Jaszczur - Białe Doliny
-
DST
60.00km
-
Sprzęt SANTA
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 maja 2017 | dodano: 22.05.2017
Jaszczur i to za miedzą! Ukrył się w naszych kochanych podkrakowskich
dolinkach - chyba bliżej już nie mógł. Rewelacja. Jako, że Jaszczurów nam zawsze nam MALO (taaaak...wybaczcie, ale
ten suchy dowcip musi polecieć na każdej edycji), wyczekujemy imprezy jak na szpilkach. Baza jest w Racławicach, czyli na wylocie mojej ukochanej
Doliny Racławki. Ponownie
dołącza do nas Instruktor Grupy Dziecięcej Lenon, który zaatakuje
swojego pierwszego Jaszczura na trasie pieszej.
Fajnie
będzie znowu zobaczyć Malo - podziwiamy Go za zapał i samozaparcie
przy tworzeniu tras. Każda z edycji ma zawsze jakiś motyw
przewodni oraz jest to rajd niesamowicie wymagające terenowo i nawigacyjnie. Wiele
osób nie lubi przez to Jaszczura, ale to jest właśnie to, za co my
kochamy go najbardziej. Malo robi niemało, robi po prostu swoje, cegiełka po cegiełce budując legendę tej imprezy. Jak sam to nazwał - robi trasy "eksploracyjne", niekoniecznie przejezdne. No ale cóż...Jaszczury mają pazury, a pazury drapią...czasem nawet rozrywają na strzępy :)
Nic zatem dziwnego, że w bazie wiele znajomych twarzy - ludzi, którzy kochają te imprezy, tak jak my.
"W kamieniołomach moi ludzie pracują szybko i dokładnie. Daje się zauważyć zapał i szczerze zaangażowanie"
...taka złowieszcza sentencja zdobi prawy dolny róg mapy. Wiem skąd pochodzą te słowa. Na jaszczurowej mapie tworzą niesamowity klimat. Sentencja ta zdefiniowała narrację tej relacji...czuję się niemal w obowiązku opowiedzieć w podobnym klimacie, przytaczając wersy, które niesamowicie prawdziwie oddają klimat naszej wędrówki.
Mapa, jak pisał Jacek w swojej relacji na FB, jest "starsza od Niego". Powiem więcej, mapa jest poglądowa - nie należy się zbytnio sugerować jej treścią. Do tego będą na niej 3 odcinki specjalne. W miejscu oznaczonym punktem, znajdują się mapki odcinków specjalnych i informacje dotyczące azymutu dojścia do nich. Obstawiamy - i nie pomylimy się - że czekać będą na nas jurajskie jaskinie. Do tego pojawia się kilka lidarów do dopasowania.
Dostajemy 2 karty startowe, bo na jednej nie starczy nam miejsca na wszystkie punkty. Malo mówi nam, że nasza trasa to "Trasa Niepiesza 50 km " tylko z nazwy i powinniśmy ją raczej traktować jako "Trasę 11 Godzin"...11 godzin + 6 limitu spóźnień, czyli 17 godzin jazdy (limit spóźnień na Jaszczurze = malutkie kary za każdą minutę spóźnienia, tak małe że bardziej opłaca się łapać kolejne punkty niż wracać do bazy). Dodatkowo za zdobycie punktów z odcinków specjalnych, można ten czas jeszcze wydłużyć.
"Najlepiej będzie namierzyć się od drogi"...czyli o dwóch takich co lubią dymać (pod górkę)
Dopasowujemy lidary do swoich miejsc. Nie jest to nasz pierwszy raz z lidarami , więc idzie nam to całkiem sprawnie. Chwilę później wyruszamy w teren. Pierwszy lidar jest bardzo blisko bazy, postanawiamy namierzyć się na niego od jakieś charakterystycznego punktu - na przykład od drogi. Zjeżdżamy zatem mega stromym zjazdem z pod skały. Nachylenie jest ogromne, ale jakoś udaje nam się pokonać tą ścianę - jesteśmy na dole. "Odpalamy" lidar i analizujemy. Względem drogi...względem drogi to punkt będzie...na skale. Tej samej z pod której właśnie zjechaliśmy. Spojrzenie w górę, krótki komentarz postaci "o k***a" i dymamy z powrotem pod skałę. Wieść niesie, że nasz komentarz słyszalny był nawet w Olkuszu. Mówiłem coś o ogromnym nachyleniu i problemach ze zjazdem bo tak stromo? No więc właśnie...w kwestii stromości nie zmieniło się nic, w kwestii zjazdu dokonała się pewna zmiana kierunku. Cóż za błędy się płaci...nie wiemy tego jeszcze, ale rachunek dzisiaj dostaniemy niemały :)
...sami sobie dopowiedzcie, gdzie jesteśmy teraz. Podpowiedź: kadr zdjęcia dostarcza pewnych wskazówek.
