Hardcore weekend majowy - część 2
-
DST
85.00km
-
Sprzęt SANTA
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 1 maja 2016 | dodano: 10.05.2016
...czyli
nasza druga przygoda w długi weekend. Dopełnienie "Majowej masakry mapą
sportową", którą zafundowaliśmy sobie na naszym kochanym Dolnym Śląsku.
Ludy, które nas dobrze znają wiedzą, że właściwie nigdy nie narzekamy na regulaminy, zasady czy organizację, bo zdajemy sobie sprawę jak ciężką pracą jest przygotować profesjonalny rajd. A my tą pracę zawsze staramy się docenić!
Podobnie będzie i tym razem, ale - jak nigdy - pojawią się również pewne przemyślenia i komentarze, a może nawet pewne słowa krytyki. Powód? Po prostu nasz pierwszy "RAJD 360" otarł się o kilka ważnych kwestii, o których nie sposób nie wspomnieć. Otarł się dużo bardziej niż wszystkie inne rajdy do tej pory!
No, ale od początku...ostrzegam jednak, relacja będzie długa.
WSTĘP:Po 7:00 rano żegnamy się z Organizatorami i Uczestnikami Rudawskiej Wyrypy. Fajnie by było zostać i pogadać trochę dłużej, ale musimy uciekać aby zdążyć zdać przepaki w bazie Rajdu 360. Opuszczamy zatem "Janowice Niemałe" i lecimy do Szklarskiej Poręby.
W Szklarskiej meldujemy się po 8:00 i zdajemy przepaki. Okazuje się, że odprawa już się odbyła, więc po rejestracji "otrzymujemy" jej skróconą wersję. Rajd będzie składał się z następujących części:
- Zadanie logiczne na starcie (aby rozbić stawkę na wejściu) - bardzo dobry pomysł !
- Etap biegu na orientację 1 (około 7 km po Szklarskiej Porębie)
- Etap rowerowy 1 (około 32 km)
- Etap kajakowy (około 20 km, podczas tego etapu Zadanie Specjalne)
- Trek (około 26 km, trzeba jakoś wrócić po rowery)
- Etap rowerowy 2 (około 36 km)
- Etap biegu na orientację 2 (9 km po lesie)
- Etap rowerowy 3 (finisz 12 km z Zadaniem Specjalnym pośrodku)
To co na wejściu nie podoba nam się w regulaminie (i co będzie się za nami ciągnąć do końca rajdu) to:
Ludy, które nas dobrze znają wiedzą, że właściwie nigdy nie narzekamy na regulaminy, zasady czy organizację, bo zdajemy sobie sprawę jak ciężką pracą jest przygotować profesjonalny rajd. A my tą pracę zawsze staramy się docenić!
Podobnie będzie i tym razem, ale - jak nigdy - pojawią się również pewne przemyślenia i komentarze, a może nawet pewne słowa krytyki. Powód? Po prostu nasz pierwszy "RAJD 360" otarł się o kilka ważnych kwestii, o których nie sposób nie wspomnieć. Otarł się dużo bardziej niż wszystkie inne rajdy do tej pory!
No, ale od początku...ostrzegam jednak, relacja będzie długa.
WSTĘP:Po 7:00 rano żegnamy się z Organizatorami i Uczestnikami Rudawskiej Wyrypy. Fajnie by było zostać i pogadać trochę dłużej, ale musimy uciekać aby zdążyć zdać przepaki w bazie Rajdu 360. Opuszczamy zatem "Janowice Niemałe" i lecimy do Szklarskiej Poręby.
W Szklarskiej meldujemy się po 8:00 i zdajemy przepaki. Okazuje się, że odprawa już się odbyła, więc po rejestracji "otrzymujemy" jej skróconą wersję. Rajd będzie składał się z następujących części:
- Zadanie logiczne na starcie (aby rozbić stawkę na wejściu) - bardzo dobry pomysł !
