aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczka

Dystans całkowity:12160.00 km (w terenie 23.00 km; 0.19%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:213
Średnio na aktywność:57.09 km
Więcej statystyk

Liszkor 2024

  • DST 101.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 6 kwietnia 2024 | dodano: 19.04.2024

…a właściwie LISZKOR 2024 – Memoriał. Pierwszy rajd poświęcony naszemu zmarłemu, o wiele przedwcześnie, koledze rajdowemu Grzegorzowi Liszce. Wolelibyśmy się spotkać się w trochę innych okolicznościach, ale los chciał inaczej. Pamiętacie jeszcze, jak to się wszystko zaczęło…? Dawno, dawno temu Grzegorz organizował Nadwiślańskie Maratony na Orientację, które z czasem przekształciły się w imprezy o nazwie LISZKOR. Stało się tak ponieważ - podobnie jak my w tamtym okresie - wszedł On w bliską współpracę z Moniką i Tomkiem (ekipą od rajdu KORNO). Współprace te zaowocowały właśnie narodzinami obu imprez „CZARNEGO Korna” oraz LISZKORA. Oprócz zatem znajomości z samych tras „orientacyjnych” (czytaj z krzorów i chaszczy) oraz oprócz wielu rozmów „przed” i „po” rajdach w bazie (czasem do późnych godzin nocnych…lub wczesnych porannych), mieliśmy przyjemność poznać mocniej Grześka także od strony samej organizacji tych zawodów.
A to dlatego, że Liszkor i KORNO zawsze wypadały gdzieś obok siebie czyli w okresie końca marca i początku kwietnia… a nierzadko tereny tych imprez jakoś na siebie nachodziły. Nie zliczę zatem wspólnych - w domu u Moniki i Tomka - dyskusji... na przykład o kamieniołomach („to mój kamieniołom, przesuńcie trasę!”) czy też o skalnym urwisku („urwisko jest nasze, wara!”). Gdy wielcy tego świata kłócą się o wyspę na Pacyfiku, na której ktoś postanowił zbudować fabrykę mikroprocesorów, albo spierają się o kopalnie na wschodniej Ukrainie, to my „kłóciliśmy” się tak bardziej lokalnie, kto przejmie daną miejscówkę. Kupę śmiechu przy tym oczywiście było... co nie zmienia faktu, że był to także ogrom pracy, aby wraz z Tomkiem i Moniką zamknąć z sukcesem organizację obu imprez, niemal równolegle. Zdarzało się, że siedzieliśmy "w domu KORNO" wraz z Grześkiem pracując nad obu rajdami równolegle. Jeśli doliczycie do tego wspólne starty na innych rajdach (a także starty krzyżowe: On na Czarnym KORNO, a my na Liszkorze) to okaże się, że widywaliśmy się naprawdę często w ciągu ostatnich lat...
Ktoś mógłby pomyśleć, jak mocną może być zażyłość z imprez i rajdów… otóż mocniejszą niż mogło by się wydawać. To były spotkania kilkanaście razy do roku. Spotkania przy okazji pasji, która nas naprawdę łączyła – od ścigania się, poprzez wtapianie z wariantami po wspólne prace sztabowe (nad mapami) – na przykład TUTAJ.
Tym bardziej informacja o nagłej i niespodziewanej śmierci Grześka była dla nas szokiem, zwłaszcza że stało się to podczas rajdu Silesia Race. Pamiętamy dobrze jedno z ostatnich naszych spotkań… na wspaniałym Mordowniku w Górach Kamiennych, gdy Grzesiek schodził z góry Czarnek, a my się na nią właśnie wdrapywaliśmy. Krzyczał do nas „tam jest ścieżka, nie ciśnijcie na rympał”… ale my… cisnęliśmy na rympał. Machnął tylko ręką i krzyknął „Czarni, niereformowalni…”
Będzie nam tego brakować…
Świat jest jednak bezwzględny i nie znosi próżni. „Świat nie zatrzyma się specjalnie dla nas, nie poczeka abyśmy poskładali kawałki swojego rozbitego życia. Naszą odpowiedzialność przejmą inni, najpewniej Ci co byli nam najbliżsi. Z czasem przyzwyczają się do nowej rzeczywistości, a świat pójdzie dalej…". Rzeczywistość upomina się zatem o swoje, bo Liszkor na ten rok był w trakcie przygotowań. Znana była już nawet gmina, w której rajd miał się odbyć – CISOWNICA czyli podnóże Beskidu Śląskiego, a na trasie rajdu miała wystąpić gościnnie Czantoria…
Pozostaje pytanie czy rajd się odbędzie…?
Okazuje się, że tak. Odbędzie się jako memoriał Grzegorza Liszki, a budowniczym trasy zostanie w tym roku Paweł zwany Bronkiem (ten sam co budował na przykład GRASSORA 444).
Zbuduje on trasę na podstawie informacji jakie miał od Grześka, a pozostałą resztę dobuduje według własnego uznania. Zapowiada się zatem mocny, górski rajd, którego trasa przebiegnie po obu stronach granicy PL – CZ w Beskidzie Śląskim.
W mojej głowie pojawia się wiele różnych pytań… na przykład czy memoriał powinien odbyć się jako rajd bez klasyfikacji… ale z drugiej strony Grzesiek uwielbiał się ścigać, więc cieszyłoby Go jeśli byłby to „wyścig”… zdajemy się zatem Bronka i jego wyczucie sytuacji.
Na koniec tego, dość długiego – acz sytuacja nie jest bardzo typowa… - wstępu, chciałbym powiedzieć coś do samego Grześka… taka rada od Orientalisty dla Orientalisty „Leć, druga na prawo i prosto aż do świtu…” (i nie powiem Wam skąd ten cytat pochodzi, chcecie to sobie go sami poszukajcie) oraz chciałbym też powiedzieć coś do nas wszystkich, których pora jeszcze nie nastała… i także w klimacie „Orientalista do Orientalisty”: „When you are standing on the crossroads, that you cannot comprehed, just remember, the death is not the end..." (całość TUTAJ)

"The heart of a warrior forged in strife
The price of your honor may cost your life
Masked by resolve are your fears and pain
THIS IS THE WAY !!!"
Dokładnie tak ---> THIS IS THE WAY !!!!!!!!! (całość TUTAJ)

Pierwszy punkt dzisiaj i od razu krzaki :D


TUŁaczka na TUŁ
Z domu wyruszamy po 4:00 rano aby dotrzeć w okolice Goleniowa około godziny 7:00 rano. Jest to związane z koniecznością konfiguracji sprzętu bo znowu zachowujemy się jak „stwory cyfrowo wykluczone” - pożyczamy smartfony które posłużą do wysłania SMS’ów z kodami potwierdzającymi odnalezione punkty kontrolne. Mój pancerny, wodoodporny CAT - jak zawsze - będzie schowany w dodatkowy wodoodporny pokrowiec (potrzeba redundancji to piękny fetysz… nacieraj mnie redundancją… redundantnie) i nie będzie wyciągany z plecaka bez potrzeby. Wolimy działać na dedykowanym sprzęcie, więc wypożyczamy „lampionowe” telefony i idziemy na odprawę. Bronek zapowiada klimat GRASSORA 444 czyli lampiony potwierdzane przez NCF lub kody QR („wot k***a tjechnika” – kawał TUTAJ) oraz punkty, dla których musimy stworzyć specjalny kod związany z informacji pozyskiwanym w danej lokacji – nieźle to opisałem jak na zadanie polegające na wpisaniu na przykład „JDDD”, co nie?
Sama góra czyli TUŁ jest piękna, ale przywita nas srogim podpychem - tak, wiem niektórzy pojechali drogą na około, ale wiecie jak jest... co ja będę tłumaczył...