*< Retrospekcja >
Na Jaszczurze - Ukryty Wapień także były jaskinie do spenetrowania. Wzięliśmy jednak - nie wiedząc o tym - mapę dla trasy pieszej, a nie rowerowej. Punkty trasy pieszej były naszymi punktami stowarzyszonymi (czyli podszywającymi się pod nasze punkty). Oznaczało to, że używając posiadanej powinniśmy zebrać komplet stowarzyszy. Oszukaliśmy jednak system, bo porobiliśmy błędy nawigacyjne. Zebraliśmy stowarzysze względem posiadanej mapy czyli punkty z trasy rowerowej! To było więcej szczęścia niż rozumu...tyle wygrać.
< / Retrospekcja >
Nic zatem dziwnego, że w bazie wiele znajomych twarzy - ludzi, którzy kochają te imprezy, tak jak my.
"W kamieniołomach moi ludzie pracują szybko i dokładnie. Daje się zauważyć zapał i szczerze zaangażowanie"
...taka złowieszcza sentencja zdobi prawy dolny róg mapy. Wiem skąd pochodzą te słowa. Na jaszczurowej mapie tworzą niesamowity klimat. Sentencja ta zdefiniowała narrację tej relacji...czuję się niemal w obowiązku opowiedzieć w podobnym klimacie, przytaczając wersy, które niesamowicie prawdziwie oddają klimat naszej wędrówki.
Mapa, jak pisał Jacek w swojej relacji na FB, jest "starsza od Niego". Powiem więcej, mapa jest poglądowa - nie należy się zbytnio sugerować jej treścią. Do tego będą na niej 3 odcinki specjalne. W miejscu oznaczonym punktem, znajdują się mapki odcinków specjalnych i informacje dotyczące azymutu dojścia do nich. Obstawiamy - i nie pomylimy się - że czekać będą na nas jurajskie jaskinie. Do tego pojawia się kilka lidarów do dopasowania.
Dostajemy 2 karty startowe, bo na jednej nie starczy nam miejsca na wszystkie punkty. Malo mówi nam, że nasza trasa to "Trasa Niepiesza 50 km " tylko z nazwy i powinniśmy ją raczej traktować jako "Trasę 11 Godzin"...11 godzin + 6 limitu spóźnień, czyli 17 godzin jazdy (limit spóźnień na Jaszczurze = malutkie kary za każdą minutę spóźnienia, tak małe że bardziej opłaca się łapać kolejne punkty niż wracać do bazy). Dodatkowo za zdobycie punktów z odcinków specjalnych, można ten czas jeszcze wydłużyć.
"Najlepiej będzie namierzyć się od drogi"...czyli o dwóch takich co lubią dymać (pod górkę)
Dopasowujemy lidary do swoich miejsc. Nie jest to nasz pierwszy raz z lidarami , więc idzie nam to całkiem sprawnie. Chwilę później wyruszamy w teren. Pierwszy lidar jest bardzo blisko bazy, postanawiamy namierzyć się na niego od jakieś charakterystycznego punktu - na przykład od drogi. Zjeżdżamy zatem mega stromym zjazdem z pod skały. Nachylenie jest ogromne, ale jakoś udaje nam się pokonać tą ścianę - jesteśmy na dole. "Odpalamy" lidar i analizujemy. Względem drogi...względem drogi to punkt będzie...na skale. Tej samej z pod której właśnie zjechaliśmy. Spojrzenie w górę, krótki komentarz postaci "o k***a" i dymamy z powrotem pod skałę. Wieść niesie, że nasz komentarz słyszalny był nawet w Olkuszu. Mówiłem coś o ogromnym nachyleniu i problemach ze zjazdem bo tak stromo? No więc właśnie...w kwestii stromości nie zmieniło się nic, w kwestii zjazdu dokonała się pewna zmiana kierunku. Cóż za błędy się płaci...nie wiemy tego jeszcze, ale rachunek dzisiaj dostaniemy niemały :)
...sami sobie dopowiedzcie, gdzie jesteśmy teraz. Podpowiedź: kadr zdjęcia dostarcza pewnych wskazówek.
Kretino de imbecyli von idiot
Królowa Matoł-landi nadaje nam taki tytuł honorowy za wybitne osiągnięcia w głupocie.
Orkiestra gra, tłum wiwatuje a my nosimy nasz nowy tytuł godnie i z dumą
Dawno nie mieliśmy takiej wtopy na rajdzie... Jak to było w filmie "Wzgórza mają oczy 2" (horror z mojej ulubionej klasy Z...albo Ż lub nawet Ź)...
"Stunning display of group and individual stupidity" -
...tak, to o nas. Po znalezieniu punktu zamiast wpisać, że to punkt pierwszy wpisujemy, że to punkt drugi (bo w końcu to nasz drugi znaleziony punkt dzisiaj). Wracamy przez krzaki do ukrytych w lesie rowerów. Już mamy jechać, kiedy orientujemy się, że zrobiliśmy zły wpis. Trzeba zatem wrócić i poprawić kartę (kolorowe flamastry na punktach - wpis ma być tym kolorem). Biorę dużą kartę i dymam przez krzory i pokrzywy raz jeszcze do punktu. Potem sekcja fitness "skoki przez wiatrołomów" i już jestem. Robię wpis i wracam z powrotem przez gęstwinę.
