Puchar Wrocławia 2022
-
Aktywność Sztuki walki
Sobota, 5 listopada 2022 | dodano: 07.11.2022
Zapraszam na krótką relację z trzecich i ostatnich zawodów lokalnych Pucharu 3 Broni 2022, które rozegrały się we Wrocławiu. To była ostatnia szansa dla naszych zawodników na poprawienie swoich notowań i miejsca w rankingu przed nadchodzącym ukoronowaniem całego sezonu zawodów czyli MISTRZOSTWAMI, które odbędą się już za 3 tygodnie. No i powiem Wam, że było grubo... Ekipa z Grupy Armii "SFA Południe wjechała w dawny Breslau jak niegdyś Armia Czerwona w maju 45. I nie mówię tutaj tylko o Twierdzy "SFA Kraków", bo reprezentacja Silesia FENCING Association (żart :P :P :P) także licznie odpowiedziała na jakże znane nam wezwanie "Stań do walki". Nie zabrakło także Grup Armii "SFA Środek" (Łódź i Piotrków) oraz "SFA Północ" (Poznań, TriPolis + Tczew; TAK --> jakby ktoś nie widział, to odpaliliśmy kolejną filię i powiem Wam, że jak na pierwsze miesiące działania, to wynik: 20 "osób na sali" to jest jakiś kosmos! Jak tak dalej pójdzie to za rok czy dwa, Grupa Armii "SFA Północ" będzie miażdżyć inne grupy ilością zawodników... choć liczę, że "Środek" i "Południe" nie zostawią tak rzuconego wyzwania bez odpowiedzi!).
Sam Wrocław postanowił jednak łatwo swojego Pucharu nie oddawać jakimś innym miastom i mocno okopał się na stanowiskach obronnych. Można powiedzieć, że podjął walkę tak jak niegdyś fanatyczny generał Niehoff, czyli ostatni komendant oblężonego miasta, który prowadził dalszą walkę na wyniszczenie, nawet pomimo kapitulacji Berlina. Nota bene, to właśnie do tej fanatycznej obrony miasta nawiązuje Kazik w swojej piosence "Mars napada" ---> "... to już zamknięcie matni, Wrocław jak zawsze poddaje się ostatni".
Don't mess with MANDALORIAN Warrioress :)
Trafienie "na czysto" czyli takie jakie lubimy - więcej o tym w dalszej części relacji. Pamiętajcie, że prawdziwe klingi się nie uginają, no ale umiemy w BHP :)
Nieudana zasłona ze strony lewej czyli HIT HIM WHEN HE'S IN THE AIR !!! :)
HIT HIM WHEN HE'S IN THE AIR 2 (unik w dół, czy przeskoczenie nad lecącą bronią?)
"Największym strachem napawa lęk, że... we wszechświecie, w którym nawet gwiazdy umierają... nawet bycie najlepszym, nie wystarczy aby się nasycić"
(książka, podkreślam książka "Star Wars: Zemsta Sith'ów).
Droga do stolicy Dolnego Śląska uPŁYWA nam - dosłownie - w ulewnym deszczu, ale samo miasto wita nas już promieniami słońca. Kiedy meldujemy się na miejscu, wszystko w zasadzie jest jest już gotowe, a zawodnicy kończą ostatnie przygotowania własne (rozgrzewka, sprawdzanie sprzętu). Jeszcze tylko ceremonia otwarcia i możemy zaczynać naparzać się po maskach. Odkąd nie biorę czynnego udziału w walkach (nie żeby brał udział nieczynny, po prostu mam od tego ludzi :D), mogę skupić się na sędziowaniu oraz na konsultacjach merytorycznych dla naszych młodszych (stażem) sędziów, którzy dopiero szkolą się w tej naprawdę trudnej sztuce. Wiadomo przecież, że to że przegraliście to (prawie) zawsze wina sędziego, prawda?
Może zatem dwa słowa o tej - przez wszystkich - znienawidzonej roli, która odbiera pokrzywdzonym złoto, srebro, a czasem także i godność :D
Sędziowanie szermierki wymaga MEGA koncentracji i GIGA doświadczenia. Wszystko dzieje się bardzo szybko i wiele akcji czy też - co ważniejsze - trafień, nie jest rejestrowane przez niewprawne oko. Po prostu musicie oglądnąć z 1000 walk, aby zacząć pewne rzeczy w nich widzieć. Nie ma innego sposobu i nie mówię tutaj tylko o trafieniach, ale także o błędach zawodników, tzw. "przedsygnałach" czyli umiejętności "czytania" intencji zawodnika na podstawie jego ruchu. Przykładowo będzie to zauważenie, że intencją było natarcie zwodzone, ale zwód natarcia był tak fatalny technicznie, że zrobiło się z tego losowe machnięcie lub CO GORZEJ - zaproszenie, na które przeciwnik wystartował ze swoim natarciem. Dla zawodnika interpretacja jest prosta: "wykonywałem natarcie zwodzone"..., wszystko co złe, to winna tamtego!
