LISZKOR 2022
-
DST
101.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 kwietnia 2022 | dodano: 03.04.2022
Chyba nikomu nie trzeba przedstawiać tej imprezy... a przynajmniej nie tym, którzy startują w rajdach na orientację. Baza tegorocznej edycji jest w Bukownie, czyli w miejscu, które ma w moim sercu szczególne miejsce. "Zakochaj się Bukowanie" - brzmi hasło przewodnie tej gminy i wiecie co? Zakochałem się... już dawno temu. Miejsce niesamowite pod wieloma aspektami: stare pogórnicze sztolnie, ruiny bazy rakietowej, Pustynia Starczynowska, opuszczona osada Polis (bez kitu: prawie jak NECROPOLIS)... to tutaj robiliśmy mini rajd na orientację w ramach wieczoru kawalerskiego mojego przyjaciela, to tutaj szwendaliśmy się dniem i nocą po lasach i piachach... nie można też zapomnieć o uroczej rzece, której już niestety (prawie) nie ma czyli Sztoła. Na tyle kochaliśmy jej nurt, że w grudniu 2021, tuż przed wyłączeniem pomp w zamykanych olkuskich kopalniach, które ją zasilały, zrobiliśmy sobie pożegnalną wyprawę wzdłuż jej brzegów, nazywając to POŻEGNANIEM SZTOŁY.
Teraz wracam do Bukowna... ale w zupełnie nowej rzeczywistości. Wracam do Bukowna bez rzeki... wracam do Bukowna bez Basi... wracam do Bukowna skutego śniegiem i lodem.
"Wherever I may roam (...) BY MYSELF BUT NOT ALONE" (Klasyk: TUTAJ)
To pierwszy rajd na jaki pojadę bez Basi. Pasuje Wam... jeździmy na orientację od maja 2013... niedługo będzie zatem 10 lat i na każdym rajdzie byliśmy razem!
Teraz jednak jest to niemożliwe. Szkodniczek miał niedawno operację kolana, więc jeszcze 4 tygodnie będzie chodził o kulach, a potem 3-5 miesięcy rehabilitacji...
Od wypadku, od 29 stycznia i naszej przejażdżki z GOPR'em, zmienił nam się tryb życia...
Sam 2021 to było 85 wypraw (61 rowerowych, 24 piesze), niby tylko 3940km na rowerze, ale za to aż 62k "w pionie" (GÓRY!!!). Teraz to mamy wyprawy, ale na 18:00 na rehabilitację. Liczymy na powrót do lekkich jazd w okresie wakacji, a do srogiego napierania to raczej dopiero na jesień (w najbardziej optymistycznym wariancie).
Basia jednak radzi już sobie na tyle w domu, że mogę pojechać na Liszkora. Po raz pierwszy sam... to nie jest kwestia, że się boję (bo czego tu się bać, najwyżej zgubię się w lesie, ciągle gubimy się w lesie, a jak trzeba to nawet śpimy w lesie i jest OK), ale po prostu mam poczucie pustki, braku, utraty... czytali "Treny"? To wiedzą o czym mówię :P
Większość tego roku taka będzie... "I STAND ALONE", a wybieram się na kilka rajdów.
Okazuje się, że jednak nie do końca tak ALONE, bo na rajdzie jest Andrzej. Często jeździliśmy w trójkę, więc dziś pojedziemy razem.
W bazie wiele osób pyta mnie o Basię, to bardzo miłe, więc odpowiadam najlepiej jak umiem, mimo że wszystko dzieje się w przed-rajdowym tempie: mocowanie numerów startowych, rejestracja, odprawa itp.
Chwilę później dostajemy mapy i możemy ruszać w zaśnieżone lasy Bukowna.
Jakieś MAŁODOBRE rokowania na przyszłość
Ruszamy z bazy w trójkę bo przyłącza się do nas też Wojtek Małodobry. Wygląda, że planuje On zacząć od punktu jaki i my obraliśmy jako nasz pierwszy: pkt 31.
Aby tu dojechać to nie potrzebuję nawet mapy, bo najlepiej będzie nam zaatakować ten lampion od parkingu, będącego punktem widokowym na dawną kopalnię piasku.
Jak najlepiej tam dotrzeć? Proste, mijamy wiatę przy zakolach Sztoły, potem prosto do fabryki Schneider Electric i w prawo... dobrze znać teren, mógłbym tu "uskuteczniać skuteczną" (sic!) partyzantkę, jakby przyszło co do czego. Wpadamy na wspomniane wcześniej miejsce postoju i decyzja może być tylko jedna... porzucamy rowery. Trzeba zsunąć się po "piaskowo-zaśnieżowej" skarpie, bo lampion jest oczywiście na samym dole. Tachać rowery z powrotem na górę to będzie wyzwanie, chociaż są i tacy, którzy "pocisnęli" do punktu kontrolnego z maszyną. Teraz dymają pod górę... ładnie to wygląda, przyznacie sami. Kocham pracę: mógłby się jej przyglądać godzinami :)
Czemu zatem MAŁODOBRE rokowania na przyszłość? Dlatego, że Wojtek nam się zgubi po drodze. Dotrze z nami do lampionu, nawet zdoła wrócić do góry po zaliczeniu punktu kontrolnego... ale zgubi się gdzieś w drodze po drugi lampion. No ładnie, starty osobowe już na pierwszym punkcie... to chyba jednak mało dobre rokowania jak na rajd, który ma prawie 50 punktów kontrolnych. No ale to walka, to bitwa, to rajd... ciśniemy dalej, a poległych będziemy opłakiwać później.
A może po prostu planował inny wariant przejazdu? Też tak mogło być... albo pojechał na drugi punkt mądrzejszym wariantem? Hmmm to nawet bardziej prawdopodobne, bo my z Andrzejem to już na drugim punkcie wpakowaliśmy się w Narnię... nie wierzycie? Potwierdzenie znajdziecie w kolejnym akapicie.
Po lepkim zaśnieżonym piaseczku pod górkę :)
Wzdłuż kanału :)
Wariant przez... NARNIĘ?