Już mamy jechać, ale coś mnie tknęło sprawdzić kartę raz jeszcze. Sprawdzam. I co? Zrobiłem wpis na złą kartę...JAK? Jak to możliwe...Przecież pierwsza karta była duża, druga była mała, a ja wziąłem dużą kartę - specjalnie sprawdzałem ten fakt przed pójściem drugi raz. Nie rozumiem... Porównuje karty - są takie same. Pasuje Wam, TAKIE SAME!!
Nie wiem kiedy ubzdurało mi się, że jedna jest duża a druga mała. Wszystko się zgadza, zabrałem na punkt dużą kartę, tylko nie tą którą trzeba. Dymam przez krzory i pokrzywy raz jeszcze, potem znana już ścieżka "wiatrołomy"...Brakuje mi tylko muzyczki, jak z teleturniejów - wiecie takiej, hłe hłe hłe/zonk.
Orkiestra gra, tłum wiwatuje a my nosimy nasz nowy tytuł godnie i z dumą
Dawno nie mieliśmy takiej wtopy na rajdzie... Jak to było w filmie "Wzgórza mają oczy 2" (horror z mojej ulubionej klasy Z...albo Ż lub nawet Ź)...
"Stunning display of group and individual stupidity" -
...tak, to o nas. Po znalezieniu punktu zamiast wpisać, że to punkt pierwszy wpisujemy, że to punkt drugi (bo w końcu to nasz drugi znaleziony punkt dzisiaj). Wracamy przez krzaki do ukrytych w lesie rowerów. Już mamy jechać, kiedy orientujemy się, że zrobiliśmy zły wpis. Trzeba zatem wrócić i poprawić kartę (kolorowe flamastry na punktach - wpis ma być tym kolorem). Biorę dużą kartę i dymam przez krzory i pokrzywy raz jeszcze do punktu. Potem sekcja fitness "skoki przez wiatrołomów" i już jestem. Robię wpis i wracam z powrotem przez gęstwinę.
Już mamy jechać, ale coś mnie tknęło sprawdzić kartę raz jeszcze. Sprawdzam. I co? Zrobiłem wpis na złą kartę...JAK? Jak to możliwe...Przecież pierwsza karta była duża, druga była mała, a ja wziąłem dużą kartę - specjalnie sprawdzałem ten fakt przed pójściem drugi raz. Nie rozumiem... Porównuje karty - są takie same. Pasuje Wam, TAKIE SAME!!
Nie wiem kiedy ubzdurało mi się, że jedna jest duża a druga mała. Wszystko się zgadza, zabrałem na punkt dużą kartę, tylko nie tą którą trzeba. Dymam przez krzory i pokrzywy raz jeszcze, potem znana już ścieżka "wiatrołomy"...Brakuje mi tylko muzyczki, jak z teleturniejów - wiecie takiej, hłe hłe hłe/zonk.
"W zardzewiałej ziemi kości, sierść i zęby. Proch co skrywa diament, wypchnięty z jej głębin..."
może nie diament ale punkt!! i to niejeden. Nasz pierwszy odcinek specjalny czyli pierwsza z jaskiń do spenetrowania. Na mapie zaznaczony jest punkt, gdzie w lesie ukryte są mapy jaskini z zaznaczonymi punktami. Jest tam także instrukcja jak odnaleźć jaskinie (np. azymut X, odległość Y metrów).
"Przypomnij sobie swoją porażkę w jaskini" - tak mówił Yoda do...mnie o Działoszynie. Uczulony na błędy młodości* trzy razy upewniam się czy biorę dobrą mapę...
może nie diament ale punkt!! i to niejeden. Nasz pierwszy odcinek specjalny czyli pierwsza z jaskiń do spenetrowania. Na mapie zaznaczony jest punkt, gdzie w lesie ukryte są mapy jaskini z zaznaczonymi punktami. Jest tam także instrukcja jak odnaleźć jaskinie (np. azymut X, odległość Y metrów).
"Przypomnij sobie swoją porażkę w jaskini" - tak mówił Yoda do...mnie o Działoszynie. Uczulony na błędy młodości* trzy razy upewniam się czy biorę dobrą mapę...
Na Jaszczurze - Ukryty Wapień także były jaskinie do spenetrowania. Wzięliśmy jednak - nie wiedząc o tym - mapę dla trasy pieszej, a nie rowerowej. Punkty trasy pieszej były naszymi punktami stowarzyszonymi (czyli podszywającymi się pod nasze punkty). Oznaczało to, że używając posiadanej powinniśmy zebrać komplet stowarzyszy. Oszukaliśmy jednak system, bo porobiliśmy błędy nawigacyjne. Zebraliśmy stowarzysze względem posiadanej mapy czyli punkty z trasy rowerowej! To było więcej szczęścia niż rozumu...tyle wygrać.
