Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2024
Dystans całkowity: | 205.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 51.25 km |
Więcej statystyk |
Velo Pszemsza, zapadliska i Rabsztyn
-
DST
50.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 29 września 2024 | dodano: 01.10.2024
Dzień po naszej kolejnej tatrzańskiej wyrypie (z pierwszym śniegiem w tym roku) jedziemy przejechać się na luzie po szeroko rozumianej okolicy. Tym razem wybór pada na znany nam, ale na razie tylko fragmentarycznie, szlak VELO PSZEMSZA. Powiem Wam: jest zacne - niemal cały czas leci po lesie (albo po pustyni... np. Pustyni Błędowskiej). Do tego przykombinujemy trochę z mapą i złapiemy okoliczne leśne szlaki np. niebieski na Pojezierzu Olkuskim. Tak, dokładnie - POJEZIERZU, bo mamy w kraju nową krainę. Duża ilość zapadlisk i późniejszych ich podtopień sprawiła, że w olkuskich lasach powstają jeziora. I to duże jeziora! Można o tym poczytać na przykład TUTAJ oraz TUTAJ (sporo także zdjęć z procesu - strona FB).
Innymi słowy weekend wykorzystany w pełni, tylko nogi trochę bolą bo wczoraj pękło około 2000 przewyższeń / 28 km, a teraz dokładamy kolejne 600m pod górkę :D
Innymi słowy weekend wykorzystany w pełni, tylko nogi trochę bolą bo wczoraj pękło około 2000 przewyższeń / 28 km, a teraz dokładamy kolejne 600m pod górkę :D
Szkodnik poszedł po bandzie :)
Silver Park Olkusz
Ciuchcia! Niezmiennie w sercu gra TO !!!
Zabytkowa kapliczka
Czyżby filia znanego klubu studenckiego :D ?
Szukając fajnych miejsc w lesie :)
Szlakiem w kolorze nieba :)
Zapadlisko!!!
Olkuskie Mazury :)
Kosmos, że dwa lata temu tu była droga :D
Prawie jak Jeziorka Duszatyńskie :)
To co? Bierzemy z biegu :D ?
No dobra, tutaj tylko po pas :D
Szkodnik z jeziora :)
Pani Jeziora :D
Upalamy
Nie drzyj ryja. Po dobroci! Z przebitym płucem ciężko będzie Ci krzyczeć :)
Jak niedziela to DO LASU, DO LASU, DO LASU :)
VELO przez Pustynię - wypass
-Daleko do morza? -Z 500km - Panie, ale Wam plażę odwalili...
Wypasss
CISNĄŁBYM... a nie, czekaj! CISNĄŁEM :D
HAŁUDY !!!
Zacne to Velo :)
Kierunek WOLBROM
Tzw. pętla w Kolbarku :)
Niezmiennie :)
Rabsztyn o zmierzchu
Wracamy bo zimno, ciemno i do domu daleko :D
Kategoria SFA, Wycieczka
Polski Grzebień i Mała Wysoka
-
DST
28.00km
-
Aktywność Wędrówka
Sobota, 28 września 2024 | dodano: 29.09.2024
Wracamy w Tatry. Znowu! Ten rok to idziemy ostro po bandzie jeśli chodzi o nasze ukochane Tatery :D I to zarówno pieszo jak i rowerowo! Liczę, że to jeszcze nie koniec, bo do końca roku jeszcze trochę weekendów zostało :)
Tym razem naszym celem jest:
- przełęcz Polski Grzebień 2200m (atak ze Smokovca, ale najpierw podejście Tatrzańska Magistralą do Śląskiego Dom pod Gerlachem)
- Mała Wysoka 2429m
- Prielom Rohatka 2288m
- schronisko Zbójnicka Chata
- Rainerova Chata, Hrebieniok i powrót do Smokovca.
W Smokovcu jesteśmy o 8:00 rano i parkujemy na głównym parkingu (tym na skrzyżowaniu dróg "z PL" i "z Popradu"). I jesteśmy na nim trzecim autem. No to są jaja, jest pusto! Po prostu pusto! Wygląda na to, że sezon się już skończył. Bynajmniej nie ubolewam - jestem tym faktem zachwycony :DTym razem naszym celem jest:
- przełęcz Polski Grzebień 2200m (atak ze Smokovca, ale najpierw podejście Tatrzańska Magistralą do Śląskiego Dom pod Gerlachem)
- Mała Wysoka 2429m
- Prielom Rohatka 2288m
- schronisko Zbójnicka Chata
- Rainerova Chata, Hrebieniok i powrót do Smokovca.
Zapowiada się piękny dzień w wysokich górach... nie wiemy jeszcze, że mimo pięknej pogody na dole, to na górze w ciągu godziny przejdziemy z lata w zimę... tak, nie w jesień, ale w zimę, bo na 2400 będzie nam padał śnieg. Owszem dziś jeszcze się nie utrzyma na ziemi, ale gdy piszę te słowa czyli dzień po wyprawie, to już wiem że po nocy na najwyższych szczytach jest biało. A pomyśleć, że pod Domem Śląskim (okolo 1600m) jedliśmy drugie śniadanie w podkoszulku, bo było "lato w pełni". Na Wysokiej (2429m) miałem na sobie polar, kurtę, rękawiczki i czapkę :D
Zmiana warunków "w oczach" to jedno, ale dzisiejszy dzień będzie należał do chmur i mgieł. Będą się one "przewalać" przez góry, raz zasłaniając je całkowicie, tylko po to, aby za moment ostre szczyty przecięły tą mleczną biel. Niesamowity klimat, przepiękny i złowieszczy spektakl. Z resztą popatrzcie na zdjęcia poniżej!
Na podejściu w sercu grać mi będzie poniższy utwór (tak, wiem, że ma on podtytuł "Historia pewnej rewolucji" i jest pewną metaforą, ale dla mnie ma on dwa znaczenia - to alegoryczne, ale i dosłownie, bo kapitalnie ujmuje piękno i majestat gór)
"Porwaliśmy się na zdobycie wielkich gór
Herosi z dawnych lat służyli nam za wzór
Przez niebotyczną grań pięliśmy długo się
Niejeden opadł tam znajdując w dole śmierć
Po drodze hulał wiatr i sypał w oczy śnieg
Paraliżował strach odbierał zmysły lęk
Lecz nie ustawał nikt nawet w godzinie złej
Zaciskał pięści i ze śmiechem wołał : hej
Przepięknie jest
I tylko tlenu mniej
A prowadziły nas Nadzieja Wiara Złość
Bo tam na dole Zła naprawdę było dość
I warto było iść do góry wciąż się piąć
By sobą wreszcie być by przestać karki giąć...
