Podsumowanie roku 2024
-
DST
1.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 31 grudnia 2024 | dodano: 09.01.2025
Rok 2024 przechodzi już do historii. To zatem dobry czas na podsumowanie tego co się wydarzyło. Rok rocznie robię takie podsumowania, więc czemu tym razem miałoby być inaczej? Wiecie jak jest, jak w piosence "Kiedy patrzę hen za siebie, w tamte lata co minęły, czasem myślę co przegrałem, a co diabli wzięli. Co straciłem z własnej woli, ile przeciw sobie..."
Jeśli miałbym pokusić się o jakiś "one-liner", który dobrze opisywałby miniony rok, to byłby to chyba wers postaci:
Jeśli miałbym pokusić się o jakiś "one-liner", który dobrze opisywałby miniony rok, to byłby to chyba wers postaci:
"ROK ODEJŚĆ I POWROTÓW".
No i właśnie... mając przed oczami takie stwierdzenie prościej będzie Wam zrozumieć poniższe podsumowanie wszelakich wydarzeń i naszych wyborów/decyzji w minionym roku. Zwłaszcza że będzie ono pisane z kilku perspektyw: z nad mapy umieszczonej na kierownicy roweru czy też zza maski szermierczej... ale jak zawsze będzie także trochę o życiu czy świecie, bo "nic nie dzieje się w próżni" i wszystkie te nasze przygody osadzone są pewnej rzeczywistości. Tej samej co czasem jest łaskawa, a czasem tej która nas dotyka... a chyba sami wiecie, że "zły dotyk boli całe życie".
Życiowa ścieżka bywa czasami naprawdę trudna i zdradliwa... dobrze mieć zatem "aurę nietykalności"... nawet taką małą, kupioną okazjonalnie na jakieś wyprzedaży antyków... dawno już po gwarancji... czasami także już przygasającą... zdarza się iż nawala i trzeba kilka razy uderzyć aby odpaliła na nowo... ale miejmy nadzieję, że będzie działać jak najdłużej...
CZEMU ZATEM JEST TO ROK ODEJŚĆ?
Po pierwsze:
pożegnaliśmy niespodziewanie i o wiele przedwcześnie dwójkę naszych
rajdowych towarzyszy... na początku roku Grześka, a w połowie roku
Renatę. Nie chcę wchodzić tutaj za bardzo w szczegóły, ale robię mocny
nacisk na stwierdzenie "niespodziewanie i o wiele przedwcześnie",
zwłaszcza że NIE były to wydarzenia gwałtowne jak np. wypadek. Tym
bardziej bardzo mocno nas one zaskoczyły... i jeszcze bardziej
zasmuciły.
Pod koniec roku "druga na prawo i prosto aż do świtu" przydarza nam się po raz trzeci, tym razem w bliskiej rodzinie, więc definitywnie jest to rok pożegnań... rok zbyt wczesnych odejść.
Piszę o tym trochę z formalności aby wyjaśnić Wam dlaczego takim, a nie innym one-liner'em podsumowuję ten rok. Niemniej ten blog to nie jest dobre miejsce na dokładne opisy tych zdarzeń, więc "pozwalam sobie na pomyślenie o tym jeszcze jeden, ostatni raz, a potem zamknę tę myśl na zawsze, głęboko w sercu" (cytat z jednej z części "Batman: Knightfall")
Pod koniec roku "druga na prawo i prosto aż do świtu" przydarza nam się po raz trzeci, tym razem w bliskiej rodzinie, więc definitywnie jest to rok pożegnań... rok zbyt wczesnych odejść.
Piszę o tym trochę z formalności aby wyjaśnić Wam dlaczego takim, a nie innym one-liner'em podsumowuję ten rok. Niemniej ten blog to nie jest dobre miejsce na dokładne opisy tych zdarzeń, więc "pozwalam sobie na pomyślenie o tym jeszcze jeden, ostatni raz, a potem zamknę tę myśl na zawsze, głęboko w sercu" (cytat z jednej z części "Batman: Knightfall")
Po drugie:
postanawiamy z Basią definitywnie nie wracać do zawodów szermierczych
(a zatem postanawiamy ODEJŚĆ od startów), skupiając się na ich
organizacji. Owszem, ktoś mógłby powiedzieć, że nasze ostatnie starty
były przed pandemią (w 2019), ale trzeba wziąć tutaj poprawkę na
kontekst. W 2020 oraz 2021 Puchar 3 Broni (Trójbój Klasyczny) się nie
odbywał ze względu na obostrzenia oraz problemy
organizacyjno-kwarantannowo-administracyjne. Rok 2022 to operacja kolana
u Basi, a rok 2023 to znowu moja rekonstrukcja ACL i łękotki... w obu
przypadkach mówimy zatem o ponadrocznej rehabilitacji, więc w zasadzie
dopiero rok 2024 był rokiem, w który dostaliśmy zielone światło na
powrót do obciążeń klasy zawodów szermierczych. Dla ciekawych: góry czy
rower to nie są takie mocne obciążenia skrętne jak np. Rapier (przykład: tutaj, tutajczy tutaj), więc to że jeździliśmy nawet jakieś nie-do-końca-normalne wyprawy, nie do końca mapowało się na możliwość startu w zawodach.
Decyzja o odejściu od startów była dla nas ciężka, ale jest ona racjonalna... po pierwsze za dużo pracy i środków włożyliśmy w powrót do pewnej sprawności, a mamy tutaj pewną bezlitosną logikę naszych ortopedów: "Naprawiane więzadło nie będzie nigdy mocniejsze niż oryginalne... a podczas jakich obciążeń doszło do urazu?"
No właśnie, to kwestii analizy ryzyka. Mechanicznie wszystko działa, ale nie można oczekiwać cudów. Skoro skręciłem kolano w walce, być może pechowo, ale jednak w walce - podczas obciążeń skrętnych, to skoro naprawiane nie będzie mocniejsze niż oryginalne, to... resztę dopowiedzcie sobie sami.
Tutaj ważny komentarz: nie interesuje nas powrót na pół-gwizdka, na zasadzie: "ha, znowu startujemy". Walczyliśmy w zawodach w latach 2003 - 2019... pisałem Wam o tym szczegółowo w podsumowaniu 2023, więc mielibyśmy także pewne własne oczekiwania od ponownych startów. Natomiast to nie przyjdzie samo, nie po takiej przerwie, nie po operacji, nie przy obecnym poziomie czołówki SFA... to musiałoby być poprzedzone morderczym okresem przygotowawczym. W okresie naszych najlepszych startów mieliśmy minimum 4 treningi w tygodniu, a czasem nawet 5 lub 6.
Niemniej nie chodzi tutaj o samą pracę, wysiłek czy determinację... chodzi tutaj wspomniane obciążenia. Znam siebie na tyle, że wiem że jeśli postawiłbym sobie cel to bym nie odpuściłbym... nawet kosztem zdrowia. Jeśli celem jest najwyższy wynik to w momencie walki liczy się tylko jedno, a zdrowiem czy innymi konsekwencjami zajmiemy się później... zbyt wiele razy ta historia się już powtórzyła: "Zwycięstwo nie jest najważniejsze...JEST WSZYSTKIM".