< / Retrospekcja >
...no więc bierzemy dobrą mapę. Odnajdujemy jaskinię i Szkodnik rusza na eksploracje.
Szkodnik jaskiniowy przynosi tym razem same dobre punkty. Bez stowarzyszy.
Iść, ciągle iść, w stronę słońca. Aż po horyzontu kres"
Szkodnik jaskiniowy przynosi tym razem same dobre punkty. Bez stowarzyszy.
Iść, ciągle iść, w stronę słońca. Aż po horyzontu kres"
Horyzontu albo widnokręgu. Dymamy na spory pagór za Miękinią. Zadnia na tym punkcie to: należy spisać numer punktu pomiarowego (trojnóg - punkt triangulacyjny),
do tego należy wyznaczyć azymuty na kościelne wieże na widnokręgu i
napisać, co nam się podobało w tym miejscu. Widoczność w
dniu dzisiejszym jest słaba i ciężko idzie szukanie wieży kościelnych.
Nie mogąc ich dostrzec, wyznaczamy azymuty na dwie wieże obserwacyjne
widoczne na tle lasów. W końcu lepiej mieć dwie wieże niż nie mieć. Coś o ty m
wiesz, co nie, Saruman? :P
BUKujemy opcję pomiarów KRZYŻowych
Odszyfrowujemy kolejne lidary i wydaje nam się, że znaleźliśmy właściwe miejsce. Nigdzie nie ma jednak lampionów. Szukamy po krzakach, po polach...no nie ma. Kurde jesteśmy pewni, że jesteśmy w dobrym miejscu. Czytamy opis punktów. Znowu z nas matoły: obwód największego buka i kształt obiektu sakralnego. Tu nie ma lampionów...chwila nieuwagi i przeczesujemy las bez sensu, szukając czegoś czego nie ma. Szkodnik mierzy buka popularną metodą Tulipniaka, ja przerysowuję krzyż.
"...gdzieś tam w wieży pogrzebanej przez fale (...) Zamku którego nie ma już wcale".
Z punktu widokowego należy wyznaczyć azymut i odległość do ruin zamku. Widoczność jest jednak dzisiaj bardzo słaba. W normalnych okolicznościach mielibyśmy duży problem z tym zadaniem, bo nie widać żadnych ruin (a znajdują się poza otrzymana mapą). Znamy jednak te tereny. Chodzi o ruiny zamku Tenczyn w Rudnie. Mimo, że ruiny giną we mgle, to wiemy gdzie powinny być. Wyznaczamy zatem poprawnie azymut i w miarę poprawnie odległość. Lubię takie zadania :)
"Przez siebie uwielbieni i znienawidzeni, depczą mylne szlaki wyschniętych strumieni..."
Skrzyżowanie strumieni. Jeden z nielicznych punktów, które można zakwalifikować jako normalne, a nie "jaszczurze". Spotykamy na nim dwójkę chłopaków z pieszej pięćdziesiątki. Chwila rozmowy i okazuje się, że to ich pierwszy rajd na orientacje. Zaczynać od Jaszczura...Ostro.
Metodą przewidywań podaję 3 rzeczywiste rozwiązania tego równania:
- przeżyją i pokochają to
- przeżyją i nigdy więcej nie pojadą na imprezę na orientację
- nie przeżyją tego.
Życzmy tego pierwszego oczywiście...i życzmy szczęścia. Będzie Wam potrzebne :)
"Po tej zardzewiałej ziemi, ludzie pokrzywdzeni - zabłąkani w koleinach wyschniętych strumieni..."
Krzory i kolczaści przyjaciele. Setki dołków, a jeden z nich kryje punkt. Doły raczej nie po wyschniętych strumieniach, ale chyba po jakiś ostrzale. Kto to dziś wie...odpalamy analogowe CTRL+F i jedziemy dołek za dołkiem, w każdym zostawiając trochę krwi dla naszych - spragnionych jej - kolczastych przyjaciół. Dwie kropelki w dołku numer jeden, strużka do dołku numer dwa. Jeden z kolczastych wygląda, tak jakby chciał z litr, ale udaje się go jakoś wyminąć. Patrzy na nas z wyrzutem, ale obiecujemy że wpadniemy kiedyś indziej zapłacić należną mu daninę...odnajdujemy punkt w niemałej gęstwinie, robimy wpis na kartę i lecimy dalej.
"Serce w plecaku" czy na ziemi? Może jedno i drugi! Ważne, że "...źródło wciąż bije"
Dolina Eliaszówki i źródło Świętego Eliasza. Źródło ma kształt wielkiego serca w ziemi. Trzeba odpisać ilość stopni prowadzących do źródła i odnaleźć skryty w gęstwinie lasu krzyż. Basia zostaje przy rowerach, ja biegnę pod górę żółtym szlakiem. Znam te tereny - za młodego jeździło się tutaj non-stop. Łapią mnie refleksje i wspomnienia. To były czas...
