TROPICIEL 32
-
DST
65.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 maja 2024 | dodano: 23.12.2024
Z naszej wyprawy na Wzgórza Strzelińskie zjeżdżamy wprost do bazy Tropiciela, czyli lecimy naszym Aramisowym klasykiem - wycieczka za dnia, rajd nocą. Sen jest dla słabych :D Weekendy trzeba po prostu wykorzystywać w pełni, więc w zasadzie to już nasza tradycja, aby łączyć imprezy nocne z dziennymi. Jedynym parametrem, który trzeba uwzględnić to przejazd z jednego rajdu na drugi, no ale jako, że nasza minuta startowa na Tropicielu wypada około 20 minut po północy, to tym razem będzie to "na spokojnie".
Musimy tylko przebrać się w suchy zestaw ciuchów i w zasadzie jesteśmy gotowi ruszać w ciemność. No dobra, jeszcze łyk ELIKSIRU (sroga dawka kofeina czyli Szkodnik LEJ PO BOMBIE) zgodnie z poniższym:
Musimy tylko przebrać się w suchy zestaw ciuchów i w zasadzie jesteśmy gotowi ruszać w ciemność. No dobra, jeszcze łyk ELIKSIRU (sroga dawka kofeina czyli Szkodnik LEJ PO BOMBIE) zgodnie z poniższym:
"Po co nam stymulanty,
bojowe narkotyki,
ziołowe wynalazki, lokalnych ludów dzikich
mogą się iść z tym schować
i iść na limbę
i się tam wypałować
wolimy BIMBER
Wszędzie wokół anarchia
mutanty i bandyci
A czasem jakiś wariat za miotacz ognia chwyci
Ciągłe niebezpieczeństwo
i możesz skończyć marnie
To amok i szaleństwo, na trzeźwo nie ogarniasz
Jeźdźcy apokalips, wizja po trzeciej trąbie
dookoła RUINY i LEJ PO BOMBIE
A gdy kurz wreszcie opadł i straszą miasta-duchy
radioaktywny opad i wielkie karaluchy
wszędzie wspomniane wyżej, zgliszcza i ruiny
takie to smutne skutki, Szkodnik polewaj KOFEINY...
A skoro świat się skończył,
to chociaż się narąbię
Szkodnik, odkręcaj butelkę
i LEJ PO BOMBIE..."
(przecież to cały Tropiciel - radioaktywne artefakty? BYŁY - Tropiciel 20...ech nie zrobiłem wpisu... apokalipsa i trąby? - BYŁY, gaszenie ognia po wariacie z miotaczem - BYŁO !!!)
(Całość to lekka parafraza genialnej, po prostu genialnej piosenki w klimacie FALLOUT'a - znajdziecie ją TUTAJ)
Tak więc, wracając do relacji - bomba z kofeiny po ciężkim dniu na Wzgórzach Strzelińskich i meldujemy się na starcie... a tam "Orgi" zdradzają co nas dzisiaj czeka.
Na odprawie usłyszymy, że dwa punkty będą bardzo trudne - zarówno terenowo jak i nawigacyjnie. Ma być przygoda... będziemy kląć na czym świat stoi, będziemy ich przeklinać w rozpaczy, ale przygoda będzie i... nawet nas dojedzie. Brzmi jak każdy punkt JASZCZURA (na przykład TUTAJ), więc śmiem twierdzić, że jesteśmy zahartowani... niekoniecznie gotowi, ale na pewno zahartowani. To znaczy, wiecie... niedawno poszerzyłem swój słownik przekleństw i klątw, więc chyba spełnimy pokładane w nas oczekiwania. Jestem już na lekcji nr pięć i obecnie konstruujemy bluzgi wielokrotnie złożone, a ja nieustannie się dokształcam, poprzez różne wykłady:D :D :D Definitywnie jesteśmy zahartowani :)
Dostajemy mapy i planujemy nasz wariant. Postanawiamy zacząć od jednego z tych dwóch problematycznych punktów - czyli przyjmujemy strategię jak w "Czarnej Żmii": "Uderzymy w najbardziej ufortyfikowany fragment frontu, aby się przekonali, że NIE ŻARTUJEMY!"
Tak, ten plan jest bez wad - mapy na mapnik, odpalamy czołówki i światła na kierownicy i ruszamy w noc. Znacie już to uczucie (albo przynajmniej ten cytat - z innych moich relacji): "Światło wzywa, Mrok musi odpowiedzieć".
