aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

W Gorce... z GOPRem

  • DST 12.00km
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 29 stycznia 2022 | dodano: 30.01.2022

W GORCE !!! Niestety z GOPR'em w tle. Piękna wyprawa z lekko niespodziewanym i nie-najfajniejszym zakończeniem. Pech po prostu LEVEL nie-do-uwierzenia. Takie rzeczy się nie dzieją... byliśmy przygotowani na wszystko: raki, stuptuty, chemiczne ogrzewacze, po 5 warstw "na głowę", 2 koce termiczne, mapy i Garmin, prowiant, sprzęt aby w razie konieczności nawet zabiwakować... do tego elastyczny plan wyprawy, z możliwością skrócenia trasy w każdej chwili. I co z tego... czasami nawet najlepsze przygotowanie nic nie da :(
Zdarza się coś tak losowego (je***ne procesy stochastyczne...), że po prostu nie da się temu zapobiec. Wiecie: kopniecie przypadkiem w nogę łóżka tak, że połamiecie sobie palce, oblejecie się wrzątkiem robiąc herbatę, potkniecie się na prostej drodze rozbijając sobie ryj. 
Oto krótka opowieść o tym jak przedarliśmy się przez niesamowicie ciężkie warunki śniegowe, przetorowaliśmy nieprzetarte szlaki (a śniegu miejscami było po pas), wykazaliśmy się rozsądkiem aby skrócić wyprawę i kiedy właściwie było już po wszystkim, to... no właśnie, ale nie uprzedzajmy faktów.

Piękny dzień na... no właśnie.

Uwielbiam zimę w górach

Śnieg tak gładki, że aż grzech nie napisać najdoskonalszego wzoru matematycznego (e, PI, i, jedynka i zero, jeśli przerzucicie jedynkę na lewo... wszystkie najważniejsze!)


RUSZAMY "POD PRĄD"
Sobota. Ruszamy w Gorce. Moje ukochane i niesamowite Gorce. Trasa jaką kocham to: Rzeki - Przełęcz Borek - Turbacz - Jaworzyna Kamienicka - Gorc - Nowa Polana - Rzeki (w najdłuższych daniach czerwcach, nierzadko Przełęcz Borek bywa poprzedzona Kudłoniem, robionym żółtym szlakiem). Wariant z Kudłoniem nazywam Koroną Gorców, choć brakuje tu oczywiście Lubania. Lubań to zwykle robimy wraz z Gorcem (jak tutaj), acz czasem także i pojedynczo, ale wtedy wpada także wieża na Magurkach (tutaj).
Wracając do Korony Gorców: robiliśmy ją tysiące razy... serio, nie jestem w stanie policzyć ile razy byłem na Turbaczu (od 3 roku życia, w zasadzie do pełnoletności przynajmniej część wakacji liczoną w tygodniach, jak i ferie spędzałem w Szczawie).
Zdając sobie sprawę, że dowaliło tyle śniegu, że może być to niewykonalne przejść cała trasę, ruszamy w odwrotnym niż zwykle kierunku. Gorc ma priorytet, więc w najgorszym wypadku robimy Gorc i powrót. Wariant optymalny Gorc i Jaworzyna Kamienicka. Wariant MEGA optymistyczny: "wojowników jest trzech": Gorc, Jaworzyna i Turbacz.
Zaczynamy podejście niebieskim szlakiem z parkingu w Rzekach. Śniegu jest niesamowicie dużo, klimat jest rewelacyjny, ale idzie się ciężko. Widać, że parę osoby na Gorc poszło, ale szlak przetarty "tak średnio bym powiedział, tak średnio".  Nie przeszkadza nam to, jasne że idzie się ciężko, ale torowanie to taki tępy, brutalny wysiłek, którego czasem mi potrzeba... jak ryjecie przez zaspy, walcząc o każdy krok, to to jest najlepszy moment aby przemyśleć najważniejsze kwestie w waszym życiu, podjąć życiowe decyzje, opracować strategię na nadchodzącą wojnę (i nie mówię o tej na wschodzie, bo nie wiemy czy wybuchnie czy nie - nota bene, polecam ten niesamowity KANAŁ, ale o kilku prywatnych sprawach :P :P :P).
Seria zdjęć z podejścia na Gorc i samego szczytu. Zima w górach jest piękna.

