aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2023

Dystans całkowity:240.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:40.00 km
Więcej statystyk

IT Orient 2023

  • DST 75.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 lipca 2023 | dodano: 30.07.2023

Drugi wyjazd na rower i pierwszy wyjazd na rajd po operacji. Natychmiast nasuwa się pytanie *czy to jednak nie jest trochę za wcześnie*... cóż na to pytanie chyba nikt nie zna odpowiedzi, bo jak realnie wyznaczyć bezpieczną datę? Można dawać rekomendację, przypuszczenia... a i tak nawet w pełni sprawni, możecie mieć po prostu pecha. Grunt zatem to chyba po prostu zachować rozsądek i planem jest w ten grunt nie trafić... zwłaszcza twarzą na jakieś większej prędkości, dlatego nastawiamy się na delikatny i spokojny przejazd. Bez szaleństw, bez ścigania się, bez presji na właściwie cokolwiek, zwłaszcza że IT Orient odbywa się w Spale czy w terenach zarówno pięknych i jak płaskich.  
Do tej pory na IT Oriencie byliśmy tylko raz - dawno, dawno temu bo aż 5 lat temu (TUTAJ). Jakoś tak później nie było nam po drodze z terminem, miejscem, czasem itp. Przełom lipca i sierpnia to zwykle się "wakacjujemy", ale tym razem skoro w czerwcu to ja jeszcze o kulach chodziłem, to nic nie dało się sensownie zaplanować. Wszystko zatem w tym roku przesunęło nam się w kalendarzu, ale w praktyce oznacza to także, że możemy ruszyć do SPAŁY. 
Ech... te dwa lata to jest jakiś kosmos - najpierw operacja Basi, teraz moja, ogólnie ciągle "pod górkę", no ale o tym to napiszę pewnie więcej we wpisie dotyczącym podsumowania całego roku... na razie wróćmy do IT Orientu.

Szkodnik zawsze na coś wylezie, czasem sam a czasem na polecenie :D 

Numer startowy 399, a ta liczba ma ciekawe właściwości. Nie wierzycie, no to TUTAJ :P


"Strap up, put the helmet on,
I woke up in the middle of ORIENT spawn...
... findings these LAMPIONs :P is the thing that I love
I am maniac, dripping, cover in blood" 
(parafraza genialnie klimatycznego utworu TUTAJ)
Dokładnie tak się czuję. Po przerwie, która w moim sercu trwała dłużej niż wszystkie ziemskie eony, mogę ponownie wbić się w kask i mundur rajdowy (czytaj anty-poparzeniowe, anty-kolczaste, hydrofobowe warstwy kevlaru i nomex'u :D). Mimo że w planie nie jest dzisiaj wariant czarny (na rympał przez wąwóz i krzaki), bo BHR wysuwa się na pierwszy plan... tak BHR, proszę nie przerywać, dobrze czytacie, BHR bo chodzi nie o pracę, a o rajd :P :P :P
Wracając... mimo, że w planie nie jest dzisiaj planowany wariant czarny, to wolę być opancerzony jak "na wypadek gdybyśmy spotkali czołgi". To Taki mały fetysz :P
Jak część z Was wie, na masce szermierczej noszę "twarz" Generał Grievousa, więc tak jakoś... dbając o realizmy tego "cosplay'u" zacząłem wprowadzać w swoje ciało coraz więcej metalu (kiedyś trzeba będzie spróbować pododawać także jakieś serwo-mechanizmy). Na ten moment, testuję śrubę tytanową 7x25 oraz tzw. endobuttony Biomet ToggleLoc XL Ziploop Inline w kolanie - powiedziałbym, że polecam... ale nie... no chyba, że musicie, to wtedy jednak TAK.
Co do samego planu to dziś trzymamy się dobrych dróg - bez "dzidowania" przez krzory i chaszcze, nawet jeśli trzeba będzie pojechać do lampionu na około. Na razie i tak jestem przeszczęśliwy, że wracamy do rajdów, bo to wcale nie było takie oczywiste. Wariant czarny "jak sumienie faszysty, zamiary polskiego pana i polityka angielskiego ministra"  musi jeszcze poczekać (cytat pochodzi z pewnej prześmiewczej książki - TUTAJ). Dzisiaj jedziemy wariantami białymi... białymi jak muszla zaspana kredą (pamiętajcie, nie w każdej muszli słychać morze :P). 
Na miejscu jesteśmy umówieni z mieleckim Andrzejem, z którym nie widzieliśmy się dobrych kilka miesięcy i jak w dawnych czasach pojedziemy razem.
A skoro widzimy się w Spale, to pewnie część osób czeka na nawiązanie do "Piłem w Spale, spałem w Pile" Andrusa, ale nie będzie :P
Owszem może to i Spała, ale SPAŁA to Basia przez całą drogę dojazdową :P 

