aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Rajd Waligóry 2021

  • DST 62.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 16 października 2021 | dodano: 20.10.2021

Pisałem Wam rok temu, że Rajdy Waligóry trzymają niesamowicie wysoki poziom pod kątem atrakcyjności trasy i punktów kontrolnych. Co więcej, Organizatorzy z Piotrem na czele, wzięli sobie chyba do serca moje słowa, bo w tym roku zrobili kolejną, rewelacyjna imprezę! Trasa tej edycji biegła przez tereny w okolicy Lipnicy Murowanej czyli Pogórze Wiśnickie. Już przed rajdem wiemy zatem, że ostro się dziś styramy... tak to jest na pogórzach, za małe pagóry aby budować serpentyny i drogi idące trawersem, nie opłaca się... lepiej pociągnąć drogę pionową do góry - przecież to tylko krótki odcinek... i potem dymacie podjazd 20%... no ale cóż, ponoć "Waligóra to postać o nadludzkiej sile", więc może dymać takie podjazdy!
W sobotni poranek ruszamy zatem na Pogórze Wiśnickie, aby po raz 5-ty w naszej rajdowej karierze zameldować się na starcie Rajdu Waligóry. Mało jest takich rajdów, w których braliśmy udział w KAŻDEJ edycji. Waligóra należy do tego zacnego grona i ten rok bynajmniej tego nie zmieni, bo parę minut po 8:00 rano meldujemy się bazie.
Na początku nastawiamy się, że ten rajd znowu pojedziemy w trójkę (czyli jak zwykle z Andrzejem), ale finalnie okaże się, że dołączy do nas także Wojtek i przez większość czasu będziemy cisnąć przez pagóry jak 4 jeźdźców patolo... apokalipsy. Apokalipsy oczywiście.

Takich pagórów będzie dzisiaj kilka :)



Masz pociąg do... wina?
Parę minut przed 9:00 dostajemy mapę, a na niej 20 pkt kontrolnych. Ha wiedziałem! Będą punkty kontrolne w Paśmie Szpliówki - jak my kochamy ten pagór! Rewelacja.
Planujemy nasz wariant, ale nim pociśniemy na Szpilówkę to chcemy złapać 4 punkty w bardzo bliskiej okolicy bazy. Przypinamy mapy do mapników i ruszamy.
Pierwsze punkty to jednak prawdziwy pociąg... do wina? Tak, ale o winie będzie za chwilę. Na razie skupmy się na pociągu! Mamy 4 punkty kontrolne w niewielkiej odległości od bazy i wszystkie są po jej zachodniej stronie. Owocuje to klimatem typowego maratonu MTB bo wszyscy cisną jak wściekli tym samym wariantem. W takim pociągu trzeba się pilnować aby nie lecieć trybem "pościg", bo Ci z przodu to czasem nie wiedzą gdzie cisną... albo cisną na manowce. 
Ciężko jednak skupić się na mapie kiedy pociąg nie zwalnia na zakrętach i nie ma stacji pośrednich. Podświadomie leci się za prowadzącym nawet jeśli gość jest orientacyjnym nieogarem... Próbujemy kontrolować trasę, ale to naprawdę ciężkie w takim tłumie... Szczęśliwie pociąg dociera do pierwszego lampionu bezbłędnie. Maszynista musiał być ogarnięty.
Chwilę później zaczynają odpadać pierwsze wagony składu, bo Zawodnicy zaczynają wybierać różne warianty między kolejnymi punktami. My oczywiście ciśniemy jakaś ścieżką na azymut bo przecież nie będziemy objeżdżać lasu. Ej to las! Lepiej zatem przez :) 
A co do wspomnianego winna, to drugi lampion to winnica i tu popełniamy wtopę dnia... Nie, nie nawigacyjną, życiową. Łapiemy lampion i ruszany dalej, nawet nie zORIENTowawszy że prowadzona jest tu dla Zawodników degustacja różnych win. Dowiemy się o tym dopiero z oficjalnej galerii rajdu. Mnie to tam bardzo nie ruszy bo i tak nie pije alkoholu wcale, ale Szkodnik podniesie lament że wino rozdawali, a On się nie załapał. Cóż za błędy się płaci, a miał taką okazję wreszcie się z kimś napić. Ileż można samemu pić do lustra? Dramat, prawda? Mieć męża, który nie pije i nie poniewiera Wami po pijaku, no ale cóż, nie można mieć wszystkiego :P 