Przepięknie jest
I tylko tlenu mniej
Aż po tysiącach prób przez przeraźliwą biel
Opłacił się nasz trud - osiągnęliśmy cel
Czuliśmy bicie serc i pod stopami szczyt
Gdzie pewne było że przed nami nie był nikt
Lecz nie odezwał się tym razem żaden śmiech
Bo wszyscy padli tu zajadle łapiąc dech
I dziwny jakiś był zwycięstwa słodki smak
Minęło parę chwil aż ktoś wychrypiał tak
Przepięknie jest
I tylko tlenu brak..." (całość TUTAJ)
Wspinaczka po łańcuchach w takim klimacie... kosmos! A łańcuchy tutaj wcale nie należą do najprostszych, BA! powiedziałbym, że są trudne i cieszę się, że robiliśmy je w tą stronę - czyli podejście trudniejszym kawałkiem, zejście łatwiejszym. Jednak z naszymi operowanymi kolanami, mimo że działają jak złoto, to jednak nie jesteśmy już 18-letnimi kozicami. Herosi z dawnych lat służyli nam za wzór
Przez niebotyczną grań pięliśmy długo się
Niejeden opadł tam znajdując w dole śmierć
Po drodze hulał wiatr i sypał w oczy śnieg
Paraliżował strach odbierał zmysły lęk
Lecz nie ustawał nikt nawet w godzinie złej
Zaciskał pięści i ze śmiechem wołał : hej
Przepięknie jest
I tylko tlenu mniej
A prowadziły nas Nadzieja Wiara Złość
Bo tam na dole Zła naprawdę było dość
I warto było iść do góry wciąż się piąć
By sobą wreszcie być by przestać karki giąć...
Przepięknie jest
I tylko tlenu mniej
Aż po tysiącach prób przez przeraźliwą biel
Opłacił się nasz trud - osiągnęliśmy cel
Czuliśmy bicie serc i pod stopami szczyt
Gdzie pewne było że przed nami nie był nikt
Lecz nie odezwał się tym razem żaden śmiech
Bo wszyscy padli tu zajadle łapiąc dech
I dziwny jakiś był zwycięstwa słodki smak
Minęło parę chwil aż ktoś wychrypiał tak
Przepięknie jest
I tylko tlenu brak..." (całość TUTAJ)
Tatrzańska Magistrala w kierunku Domu Śląskiego
Jest i DOM
Z każdą mijającą minutą, chmury te będą coraz bliżej nas... będą wspinać się po zboczach, aż przykryją nas całkowicie. Niesamowite to będzie - pościg!
Jak ja kocham wodospady
"Pnie się w górę ścieżką kamienistą
Wśród upiorów, widm, bezgłowych ciał,
Ale nie przeraża go to wszystko
Bo nie takie strachy z domu znał...
Widzi już na szczycie, jak ze źródła
Woda Życia tryska srebrną mgłą
A przy źródle jeden z braci mruga:
Popatrz Jasiu w dół, tam jest twój dom!" (klasyka, całość TUTAJ)
(popatrz w dół, tam rzeczywiście stoi pewien DOM)
Zaczyna się spektakl... z każdą chwilą stając się coraz bardziej złowieszczy...
"...ale czy pewne formy zła, nie kryją w sobie, pewnego dziwnego, perwersyjnego piękna?"
"Z mgieł zakrywających ścianę, wyłaniała się potężna postać kobiety w długiej sukni, w kapeluszu z chmur.
Uniesioną ręką zdawała się nam grozić. Gniewna Bogini..." - Anna Czerwińska (himalaistka), cytat z książki "Nanga Parbat - góra o złej sławie"
"Za koronkową mgłą
Misterium się rozgrywa..." (całość TUTAJ)
"...po drodze hulał wiatr i sypał w oczy śnieg..."
"...paraliżował strach, odbierał zmysły lęk..."
W górach jest przygoda,
ruszaj jeśliś żyw,
animuszu doda
plecak pełen piw..." :D :D :D (całość TUTAJ)
"Tam Tatry prawie do nieba,
tam ludzie tacy jak trzeba
tam moje życie, szczęście me i moja łza..." (całość TUTAJ)
"Na szczytach Tatry, na szczytach
na sinej ich krawędzi,
króluje w mgłach świszczący wiatr
i ciemne chmury pędzi..." ---->
"...rozpostarł z mgły utkany płaszcz
i rosę z chmur wyciska,
a strugi wód z wilgotnych paszcz
spływają na urwiska" (wiersz Adama Asnyka "Ulewa" ---> w poezji śpiewanej TUTAJ)
"...i warto było iść, do góry wciąż się piąć..."
Wąsko :)
"Aż po tysiącach prób przez przeraźliwą biel
Opłacił się nasz trud - osiągnęliśmy cel
Czuliśmy bicie serc i pod stopami szczyt..."
"Nie widać nic - błękitów tło,
i całe widnokręgi
zasnute w cień, zalane mgłą,
porżnięte w deszczu pręgi... " (Asnyk - macie link powyżej)
"...i tylko Tatry niech w śniegu zapłaczą,
za Tobą, za mną, za nami.
Oto są sprawy najprostsze
Nic ponad Tatrami" (całość TUTAJ)
Kocioł między Polskim Grzebieniem a Prielomem Rohatka...
Obiektyw zalany wodą z trudem łapie ostrość
Wtargnięcie mgieł do doliny, za parę sekund jezioro zniknie w mlecznej bieli...
"Po grani, po grani, po grani,
tu mi drogi nie zastąpią pokonani,
tylko łapią mnie za nogi, krzyczą 'nie idź, krzyczą 'stań'
Ci co w pół stanęli drogi i zębami, pazurami, kruszą grań" (całość - TUTAJ)
"Góry wysokie, wiem co z Wami walczyć karze
Ryzyko, śmierć, te są zawsze tutaj w parze.
Największa rzecz, swego strachu mur obalić
Odpadnie stu, lecz następni pójdą dalej!" (całość TUTAJ)
"...ściana! Droga pod szczyt...
samo możesz wybierać los, zrozum to, wejdź na szczyt..." (całość jak wyżej)
"Za szczyty gór,
Za kresy chmur
W krainę cieniów bladą —
Spiesz noc i dzień.
(Odrzeknie cień}
Tam znajdziesz Eldorado!" - (Edgar Allan "Eldorado" - wersja w oryginale czyli po angielsku, poezja śpiewana ---> TUTAJ)
Schodząc w nieprzebytą biel...
Magiczne miejsce
Under wicked sky...
"To moja droga z piekła do piekła
Z wolna zapada nade mną mrok
więc biesów szpaler szlak mi oświetla..." (znowu Mistrz Jacek - link macie kilka zdjęć powyżej bo to ta sama piosenka co poprzednio)
Zbójnicka, Terycho, pod Wagą - czyli historia do dziś pisana przez tzw. "Nosiczy"
Legenda słowackich Tatr
Kategoria SFA, Wycieczka
VIII Puchar Piotrkowa 2024
-
Aktywność Sztuki walki
Czwartek, 26 września 2024 | dodano: 27.09.2024
No to rozpoczynamy sezon zawodów 2024 !! Mówię oczywiście o
LIDZE A czyli tej zaawansowanej, bo zawody LIGI B rozegraliśmy jeszcze na
wiosnę. Liga B, mówiąc kolokwialnie „robi robotę” bo wciąga w świat zawodów
coraz to nowszych zawodników i super jest obserwować ich pierwsze kroki, ale nie ukrywam też, że to właśnie na Ligę A czekamy z niecierpliwością pod kątem obserwacji walk i emocji. To tam zobaczycie najlepsze pojedynki, to tam
startują zawodnicy z największym doświadczeniem… no i największymi aspiracjami i ambicjami! Gdy startowałem w zawodach zawsze kierowałem się zasadą: "srebrnego medalu się nie wygrywa, tylko przegrywa się złoty", więc aż nadto rozumiem naszych "młodych" walczących o najwyższe laury i medale.
Na pierwszy ogień w 2024 roku idzie tym razem VIII Puchar Piotrkowa, na który przybywamy z Basią w niedzielę aby pomóc w organizacji i posędziować finały.
