aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2018

Dystans całkowity:128.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:32.00 km
Więcej statystyk

Wiosenne CZARNE KoRNO - relacja !!!

Poniedziałek, 19 marca 2018 | dodano: 02.04.2018

To ostatni wpis dedykowany naszej tegorocznej imprezie, a jednocześnie tak naprawdę pierwsza prawdziwa relacja. Poprzednie wpisy miały na celu przybliżyć Wam trasę jako taką – nasze miejsca w Dolinkach Podkrakowskich, które chcieliśmy Wam pokazać. Miejsca które miały Was albo zachwycić albo styrać niemiłosiernie. Albo jedno i drugie.
Dziś prawdziwa opowieść „od kuchni” o tym jak to się wszystko zaczęło, jak kształtowało i jak nabierało swojej finalnej formy... bo jak się skończyło to już sami wiecie. Jeśli zatem ktoś chciałbym poznać Lorda SFAROCa od tyłu tzn. od kuchni to zapraszamy :)

CZARNE KORNO: Geneza
Pomysł przygotowania własnego rajdu pojawił się już "dawno, dawno temu w odległej galaktyce". Następnie rozbił się jak Superniszczyciel o drugą Gwiazdę Śmierci... jak ktoś jest heretykiem i nie zna Gwiezdnych Wojen to chodzi o to, że rozbił się, tak? Bardzo !! 
Pełni młodzieńczego zapału i naiwności zagadaliśmy do Kosmy – a było to gdzieś w drodze do Ogrodzieńca na Rajdzie Gwieździstym – aby powiedziała nam co i jak z takim rajdem. Co trzeba zrobić, co załatwić, ile to jest roboty itp.
No i dowiedzieliśmy się… wniosek był jeden, NIE MA BATA. Nie uciągniemy tego. Nie damy rady załatwić tego sami. Nie bez poświęcania połowy urlopu. Nadleśnictwa, gmina, rezerwaty, baza, catering, numery startowe, karty, trasa…. kaplica.
Pomysł umarł i został pochowany głęboko pod ziemią. Przykryty setkami łopat sypkiej rzeczywistości. Po kilku miesiącach nawet przestaliśmy zapalać znicze na jego grobie, a sama mogiła zarosła chaszczami w zapomnieniu…
…aż nastał rok 2017. Jak co roku jeździliśmy na rajdy i tak od słowa do słowa, gawędząc wesoło z innymi zawodnikami przed i po różnych imprezach… słyszeliśmy coraz częściej słowa „gdybyście zrobili rajd to byłaby psychodela”, „wasz rajd to byłby hardcore’owy”.
Nie pamiętam czy na tamtym etapie zgadzaliśmy się z tymi opiniami, ale ważniejsze były te dwa słowa, te na które czeka się całe życie i te, o których śni się po nocach: WASZ RAJD.
No i wtedy, wróciłem do pasji z młodości - medycyny alternatywnej wg Doktora Frankensteina. Poczekaliśmy na burzę, podłączyliśmy się do pioruna i zaczęliśmył napierać błyskawicami w martwe zwłoki.
Grom za gromem, błyskawica za błyskawicą… "Hej Onufry, więcej ognia. Niechaj zło nabierze mocy" (*). Swąd spalonego mięsa wypełnił noc, a z gardeł dobył się wrzask... krzyk, który niósł się echem po uśpionym mieście „ŻYJ, ŻYJ, ŻYJ !!!”

CZARNE KORNO: Przymierze
Targane błyskawicami zwłoki jakoś dotoczyły się do bazy „Jesiennego BESKIDZKIEGO KoRNO” w październiku 2017. Styrane piękną trasą, przeszczęśliwe po górskiej przygodzie, nadpalone kolejnymi piorunami poczekały aż prawie wszyscy opuszczą bazę i gdy zapadła cisza, zadaliśmy znamienne pytanie. Pytanie, które miało zmienić nadchodzące miesiące (w niekończącą się orkę i wyścig z czasem). Pytanie: „Monika, masz chwilę?”
Miała…
Rozmowa była bardziej tajna niż konferencja w Wansee. Żadnych papierów, dokumentów, żadnych oficjalnych oświadczeń – tylko i wyłącznie zakulisowe ustalenia, knucie, knowania i spiski. I tak doktor Frankenstein dopiął swego, tchnął życie w coś było martwe.
Krwią podpisaliśmy nowo stworzony cyrograf. Powołaliśmy sojusz, syndykat, kartel, konglomerat - zawarliśmy przymierze i ustaliliśmy podział: Monika organizuje bazę i formalności, my zajmujemy się MIĘSEM.
Dostaliśmy wolną rękę pod kątem projektu i budowy trasy. Mieliśmy jedynie podać gdzie chcemy bazę i do końca stycznia listę punktów w terenie (przypomnę: mamy drugą połowę października).
I wtedy ponownie uderzyła w nas rzeczywistość. Wypłaciła nam plaszczaka aż mlasło, założyła nelsona i sponiewierała po glebie… mamy wolną rękę, możemy wszystko. Czyli tak naprawdę co? Co to znaczy? Od czego zacząć? Co robić? Jak żyć?
Pomysł na Dolinki Podkrakowskie był od dawna, bo kochamy te tereny i znamy je bardzo dobrze… no ale zaprojektować tam trasę: zarówno tą długą jak i tą rodzinną, tak aby miało to ręce i nogi… no nieliche przedsięwzięcie. Problem nieułomek….

ROZDARCI JAK... wredny bachor w zabawkowym
To z czym borykamy się właściwie od samego początku to pytanie jak trasa ma wyglądać – jaki ma być jej profil. Chcemy aby Wiosenne CZARNE KoRNO było trochę hardcore’owe, tak bardziej niż mniej, ale ma się też podobać. Ma być atrakcyjne, intrygujące, urzekające i ogólnie CACY. Ogólnie dobre W HUK, ale jak to uzyskać...?

a) Zrobimy punkty na szczytach skał – będzie komentarz: same szczyty skał, dymanie i dymanie, sztuczne utrudnianie.
b) Zrobimy prostą trasę – sprint po dolinkach a miło być wyzwanie
c) Zrobimy punkty ukryte – poukrywali, punkty po chaszczach, bez sensu
d) Zrobimy punkty widoczne – prosta nawigacja, żadne wyzwanie, a miało być trudno.
e) Zrobimy proste zagadki – banalne, dziecięce zagadki, przedszkole
f) Zrobimy trudne zagadki – niewiadomo o co chodzi, zamotane, udziwniane, to rajd na nie lekcja matematyki / historii / itp

Normalnie miałbym wyj*** tzn. nie interesowałoby mnie to za nadto, ale nie robimy trasy dla siebie. Robimy trasę dla ludzi. Dla gawiedzi, … to Oni mają być zadowoleni. Jak zrobić zagadki/zadania, które będą łatwe i jednoznaczne, ale ludziom wydadzą się trudne i poczują się kozakami, że sobie z nimi radzą?
Ale i tak, to co przeraża nas najbardziej to fakt, że podpinamy się pod KoRNO. Nam jest przez to łatwiej, ale Monika przez lata zbudowała sobie tą markę. Zrobić trasę, którą wszyscy będą hejtować byłoby dużym osłabieniem pozycji KoRNO.
Było by to anty-reklamą imprezy, która od dawna broni się sama – zarówno jakością, jak i klimatem.
Z drugiej strony, jaramy się jak Londyn w 1666 że robimy nasz rajd… cieszy nas to niezmiernie, ale wszystkie powyższe aspekty pokazują nam – już na wstępie, że oprócz dobrej zabawy z przygotowaniem trasy, zaciągamy bardzo duży kredyt zaufania zwłaszcza pod kątem KoRNO.
Nie ma zatem innej opcji jak CLOCKWORK – wszystko musi zagrać „jak w zegarku”. I to nie takim zwykłym zegarku, ale musi chodzić jak szwajcarski albo nawet szybciej !!!

TOMEK NA SKALE SS… widziany przez SZYBY KYSTYNY na DRODZE DO KRYMINAŁU
Wypisuję sobie wszystkie fajne miejsca, które znam a potem lecimy w teren: na eksplorację. Wiedzy nigdy nie ma się za dużo, a więc uruchamiamy wszystkie możliwe kanały informacyjnie o terenie. Szukamy ruin, kapliczek, starych cmentarzy, znaków historii, pomników przyrody, miejsce nietypowych.
Instruktor grupy dziecięcej na szermierce – Lenon oferuje, że nam pomoże i dołącza do budowania trasy. Decyzji żałować nie będzie, ale czasami gdy zastanie nas brzask przy pracach nad mapami, to skomentuje sytuacje słowami: „k***a, gdyby wiedział…” 
Listopad, grudzień to operacja „intensyfikacja dolinek”. Włóczymy się z Garminem i spisujemy koordynaty fajnych miejsc. Na pewno chcemy aby część punktów była opisowych, a więc szukamy miejsc, nadających się na zagadki.
Z drugiej strony myślimy o rowerowych harpaganach – chcemy aby impreza była rogaining’iem, a znając możliwości niektórych zawodników (i to, że nie ogarniają co to jest roganing robiąc całość, bo nie wiedzą że się nie da) obszar eksploracji poszerza się prawie pod Olkusz i Trzebinię. Na Rajdzie Liczyrzepy w 9h zrobili pod 130 km, więc trzeba naprawdę dużą trasę przygotować.
Liczba waypoint’ów w Garminie przekracza 200, aby się w nich nie pogubić nadaję im charakterystyczne nazwy – coś co kojarzy się z danym miejscem.
Brama Zwierzyniecka czy Szczyt Sokolicy - tu sprawa jest jasna, skały też mają swoje nazwy ale rozwidlenie strumieni, róg lasu, ścieżki. Takich punktów mamy dziesiątki – jak je rozróżnić po nazwach? Łapiemy się wszystkich możliwych skojarzeń.
Jedną ze skał, jakieś upośledzone kretyny pomalowały w sigruny SS oraz swastyki – zostaje zatem roboczo nazwana SKAŁĄ SS. Gdy będziemy rozkładać punkty (a Tomek od Kosmy będzie nam w tył mocno pomagał) i będziemy sobie z Moniką wysyłać sms z informacjami jak nam idzie – wiecie takie informacyjne postaci „23 wisi” „jaskinia Gorenicka gotowa” itp, to nagle otrzymamy wiadomość: „TOMEK NA SKALE SS”.
Myślałem, że padnę. To byłby dobry tytuł na niskobudżetowy horror. Pamiętacie cykl powieści o Tomku?…. Kontynuacja napisana w 2018: „Tomek na skale SS” :D
Chcemy także aby opisu punktów były czasami nietypowe i tak gdy odnajdujemy kawałek lasu, który ktoś nazwał kryminał to punkt otrzymuje nazwę „Droga do kryminału”. Gdy znajdujemy starą kopalnię „Krystyna”, to punkt musi otrzymać nazwę „Szyby Krystyny”. 

