aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2022

Dystans całkowity:778.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:77.80 km
Więcej statystyk

KORNO 2022 - Popów

  • DST 110.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 27 sierpnia 2022 | dodano: 01.09.2022

Budzik dzwoni o 3:00 rano... ech, czyżby sobota? Tak, to sobota i do tego sobota rajdowa! Szkodniczek pomału staje na nogi, więc wracamy do starych nawyków... zgadza się, nic nie zmądrzeliśmy przez czas (B)sinej rekonwalescencji. Jako, że ze szkodniczym kolanem jest coraz lepiej... hmmm, szkodnicze kolano, kolano szkodnicze... brzmi to jak jakiś tajemniczy artefakt, rodem z Diablo :D 
No, ale wracając do głównego wątku, jako że z kolanem jest coraz lepiej, to zaczynamy na nowo pojawiać się na rajdach. Owszem to nie jest jeszcze pora na ściganie i wykręcanie życiówek, bo cierpliwość i rozsądek to klucz do bezpiecznego zakończenia całego procesu leczenia, ale i tak niesamowicie nas to cieszy, że możemy znowu RAZEM pojechać na zawody. I to nie jest tak, że idziemy na jakąś samowolkę, bo mamy oficjalne zielone światło od naszego Ortopedy... oczywiście z zastrzeżeniem, aby "nie przesadzić".
Jako, że orienteering jest naszą religią jedziemy na KORNO POPÓW (... tak wiem, to było betonowe i suche...). Może nie aż tak suche jak: "jak szybko powiedzieć, że hak holowniczy od samochodu FIAT UNO posiada ojciec?"... HAK-UNA-MA-TATA :D, ale nadal bardzo suche.
Dla tych, co nie ogarniają "hermetu" tego żartu, to baza tegorocznego sierpniowego KORNA jest w Popowie, niedaleko Działoszyna.
Tereny mniej nam znane, bo wyżej czyli Piotrków i Spalski Park Krajobrazowy i niżej czyli Jurę, mamy objechane, ale pas pomiędzy Częstochową a Piotrkowem... no ewidentnie jest nam znany znacznie mniej. Czasem jakieś rajdy otarły się o te obszary jak Bike Orient w Szczepocicach czy Jaszczur - Ukryty Wapień, ale to było w cholerę temu (coś koło 2013, 2014).
Ruszamy zatem odwiedzić Lisy nad Górą Laswartą... albo Lasy nad Górną Liswartą (?)... czy jakoś tak. Na pewno coś w ten deseń... niemniej start naszej trasy (150km) jest o 8:00 rano, a to będzie ze 3 godziny dojazdu, jakiś zapas, rejestracja w bazie, ogarnięcie rowerów... no budzik na 3:00 rano. Nie ma zmiłuj.   
W bazie czeka nas niesamowicie miłe przywitanie ze strony innych zawodników, bo niektórzy to chyba regularnie śledzą proces powrotu Basi do zdrowia i jak nas zobaczą, to będą dopytywać o szczegóły wszelakie. Nie będzie jednak bardzo dużo czasu na rozmowy i będzie to musiało poczekać na koniec rajdu, bo trzeba zameldować się na odprawie. 

Odprawa przebieg sprawnie, a najważniejsze informacje jakie dostajemy to:
- zakaz przechodzenia wpław przez Wartę (nie warto :P)
- tras to rogaining, a więc nikt nie zaliczy wszystkich punktów (uwielbiam tą formę zawodów, bo są najbardziej taktyczne - trzeba decydować co brać, a co nie, uwzględniając wagi punktów i ich lokalizację)
- limit spóźnień korzystny bo 1 pkt przeliczeniowy za 1 minutę, czyli od razu wiemy, ze jeździmy nie do 18:00 a do 19:00. 
Po odprawie dołącza do nas Wojtek, opiekun Basi podczas jej pierwszego startu po operacji na Bike Orient nad Czarną.
Pojedziemy dzisiaj w trójkę.

W las, w las, w las !!!


Będzie upał...

Tactical System ONLINE, radar ENGAGED
Targets detected? AFFIRMATIVE



Zaczynamy od... korekty :)
W bazie nakreśliliśmy sobie wariant przejazdu. Planujemy kierować się mocno na północny zachód, aby zobaczyć jak najwięcej terenów najmniej nam znanych. Owszem jest tam Rezerwat WĘŻE oraz Jaskinia Szachownica, które poznaliśmy na "Jaszczur - Ukryty Wapień" (ech, nigdy nie poczyniłem wpisu na blogu z naszego pierwszego EVER Jaszczura...), ale pozostałe obszary to dla nas biała plama. Ruszamy zatem zgodnie z wyrysowanym wariantem.
Pierwsze dwa lampiony wpadają w zasadzie od kopa... ale wtedy nachodzi refleksja. Nasz wariant optymalny omija - żeby to chociaż wielkim, ale NIE... małym - łukiem 3 "tłuste" przeliczeniowo lampiony... ech ten rogaining... wyjeżdżacie z bazy z planem optymalnym, następnie chwilę potem korygujecie go do planu bardziej optymalnego, a potem wprowadzacie dalsze optymalne poprawki... Mógłbym to nazwać elastycznością planowania albo tak naprawdę są to korekty " w locie". W praktyce oznacza to, że wariantowość dzisiejszej trasy jest naprawdę ogromna. NO I TO WŁAŚNIE LUBIMY.
Nakręcamy się zatem małą pętlą na południe, a potem wracamy do realizacji planu podstawowego. Ubolewam tylko i to tak naprawdę ubolewam, że Budowniczy GRZECHU(warty) nie dał lampionu na największej osobliwości tego terenu - na MEGA wielkim wiatraku, który wygląda jak powiększony wiatrak biurkowy. TUTAJ (zdjęcie z netu, bo nie było tam lampionu - skandal i barbarzyństwo).

Przez pola...

...i lasy

Dobry wykrot zawsze na propsie :)


"Samoloty jak dziecinnych bajek, ponad głową coraz szybciej niebo tną..." co Wy NATO? (
całość TUTAJ)
Raczej jak z ruskich koszmarów bo tu huczy aż miło. Jak ja kocham Siły Powietrzne! Niedaleko stąd jest Łask, więc wiadomo co tu tak huczy... Inna sprawa, że jeśli kiedykolwiek widzieliście pokazy maszyn wojskowych, to wiecie że ten ryk silnika jest inny niż odgłosy maszyn cywilnych. Huczą nam nad głową, a my zamiast szukać lampionów wpatrujemy się w niebo. Wysoko krążą, naprawdę wysoko, ale da się ich zobaczyć. Ciekawe czy to "gatunek nie występujący dotychczas na tej szerokości geograficznej", jak powiedział o F-22 Raptor jeden z redaktorów o  misji NATO AIR SHIELDING (więcej o tym TUTAJ). Ciężko dostrzec z dołu, bo latają wysoko w chmurach... może to nasze F-16'stki. Wiadomo na pewno, że to nie "smolarze" (MIG-29) bo nie zostawiają smug :P
Ech mogłyby latać trochę niżej, bo nie ma jak zdjęcia zrobić... ale dobrze, dobrze, jeśli to Rapki to niech się aklimatyzują.
A skoro już jesteśmy w takim offtopie, to widzieliście kiedyś zagładę miasta z powietrza?
Bomby zapalające, napalm, fosor, te sprawy... uwaga filmiki jest drastyczny, ale ujęcia są niesamowite. Bombardowanie Drezna. luty 1945. TUTAJ. Miasto nie było celem strategicznym, bez fabryk, bez celów militarnych... taka tam drobna zbrodnia wojenna RAF'u, no ale przecież zwycięzców się nie sądzi... no i ciężko polemizować z argumentem, że w końcu była to odpowiedź za Rotterdam, Londyn, Warszawę czy Stalingrad. Drezno płonęło kilka dni, a wiatr powodował w mieście powstawanie ognistych trąb powietrznych...  ech gdyby tak to było nie w 45-tym, a 22-gim i nie w Dreźnie, ale w Mosk... dobra, rozmarzyłem się (a dla ciekawych, FILMIK z karczowania wietnamskich lasów, czyli zrzucanie z powietrza dużej ilości demokracji... to tak aby nie było, że strony, ta dobra i ta zła są takie jednoznaczne...)
No ale wróćmy do lampionów... chociaż ciężko było oderwać wzrok od cieni tańczących na niebie.