No ale CO WAM MÓWIŁEM 1000 RAZY - perspektywa przeciwnika jest najważniejsza (to nie jest tożsame ze słowem słuszna!). Najważniejsza, ponieważ właśnie na podstawie swojego postrzegania (a nie ma innego, bo nie jest On Wami...) podejmowana jest decyzja o działaniu. Jeśli postrzega On początek waszego natarcia jak zaproszenie (dla niewtajemniczonych ODSŁONIĘCIE), to bardzo prawdopodobne że ruszy do przodu ze swoim natarciem. Skończy się to DUBLEM czyli najgorszym możliwym wynikiem starcia... trafieniem obopólnym, dwoma trupami... z których oba były przekonane, że miały rację i zawinił ten drugi. Wygodna perspektywa... prawie tak wygodna, jak skrzynka, w której zakopią Was 6 stóp pod ziemią, pisząc na waszym nagrobku "mógł mieć rację".
Owszem błędy sędziowskie się zdarzają, bo tak jak wspomniałem, sędziowanie wymaga utrzymywania skupienia uwagi przez długi czas, a to łatwe nie jest. Musicie obserwować bardzo uważnie walkę, "stopować" ją w odpowiednich momentach i podejmować decyzje, po których niektórzy zawodnicy płaczą lub/i rzucają maską. Każdy z nas popełnia błędy i nieraz jako sędzia podjąłem złą decyzję, ale przypominam że nie da się tego uniknąć, jak próbujecie utrzymać pełne skupienie i koncentrację przez 5-6 godzin non-stop. Mam na to, dla Was tylko jedną odpowiedź: pokażcie że jesteście lepsi, wygrajcie walkę "na czysto", tal żeby ani przeciwnik ani nikt z sędziów nie miał wątpliwości.
Trudne? Owszem, k***wsko trudne, ale tego wymagam od poziomu mistrzowskiego: WYGRYWAĆ POMIMO. Jeśli wszystko jest przeciw Wam: macie gorszy dzień, sędziowie mylą się na waszą niekorzyść, wylosowaliście najtrudniejszą możliwą grupę a MIMO TO wygrywacie, to wtedy i dopiero wtedy oznacza, że jesteście naprawdę dobrzy. Wszystko inne to tylko wasze wyobrażenie o tym, że jesteście dobrzy... i wiem co mówię, bo to zawsze była jedyna miara jakaś przykładałem do swoich startów. Jeśli marzycie o byciu najlepszym, o byciu mistrzem, to nie możecie stosować wobec siebie, zwłaszcza wobec siebie, taryfy ulgowej.
Śmierć z powietrza czyli temat lotów ciąg dalszy :)
"...to było na krawędzi dubla więc... DUBEL!" :D
Tytuł tego rozdziału, to dość śmieszna sytuacja z tych zawodów - to jeden z moich werdyktów, który wywołał rozbawienie, bo skrót myślowy jaki poczyniłem był ogromny.
Niemniej najpierw kontekst: sędzia główny skupia się na walce i akcjach jakie widzi (różnica czasu vs różnica tempa), a - jakby przy okazji - widzi także trafienia (albo nie widzi...).
Sędziowie liniowy skupiają się na zadanych i otrzymanych przez zawodników trafieniach a - jakby przy okazji - mogą podać informację o tempie (jeśli to zaobserwowali).
Nie jest tajemnicą tutaj, że pod kątem "liniowych" zupełnie inaczej odbieram wskazania osoby, która sędziowała już niejedne zawody, a zupełnie inaczej podchodzę do wskazań osób, które robią to pierwszy czy drugi raz. Doświadczenie jest tutaj kluczowe - ale nie da się go nabyć NIE SĘDZIUJĄC, więc gdzie tylko się da, wypychamy naszych "młodych" do nauki. Budowanie kadr to podstawa !!!
Akcja o jakiej mówię wyglądała mniej więcej tak:
- dość samobójcze natarcie z lewej strony, takie że zawodnik atakujący mógł nabić się na broń przeciwnika... po prostu rzucił się do przodu, kompletnie ignorując zagrażającą Mu broń.
- natarcie - mimo że mega ryzykowne - w mojej ocenie się udało, tzn. jakimś cudem nie nabił się na wystawioną broń oraz sam zdołał trafienie zadać.
- już mam wydać werdykt "trafienie w prawo", okraszony jednak komentarzem, że "to było na krawędzi dubla" bo jak to mówią... więcej szczęścia niż rozumu...
- z chwilą, kiedy w zasadzie wygłaszam werdykt, widzę że dwóch doświadczonych liniowych wskazują, że jednak nabił się na tą broń... ja tego nie zauważyłem, ale dwie chorągiewki wiszą w powietrzu niemal krzycząc "wisiał" nabity na ostrzu
- uznaję zatem, że skoro taką informacje dostaję od liniowych, no to jednak mamy trafienie obopólne (DUBEL).
