Roztoczańska 13
-
DST
106.00km
-
Sprzęt SANTA
Sobota, 3 czerwca 2017 | dodano: 10.06.2017
Nigdy wcześniej nie udało nam się dotrzeć na tą imprezę. Zawsze coś wypadało
i nie było jak wybrać się "na dzika do Kraśnika" - takie bowiem hasło zachęca do wizyty na Roztoczańskiej. Tym razem kalendarz jest dla nas bardziej łaskawy, więc zapisujemy się na te zawody. Okaże się to bardzo dobrą decyzją, bo
zawody zorganizowane są rewelacyjnie.
"3:10 do..." Kraśnika
"3:10 do..." Kraśnika
W piątek
przyjeżdża do Krakowa Tomasz, Instruktor SFA z Wrocławia - mieliście okazję poznać Go
jako buntownika (be)z wyboru podczas Kaczawskiej Wyrypy. Wpada
do nas na trening szermierki, co kończy się długim, intensywnym i
skutecznym obijaniem ryja. Potem impreza na mieście do nocy...przecież
na Roztocze jest blisko, a start rajdu dopiero o 9:00.
Wracamy
do domu koło północy, odpalamy google a ten: to będzie prawie 4h drogi. Rzut oka w
regulamin...odprawa jest o 8:00, czyli wyjazd o 4:00. To oznacza że "budzik
na...". 3:10.
No kurde...Trochę nie doszacowaliśmy z tym "przecież na Roztocze jest blisko".
To była bolesna pobudka...
Mistrzowscy Mistrzowie klasy Mistrzowskiej
W bazie trochę znanych twarzy - napieraczy i "ciśnieniowcy" z różnych imprez. Najgroźniejszy dziś będzie jednak jeden z zawodników hybrydowych: albowiem pojawił się tutaj sam Zdezorientowany Magciej Dudakot. Kolo znany z dobrej nawigacji, mocnej łydy i ciężkiego humoru. Niby zdezorientowany a ogarnia lepiej niż nasz listonosz przesyłki z DUPY (Dzielnicowy Urząd Przesyłek Awizowanych). Zwinność kota, zwrotność dudka...jest lepszy niż niejeden zagraniczny zawodnik (np. rumuński Mocnar Napieralesku, czy też rosyjski Wpierjot NaSkrótow. W historii zagroził Mu tylko gruziński korsarz Kałmanawardze). Będzie ciężko, ale nie pękamy.
Roztoczył się Santa po Roztoczu
Ruszamy w trasę, na mapie tysiące punktów - jako to w rogainingu. Początek ostry bo jedziemy ze Zdezorientowanym Magciejem, ale na drugi czy trzecim skrzyżowaniu Magciej przestaje być Zdezorientowany. Stwierdził, że dość i już. Lecimy zatem z Magciejem, ale chwilę później jego także gubimy w lasach i piachach Roztocza. Nie mogąc znaleźć jednego punktu, nota bene najtańszego przeliczeniowo, odpuszczamy go i ruszamy po kolejne skarby. Magciej zostaje raz jeszcze przeczesać las. Gdzieś tam jeszcze okazjonalnie minie się z nami na trasie, ale od tego momentu walczymy właściwie sami.
Będą wąwozy, skarpy, lasy...będzie punkt nawet w norze Borsuka. W norze jednak nikogo nie ma, BoSuka gdzieś wybyła i się szlaja po lesie. Pewnie nie ma jej/(go?), BoSuka ofiar po krzakach.
Wybaczcie krótki opis rajdu, ale robię go podczas wyjazdu w góry i nie ma ani sił ani czasu się rozpisywać. W zamian macie trochę zdjęć z Roztoczańskiej.
"Podaj cegłę, podaj cegłę..."
Wpadamy do bazy z bezpiecznym zapasem około 5 minut. Jak na nas, jest to dłużej niż wieczność. Okazuje się, że liczba zebranych punktów daje nam drugie miejsce w kategorii rowerowej - o włos przed drużyną z miejsca trzeciego. W ramach nagrody za ten sukces dostajemy...cegłę z pobliskiej Cegielni Hoffmanowskiej. Widać, że organizatorzy chcą abyśmy mieli solidne fundamenty przyszłych sukcesów...lub porażek. (Najbardziej spektakularne porażki również wymagają solidnego przygotowania - nie da się czasem zrobić "takiej pięknej katastrofy" od tak, bez "dobrego" planu i zaangażowania.)
DZIKA dyplomacja
W bazie ogólnie deszcz nagród i upominków. Nie dość, że dostajemy cegłę to jeszcze otrzymujemy krem upiększający dla mężczyzn. Już widzę wasze rozpalone oczy i rozbudzone nadzieje. Nic z tego. Nie liczcie na wiele - dostałem małą tubkę a nie TIR'a z cysterną kremu. Nie będzie zatem efektu WOW.
Są jednak ważniejsze sprawy niż kremy, albowiem zaplecze rajdu jest niesamowite: soki, drożdżówki, ciasta no i prawdziwy pieczony dzik. Dwa wielkie dziki do zjedzenia. Rewelacja. Basia oczywiście mistrzyni dyplomacji.