Jedyne czego nam brakuje to klimatu dawnego IT Orientu, bo kiedyś na niektórych punktach były zagadki z prostych zagadnień IT i to było w pyteczkę. Teraz mamy po prostu lampiony. Trochę szkoda, bo to był naprawdę fajny motyw.
Natomiast same tereny w okolicach Spały trochę znamy, bo spędzaliśmy tutaj kiedyś mini-wakacje:
- sprawdziliśmy ile się zmieści bunkrów w Konewce
- tropiliśmy pewnego Demona
- przejechaliśmy na drugą stronę lustra (wody)
więc nastawiamy się, że będzie dziś naprawdę ładnie na trasie.

Nasz trasa dzisiaj i wstępny plan, aby zacząć od północy. Od północy owszem zaczęliśmy, ale nakreślony plan nie wytrzymał konfrontacji z rzeczywistością :)

Ruszamy ospale ze Spały

Albo coś zrobiliśmy nie tak, albo ukradli tą kostkę :)



Walczymy a ostatni nabój przeznaczam dla... Basi :)
Wyjeżdżamy z bazy i kierujemy się na pierwsze punkty kontrolne, ale nie spieszymy się za bardzo, tak aby puścić tłumy, które ostro ruszyły do walki. Nie chcę przepychać się kierownica w kierownicę przy pierwszych lampionach, więc pozwalamy na spokojnie przewalić się tej pierwszej fali. Opuszczamy teren zabudowany i wjeżdżamy na łąki nad Pilicą.
Pierwszy punkt kontrolny zlokalizowany jest przy małym, zarośniętym rzęsą jeziorku, do którego jedziemy słabymi, polnymi ścieżkami. Oj będzie dziś upał... od roślinności plugawej (czyli tej rosnącej poniżej 1000m n.p.m) aż czuć bijący żar. Jak to mówią, będzie piekło (jeśli nie posmarujesz :P) 
Łapiemy nasz pierwszy lampion i już mamy ruszać dalej, ale Basia zgłasza że ma flaka... ech, nie ma to jak świetny start. Ja także złapałem, gdzieś na ostatnim Jaszczurze (tym zaraz przed operacją - TUTAJ) i pierwsze co musiałem zrobić oprócz rehabilitacji, aby wrócić na rower, to "zrobić koło".
No, a teraz... planujemy widowiskowy COME BACK, a Szkodnik zalicza gumę.
No ale cóż było zrobić, rozkładamy się na gorących łąkach... w żarze bijącym od traw... i łatamy.
Andrzej mówi, że jest okazja wypróbować nabój, jaki wiezie w plecaku. No w sumie czemu nie. Zawsze działamy z pompką i jakoś nigdy nie próbowaliśmy tych "shot'ów". W moim schorowanym umyśle od razu kształtują się sceny typu:
- Andrzej, ile masz amunicji?
- Został mi jeden nabój...myślałem aby zostawić Go dla siebie, gdy już nie będzie nadziei... 
- Daj Go Basi... my będziemy musieli przyjąć to co nadchodzi...  
 
Ech jak na starość zacznie mi się zacierać granica między rzeczywistością a fantasmagorią to możecie spodziewać się TAKICH artykułów.
Nawet sprawnie udaje nam się załatać koło i chwile później łapiemy drugi lampion na małym pomoście.
Kilka minut później znikamy w spalskich kniejach...

Nie ma to jak dobry początek rajdu...

Pierwszy lampion dzisiaj

Szkodnik buszujący... na bagnach

Przez łąki nad Pilicą

Nasz drugi punkt kontrolny :)


"Naród siedzi, w rączki klaszcze albo gada żywo.
Szef mówi: forsy nie mam, ale stawiam piwo... " (całość TUTAJ)