- wychodzi to śmiesznie, bo jestem już w trakcie ogłaszania "pierwszego" werdyktu, ale zmieniam decyzję zgodnie z powyższym wskazaniem, co owocuje wypowiedzią:
"...Panowie, to było na krawędzi dubla, więc... [widzę chorągiewki] DUBEL"
Dla niewtajemniczonych to może być abstrakcja, ale hermetycznie jest to naprawdę śmieszne, bo "dubel" jest najgorszym wynikiem, jaki zawodnicy mogą dostać. Punktowo za zwycięstwo mamy 2 pkt, za porażkę 0, ale za dubla OBAJ/OBOJE dostają "-1", czyli stracą punkty zdobyte w innych walkach. Kara jest zatem bardzo, bardzo dotkliwa.
Gdy słyszą tekst "na krawędzi dubla" to aż widać po nich ulgę, że Im się upiekło, chyba wiedzą że było trafienie obopólne, ale żadne nie chce się przyznać... wolą aby któryś przegrał, ale nie będzie to "-1" dla obu. Wiedzą jak głupia ta akcja była, ale cieszą się, że obejdzie się bez kary.
Niemal słychać takie ciche "UFFF..." pod maską...
... i nagle pada werdykt: DUBEL !!!
GROZA !!!! Blady strach. Przerażenie zawodników. No i to było śmieszne :D
Jeśli Was to nie śmieszy, to jacyś dziwni jesteście.
TRAFILIŚMY !!!
MY TEŻ !!!
Dopowiadając dwa słowa: oczywiście, że staram się oceniać jak najbardziej sprawiedliwie i rzetelnie jak umiem, ale oceniam także dość ostro/surowo. Powtórzę raz jeszcze: trafiajcie na czysto, niech broń przeciwnika Was nie dotknie i będzie GIT.
No ale jeśli - zwłaszcza w Rapierze - wpadacie w krótki dystans mając w rękach nasze "sztylety" i zaczynacie się dźgać jak maszyny na szycia... to sami jesteście sobie wini. Zobaczcie na statystyki, jak kończą się walki na noże... to bywają wyniki postaci: 6 trafień w lewo, 10 w prawo... wtedy nagle nie jest tak jak w Mortal Kombat... mamy wtedy (not-so-) FLAWLESS VICTORY.
Euforia, że trafiłem! Jestem wygrywem... czy to ważne, że mam przebite płuco i wątrobę. Ja stoję, a On nie, HA!... tzn. stoję jeszcze przez chwilę, póki adrenalina trzyma mnie na nogach, ale może jednak bym sobie usiadł bo "coś mi słabo"
UWAGA drastyczne:
cytat "coś mi słabo" pochodzi z dawnych lat... wychowywałem się w Nowej Hucie w latach 90-tych... to były czasy gangów i ustawek kibiców. To nie tak, że to nam się podobało, wręcz przeciwnie. Tak wyglądał wtedy świat i szkoła. Nie dało się nie żyć w innej rzeczywistości, bo takiej nie było... gdyby ktokolwiek z nas miał wybór, to by nie żył... acz wybraliśmy żyć... tzn. przeżyć...
No więc, wracamy sobie kiedyś ze szkoły grupą 12-13 latków, normalnie wracamy z lekcji do domu i widzimy "znanego" nam dresa...
Podchodzi do nas lekko zataczając się i mówi "chłopaki, zobaczcie jak TO wygląda, bo coś mi słabo". Wracał właśnie z jakieś ustawki w parku... rozpina kurtkę a tam 3 dziury w koszulce... czerwone dziury. No i usiadł sobie na chodniku... a jeden z nas pobiegł do domu zadzwonić po karetkę i ogólnie powiedzieć rodzicom, że "jakiś Pan chyba umiera na ulicy"... to nie były czasy komórek.... Fakt, to była banda debili i może lepiej by było gdyby się sami pousuwali z tego świata...ale jednak jakoś tak głupio, pozwolić komuś się wykrwawić na ulicy.
Czekając na karetkę, gość twardo nam opowiada (lekko dysząc), że ogólnie jest zadowolony bo było 3 na 3 i tamci dostali gorzej... tylko "coś mu słabo". Banda debili...
Dobrze, że te czasy jednak już minęły. Nie wiem jak to było w innych miastach, ale Kraków dzisiaj, pod kątem bezpieczeństwa. w porównaniu do lat 90-tych, to jest niebo a ziemia. I dobrze! Jakby ktoś nie dostrzegał ironii z jaką to opowiadam i oceniam, to powiem wprost... TO JEST TO DOBRA ZMIANA !!!
