RAJD Katowice
-
DST
60.00km
-
Sprzęt SANTA
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 kwietnia 2016 | dodano: 13.04.2016
Doskonała atmosfera, fantastyczne zawody, genialne zagadki i zadania specjalne, Marcin F. jak zawsze w najwyższej formie, słowem...PERFEKCYJNY DZIEŃ tak? No nie do końca...coś poszło nie tak jak powinno i nie mam tu na myśli pogody bo dla nas pogoda to jedynie luźne wskazówki i jedziemy niezależnie od warunków atmosferycznych. Ma na myśli że miała być walka o podium a była...tylko WALKA.
Rajd zorganizowany był perfekcyjnie, ekipa z Silesii jest naprawdę niesamowita w te klocki. O całym evencie możemy wypowiadać się jedynie w superlatywach - to my zawiedliśmy i to w sposób jaki nie powinien się wydarzyć...Cóż, wypadki chodzą po ludziach, ale ludzie po wypadach czasem nie.
No ale po kolei.
Na odprawie dostajemy 2 mapy + kopertę.
Pierwsza mapa to mapa części miejskiej gdzie obowiązuje scorelauf, a druga to mapa Katowic i Lasów Murckowskich, gdzie scorelauf obowiązuje w teorii - tzn. trasa jest ułożona w pętlę, więc wielu możliwości nie ma.
Natomiast kopertę można otworzyć dopiero na punkcie dość daleko oddalonym od bazy - super sprawa, klimat jak w filmach szpiegowskich, brakuje tylko napisu TIBI ET IGNI !!
Planujemy trasę, postanawiamy zacząć od wieżowca "ALTUS". Zadanie to wbiec na 30 piętro.Ciśniemy zatem po schodach w kierunku nieba. Mijamy jakieś ekipy, inne ekipy mijają nas - widać różne podejścia do tematu:
- "Tato, już 10-te!!"
- "Rany, jeszcze 20 pięter"
Wpadamy na 30 piętro i zaliczamy nasz pierwszy punkt kontrolny. To była niezła rozgrzewka! Lecimy schodami w dół i dopadamy do rowerów. Teraz kierunek Międzynarodowe Centrum Kongresowe, gdzie czeka kilka zagadek logicznych.
Anagram oraz zadania matematyczne. Trzeba chwile pomyśleć, ale dajemy radę - punkt zaliczony. Lecimy do centrum Katowic.
Kolejny punkt to sklep z grami, gdzie losuje się obrazki a następnie trzeba szybko wymyślić historię je łączącą.
Dostajemy: samolot, kłódka i żarówka. Basia jak zawsze idzie w klimaty horror:
"To był rutynowy lot. Nic nie zapowiadało tego co miało się stać. Piloci siedzieli w kabinie, gdy nagle ktoś zatrzasnął drzwi za ich plecami...i wtedy zgasło światło". ARGHHH...
Łapiemy dwa klasyczne punkty po drodze i lecimy przez Park z konkretną prędkością i... no właśnie.
Do dziś nie wiem co się stało. Zaliczamy "niesamowitą" kraksę synchroniczną (nie zderzywszy się!).
W tym samym momencie lądujemy na ziemi "waląc betami" o bruk.
Zaliczyłem w swoim życiu niejedną kraskę na rowerze - w górach, w dolinach, na lodzie, na hopach...ale dawno, naprawdę dawno nie walnąłem o glebę z taką siłą.
Straż miejska będzie mieć ubaw oglądając monitoring - dwa rowery w tym samym momencie wykonują synchroniczny "pad na ryj".
No JACKASS...nadal nie wiem co zrobiliśmy, było chyba po prostu bardzo ślisko w tamtym miejscu.
Gorsze jednak, że nie jest to upadek bez konsekwencji. Basia "tylko" mocno się potłukła - dziura w łokciu, obity bark, stłuczone biodro i nadkręcone kolano (przez "tylko" rozumiem brak trwałej kontuzji). Natomiast ja rozwalam/skręcam(?) kolano...i to oczywiście to samo, z którym mam "problemy z więzadłami" od kontuzji złapanej na Mistrzostwach w Szermierce Klasycznej w 2012 roku.
