Izerska Wielka Wyrypa 2015
-
DST
133.00km
-
Sprzęt SANTA
-
Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 26 sierpnia 2015 | dodano: 26.08.2015
Uwaga RELACJA ZAWIERA LOKOWANIA PRODUKTU "Góry Izerskie"
Ktoś
kiedyś powiedział: "pokochasz Góry Izerskie", więc pokochałem. To Góry,
które są u mnie na specjalnych prawach - nawet po Rudawskiej Wyrypie,
wykończeni i styrani pojechaliśmy specjalnie w Izery, jeszcze choć
chwilę poszwędać się po tych wspaniałych ścieżkach (przed powrotem do
domu).
To góry, które mają szczególne miejsce w moim
sercu, z swoim "Rezerwatem Ciemnego Nieba", z śpiącym "Stanisławem"
Kwarcem, Chatką Górzystów, Stacją Orle itp.
Kto raz tu był, ten na pewno tu wróci.
Dlatego też, jak tylko dowiedzieliśmy się, że baza tegorocznej IZERSKIEJ WYRYPY będzie w Świeradowie-Zdroju to wiedzieliśmy, że nie może nas tam zabraknąć.
Dlatego też, jak tylko dowiedzieliśmy się, że baza tegorocznej IZERSKIEJ WYRYPY będzie w Świeradowie-Zdroju to wiedzieliśmy, że nie może nas tam zabraknąć.
Świeradów sam w sobie pachnie mocnymi podjazdami, więc było jasne, że będzie ostro!
Na to się pisaliśmy i to dostaliśmy. Ale od początku:Do
Świeradowa-Zdroju docieramy w piątek około 22:30. Miasteczko już śpi,
ale nie Żaba - Żaba na fontannie, niestrudzenie przelewa wodę - dobrze
ją znowu zobaczyć. Rejestrujemy, przygotowujemy rowery i idziemy spać.
Odprawa jest kilka minut po 5:30.Całą drogę obstawialiśmy, gdzie będzie rozdanie map. Naszym typem był parking nad kolejką, nad Zajęcznikiem, przy starcie polskich singletrek'ów. Wydawało się to idealnym miejscem: dużo wolnej przestrzeni, ostry podjazd który rozsunie peleton. To co zrobili Organizatorzy nas zniszczyło. Mapy będą rozdawane na "AGRAFCE". Myślałem że padnę jak to zobaczyłem. To niczym rozmowa z jakimś "Doctorem":
- Na chandrę i smutki, zalecam dla Pana 300 m czystego przewyższenia.
- Ale ja...mam to wdychać czy wstrzykiwać?
- Podjeżdżać. Łykać i podjeżdżać
AGRAFKA! No jest ostro...ostro pod górę. Nie ma 7:00 ma my mamy połowę trasy na Izerski Stóg łykniętą. Dostajemy Mapy. To już nie problem ale koszmar komiwojażera - mam nadzieję że uważałeś na optymalizacji bo dziś jest level hard. Na pierwszy rzut oka trasa jest nie do zaplanowania pod kątem jakieś sensownej pętli. Nie dość, że nie ma oczywistego wariantu to trzeba uważać aby czegoś bez sensu nie zjechać i potem nie podjeżdżać tego na nowo - to góry! Rewelacja! Taktyka będzie miała znaczenia, a nie tylko działania operacyjne (czytaj. ciśniesz ile fabryka dała).
Mimo, że tą część Izer znam na pamięć i widzę charakterystyczne punkty: Świeradowiec, Chatka Górzystów, Jakuszyce, okolice "Samolotu", Drwale, "Katorga", to nijak nie idzie tego poskładać w jakaś sensowną trasę. Postanawiamy planować fragmentami.Postanawiamy zacząć od "Katorgi" - zielonym szlakiem w dół do punktu (pkt 17), podbić kartę, cofnąć się kawałek i uderzyć na Łącznik. Dalej "Drogą Telefoniczną" dół i odbić na w lewo na Świeradowiec (pkt 20)
Plan zaakceptowany. Lecimy na "Katorgę" - dwa razy tam byłem, raz w górę z rowerem, to było zło. Raz w dół rowerem, to też było zło: biały dym z tarcz i nadpalone klocki. Na punkcie spotykamy się ze Zdezorientowanymi, których widzieliśmy już na starcie. Wybierają zjazd "Katorgą" i walkę o punkty na północnej części mapy. Zazdroszczę zjazdu bo jest on rewelacja, ale nie chcemy tracić tyle wysokości - najpierw góry skoro jesteśmy już tak wysoko.