Trójnóg na wzgórzu 222


Kolejny lampion nasz - widać perforator

Wapiennik - level: zacny

Takie tam z zacnym wapiennikiem :)


WIELKA SZACHOWNICA (hermetyczny tytuł, ale jak ogarniacie kim był pewien Zbyszek z USA, to wiecie o co chodzi :P)
Kilka lampionów ulokowanych jest w okolicy jeden z bardziej znanych jaskiń w Polsce, czyli SZACHOWNICY. Ech, Panie Budowniczy, czemu znowu lampiony gdzieś po okolicy, a nie w jaskini... ja wiem, że to rezerwat, ale to jest naprawdę niesamowite miejsce i można było coś podziałać :P
Na Jaszczurze - Ukrytym Wapieniu, pewien MALO przejmujący się przyziemnymi rzeczami Org zrobił w tej jaskini odcinek specjalny. Chciał nas oszukać, ale my oszukaliśmy jego, oszukawszy sami siebie. Przy jaskini, na punkcie kontrolnym, były do pobrania dwa zestawy map: dla trasy pieszej oraz dla niepieszej (czyli naszej, rowerowej).  Punkty trasy pieszej były stowarzyszami trasy niepieszej i na odwrót. Zaczęliśmy od pobrania złej mapy... czyli na wejściu (i w głębi jaskini :P) szukaliśmy stowarzyszy. Była by to spektakularna porażka, gdyby nie fakt, że dopiero uczyliśmy się nawigacji, więc zebraliśmy stowrzysze względem pobranej mapy... a że mapę wzięliśmy złą, to... zebraliśmy punkty właściwie.
Udowodniliśmy, że dwa minusy dają plus :D
Jak to mawiał Yoda? "Przypomnij sobie swoją porażkę w jaskini..." (szkolenie Luka na Degobah), ale zawsze każdemu powtarzam - pierwsza zasada management'u "przekuj porażkę w sukces, albo przynajmniej tak ją przedstaw" :D

Wypass drzewo na punkt :D


"A jeśli z nas,
ktoś padnie wśród szaleńczych jazd
czerwieńszy będzie kwadrat,
nasz lotniczy znak
Znów pełny gaz,
bo cóż, że spada któraś z gwiazd,
gdy cała wnet eskadra pomknie na szlak..." (
całość MARSZ LOTNIKÓW)
No i znów o lotnictwie... co to za rowerowy rajd, na którym więcej piszę o samolotach niż o rowerach.
No ale jeden z punktów jest na wejściu od Muzeum Dywizjonu 303. REWELACJA - takie punkty kochamy. No i muszę się przyznać, że nie wiedział że jest tu takie muzeum. Naprawdę zaskoczył mnie opis punktu "element samolotu". Takie opisy nas przyciągają, takie punkty musimy zaliczyć, więc nie było opcji abyśmy nie pojechali w to miejsce.
Co ciekawe okazało się, że obok znajduje się miejscowość NAPOLEON (co za nazwa!) i jak zwykle unikam selfie jak ognia bo uważam, że słodkie selfiki to jest gimbazjada... zdjęcia robi się komuś :P... to tym razem musiałem. Chyba drugie albo trzecie w życiu :P
No ale skoro mam sobie ustawić jakieś cele na rok 2023, to będę mierzył wysoko... :P :P :P

"Fighter pilots in exile,
fly over foreign land,
Let the story be heard.
Tell of 303rd..."
(całość to kolejna klasyka TUTAJ)

MyCore 2023: ustawianie celów managerskich na rok 2023  :D

Spotkanie na trasie i znowu pogawędki zamiast szukania lampionów :)

Słabe tutaj te drogi :)

Gdzieś na styku 3 województw: Śląskiego, Opolskiego i Łódzkiego

Szkodnik w lesie :)


Carmnik oraz opuszczony ośrodek wypoczynkowy
Dwa zacne miejsca na naszej trasie. Pierwsze to CARMINIK (jak ja uwielbiam takie zabawy nazwami, to dokładnie tak jak w Ojcowie można kupić CHLEB PRAOJCÓW). Marketing level genialny. W Carmniku sprzedawali zimne napoje i coś na ząb... a dziś jest 34 stopnie w niektórych miejscach. Może tego nie widać po zdjęciach, ale upał jest dewastujący... pieczemy się na wolnym ogniu. Najgorzej nie jest nawet na asfalcie, od którego odbijają falę gorąca, ale w głębokiej roślinności plugawej... jak tam się wejdzie na jakieś zakrzaczone łąki, to jest masakra.
Dlatego korzystamy z Carmnika i wlewamy w siebie hektolitry zimnych napojów... jest lepiej, a na liczniku kolo 70 km.
Kolejny punkt to opuszczony ośrodek wypoczynkowy i to jest miejsce wypass. Nie mogłem z niego wyjśc - Szkodnik musiał mnie wyciągać siłą.
Miejsce jak kiedyś Kozubnik. Uwielbiam takie opuszone ruiny...

Carmnik :)

Ładnie tu :)

Tłusta 95-tka :)

Ruiny ośrodka

To jest tak prawdziwy napis, że aż boli.
Mój schorowany umysł od razu dopisuje historię... musiała odbyć się tutaj jakaś masakra. Może jakiś prześladowany kuracjusz urządził krwawą łaźnię (niekoniecznie w samej łaźni, mógł w pokojach) i ośrodek opustoszał, traktowany jako miejsce przeklęte. Po latach przejeżdża tutaj 3-jka nie-takich-już-młodych ludzi, a zło nadal czai się w jego murach.
Zacnie by się zaczynał taki slasher, prawda?