Historia jest prawdziwa, nie jest też przejaskrawiona. Nie ma tu jakiś niestworzonych rzeczy... to po prostu opowieść o "Panu", który przysiadł sobie na chodniku, bo trochę "słabował".
Lata 90-te... z jednej strony wspominasz z sentymentem, a z drugiej niech nigdy k***a nie wracają :P
KONIEC drastycznego
TAK WIĘC DUBEL !!! Możecie płakać i mieć pretensję. Wytłumaczę werdykt, pokaże sytuację, ale zdania nie zmienię. Jeśli broń przeciwnika, przeora Was podczas waszego natarcia, to jako sędzia będę bezlitosny. Będzie DUBEL i polecenie wracać na treningi i uczyć się, że szermierka to sztuka NIE OTRZYMYWANIA trafień :P
Tymczasem w hali odlotów "That's what I call BIG AIR" :D
Zasłona w wypadzie - zawsze zacne działanie :) Tutaj tzw. PIĄTA.
Przepis na sukces?
No to na koniec - jak zawsze - kilka słów o samej szermierce jako sztuce walki. Znowu poruszę temat rzekę: TAKTYKĘ czyli dobór działań w walce. Dobór ten musi być dostosowany do tego z jakim przeciwnikiem walczycie. Każdy zawodnik jest inny i to co działa na jednego z nich, może być fatalnym błędem w walce z innym. Musicie "czytać" sytuację i podejmować decyzję - nierzadko obraną taktykę trzeba zmienić, bo przeciwnik umiejętnie na nią odpowiada. Cieszy mnie, że niektórzy nasi zawodnicy przychodzą do Basi czy do mnie.. przychodzą zapytać, poradzić się: co zrobić z danego typu przeciwnikiem. To cieszy dlatego, że to oznacza iż (nareszcie!) nie wychodzą do walki na zasadzie "URAAAA", ale zaczynają myśleć, kombinować i analizować.
Czy warto będzie zastosować natarcie zwodzone? Na każdy mój ruch do przodu przeciwnik bierze panicznie i intuicyjnie zasłonę... a może jest wręcz przeciwnie: oponent jest na takim poziomie, że nawet nie zidentyfikuje mojego zwodu i zrobi paniczne przeciwnatarcie pchnięciem wyprzedzającym... oczywiście bez uniku... Co będzie lepszym działaniem w jednej i drugiej sytuacji: natarcie zwodzone czy też może przeciwtempo przez zasłonę długą, zwane czasami także przeciwtempem przez złożony chwyt żelaza?
Myśleć, analizować, wyciągać wnioski !!!
Śmieszna jest jednak czasem automatyka tych działań w przypadku niektórych zawodników. Miałem taką akcję na zawodach:
Zostałem zapytany: "co robić gdy przeciwnik cofa rapier na biodro i się pochyla" (hmmm... coś mi to przypomina :P :P :P, tym którzy mieli okazję szturmować FORTECĘ, także powinno to coś przypominać :D)
Analizujemy zapytanie i obserwuję walki zawodnika, o którego pytano. Następnie podaję moją rekomendację "OK, gdy cofnie broń, to..."
Pada krótkie "ZROZUMIAŁEM". Kiwam głową z aprobatą :)
Stwierdzam, że prze-sędziuję tą walkę i zobaczę czy sobie "mój pytający" (dalej w skrócie już jako MÓJ) poradzi. Zamieniam się z Basią planszami do sędziowania i obserwuję.
Przeciwnik trzyma Rapier na wyprostowanej ręce, niemal w linii, wypycha go mocno do przodu. "Mój" zawodnik uparcie próbuje zastosować obronę przed bronią cofniętą na biodro... Raz, drugi, trzeci... no, lekko się załamuję.
Cieszę się, że zrozumiał instrukcje... naprawdę się cieszę, że wykonuje dokładnie to, o czym rozmawialiśmy, ale DAMN IT!!! sytuacja taktyczna jest inna !!!
Owszem, jego przeciwnik do tej pory w każdej walce cofał rapier, ale tym razem stoi z bronią do przodu, niemal w linii... a "mój" zdaje się nie zważać na takie przyziemne rzeczy jak rzeczywistość. Dostał przepis, więc jedzie zgodnie z przepisem... nieważne że sytuacja jest inna.
Robiąc ekstrapolację ORIENT'ową (ORIENT'alną?), to wygląda tak jakbyście zadali pytanie o mapę w skali 1 do 50 000.
1 cm to 500m, więc skoro do lampionu jest 3 cm, no to trzeba przejechać 1,5km.
Byłoby przykro, gdyby mapa jaką dostaliście była w skali 1 do 10 000... ale co tam!
ale mówiłeś, że jeden cm to 500m... pamiętam, tak mówiłeś !!!
Ech... może kiedyś się nauczą... może...
Trzeba jednak docenić, że pytają. Kiedyś nie pytali, tylko lecieli "na pałę".
