aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Forsując masyw Kolovratu

  • DST 82.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 4 września 2025 | dodano: 15.10.2025

Misja w kraju byłej Jugosławii. Kryptonim: ZŁOTORÓG. Odcinek 5.

Cisza. Jeszcze chwilę temu akcja działa się niemal z prędkością światła, a teraz w uszach dzwoni nam złowieszcza, niemal absolutna cisza. Zamykam oczy i staram się ukoić zszargane nerwy. Tak jak uczono nas w akademii, dawno temu, lata przed naszą pierwszą misją... głęboki wdech, długo prowadzony wydech. Trzeba uspokoić akcje serca. Zamykam oczy i raz jeszcze przeżywam ostatnie godziny. Najpierw atak na białe ściany Mangartu, gdzie przy każdym kroku po nogami kruszyły się nam wapienne skały, a żelazna lina ferrary wpadała w wibracje przy każdym jej mocniejszym obciążeniu. Wspinaczka i mozolne zdobywanie wysokości... - lecz nagle! JEST, kilkusekundowy kontakt wzrokowy z Rogozłotym, mamy Cię!... a potem rozpętało się piekło. Nie wiem skąd się wzięli, pojawili się niemal znikąd. Siepacze Złotoroga. Uzbrojeni po zęby i zahartowani w walkach górskich podczas wojny domowej w Jugosławii. To co się wydarzyło chwilę później, to już nie była kurtuazyjna wymiana ognia między służbami, to była regularna bitwa. Mieli przewagę w ludziach i sprzęcie... mieli wsparcie z powietrza (jakiś dron ciągle nad nami latał). Ledwie udało nam się wycofać z via ferraty Mangartu, bo byliśmy na niej "jak na widelcu", bez osłony, przyciśnięci ogniem... odskoczyliśmy w skały, ale rogozłote oddziały nie odpuszczały... ruszyli za nami. Górska droga, zakręty, przepaście, granica z Włochami, szalony pościg i strzały... (filmik z tej akcji macie tutaj).
Dobrze, że też mieliśmy trochę "sprzętu" ze sobą. W krytycznym momencie udało się puścić krótką celną serię... a potem już tylko pisk hamulców i ten huk auta rozrywanego przez skały. Później cisza... tylko nasze oddechy i próba odzyskania spokoju. Było blisko. Prawie nas pod tym Mangartem dorwali. Złotoróg niesamowicie to wykombinował... to była pułapka. Pułapka, z której uszliśmy jednak z życiem. Ledwie, ale się udało.
Otrząsam się z letargu i kilkoma skokami, w dół po skałach, docieram do tlącego się wraku samochodu. Widok nie jest przyjemny - sponiewierało ich straszliwie, ale cóż... takie jest życie. Mogli do nas nie strzelać... albo strzelać celniej. Mocnym szarpnięciem otwieram zgniecione drzwi i wytarguję na zewnątrz ciała. 
- Co robisz? - rzuca do mnie Basia.
- Przesłuchuję go - odpowiadam
- I co Ci powie? Jestem martwy?
- Nie wiem dopóki nie spytam...
Szukam... w zasadzie to nie wiem czego, ale szukam... tylko broń i amunicja, żadnych dokumentów. Na mundurach także żadnych naszywek... ech znowu zielone ludziki.
Nagle dostrzegam na tylnym siedzeniu.. albo tym co z niego zostało, walizkę. Zamknięta na kluczyk, ale kto by się przejmował takimi szczegółami. Wyciągam noż i rozpruwam jej bok. W środku są jakieś dokumenty. Rzucam te papiery Basi
- Masz, przejrzyj to proszę. Ja sprawdzę czy znajdziemy jeszcze coś wartościowego.
- Scavenger z Ciebie... - wzdycha 
- Zawsze! Może mają jakieś cenne artefakty, item'y, może znajdziemy trochę golda albo eliksiry - śmieję się i kopię dalej po schowkach wraku. 
Basia przegląda dokumenty i nagle odrywa mnie od roboty zbieracza.
- Powinieneś na to spojrzeć...
Jej ton nie zwiastuje dobrych wieści. Wyczołguję się z wraku auta i biorę dokumenty, a w nich...
Nasze zdjęcia. Dużo naszych zdjęć. Zrobione w każdym hotelu w którym się zatrzymaliśmy. I nad jeziorem Bohinj... i nad Bled'em.
Tracki GPS naszych przejazdów... grubo. Złotoróg wie o nas więcej niż się spodziewaliśmy. Jesteśmy obserwowani... ten Mangart to zatem ewidentnie była pułapka. Czekali na nas.
- Musimy zmienić miejsce pobytu - mówi Basia - Natychmiast. Jestem przekonana, że jeśli tego nie zrobimy to dziś w nocy odwiedzi nas jeszcze kilku siepaczy...
- Albo artyleria i powiedzą, że wybuch gazu... ch*j, że wszystko w hotelu jest na prąd, potrzeby wybuch gazu to będzie wybuch gazu. Masz rację. Alpy Julijskie są pewnie już całe obstawione agentami Rogozłotego.  
Basia otwiera mapę i mówi...
- KOLOVRAT. Przebijmy się, przez ten masyw. Potem szosą na KRAS, krainę winnic... w stronę Adriatyku. 
- Czy to jest ten moment, w którym to my zaczynamy uciekać, a nie gonić?
- Nad Adriatykiem znajduję się także jedna z rezydencji Złotoroga. Pod Mangartem robił tylko za przynętę.
- Robił za przynętę i prawie go dorwaliśmy... 
- Tak, zakładam zatem, że nawet jeśli teraz będziemy mieć liczniejsze towarzystwo, to Rogozłoty jednak się trochę przeliczył. Mało brakło aby Im ta zasadzka kompletnie nie wyszła. Zakładam, że będzie wolał przyglądać się temu teraz z daleka. W końcu my stoimy, oni leżą. Chyba miało być trochę inaczej w jego planie. Na jego miejscu, nie ryzykowałabym drugi raz podejścia tak blisko. 
- Czyli twierdzisz, że Alpy zaroją się od jego ludzi, a On sam będzie to wszystko obserwował z daleka...
- Hipoteza, ale i tak zostanie tutaj ściągnie na nas tylko uwagę... i ogień. 
- Zgadzam się. Jest tylko jeden problem... Masyw Kolovratu. To jeszcze mamy na mapie, ale potem biała plama. Nie znamy tych terenów. "Tam kończy się mapa, tam...
- Wiem, "...mieszkają potwory" - dokończyła Basia - ale nie gorsze niż te, co zaraz przyjdą tutaj po nas. Załatwimy mapę po drodze, coś się skombinuje od lokalnej ludności.
Patrzę na końcówkę naszej mapy... jej południowy kraniec. Kolovrat. Ponad 1200m. W porównaniu z Alpami, które mają ponad 2000 a czasem ponad 2500m, nie robi imponującego wrażenia. 
- 1200m, to nie będzie jakiś hardcore, tam się przeprawić - mówię
- Spójrz na wysokość na jakiej jest miejscowość.
Patrzę i aż mnie zatyka...
- Ile? - pytam
- Tak, 209m... - odpowiada Basia
- To będzie zatem 1000m ciągłego podjazdu! 
- Dziś mieliśmy 1800m...
- No dobra, trzeba zatem ruszać. 
Zaczyna się nasza ucieczka na KRAS... ucieczka z Alp... przez Masyw Kolovratu... zwłaszcza, że wieczorem mamy spotkać się na kolacji z DJ'em i dostać nowe wytyczne z centrali.
Dobrzy są, już wiedzą co się odwaliło pod Mangartem. Ciekawe czy znowu każą mi rozliczyć się z ilości łusek... biurokracja, nawet na wojnie :P  
Ten ostry to bezsamogłoskowy (KRN 2244m) 