(Sobotę spędzamy na rajdzie Silesia Race, więc przez ten weekend to się trochę po Polsce najeździmy).
Jako że walki eliminacyjne zaczęły się już w sobotę, to faza grupowa Szpady i Szabli była już rozstrzygnięta. Czekały nas teraz eliminacje Rapiera oraz potem „finały” we wszystkich 3 broniach. Poprzez finały rozumiem tzw. „szóstki” czyli formalnie będą to ćwierfinały (6 zawodników), półfinały (4 zawodników) oraz sam finał i pojedynek o trzecie miejsce.
Na pierwszy ogień w 2024 roku idzie tym razem VIII Puchar Piotrkowa, na który przybywamy z Basią w niedzielę aby pomóc w organizacji i posędziować finały.
(Sobotę spędzamy na rajdzie Silesia Race, więc przez ten weekend to się trochę po Polsce najeździmy).
Jako że walki eliminacyjne zaczęły się już w sobotę, to faza grupowa Szpady i Szabli była już rozstrzygnięta. Czekały nas teraz eliminacje Rapiera oraz potem „finały” we wszystkich 3 broniach. Poprzez finały rozumiem tzw. „szóstki” czyli formalnie będą to ćwierfinały (6 zawodników), półfinały (4 zawodników) oraz sam finał i pojedynek o trzecie miejsce.
Łapka :)
Wymiana na żelazie :)
W natarciu :)
Wjazd na pełnej :D
Jak zawsze przy okazji mini-relacji z zawodów poopowiadam Wam coś o szermierce lub samych zawodach. Jak prześledzicie relacje z naszych zawodów i Mistrzostw, które wrzucałem na bloga to zobaczycie, że więcej było o istocie szermierki jako takiej (strategia, taktyka, postrzeganie walki, przygotowanie zawodnika, itp). Dziś zatem trochę słów "od kuchni", coś o organizacji zawodów i perspektywie sędziowskiej. Oto opowieść o tym co się dzieje, kiedy... trzeba pogadać :)
„Czy zwodnicy chcieli byś coś powiedzieć?” czyli komunikacja na linii sędzia - zawodnik
Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i błędy – zwłaszcza percepcji (czyli postrzegania akcji: co się stało w walce) - się zdarzają nam wszystkim. W naszych zawodach mamy zatem otwartą linię komunikacyjną pomiędzy sędzią głównym a zawodnikami.
Jest ona wykorzystywana sporadycznie, w rzadkich - acz zdarzających się - sytuacjach, w których sędzia główny nie dochodzi do porozumienia z sędziami liniowymi. Jeśli sędzia główny uzna, że bez rozmowy z zawodnikami, nie zdoła wydać sprawiedliwego werdyktu, może On taką linię komunikację otworzyć. Linia ta jest jednak charakteryzowana poprzez pewną hierarchią sygnałów. Czyli nic innego jak magistrale komunikacyjne w przemyśle: CAN, Modbus, CC-link i inne podobne. My zawsze do wszystkiego podchodzimy po inżyniersku :D
Po pierwsze musi wyjść żądanie nawiązania komunikacji, a późniejszy sposób realizacji tego żądania jak i odpowiedzi na nie, jest ściśle określone w naszym regulamin.
To co mam przez to na myśli to fakt, że nasi zawodnicy – przed startem w zawodach – zostają przeszkoleni w jaki sposób ich komunikacja z sędzią powinna wyglądać. Takie szkolenie jest potrzebne bo walka wiążę się z dużymi emocjami, ale także z pewnym zaburzeniem postrzegania sytuacji - walka zza maski wygląda zupełnie inaczej niż obserwowana z boku.
W praktyce zatem zarówno sędzie może poprosić zawodnika o odpowiedź na zadane mu pytanie, ale także zawodnik ma prawo zgłosić się z pytaniem lub komunikatem do sędziego.
Co ważne i warte zaobserwowania: brak zrozumienia przez zawodnika zasądzonego werdyktu, nie jest jednoznaczny z tym, że decyzja sędziowska była błędna lub niesprawiedliwa.
Konkretny przykład tego o czym mówię to sytuacja postaci: duże emocje mogą powodować, że zawodnik na przykład nie poczuł trafienia, które w rzeczywistości otrzymał (a sędziowie je widzieli).
Błąd zasłony :)
Perfect timing :)
Jak ja lubię obrazki z cyklu WTF - pokrzywiło tutaj kogoś :)
Piękna akcja :)
Pchnięcie i nieudana zasłona czwarta :)
Aby uniknąć sytuacji, w których zawodnicy kłócą się z sędzią o
werdykt, ale jednocześnie mają możliwość pomóc i mówię to w pełnym
znaczeniu tego słowa: POMÓC sędziemu w wydaniu sprawiedliwego werdyktu, zostały wprowadzone przez nas pewne zasady komunikacji. Aha, ważne!!! Tą
drugą cześć zdania także mówię w pełnym znaczeniu: sprawiedliwy werdykt… to nie
zawsze i nie koniecznie werdykt dla Was korzystny. Pamiętajcie o tym.
Natomiast, mówiąc o wspomnianych zasadach, najważniejszą zasadą jest to, że zawodnik może wypowiedzieć się tylko na własną niekorzyść.
Przykłady komunikatów, jakie zawodnik może „wysłać” sędziemu:
„Nie zadałem trafienia” – z chwilą kiedy sędzia zamierza zasędziować, że zawodnik zadał trafienie, tenże zawodnik ma prawo nie uznać swojego trafienia.
„Otrzymałem trafienie” – w każdej chwili zawodnik może przyznać się do otrzymania trafienia.
Raz jeszcze podkreślamy: zauważcie, że zawodnik może zawsze wypowiedzieć się na własną niekorzyść. Nie jest to jednak wymagane/obowiązkowe, komunikat „NIE WIEM” też jest w pełni akceptowalny.
Komunikat „NIE WIEM” może jednak oznaczać trzy rzeczy:
- zawodnik rzeczywiście nie ma wiedzy o danym zdarzeniu
- zawodnik NIE CHCE podzielić się wiedzą na swoją niekorzyść (nie musi – to sędzia podejmuje decyzje). Oczywiście, że zasady fair-play „zachęcają” jednak do nieprzyjmowania takiej postawy, ale to zawsze będzie wybór zawodnika w odniesieniu do swojego sumienia i budowania własnej reputacji.
- zawodnik zadał trafienie i o tym wie, ale jako że NIE WOLNO Mu podzielić się wiedzą na swoją korzyść (niestety dopuszczenie takiej postawy powodowałoby wymuszanie na sędziach decyzji na swoją korzyść – rzadko sprawiedliwie), wysyłając komunikat "NIE WIEM" zdaje się na decyzje sędziego czy uzna on to trafienie.
Na pierwszy rzut oka zasady te mogą się wydać dziwne, ale uwierzcie że robią robotę! Oparte są bowiem o „najczystszego” Caldiniego czyli o wywieranie wpływu.
Sprawia ona, że zawodnicy poddani są mocnej presji zewnętrznej aby przyznawać się do trafień i raportować, że nie trafili (np. przyłożenie klingi bez osadzenia) gdy sędzia popełnia błąd.Natomiast, mówiąc o wspomnianych zasadach, najważniejszą zasadą jest to, że zawodnik może wypowiedzieć się tylko na własną niekorzyść.
