odrzecze cień - tam znajdziesz ELDORADO"
całość w oryginalne TUTAJ (Edgar Allan), w formie poezji śpiewanej. Jeden z moich ukochanych wierszy.


Velky Choc (1608m) - też przepiękna góra, którą kiedyś ze Szkodniczkiem zrobiliśmy na spontanie, "z biegu" bo nam stała na drodze :D 

Mr. STOH (1607m), you and I have some unfinished bussiness... Velky i Maly Fatrzański Krywań zrobiony, Rozsutec też, a CHLEB (1646m) i Stoh pomiędzy niezaopiekowne... 

No więc tak, tego...

Sielanka... albo mi po prostu padli... padli, a ze plecami niezaopiekowany Mr. STOH !!!

No to wędrujemy dalej... w kierunku Małego

Mówiąc o :)

Atakujemy

Mały. ale ostry :)

Spojrzenie w tył... w dół?

Mały z widokiem na Velky :)

Teraz będzie już tylko w dół...

Ostro w dół :)

Z prawej idzie zło, ale zdążymy zejść :)

Balans to podstaw :)

Przez kosówkę łańcuchem skutą - forpoczta :)

...i ariergarda :)

Kadr na specjalne zamówienie :)



Kategoria Wycieczka

Do Złotego Potoku

  • DST 20.00km
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 19 czerwca 2022 | dodano: 31.07.2022

Złoty Potok - nie dość że to piękne tereny Jury Krk-Czest. to sama nazwa tej miejscowości jest genialna. Jak zawsze w moim chorym umyśle pojawiają się nawiązania do różnych źródeł i tak nazwa Złoty Potok jednoznacznie kojarzy mi się z Wodą Życia, czyli znowu utwór Mistrza Jacka

"W baśniach śpią prawdziwe dzieje
Woda Życia nie istnieje.
Ale zawsze warto po nią iść..."
  (całość TUTAJ)

Do tego jest to wyprawa, na której poznamy nową czarną Bestią, jaką ze schroniska przygarnęli Kamila i Filip.
Oswojenie czarnego stwora nie będzie nawet takie straszne i razem będziemy przemierzać piach Jury :)

Nie wiem co mnie bardziej niepokoi... ten upadek czy ta żaba u góry :)

Zielono :)

Lasy Jury

"Careful what you wish, you may regret it
Careful what you wish, you might just get it..."
(całość TUTAJ)

Grota Niedźwiedzia

Gdzieś na szlaku :)

Las na wodzie :)

Płynnie zmieniamy kolory szlaków

Szkodnik kierownik wyprawy :D

Wśród skałek

W tej jaskini był kiedyś lampion punktu kontrolnego :)

Leśne atrakcje :)

Czarna Bestia także przymierza się do przekroczenia przeszkody :P

Urokliwe miejsce :)

Kolejny, niesamowity cmentarz wojenny...






Powrót nad Kozi Bród

  • DST 7.00km
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 18 czerwca 2022 | dodano: 19.06.2022

Wracamy nad Kozi Bród, do Doliny Żabnika. Pamiętam jak dziś, gdy pierwszy raz odkryliśmy te szlaki: najpierw żółty "SZLAK PUSTYNNY", a potem niebieski przez KOZI BRÓD. Dzisiaj widzę, że dorobili tutaj i czerwony. Zacnie, zacnie, szlaków nigdy za dużo :)
Jak co roku o tej porze, poziomek są tutaj całe polany, a my pracujemy nad uruchomieniem stawu (ale mówię nie o tym stawie, do którego ktoś ukradł konsoletę sterującą -> zdjęcie poniżej, ale o kolanie Szkodnika). Wracamy zatem do wędrówek po lesie. W Boże Ciało była Kajasówka, no teraz Kozi :)
Na rower brakuje jeszcze trochę zakresu ruchu, ale jesteśmy dobrej myśli, że już niedługo mapa z ręki trafi tam gdzie jej miejsce, czyli na kierownicę.    

Kochamy lasy :)

Testujemy działanie kolana :)

Miejsce na konsoletę sterującą? 1. Zamarznij   2. Odmarznij   itp :)

Ale my na razie w prawo :)

Droga po horyzont :)

Kozi Bród w czerwcu... niezmiennie :D

To oczka?

Przeskakujemy na niebieski

:) :) :)

Incepcja fotograficzna :)

Tędy darłem na skróty :)

Para rowerzystów i Zafira zaparkowana w lekkim ukryciu gdzieś w lesie... ech Szkodniku, to jeszcze nieraz będziemy my :D


Kategoria SFA, Wycieczka

Śladami PIERWSZEJ, myśląc o TRZECIEJ...

  • DST 70.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 17 czerwca 2022 | dodano: 18.06.2022

Kolejna samotna wyprawa... po cmentarzach z Pierwszej Wojny Światowej. Tym razem tych z trójką na początku swej trzycyfrowej liczby porządkowej. Wiele z tych obiektów już odwiedziłem, ale chciałbym zobaczyć je wszystkie (a jest ich trochę - pełną listę macie TUTAJ). Wyjeżdżam dość późno, bo dopiero po 12:00, ale do dwunastej to tutaj leje i to nieprzeciętnie. Mokry las, gdy zaczyna parować robi niesamowity klimat, więc jadę po śladach deszczu. W planie jest odwiedzić jest 7 cmentarzy i to się uda, acz do niektórych będę darł na dziko, bo nie prowadzą tam żadne ścieżki... stoją całkowicie zapomniane gdzieś pośrodku niczego. No ale przecież mam mapę i kompas. To mi wystarczy.