Trzeba zatem czasem wykazać się rozsądkiem i odpuścić. Nadal możemy przecież ćwiczyć czy też walczyć/sparować, ale czas stawiania sobie najbardziej ambitnych celów chyba już za nami. Znam swoje demony zbyt dobrze... to zawsze tli się gdzieś tam w sercu, że "największym lękiem napawa myśli, że - we wszechświecie, gdzie nawet gwiazdy umierają - nawet bycie najlepszym może nie wystarczyć aby się nasycić"
Decyzja o odejściu od startów była dla nas ciężka, ale jest ona racjonalna... po pierwsze za dużo pracy i środków włożyliśmy w powrót do pewnej sprawności, a mamy tutaj pewną bezlitosną logikę naszych ortopedów: "Naprawiane więzadło nie będzie nigdy mocniejsze niż oryginalne... a podczas jakich obciążeń doszło do urazu?"
No właśnie, to kwestii analizy ryzyka. Mechanicznie wszystko działa, ale nie można oczekiwać cudów. Skoro skręciłem kolano w walce, być może pechowo, ale jednak w walce - podczas obciążeń skrętnych, to skoro naprawiane nie będzie mocniejsze niż oryginalne, to... resztę dopowiedzcie sobie sami.
Tutaj ważny komentarz: nie interesuje nas powrót na pół-gwizdka, na zasadzie: "ha, znowu startujemy". Walczyliśmy w zawodach w latach 2003 - 2019... pisałem Wam o tym szczegółowo w podsumowaniu 2023, więc mielibyśmy także pewne własne oczekiwania od ponownych startów. Natomiast to nie przyjdzie samo, nie po takiej przerwie, nie po operacji, nie przy obecnym poziomie czołówki SFA... to musiałoby być poprzedzone morderczym okresem przygotowawczym. W okresie naszych najlepszych startów mieliśmy minimum 4 treningi w tygodniu, a czasem nawet 5 lub 6.
Niemniej nie chodzi tutaj o samą pracę, wysiłek czy determinację... chodzi tutaj wspomniane obciążenia. Znam siebie na tyle, że wiem że jeśli postawiłbym sobie cel to bym nie odpuściłbym... nawet kosztem zdrowia. Jeśli celem jest najwyższy wynik to w momencie walki liczy się tylko jedno, a zdrowiem czy innymi konsekwencjami zajmiemy się później... zbyt wiele razy ta historia się już powtórzyła: "Zwycięstwo nie jest najważniejsze...JEST WSZYSTKIM".
Trzeba zatem czasem wykazać się rozsądkiem i odpuścić. Nadal możemy przecież ćwiczyć czy też walczyć/sparować, ale czas stawiania sobie najbardziej ambitnych celów chyba już za nami. Znam swoje demony zbyt dobrze... to zawsze tli się gdzieś tam w sercu, że "największym lękiem napawa myśli, że - we wszechświecie, gdzie nawet gwiazdy umierają - nawet bycie najlepszym może nie wystarczyć aby się nasycić"
Po trzecie:
kończę także z relacjonowaniem wojny na Ukrainie na moim FB. Nie
dlatego że temat się znudził czy przestał być ważny - wręcz przeciwnie
jest dla nas niesamowicie istotny, zwłaszcza w kontekście zmian na
najwyższych stanowiskach na szeroko rozumianym Zachodzie, ale po prostu
osiągnąłem już pewne cele, które sobie postawiłem na początku tego
konfliktu. Jeśli nie do końca wiecie o czym mówię, to możecie o tym
przeczytać w podsumowaniach poprzednich lat. Nie oznacza to bynajmniej,
że nie jestem na bieżąco z linią frontu i wydarzeniami bezpośrednio
związanymi z działaniami zbrojnymi. Ponownie - wręcz przeciwnie - śledzę
tą wojnę bardzo dogłębnie i to nie tylko na poziomie militarnym, ale
także na poziomie pewnych zjawisk społecznych czy gospodarczych, które
generują. A jak komuś mało filmików z mielonym, pieczonym szarpanym to TUTAJ lub TUTAJ ma
w miarę najnowsze (zwłaszcza pod pierwszym linkiem "pozamiatanie"
całego oddziału w krótkim czasie robi wrażenie... - od około 1:30
minuty)
"Ciemność jest szczodra, jest cierpliwa i zawsze zwycięża,
ale w samym sercu jej siły leży jej słabość:
wystarczy jedna, jedyna świeca, by ją pokonać.
Miłość jest czymś więcej niż świecą.
Miłość potrafi zapalić gwiazdy." (całość TUTAJ)
Torując sobie ścieżkę... życiową :)
CZEMU ZATEM JEST TO TAKŻE ROK POWROTÓW?
Otóż wracamy do ogromnych wyryp rowerowych, tych odbywanych "na lekko" czyli z ciężkim plecakiem. "Na lekko" czyli bez śpiworów, namiotów i innych takich, tylko plecak i jazda przez całe dnie i noce... łapiąc po 3-4 godziny snu gdzieś w lesie, tak na dziko, kiedy "sleep-monster" zaczyna nas już odcinać. Tak eskapada to jest po prostu przygoda - wyjście ze swojej strefy komfortu, zwłaszcza że głównym planem jest jazda szlakami i (pa)górami. Ogólna zasada to: jak najmniej asfaltu czyli dzida w teren.
Zaczęliśmy od SZLAKU PIEKIELNEGO, a potem było już tylko grubiej. Prawdziwy hardcore długości, bo powrót do Krakowa z Warszawy: przez lasy Otwocka, przez sady pod Warką, Puszczę Kozienicką, Góry Świętokrzyskie oraz trakty Ponidzia. Prawie 500 km w niecałe 55h.
Następnie jedna z najpiękniejszych wycieczek EVER - dookoła Tatr, także szlakami - no pohybel szosowcom :P
Skoruszyńskie Wierchy (ponad 1300m), Mnichy, Machy (1200m), czerwona podtarzańska magistrala, przełęcz nad Łapszanką, droga pod Reglami i Magura Witowska (ok. 1200m).
5500m przewyższenia i 47 godzin w trasie.
Finał tego projektu to był powrót na rowerze z Przemyśla przez szlaki Pogórza... 7000m przewyższenia, 350 km w 71h non-stop. Najtrudniejsza wyrypa w naszej historii.
Jak wracać do czegoś to trzeba to robić z pompą :D
Wracamy także w Tatry. Dwa lata z operacjami kolan w tle sprawiły, że musieliśmy trochę odpuścić obciążenia związane z naszymi najwyższymi górami. Jesteśmy z tych co w miarę słuchają się zaleceń lekarzy, za dużo pracy włożyliśmy w 2022 oraz 2023 w powrót do sprawności (czasem nawet po 4 rehabilitacje w tygodniu...) aby głupio ryzykować. Zakładam, że jeszcze trochę lat przed nami zostało, więc cierpliwości.