Niesamowity klimat lasów :)

Lekko ośnieżone drzewka :)

:) :) :)

Niezmiennie :)


"QUID PRO QUO, Clarice..."
(nawiązanie oczywiście do tej KLASYKI)
Od Gorca na zachód to nie ma ani jednego ludzkiego śladu. Nikt po ostatnich opadach śniegu nie szedł w stronę Jaworzyny. Jak na Gorc szło się dość ciężko, to teraz to bawimy się w pług śnieżny. Ryjemy czasami po pas w śniegu. Torujemy drogę... coś czuję, że Turbacz nam nie grozi. Niemniej na pewno poprawimy kondycję, bo jest niesamowicie ciężko, co nie zmienia faktu, że jest cudownie. Na Gorcu byliśmy około 12:00, a droga z dołu zabrała nam trochę ponad 2 godziny. Do Jaworzyny będzie to chyba dłużej, ale nie podejmujemy decyzji teraz: jeszcze sporo dnia przed nami. Na noc też jesteśmy przygotowani, acz tym razem planem jest być z powrotem niedługo po zmroku bo na noc zapowiadają pogorszenie warunków (zwłaszcza pod kątem wiatru). Na razie pogoda żyleta - jest pięknie.
Gdzieś w 1/3 drogi między Gorcem na Jaworzyną spotykam parę ryjącą w śniegu w kierunku Gorca. Ha! QUID PRO QUO, moi Drodzy: do Gorca macie przetorowane, a Wy przetorowaliście nam w kierunku, w którym my podążamy. To się nazywa współpraca. Po ich śladach idzie się o wiele lepiej niż po zupełnie gładkim, głębokim śniegu. Niestety Oni szli nie od Jaworzyny zielonym szlakiem, ale od żółtego, więc po pewnym czasie ślady się urywają i znowu zaczyna się brutalna walka ze śniegiem. 

Pierwsze od lat selfie - sam nie wierzę, że je sobie zrobiliśmy :)
Ale jesteśmy tak zieloni, że aż zaczynam nucić "rarytas" dla fanów MCU

Peter listen a hedge between keeps the friendship GREEN,
They gave away our contracts, I’m GREEN with envy,
The grass is always GREENER with the other person,
And the voice inside my head is called the GREEN GOBLIN
(chyba jestem nawet trochę podobny)

Around the gills Peter you’re looking a little GREEN,
My son is with your MJ you’re GREEN with envy,
The grass is always GREENER with the other person,
And the voice inside my head is called the GREEN GOBLIN...
(
całość TUTAJ)

Pod wieżą na Gorcu

Widok z wieży :)

Wieża cała w śniegu :)


"...ich usta spotkały się, a wszechświat po raz kolejny stał się doskonały"