TUŁaczka na Tuł :D

Na zielonej trawce :)

Jest i on :)



Piekło Czantorii :P

Oj będzie piekło… zwłaszcza u udach i łydkach, bo teraz to dopiero będzie srogo pod górkę. Czeka nas bowiem podejście na Małą Czantorię, a potem na tą Wielką (właściwą??). Jak to zrobimy? Ano po naszemu… bo chyba za bardzo wzięliśmy sobie do serca ten napis w bazie: „Cofaj się tylko po to aby wziąć rozbieg”. Podejście na Czantorię zaczynamy zatem od… sporej utraty części zdobytej już wysokości. Brzmi jak plan, nie? TEN PLAN BYŁ BEZ WAD !!! To jest akcja podobna do tej z serialu „Czarna Żmija”, odcinek z okresu Pierwszej Wojny Światowej i planowanie ofensywy w sztabie: „uderzymy w najbardziej ufortyfikowany wycinek frontu, aby przekonali się, że nie żartujemy”. A tak naprawdę musimy po prostu zjechać po jeszcze jeden dodatkowy lampion, nim zaatakujemy szczyt i odzyskanie tej wysokości będzie PIEKŁO… trzeba się jednak do tego uczucia przyzwyczaić bo dziś przewyższeń to będzie na bogato – ja mam wrażenie, że w zasadzie na rajdzie to będzie ciągle tylko pod górkę.

Ten po który specjalnie zjechaliśmy :P

Jak SMS nie chcą się wysłac, to trzeba punkty zaliczać w sposób klasyczny :P


Rypiemy się zatem mozolnie pod górkę w poszukiwaniu ruin owczarni (na Małej Czantorii). Przypomina nam się nasze Wiosenne CZARNE Korno w Dolinkach Podkrakowskich bo tam także mieliśmy punkt „Ruiny owczarni”. Zadaliśmy wtedy zawodnikom pewne zadanie, pamiętacie to jeszcze? „Płaczą owce po utraconym domu…”
Jak ja kocham takie punkty kontrolne. Punkty z historią w tle… czasem mroczną i wcale nie nam ma myśli tego, że owce ze strachem przysiadały na zadach, kiedy odwiedzał je pasterz :P
Nie mówię o romansach, ale o naprawdę mrocznych historiach… no ale dobra, miało być nie o tym.
Bierzemy lampion i ciśniemy dalej.

Owczy lament po utraconym domu,
słychać tutaj już zawsze będzie
żałować ich - nie ma już jednak komu
przeto policz otwory w ściany górnym rzędzie...
ech wspomnienia. Nostalgia trip wchodzi na grubo...

Na szczycie Czantorii zaskakująco sporo ludzi – ja wiem, że dzień jest piękny, a wiosna w naszej strefie klimatycznej to właściwie przestaje istnieć i płynnie wchodzimy w lato, ale i tak jestem zaskoczony. Co ciekawe, dalej na szlakach to nie spotkamy prawie nikogo, tak jakby wszyscy stwierdzili, że idą na Czantorię. To mi absolutnie nie przeszkadza, niech tutaj siedzą, my ruszamy w głąb Beskidu Śląskiego bo najdalej wysunięty punkt to jest aż trójstyk granic Czechy – Polska – Słowacja, więc naprawdę kawał, kawał drogi.
Łapiemy punkt kontrolny na szczycie Czantorii i wjeżdżamy w mój ulubiony morski kraj :P

Patrzcie sobie na te zdjęcia 
Z TYM W TLE lub na słuchawkach - robi klimat :D

Tuturu tu, tu tu ru tu :D

Trójnóg KALEKA !!!

Nadal Tutu ru tu tu tu tutu :D

Które miejsce na podium zajęłaś? WSZYSTKIE - dokładnie!
Tak jest! Trzeba się rozpychać... kiedy wiesz, że jesteś naprawdę gruby...eee... jesteś osobą w kryzysie objętości? Kiedy kupujesz hula-hop i PASUJE !!!



"Jesteśmy morskim krajem - mówimy do siebie AHOJ"
(...uczy o tym historia, śpiewają o tym rybitwy, że czeska marynarka nie przegrała żadnej bitwy!) ---> całość
TUTAJ
Jak tylko przekraczamy granicę to mi się od razu "czeska szanta" programuje mi się w moim schorowanym mózgu i zaczynam sobie podśpiewywać.
Zjazd z Czantorii to jest bajka – piękna szutrowa droga, ciasne zakręty i duże prędkości… to jest to co lubimy. Musimy tylko uważać aby nie przegapić odbicia po punkt kontrolny na wielkiej skale. Kolejne ciekawe miejsce. Tablica mówiła, że odbywały się tutaj tajne spotkania… ciekawe czy jakiegoś „tajnego stowarzyszenia jawnych przeciwników barokizowania budowli gotyckich” czy jakieś innej ciekawej grup? Żartuję, wszystko na tablicy jest ładnie opisane i to w dwóch językach. Pięknie. Wysyłamy kod i zaliczamy kolejny punkt kontrolny. Teraz czeka nas dłuuuuuugi, naprawdę długi przelot po kolejne punkty… chociaż mówienie, że jest będzie przelot to chyba jest nadużycie, bo z Czantorii zjechaliśmy na sam dół, do miejscowości, więc teraz to wspinamy się na górę obok, tylko trochę niższą niż ta poprzednia. To będzie naprawdę długi… podjazd a nie przelot.
Ciężkie te czeskie podjazdy…
Chodź ZAKAMIEŃ, Skarbie :D

Skałka

Zaczyna się... a będzie tylko grubiej.


