aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

RAJD WILCZY 2017

  • DST 140.00km
  • Sprzęt SANTA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 marca 2017 | dodano: 14.03.2017

Trzecia edycja Rajdu Wilczego. Podobnie jak w zeszłym roku zapisujemy się na najdłuższą i najtrudniejszą trasę tzw. AR PROFI (adventure race). Rajd składa się z wielu etapów: 4 x etap rowerowy, 3 etapów biegu na orientacje (licząc z prologiem), etapu kajakowego oraz etapu rolkowego. Start w nocy z piątku na sobotę (o północy), meta o 16:00 w sobotę, czyli 16 godzin na pokonanie trasy. Szkoda, że limit nie jest do 20:00 lub chociaż do 18:00, bo o 16:00 to niemal jak połowa dnia. Niemniej, przynajmniej jest konsekwentnie: rok rocznie 16:00 to godzina śmierci. Nawet sekunda spóźnienia i leci dyskwalifikacja (NKL). Rok temu była rzeź - wiele zespołów nie zdążyło na metę w limicie, a my wpadliśmy na metę o 15:59, 56 sekund...po niemal 3h finiszu. Nowa definicja powiedzenia "na styk" :D

Broń w bagażniku, rower na dachu, rolki w...poważaniu
Urywamy się z treningu szermierczego kilka minut przed końcem, aby zdążyć do Żor na 23:00, na odprawę. Szpady lądują w bagażniku, a rowery na dachu. Rolek nawet nie posiadamy, więc nie mamy co zabrać. Co więcej, ja nigdy nawet nie jeździłem na rolkach...więc postanawiamy, że etapu rolkowego nie będziemy robić. I tak mamy tylko 16 godzin na całą trasę, jest duża szansa, że nie zrobimy kompletu punktów. No chyba, że będziemy mieć taki zapas czasu, że zdążymy obrócić etap rolkowy pieszo bo regulamin dopuszcza taką możliwość...niemniej, czuję że nam to nie grozi przy takim limicie.
Lecimy przez noc do Żor. Ciężko w trasie nie wspominać drugiej edycji i osławionych 4 sekund. Śmiejemy się, że pora poprawić rekord. Uczucie pewnego rodzaju "deja vu" jest tym większe, że w radiu właśnie leci "będzie zabawa, będzie się działo...i znowu nocy będzie mało". Dokładnie tą piosenkę śpiewało kilka ekip na starcie rok temu.
Docieramy do Żor na chwilę przed odprawą. Podobnie jak rok temu dostajemy tracker'y GPS oraz...1 komplet map na zespół. Jeden komplet czyli po 1 sztuce każdej mapy. WAT WAT WAT?

Aż zacytuję klasyka..."To jest dramat, k***, to jest dramat...na tym antyludzkim rajdzie"
Jedna mapa...widzę po twarzach, że wszystkie zespoły krzywo patrzą na ten pomysł. Trzeba będzie piekielnie uważać z nawigacją i nie będzie opcji "double check'a", bez zatrzymywania się i debat. Druga osoba jedzie na ślepo za pierwszą. Postanawiamy, że ja biorę mapę i będę nawigował. Jak to było w Spider-man'ie..."z wielką mocą wiążę się wielka odpowiedzialność" .
Finalnie będzie tak, że Basia nawigować będzie na trasach pieszych, ja na etapach rowerowych z wyjątkiem końcówki, ale od początku..