- Etap biegu na orientację 1 (około 7 km po Szklarskiej Porębie)
- Etap rowerowy 1 (około 32 km)
- Etap kajakowy (około 20 km, podczas tego etapu Zadanie Specjalne)
- Trek (około 26 km, trzeba jakoś wrócić po rowery)
- Etap rowerowy 2 (około 36 km)
- Etap biegu na orientację 2 (9 km po lesie)
- Etap rowerowy 3 (finisz 12 km z Zadaniem Specjalnym pośrodku)
To co na wejściu nie podoba nam się w regulaminie (i co będzie się za nami ciągnąć do końca rajdu) to:
- zapis, że trzeba zrobić całą trasę aby być sklasyfikowany
- punkty kontrolne mają limity czasowe, tzn musisz je zaliczyć do danej godziny, potem pkt jest nieważny (wygasa)
Do nas ten pomysł zupełnie nie przemawia, zwłaszcza na rajdach wielo-dyscyplinowych, gdzie słaby wynik treku możemy nadrobić napieraniem na rowerze. Tutaj limity są ostre, zwłaszcza dla tych "niebiegających".
Nasza trasa ma limit 34 godzin, słownie TRZYDZIESTU CZTERECH GODZIN, a mamy być np. na pkt 7 najpóźniej o 02:30...
A co jak nie będę? To co wtedy?
Patrząc w regulamin, nie zaliczam pkt nr 7, a trzeba mieć komplet aby nie mieć NKL'a...
Logicznie rozumując już o 2:30 dostaję NKL, mimo że nadal mam pół nocy i cały kolejny dzień do końca limitu rajdu!
Z drugiej strony, na etap rowerowy o długości 36km jest limit 6h!!
Dla nas zupełnie niepotrzebne zamotanie sprawy.
Do nas ten pomysł zupełnie nie przemawia, zwłaszcza na rajdach wielo-dyscyplinowych, gdzie słaby wynik treku możemy nadrobić napieraniem na rowerze. Tutaj limity są ostre, zwłaszcza dla tych "niebiegających".
Nasza trasa ma limit 34 godzin, słownie TRZYDZIESTU CZTERECH GODZIN, a mamy być np. na pkt 7 najpóźniej o 02:30...
A co jak nie będę? To co wtedy?
Patrząc w regulamin, nie zaliczam pkt nr 7, a trzeba mieć komplet aby nie mieć NKL'a...
Logicznie rozumując już o 2:30 dostaję NKL, mimo że nadal mam pół nocy i cały kolejny dzień do końca limitu rajdu!
Z drugiej strony, na etap rowerowy o długości 36km jest limit 6h!!
Dla nas zupełnie niepotrzebne zamotanie sprawy.
Zasada: Całość albo NKL - spoko. Nie ma problemu, ostro ale jasno.
Niemniej limity na punktach to zło....
Zostawmy na razie tą sprawę, choć ten temat jeszcze wróci...gdy dopadnie nas nocą.
Niemniej limity na punktach to zło....
Zostawmy na razie tą sprawę, choć ten temat jeszcze wróci...gdy dopadnie nas nocą.
Zostaje
chwila czasu na luźne rozmowy - Zespół OSA OPOLE wita nas w bazie. Chwilę potem udajemy się na start.
START:
START:
Zadanie logiczne jak poniżej.
Należy
pomiędzy liczby wstawić znaki: dodawania, odejmowania, mnożenia,
dzielenia, silnia, pierwiastek drugiego stopnia, dowolne nawiasy.
Znaków możecie użyć dowolną ilość byle równanie było matematycznie poprawne.
Innymi słowy tworzycie potworki postaci: (-x+(x*x)):pierw(x) = y
Znaków możecie użyć dowolną ilość byle równanie było matematycznie poprawne.
Innymi słowy tworzycie potworki postaci: (-x+(x*x)):pierw(x) = y
(Uwaga: Nie wolno potęgować bo przy potędze wstawiacie liczbę a nie znak)
Za każde nierozwiązane równianie 10 min kary.
Limit tego etapu i pierwszego biegu to godzina 12:00, więc trzeba pamiętać, żeby zdążyć te 10 km po Szklarskiej zrobić. Robimy bezbłędnie 9 równań na 10 (nie idzie nam na szybko wymyślić rozwiązania dla 6-tek). Zdajemy zadania o 10:20, dostajemy 10 min kary i ruszamy w Szklarską....5 minut później, idąc pod nielichą górę rozkminiamy jak banalna była 6-stka. Niemniej nie wpadliśmy na mając zegarek Damoklesa nad głową.
