aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

BIKE ORIENT - Powiat Wieruszowski

  • DST 92.00km
  • Sprzęt SANTA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 22 kwietnia 2017 | dodano: 23.04.2017

Pierwsza edycja tegorocznego Pucharu Bike Orientu, ściąga nas w zakamarki województwa łódzkiego - parę kilometrów za Wieluń, do Sokolników. Jako, że przed nami kawał drogi to wyjeżdżamy z Krakowa o 5:30. Barbarzyńska godzina jeśli chodzi o sobotni (przed)poranek...ale cóż zrobić. 
Kamila i Filip (bo znowu ruszamy w czwórkę i to do tego wszyscy na trasę rowerową!) muszą wstać jeszcze wcześniej - 5:15 mają zameldować się u nas. Jak to zwykle bywa, wszyscy wtuleni w polary i plecaki śpią, a ja napieram o chorej porze po szosie.
Co do polarów, to się przydadzą bo temperatura ma oscyluje koło 2 stopni. Ma się ocieplić za dnia...do 5-ciu (no szaleństwo!), no i może spaść deszcz.

KOSMAta pomoc...czyli 'TO-MASZ już ten rower i jedź' :)
Na miejscu okazuje się, że nowo wymieniony hak w ramie Kamili jest felerny...coś ten rok lubi zaskakiwać nietypowi usterkami. Ostatni hak uznał za stosowne się złamać, a ten...postanowił odrzucić - niczym obce przeszczepy - swoje własne śruby. Gwint? Co masz na myśli przez gwint drogi użytkowniku, tu są tylko otwory i trochę śmieci ze zdartego aluminium. Nic o gwincie nie wiem... No niewiele z tym zrobimy, ale z pomocą przychodzi nam Kosma i Tomek z Rowerowej Norki.
Kamila dostaje od Nich rower zastępczy!! Dla nas to ogólnie seria niespodzianek, bo Oni są tutaj nie jako zawodnicy ale jako Organizatorzy i pomagają ekipie Bike Orientu ogarnąć imprezę. Przyjechali z rowerami, więc Kamila dostaje rower zastępczy. To się nazywa obsługa Klienta. Raz jeszcze dziękujemy za pomoc dla naszych Przyjaciół :)

"Henceforth, you shall be known as Dart(h)..." Moor

Pamiętacie tą scenę? Jako bezkrytyczny fan gwiezdnej sagi, zostałem wgnieciony w kinowy fotel widząc ją pierwszy raz. Podobne emocje towarzyszą nam i teraz, bo dziś ma światową premierę nowy rower Basi. Tak wiem, był już na Rajdzie Katowice i Nadwiślańskim, ale dzisiaj jest już w swoich nowych barwach. Błękit? Lazur? A może jeszcze inaczej? Sami zdecydujcie. Panie i Panowie, Ladies and Gentelmen, Damen und Herren, Mesdames et Messieurs, Senoras y Senores...oto nowa Bestia w naszej małej, patologicznej rodzinie: DART(H) MOOR. (Zdjęcie zrobione na opisywanym właśnie Bike Oriencie)


"...a imię jego czterdzieści i cztery"
Czterdzieści i cztery...takie bywają najlepsze Bombery :)
Jako, że Basia dostała mojego Bombera do swojej Błękitnej Bestii, to ja też musiałem wrzucić coś do siebie. Jako, że Bombery to towar obecnie deficytowy, to trochę naszukaliśmy się czegoś godnego Santy. No ale udało się! Udało się wyhaczyć 44-rki i to nowe, z pudełka. Ekipa z Fun Bikes znowu w ostatniej chwili musiała to wszytko złożyć do kupy, aby zdążyć na Bike Orient. I znowu chłopaki pokazali, że są wielcy - zdążyli, jak my na metę, na styk.  
Tak wiem, jesteśmy onanistami sprzętowymi. To się leczy batem i gorącym żelazem, ale dziś nic nie pomoże...dzisiaj jaramy się jak Londyn w 1666 !!!