Przedzieramy się przez zaśnieżone lasy. Temperatura oscyluje w okolicy zera, co oznacza że śnieg, którego spadło sporo jest mokry i lepki. W połączeniu z glebami tutaj, a zwłaszcza z piaskiem tworzy zapychającą koła mieszankę. Na ten moment jest to po prostu uciążliwe, ale w trakcie dnia gdy śniegu zacznie tylko dosypywać, a że mróz nie skuje terenu, to stanie się to prawdziwym koszmarem... na razie, co jakiś czas muszę "tylko" gałęzią oczyszczać prześwit między kołem na koroną amortyzatora lub tylnym trójkątem. Ogólnie przejezdność trudna, trzeba zdrowo depnąć na pedały, aby koła kręciły się przez taką lepką substancję.
Zamiast pojechać jak ludzie drogą wybieramy skrót przez las i chwilę później trafiamy na Bramę do Narnii... chwila konsternacji, ale w sumie co może pójść nie tak?
Wydawało mi się, że zawsze wchodziło się tam przez szafę, ale może mam rację... wydawało mi się. Błota co niemiara, ale przecież nas to chyba nie zatrzyma... no może trochę... no k***a, znowu koła się nie kręcą... grzęźniemy po osie... coś czuję, że zaraz spotkamy Czarownicę (też hasała po śniegu, pamiętacie?).
Na horyzoncie pojaw się sprzęt pancerny lokalnych sił pociągowych (pociągowych, ogarniacie ten suchar prawda? To przecież w końcu tunel pod nasypem kolejowym).
Gąsienice przedzierają się przez lepką maź lepiej niż nasze opony, acz zastanawiam się czy pojazd ma przyjazne zamiary... wypatruję oznaczenia "Z" na pancerzu. Jeśli ma to pochowamy kierowcę gdzieś pod śniegiem i odstawimy sprzęt na wschodnią granicę, przyda się tam bardziej niż tu. Nie potrzebujemy traktora, we dwóch z Andrzejem weźmiemy go na hol, damy radę bośmy nie ułomki... a jakby kierowca nie chciał się pochować pod śniegiem, to poczęstujemy go jakimś rozgrzewającym koktajlem w ten chłodny, zimowy dzień.
Szczęśliwie nie ma on złych zamiarów, więc nie musimy sięgać po drastyczne środki... niemniej, droga po jego przejeździe jest jeszcze bardziej błotnista niż była.
Cudownie... nie minęła jeszcze godzina rajdu w zasadzie, a ju już jestem ubłocony po daszek kasku.
Wpadamy do Narnii... ech bez Basi warianty dziczeją...
Lokalny panzer :)
Zdezorientowana Agata nie wie gdzie jechać :)
Warun jest ciężki... koła mielą błoto i śnieg, ale prześwity w maszynie się zapychają. W normalnych warunkach po tych lasach to się lata "na prędkości", ale dziś czuję się jakbym jechał z zaciągniętym ręcznym. Oszem, od wypadku Basi nasz tryb życia się trochę zmienił i nie zapierdalamy (chwilowo!) po szlakach w weekendy, więc i kondycja nie ta, ale warun jest naprawdę przykry... ładnie, biało, ale ciężko.
Spotykamy Agatę, która nie do końca wie gdzie jechać i wcale nie chodzi mi o problemy z nawigacją. Zapisała się na dwie imprezy w ten sam dzień: na Liszkora jak i na takie lokalne KrakINO, ale w Chrzanowie. Pytam czy to oznacza ChrzanINO?
Niemniej ma pierwszą minutę startową o godzinie 11:00... no to jeśli planuje komplet to musi ostro napierać :)
Dosłownie chwilę jedziemy razem, ale niedługo odbije Ona na punkty bliżej bazy, aby finalnie zjechać z trasy. Nam to nie grozi, napieramy do końca... chociaż patrząc na warun to plany też podlegają modyfikacji:
Andrzej rano: "jedziemy do limitu" (1 w nocy)
Andrzej w południe: "jedziemy do zmroku"
Andrzej we wczesne popołudnie: "to co jeszcze jeden punkt i fajrant?"
Przejaskrawiam oczywiście, ale nie ukrywam że ja też nie mam zbyt dużej motywacji dzisiaj... z jednej strony myślę, czy za długo nie jestem poza domem (Basia przecież o kulach cały czas, więc podstawowe rzeczy są dla niej trudne - jak np. przyniesienie sobie herbaty), z drugiej strony WARUN... warun jest naprawdę ciężki.
Z trzeciej strony chciałbym się w końcu ruszyć i powalczyć z trasą... ale warun... skutecznie zniechęca.
Aby była jasność, nie mówię o śniegu - śnieg i rower to jest doskonałe połączenie. Mówię K****A o tym:
Przód ma tak samo... koła się nie kręcą i trzeba walczyć aby je udrożnić. Udrożnisz i 30 sekund później, jest tak samo jak było...
I nie przesadzam tutaj, są takie fragmenty trasy, że po 30 sekundach jest to samo! (na szczęście są tez przejezdne drogi)
Wtedy po prostu rower się niesie... ale ileż można. A las na to: JESZCZE DŁUGO!!!
Mówiłem Wam jednak, że kocham okolice Bukowna. A czemu? Bo są i takie urokliwe miejsca - mostek pierwsza klasa:
Forsujemy Biała Przemszę :)
"Nie dostaniesz Ani Kropelki" - Ania Kropleka
Owszem do drużyny nie dostaniemy Ani Kropelki, ale dostaniemy Anię Witkowską. Spotykam ją w starym korycie Sztoły, w miejscu gdzie była dopływem Białej Przemszy.... Sztoła, a nie Ania. Sztoła była dopływem Przemszy, gdyby ktoś nie ogarnął składni zdania powyżej. W sumie to bardziej dramatycznie by brzmiało, gdybym napisał "spotykam Ją płaczącą w starym korycie Sztoły". Ooooo ale się klimat zrobił, jak to zdanie brzmi... istny DRAMA BUTTON. dobra zostawmy to tak. Tak na potrzeby dramaturgii relacji !!