Jedziemy sobie spokojnym tempem, zgodnie z planem wybierając te łatwiejsze trasy dojazdowe, nawet jeśli wiąże się to z koniecznością nadłożenia trochę drogi do punktów. Idzie całkiem nieźle, a kolano działa, więc dość łatwo wpadają w nasze ręce kolejne lampiony. Niemniej zaczynamy lekko modyfikować nasz plan przejazdu, a związane jest to z dostrzeżeniem kilku lepszych jakościowo dróg między punktami. Tym sposobem trafimy na punkt żywieniowy wcześniej niż zakładaliśmy, ale będzie to lepszy wariat...
Zwykle celujemy na takie punkty w drugiej połowie rajdu, aby dobrze zgłodnieć przez wizytą, ale tym razem lepiej nam będzie zrobić ten punkt wcześniej niż później, bo tak układają się "dobre drogi". No nic, walimy na żywieniówkę, więc chyba nie ma co narzekać :) 
Na punkcie oprócz ciastek i owoców jest także 5000 batonów, które Organizator dostał do sponsora. Śmiać mi się chce, bo to często tak działa - u nas było to samo przy załatwianiu jakiegokolwiek sponsoringu imprezy. Forsy nie będzie, ale jak chcecie to bierzcie towar... tym razem padło na 5000 batonów. W sumie nie sprawdziłem ilu zawodników dzisiaj startuje, ale nawet jeśli to jest 250 - 300 (co jest bardzo dobrym wynikiem na imprezy orientalne :P), no to wtedy wychodzi po jakieś 16 batonów na głowę :D
Skrzynie z batonami przesłaniają horyzont, ale nie ma co narzekać... są takie chwile, że to może być towar na wagę złota (TUTAJ choć mam nadzieję, że nigdy nie będzie nam to potrzebne - o batonach jest w dalszej części linkowanego tekstu).

Mapy bunkrów, których tutaj naprawdę sporo

Lubię takie punkty kontrolne

Sami chyba przyznacie, że zacne miejsce na punkt :)

W drodze na żywieniówkę "dobrą drogą"

Jedno z WIELU pudeł z batonami na punkcie żywieniowym 


Ruiny osady... i kondycji
Kierujemy się dalej na północ. Jednym z punktów będzie "śliwa w ruinach bez dachu", ukryta w ruinach dawnego domu. Jedzie się nawet bezboleśnie, ale wcale nie jest prosto. Po 6 tyg o kulach, potem dwóch tygodniach o jednej kuli i ponownej nauce chodzenia wraz z odzyskiwaniem zaufania do nogi, to ja po prostu nie mam ani lewej łydki, ani lewego uda.
To masakra jak mięsień czterogłowy zanika po takim urazie kolana... ja mam wrażenie, że nie ma go wcale.
Łydki także nie ma... więc mam wrażenie że pedałuję samą kością.
Wiece, przykładacie ręką kość pionowo do pedału i naciskacie ręką... inni lecą dziś przelotami, a my pomału odzyskujemy siłę, która kiedyś była oczywistością...
Dziś jest już tylko wspomnieniem dawnej świetności (o ile taka kiedykolwiek nas otulała :D :D :D bo to dyskusyjne - zła sława to owszem, ale świetność... no odważnie :D).
Dokładnie taki sam jest jeden z punktów... ruiny domostw. Pozostało po nich tylko wspomnienie dawnych dni. Lubię takie miejsca, lubię ślady historii, acz jak widzę takie miejsca to przypominam mi się rozmowa ze szkolenia podoficerskiego z naszym dowódcą, który opowiadał nam jak wyglądała jego rozmowa z żołnierzem z Wojsk Lądowych :D
- Kim jesteś z zawodu?
- Architektem krajobrazu!
- Artylerzysta?
- Artylerzysta!

No i potem domy wyglądają tak jak ten na zdjęciu poniżej :P

Kolejne bagno i kolejny lampion :)

Mieli dobrego architekta krajobrazu...

Lampion w ruinie bez dachu

Znowu w drodze, znowu w lesie


Mokry sen dendrofila czyli "...drewno twoje to dla duszy chłosta, istna bogini, sexy, sexy sosna" 

Jeden z punktów ma opis "sexy sosna". Trochę się boję tam jechać, bo widziałem w internetach już niejedno (mam III stopień wtajemniczenia w wyszukiwaniu na google i nie mówię tutaj tylko o OSINT'cie...). Zastanawiamy się co może nas tam czekać, ale chyba wolę nie myśleć i zdać się na ślepy los.
Ale tutaj rozczaruje tych co nie byli, nie będzie zdjęcia tego miejsca - hahaha - cóż sosna była rzeczywiście sexy i zdjęcia nie nadają się publikacji. Skończyło by się na trudnych rozmowach z leśnikami, a "Zieloni" wydaliby na mnie wyrok...
Wiecie jak jest... bywa, że nie jesteście w stanie się oprzeć i to jest impuls, a potem jest tylko  "Zadzwonię później, Mała" :D :D :D  
Tytuł wpisu to mocna parafraza piosenki, która mnie przez lata wkrw'iała... więc nie będę popularyzował i linku nje budjet :)

