Orienteering w Cieszynie
-
DST
75.00km
-
Sprzęt SANTA
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 czerwca 2016 | dodano: 24.06.2016
Rajd przygodowy, to jakieś przygody wystąpić muszą. Dla nas zaczęły jeszcze przed samym rajdem, jako że zapisaliśmy się na Trasę Rowerową 100 km. Najważniejszą cechą tej trasy było to, że się nie odbyła.
Finalnie wystartowaliśmy zatem na trasie OPEN (2 x odcinek pieszy, 2 x odcinek ROWER).
Trasa stricte rowerowa została anulowana tak ze 2 tygodnie przed zawodami. Zły Człowiek ze Śląska – znany jako Marcin F lub pod pseudonimem "Organizator" specjalnie do nas dzwonił w tej sprawie.
Przepraszał za zamieszanie i namówił nas na start w kategorii OPEN.
Finalnie wystartowaliśmy zatem na trasie OPEN (2 x odcinek pieszy, 2 x odcinek ROWER).
Trasa stricte rowerowa została anulowana tak ze 2 tygodnie przed zawodami. Zły Człowiek ze Śląska – znany jako Marcin F lub pod pseudonimem "Organizator" specjalnie do nas dzwonił w tej sprawie.
Przepraszał za zamieszanie i namówił nas na start w kategorii OPEN.
Zły człowiek ze Śląska, bardzo zły…uśpił naszą czujność pochlebstwem, rozbudził zaufanie obietnicą jedzenia, wzbudził uczucie empatii…a potem dowalił nam 25 km pieszo z limitami czasowymi na punktach.
Jak pisałem setki razy: ROWER TAK, BIEG NIE.
Czytałem o takim wypadku, jak jakiś gość w Grecji, zapisał się na Maraton do Aten…w sumie nie Maraton, tylko Przygodówkę, bo były tam różne zadania (nic nadzwyczajnego: rozbicie armii wroga, dostarczenie wiadomości po bitwie itp)…i po tym biegu On zmarł !!!
Pisali o tym w „NAJ” i „PANI DOMU” więc poznałem trochę to ryzyko…
Jak pisałem setki razy: ROWER TAK, BIEG NIE.
Czytałem o takim wypadku, jak jakiś gość w Grecji, zapisał się na Maraton do Aten…w sumie nie Maraton, tylko Przygodówkę, bo były tam różne zadania (nic nadzwyczajnego: rozbicie armii wroga, dostarczenie wiadomości po bitwie itp)…i po tym biegu On zmarł !!!
Pisali o tym w „NAJ” i „PANI DOMU” więc poznałem trochę to ryzyko…
Daliśmy się jednak podejść jak dzieci i cóż było zrobić… Startujemy w kategorii OPEN. Plan - jak zawsze Aramisy na rajdzie przygodowym - zyskać na części rowerowej, stracić na części pieszej.
Nich inne drużyny nie myślą jednak, że zawsze Im się to uda. Kiedyś zgłosimy to Organizatorom. Zgłosimy, że wiemy o tym niecnym procederze który uprawiają, gdy sędzia nie widzi. Wiemy, że ONI BIEGNĄ zamiast iść…!! To się nie godzi.
BAZA I ODPRAWA
Przybywamy
do Cieszyna mając spory zapas czasowy do startu. Jest czas pogadać i pożartować
ze znanymi nam (z niejednego rajdu) ekipami. Jesteśmy gotowi gdy zaczyna się odprawa.
Dostajemy 2 karty startowe: jedną na część miejską (pieszą) i drugą na pozostałą część trasy (rower, trek, rower). Na drugiej karcie widzę, że ta druga część piesza/TREK ma tylko 3 punkty. Obstawiam, że Zły Człowiek ze Śląska dokonał wyboru: Czantoria, Barania Góra i Skrzyczne. Szczęśliwie jestem w błędzie, nie będzie aż tak źle – będą to 3 inne szczyty Beskidu Śląskiego.