Limit tego etapu i pierwszego biegu to godzina 12:00, więc trzeba pamiętać, żeby zdążyć te 10 km po Szklarskiej zrobić. Robimy bezbłędnie 9 równań na 10 (nie idzie nam na szybko wymyślić rozwiązania dla 6-tek). Zdajemy zadania o 10:20, dostajemy 10 min kary i ruszamy w Szklarską....5 minut później, idąc pod nielichą górę rozkminiamy jak banalna była 6-stka. Niemniej nie wpadliśmy na mając zegarek Damoklesa nad głową.
ETAP BIEGOWY 1
Bierzemy mapę i...coś jest bardzo nie tak. Znam Szklarską dość dobrze i te drogi na mapie... bynajmniej nie lecą w terenie.
LUSTRO ! Mapa jest odbita lustrzanie i to dwukrotnie, zarówno względem osi X jak i osi Y.
LUSTRO ! Mapa jest odbita lustrzanie i to dwukrotnie, zarówno względem osi X jak i osi Y.
Kochamy takie mapy - to jest to! Uwielbiamy zagadki nawigacyjne.
Mamy godzinę czterdzieści na zrobienie kilku punktów na terenie miejskim. Praca z mapą idzie nam bardzo dobrze, ale limit czasu jest dla nas ostry.
Mamy godzinę czterdzieści na zrobienie kilku punktów na terenie miejskim. Praca z mapą idzie nam bardzo dobrze, ale limit czasu jest dla nas ostry.
TAK TAK TAK...my nie biegamy!! Bieganie i szermierka to dwa różne światy.
Możecie
się z nas śmiać, proszę bardzo, ale radziłbym uważać bo istnieje
legalna opcja zorganizowania pojedynku "na ostre" w Unii Europejskiej.
Do punktu startu z kompletem docieramy na 10 min przed limitem czasu.
ETAP ROWEROWY 1
ETAP ROWEROWY 1
Wsiadamy
na rowery i tu niespodzianka. Na mapie nie nie jest skreślona droga
krajowa nr 3 (czyli Jelenia - Szklarska), a mamy długi weekend majowy,
Ruch jak w ulu. Dziwne, bo na większości rajdów organizatorzy wykluczają
takie drogi. Tak wiem, że jesteśmy dorośli i wiemy co robimy, ale
wierzę w jedną niezwykle ważną rzecz:
"tam gdzie zaczyna się rywalizacja, tam często kończy się zdrowy rozsądek"
(Organizujemy zawody na 50-60 luda z bronią, więc coś o tym wiemy...).
"tam gdzie zaczyna się rywalizacja, tam często kończy się zdrowy rozsądek"
(Organizujemy zawody na 50-60 luda z bronią, więc coś o tym wiemy...).
Olewamy
krajową 3-jkę, mimo że wiele ekip napiera właśnie główną szosą. Nie będziemy cisnąć
wśród aut. Lecimy na Szklarską Dolną (dolna tylko z nazwy, 15-20%
podjazdy to norma w tamtych okolicach). Przebijamy się przez górę i
wybieramy "dobry, techniczny zjazd" przez las na Górzyniec. Docieramy do
znanej nam drogi, która wyprowadzi nas na Babią Przełęcz. Tam też
spotykamy szczeciński Dziaba Team, który będzie nam towarzyszył w sposób
"nieciągły" na niektórych etapach rajdu.
Odbijamy punkt na przełączy i ruszamy w kierunku Starej Kamienicy.
Mimo, że w nogach mamy Rudawską Wyrypę lecimy przelotem ponad 30 km/h.
Kolejny
punkt to platforma widokowa na wielkiej skale na zakolu Bobru. Piękne miejsce, ale
trzeba trochę ponosić nasze maszyny aby się tam dostać. Najbardziej
urzekła nas kładka nad Bobrem, którą trzeba było przejechać.
Po zaliczeniu punktu numer 2, skierowaliśmy się do Strefy Zmian w Siedlęcinie.
Northshore'y na Bobrze.
ETAP KAJAKOWY
Northshore'y na Bobrze.
ETAP KAJAKOWY
Zostawiamy
rowery w Siedlęcinie i wbijamy na kajaki. Ja oczywiście w wersji na
Arktykę czyli nieprzemakalne spodnie, nieprzemakalna kurtka i
rękawiczki. Wiosła w ruch i napieramy przez Jezioro Wrzeszczyńskie. Na
trasie mieliśmy do pokonania "przenośki", bo rzeka jest zagospodarowana:
elektrownie, tamy it. Na tym etapie jeszcze nie wiedzieliśmy, co nas
czeka.