Przykłady komunikatów, jakie zawodnik może „wysłać” sędziemu:
„Nie zadałem trafienia” – z chwilą kiedy sędzia zamierza zasędziować, że zawodnik zadał trafienie, tenże zawodnik ma prawo nie uznać swojego trafienia.
„Otrzymałem trafienie” – w każdej chwili zawodnik może przyznać się do otrzymania trafienia.
Raz jeszcze podkreślamy: zauważcie, że zawodnik może zawsze wypowiedzieć się na własną niekorzyść. Nie jest to jednak wymagane/obowiązkowe, komunikat „NIE WIEM” też jest w pełni akceptowalny.
Komunikat „NIE WIEM” może jednak oznaczać trzy rzeczy:
- zawodnik rzeczywiście nie ma wiedzy o danym zdarzeniu
- zawodnik NIE CHCE podzielić się wiedzą na swoją niekorzyść (nie musi – to sędzia podejmuje decyzje). Oczywiście, że zasady fair-play „zachęcają” jednak do nieprzyjmowania takiej postawy, ale to zawsze będzie wybór zawodnika w odniesieniu do swojego sumienia i budowania własnej reputacji.
- zawodnik zadał trafienie i o tym wie, ale jako że NIE WOLNO Mu podzielić się wiedzą na swoją korzyść (niestety dopuszczenie takiej postawy powodowałoby wymuszanie na sędziach decyzji na swoją korzyść – rzadko sprawiedliwie), wysyłając komunikat "NIE WIEM" zdaje się na decyzje sędziego czy uzna on to trafienie.
Na pierwszy rzut oka zasady te mogą się wydać dziwne, ale uwierzcie że robią robotę! Oparte są bowiem o „najczystszego” Caldiniego czyli o wywieranie wpływu.
Oczywiście mówimy o pewnym zbiorze sytuacji, gdy sędzia pyta zawodnika o to co się zdarzyło w jego percepcji.
Małym zbiorze, bo podkreślę --> gdy sędzia nie ma wątpliwości, taka komunikacja nie następuje. Werdykt zostaje wtedy wydany bez nawiązywania takiej komunikacji z zawodnikiem.
Presja ta uczy pewnej pokory - wyobraźcie sobie taką sytuację:
- wiesz, że dostałeś
- publiczność widziała, że dostałeś
- twój przeciwnik wie, że Cię trafił
- sędzia nie jest jednak pewny czy to trafienie padło i pyta Cię czy chcesz coś powiedzieć
a Ty odpowiadasz: "nie wiem"... uuuuuuu, reputacja level w dół :D
Masz do tego prawo, nie musisz świadczyć przeciwko sobie, ale reputacja....
Albo druga sytuacja: Sędzia Cię pyta czy zadałeś trafienie, a Ty mówisz "nie wiem". To jest sygnał dla sędziego, że to on musi podjąć decyzję. Sędzia nie wie czy Ty rzeczywiście nie masz wiedzy o zdarzeniu czy też "nie mówisz na swoją korzyść". W praktyce zatem nie wywierasz presji na sędziego postaci: "TRAFIŁEM, TRAFIŁEM, WIDZIAŁEŚ? TRAFIŁEM".
To sędzie teraz musi, samodzielnie, wziąć odpowiedzialność za werdykt np. powtórzyć sytuację lub uznać, że trafienie padło.
Jak widzicie, na każdym etapie zawodów - zarówno zawodników jak i sędziów - przygotowujemy do brania odpowiedzialności za swoje działania. To wszystkim nas kształtuje i sprawia, że się rozwijamy.
Ja mam prostą zasadę: skoro aspirujesz do pozycji mistrza, to wygraj pomimo przeciwnością. Nie po wykłócaniu się, nie po debatach. Błędy sędziowskie to promil wszystkich sytuacji, wiec jeśli naprawdę jesteś dobry to statystycznie taki błąd Ci nic nie zmieni w twoim sumarycznym wyniku na całych zawodach. Jeśli zmieni to znaczy, że to mistrzostwo to było takie trochę umowne... jeszcze gorzej jak całą karierę oparłeś na wymuszaniu wyników „pod siebie” na sędziach… przy tej strategii, to u nas daleko nie dopłyniesz, a kierunek płynięcie to będzie raczej „w dół”.. czyli do dna.
TAK, a teraz możesz iść i się popłakać w rogu sali. Nie zabraniam. Jak skończysz i przemyślisz swoją strategię na życie, to zapraszam na planszę z powrotem i zachęcam do pracy (a będą postępy).
Podsumowując: sędzia zawsze przychyli się na waszą niekorzyść, bo to hartuje wasz charakter, to buduje waszą reputację – pokazujecie, że nie chcecie wyniku z przypadku, ale wywalczycie go fair. A taka postawa to postawa mistrzowska. Do zobaczenia na kolejnych zawodach.
Opadli z sił :D ?
Uwielbiam to dopełnienie broni Rapier na Lewaku i Lewak na Rapierze :)
Gardełko :)
Czysto?
Nie, dubel !!! :D
Kontrola klingi
Strefa medalowa :)
Silesia Race 2024- Kobiór
-
DST
111.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 21 września 2024 | dodano: 26.09.2024
Jako że ostatnio kalendarz przestaje już mieścić wszystkie nasze zobowiązania, plany i sprawy wszelakie, to na Silesię zapisujemy się dopiero w ostatni dzień internetowych zapisów... do samego końca nie wiedzieliśmy zatem czy uda nam się wybrać na ten rajd. Co więcej, pytaliśmy online'owo Marcina czy rajd się odbędzie bo mimo, że fala powodziowa która zmyła MORDOWNIKA już przeszła, to jednak teraz dla dotkniętych województw nastaje najtrudniejszy czas - sprzątnie i odbudowa. Nie wiemy przecież jak Marcin zaplanował trasę, a na południe od lasów Kobióra mamy zbiornik Goczałkowice czy Czechowice-Dziedzice, które ucierpiały. Mogło się zatem okazać, że na terenach na których przebiegać ma rajd, trwa sprzątnie... inna sprawa, że psychologicznie to też dla nas trudna sytuacja. Rajd to zabawa... tak, ja wiem, że czasem, na niektórych trasach, walka o przetrwanie, obóz kondycyjny i ścieżka zdrowia w jednym, ale jednak zabawa. Głupio trochę jechać się bawić, gdy mamy w kraju (a ta fala nadal przecież idzie!) taką, a nie inną sytuację. Z drugiej strony, nawet w naszej ukochanej Kotlinie Kłodzkiej apelują aby nie stygmatyzować całych obszarów i nie odwoływać wakacji czy wyjazdów urlopowych na terenach, które nie ucierpiały. No i jest w tym bardzo mocna logika! To naprawdę racjonale i to na wielu płaszczyznach. Natomiast sami chyba wiecie, że racjonalności to nie zawsze po drodze z odczuciami...
Wahamy się zatem z zapisem do ostatnich chwil obserwując sytuację... Potem dochodzimy do wniosku, że zapisać się w sumie możemy. Najwyżej po prostu nie przyjedziemy, jeśli imprezę odwołają lub - wręcz przeciwnie - to nas zatrzymają jakieś jakieś nagłe zobowiązania... Jest tak na świeżo po zdarzeniu, że bardzo wiele może się zdarzyć.
Koniec końców, finalnie i ostatecznie trafiamy na listę startową trasy rowerowej 100 km i czekamy na nadchodzący weekend.