No dobra dwa plus jakiś chory wąwóz - co Go tam zaniosło, rozumiem że szukał miejsca na punkt ale dlaczego wlazł w coś takiego...?
Na pierwszą część miejską jest limit 2h…to ZŁO. Bardzo złe zło. Tak nie wolno z tymi limitami...niech ktoś Mu to powie...
Po odprawie ruszamy na rynek, a tam oficjalne powitanie przez Burmistrza (bardzo miło), rozdanie map i startujemy.
(Uwaga poniższe zdjęcia to zarówno materiały własne jak i udostępnione publicznie na FB po rajdzie - więc jak ktoś się chce rzucać, to proponuję MOST).
MIASTO, MASA, MASZYNA
Miasto jest – jesteśmy na Rynku w Cieszynie.
Masa jest – ponad 190 uczestników rajdu.
Pozostaje tylko Maszyna…i tu już wietrzę problem.
Zły Człowiek ze Śląska nakazał zostawić maszyny na Rynku. Otoczył murem. Więzi i przetrzymuje - trzeba iść z buta.
Pierwszy punkt jaki robimy to wbiegnięcie na Wieżę Piastowską, tak na rozgrzewkę a potem zadanie z geografii: czy Albania graniczy z Serbią, czy Czarnogóra graniczy z Chorwacją…Panie, toć to wszystko JUGOSŁAWIA. Nie chcą jednak uznać takiej odpowiedzi. Trzeba przypominać sobie mapę Europy.
Chwilę później przekraczamy granicę i jesteśmy w Czeskim Cieszynie. Tutaj mamy do wykonania dwa małe zadania: odpisać 4 pierwsze cyfry z numeru telefonu piekarni w Rynku, jak i spisać cenę mleka, które można kupić w…automacie z mlekiem.
Wracamy na polską stronę i liczymy kłódki nad jednym z przęseł Mostu Sportowego. Potem basen, ale tu jest spora kolejka. Trzeba przepłynąć 6 długości. Do dyspozycji nie mamy całego basenu, a jakieś 2-3 tory, co owocuje koniecznością oczekiwania.
Zjadło nam to trochę czasu. Resztę punktów zaliczamy ekspresem i biegniemy z powrotem na Rynek. Wpadamy tam koło 11:55 czyli z drobnym zapasem. Musieliśmy odpuścić zadanie na ściance wspinaczkowej, za co dostaliśmy 15 min kary, ale była straszna kolejka i nie zdążylibyśmy dotrzeć na Rynek do południa.
Regulamin to regulamin – mamy być o 12:00 z powrotem, to jesteśmy (a przynajmniej próbujemy być).
OKRES BŁĘDÓW I WYPACZEŃ – WERSJA CZESKA
Wyruszamy na część rowerową. Tutaj kolejność punktów jest już obowiązkowa. Wypadamy z Cieszyna i dość łatwo zaliczamy pierwszy punkt. Następnie przekraczamy granicę z Czechami. Musimy złapać punktów leżące u naszych sąsiadów. Już chwilę za granicą dostrzegamy, że dzisiejszy dzień to będzie walka nie tylko z upałem i zmęczeniem, ale i z mapą.
Mapa to dodatkowy gracz, który postanowił dyktować własne warunki. Powiedzmy, że miejscami jest ona dość orientacyjna. Na tyle orientacyjna...
Zły Człowiek ze Śląska postanowił z nas zakpić – w październiku 2015 rzucił na Silesia Race jedną z najdokładniejszych map jaką dostaliśmy na rajdzie ever (każdy zakręt, każda ścieżka, idealne odwzorowanie lasów itp.). Wybił się tym mocno ponad przeciętność – tym razem postanowił wybić się ponownie, ale z drugiej strony osi opisanej jako przeciętność.
Na początku myśleliśmy, że to nam idzie tak fatalnie z nawigacją ale jak nawet ekipa organizatorów z KrakINO zapytała nas „czy Wam także nic się tutaj nie zgadza”, to podniosło nas to trochę na duchu. Ta ekipa organizuje chore gry orientacyjne, ale Zły Człowiek ze Śląska dopadł także ich.