Narodziny Mrocznego Lorda…
Mamy styczeń 2018. Prace idą pełną parą. Roboty jest dużo więcej niż myśleliśmy… Nasze oszacowanie czasowe prac było mocno optymistyczne. Coś co miało zająć 2-3 dni zajmuje tydzień i zaczyna się nerwówka czy ze wszystkim zdążymy.
Bardzo zależy nam na promocji wydarzenia – na reklamie rajdu. Potrzeba czegoś co zniszczy system. A co lepiej niszczy systemy jak nie DEMONY? No dobra… informatycy powiedzą mi, że co najwyżej obciążają systemy (bo działają w tle), a nie niszczą, ale na nasze potrzeby wystarczy. I tak rodzi się Mroczny Lord SFAROC. Demon, który stanie się twarzą naszego rajdu.

Mówię zatem: „Droga Żono,
Zróbmy sobie sesje promo !!

Pomysł się podoba…
… ale oczywiście cały śnieg stopniał. Będzie brzydko, szaro-buro… ech. Szkoda, bo marzyła nam się sesja w zimowym klimacie.
Umawiamy się z naszymi Szermierzami na niedzielę po Rajdzie 4 Żywiołów. Gdy napieramy na rajdzie dostaję telefon od Marcina
„Ty to chyba zamówiłeś – w Krakowie tak sypie, że wszystko białe”
Ha ha ha doskonale SFAROC będzie jednak zimowy !!

Lordzie, ręka wyżej… bo sobie ryj zasłaniasz
Sesja promo i te głupie pytania… czy mam brać widły? Co za pytanie… A CZEMU MIAŁBYŚ NIE BRAĆ?
Idziemy na sesję foto, a Ty bez wideł? Widłów? Widełów? Jak to się kurde odmienia?
Śniegu dosypało zdrowo, a my ruszamy na podbój Uroczyska Skotniki i Górki Pychowickiej.
Rozkładamy się z całym sprzejem: ubrania, broń, rekwizyty i zaczynamy trzaskać głupie kadry.
Zabawa jest przednia, ale zrobić akceptowalne zdjęcie to nie takie hop siup. To na drugim planie w kadr wejdzie śmietnik, to ktoś sobie ręką ryj zasłoni, to ktoś w ostatniej chwili zmieni pozycję na głupią. Niemniej jakoś idzie – dobrze, że moja znajomość profesjonalnej fotografii sprowadza się do „ej, zasłaniasz sobie ryj” bo gdyby każde zdjęcie robić z 1000 ustawień, to by nas noc zastała…
Ktoś czasem idzie na spacer i dziwnie przyspiesza kroku, jak nas tylko zobaczy - zupełnie nie wiem czemu :)
W pewnym momencie sesji kiedy ustawimy kolejny kadr, Basia zwraca uwagę że zamarzły nam 3 osoby. Upss… zapomniałem, że część z naszych szermierzy nieźle szermierzy, ale zimy to jednak unika.
Nie ma nawet jak ich zakopać, bo ziemia zmarznięta. Zbieramy zatem ciała i wracamy do domu. Udało się zrobić ponad 10 dziwnych kadrów, ale nie tyle ile byśmy chcieli… Niektóre kadry zupełnie nie wychodzą np. totalnie nie wychodzi stylizacja „Lord of the Rings”. Oko obiektywu nie jest w stanie udźwignąć mojej chorej wyobraźni :)

Szkolny problem czyli „KOBYLANY PANY” (*)
Promo zaczyna napierać na FB i chyba zaczyna nam się robić z góry. Trasa także prawie gotowa… ale wtedy dzwoni Monika. Co z tego że mamy patronat gminy Zabierzów, co z tego że mamy zgodę Nadleśnictw, kiedy szkoła w Bolechowicach odmawia nam bazy. Ich zgoda i patronat gminy nie dotyczy. Jest końcówka stycznia, a właśnie wypadła nam baza. Jupi… k****a…
JUPI… i to z naciskiem na k***a.
Gmina Zabierzów może nam udostępnić halę sportową w Zabierzowie – rewelacyjna propozycja (serio i bez ironii). W każdej normalnej sytuacji skakalibyśmy z radości, ale trasa jest zaprojektowana po Dolinkach. Z Zabierzowa do pierwszych punktów trasy będzie z 10 km (to w kontekście trasy rodzinnej). Owszem wchodzimy w Las Zabierzowski z punktami, ale to dla tras długich… trasy krótkie i rodzinna mają odwiedzić Kobylańską i Będkowską. Hala w Zabierzowie nie daje nam zupełnie nic – mimo, że propozycja jest fantastyczna, jeśli chodzi o gest ze strony gminy.
Monika atakuje zatem Kobylany i wiecie co, Pany? Baza to Kobylany. Normalni ludzie, miła atmosfera… Kobylany. Udało się… kryzys zażegnany. 

Co robisz w Walentynki?
Biceps i klatę? Nie, nie! Szóstą – odpowiedź? To ale to od 18:30 – 20:00. Pytanie jednak brzmi co robisz potem. Potem to eksploruję kawerny i walczę na płonące szable. A to spoko !!!
Promo na FB idzie pełną parą ale zaczynają nam się kończyć kadry… wincyj!!! Potrzeba wincyj!!
Umawiamy się zatem w Walentynki, że po treningu ciśniemy nocą do kawern w Uroczysku Skotniki i robimy drugą część sesji.
Ruszamy w noc, w las z czołówkami i pochodniami.
Zdjęcia nocą…. Taaaa…. Jeden kadr ustawiamy 40 minut… drugi kolejne 40.
Za dużo światła, za mało światła, w sam raz światła ale drgnąłeś – nie drżyj, stoję tak 40 minut nie mogę już. ANI DRGNIJ… baterie padły…. więcej światła…. ale k***a nie w obiektyw. Mamy to?... Tak, mamy, ale do poprawki…. Złap refleks świetlny na rapierze…. Ruszyłeś rapierem. Nie ruszyłem! RUSZYŁEŚ !!
Uważaj z tą benzyną… aua poparzyłem się…. Wow ale odjazd, pięknie płoną… duszę się, dym, za dużo dymu… TLENU…
I tak upłynęła nam noc…. Długa walentynkowa noc.
Ale wracamy z kolejnymi kadrami. Filip w roli HERO, eksplorujący kawerny z rapierem i pochodnią. To się musi spodobać.

Kryzys nadwiślański czyli dobry kradziony kamieniołom
Dzwoni Monika: wiecie bo dzwonił Grzesiek L. też robi rajd, tyle że w kwietniu.
Nadwiślański maraton na orientacje!! To super, my się wybieramy na niego, bo rok temu było super.
No, ale robi tam gdzie Wy… baza w Tenczynku i wiecie, trzeba się spotkać aby punkty się nie pokrywały
Gnamy przez noc do Dąbrowy.
Wchodzimy do pokoju. W świetle świec (brzmi ładniej niż „przy zapalonym świetle”) spotykamy dwie osoby ślęczące nad mapą. Gęsty dym z cygar spowija całe wnętrze pomieszczenia (no co? buduję klimat – tak naprawdę nikt z nas nie pali), rozgarniamy go ręką i dzwoniąc ostrogami, ciężkim krokiem po drewnianej podłodze kierujemy się wprost do stołu.
W mroku lśnią oczy prawdziwego Nawigatora, spoglądamy w nie jednak bez strachu. Napięcie sięga zenitu (albo canona… mówiłem, że nie znam się na fotografii)
- Pokażcie mi swoje towary… eee… punkty

Zrzucamy mapę na stół… uffff, no nie jest tak źle. Coś się pokrywa ale Grzesiek przesunął się z imprezą na południe więc damy radę.
Ustalamy co kto bierze. W negocjacjach zostaje mi odebrany świetny, bo dziki kamieniołom. Protestuję, żądam satysfakcji, przynosząc z auta Szpady, ale to wszystko na nic. Musimy pójść na jakieś ustępstwa… nadal uważam jednak, że kamieniołom został mi odebrany podstępem.
Jak będziecie dymać w środku lasu pod nielichą górę na Liszkorze, tam gdzie na wielkiej skale rośnie wielkie drzewo, a kamienie będą usuwać Wam się z pod stóp – to tak, to właśnie tam. Wspomnijcie wtedy los ukradzionego mi kamieniołomu i pomyślcie, że mógł to być kolejny punkt Wiosennego CZARNEGO KoRNO.

Kryzys rodzinny czyli „5-ta rano, zabawa skończona, różowieje już słońce na wschodzie” (*)
Tydzień do rajdu. Mapy gotowe… patrzymy na trasę rodzinną/rekreacyjną. Patrzymy na siebie, patrzymy na mapę, znowu na siebie i znowu na mapę… no dobra ktoś to musi powiedzie na głos. Wariant optymalny na rodzinnej to 45 km? Trochę chyba przeszacowana. Jak ktoś podejdzie ambicjonalnie to zrobi się dziecięcy marsz śmierci…
Przepraszamy na chwilę Monikę i wychodzimy na chwilę poważnej rozmowy. Wiecie, takiej która może zadecydować o naszej przyszłości.

- Co robimy?
- No projektujemy trasę od nowa.
- No ale kiedy, jest niedziela… 6 dni do rajdu.
- No, teraz
- Co masz na myśli teraz?
- No, teraz, teraz
- Jest 22:30, a ja idę jutro do pracy.
- Ja też... na którą idziesz?
- Na 8:00
- To mamy 7,5 godziny…
- Minus dojazd
- Minus dojazd. Cieszę się, że zaczynasz rozumieć
- Nienawidzę Cię
- Wiem
(parafrazując dialog z "Imperium Kontratakuje"... jej oczy były zimniejsze niż karbonit Hana Solo)
Resztę tej historii dopowiada tytuł….

Gdzie strumyk płynie z wolna…a czas zapierdala
Czwartek i piątek przed rajdem to rozkładanie trasy. Część trasy rozłoży Tomek – głównie północno zachodnią część mapy zachodniej (Bukowno, Witeradów, Lgota i Filipowice). Resztę musimy my.
Tytuł tego rozdziału to sms jaki otrzymujemy od Moniki w trakcie rozwieszania punktów. Wysyłamy jej zdjęcie strumyczka zasilającego Czarny Staw (PKT 74), a dostajemy powyższy tekst w odpowiedzi. Monika też walczy: z bloczkami na jedzenie, z numerami startowymi, z kartami startowymi, z domykaniem wszystkich tych małych prac, z których każda zajmuje około godziny a jest ich tylko jakiś milion.
Nasz plan operacyjny jest dopracowany we wszystkich szczegółach. Pierwszy dzień to auto + rower, drugi dzień to auto + z buta. W pierwszy dzień lecimy zatem tam gdzie między punktami potrzebne są leśne przeloty (Puszcza Dulowska, Garb Tenczyński, dol. Brzoskwini, Kobylańska czy Wąwóz Półrzeczki). Drugi dzień ciśniemy tam gdzie z rowerem byłoby wolniej: Dolina Racławki, szczyty skał itp.