Ponownie w lasach i kniejach Kobióra
Silesia ma bazę w Kobiórze czyli między Tychami a Pszczyną, na terenach gdzie mamy naprawdę sporo leśne kompleksy (np. drzewa są smutne... tak, słyszę to ciszę, która zapadła... wiem, wiem, to był betonowy suchar. Do usług :P). To tutaj przebiegł między innymi kiedyś Rajd Wilczy (kiedy to było... 7 lat p.o.k. ), a także samodzielnie zapuszczaliśmy się w te tereny całkiem niedawno: jeden rok p.o.k. (żadne P.N.E, a właśnie P.O.K czyli przed operacją kolana :P :P :P - tak nam łatwiej liczyć czas, bo nigdy nie rozumiałem, czemu przyjęliśmy firmę komunikacyjną jako wyznacznik czasu... o co chodzi z tym przed naszą ERĄ? Jaka stała za tym IDEA... i czy to było rozwiązanie na PLUS?). Dobra, dobra, już kończę z tymi sucharami :P
Wracamy do opowieści o samym rajdzie --> nadchodzi sobotni poranek, pakujemy rowery na auto i ruszamy do Kobióra.
Dobrze będzie znowu pogonić za lampionami, bo dawno tego nie robiliśmy. Nasz ostatni rajd to był Hawran w Beskidzie Niskiem, a potem orientacyjnie zrobił się dość pusto w naszym kalendarzu. Pustkę dodatkowo spotęgowało odwołanie Mordownika. Wracamy zatem do ścigania się i przeczesywania lasów i bagien.
To będzie także pierwszy od dawna weekend, który NIE spędzimy w górach - postanawiamy zatem "pogonić" w dobrym tempie po wspomnianych wcześniej lasach. Wiecie, tak dla siebie, pojechać mocno - po-upalać, po-dzidować, odpalić kopyto. Ta fura jedzie dwieście czterdzieści na godzinę... no dobra, dwadzieścia cztery, a nie dwieście czterdzieści, ale może spróbujemy podciągnąć się pod 28 km/h lub więcej. Ma być ładna pogoda, lasy tutaj są bardzo przejezdne, więc czemu by nie polecieć jakimiś przelotami!
Będzie to miła odmiana od ciągłego pchania... jak to przecież bywa w górach. Strzeżcie się zatem lasy Kobióra - nadchodzimy :D
Zapowiada się piękny dzieńWahamy się zatem z zapisem do ostatnich chwil obserwując sytuację... Potem dochodzimy do wniosku, że zapisać się w sumie możemy. Najwyżej po prostu nie przyjedziemy, jeśli imprezę odwołają lub - wręcz przeciwnie - to nas zatrzymają jakieś jakieś nagłe zobowiązania... Jest tak na świeżo po zdarzeniu, że bardzo wiele może się zdarzyć.
Koniec końców, finalnie i ostatecznie trafiamy na listę startową trasy rowerowej 100 km i czekamy na nadchodzący weekend.
Ponownie w lasach i kniejach Kobióra
Silesia ma bazę w Kobiórze czyli między Tychami a Pszczyną, na terenach gdzie mamy naprawdę sporo leśne kompleksy (np. drzewa są smutne... tak, słyszę to ciszę, która zapadła... wiem, wiem, to był betonowy suchar. Do usług :P). To tutaj przebiegł między innymi kiedyś Rajd Wilczy (kiedy to było... 7 lat p.o.k. ), a także samodzielnie zapuszczaliśmy się w te tereny całkiem niedawno: jeden rok p.o.k. (żadne P.N.E, a właśnie P.O.K czyli przed operacją kolana :P :P :P - tak nam łatwiej liczyć czas, bo nigdy nie rozumiałem, czemu przyjęliśmy firmę komunikacyjną jako wyznacznik czasu... o co chodzi z tym przed naszą ERĄ? Jaka stała za tym IDEA... i czy to było rozwiązanie na PLUS?). Dobra, dobra, już kończę z tymi sucharami :P
Wracamy do opowieści o samym rajdzie --> nadchodzi sobotni poranek, pakujemy rowery na auto i ruszamy do Kobióra.
Dobrze będzie znowu pogonić za lampionami, bo dawno tego nie robiliśmy. Nasz ostatni rajd to był Hawran w Beskidzie Niskiem, a potem orientacyjnie zrobił się dość pusto w naszym kalendarzu. Pustkę dodatkowo spotęgowało odwołanie Mordownika. Wracamy zatem do ścigania się i przeczesywania lasów i bagien.
To będzie także pierwszy od dawna weekend, który NIE spędzimy w górach - postanawiamy zatem "pogonić" w dobrym tempie po wspomnianych wcześniej lasach. Wiecie, tak dla siebie, pojechać mocno - po-upalać, po-dzidować, odpalić kopyto. Ta fura jedzie dwieście czterdzieści na godzinę... no dobra, dwadzieścia cztery, a nie dwieście czterdzieści, ale może spróbujemy podciągnąć się pod 28 km/h lub więcej. Ma być ładna pogoda, lasy tutaj są bardzo przejezdne, więc czemu by nie polecieć jakimiś przelotami!
Będzie to miła odmiana od ciągłego pchania... jak to przecież bywa w górach. Strzeżcie się zatem lasy Kobióra - nadchodzimy :D
Always, always second best :D :D :D
Szybko rozbierz się... jak na "osobistej". SZYBCIEJ, mówię!
No i nie sprawiaj kłopotów, mały kurwiu... Pani Szatniarka ma swoje sposoby na krnąbrne i rozwydrzone bachory :D
To śląskie... mostki budują wzdłuż rzeki :D
Ruszamy z bazy i już pierwsze metry pokazują nam, że świat nie do końca chce abyśmy upalali i dzidowali. Na wyjeździe z Kobióra mamy ruch wahadłowy bo rozkopali pół miasta. Stoimy na czerwonym. Ale spokojnie, spokojnie... mamy cały dzień. Limit czasowy na naszej trasie to 21:00, więc zakładamy że uda nam się zrobić komplet punktów kontrolnych.Takie opóźnienia to nie żadne opóźnienia.
Jednym z naszych "pierwszych" lampionów ma być ten na mostku, ale na odprawie Marcin powiedział nam, że tego lampionu tam nie ma. Mamy zrobić zdjęcie tego mostku, który finalnie znajdować się będzie nie nad rzeką, ale hmmmm nad rzeką. Tylko wiecie, nad rzeką w znaczeniu nieopodal rzeki... będzie sobie leżeć obok... wzdłuż (?) rzeki. I to całkiem spory most. Nie do końca wiem, co tu się odwaliło... może wystąpiły jakieś błędy projektowe, a wykonawca i tak powie "zgodnie z wymaganiami, zgodnie z projektem" :D
Nie wszyscy jednak chyba zanotowali, że lampionu tutaj finalnie nie ma i nie trzeba się do mostu przedzierać - wystarczy "foto".
Będą ekipy "drące" na punkt od drugiej strony (ja się pytam jak...), będą drużyny forsujące rzekę (ja się pytam po co...).
Jak to było w klasyce:
- Nie rozumiem
- To nie jest obowiązkowe
No to spoko, robimy zdjęcie i jedziemy dalej.