Pewnie jeździ na rowerku, jak na Rajdzie w Katowicach i zagaduje:
„Hello. I want to play a game”
W sumie to każda ekipa, którą spotkaliśmy pomstowała na mapę. Rozbieżności ze stanem rzeczywistym były sporo. Zaowocowało to tym, że liczba popełnionych błędów i późniejszych poprawek nawigacyjnych, jakie musieliśmy robić była bardzo duża.
Najlepsza jednak była akcja gdy jedna z ekip wmawiała nam, że mapa nie jest zorientowana na północ.
My: Jak to nie?
Oni: Zobaczcie, macie różne wiatrów w rogu mapy narysowaną i jest ona obrócona o kąt.
My: CO!?!
Patrzymy. No jest róża wiatrów…no jest obrócona o kąt. No było by szkoda, gdyby było to po prostu logo Silesii.
Gruba pomyłka, która może lekko utrudnić nawigację ale w sumie nas to nie dziwi. Pewne rzeczy na tej mapie tak się nie zgadzały, że ludzie szukali przyczyn tego stanu wszędzie. Co tu dużo mówić, my też zaliczyliśmy kilka mocniejszych wtop z tą mapą. Na przykład:
Pomnik – do
dziś nie wiemy jak tam dotarliśmy. Po prostu prawie w niego wjechaliśmy będąc
przekonani, że musimy przejechać jeszcze z kilometr i wykonać 2 skręty. A tu –
TRACH – i jesteśmy przy pomniku. Dobrze, że w tą stronę... Dostajemy 2 karty startowe: jedną na część miejską (pieszą) i drugą na pozostałą część trasy (rower, trek, rower). Na drugiej karcie widzę, że ta druga część piesza/TREK ma tylko 3 punkty. Obstawiam, że Zły Człowiek ze Śląska dokonał wyboru: Czantoria, Barania Góra i Skrzyczne. Szczęśliwie jestem w błędzie, nie będzie aż tak źle – będą to 3 inne szczyty Beskidu Śląskiego.
No dobra dwa plus jakiś chory wąwóz - co Go tam zaniosło, rozumiem że szukał miejsca na punkt ale dlaczego wlazł w coś takiego...?
Na pierwszą część miejską jest limit 2h…to ZŁO. Bardzo złe zło. Tak nie wolno z tymi limitami...niech ktoś Mu to powie...
Po odprawie ruszamy na rynek, a tam oficjalne powitanie przez Burmistrza (bardzo miło), rozdanie map i startujemy.
(Uwaga poniższe zdjęcia to zarówno materiały własne jak i udostępnione publicznie na FB po rajdzie - więc jak ktoś się chce rzucać, to proponuję MOST).
MIASTO, MASA, MASZYNA
Miasto jest – jesteśmy na Rynku w Cieszynie.
Masa jest – ponad 190 uczestników rajdu.
Pozostaje tylko Maszyna…i tu już wietrzę problem.
Zły Człowiek ze Śląska nakazał zostawić maszyny na Rynku. Otoczył murem. Więzi i przetrzymuje - trzeba iść z buta.
Pierwszy punkt jaki robimy to wbiegnięcie na Wieżę Piastowską, tak na rozgrzewkę a potem zadanie z geografii: czy Albania graniczy z Serbią, czy Czarnogóra graniczy z Chorwacją…Panie, toć to wszystko JUGOSŁAWIA. Nie chcą jednak uznać takiej odpowiedzi. Trzeba przypominać sobie mapę Europy.
Chwilę później przekraczamy granicę i jesteśmy w Czeskim Cieszynie. Tutaj mamy do wykonania dwa małe zadania: odpisać 4 pierwsze cyfry z numeru telefonu piekarni w Rynku, jak i spisać cenę mleka, które można kupić w…automacie z mlekiem.
Wracamy na polską stronę i liczymy kłódki nad jednym z przęseł Mostu Sportowego. Potem basen, ale tu jest spora kolejka. Trzeba przepłynąć 6 długości. Do dyspozycji nie mamy całego basenu, a jakieś 2-3 tory, co owocuje koniecznością oczekiwania.