Szkodnik na bagnach :)

Górka :)

Leśne autostrady  - ariergarda :)

Leśne autostrady - awangarda :)


"Pośpiechu nie lubię w ostrożnej rachubie..." (całość to klasyk - TUTAJ)

Czas płynie nieubłaganie, zwłaszcza że nie poruszamy się dzisiaj z jakaś zawrotną prędkością. Przynajmniej nawigacja idzie w zasadzie bezbłędnie, więc trochę tych punktów nam jednak wpada. Celem jest klasyfikacja na GIGA, a nie na MEGA (czyli co najmniej 17 punktów kontrolnych)... ech, kiedyś to by się walczyło o jak największą liczbę, a nie o minimum, ale cóż zrobić. I tak bardzo się cieszę, że tu jesteśmy bo wstępnie to mi mówiono o powrocie na rower we wrześniu/październiku (niemniej rekonwalescencja idzie naprawdę dobrze). 
Zostało niecałe 2 godziny a chcemy zrobić jeszcze 4 punkty kontrolne, aby dobić do 18-stu.
Owszem 17 niby starczy, ale wiecie jak jest... potem powiedzą nam, że chodziło Im o przedział lewostronnie otwarty (17; 29> a nie lewostronnie domknięty   i będzie wtopa, więc lepiej mieć 18 niż 17. 
Basia mówi, że 3 zdążymy na pewno, ale 4 są małe prawdopodobne. Ja mówię: "zrobimy cztery".
Andrzej stoi "nie stójmy w słońcu...".
Basia zabrania mi finiszować w sposób jaki to zwykle mamy w zwyczaju, czyli na sekundy przed limitem i w pełni ją rozumiem... to nie było by mądre, jak na pierwszy rajd po operacji.
Nie zamierzam na razie finiszować, ale to oznacza że musimy przejazd zaplanować skrupulatnie. Ostrożna rachuba... i byle teraz gdzieś nie wtopić z nawigacją :)
A mówiąc o... na bunkier (zdjęcie poniżej) dojeżdżamy od najgorszej możliwej strony, bo przedzieramy się przez zachaszczoną łakę, pełną pokrzyw i kolców...
Tyle by było z "dobrych dróg"... a od cmentarza to była by formalność... my jednak nie jedziemy od cmentarza...
No nic, nie pierwszy raz nam się to zdarza... i pewnie nie ostatni. Ważne, że się udało.
Potem jeszcze 2 punkty nad Pilicą i na koniec kikut, który wszyscy przeczytaliśmy jako kiRkut (k***, gdzie te macewy...?).
Nad Pilicą to było wesoło, bo jakieś bydło spływało rzeką i nie mówię tutaj o krowach. Ale pod prąd nas nie dogonią, więc można było obłożyć ich zaklęciem z Dungeon Keeper :D
Zaklęciem "MOCNEGO SŁOWA" :D
A może sięgniemy też po jeszcze lepsze metody. KAMIENIE :D

Ja: proponuje B2
Basia: pudło, musisz uwzględnić poprawkę na wiatr
Bydło: ej gości, co rob...
Basia: o właśnie, dwumasztowiec trafiony
Bydło (część): ból, ból, ból
Bydło (część): bul, bul, bul...


Do bazy wracamy na 2 minuty przed limitem, więc było to estymowane na styk, ale obyło się bez dramatycznego finiszu.
Dobrze było wrócić do rajdów... miejmy nadzieję, że teraz będzie już trochę prościej.
Acz po takim rajdzie to kolano wraca jeszcze pod lód i niedziela będzie bardzo spokojna, senna i przeznaczona "na regenerację"

Bunkr :)

Lamion, lampion? Gdzie jest ten lampion?