Kiedy jednak dostaliśmy już zielone światło, to poszedł cios za ciosem: Bystra, Banikov, Salatyn, Mała Wysoka, Rohacze, Lodowa Przełęcz, Polski Grzebień... idziemy po bandzie i po łańcuchach! Kilka potężnych wypraw w nasze ukochane Tatery, więc ponownie: jak wracać, to z przytupem!
Wracamy także do walki z bronią w ręku. Owszem nie na zawodach, o czym pisałem powyżej, ale na normalnych treningach już tak. Dobrze znowu poczuć rękojeść Szpady w dłoni i skrzyżować z kimś klingi, nie zastanawiając się czy zejdę z planszy o własnych siłach czy o kulach, bo znowu skręcę kolano. I mimo że nie jest to walka "na full" jak kiedyś, mimo że mamy pewne ograniczenia, to jest to jednak niczym nowy początek, nowe rozdanie. "MY BLADE AS MY PRIDE" - niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.
Wracamy także - przynajmniej teoretycznie na razie i trochę na wyrost, ale jednak - wracamy do organizacji rajdów. Różne dziwne zawirowania, rozmowy, spotkania i nieoczekiwane zwroty akcji sprawiają, że pojawia się szansa na zrobienie dwóch rajdów w 2025 roku.
Pierwszy w końcu marca na Orawie i drugi w lipcu w Beskidzie Niskim. Czy się uda - nie wiem... życie jest bogate i wiele może się zdarzyć. Przeszkód będzie niemało bo część prac będzie mocno związana z programami samorządowymi, które dostaną lub nie dostaną finansowania, ale spróbujemy - przyjęliśmy zaproszenie do współpracy, zarówno z gminą Lipnica Wielka oraz z ekipą Gorlice Bike i podejmujemy wyzwanie. Nie mogę Wam nic obiecać, ale chcemy to zrobić, a pamiętacie że "trening jest niczym, WOLA JEST WSZYSTKIM".
"Death in the shape of a panzer battalion... cannot outrun our panzer battalion" (całość TUTAJ)
"We remember the fields, where our tanks held the line...
"...we remember the seas, where our ships broke the waves..." (całość TUTAJ)
Miniony rok to także 3 duże "tematy"
Pierwszy najlepiej wyraża tekst piosenki
"40-sta wiosna tak szybko przyszła
kusi zielenią i urokami świat
krew mi pulsuje, jak woda bystra
poczujesz zaraz ile jestem wart...
A kiedy zjawi się Ponury Żniwiarz
suchą wyciągnie dłoń i zechce duszę moją brać
odpowiem: "wracaj tam, skąd to przybywasz"
KLEJNOTEM PŁACĘ SIŁ - JESZCZE MNIE STAĆ" (całość TUTAJ)
Młodsi już nie będziemy, ale z drugiej strony to też rok - tak jak wspomniałem - kiedy zrobiliśmy najtrudniejszą naszą wyrypę (Przemyśl - Kraków), więc... chyba rzeczywiście jeszcze nas stać. Oby tak zostało jak najdłużej.
Druga rzecz to nasze wieczne wakacje czyli magia social mediów
Ktoś kto patrzy na nasze social media może pomyśleć, że my jesteśmy na
wiecznych wakacjach. Zgadzam się, tak to wygląda... Magia mediów społecznościowych robi swoje.
Niby wieczne wakacje, a mimo to przenosimy na 2025 sporo niewykorzystanego urlop z poprzedniego roku...
Wieczne wakacje, a mimo to w pracy, był to dla nas jeden z najtrudniejszych "roków" w naszym całym życiu zawodowym.
I nie mówię tutaj o tym, że było dużo roboty. To raczej każdy z Was zna: za mało zasobów, za mało czasu, za dużo zadań... mam wrażenie że tak jest wszędzie i jeśli miało to by być tylko to, to byłby to wtedy rok jak każdy inny.
Mówię o czymś innym. Wiele nie mogę o tym napisać, bo ani to czas, ani miejsce na to (nie byłoby to też bardzo profesjonalne bo nie jestem rzecznikiem prasowym organizacji), ale zawsze mogę coś tam wspomnieć o tym, o czym i tak pisały gazety. I nie jest to przenośnia! Jak "nawet panie na poczcie w Tarnowie o tym rozmawiają", gdy posłowie zaczynają się interesować wydarzeniami w nie-państwowej firmie i zlecają kontrole z ramienia PIP'u, a internet płonie od hate'u i jadu... wiedz, że odjebało się coś spektakularnego. Dla części z Was ten wpis nie będzie bardzo jasny, ale kto w miarę śledzi polski rynek IT, to nie miał szans ominąć tej DRAMY. Zbyt spektakularna to była akcja. Nie dało się o tym nie słyszeć. Rozpoznawalność marki wzrosła 10-krotnie, mimo że nie był to projekt marketingowy, a bardziej - jakby to powiedzieć - HR'owy.
To jednak nie był koniec - sama akcja była hardcore'owa, ale jednak to jej echa (nazwijmy to hmmmm drugą, trzecią, czwartą harmoniczna...) sprawiły, że oceniamy ten rok za najtrudniejszy, a echa te - jak w starym kawale - z przyzwyczajenia powtarzały "...mać, mać, mać" przez ponad 7 miesięcy. Siedem o wiele za długich i trudnych miesięcy. Ech...
Niby wieczne wakacje, a mimo to przenosimy na 2025 sporo niewykorzystanego urlop z poprzedniego roku...
Wieczne wakacje, a mimo to w pracy, był to dla nas jeden z najtrudniejszych "roków" w naszym całym życiu zawodowym.
I nie mówię tutaj o tym, że było dużo roboty. To raczej każdy z Was zna: za mało zasobów, za mało czasu, za dużo zadań... mam wrażenie że tak jest wszędzie i jeśli miało to by być tylko to, to byłby to wtedy rok jak każdy inny.
Mówię o czymś innym. Wiele nie mogę o tym napisać, bo ani to czas, ani miejsce na to (nie byłoby to też bardzo profesjonalne bo nie jestem rzecznikiem prasowym organizacji), ale zawsze mogę coś tam wspomnieć o tym, o czym i tak pisały gazety. I nie jest to przenośnia! Jak "nawet panie na poczcie w Tarnowie o tym rozmawiają", gdy posłowie zaczynają się interesować wydarzeniami w nie-państwowej firmie i zlecają kontrole z ramienia PIP'u, a internet płonie od hate'u i jadu... wiedz, że odjebało się coś spektakularnego. Dla części z Was ten wpis nie będzie bardzo jasny, ale kto w miarę śledzi polski rynek IT, to nie miał szans ominąć tej DRAMY. Zbyt spektakularna to była akcja. Nie dało się o tym nie słyszeć. Rozpoznawalność marki wzrosła 10-krotnie, mimo że nie był to projekt marketingowy, a bardziej - jakby to powiedzieć - HR'owy.
To jednak nie był koniec - sama akcja była hardcore'owa, ale jednak to jej echa (nazwijmy to hmmmm drugą, trzecią, czwartą harmoniczna...) sprawiły, że oceniamy ten rok za najtrudniejszy, a echa te - jak w starym kawale - z przyzwyczajenia powtarzały "...mać, mać, mać" przez ponad 7 miesięcy. Siedem o wiele za długich i trudnych miesięcy. Ech...