"Do you not know Death when you see it, old man... you have failed. The world of men will fall"  (klasyka klasykówTUTAJ)
Najbardziej klimatyczny punkt na trasie… Rzeźba Świętego Izydora, ale zrobiona tak jakby to był jakieś książę piekieł. Najbardziej jednak - w tutejszym przedstawieniu - wygląda jak Król Nazguli (tytuł tego akapitu to jest jeden z moich ulubionych cytatów z tej postaci - drugim jest "feast on his flash"). Figura robi niesamowite wrażenie. Postawienie tutaj punktu kontrolnego to było genialne posunięcie. REWELACJA i intencjonalnie powtórzę to raz jeszcze: REWELACJA. Jak ja kocham taki klimat – za takie miejsca kocham te nasze rajdy i regularne cioranie się po krzorach. Legenda głosi, że kto zadzwoni dzwonem ten będzie żył szczęśliwie do końca życia… hmmm, wiecie jak to jest z takim przepowiedniami. "Of course you don't understand, I am talking in riddles"
Zawsze, ale absolutnie zawsze takie przepowiednie są źle zrozumiane. Weźmy na przykład Star Wars „On przyniesie równowagę mocy”, wszyscy zachwyceni… do momentu kiedy prawie wszyscy nie zostali wyrżnięci, bo dwa do 2-óch to też równowaga. Albo "Sucker Punch"… udało się uwolnić ze szpitala psychiatrycznego, prawda? Prawda? W 100% i na zawsze… lobotomia uwalnia wszystkich od wszystkich zmartwień… albo jeszcze inny klasyk fantasy Krull – będziesz mógł przewidzieć przyszłość. Tak, zajebisty dar... szkoda, że głównie widzę moment swojej śmierci… No więc jak, zadzwonić czy nie? Szczęśliwy do końca życia… brzmi fajnie, ale wolałbym aby zostały zdefiniowane zostały jakieś warunki brzegowe, na przykład czy to nie będzie jutro. Bo wtedy może pokuszę się o jeszcze kilka lat życia z problemami...
Co nam tam – do odważnych świat należy. DZWONIMY !!! Niech się dzieje wola nieba… albo tych rogatych na dole ? Dzwonimy i ruszamy dalej.
Easy Door czy jakoś tak :D

Tłumacz tą przepowiednię... nie zmuszaj mnie do przemocy.

Mamy to na piśmie :P

Wyszły FATERKI :D


Bronek mówi lampionu nie mam, ale stawiam piwo (parafraza jednej ze zwrotek - TUTAJ)
FILIPKA – schronisko. Nie ma tutaj lampionu, ale jest to miejsce bardzo po drodze między dwoma innymi punktami. Co więcej Bronek – Budowniczy trasy – jest tutaj i serwuje obiad!
No takiej akcji to się nie spodziewałem. Trzeba było tutaj być przed 17:00 (a nam się to udało) i wtedy dostawało się „na koszt firmy” czeski obiad czyli gulasze, knedelki, prażone syry, Kofolę, pivo i inne takie. Chyba to dzwonienie Izydorem zadziałało i to w trybie natychmiastowym. Jesteśmy szczęśliwi. Może tym razem przepowiednia nie miała żadnego haka?
Siadamy do obiadu a Bronek donosi smakołyki, no żyć nie umierać.
Co więcej mamy tutaj sytuację znaną z Liszkora w Beskidzie Małym – lata temu. Czas start i stop czyli godzinna przerwa, która nie zalicza się do czasu trwania rajdu.
„Może spotkamy się tam gdzie trafi każdy z nas, tam gdzie życie będzie snem, może spotkamy się tam gdzie w miejscu stoi czas, za sto lat, za rok, za dzień…” – po tamtym Liszkorze myślałem, że takim miejscem jest schronisko pod Leskowcem. Dziś wiem, że takich miejsc jest więcej – na przykład Filipka w czeskiej części Beskidu Śląskiego. Grzesiek na każdym w zasadzie rajdzie zjeżdżał w takie miejsca, więc to kapitalny pomysł. Dziękujemy Bronek :D
Liszkor lubi deszcz…
Pogoda jest super, acz od czasu do czasu przez chwilę coś popaduje… i nie mówię tutaj o słabych zawodników, oni też popadują i to nawet nie przez chwilę. Mówię o deszczu – pewien syn optyk(a) nazywałby to raczej opadem konwencjonalnym czy jakoś tak. Nigdy nie rozumiałem czy się różni opad konwencjonalny od niekonwencjonalnego. Czy przy niekonwencjonalnym to po prostu zdrowo napierdala…? No nic, zostawmy to. Pogoda jest świetna bo nie jest za gorąco, ale czasem coś tam lekko i przez chwilę chluśnie i to wysyła w kolejny nostalgia trip, bo LISZKOR (prawie) ZAWSZE LUBIŁ DESZCZ… często nam padało na różnych edycjach, chyba częściej niż było ładnie, więc robi się klimat dawnych rajdów.
Nadwiślański Maraton na Orientacje (pre-Liszkor) w 2017 trochę popadywało jak targaliśmy rowery przez WĄWOZOWĄ… i to na rympał.
Liszkor 2019 w Beskidzie Małym – taj tutaj napierało, że spływaliśmy stokiem Czarnej Góry. Szlaki płynęły po prostu
Liszkor 2022 w moim ukochanym Bukownie – zasypało nas przecież śniegiem wtedy…

Znowu pod górkę

Szlakami w kolorze szkarłatu i złota

Niezły STOŻEK, dosłownie STOŻEK WIELKI :D


Nieustannie pod górkę...

Nieustannie...

Przynajmniej na szczycie można na chwilę przysiąść...


Szlakiem w kolorze nadziei… chyba na dobre dymanie
Zjeżdżamy w doliny i kierujemy się na drugą mapę. Niestety, z niej zdobędziemy tylko jeden punkt, bo inaczej nie zmieścimy się w czasie. Owszem jest niby dopiero popołudnie, a limit to późne godziny nocne, ale trzeba będzie jeszcze wrócić. Na razie tylko oddalaliśmy się od bazy, a na pętli powrotnej jest więcej punktów niż na mapie numer dwa. Trzeba zatem zdefiniować jakąś strategię - postanawiamy "wykosić" dużą mapę, bo będzie to punktowo bardziej korzystne.
Okaże się także, że w tej części rajdu bardzo mocno „przykleimy” się do pewnego zielonego szlaku i będziemy się trzymać go przez długi, długi czas. W praktyce oznacza to bardzo dobrą przejezdność, więc licznik kilometrów także nam znacznie przyspieszy (w górach szło to jednak dość wolno, ze względu na parametr "ciągle pod górkę").
Szlak będzie biegł po czeskiej stronie granicy wzdłuż pasma zawierającego zarówno Czantorię jak i Stożek Wielki. 
Nie może jednak być za pięknie... "...i gdy wszystko szło tak spoko, nie dojechał na czas Rocco"  (link jak zawsze na własną odpowiedzialność...). Pod koniec Szkodnik zgłasza "kapcia". Ech znowu będzie walka... nasze opony mają grubość 2.5", więc zakładanie ich na rawkę po wymianie dętki to jest wyzwanie. Przynajmniej widok będzie ładny. Ławeczka, zachód słońca, a ja dymam... za starych czasów szkolnych w parku :P :P :P (żartuję... a może nie, hahahah :D).