Zjadło nam to trochę czasu. Resztę punktów zaliczamy ekspresem i biegniemy z powrotem na Rynek. Wpadamy tam koło 11:55 czyli z drobnym zapasem. Musieliśmy odpuścić zadanie na ściance wspinaczkowej, za co dostaliśmy 15 min kary, ale była straszna kolejka i nie zdążylibyśmy dotrzeć na Rynek do południa.
Regulamin to regulamin – mamy być o 12:00 z powrotem, to jesteśmy (a przynajmniej próbujemy być).
OKRES BŁĘDÓW I WYPACZEŃ – WERSJA CZESKA
Wyruszamy na część rowerową. Tutaj kolejność punktów jest już obowiązkowa. Wypadamy z Cieszyna i dość łatwo zaliczamy pierwszy punkt. Następnie przekraczamy granicę z Czechami. Musimy złapać punktów leżące u naszych sąsiadów. Już chwilę za granicą dostrzegamy, że dzisiejszy dzień to będzie walka nie tylko z upałem i zmęczeniem, ale i z mapą.
Mapa to dodatkowy gracz, który postanowił dyktować własne warunki. Powiedzmy, że miejscami jest ona dość orientacyjna. Na tyle orientacyjna...
Zły Człowiek ze Śląska postanowił z nas zakpić – w październiku 2015 rzucił na Silesia Race jedną z najdokładniejszych map jaką dostaliśmy na rajdzie ever (każdy zakręt, każda ścieżka, idealne odwzorowanie lasów itp.). Wybił się tym mocno ponad przeciętność – tym razem postanowił wybić się ponownie, ale z drugiej strony osi opisanej jako przeciętność.
Na początku myśleliśmy, że to nam idzie tak fatalnie z nawigacją ale jak nawet ekipa organizatorów z KrakINO zapytała nas „czy Wam także nic się tutaj nie zgadza”, to podniosło nas to trochę na duchu. Ta ekipa organizuje chore gry orientacyjne, ale Zły Człowiek ze Śląska dopadł także ich.
Pewnie jeździ na rowerku, jak na Rajdzie w Katowicach i zagaduje:
„Hello. I want to play a game”
W sumie to każda ekipa, którą spotkaliśmy pomstowała na mapę. Rozbieżności ze stanem rzeczywistym były sporo. Zaowocowało to tym, że liczba popełnionych błędów i późniejszych poprawek nawigacyjnych, jakie musieliśmy robić była bardzo duża.
Najlepsza jednak była akcja gdy jedna z ekip wmawiała nam, że mapa nie jest zorientowana na północ.
My: Jak to nie?
Oni: Zobaczcie, macie różne wiatrów w rogu mapy narysowaną i jest ona obrócona o kąt.
My: CO!?!
Patrzymy. No jest róża wiatrów…no jest obrócona o kąt. No było by szkoda, gdyby było to po prostu logo Silesii.
Gruba pomyłka, która może lekko utrudnić nawigację ale w sumie nas to nie dziwi. Pewne rzeczy na tej mapie tak się nie zgadzały, że ludzie szukali przyczyn tego stanu wszędzie. Co tu dużo mówić, my też zaliczyliśmy kilka mocniejszych wtop z tą mapą. Na przykład:
Lecimy dalej, ale zatrzymuje nas guma. Co ciekawe jest to w miejscu, gdzie jedna ekipa właśnie łata dętkę (i to po raz drugi raz od startu!). Mija nas kilka zespołów – nie mieliśmy dużej przewagi, ale teraz mamy za to sporą…stratę. Naprawiamy koło i włączamy tryb POŚCIG.
Plan jest prosty: podjazd z jeziorem po prawej i potem na punkt.
Podjazd jest, jezioro też…ale po lewej. Pchamy jakaś łąką i znowu debatujemy: JAK? – przecież odbiliśmy w jedną jedyną drogę, naprzeciw przystanku PKS. Jakim cudem jesteśmy po złej stronie jeziora?