"Fire does not cleanse, it blackens..." (cytat z SILENT HILL)

Znowu przez las :)

Kręte drogi :)

Kolejny wapiennik, tym razem ukryty :)

Było by gdzie spadać :)


"Walkę trzeba prowadzić aż do końca..." (Stefan Starzyński, prezydent Warszawy w 1939 roku... genialny filmik TUTAJ jak ktoś nie zna bo to klasyk)
Została godzina i 20 min do końca limitu. Basia i Wojtek planują złapać jeszcze coś jakieś lampiony stricte po drodze już do bazy... a ja... ja bym się puścił. W znaczeniu, że w las... puścił, wy-dzidował gdzieś w pola i powalczył o kilka dodatkowych punktów. Basia daje mi zielone światło i się rozdzielamy. Oni będą zjeżdżać do bazy, a jak ruszam na samotną walkę o kilka lampionów. Uwielbiam to uczucie, zapieprzający czas, ogień z d*** ile sił w nogach, targania przez krzory... presja, ryzyko, czy zdążę czy się spóźnię. Wystrzał adrenaliny. To jest coś co kocham w tej zabawie.
Ruszam zatem walczyć i ryzykować... póki jest czas to walczę. Do samego końca. Okaże się, że takich jak ja - głodnych walki do ostatniej chwili będzie więcej. Spotkamy się w kilka osób przy punkcie nazwanym skałka a potem ruszamy spróbować znaleźć punkt 85. Aby tam jednak dojechać muszę przedrzeć się na wschód lasu, w którym jestem. Ciśniemy w dwójkę leśną ścieżką, nie hamujemy dla nikogo. Szarpie na wybojach i korzeniach, ale amor pożera przeszkody. Nagle droga się kończy... na mapie biegnie dalej, ale w rzeczywistości skręca na lewo lub na prawo. My chcielibyśmy na wprost... tak mówi kompas. Spoglądamy na siebie, rozumiemy się bez słów, decyzja może być tylko jedna - na szagę. Ruszamy naprzód bez drogi... da się jechać, ale jest ciężko bo zryta łąka stawia spory opór. Jestem jednak wyznawcą idei, że "jeśli brutalna siła nie działa, to znaczy że używasz jej za mało". Trzeba zwiększyć moment na korbie, trzeba przycisnąć ignorując ból w nogach... do końca. Przedzieramy się i wypadamy w okolice punktu, ale tam jest ścieżek do zarypania... masakra. Lecimy tzw. "brute force" i zaczynamy ciorać się przez krzory - jesteśmy w zasadzie na punkcie, ale nie możemy znaleźć lampionu. Odmierzamy się drugi, trzeci raz, ale nic. Nie dajemy rady go zlokalizować... a czas ucieka. Straciliśmy już koło 15 minut, a do bazy mamy stąd jakieś 10 km... czasu coraz mniej, trzeba odpuścić. Grrrrr... nie lubię, ale przegrywać nie lubię jeszcze bardziej, a spóźnienie się na metę to będzie porażka. Ruszamy w szalony rajd do bazy. Pełen gaz... ale ja po drodze odbiję po jeszcze jeden lampion. Daję sobie 2 min na złapanie go i jeśli się nie uda to odpuszczę, aby się nie spóźnić na metę... łapię go w półtorej minuty. Jest moc!
Teraz już długa na bazę. Wszystkie baterie ognia, pełen ciąg, gaz do dechy... mój kompan odpuścił ten lampion i pognał, więc czeka mnie teraz samotny finisz. Cisnę ile sił, zamykam ból w pudełku... chowam na później, oczywiście robi wszystko aby się wydostać, ale dociskam wieczko z całych sił. Siedź w pudełku, nie ma cię tu... wyjdziesz później, na razie cię nie ma. Lecę z chorą prędkością, ból i zmęczenie muszą poczekać. Droga pali się po kołami, ale nie zwalniam. Patrzę na zegarek, pokazuje że właśnie minął mi czas... ale specjalnie ustawiam go tak, aby spieszył 2 minuty. Właśnie pod takie finisze, właśnie pod takie chwilę, aby planować względem wskazania ale mieć zapas dwóch minut na poślizg/błąd w obliczeniach. Dwie minuty to wieczność... brak mi tchu, mam wrażenie że zaraz rzygnę ze zmęczenia, ale "walkę trzeba prowadzić do końca". Nie zostało daleko, zdążę! Ignoruj ból, ignoruj zmęczenie, nie możesz oddychać... leć na bezdechu. 3 minuty człowiek bez tlenu wytrzyma, tobie zostały dwie minuty czasu.
Wszystko boli, ciemnieje mi w oczach, ale uwielbiam ten stan... determinacja, nadzieja, siła wola. Ile razy to właśnie te rzeczy dawały mi zwycięstwo na planszy szermierczej, nie miałem siły utrzymać broni, pot zalewał mi oczy, nogi były jak z waty, a przeciwnik wydawał się nie zmęczony walką... wtedy na nogach trzyma Was już tylko siła woli. To pomagało mi przetrwać najtrudniejsze pojedynki... "Musisz stać się kimś więcej niż człowiekiem w oczach twojego przeciwnika. TRENING JEST NICZYM, TO WOLA JEST WSZYSTKIM" (tutaj)    
To samo mam tutaj, dopóki jest czas... dopóki nie minie limit, a mam minutę... przyspiesz! Dojedź, zdąż a potem możesz się przewrócić. W żyłach mam mieszankę krwi, adrenaliny i dopaminy... wszystko ma swoje zadanie: umysł liczy sekundy i pozostałe metry do bazy, oczy wybierają trasę przejazdu - ominąć przeszkodę, nie przegapić skrętu, a od nóg oczekuję tylko mocniej, bardziej agresywnie, brutalniej... dołóżcie do pieca. Spodziewam się, że Basia jest już w bazie i też obserwuje zegar... nieraz już tak było.

Ktos: chyba nie zdąży...
Szkodnik: Spokojnie, ma jeszcze 30 sekund... to dużo czasu, zdąży.

"Highwayman come riding, riding, riding...
One kiss my bonny Sweetheart,
I'm after a prize tonight,
but I shall be back with the yellow gold, 
before the morning light,,,
Look for me by the moonlight, watch for me by the moonlight
I'll come to thee by the moonlight... THOUGH HELL SHOULD BAR THE WAY" !!! (kocham tę balladę)

Do bazy wpadam na minutę przed limitem. Udało się... Melduję wykonanie zadania i proszę o pozwolenie na przewrócenie się... GRANTED. 

Basia podchodzi do mnie i mówi: "widzę, że kultywujesz naszą tradycję...było blisko".
Ja: "Zawsze jest. O to chodzi w tej zabawie"
Basia: "Nie inaczej, nie inaczej"
 
W wynikach policzą mi mniej punktów od Szkodnika, choć wziąłem więcej punktów niż Ona z Wojtkiem na powrocie, ale kij to trącał... nie chce mi się tego nawet liczyć. To nie ma żadnego znaczenia, był piękny i udany finisz, była walka z czasem i wystrzał dopaminy. To się liczy.

Czemu lampion nie jest na dole, byłby jeszcze lepszy klimat :)

Ku światłu, odliczając minuty, sekundy...



Kategoria Rajd, SFA

Szkodnik in Wonderland... :)

  • DST 105.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 18 sierpnia 2022 | dodano: 25.08.2022

Wyprawa przez północne rubieże Borów Dolnośląskich do Bielawy Tajemniczej Wioski.
Dla mnie wyprawa z cyklu Szkodnik w Krainie Czarów - sami zobaczcie zdjęcia :)

Leśne drogi szybkiego ruchu :)


" Z ZIEMI ŻELAZA" (link jak zawsze na własną odpowiedzialność bo ryje beret - TUTAJ). "Z Ziemi Żelaza" to tytuł całej płyty :D

Uwielbiam takie kamienne drogowskazy!