Przenośka 1:
Napotykamy pierwszy
problem. Kajak jest odrobinę za ciężki dla Basi, bardzo trudno się go
jej tacha. Robi się kłopot, bo do przejścia jest kilkadziesiąt metrów a
co ruszymy z miejsca, to stajemy. Mógłbym niby go ciągnąć, ale zniszczę
kajak stosując metodę "na pych" po asfalcie.
Jakoś jednak dajemy radę i płyniemy dalej.
Przenośka 2 i katastrofa
Przenośka 2 i katastrofa
Chwilę
potem płyniemy w kierunku zniszczonego jazu. Przed nim są tzw "white
water'y", w końcu Bóbr to górska rzeka. Rzuca nas w górę i w dół,
prędkość spływu rośnie a my w środku wodnej burzy. Jak się potem okaże,
kilka ekip zaliczyło w tym miejscu wywrotkę. My walczymy. Udało się,
przeszliśmy ale....siedzimy po pas w wodzie. Mimo, że rzeczy mieliśmy
zabezpieczone, utonęło wszystko. Woda wdarła się wszędzie, spenetrowała
cały plecak, wpłynęła nawet do portfela --> w bazie po rajdzie będę
suszył banknoty na kaloryferze.
Tracimy oba telefony.
Mój, mimo że pancerny to ma już swoje lata i woda dostaje się przez port
USB. Przeżyć przeżył ale nie da się go użyć bo funkcje szaleją, np.
przycisk latarki steruje dźwiękiem, a wyświetlacz jest mokry (od
tyłu/spodu). Basi komórka nie daje znaku życia. (Moja po wysuszeniu w
bazie w pełni ożyła i działa - pokrycie konformalne RULEZ!!!, smartfon
Basi zakończył żywot definitywnie).
Co by nie mówić zostaliśmy bez telefonów.
Najgorsze jednak jest to, że cały mój rowerowy plecak jest pełen wody. Wszystko pływa: dętki, łatki, pompki, jedzenie, ubrania dodatkowe itp. Istny dramat.
Chociaż i tak powinniśmy być szczęśliwi, że nie zaliczyliśmy wywrotki.
Na FB stronie TEAM360 jest wiele filmików z tamtego miejsca i różnych wywrotek/zatopień itp.
Próbujemy wdrapać się na wielką skarpę z tym cholernie ciężkim kajakiem. Zespół OSA OPOLE walczy obok. Musimy pomóc sobie nawzajem, bo nie idzie wytachać tych kajaków po zboczu. Obchodzimy jaz i płyniemy dalej. Morale siadło bo cały sprzęt "dostał w kość porządnie"
Zadnie specjalne numer 2
Najgorsze jednak jest to, że cały mój rowerowy plecak jest pełen wody. Wszystko pływa: dętki, łatki, pompki, jedzenie, ubrania dodatkowe itp. Istny dramat.
Chociaż i tak powinniśmy być szczęśliwi, że nie zaliczyliśmy wywrotki.
Na FB stronie TEAM360 jest wiele filmików z tamtego miejsca i różnych wywrotek/zatopień itp.
Próbujemy wdrapać się na wielką skarpę z tym cholernie ciężkim kajakiem. Zespół OSA OPOLE walczy obok. Musimy pomóc sobie nawzajem, bo nie idzie wytachać tych kajaków po zboczu. Obchodzimy jaz i płyniemy dalej. Morale siadło bo cały sprzęt "dostał w kość porządnie"
Zadnie specjalne numer 2
Wspinaczka
po linie z poziomu kajaka. JASNEE...za gruby jestem na to. Nie ma szans
tego wykonać. Dostajemy karę czasową i płyniemy dalej.
Myślimy
trochę o tym zadaniu - lina zwisająca z mostu, bez uprzęży
czy innego zabezpieczenia oraz bez ratownika na punkcie... Może być to
niebezpieczne, jeśli ktoś nie pomyśli (np. spadnie na kajak, bo partner
nie odpłynął). Tak wiem...jesteśmy dorośli, robimy to na własną
odpowiedzialność, ale jednak...Pewnie nazwiecie mnie panikarzem bo nic
nikomu się nie stało, ale jednak inne rajdy mają takie kwestie dużo
lepiej zabezpieczone. Być może przywykłem do innego standardu, być może
zbyt dużo myślimy o bezpieczeństwie tych, którzy o nim nie myślą.