"Kiedyś mnie nie było,
potem się stałem,
teraz znów mnie nie ma"

Epitafium na pewnym nagrobku...dla mnie genialne w swojej prostocie, a jednocześnie mówiące tak wiele.  

Przez mokry las...

To tam, to...

Futrzaki na szlaku :)

Kolejny na którym dotąd nie bylem...

Kierunkowskaz...

Niesamowity!

Des Krieges Opfer...

Warto docenić fakt, że w przeciwieństwie do innych, tych za moimi plecami, ja jeszcze mogę wyjść przez tą bramę...

Drzewka i chmurek

Bezdrożami...

Jest i kolejny

Dobre miejsce na punkt :)

Jeszcze jeden, z drzewkiem i z widokiem...

Pięknie odnowiony... "powiewa flaga gdy wiatr się zerwie, a na tej fladze BIEL i CZERWIEŃ"

"A gdy przyjdzie mój czas, gdy pokryje mnie rdza..." (całość TUTAJ)

Niesamowicie klimatyczny z tymi...

Liniami pęknięć...

Po GRZYBA tu przyjechałem... no i mam :D

Las to mój drugi dom :)

Długie ręce sprawiedliwości :P

Coś mi ten szlak zamókł...

"Słońce już gasło...", prawda "Panie Tadeuszu"?



Kategoria SFA, Wycieczka

Sówka Kaja czyli KAJASÓWKA :)

  • DST 7.00km
  • Aktywność Wędrówka
Czwartek, 16 czerwca 2022 | dodano: 16.06.2022

Krok za krokiem (dosłownie, po prostu dosłownie...) pomału wracamy do pewnych aktywności. Ej, ktoś musi ze mną targać ten rower na plecach pod jakąś chorą ścianę... samemu to nie jest to samo... trzeba więc uruchomić Basi to kolano. Idzie pomału, bardzo pomału bo nadal nie ma Ona pełnego zakresu ruchu, ale możemy już wrócić do lasu i na nasze kręte ścieżki. Bez podejść i zjazdów, bez kamerdolców, bez sekcji korzennych... ale krzory i chaszcze pomału wracają do łask. Potrzeba po prostu cierpliwości...

„Cierpliwość przyciąga szczęście; przybliża to, co jest daleko ”.

„Cierpliwość to spokojna akceptacja faktu, że rzeczy mogą się wydarzyć w innej kolejności niż ta, o której myślisz”... i której pragniesz

„Miej cierpliwość. Wszystkie rzeczy są trudne, zanim staną się łatwe ”
... miej cierpliwość i pokorę, bo "„Wszystko, czego pragniesz, jest po drugiej stronie strachu”.

Kilka zdjęć z leśnego spaceru.

Pierwszy "niepewny" mostek Basi od dawna... zawsze lubiłem takie miejsca, ale dziś cieszy mnie on jeszcze bardziej.

Obrodziło roślinnością plugawą :)

Skałki zawsze na propsie :)

Keep walking... keep smiling

Takie miejsca też lubię :)

Fajny ten szlak, trochę dziki :)

W stronę światła :)

Bezdrożami...

"To jest przeznaczenie, które każe mi iść naprzód, kochana drużyno nie zwalniajmy marszu..." (całość TUTAJ)

Droga jest celem...

Był czarny, był żółty. był konny, teraz prowadzi nas czerwony...

Przeszłość wyryta w kamieniu...

Przeszkody niegdyś brane z biegu, dziś z trochę większą ostrożnością ale ważne, że "brane" :) 

Inny czerwony... 7 km spaceru ale 4 różne szlaki (cóż, rzadko udaje nam się trzymać jednego traktu)



Kategoria SFA, Wycieczka

Rajd BESKIDY - Wisła 2022

  • DST 85.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 czerwca 2022 | dodano: 13.06.2022

2900 UP (przewyższeń), 85 km w 14 godzin.. upodlenie i sponiewieranie level RAJD BESKIDY Lato 2022. Tym razem padło na Beskid (w) Śląskim (tak wiem, że poprawnie byłoby by w Śląskiem, ale fajnie wygląda tak jak jest :P) bo baza była w Wiśle. Rajd dla mnie bardzo kameralny, a z drugiej z duża frekwencją... i nie ma w tym sprzeczności... i NIE, nie pojechałem w drugą stronę niż inni... choć w sumie to chciałem... ale nie, nie pojechałem... no ale po kolei... zapraszam na relację ze srogiej poniewierki pod Klimczokiem i innymi okolicznymi pagórami Beskidu Śląskiego.
    