Ten cytat zawsze będzie kojarzył mi się z Basią. Pochodzi z TEJ KSIĄŻKI (i jeśli jesteście fanami tej sagi, to niesamowicie warto przeczytać tą książkę, bo dopowiada 10-tki wątków do historii pokazanej w filmie).
To jest niesamowite... ile innych dziewczyn by w takich warunkach albo walnęło focha albo krzyczało, że "już nigdy więcej nie pojadą". Albo oczekiwało, że się je przeniesie przez wszystkie trudności... wiem, że brzmi to trochę szowinistycznie, ale moje doświadczenie mówi, że "jednak sporo...".
A Szkodnik mówi "zmienię Cię i teraz ja chwilę potoruję, to odpoczniesz chwilę". To jest niesamowite!  Basia jest lżejsza więc gdy idę po jej śladach to choć się zapadam, to nie tak mocno jak gdy idę pierwszy. To rzeczywiście pozwala mi trochę odpocząć, co powoduje że za moment znowu mogę przejąć torowanie. I tak lecimy nieprzerwanie: Basia toruję, zmiana, ja toruję i znowu zmiana. Jak doskonale zaprogramowana maszyna. Na niektórych polanach śniegu jest tak, że idę na czworakach bo jest łatwiej (dawno sprawdzony sposób z zawodów ICE BUG Winter Trail). Zwiększacie powierzchnię i poruszacie się na łokciach i kolanach, a jak jest totalnie fatalnie to kawałek w leżeniu. Możecie się śmiać, ale to naprawdę działa, a te najtrudniejsze fragmenty są zwykle dość krótkie bo to jakaś nasypana przez wiatr zaspa na polanie. 
Widzimy jednak, że warunki są tak trudne, że na Turbacz nie ma najmniejszych szans i postanawiamy schodzić z Jaworzyny. Zejść czerwonym "rowerowym" z powrotem do Rzek... jest 15:00, więc tuż po zmroku będziemy w aucie, no chyba że...

Przecieramy "zielony" na Jaworzynę


No łatwo nie jest :)

Lekko złowieszcze zdjęć Tatr - widać, że idzie zmiana pogody względem nieba jakie było rano

Szkodnik toruje na czworokach

Teraz ja toruję - system zmianowy


Najwięcej wypadków zdarza się w domu
Mówiłem, że GORCE to mój drugi dom. Znam te góry tak, że jestem w stanie poruszać się po nich bez mapy. Mówi się jednak, że najwięcej wypadków zdarza się w domu i coś w tym jest... Czerwony rowerowy to prosty szlak w lesie, więc jest mniej zasypany niż polany powyżej. Zejście nim powinno być formalnością, patrząc po tym co odwaliliśmy (dosłownie, odwaliliśmy na bok; śnieg) na górze. Musimy po prostu przejść jeszcze jedną polanę i jesteśmy na czerwonym, ale idąc wzdłuż lasu tą polaną zdarza się coś kompletnie nieoczekiwanego.
Przez ostatnie godziny przeszliśmy z 10 polan, ale ta ma dla nas bardzo niemiłą niespodziankę. Gdzieś pod śniegiem wzdłuż lasu leży złamane drzewo z gałęziami, którego zupełnie nie widać z pod śniegu i Basia tak niefortunnie na nie stanie, że wykręci jej nogę w zasypanych gałęziach. Oczywiście pechowo, ta nogę którą ma od lat nie do końca sprawną przez dawną kontuzję, co spowoduje że kolano nie wytrzyma obciążenia pod nienaturalnym kątem i się "skręci" nie tak jak powinno. Masakra... mamy raki, mamy sprzęt który zapewni nam komfort termiczny nawet jeśli musielibyśmy zabiwakować, a głupia gałąź pod śniegiem rozwala jej nogę tak bardzo, że Basia nie jest w stanie chodzić. Nie mam mowy o zejściu samodzielnym, bo kolano ma ograniczoną mobilność i nie pracuje w pełnym zakresie, poza tym bardzo ją boli... nie jest w stanie stanąć na tej nodze. Jesteśmy na około 1000m npm w kopnym śniegu...
No żesz k***. Niesamowity pech... już nawet nie chodzi o samą gałąź. Jak odnowiła sobie kontuzję na Silesi 3 Beskidów (nota bene najlepszej edycji imprezy ever) w 2019, była w stanie sama dojechać do bazy, jak ja odnowiłem moją kontuzję kolana na Rajdzie Katowice też byłem w stanie do bazy wrócić... no niestety, mamy nasze niefajne przygody z kolanami (w końcu sport to zdrowie, prawda...?) Tym razem jednak nie zejdziemy sami do bazy. Tak niesamowity pech; taki uraz na "zerowej" prędkości bo jak szybko idziecie się przez kopny śnieg? To nie jest jakiś demon prędkości... głupia gałąź pod śniegiem, równie dobrze można byłoby się na chodniku potknąć. A chcieliśmy rozsądnie skrócić trasę, no to mamy... może trzeba było cisnąć przez noc na Turbacz i byłoby OK... ech.    
Jest 15:00. Na polanie zaczyna mocno wiać, w końcu w nocy ma być mocne pogorszenie pogody...  dobrze byłoby zejść do granicy lasu, bo możemy tu chwile poczekać na GOPR. Jak będziemy siedzieć bez ruchu na otwartej przestrzeni, to mimo dobrych ubrań nas wychłodzi. Muszę Basie znieść na plecach i powiem Wam, że w ńniegu po pas to jest... ekstremalnie trudne.
Niewykonalne bez wcześniejszego przetorowania drogi... najpierw zatem torowanie. Potem powrót i z Basią na plecach schodzę przez nie-najmniejszą (no bo czemu akurat ta teraz miała by być mała...) polanę. A potem powrót po plecaki. Wychłodzenie mi przynajmniej nie grozi, bo... mam stan przed zawałowy z wysiłku. GOPR przez telefon mówi nam, że może mieć problem do nas dotrzeć i to potrwa, bo na polanach grzęzną Im skutery i quady się zakopują, tyle jest śniegu... poza tym mają też inne zgłoszenia. K***, aleśmy Im problem zrobili... jak amatorzy.
Jeśli mamy czekać, to tym bardziej musimy wejść "w drzewa" bo na polanie, w bezruchu to niedługo będzie dramat. Trudno... nie ma innej opcji, musimy trochę zejść. Stan przedzawałowy musi trochę poczekać. Wszystko inne musi poczekać:

I am lost without you
You're the light always shining through
You're my luck and my truth
I'll give up on the world before I'm giving up on you
  (Całość TUTAJ)

To trudne dla nas obojga... zniesienie kogoś na plecach (opcja ześlizgnięcia po śniegu odpadła, próbowaliśmy, zbyt kopne zaspy na polanie...) to mój "krzyż".
Basia nie ma lepiej, bo siedzenie mi na plecach, kiedy każdy ruch sprawa Ci ból, a ja ciągle się zapadam i walczę o utrzymanie równowagi, to jej "część zadania".
Walka z tą-nagle-strasznie-wielką-polaną to jest makabra, ale finalnie schodzimy do drogi, podajemy GOPR'owi dokładnie koordynaty i czekamy.
Przejście polany zajęło nam prawie 40 min... jest już po 16:00. Gdybyśmy schodzili normalnie mielibyśmy ze 20 min do auta jeszcze... a tak siedzimy i czekamy na pomoc, a zgodnie z prognozami, warunki pogarszają się w oczach. Zaczyna padać śnieg i zrywa się wiatr. K***a, bylibyśmy w aucie normalnie, a tak ciągniemy ratowników przez zapadając noc, przez trudne warunki... jak jacyś cholerni amatorzy, którzy zlekceważyli góry. Dobrze, że w naszych wielkich plecakach jest sporo dodatkowych warst, bo GOPR ze względu na warunki dotrze przed 18:00 czyli po zmroku. Prawie 2 godziny w bezruchu w śniegu i udało się nie zmarznąć. Ratownicy będą zaskoczeni, że termicznie nic nam nie jest. Operator dzwonił kilka razy upewniać się, że jest z nami OK termicznie.

