aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Dookoła TATR - wariant czarny

  • DST 250.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 19 lipca 2024 | dodano: 22.07.2024

250 km, 5495m przewyższenia, 47 godzin czyli opowieść o tym jak się upodlić, sponiewierać, styrać niemiłosiernie i wyjść z tego procesu przeszczęśliwym. Udało się! Moi drodzy, po wielu, wielu próbach i podejściach UDAŁO SIĘ. Objechaliśmy TATRY i to w wariancie czarnym - mało szosy, dużo terenu i szlaków. W wielu miejscach tak blisko jak się tylko dało - zarówno legalnie jak i technicznie (STAY CLOSE!), a miejscami tak aby móc ujrzeć je w całej okazałości z najbliższego im pasma górskiego i to takiego 1200 - 1300m. Mamy nowy rekord przewyższeń w ciągu pojedynczej wyprawy, przewyższeń - nie odległości, bo Warszawa w tym roku rozbiła bank. Jedna z naszych największych, najtrudniejszych ale i najpiękniejszych wypraw... miał to być klejnot w koronie, a dostaliśmy nie tylko klejnot, ale i koronę, berło oraz akt notarialny na co najmniej połowę królestwa. Długo czekaliśmy na tą chwilę, naprawdę DŁUGO ale UDAŁO SIĘ! Zapraszam zatem do lektury o przygotowaniach, o tym co wozimy w naszych dużych plecakach na taką wyprawę (chyba już z 1000 razy o to mnie pytaliście) oraz o samej drodze, której czasami wcale nie chciało ubywać.

Przejażdżka pod Tatrami :)

"Droga SIÓDEMKO ja dla ciebie śpiewam więc przybywaj
Powszechnie to wiadomo że siódemka jest szczęśliwa
Wybacz tę wyliczankę i niech będzie nam wspaniale
Bo plan mam taki by po tobie już nie liczyć dalej..."
(całość TUTAJ ale w sumie cały ten akapit będzie inspirowany tą piosenką)
Tak, to nasze siódme podejście do tematu. Zawsze coś stawało nam drodze i skutecznie uniemożliwiało realizację planu. Czasami staliśmy już w blokach startowych, ale świat miał swoje własne plany, niekoniecznie wpisujące się w nasze oczekiwania. O samych naszych próbach przejechania tej trasy, to można by ze 3 książki napisać i byłby to komediodramaty...  no właśnie, próbach:

"Z pierwszą - miłością darzyliśmy się nawzajem,
ale COVID skutecznie pozamykał wszystkie kraje..."

(2020 i lock down )


"O drugiej wiem za mało, aby pisać o niej wiersze
To nie potrwało długo, bo myślałem o tej pierwszej..."

(weekend z Bożym Ciałem 2021, ale Słowacja nadal podtrzymuje bardzo mocne ograniczenia podróżowania - jedziemy zatem wyrypę zastępczą 329 km w 44h, czerwonym Szlakiem Orlich Gniazd do Częstochowy i powrót niebieskim Szlakiem Warowni Jurajskich - TUTAJ)

"Wiele nie powiem o tej trzeciej, nie będzie tutaj też owacji
Bo Szkodnik ma drugą nóżkę bardziej i jest po operacji..."

(2022 to operacja kolana Basi i "Koniec snówj o potędze", logarytmach, pierwiastkach... i Tatrach)

"Czas mijał, przyszła czwarta, już na starcie wszyscy stają
ale NIEEE... tym razem i mnie w kolano śrubę wkręcają..."

(2023 to moja operacja kolana)

"Przy piątej także lecą nam pod nogi kłody,
bo wszak z nieba spaść ma sakramencko dużo wody...

(2024, pierwsza próba - ma być wodny armagedon w Tatrach. Pojechaliśmy wyrypę zastępczą: Szlak Piekielny - 282 km w 31 godzin...)

"A przy szóstej już z podniecenia płoną lica
ale ch*j... dupa, znowu idzie nawałnica..."

(2024, druga próba - zapowiadają kolejny wodny armagedon w Tatrach. Pojechaliśmy wyrypę zastępczą: Od Syrenki do Smoka czyli Warszawa - Kraków - 482 km w 54 godziny...)