Pod górkę... a niby miało być inaczej?


"Well, hello beautiful, you look nervous" - ach piękne, dla mnie ten Pan to był niekwestionowany mistrz podrywu.
Drugi najlepszy tekst na podryw to zawsze był "przepraszam, czy to chusteczka pachnie chloroformem?" 


Z widoczkiem...

Lubię sobie podymać o zachodzie słońca...


Duch ORIENTEERINGU…w Cieszynie
O panie, kiedy to było. Ile to już lat (Jak to kiedy - WTEDY)… a tu nagle Liszkor wprowadza nas w tereny tego rajdu. Fajnie znowu odwiedzić poznane wtedy miejsca acz tamten rajd to  pamiętam głównie z tego, że mapa kompletnie nie oddawała rzeczywistości. To był hardocore jak się wtedy gubiliśmy i to z resztą nie tylko my, bo w zasadzie gubiła się większość zawodników. Tym razem mapa jest trochę dokładniejsza i nie ma cudów na granicy... albo my także jesteśmy bogatsi o kilka lat doświadczenia nawigacyjnego. 
Pamiętne wapienniki nadal tutaj stoją, ale miejsce zostało odnowione i zagospodarowane. Ładnie, naprawdę ładnie.
Tymczasem zachodzi już słońce i "ciemności kryją ziemię". My ponownie wspinamy się na jakieś pagóry... tego dzisiaj nie ma po prostu końca. A na szczycie hodują jakieś stwory (serio!) i dlatego szlak biegnie wzdłuż siatek ochronnych. Jest klimat jak podchodzą do siatki, wyłaniając się z ciemności (ale niestety zdjęcie nie wyszło).

Pamiętne wapienniki :)

Znowu wzdłuż słupków

Przez krainę stworą, chronieni FIREWALL'ami :)

Jest drabina na drzewo, to trzeba na nie wyjść - nieważne, że tam punktu nie ma. Trzeba wyjść !!!

Ach to pociski smugowe :P


Nad przepaścią... dobrze, że nie "ku"
Przed nami ostatni etap rajdu czyli zagęszczenie punktów w okolicy Goleniowa... Napsuje nam tutaj krwi pewne jeziorko. Naszukamy się go po nocnym lesie jak głupi, ale w końcu się uda... tylko 40 min błądzenia po skarpach i krzakach, bez dróg i ścieżek... a potem niełatwy powrót do miejsca, gdzie zostawiliśmy rowery. Masakra ten punkt był, ale wychodzimy zwycięsko...
Natomiast nie wyszedłbym wcale z przepaści nad którą jechaliśmy chwilę później i mną zdrowo szarpnęło. Patrząc jak idzie koło nad urwiskiem i pilnując toru jazdy nie zauważyłem gałęzi, która zawieszona była na wysokości mojego kasku... jak mną nie szarpnie, zwłaszcza że czołówka zahaczyła się o ten konar i mnie niemal ściągnęło z roweru. No było blisko, bo zgadnijcie w którą stronę mnie rzuciło... proste, że w otchłań, ale udało się wyratować kontrą kierownicy - tak mocną, że mnie to położyło w krzaki, ale lepiej w tą stronę. Dosłownie, bo w drugą było naprawdę wysokie urwisko. Izydor postanowił wypełnić przepowiednie? Obiad był, trasa piękna, spełniłoby się... do samego końca bylibyśmy szczęśliwi, do samego końca spadku swobodnego (pamiętajcie: pierwiastek z dwa gie ha) :P    
Do bazy wracamy około 30 min po północy.
100 km i 2900 przewyższeń... hardcore, ale jakże piękny hardcore. Super rajd i piękne upamiętnienie naszego kolegi.
Szkoda tylko, że nie dane było Mu zobaczyć tych zawodów i cieszyć się nimi jako jeden z ich Gospodarzy.
Pora wracać do domu

Gdzieś w okolicy przepaści

Wierch czy góra a urwisko już czeka :P :P :P

Dying day...



Kategoria SFA, Wycieczka

Święta w Dolinkach (Szklarka, Racławka, Będkowska)

  • DST 35.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 1 kwietnia 2024 | dodano: 01.04.2024

Pogoda żyleta (dla mnie to już nawet trochę za ciepło...), a w powietrzu unosi się zapach SAHARozy :D (pył znad Sahary). Pasowałoby zatem sprawdzić co słychać w Dolinkach :D
No i tak jak sądziłem! Zmiany, zmiany, zmiany - na przykład nad Racławką zwaliło się drzewo z żółtym szlakiem! Dwa tygodnie temu jeszcze stało! Spuścić na chwilę las z oka i zraz coś się  odwala... lub wywala. No nic, zmiana odnotowana :)
Jako, że na 15:00 idziemy na świąteczny obiad to mamy tylko kilka godzin z rana, aby poszwendać się po moich ukochanych Dolinkach Podkrakowskich. Da radę! W kilka godzin to w Dolinkach to się można zajechać. Niby tylko 35 km, ale za to pękło 850m przewyższeń :D
No Dolinki, po prostu Dolinki, tu wszędzie jest pod górę!
Tym razem z nielichego zbioru (od Mnikowskiej, przez Sankę, po Miękkinie) wylosowaliśmy Szklarkę, Racławkę i Będkowską. Tam wiem, zaraz mnie oskarżycie o faworyzowanie górskiej Racławki oraz dzikiej Szlarki, bo coś za często się nam losują... a ja powiem: "eee tam, przypadek... jak zawsze" :D
Leci ogromna foto-galeria bo to piękne tereny.

Wodospad "SZUM" w Będkowskiej huczy od rana aż miło :D

Prawda! Uważamy na płazy bo zaliczamy tylko poprawne osadzenia, a nie tzw. plaque (suchar szermierczy - jak ktoś nie rozumie, to trudno)

Bezimienny wodospad też nieźle huczy :)

Szkodnik (i) Króliczek Świąteczny :)

Wypych świąteczny :)

To już chyba jest jakaś klątwa albo choroba - gdzie nie pojedziemy, znajdziemy jakiś lampion :D

W stronę "Wzgórza 512" zwanego Wzgórzem 502 (bo dopiero po wielu latach skorygowano dawny pomiar jego wysokości)

Jurajsko :)

Czerwony szlak w Szklarce czyli rypiemy...

... ostro pod górę :)

Szklarka... po prostu Szklarka :D

Ja to nazywam SZKLARSKIMI Beskidami bo w niejednych górach nie ma takiego krajobrazu :D

"You ain't gonna catch a break in the wasteland,
Pedal to the metal, cuz I hate using brakes, man...
Buckle up and hit the gas
KICK UP DUST and kick some some ass...
Way out here we don't shake hands
make the rules or take demands"
(całość TUTAJ)

Piękna...