(inna sprawa, że gdyby taką akcję - jak w tym filmiku - zrobili w USA lub w Rosji, to sądzę że przerodziłoby się to w prawdziwą strzelaninę...).
A tak serio, to po prostu Ania do nas dołącza na tym punkcie i od teraz pojedziemy już w trójkę do samego końca.
Jak dobrze zainaugurować nowy skład drużyny? Dokładnie tak, macie rację... OD MEGA WTOPY NAWIGACYJNEJ. Nic tak nie hartuje duch zespołu, jak dzielenie się porażką...
Ania: Który to był mój?
4 jeźdźców pato-nawigacji..
Jak to czterech, skoro mieliśmy jechać w trójkę? A widzicie, porażki przyciągają... jeżdżenie z nami wciąga jak chodzenie po bagnach i przypadkową ofiarą stanie się także i Jarek W.
Jarek W. co? Brakuje tylko tutaj jego profilowego zdjęcia, takiego z czarnym paskiem na oczach, wiecie o o chodzi :P
A było to tak:
Ciśniemy i według mapy trzeba skręcić w prawo, w "dobrą" drogę, na najbliższym skrzyżowaniu. Nasz skręt w prawo jest jakieś 100m przed inną dobrą drogą w lewo. Na mapie jest tylko to skrzyżowanie (i nie ma żadnego innego). No to chyba ogarniemy, prawda?
No okaże się, że nie. Drogi nam się zgadzają, więc walimy w prawo jakieś 300m za wcześnie. Po prostu jest tu więcej "dobrych" dróg niż pokazano na mapie, a jako że się zagadaliśmy, to nie zmierzyliśmy poprawnie odległości. Na mapie jest jedno skrzyżowanie, rzeczywistość odpowiada mapie, no to dzida w prawo.
Tym sposobem lądujemy nad Przemszą o wiele za wcześniej, a że punkt to skarpa nad zakolem rzeki to zaczynają się poszukiwania... byłoby przykro, gdy prawie całe koryto Przemszy było skarpą, a zakola to tu są co chwile. Przeczesujemy brzeg najpierw w 3-jkę, a potem w 4-krę... Jarek zasugerował się naszym skrętem, a że układ dróg się zgadzał, to stwierdził, że "nie możemy się mylić". No cóż... o Ty małej wiary. Cytując Huberta z jednego jego wpisu na Blogu Dolnego Sanu "nie ma takiego błędu nawigacyjnego, którego bym nie popełnił" :D
Gęsto tu od krzaków... wiatrołomy, a my się przedzieramy. Gałęzie biją po ryju, tak jak dresy w Nowej Hucie po nocy, a my szukamy kartki na drzewie. Nie ma w lewo, no to w prawo.. a czas biegnie. W pewnym momencie.
JAREK: to nie tu, jesteśmy stanowczo za wcześnie
Sprawdzamy mapę, może mieć rację... cholera, ma rację. Trzeba wrócić do rowerów i to jest wyczyn, bo czesząc las odeszliśmy od maszyn naprawdę daleko.
Wracamy do drogi, robimy korektę i punkt wyhaczamy tym razem bez problemu. No porażka, tak to jest się nie odmierzyć.
Chociaż w sumie czemu ja Wam piszę, że nam nie idzie... Mogłoby nam nie iść, gdyby to był rajd, a przecież to nie jest rajd. To specjalna operacja nawigacyjna...
Nie zgłaszamy zatem żadnych porażek operacyjnych w polu. Straty w postaci Wojtka też się utajni :)
JEDZIEMY DALEJ - SERIA FOTO Z NASZYCH ZMAGAŃ, paczka nr 1
czyli w poszukiwaniu nieistniejącego wiaduktu... oraz innych ciekawych punktów kontrolnych po drugiej stronie mapy. W lasach bez zmian, nadal słaba przejezdność, nadal zapycha opony miejscami, ale ogólnie da się jechać.
Czy punkt jest po drugiej stronie rzeki (Opis: cokół nieistniejącego wiaduktu). Rzeczywiście wiadukt nie istnieje :)
Wysyłamy zwiadowcę aby poszukał... okaże się, że punkt jest po naszej stronie. Czy mogliśmy sprawdzić przed wysłaniem zwiadowcy? Mogliśmy ale tak było śmieszniej :)
Jakże mi tego brakowało - czyli na skróty do szlaku :)
Dobry techniczny zjazd po piasku i śniegu :)
"Schody do nieba".. czyli bez Basi się nie obejdzie.
Taki jest opis kolejnego punktu. Zlokalizowany jest gdzieś na terenie dawnej piaskowni. Nawet nie wiecie ile nam tu zejdzie. Z mapy nam (i innym ekipom, które tu dotrą) wynika, że punkt powinien być gdzieś przy skarpie - tej co widać na zdjęciu. Chyba ze 30 min będziemy obszukiwać rosnący tu młodnik. Bezskutecznie... ze 3k zrobiłem tu z buta szukając lampionu.
W pewnym momencie wracam do roweru, spróbować "wynawigować się" raz jeszcze. Ania robi to samo, a Andrzej znika gdzieś głęboko w młodniku.
Finalnie okaże się, że punkt jest na skarpie, ale nie tej widocznej ale takiej - większej - w lesie. Prowadzić do niego będzie rzeczywiście dość stroma ścieżka.
Super, znaleźliśmy punkt, ale Andrzej nadal siedzi w młodniku... cholera nie ma w komórce zapisanego do Niego numeru. Musiał mi się przypadkowo nie zsynchronizować z kontem Google, tylko zapisać jedynie w pamięci telefonu, a w listopadzie zabiłem poprzedniego CAT'a. Tak, zabiłem pancernego CAT'a... na rowerze, ekran poszedł w drebiezgi :P
W nowym CAT'cie przywróciłem z konta listę kontaktów, no ale numeru Andrzeja tam nie było... no a Andrzej siedzi w młodniku...
Dzwonię do Basi i mówię: "Mała, dzwoń do Andrzej i powiedz Mu tak: wyłaź z młodnika, podążaj do drogi i opuść kopalnię w kierunku na wschód. Tam będzie nasz pkt zborny".