Rajski: Ile jeszcze...no powiedz.
Ja: Rajski, nie pier**** , tylko pchaj ten rower.
Rajski: no ale ile jeszcze?
Ja: jakieś 300 metrów
Rajski: taaa, jasne. Znając Ciebie to 300 metrów, ale różnicy wzniesień...
Super znowu tu być. Tysiąc razy szedłem z rowerem tym żółtym szlakiem i potem dalej do Doliny Racławki, ale nie wiedziałem, że jest tutaj taki, ukryty w głębi lasu, krzyż. Malo znowu udowodnił, że nawet "na naszych" ziemiach, pokaże nam coś czego nie znaliśmy do tej pory.
Ech do czorta...czyli gdy się człowiek spieszy to się Diabeł cieszy
Diabelski most. A właściwie jego ruiny. Również dobrze znane nam miejsce. Szukam jednak punktu i nie mogę go znaleźć. Obchodzę filary mostu i nic. Według mapy punkt powinien być na rzece, centralnie NA RZECE, ale nie ma tu nic...dopiero ekipa z trasy pieszej mówi nam, że skoro ma być na rzece, to jest na rzece - dosłownie. A dokładniej na brzozie, rosnącej na ruinach mostu, która niemal "wisi" nad rzeką. Wspinam się na ruiny i...źle opisuję punkt. Tyle zeszło mi na szukaniu, że nie pamiętałem, jaki był jego numer. Basia idzie drugi raz i poprawia wpis na karcie.
Śmiejcie się Pacany...ale pytam ekipy z SFA - jak sędziujecie walki na zawodach i skupiacie się na obserwowaniu akcji...to ilu z Was pamięta chwilowy stan walki, no ilu !?!
"Schody, schody, schody jak w Casino de Paris. Nie mogą schody wyjść nigdy z mody..."
Klasztor w Czernej. Trzeba policzyć ilość stopni prowadzących na Drogę Krzyżową. Spotykamy tutaj Jacka z pieszej 50-tki. Liczę schody, Jacek też...oczywiście nasze pomiary różnią się i to aż o 2 schody. Ech, liczmy raz jeszcze: komisyjnie. Nie idzie nam coś dzisiaj z zadaniami wymagającymi uwagi :)
Żabcia...jedźmy już, bo się ściemnia.
Cmentarz to zajebiste miejsce, ludzie giną aby się tam dostać...
Cmentarz choleryczny, na którym są także mogiły z okresu I wojny światowej. Należy przeliczyć krzyże. Pamiętam to miejsce z dawnych czasów. Teraz jej on opisany i utrzymany, kiedyś po prostu nagle szlak wprowadzał wędrowca w środek zaniedbanego cmentarza w środku lasu. To było creep'y. Naprawdę przechodziły ciary. Kilka razy liczymy krzyże, ale jest ich więcej niż się wydaje za pierwszym razem. Trzeba wykazać się spostrzegawczością.
Skrzyżowanie Kamiennej z Leśną i Wąwozową :)
Zapada zmrok i zaczyna padać deszcz. Tak będzie już do końca rajdu: ciemno i mokro. Eksplorujemy nieczynny kamieniołom oraz ruiny starych budynków. Tutaj też nigdy wcześniej nie byłem. Trzeba tylko uważać na stowarzysza, który aż prosi się aby go zebrać. Właściwy punkt jest dobrze ukryty w głębi kamieniołomu. Nie ma stąd dobrego połączenia z kolejnym punktem...stawiamy zatem na wariant azymutowy do Doliny Racławki. Kończy się jak zwykle...na skrzyżowaniu Leśnej i Wąwozowej z opcją noszenia :)
"Wydłubują strzępy, sierść, kości i diamenty - majacząc na słońcu, śniąc chłodne odmęty..."
BUKujemy opcję pomiarów KRZYŻowych
Odszyfrowujemy kolejne lidary i wydaje nam się, że znaleźliśmy właściwe miejsce. Nigdzie nie ma jednak lampionów. Szukamy po krzakach, po polach...no nie ma. Kurde jesteśmy pewni, że jesteśmy w dobrym miejscu. Czytamy opis punktów. Znowu z nas matoły: obwód największego buka i kształt obiektu sakralnego. Tu nie ma lampionów...chwila nieuwagi i przeczesujemy las bez sensu, szukając czegoś czego nie ma. Szkodnik mierzy buka popularną metodą Tulipniaka, ja przerysowuję krzyż.
"...gdzieś tam w wieży pogrzebanej przez fale (...) Zamku którego nie ma już wcale".