Udaje się
jednak znaleźć punkt i teraz wybieramy czerwony szlak w stronę granicy Polski,
aby przed nią odbić na ścieżkę prowadząco do kolejnego punktu. Najpierw zjazd
po korzeniach i kamieniach a potem asfaltem pod górę. Trzymamy się czerwonego
szlaku – wraz z nami podąża zespół OSA OPOLE. Doganiamy jeszcze dwie inne
ekipy.
Nagle GRANICA – a więc jesteśmy za daleko.
Chwilę debatujemy i finalnie każda ekipa decyduje się na inny wariant. OSA zawraca i chyba planuje drogą na około, inna ekipa ciśnie dalej szlakiem wzdłuż granicy, my wracamy kilkaset metrów i uderzamy w zielony szlak dydaktyczny.
Zjazd to szeroka droga przez las - LUZ,
kilkadziesiąt metrów dalej to zjazd do wąska droga w lesie – SPOKO,
kolejne kilkadziesiąt metrów robi się singielek – MOŻE BYĆ,
kolejne kilkadziesiąt metrów i mamy zarośnięty singielek – NO DOBRA…,
nagle SIATKA, teren zamknięty.
Jakiś wielki ośrodek z domkami, na mapie jest tu oczywiście zielono.
Mapa rozkłada ręce i mówi: DOMKI? Ja nic o tym nie wiem?
Droga zamknięta, ale można iść wzdłuż siatki…pokrzywy. Znowu, mam ich lekko dość po Tropicielu, a jest ich tu sporo. Przedzieramy się i lecimy dalej w dół. Jest asfalt, na którym skręcamy w lewo i zaczynamy podjeżdżać to co właśnie zjechaliśmy (acz po innym zboczu).
Według mapy ta droga nie ma żadnych odbić i prowadzi prosto na punkt. Na 4-tym (dwu- trzy-drogowym) skrzyżowaniu zaczynamy się zastanawiać czy na tej mapie cokolwiek się zgadza!!
Kompas jednak pomaga utrzymać właściwy kierunek i odnajdujemy punkt. Jednakże błąd związany z dojazdem do granicy, cofnięciem się, przedzieraniem się przez pokrzywy, potem konferencje nawigacyjne z kompasem na skrzyżowaniach, których według mapy nie ma.
MAPA na to: to nie moje skrzyżowania, takie skrzyżowania można kupić w każdym sklepie ze skrzyżowaniami.
Kosztują nas ponad 1,5h. Zastanawiamy się jak OSA i ten drugi zespół czy wybrali lepiej (potem dowiemy się, że mimo inne drogi mieli BARDZO PODOBNE problemy, co zaowocowało bardzo podobnym czasem przejazdu do naszego).
Pora wracać na polską stronę – na jednej z przełączy spotykamy kuzyna Filipa(jednego z naszych Szermierzy). Także próbuje wrócić na polską stronę. Granica na mapie przebiega wschód – zachód, my walimy na północ a idziemy bardzo długi kawałek wzdłuż granicy.
MAPA: To jakiś problem?
Finalnie udaje nam się wrócić „do naszych”.
Nagle GRANICA – a więc jesteśmy za daleko.
Chwilę debatujemy i finalnie każda ekipa decyduje się na inny wariant. OSA zawraca i chyba planuje drogą na około, inna ekipa ciśnie dalej szlakiem wzdłuż granicy, my wracamy kilkaset metrów i uderzamy w zielony szlak dydaktyczny.
Zjazd to szeroka droga przez las - LUZ,
kilkadziesiąt metrów dalej to zjazd do wąska droga w lesie – SPOKO,
kolejne kilkadziesiąt metrów robi się singielek – MOŻE BYĆ,
kolejne kilkadziesiąt metrów i mamy zarośnięty singielek – NO DOBRA…,
nagle SIATKA, teren zamknięty.
Jakiś wielki ośrodek z domkami, na mapie jest tu oczywiście zielono.