No wzywa, wzywa... mamy pełnię!!!
Na odprawie usłyszymy, że dwa punkty będą bardzo trudne - zarówno terenowo jak i nawigacyjnie. Ma być przygoda... będziemy kląć na czym świat stoi, będziemy ich przeklinać w rozpaczy, ale przygoda będzie i... nawet nas dojedzie. Brzmi jak każdy punkt JASZCZURA (na przykład TUTAJ), więc śmiem twierdzić, że jesteśmy zahartowani... niekoniecznie gotowi, ale na pewno zahartowani. To znaczy, wiecie... niedawno poszerzyłem swój słownik przekleństw i klątw, więc chyba spełnimy pokładane w nas oczekiwania. Jestem już na lekcji nr pięć i obecnie konstruujemy bluzgi wielokrotnie złożone, a ja nieustannie się dokształcam, poprzez różne wykłady:D :D :D Definitywnie jesteśmy zahartowani :)
Dostajemy mapy i planujemy nasz wariant. Postanawiamy zacząć od jednego z tych dwóch problematycznych punktów - czyli przyjmujemy strategię jak w "Czarnej Żmii": "Uderzymy w najbardziej ufortyfikowany fragment frontu, aby się przekonali, że NIE ŻARTUJEMY!"
Tak, ten plan jest bez wad - mapy na mapnik, odpalamy czołówki i światła na kierownicy i ruszamy w noc. Znacie już to uczucie (albo przynajmniej ten cytat - z innych moich relacji): "Światło wzywa, Mrok musi odpowiedzieć".
No wzywa, wzywa... mamy pełnię!!!
Strzeż się "L-ek", zwłaszcza w lesie :D
Wyjeżdżamy z miejscowości "bazowej" i kierujemy się na okoliczne łąki i otaczające je lasy. Znowu spędzimy noc w lesie - który to już raz... chyba wchodzi nam to już w krew, skuteczniej niż kleszcze i komary. No dobra, przekonajmy się czy ten trudniejszy "Punkt L" nawiąże walkę z zahartowaną rajdowo, acz trochę upośledzoną ekipą. Droga, którą widzicie na powyższym zdjęciu szybko przechodzi w łąkę... mimo, że na mapie dobry trakt biegnie sobie na całej długości lasu. W rzeczywistości jednak urywa się znienacka (a pamiętajcie, że jak atakowaliście Znienacka, to Znienacko bronił się jak Umiał, a Umiał to był dopiero zawodnik :P). Ładny początek... niczego innego nie oczekiwaliśmy.
Drogi zatem już nie ma, a trawa to jedna rosa - aż lśni w świetle czołówek... Do tego wszędzie mgły, mgły i jeszcze raz mgły... oj będzie mokro. Bardzo mokro. Na razie to nie punkt, ale buty i spodnie nie nawiążą walki... przemoczymy je w kilkanaście sekund. Co więcej, im głębiej "w łąkę" tym mgła gęstnieje i widoczność spada do kilku metrów. Nie będzie łatwo nawigować na przykład po kształcie lasu, bo drzewa po prostu toną w białym mleku. Według naszej mapy, oprócz tej głównej drogi (której nie ma...) powinno od niej odchodzić kilka różnych ścieżek/przecinek/traktów, ale w praktyce mamy (skąpane we mgle) łąki, łąki, łąki i rozrzucone (na nich) mniejsze lub większe zagajniki.
Nawigujemy właściwie tylko z kompasem. Azymut na róg lasu (którego z łąki nie widać) i przechodzimy 20-30 metrów, sprawdzenie azymutu, kolejne 20 metrów, sprawdzenie azymutów... widoczność na kilka metrów, więc ciężko jest "złapać tym azymutem" coś w terenie, aby się na to kierować. Poruszamy się zatem bardzo, bardzo pomału, bo co kilka kroków weryfikujemy kierunek. Jest róg lasu! Widzimy go dopiero gdy w zasadzie na niego wejdziemy... teraz kolejny azymut i znowu 20-30 metrów przez mgłę, weryfikacja azymuty, kolejny kawałek i znowu kompas... No bez kitu, nawigacja precyzyjna a jak było w Iraku (-ej czym się różni szkoła od bazy ISIS? - nie wiem, ja tylko steruję dronem)
Pomału, precyzyjnie ale bardzo się nam to opłaci. WCHODZIMY NA "L-kę" bezbłędnie! Ha! Super. Mamy czasem swoje momenty.