Basia dzwoni i chwilę później, Andrzej wychodzi z młodnika :D
Basia należy do klubu ludzi, którzy jednak są... Basia, Ty to jednak jesteś :D
Zbieramy lampion i jedziemy dalej.
Bezkresy!
Bezkresy 2: Zemsta
Nie wiem czy do nieba, ale na pewno do lampionu punktu kontrolnego
JEDZIEMY DALEJ - SERIA FOTO Z NASZYCH ZMAGAŃ, paczka nr 2
Po tej zardzewiałej ziemi (kolor gleby)
ludzie pokrzywdzeni (zimno, mokro, piździ złem...)
zabłąkani w koleinach (zabłąkani, pogubieni...)
wyschniętych strumieni (Sztoły już nie ma...)
(całość TUTAJ)
NA RYMPAŁ czyli jak mawiają na dzielni: Andrzej to się nie pier***li w tańcu :)
No jest urokliwie... tylko to zapychanie kół...
Takie punkty to istne DELICJE
Co za zryte łby... zapieprzają i zapieprzają. A co z moja przerwą na słodycze?
"Zimno mi, nie stójmy za długo, jedźmy już". Powiedziałbym, że to "Lament Świętokrzyski", ale przecież jesteśmy nadal w Małopolsce. Jedno lub drugie ciągle zawodzi wniebogłosy.
Z mojego klubu AA (Ania i Andrzej) zrobił się klub ZZ (Zapierdalajmy Zacnie)... nawet ZZBPNC (Zapierdalajmy Zacnie Bez Przerwy Na Ciasteczka).
A ja się pytam: co z moją przerwą na słodycze? Przecież ja palę na cukier, a moja grupa krwi to Nutella. Bez tego paliwa to ja zatrę silnik!
Ileż można tak napierać nie dostawszy ciasteczka? To nieludzkie... Basia zawsze mnie karmi, zawsze mi daje ciasteczko. Nie można tak bez ciasteczka. Smutno mi bez ciast... bez Basi.
Ale Oni cisną, nikt nie myśli o ciasteczku dla mnie... Ich zbrodnia nosi znamiona egoizmu bo EGOISTA TO TAKA OSOBA, KTÓRA MYŚLI O SOBIE ZAMIAST O MNIE !!!
Stwierdzam BUNT. Skoro do kolejnego punktu trzeba dojść z buta przez krzaki, to wyciągam z plecaka paczkę Delicji i wspinająca się między krzakami, pochłaniam jedną za drugą. Nim dojdę do punktu, nie będzie całej paczki. NO, teraz to mogę jechać... Jest paliwo, jest moc.
A punkt zacny, prawdziwe delicje :P
Gdzieś w Beskidach zimą... a nie, czekaj, okolice Lgoty i Bukowna
Na kolejnym punkcie kontrolnym
Niesamowity klimat - w niektórych miejscach tak dowaliło śniegu, że jedzie się super (bo nie zapycha błotem!)
"Jesteś u Pani!"
A właściwie to u Burmistrza... czyli uprzejmie donoszę. O co chodzi?
Jeden z punktów kontrolnych ulokowany jest w ziemiance, która położona jest - jak się okaże - na terenie prywatnym.
Jeździliśmy tu nieraz, bo tędy przebiega też szlak do źródeł Sztoły i nigdy nie było problemu... ale dziś jest. Właściciel dziś zły, ze Mu się to ludzie szwendają. Być może liczba zawodników, która dziś tu przeszła, Go zdenerwowała... nie wiem. Ogólnie jest noc, my z człówkami na kaskach, On z ryjem "to moja ziemianka". Wygląda na to, że zabrał/ukradł lampion. W takich chwilach zawsze mam ochotę powiedzieć puentę TEGO KAWAŁU, ale boję się że to zaogni sytuację.
Gość krzyczy, że załatwi to sobie z Burmistrzem :)
No dobra, nic tu po nas, nie pierwszy raz ktoś ma "ALE" o lampion... przynajmniej nie goni nas z widłami (i nie jest to urban legend, bywa różnie... a ja nie przepadam za bajką o powidłach: PO WIDŁACH ZOSTAJĄ 4 DZIUR).
Końcówka trasy to maskara... to znowu zapychające błoto. Utknę tak, że będę niósł rower na ramieniu... nie wiem przez ile... długo. Naprawdę długo, wykończy mnie to mocno... ale finalnie jakoś uda mi się przedrzeć przez te gleby i do bazy wjadę już na kołach.
Srogie obmyślacze wariantu :)
Czytelność mapy 3%
W STRONĘ ŚWIATŁA :)
Znowu zapycha, bo zbiera glebę ze śniegiem... kawał drogi musiałem nieść rower na ramieniu :/
(Prawie) ostatnia prosta do bazy
No niełatwo znaleźć te punkty dzisiaj... w śniegu... w nocy... ale czasami nawigacja level expert (pkt 64 - mówią, że ponoć był trudny, nam wszedł od kopa i to jakże skitrany pod śniegiem). Naszym nemezis był dziś ten nad Przeszmą opisany w akapicie 4 jeźdźców :P
Do bazy dotrzemy po 21:00. Dość na dzisiaj. Trzeba wrócić do domu, do Basi, bo siedzi tam sama...
Wrócą jeszcze czasy, że będziemy wpadać na metę na 4 sekundy przed limitem (do dziś jest to nasz rekord w kategorii "na styk" - uważam jednak, że jest on do poprawienia :D )
Ten rok jest jednak szczególny:
- w zasadzie jest to pierwszy rajd, który pojechałem bez Basi. Nawet nie "w zasadzie", jest to pierwszy rajd, który pojechałem bez Basi...