Wiecie, permanentny "niedobór chlorku aluminium" (ALCL3). Jak nie wiecie o co chodzi to wygooglajcie frazę "kolano urazy ACL LCL"...
Nie jestem w stanie stać...Znam ten ból wewnątrz kolana: za pierwszym razem kosztował mnie 10 tygodni rehabilitacji, za drugim już tylko 6...doświadczenie robi swoje! Jakoś zwlekamy się z drogi i siadamy na ławce. Deszcz wesoło sobie siąpi, a my siedzimy w środku parku w Katowicach i zastanawiamy się co dalej.
...pojawia się pomysł wycofania z rajdu - całkiem słuszny i rozsądny. Postanawiam jednak pojechać kawałek i zobaczyć jak będzie - w końcu i tak trzeba do bazy wrócić na rowerze. Nie wiem czy to był dobry pomysł - no dobra, wiem że był zły, ale bardzo nie chciałem zjeżdżać do bazy. Wbrew wszelkiej logice jedziemy zatem dalej z opcją "jak będzie źle to zjeżdżamy".
Prędkość "przelotowa" spada do rekreacyjnej 10-14 km/h i taka utrzyma się do końca rajdu.
Wpadamy na punkt z zadaniem z piłeczkami - trzeba odbić między sobą piłeczkę (przy użyciu paletek) co najmniej 8 razy.
Zadanie banalne ale jesteśmy lekko rozbici...udaje nam się chyba przy 50-tej próbie.
Po zaliczeniu zadania suniemy sobie dalej niespiesznie na kolejne punkty.
Wpadamy na punkt, gdzie trzeba dokończyć cytaty sławnych ludzi - udaje się 5/6.
Chwilę później punkt z zadaniem specjalnym - "skakanie w workach" taaaa fantastycznie...co to jest okrągłe i mnie nienawidzi? Tak zgadza się - to ŚWIAT!
Zgłaszamy, że nie nie ma opcji wykonać tego zadania z tym kolanem. Dostajemy wpis w kartę i lecimy dalej.
Zaliczamy punkt z zadaniem Frisbee i lecimy na plażę - tam czeka nas zadanie kajakowe. Trzeba popłynąć do 2 punktów - zadanie fajne, łatwe i przyjemne. Trochę nas to relaksuje, co bardzo nam potrzebne.
Kolejny punkt to CROSSFIT. Acha...przypomnijcie mi, aby następnym razem rozwalił się PO zadaniach sprawnościowych, wszystkim będzie trochę łatwiej. Jakoś zaliczamy ciągnięcie odważnika przez łąkę i gonimy czołówkę...z naszą zawrotną prędkością 10-12 km/h.
Teraz kierujemy się do Lasów Murckowskich. Strasznie lubię te lasy, to fantastyczne miejsce ale dzisiaj jestem lekko nie w formie.
Lecimy pętle po lasach w kierunku odwrotnym niż sugerowany przez Marcina na odprawie - a co?! BUNT, REBELIA :)
Otwieramy kopertę na wskazanym punkcie, a tam dodatkowa mapa i dodatkowe punkty. Spróbujemy je zaliczyć jednak po pętli Murckowskiej bo - przez to, że jedziemy w odwrotnym kierunku - musielibyśmy zawrócić.
Hmmm, może Marcin nie sugerował kierunku bez powodu...
Kolejny punkt to osławiona "eksploracja hałdy" z odprawy technicznej. Byliśmy tu na Tropicielu, wdrapujemy się pod krzyż, ale punktu nie ma. Ktoś się nie bał i za....brał. Amba fatima, było i ni ma - amba to takie zwierze, co zobaczy to zabierze.
Robimy zatem zdjęcie i "ciśniemy" dalej.
Lecimy głębiej w las i spotykamy... Marcina - super sprawa, sam jeździ po trasie i robi zdjęcia uczestnikom. SZACUN !!