Upamiętnienie hekatomby wojsk polskich w 1945 roku... forsownie Nysy Łużyckiej celem otwarcia kierunku berlińskiego.
Fatalnie dowodzona zasadzie straty są bez znaczenia, któryś ze szturmów przecież przejdzie... Nysa spłynęła szkarłatem... zginęło prawie 5 tysięcy polskich żołnierzy, 3 tysiące uznano za zaginionych, a około 10 tysięcy zostało rannych...

"Six miles of ground has been won
Half a million men are gone...
And as the night falls the general calls
And the battle carries on and on...
what's the price of the mile...?" (całość TUTAJ)



To była jedna z najkrwawszych bitew polskiego oręża...

Psychodeliczny tekst... jakoś tak kojarzy mi się z:
"- Czytujesz biblię?
- Nieregularnie..." (
klasyk TUTAJ)

Labirynt kóz :)

Geheimer ale czy SCHWARZES :D ?

Zestawienie tego tekstu z znakiem WC... jakoś tak kusi odpowiedzieć:
- Tylko mocz, Panie, bo niemal widzę na żółto :)


Granica PL - DE :)

Kręte ścieżki między drzewami do domków na drzewie :)

A w domkach...

Ale maszyna :D

Niesamowicie klimatyczne to miejsce

Obskurna kamera :)

Ścieżka nad bizonami (dosłownie!), tyle że siedziały cieniu bo gorąco

Damą być :D

Szkodnik in WONDERLAND :D
Zakaz parkowania na ziemi :)


Jestem zachwycony tym miejscem :)



Kategoria SFA, Wycieczka

Kolej na rower... Czerwona Małpo :)

  • DST 115.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 sierpnia 2022 | dodano: 06.09.2022

KOLEJ NA ROWER Velo czyli wyprawa po Nową Sól... a nawet dalej. Sporo dalej!
Spotkanie z Czerwoną Małpą oraz most na Odrze. Velo KOLEJ NA ROWER jest wypaśne - zwłaszcza jeśli połączyć je w wyprawą po okolicznych, dość sporych lasach!.

W stronę światła :)

Na czerwonym szlaku :)

Leśne autostrady :)

Barszcze...

Czerwone szlaki zawsze są fajne :)

Pod przeszkodami (przeczytać śpiewnie, na melodię: "Pod papugami")

Imprezowicze z Bytomia... Odrzańskiego :D

A rano będzie pobudka w systemie GSM (gzie-jes-em?)

Podochocony... tak to się teraz nazywa :)

Resztki mostu wysadzonego pod koniec IIWW

Lokalny folklor :)

Wypas droga !!!

Ciśniemy !!!

Tylko trzeba uważać na wirażach :D

Mówisz o nim DĄB, a może to Polny Ostaniec Dębowy

Dawno nieużywany parking uległ inwazji roślinności plugawej :)

Zacny mostek :)

Szkodnik mapy czytelnik :)

Szkodnik zachodzącego słońca jeździec :)

CZERWONA MAŁPA !!! "Boom, boom, boom, boom, Mr Big Bamboon, what monkey see, monkey will do..." (całość TUTAJ)

Velo KOLEJ NA ROWER czyli około 70 km !!!! starym nasypem kolejki - Most na Odrze

Nadal Most na Odrze

Mówiłem, że KOLEJ NA ROWER !!!

Obserwując statki z hipernapędem wchodzące w nadświetlną :D

Przepiękna noc na jazdę nam się trafiła :)



Kategoria SFA, Wycieczka

Izerski klasyk... w deszczu i mgle

  • DST 85.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 sierpnia 2022 | dodano: 05.09.2022

Izerski klasyk w klasycznej pogodzie, ale skoro Lenon nigdy Izer nie widział, to pokazać Mu je trzeba. Mieliśmy trochę dojazdu do Jakuszyc z miejsca zakwaterowania, a o 22:00 Lenon miał pociąg z Jeleniej Góry, więc nie mieliśmy też całego dnia. Udało się jednak "złapać" najważniejsze izerskie miejsca czyli wizyta u Stanisława KWARCA (Kopalnia kwarcu "Stanisław"), wpadliśmy na wieżę widokową na bez-samogłoskowym SMRK'u, zalaliśmy knedliky Kofolą w Jizerce oraz wpadliśmy do Chatki Górzystów... tak jak mówiłem, IZERSKI KLASYK :D 

Izerskie single są super :D

Pogoda też klasyczna :D

Ach te single :D

Lenon ginie we mgle :)

Kopalnia kwarcu też ginie we mgle :)

Widok na bardzo charakterystyczne wyrobisko (jak ktoś nie widział, to można zobaczyć TUTAJ)

Widoki owszem są bajer, ale taką pogodę w górach też uwielbiam :)

Mokro :)

Wieża na SMRK'u :)

Widoki :D

Sporo "metrów nad poziomem morza" NIŻEJ nawet wychodzi jakieś słońce :)

Jak my kochamy te drogi :)

"Witojcie Wy piknie, nasi drodzy goście
przejdźcie się po Parku* i po NOWYM MOŚCIE..." (
link jak zawsze na własną odpowiedzialność TUTAJ)
*Parku Krajobrazowym Gór Izerskich... a w poprzednim linku (tym przy kopalni, można zobaczyć naszą przeprawę przez rzekę gdy most miał status "zabrany przez wodę")

Ja tam wolę kładkę alternatywną :)

Zachód słońca w Izerach :)

Torfowiska Doliny Izery... serce Gór Izerskich :)

Niestety nie pojeździmy po nocy, bo nas ten pociąg w Jeleniej o 22:00 trzyma... wracać trzeba.

Kolory zrobiły się obłędne - aparat, mimo że zdjęcia wyszyły, tego nie oddał w pełni :)



Kategoria SFA, Wycieczka

Góry Żytawskie 2 - wrzuć na LUZ

  • DST 40.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 12 sierpnia 2022 | dodano: 20.08.2022

Druga wyprawa w Góry Żytawskie - tym razem celem był ich najwyższy szczyt LUZ (niem. Lausche).
Po drodze odwiedziliśmy także tzw. SCHWARZES LOCH (czarną dziurę)... no, ale jak coś ma taką nazwę, to choćbyśmy musieli nadrobić drogi, musi wpaść do kolekcji.

Dzisiaj prowadzi nas OWIECZKA :)
... znowu noszenie po skałach.


Niesamowicie klimatyczne chatki...

Droga do SCHWARZES LOCH :D
Jest i on...

Perspektywa z góry

Zawsze byłem leśnym menelem... to się nigdy nie zmieni...
Prawdziwy "role-model." Tym razem śpię przy czerwonym szlaku :P :P :P


Tyramy dalej, znowu wzdłuż słupków

Będzie LUZ czy będzie tyranie na LUZ? Chyba znam odpowiedź...

Zwłaszcza, że tracimy sporo wysokości. Luz jest wybitny (jak ktoś nie ogarnia to WYBITNOŚĆ to minimalna wysokość potrzebna do zejścia z danego szczytu przed wejściem na inny wyżej położony teren. Określa to w pewnym stopniu, na ile szczyt wyróżnia się ze swojego otoczenia)

Jakieś małe skałki pod drodze :D

Cel naszej wyprawy widziany z pod tej skałki

A my nadal ostro w dół... oj będzie tyrania na ten LUZ

Tyramy... w stronę słońca

Udało się !!!