Z punktu widokowego należy wyznaczyć azymut i odległość do ruin zamku. Widoczność jest jednak dzisiaj bardzo słaba. W normalnych okolicznościach mielibyśmy duży problem z tym zadaniem, bo nie widać żadnych ruin (a znajdują się poza otrzymana mapą). Znamy jednak te tereny. Chodzi o ruiny zamku Tenczyn w Rudnie. Mimo, że ruiny giną we mgle, to wiemy gdzie powinny być. Wyznaczamy zatem poprawnie azymut i w miarę poprawnie odległość. Lubię takie zadania :)
"Przez siebie uwielbieni i znienawidzeni, depczą mylne szlaki wyschniętych strumieni..."
Skrzyżowanie strumieni. Jeden z nielicznych punktów, które można zakwalifikować jako normalne, a nie "jaszczurze". Spotykamy na nim dwójkę chłopaków z pieszej pięćdziesiątki. Chwila rozmowy i okazuje się, że to ich pierwszy rajd na orientacje. Zaczynać od Jaszczura...Ostro.
Metodą przewidywań podaję 3 rzeczywiste rozwiązania tego równania:
- przeżyją i pokochają to
- przeżyją i nigdy więcej nie pojadą na imprezę na orientację
- nie przeżyją tego.
Życzmy tego pierwszego oczywiście...i życzmy szczęścia. Będzie Wam potrzebne :)
"Po tej zardzewiałej ziemi, ludzie pokrzywdzeni - zabłąkani w koleinach wyschniętych strumieni..."
Krzory i kolczaści przyjaciele. Setki dołków, a jeden z nich kryje punkt. Doły raczej nie po wyschniętych strumieniach, ale chyba po jakiś ostrzale. Kto to dziś wie...odpalamy analogowe CTRL+F i jedziemy dołek za dołkiem, w każdym zostawiając trochę krwi dla naszych - spragnionych jej - kolczastych przyjaciół. Dwie kropelki w dołku numer jeden, strużka do dołku numer dwa. Jeden z kolczastych wygląda, tak jakby chciał z litr, ale udaje się go jakoś wyminąć. Patrzy na nas z wyrzutem, ale obiecujemy że wpadniemy kiedyś indziej zapłacić należną mu daninę...odnajdujemy punkt w niemałej gęstwinie, robimy wpis na kartę i lecimy dalej.
"Serce w plecaku" czy na ziemi? Może jedno i drugi! Ważne, że "...źródło wciąż bije"
Dolina Eliaszówki i źródło Świętego Eliasza. Źródło ma kształt wielkiego serca w ziemi. Trzeba odpisać ilość stopni prowadzących do źródła i odnaleźć skryty w gęstwinie lasu krzyż. Basia zostaje przy rowerach, ja biegnę pod górę żółtym szlakiem. Znam te tereny - za młodego jeździło się tutaj non-stop. Łapią mnie refleksje i wspomnienia. To były czas...
Rajski: Ile jeszcze...no powiedz.
Ja: Rajski, nie pier**** , tylko pchaj ten rower.
Rajski: no ale ile jeszcze?
Ja: jakieś 300 metrów
Rajski: taaa, jasne. Znając Ciebie to 300 metrów, ale różnicy wzniesień...
Super znowu tu być. Tysiąc razy szedłem z rowerem tym żółtym szlakiem i potem dalej do Doliny Racławki, ale nie wiedziałem, że jest tutaj taki, ukryty w głębi lasu, krzyż. Malo znowu udowodnił, że nawet "na naszych" ziemiach, pokaże nam coś czego nie znaliśmy do tej pory.
Ech do czorta...czyli gdy się człowiek spieszy to się Diabeł cieszy
Diabelski most. A właściwie jego ruiny. Również dobrze znane nam miejsce. Szukam jednak punktu i nie mogę go znaleźć. Obchodzę filary mostu i nic. Według mapy punkt powinien być na rzece, centralnie NA RZECE, ale nie ma tu nic...dopiero ekipa z trasy pieszej mówi nam, że skoro ma być na rzece, to jest na rzece - dosłownie. A dokładniej na brzozie, rosnącej na ruinach mostu, która niemal "wisi" nad rzeką. Wspinam się na ruiny i...źle opisuję punkt. Tyle zeszło mi na szukaniu, że nie pamiętałem, jaki był jego numer. Basia idzie drugi raz i poprawia wpis na karcie.
Śmiejcie się Pacany...ale pytam ekipy z SFA - jak sędziujecie walki na zawodach i skupiacie się na obserwowaniu akcji...to ilu z Was pamięta chwilowy stan walki, no ilu !?!
"Schody, schody, schody jak w Casino de Paris. Nie mogą schody wyjść nigdy z mody..."
Klasztor w Czernej. Trzeba policzyć ilość stopni prowadzących na Drogę Krzyżową. Spotykamy tutaj Jacka z pieszej 50-tki. Liczę schody, Jacek też...oczywiście nasze pomiary różnią się i to aż o 2 schody. Ech, liczmy raz jeszcze: komisyjnie. Nie idzie nam coś dzisiaj z zadaniami wymagającymi uwagi :)
Żabcia...jedźmy już, bo się ściemnia.