W co grają w Szwajcarii?
Na prologu dostajemy grę szwajcarską. To jest ogień!, hardcore nawigacyjny - jak ktoś nie wie co to jest, to tutaj znajdzie mapę w stylu gry szwajcarskiej. Dostępne są tylko wycinki mapy, między którymi trzeba poruszać się wyznaczywszy poprawny azymut.
To jednak nie nasz pierwszy "szwajcar" w życiu i idzie nam to szybciej niż się spodziewaliśmy. Łapiemy 4 punkty w okolicach bazy i wyruszamy na część rowerową.
Pierwsze punkty etapu rowerowego zaliczamy wraz z Marcinem z Silesia Adventure Race, u którego będziemy bawić się już 1 kwietnia na Rajdzie Katowice. Lecimy przez las nocą, idzie jak po sznurku. Marcin tak gna, że jeden punkt to nawet minął i przejechał obok na pełnym gazie...wołamy za Nim aby wracał. Chwilę później rozdzielamy się wybierając inny wariant dotarcia na kolejny punkt...
My postanawiamy pojechać "lepszą" białą drogą po skosie, a Marcin grzeje do przodu i będzie atakował "czarną" do góry (na północ).


"W bagnach rozpaczy 2: Mokradła Kobióra"
Niestety "lepsza droga" jest lepsza, ale tylko na mapie. W praktyce okazuje się, że czarna droga była szerokim, ubitym traktem po którym leciało się bez hamulca, a biała...piękna biała droga to w sumie nawet nie droga. To zarośnięta, zawalona wiatrołomami i zabłocona ścieżka po której pchamy rowery. Z nami ciśnie jedna ekipa i niestety sugerujemy się ich komentarzem, że należy skręcić w lewo. Ile razy powtarzamy sobie, aby nie sugerować się innymi zespołami...Należało skręcić w lewo, ale skrzyżowanie później. Odbiliśmy na zachód, w przecinkę leśną. Wyprzedzają nas i walą do przodu, mi jednak coś nie pasuj. Basia pyta: "jedziemy na zachód, dobrze?"
Jak na zachód? Powinno być na północ...no tak wtopa, ale w sumie niewielka bo jesteśmy na wysokości punktu. Trzeba "zazymutować" na północ i wyjdziemy na cel. Niestety nie uwzględniamy jednego...cieki wodne i mokradła. Uderzając na północ, po raz kolejny pchamy się w sam środek bagna, w którym utkniemy niemal na 1,5 godziny...Strata do innych zespołów robi się zabójcza.

Track pokazuje, jak krążyliśmy po podmokłych terenach, próbując dotrzeć do z powrotem do drogi. Niemal 1,5h w plecy...masakra.
Na zdjęciu możecie zobaczyć trochę tych terenów...w świetle czołówki.

Już trzecia w nocy, a my nadal w bagnach. Znowu mam uczucie deja vu...już gdzieś, kiedyś tak utknęliśmy. No dobra, na Tropicielu to utknęliśmy bardziej. Jak ktoś nie zna, jeden z naszych najbardziej hardcore'owych przygód to polecam lekturę relacji z tego rajdu --> tutaj

Nie wierzę, znowu utknęliśmy w bagnie z rowerami. My to chyba robimy specjalnie...to nie może być przypadek.

Bieg na...Pendolino!
W końcu udaje nam się dotrzeć z powrotem do drogi. Zaliczamy punkt i ciśniemy na Kobiór. Tam jest punkt zmian A, gdzie zostawimy rowery i wyruszymy na część pieszą. Wpadamy do "bazy wysuniętej", robimy krótki popas i uderzamy w las pieszo po kolejnej punkty. Jak to mamy w zwyczaju nieraz przedzieramy się azymutalnie od punktu do punktu. Na częściach pieszych mapę przejmuje Basia i to Ona nawiguje. Gdy wracamy z trasy już świta, a my natykamy się na pędzące przez las Pendolino.


Chrząszcz brzmi w trzcinie, w...Pszczynie?
Ponownie docieramy do Kobióra i kończymy etap pieszy. Szybkie śniadanie bo już dzień się budzi i wyruszamy na kolejny etap - ponownie rowerowy. Kierunek Pszczyna. Po drodze łapiemy jeszcze jeden punkt, na dość błotnistej ścieżce...

...a potem ciśniemy już ile fabryka dała w kierunku Zamku. Niedaleko niego jest punkt przepakowy B, gdzie wyruszamy na drugi etap pieszy: tym razem po parku pałacowym. Bardzo fajny pomysł zrobić tutaj BnO. Jest piękny sobotni poranek, a my szwendamy się po niemal pustym parku w poszukiwaniu lampionów. 