Zacne panoramki (zdjęcie robione z wieży widokowej, Szkodnik działa na platformie)

Jak LUZ to LUZ :D

Dużo później, na zjeździe "na szagę" przez polany

LUZ to ten pagór po lewej, widać nawet końcówkę wieży

Do auta mamy daleko, więc powrót jest nocą... ale jazda taką nocą to jest kapitalna sprawa. RED MOON :D




U wybrzeży Afryki... i u stóp Szklanej Piramidy

  • DST 103.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 10 sierpnia 2022 | dodano: 22.08.2022

Ruszamy na podbój Afryki, leżącej na Pojezierzu Antropogenicznym (i to takim wpisanym na UNESCO, więc jest tlenek węgla... w znaczeniu, że CZAD! ).
Afryka to nazwa największego z (chyba) miliona znajdujących się tu jezior. Słowo antropogeniczne oznacza, że zostały stworzone ręką człowieka - są to dawne zalane kopalnie.
Teren robi naprawdę wrażenie, zwłaszcza że zostały porobione tutaj ścieżki spacerowo-rowerowe i naprawdę wysoka wieża widokowa. 
Następnie przejeżdżamy kolejne szlaki Parku Krajobrazowego "Łuk Mużachowa", jak i sam Park Dworski, także wpisany na listę UNESCO. Leży on po obu stronach granicy PL - DE i jest ogromny.
Stamtąd ruszamy do Krainy Niekończącej się Opowieści aby zobaczyć - raz jeszcze - bajkowy most w Kromlau (Rakotzbrucke).
Tam spotkamy osobnika o chudych oponach... Piotr Włóczykij, który zostanie naszym przewodnikiem po okolicy.
Damy się namówić na spontaniczną wycieczkę do Szklanej Piramidy - nawet uda się nam nawet wejść do środka, mimo że pilnuje jej strażnik z "Gwiezdnych Wrót", Alien oraz Tyranozaur (ale gang!!! wybuchowy niczym BANG - czyli GANG BANG. Pozdro dla kumatych, pozostali niech nie google'ją tego w pracy bo to materiały NSFW :P :P :P)
Po wizycie w Szklanej Piramidzie, pożegnawszy się z Piotrem ruszymy jeszcze nad Felixsee bo maja tam zacną wieżę, a potem wariantem kombinowanym żaba-diabeł (Niemcy tak oznaczają ścieżki rowerowe: wilk, żaba, kot, diabeł, itp) wrócimy do Łęknicy czyli na polską stronę.
Stamtąd jeszcze powrót do Afryki zobaczyć jezioro w blasku księżyca i powrót do miejsca zakwaterowania. Piękna wypraw... miejsca niczym z Krainy Czarów (Wonderland) lub z Niekończącej się Opowieści.

Wybrzeża Afryki :)

Spojrzenie z wieży widokowej

Klify afrykańskie :)

Przejście Szkodnika przez Morze Czerwone :)

Wieża afrykańska

Zarąbiste są te pagórki :)

Target spotted... gdzie jest moj ŁUK (Mużachowa) :D

Wjeżdżamy do Parku Dworskiego (Łęknica / Bad Maskau)

Hacjenda :)

Dwa lwy i jeden Tygrys Europy :D

Przez tzw. Labirynty Rododendronów (byliśmy tu kiedyś w porze ich kwitnięcia - to jest kosmos jak to wtedy wygląda!!)

Tunele Labiryntu

Klimat "Neverending story" czyli bardzo długich zasłon :D  A tak szczerze, to niesamowite miejsce !!!

Z oddali nie wychodzi pixeloza wody :)

Piotr Włóczykij prowadzi nas do Dobern, do Szklanej Piramidy :)
Podróż długa i niebezpieczna, ma chłop odwagę tak w nieznane się wyprawić na tak chudych oponach i bez plecaka :D
#niereformowalni #gotowinawetjakbyśmyspotkaliCZOŁGI :)


Niebieski w zieloności :)

U stóp Szklanej Piramidy... oko w oko ze strażnikiem (tym z Gang Bangu...:P )

Zrobił by furorę na dzielni :)

Jak masz takie obręcze, to nie twoje koło a asfalt "łapie snake'a" :D

Szkodnik znowu coś oswoił :)

Pan jakiś taki wy-ALIEN'owany.... tak to było SUCHE I BETONOWE, wiem :P

Schody nad Felixsee

Wypass wieżę ma ten Felix :)

Szklany dach :)

Jeż wraca chyba z Frontu Wschodniego :)

O Szkodniku co... sie nie bał i księżyć zaj**bał :)
No co, romantyczy cytat z Nicka Cave'a poszedł do galerii na FB
("I told her that the Moon was a magical thing. It shone gold in the winter and silver in spring..." - całość TUTAJ)


Noc nad Afryką :)



Kategoria SFA, Wycieczka

(Feel) LIKE SINGLE... again !!!

  • DST 70.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 9 sierpnia 2022 | dodano: 07.09.2022

Co tu dużo mówić - cały dzień na SINGLE'ach.
IZERY, IZERY, IZERY czyli gdzieś POD SMRK'iem, TAK - tym bezsamogłoskowym :D

Puść te klamki :D

Mostki :)

Asfaltowa agonia :D doskonała nazwa dla tego podjazdu, który zaczyna się zaraz za widocznym tu zakrętem

Huberta - Kofola i ciasto z borówkami. ZAWSZE, ZAWSZE :D

Tabliczki przy Hubertce

Wiraże :)

Wąsko !!!

Ale da radę :)

Jak my kochamy te single :)

Lenon poszedł po bandzie :)

We wrota jebut :D

Nawiązywanie komunikacji niewerbalnej :)

Tu jest zacnie !!!

Szkodnik sprawdza koordynaty dla artylerii i...

OGNIA :D

Płoną te pagóry :D

Jest naprawdę zacnie :D

Słońce już gasło, Pani Tadeuszu :D

Do you still feel SINGLE tonight?

Który to już raz SINGLE po nocy - na pewno nie pierwszy, nie drugi, nie trzeci... :D


Kategoria SFA, Wycieczka

Góry Żytawskie - Klasztor Oybin i Hochwald

  • DST 65.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 sierpnia 2022 | dodano: 20.08.2022

Pierwsza wyprawa w Góry Żytawskie, poprzedzona wizytą na trójstyku granic PL - CZ - DE, a zakończona zdobyciem Hochwaldu (czes. HVOZD), czyli jednego z ważniejszych szczytów tych gór. Miały być małe, niewysokie góry, co by Basi nogi nie przeciążyć, a skończyło się jak zwykle... noszeniem po skałach, bo owszem niewysokie są, ale niektóre szlaki mają schody i drabinki. W kwestii naszych wariantów, jesteśmy fanem "Rozkazu 227" więc ANI KROKU WSTECZ. Maszyna na ramię... nawet dwie, co by Basi kolana nie obciążać i tyramy po skałach pod górę.
A wytyrać warto bo "wbudowany" w skały Klasztor Oybin robi wrażenie jak z bajki... ogólnie panorama tych gór to taki trochę Wonderland.
Następny przystanek to graniczny HOCHWALD (HVOZD)... podejście niemal cały czas 18%... więc przystanków było w zasadzie więcej... mówiłem o docelowym :)
Stamtąd lecimy już na czeską stronę i powrót będzie odbywał się w dużej mierze po granicy, wzdłuż słupków DE - CZ. 
Zacna ta kraina, te Góry Żytawskie (Żytawa - Zittau)... jeszcze tu wrócimy, za jakieś 3 dni, bo nie zdążyliśmy dzisiaj wrzucić na LUZ (niem. Lausch) czyli najwyższy szczyt tych gór. 
Padnie naszym łupem jednak już niedługo, ale o tym w osobnym wpisie.