Sen zwiastunem jest nadziei
We śnie wszystko jest możliwe
Śpij Księżniczko, śpij maleńka
Niech Ci śnią się sny prawdziwe
Pod poduszkę schowaj sobie
baśnie Pana Andersena
na poduszce poduszce połóż głowę
już się snu otwiera scena (klasyk z kultowego filmu mojego dzieciństwa "Pan Kleks w kosmosie")
No właśnie NIE... Księżniczka nie chce spać i wcale nie jest to kwestia jakiegoś ziarnka grochu czy jakiegokolwiek innego ziarna, strąka, owocu czy warzywa. Nie śpi bo robi jajecznicę. Jest 2:15 w nocy, a Szkodnik wstał specjalnie zrobić mi jajecznicę i pilnuje aby wyszedł o odpowiedniej porze z domu... odpowiedniej czyli parę minut po trzeciej w nocy, bo o 3:50 to muszę być na Podgórkach Tynieckich, czyli po drugiej stronie Krakowa. Zbieram stamtąd Anie Witkowską na rajd i jedziemy jednym autem. Mówiłem Basia aby nie wstawała i spała spokojnie, bo to barbarzyńska godzina, ale Ona specjalnie wstała wyprawić mnie na rajd i potem poszła spać dalej. Co więcej jak wrócę następnego dnia (bo będzie to już po północy), to się okaże że ogarnęła dom niemal na błysk... i to w tym samym czasie, kiedy ja będę tyrał się po jakiś pagórach Beskidu Śląskiego. Ja to chyba w życiu za bardzo nie mogę narzekać, co? (A tak serio, Basia to: wyjdziesz za mnie? A potem jeszcze raz... i jeszcze raz?). Wsuwam jajecznicę, dopakowuję plecak i myśląc sobie, że tak to jest w małżeństwach "On Ją kocha za żarcie, Ona za wzięcie" :P :P :P ruszam w nocy mrok - acz to już czerwiec, zaraz zacznie robić się widno. 
Bardzo mi szkoda, że Szkodniczek nie może jechać ze mną na taki rajd, bo przecież w normalnych okolicznościach to by pierwszy targał rower na plecach pod górę... ale pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Pozostało zebrać Anię i cisnąć do Wisły... czyli "Przyjechałem po Ciebie po robocie, autem pięknym i za gruby szmal, to najszczęśliwszy dzień w twoim żywocie, bo pojedziemy Zafirą na..." RAJD :D (parafraza TEGO: "oj krasnyj Maskwicz oj krasny Maskwicz litieł po darogie wpieriod... objedziemy jak nic Ukrainę i cały dawny Sawiecki Sajuz, oj żeby tylko nie dorwały nas gliny, ledwo co dziś ukradłem ten wóz" )

Punkty kontrolne, wszędzie widzę punkty kontrolne :)


"Ciemno wszędzie, głucho wszędzie"... imprezy nie będzie ("Dziady" się już zmyły na szlak)

Wisła, godzina 5:45. Nikogo... miasteczko opustoszałe jakby w 2020 jakaś zaraza przeszła... puste ulice, cisza, średniej gęstości mgła... Kierujemy się do bazy, ale baza zamknięta. Czekamy, rejestracja ma być od 6:00, a o 6:30 odprawa mojej trasy. Mojej bo Ania planuje jechać na krótszą trasę... nie zmienia to jednak faktu, że baza zamknięta na 4 spusty i nie ma w niej nikogo.
Wbijamy do szkoły obok, gdzie mają nocować zawodnicy, no i... nocują. Wszyscy śpią... jakby pogrom przeszedł. Po prostu "...każdy gdzie siedział pada, ten z misą, ten nad kuflem, ten przy wołu ćwierci. Tak zwycięzców zwyciężył w końcu sen, brat Śmierci" ("Herr Tadeusz" oczywiście :P). Ej no co jest... ja wiem, że trasy AR (przygodowe), zarówno długa jak i krótka (krótka czyli 24 godzinna) już na trasie, ale halo... co z nami. Ja wiem, że ma być nas dwóch na trasie 130 km, a 3 osoby na trasie krótszej.. czyli bardzo kameralnie, ale nikt nie pisał, że mamy nie przyjeżdżać :D
Chwile później pojawia się również... no właśnie "Mr. W" (zawodnik z trasy krótszej). Nazwijmy Go tak roboczo, bo Pan będzie miał osobny rozdział tej opowieści. Pisałem w zajawce, że to był rajd cudów, no to właśnie pojawił się pierwszy :D
Mr. W także niepokoi się, że nikogo tu nie ma, a dzwonił do Organizatora dwa dni temu potwierdzić czy nasze trasy startują i czy nie będzie jakiegoś połączenia tras, ze względu na małą frekwencję. Mnie tam frekwencja nie przeszkadza, mam maraton właściwie tylko dla siebie - no to jest opcja exclusive.
W końcu dojeżdża i Jurek... pilnuje tras rajdowych, które napierają na trasie od dwóch dni, więc nie dał rady być tu punktualnie.
Nic się nie dzieje, wiem jak to jest z organizacją - to zapieprz jak stąd do świtu :D
Ważne, że rajd się odbywa - nasz start będzie trochę opóźniony, ale to sprawi tylko to, że limit nam się przesunie z 21:00 na 21:15. Damy radę!
Szybka odprawa na której dostajemy kilka map. Dwie duże formatu A3 czyli w zasadzie cały Beskid Śląski (hell yeah - chciałeś pagóry, to pagóry Cię teraz dojadą). Do tego dochodzą dodatkowe mapy: etap typu prolog po Wiśle oraz dwie kolejne mapy typu RJNO (rowerowa jazda na orientację - czyli mapy sportowe).
Mr. W pyta mnie czy jedziemy razem - ha, przecież znamy się lata, więc czemu nie, acz On miał być na trasie krótszej, więc zastanawiam się czy techniczne się to uda.
Finalnie jednak zarówno On jak i Ania przepisują się na trasę 130 km, więc jest git. Pojedziemy we dwójkę bo Ania dziś woli cisnąć sama. Pewnie ma dość rozmów płynnie przechodzących z całek i fundamentalnego twierdzenia algebry na poezję Leśmiana (ostatni HAWRAN :P )