Czwartek: Wyruszamy z Krakowa o 5:00 rano w trójkę (z Lenonem). Na pierwszy ogień idzie Puszcza Dulowska i już wiemy, że będzie to bardzo błotnisty dzień. Wszędzie zalegają niesamowite ilości błota – o tyle, że pogoda jest piękna. W piątek ma lać cały dzień, więc chcemy dzisiaj rozłożyć jak najwięcej punktów. Lenon opracował FORMUŁĘ (dostałem zjebę, że nazwałem to algorytmem – mam się nauczyć czym różni się formuła od algorytmu…), która powie nam ile czasu zajmie nam rozkładanie całej trasy. Magiczny wzór uśrednia czas na podstawie aktualizacji danych: wystarczy wpisać Mu ile punktów rozłożyliśmy, a on „patrzy” na wprowadzoną godzinę startu, godzinę obecnie i podaje ile czasu zajmie nam rozłożenie całości.
Na razie wychodzi nam, że około 40 godzin. Lenon jest trochę niepocieszony tym faktem, próbuję Go pocieszać, że nie ma się czym martwić bo mamy 48 godzin czyli 8 godzin zapasu. Niestety nie łapie On żartu… tzn. nie łapie On, że ja mówię poważnie i to nie jest do końca żart. Punkty mają wisieć w sobotę rano i będą wisieć… choćbyśmy mieli być 48 godzin w trasie, to wisieć będą. Powiesimy je na chwałę Lorda SFAROCa.
W trasie jesteśmy do 4:30 nad ranem w piątek. Prawie 24 godzin, ale 2/3 naszej części trasy wisi. Nie widać nas pod błotem jakie mamy na sobie, ale napieramy nieprzerwanie. Ogólnie dzień w oparach absurdu bo my się cieszymy, że kolejny punkt wisi a Lenon w tle:
- wzrosło do 42 godzin, musimy przyspieszyć
- spadło do 33 godzin, jest postęp, ale dopiero jak zejdziemy poniżej 30 będzie akceptowalnie
Do domu wracamy mocno przed 6:00 rano (o 4:30 to pakujemy rowery na auto gdzieś za Krzeszowicami), łapiemy prysznic, jakieś 3 godziny snu i…

Piątek: Wyruszamy przed 10:00. Zgodnie z prognozami leje… i to tak konkretnie. Wielkie błota zamieniają się w bagna, a my napieramy z kolejnymi lampionami. My z lampionami, a Lenon w tle: „spadło, musimy utrzymać to tempo”; „rośnie, musimy przyspieszyć”, a deszcz na to KAP, KAP, KAP.
Od 18:00 to już nawet nie deszcz, ale zaczynają się śnieżyce. Prognozy są bezlitosne: Wiosenne CZARNE KoRNO stanie się Zimowym BIAŁYM i to z konkretnymi temperaturami na minusie.
Dla ciekawych: wzór prawdę powiedział. Mówił, że skończymy rozkładać trasę koło 21:00, a skończyliśmy po 20:00 więc naprawdę algo... aaa formuła była poprawna. 

Tomek S. i zagadka punktu X91

Przed 21:00 jesteśmy w bazie, Monika też już jest – są też pierwsi zawodnicy i to sama ekstraklasa.
Dopada mnie Tomek Sojka i niszczy mi system. Pyta mnie czy punkt X91 to będzie „ten grób pod Chrosną”.
Próbuję zgrywać głupa, bo mi kopara do ziemi opadła. Pytam wymijająco: jaki grób?
Tomasz: No, Medwieckiego, pierwszego polskiego pilota zestrzelonego podczas II wojny światowej.
Dalsze zgrywanie głupa nie ma sensu, odpowiadam: Tak, to to miejsce.
Jestem w szoku. W komunikacie startowy napisaliśmy, że będą występowały grupy tematyczne punktów. Tomasz w ręku miał kartę startową, na której w polu X91 miał narysowany samolot, krzyż i kość. Tylko na tej podstawie rozszyfrował gdzie będzie umiejscowiony punkt X91. Szacun…. Naprawdę szacun. Nie mogę wyjść z podziwu.
Owszem Tomek mieszkał tutaj za młodu, ale ciekaw jestem ilu rdzennych mieszkańców Krakowa, takich co mieszkają tutaj lata, wie o tym grobie, wie gdzie on jest… nie wydaje mi się aby była to duża liczba. Tym bardziej, akcja jaką odwalił Tomek wbija mnie w ziemię do dziś.

MALO NAS NIE BĘDZIE choć zapowiada prawdziwa WYRYPA

Po zarwaniu nocy z czwartku na piątek, planujemy przespać się choć trochę przed rozpoczęciem rajdu, ale życie zmienia nasze plany.
Monika podaje mi numer, „który pisał” do Niej z drogi, że warunki są fatalne, wszędzie korki i paraliż i zamiast być na 21:00 w Krakowie będzie około północy. Wbijam ten numer na swoją komórkę i dzwonię do zawodnika. Jak tylko wybieram opcję zadzwoń, numer mi się identyfikuje – czyli mam go w swojej książce telefonicznej! To MALO !!! Organizator naszych ukochanych Jaszczurów. Wali do nas ze Stargardu, specjalnie na naszą imprezę, zobaczyć nasz debiut w roli budowniczych trasy. Niesamowite!!
Umawiamy się, że odbierzemy Go z dworca i zawieziemy do bazy. Ma być po północ, a więc sen poszedł się właśnie paść, ale są priorytety jak ktoś jedzie z drugiego krańca Polski specjalnie do nas. Po północy zgarniamy Go w z dworca i odwozimy do Kobylan.
W bazie są także już Aśka i Robert – organizatorzy Rudawskiej Wyrypy. Niesamowicie nam miło, że także do nas przyjechali zobaczyć naszą pierwszą trasę. Rudawska Wyrypa to także fantastyczna, trudna, górska impreza, jakich zawsze mało. Rewelacja, że Oni także wystartują na naszej imprezie.
Do domu wracamy (bo musimy - choćby po sprzęt szermierczy na warsztaty) koło 3:10 rano, a o 5:00 będziemy już wyjeżdżać. Udaje się złapać około godziny snu.

Chałwa na wysokości… nad ranem

Jest 5:30 rano kiedy przedzieramy się przez śnieg na polach w Będkowicach. Docieramy do szczytu Sokolicy i rozkładamy 120 batonów chałwy.
Zejdą wszystkie :)
Tutaj ciekawostka: Chałwa miała być w Dolinie Racławki, ale rezerwaty nie zgodziły się na punkt "Zamczysko" - taka wielka, stroma góra nad Wąwozem Zbrza. Nawet pieszego nie mogliśmy go zrobić. Nie jednak ma tego złego jak mawiają, bo dzięki temu Chałwa na wysokości była bardzo blisko bazy i dotarła do niej także trasa rodzinna. Niby powinien być to oczywisty wybór, ale gdyby nie rezerwaty, to dalibyśmy ten punkt gdzieś indziej – tam gdzie trasa rodzinna raczej nie dotarła. Wnioski wyciągnięte, doświadczenie nabyte – prawdziwe, książkowe „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”.
Docieramy do bazy około godziny 6:00. O 7:15 mamy przeprowadzić odprawę, więc ruch w bazie już duży bo zaczynają docierać zawodnicy, a Ci którzy nocowali przygotowują się do startu.
Nie ma już czasu na nic. Nic nie poprawimy, nic nie zmienimy… wszystko będzie tak jak udało nam się to przygotować. Nie ma już opcji nic ulepszyć. Stres nas po prostu pożera. Zgodnie z tekstem z promo, „ten dzień miał się zapisać w pamięci pokoleń” (*). Pytanie brzmi jednak „JAK”… jak się on zapisze.
Zaczynamy odprawę… na chwałę Lorda SFAROCa !!!
W tym miejscu zaczynają się już jednak wasze historie - wasze relacje z Wiosennego CZARNEGO KoRNO. Udostępniam je tutaj, tak aby wszystkie pozostały zebrane w jednym miejscu. To Wy napisaliście kolejny rozdział tej opowieści:

Relacja Agaty

Relacja Ani (FB)

Relacja Marcina

Relacja Tomka

Relacja Bartka

Relacja Rowerowego Wielunia


Podsumowanie:

Cóż mogę powiedzieć… dziękujemy za frekwencję, która dopisała pomimo warunków. Dziękujemy za wszystkie ciepłe słowa dotyczące trasy. Dziękujemy za walkę na tejże trasie. Patrząc po waszych opiniach udało nam się podołać zadaniu, a tego baliśmy się najbardziej – czy nie zawiedziemy.
Wasz odzew jest jednak na tyle pozytywny, że wiemy już że Lord SFAROC powróci. Mimo klęski pod Kobylanami, nie został ostatecznie pokonany. Jeszcze przyjdzie Wam się z Nim zmierzyć. Pomysł na klimat kolejnej imprezy ze SFAROC’em mamy już od dawna. Narodził się jeszcze w styczniu… ale nie było wiadomo czy nie trafi on po prostu do szuflady.
Skoro jednak rajd Wam się podobał, to pomysł trafia na warsztat i będzie przekuwany w kolejną imprezę, na którą już teraz serdecznie zapraszamy !!!

Na koniec - zgodnie z obietnicą cytaty, a potem kilka zdjęć BEHIND THE SCENES :)
1) Bajka dla dzieci "Przygody Osła Teofila". Mało kto zna te schizofreniczne bajki, a warto bo za młodego to mnie przerażały. Zawłaszcza LEPIBRODA :)

2) Nazwa wycieczki po Dolince Kobylańskiej - przewodnik rowerowy z dawnych lat. Jeden z moich pierwszych :)

3) Piosenka "Na całość" zespołu POD BUDĄ

4) Wolne tłumaczenie sceny "It will be a day long remembered". Darth Vader i Wielki Moff Tarkin "Gwiezdne Wojny".