Słupek numer 1 :)


Trójstyk granic :)

Piękny, "polanowy" szlak od granicy do Gór Żytawskich, które już widać :)

Przez skałki :)

ale i po dobrych drogach :)
Ławeczki w standardzie niemieckim :P


No i zaczyna się... niewysokie te góry, ale...

Zacne te platformy widokowe :)

W taki oto sposób wpadają nam kolejne cele wypraw... kim jesteś o zacny pagórze... widzimy się niedługo, wtyrałbym sobie na Ciebie :)

Klasztor na skale OYBIN

Klimat DIABLO :D

Robi wrażenie

Naprawdę duże wrażenie

Przejścia między skałami i murami są niesamowite

To tak aby oddać perspektywę 
Na tyle szeroko, że kiera się mieści więc dało się zjechać (dla tych bardziej wrażliwy, to jest "kanion" poza terenem klasztoru, aby nie było że odwalamy krzywe akcje :P )

Hochwald szczyt :)

No to Hochwald czy Hvozd?

Planowania ciąg dalszy... ale to jest samo sobie winne, jak się ma taki kształt, jak tak się kole w oczy, to się przyciąga Aramisy :)
Pan pagór KLIĆ 


Już po czeskiej stronie

...w promieniach zachodzącego słońca

Fajne te ścieżki

Najpiękniejsza pora w górach (świty się nie umywają :P )

Wzdłuż słupków DE - CZ, w kierunku PL



Kategoria SFA, Wycieczka

Dwie wieże - wersja sądecka

  • DST 52.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 3 sierpnia 2022 | dodano: 04.08.2022

W góry, znowu w góry... bo ja bez gór żyć nie mogę. Po poniedziałkowych Tatrach, teraz padło na powrót w Beskid Sądecki, aby złapać kilka pagórów... i będzie ich kilka bo pęknie 52 km po szlakach i 1700m przewyższenia w 7 godzin, bo do Krościenka dotrę dopiero po 12:00. Cóż, ja owszem mogę być rannym ptaszkiem, ale takim dobrze opatrzonym :D
Wolę się szlajać po nocy jak już. Jak to nie Tatry to ciężko się zmusić do wyjazdu o 5:00 rano :)
W planie są dwie wieże "sądeckie": Eliaszówka oraz Radziejowa. Ostatnio "para wież" na jednej wyprawie wpadły w Gorcach: Lubań i Gorc (tutaj), a od dawna chciałem wrócić na Eliaszówkę... bo to szczególnych pagór w moim sercu. Tak wiem, że piszę to niemal o każdej górze, ale co ja poradzę... góry to moja szalona miłość, więc nie szukajcie tutaj logiki :)
W tym związku jest wszystko: niespodziewane burze, wiatr w oczy, drogi na skróty, ale i chwile uniesień (roweru na plecach, bo k***a tak stromo!).
No ale miało być o Eliaszówce, dla mnie szczególne miejsce bo to miejsce pamięci... to tam właśnie straciłem swojego przyjaciela i od tamtej pory nie wróciłem na tą górę... kto śledzi tego bloga regularnie, ten będzie pamiętał o co chodzi, ale dla tych co nie są na bieżąco wyjaśnię w toku relacji.

12:00 parkuję w Krościenku, aby nie pchać się do Szczawnicy autem w połowie wakacji. O miejsce parkingowe, zwłaszcza w południe, może być tam ciężej niż o zestaw stereo w "czarny piątek" (nawiązanie do TEGO - link jest chory, więc na własną odpowiedzialność, uwielbiam tego gościa, poczekajcie do fragmentu o babci co chciała "stereo set" :P).
Odpalam maszynę i ruszam dalej rowerem. Przelecę Szczawnicę (i może coś jeszcze :P :P :P) na dwóch kołach, po czym wbijam w Rezerwat Wąwóz Białej Wody na żółty szlak... a potem już tylko dymanie pod górę... mocno pod górę... aż do granicy ze Słowacją. Szlak prowadzi do Przełęczy Rozdziele, a wiecie co robi przełęcz Rozdziela? ROZDZIELA Pieniny od Beskidu Sądeckiego... genialna nazwa dla takiego miejsca. Uwielbiam takie klimaty. 
Jako, że Wysoką z rowerem już robiłem (tak, to nie było mądre - TUTAJ) walę szlakiem graniczym w drugą stronę przez Szczob na Przełęcz Obidza.
Przed przełęczą, na pięknej polanie trzasnę jeszcze 30 min drzemkę pod krzakiem - uwielbiam być leśnym menelem i obieram szlak zielony w kierunku Eliaszówki (1023m).

Na Przełęczy Rozdziela :)

Lubię takie widoki, pagóry drogami malowane :)

Zielone bezkresy :)

Zaparkowane na słupie (granicznym)


Eliaszówka... miejsce pamięci. To tutaj umarł nieodżałowany SANTA... 5 lat temu i od tamtego zdarzenia na Eliaszówce nie byłem, mimo że w Sądeckim byliśmy w tym czasie wiele, wiele razy. Owszem jeżdżę dziś na niesamowitej maszynie, "Mrok" jest rewelacyjna bestią, ale Santę także kochałem. Gdzie ona ze mną nie była... 

Poznał strome alpejskie zbocza
bieszczadzkie łąki, Mazur mokradła
piachy Jury i puszcze Roztocza
beskidzkie lasy, biebrzańskie bagna

Turbacz, Skalnik czy też Lackowa
Rudawiec, Gorc oraz Mogielica
Wysoka, Czupel i Radziejowa
zdobyte za dnia lub w blasku księżyca...

Skrzyczne, Ślęża i Wielka Sowa
Jagodna, Śnieżnik i Waligóra
Wysoka Kopa, Wielka Rycerzowa
Czantoria, Jasło, no i Magura

Otryt, Kudłoń, także Kowadło
Jaworzyny, co różnie mają na imię
tysiące Wierchów pod kołami padło
najczęściej latem, nierzadko w zimie...

ile maratonów się razem przejechało, ile lampionów łapało wspólnie. 5 lat... kawał czasu.

Przetrwał MORDOWNIK czy też PIACHULEC
a także WYRYPY dzięki swym grubym kołom
na GALICJI to nawet spalił hamulec
ostatni punkt w życiu wyrwał ŻYWIOŁOM 
(całe "Epitafium dla SANTY" znajdziecie TUTAJ)



Posiedzę trochę na Eliaszówce, wypiję Oshee toast pamięci na cześć starego przyjaciela...

Śpij Bestio, w ciszy swej mogiły
pokochałeś góry... i one Cię zabiły


i ruszam dalej:

Moje miejsce pamięci - Eliaszówka

Pierwsza wieża...