Cierpliwość jest cnotą. Do wszystkiego trzeba dojść, czasem pomału... mamy czas.
No jakieś 3 tygodnie!! Bo zaraz Mistrzostwa!
I tym optymistycznym akcentem kończymy na dziś. Widzimy się pod koniec listopada w Piotrkowie, zwłaszcza że cokolwiek się stanie, to Mistrzostwa te będą kolejnym rozdziałem w naszej opowieści. Nowym krokiem milowym, ale na razie ciiiiii... powiem Wam o tym podczas rozdawania medali, no i w relacji :)
Pierwsza runda Szpady
Dogrywka do drugiej rundy Szpady
Klimatyczne te ściany :)
Dwa natarcia, dwie obrony - kwintesencja Rapiera :)
Wejdzie czy nie wejdzie?
Sam Wrocław postanowił jednak łatwo swojego Pucharu nie oddawać jakimś innym miastom i mocno okopał się na stanowiskach obronnych. Można powiedzieć, że podjął walkę tak jak niegdyś fanatyczny generał Niehoff, czyli ostatni komendant oblężonego miasta, który prowadził dalszą walkę na wyniszczenie, nawet pomimo kapitulacji Berlina. Nota bene, to właśnie do tej fanatycznej obrony miasta nawiązuje Kazik w swojej piosence "Mars napada" ---> "... to już zamknięcie matni, Wrocław jak zawsze poddaje się ostatni".
Don't mess with MANDALORIAN Warrioress :)
Trafienie "na czysto" czyli takie jakie lubimy - więcej o tym w dalszej części relacji. Pamiętajcie, że prawdziwe klingi się nie uginają, no ale umiemy w BHP :)
Nieudana zasłona ze strony lewej czyli HIT HIM WHEN HE'S IN THE AIR !!! :)
HIT HIM WHEN HE'S IN THE AIR 2 (unik w dół, czy przeskoczenie nad lecącą bronią?)
"Największym strachem napawa lęk, że... we wszechświecie, w którym nawet gwiazdy umierają... nawet bycie najlepszym, nie wystarczy aby się nasycić"
(książka, podkreślam książka "Star Wars: Zemsta Sith'ów).
Droga do stolicy Dolnego Śląska uPŁYWA nam - dosłownie - w ulewnym deszczu, ale samo miasto wita nas już promieniami słońca. Kiedy meldujemy się na miejscu, wszystko w zasadzie jest jest już gotowe, a zawodnicy kończą ostatnie przygotowania własne (rozgrzewka, sprawdzanie sprzętu). Jeszcze tylko ceremonia otwarcia i możemy zaczynać naparzać się po maskach. Odkąd nie biorę czynnego udziału w walkach (nie żeby brał udział nieczynny, po prostu mam od tego ludzi :D), mogę skupić się na sędziowaniu oraz na konsultacjach merytorycznych dla naszych młodszych (stażem) sędziów, którzy dopiero szkolą się w tej naprawdę trudnej sztuce. Wiadomo przecież, że to że przegraliście to (prawie) zawsze wina sędziego, prawda?
Może zatem dwa słowa o tej - przez wszystkich - znienawidzonej roli, która odbiera pokrzywdzonym złoto, srebro, a czasem także i godność :D
Sędziowanie szermierki wymaga MEGA koncentracji i GIGA doświadczenia. Wszystko dzieje się bardzo szybko i wiele akcji czy też - co ważniejsze - trafień, nie jest rejestrowane przez niewprawne oko. Po prostu musicie oglądnąć z 1000 walk, aby zacząć pewne rzeczy w nich widzieć. Nie ma innego sposobu i nie mówię tutaj tylko o trafieniach, ale także o błędach zawodników, tzw. "przedsygnałach" czyli umiejętności "czytania" intencji zawodnika na podstawie jego ruchu. Przykładowo będzie to zauważenie, że intencją było natarcie zwodzone, ale zwód natarcia był tak fatalny technicznie, że zrobiło się z tego losowe machnięcie lub CO GORZEJ - zaproszenie, na które przeciwnik wystartował ze swoim natarciem. Dla zawodnika interpretacja jest prosta: "wykonywałem natarcie zwodzone"..., wszystko co złe, to winna tamtego!
No ale CO WAM MÓWIŁEM 1000 RAZY - perspektywa przeciwnika jest najważniejsza (to nie jest tożsame ze słowem słuszna!). Najważniejsza, ponieważ właśnie na podstawie swojego postrzegania (a nie ma innego, bo nie jest On Wami...) podejmowana jest decyzja o działaniu. Jeśli postrzega On początek waszego natarcia jak zaproszenie (dla niewtajemniczonych ODSŁONIĘCIE), to bardzo prawdopodobne że ruszy do przodu ze swoim natarciem. Skończy się to DUBLEM czyli najgorszym możliwym wynikiem starcia... trafieniem obopólnym, dwoma trupami... z których oba były przekonane, że miały rację i zawinił ten drugi. Wygodna perspektywa... prawie tak wygodna, jak skrzynka, w której zakopią Was 6 stóp pod ziemią, pisząc na waszym nagrobku "mógł mieć rację".