Cmentarz to zajebiste miejsce, ludzie giną aby się tam dostać...
Cmentarz choleryczny, na którym są także mogiły z okresu I wojny światowej. Należy przeliczyć krzyże. Pamiętam to miejsce z dawnych czasów. Teraz jej on opisany i utrzymany, kiedyś po prostu nagle szlak wprowadzał wędrowca w środek zaniedbanego cmentarza w środku lasu. To było creep'y. Naprawdę przechodziły ciary. Kilka razy liczymy krzyże, ale jest ich więcej niż się wydaje za pierwszym razem. Trzeba wykazać się spostrzegawczością.
Skrzyżowanie Kamiennej z Leśną i Wąwozową :)
Zapada zmrok i zaczyna padać deszcz. Tak będzie już do końca rajdu: ciemno i mokro. Eksplorujemy nieczynny kamieniołom oraz ruiny starych budynków. Tutaj też nigdy wcześniej nie byłem. Trzeba tylko uważać na stowarzysza, który aż prosi się aby go zebrać. Właściwy punkt jest dobrze ukryty w głębi kamieniołomu. Nie ma stąd dobrego połączenia z kolejnym punktem...stawiamy zatem na wariant azymutowy do Doliny Racławki. Kończy się jak zwykle...na skrzyżowaniu Leśnej i Wąwozowej z opcją noszenia :)
"Wydłubują strzępy, sierść, kości i diamenty - majacząc na słońcu, śniąc chłodne odmęty..."
Ponownie nie diamenty, nawet nie kości ale punkty kontrolne. Te właściwe i te stowarzyszone. Druga z jaskiń dzisiaj. Mimo, że znam bardzo dobrze Dolinę Racławki, to nigdy nie byłem przy tej jaskini. Szkodnik udaje się na eksploracje...Tu jest naprawdę wąsko, Szkodnik wślizguje się w głąb czeluści i znika w ciemnościach. Będzie miał potem mały problem wyleźć z powrotem, bo pada deszcz, woda spływa po wapiennych ścianach i robi się naprawdę ślisko. Wylezie jednak jakoś...
...wylezie lekko umorusany :)
Duchy..."tych nocy upiornych i krwi co przelała się tu..."
Przedzieramy
się znowu azymutem od głównej drogi. Basia zostaje przy rowerach, ja
idę w górę przez las. Nagle błysk...patrzę, kolejny i jeszcze jeden. Nagle znowu. Coś
wielkiego...de fak to jest? Teraz dźwięk... najpierw szmer, potem klekot. I znowu
błysk. To jest wielkie i się porusza. No więc tak...gdzie ja położyłem
broń...
Nie mam pojęcia co to jest...podchodzę ostrożnie
trochę bliżej. Jest lekki schiz... kto nie chodził sam nocą po lesie,
ten nie zrozumie tego w pełni. Podchodzę jeszcze bliżej...kruca fux,
to największy strach na wróble jaki w życiu widziałem. Ma ze 2 metry, ustawiony w
pozycji stojącej i ma odblaski. Do tego obok wisi wiele dziwnych
elementów, które tłuką się na wietrze. Trochę mnie to zeschizowało,
zwłaszcza że właśnie szukam leśnej mogiły.
Mijam
tłukącego się kolegę i odnajduję wielki pomnik partyzantów, którzy
zginęli w 1943 roku. Trzeba odpisać pewne informacje z pomnika. Co
ciekawe, ze młodego jeżdżąc po Racławce szukałem tego pomnika i nigdy
nie udało mi się go odnaleźć (to były czasu bez GPS'ów, kiedy
jeździliśmy po szlakach na czuja bez mapy). Teraz - dzięki Jaszczurowi -
trafiłem w to miejsce.
Szkodnik po 3-kroć jaskiniowy
Szkodnik po 3-kroć jaskiniowy
Szklary.
Podchodzimy kolejnym stromym zboczem szukając jaskini. Jest po północy,
nadal pada deszcz, a my szukamy wejścia do wnętrza ziemi. Idzie ciężko, bo to kolejna góra na którą pchamy bez ścieżki. W końcu udaje się odnaleźć jaskinię.
Jest dość spora, tym razem tak duża, że nawet ja się zmieszczę. To ostatni
odcinek specjalny dzisiaj. Oczywiście z tego miejsca na kolejny punkt nie ma żadnych dróg. Ścieżką można co najwyżej zejść z powrotem do Szklar.
"Wściekła kłótnia wstrząsa niebiosa hałasem czy Bóg czy rozsądek ma być ich kompasem..."
"Wściekła kłótnia wstrząsa niebiosa hałasem czy Bóg czy rozsądek ma być ich kompasem..."