Kategoria SFA, Rajd

Wiosenne CZARNE KoRNO - "O trasie" CZĘŚĆ II

Niedziela, 18 marca 2018 | dodano: 28.03.2018

Zgodnie z obietnicą przedstawiamy drugą część naszego mini-przewodnika po trasie Wiosennego CZARNEGO KoRNO. Poprzednio opowiedzieliśmy Wam o wielkich niewiadomych czyli o IKS’ach (X) na mapie. Tym razem zabieramy Was w podróż po niektórych 90-tkach oraz kilku dodatkowych punktach, które nie zostały dziewięćdziesiątkami. Nie zostały nimi - w jakimś stopniu z przyczyn organizacyjnych: mocno by zasugerowało to konkretny wariant zawodnikom, a chcieliśmy aby to jednak był roganing, a w jakimś stopniu z przyczyn formalnych: brakło nam dziewięćdziesiątek :)

Pamiętajcie jednak, że fakt iż zaprezentujemy Wam „tłuste” punkty, nie oznacza że 40-tki czy 50-tki nie są warte odwiedzin. Bardzo zachęcamy do przejechania trasy Wiosennego CZARNEGO KoRNO w lepszą pogodę i na spokojnie, a przekonacie się jak wiele ciekawych miejsc skrywają Dolinki Podkrakowskie.
Gotowi? No to jedziemy

DRESSED TO THE NINES czyli 90-tki

To angielskie powiedzenie znaczy, że ktoś jest bardzo elegancko ubrany. Takie też są to punkty - eleganckie. To eleganckie punkty na mniej mroźne czasy. Każda 90-tka także do Was przemówiła. Niektóre z tych punktów służyły Lordowi SFAROC’owi, niektóre chciały uciec z pod jego władzy, a jeszcze inne opowiadały Wam swoja historię.

PKT 90 Dąb w ruinach zamku

Ruiny zamku w Dolince Kluczwody. Z samego zamku niewiele zostało, ale skała na której stał nadal tu jest i nadal jest stroma. To też miejsce gdzie oświadczyłem się Basi – nie ma to jak zaczynać nowe życie na ruinach życia kogoś innego :)

Niegdyś dom mój oparty na skale,
wysoko nad potokiem kluczącym w dolinie
dziś mego zamku, nie ma już wcale
a serce w niewoli, po trochu wciąż ginie...

Dziś mówisz, że wolność jest blisko
Ciężko mi jednak wziąć to na wiarę,
ale czoło pochylę przed Tobą tak nisko,
gdy SFAROC z twej ręki poniesie karę

Pomścij krzywdy mi wyrządzone
siłą męstwa czy też oręża
oddam pół królestwa - córkę za żonę
albo - jeśli tak wolisz - syna za męża...

Nie za bardzo jest jak objąć obiektywem to miejsce - poniżej widok ze szczytu skały, na której znajdują się resztki zamku:


PKT 91 Grodzisko 502
Jeden z najwyżej (obok Zamku Ogrodzieniec) położonych punktów na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. W czasie II wojny światowej stała tutaj wieżą radiolokacyjna Luftwaffe – polecam przeczytać o tym tutaj.

W słup na skale przemieniony
SFAROC klątwą mnie obłożył
trwam tu lata niezmieniony
obym jutra już nie dożył...

Widzę lasy, ptaki, drogę
wiatr mnie chłosta bezlitośnie
ruszyć jednak się nie mogę
i tak cierpię tu bezgłośnie

Niemym świadkiem losów świata
wielu z Nich ja nie rozumiem
czemu strzelał brat do brata
dziś powiedzieć już nie umiem

Wielka wojna kiedyś trwała
do niej zawsze człowiek skory
wtedy wieża tutaj stała
dziś zostały z niej podpory

Tyś rycerzem, wybawieniem
za swą chwałą - w biegu zwolnij
bądź mi moim wyzwoleniem
bierz mój lampion - mnie uwolnij




PKT 92 -  Szczyt Sokolicy
CHAŁWA NA WYSOKOŚCI. Wielu myślało, że to literówka a tu niespodzianka. Rozeszło się tutaj 120 batonów chałwy!!
Przepiękny punkt widokowy na Dolinę Będkowską. Kto z Was zobaczył kapliczkę na środku pionowej ściany tej skały?

Chwała Lordowi Dezorientu
albo chałwa, co osłodą koszmaru
na talię popatrzcie bez sentymentu
częstujcie się dzisiaj i bez umiaru

Na szczycie tej skały umieściliśmy chałwę :)




PKT 93 - Skała „Dupnik”
Skała z fantastyczną pieczarą, gdzie jest przygotowane miejsce na ognisko :)
Można grillować w skale, a do tego wnęka gdzie był lampion, łączy się pieczarą – czyli mamy tajne wyjście z pieczary :)
Nikt niestety nie zdołał odwiedzić Dupnika.

SFAROC nazwał tą skałę DUPNIKIEM
uwięził mnie potem w jej bocznej wnęce
żeś mnie uwolnij - toś twardym zawodnikiem
więc dziurki w swą kartę otrzymasz w podzience




PKT 94 - Krzyż morowy
No perełka w koronie naszej trasy. Krzyż upamiętniający epidemię cholery w Filipowicach. Niegdyś stał przy drodze, ale obecnie droga biegnie inaczej i krzyż stoi pośrodku mrocznego lasu. Robi niesamowite wrażenie. Nieopodal, po drugiej stronie drogi znajdują się również mogiły choleryczne.

Wygnany na miasta rubieże,
przy drodze, co w lesie zanikła
czekamy aby - Orientu Rycerze
krew z ran waszych dziś sikła

Weź mnie i przyłóż do ciała
pozwól musnąć twoje krwotoki
aby bakteria co dotąd spała
cichutko przenikła do twojej posoki

Zanieś do studni ją potem
tam, gdzie woda w słońcu się mieni
i niczym diamentem lub złotem
raduj - mego Pana - zarazą na ziemi...




PKT 95 - Wąwóz Karniowicki
Ogromny, ale to naprawdę ogromny i stromy wąwóz. Punkt oczywiście na dnie, przy rozwidleniu strumieni – tak aby trzeba było wytyrać z powrotem pod górę, tą pionową ścianą :)

Otoczony tym wąwozem
trwam tu lata uwięziony
raz upałem, a raz mrozem
często bywam kaleczony...

Strome ściany - me przekleństwo
żyję tutaj więc bez słońca
z każdym dniem, wciąż w szaleństwo
spadam głębiej i bez końca...

Nim w mroku zgaśnie twój głos
i postać twoja mnie tu zostawi
zadaj w me serce ostatni cios
niech śmierć mnie z koszmaru wybawi...

I ponownie nie da się objąć tego wąwozu, tak aby było go widać. Tutaj samo jego dno, a w to, że jego ściany są strome musicie uwierzyc na słowo. Ci, którzy tam byli powiedzieli mi, że powinien być za 190 pkt a nie za 90 :)



PKT 96 - Zagajnik
Punkt widokowy na Zamek TENCZYN w Rudnie
Sam nie wiem kiedy kochałem ten zamek bardziej: czy wtedy gdy był ruiną i chodziliśmy nocą z pochodniami po murach i wieży, czy teraz gdy już tak chodzić nie można, ale jest przepiękny i majestatyczny.

Witaj w Zamku - Królu Złoty
To teraz SFAROC'a twierdza
choć do punktów masz ciągoty
na twej karcie będzie nędza

SFAROC zamku już nie zwróci
sił Ci na to nie wystarczy
a do bazy sam nie wrócisz
lecz zaniosą Cię na tarczy...




PKT 97 - Stara Tama na Kozim Brodzie
O Kozim Brodzie to Wam kiedyś muszę opowiedzieć w osobnym wpisie. Na razie niech niech wystarczy Wam informacja, że szlak wzdłuż Koziego Brodu jest niesamowity. To już ziemie pod Bukownem, a one skrywają wiele tajemnic.

Kozi Bród tutaj wpływa
do jeziorka pośród drzew
usłysz jak Cię tutaj wzywa
piękny ptaków dzisiaj śpiew

Westchnij tutaj parę razy
czasu dość jest jeszcze przecie
po co spieszyć się do bazy
zostań z nami, w naszym świecie

Tu zapomnisz swe zmartwienia
Kim jest SFAROC? O kim mowa?
oto szczypta zapomnienia
i twa dusza już gotowa...

tu nie zaznasz nigdy łez
daj omamić się błogości
zostań z nami aż do kres
NIECH TU ZGNIJĄ TWOJE KOŚCI...




Inne perełki w ARAMIS’owej koronie.

PKT 72 Awen – Przesmyk skalny
Jaskinia Awen (studnia) w Dolinie Szklarki. Awen to nazwa samej jaskini, a właściwie dwóch Szeroki Awen oraz Głęboki Awen. Ja roboczo całą górę/garb tak nazywam.
Niesamowicie strome podejście pod wielki krzyż na szczycie, a tam wąski przesmyk skalny z kolejną skrytą kapliczką pośrodku.
Punkt dla wielu trudny bo szukaliście w szerokim przejściu między skałami sporo poniżej szczytu i krzyża, a trzeba było iść wyżej. Aż pod sam krzyż i tam był właściwy, wąziutki przesmyk skalny. Cieszę się jednak, że wiele osób odwiedziło to nietypowe miejsce. Jest ono „lekko creepy” czyl dokładnie takie jak lubię.



PKT 81 Cebulowa – wielka skała w Dolinie Będkowskiej.
Mega stromy niebieski szlak z charakterystycznym zygzakiem. Tyrać to pod górę to naprawdę fajna zabawa, a i jakie widoki ze szczytu.
Jak zjeżdżacie niebieskim do Doliny (nie w stronę Lidaru), to w gęstym lesie są ruiny ogromnej tamy!! Ogólnie ta ścieżka przez las jest dzika – wąska i bardzo mroczna.




PKT 84 - Wąwóz Zbrza
Potężny i stromy wąwóz w Dolinie Racławki. Naprawdę można się poczuć jak w górach, zarówno na podejściu jak i na zejściu.
Cieszę się, że tak wielu zawodników dotarł do mojej ukochanej Dolinki :)



Questy (zadania) dodatkowe – nikt nie zdobył Korony Królów ani tytułu Jurnego Oblatywacza.
(Jurny od Jury a nie od chuci!!).
Przyznaliśmy jednak kilka tytułów Kolekcjonera Kości oraz nowy dyplom za ROZDZIEWICZENIE KRYSTYNY, dla ekipy Rowerowego Wielunia, która pierwsza dotarła na ten punkt (PKT 66 - Szyby Krystyny) czyli w miejsce dawnej kopalni.

Jedno jest jednak pewne. W postanowieniach końcowych regulaminu napisaliśmy, że „Rajd Was sponiewiera” i chyba pogoda wzięła sobie do serca te słowa. Wydaje mi się zatem, że dotrzymaliśmy słowa: rajd Was sponiewierał.