Trzymamy się planu, po Świeradowcu przejeżdżamy przez Drwale, łapiemy punkt na drodze ścinkowej (pkt 22) a potem lecimy do żółtego szlaku i wzdłuż granicy po kolejny punkt (pkt 23). Dziś tu jest sucho, pamiętam zółty szlak jako rzekę. Potem przelot żółtym szlakiem odbicie na bagienko (pkt 26) i długa na Chatkę Górzystów (pkt 29).Rewelacyjnie zaopatrzony punkt żywieniowy: izotonik, drożdżówki (nooo!!! a nie jak rok temu!!), owoce. Aż nie chce się stamtąd wychodzić.
Trzymamy się nadal żółtego szlaku, do przedłużenia "Trasy Radiowej Jedynki". Skręt w prawo i kierunek: punkt pod mostem. Oczywiście najpierw szukamy na przepuście i dopiero głos rozsądku krzyczący "OGARNIJ PODSTAWOWĄ WIEDZĘ Z INŻYNIERII LĄDOWEJ, PACANIE" mówi nam, że to jednak kawałek dalej (pkt 30). Ciśniemy długi przelot aż do Szklarskiej Drogi, skąd odbijamy w małe ścieżki po kolejny punkt (pkt 34). Powrót przez "Samolot" aż do Jakuszyc (pkt 35). Kolejny punkt żywieniowy i kolejne drożdżówki - jestem w niebie: opycham się drożdżówkami w Izerach. "Tu mi dobrze, tu mi ciepło, tu się będę rozmnażał" :)
Tą część jechaliśmy niemal bez mapy - w tej części Gór Izerskich znamy każdy kamień i każdy krzak. Teraz będzie trudniej bo wkraczamy na tereny dużo mniej znane (1-2 razy przejazdem tam byliśmy) oraz zupełnie nieznane. Przecinamy linię kolejową, łapiemy kolejny punkt (pkt 33). Ciśniemy koszmarny podjazd czerwonym szlakiem prawie pod schronisko Wysoki Kamień. Co charakteryzuje Wysoki Kamień? Jest wysoko położonym kiemień. Pchamy grzecznie, a końca nie widać - punkt jest na skałach przed schroniskiem, na dochodzącym żółtym szlaku (pkt 32). Karta podbita - decydujemy się na zjazd żółtym szlakiem. Decyzja w ciemno, bo tych terenów nie znamy, okazał się doskonała. Trudny, techniczny zjazd. Sekcja kamerdolców, pakiet korzenny, sekcja kamerdolców, pakiet korzenny...próbuję ominąć jakieś chore układy korzeni, ale las spycha mnie z powrotem na drogę. Jakaś choinki uprzejmie informuje mnie: "proszę odebrać swój pakiet korzeny!!" i rzucają mnie z powrotem na ścieżkę. Pokornie więc odbieram kolejne pakiety. Lecimy żółtym w dół, aż w okolice Zakrętu Śmierci. Pierwsze pasmo Izer zrobione.(odpuściliśmy tylko 1 punkt, który był nam zupełnie nie pod drodze).
Przeprawiamy się przez drogę i teraz czeka nas drugie pasmo - to dziksze i prawie nam nieznane (raz byliśmy tutaj na kilku ścieżkach czyli w jakimś jego niewielkim fragmencie). Pierwszy punkt z tego pasma jest przy sztolniach (pkt 31) - fantastyczne miejsce. Łapiemy go a potem na azymut przez chyba istniejącą ścieżkę do drogi. Kocham takie skróty :)
Potem tylko przeprawa przez rzekę bo nie ma mostu i już jesteśmy na drodze, na której chcieliśmy być. Punkt w "bagienku" (pkt 28)Ciśniemy jakiś chory podjazd, jechać się da, ale ja "nie negocjuję z terrorystami". Pcham. Basia jedzie, bo nie lubi pchać (plecy ją bolą jak pcha więc woli jechać) - zawsze wiedziałem, ze ma ADHD. Dialog z cyklu klasyka:
- Jedziemy w górę, jest dobrze
- Jakbyśmy jechali w dół byłoby źle?
- No w dół byłoby źle. Trzeba jechać w górę.