Przenośka 3
Przenośka 3
Plichowice,
tama...najpierw schody, potem kilkaset metrów tachania kajaka drogą, a
na koniec ścieżka w lesie z korzeniami. Kajakiem po lesie. Ostro. Jest
śmiesznie, dostaję głupawy jak widzę wzrok ludzi na szlaku.
Przypomina mi się kawał:
Siedzi sobie wędkarz nad rzeka i łowi ryby. Nagle coś mu się tak zdało, że z daleka-daleka słyszy cichutkie "spieeerdaaaalaaaj.....". Chwilę sie zastanowił... nie, no wydawało się, nie ma co zawracać sobie tym głowy.
Siedzi dalej i nagle troszeczkę głośniej "spieerdaalaj...". Trochę się tym już zdenerwował, rozejrzał się dookoła... cisza.... Nic to, lowię dalej - pomyslał... Po kilku chwilach jeszcze wyraźniejsze... "Spierdaaalaj". Zerwał się zdenerwowany na równe nogi... ale znów cisza....
No niestety znów po paru chwilach, teraz już głośno i wyraźnie słyszy "SPIERDALAJ". Zerwał się, serce mu wali, już miał uciekać, gdy nagle:
rzeką płynie kajakiem koleś, ale zamiast wioseł ma w rekach patelnie i nimi odgarnia wodę... Wędkarza to trochę rozbawiło, wiec zagaduje do gościa:
- Panie, a nie wygodniej wiosłami?
- SPIERDALAJ!!!
...nie mam wprawdzie patelni, ale cisnę przez las. Mam ochotę zapytać kogoś: "Panie dobrze płynę bo mi się coś z mapą nie zgadza". Jest wesoło, ale czas ucieka a pokonywanie tych przenosiek trwa niemiłosiernie długo.
Przenośka 4
Przypomina mi się kawał:
Siedzi sobie wędkarz nad rzeka i łowi ryby. Nagle coś mu się tak zdało, że z daleka-daleka słyszy cichutkie "spieeerdaaaalaaaj.....". Chwilę sie zastanowił... nie, no wydawało się, nie ma co zawracać sobie tym głowy.
Siedzi dalej i nagle troszeczkę głośniej "spieerdaalaj...". Trochę się tym już zdenerwował, rozejrzał się dookoła... cisza.... Nic to, lowię dalej - pomyslał... Po kilku chwilach jeszcze wyraźniejsze... "Spierdaaalaj". Zerwał się zdenerwowany na równe nogi... ale znów cisza....
No niestety znów po paru chwilach, teraz już głośno i wyraźnie słyszy "SPIERDALAJ". Zerwał się, serce mu wali, już miał uciekać, gdy nagle:
rzeką płynie kajakiem koleś, ale zamiast wioseł ma w rekach patelnie i nimi odgarnia wodę... Wędkarza to trochę rozbawiło, wiec zagaduje do gościa:
- Panie, a nie wygodniej wiosłami?
- SPIERDALAJ!!!
...nie mam wprawdzie patelni, ale cisnę przez las. Mam ochotę zapytać kogoś: "Panie dobrze płynę bo mi się coś z mapą nie zgadza". Jest wesoło, ale czas ucieka a pokonywanie tych przenosiek trwa niemiłosiernie długo.
Przenośka 4
Płyniemy
zostawiając w tyle Plichowice, ale to nie koniec zabawy z kajakiem.
Było "kajakiem po lesie", teraz jest "kajakiem po łące", a potem przez
ziemniaki. Gorzej, że zaczynaliśmy mieć już pomału tego dość...
Bieg środkiem Bobru
Bieg środkiem Bobru
Papiernia
potrzebuje wody? Papiernia bierze wodę. Wszyscy się cieszą...oprócz
zespołów idących po kolana w Bobrze. Poziom wody spadł tak nisko po tej
operacji, że sporo część trasy pokonujemy ciągnąć kajak po mokrych
kamieniach. Ten niski stan zupełnie nie przypomina Bobru - przez chwilę
mamy nawet wątpliwości czy nie wpłynęliśmy (weszliśmy) w jakaś odnogę
Bobru i czy nie ciśniemy "do diabła". Kompas mówi, że powinno być OK,
ale niepokój jest.