Po zaliczeniu punktów w parku, czeka na nas etap kajakowy. W tym czasie nasze rowery zostaną przewiezione do punktu zdania kajaków.
Miejscami rzeka jest nieźle zarośnięta i trzeba się przebijać. Wybieramy opcję bardziej taran niż slalom i napieramy do przodu. Niemniej taran to nie zawsze najlepsze rozwiązanie i dwa razy zdarzy nam się utknąć w gałęziach. Dostać po ryju konarem z rana, jak mi tego brakowało. Brakuje tylko hydry i ataku z pod wody...choć staram się nie krakać, bo czystość tych wód pozostawia wiele do życzenia. Jeśli wpadł do niej kiedyś na przykład jakieś pies, to kto wie w co zmutował... Pytam Basi:
- Co będzie jak zaatakują nas jakieś mutasy popromienne?
- Mutanty Pacanie, Mutanty...


Sabotaż? ZAMACH?
Docieramy na metę kajaków. Krótki przepak i wskakujemy na rowery, ale co to?
Oboje mamy odkręcone przednie koła - zwolnione dźwignie przy ośce piasty. Jakby nie zobaczył, to mogłoby się skończyć ryjem w podłodze na najbliższym zakręcie. Nie wiem czy się przypadkiem jakoś same otworzyły w transporcie, czy też obsługa rajdu wyjmowała przednie koła przy załadunku, ale jeśli opcja druga jest poprawna, to chłopaki mogliście chociaż powiedzieć/uprzedzić...
Obyło się bez strat w uzębieniu ale naprawę zobaczyłem to w ostatniej chwili.

Tośmy się wy-JELEN-ili...

Znowu ciśniemy przez las. Punkt ma być za ogrodzonym terenem. Okazuje się, że to wylęgarnia jeleniowatych! Gniazdo. Piękne stada biegają wzdłuż ogrodzenia. Szkoda tylko, że na mapie ich teren to ułamek ich prawdziwego królestwa. Próbujemy ścieżkę za ścieżka, ale ciągle nagle wyrasta nam - jak z podziemi - ogrodzenie. Jeleniowate podchodzą do siatki...patrzymy im w oczy. Widzę to, to chore. Najpierw zdobyły większe tereny, a teraz te stwory pragną naszego mięsa. Czytałem o tym w komiksach! Wabią futerkiem za ogrodzenie: "wejdź, pogłaskaj...bardzo potrzebujemy twojej wątroby". Nic z tych rzeczy, grałem w życiu w za dużo RPG'ów, aby nie wiedzieć jak to się skończy.
  
Spalone mosty to (nie)najlepszy w życiu start
Lecimy dalej - najkrótszą drogą na kolejny punkt. Na mapie piękny, wielki most przez rzekę, a w rzeczywistości tylko rzeka. Nie ma nawet wersji demo mostu, typu same podpory czy coś. Zupełnie jakby nigdy nie została zainstalowana w tym lesie, żadnych wpisów do rejestru, pozycji w dzienniku zdarzeń. Nic. Nawet śladu nie ma po moście. Jak zawsze pytanie - przeprawiać się na dziko?
Już nieraz odwalaliśmy takie akcje, nawet w zimie na Rajdzie 4 Żywiołów, więc dla nas to nie nowość, ale tym razem nie jedziemy po wynik. I tak odpuszczamy etap rolkowy, więc nie będziemy mieć kompletu - wracamy i lecimy okrężną drogą. Nie ma się co zabijać :)
Kosztuje nas to z pół godziny, ale nie dało się tego przewidzieć.
Zaczyna nas gonić czas...pojawiają się pierwsze obawy czy zdążymy w limicie.