Mapa rozkłada ręce i mówi: DOMKI? Ja nic o tym nie wiem?
Droga zamknięta, ale można iść wzdłuż siatki…pokrzywy. Znowu, mam ich lekko dość po Tropicielu, a jest ich tu sporo. Przedzieramy się i lecimy dalej w dół. Jest asfalt, na którym skręcamy w lewo i zaczynamy podjeżdżać to co właśnie zjechaliśmy (acz po innym zboczu).
Według mapy ta droga nie ma żadnych odbić i prowadzi prosto na punkt. Na 4-tym (dwu- trzy-drogowym) skrzyżowaniu zaczynamy się zastanawiać czy na tej mapie cokolwiek się zgadza!!
Kompas jednak pomaga utrzymać właściwy kierunek i odnajdujemy punkt. Jednakże błąd związany z dojazdem do granicy, cofnięciem się, przedzieraniem się przez pokrzywy, potem konferencje nawigacyjne z kompasem na skrzyżowaniach, których według mapy nie ma.
MAPA na to: to nie moje skrzyżowania, takie skrzyżowania można kupić w każdym sklepie ze skrzyżowaniami.
Kosztują nas ponad 1,5h. Zastanawiamy się jak OSA i ten drugi zespół czy wybrali lepiej (potem dowiemy się, że mimo inne drogi mieli BARDZO PODOBNE problemy, co zaowocowało bardzo podobnym czasem przejazdu do naszego).
Pora wracać na polską stronę – na jednej z przełączy spotykamy kuzyna Filipa(jednego z naszych Szermierzy). Także próbuje wrócić na polską stronę. Granica na mapie przebiega wschód – zachód, my walimy na północ a idziemy bardzo długi kawałek wzdłuż granicy.
MAPA: To jakiś problem?
Finalnie udaje nam się wrócić „do naszych”.
(U)STROŃ OD BŁĘDÓW
Od tego momentu mapa okazuje litość, większość rzeczy będzie się już w miarę zgadzać, co bardzo ułatwi naszą współpracę. Łapiemy ostatni punkt przed częścią pieszą i lecimy bardzo długim przelotem mijając Ustroń – kierujemy się do bazy harcerskiej. No, tak to można nawigować! Każda droga się zgadza. Do bazy harcerskiej jest spory kawałek drogi, ale idzie nam bezbłędnie. W bazie meldujemy się około godziny 17:00.
W bazie
dowiadujemy się, że baz czynna będzie do 21:00. Za każdą minutę spóźnienia po
21:00, naliczą nam godzinę kary!!
Zły Człowiek ze Śląska znowu zamyka punkty w trakcie rajdu, rechocząc przy tym nad naszym losem.
Limit jest do 24:00, ale po rowery musimy wrócić tutaj do 21:00. Daje to 3h na ostatnią część rowerową – mamy wrażenie, że (uwaga BARDZO SUBIEKTYWNE wrażenie) starczyłoby nam 2h, natomiast mamy pewność, że braknie nam tej godziny na treku. No cóż, regulamin to regulamin. Robimy krótką przerwę na popas i wyruszamy na „spacer” po górach Beskidu Śląskiego.
Jeszcze tylko zadanie: dopasować liście do drzew. Basia robi to bezbłędnie…ja bym rozpoznał tylko dąb i klon, bo Wehrmacht i Kanada :P
Zły Człowiek ze Śląska znowu zamyka punkty w trakcie rajdu, rechocząc przy tym nad naszym losem.
Limit jest do 24:00, ale po rowery musimy wrócić tutaj do 21:00. Daje to 3h na ostatnią część rowerową – mamy wrażenie, że (uwaga BARDZO SUBIEKTYWNE wrażenie) starczyłoby nam 2h, natomiast mamy pewność, że braknie nam tej godziny na treku. No cóż, regulamin to regulamin. Robimy krótką przerwę na popas i wyruszamy na „spacer” po górach Beskidu Śląskiego.