Zgubiliście się? Uratuję Was...jedźcie tamtędy
Ruszamy, zaczyna się rajd. Większość zawodników startuje od razu, ale my poświęcamy trochę więcej czasu na zaplanowanie wariantu. Konsekwencją tego jest, że większość już pojechała i jesteśmy jedni z ostatnich opuszczających bazę...na skrzyżowaniu zatrzymuje nas ratownik medyczny, który zatrzymuje dla nas ruch i puszcza nas. "Jedźcie, jedźcie".
No fajnie, ale my chcemy w lewo a On nas kieruje na wprost. Popędza nas, krzyczy "no jazda!!", samochody stoją i trąbią - ruszamy zatem na wprost, aby nie tamować dalej ruchu. Skorygujemy pierwszą w lewą - żaden problem...tak się przynajmniej nam wydaje.
Dajemy pierwszą w lewo i wpadamy...w roboty drogowe. Cała ulica rozwalona, jakiś ciężki sprzęt, zakazy ruchy, ludzie z kamieniami w ręku oderwani od katorżniczych prac łypią na nas złowieszczym okiem. Próbujemy przejechać, ale nie za bardzo się da. Utknęliśmy, bo piach i głębokie dziury.
Pierwsza minuta rajdu, wszyscy gnają na pierwszy punkt po asfalcie, a my...pchamy rowery po piachu (i to w środku miasta) i nie możemy wyjść ze strefy robót. No nie mam słów. Ja wiem, że my tak zawsze - nieortodoksyjnie, no ale żeby rajd od tego zaczynać. Jest bosko.

"Feuer und Wasser...kommt nie zusammen" Nie? A może jednak IMMER
Lecimy do lasu. Łapiemy pierwsze punkty i gnamy, czasem bez ścieżek na skróty bo las niesamowicie przebieżny. Na jednym punkcie, jak  patrzę na nasze rowery (tak tak, będzie jeszcze trochę o sprzęcie :P :P :P), to w moim schorowanym umyśle psychopaty zaczyna grać muzyka. I jest to Rammstein "Feuer und Wasser". Ogień i Woda. Lazur i Szkarłat. Błękitne błyski i smugi purpury. Zamiast gnać po wynik, to robimy sesję zdjęciową naszym Bestyjkom :) 
I w tym jednym Rammstein się pomylił...kommt nie zusammen? No proszę Cię, Santa i Dart(h) to immer zusammen!
"Idę dołem a Ty górą, jestem słońcem, Ty wichurą, Ogniem ja, Wodą Ty..."

A tak przy okazji, to ten punkt był nieźle schowany. Kamuflaż leśny niemal ekspercki. Lubimy takie akcje:


Marsze na rowerze czy rowery na marszu?
W plan mapy wpisane są, przeskalowane mapy sportowe ze stałymi punktami kontrolnymi. To gry terenowe pod marsze na orientacje. Kapitalny pomysł zrobić z nich część punktów na rajdzie! Punkty są głęboko w lesie, nie mają klasycznych lampionów i trzeba się przestawić na nawigację sportową.
Lasy tutaj niemal nie mają krzaków, więc nie raz tniemy na rowerach pomiędzy drzewami...na azymut. Bez krzorów i innych przeszkód, więc nie ma dziś nawet "na szagę".  "Na rympał" też nam nie grozi :)
Między drzewami, bez ścieżek czyli tak jak lubimy. Nie ma że ścieżka skręca, a nie powinna. Trzymasz kierunek z kompasem i ciśniesz w zadanym kierunku. Niemniej dróg też używaliśmy - aby nie było! Jest na to dowód, choć pewnie i tak powiecie że to z foto-sklep'u :)

Niby płaskie tereny, ale da się znaleźć kilka pagórków. Sporo też piachów - jak na Jurze, więc czasem trzeba mocniej pokręcić aby się przez to przedrzeć. Przynajmniej granice kultur (niektóre punkty mają takie opisy), są naprawdę czytelne:


Pędzą konie po....bagnie
Pisałem kiedyś, że na szlakach konnych masowo toną ludzie. Pisałem i nikt mi nie wierzył. To patrzcie poniżej, na ten szlak konny...