Pamiętajcie, moi drodzy. W dół jest źle. Jakby Was kiedyś naszła ochota, to nie dajcie się zwieść i ciśnijcie tylko w górę.Po długim, mega długim podjeździe docieramy na znaną nam ścieżkę (pkt 27). Aha wiem, gdzie to jest, znam to miejsce - teraz nadal będzie w górę. Nawet ten podjazd już raz kiedyś wyjechałem. Nawet w dobry tempie. Hmmm...może dlatego że taki wielki, czarny owczarek chciał urwać mi rękę a biegł dość szybko. Obudził się wtedy we mnie Bóg Podjazdów - grunt to motywacja. Tym razem jedziemy ten podjazd wolniej, dużo wolniej - gdzie jest to głupie bydle kiedy jest potrzebne! Aha zapomniałem, że przecież śpi ze Szpadą w głowie. Nie dobudzimy go teraz, bo ponoć taka ilość żelaza dobrze robi na wyciszenie i sen. Jedziemy dalej przez jakąś górę i trafiamy na pkt 24.
Trzeba przyspieszyć tempo, a najlepiej zrobić to zjazdem - ciśniemy na Rozdroże Izerskie i puszczamy się zjazdem w kierunku Świeradowa. Pod drodze kolejny rewelacyjnie zaopatrzony punkt żywieniowy: drożdżówki, owoce, izotonik. Uzupełniamy zapasy i ruszamy dalej - łapiemy 3 punkty w 45 min, co bardzo dobrze wpływa na morale (Pkt 21, 19, 15). Teraz atak na pkt 16. Droga po ścince, pchamy. To najgorszy punkt na całej wyrypie - masakra podejście pod zniszczonej drodze. Spotykamy na nim Magdę G. to już 3-ci raz dzisiaj i 3-ci raz w odwrotnym kierunku. Podbijamy 16-stkę i lecimy dalej. Magda oczywiście odstawia nas w kilka sekund. Ciśniemy na pkt 11 - okolice Sępiej Góry nad Świeradowem, a potem ścieżkami na azymut do punktów 14, 10 oraz 13, starając się jechać cały czas na wschód i nie tracić wysokości.
Drugie pasmo Izer zrobione - tu również odpuściliśmy 1 pkt (18), który był nam zupełnie nie po drodze. Główna część planu zrealizowana - zrobić oba pasma górskie a potem, spróbować wyrwać tyle punktów na płaskiej północy, na ile limit pozwoli.
Ruszamy na północ. Kierunek pkt 7. Lecimy przez Rębiszów i szybko trafiamy na 7-mkę. Potem przez Mirsk na 5-tką. Tutaj się trochę gubimy i kończy się dymaniem przez pole na azymut. Finalnie pkt 5 jest nas - znowu spotykamy Magdę i znowu jedzie w przeciwną stronę. JAK?Zaczyna być kruchą z czasem, jeszcze koło 2 godzin zostało, ale wiemy co nas czeka przed Świeradowem. Odpuszczamy pkt na północy i lecimy na pkt 6 - nad granicą. Tam jakaś impreza z ogniskami, pochodniami, chóralne śpiewy. Zabieramy się stamtąd i rozważmy opcję. Pkt 8 kusi, niby niedaleko - koło 8 km przelotem. Dyskutujemy około 10 min czy jechać na 8-mkę, a czas leci. Finalnie czas spędzony na dyskusji czy jechać przekonuje nas, aby odpuścić ten punkt i zaliczyć jeszcze punkty: 9 i 12.Okaże się to bardzo dobrą decyzją taktyczną, ale o tym jeszcze nie wiemy.Lecimy przelotem na Orłowice i stamtąd atakujemy Zajęcznik - jest już ciemno. Z latarkami szukamy 9-tki i po chwili szukania udaje nam się ją znaleźć. To skała na SignleTrek'u! Przeraża mnie widmo dymania z pod kolejki w okolice parkingu - mamy w nogach już ponad 120 km.