Poniższe zdjęcie to właśnie jego zasługa:
Wpadamy na Linię Warunkowego Przejechania - w sumie to przejścia bo wykroty i krzory. Tam do odnalezienia są 3 punkty - na mapie nie ma ich dokładnej lokalizacji. Wiadomo tylko, że będą na tej linii. Odnajdujemy je bez problemu i lecimy dalej.
Niestety nie udaje nam się zaliczyć punktu przy Kopalni - czynny był tylko do 14:00, a my jesteśmy tam 14:30. Cóż jak się jeździ wolno, to tak bywa. Trzeba było się nie rozbijać po parku...
Kolejny punkt przy fantastycznym jeziorze, na zakręcie drogi. Podbijamy kartę i kierujemy się w ku bazie. Niestety nie zdążymy zaliczyć mapy z koperty - za mała prędkość aby nawet próbować. Łapiemy ostatni punkt (czynny do 16:00) o 16:03 i wracamy na bazę.
Dojeżdżamy do bazy z 10 minutowym zapasem.
Było świetnie. Rewelacyjna trasa, super klimat rajdu, genialne miejsce...bardzo żałujemy, że nie udało się 3-ciej mapy zrobić, no ale sukcesem jest to, że objechaliśmy do końca trasę. Finalnie daje nam to 6-te miejsce, co w zaistniałych okolicznościach jest naprawdę dobrym wynikiem.
Na pocieszenie w losowaniu nagród wygrywam BIDON - Basia go znowu zgubi, to bardziej niż pewne, ale i tak miło :)
Teraz ortopeda i po raz kolejny etap "składanie się".
Za tydzień KORNO - nie wiem czy pojedziemy, sprawa bardzo otwarta nadal w obecnej sytuacji.
Za dwa tygodnie Bike Orient, a za trzy Rudawska Wyrypa i Rajd 360 (dwa rajdy w weekend majowy 24h + 34h, ze snem pomiędzy oczywiście).
Trzeba się zatem składać jak najszybciej...trzymajcie kciuki.
Rajd zorganizowany był perfekcyjnie, ekipa z Silesii jest naprawdę niesamowita w te klocki. O całym evencie możemy wypowiadać się jedynie w superlatywach - to my zawiedliśmy i to w sposób jaki nie powinien się wydarzyć...Cóż, wypadki chodzą po ludziach, ale ludzie po wypadach czasem nie.
No ale po kolei.
Na odprawie dostajemy 2 mapy + kopertę.
Pierwsza mapa to mapa części miejskiej gdzie obowiązuje scorelauf, a druga to mapa Katowic i Lasów Murckowskich, gdzie scorelauf obowiązuje w teorii - tzn. trasa jest ułożona w pętlę, więc wielu możliwości nie ma.
Natomiast kopertę można otworzyć dopiero na punkcie dość daleko oddalonym od bazy - super sprawa, klimat jak w filmach szpiegowskich, brakuje tylko napisu TIBI ET IGNI !!
Planujemy trasę, postanawiamy zacząć od wieżowca "ALTUS". Zadanie to wbiec na 30 piętro.Ciśniemy zatem po schodach w kierunku nieba. Mijamy jakieś ekipy, inne ekipy mijają nas - widać różne podejścia do tematu:
- "Tato, już 10-te!!"
- "Rany, jeszcze 20 pięter"
Wpadamy na 30 piętro i zaliczamy nasz pierwszy punkt kontrolny. To była niezła rozgrzewka! Lecimy schodami w dół i dopadamy do rowerów. Teraz kierunek Międzynarodowe Centrum Kongresowe, gdzie czeka kilka zagadek logicznych.
Anagram oraz zadania matematyczne. Trzeba chwile pomyśleć, ale dajemy radę - punkt zaliczony. Lecimy do centrum Katowic.
Kolejny punkt to sklep z grami, gdzie losuje się obrazki a następnie trzeba szybko wymyślić historię je łączącą.