Na koniec mały Bonus. Jest jeszcze jedna dolinka, która nie zmieściła się na nasze mapy. Dolinka Mnikowska. Jeśli spodobały Wam się Dolinki Podkrakowskie koniecznie odwiedźcie i tą. Trzy tygodnie godziłem się z myślą, że Mnikowska nam nie wejdzie na mapę. Zapytajcie Basi i Moniki jaki odchodził lament za Mnikowską. Nawet wierszyk dla niej był gotowy.

Malowidło na skalnej ścianie,
piękne że nie oderwiesz oczu
czeka Cię tutaj małe zadanie
ile krzyży znajdziesz na zboczu?



To tyle na dziś. Ten wpis zamyka podsumowanie trasy jako takiej, ale nie ma jeszcze relacji z samego rajdu i przygotowań - okiem organizatora. Bądźcie czujni. Może i takie coś się pojawi, a jeśli tak to uwierzcie, że niektóre akcje to była kupa śmiechu... czasem z przewagą kupy, ale nadal śmiechu :)


Kategoria SFA, Rajd

Wiosenne CZARNE KoRNO - "O trasie" CZĘŚĆ 1

Sobota, 17 marca 2018 | dodano: 20.03.2018

No i po Wiosennym CZARNY KoRNO. Mógłbym tutaj opisać z jakimi problemami się borykaliśmy, ile przeżyliśmy kryzysów (np. trasę rodzinną zmienialiśmy w 100% na tydzień przed rajdem – a przez 100% mam na myśli 100% !! Chyba nie chcecie wiedzieć jak wyglądała trasa rodzinna na początku...).

To jednak temat na oddzielny wpis – może się o niego pokusimy, ale nie obiecuję. Dziś chciałbym Wam jednak opowiedzieć trochę o trasie jako takiej.

Niestety warunki jakie przyszły na pewno skróciły warianty wszystkich zawodników. Innymi słowy zrobilibyście więcej kilometrów, gdyby nie nagły atak zimy. Z drugiej strony, to niesamowite błoto w którym tonęliśmy w czwartek i piątek rozkładając trasę, choć trochę stwardniało, a dodatkowo klimat rajdu zrobił się jeszcze bardziej SFAROC’owy. Mroczny Lord nie pozwolił łatwo wydrzeć sobie swoich ukochanych lampionów.
Jakąkolwiek by przyjąć interpretację, fakt pozostaje faktem – nie zobaczyliście tyle trasy, ile byśmy sobie życzyli.
Nie opiszę tutaj każdego punktu, bo była ich ponad 100 ale wiedzcie, że:
Pkt X (obiekty) – to były miejsce które bardzo chcieliśmy Wam pokazać
PKT 90 i 80 – to także miejsca, które bardzo chcieliśmy abyście odwiedzili
Waga punktu nie zawsze oznaczała jego trudność, ale miała Was tam przyciągnąć.

Kocham Dolinki Podkrakowskie – w końcu wychowałem się w tych lasach i na tych skałkach. Przetyrałem je tysiące razy z rowerem, gubiłem się tam dziesiątki razy, przedzierałem na szagę i na rympał, a mimo wszystko nadal odkrywam w nich nowe miejsca i obiekty – takie moje IKSy na mapie.
Pozwólcie zatem, że w przybliżę Wam kilka – najważniejszych dla mnie – punktów z trasy.
Część z nich, wielu z Was odwiedziło – na części były 2-3 osoby tylko, a części nie odwiedził nikt.
Wyjaśnię także kilka rzeczy, które wzbudziły zdziwienie czy kontrowersje. Gotowi? To zaczynamy. Zapraszam Was w podróż po skarbach tej ziemi, którą ukochałem.

Dzisiaj punkty X, a w drugiej części opowiem Wam o 90-tkach :)

WIELKIE NIEWIADOME czyli CZYM BYŁ X W RÓWNANIU
X91 – Krzyż Kapitana Medwickiego.

Pierwszy polski pilot zestrzelony w II wojnie światowej – 1 września 1939. Krzyż stoi w miejscu, w którym spadł jego samolot.
Jeśli macie w swoim mieście ulicę jego imienia, to już wiecie kim On był.

Gdy Kraków ogarnęła trwoga,
na pełnym ciągu opuścił lotnisko.
Dosięgły go tutaj pociski wroga...
Jaki nosił stopień, jak miał na nazwisko




X92 - Pomnik w Żuradzie.
Wraz z Kpt Medweckim w powietrze wyszedł również inny pilot – Władysław Gnyś. Jemu udało się uniknąć zestrzelenia i chwilę po potyczce nad Chrosną/Morawicą, w której to zginął kpt. Medwecki, dopadł On nad Żuradą 2 niemieckie Dorniery. Resztę dopowiada Wam wierszyk. Jest to także pierwsze polskie zestrzelenie niemieckich maszyn w II wojnie światowej.

Gdy wojnę przyniósł nam los i czas,
tutaj zdobyliśmy pierwsze zestrzelenie
powie Ci o tym pamiątkowy głaz
ile Dornierów strącono wtedy na ziemię...




X84 – Pomnik Lotnika
Domknięcie Tryptyku Lotniczego naszej trasy. Pomnik upamiętniający Stanisława Chałupę – asa lotnictwa polskiego, który brał udział w walkach na zachodzie i zestrzelił kilka maszyn wroga. Pochodził z małej miejscowości Zalas.

ZALASem - mały pomnik stoi
lotnika co przestworza zdobywał
Rycerza, co śmierci się nie boi
wspomnij proszę: jak się nazywał...




X83 – Ruiny Owczarni
Urokliwe ruiny, o których można poczytać więcej tutaj

Owczy lament po utraconym domu,
słychać tutaj już zawsze będzie
żałować ich - nie ma już jednak komu
przeto policz otwory w ściany górnym rzędzie...




X82 – Brama Siedlecka
Zabytkowa brama, która prowadziła do Klasztoru w Czernej. Chwilę później ruiny Diabelskiego Mostu, przy którym trzeba przejść kierując się tutaj.

Uciekając z tych lasów upiornych,
na ledwie żywych ze strachu koniach
znajdź bramę dóbr przyklasztornych
co dzierżą postacie w swych dłoniach?




X81 - Kapliczka Boża Męka
Piękna, bardzo stara (1659), ale i lekko upiorna kapliczka pośrodku bezkresnych pól. W dniu Czarnego Korno, gdy wszystko przykrył śnieg, wyglądała niesamowicie. Przejeżdżałem tam zwożąc z trasy Jarka, który poprosił o transport i taki obrazek: Biel, nieskazitelnie biały horyzont i smukły kształt kapliczki wysokiej niemal do nieba… i nagle! ciemno ubrana postać sunąca przez zamieć śnieżną. Od kapliczki w moją stronę. To Bart ze Zdezorientowanych walczący ze śnieżycą. Niesamowity obrazek w niesamowitym miejscu.

Boża Męka - kapliczki tej imię,
wyniesionej wysoko pod chmury
odczytaj jaka - i w lecie, i w zimie
najstarsza data zdobi marmury




X80 – Bukowe Schodki
Dzika i ukochana przez mnie Dolinka Szklarki. Strome zbocza i wysokie skałki… drogi wspinaczkowe z nazwami z Muminków.

Oto przed Tobą kolejne zadanie
Znowu w kartę wpisać coś trzeba
Kto schody wziął w posiadanie
Odpowiedzi szukaj przy kikucie drzewa




X74 – Brama Zwierzyniecka
Do podkrakowskich lasów wchodzi się po królewsku, przez Bramę Zwierzyniecką

Ptaki, harty i jelenie
Przelicz rzeźby - INO sprawnie
potem przez sumę LUB mnożenie
ułóż równanie - byle poprawnie

Przypominamy niektórym, że równanie charakteryzuje znak "=" i odpowiedź 2+2+4 nie jest równaniem :P



X73 - Pomnik bitwy pod Szklarami podczas Powstania Styczniowego.
Ten punkt wywołał trochę konsternacji, bo rzeczywiście mogłem napisać nie pomnik, ale TABLICA INFORMACYJNA. Byli jednak tacy, co natychmiast wiedzieli co zrobić. Byli jednak i tacy, co wsłuchiwali się w wicher i odgłosy doliny (np. piła spalinowa sąsiada). Wiersz na tablicy informacyjnej zdradza, że w ciemnościach nie usłyszysz nic innego jak „syk węży”.

Niegdyś krwią te zbocza splamione
stąpaj ostrożnie po czaszkach i kościach
zamknij na chwilę swe oczy strudzone
jaki dźwięk usłyszysz w ciemnościach?





X72 – Kapliczka skalna w Dolinie Kobylańskiej
Kapliczka ta powstała na pamiątkę objawień jakie ponoć miały tutaj miejsce. Nie są one wprawdzie uznawane przez Kościół, ale lokalna społeczność wierzyła, że miały miejsce i kapliczka jest upamiętnieniem tych wydarzeń.

Całkiem serio i bez ściemy,
a tacy będziemy okropni,
że przeliczyć Wam każemy
ile tu prowadzi stopni...




X71 – dawna granica zaborów w Dolinie Kluczwody

Tutaj przebiegała granica zaborów rosyjskiego i austriackiego, czego upamiętnieniem jest pamiątkowa tablica. Miałem dwa wierszyki o tym miejscu i dwa różne zadania. Finalnie wygrał w głosowaniu ten z głowami orłów, bo ja wołem inną zagadkę – postaci:

Granice to aspekt niestety niestały
i nie ma za bardzo na to lekarstwa,
powiedz w jakich latach tutaj one przebiegały
oraz jakie dzieliły mocarstwa?


Pojawił się jednak ten:
Nie wyrazi 1000 słów,
bólu tamtych dni i czasów
podaj liczbę orlich głów
nad wodami, pośród lasów...




X70 – Skała Kmity
Potężna skała w Lesie Zabierzowskim, z którą związana jest legenda o Rycerzu Kmicie i Księżniczce Bonerównie (skałki jej imienia także znajdziecie i to niedaleko stąd).
Wiecie jak jest: złamane serce, skalne urwisko, Newton F=m*a, spadek swobodny v = pierwiastek z (2*g*h)…
ech ten romantyzm… nie potrzeba „mędrca i szkiełka”, aby stwierdzić co tu się stało.
Wystarczą słowa Juliusza C „kości zostały rzucone”. Ja dodam, że z wysoka

Jesteś doprawdy niczym Kmita mężny,
skoro dotrzeć tutaj nie brakło Ci pary,
powiedz CZYM był ten rycerz potężny
i czymże On gromił Tatary




X62 – Cmentarz leśny w Dębniku
Leśny cmentarz choleryczny z mogiłami także i z I wojny światowej. Dziś oznaczony i w miarę zadbany, niegdyś bardzo złowieszcze miejsce na żółtym szlaku pomiędzy Dolinką Eliaszówki oraz Dolinką Racławki. Kiedyś do ostatniej chwili nie był widoczny wśród drzew i krzaków i wchodziło się na niego nagle… można było naprawdę się przestraszyć.

