aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Rajd IV Żywiołów - lato 2017

  • DST 110.00km
  • Sprzęt SANTA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 17 czerwca 2017 | dodano: 20.06.2017

Letnia edycja Rajdu IV Żywiołów. Edycja szczególna i to co najmniej z n-powodów (gdzie jak wszyscy doskonale pamiętamy, n to liczba naturalna, większa od kilku). Jeśli miałbym wymienić kilka z nich to byłyby to:
1) Jubileuszowa 10-ta edycja imprezy (bardzo lubimy organizatorów, więc cieszymy się z ich święta - kawał dobrej roboty uskuteczniacie!)
2) Trasa stricte rowerowa oprócz dwóch tras przygodowych. Nasze namowy i nagabywania zostały wysłuchane. Mamy wrażenie jakby zrobili ją specjalnie dla nas. DZIĘKUJEMY !!!
3) Zakończenie naszego 2-tygodniowego urlopu. Wracamy specjalnie na na tej rajd. Wiecie jak bywa w Gotha...eee...Kraków City "Światło wzywa, Mrok musi odpowiedzieć".
4) Jest to dla nas pewnego rodzaju pożegnanie. Koniec pewnego rozdziału. Nie, spokojnie...nie planujemy przestać jeździć w rajdach na orientację. Wszystko wyjaśni się jednak w swoim czasie - niedługo dedykowanym wpisem na ten temat. Niemniej skoro mowa o szczególności rajdu, to nie mogę o tym nie wspomnieć. Wróćmy jednak do samej imprezy - jedziemy z relacją!!!

KLUCZE i kluczę w tym....deszczu
Kluczymy po Kluczach (pod Olkuszem) w poszukiwaniu bazy. Pada deszcz i jest 10 stopni. "Pogoda iście taktyczna, można się łatwo okopać" - jak mawiał mój chorąży (dowódca naszego plutonu) w Centrum Szkolenia Sił Powietrznych w Koszalinie. Do dziś wspominam z łezką w oku nasz kurs podoficerski:

"Czołem Podchorążowie, jestem dowódcą waszego plutonu. Nazywam się chorąży Janusz Pokora...i pokaże Wam dlaczego"
:D

Zaczyna padać gdy ściągamy rowery. Cały urlop mieliśmy piękną pogodę, a więc teraz przyszła pora na karę. Deszcz, mokry piach i błoto...to będzie na nas czekać na trasie. Na naszej trasie (rowerowej) nie ma tłumów - jest kilku zawodników, większy tłok jest na trasach pieszych oraz przygodowych (krótkiej i długiej). Filip i Kamila (znacie Ich już z kilku relacji lub bezpośrednio z rajdów) atakują tym razem trasę przygodową - szacun :)
Odprawa, rozdanie map i ruszamy w teren. Oto nasza mapa:


Jury mokre pagóry
Fajnie być znowu na Jurze, ale po 2 tygodniach w górach i zrobieniu około 15 tys przewyższeń (non-stop góry rowerem lub pieszo), nie czujemy się w jakieś mega wielkiej formie. No dobra, nogi bolą tak, że nie wiem czy dojadę do pierwszego punktu. Nie narzekamy, sami tego chcieliśmy, sami się doprowadziliśmy do tego stanu - wiecie, łykanie przewyższeń wciąga jak chodzenie po bagnach.
Dziś chcemy po prostu przejechać całą trasę. Mamy przecież 12 godzin....to sporo, sporo godzin w deszczu :)
Zaczynamy od punktów 15 i 16. W lesie jest fajnie i... mokro. Zaczynamy łapać pierwsze przewyższenia, od razu robi się człowiekowi raźniej, kiedy może popchać rower błotnistą ścieżką. Trzeba jednak uważać na zjazdach, bo mokre liście i korzenie są bardzo śliskie.