Dostajemy: samolot, kłódka i żarówka. Basia jak zawsze idzie w klimaty horror:
"To był rutynowy lot. Nic nie zapowiadało tego co miało się stać. Piloci siedzieli w kabinie, gdy nagle ktoś zatrzasnął drzwi za ich plecami...i wtedy zgasło światło". ARGHHH...
Łapiemy dwa klasyczne punkty po drodze i lecimy przez Park z konkretną prędkością i... no właśnie.
Do dziś nie wiem co się stało. Zaliczamy "niesamowitą" kraksę synchroniczną (nie zderzywszy się!).
W tym samym momencie lądujemy na ziemi "waląc betami" o bruk.
Zaliczyłem w swoim życiu niejedną kraskę na rowerze - w górach, w dolinach, na lodzie, na hopach...ale dawno, naprawdę dawno nie walnąłem o glebę z taką siłą.
Straż miejska będzie mieć ubaw oglądając monitoring - dwa rowery w tym samym momencie wykonują synchroniczny "pad na ryj".
No JACKASS...nadal nie wiem co zrobiliśmy, było chyba po prostu bardzo ślisko w tamtym miejscu.
Gorsze jednak, że nie jest to upadek bez konsekwencji. Basia "tylko" mocno się potłukła - dziura w łokciu, obity bark, stłuczone biodro i nadkręcone kolano (przez "tylko" rozumiem brak trwałej kontuzji). Natomiast ja rozwalam/skręcam(?) kolano...i to oczywiście to samo, z którym mam "problemy z więzadłami" od kontuzji złapanej na Mistrzostwach w Szermierce Klasycznej w 2012 roku.
Wiecie, permanentny "niedobór chlorku aluminium" (ALCL3). Jak nie wiecie o co chodzi to wygooglajcie frazę "kolano urazy ACL LCL"...
Nie jestem w stanie stać...Znam ten ból wewnątrz kolana: za pierwszym razem kosztował mnie 10 tygodni rehabilitacji, za drugim już tylko 6...doświadczenie robi swoje! Jakoś zwlekamy się z drogi i siadamy na ławce. Deszcz wesoło sobie siąpi, a my siedzimy w środku parku w Katowicach i zastanawiamy się co dalej.
...pojawia się pomysł wycofania z rajdu - całkiem słuszny i rozsądny. Postanawiam jednak pojechać kawałek i zobaczyć jak będzie - w końcu i tak trzeba do bazy wrócić na rowerze. Nie wiem czy to był dobry pomysł - no dobra, wiem że był zły, ale bardzo nie chciałem zjeżdżać do bazy. Wbrew wszelkiej logice jedziemy zatem dalej z opcją "jak będzie źle to zjeżdżamy".
Prędkość "przelotowa" spada do rekreacyjnej 10-14 km/h i taka utrzyma się do końca rajdu.
Wpadamy na punkt z zadaniem z piłeczkami - trzeba odbić między sobą piłeczkę (przy użyciu paletek) co najmniej 8 razy.
Zadanie banalne ale jesteśmy lekko rozbici...udaje nam się chyba przy 50-tej próbie.
Po zaliczeniu zadania suniemy sobie dalej niespiesznie na kolejne punkty.
Wpadamy na punkt, gdzie trzeba dokończyć cytaty sławnych ludzi - udaje się 5/6.
Chwilę później punkt z zadaniem specjalnym - "skakanie w workach" taaaa fantastycznie...co to jest okrągłe i mnie nienawidzi? Tak zgadza się - to ŚWIAT!
Zgłaszamy, że nie nie ma opcji wykonać tego zadania z tym kolanem. Dostajemy wpis w kartę i lecimy dalej.
Zaliczamy punkt z zadaniem Frisbee i lecimy na plażę - tam czeka nas zadanie kajakowe. Trzeba popłynąć do 2 punktów - zadanie fajne, łatwe i przyjemne. Trochę nas to relaksuje, co bardzo nam potrzebne.