Spójrz na żniwo wojny i zarazy,
co przerwały niejednego życia bieg
licz uważnie, jeśli trzeba dwa razy
ile krzyży, co zimę, pokrywa śnieg...




X61 – Pomnik zamordowanych w Radwanowicach
Wieś odznaczona Krzyżem Walecznych. O historii tego zdarzenia można przeczytać tutaj.

Błyskawice i czaszki zdobiły mundury,
a po ich rękach niewinna krew spływa,
ile istnień postawili pod mury,
rozstrzeliwując wieś, co była szczęśliwa...




X60 – Krzyż Milenijny
Świetny punkt widokowy na Kopalnie w Dubiu. Dobre, strome podejście aby przetyrać zawodników, a i ciekawe miejsce z industrialną panoramą.

Noc i dzień kamień kruszy,
tak Go skazał los mizerny,
krzyż Mu pocieszeniem duszy
napisz jak jest stary głaz węgielny...




X53 – pomnik PRA Żaby w Czatkowicach.
Czatkobatrach Polonicus – najstarszy opisany płaz bezogonowy półkuli północnej. Nazwa pochodzi o miejsca znalezienia – kamieniołomy nieopodal Krzeszowic. Co tam łacińska nazwa i nauka, mamy tutaj strasznie fajny pomnik sympatycznej ŻABY siedzącej na kamieniu. Ja się już dawno w nim zakochałem :)

Mała osada, pośród leśnych zboczy
Nawet czas tutaj niczego nie zmienia,
Wyostrz teraz swe zmęczone oczy
jaki Zwierz strzeże kamienia?





X52 – Źródło Św. Eliasza

Niesamowite Źródło w Dolinie Eliaszówki.

Aspiracje masz do pudła?
Ale czy historia Ciebie wspomni?
Szkicuj prędko kształt więc źródła
lecz o schodach nie zapomnij



X51 - Kopiec Bzowskich
Pomnik właścicieli wsi Będkowice w XVII i XIX wieku – Ojca i Syna. Ojciec był burgrabią krakowskim, a syn oficerem w armii Księstwa Warszawskiego, adiutantem samego księcia Józefa Poniatowskiego. Imię starszego z rodu brzmiało HIACYNT. Już chyba wszystko jasne, jeśli chodzi o zagadkę.

Oto mogiła co o wspomnienie prosi,
tych, którzy mieli tutaj swój świat
A Ty powiedz - jakież imię nosił
Ojciec z Będkowic - ziemi tej kwiat



X50 – Skała przy Jaskini Łabajowej
Kultowe miejsce wspinaczy w Dolinkach Podrakowskich. Na tych skałach wznaczono około 100 różnych dróg wspinaczkowych. Ta z zagadki ma nazwę ”Jęki Królika”

Ranią palce szukając uchwytu,
wciąż wyżej i wyżej, niemal do Boga
Nowe trasy - ich powód zachwytu
jaką nazwę nosi 53-cia droga?



X41 – Kolumna w Nowej Górze
Nowa Góra to niewielka ale dość stara miejscowość. Jej historię opowiada nasza zagadka – a krzywdy, o których mowa to szkody górnicze poczynione w tej okolicy. Kolumna stanęła tutaj z woli króla Jana Kazimierza.

Za swe krzywdy - prawo jarmarku
otrzymała ta miejscowość dumna
Przeto powiedz z czyjej to woli w tym parku
stanęła ta oto kolumna...




X40 – Kruk na fontannie w Czerne

Klasztor w Czernej. Rzeźba kruka na fontannie. 

Na laurach nigdy nie siadaj,
chcąc skończyć z dobrym wynikiem
prędko mi więc odpowiadaj
kto jest źródła strażnikiem...


To tyle. To wszystkie X na trasie.
Niedługo zabiorę Was na wycieczkę po 90-tkach, które jak pewnie zauważyliście mówiły do Was :)


Kategoria SFA, Rajd

Rajd Wilczy 2018

Sobota, 10 marca 2018 | dodano: 12.03.2018

Czwarta edycja Rajdu Wilczego i czwarta, na której jesteśmy. Czyli jakiś komplet zaliczyliśmy już na wejściu. Standardowo wyruszamy w piątek wprost z treningu szermierczego do Żor, bo o 23:00 odprawa naszej trasy. Godzinę później będzie start. Przeskakujemy do Żor szybciej niż się spodziewaliśmy i sporo przed 23:00 meldujemy się w bazie.... nieświadomi jak bardzo szalona noc (i dzień po niej) nas czeka. No ale nie uprzedzajmy faktów.

KLĘSKA URODZAJU
O klęsce to będzie później i to całkiem sporo, ale na razie o urodzaju.
W bazie jak okiem rzucić okiem po zawodnikach to ekstraklasa przygodówek. Naprawdę na placach można policzyć kogo z elity brakuje. Z jednej strony to cieszy, że mamy tyle tak mocnych ekip, z drugiej podium już dawno obsadzone, z trzeciej fajnie siedzieć na odprawie między najmocniejszymi zespołami i także startować na trasach, które Oni atakują. Plan na dziś: nie być po prostu ostatni. 
Mówiąc o urodzaju, nie tylko frekwencja dopisała, ale także ilość map. Dostajemy ich aż 7 na zespół. To naprawdę potężna ilość. Schemat trasy także bogaty. Oprócz roweru czekają nas 3 etapy piesze, 1 kajakowy oraz zadanie specjalne.


Do tego wszystkiego dojdzie jeszcze króciutki prolog biegowy na rozbicie stawki. Zdajemy nasze przepaki, witamy się ze znajomymi ekipami... jeszcze pamiątkowe grupowe zdjęcie i ruszamy w noc, bo właśnie wybiła północ.

WYWIEDZENI W POLE PRZEZ PANA PORAŻKĘ
Prolog robimy od kopa, wskakujemy na rowery i ruszamy w mrok. Żory właśnie kładą się do snu, a my zaczynamy naszą nocną przygodę.
Niestety zaczynamy od sporej wtopy nawigacyjnej, bo zjeżdżamy w jakieś pola, które toną w błocie ( w końcu właśnie wiosna przyszła). Co ciekawe, kilka ekip wjeżdża tak samo i razem taplamy się w glinie. Nagle dostrzegam sympatycznego Pan w płaszczu i kapeluszu.
Nawiązuję się rozmowa:

- Co Pan tu robi po nocy?
- Przechadzam się głupimi wariantami
- A jak się Pan nazywa?
- Mów mi Pan Porażka. Jeszcze się spotkamy, ale teraz wracaj do drogi, bo tędy to się zajedziecie przedzierając przez to błoto..

Wracamy na drogę... dramat. Jak można było przegapić skręt głównej drogi i wjechać radośnie w pola. No nic, zdarza się. Atakujemy punkt, ale znowu coś nam nie idzie. Najeżdżamy go od od północy, od wschodu, od południa i od zachodu... masakra, od każdej strony "przestrzeliwujemy go". Poruszamy się w kółko po okolicach punktu.Otaczamy ofiarę jak rasowa wataha wilków (chociaż rasowy w dziesiejszych czasach, nie jest chyba najtrafniejszym przymiotnikiem, acz wataha to akurat pasuje do nazwy rajdu...). W końcu udaje się go jakoś dorwać.Szkodnik musimy się skupić, bo jest fatalnie. Tak to jeszcze nie było, aby jeździć dookoła punktu.

SIEKIERA W RYBNIKU I PIERWSZE ZNAKI KLĘSKI
Jedziemy w kierunku Rybnika. Musimy przejechać całe miasto ze wschodu na zachód. Średnio podoba mi się ten pomysł - naprawdę nie można było poprowadzić tras dookoła miasta? Do tego powietrza nie da się kroić nożem, trzeba je rąbać siekierą - taki tutaj mamy smog. Kraków to są tężnie przy tym co tutaj zalega. Jedzie się koszmarnie. Naprawdę nie rozumiem dlaczego ciśniemy po Rybniku a nie gdzieś po lasach.
W pewnym momencie ciśniemy czymś na kształt głównej na mapie i nagle znak "ślepy zaułek za 400m". Sprawdzamy na mapie: no nie, tu powinien być przelot główną na wprost. Żadnej info, że roboty czy remont: po znak prostu ślepy zaułek. Spędzamy chyba z 5 minut na debacie, co robić. Pchać się w ślepy (rowerem może da się przejechać) czy też wybrać objazd. W bazie mówili coś o jakiś robotach i braku przejścia nawet dla pieszych - nie wiemy czy to o tym miejscu mówili, czy nie, ale wybieramy objazd. Okaże się to dużym błędem. Wszystkie inne ekipy przelecą tędy, a my pojedziemy na około. Do tego zgubimy się w uliczkach osiedlowych, potem ucieknie nam skręt w lewo, który powinien być normalnym skrzyżowaniem, a będzie ścieżką między płotem a murem. Tym sposobem, nasz dojazd na drugi punkt to jakaś spektakularna porażka... pół godziny w plecy na bidę. Albo i więcej. No nie idzie nam dzisiaj...
Nie spotykamy żadnych ekip na punkcie, a przecież to dopiero początek trasy i zawsze na pierwszych punktach ktoś się napatoczy, nim rozciągną się marszruty. Żadnych świateł, żadnych ekip. Jesteśmy ostatni. Dzięki naszym dwóch super wariantów jesteśmy ostatni. Fantastycznie... po prostu fantastycznie. A wszystko przez jeden znak na drodze... przez jeden cholerny znak.

KAJAKIEM PO RYBNIKU CZYLI TRYB LODOŁAMACZ
Docieramy nad Zalew Rybnicki. To przepak przed/po kajakowy. Rowerów tutaj dziesiątki... wszyscy dawno popłynęli, a obsługa punktu potwierdza nam, że jesteśmy jedną z ostatnich ekip. Ech...
Nagle ktoś dopływa. To hardcore'y z AR Team Polska - właśnie skończyli etap kajakowy (który nam zajmie ponad za moment 2h). Oni są niesamowici...
Jest noc, temperatura spadała do około 0 stopni - to jednak bardzo wczesna wiosna. Włazimy do kajaków i ruszamy w noc. To nie nasz pierwszy raz nocą na kajakach, ale pierwszy raz "w śniegu" i w lodzie. Mamy tutaj 4 punkty do zebrania: jeden "zwisa" z mostu, drugi umiejscowiony jest na wale, dwa ostatnie na brzegach.