W stronę słońca :)


Wystarczy znaleźć coś wiszącego w lesie i już się patelnia cieszy :D


"Z mojego drewnianego gardła nie dobywa się żaden dźwięk... tylko szum liści" i lampionu na wietrze :)
Jest tu jakiś kozak, który bez google mi powie skąd to cytat? Punkty szacunku dla każdego kto wie. Punkty "szkalunku" dla tych co nie wiedzą :P
No i dla tych słabiej obeznanych w klasyce, to podpowiem że jest to cytat z książki "Pan Lodowego Ogrodu. Tom 1" - ostatnie zdanie ostatniego rozdziału... jeśli nie znacie, to ja gorąco polecam. Uważam, że to wybitna pozycja polskiej fantastyki z rewelacyjnym klimatem. 
A skąd w ogóle takie nawiązanie - dlatego, że jeden z lampionów ukryty jest w drzewie. Ach jak ja lubię takie punkty kontrolne.
Sami możecie obczaić na zdjęciach jak to wygląda.
A mówiąc o drzewach i lasach to z (tym razem) ludzkich gardeł dobywa się także zapytanie "gdzie są nasze rowery?".
Chłopaki zostawili rowery i poszli po lampion pieszo. Jako, że się trochę tego lampionu naszukali, to teraz szukają rowerów, bo nie wiedzą gdzie je zostawili.
My akurat zrobiliśmy sobie mały popas, siedzimy na jakimś pniaku, wsuwamy bułeczkę, a Ci przechodzą obok nas już 4-ty raz, szukając maszyn.
Jak tak dalej pójdzie to zostawiamy Im trochę naszej wałówki, aby mieli coś na ząb wieczorem, bo zapowiada się że mogą się Im te poszukiwania trochę przedłużyć.
Nie śmieję się jednak bardzo, bo my kiedyś tak ze 2 godziny w nocy szukaliśmy rowerów na Rudawskiej Wyrypie parę lat temu.
No nic, za bardzo nie pomożemy, bo w końcu nie wiemy gdzie je zostawili. Ruszamy dalej...

Ale dziurę w pniu Szkodnik wygryzł... :)

Gdzieś w Paśmie Szpilówki :)


Kierunek - nasz kochany SZPILÓWEK!!
Mamy punkt na szczycie czyli na wieży widokowej, ale nim się tam dostaniemy to mamy do zaliczenia inne punkty rozsiane po całym Paśmie Szpilówki.
Ten kawałek rajdu to po prostu mieszanka trybów "nawigacja level expert" (bez ironii) i "warianty DOSKONALE czarny" (wariant doskonale czarny to zarośnięty wąwóz na średniej wielkości grupę rowerzystów).
Na początku próbujemy dotrzeć do wodospadu, ale drogi w terenie zupełnie nie zgadzają się z mapą. Nawigujemy zatem z kompasem, aby w miarę utrzymać kierunek:
na szagę przez polanę, potem ścieżką, ale gdy skręci nie tak jak trzeba, to wtedy korygujemy przez krzory. Włączył mi się jakiś wewnętrzny GPS bo jestem pewien, że wyjdziemy na lampion... nieważne, że jesteśmy teraz w bliżej nieokreślonym na mapie miejscu w środku krzaków, ale kierunek jest dobry, no kolejnych skrzyżowaniach zdajemy się na intuicję... i udaje się: wychodzimy wprost na punkt kontrolny. Jest moc!
Wariant kombinowany doprowadza nas do małego wodospadu, który nota bene jest ślicznym miejscem, którego nie znałem, choć przecież Szpilówkę znamy i lubimy.