Sun Tzu pisał niegdyś:
"There are roads which must not be followed,
armies which must not be attacked,
towns which must not be besieged,
positions which must not be contested...
...commands of the sovereign which must not be obeyed..."
i miał rację... bardzo miała rację, ale niestety... nie zawsze poprawnie ocenicie układ sił. To właśnie wtedy wybuchają wojny... zwłaszcza te na wyniszczenie.
"...a na vajnie, kak na na vajnie,
patrony, vodka, mahorka v tsene
A na vajnie neroven chas,
A mozhet my, a mozhet nas
Da, vajna, vajna, vojna –
Durnaya tetka, stjervo – ana" (całość TUTAJ)
I
nawet jeśli je wygrywacie, to potem trzeba długo odbudowywać, niegdyś
całkiem urokliwe, miasta z totalnych ruin... czasami zwycięstwo nie jest
po prostu warte poniesionych kosztów...
Enigmatyczne, ale takie jest z założenie i tylko po to aby pokazać Wam, że te nasze wieczne wakacje nie są jednak wieczne i nadal jesteśmy tylko ludźmi.
Po prostu dobrze zarządzamy czasem, a baterie (i działa) ładujemy w górach, aby nie zwariować :P
A trzeci temat to swoiste DZIĘKUJĘ.
Za pewną rozmowę na rajdzie Wiosenna HAŁA. Prostą, zwykłą, koleżeńską rozmowę... która trafiła mnie prosto w serce.
Staliśmy z Basią już na mecie i rozmawialiśmy z jedną z zawodniczek o wycieczkach, wyprawach i rajdach... i nagle pada takie zdanie:
"Ale Wy macie dobrze, godzina i jesteście w górach...a my? Jak przyjdzie weekend, to jakie mamy opcje? Znowu Kampinos czy lasy pod Otwockiem"
To jest tak prawdziwe, tak głęboko prawdziwe... - tak, mamy dobrze i to trzeba, po prostu trzeba docenić.
Tatry, Beskidy, ba! nawet Góry Opawskie to jest dla nas 2 czasem 2.5h drogi. W długie majowe, czerwcowe dni to jest niesamowity skarb i zdarza nam się lecieć na Mogielnicę, Lubogoszcz czy inny pagór zaraz po pracy. Wyjazd z Krakowa o 17:00, a zachód słońca na szczycie! Tak! Mamy taką opcję!
Czasem patrzę na mapę i przed weekendem myślę "nie ma gdzie pojechać, bo w okolicy wszędzie już byliśmy".
Ech... "Gdy Aleksander ujrzał swoje imperium to zapłakał, bo nie zostało już nic do podbicia"
A potem mamy taką rozmowę, która uświadamia nas, jak o wiele więcej możliwości mamy niż inni. Dziękuję za uświadomienie nam tego co niby jest oczywiste, a jednak czasem się o tym zapomina. To była jedna z najbardziej budujących rozmów w tym roku, zapewne kompletnie niezamierzona przez naszą koleżankę, ale efekt jest jaki jest! Dziękujemy!
Enigmatyczne, ale takie jest z założenie i tylko po to aby pokazać Wam, że te nasze wieczne wakacje nie są jednak wieczne i nadal jesteśmy tylko ludźmi.
Po prostu dobrze zarządzamy czasem, a baterie (i działa) ładujemy w górach, aby nie zwariować :P
A trzeci temat to swoiste DZIĘKUJĘ.
Za pewną rozmowę na rajdzie Wiosenna HAŁA. Prostą, zwykłą, koleżeńską rozmowę... która trafiła mnie prosto w serce.
Staliśmy z Basią już na mecie i rozmawialiśmy z jedną z zawodniczek o wycieczkach, wyprawach i rajdach... i nagle pada takie zdanie:
"Ale Wy macie dobrze, godzina i jesteście w górach...a my? Jak przyjdzie weekend, to jakie mamy opcje? Znowu Kampinos czy lasy pod Otwockiem"
To jest tak prawdziwe, tak głęboko prawdziwe... - tak, mamy dobrze i to trzeba, po prostu trzeba docenić.
Tatry, Beskidy, ba! nawet Góry Opawskie to jest dla nas 2 czasem 2.5h drogi. W długie majowe, czerwcowe dni to jest niesamowity skarb i zdarza nam się lecieć na Mogielnicę, Lubogoszcz czy inny pagór zaraz po pracy. Wyjazd z Krakowa o 17:00, a zachód słońca na szczycie! Tak! Mamy taką opcję!
Czasem patrzę na mapę i przed weekendem myślę "nie ma gdzie pojechać, bo w okolicy wszędzie już byliśmy".
Ech... "Gdy Aleksander ujrzał swoje imperium to zapłakał, bo nie zostało już nic do podbicia"
A potem mamy taką rozmowę, która uświadamia nas, jak o wiele więcej możliwości mamy niż inni. Dziękuję za uświadomienie nam tego co niby jest oczywiste, a jednak czasem się o tym zapomina. To była jedna z najbardziej budujących rozmów w tym roku, zapewne kompletnie niezamierzona przez naszą koleżankę, ale efekt jest jaki jest! Dziękujemy!
Rok 2024 to także odkrycie mega motywacyjne piosenki, której Basia nie znosi - całość TUTAJ, tekst poniżej :D
"Jesteś takim małym niczym
Jesteś kawałkiem paprocha
Nikt ci nie zapali zniczy
Bo nikt kurwa cię nie kocha
Nikt nie przejmie się, jak znikniesz
Możesz skoczyć se pod metro
Dla nikogo to nie będzie przykre
PRZESTAŃ KURWA MAZAĆ SIĘ JAK DZIECKO
(...ponoć w lodówce jeszcze jest światło!)"
Piękne!
Prawdziwe do bólu jak ten świat działa i ten ostatni wers - srogi
"bitch slap" na ryj! Jak chcesz coś zmienić, to do roboty a nie siedzieć
i płakać.
Katowane non-stop na playliście na dojazdach na różne rajdy i wyprawy. To jest czysty zastrzyk energii do działania. Pogódź się z tym, że dla świata niewiele znaczysz, więc działaj i bierz z życia ile zdołasz.
Katowane non-stop na playliście na dojazdach na różne rajdy i wyprawy. To jest czysty zastrzyk energii do działania. Pogódź się z tym, że dla świata niewiele znaczysz, więc działaj i bierz z życia ile zdołasz.
"- You fool, no man can kill me!
- I am no man..." I AM SZKODNIK (chyba nie muszę podawać do czego to nawiązanie)
Po takich mostach chodzimy tylko do TEJ muzyki :D
Under wicked sky
Magic! Pure magic :)
No dobra, to chyba tyle podsumowania ogólnego - przejedźmy się zatem szczegółowo po to co się działo:
STYCZEŃ:
Rok zaczynamy od Zimowego Rajdu Doliną Soły - tym razem w wersji pieszej, aby jednak nie kusić losu i nie glebować na lodzie (rehabilitację kolana skończę około czerwca, więc początek roku to jeszcze nie jest czas na rower na lodzie).