Sama akcja wyglądała tak:
GOPR wyśle do nas 2 zespoły, ale jeden zaliczy awarię quada próbując przedrzeć się przez śnieg (zerwany pasek). Operator wyśle wtedy do nas zespół numer 3. Ech... ileśmy problemów narobili... no dramat i wstyd :(
Zespół pierwszy przedziera się do Turbacza, a "trzeci" z dołu, od Rzek. Zespół drugi na dole próbuje "polowo" naprawić quada. Pierwszy zespół musi porzucić skuter, bo nie są w stanie przeprawić się nim prze polany... muszą zmienić maszynę na quada z gąsienicami.
Gdy Ratownicy do nas dotrą, to opowiedzą nam co się właśnie zaczyna "na górze", że wiatr zaczyna urywać głowę, a śnieg będzie padał poziomo... i tak będą musieli kilka razy odkopywać quada, bo będzie grzązł w zaspach (ale nie tak jak skuter). Dobrze zatem, że udało się zejść w granicę lasu.
Zespół, który do nas dotarł składa się z 3 Ratowników: robocza nazwę Ich "Ojciec" (jadący na nartach za quadem, na linie - hardcore), "Syn" kierowca quada i "Niebieski" lekarz, pasażer quada. Ciągną za quadem coś na kształt łodzi na płozach, w którą zaczynają pakować Basię. Na tyle nie wierzą nam, że termicznie jest nam OK po takim czasie oczekiwania, że Basia dostanie ogrzewacz na klatę (wielkość OGROMNY), potem 2 koce, potem śpiwór, potem dodatkowe przykrycie "łodzi". Jak znam Szkodniczka, który zawsze w zimie otwiera okna w domu, "bo gorąco", to będzie to najcieplejsza podróż w jaką ktoś ją zabierze. Otulili ją tak, że zamarzniętego by rozmroziło. Nie odbierzcie mnie źle, niesamowicie Chłopaki zadziałali, ja się tylko śmieję, że nam nie uwierzyli, że możemy NIE być zmarznięci :)
Nim jednak uda się Basi zabezpieczyć szyną nogę i wpakować ją do "łodzi", to śnieg sypie już jak oszalały. Jest problem z miejscem dla wszystkich, ale Ratownicy nie chcą się zgodzić abym schodził sam w dół szlakiem. Mówię, że nie ma problemu, ,mnie nic nie jest, latarkę mam, zejdę. Niemniej i tak musieliby na dole poczekać na mnie, więc próbują nas wszystkich upchnąć na quada i nie zgadzają się, abym wędrował sam. Byłem w wojsku i wiem, że dyskusja ze służbami rzadko jest... hmmm... wskazana, nie ma co utrudniać Im pracy, odpowiadam zatem tylko "yes, sir" i pakuję się na quada. Polecimy w dół na niesamowicie ryczącej maszynie, wyrzucającej z pod gąsienic tony śniegu (zrobi za nas bałwany)... muszę sobie takie cacko na starość sprawić. Wypasiony sprzęt.
"Syn" do mnie: "balansuj ciałem na zakrętach i trzymaj się, bo będzie szarpać na głębokim śniegu" . Ha! Znam to z roweru, dam radę :)
"Ojciec" na nartach za "łodzią" będzie co rusz sprawdzał czy z Basią OK w jej kokonie.
Najgorzej będzie miał "Niebieski", którego miejsce zająłem na quadzie (a mówiłem, że mogę sam zejść...), bo będzie musiał jechać trochę na doczepkę i zasypie go śnieg z pod gąsienic. Bardzo przez to zmarznie. Spotkamy się jednak po drodze z "trzecią" ekipą i "Niebieski" będzie mógł przesiąść się do Nich.
GOPR podwozi nas pod same auto i potem wraca pomóc ekipie "drugiej" - tej od paska, którą też nota bene miniemy pod drodze.
Nam już pozostanie tylko wrócić do Krakowa, natomiast Ratownicy będą się zastanawiać czy da się wrócić na Turbacz w tych warunkach... z rozmów wynika, że ze względu na warunki, może to być niemożliwie, a pasowałoby mieć kogoś na górze, na wypadek innych akcji. Niemniej dyskusja ta odbędzie się już poza nami.... jedyne co nam się jeszcze uda, to zostawić Im paczkę ciastek w podziękowaniu... chociaż tyle.

W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim ekipom GOPR'u Grupa Podhalańska po nas wysłanym za pomoc i przeprosić, że zasilimy Im statystyki.
Bez Was zejście z gór, w tym stanie, zajęło by nam pewnie koło 10 godzin, o ile w ogóle byłoby możliwe.
Te 10 godzin szacuję całkiem serio, patrząc z jaką prędkością się poruszaliśmy i przy założeniu, że starczyło by nam sił... a gdyby nie starczyło, to... sytuacja stała by się trochę bardziej poważniejsza. Dlatego też bardzo dziękujemy za pomoc.