"Wiatr buszujący w jęczmieniu"
Nie wiatr tylko Santa i Szkodnik. I nie w jęczmieniu ale w pszenicy. Po pierwszych pagórach zostajemy wyprowadzeni w pole (przez mapę oczywiście). A właściwie to w pola. Nazwy na mapie mnie bawią: np. WYŻGÓRA - brzmi groźnie. Pola rozciągają się po horyzont. Punkt 13 stanie się moim ulubionym punktem na tej trasie, ponieważ drogi istnieją tylko na mapie. W rzeczywistości nie ma do niego dojścia od żadnej strony. Typowa przełajówka - przy dzisiejszej pogodzie, mamy jezioro w butach po kilku sekundach marszu (tak marszu, bo ciężko przez to jechać). Punkt to skała, jedna jedyna skała wśród pól. Sami popatrzcie (droga do oraz sam punkt):




Unikalne zdjęcie: Szkodnik skalisto-polny - pożeracz lampionów, który dorwał swoją ofiarę. 


Misiek chłoszcze złem
Jedziemy dalej i spotykamy Miska, który wydaje się być przyjazny, ale tak naprawdę to strażnik punktu, ukrytego na wzgórzu. Nawiązuje się ciekawy dialog:

Misiek: "Nie ruszać punktu, Pacany".
Aramisy: "Ha, nie boimy się Ciebie - punkt jest nasz."
Misiek: "Na wzgórzu jest krzyż...na mogile, tych którzy myśleli tak jak Wy"
Aramisy: "No to dawaj...give us your best shot".


To był błąd, duży błąd....na zjeździe jak nie walnie ulewą i zimnem. Głęboka hipotermia w parę sekund. Zjeżdżamy jako dwie bryły lodu. Misiek dowalił nam porządnie. Cudem przetrwaliśmy...jednak "po raz kolejny udało się przeżyć". Nie wiem czy się cieszyć z tego faktu, bo następy punkt to....ziemny grób w lesie. Pewnie Miśkowi skończyło się miejsce pod krzyżem i zaczyna chować ludzi w głębi lasu.

Basia: "Ostro, co teraz? Jaki jest plan?"
Ja: "Tu nie trzeba planu. Tu trzeba spierd***ć" :D



Rowery...błotem malowane
Ostatnim razem tak wyglądały na Jaszczurze w Paśmie Otrytu. Wszystko rzęzi, chrupie i płacze. Jestem pewien podziwu dla naszych bestyjek, płaczą straszliwym dźwiękiem, ale cisną przez kolejne leśne ostępy. Przerzutki działają jakby nic się nie stało.



Monsieur Kolec spisał się na 6-stkę.
Punkt numer 6 kosztował nas ponad godzinę. Moi ukochani kolczaści przyjaciele także tu dotarli. Jest ich tu pełno, rosną sobie zdrowo, ostrząc sobie na nas kolce. Droga znika w krzorach, buszujemy zatem w poszukiwaniu punktu numer 6. Nie możemy go znaleźć, mijają minuty a my przeczesujemy okolice. Btw, znajdziecie mnie na zdjęciu poniżej? - jak się przyjrzycie to widać kawałek kasku :)

Przedzieramy się przez coraz gęstszy gąszcz. Kolczaści nie są tym zachwyceni, że zakłócamy ich spokój - czepiają się nas dosłownie o wszystko. W pewnym momencie naprawdę utykamy w ramionach jednego z nich, próbuję jakoś przepchać rower przez gałęzie i nagle ssssyk. Ale to nie wąż, to kolczasty zrobił psikusa...fajne miałeś powietrze w oponie, Pacanie. Byłoby szkoda gdyby uciekło (przebijam oponę takim konkretnym kolcem, wiecie takim dobrze odżywionym Monsieur Kolcem).  

No nic, trzeba załatać, co zjada nam trochę czasu, bo ciężko się łata w środku kolczastych krzewów. Niemniej ja łatam, a Basia znajduje punkt. Przynajmniej tyle. Zbieramy go i lecimy dalej.