...wstęga drogi :)

Przyjechaliśmy z prawej. Droga z lewej prowadzi na "Racucha" (skała), ale my "cała wstecz" (względem kadru) - do Racławki.
(Spotkaliśmy tu Zbyszka M. !!! - jak w Fallout'cie: RANDOM ENCOUNTER in the Wasteland :D )


Deep dive into RACŁAWKA Valley :D

Wąwozami do Doliny :)

Nadal wąwozami :)

WĄWOZIADIA pełną parą :D

Mówiłem, że się zwaliło !!!

Znowu pod górkę - trawersujemy górną partię Racławki

Dziś jest Śmigus Dyngus, prawda? Styl na Żabę :D

Kapliczka Ciężkich Przewyższeń (okolice Białej Góry i Bożej Męki nad Paczółtowicami)... tu wyjechać to jest coś... 

Leśne upalanie (górne partie Racławki - okolice kamieniołomu w Dębniku i leśnego cmentarza "choleryczno-IWW")

"Ej, tędy na pewno biegnie szlak?" - Szkodnik

Drzewa nie kłamią :P
Czasem tylko zawalą drogę :)


Powrót jak zawsze po nocy... a nie czekaj, trzyma nas dziś ta 15:00, więc nie po nocy :P
Okolice Radwanowic (wsi odznaczonej "Krzyżem Walecznych")




Kategoria SFA, Wycieczka

Kiczora, Jaworzyna, Magurki

  • DST 26.00km
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 23 marca 2024 | dodano: 30.03.2024

Porywamy Bartka i ruszamy w Gorce. Celem jest oglądnąć balony, które będą latać nad Nowym Targiem popołudniem... powiem tak, wiało tak (i lało), że nie latały :D
No ale lało dopiero o 16:00. Do 16:00 było pięknie.
Z resztą - Gorce, to mój drugi dom, tu zawsze jest pięknie :)
A że pada, Gorce mają swój mikroklimat - tu zawsze jest mokro!

Znowu coś poszarpało krajobraz

Idziemy!

Wieża na Magurkach po prawej - tam będziemy popołudniem

Domek

Nowe gminne szlaki

Domek na drzewie

Resztki śniegu

Kopce, kopce :)

Jaworzyna i kapliczka :)

Szlak w kolorze nadziei, który znam na pamięć... każdy korzeń, każdy kamień :)

Kawałek drogi :)

Szlaki strumieniowe :)

Idziemy dalej :)

Ławeczka z widokiem

Gorce, typowe Gorce :)

Magurki z drugiej strony - tam będziemy niedługo

Na żółtym szlaku i na polance

Czacha!!!

Dziura w niebie

California Rocket

"Wings of glory"

Zegary

Wieża na Magurkach

Wieje (i pada)

Ale i tak jest fajnie

Bardzo fajnie



Kategoria SFA, Wycieczka

Velo KAZIMIERZA - WIELKA wyprawa do WIŚLICY

  • DST 153.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 16 marca 2024 | dodano: 18.03.2024

Jako że na niedzielę jesteśmy poumawiani "pod korek", to wyprawowa musi być sobota... czyli niby jak zwykle, ale tym razem nie ma jednak opcji pożonglować dniem wycieczki w zależności od pogody, gdyby okazało się że sobota nie za bardzo chce współpracować. A nie chciała... nawet nasz sprawdzony sposób "obczaić pogodę po 200 km w każdą stronę" pokazywał, że jakby nie kombinować to będzie lało i to miejscami w zasadzie cały dzień.
Siedzę i próbuję coś tam negocjować z aurą (dialog ja - pogoda)
- Nowy Targ - padam
- Zakopane - tęsknisz za śniegiem?
- Dobra, to Rzeszów - a jakże, padam
- Krosno - będę padać
- Dukla - tam też padam
- Tarnów - no ba! padam
- Katowice - leje
- Opole - kap, kap, kap
- Prudnik - a daleko to od Opola, padam
- Olkusz - hahaha, leję
- Częstochowa - padam
- Ech... no dobra, Wieluń? - Niezła próba, ale padam
-A możesz przestać? - NIE
Dziękuję...  widzę że się nie dogadamy...

To nie ma sensu, to jak granie w statki z typem, co oszukuje i nie zaznaczył na planszy żadnego "masztowca"... a potem triumfuje, że "pudło!".
A czy będzie padać czy tylko straszą? Słupki deszczu niby zaznaczone, ale nigdy nie wiecie...

No jak w piosence...
"...miałby być grady, miały być deszcze,
stacja meteo dezinformuje.

Prognozę pogody oglądam do nocy
może powiedzą prawdę nareszcie
potem zasypiam zawinięty w kocyk
i wcale nie wychodzę, tylko śpię" (całość TUTAJ)

Przyjdzie chyba znowu walić gdzieś pieszo, bo siedzieć w domu nie zamierzamy... no dobra ONE LAST TRY.
- Proszowice? -No, mogę popadać ale tylko wieczorem
- No to chyba Cię mam! Kazimierza Wielka? -No, wieczorem trochę, ale z umiarem.
HAHAHAHA... dorwałem Cię w końcu! Jest, jest, jest!
Rower Power!

Mamy wyznaczony obszar działań operacyjnych, "na skos", północy-wschód od Krakowa, okolice krajowej 7-mki.
Teraz plan taktyczny: co i jak. Niedawno Interniety donosiły o nowo otwartej ścieżce Velo od Proszowic do Wiślicy. Można by obczaić.
Skoro wszędzie indziej pada, to nie będzie nam tak bardzo żal gór - można walić w pola i open-space'y na wschodzie Krakowa.
Zrobimy check-out Velo'watego, a wieczorem - nawet jak lunie - to po asfalcie nie będzie dramatu z błotem. 

Przyglądnijmy się bliżej: net donośni, że to około 50 km od Proszowic do Wiślicy (przez Kazimierzę Wielką). Ścieżka biegnie po trakcie byłej kolejki więc klasycznie jak kiedy przyszła "KOLEJ NA ROWER"
To co Szkodnik? W tę i na zad?
Szkodnik by wolał wracać inaczej - ja też, bo pętla to jednak pętla. Nawet ta na szyi.
Rzucam od niechcenia: po Wiślicy zjedziemy nad Wisłę zielonym szlakiem i wrócimy WTR'ką (Wiślaną Trasą Rowerową) z małym przeskokiem z Nowego Brzeska do Proszowic bez szlaków. Trzaśniemy sobie 150-tkę - rzucam żartem... nie spodziewając się jak blisko prawdy będę... bo w sumie nikt nie planował 150-tki... tylko.... tylko, że...