Póki w górach zalegają śniegi, to będziemy atakować różne szczyty pieszo, zostawiając rower na wiosnę, lato i jesień. Szczyty w zimowej aurze to zupełnie inny klimat niż w lecie, więc:
- wpadniemy na Wysoką i Durbaszkę w Pieninach
- oraz na obiad w schronisku pod Babią
LUTY:
Nadal działamy pieszo w górach. Najpierw odwiedzimy Beskid Śląski i klasyk klasyków czyli Klimczok i Szyndzielnię,
a tydzień później pojedziemy w Góry Opawskie na Srebrną i Biskupią
Kopę. To właśnie wtedy, w ten dzień, dowiemy się o śmierci naszego
rajdowego kolegi. Góry, wiatr urywający głowę i miliony przemyśleń i
refleksji... na długo zapamiętamy zatem ten wyjazd.
Kolejną wyprawą będzie wejście na Pilsko... dwa razy. Gdy weszliśmy pierwszy raz to nie był żadnych widoków - totalna mgła. Zejdziemy zatem do schroniska, a tam spotkamy fotografa, który dopiero na Pilsko będzie szedł... obiecuje On, że pod koniec dnia widoki jeszcze się otworzą. Przekonał nas - robimy podejście drugi raz, tym razem innym szlakiem. Miał rację :D
W piątek 16-stego lutego dowiadujemy się, że w poniedziałek (19-stego) ma się u mnie w firmie odbyć rzeź... opisana powyżej. Nie wiemy kogo obejmie, a kogo nie - dowiemy się w poniedziałek rano, więc ja profilaktycznie się spakowałem. Lubię być przygotowany na każdy scenariusz. Ciężko wysiedzieć w niepewności, więc uderzamy na Mogielnicę - górę, która na zawsze uspokaja. Rok temu dwa dni przed operacją kolana, w deszczu szukałem spokoju ducha na tym szczycie, teraz podobnie, patrzymy z Polany Stumorgowej jak pod naszymi stopami przewalają się chmury. Ta góra ma dla mnie magiczny klimat - tam zawsze odnajduję spokój (ale i gubię błotniki :D - już 4 razy).
Końcówka lutego to rajd mini-BIKE ORIENT w lasach niedaleko Spały. Dobrze zacząć rowerowy sezon rajdowy, mimo że Basia trochę będzie narzekać na operowane kolano (jej rekonwalescencja będzie szła trochę trudniej niż moja - dlatego też, mimo że jej operacja to był 2022, a moja 2023, to tak naprawdę, dopiero rok 2024, a dokładniej jego polowa to zakończenie rehabilitacji dla nas obojga).
Kolejną wyprawą będzie wejście na Pilsko... dwa razy. Gdy weszliśmy pierwszy raz to nie był żadnych widoków - totalna mgła. Zejdziemy zatem do schroniska, a tam spotkamy fotografa, który dopiero na Pilsko będzie szedł... obiecuje On, że pod koniec dnia widoki jeszcze się otworzą. Przekonał nas - robimy podejście drugi raz, tym razem innym szlakiem. Miał rację :D
W piątek 16-stego lutego dowiadujemy się, że w poniedziałek (19-stego) ma się u mnie w firmie odbyć rzeź... opisana powyżej. Nie wiemy kogo obejmie, a kogo nie - dowiemy się w poniedziałek rano, więc ja profilaktycznie się spakowałem. Lubię być przygotowany na każdy scenariusz. Ciężko wysiedzieć w niepewności, więc uderzamy na Mogielnicę - górę, która na zawsze uspokaja. Rok temu dwa dni przed operacją kolana, w deszczu szukałem spokoju ducha na tym szczycie, teraz podobnie, patrzymy z Polany Stumorgowej jak pod naszymi stopami przewalają się chmury. Ta góra ma dla mnie magiczny klimat - tam zawsze odnajduję spokój (ale i gubię błotniki :D - już 4 razy).
Końcówka lutego to rajd mini-BIKE ORIENT w lasach niedaleko Spały. Dobrze zacząć rowerowy sezon rajdowy, mimo że Basia trochę będzie narzekać na operowane kolano (jej rekonwalescencja będzie szła trochę trudniej niż moja - dlatego też, mimo że jej operacja to był 2022, a moja 2023, to tak naprawdę, dopiero rok 2024, a dokładniej jego polowa to zakończenie rehabilitacji dla nas obojga).
MARZEC:
Marzec zaczynamy od wyciągnięcia Kingi w Beskid Niski na szczyt BARANIE
oraz Przełęcz Dukielską. Jak w 2023 udało nam się wybrać w teren z
Kingą kilka razy, to ta wyprawa będzie naszą jedyną wspólną w 2024.
Tak jakoś wyszło, ale mamy nadzieję, że powrót po nocy, przez podmokłe
tereny, w przenikliwym zimnie nie ma z tym nic wspólnego :P
Przecież to nie pierwszy raz i to jest powszechnie wiadome, że z nami często się tak kończy...
Niedziela po tym wyjeździe to zawody szermiercze SFA LIGII B w Siemianowicach Śląskich. Lubię popatrzeć na fajne akcje szermiercze i obijanie sobie masek.
W drugi weekend marca udaje nam się zabrać naszego uzdolnionego Szablistę Piotra na wyprawę rowerową na Spisz. Zaatakujemy nasz kochany GRANDEUS oraz górę Żar (tą stromą nad Jeziorem Czorsztyńskim).
W kolejnych dniach wybierzemy się z Amelią i Lenonem do Doliny Racławki. Racławka zawsze na propsie, bo to moja ukochana dolinka (podkrakowska), zraz obok Szklarki :P.
W kolejny weekend zapowiadają deszcze prawie wszędzie... oprócz trochę dziwnego pasa na północny-wschód od Krakowa. W sumie wpisuje to się to w nowo otwarte Velo Proszowice, więc manewrujemy między opadami i uda nam się przejechać tą trasę na sucho! Szczęściu trzeba pomóc!
Tzn. Velo Proszowice uda się na sucho, bo wymyślimy powrót przez WTR'kę... co zrobi z wycieczki ponad 150 km, wpakuje nas w grad i deszcz ze śniegiem i nocą :P
Było jednak trzymać się tego północno-wschodniego pasa, a nie zjeżdżać na południe :P
Druga połowa marca to Gorce pieszo z Bartkiem - trasa trochę mniej oczywista, bo Kiczora, Jaworzyna oraz Magurki.
W drugi dzień Świąt Wielkanocnych, między jednym a drugim "stołem" jedziemy przejechać się w Dolinki. Dolinki, moje kochane Dolinki... 35 km a 800m przewyższenia pyknie :D
Przecież to nie pierwszy raz i to jest powszechnie wiadome, że z nami często się tak kończy...
Niedziela po tym wyjeździe to zawody szermiercze SFA LIGII B w Siemianowicach Śląskich. Lubię popatrzeć na fajne akcje szermiercze i obijanie sobie masek.