I nagle olśnienie. SingleTrek !! Przecież czerwony wychodzi na parkingu na szczycie. Jedziemy. Basia nie jest zachwycona pomysłem bo zostało nam koło 40 min do limitu - pyta mnie ze 3 razy czy na pewno jestem pewien, że dojdziemy tym SingleTrek'iem. Przy pierwszym pytaniu byłem pewien, przy drugim trochę mniej, przy trzecim zaczynam się wahać ale jedziemy dalej. Nocą na Singlach, jest fajnie - wąskie ścieżki w świetle czołówek wiją się jeszcze bardziej niż za dnia.Wypadamy na pkt 12 - wszystko się zgadza. Podbijamy kartę i długa na bazę. Jeszcze przelot przez Świaradów i meta. 28 pkt - bardzo dobry wynik ja na nas. Jesteśmy mega zadowoleni z niesamowicie spędzonego dnia w naszych ukochanych górach.
W bazie dowiadujemy się, że te 28 pkt dają Basi pierwsze miejsce w kategorii kobiet. Jest to dla nas szok, zwłaszcza że obstawialiśmy że Magda zgarnie pierwsze (tak jak prawie zawsze kiedy jest na zawodach, zwłaszcza górskich). Okazuje się jednak, że spóźniła się na metę 7 min i zaliczyła NKL - jesteśmy w jeszcze większym szoku. Po rozmowach w bazie wychodzi, że stanęła przed tym samym wyborem co my - czy jechać na 8-mkę. Pojechała.Utwierdza nas to w przekonaniu, że podjęliśmy dobrą decyzję. Skoro Magda nie zdążyła z 8-mki wrócić, to zaliczylibyśmy spóźnienie ze 30-40 min. Żal nam Magdy bo po całym dniu walki złapać NKL'a o 7 min, to boli.Z jednej strony trochę szczęścia, z drugiej to też na tym polega ta zabawa aby dobrze zaplanować trasę - finalnie pewnie wypadkowa tych czynników zdecydowała o pierwszym miejscu dla Basi.
Mega zadowoleni pakujemy się do auta, trzeba wracać do domu, przespać się ze 2-3 godziny i uderzać na AirShow do Radomia. Intensywny weekend :)
Odprawa jest kilka minut po 5:30.Całą drogę obstawialiśmy, gdzie będzie rozdanie map. Naszym typem był parking nad kolejką, nad Zajęcznikiem, przy starcie polskich singletrek'ów. Wydawało się to idealnym miejscem: dużo wolnej przestrzeni, ostry podjazd który rozsunie peleton. To co zrobili Organizatorzy nas zniszczyło. Mapy będą rozdawane na "AGRAFCE". Myślałem że padnę jak to zobaczyłem. To niczym rozmowa z jakimś "Doctorem":
- Na chandrę i smutki, zalecam dla Pana 300 m czystego przewyższenia.
- Ale ja...mam to wdychać czy wstrzykiwać?
- Podjeżdżać. Łykać i podjeżdżać
AGRAFKA! No jest ostro...ostro pod górę. Nie ma 7:00 ma my mamy połowę trasy na Izerski Stóg łykniętą. Dostajemy Mapy. To już nie problem ale koszmar komiwojażera - mam nadzieję że uważałeś na optymalizacji bo dziś jest level hard. Na pierwszy rzut oka trasa jest nie do zaplanowania pod kątem jakieś sensownej pętli. Nie dość, że nie ma oczywistego wariantu to trzeba uważać aby czegoś bez sensu nie zjechać i potem nie podjeżdżać tego na nowo - to góry! Rewelacja! Taktyka będzie miała znaczenia, a nie tylko działania operacyjne (czytaj. ciśniesz ile fabryka dała).
Mimo, że tą część Izer znam na pamięć i widzę charakterystyczne punkty: Świeradowiec, Chatka Górzystów, Jakuszyce, okolice "Samolotu", Drwale, "Katorga", to nijak nie idzie tego poskładać w jakaś sensowną trasę. Postanawiamy planować fragmentami.Postanawiamy zacząć od "Katorgi" - zielonym szlakiem w dół do punktu (pkt 17), podbić kartę, cofnąć się kawałek i uderzyć na Łącznik. Dalej "Drogą Telefoniczną" dół i odbić na w lewo na Świeradowiec (pkt 20)
Plan zaakceptowany. Lecimy na "Katorgę" - dwa razy tam byłem, raz w górę z rowerem, to było zło. Raz w dół rowerem, to też było zło: biały dym z tarcz i nadpalone klocki. Na punkcie spotykamy się ze Zdezorientowanymi, których widzieliśmy już na starcie. Wybierają zjazd "Katorgą" i walkę o punkty na północnej części mapy. Zazdroszczę zjazdu bo jest on rewelacja, ale nie chcemy tracić tyle wysokości - najpierw góry skoro jesteśmy już tak wysoko.