Mapa była 1:75000 a nie 1:50 000, a zaplanowaliśmy setkę :D
Do tego wziąłem mapę Ponidzia bo przecież to był żart z tą WTR'ką... no więc jechaliśmy poza mapą, bo "Ponidzie" nie obejmuje terenów pod Proszowicami. Jechaliśmy z nawigacją z telefonu... to jest niepojęte, jak tak można :D

Co więcej, przeprawimy się promem... (tylko, że trzeba było popatrzeć, że mamy dwie rzeki: Wisłę i Dunajec. To są znane nam widły, ale jakoś tak założyliśmy - zwłaszcza, że było to poza naszą mapą - że jakiś prom się trafi. Trafił, ale musieliśmy nadłożyć 15 km do promu przenoszącego nas do właściwej konfiguracji... bo chcieliśmy prom przez Dunajec a nie przez Wisłę. WTR jest po konkretnej stronie Wisły, więc nie każdy prom promował naszą opcję :P)

Wyszło nieplanowane 150 km, ale było fajnie :D
Dolało nam pod koniec dnia, ale noc była już piękna - wspaniałe niebo.
23:00 z powrotem przy aucie... czyli klasyka.
 
Dobrze było zobaczyć tą trasę, bardzo fajnie jest zrobiona, ale tak jak WTR'ka. Dla nas, bagienno-górskich stworów, to tzw. JEDNORAZOWE VELO czyli drugi raz całości raczej nie pojedziemy. To nie są Gorce czy Tatry, aby ciągle tu wracać i wracać :)
Niemniej super było obczaić ścieżkę, bo pewnie niektóre jej fragmenty wykorzystamy jako elementy łączące inne wyprawy (w takich konfiguracjach jednorazowe VELA są super, bo można trzasnąć jakiś kierunek i nie wracać potem wioskami, tylko Velem, na przykład po nocy). Tego mi brakuje na przykład przy Paśmie Brzanki - 30 km dobrego terenowego szlaku: Brzanka - Liwocz, ale powrót jest po wioskach, a jakby było tam takie jednorazowe VELO, to byłoby super... no ale może kiedyś, bo coraz więcej tych Velo tu postaje: Eno Velo, Velo Metropolis, Velo Dunajec, WTR, Velo Raba, itp. Będzie co łączyć :D

Dzisiaj jednak Velo Proszowice lub jak ktoś woli Velo Kazimierza (czyli) Wielka wyprawa na północny wschód Krakowa.

Łasisz mi się do pancerza, patrzysz w oczu moich toń
Szkodnik, Velo Kazimierza, kilometry goń, goń, goń!
(luźna parafraza TEGO)

Goniąc horyzont

Nie ważne gdzie, ważne że szlakiem :)

Lubimy mostki :)

Droga wije się przez pola

"Deep inside you know
Seeds I plant will grow
One day you will see
And dare to come down to me
Come on, come on now take the chance
"That's right let's dance" (Devil Dance od Metallicy - całość TUTAJ)

Remont by się przydał... a tak serio, to fascynują mnie opuszczone obiekty i ich historia (zwłaszcza ich historia).

Hydro-Szkodnik na waterfall'u :D

Dom zły? A może szczęśliwy... a może przeklęty... któż to wie... niesamowite są takie miejsce

Szkodnik, idź przodem... jakby były Rogate to posłużysz za przynętę :D

Niekończąca się droga :)

Pola, pola, pola...

Przewróciło się, niech leży... i dobrze, klimat robi !!!

Znam takich co by tu lampion dali :D

Coś się bok drogi nam nagle wypionował...

Cmentarz wojenny IWW oraz IIWW (na zielonym szlaku).

Kapliczka z 1666 roku - WOW

Nie tylko Polacy walczyli na wszystkich frontach (i nie tylko w IIWW)

PROM(się)NADA :D

Coś się zaczyna odwalać na niebie - grzmi! W marcu, srogo :D

Niesamowite to niebo!

Linia frontu :)

No i chłosta nas zło...

Krajobraz po chłoście :)

Zjawiskowo :)

Under wicked sky...
"Lay beside me, under wicked sky... " (całość TUTAJ)


Kategoria SFA, Wycieczka

Jak ja kocham Dolinkę Racławki...

  • DST 25.00km
  • Aktywność Wędrówka
Środa, 13 marca 2024 | dodano: 13.03.2024

... tak bardzo, że mogę po niej chodzić i chodzić. Krótki spacer po Dolinkach po śniadaniu zamienił się w spacer po śniadaniu, w porze obiadowej, spacer wieczorem i nocą. Krótki, nie krótki, długi, nie długi - oceny subiektywne zostawmy na boku, spójrzmy w metryki. 25 km pękło, więc chyba nieźle. Wyprawa odbyła się wraz z Amelią i Lenonem.
Miało być fajnie i było. Nie miało być błota, a było. 
Skrót z Racławki do Eliaszówki przez tereny kopalni trochę się nam jednak skomplikował :D :D :D

Wąwóz Stradlina w Dolince Racławki :)

Pierwsze prawo lasu: gdy kończy się błoto, zaczynają się wiatrołomy :D

Skałek nad wodą :)

Racławka to bardziej Beskidy przypomina niż okolice Krakowa - dlatego ją tak lubię

Dżek Pstrąg - GENIALNE !!!

Szlak w kolorze złota :)

Tyle lat a Ci dalej kopią :D

Zaczyna się trudniejszy kawałek :)

Jest błotko, to cieszymy patelnie :D

Dużo błotka... co tu jeździło :)

Na zakręcie :)

W okopach...

Zasysa...

A wczoraj, po rowerach, zamiataliśmy klatkę schodową... daremnie :P

"... and there's no one there to comfort you with a helping hand to lend
just remember that..."
MUD WILL NEVER END :D
(parafraza tej ballady)

Ładunki podłożone, będzie KABOOM

Dobre miejsce na punkt. Gdyby kiedyś robił jakiś rajd, to dałbym tu zagadkę:
"Uciekając z tych lasów upiornych,
na ledwie żywych ze zmęczenia koniach
wejdź w bramę dóbr przyklasztornych
co postacie trzymają w swych dłoniach"


Po kamyczkach :D

Kolejne dobre miejsce na punkt :D

"Płynie rzeka wąwozem jak dnem koleiny, która sama siebie żłobiła,
Rosną ściany wąwozu, z obu stron coraz wyżej,
tam na górze są ponoć równiny;
i im więcej tej wody, tym się głębiej potoczy,
sama biorąc na siebie cień zboczy (…) woda syczy i wchłania, lecz żyje; i zakręca, omija, wsiąka, wspina się, pieni, ale płynie, wciąż płynie... bo źródło wciąż bije" (
TUTAJ)

Znowu pod górkę :)

Szkodnik zakapior :D

"...wybuchła noc, przy drodze pusty dwór
W katedrach drzew, w przyłbicach gór, wagnerowski ton
Za witraża dziwnym szkłem, pustych komnat chłód
W szary pył rozbity czas, martwy, pusty dwór"
(TUTAJ)

Świetne miejsce na punkt !!!

Kolejna noc w lesie :)



Kategoria SFA, Wycieczka

Szkodnik znowu ZAR HOMBARKI !!!