Jednym z naszych "pierwszych" lampionów ma być ten na mostku, ale na odprawie Marcin powiedział nam, że tego lampionu tam nie ma. Mamy zrobić zdjęcie tego mostku, który finalnie znajdować się będzie nie nad rzeką, ale hmmmm nad rzeką. Tylko wiecie, nad rzeką w znaczeniu nieopodal rzeki... będzie sobie leżeć obok... wzdłuż (?) rzeki. I to całkiem spory most. Nie do końca wiem, co tu się odwaliło... może wystąpiły jakieś błędy projektowe, a wykonawca i tak powie "zgodnie z wymaganiami, zgodnie z projektem" :D
Nie wszyscy jednak chyba zanotowali, że lampionu tutaj finalnie nie ma i nie trzeba się do mostu przedzierać - wystarczy "foto".
Będą ekipy "drące" na punkt od drugiej strony (ja się pytam jak...), będą drużyny forsujące rzekę (ja się pytam po co...).
Jak to było w klasyce:
- Nie rozumiem
- To nie jest obowiązkowe
No to spoko, robimy zdjęcie i jedziemy dalej.
Szkodniczy awers :)
Szkodniczy rewers :)
Zielono :)
Predator (z zezem) tu był :D
Od kropki do kropki czyli nawigacja dla uważnych
Co ciekawe, dzisiaj spotkać na trasie lampion graniczy z cudem. Większość punktów kontrolnych będzie oznakowanych 3 kropkami (zmazywalną farbą - jak ktoś nie wie jak to się robi, ale chciałby się "rzucać"...) oraz perforatorem. To uczyni nawigację trudniejszą. Kropki nie rzucają się tak w oczy jak lampiony, a sami wiecie że czasami odnaleźć taki lampion wcale nie jest prosto. Przy kropkach jest zdecydowanie trudniej. Podoba nam się to bo trudna nawigacja to przecież dobra zabawa - ekipa KrakINO proszę nie brać sobie tego zdania do serca. Was ono nie dotyczy, Wy to potraficie srogo przesadzić z trudnością.... dobra dość dyplomacji, powiem wprost... potraficie DOJEBAĆ tak, że człowiek zastanawia się czy kiedykolwiek umiał w mapę :D
Szukamy zatem kropek na drzewach po lasach. A w lesie jak to w lesie, znajdzie się co wiatr tam naniesie... np. wrak samochodu. Macie na zdjęciu poniżej.
Tak jak wraku nie dało się przegapić, to kropkę na drzewie - zwłaszcza jak lecicie "na gazie" jakimś szutrem - przegapić już o wiele łatwiej. Zdarzy nam się czasem minąć punkt kontrolny, niewiele - parę metrów, ale jednak podświadomie szuka się lampionu.
Sponiewierało...
Leśne klasyki
Atak szczytowy vs aklimatyzacja :)
Przed nami najwyższy punkt naszej trasy - szturm na HAŁDĘ "SKALNY". To lubię na Śląsku, forsowanie hałd jest fajne - a na niejednej już przecież byliśmy. Na tej będziemy pierwszy raz, a Marcin zapowiada widoki na Beskidy i na na tzw. "industrial", więc zakładamy zatem, że widok ze szczytu będzie zacny. Kierujemy się wskazówkami z odprawy aby odnaleźć wjazd w to miejsce, bo "główna" droga jest niedostępna (to tereny kopalni). Instrukcje podane przez Marcina są bardzo dokładne, więc szybko trafiamy do podnóża górki.
Szkodnik nie chce rypać na wprost i chce to objechać. No ile ja mam lat aby objeżdżać - rozdzielamy się. Zobaczymy kto będzie pierwszy! Zawody w trakcie zawodów. Szkodnik odpala kopyto i ciśnie podjazd, a ja na rower na ramię i dzida pod górę. Duża zmiana wysokości w krótkim czasie powoduje, że muszę założyć dwa obozy aklimatyzacyjne po drodze... ewidentnie wyczuwany jest brak tlenu... niby to jest niedaleko, ale jest tak stromo, że dostaję zadyszki. Potwierdzam zatem co piszą w książkach, aklimatyzacja to podstawa... lub po prostu jestem za słaby aby wbiec na hałdę z rowerem na ramieniu - na raz, bez odpoczynku. Wolę jednak wierzyć, że to pierwsze :P
Kopalnia czarnego złota :D
Szkodnik drogą na około :)
Ja rypie na wprost brute force'em :P
Byłem pierwszy!!! O kilka sekund ale jednak !!!
Dymi !!!
Szczyt
Zacny widok :D
Industrial zone :D
Upalanie... co na drodze to pod koła
Zjeżdżamy z hałdy i ruszamy dalej. Tym razem sporo przelotów. Najpierw lasy we wschodniej części mapy, a potem na południe: przelot aż do Pszczyny... a potem z powrotem, "po skosie, w lewo do góry" czyli znowu przez lasy, lasy, lasy. Innymi słowy jest dokładnie tak jak zakładaliśmy: upalamy po lesie przez cały dzień.
Nie ma się co tutaj rozpisywać - po prostu ciśniemy i nie hamujemy dla nikogo. Dosłownie, bo Szkodnik zostanie oskarżony o przejęcie zegarka Garmina od jednego z zawodników - Basia nawet nie zauważyła, że PONOĆ zderzyli się kierownicami na wąskiej ścieżce leśnej. Ja bym oczekiwał, że przy takim zdarzeniu to chociaż trochę szarpnie Szkodnikiem...a gdzie tak. Nie zauważył. A zawodnik podczas zderzenia zgubił zegarek i był przekonany, że zahaczył się o kierownicę roweru Basi. Ścigali nas po lesie, ponoć wołali... ale my widząc, że ktoś za nami leci, dodawaliśmy gazu. No i tak się bawiliśmy, Oni w pościgu za nami, a my uciekamy :D
Specjalnie bez imion, aby nie podawać publicznie tożsamości ofiar :D
Finalnie zegarek się odnalazł, spadł w trawę w miejscu "zderzenia", którego według Basi nawet nie było :D :D :D
Końcówka jak zawsze w bagnie... droga, która miała nas wyprowadzić z lasu do bazy istniała tylko na mapie. Utknęliśmy na jakieś 15 - 20 min w rozlewisku przy torach i trzeba było przedzierać się brute-forcem. Finalnie zamknęliśmy trasę w 111 km i w czasie trochę ponad 9 godzin. Nieźle, bo kilka małych wtop nawigacyjnych było (od niezauważenia 3 kropek na drzewie, po pomyłkę drogi - nic spektakularnego, ale kilka razy, a to jednak zawsze kosztuje trochę czasu).
Było zacnie - dobrze w końcu trochę pojeździć, a nie ciągle pchać, bo mam wrażenie że od kwietnia to nie wychodzimy w gór, a tam to ciągle pchanie, noszonko i tyranie.
Nie ma się co tutaj rozpisywać - po prostu ciśniemy i nie hamujemy dla nikogo. Dosłownie, bo Szkodnik zostanie oskarżony o przejęcie zegarka Garmina od jednego z zawodników - Basia nawet nie zauważyła, że PONOĆ zderzyli się kierownicami na wąskiej ścieżce leśnej. Ja bym oczekiwał, że przy takim zdarzeniu to chociaż trochę szarpnie Szkodnikiem...a gdzie tak. Nie zauważył. A zawodnik podczas zderzenia zgubił zegarek i był przekonany, że zahaczył się o kierownicę roweru Basi. Ścigali nas po lesie, ponoć wołali... ale my widząc, że ktoś za nami leci, dodawaliśmy gazu. No i tak się bawiliśmy, Oni w pościgu za nami, a my uciekamy :D
Specjalnie bez imion, aby nie podawać publicznie tożsamości ofiar :D
Finalnie zegarek się odnalazł, spadł w trawę w miejscu "zderzenia", którego według Basi nawet nie było :D :D :D
Końcówka jak zawsze w bagnie... droga, która miała nas wyprowadzić z lasu do bazy istniała tylko na mapie. Utknęliśmy na jakieś 15 - 20 min w rozlewisku przy torach i trzeba było przedzierać się brute-forcem. Finalnie zamknęliśmy trasę w 111 km i w czasie trochę ponad 9 godzin. Nieźle, bo kilka małych wtop nawigacyjnych było (od niezauważenia 3 kropek na drzewie, po pomyłkę drogi - nic spektakularnego, ale kilka razy, a to jednak zawsze kosztuje trochę czasu).