Czekając na...

...no właśnie.

Potwór, który zwiezie nas w dół...

Tak, Basia jest w środku...

Chyba się na starość przesiądę na coś takiego :)


She's quite SOR(e)...
Z trasy zjeżdżamy wprost na SOR... i mimo COVID'owego regime'u udaje nam się dostać do lekarza. Nim jednak Basi zrobią pierwsze "oględziny", będę miał chwilę aby przemyśleć całą sytuację. Co dalej to już zadecyduje nasz-naczelny-SFA-Ortopeda w nadchodzącym tygodniu. Na pewno jakaś rehabilitacja, czy coś jeszcze zobaczymy. Może przez chwilę nas zabraknąć na nadchodzących rajdach zatem, ale - jeśli możecie - to trzymajcie kciuki za nasz szybki powrót. 
Z innej beczki, powiem Wam że podziwiam GOPR i TOPR (niezmiennie polecam: tą książkę oraz jej drugą część) za to co robią.
Niesamowita praca, bardzo ciężka i czasem niewdzięczna, ale niesamowita i dająca ogromną satysfakcję.
Może kiedyś gdy mnie już całkowicie trafi szlag w robocie... a czasami bywa blisko, to rzucę wszystko i się zaciągnę. Mówię to pół-żartem, pół-serio. Zawsze mi się to podobało... nie TOPR bo jaskinie to nie dla mnie a tam każdy Ratownik musi umieć działać w jaskiniach, ale GOPR (zwłaszcza Gorce, Beskidy), w sumie czemu nie... Gorce to mój drugi dom, a "praca z domu" zyskuje na coraz większej popularności, więc...

RAZ JESZCZE DZIĘKUJEMY RATOWNIKOM "GOPR - Grupa Podhalańska" ZA POMOC.


Kategoria SFA, Wycieczka


komentarze
Gość | 14:34 poniedziałek, 31 stycznia 2022 | linkuj Wszystko jasne :) Dzięki
aramisy
| 10:18 poniedziałek, 31 stycznia 2022 | linkuj Cała nasza trasa wyglądała tak: Z parkingu w Rzekach wyszliśmy na GORC niebieskim szlakiem (przez Nową Polanę). Z Gorca niebieski biegnie jeszcze dosłownie kawałek i łączy się z zielonym. Zielony idzie aż na Turbacz - właśnie przez Jaworzynę Kamienicką (Bulandowa Kapliczka). Do Jaworzyny dochodzi CZERWONY szlak rowerowy z dołu, zaraz za Papieżówką wychodzi w górę.
Jaworzyna to jest wielka polana, o której mowa w tekście (miejsce zdarzenia było PRZED Kapliczą, tak że do kapliczki już nie doszliśmy, strawersowaliśmy przez polanę do drogi - najkrótszą trasą). Dzięki temu znaleźliśmy się na CZERWONYM rowerowym i stamtąd zebrał nas GOPR.
Gość | 07:13 poniedziałek, 31 stycznia 2022 | linkuj Hej :) Próbowałem sobie odtworzyć trasę waszej wędrówki i chyba jest błąd w zdaniu: "Musimy po prostu przejść jeszcze jedną polanę i jesteśmy na czerwonym, ale idąc wzdłuż lasu tą polaną zdarza się coś kompletnie nieoczekiwanego." Nie powinno być: i jesteśmy na niebieskim? Chyba, że źle coś zrozumiałem. Pozdro :)
aramisy
| 06:13 poniedziałek, 31 stycznia 2022 | linkuj Dziękujemy, taki jest plan i będziemy próbować go realizować.
mavic
| 20:43 niedziela, 30 stycznia 2022 | linkuj Niesamowita historia. Oczywiście Wielkie Brawa dla GOPR!
Szybkiego i skutecznego powrotu do zdrowia dla Basi!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa kuibe
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]