Jak widzicie wcale nie było łatwo... to była nasza siódma próba zrobienia tej trasy, czwarty rok starań...
Logistycznie to było naprawdę wyzwanie:
- muszą być długie dni (czerwiec, lipiec)
- konieczny długi weekend lub urlop, bo w "czysty" weekend to nam czasu braknie
- musi być pogoda. Zdjęcia! to jedno. Mają być piękne widoki, a nie mgła i deszcz. Drugie to fakt, że to jednak góry i nie wolno ich lekceważyć... spójrzcie ile już, tylko w tym roku mamy ofiar śmiertelnych w Tatrach. Kosmos... w zasadzie niemal co tydzień ktoś ginie. Oczywiście, my nie będziemy z rowerami na 2000m aby gdzieś z nimi spaść, ale jednak jazda w deszczu to średnia przyjemność, a jak pokazały ostatnie zdarzenia to nie trzeba być wysoko w złą pogodę, aby nie wrócić... Niezmiennie polecam "TOPR - żeby inni mogli przeżyć" oraz drugą część "TOPR - nie każdy wróci" - bardzo otwiera oczy na różne kwestie.
 Co więcej, mówimy o 3 dniach dobrej pogody z rzędu, pogody nie burzowej przez cały dzień - to nie jest wyjście na 5 godzin do schroniska na szarlotkę. Nastawimy się, że ze zrobieniem tej trasy może nam zejść od piątku do niedzieli, ze względu na liczbę przewyższeń i trudność terenu.

Przejdźmy teraz do samego zaplanowania trasy, bo to także był lekki kosmos. Założenia:
- jedziemy jak najbliżej Tatr, tak blisko jak to LEGALNE i technicznie możliwe, chyba że --->
- inny wariant zapowiada się bardziej atrakcyjnie widokowo, wtedy jedziemy szlakami pieszymi po pasmach górskich/pogórza obok Tatr
- przespanie się 2-3 godziny w nocy będzie konieczne (cholerny sleep-monster prędzej czy później nas dopadnie), ale potrzeba rozwagi aby nie wejść w konflikt z futrzanymi miłośnikami miodu... przespanie się pod wiatą, ot tak jak to zwykle robimy, może być średnim pomyłem, jeśli to wiata w środku lasu
- woda i prowiant --> mogą być problemy z aprowizacją :P - będziemy bardziej trzymać się szlaków, a mniej miejscowości
(na PIEKIELNYM pierwszy otwarty sklep mieliśmy na 162 kilometrze trasy, więc wiecie... :P)
Gravele (szutszaki) i szosowcy niech tną asfaltami. Nie deprecjonuję tego bo ponad 200 km to jest i tak wyczyn, ale my mamy własne, nasze czarne ścieżki. Tego nie da się wytłumaczyć - albo to rozumiesz albo nie. Jeśli nie to trudno, to nie jest obowiązkowe :P

Kolejne założenia czyli praca sztabowa nad mapami:
- najładniejsze fragmenty maja wypaść za dnia
- dobrze by było aby te najtrudniejsze także były w świetle, a nie w nocy
no ale najtrudniejsze, zabierają także najwięcej czasu... coś zatem na pewno wypadnie w nocy. Jak to zrobić, aby "dobre na noc fragmenty" wypadły w nocy?
- acha, pamiętacie jedno z wojskowych praw Murphy'ego "plan jest zawsze doskonały do pierwszego kontaktu z przeciwnikiem"  (przeciwnik zwykle nie zna waszego planu i przez to słabo się do niego stosuje...)
- jechać ze wschodu na zachód czy z zachodu na wschód? Nie takie trywialne bo lepiej "wpychać i zjechać", niż wpychać, bo i tak nie wjadę i sprowadzać bo nie zjadę... :P
- którymi dokładanie szlakami?
- ile nam to zajmie? Czy liczyć 2h na 400m przewyższenia (mapa tak podaje... ale to będzie już nasze 3-cie pasmo... jaką wziąć poprawkę?)
To będzie wariant kombinowany, ze szlaku na szlak, więc to nie jest takie wszystko proste... chociaż źle mówię, to nie takie proste dla nas. Może ktoś z Was by siadł do mapy i w 15 minut to zaplanował (mowie serio, nie z przekąsem), ale dla nas to było kilka dni planowania. Siedzieliśmy z rozłożonymi mapami i przeszukiwaliśmy internet, bo nawet niesamowity Compass nie ma idealnie dokładnej mapy - dużo nowych dróg i szlaków powstaje, więc będzie potrzeba elastycznie reagować i dostosowywać plan do zastanej sytuacji. 
Acha aby bylo jasne, mówiąc "idealnie dokładnej" to ja mam na myśli szutrówki, stoków'ki na jakiś czasem bezimiennych pagórach pod Tatrami, a nie o szlaku do Morskiego Oka :P
Mówimy o trochę innym poziomie planowania :P