Trzymamy się planu, po Świeradowcu przejeżdżamy przez Drwale, łapiemy punkt na drodze ścinkowej (pkt 22) a potem lecimy do żółtego szlaku i wzdłuż granicy po kolejny punkt (pkt 23). Dziś tu jest sucho, pamiętam zółty szlak jako rzekę. Potem przelot żółtym szlakiem odbicie na bagienko (pkt 26) i długa na Chatkę Górzystów (pkt 29).Rewelacyjnie zaopatrzony punkt żywieniowy: izotonik, drożdżówki (nooo!!! a nie jak rok temu!!), owoce. Aż nie chce się stamtąd wychodzić.
Trzymamy się nadal żółtego szlaku, do przedłużenia "Trasy Radiowej Jedynki". Skręt w prawo i kierunek: punkt pod mostem. Oczywiście najpierw szukamy na przepuście i dopiero głos rozsądku krzyczący "OGARNIJ PODSTAWOWĄ WIEDZĘ Z INŻYNIERII LĄDOWEJ, PACANIE" mówi nam, że to jednak kawałek dalej (pkt 30). Ciśniemy długi przelot aż do Szklarskiej Drogi, skąd odbijamy w małe ścieżki po kolejny punkt (pkt 34). Powrót przez "Samolot" aż do Jakuszyc (pkt 35). Kolejny punkt żywieniowy i kolejne drożdżówki - jestem w niebie: opycham się drożdżówkami w Izerach. "Tu mi dobrze, tu mi ciepło, tu się będę rozmnażał" :)
Tą część jechaliśmy niemal bez mapy - w tej części Gór Izerskich znamy każdy kamień i każdy krzak. Teraz będzie trudniej bo wkraczamy na tereny dużo mniej znane (1-2 razy przejazdem tam byliśmy) oraz zupełnie nieznane. Przecinamy linię kolejową, łapiemy kolejny punkt (pkt 33). Ciśniemy koszmarny podjazd czerwonym szlakiem prawie pod schronisko Wysoki Kamień. Co charakteryzuje Wysoki Kamień? Jest wysoko położonym kiemień. Pchamy grzecznie, a końca nie widać - punkt jest na skałach przed schroniskiem, na dochodzącym żółtym szlaku (pkt 32). Karta podbita - decydujemy się na zjazd żółtym szlakiem. Decyzja w ciemno, bo tych terenów nie znamy, okazał się doskonała. Trudny, techniczny zjazd. Sekcja kamerdolców, pakiet korzenny, sekcja kamerdolców, pakiet korzenny...próbuję ominąć jakieś chore układy korzeni, ale las spycha mnie z powrotem na drogę. Jakaś choinki uprzejmie informuje mnie: "proszę odebrać swój pakiet korzeny!!" i rzucają mnie z powrotem na ścieżkę. Pokornie więc odbieram kolejne pakiety. Lecimy żółtym w dół, aż w okolice Zakrętu Śmierci. Pierwsze pasmo Izer zrobione.(odpuściliśmy tylko 1 punkt, który był nam zupełnie nie pod drodze).
Przeprawiamy się przez drogę i teraz czeka nas drugie pasmo - to dziksze i prawie nam nieznane (raz byliśmy tutaj na kilku ścieżkach czyli w jakimś jego niewielkim fragmencie). Pierwszy punkt z tego pasma jest przy sztolniach (pkt 31) - fantastyczne miejsce. Łapiemy go a potem na azymut przez chyba istniejącą ścieżkę do drogi. Kocham takie skróty :)
Potem tylko przeprawa przez rzekę bo nie ma mostu i już jesteśmy na drodze, na której chcieliśmy być. Punkt w "bagienku" (pkt 28)Ciśniemy jakiś chory podjazd, jechać się da, ale ja "nie negocjuję z terrorystami". Pcham. Basia jedzie, bo nie lubi pchać (plecy ją bolą jak pcha więc woli jechać) - zawsze wiedziałem, ze ma ADHD. Dialog z cyklu klasyka:
- Jedziemy w górę, jest dobrze
- Jakbyśmy jechali w dół byłoby źle?
- No w dół byłoby źle. Trzeba jechać w górę.