Owszem błędy sędziowskie się zdarzają, bo tak jak wspomniałem, sędziowanie wymaga utrzymywania skupienia uwagi przez długi czas, a to łatwe nie jest. Musicie obserwować bardzo uważnie walkę, "stopować" ją w odpowiednich momentach i podejmować decyzje, po których niektórzy zawodnicy płaczą lub/i rzucają maską. Każdy z nas popełnia błędy i nieraz jako sędzia podjąłem złą decyzję, ale przypominam że nie da się tego uniknąć, jak próbujecie utrzymać pełne skupienie i koncentrację przez 5-6 godzin non-stop. Mam na to, dla Was tylko jedną odpowiedź: pokażcie że jesteście lepsi, wygrajcie walkę "na czysto", tal żeby ani przeciwnik ani nikt z sędziów nie miał wątpliwości.
Trudne? Owszem, k***wsko trudne, ale tego wymagam od poziomu mistrzowskiego: WYGRYWAĆ POMIMO. Jeśli wszystko jest przeciw Wam: macie gorszy dzień, sędziowie mylą się na waszą niekorzyść, wylosowaliście najtrudniejszą możliwą grupę a MIMO TO wygrywacie, to wtedy i dopiero wtedy oznacza, że jesteście naprawdę dobrzy. Wszystko inne to tylko wasze wyobrażenie o tym, że jesteście dobrzy... i wiem co mówię, bo to zawsze była jedyna miara jakaś przykładałem do swoich startów. Jeśli marzycie o byciu najlepszym, o byciu mistrzem, to nie możecie stosować wobec siebie, zwłaszcza wobec siebie, taryfy ulgowej.
Śmierć z powietrza czyli temat lotów ciąg dalszy :)
"...to było na krawędzi dubla więc... DUBEL!" :D
Tytuł tego rozdziału, to dość śmieszna sytuacja z tych zawodów - to jeden z moich werdyktów, który wywołał rozbawienie, bo skrót myślowy jaki poczyniłem był ogromny.
Niemniej najpierw kontekst: sędzia główny skupia się na walce i akcjach jakie widzi (różnica czasu vs różnica tempa), a - jakby przy okazji - widzi także trafienia (albo nie widzi...).
Sędziowie liniowy skupiają się na zadanych i otrzymanych przez zawodników trafieniach a - jakby przy okazji - mogą podać informację o tempie (jeśli to zaobserwowali).
Nie jest tajemnicą tutaj, że pod kątem "liniowych" zupełnie inaczej odbieram wskazania osoby, która sędziowała już niejedne zawody, a zupełnie inaczej podchodzę do wskazań osób, które robią to pierwszy czy drugi raz. Doświadczenie jest tutaj kluczowe - ale nie da się go nabyć NIE SĘDZIUJĄC, więc gdzie tylko się da, wypychamy naszych "młodych" do nauki. Budowanie kadr to podstawa !!!
Akcja o jakiej mówię wyglądała mniej więcej tak:
- dość samobójcze natarcie z lewej strony, takie że zawodnik atakujący mógł nabić się na broń przeciwnika... po prostu rzucił się do przodu, kompletnie ignorując zagrażającą Mu broń.
- natarcie - mimo że mega ryzykowne - w mojej ocenie się udało, tzn. jakimś cudem nie nabił się na wystawioną broń oraz sam zdołał trafienie zadać.
- już mam wydać werdykt "trafienie w prawo", okraszony jednak komentarzem, że "to było na krawędzi dubla" bo jak to mówią... więcej szczęścia niż rozumu...
- z chwilą, kiedy w zasadzie wygłaszam werdykt, widzę że dwóch doświadczonych liniowych wskazują, że jednak nabił się na tą broń... ja tego nie zauważyłem, ale dwie chorągiewki wiszą w powietrzu niemal krzycząc "wisiał" nabity na ostrzu
- uznaję zatem, że skoro taką informacje dostaję od liniowych, no to jednak mamy trafienie obopólne (DUBEL).
- wychodzi to śmiesznie, bo jestem już w trakcie ogłaszania "pierwszego" werdyktu, ale zmieniam decyzję zgodnie z powyższym wskazaniem, co owocuje wypowiedzią:
"...Panowie, to było na krawędzi dubla, więc... [widzę chorągiewki] DUBEL"
Dla niewtajemniczonych to może być abstrakcja, ale hermetycznie jest to naprawdę śmieszne, bo "dubel" jest najgorszym wynikiem, jaki zawodnicy mogą dostać. Punktowo za zwycięstwo mamy 2 pkt, za porażkę 0, ale za dubla OBAJ/OBOJE dostają "-1", czyli stracą punkty zdobyte w innych walkach. Kara jest zatem bardzo, bardzo dotkliwa.