Spojrzawszy sobie w... obiektywy :D


Wracam na Przełęcz Obidza - zjazd jest cudowny. W niecałe 7 min byłem z powrotem na przełęczy. Co po drodze to pod koła: psy, dzieci, turyści... "Mrok" też się musi nasycić :)
Teraz odbijam na niebieski szlak i będę dymał ROGASIA... najpierw Małego a potem Wielkiego, bo przede mną masyw Wielkiego Rogacza.
To on oddzielna mnie od drugiej wieży, zlokalizowanej na Radziejowej.
Podejście pod Wielki Rogacz jest zacne... ale zjazd po drugiej stronie to bajka!
Tak przy okazji, Wielki Rogaś kojarzyć się może z książką, lekturą z lat najmłodszych "Rogaś z Doliny Roztoki" - czy wiecie, że chodziło o tą Dolinę Roztoki, która jest tuż obok?
Tak, ta z Beskidu Sądeckiego, a akcja książki dzieje się niedaleko Niemcowej. Taka ciekawostka :)

Krzyżyk na drogę i dymasz pod górę

Na niebieskim szlaku

Jest i Jego Ekscelencja WIELKI ROGAŚ :)

Zjazd z Rogasia do Przełęczy Żłobki, a przede mną RADZIEJOWA


No i teraz srogie pchanie się zaczyna... podejście po kamerdolcach na Radziejową. Czerwonym szlakiem - Głównym Beskidzkim, którego będę się odtąd trzymał już do powrotu Krościenka.
Dymaliśmy to ze Szkodnikiem pewnej zimy... z rowerami, też było wesoło. Też trzeba było nieść maszyny, w śniegu nic łatwiej nie było  - niemniej wtedy podchodziliśmy bezpośrednio z Jaworek. Wpis TUTAJ.
Finalnie udaje się stanąć na szczycie najwyższego pagóra Beskid Sądeckiego. Jest i druga wieża :D

Na tle Radziejowej :)

Druga wieża...

To ile na tą Prehybę? Nie wiem, ja dolecę w około 20 min - większość trasy w dół i przejezdność bajka :)

Widoczki

Szkodnik, to o nas...


Druga wieża zaliczona, teraz będę cisnął czerwonym Głównym Beskidzkim ile się da.
Najpierw przez Przehybę, potem przez Skałkę, potem na Kubę :)
Następnie Dzwonkówka... i to kusić mnie będzie odbicie na trzecią wieżę dzisiaj (na Koziarzu), ale nie zdecyduję się bo:
- byliśmy tam już i to w zimie, tak rowerami :D (TUTAJ)
- nie zdążyłbym na zachód słońca... jest 19:30 jak jestem na Dzwonkówce. Na Koziarz jest stąd około 1,5h... na trudno, nie ma co, lepiej pociąć czerwonym GSB wprost do Krościenka.
I tak niezła trasa wyszła jak na start o 12:00.
Piękny dzień się udał w górach :)

Gra świateł :)

Gdzieś za Prehybą :)

Piękny ten szlak i aż się chce ciąć w dół :)

Kosiary pod Dzwonkówką :)

NO BA!!! JAM NAWIGATOR :D czasem upośledzon, ale jednak nawigator :)

Zjazd w promieniach zachodzącego słońca :)



Kategoria Wycieczka, SFA

To co? BYSTRA? Nie, to MYLNA hipoteza...

  • DST 33.00km
  • Aktywność Wędrówka
Poniedziałek, 1 sierpnia 2022 | dodano: 02.08.2022

Nim wyjaśnię o co (znowu...) chodzi z tytułem, to powiem tak: "GÓRY BĘDĄ LEKARSTWEM". Ten cytat już nieraz padał na kartach tego bloga, więc pewnie kojarzycie że jest z komiksu "Batman: Miecz Azraela". Zgadzam się z tym stwierdzeniem, zawsze są, zawsze... a skoro TAK, to ja dziś poproszę potrójną dawkę. A chrzanić dawki, dziś zamierzam przedawkować! Muszę, po prostu muszę jakoś zrestartować łeb, bo zaczynam nieuchronnie zmierzać ku TEMU SCENARIUSZOWI. O co dokładnie chodzi planuję napisać dopiero we wpisie dotyczącym  podsumowania roku czyli w grudniu bo obstawiam, że nie widziałem jeszcze wszystkiego aby komentować sytuację... Niemniej poziom paranoi świata dookoła zaczyna mnie już lekko irytować... i wiecie... wtedy macie tylko dwa wyjścia: albo modlitwa "Panie, daj mi cierpliwość, bo jak mi dasz siłę, to ich wszystkich zaj**bię"
...albo wszystko od razu najlepiej obłożyć ogniem artylerii, bo "lecz napisano, że lepiej jest spalić jedno miasto, niż złorzeczyć ciemnościom. Corgo nie złorzeczył... wiele razy". Bądź jak Corgo, Corgo umiał w nie-złorzeczenie, a artyleria robi robotę...
Ten rok jest po prostu niesamowity... i trwa jakieś 5 lat za długo...
Aby zatem uratować kilka istnień ludzkich (czytaj: "nie wypatroszyć ich, nie ugotować i nie pożreć"), jadę w góry. Duży kaliber - TATRY. Góry będą lekarstwem... ta formuła jeszcze nigdy mnie nie zawiodła... jak kiedyś zawiedzie, no to cóż, ktoś albo jakaś grupa ktoś'ów wpadnie do nas na obiad...

Ruszam samotnie... dla Basi z tym kolanem to jeszcze za duży kaliber. Zamierzam się dość mocno przetyrać i upodlic, ale jak mówiłem: "ten rok jest niesamowity" i mimo, że "ten plan nie miał wad", to i tak będzie potrzebny pewien awaryjny wariant kombinowany. Niemniej, mimo komplikacji wpadnie prawie 1800 przewyższeń na 33 km, a to - w Tatrach - już zacnie. Ostatnio na Koprowy było 22 km i grupa mi zdezerterowała pod koniec, nie chcąc obchodzić Sterbskiego Pleasa... w deszczu :)

Basia, co zrozumiałe, nie chce abym jechał samotnie w Tatry Wysokie, zwłaszcza w trybie "idę się upodlić, wybatożyć i sponiewierać", więc obiecuję Jej, że pojadę w Zachodnie, a nie Wysokie... a obietnice są po to aby ich dotrzymywać (z dedykacja dla Ciebie ---> TUTAJ, zwłaszcza że we wrześniu rzeczywiście będzie "put me back in Mark VI"). To i tak pewien kompromis, bo wolałaby jednak, abym sam na takie wyprawy nie jeździł... Z drugiej strony nie chce mi przysyłać owoców do więzienia... a sądy dają wysokie wyroki za kanibalizm ("wypatroszę, ugotuję i pożrę").