Pamiętajcie, moi drodzy. W dół jest źle. Jakby Was kiedyś naszła ochota, to nie dajcie się zwieść i ciśnijcie tylko w górę.Po długim, mega długim podjeździe docieramy na znaną nam ścieżkę (pkt 27). Aha wiem, gdzie to jest, znam to miejsce - teraz nadal będzie w górę. Nawet ten podjazd już raz kiedyś wyjechałem. Nawet w dobry tempie. Hmmm...może dlatego że taki wielki, czarny owczarek chciał urwać mi rękę a biegł dość szybko. Obudził się wtedy we mnie Bóg Podjazdów - grunt to motywacja. Tym razem jedziemy ten podjazd wolniej, dużo wolniej - gdzie jest to głupie bydle kiedy jest potrzebne! Aha zapomniałem, że przecież śpi ze Szpadą w głowie. Nie dobudzimy go teraz, bo ponoć taka ilość żelaza dobrze robi na wyciszenie i sen. Jedziemy dalej przez jakąś górę i trafiamy na pkt 24.
Trzeba przyspieszyć tempo, a najlepiej zrobić to zjazdem - ciśniemy na Rozdroże Izerskie i puszczamy się zjazdem w kierunku Świeradowa. Pod drodze kolejny rewelacyjnie zaopatrzony punkt żywieniowy: drożdżówki, owoce, izotonik. Uzupełniamy zapasy i ruszamy dalej - łapiemy 3 punkty w 45 min, co bardzo dobrze wpływa na morale (Pkt 21, 19, 15). Teraz atak na pkt 16. Droga po ścince, pchamy. To najgorszy punkt na całej wyrypie - masakra podejście pod zniszczonej drodze. Spotykamy na nim Magdę G. to już 3-ci raz dzisiaj i 3-ci raz w odwrotnym kierunku. Podbijamy 16-stkę i lecimy dalej. Magda oczywiście odstawia nas w kilka sekund. Ciśniemy na pkt 11 - okolice Sępiej Góry nad Świeradowem, a potem ścieżkami na azymut do punktów 14, 10 oraz 13, starając się jechać cały czas na wschód i nie tracić wysokości.
Drugie pasmo Izer zrobione - tu również odpuściliśmy 1 pkt (18), który był nam zupełnie nie po drodze. Główna część planu zrealizowana - zrobić oba pasma górskie a potem, spróbować wyrwać tyle punktów na płaskiej północy, na ile limit pozwoli.
Ruszamy na północ. Kierunek pkt 7. Lecimy przez Rębiszów i szybko trafiamy na 7-mkę. Potem przez Mirsk na 5-tką. Tutaj się trochę gubimy i kończy się dymaniem przez pole na azymut. Finalnie pkt 5 jest nas - znowu spotykamy Magdę i znowu jedzie w przeciwną stronę. JAK?Zaczyna być kruchą z czasem, jeszcze koło 2 godzin zostało, ale wiemy co nas czeka przed Świeradowem. Odpuszczamy pkt na północy i lecimy na pkt 6 - nad granicą. Tam jakaś impreza z ogniskami, pochodniami, chóralne śpiewy. Zabieramy się stamtąd i rozważmy opcję. Pkt 8 kusi, niby niedaleko - koło 8 km przelotem. Dyskutujemy około 10 min czy jechać na 8-mkę, a czas leci. Finalnie czas spędzony na dyskusji czy jechać przekonuje nas, aby odpuścić ten punkt i zaliczyć jeszcze punkty: 9 i 12.Okaże się to bardzo dobrą decyzją taktyczną, ale o tym jeszcze nie wiemy.Lecimy przelotem na Orłowice i stamtąd atakujemy Zajęcznik - jest już ciemno. Z latarkami szukamy 9-tki i po chwili szukania udaje nam się ją znaleźć. To skała na SignleTrek'u! Przeraża mnie widmo dymania z pod kolejki w okolice parkingu - mamy w nogach już ponad 120 km.
I nagle olśnienie. SingleTrek !! Przecież czerwony wychodzi na parkingu na szczycie. Jedziemy. Basia nie jest zachwycona pomysłem bo zostało nam koło 40 min do limitu - pyta mnie ze 3 razy czy na pewno jestem pewien, że dojdziemy tym SingleTrek'iem. Przy pierwszym pytaniu byłem pewien, przy drugim trochę mniej, przy trzecim zaczynam się wahać ale jedziemy dalej. Nocą na Singlach, jest fajnie - wąskie ścieżki w świetle czołówek wiją się jeszcze bardziej niż za dnia.Wypadamy na pkt 12 - wszystko się zgadza. Podbijamy kartę i długa na bazę. Jeszcze przelot przez Świaradów i meta. 28 pkt - bardzo dobry wynik ja na nas. Jesteśmy mega zadowoleni z niesamowicie spędzonego dnia w naszych ukochanych górach.