Jeszcze tylko zadanie: dopasować liście do drzew. Basia robi to bezbłędnie…ja bym rozpoznał tylko dąb i klon, bo Wehrmacht i Kanada :P
BIEG HERETYKÓW
Na treku znowu spotykamy się z OSĄ. Jedna z akcji z nimi, niemal wzruszyła mnie do łez. Jesteśmy chwilę przed nimi, idziemy drogą i szukamy naszego odbicia w prawo. Jest! Tzn. w prawo jak w prawo…to jest raczej w górę. PION. Po prostu pion. Zaczynamy wspinaczkę, jest tak stromo że zastanawiam się nad obozem aklimatyzacyjnym. OSA jeszcze tej ściany nie widzi. Będą tu lada chwilę, czekam na ten moment. Jeszcze kilka sekund. SĄ – już prawie! Wytężam uszy, chcę to usłyszeć głośno i wyraźnie:
ECHO mnie nie zawodzi i przynosi mi oczekiwane: „…-wa, …-wa, …-wa”.
Dokładnie na to czekałem. Morale w górę :D
Przedzieramy się przez szczyt. Ścieżka znika – idziemy na azymut, trzymając się kompasu.
Punkt ma być przy zakręcie strumienia, na skarpie. Mapa znowu robi sobie jaja. Według niej jest tylko jeden skręt strumienia a my znajdujemy jeden, drugi…o rozejście strumieni. Byłoby szkoda, gdyby na mapie nie było takich rzeczy.
Finalnie udaje nam się jednak znaleźć punkt, po zwiedzeniu 3 lub 4 skarp.
Mamy 2 punkty z części pieszej, nie zrobimy trzeciego – nie ma szans aby go złapać i być o 21:00 w bazie. Mamy do niego 700 m, ale to podejście na kolejny szczyt – nie zdążymy wrócić do 21:00. Trudno, trzeba uciekać.
Z powrotem przez szczyt czyli podejście pod tą samą górę z drugiej strony czy okrężną, ale dłuższą drogą?
Decydujemy się na drogę dłuższą, ale aby zdążyć musimy biec…ZŁO !!!
Nienawidzimy biegania, jak my cholernie nienawidzimy biegania…ale biegniemy. Zły Człowiek ze Śląska zaciera pewnie ręce w dzikiej ekstazie….
Do kroćset… krucafuks… psiakość…do diaska…biegniemy…naprawdę upadliśmy tak nisko?
Aramisy biegną…to jest herezja…ale do bazy docieramy o 20:50, czyli w czasie.
ZNOWU W SIODLE
Dość tej herezji. Odpalamy nasze Bestie i wracamy do gry. Zostały 3 punkty i baza. Dwa ostatnie punkty poszły gładko i bez problemów. Tylko ten pierwszy rowerowy trochę namącił, bo już opis wskazywał, że będzie ciekawie „pokrzywy po pachy”.
Długo błądzimy po nie tej polanie, co trzeba – ale tym razem to ewidentnie nasz błąd nawigacyjny. Pokrzywy się zgadzały i skusiło nas w nie wejść. Są plus tej sytuacji – reumatyzm mi nie grozi. Finalnie udaje się odnaleźć punkt, ale przeszukałem chyba wszystkie zgrupowania pokrzyw w promieniu kilometra…
Do bazy docieramy o 23:00 czyli na spokojnie.
Nasz wynik to piąte miejsce w kategorii MIX.
Jak na niebiegających, serwis opony i 1,5h wtopę w Czechach to wynik bardzo dobry.
Bawiliśmy się świetnie, a wszystkie złośliwie uwagi są oczywiście żartem. Rajdy Złego Człowieka ze Śląska są „wypas osom”, więc i w Cieszynie nie mogło nas zabraknąć.
I to mimo anulowania trasy rowerowej 100 km...i to mimo 25 km trasy pieszej…niech to wystarczy za naszą ocenę rajdu.
P.S Parę osób pytało nas czemu tak nie lubimy biegania. To dość proste. szermierka to tak niesamowicie inny profil wysiłku od biegania, że po prawie 15 latach ciężko się przestawić z profilu "GAZ-HAMULEC" na jednostajne tempo.