Bardzo urokliwy punkt kontrolny

Po co komu drogi :D


Teraz będzie mocno pod górę - srogi podpych, bo trzeba dostać się do szlaku, który doprowadzi do innego szlaku, który prowadzi pod wieżę widokową.
Pchamy stromym zboczem, licząc że ścieżka doprowadzi nas do traktu... ale kończy się mega wąwozem. No nic, nie pierwszy (i nie ostatni) wąwóz w naszym życiu - przecież nie będziemy się cofać i szukać objazdu. DZIDA PRZEZ... Z Wojtkiem to zwykle nieraz się mijamy na trasie, ale tym razem jedziemy razem od samego początku, więc będzie mógł samodzielnie przekonać się czy opowieści o czarnym wariancie mówią prawdę. Ryjemy jak dziki przez wąwóz... a jest on niczego sobie, wielki i stromy. Mijamy po drodze Michała i Renatę, który twierdzą że powinna być tu droga... może i powinna, a może i jest, tylko wąwóz ją zasłania :D 
Mówią o nas czasem, że widzimy drogi tam gdzie ich nie ma... NIE, NIE, NIE! źle formułujecie problem. Takie postawienie sprawy sugeruje, że my widzimy coś co naprawdę nie istnieje. A jest zupełnie na odwrót, to inni nie dostrzegają czegoś istnieje. No dobra, może nie są to drogi sensu stricte, ale możliwości w miarę kontrolowanego przedarcia się przez przeszkody.
Jakże mi tego brakowało, bo ostatnio hasaliśmy sobie po Tatrach, a w TPN to nie wolno skrótem przez wąwóz. Dobrze znowu drzeć na dziko przez chaszcz i krzor! Co by z wprawy nie wyjść.

Szkodnik Wąwozowy :)


Sekwencyjnie, sekwencyjnie :)

Znowu pod górę :)


Za wąwozem nadziewamy się na jakiś kosmos - prawdziwy Wielki Wóz :D
Oczywiście od razu wpadamy na pomysł głupiego zdjęcia (można zobaczyć poniżej).
Wojtek się śmieje, że nie ma bata aby nam pożyczyć. Ale... my nie musimy pożyczać. Nie taki asortyment mamy u nas na wyposażeniu s... ali trenigowej (a co pomyśleliście, zboki :P).
Robiliśmy sobie nieraz pojedynki na Rapier z płaszczem vs bat ze sztyletem. Powiem Wam, że zabawa jest przednia kiedy bat siada Wam na plecy albo na maskę (szermierczą).
Jak walczycie z dobrym Wybatożakiem to ciężko jest podejść... a potem pacan jeszcze zapyta: "27 chłost na plery, Ty to chyba lubisz..."
Jak ktoś nie wierzy to kameralnie mogę pokazać zdjęcia, bo do netu to się jednak nie nadają...

Rozmawia dwóch kolegów:
- Co u Ciebie?
- Ożeniłem się.
- No to musisz być szczęśliwy
- Muszę...


Walimy na wieże po kolejny lampion, ale chwilę później opuszcza nas Wojtek. Będzie kierował się już pomału do bazy - my ciśniemy dalej.

Jak ja lubię tą wieżę :D

Nie dziwię się, że Wojtek nie chciał dłużej jechać naszym wariantem... w końcu my będziemy chcieli odwiedzić starego przyjaciela Adolfa H, czyli hail'ującego konia... nie wierzycie?
No to wytłumaczcie mi to... co artysta miał na myśli...


Something wicked comes this way...


Drży na baranie wełna, kiedy owce strzygą (to teraz to się strzyganiem nazywa, tak :P )
Wszystkie punkty w Paśmie Szpilówki zaliczone, pora ruszać dalej... "Spadamy" w dół, łapiąc dowolne ścieżki idące mniej więcej w dobrym kierunku czyli do drogi asfaltowej pod pasmem, a czekajcie... dam radę napisać to trochę bardziej dramatycznie... do SZOSY NA RAJBROT! Szosa na Rajbrot, brzmi kozacko, nie?
Łatwiej napisać niż zrobić, bo na mapie nie ma tu za bardzo ścieżek prowadzących w dół, tak jakbyśmy chcieli... w rzeczywistości jest ich nawet kilka, więc zjeżdżamy z kompasem w ręce. W pewnym momencie jedna z takich ścieżek wyprowadza nas na polanę pełną owiec. Krzyczę "hej owieczki" ale stwory dostają niemal ataku paniki gdy nasze spojrzenia się spotkają. Wszystkie ze strachem przysiadają na zadach. No tak, moja reputacja mnie wyprzedza. Aż całe drżą... moje owieczki. Zawsze miałem problem z poprawnym odczytywaniem emocji... drżą z... z...z... podekscytowania? Owieczki... 
Szkodnik coś krzyczy budząc mnie z transu.... WAT? Przecież nie będziesz chyba zazdrosna o... o...ow... ej, sama kiedyś mówiłaś że mam pozwolenie na... co? Dziś nie?
Ech tak to jest z kobietami, umawiać się na coś... kobiety czasem są jak Warszawa: z jednej strony Wola i Ochota, a z drugiej... sprawdźcie sobie na mapie (bo mnie Czytelniczki zatłuką jak powiem to na głos) :P
Kiedyś mi kolega opowiadał, że od własnej panny po twarzy dostał... a było to tak: dziewczę pochylone przed lodówką, wybiera jakieś kąski na obiad, a tego tak naszło na szybką akcję, więc zakrada się od tyłu i (wyciąga) działa... a tu nagle jak nie dostanie po ryj...
Pytam: nie lubi od tyłu?
On: lubi, ale nie w Carrefour'ze.