Wstępny plan jaki jej pokazałem wychodził na jakieś... 18 godzin i dostałem bana na wejściu:
"Ty i twoje planowanie w Tatrach. Planujesz jak na rowerze, jakby były tu zjazdy, na których nadrobisz czas 3-4 razy względem tabliczek. Problem jest to, że nie będziesz miał roweru".
Trasa zostaje prze-negocjowana, ale uważam sama planuje nam mocne wielogodzinne wyrypy, gdzie wracamy po nocy, więc to trochę podwójny standard :P
Na przykład: Baraniec, oba Rohacze, Wołowiec, Kończysta, Jakubina i Grań Otargańców.
czy też: Nosal - Kasprowy - Czerwone Wierchy - Kopa Kondracka
czy: Starorobociański - Wołowiec - Rakoń - Grześ

Rozumiem jednak, że będzie się martwić, że idę samotnie i wolałbym aby nie wracał po nocy, ja chcę jednak na BYSTRĄ - jeden z najpiękniejszych szczytów Tatr Zachodnich.
Zakochałem się w tym widoku WTEDY, gdy robiliśmy Bystrą, wraz z Kamilą i Filipem, od słowackiej strony z Podbańskiego.

Finalnie ustalony plan jest zatem taki:
Dol Kościeliska - Przełącz Iwaniacka - Ornak - Siwa Przełęcz - Liliowy Karb - Błyszcz - Bystra (2248m)
(według "Mapy Turystycznej" online, to jest 6,5h w jedną stronę)
Mój pierwotny plan zakładał - powrót nie tą samą drogą, ale przez Starorobociański i... Wołowiec, do Chochołowskiej, z której Drogą nad Reglami z powrotem do Kościeliskiej... no ale dostałem bana. W sumie to się nie dziwię... :) :) :)

Zwykle chodzimy "szybciej" niż polskie tabliczki... i wolniej niż słowackie [dla mnie hit to był na Jakubinie (2194m).
Znak, że przez Grań Otargańców na dół to będzie 2,5h... TAAA.... oczywiście... nawet jakbym odpadł z Otargańca to byłbym wolniej :P 


No ile może zająć dojście tam :D ?

Jak już wytelepię się na Ornak to otwierają się widoki - TATRY ZACHODNIE, według mnie o wiele ładniejsze niż Wysokie:
Z lewej to Bystra, z prawej Starorobociański. Pomiędzy nimi Siwa Przełęcz oraz Liliowy Karb (w głębi... tam dalej, jak droga "znika").


Widoki petarda

Zielony robi robotę :)
Inna sprawa, że środek wakacji i ludzi naprawdę niewiele, jak się przyjrzycie to widać postacie na drodze - to lubię w Tatrach Zachodnich :D
Podczas gdy pewnie trwa oblężenie Morskiego Oka, masowy szturm na Rysy i kolejka na Giewont :P


Widok "z lewej". Wyłaniają się Wysokie

Mimo, że ludzi naprawdę nie dużo, to zawsze trafi się jakiś niesamowity osobnik. Gość ubrany w koszulę z opaską... Polski Walczącej.
Ja wiem... ja wiem, 1 sierpnia dzisiaj... ale wybaczcie, dla mnie to szarganie tych symboli. Noszenie takiej opaski w góry, po mieście, gdziekolwiek... w znaczeniu prywatnie, w moim odczuciu przeczy wszystkiemu czy jest pamięć historyczna... no i Pan zabrał dziewczynę w góry. Nota bene, śliczną ale widać, że nie obytą jeszcze z Tatrami - zejście z Ornaka nie jest trudne, ale sprawia jej trudność. Widać, że nie chodziła jeszcze po skałach... zamiast pomóc, to Pan popędza. Dojdzie do dialogu:

Ona: może puścimy Pana (to o mnie - i żeby nie było, NIE NACISKAŁEM... w górach nie wolno wywierać na nikogo presji na wejście czy zejście i to jest żelazna zasada).
On: NIE... (no tak Polska Walcząca! No pasaran, k***a)
Ona (trochę utknęła): Ale
On: IDŹ !!!!
Ona: Pan przejdzie, a ja:
On: IDŹ MÓWIŁEM. NIE WYDZIWIAJ. SZYBCIEJ. 
Taaa... popchnij ją jeszcze. To na pewno pomoże... zaufaj mi, znam się na tym, czytałem o tym w komiksach :P
Pan będzie umiejętnie blokował przejście i popędzał partnerkę przez całe zejście... opaska zobowiązuje do walki, prawda?
Ech...

Sesja zdjęciowa słupka :)

Mówiłem, że widoki petarda :D

Starorobocian :D

Bystra... no ale coś się tam zbiera na niebie

No i właśnie... miało dziś nie padać i nie być burz. Dlatego uderzałem w poniedziałek... no ale nad szczytem gęstnieją chmury i z każdą minutą robią się coraz czarniejsze.
Ech... nie lubię tych momentów decyzji. Iść, nie iść... to jeszcze rozsądek czy już panika?
Tego nie da się udowodnić matematycznie... trzeba by wysłać kolegę, a jak go piorun zabije, no to wtedy miałbym pewność, że wykazałem się rozsądkiem... acz nie wiem czy wysyłanie go tam byłoby podciągnięte pod to wykazanie się. Trzeba jednak podjąć decyzję... a niebo robi się coraz ciemniejsze nad Bystrą.
Nie znoszę się wycofywać, ale pamiętam jak kiedyś waliło na Śnieżce w zasadzie przed naszymi oczami... to był znak, że natura nalega na wycof :P
Co za rok... człowiek jedzie się poleczyć psychicznie w góry i na 1,5h przed szczytem (tak od tego słupka jest taki czas dotarcia na Bystrą) i nie wyjdzie na szczyt... mam niesamowitą ochotę stwierdzić "damy radę"... ale wiem, że jeśli dostanę piorunem to mnie Szkodnik zabije... mogę nie wracać... dostanę w ryj na progu własnego domu....
a jeśli nie przeżyję uderzenia pioruna, to mnie Szkodnik wykopie z ziemii, ożywi i zabije raz jeszcze... wycof.
Nie wiem czy finalnie była burza, ale po godzinie zejścia chmury tyko jeszcze zgęstniały, zrobiło się tam czarno... a ja byłbym 30 min przed szczytem...
Nie wiem czy to nie panika, nie wiem czy to rozsądek... na pewno lekki WKRW bo chciałem wrócić na Bystrą i tyle by było...
No ale jak nie to, nie to nie... no i teraz pora na odkrycie znaczenia tytułu wpisu...

Skoro nie mogę na Bystra to "wyrżnę" inne szlaki w Kościeliskiej, na które nigdy nie ma czasu:
- Jaskinia MYLNA
- Jaskinia RAPTAWICKA
- Staw SMRECZYŃSKI
- Jaskinia SMOCZA JAMA i WĄWÓZ KRAKÓW.


Innymi słowy, nie da się dziś na Bystra to wracam do KRAKOWA :D
No i powiem Wam, że jestem pod wrażeniem, bo części tych miejsc jeszcze nie znalem, nigdy nie po drodze gdy się ciśnienie na 2000m, a sami zobaczcie:

Spotkanie na szlaku :D

Pamiątka z Liliowego Karbu... siadł obok mnie i porywał okruszki ciasta, które jadłem :)

Podejście po łańcuchach  do Jaskini Raptawickiej

Niesamowite miejsce :D

Pożegnanie ze światłem, idę pod ziemię :)

Wejście do Jaskini MYLNEJ (polecam poczytać TUTAJ)

Widok z jednej z komnat MYLNEJ
Przez Wąwóz Kraków

Jest się tutaj gdzie pobawić :D

Nie ma chyba zatem w sumie tego złego z tą Bystra dzisiaj :)

Lubię takie klimaty :)



Kategoria Wycieczka, SFA