Miśki z Wisły :)



Kawa na... mapę
Pierwszy etap to prolog po Wiśle. Na mapę wylała się kawa i zasłoniła trochę jej treści, ale znamy gorsze przypadki z KrakINO, więc nie ma się co łamać. Skala 1:10 000 tylko więc na rowerze to jest etap ekspresowy... no chyba że pomylą Wam się skrzyżowania :)
Szczęśliwie obyło się bez większych wtop nawigacyjnych na w tej fazie rajdu, więc zrobił się dobrą rozgrzewką przed przewyższeniami jakie na nasz czekały.
Z zabawnych akcji to pkt 8 (na mapie opisany jako wewnątrz budynku). Niby proste, ale budynek o tej porze był jeszcze zamknięty :D
Próba forsowania drzwi skończyła się interwencją obsługi, że "lokal jeszcze zamknięty", ale po umiejętnych negocjacjach z uroczą Panią Kelnerką zostaliśmy wpuszczeni do budynku. Cóż, trzeba mieć to coś np. broń :D i ludzie dość szybko zgadzają się na twoje propozycje. 
Ogólnie etap ten miał nam pokazać Wisłę jako taką, bo potem będzie już tylko "podjazd z cyklu: każdy umiera w samotności".

Ktoś mi wylał kawę na mapę :)

Dwie Bestie :)


"Dobrze dobrze Panie BRACIE
Przewyborny taki plan
Nie ma niewiast w naszej chacie
VIVAT SEMPER WOLNY STAN" :P (klasyk opery, chyba nie trzeba przedstawić)
BRACIE... Panie BRACIE... to jest słowo klucz! Przyszedł czas aby odkryć tożsamość Mr. W, prawda? A było to tak...
Skończyło się rowerowanie po płaskim. Wspinamy się żółtym szlakiem na Kamienny, a potem dalej na Trzy Kopce.Podjazd najpierw asfaltowy a potem mokre (bo niedawno przechodziły tędy obfite ulewy) kamerdolce. Póki dało się jechać i nie trzeba było pchać, Mr W. po prostu szedł pod górę jakby było po równym. Kurde co jest... znamy się lata, zawsze dużo biegał, nawet na rajdach najczęściej widziałem Go na trasie pieszej, a tu ciśnie jakby się urodził na rowerze. Nie jestem w stanie utrzymać się za Nim na podjeździe. Targam ile sił w nogach, a przecież to początek rajdu, więc powinna być moc, powinna być siła... ale Mr. W mi odjeżdża. Z każdą chwilę jest coraz dalej i dalej. Partrzę na licznik, 10-12km/h pod taką górę? Normalnie to bym tu już pchał, ale ambicja mi nie pozwala (muszę chyba sobie znowu puścić sobie ten kultowy fragment "Pulp Fiction" - "Pride only hurts, it never helps").  Napieram zatem z tętnem w strefie śmierci.. .a On się oddala. Kiedy... kiedy zrobił taką kondychę? JAK?
Co On bierze... chcę to samo!! Widzę, że mój dealer zszedł z jakością dopalaczy...
Finalnie wychodzę ma 3 Kopce Wislańskie... ledwie łapię oddech. Tempo podejścia/podjazdu (gdzie się dało) mordercze, a Mr. W mówi, "Rób zdjęcie i ciśniemy, nie ma czasu..."
K***a, co jest... czy ja dziś jestem taki słaby, czy On jest po narkotykach... czy ja już się tak zestarzałem, że trzeba pomału się do ziemi zacząć przyzwyczajać... czy też może mnie ktoś tu w ch**a robi :D?
No właśnie... czułem, że coś jest nie halo... od słowa do słowa, gdy jedziemy niebieskim teraz szlakiem, odkrywam prawdę...

Żółtym pod górę

Trzy Kopce... stan przedzawałowy...

3 Kamieni :)


Mr. W: "sprawdzaj mnie bo nie mam dużego doświadczenie w nawigacji. Zacząłem niecałe dwa lata temu"
Ja: "Co Ty gadasz, przecież znamy się lata. Na niejednym rajdzie się spotkaliśmy"
Mr W: "Nie, przecież poznaliśmy się na Mordowniku. A to był wrzesień 2020, tym Mordowniku na którym układaliście trasę"
Ja: "No układaliśmy Mordownika, ale to nie był twój pierwszy rajd przecież. Widzieliśmy się na... " (i tu leci lista)
Mr W: "Nie, mówię Ci że Mordownik był moim pierwszym"

Ja to chyba nie domagam dzisiaj nie tylko fizycznie, ale i umysłowo... ZNAMY SIĘ LATA !!!!
Nie ogarniam tej kuwety...

Mr W: "Chyba mylisz mnie z moim BRATEM"
Ja: "Jakim BRATEM?"
Mr W: "No bratem, biegał na rajdach, no i znasz naszego Ojca, też często jeździł na rajdy"
Ja: "Ty nie jesteś MATEUSZ WIKTOROWICZ?"
Mr W: "Nie, jestem Michał. Jego BRAT"


O k***a... szok i niedowierzanie. BRAT... i to nawet podobny! Wyglądają jak dwie krople wody.
Mr W: "wiesz na orientację jeżdżę od dwóch lat, ale na rowerze do dziecka. Jeździłem zawody XC, teraz robię ultra, w młodości jeździłem w różnych klubach. Był taki czas, że byłem w pierwszej dziesiątce w Polsce..."