Aramisy znalazły bagno... znowu :)
To już tradycja, że na każdym rajdzie musimy się przedzierać przez takie atrakcje. Jak pisała kiedyś Agata "Oni znajdą bagno nawet na pustyni"...i coś w tym chyba jest. Traktowałem to jako żart, a nie jako prawdę objawioną...ale chyba muszę przyznać rację. Nie żebym nie lubił bagien - nawet podczas miesiąca miodowego chodziliśmy po torfowiskach, więc wiecie jak jest :)
Za tym bagnem, dość niedaleko był jeden z punktów. Jak się na punkcie okazało, można było do niego dojechać drogami, ale my:


Buffetting :)
Jak ktoś ogarnia inżynierię lądową (głównie chodzi o mosty) lub lotnictwo to zna pojęcie BUFFETINGU. Jak ktoś nie ogarnia, to pewnie niewiele Mu też powie, że buffeting to: 

nieregularne drgania konstrukcji samolotu lub jednej z jego części, spowodowane przez wiry powstające podczas odrywania się strug powietrza od powierzchni skrzydeł; tzw. trzepotanie


No i o te drgania właśnie mi chodzi. Tak właśnie drżą mi ręce na bufetach Bike Orientu. Ciasta, ciastka, ciasteczka, owoce, izotoniki...aż się nie chce jechać dalej. Basia mnie pogania, a ja siedzę i wsuwam "jeszcze 3 ciasteczka...trzy, nie więcej...trzy i koniec, naprawdę".
Bufety Bike Orientów są niesamowite. Zajadam się czym się da, staram się najeść na 3 najbliższe dni i nie chce jechać dalej, ale Szkodnik goni... a mówiąc o Szkodniku, to jego też złapała kamera na jednym punkcie...

...a teraz z ręką na sercu powiedzcie, patrząc na to zdjęcie, naprawdę potrzeba Wam ścieżek w takim lesie?

W-morde-wind
Wieje. Piździ jak Kieleckim. Wywołałem temat drgań powstających w wyniku działania wirów powietrznych i mam za swoje. Wiatr napiera jak Armia Czerwona na Berlin w 45-tym. Mam wrażenie, że zaraz zacznę jechać do tyłu, tak mocno wieje w ryj.
To co normalnie byłoby przelotem, jedziemy walcząc o utrzymanie równowagi, bo nagłe podmuchy boczne potrafią być naprawdę mocne. Do tego na niektórych drogach dużo piachu. Jest ciężko, ale walimy dalej...konsekwentnie i nieprzerwanie.


Niby "Ani kroku wstecz" ale jednak odwrót  
Docieramy do punktu nr 2. Niby wariant zaplanowany jako dojechać do dwójki i wrócić, ale...

Naprawdę? Wrócić? Mierzi nas taka nieefektywna metoda...mija nas kilka ekip, które podbijają punkt i zawracają. Patrzymy po sobie...tak, znam ten wzrok Szkodnika. Nie ma opcji wracać. Ta rzeka nie jest duża, a odległość za nią do drogi też nie jest wielka.Rzucamy (dosłownie) rowery na drugi brzeg i łapiąc się drzew przeprawiamy się na drugą stronę. Potem przez łąkę i przez las. Chwila moment i jesteśmy na czarnej drodze.
Robimy jednak rachunek sumienia...jest 15:00, a przed nami dużo drogi powrotnej i to bogatej w wiele punktów kontrolnych. Nie zrobimy dzisiaj całości, trzeba się z tym pogodzić. Zawracamy w kierunku bazy. Niby jeszcze 3 godziny, ale punktów na drodze powrotnej jest sporo i trzeba mierzyć siły na zamiary. Zawróciliśmy, a więc 180 stopni...a wieje nadal w ryj. Nie ogarnę tego nigdy, trzeba chyba to po prostu zaakceptować.