W drugi weekend marca udaje nam się zabrać naszego uzdolnionego Szablistę Piotra na wyprawę rowerową na Spisz. Zaatakujemy nasz kochany GRANDEUS oraz górę Żar (tą stromą nad Jeziorem Czorsztyńskim).
W kolejnych dniach wybierzemy się z Amelią i Lenonem do Doliny Racławki. Racławka zawsze na propsie, bo to moja ukochana dolinka (podkrakowska), zraz obok Szklarki :P.
W kolejny weekend zapowiadają deszcze prawie wszędzie... oprócz trochę dziwnego pasa na północny-wschód od Krakowa. W sumie wpisuje to się to w nowo otwarte Velo Proszowice, więc manewrujemy między opadami i uda nam się przejechać tą trasę na sucho! Szczęściu trzeba pomóc!
Tzn. Velo Proszowice uda się na sucho, bo wymyślimy powrót przez WTR'kę... co zrobi z wycieczki ponad 150 km, wpakuje nas w grad i deszcz ze śniegiem i nocą :P
Było jednak trzymać się tego północno-wschodniego pasa, a nie zjeżdżać na południe :P
Druga połowa marca to Gorce pieszo z Bartkiem - trasa trochę mniej oczywista, bo Kiczora, Jaworzyna oraz Magurki.
W drugi dzień Świąt Wielkanocnych, między jednym a drugim "stołem" jedziemy przejechać się w Dolinki. Dolinki, moje kochane Dolinki... 35 km a 800m przewyższenia pyknie :D
Niezmiennie :)
Prosimy nie latać. Siła argumentu - to lubię :)
W okolicy poligonu pod Virholatem
KWIECIEŃ
Kwiecień
zaczyna się od potężnej wyrypy rajdowej, która jest jednocześnie
MEMORIAŁEM naszego niedawno zmarłego Kolegi - LISZKOR. On od lat układał trasy
tego rajdu, więc teraz kiedy Go zabrakło, nie było wiadomo czy się ona
odbędzie, a jeśli tak, to w jakiej formie. "On by chciał abyście się
ścigali i ściorali..." - takie słowa padną podczas wielu różnych rozmów,
a ciężar przygotowania trasy weźmie na siebie "Bronek" bazując na
wstępnych wynikach prac Grześka. Wraz z Moniką i Tomkiem (ekipa KORNO)
zrobią piękny rajd i jeszcze piękniejszy memoriał.
Podobnie jak na pogrzeb, przyjedziemy w zasadzie "wszyscy" z tego ORIENT świata... mam nieodparte skojarzenie ze Zajazdem Gnieźnieńskim.
Kolejny weekend to nasz pierwszy start na HALE, bo od niedawna pojawiły się na niej trasy rowerowe.
Tutaj dojdzie do jednej z najważniejszych dla mnie rozmów w tym roku - opisanej powyżej.
"Niedojeżdżeni" na Hale ruszamy w niedzielę w DOLINKI. Srogo dowali nam deszczem, ale będzie pięknie. Szczęście to stan umysłu oraz piękne krajobrazy moich ukochanych Dolinek Podkrakowskich :D
20 kwietnia zameldujemy się wraz z Andrzejem na Jaszczurze - Galicyjskie Pagóry. Będzie to jeden z najdzikszych Jaszczurów na jakim będziemy walczyć o przetrwanie. Niesamowity rajd w bardzo dzikim terenie Pogórza Przemyskiego. Noc pod rajdzie spędzimy w aucie i rano ruszmy z biegiem Wiaru przez Księstwo Arłamowskie.
Podobnie jak na pogrzeb, przyjedziemy w zasadzie "wszyscy" z tego ORIENT świata... mam nieodparte skojarzenie ze Zajazdem Gnieźnieńskim.
Kolejny weekend to nasz pierwszy start na HALE, bo od niedawna pojawiły się na niej trasy rowerowe.
Tutaj dojdzie do jednej z najważniejszych dla mnie rozmów w tym roku - opisanej powyżej.
"Niedojeżdżeni" na Hale ruszamy w niedzielę w DOLINKI. Srogo dowali nam deszczem, ale będzie pięknie. Szczęście to stan umysłu oraz piękne krajobrazy moich ukochanych Dolinek Podkrakowskich :D
20 kwietnia zameldujemy się wraz z Andrzejem na Jaszczurze - Galicyjskie Pagóry. Będzie to jeden z najdzikszych Jaszczurów na jakim będziemy walczyć o przetrwanie. Niesamowity rajd w bardzo dzikim terenie Pogórza Przemyskiego. Noc pod rajdzie spędzimy w aucie i rano ruszmy z biegiem Wiaru przez Księstwo Arłamowskie.
DŁUGI WEEKEND MAJOWY (a dokładnie koniec kwietnia oraz początek maja)
Jeden z tegorocznych powrotów - to nasz powrót na RUDAWSKA WYRYPĘ.
MAJ (pozostała cześć miesiąca)
Skoro COMPASS wydał nową mapę "ZIEMIA RADOMSKA" to bierzemy się za jej objazd, a znajdziemy tam wysiedlone wioski... tak, że nie pozostała nawet Altana.
Potem udaje nam się wybrać tam, gdzie zawsze chcieliśmy, a nigdy nie było okazji - Wzgórza Strzelińskie. Zawsze zostawały na później, bo leciało się w szeroko rozumiane Sudety, a nie jakieś pagóry pod Strzelinem. Jednak skoro nocą atakujemy 32-gą edycję Tropiciela, to idealnie można to połączyć. Wzgórza za dnia, a Tropek po nocy. Kolejny, piękny, bezsenny weekend.
Koniec maja przynosi nam pierwszą z czterech (lub pięciu jeśli liczyć Rudawską Wyrypę... no i wtedy to drugą, a nie pierwszą...) mega wyrypę.
Postanawiamy także przejechać SZLAK PIEKIELNY z Piekła do Nieba. 282 km w 31 godzin non-stop... a to dopiero początek tego co odwalimy w tym roku.
Potem udaje nam się wybrać tam, gdzie zawsze chcieliśmy, a nigdy nie było okazji - Wzgórza Strzelińskie. Zawsze zostawały na później, bo leciało się w szeroko rozumiane Sudety, a nie jakieś pagóry pod Strzelinem. Jednak skoro nocą atakujemy 32-gą edycję Tropiciela, to idealnie można to połączyć. Wzgórza za dnia, a Tropek po nocy. Kolejny, piękny, bezsenny weekend.
Koniec maja przynosi nam pierwszą z czterech (lub pięciu jeśli liczyć Rudawską Wyrypę... no i wtedy to drugą, a nie pierwszą...) mega wyrypę.
Postanawiamy także przejechać SZLAK PIEKIELNY z Piekła do Nieba. 282 km w 31 godzin non-stop... a to dopiero początek tego co odwalimy w tym roku.
Kraków - Warszawa na rowerze, czyli z cyklu nasze głupie pomysły :P
Od Syrenki do Smoka
W Tatrach
Znowu w Tatrach, a tak dokladniej to dookoła :D
A teraz NIESPODZIANEK !!!