Wzdłuż Pilicy

Jest i lampion... a bydła już nie ma :D

Pomnik

Gdzieś nad Pilicą :)



Kategoria Rajd, SFA

(wy)TRAWNA Góra, Draboż i Drożdżownik

  • DST 107.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 22 lipca 2023 | dodano: 23.07.2023

22 lipca 2023 - dzień oczekiwany od miesięcy, dzień negocjowany od nie-pamiętam-już-kiedy... to ustalana data zgody na pierwszy wyjazd rowerowej od operacji kolana. W ogóle śmieszna sytuacja z tym wszystkim jest... rozmowa z piątku z naszym Rehabilitantem-Cudotwórcą (i nie mówię tego z przekąsem, ale z rzeczywistą i głęboką wdzięcznością).:

Kuba: 22 lipca nadchodzi... no więc jak pojedziecie na pierwszą przejażdżkę na 2-3 godziny 
Ja: 2-3 godziny? (i w myślach: KUBA, jak ja mam zrobić 100-tkę w 2-3 godziny? To wynik nieosiągalny jak byłem sprawny. To przecież nie będzie bezpieczne jak na pierwszy przejazd!)
Kuba: No a na ile?
Ja: No... 6-7 chociaż? (i w myślach: nadal nie ma bata, ale brzmi chociaż trochę bardziej realnie)
Kuba: No dobrze, chociaż jak zrobicie paręnaście kilometrów...
Ja: Paręnaście... (myślałem o setce, a teraz wychodzi że mam zrobić STO PARĘNAŚCIE... cholera nie wiem czy dam radę...)

Rozumiecie już w jakiej formie chyba-nie-do-końca-tego-samego-rozumienia odbyła się ta rozmowa :D
I wiecie co jest lekką masakrą... to nie jest żart, ta rozmowa tak wyglądał.

Natomiast oczywiście zdaję sobie sprawę, że to pierwszy wyjazd po bardzo poważanej operacji i jestem świadom, że jeszcze sporo miesięcy rehabilitacji przede mną bo nie jestem jeszcze w pełni sprawny... postanawiam się jednak nie nastawiać na 10, 20 czy 30 km. Jedziemy - po prostu jedziemy. Po równych, spokojnych ścieżkach i zobaczymy jak się kolano sprawuje. Jeśli będzie działać to po prostu jedziemy dalej. Jak będzie działać dobrze na równym, to spróbujemy podjazdu (ale na pewno bez wąwozów i wariantów na rympał - na to jeszcze czas przyjdzie).

Dlatego także nie ruszamy auta, bo bez sensu jechać gdzieś 150 km, aby stwierdzić po ściągnięciu rowerów, że jednak nie dam rady. Pierwszy wyjazd zatem będzie lokalny.

Trasa to: Bulwarami Wiślanymi do Tyńca, potem dalej Velo wzdłuż Kanały Skawina - Łączany aż za Wielkie Drogi i na wysokości Chrząstowic dzida na południe i podjazd przez Marcyporębę  na TRAWNĄ GÓRĘ. Tam złapiemy niebieski szlak, który poprowadzi nas na DRABOŻ, a potem dalej "wierzchowiną" pagórów (czyli bez zjazdu w dół) szlakami aż na DROŻDŻOWNIK.
Zjazd na Skawinę i powrót bulwarami, ale z zahaczeniem o "krakowskie Malediwy" czyli Park Zakrzówek (bo to już koniec dnia, więc tłumy się przewalą i będzie tam "do życia").
Łącznie wyjdzie 107,5 km... chyba sporo jak na rehabilitację, czy to było mądre... pewnie nie.
Kondycji brak totalnie, wróciliśmy wykończeni... no ale czego oczekiwać po tak długiej przerwie. 

Klasyczne trasy królewskiego miasta :)

Stopień wodny

Skrót przez skały :)

Klasztor/Opactwo w Tyńcu
Słowo "klasztor" kojarzy mi się zawsze z pewną piosenką wojskową, a dokładniej z 4-tą - prawie nikomu nie znaną zwrotką - "Maków"


"Ćwierć wieku koledzy za nami,
bitewny ulotnił się pył
i klasztor białymi murami
na nowo do nieba się wzbił.
Lecz pamięć tych nocy upiornych
i krwi co przelało się tu,
odzywa się w dzwonach klasztornych,
grających poległym do snu..." 
(jedno z nielicznych wykonań zwrotki czwartej TUTAJ)

Zielone wzgórza nad... Wisłą :)

Infrastruktura level WYPASSS :)

Meandry :)

Stalowy potwór :)

Hydro obiekty zawsze na propsie :)

Kanał Skawina - Łączany :)

CVK - Ciuchcia, Velo, Kanał :)

Typowe FALLOUT'owe "Random encounter" :)

Skoro na Trawnej Górze szumi łąka - to wspinamy się przez Marcyporębę aby tej łąki posłuchać :)

Przyczajon :)

Szlak Trawna Górna - Draboż :)

Jest i szczyt :)

"My HEARTis like an open high-way... " (klasyk TUTAJ)

"Przekaźnik" na Trawnej (wszystkie te konstrukcje to "przekaźniki" - pogódźcie się z tym :P :P :P)


... a jak Wam się nie podoba ta nazwa, to pogadajcie z Panem Szafą - aż słychać jak buczy ze złości i te oczy :D

Nasz punkt kontrolny z "KOMPANI KORNEJ" 2019 !!!!