A ja się dziwię, że mnie odstawiał na po podjeździe... zdewastowała mi psyche ta wiadomość, runął mój światopogląd...  No niemal jak "LUKE I AM YOUR FATHER" ale w wersji z BRATEM...
No grubo, naprawdę grubo...

No dobra, ale to mi trochę rozjaśniło sytuację, czemu Mr W mówi, że nie ma doświadczenia dużego w nawigacji i dlaczego tak zapierdala :)
Mr. W proponuje abyśmy jechali dalej niebieskim i zaatakowali punkt kontrolny na tzw. Diablim Bunkrze.

"Dobrze dobrze Panie BRACIE (no bracie, bracie...)
Przewyborny taki plan (pasi mi wyprawa "na bunkra")
Nie ma niewiast w naszej chacie (Szkodnik został w domu, a Ania jedzie dziś sama)
VIVAT SEMPER WOLNY STAN" (no wszystko się teraz zgadza, prawda?)


Inna sprawa, że bylem w takim szoku, że przegapiłem odbicie na Świniarkę i zjeżdżaliśmy (innym) żółtym szlakiem, dużo dalej niż planowałem pierwotnie... nawigacja mi zaszwankowała jak pojawił się sygnał brata. Klasa A urządzenia, wraca do normalnej pracy po ustaniu zaburzenia (hermetyczne, nawet bardzo - pozdrowienia dla tych co ogarniają badania EMC) :P

Zjazd żółtym

DIABLI MŁYN to kojarzy mi się tylko z planszą w DOOM'ie (The MILL), gdzie diabły i inne rogate to się tłukło rakietnicą (TUTAJ)

Nasze maszyny z zieleni


"- Co to było?
- Spaceball 1...polecieli do diabła." (ta scena TAK BARDZO --> inna sprawa, że polskie tłumaczenie nie było w stanie oddać kontekstu tego żartu w filmie :P)
Tak było, przysięgam... polecieli do diabła :)
Złapaliśmy dobrego bunkra i zjeżdżamy do Brennej. Teraz trzeba będzie się odmierzyć i w połowie miejscowości złapać czerwony szlak, którym zaatakujemy kolejne pasmo górskie... ale Michał już odpala.
- Czekaj... odmierzę się!
- Nie ma czasu! CIŚNIJ
Odpalił... asfalt za nim płonie... mam 34 km/h i widzę jak się oddala. Przyciskam ile fabryka dała, 37 km/h chwilowo... nadal się oddala... to nie ma sensu. Nie mam szans.
Nagle czerwony szlak mignie mi z lewej. Nie dziwię się, bo przy takich przelotowych prędkościach, to Brenna nie jest dużą miejscowością. 
Krzyczę "STÓJ, SZLAK !!"  Nie ma szans, aby mnie usłyszał.
To już...  punkt na horyzoncie, jeszcze chwila i znika. Została tylko linia ognia z pod kół i nadtopiony asfalt... a stoję na skrzyżowaniu z czerwonym szlakiem i czuję się... hmmm...słaby... zagubiony... bo mimo, że "mam" dobrze skrzyżowanie to nie wiem co robić... czekać, nie czekać? Wróci, nie wróci?
Stwierdzam, że chwilę mogę poczekać, aby nie było przypału że nie zaczekałem, ale nie mam pewności, czy i kiedy wróci... bo na razie to ciśnie poza mapę. Żywym ogniem... ale na Skoczów i chyba gardzi hamulcami.
Stoję chwilę i nagle ze szlaku wychodzi TaDZIK, który walczy na trasie pieszej 100km. Pytam mnie czemu stoję na skrzyżowaniu, a ja że zgubiłem... kule ognia... która pocięła gdzieś na Skoczów. TaDZIK mówi, mi że tam dalej jakiś rowerzysta cisnął właśnie od Skoczowa i rozpytywał o czerwony szlak.
OK... czyli przejechał przez rzekę kolejnym mostek i do szlaku wracał się drugą stroną rzeki... spoko, przynajmniej wiem co robić. Nie ma co czekać, pewnie założył że skręciłem i teraz mnie goni... patrząc na prędkości jakie rozwija, to pojedziemy już osobno, bo w życiu Go nie dojdę. Dobra, pora ruszać...

Taka ciekawostka, stojąc na skrzyżowaniu udało mi się w końcu zjeść bułę... bo jak proponowałem postój na jedzenie, to słyszałem, że nie ma czasu i trzeba bułę wsuwać podczas jazdy. Ch*j, że mamy 1000-ce kamerdolców... 25% nachylenia zjazdu... po co trzymać kierownicę i hamulce skoro można trzymać bułę... chyba się starzeję, bo dziś uważam za "odważne", ale nadal pamiętam że kiedyś też taki bylem. Wojownik: 100% :D :D :D
Wiecie kiedyś nie wierzyłem w grawitację, więc nie działała...

Czerwonym samotnie na kolejne pasmo :)

Uprawa przy [h zbieżnym do zera z F od (x;zero + h) minus F-od-x;zero i wszystko przez h] ? Co jest pochodną uprawy po czasie? Wycinka? 