TREK
TREK
Do bazy kajakowej
docieramy około 20:30. Ufff...udało się przed zmrokiem (takie było
założenie i udało się je spełnić). Względem "limitu" na tym punkcie mamy
półtorej godziny zapasu. Obawiamy się jednak, że na części pieszej
stracimy dużo czasu. Do rowerów musimy dotrzeć najpóźniej 5:30 według
regulaminu.
Musimy ogarnąć katastrofę, która wydarzyła się
przed jazem. W przepaku mam suche spodnie, ale tylko 1 koszulkę. W
plecaku rowerowym miałem 4 warstwy...ale wszystko jest tak mokre, że nie
ma opcji tego założyć - zwłaszcza, że nocą może temperatura spaść w
okolice zera.
Kombinuję z tym co mam. Postanawiam
zostawić mokre rzeczy, a zabrać nieprzemakalne kurki - nie oddychają,
ale nie są mokre tzn. wystarczy je wytrzeć.W nich nie zmarznę.
Plecak również zostaje - całą resztę trasy zrobię bez mojej nieśmiertelnego żółtego przyjaciela, a z plecakiem kajakowym.
Szybko się przebieramy i ruszamy w las. Nawigacja idzie nam bardzo dobrze, ale czas nie jest łaskawy dla "niebiegających".
Szybko się przebieramy i ruszamy w las. Nawigacja idzie nam bardzo dobrze, ale czas nie jest łaskawy dla "niebiegających".
Piątka to Zamek Wleń.
Kiedy byliśmy tu ostatnio był niedostępny dla zwiedzających, więc jest nareszcie okazja go zobaczyć. 6-stka też wchodzi łatwo i zaczynamy dłuuuuugi spacer na 7-mkę. Zajmuje nam on koło półtorej godziny, ale docieramy po wskazaną górę.
Kiedy byliśmy tu ostatnio był niedostępny dla zwiedzających, więc jest nareszcie okazja go zobaczyć. 6-stka też wchodzi łatwo i zaczynamy dłuuuuugi spacer na 7-mkę. Zajmuje nam on koło półtorej godziny, ale docieramy po wskazaną górę.
Na jej
szczyt nie prowadzi na mapie żadna ścieżka, a kierowanie się w środku
nocy drogami ścinkowymi to marny pomysł. Dlatego ciśniemy na azymut
przez krzory. Zaczyna się niewiarygodne podejście, czasami trzeba iść na
czworakach takie jest nachylenie stoku. Do tego wydaje się on nie
kończyć.
Udaje nam się wdrapać na szczyt, który robi niesamowite wrażenie - ogromna płaska platforma skalna z doskonałym widokiem na całą okolicę. Nie ma jednak punktu...obchodzimy szczyt w kółko i nic. Pojawia się pomysł "nie ta góra?" - nogi miękną na taką myśl. Patrzymy na mapę - nie ma szans, że to nie ta góra. To musi być tutaj !
Udaje nam się wdrapać na szczyt, który robi niesamowite wrażenie - ogromna płaska platforma skalna z doskonałym widokiem na całą okolicę. Nie ma jednak punktu...obchodzimy szczyt w kółko i nic. Pojawia się pomysł "nie ta góra?" - nogi miękną na taką myśl. Patrzymy na mapę - nie ma szans, że to nie ta góra. To musi być tutaj !
Analizujemy mapę raz jeszcze. Ta góra ma 2 szczyty - przedzieramy się zatem przez choinki na drugi, ukryty szczyt. JEST PUNKT.
Jest też 10 minut po limicie na ten punkt. Mimo wszystko rejestrujemy chip'y.
Jest 2:40 nad ranem, spóźniliśmy się na ten punkt - limit rajdu to 20:00, ale 7-mka według regulaminu jest niezaliczona. Czy to oznacza NKL, skoro trzeba mieć wszystkie punkty?
Jest 2:40 nad ranem, spóźniliśmy się na ten punkt - limit rajdu to 20:00, ale 7-mka według regulaminu jest niezaliczona. Czy to oznacza NKL, skoro trzeba mieć wszystkie punkty?
Lekko demotywujące, zwłaszcza że mamy pół nocy i cały dzień jeszcze. Staramy się o tym nie myśleć i wędrujemy dalej.