SERIA ZDJĘC Z KARKONOSZY - kilka wybranych. Z żadnej z tych wycieczek nie udało mi się zrobić wpisu... brakuje czasu, brakuje sił.
Więc wcześniej nie publikowane zdjęcia - ENJOY !!!
"When the cold of winter comes..." albo nie "comes", a raczej "does not want to go away" :D
Pod Śnieżką rowerem - legalnie, kochamy Czechy :D
Dokładnie tak - jak życie rzuca Ci przeszkody pod nogi, sięgnij po sprzęt który po nich przejdzie :D
Życie chcialo na nas nasłać CZTERECH JEŹDŹCÓW APOKALIPSY, ale uznało że na pewno stawimy opór.. więc wysłało sześciu (scena jak TUTAJ - two pawns, as you wish)
Cudownie, zawsze coś prawda? No, ale w sumie... podchodzą po otwartym polu, a ja mam celownik optyczny i zapas amunicji. No cóż, po prostu bark zaboli trochę bardziej, bo będzie sześć odrzutów, a nie cztery.
Piękne szlaki rowerowe
Dokłanie tak, piękne szlaki rowerowe
Single o zachodznie słowa !!!
Bajka
Zachód słońca: jest codziennie
My: JAK PIĘKNIE !!!
Niereformowalni, niereformowalni :D
W Krainie Wygasłych Wulkanów - Góry Kaczawskie, podejście pod Ostrzycę :)
Arka Noe'ego - serio!
I tęcza na niebie "obok" arki - pięknie się to złożyło. Niesamowicie
Co to za TROJAN? :D
Wodospady... jak ja kocham wodospady
Znowu na granicy... wszelakiej: kraju, umiejętności, ryzyka :D
Będziemy tam zaraz podchodzić - serio...
Piękne wstęgi dróg - Góry Krucze
Kocham Gory Krucze !!!
CZERWIEC
Czerwiec to nasz dłuższy urlop spędzany w dwóch miejscach: na trójstyku Polska-Słowacja-Czechy oraz w Beskidzie Niskim.
Nie udało mi się zrobić wpisu ze wszystkich wypraw, ale część z nich udało się "wepchnąć" na bloga... łatwo nie było, bo to czasochłonne, ale - w przeciwieństwie do Karkonoszy - udało się:
- Chata dobra jak CHLEBNie udało mi się zrobić wpisu ze wszystkich wypraw, ale część z nich udało się "wepchnąć" na bloga... łatwo nie było, bo to czasochłonne, ale - w przeciwieństwie do Karkonoszy - udało się:
- Lysa Hora i Travny Vrch
- SMRK oraz RADEGOST (niesamowita góra, która wdarła się do czołówki moich ulubionych gór!!)
- Nasz trzeci Mincol
- Polom Velky i Javorowy
- odwiedzimy Króla Ruskiego i Polską Ambasadę w Trzech Studziankach (nieee, nie tymi pod Krywaniem) :)
- Virholat czyli niesamowity huk artylerii niosący się po górach...i to aż nad Morskie Oko! Hardcore!
Zabrakło
kilka wpisu, ale tak jest zawsze gdy jesteśmy na wakacjach. Nie sposób
zrobić relacji z każdej wycieczki... nie dałem rady.
WARSZAWA i powrót do KrakowaAbsolutny rekord jeśli chodzi o odległość - 489 km w 54 godziny. Niesamowita, acz dość spontaniczna wyprawa z cyklu włóż rower do pociągu, a potem wróć na nim do Krakowa.
LIPIEC
Tatry - Bystra już BŁYSZCZy w oddali - wracamy w nasze ukochane góry. Zielone światło na Tatry to idziemy po bandzie i zaczynamy od 40 km w jeden dzień, bo będziemy łapać po drodze wszystko godne złapania czyli np. Smoczą Jamę czy Jaskinię Raptowicką :D
Kolejną wyprawą jest Rajd Hawran w Beskidzie Niskim. To właśnie tam dojdzie do rozmowy z Gorlice Bike
Przygoda życia - OBJAZD TATR SZLAKAMI
(250km oraz 5500 m przewyższenia). Czekaliśmy na to długo, udało się
dopiero przy siódmej próbie... ale najważniejsze, że UDAŁO SIĘ.
Jedna z największych naszych przygód wyprawowych, przekroczenie pewnej granicy (i nie mówię tutaj o granicy ze Słowacją). Szczegóły znajdziecie oczywiście w relacji, więc nie będę się tutaj rozpisywał, ale powiem krótko: jesteśmy cholernie dumni z tej akcji. Niesamowita przygoda w naszych ukochanych górach i to w "wariancie czarnym" (SKORUSZYNA rulezzz, KOPEC i MACHY wymiatają, a 007 jest liczbą nie tylko James'a, ale i naszą!)
Tydzień później, nadal nie mając dość Tatr... co ja mówię, zakochawszy się w nich na nowo, ruszamy na BANIKOVA oraz SALATYNA.
Zawsze mówiłem, że Zachodnie są ładniejsze niż Wysokie i wiecie co... BANIKOV oraz SALATYN utwierdził nas w tym przekonaniu!
Przepiękna trasa...acz bardzo wymagająca, wyszło 15h marszu.
Jedna z największych naszych przygód wyprawowych, przekroczenie pewnej granicy (i nie mówię tutaj o granicy ze Słowacją). Szczegóły znajdziecie oczywiście w relacji, więc nie będę się tutaj rozpisywał, ale powiem krótko: jesteśmy cholernie dumni z tej akcji. Niesamowita przygoda w naszych ukochanych górach i to w "wariancie czarnym" (SKORUSZYNA rulezzz, KOPEC i MACHY wymiatają, a 007 jest liczbą nie tylko James'a, ale i naszą!)
Tydzień później, nadal nie mając dość Tatr... co ja mówię, zakochawszy się w nich na nowo, ruszamy na BANIKOVA oraz SALATYNA.
Zawsze mówiłem, że Zachodnie są ładniejsze niż Wysokie i wiecie co... BANIKOV oraz SALATYN utwierdził nas w tym przekonaniu!
Przepiękna trasa...acz bardzo wymagająca, wyszło 15h marszu.
SIERPIEŃ:
Sierpień zaczyna się to od eksploracji terenów Orawy, na której planujemy zrobić nasz rajd CZARNA OWCA ORIENTEERINGU!! Trzymajcie kciuku aby się udało i zapiszcie datę: 29-30.III.2025. Ogromne wyzwanie przed nami, samodzielne zorganizowanie rajdu... to jedno z większych przedsięwzięć na rok 2025.
Niedługo po powrocie z Orawy łapiemy Amelię i Lenona i jedziemy na CHOĆ - piękną, słowacka górę.
Natomiast długi weekend sierpniowy to jest najtrudniejsza (mimo, że nie najdłuższa) wyprawa w naszej historii: PRZEMYŚL powrót do KRAKOWA (na rowerze, szlakami - 350 km, 7500 m przewyższenia i 71h non-stop w trasie). Ostatnia z naszych tegorocznych wypraw. Z tego też jesteśmy cholernie dumni. To jest ten opisany we wstępie powrót do mega-wyryp.