Gdy słyszą tekst "na krawędzi dubla" to aż widać po nich ulgę, że Im się upiekło, chyba wiedzą że było trafienie obopólne, ale żadne nie chce się przyznać... wolą aby któryś przegrał, ale nie będzie to "-1" dla obu. Wiedzą jak głupia ta akcja była, ale cieszą się, że obejdzie się bez kary.
Niemal słychać takie ciche "UFFF..." pod maską...
... i nagle pada werdykt: DUBEL !!!
GROZA !!!! Blady strach. Przerażenie zawodników. No i to było śmieszne :D
Jeśli Was to nie śmieszy, to jacyś dziwni jesteście.
TRAFILIŚMY !!!
MY TEŻ !!!
Dopowiadając dwa słowa: oczywiście, że staram się oceniać jak najbardziej sprawiedliwie i rzetelnie jak umiem, ale oceniam także dość ostro/surowo. Powtórzę raz jeszcze: trafiajcie na czysto, niech broń przeciwnika Was nie dotknie i będzie GIT.
No ale jeśli - zwłaszcza w Rapierze - wpadacie w krótki dystans mając w rękach nasze "sztylety" i zaczynacie się dźgać jak maszyny na szycia... to sami jesteście sobie wini. Zobaczcie na statystyki, jak kończą się walki na noże... to bywają wyniki postaci: 6 trafień w lewo, 10 w prawo... wtedy nagle nie jest tak jak w Mortal Kombat... mamy wtedy (not-so-) FLAWLESS VICTORY.
Euforia, że trafiłem! Jestem wygrywem... czy to ważne, że mam przebite płuco i wątrobę. Ja stoję, a On nie, HA!... tzn. stoję jeszcze przez chwilę, póki adrenalina trzyma mnie na nogach, ale może jednak bym sobie usiadł bo "coś mi słabo"
UWAGA drastyczne:
cytat "coś mi słabo" pochodzi z dawnych lat... wychowywałem się w Nowej Hucie w latach 90-tych... to były czasy gangów i ustawek kibiców. To nie tak, że to nam się podobało, wręcz przeciwnie. Tak wyglądał wtedy świat i szkoła. Nie dało się nie żyć w innej rzeczywistości, bo takiej nie było... gdyby ktokolwiek z nas miał wybór, to by nie żył... acz wybraliśmy żyć... tzn. przeżyć...
No więc, wracamy sobie kiedyś ze szkoły grupą 12-13 latków, normalnie wracamy z lekcji do domu i widzimy "znanego" nam dresa...
Podchodzi do nas lekko zataczając się i mówi "chłopaki, zobaczcie jak TO wygląda, bo coś mi słabo". Wracał właśnie z jakieś ustawki w parku... rozpina kurtkę a tam 3 dziury w koszulce... czerwone dziury. No i usiadł sobie na chodniku... a jeden z nas pobiegł do domu zadzwonić po karetkę i ogólnie powiedzieć rodzicom, że "jakiś Pan chyba umiera na ulicy"... to nie były czasy komórek.... Fakt, to była banda debili i może lepiej by było gdyby się sami pousuwali z tego świata...ale jednak jakoś tak głupio, pozwolić komuś się wykrwawić na ulicy.
Czekając na karetkę, gość twardo nam opowiada (lekko dysząc), że ogólnie jest zadowolony bo było 3 na 3 i tamci dostali gorzej... tylko "coś mu słabo". Banda debili...
Dobrze, że te czasy jednak już minęły. Nie wiem jak to było w innych miastach, ale Kraków dzisiaj, pod kątem bezpieczeństwa. w porównaniu do lat 90-tych, to jest niebo a ziemia. I dobrze! Jakby ktoś nie dostrzegał ironii z jaką to opowiadam i oceniam, to powiem wprost... TO JEST TO DOBRA ZMIANA !!!
Historia jest prawdziwa, nie jest też przejaskrawiona. Nie ma tu jakiś niestworzonych rzeczy... to po prostu opowieść o "Panu", który przysiadł sobie na chodniku, bo trochę "słabował".
Lata 90-te... z jednej strony wspominasz z sentymentem, a z drugiej niech nigdy k***a nie wracają :P
KONIEC drastycznego
TAK WIĘC DUBEL !!! Możecie płakać i mieć pretensję. Wytłumaczę werdykt, pokaże sytuację, ale zdania nie zmienię. Jeśli broń przeciwnika, przeora Was podczas waszego natarcia, to jako sędzia będę bezlitosny. Będzie DUBEL i polecenie wracać na treningi i uczyć się, że szermierka to sztuka NIE OTRZYMYWANIA trafień :P
Tymczasem w hali odlotów "That's what I call BIG AIR" :D
Zasłona w wypadzie - zawsze zacne działanie :) Tutaj tzw. PIĄTA.