Było zacnie - dobrze w końcu trochę pojeździć, a nie ciągle pchać, bo mam wrażenie że od kwietnia to nie wychodzimy w gór, a tam to ciągle pchanie, noszonko i tyranie.
Na koniec potężna galeria z drugiej części rajdu. JEDZIEMY --->
Ale przelot !!!
Forsując cieki wodne :)
Bunkr z funkcją wieży obserwacyjnej :)
Ciśniemy!!!
Obiekty strategiczne :D
SZKODNIK, DAWAJ WPJERJOT :D
Chwila wytchnienia :)
I znowu upalamy :)
Pszczyna classic :)
Zakochany jestem w tej sentencji: "Jeszcze nie jest za późno na jutrzejsze życie" - to prawda !!!
Znowu w lesie :)
Na rympał :)
Spotterzy, wszędzie Spotterzy :D
Brute forcem do bazy :D
Kategoria Rajd, SFA
(Prawie jak) MORDOWNIK 2024
-
DST
16.00km
-
Aktywność Wędrówka
Sobota, 14 września 2024 | dodano: 16.09.2024
...ciężko cokolwiek sensownego napisać, gdy południe naszego kraju po prostu tonie. MORDOWNIK 2024 jeszcze w piątek, decyzją gminy Ujsoły, został odwołany ze względu na prognozowane opady deszczu. Nie chcę pisać tutaj frazesów o tym, że była to dobra i jedyna słuszna decyzja (bo była!) - chyba wszyscy są świadomi tego, co się wydarzyło w ten weekend.
Jako, że relację piszę w tygodniu, to widzimy już ogromne konsekwencje ulewnych opadów w sobotę i niedzielę...
Dolny Śląsk to dla nas niemal drugi (i pół) dom... Jak kiedyś nam odbije aby wyprowadzić się z Krakowa, to jedną opcją jest JELENIA GÓRA... bo JELENIA JEST SPOKO !!!. Drugim i pół bo drugim są Gorce. Nie zmienia to faktu, że oglądając wiadomości mam wrażenie otrzymywania raportów z frontu, gdy pod naporem wroga "padają" kolejne miejscowości... w zasadzie wszystkie te miasta bardzo dobrze znamy i darzymy niemałym sentymentem, a widok przelewającej się tamy w Plichowicach (zwłaszcza, jak wiecie jak to miejsce wygląda w normalnym czasie) jest wręcz surrealistyczny...
Niewiele możemy jednak zrobić... natomiast wiemy także jak wielki problem mają Janek, Kamila i Łukasz czyli Organizatorzy. Przeżyliśmy to (przynajmniej tyle... bo mogliśmy "nie" przeżyć, jeśli wiecie o co mi chodzi) w 2020 roku, kiedy nasz rajd Siła KORNOlisa został odwołany na 3 dni przed imprezą. Opisywałem to w Podsumowaniu Roku 2020.
Skoro niewiele możemy poradzić na sytuację na południu kraju, to może chociaż pomożemy ze złożeniem trasy?
Podejmujemy spontaniczną decyzję aby pojechać do Ujsołów i na coś się przydać.
Decyzja może i spontan, ale przygotowanie wyjazdu konkretne.
Pamiętajcie, że relację piszę w tygodniu - natomiast w sobotę kompletnie nie wiedzieliśmy co zastaniemy.
Czy dojedziemy? Czy droga będzie przejezdna?
Czy wrócimy? Przejazd w jedną stronę to jedno, ale powrót po kilku godzinach - to mogą być zupełnie inne warunki.
Czy w miarę bezpiecznie będzie wejść do lasu?
Decyzja zapadła, pora teraz zminimalizować ryzyko. Do plecaka idzie cały zestaw do przebrania, ale wszystko - wszystko. Polar, druga kurtka przeciwdeszczowa, rękawiczki wodoodporne. Wszystko zapakowane w dwa lub trzy worki - tak abym mógł się przebrać "w suche" w terenie, jeśli nas przemoczy lub się skąpiemy.
Drugi taki zestaw leci do auta, czyli mamy dwa zestawy przebrania się "w suche".
Do tego zapasy wody i jedzenia na dwa dnia - możemy zabiwakować jak nas gdzieś odetnie. Folie/pałatki NRC jakby nie dało się w aucie. Do tego 3 latarki, w tym jedna zapakowana w 3 worki plus także trzy powerbanki, nóż, lina, saperka i multitoole.
Ostatecznie okaże się to nadmiarowe bo Ujsoły nie ucierpiały. Cała siła żywiołu poszła właściwie w Dolny Śląsk i obrzeża opolskiego. W Beskidzie Żywieckim warunki nie odbiegały od normalnego deszczu w Beskidach. Powiem więcej, na pół godziny nawet przejaśniło się niebo i wtedy... upchać do plecaka dwie przeciwdeszczowe kurtki, dwa polary oraz resztę szpeju, o którym pisałem powyżej... no to było wyzwanie. Zawsze lepiej jednak mieć ekwipunek niż go nie mieć.
Ruszamy po lampiony, ale cały czas staram się być na bieżąco z sytuacją w kraju. Serce boli jak widzi się dobrze znane nam miejsca rujnowane przez wodę... Mimo, że takie zjawiska to domena głównie lata, to jednak tym razem nawiedziły nas wczesną jesienią... a skoro to "Deszcze jesienny" no to:
"Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie
I zmienił go w straszną, okropną pustelnię...
Z ponurym, na piersi zwieszonym szedł czołem
I kwiaty kwitnące przysypał popiołem,
Trawniki zarzucił bryłami kamienia
I posiał szał trwogi i śmierć przerażenia...
Aż, strwożon swym dziełem, brzemieniem ołowiu
Położył się na tym kamiennym pustkowiu,
By w piersi łkające przytłumić rozpacze,
I smutków potwornych płomienne łzy płacze...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...
Ktoś umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię...
Ktoś drogi... wszak byłem na jakimś pogrzebie...
Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło.
Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło,
Gdy poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno...
Zmarł nędzarz, nim ludzie go wsparli jałmużną...
Gdzieś pożar spopielił zagrodę wieśniaczą...
Spaliły się dzieci... Jak ludzie w krąg płaczą..."
(całość w wykonaniu ROCKOWYM "śpiewane" przez AI ---> TUTAJ.
Ciekawe ilu z Was w szkole przerabiało tylko ten fragment o szybach, a fragment o Szatanie to był jakoś tak dziwnie ocenzurowan :P )
W bazie spotykamy Anię i Grześka, którzy także postanowili pomóc i zebrać część trasy. Jakoś tak ich decyzja o przyjeździe wydaje nam się mega racjonalna :D
Jak to było w "V for Vendetta" ---> "ah, man of my own heart"
W praktyce zatem, jako że punkty zbierają także Organizatorzy, to już w sobotę uda się zebrać wszystkie lampiony ze wszystkich tras..