Niemniej, szczerze powiem: TAK, był trudny nawigacyjnie, zwłaszcza w tej mgle. Naprawdę trudny. Lubimy takie, ale zaowocowało nam tutaj doświadczenie z naszych chorych nawigacyjnych gier KrakINO. Bez niego to chyba do dziś chodzilibyśmy po tej mokrej łące :P
Być może jak ktoś "robił" ten lampion już o świcie, to wtedy nie był aż tak trudny. Niemniej w ciemności i we mgle, łapany z kilku azymutów (róg lasu, kolejna polana, następna ściana lasu, drugie jeziorko, itp) był naprawdę wyzwaniem. Strasznie nas cieszy, że wszedł nam tak bezbłędnie, ale zajął nam prawie godzinę - czyli był naprawdę trudny! Godzina i to bez błędów nawigacyjnych, to chyba samo w sobie potwierdza, że to było wyzwanie.
Z resztą przedzierając się potem na kolejny punkt, trochę "ratowaliśmy" 3 zagubione ekipy, które desperacko krążyły po łąkach i lesie w poszukiwaniu "L-ki".
Wyjeżdżamy z miejscowości "bazowej" i kierujemy się na okoliczne łąki i otaczające je lasy. Znowu spędzimy noc w lesie - który to już raz... chyba wchodzi nam to już w krew, skuteczniej niż kleszcze i komary. No dobra, przekonajmy się czy ten trudniejszy "Punkt L" nawiąże walkę z zahartowaną rajdowo, acz trochę upośledzoną ekipą. Droga, którą widzicie na powyższym zdjęciu szybko przechodzi w łąkę... mimo, że na mapie dobry trakt biegnie sobie na całej długości lasu. W rzeczywistości jednak urywa się znienacka (a pamiętajcie, że jak atakowaliście Znienacka, to Znienacko bronił się jak Umiał, a Umiał to był dopiero zawodnik :P). Ładny początek... niczego innego nie oczekiwaliśmy.
Drogi zatem już nie ma, a trawa to jedna rosa - aż lśni w świetle czołówek... Do tego wszędzie mgły, mgły i jeszcze raz mgły... oj będzie mokro. Bardzo mokro. Na razie to nie punkt, ale buty i spodnie nie nawiążą walki... przemoczymy je w kilkanaście sekund. Co więcej, im głębiej "w łąkę" tym mgła gęstnieje i widoczność spada do kilku metrów. Nie będzie łatwo nawigować na przykład po kształcie lasu, bo drzewa po prostu toną w białym mleku. Według naszej mapy, oprócz tej głównej drogi (której nie ma...) powinno od niej odchodzić kilka różnych ścieżek/przecinek/traktów, ale w praktyce mamy (skąpane we mgle) łąki, łąki, łąki i rozrzucone (na nich) mniejsze lub większe zagajniki.
Nawigujemy właściwie tylko z kompasem. Azymut na róg lasu (którego z łąki nie widać) i przechodzimy 20-30 metrów, sprawdzenie azymutu, kolejne 20 metrów, sprawdzenie azymutów... widoczność na kilka metrów, więc ciężko jest "złapać tym azymutem" coś w terenie, aby się na to kierować. Poruszamy się zatem bardzo, bardzo pomału, bo co kilka kroków weryfikujemy kierunek. Jest róg lasu! Widzimy go dopiero gdy w zasadzie na niego wejdziemy... teraz kolejny azymut i znowu 20-30 metrów przez mgłę, weryfikacja azymuty, kolejny kawałek i znowu kompas... No bez kitu, nawigacja precyzyjna a jak było w Iraku (-ej czym się różni szkoła od bazy ISIS? - nie wiem, ja tylko steruję dronem)
Pomału, precyzyjnie ale bardzo się nam to opłaci. WCHODZIMY NA "L-kę" bezbłędnie! Ha! Super. Mamy czasem swoje momenty.