Nad niektórymi częściami jeziora zapadła gęsta mgła, bardzo gęsta - widoczność spada do około 3-4 metrów. Płyniemy w bieli, którą intensyfikuje promień czołówki. Jest niesamowicie, ale przez totalny brak widoczności, płyniemy trochę zygzakiem, ciągle musząc korygować kierunek z kompasem. Bez punktu odniesienia nawigacja jest hardcore'owa. Nagle huk, wbiliśmy się w lód. Ostro, jest go tutaj nadal sporo. Nie dość, że pływają kry, zalegają duże rozłożyste połacie lodu na niektórych partiach jeziora. Musimy przebijać się przez niego. Niektóre kawałki ustępują pod wiosłem i pod dziobem, ale niektóre są bardzo grube i trzeba je wymijać. To bardzo ciekawe doświadczenie posługiwać się kajakiem jako lodołamaczem.

Zbieramy wszystkie punkty, co okaże się kolejnym błędem z punktu widzenia całego rajdu - przygoda na kajakach była super, ale należało zebrać dwa punkty i wracać, bo zebranie wszystkich czterech kosztowało nas bardzo wiele czasu. Mówimy oczywiście, o założeniu że nie zrobimy całej trasy.
Wracamy i obsługa nas informuje, że ekipy za nami zebrały dwa punkty i wróciły. Teraz jesteśmy naprawdę ostatni. Owszem, mamy dwa punkty więcej, ale przed nami cały dzień jeszcze, a na etapach biegowych, których my na pewno nie zrobimy w całości, jest po nawet po 8 punktów. W dwie godziny, które zjadły nam kajaki, tam można szybko złapać więcej punktów niż 2. Super przygoda w trybie lodołamacza, ale taktycznie to polegliśmy... teraz to już naprawdę jesteśmy ostatni. No nie idzie nam dzisiaj... tak cholernie nie idzie. Pan Porażka macha nam z kajaka obok.

"3 KOLORY: NIEBIESKI" CZYLI RYBNIK DA SIĘ LUBIĆ
Od tego momentu trasa rajdu Wilczego zmienia się o 180 stopni. Z fatalnej rybnickiej miejskiej części wyprowadzi nas w piękne lasy i naprawdę fajne miejsca.
Nie mówię o etapie kajakowym bo ten był super - mówię o trasie rowerowej. Po skończonych kajakach mamy do przejechania odcinek specjalny. Wiemy, że będą na nim dwa punkty, które jednak nie są zaznaczone na mapie. Mamy odnaleźć niebieski szlak rowerowy i trzymać się go aż zaprowadzi nas na drugą część mapy, do kolejnego etapu. Lecimy przez chwilę trzema szlakami rowerowymi i na skrzyżowaniu wybieramy, zgodnie z zaleceniami, niebieski. Szlak jest niesamowity, piękny - zwłaszcza teraz, w promieniach wschodzącego słońca. Szlak prowadzi przez parki, zagajniki, wzdłuż kanałów, bulwarami, nad jeziorami aż do lasów za Rybnikiem. Jest także świetnie oznakowane. Jesteśmy zaskoczeni, jak rajd zmienił oblicze. Zrobiło się naprawdę pięknie mimo, że nadal jesteśmy w Rybniku :)





KAMIEŃ PRZYJACIELA (ZAMARZNIĘTEGO) LASU
Niebieski szlak wprowadza nas w etap RJnO – głęboko do lasu. Jest tuż po świcie słońca i zrobiło się naprawdę pięknie. Las jeszcze nie poczuł wiosny, bo zarówno drogi jak i jezioro skute są lodem. Zamarznięte drzewa wyglądają niesamowicie.


A do tego cisza, jest koło 5:00 rano – nikogo. Punkty etapu RJnO są świetne bo zabierają nas w podróż po tym skutym lodem lesie. Odwiedzamy takie miejsce jak Kamień Przyjaciela Lasy – leśnika, zasłużonego dla tego obszaru. Lubię takie miejsca. Potem polana z tablicami informacyjnymi kim było, co zrobił, potem skrzyżowanie zamarzniętych strumieni, a ostatni z punktów to nie-do-końca zamarznięte bagno. Bardzo nas cieszy, że po fatalnej części w Rybniku, rajd zabrał nas w tak fajne miejsca.
Aż żal opuszczać ten las, ale trzeba jechać dalej – kierujemy się na kolejny odcinek specjalny: pierwsze BnO



PAN PORAŻKA LUBI WĄWOZY

Zostawiamy rowery i plecaki obsłudze punktu, bierzemy mapę i idziemy. Zaczynamy atak tego etapu od eksploracji ogromnych wąwozów. Włazimy głęboko i szukamy ukrytego tam punktu – gdzieś w jednej z dziesiątek odnóg. Robi się tutaj istna wąwioziada.
Odmierzamy się z mapy, nawigujemy po rzeźbie terenu i wpadamy… na Pana Porażkę. Siedzi przy lampionie i nam macha.

- Co Pan tu robi?
- Lampion znalazłem.
- No my też, zgodnie z mapą, zgodnie ze sztuką.
- No ale ja go podbiję, a Wy nie,
- Czemu?
- A na czym?


K***A !!!!! Straszliwa inkantacja przewraca drzewa, kruszy skały i kamienie. Karty startowe... Karty startowe zostały przy plecakach. Postanowiliśmy zostawić plecaki i iść na lekko ten kawałek. Wiedziałem, że to zły pomysł – zostawiłem mojego żółtego przyjaciela, to mam teraz co chciałem. Tak to się wybrać do lasu bez plecaka. Wracamy z buta na punkt przepaku, do rowerów.
Nadróbmy trochę, przyspieszmy, poprawmy nasz wynik. TAAA… tośmy nadrobili ale kilometrów i przyspieszyli, ale nasz upadek.

Wracamy na przepak – w ciszy. Bierzemy karty startowe – w ciszy. Wracamy do lasu – w ciszy.
Obsługa punktu dobrze odczytał naszą mowę ciała. Zadanie pytanie postaci „czego szukacie w plecaku” mogłoby ich kosztować życie. Ich i dwóch wiosek nieopodal. Dostrzegli jednak, że bierzemy karty i wracamy w las. Nasz wzrok się spotkał – rozumiemy się bez słów. Wracamy do wąwozów w ciszy. Pana Porażki już tam nie ma. Polazł gdzieś dalej. Zbieramy punkt i idziemy dalej. Reszta punktów nawigacyjnie nam poszła już od kopa, acz nie zrobiliśmy całego etapu – robi się coraz bardziej krucho z czasem bo jest południe, a przed nami jeszcze kawał drogi. Albo z 6 kawałów, jak odwalimy podobne numer. Cała przygoda kosztowała nas kolejne, niemałe już straty czasowe. Niemniej swojskie klimaty bo prawie jak Zabierzów:



Gdy wracamy z BnO, jesteśmy ostatni. Tylko nasze rowery leżą na punkcie przepakowym. Nikogo oprócz obsługi punktu. Fakt ten dobija nas psychicznie, ale wskakujemy w siodła i ruszamy w pościg.

„…CIĘŻKO BYŁO ZNALEŹĆ W SOBIE SIŁĘ, WBREW PRZECIWNOŚCIOM, BEZ SŁOWA ZACHĘTY” (b)
Jest piękny słoneczny dzień. Zrobiło się naprawdę ciepło. Zimowe rękawiczki i buffy lądują w plecaku. W nocy było zimno, ale teraz w południe to jest bajka. Piękny dzień… na klęskę. Lepszego nie znajdziecie.
Od zalewu Rybnickiego rajd prowadzi przez bardzo ładne miejsca, tylko czemu jesteśmy ostatni...
„Jesteś ranny, Mistrzu Yoda? -Tylko moje ego, tylko moje ego” (c)
Tyle popełnionych błędów, jak jakaś przedszkolna ekipa… błędów zarówno tych głupich jak i tych, z których ciężko wyciągnąć sensowne wnioski – bo co, czy mamy teraz ignorować wszystkie znaki typu ślepy zaułek? To ma być rozwiązanie?
Dopada nas też zmęczenie – zarwana noc, poprzednie przespane pod 3-5 godzin (domykamy prace nad Wiosennym CZARNYM KoRNO, więc naprawdę mało śpimy). Nie skarżę się – bawimy się świetnie robiąc trasę KoRNO, rzekłbym że fantastycznie. Ja się jaram jak Londyn w 1666, że robimy ten rajd, ale także stwierdzam fakt – śpimy mało, bo jest to niemałe przedsięwzięcie. Teraz wychodzi zmęczenie, dopada nas kryzys, a liczba popełnionych błędów bynajmniej nie poprawia naszego samopoczucia.
- Ech, Szkodnik, jest dziś fatalnie.
- jedź, k***a i cisza!
No dobra, słowo zachęty jednak się znalazło. Kochany Szkodnik. O wiem, włączę sobie wiesz poleceń – tam znajdę znak zachęty. Moją duszę uleczy DR. DOS :)

"PAN Z WAMI! I OGRÓD JEGO. MROCZNY, BUJNY OKRUCIEŃSTWEM" (d)
Docieramy do kolejnego przepaku – tym razem w ogrodzie botanicznym. To jeden z największych ogrodów botanicznych w Polsce – świetna sprawa, tutaj punkt przepakowy. Tutaj także spotykamy wielu zawodników trasy OPEN, który mają tutaj kilka zadań do wykonania. Ruszamy na eksplorację zakamarków ogrodu i niemal natychmiast spotykamy Kamilę i Filipa, którzy startują dzisiaj właśnie na trasie OPEN. Częstują nas cukierkami (mieszanka krakowska !! ROAR !!! ), co dobrze wpływa na nasze morale – a to dość ważne dzisiaj, o czym już chyba wiecie.
Zbieramy wszystkie punkty w ogrodzie i lecimy na zadanie specjalne – tyrolka. Trzeba na linach przeprawić się na drugą stronę przepaści. Super sprawa – obsługa zapina nas w uprzęże, karabinki i zrzuca w przepaść. Połowę trasy pokonujemy dzięki grawitacji, a potem trzeba już wyleźć w górę samemu.



Obsługa jest genialna: żywiołowa, pełna pasji, widać, że Ich cieszy to co robią.
Nawiązuję się nawet dialog:

Instruktor: Wiecie, to strasznie fajne. Mógłbym to robić cały dzień
Basia: Zrzucać ludzi w przepaść, tak? Rozumiem. Naprawdę Pana rozumiem.