W bazie dowiadujemy się, że te 28 pkt dają Basi pierwsze miejsce w kategorii kobiet. Jest to dla nas szok, zwłaszcza że obstawialiśmy że Magda zgarnie pierwsze (tak jak prawie zawsze kiedy jest na zawodach, zwłaszcza górskich). Okazuje się jednak, że spóźniła się na metę 7 min i zaliczyła NKL - jesteśmy w jeszcze większym szoku. Po rozmowach w bazie wychodzi, że stanęła przed tym samym wyborem co my - czy jechać na 8-mkę. Pojechała.Utwierdza nas to w przekonaniu, że podjęliśmy dobrą decyzję. Skoro Magda nie zdążyła z 8-mki wrócić, to zaliczylibyśmy spóźnienie ze 30-40 min. Żal nam Magdy bo po całym dniu walki złapać NKL'a o 7 min, to boli.Z jednej strony trochę szczęścia, z drugiej to też na tym polega ta zabawa aby dobrze zaplanować trasę - finalnie pewnie wypadkowa tych czynników zdecydowała o pierwszym miejscu dla Basi.
Mega zadowoleni pakujemy się do auta, trzeba wracać do domu, przespać się ze 2-3 godziny i uderzać na AirShow do Radomia. Intensywny weekend :)
Kategoria Rajd, SFA
komentarze
kosma100 | 08:13 środa, 9 września 2015 | linkuj
:) Ale czad!!!
Fajnie, że jesteście na Bikestats :)
Pozdrawiam!
Fajnie, że jesteście na Bikestats :)
Pozdrawiam!
grzess | 20:22 wtorek, 1 września 2015 | linkuj
Fajna impreza. Szkoda, że dowiedziałem się o niej w dniu startu i nie mogłem już wziąć udziału.
W trakcie podjazdu (a raczej podejścia) zielonym szlakiem z Czerniawy w kierunku Stogu Izerskiego przy jednym PK (pewnie to był 17, bo mijałem później ten napis z pierwszego zdjęcia) zrobiłem sobie postój i minęło mnie tam kilku uczestników.
A przy okazji pozdrowienia dla Magdy, jeśli tu zagląda:)
W trakcie podjazdu (a raczej podejścia) zielonym szlakiem z Czerniawy w kierunku Stogu Izerskiego przy jednym PK (pewnie to był 17, bo mijałem później ten napis z pierwszego zdjęcia) zrobiłem sobie postój i minęło mnie tam kilku uczestników.
A przy okazji pozdrowienia dla Magdy, jeśli tu zagląda:)
mandraghora | 09:47 środa, 26 sierpnia 2015 | linkuj
O, jak na PK16 spotkaliście Magdę to minęliśmy się o włos. Magda schodziła do punktu jak my wracaliśmy już do rowerów...
Drożdżówki ratowały życie. No i były PYYYYCHA!!! W ogóle bufety świetnie zaopatrzone, nawet tuż przed zmrokiem. Świetna impreza. Jedna z lepszych, mimo, że styrała nas okropnie (dzisiaj w serwisie pewnie dowiem się czemu mi rower tak ciężko chodził ;-)) No i cały urok MTBO w pełnym rozkwicie - nie wystarczy cisnąć, trzeba wiedzieć gdzie cisnąć i kiedy odpuścić... Co ciekawe, obstawialiśmy, że się spóźnicie, a tu proszę, takie zmiany ... :DDDD
Komentuj
Drożdżówki ratowały życie. No i były PYYYYCHA!!! W ogóle bufety świetnie zaopatrzone, nawet tuż przed zmrokiem. Świetna impreza. Jedna z lepszych, mimo, że styrała nas okropnie (dzisiaj w serwisie pewnie dowiem się czemu mi rower tak ciężko chodził ;-)) No i cały urok MTBO w pełnym rozkwicie - nie wystarczy cisnąć, trzeba wiedzieć gdzie cisnąć i kiedy odpuścić... Co ciekawe, obstawialiśmy, że się spóźnicie, a tu proszę, takie zmiany ... :DDDD