- mamy wojnę za wschodnią granicą, ze względu na stopień dostałem kartę mobilizacyjną i przydział "podoficer sztabowy" na Balice oraz pismo o podniesieniu gotowości (być może będę w najbliższym czasie wzywany na ćwiczenia rezerwy)
- chyba uda się po 2-letniej przerwie zrobić 3-cią edycję naszego KORNO (Siła KORNOlisa). Zapraszamy do Ciężkowic 7-8 maja
Posiedzę chwilę w bazie, pogadam z innymi zawodnikami i spadam... umyć maszynę, a potem wrócić do domu. Nie ukrywam, że warun mnie trochę wytarmosił i wybatożył... brak kondycji tez dokłada cegiełkę. Bawiłem się jednak świetnie i w terenie, który jest bliski mojemu sercu. Dziękuję też drużynie za wspólne zmagania i do zobaczenia, gdzieś na szlaku. Fajnie byłoby zostać dłużej, ale nie tym razem, wracam "do światła mych oczu" .
Teraz wracam do Bukowna... ale w zupełnie nowej rzeczywistości. Wracam do Bukowna bez rzeki... wracam do Bukowna bez Basi... wracam do Bukowna skutego śniegiem i lodem.
"Wherever I may roam (...) BY MYSELF BUT NOT ALONE" (Klasyk: TUTAJ)
To pierwszy rajd na jaki pojadę bez Basi. Pasuje Wam... jeździmy na orientację od maja 2013... niedługo będzie zatem 10 lat i na każdym rajdzie byliśmy razem!
Teraz jednak jest to niemożliwe. Szkodniczek miał niedawno operację kolana, więc jeszcze 4 tygodnie będzie chodził o kulach, a potem 3-5 miesięcy rehabilitacji...
Od wypadku, od 29 stycznia i naszej przejażdżki z GOPR'em, zmienił nam się tryb życia...
Sam 2021 to było 85 wypraw (61 rowerowych, 24 piesze), niby tylko 3940km na rowerze, ale za to aż 62k "w pionie" (GÓRY!!!). Teraz to mamy wyprawy, ale na 18:00 na rehabilitację. Liczymy na powrót do lekkich jazd w okresie wakacji, a do srogiego napierania to raczej dopiero na jesień (w najbardziej optymistycznym wariancie).
Basia jednak radzi już sobie na tyle w domu, że mogę pojechać na Liszkora. Po raz pierwszy sam... to nie jest kwestia, że się boję (bo czego tu się bać, najwyżej zgubię się w lesie, ciągle gubimy się w lesie, a jak trzeba to nawet śpimy w lesie i jest OK), ale po prostu mam poczucie pustki, braku, utraty... czytali "Treny"? To wiedzą o czym mówię :P
Większość tego roku taka będzie... "I STAND ALONE", a wybieram się na kilka rajdów.
Okazuje się, że jednak nie do końca tak ALONE, bo na rajdzie jest Andrzej. Często jeździliśmy w trójkę, więc dziś pojedziemy razem.
W bazie wiele osób pyta mnie o Basię, to bardzo miłe, więc odpowiadam najlepiej jak umiem, mimo że wszystko dzieje się w przed-rajdowym tempie: mocowanie numerów startowych, rejestracja, odprawa itp.
Chwilę później dostajemy mapy i możemy ruszać w zaśnieżone lasy Bukowna.
Jakieś MAŁODOBRE rokowania na przyszłość
Ruszamy z bazy w trójkę bo przyłącza się do nas też Wojtek Małodobry. Wygląda, że planuje On zacząć od punktu jaki i my obraliśmy jako nasz pierwszy: pkt 31.
Aby tu dojechać to nie potrzebuję nawet mapy, bo najlepiej będzie nam zaatakować ten lampion od parkingu, będącego punktem widokowym na dawną kopalnię piasku.
Jak najlepiej tam dotrzeć? Proste, mijamy wiatę przy zakolach Sztoły, potem prosto do fabryki Schneider Electric i w prawo... dobrze znać teren, mógłbym tu "uskuteczniać skuteczną" (sic!) partyzantkę, jakby przyszło co do czego. Wpadamy na wspomniane wcześniej miejsce postoju i decyzja może być tylko jedna... porzucamy rowery. Trzeba zsunąć się po "piaskowo-zaśnieżowej" skarpie, bo lampion jest oczywiście na samym dole. Tachać rowery z powrotem na górę to będzie wyzwanie, chociaż są i tacy, którzy "pocisnęli" do punktu kontrolnego z maszyną. Teraz dymają pod górę... ładnie to wygląda, przyznacie sami. Kocham pracę: mógłby się jej przyglądać godzinami :)
Czemu zatem MAŁODOBRE rokowania na przyszłość? Dlatego, że Wojtek nam się zgubi po drodze. Dotrze z nami do lampionu, nawet zdoła wrócić do góry po zaliczeniu punktu kontrolnego... ale zgubi się gdzieś w drodze po drugi lampion. No ładnie, starty osobowe już na pierwszym punkcie... to chyba jednak mało dobre rokowania jak na rajd, który ma prawie 50 punktów kontrolnych. No ale to walka, to bitwa, to rajd... ciśniemy dalej, a poległych będziemy opłakiwać później.
A może po prostu planował inny wariant przejazdu? Też tak mogło być... albo pojechał na drugi punkt mądrzejszym wariantem? Hmmm to nawet bardziej prawdopodobne, bo my z Andrzejem to już na drugim punkcie wpakowaliśmy się w Narnię... nie wierzycie? Potwierdzenie znajdziecie w kolejnym akapicie.
Po lepkim zaśnieżonym piaseczku pod górkę :)
Wzdłuż kanału :)
Wariant przez... NARNIĘ?
Przedzieramy się przez zaśnieżone lasy. Temperatura oscyluje w okolicy zera, co oznacza że śnieg, którego spadło sporo jest mokry i lepki. W połączeniu z glebami tutaj, a zwłaszcza z piaskiem tworzy zapychającą koła mieszankę. Na ten moment jest to po prostu uciążliwe, ale w trakcie dnia gdy śniegu zacznie tylko dosypywać, a że mróz nie skuje terenu, to stanie się to prawdziwym koszmarem... na razie, co jakiś czas muszę "tylko" gałęzią oczyszczać prześwit między kołem na koroną amortyzatora lub tylnym trójkątem. Ogólnie przejezdność trudna, trzeba zdrowo depnąć na pedały, aby koła kręciły się przez taką lepką substancję.