Finalnie zaplanowana trasa
(z mocnym naciskiem na "ZAPLANOWANA", bo tak jak pisałem - elastyczność będzie konieczność. Jak to mawiają w Siłach Powietrznych Wojska Polskiego: "zmienność decyzji świadczy o ciągłości dowodzenia")
- Podczerwone lub Chochołów (parking)
- Ścieżka "Szlak dookola Tatr" aby opuścić tereny Rzeczypospolitej
- Skoruszyna (1314m) i czerwony szlak przez Skoruszyńskie Wierchy (całe pasmo do zrobienia)
- kolejne pasmo: Mnich (1110m), Machy (1202m) i Kopec (1251m)
- Dolina Kvaciańska (czerwony szlak)
- przeskok na Cyklomagistralę pod Tatrami
- Magistralą gdzie będzie to możliwe oraz dodatkowymi szlakami rowerowymi ("C" - cesta) przez Podbańskie, Sterbskie Pleso, Smokoviec.
- Magura Spiska (Bachledova Dolina i Ściężka w Koronach Drzew)
- powrót na polską stronę przez Przełęcz nad Łapszanką
- Droga pod Reglami albo Gubałówka (do decyzji pod koniec trasy)
- Magura Witowska (1232m) i zółty szlak granicą do Chochołowa


Wchód słońca (jeszcze) po polskiej stronie

Welcome to SŁOWACJA :)

Wszystko po kolei :)

Chwila relaksu przed srogą wyrypą...


"SERCE W PLECAKU" - tak, serce także, ale nie tylko :)
("poprzez góry, lasy, pola... taka już żołnierska dola:)
Do ostatniej chwili czekamy na prognozy - TAK! ma być przez 3 dni ładnie. Prawdopodobieństwo wystąpienia burz to około 7-10% czyli ma być dobrze. Finalna decyzja zapada w czwartek: dzień urlopu na piątek i dzida w teren. Do mojego zespołu napiszę tylko: będę offline, ale trzymajcie kciuki abym przeżył... Całe czwartkowe popołudnie pakujemy się. Ha, no właśnie - zawsze pytacie co my wozimy w tych naszych plecakach. Może to najlepsza okazja aby uchylić Wam rąbka tajemnicy - zwłaszcza, że mój plecak na tą wyprawę ważył 16 kg, a Szkodniczy "tylko" 11 kg.
Czy bierzemy za dużo? TAK - gdy wszystko jest OK, to mamy za dużo rzeczy.
Nieraz jednak to co mamy ratuje nam życie albo przynajmniej komfort tego życia, gdy przestaje być OK i wtedy nie mieć tego co mamy, to byłby dramat.
To jest nie do przewidzenia kiedy będą Wam potrzebne pewne elementy - to takie EDC (every-day carry) czyli Ekwipinek-Dźwigany-Codziennie