W kierunku na DROŻDŻOWNIK :)

...nadal w kierunku na DROŻDŻOWNIK :)

...ciągle w drodze na DROŻDŻOWNIK :)

Przepraszam, czy to już widok z Drożdżownika? Nie, jeszcze nie :)

No i w końcu jesteśmy - Drożdżownik :)

Zacny park na powrocie :)

Mały Szkodnik chciał przejść przez rzeczkę, znalazł kładeczkę... trochę zakrzywioną :)

Zacne ścieżki :)

Wieczór na Zakrzówku - jak już tłumy się przewalą :)

Lubię te ścieżki tutaj :)

Zachód słońca :)

Ech - takie schody to bym kiedyś wziął "z biegu/z koła", ale nie ma co jeszcze narażać nogi, że akurat dziś postanowię mieć z nimi problem i się "potknę"...

Krakowskie Malediwy na powrocie do domu :)

 
"When marimba rhythms start to play
Dance with me, make me sway
Like a lazy ocean hugs the shore
Hold me close, sway me more...

Like a flower bending in the breeze
Bend with me, sway with ease
When we dance, you have a way with me
Stay with me, sway with me...

Other dancers may be on the floor
Dear, but my eyes will see only you
Only you have that magic technique
When we sway, I go weak...

I can hear the sounds of violins
Long before it begins
Make me thrill as only you know how
Sway me smooth, sway me now...  " (klasyk, ale czy znacie wersję z filmu - no i sam film - "DARK CITY"? TUTAJ)







Kategoria SFA, Wycieczka

Dwie wieże - wersja NISKA

  • DST 18.00km
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 15 lipca 2023 | dodano: 16.07.2023

Kolejna (chyba czwarta z tych udokumentowanych na blogu) cześć cyklu "Dwie wieże" - pierwsza to wersja rowerowo-gorczańska (Lubań i Gorc), druga to rowerowo-sądecka (Eliaszówka i Radziejowa), trzecia to wariant pieszo--systemowo-gorczański (Gorc i Magurki). Jakoś tak "dwie wieże" w jeden dzień dobrze wchodzą, więc tym razem planujemy wariant pieszo-niski... beskidzko-niski: Cergowa i Desznica.
Tym razem z lekkim oszustwem, bo wszystkie poprzednie wyprawy były bez przejazdu autem pomiędzy, ale tutaj odległość jest jednak za duża, zwłaszcza że musielibyśmy mówić o wariancie jakieś sensowej pętli przez obie wieże. No i pętli pieszej, bo rower nadal czeka na odpalenie - już niedługo, już niedługo, ale jednak nadal czeka... inna sprawa, że na Cergowej byliśmy już rowerem (Piotruś wie GDZIE SPADŁ SAMOLOT) i to był lekki hardcore :)
Niemniej, gdyby byliśmy na Cergowej to wieża była dopiero w budowie (stały fundamenty), więc góra jakby się nam zresetowała - trzeba zobaczyć wieżę.
Do tego na Desznicy także jest NOWO-MAŁO-WIEŻA (czyli nowa, mało znana wieża), więc wyruszamy tym razem ponownie w Beskid Niski. Pan Dukl już czeka :)
Po Cergowej kierujemy się do Pustelni św. Jana z Dukli, gdzie okaże się że obrana przez nas "ścieżka dydaktyczna" jest ścieżką tylko na mapie... 

Wpadniemy także zobaczyć pomnik z widokiem na Dolinę Śmierci (forsowanie "Twierdzy Karpaty" przez Armię Czerwoną w 1944 kosztowało życie około 85 tys ludzi po ich stronie... oraz 70 tys ludzi pod stronie niemieckiej). Była to jedna z największych operacji górskich i jak zawsze przy takich bitwach, szacunki strat powrotnych i bezpowrotnych różnią się od siebie w wielu źródłach, ale nie zmienia, to faktu że operacja dukielsko-preszowska to była rzeź (TUTAJ). Rzeź, która skończyła się taktycznym patem dla obu wykrwawionych stron... i rosyjskim planowaniem ponownego uderzenia w ramach tzw. Operacji Wschodnio-Karpackiej w pierwszych miesiącach 1945 roku.   