  • DST 92.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 marca 2024 | dodano: 13.03.2024

Hombarki czyli wyprawa na Górę ŻAR (tą na Spiszu, a nie tą z "basenem" na szczycie :P) oraz na GRANDEUS. Wracamy w Pieniny Spiskie ale nie sami - tym razem z Piotrem (tym od Szabli jakby ktoś nie widział - Piotr od Szabli) :D
Ruszamy z Nowego Targu przez czerwienią zabarwiony Bór (jeśli ktoś ogarnia o jakim rezerwacie mówię), lecimy VELO (na) Czorsztyn, ale po drodze złapiemy jeszcze Przełom Białki. Finalnie skończy się pchaniem i niesieniem w błocie na czerwonym szlaku na Żar oraz dalej na (Mighty) Grandeus czyli na dwie piękne spiskie Pieniny :D :D :D 
Powrót przez VELO Dunajec. Tak minie wieczór i poranek... będziemy widzieć, że były dobre :D

Chlup :P

Szkodnik trochę utkno :P

A tędy dojechaliśmy do miejsca CHLUP :P

Forsowanie krat :)

Przełom (trochę) Białki :D

Skała w wodzie a tyle radości :D

Szlakiem w kolorze błękitu...

...walimy na Dębno

Znane i lubiane VELO

Co za architekt to budował? Przecież ta ściana jest krzywa!

KOZY na zamku!!!

Wygląda jak przez okno :D

I nagle jesteśmy po drugiej stronie

I dymamy pod Żar czerwonym szlakiem

Przynajmniej z ładnymi widokami :)

Mówiłem! :P

Poszarpany ten krajobraz :)

Jeszcze tego nie wiemy, ale "ostre" koła bardzo się przydadzą zaraz

Mlask, mlask...

Przynajmniej nie pada...

...ale zaraz my padniemy (bo niesienie idzie w kilometry...)

Ech...

Dziwna konfiguracja...

Teraz trochę lepiej :)

Wyleźli my...

Szkodnik też wylazł :)

Dobra techniczna ścieżka nad przepaścią :)

Znowu nas noc zastała na trasie :)

...my chyba nie umiemy inaczej :D



Kategoria SFA, Wycieczka

Gdzie jedziesz? BARANIE !!!

  • DST 40.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 marca 2024 | dodano: 04.03.2024

Dokładnie tak: Przełęcz Dukielska oraz góra BARANIE (754m). Wstępnie planowaliśmy wyprawę w Góry Opawskie ale prognozy pokazywały, że może tam być różnie pod kątem deszczu. Robimy zatem "pivot na Jugowostok" :P (południowy-wschód) i ruszamy w Beskid Niski, na Przełęcz Dukielską oraz szczyt Barnie zdobyty szlakiem granicznym.
Po drodze porwiemy jeszcze Kingę oraz jej "speca", a następnie już w trójkę zameldujemy się w Zyndranowej. 
Stamtąd czarnym szlakiem na granicę, potem Przełęcz Dukielską i dalej cały czas granicznym szlakiem aż na Baranie. A powrót?
Coś się wymyśli... no i wymyśliliśmy... żółty szlak przez polską Dolinę Śmierci czyli przez zniszczone podczas operacji dukielsko-preszowskiej wioski.
Twierdza Karpaty czyli czy da się zatrzymać armię, dla której dowództwa straty ponad 120 tysięcy ludzi i 500 czołgów w walce o dość niewielki obszar, są w pełni akceptowalne i maszeruje ona dalej...
"As for me, I knew exactly what the situation was in Dukla Pass. Moscow had demanded it."
- cytat przypisywany dowódcy całej operacji, marszałkowi Iwanowi Koniewowi (w praktyce otrzymał on rozkaz sforsowania Twierdzy Karpaty w zasadzie z marszu, starty nie miały większego znaczenia - liczył się cel. Wspominałem Wam już kiedyś, że ja osobiście nie przepadam za zarządzaniem przez cele...?) 

Błota Beskidu Niskiego to jest legenda :)

Brody, brody, brody - kolejna unikalna cecha Beskidu-nie-takiego-Niskiego

Kinga sprawdza czy nie znajdziemy tutaj wrót do Narnii :)

Na granicy

Drogi są tutaj... umowne :)

Wzdłuż słupków

Szkodnik cieszy patelnie, że znowu się trzeba przedzierać :P

Wprost z fabryki traktorów - sezony 1941 - 1945 (później w sumie także :P)

Muzeum nad Przełęczą Dukielską

Pomnik poległych

Pomnik saperów, którzy po wojnie rozminowywali te tereny (szacuje się, że musieli rozbroić około 25 tys min... wielu z nich zginęło)

Była przełęcz więc musi być pod górę

Srogo pod górę :P

W poszukiwaniu electro :D

Linia widnokręgu oraz linie energetyczne :)

To przed nami (za drzewami) już czeka - niech Was nie zmyli, że jest w dół :P

Im więcej zjedziesz...

... tym więcej dymasz pod górę potem :P

No właśnie...

Baranie - szczyt! Po lewej ruiny wieży widokowej

Tabliczki

Znowu nas noc zastała

Kamienny most w Olchowcu - kapitalne miejsce
Znowu przez brody, tyle że teraz po zmroku

Coś chyba sponiewierało słupa :P - okolice nieistniejącej już wsi Wilsznia

Rekonstrukcja posterunku granicznego

Nieistniejąca już wieś - Smereczyna

Piękne upamiętnienie dawnych czasów




Kategoria SFA, Wycieczka

4 "wyspy" - Jasień, Kustrzyca, Krzystonów, Mogielica

  • DST 20.00km
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 18 lutego 2024 | dodano: 22.02.2024

Mieliśmy już odpalić rower, pewnie gdzieś w Świętokrzyskiem, ale prognozy pogody w tamtym rejonie były co najmniej średnie. Stwierdziliśmy zatem... góry. Dawno przecież nie byliśmy w górach :P (jak nie wyczuliście sami, to mówię że to była ARONIA... wielka, soczysta ARONIA :P :P :P 
...bo tradycją naszych styczniowych i lutowych weekendów stał się obiad w jakimś schronisku: Durbaszka, Markowe Szczawiny, Szyndzielnia, Biskupia Kopa, Pilsko).
Końcówka zimy w górach to jednak albo resztki śliskiego śniegu albo błoto i ciapa. Dlatego też nadal jeszcze bez rowerów. Dużo się ostatnio dzieje, a góry pozwalają nam zachować jakąś tam równowagę psychiczną. Czytałem o tym w komiksach :P
" - Stałem się twardzielem?
- Nie, twoje ciało jest słabe. Góry. Góry będą lekarstwem"
(a dokładnie TUTAJ
Dziś jednak bez obiadu w schronisku :P

Piękna wstęga drogi

Szlak w kolorze kruszcu

Czy to widok z Kustrzycy?

Tak :)

Robi wrażenie :)

Ławeczka Benedykta na Jasieniu

Tam idziemy!