1. Kurta przeciw-deszczowa i dwie (tak, dwie!) warstwy ciepłe - kubraczki, kapoty :P. Dwie bo jedna może przemoknąć i co wtedy?
2. Zapasowe ubranie (outfit) - całkowita możliwość przebrania się w "suche" (gacie, "góra", bielizna - wszystko). Zwykle na takie wyprawy bierzemy jeden taki zestaw, alej w Tatry wezmę dwa. Powiem Wam, że jak Was przemoczy deszcz i się przebieracie w suche, ciepłe, to morale nie klękają. Przeczytać możecie o tym w relacji z Warszawy (burza w Warce). A nawet nie musi to być deszcz. 12 godziny w upale w jednych ciuchach... lepkich i brudnych... gdy macie przepocone wszystko, łącznie z gaciami i zapada noc, a Wam robi się zimno... owszem, takie zapasowe warstwy trzeba targać na plecach, ale nieraz nam to życie ratowało... a czasami ratowało życie także innym, bo użyczaliśmy kurtek, koszulek, spodni, rękawiczek, itp
3. O właśnie! Rękawiczki. Ciepłe rękawiczki także muszą być w zestawie - nie uwierzycie ile razy przydały się w czerwcu czy lipcu :P Podobnie jak chusty/buff'y.
4. Filtr do wody - źródła, strumienie są użyteczne i dzięki temu możecie bezpiecznie uzupełnić wodę.
5. Izotonik w taletkach (coś jak Pluszzzz) - przefiltrowana woda, tabletka i nie potrzeba sklepu...
6. Picie. W Tatry wziąłem na plecy 6,5 litra płynów
7. Prowiant. W Tatry wziąłem sześć bułek, kabanosy, słodycze, fruciaki... ogólnie pkt 4-7 to niezależność od "zaplecza". Jak jest gdzie uzupełnić to korzystamy, ale są rajdy/wyprawy na których ponad 24h funkcjonujemy tylko na zapasach z plecaków. W Tatry miałem jeszcze cała chałkę i dwie jagodzianki (oprócz wspomnianych bułek).
A były takie wyprawy i dni, że 6 litrów to było mało... pod koniec dnia było naprawdę ciężko z deficytami płynów... np.
TUTAJ
8. Apteczka (plastry, bandaże, przeciwbólowe) - oczywistość
9. Multitool rowerowy, dętki, łyżki do opon, łatki, pompka, rozkuwacz do łańcucha - ja nie mówię o remoncie maszyny, ale czasem trzeba zrobić tak aby dojechać/wrócić.
10. Trytyki (szybkozłączki) - rusza się, a nie powinno? Już nie będzie.
11. Baterie zapasowe, kompas, apart foto, Garmin, mapy (tym razem były to "Tatry" oraz "Podhale")
12. Linka - zdarzyło nam się już brać "zepsutych" na hol (a i wiele innych zastosowań się znajdzie)
13. Nóż i gaz pieprzowy
14. Chusteczki i "higieniczny" papier toaletowy (przykład TUTAJ. I co, zdziwieni? Nie ma tutaj tematów tabu - jak jesteście np. 50 godzin w terenie, no to sorry ale musicie o tym pomyśleć, chyba że wolicie cierpieć odparzeni. 40 stopni, przepocone ciuchy to prosta droga do dyskomfortu)
15. Latarki i lampki (przód i tył). W Tatry miałem 2 czołowki (jedna jest zapasowa) i 3 lampki na kierownicę (1 jest zapasowa) plus 3 lampki tylne.
16. Powerbanki (3 duże, pojemne i zestaw kabli - jak śpimy pod wiatą, to rzeczy się wtedy ładują)
17. Komórka, portfel, klucze, kluczyki (oczywistość)
18. Foila NRC (robi robotę - ciepło i ochrona od deszczu, wiele, wiele razy już nas ratowała)
19. Eliksiry! KOFEINA w płynie, SHOTY czyli jak to było w podstawówce "Matka wie, że ćpiesz..." :D :D :D

Oczywiście wyposażenie jest skalowane co do wycieczki, nie biorę wszystkiego powyżej jak idziemy na 12h (wtedy biorę jakieś 2/3 powyższego bo np. folię NRC mamy zawsze, ale prowiantu bierzmy mniej, jak idziemy na krócej)

Niemal słyszę jak Misiek ciśnie solówkę :D (koniecznie z TEGO utworu)