Kolejny punkt to CROSSFIT. Acha...przypomnijcie mi, aby następnym razem rozwalił się PO zadaniach sprawnościowych, wszystkim będzie trochę łatwiej. Jakoś zaliczamy ciągnięcie odważnika przez łąkę i gonimy czołówkę...z naszą zawrotną prędkością 10-12 km/h.
Teraz kierujemy się do Lasów Murckowskich. Strasznie lubię te lasy, to fantastyczne miejsce ale dzisiaj jestem lekko nie w formie.
Lecimy pętle po lasach w kierunku odwrotnym niż sugerowany przez Marcina na odprawie - a co?! BUNT, REBELIA :)
Otwieramy kopertę na wskazanym punkcie, a tam dodatkowa mapa i dodatkowe punkty. Spróbujemy je zaliczyć jednak po pętli Murckowskiej bo - przez to, że jedziemy w odwrotnym kierunku - musielibyśmy zawrócić.
Hmmm, może Marcin nie sugerował kierunku bez powodu...
Kolejny punkt to osławiona "eksploracja hałdy" z odprawy technicznej. Byliśmy tu na Tropicielu, wdrapujemy się pod krzyż, ale punktu nie ma. Ktoś się nie bał i za....brał. Amba fatima, było i ni ma - amba to takie zwierze, co zobaczy to zabierze.
Robimy zatem zdjęcie i "ciśniemy" dalej.
Lecimy głębiej w las i spotykamy... Marcina - super sprawa, sam jeździ po trasie i robi zdjęcia uczestnikom. SZACUN !!
Poniższe zdjęcie to właśnie jego zasługa:
Wpadamy na Linię Warunkowego Przejechania - w sumie to przejścia bo wykroty i krzory. Tam do odnalezienia są 3 punkty - na mapie nie ma ich dokładnej lokalizacji. Wiadomo tylko, że będą na tej linii. Odnajdujemy je bez problemu i lecimy dalej.
Niestety nie udaje nam się zaliczyć punktu przy Kopalni - czynny był tylko do 14:00, a my jesteśmy tam 14:30. Cóż jak się jeździ wolno, to tak bywa. Trzeba było się nie rozbijać po parku...
Kolejny punkt przy fantastycznym jeziorze, na zakręcie drogi. Podbijamy kartę i kierujemy się w ku bazie. Niestety nie zdążymy zaliczyć mapy z koperty - za mała prędkość aby nawet próbować. Łapiemy ostatni punkt (czynny do 16:00) o 16:03 i wracamy na bazę.
Dojeżdżamy do bazy z 10 minutowym zapasem.
Było świetnie. Rewelacyjna trasa, super klimat rajdu, genialne miejsce...bardzo żałujemy, że nie udało się 3-ciej mapy zrobić, no ale sukcesem jest to, że objechaliśmy do końca trasę. Finalnie daje nam to 6-te miejsce, co w zaistniałych okolicznościach jest naprawdę dobrym wynikiem.
Na pocieszenie w losowaniu nagród wygrywam BIDON - Basia go znowu zgubi, to bardziej niż pewne, ale i tak miło :)
Teraz ortopeda i po raz kolejny etap "składanie się".
Za tydzień KORNO - nie wiem czy pojedziemy, sprawa bardzo otwarta nadal w obecnej sytuacji.
Za dwa tygodnie Bike Orient, a za trzy Rudawska Wyrypa i Rajd 360 (dwa rajdy w weekend majowy 24h + 34h, ze snem pomiędzy oczywiście).
Trzeba się zatem składać jak najszybciej...trzymajcie kciuki.
Kategoria Rajd, SFA
komentarze
Gość | 22:04 sobota, 16 kwietnia 2016 | linkuj
Tak z ciekawości - w Parku polecieliście na tej pięknej czerwonej kostce? Jest niesamowicie śliska po deszczu, miałem już z nią rowerową przygodę. Zdrówka!
mandraghora | 15:35 piątek, 15 kwietnia 2016 | linkuj
Chwila nieuwagi i d... :( Zdrówka, do zobaczenia na KORNIE mam nadzieję!
Komentuj