Łącznie łapiemy 5 z 8 punktów na tym etapie i wracamy na przepak. Czas zaczyna nas coraz mocniej gonić.

POWRÓT PANA PORAŻKI
Wyjeżdżamy z ogrodu i ruszamy w kierunku bazy. Mamy do złapania jeszcze kilka punktów rowerowo oraz jeszcze jeden etap pieszy do zrobienia. Na etap pieszy poświęcamy 20 min, łapiąc dość szybko 4 punkty – cisnąc przez las totalnie na azymut. Chwilę potem uciekamy bo zostało nam niewiele ponad godzinę i trzeba kierować się do bazy.
Jako, że przyspieszyliśmy na ostatnich etapach, to wyprzedzamy kilka drużyn i nie jedziemy ostatni. Niemniej, uznajemy że jest to bez większego znaczenia ponieważ inne ekipy NA PEWNO mają komplet punktów na etapach pieszych, a tym samym mają większą od naszej sumę punktów. Czemu tak założyliśmy – ba czemu byliśmy tego tak straszliwie pewnie? W sumie to nie wiem tak naprawdę…

Atakujemy dwa ostatnie punkty – na pierwszym mamy pecha: to co na mapie jest fajną ścieżką, w rzeczywistości urywa się nagle w jakimś młodniku i zaczynamy przedzierać się na dziko przez krzory. Nawigacyjnie jesteśmy idealnie, ale przedzieranie się na dziko kosztuje nas prawie 20 minut walki z wiatrołomami. Finalnie docieramy na punkt i lecimy dalej… droga na kolejny to jedno błoto. Gęste i lepkie. Kawałek, który normalnie pokonalibyśmy w 5-7 minut zjada nam kolejne 20. Robi się naprawdę kiepsko z czasem, ale zdążymy. Mamy doświadczenie w ostrych finiszach, znamy się na tym… Wbijamy na drogę wzdłuż jezior, która biegnie lasem do Żor, a tutaj…. Pan Porażka, wyciera sobie buty z błota.

- O witajcie! Dawno Was nie widziałem. Jak Wam się podoba ta droga?
- ***idź stąd*** (cenzurowana wersja prawdziwych słów, które wtedy padły)

Droga to jeszcze większe błoto niż to co prowadziło na punkt. Jest lepkie i grząskie. Jedziemy z prędkością 5-6 km/h, a uda zdają się krzyczeć niemym krzykiem, tak bolą. Masakra, nie przejedziemy tego. Próbujemy prowadzić, ale toniemy po kostki. Czarna maź oblepia koła, buty, zasysa nas… masakra (OSA Opole w bazie nam powie, że Oni nastawiali się, że będą w bazie godzinę przed limitem i też pojechali właśnie tędy… dotarli 8 minut przed końcem czasu). Walczymy, im dalej tym gorzej plus wykańcza nas ten kawałek fizycznie. Patrzymy na mapę, nie ma opcji tędy zdążyć… zawracamy. Pojedziemy na około – o wiele dłuższą drogą, ale utwardzoną aż do głównej i potem już prosto do Żor. Powrót na drogę utwardzoną kosztuje nas niemal 7 minut, zostaje 13… masakra. Ciśniemy ile fabryka dała, mimo że w nogach już ponad 120 km na rowerze i sporo z buta.
Byle do głównej. Byle do głównej… nagle z prawej odchodzi nam całkiem niezła ścieżka w prawo. Rzut oka na mapę, dochodzi do głównej szybciej – jest jak przeciwprostokątną trójkąta. Ryzykujemy? NIE – jeśli dobra ścieżka za 200 metrów stanie się takim samym błotem jak poprzednia to będzie kaplica. Jakiekolwiek szansę aby zdążyć przepadną. Trzymamy się planu… nie mogliśmy o tym wiedzieć, ale ta ścieżka była w pełni przejezdna (inne ekipy nam to w bazie powiedziały). Nie mogliśmy wiedzieć, ale z punktu widzenia rajdu jest to kolejny błąd. Zostało 10 minut a my jedziemy dłuższą, okrężną drogą…

KOLEJ NA PANA PORAŻKĘ CZYLI "KLĘSKI NAWET W PÓŹNYM WIEKU, NAUCZĄ CIĘ ROZUMU CZŁOWIEKU" (e)
Gnamy przez Żory jakby piekła nie było. Piesi i samochody uciekają nam z pod kół - nie hamujemy dla nikogo dziś. No prawie dla nikogo... dojeżdżamy do przejazdu kolejowego. Na naszych oczach zamykają się rogatki. NIEEEEEE !!!
PKP - no ja Cię proszę !!! Akurat dziś musisz być na czas? Nie mogliście się spóźnić, dwie minuty, kurde jedną!
Nie, dziś są punktualnie: mają być o 16:00 w Żorach to będą. Jest 15:56 a my wisimy na zamkniętym szlabanie. 4 minuty, gdyby ten pociąg przemknął jak błyskawica to może... ale nie, ALE NIE !!! Wyjeżdża coś żółtego, z prędkością 15-20 km/h. Za sterami nikt inny jak sam Pan Porażka - macha do nas: "patrzcie jaką gablotę sobie sprawiłem"

Ludzi patrzą na nas dziwnie. Wszyscy stoją grzecznie przed przejazdem, a dwójka umorusanych błotem pacanów na rowerach, skacze i rozpacza, klnie i złorzeczy...Pociąg toczy się wolna i słychać tylko stuk literki PI (PI to 3 z haczykiem, i jak się koło obraca to ten haczyk się tłucze...).

Patrzymy na wyniki… nasz ugrany wynik dałbym nam 4 miejsce. Chyba nie takie złe, jak na rajd gdzie były bardzo silne zespoły, a my zupełnie nie radzimy sobie na częściach biegowych… Dałby gdybyśmy zdążyli na metę w limicie. A tak lądujemy na przedostatnim miejscu w tabeli (nie tylko my się spóźniliśmy).

Czy zdążylibyśmy gdyby nie pociąg? - Nie wiem. Jakaś szansa pewnie była, ale ciężko gdybać. Nie odważę się stwierdzić, że to pociąg był przyczyną klęski. Spóźniliśmy się 9 minut. Akcja z pociągiem to góra 4-5 minut, więc bardzo prawdopodobne, że i tak nie zdołalibyśmy dotrzeć do bazy w czasie. To nie pociąg, to nie Pan Porażka, to nie błoto... to my i tylko my położyliśmy ten rajd pokazowo.
Wystarczyło:
- popełnić jeden błąd nawigacyjny mniej
- odpuścić część etapu kajakowego (bardzo czasochłonnego)
- nie musieć wracać się po kartę na jednym BnO
- zaufać dobrej drodze w lesie i skrócić przelot do głównej na ostatnim finiszu
- nie wmówić sobie, że jesteśmy ostatni i nasz wynik to wstyd na tle innych zespołów.
Wtedy odpuścilibyśmy jeden punkt i przyjechali do bazy z 38 z 50 punktów. A tak mamy NKL'a.
Pierwszego w życiu na naszych rajdach. Kary za spóźnienia (odejmowanie punktów, kary czasowe) to zaliczyliśmy już nie raz, ale NKL'a to się jeszcze nie zdarzyło.

"WHY DO WE FALL, BRUCE? SO WE CAN LEARN TO PICK OURSELVES UP" (f)
To trochę chichot losu, bo na drugiej edycji rajdu wpadnięcie na metę 4 sekundy przed końcem czasu dało nam 3-ciej miejsce na podium. Wiele zespołów nie zmieściło się w czasie i poleciały NKL'a. A dziś ten sam paragraf regulaminu, co wtedy dał nam podium, teraz wyekspediował nas... nazwijmy to roboczo "w pizdu" z klasyfikacji. Trzeba jednak pozbierać się psychicznie i to ekspresem. Za tydzień Wiosenne CZARNE KoRNO - nasza impreza. W czwartek i piątek rozkładamy trasy. Musimy zatem zebrać się w sobie i stanąć na nogi. Pamiętajcie "co Was nie zabije" to Was okaleczy... ale blizny bywają sexy, więc napieramy dalej. Jeszcze dorwiemy nasze K2 zimą, może nie dziś ale dorwiemy :)

Ostanie dwa słowa o rajdzie, takie wprost do Organizatorów: nadal druga edycja Wilczego z Czantorią nad ranem i finiszem na 4... sekundy zostaje nie pobita, ale wczoraj też było fajnie. Od etapu kajakowego to trasa fantastyczna. Ale te 30 km po Rybniku to, powiem Wam, że CZAD...  z opony od traktora w piecu.  Ten kawałek trasy to projektowaliście chyba po jakiś srogich pigułach :)

A gdyby ktoś chciał wiedzieć jak wczoraj czuliśmy się po tak, spektakularnie położonym rajdzie to odpowiem Leśmianem (g)

"...Ale daremny był ich trud, daremny ramion sprzęg i usił!
Oddali ciała swe na strwon owemu snowi, co ich kusił!
Łamią się piersi, trzeszczy kość, próchnieją dłonie, twarze bledną...
I wszyscy w jednym zmarli dniu i noc wieczystą mieli jedną...

...I nigdy dość, i nigdy tak, jak pragnie tego ów, co kona!...
I znikła treść - i zginął ślad - i powieść o nich już skończona!...

...Nic - tylko płacz i żal i mrok i niewiadomość i zatrata!
Takiż to świat! Niedobry świat! Czemuż innego nie ma świata?...

...Wobec kłamliwych jawnie snów, wobec zmarniałych w nicość cudów,
Potężne młoty legły w rząd, na znak spełnionych godnie trudów.
I była zgroza nagłych cisz. I była próżnia w całym niebie!
A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?"



Dziś już nam lepiej :P
"Lecz napisano, że lepiej spalić jedno miasto, niż złorzeczyć ciemnościom. Corgo nie złorzeczył... wiele razy" h). Ja tez nie zamierzam.

Aha, no i zgodnie z obietnicą podaje cytaty i nawiązania.
a) Film "Krzysztofa Kieślowskiego"
b) Kaczmarski "1788"
c) Książka "Gwiezdne Wojny: Zemsta Sithów"  - polecam przeczytać. Genialnie uzupełnia film i jest pełna kozackich tekstów !!!
d) Opis na tyle książki Grzędowicza "Pan Lodowego Ogrodu, tom 2"
e) Sofokles "Antygona"
f) Film "Batman Begins"
g) Bolesław Leśmian "Dziewczyna" - polecam, jak ktoś nie zna wiersza. Poniżej wykonanie śpiewane
h) to jest dobre pytanie. Usłyszałem i zapamiętałem... coś kojarzę "Żelazny Roger", ale czytać nie czytałem.


Kategoria SFA, Rajd