No nie dogodzisz. A już na pewno nie w Carefour'ze... :P
No więc Szkodnik krzyczy, że nie mamy czasu na owco-branie i musimy jechać. No nic, następnym razem owieczki... chwilę potem mijamy jakiegoś gościa, który patrzy nas dziwnie.
W sumie to nie dziwne, że patrzy dziwnie - wyjechaliśmy z lasu wprost na jego dom. Szkodnik krzyczy, że przepraszamy i że przemkniemy tylko do drogi... może dobrze, że mnie powstrzymał przed owco-braniem, bo chyba bym tego chłopu nie wytłumaczył....
Dopadamy do szosy na Rajbrot i ciśniemy ile sił w nogach po kolejne punkty kontrolne bo zaczyna być krucho z czasem.


Tętno w strefie śmierci... czyli "Lepiej być o trzy godziny za wcześnie niż o minutę za późno".
Tak przynajmniej pisał William S. ale na pisaniu to On się może i znał (nawet zacnie bym rzekł), ale na rajdach to chyba nie. W 3 godziny to można jeszcze sporo punktów kontrolnych wyhaczyć! Szosa na Rajbrot dała nam jednak popalić... podjazd był długi i stromy. Jeszcze bardziej nas to spowolniło. Czasu nie zostało zatem wiele, ale postanawiamy powalczyć o jeszcze dwa punkty. Limit spóźnień jest dzisiaj bardzo łaskawy gdyż jest to "-1" punkt za każde rozpoczęte 10 min spóźnienia. Warto zatem zaryzykować. 
Skończy się to oczywiście jak zwykle... dzidą na bazę i dymaniem ile fabryka dała. Będziemy gnać jak powietrze, któremu się spieszy (czyli wicher...), tętno znowu wskoczy w strefę śmierci, a z pod kół będzie się po prostu dymić. Tym razem jednak pomylimy się w naszej rachubie o jedną minutę. Tysiące razy finiszowaliśmy na sekundy przed limitem, ale tym razem braknie nam paręnastu sekund. Statystyka. Nie może się zawsze udawać. Odbierze nam to jeden punkt, więc skoro ryzykowaliśmy z ostatnim punktem czy jechać czy nie jechać, to wychodzimy wprawdzie na zero, ale okaże się, że gdybyśmy przyjechali w terminie, to Basia miała by trzecie miejsce!
A tak spadła zaraz poza podium. Bardzo nas to nie ruszy, bo od pewnego czasu właściwie przestaliśmy się ścigać... Kiedyś to się każdy punkt pucharu liczyło, sprawdzało wyniki i miejsca... aż w końcu doszliśmy do rozsądnego wniosku "a po ch**j" :D
...i od razu zaczęło się łatwiej jeździć - łatwiej w znaczeniu bez presji: uda się to super, nie uda się to nic się nie dzieje. Niemniej otrzeć się o pudło o parę sekund to zawsze zostawia poczucie, że trzeba było gdzieś się bardziej spiąć... to nie godzina, to nie kwadrans, to kilka sekund. 
Ale i tak było rewelacyjnie - piękna trasa i kapitalna zabawa. W bazie posiedzimy przy grillu jeszcze ze dwie godziny i będziemy się zbierać, bo w niedzielę walimy w Tatry, trzeba będzie zatem wstać dość wcześnie. Super było wrócić na Rajd Waligóry!

Skałki :)

Ostatni punkt dzisiaj






Kategoria SFA, Wycieczka


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa mnieo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]