Śmiać mi się chciało, bo Ania i Grzesiek zebrali 7 punktów kontrolnych, więc pasowałby zebrać przynajmniej 8, prawda?
Takie myślenie to chyba już jest nieuleczalny stan umysłu :D
Stwory hydrofobowe :)
"Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia,
dokąd pędzisz w stal odziany,
pewnie tam, gdzie błyszczą w dali
Jeruzalem, białe ściany..." (całość TUTAJ)
W białą otchłań...
Mokre szlaki...
Mordownik nie zawsze uznaje ścieżki :D
Zbieramy mokre lampiony
Na 30 min się przejaśniło
Przez mokre lasy
"Niebo, ziemia, ja i Ty, na świata dwóch krańcach, żeby bliżej Ciebie być, STAWAŁAM NA PALCACH..." (całość TUTAJ)
Przez potoki...
No i czasem pod górę...
Nasz część trasy zebrana... mission accomplished.
Jako, że relację piszę w tygodniu, to widzimy już ogromne konsekwencje ulewnych opadów w sobotę i niedzielę...
Dolny Śląsk to dla nas niemal drugi (i pół) dom... Jak kiedyś nam odbije aby wyprowadzić się z Krakowa, to jedną opcją jest JELENIA GÓRA... bo JELENIA JEST SPOKO !!!. Drugim i pół bo drugim są Gorce. Nie zmienia to faktu, że oglądając wiadomości mam wrażenie otrzymywania raportów z frontu, gdy pod naporem wroga "padają" kolejne miejscowości... w zasadzie wszystkie te miasta bardzo dobrze znamy i darzymy niemałym sentymentem, a widok przelewającej się tamy w Plichowicach (zwłaszcza, jak wiecie jak to miejsce wygląda w normalnym czasie) jest wręcz surrealistyczny...
Niewiele możemy jednak zrobić... natomiast wiemy także jak wielki problem mają Janek, Kamila i Łukasz czyli Organizatorzy. Przeżyliśmy to (przynajmniej tyle... bo mogliśmy "nie" przeżyć, jeśli wiecie o co mi chodzi) w 2020 roku, kiedy nasz rajd Siła KORNOlisa został odwołany na 3 dni przed imprezą. Opisywałem to w Podsumowaniu Roku 2020.
Skoro niewiele możemy poradzić na sytuację na południu kraju, to może chociaż pomożemy ze złożeniem trasy?
Podejmujemy spontaniczną decyzję aby pojechać do Ujsołów i na coś się przydać.
Decyzja może i spontan, ale przygotowanie wyjazdu konkretne.
Pamiętajcie, że relację piszę w tygodniu - natomiast w sobotę kompletnie nie wiedzieliśmy co zastaniemy.
Czy dojedziemy? Czy droga będzie przejezdna?
Czy wrócimy? Przejazd w jedną stronę to jedno, ale powrót po kilku godzinach - to mogą być zupełnie inne warunki.
Czy w miarę bezpiecznie będzie wejść do lasu?
Decyzja zapadła, pora teraz zminimalizować ryzyko. Do plecaka idzie cały zestaw do przebrania, ale wszystko - wszystko. Polar, druga kurtka przeciwdeszczowa, rękawiczki wodoodporne. Wszystko zapakowane w dwa lub trzy worki - tak abym mógł się przebrać "w suche" w terenie, jeśli nas przemoczy lub się skąpiemy.
Drugi taki zestaw leci do auta, czyli mamy dwa zestawy przebrania się "w suche".
Do tego zapasy wody i jedzenia na dwa dnia - możemy zabiwakować jak nas gdzieś odetnie. Folie/pałatki NRC jakby nie dało się w aucie. Do tego 3 latarki, w tym jedna zapakowana w 3 worki plus także trzy powerbanki, nóż, lina, saperka i multitoole.
Ostatecznie okaże się to nadmiarowe bo Ujsoły nie ucierpiały. Cała siła żywiołu poszła właściwie w Dolny Śląsk i obrzeża opolskiego. W Beskidzie Żywieckim warunki nie odbiegały od normalnego deszczu w Beskidach. Powiem więcej, na pół godziny nawet przejaśniło się niebo i wtedy... upchać do plecaka dwie przeciwdeszczowe kurtki, dwa polary oraz resztę szpeju, o którym pisałem powyżej... no to było wyzwanie. Zawsze lepiej jednak mieć ekwipunek niż go nie mieć.
Ruszamy po lampiony, ale cały czas staram się być na bieżąco z sytuacją w kraju. Serce boli jak widzi się dobrze znane nam miejsca rujnowane przez wodę... Mimo, że takie zjawiska to domena głównie lata, to jednak tym razem nawiedziły nas wczesną jesienią... a skoro to "Deszcze jesienny" no to:
"Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie
I zmienił go w straszną, okropną pustelnię...
Z ponurym, na piersi zwieszonym szedł czołem
I kwiaty kwitnące przysypał popiołem,
Trawniki zarzucił bryłami kamienia
I posiał szał trwogi i śmierć przerażenia...
Aż, strwożon swym dziełem, brzemieniem ołowiu
Położył się na tym kamiennym pustkowiu,
By w piersi łkające przytłumić rozpacze,
I smutków potwornych płomienne łzy płacze...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...
Ktoś umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię...
Ktoś drogi... wszak byłem na jakimś pogrzebie...
Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło.
Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło,
Gdy poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno...
Zmarł nędzarz, nim ludzie go wsparli jałmużną...
Gdzieś pożar spopielił zagrodę wieśniaczą...
Spaliły się dzieci... Jak ludzie w krąg płaczą..."
(całość w wykonaniu ROCKOWYM "śpiewane" przez AI ---> TUTAJ.
Ciekawe ilu z Was w szkole przerabiało tylko ten fragment o szybach, a fragment o Szatanie to był jakoś tak dziwnie ocenzurowan :P )
W bazie spotykamy Anię i Grześka, którzy także postanowili pomóc i zebrać część trasy. Jakoś tak ich decyzja o przyjeździe wydaje nam się mega racjonalna :D
Jak to było w "V for Vendetta" ---> "ah, man of my own heart"
W praktyce zatem, jako że punkty zbierają także Organizatorzy, to już w sobotę uda się zebrać wszystkie lampiony ze wszystkich tras..
Śmiać mi się chciało, bo Ania i Grzesiek zebrali 7 punktów kontrolnych, więc pasowałby zebrać przynajmniej 8, prawda?
Takie myślenie to chyba już jest nieuleczalny stan umysłu :D
Stwory hydrofobowe :)
"Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia,
dokąd pędzisz w stal odziany,
pewnie tam, gdzie błyszczą w dali
Jeruzalem, białe ściany..." (całość TUTAJ)
W białą otchłań...
Mokre szlaki...
Mordownik nie zawsze uznaje ścieżki :D
Zbieramy mokre lampiony
Na 30 min się przejaśniło
Przez mokre lasy
"Niebo, ziemia, ja i Ty, na świata dwóch krańcach, żeby bliżej Ciebie być, STAWAŁAM NA PALCACH..." (całość TUTAJ)
Przez potoki...
No i czasem pod górę...
Nasz część trasy zebrana... mission accomplished.
Kategoria SFA, Wycieczka