Nasze miejsce noclegu podczas jazdy z Przemyśla czyli Szkodnik na zamku :D
Kilka godzina snu na Brzance podczas powrotu z Przemyśla
Między Salatynem na Banikovem
Nadal między nimi - przepiękna trasa
Podejście pod Mała Wysoką
Niesamowite miejsce
Srogo!!
Wracamy w doliny - jak zawsze dnia nam zabrakło na wszystkie nasze plany
WRZESIEŃ:
Sama końcówka sierpnia i początek września to nasz urlop pod Tatrami.
- Wyprawa po Kozi Kamień
- Kralova Hola i Grań Tatr Niżnych
- Obrzeża Słowackiego Raju na rowerze
- Tatry Wysokie - Koporowy
- Dolinami pod szczytami Tatr - część 1
- Bystra Ławeczka- Dolinami pod szczytami Tatr - część 2
- DUMBIR to fajny CHOPOK
- Dolinami pod szczytami Tatr - część 3
Tydzień po powrocie mieliśmy jechać na Mordownika, ale to "czas wielkiej wody"... ogromna tragedia na naszym ukochanym Dolnym Śląsku.
Niewiele da się zrobić, bo jak przenieść całe miasto (Kłodzko) na bezpieczny teren? Jedna z pierwszy powodzi w Kłodzku datowana jest na 1310 rok. Potem także wielka woda zniszczyła to miasto w 1475. Jak przenieść całe miasto...?
Zbiornik Racibórz - mocarz, który zrobił niesamowitą robotę, spłaszczając falę, ale Dolny Śląsk niestety oberwał naprawdę mocno.
Ze względów bezpieczeństwa Mordownik został odwołany, a my po prostu pomogliśmy złożyć trasę rajdu.
Końcówka września to znowu Tatry - atakujemy Polski Grzebień i Mała Wysoką.
Niedziela to rowery - ciężko było wstać po srogiej tatrzańskiej wyrypie, ale pogoda żyleta, więc trzeba jechać! - Velo Pszemsza i "Pojezierze Olkuskie" :P !
Niedziela to rowery - ciężko było wstać po srogiej tatrzańskiej wyrypie, ale pogoda żyleta, więc trzeba jechać! - Velo Pszemsza i "Pojezierze Olkuskie" :P !
PAŹDZIERNIK
Październik zaczynamy od KIWONAw Beskidzie Niskim. Deszcz, mgły i rodzinne spory :D
Tydzień później znowu zawitamy w Tatry, tym razem na Rohaczei będzie nam dane zobaczyć Widmo Brockenu, dwa razy!!
Dzień po Tatrach czyli w niedzielę wpadniemy do Marcina, który robi Silesię Race w naszym mieście czyli Rajd Miejski KRAKÓW.
Następny tydzień to kolejny weekend bez snu i jazda po połowie kraju:
- Jaszczur w województwie wielkopolski
- przejazd na Tropiciela 33
- a w niedzielę, wracając z Tropiciela, wycieczka rowerowa po Dolinkach.
Dopełnieniem, swoistą koronacją tego weekendu, był fakt że po raz kolejny zdobyliśmy miano Tropiciela (zaliczenie wszystkich punktów kontrolnych w zadanym czasie), co dało nam najwyższe Tropicielowe odznaczenie - złotą odznakę. Trochę na nią pracowaliśmy, bo trzeba mieć zdobytych 9 takich mian. Piękna sprawa!
A jako że październik się jeszcze nie skończył, to znowu walimy w Tatry - tym razem na Lodową Przełęcz.
A w niedzielę po Tatrach znowu rower i Dolinki - tak aby się jeszcze trochę sponiewierać :P
White-Out na KIWONIE
Rohacze!!
Hold tight !!!
W naszych ukochanych górach
LISTOPAD
Listopad zaczynamy od wyprawy do San Escobar po Fajną Rybę - jak ja kocham te głupie nazwy :D
Tydzień później mamy zawody szermiercze, których jesteśmy prawie gospodarzami - prawie bo nie Kraków, w Wieliczka. Niemniej, postanawiamy być obecni zarówno na eliminacjach, jak i na finałach... no ale co pisałem Wam o rozmowie na Hale :D
Mamy dobrze, bo mamy wszędzie blisko, więc śniadanie jemy na Mogielicy, a dopiero potem przyjeżdżamy na Puchar Wieliczki:)
Długi listopadowy weekend kończymy wycieczką rowerową na Durbaszkę i Veterny Vrch... kurde, w Jaworkach, gdy parkujemy jest -7 stopni! Grubo!
Jako, że góry trochę zasypie śnieg, to zacznie się teraz etap wycieczek pieszych:
- najpierw porywamy moją kuzynkę i jej męża na Pilsko, Rysiankę i Romankę
- potem już sami lecimy Pasmo Polic... jest -11 na Cylu Hali Śmietanowej, gryzie po ryju :P
- wpadamy na Mistrzostwa, na finały bo to zakończenie sezonu zawodów (Puchar 3 Broni 2024)
- a zaraz potem na zachód słońca na Babiej Górze (wiało około 110 km/h, więc ledwie dało się ustać!)
GRUDZIEŃ
Grudzień zaczniemy od Skrzyczenego i Malinowej Skały!
A potem nie nadążę z wpisami... w jeden weekend nas sponiewiera choroba... tak, my czasem też chorujemy i będzie to w zasadzie jedyny weekend w 2024 roku bez aktywności... grubo, nie? A w okresie świątecznym poleci kilka wycieczek, tak między jednym rodzinnym obiadem na drugim... Nie wyrobię z wrzuceniem wszystkiego na bloga:
- rower - walczące zwierzęta
- rower Zalew Wydra i Wielkanoc w Boże Narodzenie
- pieszo - Radziejowa utulona w JACKOWEJ POŚCIELI
Brakło wpisów z Gorców: Kudłoń, Turbacz, Gorc.
A nowy rok to już Mała Fatrą Zimą i Czechy zimą czyli Radegost... no ale to już postaram się wrzucić we wpisach z 2025.
Kilka liczba dla fanów metryk:
- Pieszo w 2024 ---> 866 km i ponad 40 000 przewyższeń
- Rower w 2024 ---> 5622 km i ponad 91 000 przewyższeń
Powiedziałbym, ze k****a GRUBO :D :D :D
I ostatnia porcja zdjęć z 2024 - do zobaczenia w 2025. Jak zawsze albo na szlaku albo na planszy szermierczej.
Złota odznaka TROPICIELA !!!
Uwierzycie, że 3 godziny wcześniej było tutaj -7? :D
"Porwaliśmy się na zdobycie wielkich gór, herosi z dawnych lat służyli nam za wzór... po drodze hulał wiatr i sypał w oczy śnieg, paraliżował strach, odbierał zmysły lęk"
"...i warto było iść, do góry wciąż się piąć..."
Kręta życiowa ścieżka :)
Ostatnie chwile 2024 spędzamy tak jak kochamy... "Przepięknie jest i tylko tlenu mniej... "
Kategoria SFA, Wycieczka