Zamiast pojechać jak ludzie drogą wybieramy skrót przez las i chwilę później trafiamy na Bramę do Narnii... chwila konsternacji, ale w sumie co może pójść nie tak?
Wydawało mi się, że zawsze wchodziło się tam przez szafę, ale może mam rację... wydawało mi się. Błota co niemiara, ale przecież nas to chyba nie zatrzyma... no może trochę... no k***a, znowu koła się nie kręcą... grzęźniemy po osie... coś czuję, że zaraz spotkamy Czarownicę (też hasała po śniegu, pamiętacie?).
Na horyzoncie pojaw się sprzęt pancerny lokalnych sił pociągowych (pociągowych, ogarniacie ten suchar prawda? To przecież w końcu tunel pod nasypem kolejowym).
Gąsienice przedzierają się przez lepką maź lepiej niż nasze opony, acz zastanawiam się czy pojazd ma przyjazne zamiary... wypatruję oznaczenia "Z" na pancerzu. Jeśli ma to pochowamy kierowcę gdzieś pod śniegiem i odstawimy sprzęt na wschodnią granicę, przyda się tam bardziej niż tu. Nie potrzebujemy traktora, we dwóch z Andrzejem weźmiemy go na hol, damy radę bośmy nie ułomki... a jakby kierowca nie chciał się pochować pod śniegiem, to poczęstujemy go jakimś rozgrzewającym koktajlem w ten chłodny, zimowy dzień.
Szczęśliwie nie ma on złych zamiarów, więc nie musimy sięgać po drastyczne środki... niemniej, droga po jego przejeździe jest jeszcze bardziej błotnista niż była.
Cudownie... nie minęła jeszcze godzina rajdu w zasadzie, a ju już jestem ubłocony po daszek kasku.
Wpadamy do Narnii... ech bez Basi warianty dziczeją...
Lokalny panzer :)
Zdezorientowana Agata nie wie gdzie jechać :)
Warun jest ciężki... koła mielą błoto i śnieg, ale prześwity w maszynie się zapychają. W normalnych warunkach po tych lasach to się lata "na prędkości", ale dziś czuję się jakbym jechał z zaciągniętym ręcznym. Oszem, od wypadku Basi nasz tryb życia się trochę zmienił i nie zapierdalamy (chwilowo!) po szlakach w weekendy, więc i kondycja nie ta, ale warun jest naprawdę przykry... ładnie, biało, ale ciężko.
Spotykamy Agatę, która nie do końca wie gdzie jechać i wcale nie chodzi mi o problemy z nawigacją. Zapisała się na dwie imprezy w ten sam dzień: na Liszkora jak i na takie lokalne KrakINO, ale w Chrzanowie. Pytam czy to oznacza ChrzanINO?
Niemniej ma pierwszą minutę startową o godzinie 11:00... no to jeśli planuje komplet to musi ostro napierać :)
Dosłownie chwilę jedziemy razem, ale niedługo odbije Ona na punkty bliżej bazy, aby finalnie zjechać z trasy. Nam to nie grozi, napieramy do końca... chociaż patrząc na warun to plany też podlegają modyfikacji:
Andrzej rano: "jedziemy do limitu" (1 w nocy)
Andrzej w południe: "jedziemy do zmroku"
Andrzej we wczesne popołudnie: "to co jeszcze jeden punkt i fajrant?"
Przejaskrawiam oczywiście, ale nie ukrywam że ja też nie mam zbyt dużej motywacji dzisiaj... z jednej strony myślę, czy za długo nie jestem poza domem (Basia przecież o kulach cały czas, więc podstawowe rzeczy są dla niej trudne - jak np. przyniesienie sobie herbaty), z drugiej strony WARUN... warun jest naprawdę ciężki.
Z trzeciej strony chciałbym się w końcu ruszyć i powalczyć z trasą... ale warun... skutecznie zniechęca.
Aby była jasność, nie mówię o śniegu - śnieg i rower to jest doskonałe połączenie. Mówię K****A o tym:
Przód ma tak samo... koła się nie kręcą i trzeba walczyć aby je udrożnić. Udrożnisz i 30 sekund później, jest tak samo jak było...
I nie przesadzam tutaj, są takie fragmenty trasy, że po 30 sekundach jest to samo! (na szczęście są tez przejezdne drogi)
Wtedy po prostu rower się niesie... ale ileż można. A las na to: JESZCZE DŁUGO!!!
Mówiłem Wam jednak, że kocham okolice Bukowna. A czemu? Bo są i takie urokliwe miejsca - mostek pierwsza klasa:
Forsujemy Biała Przemszę :)
"Nie dostaniesz Ani Kropelki" - Ania Kropleka
Owszem do drużyny nie dostaniemy Ani Kropelki, ale dostaniemy Anię Witkowską. Spotykam ją w starym korycie Sztoły, w miejscu gdzie była dopływem Białej Przemszy.... Sztoła, a nie Ania. Sztoła była dopływem Przemszy, gdyby ktoś nie ogarnął składni zdania powyżej. W sumie to bardziej dramatycznie by brzmiało, gdybym napisał "spotykam Ją płaczącą w starym korycie Sztoły". Ooooo ale się klimat zrobił, jak to zdanie brzmi... istny DRAMA BUTTON. dobra zostawmy to tak. Tak na potrzeby dramaturgii relacji !!
(inna sprawa, że gdyby taką akcję - jak w tym filmiku - zrobili w USA lub w Rosji, to sądzę że przerodziłoby się to w prawdziwą strzelaninę...).
A tak serio, to po prostu Ania do nas dołącza na tym punkcie i od teraz pojedziemy już w trójkę do samego końca.
Jak dobrze zainaugurować nowy skład drużyny? Dokładnie tak, macie rację... OD MEGA WTOPY NAWIGACYJNEJ. Nic tak nie hartuje duch zespołu, jak dzielenie się porażką...
Ania: Który to był mój?
4 jeźdźców pato-nawigacji..