"YOU MAY FIRE WHEN READY"
Dwa zadania specjalne, na dwóch ostatnich punktach. Pierwsze to strzelanie ASG a drugie to zadanie linowe. Na pierwszym zasady są proste: na 10 strzałów ma być 10 celnych trafień. Jeśli przydarzy się pudło, można uzyskać dodatkowe próby (strzały), pod warunkiem że drugi niestrzelający zawodnik przebiegnie zadaną trasę z dość sporym bukłakiem wody.
Ja strzelam, Basia biega. Pierwsza próba i pudło, wychodzi zmęczenie. Ręce mi się trzęsą, opuszczam broń...próbuję uspokoić oddech i potem kolejna próba. Teraz jest "W CEL, W CEL, W CEL"... wszystkie 9 wchodzi bezbłędnie. Basia musi zatem wykonać tylko jedną karną rundę. Dodatkowy strzał i ponownie "W CEL". Zaliczone. Wskakujemy na rowery.
Wyjeżdżając z punktu spotykamy Kamilę i Filipa. Oni także walczą z czasem na trasie OPEN.
Robi się bardzo krucho z czasem, a przed nami jeszcze 1 punkt z zdaniem linowym i powrót do bazy...


ARAMIS STYLE czyli finisz jak zawsze. Tradycja zobowiązuje.
Ruszamy na pełnym gazie. Oczywiście - podobnie jak rok temu - mocno wieje prost w ryj. Czemu nie, skoro może?
Ruszam ile jeszcze sił (zostało w nogach...). Nagle krzyk z tyłu. Zatrzymuje się. Basia dojeżdża po chwili i charczy: "zhwolrnij...odpadhram...neh wehrszla mh thrójhka"
Nie wiedziałem, że Basia umie wydawać takie dźwięki z siebie. Nawet fajnie to brzmi - jak staro-ogrowy :)
Ruszamy ponownie, tym razem czekam aż siądzie mi na kole i odpalam dopalacz. Lecimy - pełen ogień. Mam wrażenia, że też zaraz wypluje płuca i umrę, ale nie zwalniam. Śmierć musi poczekać..przynajmniej do 16:00.
Na ostatni punkt wpadam kiedy mamy 20 minut do limitu. Zadanie udaje się wykonać w trzy. Kierunek baza.
Cisnę ile się da, jest szans zdążyć.
Wpadamy do Żor - daje Basi mapę. Masz, prowadź...mnie się się już nawet wzrok "trzęsie" ze zmęczenia. Basia prowadzi na azymut przez Rynek w Żorach. Do bazy wpadamy o 15:57, a o 15:58 oddajemy karty. Znowu się udało. 2 minuty zapasu...po co było tak gnać, to jeszcze naprawdę sporo czasu.

Co tu dużo mówić, bawiliśmy się świetnie. Organizacja i trasa pierwsza klasa, ale  podsumowując tą edycję Rajdu Wilczego, ląduje ona na trzecim miejscu. Sorki Orgi, ale przechlapaliście sobie tą jedną mapą. Nic Was nie wybroni :P :P :P
Pierwszy Wilczy miał niesamowity klimat zadań, drugi to był dla nas pierwszy tak potężny (górski) AR z Czantorią po drodze, a trzeci dał nam jedną mapę. Jedną na dwójkę!! Oczekuję pokazowych egzekucji autorów pomysłu. Mogą być komornicze, jeśli nie lubicie widoku posoki :)
A tak na poważnie to rajd bardzo udany: 120 rowerem, 5 kajakiem i jakieś 15-20 na nogach (ciężko powiedzieć ile dokładnie)

Co by jednak nie mówić - niektórzy zapieprzają świńskim truchtem na  Rajdzie Wilczym, gdy inni bawią się w najlepsze na zimowy obozie treningowym Szkoły Fechtunku ARAMIS. Choć znając Naszych to misterna propaganda... przyjdziesz oczekując atrakcji jak poniżej, a skończysz w podporze nawalając pompki. No chyba, że grupa zaawansowana - tam to jest inny świat...np. więcej pompek :)


Kategoria Rajd, SFA


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa losis
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]