Niemniej, szczerze powiem: TAK, był trudny nawigacyjnie, zwłaszcza w tej mgle. Naprawdę trudny. Lubimy takie, ale zaowocowało nam tutaj doświadczenie z naszych chorych nawigacyjnych gier KrakINO. Bez niego to chyba do dziś chodzilibyśmy po tej mokrej łące :P
Być może jak ktoś "robił" ten lampion już o świcie, to wtedy nie był aż tak trudny. Niemniej w ciemności i we mgle, łapany z kilku azymutów (róg lasu, kolejna polana, następna ściana lasu, drugie jeziorko, itp) był naprawdę wyzwaniem. Strasznie nas cieszy, że wszedł nam tak bezbłędnie, ale zajął nam prawie godzinę - czyli był naprawdę trudny! Godzina i to bez błędów nawigacyjnych, to chyba samo w sobie potwierdza, że to było wyzwanie.
Z resztą przedzierając się potem na kolejny punkt, trochę "ratowaliśmy" 3 zagubione ekipy, które desperacko krążyły po łąkach i lesie w poszukiwaniu "L-ki".
Jest i "L-eczka"
Jedna z ekip, której pomogliśmy namierzyć lampion - tak, tak wyglądała cała ta łąką. To nie był trawa po kostki... i TAK, wszystko było mokre :P
Lecisz w kulki czy... w kosmos :D
Jest "pięknie"... niby dość blisko bazy ten lampion był, ale tak jak pisałem - kosztował nas godzinę. Grubo... a do tego, buty i spodnie to można wykręcać z wody. No dobra, wiem co powiecie, tak bywało nieraz... i pewnie nie jest to też ostatni raz, ale mimo wszystko "czemu zawsze na początku rajdu, a nie pod koniec!". No dobra, jak to mówili nam na kursie podoficerskim w CSSP "mundur najlepiej schnie w temperaturze 36.6". Innymi słowy wyschniemy po drodze - pora ruszać dalej. "Siadamy" na czerwony szlak i ciśniemy przez nocny las. Przed nami dość spory przelot, ale ze to dobrą drogą, więc można "odpalić kopyto". Miła odmiana od mokrej łąki z wysoką roślinnością plugawą (czyli roślinnością, która rośnie poniżej 1000m).
Przed nami dwa punkty zadaniowe. Pierwsze to gra w kulki. Ja nie zrozumiałem zasad, więc grał Szkodnik. Dla mnie gra w kulki jest dość prosta, trzeba trafić nie będąc trafionym (jak w szermierce!), a tutaj nawet nie pozwolono mi wyciągnąć broni. Coś krzyczeli "cholera! padnij, padnij", a ja się pytam "czemu? po co mam się ubrudzić, trafię ze stójki - nie muszę z leżenia!".
Ktoś inny darł ryja "rzuć to"... mówię Mu "tym się nie rzuca! To nie nóż, to działa inaczej". Panika jakaś się zrobiła...
Ech. co to za gra w kulki, gdzie nikt tej kulki nie dostaje... ja już nie ogarniam. Szkodnik bierze to zadanie jak pytania w "Jeden z dziesięciu" ---> NA SIEBIE.
Na drugim punkcie, zadanie wybieramy w ciemno - nasz wybór pada na KOSMOS i NASA.
No i znowu dojdzie do zadymy, tyle że teraz z nielegalnymi imigrantami... z innej planety. Push back finalnie udany, acz nie było łatwo bo nawiązali walkę (relację z bitwy macie TUTAJ)
Chwila pogawędki z obsługą i lecimy dalej. Pasuje Wam, że jak byśmy wybrali inne zadanie, to reanimowalibyśmy obywatela Franka Kamienia :D
Nie wierzycie? Zobaczcie zdjęcie poniżej :P
Grają w kulki bez strzelania... nie ogarniam tych nowoczesnych odmian :P
Lampion na czerwonym szlaku
Podziurawiliśmy im ten ich statek :P
CLEAR! CLEAR! CLEAR!
Kolejny punkt wchodzi nam także bez większego problemu, a tam dostajemy fiolkę z jakimś podejrzanym specyfikiem. Będzie nam ona potrzebna później. Ciekawe czy to krokodyl czy tylko brown sugar - chciałem zrobić próbę smakową, ale się Szkodnik nie zgodził...
Wiele więcej nie napiszę, bo w tym roku nie wyrabiałem z relacjami i nie dawałem rady pisać ich na bieżąco - rajd był w maju, a ja już w grudniu... robię wpis.