Gdy opowiadamy o DZIKIEJ uczcie, to niektórzy są niepocieszeni:
Niektóry: - Dzik naprawdę? Naprawdę zjedliście takie biedne zwierzątko?
Basia: No...przepyszne było!
(to mogła nie być odpowiedź oczekiwana...)
Na koniec jeszcze zdjęcie zrobione przez Zdezorientowanego w bazie - dziękujemy :)
No kurde...Trochę nie doszacowaliśmy z tym "przecież na Roztocze jest blisko".
To była bolesna pobudka...
Mistrzowscy Mistrzowie klasy Mistrzowskiej
W bazie trochę znanych twarzy - napieraczy i "ciśnieniowcy" z różnych imprez. Najgroźniejszy dziś będzie jednak jeden z zawodników hybrydowych: albowiem pojawił się tutaj sam Zdezorientowany Magciej Dudakot. Kolo znany z dobrej nawigacji, mocnej łydy i ciężkiego humoru. Niby zdezorientowany a ogarnia lepiej niż nasz listonosz przesyłki z DUPY (Dzielnicowy Urząd Przesyłek Awizowanych). Zwinność kota, zwrotność dudka...jest lepszy niż niejeden zagraniczny zawodnik (np. rumuński Mocnar Napieralesku, czy też rosyjski Wpierjot NaSkrótow. W historii zagroził Mu tylko gruziński korsarz Kałmanawardze). Będzie ciężko, ale nie pękamy.
Roztoczył się Santa po Roztoczu
Ruszamy w trasę, na mapie tysiące punktów - jako to w rogainingu. Początek ostry bo jedziemy ze Zdezorientowanym Magciejem, ale na drugi czy trzecim skrzyżowaniu Magciej przestaje być Zdezorientowany. Stwierdził, że dość i już. Lecimy zatem z Magciejem, ale chwilę później jego także gubimy w lasach i piachach Roztocza. Nie mogąc znaleźć jednego punktu, nota bene najtańszego przeliczeniowo, odpuszczamy go i ruszamy po kolejne skarby. Magciej zostaje raz jeszcze przeczesać las. Gdzieś tam jeszcze okazjonalnie minie się z nami na trasie, ale od tego momentu walczymy właściwie sami.
Będą wąwozy, skarpy, lasy...będzie punkt nawet w norze Borsuka. W norze jednak nikogo nie ma, BoSuka gdzieś wybyła i się szlaja po lesie. Pewnie nie ma jej/(go?), BoSuka ofiar po krzakach.
Wybaczcie krótki opis rajdu, ale robię go podczas wyjazdu w góry i nie ma ani sił ani czasu się rozpisywać. W zamian macie trochę zdjęć z Roztoczańskiej.
"Podaj cegłę, podaj cegłę..."
Wpadamy do bazy z bezpiecznym zapasem około 5 minut. Jak na nas, jest to dłużej niż wieczność. Okazuje się, że liczba zebranych punktów daje nam drugie miejsce w kategorii rowerowej - o włos przed drużyną z miejsca trzeciego. W ramach nagrody za ten sukces dostajemy...cegłę z pobliskiej Cegielni Hoffmanowskiej. Widać, że organizatorzy chcą abyśmy mieli solidne fundamenty przyszłych sukcesów...lub porażek. (Najbardziej spektakularne porażki również wymagają solidnego przygotowania - nie da się czasem zrobić "takiej pięknej katastrofy" od tak, bez "dobrego" planu i zaangażowania.)
DZIKA dyplomacja
W bazie ogólnie deszcz nagród i upominków. Nie dość, że dostajemy cegłę to jeszcze otrzymujemy krem upiększający dla mężczyzn. Już widzę wasze rozpalone oczy i rozbudzone nadzieje. Nic z tego. Nie liczcie na wiele - dostałem małą tubkę a nie TIR'a z cysterną kremu. Nie będzie zatem efektu WOW.
Są jednak ważniejsze sprawy niż kremy, albowiem zaplecze rajdu jest niesamowite: soki, drożdżówki, ciasta no i prawdziwy pieczony dzik. Dwa wielkie dziki do zjedzenia. Rewelacja. Basia oczywiście mistrzyni dyplomacji.
Gdy opowiadamy o DZIKIEJ uczcie, to niektórzy są niepocieszeni:
Niektóry: - Dzik naprawdę? Naprawdę zjedliście takie biedne zwierzątko?
Basia: No...przepyszne było!
(to mogła nie być odpowiedź oczekiwana...)
Na koniec jeszcze zdjęcie zrobione przez Zdezorientowanego w bazie - dziękujemy :)
Kategoria Rajd, SFA
komentarze
mandraghora | 10:52 środa, 5 lipca 2017 | linkuj
Zdezorientowany Magciej Dudakot made my day!
P.S. A impreza faktycznie full wypas!
Komentuj
P.S. A impreza faktycznie full wypas!