Po drodze zaliczymy jeszcze Krzysztona :D

Ile to już razy - chodź pomaluj mój szlak, na żółto i na niebiesko :)

Wiosna w pełni - miejscami :)

Bo miejscami jeszcze trochę śniegu zalega

Wieża coraz bliżej :)

Rano nie było żadnych widoków, ale popołudnia często oczyszczają atmosferę - dosłownie :D

Jest ładnie :)

Ciśniemy w kierunku szczytu

Widok z okienka :)
Widok z progu :D

Który to już raz tu jesteśmy :P

Niezmiennie :)

Zaczyna się zachód słońca :)

Wyszły!!!

Tego nie widać, ale było zimno. Naprawdę cholernie zimno :)

Gra świateł

Ile pagórów się zmieści w kadrze :)

"Mein Herz schlägt nicht mehr weiter nur der Regen weint am Grab..." (znacie w TEJ WERSJI?)

Już po zachodzie słońca

Powrót pod gwiazdami


Kategoria SFA, Wycieczka

Góra Pięciu Kopców - PILSKO (dwa razy)

  • DST 18.00km
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 10 lutego 2024 | dodano: 13.02.2024

Góra Pięciu Chłopców... eeee... Kopców, oczywiście kopców :P
A tak przy okazji, kiedy to ja ostatnio słyszałem o 5-ciu chłopcach? A tak, już pamiętam "Make their fight on the hill in the early day, constant chill deep inside ...men of five, still alive... gone insane from the pain they surely know"

W sumie to wszystko się zgadza:
- make their fight... no podejście jest srogie
- on the hill... ponad 1500m więc zacny ten hill - PILSKO
- chill... no, tutaj nadal zimowo
- gone insane... k***a, ile jeszcze na ten szczyt...
- pain they surely know... brak kondycji wychodzi... na każdym kroku

A wytachaliśmy się na szczyt dwa razy... bo trochę nam planowanie zawiodło. A było to tak: rypiemy się na górę bo mają być popołudniem ładne widoki.... i poszło nam to rypanie ciut za szybko. Jakoś tak wyszło, że na szczyt wleźliśmy przed 14:00, a tam mgła. Po prostu jedna mgła, żadnych widoków. Istny white-out. Schodzimy zatem do schroniska na Hali Miziowej, ale po drodze spotykamy gościa, który mówi że On idzie do góry bo ma być ładnie pod koniec dnia. No trudno, byliśmy dziś za wcześnie... jak nie my. My zawsze na styk lub spóźnieni...
No to co, obiad w schronisku (któryś tydzień z rzędu - tak trzeba żyć!!! Ostatnio poszła seria: Durbaszka, Markowe Szczawiny, Szyndzielnia, Biskupia Kopa).
Wsuwamy naleśnika, popijamy pomidorową i... krwią naszych wrogów, łzami ich kobiet... itp, itd.
Za oknem przejaśnia się w oczach... po prostu świat wychodzi zza mgły.
Pada głupi tekst... "pasowałoby wyjść raz jeszcze"... pada głupie pytanie "to propozycja?"... 220m przewyższenia... raz jeszcze... dobra, ale innym szlakiem.
I tym razem zamiast czarnym, targamy żółtym i na zachód słońca meldujemy się raz jeszcze na szczycie.

Zgodnie z zapowiedziami - przejaśniło się. No i tak wyszło, że zrobiliśmy Pilsko dwa razy :P

Trochę dziwne te schody, no ale roztopy więc co się dziwić :)

Szkodnik wygląda trochę jak z nienacka :)

Wiosna :)

My zawsze coś znajdziemy na tarasie... kolektywne śledztwo wykazało, że to pozostałość po Genzo.

Wyżej jeszcze sporo śniegu

Przez mgłę

Polski wierzchołek Pilska

Kolejny kamień wędrowniczek

Góra Pięciu... sami wiecie :P

White out :P

Jak Szkodnik we mgle :P

Widok z pod schroniska... no przejaśnia się

Dawaj raz jeszcze :P

Dawaj, dawaj, nie przestawaj :P

Naprawdę się przejaśnia, bo wieje jak... potomek płci męskiej kobiety negocjowalnego afektu :P

Szkodnik wchodzi w głębie strategiczną :P

Mgły się przewalają i odsłania się widoczek

Ciężko o dobry zachód słońca zimą, ale coś tam się czerwieni

Szkodnik znowu tonie - tu jeszcze od groma śniegu

Zejście 2 - powrót :P

Słupki przed nocą :P

A nocą znowu chodzimy po drzewach :P


Kategoria SFA, Wycieczka

Srebrna i Biskupia Kopa

  • DST 15.00km
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 4 lutego 2024 | dodano: 09.02.2024

Piękna wycieczka w Góry Opawskie, ale wpis na bloga wrzucam ze sporym opóźnieniem, bo ciężko było napisać coś sensownego... w sumie nadal jest, bo o 6:00 rano w niedzielę, tuż przed wyjazdem na wyprawę, dowiedzieliśmy się że dzień wcześniej (w sobotę), na rajdzie Silesia Race, zmarł nasz kolega ze świata Orientu - Grzegorz Liszka. Nieoczekiwana i bardzo smutna wiadomość, która dość mocno nas "sieknie" tego dnia. Tak więc wpis bez większego opisu - po prostu kilka zdjęć, tak aby zachować ciągłość. 

Szlak w kolorze słońca...

Achtung MINEN !!!

Trochę psychodeliczna droga :)

Przeskakujemy na szlak w kolorze szkarłatu

Podejście pod Zamkową Górę

Niegdyś był tu napis "KOCHAM GÓRY" ale zatarł go czas ---> tutaj także miał swoją profilówkę nieodżałowany SANTA

Z lewej Srebrna Kopa, a z prawej Kopa Biskupia :)

A imię jego czterdzieści cztery... sto czterdzieści cztery :D

Grób CZAROWNICY - niesamowita historia o ludzkim strachu i uprzedzeniach - TUTAJ - (niby wieki później, ale niewiele się nauczyliśmy)

Podejście pod Srebrną

"Sam Diabeł szepnął 'WIETRZE WIEJ'..."

Schron na Srebrnej - lata temu wisiał tu transparent z trupią czachą!

Przed nami Biskupia - po prostu trzymaj się słupków

Także i tych najstarszych...

Raki w plecaku, a tutaj ani grama śniegu już...

Wieża i krzyż

Klimat jak w Beskidzie Niskim

Mirek buduje pomimo!

Wspólne zdjęcie - jak rzadko.
A imię jego czterdzieści i cztery... czterysta czterdzieści i cztery. A kolor jego CZERWONY :)

Droga AMELII POD ELUSIĄ czy jakoś tak...

"They told me to go to Hell... and guess what? I DID" - całość TUTAJ

Dobrymi drogami Piekło brukowane :D

Going deeper !!!

...and she's buying a stairway to HELL :)

Klimatyczny ten niebieski :)

Bardzo klimatyczny :)




Kategoria SFA, Wycieczka