"Trafić w 10-tkę" to nie takie proste

Zbieramy wszystko co się dało po drodze. Został nam ostatni punkt przed bazą - punkt nr 10. Mamy 40 minut do limitu, kiedy mija nas Bartek ze Zdezorientowanych śmieje się, że będziemy w bazie za wcześnie i nikt nas nie pozna, że to my.
Jeden punkt na drodze do bazy...powinna to być formalność.
Po drodze spotykamy Filipa i Kamilę, która na pożyczonym od Moniki rowerze przejechała cały rajd! Pozdrawiamy ich "w locie" i walimy na 10-tkę. Okazuje się jednak, że będzie to dla nas najtrudniejszy punkt na tym rajdzie. Przeszukamy hektary lasu nim go znajdziemy, będziemy go podchodzić od trzech różnych stron i dopiero ta trzecia próba okaże się skuteczna. Zaowocuje to faktem, że mamy 10-tkę, ale jesteśmy jeszcze kawałek od bazy, a zostało nam 11 minut...GAZU!!
Ile fabryka dała...gazu bo nie zdążymy, czyli finisz jak zawsze. Wszystko po staremu.

Finisz jak zawsze i GRAD...nagród!

Ruszamy na pełnym gazie. Oczywiście wiatr musiał się teraz nasilić. Wieje, że łeb chce urwać. Nie mamy siły rozwinąć większej prędkości niż 20-22 km/h. Za mało aby zdążyć...nagle, jeb, jeb, jeb. No fajnie...pada grad. Coraz lepiej. Nie zatrzymujemy się aby wyjąć kurtki czy coś, nie ma czasu. Zostało 3 minuty. Chrzanić grad. Tu trwa walka z czasem.
Wybija 18:00 a mamy jakiś kilometr do bazy. Grrr, przez wiatr brakło minuty...będziemy mieć odjęte punkty za spóźnienie. Wpadamy na metę, Basia niemal taranuję obsługę...łapią ją i krzyczą do Niej "spokojnie, jest czas".
Jak "jest czas"? Przecież właśnie minęła 18:00.
Mówią nam, że limit to 8h, ale start był 2 minuty po 10:00. Nie zauważyliśmy tego, ogarniając rower dla Kamili...ale jaja, jesteśmy w czasie. Mamy nawet niecała minutę zapasu. Zrobiliśmy 26 z 30 punktów i nie będziemy mieć żadnej kary.
Daje to Basi...pierwsze miejsce w dzisiejszej edycji !!!
Ale akcja...wpadamy myśląc, że jesteśmy spóźnieni, a Basia ląduje na najwyższym stopniu podium.
Dodatkowo w losowaniu nagród dodatkowych, wygrywam przewodnik rowerowy po łódzkim. No rozbiliśmy bank na tej edycji...

Genialna impreza. Bike Orienty to klasa sama w sobie. Trasa jak zawsze świetnie przygotowana, dużo terenu, czyli tak jak lubimy. Tylko Piotrek, dlaczego zawsze jest 8h limitu...a nie 16 czy chociaż 12 godzin. Choć raz daj chociaż z 10...please. Zrób to dla nas.
Dla nas, dla słabych, słabowitych, dla nie-za-mocnych i dla pokraków. Cobyśmy mogli trochę więcej, po tych twoich genialnych trasach się pokręcić...
Pomyśl nad tym!




komentarze
aramisy
| 22:17 poniedziałek, 24 kwietnia 2017 | linkuj Rajd Waligóry dawno zapisany w kalendarzu :) Nawet napisaliśmy do Marcina z Silesii z prośbą o przełożenie Silesia Race na tydzień później aby imprezy się nie pokrywały.
mdudi
| 21:35 poniedziałek, 24 kwietnia 2017 | linkuj Piękny rower Basi :). Gratulacje z wyniku!
Filip Rs Team | 19:02 poniedziałek, 24 kwietnia 2017 | linkuj no właśnie z tą 10 to był problem, Straciliśmy na to z pół godziny
piobiker | 16:50 poniedziałek, 24 kwietnia 2017 | linkuj No to macie - Rajd Waligóry 30 września z limitem 11 godzin :)
aramisy
| 08:26 poniedziałek, 24 kwietnia 2017 | linkuj Dobrze, Mój SQL''u :)
mandraghora
| 07:32 poniedziałek, 24 kwietnia 2017 | linkuj Gratulacje! Ale początek sezonu... na bogato!
P.S. Od dzisiaj mówicie do mnie Oracle ;-)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa egoae
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]