Otwierają się panoramki :)



REUNION :)
Cisnę pod górę srogie podejście pod Czupel (nie mylić z Czuplem - najwyższym szczytem Beskidu Małego, ten tu to lokalny śląsko-beskidzki Czupel). Zszedłem z czerwonego szlaku mniej więcej w połowie i po - o dziwno - zgadzających się idealnie z mapą ścieżkach cisną trochę "azymutalnie" na punkt. Każdy krok nabija licznik przewyższeń, ale idę twardo i uparcie...  bij sobie liczniku bij, ale ten lampion mi się nie wymknie z rąk. WTEM widzę, że ktoś zjeżdża z góry: Mr W !!!
Krzyczy "Masz?"
Ha ha... czyli mimo twojego upalania na Skoczów i rozdzieleniu się, znowu na siebie wpadamy.
Tak w zasadzie "mam", jeszcze tylko parę metrów podejścia i JEST. Kolejny lampion wpada w nasze ręce, a my odtąd ponownie będziemy jechać już razem.
Chwilę później zjeżdżamy po drugiej stronie pasma (pięknie... od bazy dzielną nas już dwa pasma górskie, trzeba będzie o tym mocno pamiętać w kontekście pozostałego czasu).
Wjeżdżamy w obszar, gdzie dość szybko i bez większych problemów złapiemy 4 punkty (stary hutniczy piec i 3 "przekształcone").
Przez przekształcone rozumiem utrudnienia w postaci zmodyfikowanej mapy, np. rzekę coś nagle wykręciło, a ścieżki się rozjechały. Z jednym z nich mamy przez chwile trochę większy kłopot i potrzeba drugiej próby aby go dorwać, ale ogólnie dość łatwo wszystkie z nich nam weszły.
Teraz przyszła pora na trudne decyzje, a tutaj mamy trochę rozbieżne cele...

Kamienna tankietka... a nie czekaj, to piec hutniczy :D

Mówiłem, że przy H zbieżnym do 0 :P :P :P (tylko im zero i znaczkim LIM dopisać :D )
Mrok ciśnie przez mrok :D



WARIANT DOSKONALE CZARNY :D
Mr W. staje przed wyborem jechać ze mną, co jest hmmm bardzo NIE-optymalnym wariantem czy cisnąć samemu.
Ja zamierzam podchodzić pod kolejne (3-cie już dzisiaj) pasmo czyli pod Błatnię i potem pod Klimczok. W praktyce oznacza to, że nie wybieram się na etap RJnO (Rowerowej Jazdy na Orientację). Czemu? Hmmm to skomplikowane ale mogę spróbować wyjaśnić:
- kocham orienteering ale nie lubię RJnO (zwykle są to dość proste ale czasochłonne etapy, gdzie punkty to róg ogrodzenie, skraj młodnika, granica kultur itp)
- zwykle podjedź wróć do głównej, podjedź pod kolejny, wróć do głównej
- owszem jest tam zagęszczenie PK, więc odpuszczanie takiego etapu rajdowo nie ma sensu, bo odpuszczam około 10 punktu na małej przestrzeni
- RJnO lub BnO (jeśli biegowe) są różne: zwykle nie bardzo trudne bo mapa jest dokładna, sportowa - są jednak według mnie bardzo nużące. To są zawsze etapy które najmniej lubię.
- Przykłady: zimowa Silesia etap RJnO po ucieczce spod kół pociągu Intercity (pamiętajcie aby nie przechodzić w niedozwolonych miejscach - na TYM zdjęciu ten pociąg nie stoi :D), BnO w Szklarskiej gdzie miałem halucynacje z niewyspania i zmęczenia CHOMIK CHOMIK i PAN NIEDŹWIEDZIA... itp itd ).
- zeszło by mi tu ze 2h na tym etapie - tak szacuję, a potem jest od razu etap tzw. LOP czyli Linii Obowiązkowego Przejadu i są to dwa single-track'i (jeden to 4 km podjazdu)
- w praktyce uznaję, że oba te etapy zajmą mi 3-4 godzin, a jak gdzieś wtopię to może i z 5 godzin
- do limitu mamy 8 godzin jeszcze, czyli zostaną 3h na góry i prędzej czy później skończy się asfaltami do Wisły
- MAM DYLEMAT - kocham góry, stracić 3-4 godziny na wąwóz, dołek, róg ogrodzenia czy cisnąc na Klimczok (1117m), a potem czerwony na Kotarz, Malinów i jak się uda to na Baranią Gorę... a gdyby cud się wydarzył i był czas, to dalej i dalej na Szarculę, na której nigdy nie byłem jeszcze !!!
- MAM DYLEMAT góry Góry GÓRY vs róg ogrodzenia
- rajdowo mój wariant nie ma najmniejszego sensu, bo ogólnie przez wymienione wyżej góry NIE trzeba przechodzić, skoro punkt jest tylko na Klimczoku. Można trzymać się stokówek, a nie cisnąć po szczytach czerwonym szlakiem. Ale ja bardzo chcę na Klimczok i potem na czerwony szlak (jak znamy Beskid Śląski to tego kawałka nigdy nie jechałem!). No i Szarcula!! Z wieżą widokową
- pier***le róg ogrodzenia na RJnO !!! Błatnia, Klimczok i potem czerwony aż do Baraniej Gory
Mr W nie jest przekonany do tego planu, bo - jak wspomniałem - rajdowo nie ma większego sensu, ale mnie to nie interesuje. Łamie się chłopak czy jechać ze mną czy nie, do końca chyba wierzył, że z Błatni zjadę na RJnO (no cóż, asertywny jestem :D )
Nie ugnę się i tak mnie namówił abyśmy zaczęli jazdę od północy mapy, bo ja chciałem od razu na południe - na Szarculę !
Finalnie postanawia jednak jechać ze mną :)
Ach ten dar przekonywania... manipulacji, zastraszania i szantażu :D
Ciśniemy zatem na punkt opisane jako ruiny chat drwali. Znajdują się one "pod" Błatnią, ale będzie ciężko je znaleźć od szlaku. Najlepiej byłoby nie wchodzić na szlak, ale cisnąć doliną na wprost... problemem jest jednak to, że na wprost nie ma drogi... przedłużenie doliny wypada wprost na punkt... ale nie ma nawet ścieżki.
Mówię do Mr. W, że może okazać się iż będzie "na rympał" czyli rower na plery i na czworakach w poprzek poziomic... bez żadnego traktu, przez krzory i chaszcze.
Mówi OK - to chciałem usłyszeć.
No i okazuje się, że mapa nie kłamie - drogi nie ma, są krzory i chaszcze, wiatrołomy i pionowa ściana i strumień w wąwozie... targami jak katorżniki :D