Spotykamy
zespół Kankan - okazuje się, że Dziewczyny również były na 7-mce po
limicie czasowym i mają takie same rozterki jak my. Lecimy dalej razem,
droga szybciej mija w większej grupie.
Razem odnajdujemy pkt 8-my (również po limicie czasu - około 20 min) i ruszamy na przepak do Siedlęcina - tam gdzie zostawiliśmy rowery. Docieramy tam o 5:30 czyli 30 minut po limicie na ten punkt. Sędzia na punkcie nie pozwala nam zarejestrować chip'ów bo "jest już po czasie".
Razem odnajdujemy pkt 8-my (również po limicie czasu - około 20 min) i ruszamy na przepak do Siedlęcina - tam gdzie zostawiliśmy rowery. Docieramy tam o 5:30 czyli 30 minut po limicie na ten punkt. Sędzia na punkcie nie pozwala nam zarejestrować chip'ów bo "jest już po czasie".
Punkt miał
być zamknięty o 5:00 rano - pytanie: czy gdybyśmy nie zadzwonili z
8-mki, że jednak dotrzemy, to czy nasze rowery zostały zwiezione by do
bazy?
Taką sugestię organizatorzy zrobili w bazie przed rajdem!!
Zapis w regulaminie mówi, że zespoły który się wycofają/odpadną wracają do bazy na własną rękę. Nie wiem - podkreślam NIE WIEM - czy tak by się stało, ale jeśli dotarlibyśmy do Siedlęcina po nocy na butach i okazała by się, że pół godziny temu ktoś nam zwiózł rowery do bazy to bym się wk***** nieprzeciętnie i byłby to nasz ostatni raz na rajdzie TEAM'u 360.
Taką sugestię organizatorzy zrobili w bazie przed rajdem!!
Zapis w regulaminie mówi, że zespoły który się wycofają/odpadną wracają do bazy na własną rękę. Nie wiem - podkreślam NIE WIEM - czy tak by się stało, ale jeśli dotarlibyśmy do Siedlęcina po nocy na butach i okazała by się, że pół godziny temu ktoś nam zwiózł rowery do bazy to bym się wk***** nieprzeciętnie i byłby to nasz ostatni raz na rajdzie TEAM'u 360.
Zadzwoniliśmy i nasze rowery czekały (choć 90% bazy
była już spakowana do auta), ale udało się tylko dzięki uprzejmości
zespołowi KANKAN - przypominam, że nasze komórki poszły do wody i na
tamtą chwilę byliśmy w terenie zupełnie bez kontaktu.
Do
dziś mnie gnębi ta myśl... Czy rzeczywiście zwieźliby nam nasze rowery, a
my musielibyśmy samodzielnie kombinować jak wrócić z Siedlęcina do
Szklarskiej? Ta myśl to jeden z największych minusów tego rajdu. Niesmak
pozostał...
ETAP ROWEROWY 2
Przepakowujemy
się i ruszamy na dalszą część trasy. Jest 6:00 rano, świt, mgły na my
lecimy na Jelenią Górę. Chcemy zjeść jakieś małe ciepłe śniadanie na
szybko, ale wszystko pozamykane o tej godzinie. Ciśniemy zatem dalej w
kierunku Łomnicy.
Pięknie przygotowana ścieżka rowerowa wyprowadza nas niemal pod sam punkt (10).
Ten punkt zaliczamy z niesamowitym zapasem czasowym, bo na niego - mimo, że rowerowy - było 4 godziny !!!
Dalej lecimy zielonym szlakiem na Staniszów, a potem na Marczyce. Później przelot na Piechowice i mozolna wspinaczka pod schronisko "Złoty Widok". Ponownie zapas czasowy ogromny względem limitu tego punktu, co jeszcze bardziej potęguje uczucie absurdu jeśli chodzi o nocny trek po górach...
Dalej lecimy zielonym szlakiem na Staniszów, a potem na Marczyce. Później przelot na Piechowice i mozolna wspinaczka pod schronisko "Złoty Widok". Ponownie zapas czasowy ogromny względem limitu tego punktu, co jeszcze bardziej potęguje uczucie absurdu jeśli chodzi o nocny trek po górach...
Po drodze zaliczamy jeszcze 10 minutową drzemkę, gdzieś w lesie.