Przepis na sukces?
No to na koniec - jak zawsze - kilka słów o samej szermierce jako sztuce walki. Znowu poruszę temat rzekę: TAKTYKĘ czyli dobór działań w walce. Dobór ten musi być dostosowany do tego z jakim przeciwnikiem walczycie. Każdy zawodnik jest inny i to co działa na jednego z nich, może być fatalnym błędem w walce z innym. Musicie "czytać" sytuację i podejmować decyzję - nierzadko obraną taktykę trzeba zmienić, bo przeciwnik umiejętnie na nią odpowiada. Cieszy mnie, że niektórzy nasi zawodnicy przychodzą do Basi czy do mnie.. przychodzą zapytać, poradzić się: co zrobić z danego typu przeciwnikiem. To cieszy dlatego, że to oznacza iż (nareszcie!) nie wychodzą do walki na zasadzie "URAAAA", ale zaczynają myśleć, kombinować i analizować.
Czy warto będzie zastosować natarcie zwodzone? Na każdy mój ruch do przodu przeciwnik bierze panicznie i intuicyjnie zasłonę... a może jest wręcz przeciwnie: oponent jest na takim poziomie, że nawet nie zidentyfikuje mojego zwodu i zrobi paniczne przeciwnatarcie pchnięciem wyprzedzającym... oczywiście bez uniku... Co będzie lepszym działaniem w jednej i drugiej sytuacji: natarcie zwodzone czy też może przeciwtempo przez zasłonę długą, zwane czasami także przeciwtempem przez złożony chwyt żelaza?
Myśleć, analizować, wyciągać wnioski !!!
Śmieszna jest jednak czasem automatyka tych działań w przypadku niektórych zawodników. Miałem taką akcję na zawodach:
Zostałem zapytany: "co robić gdy przeciwnik cofa rapier na biodro i się pochyla" (hmmm... coś mi to przypomina :P :P :P, tym którzy mieli okazję szturmować FORTECĘ, także powinno to coś przypominać :D)
Analizujemy zapytanie i obserwuję walki zawodnika, o którego pytano. Następnie podaję moją rekomendację "OK, gdy cofnie broń, to..."
Pada krótkie "ZROZUMIAŁEM". Kiwam głową z aprobatą :)
Stwierdzam, że prze-sędziuję tą walkę i zobaczę czy sobie "mój pytający" (dalej w skrócie już jako MÓJ) poradzi. Zamieniam się z Basią planszami do sędziowania i obserwuję.
Przeciwnik trzyma Rapier na wyprostowanej ręce, niemal w linii, wypycha go mocno do przodu. "Mój" zawodnik uparcie próbuje zastosować obronę przed bronią cofniętą na biodro... Raz, drugi, trzeci... no, lekko się załamuję.
Cieszę się, że zrozumiał instrukcje... naprawdę się cieszę, że wykonuje dokładnie to, o czym rozmawialiśmy, ale DAMN IT!!! sytuacja taktyczna jest inna !!!
Owszem, jego przeciwnik do tej pory w każdej walce cofał rapier, ale tym razem stoi z bronią do przodu, niemal w linii... a "mój" zdaje się nie zważać na takie przyziemne rzeczy jak rzeczywistość. Dostał przepis, więc jedzie zgodnie z przepisem... nieważne że sytuacja jest inna.
Robiąc ekstrapolację ORIENT'ową (ORIENT'alną?), to wygląda tak jakbyście zadali pytanie o mapę w skali 1 do 50 000.
1 cm to 500m, więc skoro do lampionu jest 3 cm, no to trzeba przejechać 1,5km.
Byłoby przykro, gdyby mapa jaką dostaliście była w skali 1 do 10 000... ale co tam!
ale mówiłeś, że jeden cm to 500m... pamiętam, tak mówiłeś !!!
Ech... może kiedyś się nauczą... może...
Trzeba jednak docenić, że pytają. Kiedyś nie pytali, tylko lecieli "na pałę".
Cierpliwość jest cnotą. Do wszystkiego trzeba dojść, czasem pomału... mamy czas.
No jakieś 3 tygodnie!! Bo zaraz Mistrzostwa!
I tym optymistycznym akcentem kończymy na dziś. Widzimy się pod koniec listopada w Piotrkowie, zwłaszcza że cokolwiek się stanie, to Mistrzostwa te będą kolejnym rozdziałem w naszej opowieści. Nowym krokiem milowym, ale na razie ciiiiii... powiem Wam o tym podczas rozdawania medali, no i w relacji :)
Pierwsza runda Szpady
Dogrywka do drugiej rundy Szpady
Klimatyczne te ściany :)
Dwa natarcia, dwie obrony - kwintesencja Rapiera :)
Wejdzie czy nie wejdzie?