Jak to czterech, skoro mieliśmy jechać w trójkę? A widzicie, porażki przyciągają... jeżdżenie z nami wciąga jak chodzenie po bagnach i przypadkową ofiarą stanie się także i Jarek W.
Jarek W. co? Brakuje tylko tutaj jego profilowego zdjęcia, takiego z czarnym paskiem na oczach, wiecie o o chodzi :P
A było to tak:
Ciśniemy i według mapy trzeba skręcić w prawo, w "dobrą" drogę, na najbliższym skrzyżowaniu. Nasz skręt w prawo jest jakieś 100m przed inną dobrą drogą w lewo. Na mapie jest tylko to skrzyżowanie (i nie ma żadnego innego). No to chyba ogarniemy, prawda?
No okaże się, że nie. Drogi nam się zgadzają, więc walimy w prawo jakieś 300m za wcześnie. Po prostu jest tu więcej "dobrych" dróg niż pokazano na mapie, a jako że się zagadaliśmy, to nie zmierzyliśmy poprawnie odległości. Na mapie jest jedno skrzyżowanie, rzeczywistość odpowiada mapie, no to dzida w prawo.
Tym sposobem lądujemy nad Przemszą o wiele za wcześniej, a że punkt to skarpa nad zakolem rzeki to zaczynają się poszukiwania... byłoby przykro, gdy prawie całe koryto Przemszy było skarpą, a zakola to tu są co chwile. Przeczesujemy brzeg najpierw w 3-jkę, a potem w 4-krę... Jarek zasugerował się naszym skrętem, a że układ dróg się zgadzał, to stwierdził, że "nie możemy się mylić". No cóż... o Ty małej wiary. Cytując Huberta z jednego jego wpisu na Blogu Dolnego Sanu "nie ma takiego błędu nawigacyjnego, którego bym nie popełnił" :D
Gęsto tu od krzaków... wiatrołomy, a my się przedzieramy. Gałęzie biją po ryju, tak jak dresy w Nowej Hucie po nocy, a my szukamy kartki na drzewie. Nie ma w lewo, no to w prawo.. a czas biegnie. W pewnym momencie.
JAREK: to nie tu, jesteśmy stanowczo za wcześnie
Sprawdzamy mapę, może mieć rację... cholera, ma rację. Trzeba wrócić do rowerów i to jest wyczyn, bo czesząc las odeszliśmy od maszyn naprawdę daleko.
Wracamy do drogi, robimy korektę i punkt wyhaczamy tym razem bez problemu. No porażka, tak to jest się nie odmierzyć.
Chociaż w sumie czemu ja Wam piszę, że nam nie idzie... Mogłoby nam nie iść, gdyby to był rajd, a przecież to nie jest rajd. To specjalna operacja nawigacyjna...
Nie zgłaszamy zatem żadnych porażek operacyjnych w polu. Straty w postaci Wojtka też się utajni :)
JEDZIEMY DALEJ - SERIA FOTO Z NASZYCH ZMAGAŃ, paczka nr 1
czyli w poszukiwaniu nieistniejącego wiaduktu... oraz innych ciekawych punktów kontrolnych po drugiej stronie mapy. W lasach bez zmian, nadal słaba przejezdność, nadal zapycha opony miejscami, ale ogólnie da się jechać.
Czy punkt jest po drugiej stronie rzeki (Opis: cokół nieistniejącego wiaduktu). Rzeczywiście wiadukt nie istnieje :)
Wysyłamy zwiadowcę aby poszukał... okaże się, że punkt jest po naszej stronie. Czy mogliśmy sprawdzić przed wysłaniem zwiadowcy? Mogliśmy ale tak było śmieszniej :)
Jakże mi tego brakowało - czyli na skróty do szlaku :)
Dobry techniczny zjazd po piasku i śniegu :)
"Schody do nieba".. czyli bez Basi się nie obejdzie.
Taki jest opis kolejnego punktu. Zlokalizowany jest gdzieś na terenie dawnej piaskowni. Nawet nie wiecie ile nam tu zejdzie. Z mapy nam (i innym ekipom, które tu dotrą) wynika, że punkt powinien być gdzieś przy skarpie - tej co widać na zdjęciu. Chyba ze 30 min będziemy obszukiwać rosnący tu młodnik. Bezskutecznie... ze 3k zrobiłem tu z buta szukając lampionu.
W pewnym momencie wracam do roweru, spróbować "wynawigować się" raz jeszcze. Ania robi to samo, a Andrzej znika gdzieś głęboko w młodniku.
Finalnie okaże się, że punkt jest na skarpie, ale nie tej widocznej ale takiej - większej - w lesie. Prowadzić do niego będzie rzeczywiście dość stroma ścieżka.
Super, znaleźliśmy punkt, ale Andrzej nadal siedzi w młodniku... cholera nie ma w komórce zapisanego do Niego numeru. Musiał mi się przypadkowo nie zsynchronizować z kontem Google, tylko zapisać jedynie w pamięci telefonu, a w listopadzie zabiłem poprzedniego CAT'a. Tak, zabiłem pancernego CAT'a... na rowerze, ekran poszedł w drebiezgi :P
W nowym CAT'cie przywróciłem z konta listę kontaktów, no ale numeru Andrzeja tam nie było... no a Andrzej siedzi w młodniku...
Dzwonię do Basi i mówię: "Mała, dzwoń do Andrzej i powiedz Mu tak: wyłaź z młodnika, podążaj do drogi i opuść kopalnię w kierunku na wschód. Tam będzie nasz pkt zborny".
Basia dzwoni i chwilę później, Andrzej wychodzi z młodnika :D
Basia należy do klubu ludzi, którzy jednak są... Basia, Ty to jednak jesteś :D
Zbieramy lampion i jedziemy dalej.
Bezkresy!
Bezkresy 2: Zemsta
Nie wiem czy do nieba, ale na pewno do lampionu punktu kontrolnego
JEDZIEMY DALEJ - SERIA FOTO Z NASZYCH ZMAGAŃ, paczka nr 2
Po tej zardzewiałej ziemi (kolor gleby)
ludzie pokrzywdzeni (zimno, mokro, piździ złem...)
zabłąkani w koleinach (zabłąkani, pogubieni...)
wyschniętych strumieni (Sztoły już nie ma...)