"100 lat samotności"
No dobra, nie 100 lat a 12 godzin, ale naprawdę zastanawiamy się czy nie odwołali rajdu, a do nas ta wiadomość jakoś nie dotarła. Nikogo, od wielu godzin nie mijamy absolutnie nikogo. Ani piechurów, ani "przygodowców". Pusto. Mieszkańcy okolicznych wiosek również nie wystawiają w taką pogodę nosa z domu. No wymarłe tereny. Nawet psy na nas nie szczekają. Pustka.  Nie przeszkadza nam to, ale trochę martwi - albo wszyscy już w bazie albo jedziemy naprawdę jakimś chorym wariantem :)


...aż tu nagle, na jednym punkcie spotykamy Sergiusza i Ewę. Zawsze miło Ich widzieć i dobrze wiedzieć, że jeszcze ktoś jest w trasie. To oznacza, że nie odwołali rajdu w międzyczasie gdy walczyliśmy z kolczastymi przyjaciółmi. :)


Nasz ostatni punkt
Jest kilka minut przed 20:00 gdy zaliczamy nasz ostatni punkt. Koniec. Koniec rajdu i pewnego rozdziału w naszej rajdowej historii....to nasz ostatni punkt. Pozostał już dojazd do bazy. W bazie okaże się, że zajmiemy drugie miejsce w kategorii OPEN. Niesamowicie cieszymy się z tego faktu, zwłaszcza że rajd był na dobitkę po eskapadach górskich. Genialny rajd. Piękne zakończenie.


Kategoria Rajd, SFA


komentarze
amiga
| 07:01 piątek, 23 czerwca 2017 | linkuj Pogoda obłęd, pamiętam Transujrę (szkoda, że jej już nie ma), gdy lało, grzmiało, a na końcu okazało się że 60% uczestników zrezygnowało...
mandraghora
| 08:23 czwartek, 22 czerwca 2017 | linkuj No tak, rozpalić ciekawość i zostawić na pastwę losu :(
Będzie większa wyprawa? ;-)
Dominik | 06:45 czwartek, 22 czerwca 2017 | linkuj No wiesz - takie małe codzienne luksusy, z których nie zdajesz sobie sprawy, że je masz, dopóki ich nie stracisz:
- załatwianie potrzeb fizjologicznych w samotności (np. bez ''''bezbłędnego wykrywacza'''' za drzwiami, który zaczyna krzyczeć "Tato, kupaaaaaaaaaaaa!" 5 sekund po tym, jak zacząłeś najprzyjemniejszą część),
- picie ciepłej kawy,
- jedzenie ciepłych posiłków,
- jedzenie posiłków jednym ciągiem (bez przerw),
- jedzenie posiłków w całości (bez dzielenia się - "Co jesz?", "Ja też chcę to co ty masz!", "Ja nie chcę jeść tego co mi zrobiłeś!", "Daj mi to co jesz!"),
- jedzenie posiłków wspólnie z żoną/mężem,
- spanie w weekendy dłużej niż do 6.30,
- wykonanie jakiegokolwiek zadania domowego samodzielnie (bez pomocnika),
- siedzenie w ciszy trwającej dłużej niz 35 sekund,
-...

Kilka pierwszych z brzegu luksusów które się nawinęły - "ten tylko się dowie, kto cię stracił"

Takie życie, ale pomimo wszystko - gorąco polecam! Człowiek przynajmniej odkrywa w sobie nowe, nieznane dotąd pokłady siły i cierpliwości :-)
aramisy
| 15:52 środa, 21 czerwca 2017 | linkuj Ostro pojechałeś. Nie spodziewałem się takiej interpretacji :)

Na razie nie będą to aż tak radykalne zmiany, acz skąd wiedziałeś że niedawno kupiliśmy krzesiwo :D

Intryguje mnie także, co masz na myśli przez samotne załatwianie potrzeb fizjologicznych :D
Dominik | 13:07 środa, 21 czerwca 2017 | linkuj Barbaro, Grzegorzu, czyżbyście planowali - jak każde szanujące się w tym kraju małżeństwo - poznać ciemną stronę człowieczeństwa (nieprzespane noce, załamania nerwowe, brak czasu na wypicie kawy, o samotnym załatwianiu potrzeb fizjologicznych i jeździe na rowerze nie wspomnę)?
500+ się marzy? Nie tak łatwo, ale od czegoś trzeba zacząć :-)

Pewnie to tylko spekulacje i umiejętnie rzucona przynęta - niech się ciekawscy zastanawiają, a hejterzy hejtują, a Wy tak na prawdę kupiliście namiot, narzędzia ręczne i rozpałkę do ogniska i wyp***dalacie w Bieszczady :-)

Serdeczne pozdrowienia z niejeżdżącego (niestety) Sosnowca!
Do zobaczenia (?) na KoRNO w sierpniu!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa biepr
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]