Punkt L oraz NASA pamiętam bardzo dobrze, bo robiły mocne wrażenie, natomiast pozostałe punkty wchodziły nam trochę na zasadzie formalności, ale też bez większych przygód, wtop czy też porażek, więc nie wyryły się także zatem w mojej pamięci. Dopiero nad ranem las znowu nas czymś zaskoczył, ale o tym zaraz - najpierw kilka zdjęć z nocy.
Potion of... ?
Są bunkry...
...jest więc zajebiście :D
Szlak artyleryjski - już Napoleon mówił, że artyleria to królowa wojny
Poranna mgły
Mgły i księżyc :)
Napisałem przed chwilą, że nad ranem znowu się zaczęło... zapytacie pewnie "co się zaczęło"? To dobre pytanie. Najpierw wpadliśmy na ukryte w lesie laboratorium i tam musieliśmy przeprowadzić doświadczenia z różnymi odczynnikami używając specyfiku w naszej probówce. Pamiętacie to jeszcze z chemii, nadmanganian potasu lub w nowej nomenklaturze manganian (VII) potasu. Uwielbiam takie zadania... to jest klimat. Zwłaszcza ta trupia czacha na flaszce. Scena trochę jak TUTAJ.
Chwilę później wpadamy rakietę wbitą w ziemię - no, teraz to jest już się mega klimat zrobił. Te lasy były niegdyś niemieckimi poligonami i skrywają niejedną tajemnicę.
Sami zobaczcie na zdjęciach poniżej.
Chwilę później wpadamy rakietę wbitą w ziemię - no, teraz to jest już się mega klimat zrobił. Te lasy były niegdyś niemieckimi poligonami i skrywają niejedną tajemnicę.
Sami zobaczcie na zdjęciach poniżej.
Zabawy z trucizną :D
Zdążyć na start...
RAKIETY :D
Przelot!
Bunkry mają oczy
Ciśniemy!
"From LA through to Berlin, from WUHAN through to ROME...STAY THE FUCK AT HOME" (kocham ta piosenkę - TUTAJ. Dla mnie obok "Resistire", to był hymn 2020 roku)
Docieramy do WUHAN! Teren jest skażony, dlatego musimy ubrać się w specjalne ochronne stroje aby zbliżyć się do punktu kontrolnego. Kocham takie akcje na Tropicielach.
Chociaż na zdjęciu poniżej to Szkodnik przypomina mi bardziej Kubę Rozpruwacza, a nie lekarza... jakby przed chwila napisał "LIST DO SZEFA" (jak nie znacie, nie wiecie o czym mówię to zobaczcie podłączony link i przeczytajcie, bo to właśnie w tym liście, po raz pierwszy pojawił się pseudonim, który znamy do dziś wszyscy). Czy ja już mówiłem jak bardzo uwielbiamy takie punkty kontrolne :D
Chociaż na zdjęciu poniżej to Szkodnik przypomina mi bardziej Kubę Rozpruwacza, a nie lekarza... jakby przed chwila napisał "LIST DO SZEFA" (jak nie znacie, nie wiecie o czym mówię to zobaczcie podłączony link i przeczytajcie, bo to właśnie w tym liście, po raz pierwszy pojawił się pseudonim, który znamy do dziś wszyscy). Czy ja już mówiłem jak bardzo uwielbiamy takie punkty kontrolne :D
Chińskie sposoby na pandemię - dekapitacja zarażonych. Brzmi legitnie, prawda?
Rogatki miasta, w którym to wszystko się zaczęło...
Pomału nastaje nowy dzień.
Poranek w lesie... mimo, że mamy koniec maja, to jest dość zimno :)
A tutaj już zadania stricte wojskowe - słoniki biegają :P
Szkodnik "DWIE SEKUNDY" :D :D :D (nie wiecie o czym mówię? Oj, to znaczy że nie znacie naprawdę dobrego filmu o wojnie w Korei 1950 - 1953 - TUTAJ oraz TUTAJ)
I znowu w stronę słońca
Jedno z ostatnich zadań - pomiary laserowe. Niestety nie miałem jak zrobić zdjęcia całego stanowiska
Drugi z tych trudnych punktów - znowu azymut i bez ścieżki, ale nie ma ciemności i mgły, więc jest prościej :)
Nasz ostatni punkt dzisiaj
No i komplet. Na ten moment brakuje nam już tylko jednego rajdu do złotej odznaki TROPICIELA - zaczynamy być weteranami tej imprezy... i nie planujemy przestać :D
Kategoria Rajd, SFA