(całość TUTAJ)
NA RYMPAŁ czyli jak mawiają na dzielni: Andrzej to się nie pier***li w tańcu :)
No jest urokliwie... tylko to zapychanie kół...
Takie punkty to istne DELICJE
Co za zryte łby... zapieprzają i zapieprzają. A co z moja przerwą na słodycze?
"Zimno mi, nie stójmy za długo, jedźmy już". Powiedziałbym, że to "Lament Świętokrzyski", ale przecież jesteśmy nadal w Małopolsce. Jedno lub drugie ciągle zawodzi wniebogłosy.
Z mojego klubu AA (Ania i Andrzej) zrobił się klub ZZ (Zapierdalajmy Zacnie)... nawet ZZBPNC (Zapierdalajmy Zacnie Bez Przerwy Na Ciasteczka).
A ja się pytam: co z moją przerwą na słodycze? Przecież ja palę na cukier, a moja grupa krwi to Nutella. Bez tego paliwa to ja zatrę silnik!
Ileż można tak napierać nie dostawszy ciasteczka? To nieludzkie... Basia zawsze mnie karmi, zawsze mi daje ciasteczko. Nie można tak bez ciasteczka. Smutno mi bez ciast... bez Basi.
Ale Oni cisną, nikt nie myśli o ciasteczku dla mnie... Ich zbrodnia nosi znamiona egoizmu bo EGOISTA TO TAKA OSOBA, KTÓRA MYŚLI O SOBIE ZAMIAST O MNIE !!!
Stwierdzam BUNT. Skoro do kolejnego punktu trzeba dojść z buta przez krzaki, to wyciągam z plecaka paczkę Delicji i wspinająca się między krzakami, pochłaniam jedną za drugą. Nim dojdę do punktu, nie będzie całej paczki. NO, teraz to mogę jechać... Jest paliwo, jest moc.
A punkt zacny, prawdziwe delicje :P
Gdzieś w Beskidach zimą... a nie, czekaj, okolice Lgoty i Bukowna
Na kolejnym punkcie kontrolnym
Niesamowity klimat - w niektórych miejscach tak dowaliło śniegu, że jedzie się super (bo nie zapycha błotem!)
"Jesteś u Pani!"
A właściwie to u Burmistrza... czyli uprzejmie donoszę. O co chodzi?
Jeden z punktów kontrolnych ulokowany jest w ziemiance, która położona jest - jak się okaże - na terenie prywatnym.
Jeździliśmy tu nieraz, bo tędy przebiega też szlak do źródeł Sztoły i nigdy nie było problemu... ale dziś jest. Właściciel dziś zły, ze Mu się to ludzie szwendają. Być może liczba zawodników, która dziś tu przeszła, Go zdenerwowała... nie wiem. Ogólnie jest noc, my z człówkami na kaskach, On z ryjem "to moja ziemianka". Wygląda na to, że zabrał/ukradł lampion. W takich chwilach zawsze mam ochotę powiedzieć puentę TEGO KAWAŁU, ale boję się że to zaogni sytuację.
Gość krzyczy, że załatwi to sobie z Burmistrzem :)
No dobra, nic tu po nas, nie pierwszy raz ktoś ma "ALE" o lampion... przynajmniej nie goni nas z widłami (i nie jest to urban legend, bywa różnie... a ja nie przepadam za bajką o powidłach: PO WIDŁACH ZOSTAJĄ 4 DZIUR).
Końcówka trasy to maskara... to znowu zapychające błoto. Utknę tak, że będę niósł rower na ramieniu... nie wiem przez ile... długo. Naprawdę długo, wykończy mnie to mocno... ale finalnie jakoś uda mi się przedrzeć przez te gleby i do bazy wjadę już na kołach.
Srogie obmyślacze wariantu :)
Czytelność mapy 3%
W STRONĘ ŚWIATŁA :)
Znowu zapycha, bo zbiera glebę ze śniegiem... kawał drogi musiałem nieść rower na ramieniu :/
(Prawie) ostatnia prosta do bazy
No niełatwo znaleźć te punkty dzisiaj... w śniegu... w nocy... ale czasami nawigacja level expert (pkt 64 - mówią, że ponoć był trudny, nam wszedł od kopa i to jakże skitrany pod śniegiem). Naszym nemezis był dziś ten nad Przeszmą opisany w akapicie 4 jeźdźców :P
Do bazy dotrzemy po 21:00. Dość na dzisiaj. Trzeba wrócić do domu, do Basi, bo siedzi tam sama...
Wrócą jeszcze czasy, że będziemy wpadać na metę na 4 sekundy przed limitem (do dziś jest to nasz rekord w kategorii "na styk" - uważam jednak, że jest on do poprawienia :D )
Ten rok jest jednak szczególny:
- w zasadzie jest to pierwszy rajd, który pojechałem bez Basi. Nawet nie "w zasadzie", jest to pierwszy rajd, który pojechałem bez Basi...
- mamy wojnę za wschodnią granicą, ze względu na stopień dostałem kartę mobilizacyjną i przydział "podoficer sztabowy" na Balice oraz pismo o podniesieniu gotowości (być może będę w najbliższym czasie wzywany na ćwiczenia rezerwy)
- chyba uda się po 2-letniej przerwie zrobić 3-cią edycję naszego KORNO (Siła KORNOlisa). Zapraszamy do Ciężkowic 7-8 maja
Posiedzę chwilę w bazie, pogadam z innymi zawodnikami i spadam... umyć maszynę, a potem wrócić do domu. Nie ukrywam, że warun mnie trochę wytarmosił i wybatożył... brak kondycji tez dokłada cegiełkę. Bawiłem się jednak świetnie i w terenie, który jest bliski mojemu sercu. Dziękuję też drużynie za wspólne zmagania i do zobaczenia, gdzieś na szlaku. Fajnie byłoby zostać dłużej, ale nie tym razem, wracam "do światła mych oczu" .