Gdy życie Cię trochę przygniecie... życie lub drzewo :)

Wariant czarny :)

BINGO - jak po sznurku (perfect azymut :D )



GRA O TRON... KLIMCZOKA :D
W schronisku pod Błatnią robimy sobie krótką przerwę. Uzupełnić zapasy, zadzwonić do Szkodniczka a potem cisnąć na Klimczok.
Mr W będzie całą drogę się zastanawiał czy dobrze zrobił... oczywiście, że NIE, jeśli chce walczyć o zwycięstwo.
Co więcej, jeśli chodzi o zwycięstwo to jest to najgorszy możliwy wariant :D
No ale sami zobaczcie jaka bajka z tym szlakiem, a na szczycie Klimczoka TRON już na mnie czeka :D
No bo jakby nie patrzeć:
"...in my own way, I am a King. Hail to the King, Baby"
Utożsamiam się z tą sceną :D

Pod schroniskiem (Błatnia 917m)

Bajka :D

Podjazdy a nie podpychy :D


Moczarki, bagienka, torfowiska, mokradełka... kocham takie miejsca :D
UWAGA LINK RARYTAS ---> Man of my own heart :D


KLIMCZOK



Prowadź mnie, mój czerwony szlaku i nie mów mi nic o drogach poniżej :D
Jak na Wilczym 2, wszystkie normalne ekipy stokówkami, jakoś od dołu czy coś, a tylko my ze Szkodniczkiem wariant przez Czantorię!
Tak teraz, tylko my czerwonym przez Hyrce, Kotarz, Grabową, Malinów :D
Zjazd z cyklu "kamerdolce chcą twojej śmierci... " - część muszę sprawadzać bo mam za małego skilla na coś takiego, ale czuję jak Mrok do mnie przemawia.
PUŚĆ HAMULEC JA TO PRZEJDĘ... i to prawda, ten rower to łyknie, on by to przeszedł, to psycha jeźdźca nie puszcza.
Niemniej sporo da się zjechać... a skoro sporo zjeżdżamy, to będzie tyrania pod górę niemało.
Niech przemówią zdjęcia :D
Klimczok - Chata Wuja Toma - Hyrca - Kotarz - Grabowa - Przełęcz Salmopolska - Malinów:

Będzie dzida w dół i większość zjechane! Ale szarpało niemiłosiernie :D 
no a potem atakujemy to co przed nami...


Pod górkę też było mocno :)

Naprawdę mocno... Podejście pod Kotarz

Malinów czyli pod drugiej stronie Przełęczy Salmopolskiej

Zjazd z Malinowa (w kierunku Jaskini - gdzie czeka na na lampion)


Docieramy finalnie do Jaskini Malinowskiej.
No muszę przyznać, że to mega zacny punkt kontrolny bo trzeba wejść głęboko wgłąb.
Jest klimat, a zrobi się jeszcze większy jak w środku będzie jakaś rogacizna.
Naprawdę genialny pomysł na punkt kontrolny. Jestem zachwycony !!!

Mamy nawet mapę jaskini :)


Mr W. jeszcze na górze... życzy mi powodzenia podczas niebezpiecznej misji :)

Jest i lampion :)

Teraz trzeba jeszcze stąd wyjść :)


Nie rusz co nie twoje :D
Wygramoliliśmy się z jaskini. Zostało nam 50 min do limitu... malutko, Barania Góra i powrót do bazy nieosiągalny. A szkoda.
Mr W. chce wracać do Przełęczy Salmopolskiej i runąć w dół asfaltem do Wisły.
Mam gorszy pomysł :D
Gorszy ale ładniejszy... pięknie zachodzi słońce, kocham zachody słońca w górach. Jest cudownie. Idźmy na jeszcze jedną górę... na Zielony Kopiec (1152m) i dopiero stamtąd żółtym przez Cieńków piękną szutrową drogą w dół.
50 min może nam nie starczyć, bo trzeba 150m w pionie na ten Kopiec podejść, ale co tam. Dziś jestem na Rajdzie Beskidy z przewagą BESKIDY niż na RAJDZIE. 
Cisnę na Zielony - postanowione.
Planuję złapać jeszcze jeden punkt kontrolny na zjeździe żółtym. Ten plan był bez wad! Co mogło pójść nie tak... no na przykład, że punkt na żółtym nie był z naszej trasy!
Nie był nasz, ale Mr W zorientował się dopiero... za KOPCEM :D
A gdyby mi tego nie powiedział, to ja bym się pewnie nie zorientował aż do momentu podbijania karty, gdy odkryłbym że na tej karcie nie ma... :D
No nic, nie ma go gdzie podbić, więc go nie bierzemy... przedymaliśmy przez Kopiec bez większego sensu :D
Nawigacja level patologia :D
Chociaż może nie nawigacja, bo wyjechaliśmy dobrze... strategia, tak definitywnie, strategia level patologia.