A kolega Miśka już polewa. Welcome to ORAVA ALTERNATIVE :D


Jak dobrze rano wstać, skoro świt... albo wcześniej.
Budzik ustawiany jest na 2:30 w nocy, bo planujemy być w Chochołowie około 4:30 - w okolicy wschodu słońca, tak aby nie musieć już montować lampek, a z drugiej strony mieć maksymalnie długie "okienko" światła dziennego. I to nam się uda! Parkujemy o 4:15 i kilka minut potem ruszamy "Ścieżką dookoła Tatr" kierując się na Słowację. 
Plan całej wyprawy przedstawiłem Wam powyżej, ale powiem dwa słowa dlaczego robimy tak, a nie inaczej.
Pasmo Skoruszyńskich Wieroch to czerwony szlak pieszy. Na wejściu do zrobienia jest 530m pod górę, a potem - po zjeździe do Orawskiego Białego Potoku - będziemy mieć kolejne 500m podejścia na Kopiec. Innymi słowy, tysiączek na dobry początek i to być może nie do końca w pełni przejezdnymi szlakami. Bywa różnie ---> "w lesie jak to w lesie, raz się jedzie, raz się niesie". To będzie terenowo trudne, dlatego chcemy zrobić ten kawałek "na świeżo" i "za dnia".
Powiem Wam, że nie pomylimy się... podejście na Skoroszynę "czerwonym" jest "o k***wa...", jest podejściem z cyklu "każdy umiera w samotności..."
...a ja przecież nadal jadę z "podkulonym" ogonem (w relacji z Hawrana pisałem Wam, że jestem poobijany i jak to się stało... stłuczona okostna to nawet ze 4-5 tygodni potrafi boleć... mamy tydzień drugi... więc boli...)
Ale na szczycie sama wieża jest zacna. Co ciekawe, mamy wakacje, a w tych górach nie spotkamy w zasadzie nikogo - wyjątkiem są dwie osoby na Mnichu... i tyle. Pusto. Nie przeszkadza nam to, ba! nawet cieszy, co nie zmienia faktu, że trochę dziwi. Co ciekawe szlak jest w pełni przejezdny i jedzie się super. Przejedziemy całe pasmo właściwie bez zsiadania z roweru - rewelacja.

Widoczki

WELCOME TO SKORUSZYNA !!!

Targamy w górę...

Nasz przewodnik...

...czasem prowadzi przez bagna

Pod szczytem

Skoruszyna - jest i szczyt

Teraz na Orawski Biały Potok i zobaczymy ile rowerowo urwiemy z tego czasu


Trochę Machy ten Mnich :D
Zjazd do Orawskiego Białego Potoku jest szalony i... długi, a to oznacza, że stracimy dużo wysokości. Będziemy mozolnie ją odzyskiwać drapiąc się na Mnicha. Podejście jest masakra... piękne widokowo piękną polaną... bez grama cienia, w pełnym słońcu... w 30 stopniach. Co więcej jesteśmy poganiani przez stado krów (serio... idą za nami i się nie zatrzymują... idą pod górkę i są coraz bliżej...). Dzwonią jak potępione, bo każda ma dzwonek, a że jest to spora grupa to w zasadzie cała polana dzwoni... dzwoni nawet las, długo po tym jak zostawimy polanę za plecami, tak będzie niosło echo. Kapitalny klimat. Dzyń, dzyń, dzyń.
Podejście jest mega ciężkie, ale widoki są obłędne - to mało znana nam część Tatry Zachodnich, więc taki Salatyn (2048m) czy Pachoł (2166m) są niemal na wyciągnięcie ręki. 
Wieża widokowa na Machy - w sumie jak to odmienić? Machym? Machych? - ma bardzo fajną dodatkową wieżyczkę obserwacyjną. A przy podejściu na Kopec natkniemy się na super domek do nocowania i jest to obiekt ogólnie dostępny. W środku nawet materace. Zrobimy tam sobie 20 min przerwę... i uda się zaliczyć krótką drzemkę. Przyda się przed nocą, bo skoro budzik dzwonił o 2:30, a dzisiaj nocy w zasadzie to nie będzie, to każda minuta snu będzie na wagę złota. Ruszamy dalej... niestety droga z Kopca to rozwalony przez ścinkę drewna szlak. Normalnie poleciało by się super zjazdem, bo nie jest tutaj za stromo... ale koleiny z błota i rozrzucone szczątki drzew sprawiają, że większość szlaku musimy sprowadzić. Szkoda zjazdu, ale i czasu... bo zamiast kilku minut, idziemy w dół dłuższy czas. Ech... przeszedł tędy jakiś "Rzeźnik drzew"
W pełni przejezdny ten czerwony szlak, tak? :D