Jest
grubo po drugiej w nocy i pada deszcz. Jesteśmy już naprawdę
styrani...jak myślę, że musimy zjechać do Szklar i potem dymać raz
jeszcze żółtym szlakiem pod górę to nogi mi miękną. Tam jest pionowa
ściana...namawiam zatem Basię na azymut. Nie traćmy wysokości i lećmy
azymutem po garbie. Problem jest taki, że nie ma tutaj dróg. Są łąki i
pola...i krzaki, i kolczaści przyjaciele. Ale co tam. Wyznaczamy azymut i
lecimy łąką. Trawy są niesamowicie mokre, przedzieramy się przez łąki
po pas - w kilka minut jesteśmy przemoczeni. No trudno - to tylko 2 km
wędrówki bez drogi...da się nawet cześć tego przejechać. Nasze Bestie
dają sobie radę w takim terenie więc walimy na dziko. Kompas pomaga zachować
kierunek. Woda w butach aż chlupie, ale jedziemy...byle do przodu.
"Z tą prawdą tak niemiłą i świętym i łotrom, Bóg sprawił, że wciąg idą - rozsądek że dotrą..."
"Z tą prawdą tak niemiłą i świętym i łotrom, Bóg sprawił, że wciąg idą - rozsądek że dotrą..."
Kolor
kwiatów na krzyżu przydrożnym. To ostatnie nasze zadanie dzisiaj.
Pozostał powrót do bazy. Nie zrobimy całej trasy - braknie nam punktów z
Doliny Kobylańskiej i Doliny Będkowskiej. No trudno, nie da rady bo
jest 3:30 w nocy i kończy nam się już 6-cio godziny limit spóźnień.
Obecnie wykorzystujemy czas ekstra za punkty z jaskini. Trzeba zatem wracać do bazy. Trochę szkoda, ale z drugiej strony jesteśmy w
trasie od rana i jesteśmy naprawdę zmęczeni. Lecimy dobrą polną drogą do
Racławic. Jeszcze tylko chory podjazd pod bazę...bo szkoła w
Racławicach lubi mieć oko na całą okolicę.
"Jeszcze jeden
podjazd dzisiaj, choć poranek świta, czy pozwali Pani Basia, młody
szermierz pyta..." wbijamy do bazy i oddajemy karty. Malo czekał już tylko na nas...inni już zeszli...z trasy lub...gdzieś po drodze :)
"Tak jest cena nieśmiertelności..."
Tytuł trochę na wyrost, ale pamiętacie "Indiana Jones i Ostania Krucjata"? Scena z rycerzem, który mówi te słowa...tak samo się czujemy po Jaszczurze. Styrani, ubłoceni, sponiewierani i pokiereszowani na ciele...ale szczęśliwi na duszy. Jaszczur ma pazury i ukrywa się w dzikich ostępach. Kto chce go złapać musi za to zapłacić...ale klimat tych rajdów jest warty wszystkich poświęceń.
Docieramy do domu mocno po 7:00 i idziemy spać. Wstaniemy w niedzielę po 17:00...a był plan pomóc Malo w niedzielę pozbierać punkty po rajdzie. Było to jednak nim, dał nam dodatkowe 6h zabawy gratis. Licząc z czasem ekstra za jaskinie to w sumie 7h.
Poniżej unikalne zdjęcie Batmana po jeden z edycji Jaszczura :)
No koniec takie porównanie: tydzień temu Rajd Kraków - Trzebinia i 45 km zrobionych w około 2h, dzisiaj Jaszczur - Białe Doliny. 60 km zrobionych w 18 godzin...a niby te same tereny Dolinek Podkrakowskich :)
"Tak jest cena nieśmiertelności..."
Tytuł trochę na wyrost, ale pamiętacie "Indiana Jones i Ostania Krucjata"? Scena z rycerzem, który mówi te słowa...tak samo się czujemy po Jaszczurze. Styrani, ubłoceni, sponiewierani i pokiereszowani na ciele...ale szczęśliwi na duszy. Jaszczur ma pazury i ukrywa się w dzikich ostępach. Kto chce go złapać musi za to zapłacić...ale klimat tych rajdów jest warty wszystkich poświęceń.
Docieramy do domu mocno po 7:00 i idziemy spać. Wstaniemy w niedzielę po 17:00...a był plan pomóc Malo w niedzielę pozbierać punkty po rajdzie. Było to jednak nim, dał nam dodatkowe 6h zabawy gratis. Licząc z czasem ekstra za jaskinie to w sumie 7h.
Poniżej unikalne zdjęcie Batmana po jeden z edycji Jaszczura :)
No koniec takie porównanie: tydzień temu Rajd Kraków - Trzebinia i 45 km zrobionych w około 2h, dzisiaj Jaszczur - Białe Doliny. 60 km zrobionych w 18 godzin...a niby te same tereny Dolinek Podkrakowskich :)
Kategoria Rajd, SFA
komentarze
Gość- Basia | 13:19 wtorek, 23 maja 2017 | linkuj
Przefantastyczna relacja! I pełen podziw dla Waszej zawziętości... Jaszczurek już dotarł do swojej bazy i będzie pewnie niedługo dumał nad kolejną niespodzianką w terenie :))
Komentuj