Zostawiamy Alpy za sobą

Przedzieramy się przez lasy...

...i tajne skalne przejścia, przez wodę po kolana :P

W kierunku KOLOVRATU

Piękna droga prowadzi pod...

KOZJAK wodospad!! 

Podjazd pod KOLOVRAT ma... 

...no właśnie

Śladami historii... partyzantka na Bałkanach była niesamowita. Można poczytać, ogólnie o Bałkanach podczas IIWW

Agenci Rogozłotego nas obserwują

Wydostaliśmy się z doliny... bez kitu, 1000m ciągłego podjazdu. Srogo 

Okopy z IWW, wykute w skałach. Front włoski, Monte Colowrat...

Dzisiaj mamy nowy rozdział...

...ale wtedy, w IWW odbyły się tutaj 12 krwawych bitew o Dolinę Soczy (front przebiegał, także zimą na ponad 2000m npm)

Sprawdźcie nawet prosty wpis na Wiki (tutaj), acz więcej o tym pewnie w kolejnym rozdziale... bo znaleźliśmy dużo polskich śladów na tym froncie. 

Republica Italii nas wita

Prowadzi nas zarówno Alpe Adria jak i Droga Pokoju (Pot Miru)

Pachnie zasadzką Rogozłotego... 

Jako, że wieczorem umówiona była uroczysta kolacja, to dzisiaj nie będzie jazdy po nocy, ale powiem Wam że czuliśmy się jak na rajdzie... trzeba zdążyć na metę na 19:00, a po drodze sporo punktów kontrolnych było i teraz lecimy "finish" po pagórach. 30 km finiszu "stokówkami" (na 400 - 600m npm) - naprawdę rajdowo!

Pagór za pagórem, a do "bazy" nadal ponad 20 km!!



Kategoria SFA, Wycieczka


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa upace
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]