Uwielbiam takie miejsca w lesie

Rolling, rolling, rolling :)

Nadal rolling, rolling, rolling :)

Było w dół, to jest i w górę...

Dzień dobry :D

Druga duża góra dzisiaj

Panoramki z wieży są zacne

W drodze na KOPEC

Kapitalny domek

Wyposażenie naprawdę dobre :)

Krzyż na Kopcu

Tracimy wysokość

Trawers polany


SEN O DOLINIE... SYRZE I KOFOLI :D
Kolejny punktem kontrolnym naszej trasy jest Dolina Kvacianska, przez którą leci czerwony szlak. Jest godzina 16:00 - no zeszło nam przeprawić się przez Skoruszynę oraz Mnicha i Machy... spodziewaliśmy się że łatwo nie będzie, ale mimo wszystko dobrze byłoby trochę przyspieszyć, podnieść tempo przejazdu. Wjeżdżamy w Dolinę i już widzimy, że z tym przyspieszeniem będzie problem bo non-stop zatrzymujemy się na zdjęcia. Nie żebym narzekał, ja po prostu stwierdzam fakt. Piękna dolina, a nigdy wcześniej tutaj nie byliśmy - praca z mapą przed wyjazdem się opłaciła. Super, ze wariant naszego przejazdu idzie właśnie tutaj. 
Przez wjazdem do Doliny chcielibyśmy uzupełnić nadwyrężone zapasy wody, ale nigdzie po drodze nie spotykamy sklepu więc... zamiast jechać do centrum miejscowości szukać czegoś, to używamy naszego filtru do wody. Dorywamy się do źródełka pod skałą, filtrujemy wodę i uzupełniamy bidony.
U wylotu doliny czeka nas niespodzianka - mini budka z wyprażanym syrem i Kofolą... no to teraz, to na pewno nadrobimy nasz wynik :D
Bierzcie to Euro i lejcie do pełna :D
Piękna sprawa.

Przełomowa ta Dolina !!!

Vychlidka (i wypadka jeśli nie uważacie) :D

Powiem Wam tak - ROBI ROBOTĘ !!!

-Biorą? - Panie, dzisiaj to wszyscy biorą :D

Do tego te maszyny zostały stworzone :D


My name is Bond... TATRA BOND :D
Bond po angielsku to więź, coś co łączy... a szlak rowerowy o numerze 007 połączy nas z Tatrami!
Normalnie czekałby nas wariant bardzo kombinowany, bo szlaki rowerowe podchodzą pod Park Narodowy, ale zaraz też schodzą w dół. Jakoś tak nie chcą lecieć wzdłuż parku. Plan wstępny zakładał zatem łączenie różnych kolorów, aby przemieszczać się po pagórach mniej więcej wzdłuż Tatr... ech gdyby ten czerwony pieszy - magistrala, który idzie wzdłuż Parku był legalny dla rowerów to... i nagle! Mówisz - masz!
Na środku naszej drogi: kierunkowskaz. Cesta 007 i jej odległość do Ziarskiej Doliny. Kompletnie niezgodnie z naszą mapą i w zasadzie nie do końca wiemy jak, bo słabo tutaj (na mapie) z drogami, ale hej... to nam przecież bardzo, bardzo pasuje.  Może trzeba zaufać szlakowi i dać się ponieść? Brzmi jak plan! No i znowu SIÓDEMKA! Pasuje Wam, znowu SIÓDEMKA... jak nasza próba. Ja ja kocham takie smaczki i symbole!