Zjazd to prawdziwa bajka... 40km/h w promieniach zachodzącego słońca i lecimy w dół. Nie hamujemy dla nikogo, nawet dla traktora zwożącego drewno... ufff wyminąłem go na styk... gdy spadniemy do Wisły, to jeszcze potrzeba przelotu do bazy i koniec.
2900 przewyższeń, 85 km, 14 godzin... kompletnie nieoptymalny wariant bo szlakami pieszymi czyli "w normie" !!!
Strasznie mi tylko szkoda, że Szkodnika tutaj ze mną nie było. Niesamowita wyrypa... szkoda, że nie pełnym składem naszej
W bazie zrobię tylko GLASSGOW (Szkło poszło), bo oprę się o trofeum, jakie dostała Ania i rozbiję szybkę...ramy obrazu. 
To już druga taka akcja... raz na Świętokrzyskiej Jatce podnosząc plecak zahaczyłem komuś o medal, a że był "ceramiczny" to też poszedł w drebiezgi... no nie wytłumaczysz, że nie specjalnie. Przepraszam...

Bajka...

Jest pięknie :)




Kategoria Rajd, SFA

Śladami pewnego Mordownika

  • DST 80.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 czerwca 2022 | dodano: 06.06.2022

Czerwony szlak z Chochołowa na Gubałówkę (gardzę asfaltowymi podjazdami skoro można pchać :P), a potem czarny szlak na zachód przez Płazowski Wierch i wariant kombinowany na Magurę Witkowską. Następnie szlak graniczy i dołożenie około 30 km kolejnym kombinowanym przejazdem przez "Szlak dookoła Tatr" i ścieżki tzw. puścizn Czarnego Dunajca (torfowiska).


Miałem wystartować na trasę w sobotę... ale Alarm RCB (jak w tej piosence TUTAJ), zrobił mi "prrrrry szalony" i zatrzymał mnie w domu.
Wiecie jak jest:

Zawsze przed burzą - gdy na spokojnie
Burza na szczęście, krótką chwilę trwa
Kiedy to wszystko wreszcie pierd***e? :D


No i rzeczywiście padało, nawet mocno i to przez cały dzień. Przełożyłem zatem wyprawę na niedzielę... i z rana ruszam, tam gdzie odbył się jeden z najlepszych Mordowników ever czy MORDOWNIK 2017 W CHOCHOŁOWIE.
Pęknie 1450m przewyższeń i łącznie 80 km, po dołożeniu czarnodunajeckich torfowisk - wspomnienie "Trudno - Bardzo trudno - MASAKRA" z Mordownika nadal żywe :D
Niestety wyprawa nadal samotnie - tym bardziej niestety, że Szkodniczek planował już kiedyś ten szlak. Można zatem powiedzieć, że robię rozpoznanie trasy...

No i moje ukochane, często dzikie szlaki graniczne - czyli wciąż i wciąż wzdłuż słupków.

Urokliwa kapliczka... do której prowadził podjazd 22%

Do kapliczki nie prowadziła żadna ścieżka, więc teraz drę przez pole do najbliższej drogi

Otwierają się widoczki

Jest i długo wyczekiwany czerwony

No zacnie się wije (tak, ta droga to czerwony szlak)

Dziura w niebie :)


A gdy już był,
u kresu sił (robiliście kiedyś ten podjazd?)
napotkał Marę bladą (wiecie, co tu chodzi po lesie?)
"O cieniu mów, gdzie kraj mych snów"
Rojone Eldorado...


"Za szczyty gór, (checked V)
za kresy chmur (checked V)
spiesz noc i dzień" (lubię długie wyprawy)
- odrzecze Cień
"Tam znajdziesz Eldorado"


Edgar Allan wiedział co pisze :)

Opisywałbym funkcjami te krzywe :)

Leśne klasyki

Czarny szlak... niestety mocno "siedzi" na drzewie (a to jedyny kolor, jakiego brakuje nam na ścianie)

Zjazd z cyklu "Habemus papam" - poszedł biały dym z tarcz :)

No... teraz ostrożnie!

Trochę mi się popieprzyły ścieżki i teraz próbuję wrócić na szlak

Zacnie, zacnie

Leśne klasyki 2...

Jest i szczyt

Ale tu się zmieniło! Jak byliśmy tu na Mordowniku to szczyt był zalesiony, a o wiacie to zapomnijcie

MEDVEDIE :D

Słupek z 1921 i moja kochana Bestia (nowa profilówka?) :)

Pagóry, pagóry, pagóry !!!

Wariant tak wyuzdany... (znowu mi się poj***ły ściężki i drę przez "coś" z powrotem do szlaku...)

...że nawet szyszki się zarumieniły :)

Pięknie odmalowany :)

Marszałek to dość kontrowersyjna postać w naszej historii...

Ruiny starej skoczni. Ja się pytam Janko Mordownika czemu tu punktu nie było?

Tu też powinien być !

Bestia spotted :D

Zabytkowy wagon PKP - coś dla Szkodniczka

Przeloty. przeloty, przeloty :)

Chyba, że się po raz trzeci popier***li komuś droga :P

FULL WYPASS :)



Kategoria SFA, Wycieczka