Wieczór spędzamy na Desznicy, na nowej wieży widokowej obserwując zachód słońca.
Tyle opisu, teraz zdjęcia.
Mostek nad potokiem

Zielono!

Kochamy lasy :)

Źródełko u stóp CERGOWEJ
W Krakowie osiedle 1000-lecia to tez był rezerwat :D :D :D
Do dziś nie wiem jak ja to przeżyłem za młodu :P


Droga zaczyna się wspinać :)

Więc i my się wspinamy

Wieża na Cergowej

i widoki jakie oferuje

GSB zawsze na propsie :)

Z widokiem na kamieniołom

Kiedy przeszedłeś na chrześcijaństwo, murujesz kapliczki, ale nadal nie możesz pozbyć się starych politeistycznych naleciałości :D

Okienko z lasu na góry :)

Rewir Jana z D... zawsze, zawszę muszę dwa razy pomyśleć nim to powiem... z Dukli. Oczywiście że z Dukli

Pustelnia

W kierunku źródła

Jest i ono

Niedaleko stąd do Zawadki Rymanowskiej, więc czego by innego oczekiwać... (jak ktoś nie zna - to TUTAJ oraz TUTAJ)

Lekko creepy leśna miejscówka... trochę jak "Wzgórza mają oczy"

Ścieżka dydaktyczna... co ciekawe znaki na drzewach są!

Tu też były !!
Ech trasy rehabilitacyjne... no my nie umiemy inaczej... po prostu nie umiemy...


Gra świateł

Witamy w Cergowej - zapraszamy na wprdl od naszego Koguta :D

Wzgórze 534

upamiętnienie bitwy

i widok na Dolinę Śmierci.

Wieża na Desznicy

Widok na KAMIEŃ i ścieżkę-skrót na tenże KAMIEŃ :)

Znowu te atomówki napieprzają...

"...stromym zboczem dnia, słońce toczy się" (klasyka TUTAJ)

Na pożegnanie...



Kategoria SFA, Wycieczka

Królewska Góra...i Grzebień

  • DST 8.00km
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 9 lipca 2023 | dodano: 12.07.2023

Beskid Wyspowy - Królewska Góra i mało znana wieża widokowa z dobrym widokiem na Luboń Wielki.
Potem Grzebień, dosłownie - co widać na zdjęciu. Czyli ARAMIS'owe trasy rehabilitacyjne... my nie umiemy inaczej.
Popołudniem skaczemy pod Tatry w odwiedziny do naszej ekipy na obozie szermierczym. Dobry dzień :)

Przez zielone ku światłu :)

Królestwo słonecznej ALERGII :)

Singiel GSBW :D

Widok na Grzebień - tam pójdziemy za chwilę, bo najpierw...

PO KRÓLEWSKU !!!

MAŁOWIEŻA czyli wieża widokowa stosunkowo MAŁO znana :D

Widoczki :)

Resztę widoczków zasłania Luboń :P

W drodze na Grzebień :)

Trasy rehabilitacyjne...

Level ARAMIS...

Jest i GRZEBIEŃ :)

Bagna, nasze kochane bagna... moczary, mokradła, trzęsawiska :)

Nasze małe Gorce :)

Trochę urosły :D :D :D

W drodze na obóz szermierczy, pkt widokowy nad tzw. "ŚCIANĄ BUKOWINĄ"



Kategoria SFA, Wycieczka

Do źródeł rzeki Centurii...

  • DST 16.00km
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 8 lipca 2023 | dodano: 12.07.2023

Dopóki jeszcze nie można odpalić roweru (na pych - no bo jakże inaczej !!! najlepiej by było na pych przez jakiś dobry techniczny wąwóz :D), to włóczymy się pieszo. Jak zwierzęta :P
Tym razem padło na Jurę, a to dlatego aby być w miarę blisko Zamku Tenczyn, bo tam o 20:00 robili kapitalny koncert i pokazy teatru ognia.
Żelazko, Hutki Kanki, no po prostu JURA :D 

Przez obszary w kolorze szkarłatu...

drogami w kolorze nadziei...

brzegami wód spokojnych...