Na treku znowu spotykamy się z OSĄ. Jedna z akcji z nimi, niemal wzruszyła mnie do łez. Jesteśmy chwilę przed nimi, idziemy drogą i szukamy naszego odbicia w prawo. Jest! Tzn. w prawo jak w prawo…to jest raczej w górę. PION. Po prostu pion. Zaczynamy wspinaczkę, jest tak stromo że zastanawiam się nad obozem aklimatyzacyjnym. OSA jeszcze tej ściany nie widzi. Będą tu lada chwilę, czekam na ten moment. Jeszcze kilka sekund. SĄ – już prawie! Wytężam uszy, chcę to usłyszeć głośno i wyraźnie:
ECHO mnie nie zawodzi i przynosi mi oczekiwane: „…-wa, …-wa, …-wa”.
Dokładnie na to czekałem. Morale w górę :D
Przedzieramy się przez szczyt. Ścieżka znika – idziemy na azymut, trzymając się kompasu.
Punkt ma być przy zakręcie strumienia, na skarpie. Mapa znowu robi sobie jaja. Według niej jest tylko jeden skręt strumienia a my znajdujemy jeden, drugi…o rozejście strumieni. Byłoby szkoda, gdyby na mapie nie było takich rzeczy.
Finalnie udaje nam się jednak znaleźć punkt, po zwiedzeniu 3 lub 4 skarp.
Mamy 2 punkty z części pieszej, nie zrobimy trzeciego – nie ma szans aby go złapać i być o 21:00 w bazie. Mamy do niego 700 m, ale to podejście na kolejny szczyt – nie zdążymy wrócić do 21:00. Trudno, trzeba uciekać.
Z powrotem przez szczyt czyli podejście pod tą samą górę z drugiej strony czy okrężną, ale dłuższą drogą?
Decydujemy się na drogę dłuższą, ale aby zdążyć musimy biec…ZŁO !!!
Nienawidzimy biegania, jak my cholernie nienawidzimy biegania…ale biegniemy. Zły Człowiek ze Śląska zaciera pewnie ręce w dzikiej ekstazie….
Do kroćset… krucafuks… psiakość…do diaska…biegniemy…naprawdę upadliśmy tak nisko?
Aramisy biegną…to jest herezja…ale do bazy docieramy o 20:50, czyli w czasie.
ZNOWU W SIODLE
Dość tej herezji. Odpalamy nasze Bestie i wracamy do gry. Zostały 3 punkty i baza. Dwa ostatnie punkty poszły gładko i bez problemów. Tylko ten pierwszy rowerowy trochę namącił, bo już opis wskazywał, że będzie ciekawie „pokrzywy po pachy”.
Długo błądzimy po nie tej polanie, co trzeba – ale tym razem to ewidentnie nasz błąd nawigacyjny. Pokrzywy się zgadzały i skusiło nas w nie wejść. Są plus tej sytuacji – reumatyzm mi nie grozi. Finalnie udaje się odnaleźć punkt, ale przeszukałem chyba wszystkie zgrupowania pokrzyw w promieniu kilometra…
Do bazy docieramy o 23:00 czyli na spokojnie.
Nasz wynik to piąte miejsce w kategorii MIX.
Jak na niebiegających, serwis opony i 1,5h wtopę w Czechach to wynik bardzo dobry.
Bawiliśmy się świetnie, a wszystkie złośliwie uwagi są oczywiście żartem. Rajdy Złego Człowieka ze Śląska są „wypas osom”, więc i w Cieszynie nie mogło nas zabraknąć.
I to mimo anulowania trasy rowerowej 100 km...i to mimo 25 km trasy pieszej…niech to wystarczy za naszą ocenę rajdu.
P.S Parę osób pytało nas czemu tak nie lubimy biegania. To dość proste. szermierka to tak niesamowicie inny profil wysiłku od biegania, że po prawie 15 latach ciężko się przestawić z profilu "GAZ-HAMULEC" na jednostajne tempo.
Kategoria Rajd, SFA