ETAP BIEGOWY 2
Pod schroniskiem otrzymujemy nową mapę i zaczynamy kolejny etap pieszy "TRZY JAWORY".
ETAP BIEGOWY 2
Pod schroniskiem otrzymujemy nową mapę i zaczynamy kolejny etap pieszy "TRZY JAWORY".
Lubimy
takie mapy i mimo zmęczenia nawigujemy bezbłędnie. Las jest przebieżny
więc punkty są dobrze widoczne. 24h wyrypa plus noc i dzień rajdu 360
nie pozostaje jednak bez śladu, jeśli chodzi o naszą wytrzymałość.
Dochodzi do kuriozalnej sytuacji, spowodowanej zmęczonym umysłem:
Basia: Patrz Chomik, chomik..
Ja: Jaki znowu chomik?
Basia: No chomik, patrz chomik
Podnoszę wzrok, widzę...NIEDŹWIEDŹ. ZGINIEMY !!!
Zaraz...czemu ten niedźwiedź jest na smyczy?
Czemu ktoś prowadzi miśka na smyczy. Zginiemy w kuriozalny sposób - rozszarpani na rozkaz Pana Niedźwiedzia...)
...chomik, chomik, chomik...
Kobieto zginiemy! co Ty mi tu o jakimś...
...konik, konik...
To koń...na smyczy. Tylko jak tarpan, włochaty, ale koń.
Boże potrzebuję snu...natychmiast.
Zaliczamy
cała trasę etapu pieszego. Jest przed 15:00, a zostało nam 12 km do
bazy. 5 godzin do limitu, ale nadal nie wiemy czy nie będzie NKL'u za
spóźnienie na 7-mkę, 8-mkę i 9-tkę.
Ruszamy na ostatni
punkt, zaliczamy go - odpuszczając jednak zadanie specjalne, jesteśmy
już zbyt wykończeni na to, a wymaga uwagi bo to zadanie linowe. Do tego kontuzja nabyta na Rajdzie Katowice nie jest w pełni zaleczona jeszcze - w sumie nie powinno mnie tu być tak naprawdę. Nie obciążam zatem kolana zadaniem wspinaczkowym.
Zaliczamy tylko punkt i zjeżdżamy do bazy około 16:00.
Komplet bez kompletu
Komplet bez kompletu
W bazie kilka zespołów debatuje czy będą NKL'a czy nie, bo kilka zespół gdzieś na trasie spóźniło się na któryś z punktów.
Finalnie
okazuje się, że nie będzie NKL'i za spóźnienie - trochę nam "szkoda",
bo złośliwie nabijaliśmy się z regulaminu, że fajnie byłoby mieć komplet
punktów, zmieścić się w czasie z 4 godzinnym zapasem i załapać NKL'a. To było by coś :)
Niemniej dochodzi do innej kuriozalnej sytuacji.
Niemniej dochodzi do innej kuriozalnej sytuacji.
Nasz wynik to 24 pkt na 25. WTF?
Zaliczyli nam 2 "spóźnione" punkty z 3-ech.
Kombinuję, że to dlatego, że na 7-me i 8-mce nie było sędziów. Zarejestrowaliśmy chip'y nie bacząc na to, że jesteśmy spóźnienie. Na 9-tce sędzia nie pozwolił nam na rejestrację chipa, co ostatecznie daje 24 punkty zarejestrowane - brak jednego punktu.
Tym śmieszniej, że to punkt przepakowy, a którym odebraliśmy rowery więc musieliśmy tam być, gdyby ktoś miał wątpliwości.
Tym samym mamy komplet bez kompletu.
Śmiejemy się z tego i idziemy spać bo sen to towar deficytowy w ten weekend.
Kombinuję, że to dlatego, że na 7-me i 8-mce nie było sędziów. Zarejestrowaliśmy chip'y nie bacząc na to, że jesteśmy spóźnienie. Na 9-tce sędzia nie pozwolił nam na rejestrację chipa, co ostatecznie daje 24 punkty zarejestrowane - brak jednego punktu.
Tym śmieszniej, że to punkt przepakowy, a którym odebraliśmy rowery więc musieliśmy tam być, gdyby ktoś miał wątpliwości.
Tym samym mamy komplet bez kompletu.
Śmiejemy się z tego i idziemy spać bo sen to towar deficytowy w ten weekend.
Kategoria Rajd, SFA