...ignorując nakazy wszelakie :)

...wędrujemy niestrudzenie wędrujemy.

"...im więcej tej wody, tym się głębiej potoczy, Sama biorąc na siebie cień zboczy… Piach spod nurtu ucieka, nurt po piachu się wije, własna w czeluść ciągnie go siła; Ale jest ciągle rzeka na dnie tej rozpadliny, jest i będzie, będzie jak była..."

"Płynie rzeka wąwozem jak dnem koleiny, która sama siebie żłobiła, Rosną ściany wąwozu, z obu stron coraz wyżej, tam na górze są ponoć równiny..."

...bo źródło, bo źródło wciąż bije" (Klasyka --- TUTAJ)

A potem wciąż dalej i dalej...

"It's Raining Men! Hallelujah! - It's Raining Men! Amen! I'm gonna go out to run and let myself get..." :D :D :D

Jakiś zamonitany ten szlak :)

Muzyka, że ogień :D

Duży ogień :D

Wieczór na zamku :)



Kategoria SFA, Wycieczka

...echa operacji (czyli) "JAŁOWIEC"

  • DST 16.00km
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 2 lipca 2023 | dodano: 05.07.2023

BACK TO BLOG czyli wygląda na to, że wracam z wpisami na blogu... ale jeśli ktoś miał nadzieję, że po powrocie zrobi się chociaż trochę mniej hermetycznie, to zapewniam że żył w błędzie. Offtop, hermet i psychodela to sól tej ziemi, a przez ostatnie tygodnie, miałem spoooooro czasu aby dotrzeć w różne dziwne zakątki internietów, ksiażek, komisków i patologii wszelakiej. Nie omieszkam podzielić się nią z Wami w najbliższym czasie :D 
Mówią, że człowiek strzela a Pan Bóg kule nosi... to nieprawda, strzelało mi w kolanie jak Ukraińcy HI-MARS'ami w rosyjskiej składy amunicji, a i tak kule musiałem nosić je sam...
Operacja była odkładana przez 11 lat, "więc nie mów mi co to prokrastynacja, dz***ko" , no ale cóż... dłużej się już nie dało, gdy w piątek 13-stego (stycznia) wpadłem na egipskiego boga TO-PECH'a... no ale o tym, będzie więcej pewnie dopiero w podsumowaniu całego roku 2023. 
Tak czy siak, dobrze znowu chodzić na dwóch nogach, a nie jak AT-AT na czterech i choć nadal słychać (i jeszcze długo będzie słychać) echa operacji, to wybraliśmy się na Jałowiec.
Czemu na Jałowiec - bo bo góra nr 15 (wiem, co mówię, znam binarkę - przecież nawet na niej napisali 1111)

"There is only 10 groups of people, those who understand binary and those who don't" :D


Do tego wiele tu dobrych dróg dookoła góry, a mnie na razie nie za bardzo wolno hasać po bardzo nierównym, więc dobre ścieżki pomagają.
Rower także na razie musi jeszcze trochę poczekać, więc włóczymy się głównie po łatwiejszych terenach... no ale strasznie ciągnęło mnie już na jakiś "tysiąc" . 
Co będzie dalej - czas pokaże. W końcu mówią, że czas leczy rany, no więc ja się pytam - na co jeszcze czekasz, jedziesz z tym koksem!  Bo to już drugi rok leci nam na jakiś naprawach i przeglądach :P  
A teraz czas na zdjęcia:

W wysokiej trawie nie widać, że to nie jest równa droga :P

No dobra, długo się trzymaliśmy takich traktów...

"Country roads, take me home..." - to the yellow one :) [uwaga bo hermetycznie pod linkiem]

"Es gibt ein Haus in Neu-Berlin,. man nennt es Haus Abendrot" (Abendrot czyli czerwony - zgadzało by się - link jeszcze bardziej hermetyczny niż poprzedni...)

Skończyły się równe ścieżki... za to, to pewnie mam od mojego Fizjo-Mastera po ryju...

Tu jakby równiej... chyba...

Aha te wspaniałe sygnały sinusoidalne... obkładałbym... obkładałbym Transformatą Fouriera !! (stęskniliście się za hermetem?)

W drogę! Za...

Okno z lasu na świat...

Kluczem jest znaleźć właściwą drogę :)

Zielono :)

Dany jest trójkąt równoramienny, o podstawie "a"...

Jałowiecka masakra piłą mechaniczną :D

Pryska i hałasuje :)




Kategoria SFA, Wycieczka