Droga siódemko - ja dla ciebie śpiewam, więc przybywaj.
Powszechnie to wiadomo, że siódemka jest szczęśliwa.
Wybacz tę wyliczankę i niech będzie nam wspaniale,
Bo plan mam taki, by po tobie już nie liczyć dalej.


Wsiadamy na tą drogę i będziemy się jej trzymać... no, będzie wesoło.
Nasza mapa a realny przebieg tego szlaku to są dwa różne światy, ale - co śmieszniejsze - różnego rodzaju mapy/schematy na tablicach parku także będą się miały nijak do realnego przebiegu tego szlaku! Czasem także gdzieś zaniknie, aby nagle odnaleźć się ze 2 km dalej... co najważniejsze jednak, będzie jednak leciał dokładnie tak jak chcemy. Będzie ocierał się o Park Narodowy i "adoptuje pod siebie" wiele różnych szutrówek, ścieżek i traktów, którymi normalnie nie wolno byłoby się poruszać (w końcu to Park Narodowy, więc wariant na dziko trochę słaby...). Szlak ten poprowadzi nas naprawdę wysoko, bo ciągle wić się będzie na ponad 800m, a czasami nawet sporo wyżej. Na jednej z tablic jest informacja, że leci aż na PODBAŃSKIE - to około 35 km. DOSKONALE, PO PROSTU DOSKONALE. Dobrze James, agencie 007 prowadź nas przez las i przez noc!

007 startuje z Doliny...

...pięknymi widokowo drogami...

...i wspina się...

...naprawdę wysoko...

...w kierunku Parku Narodowego (TANAP)

Full wypasss :D

Kończy się pomału dzień pierwszy naszej przygody

A z naszej prawej widać DUMBIRY i inne CHOPOKI :D


Kierunek PODBAŃSKIE... czyli poszarpany sen OTARGAŃCÓW
35 km jest do Podbańskiego. Dobrą, rowerową trasą... więc chyba przed północą tam będziemy, prawda?
No właśnie - z powyższego zdania prawdziwe jest tylko "rowerową"... co do "dobrej" to powiem, że miejscami tak, tam gdzie ten szlak będzie istniał :D
...a tam gdzie się "zgubi" to hmmm... będzie hardcore'owo.
Do Podbańskiego dotrzemy o 6:30, masakra... 6 i pół godziny później niż zakładamy... te 35 km kilometry będą nam iść jak krew z nosa. To będzie niesamowite....
Tabliczka "PODBAŃSKIE 17 km" na trasie... godzinę później, po koszmarnej walcei z terenem... zobaczymy tabliczki "PODBAŃSKIE 14,9 km"... to "przecinek 9" mnie dobiło...
Miejscami to będzie ostry hardcore... góra, dół, góra, dół i to po stromych zboczach. Czasem droga w zasadzie zaniknie.... to będzie naprawdę długie 35 km.
Aby nie było! Miejscami ten szlak będzie leciał "na wypasie", świetną drogą... i to jest właśnie niesamowite, bo raz lecisz 25 km/h, aby za chwilę przedzierać się przez ścieżkę, której w zasadzie już nie ma. Moim faworytem był stromy żleb w zboczu trawersowany w poprzek po skale, totalnie zarośnięty i zawalony drzewami... tak, wszystko naraz... to był trawers zawalonego drzewami skalnego zbocza... 25 minut walki aby przejść 300 czy 400 metrów...
Miejscami jest jak na Jaszczurze... i mówimy tutaj nie o jakimś nizinnym jaszczurowatym, ale tatrzański!
W sumie nie wiem czy czegoś tam nie pomyliśmy, bo znaczki "C" od czasu do czasu znikały totalnie i trzeba było mocno wspomagać się mapą, na której tego szlaku przecież i tak nie mamy... no ORIENT, prawdziwy ORIENT :)
Według rozpisek na tablicach turystycznych  "czerwona cesta" leci równolegle z "czerwonym pieszym". Czerwonego pieszego nigdy nie zgubiliśmy, więc można by powiedzieć, że ciągle byliśmy na naszej "zero-zero-siódemce" także... ale to jest co najmniej dziwne... jak nagle przez dłuższy czas "znaczka C" nie ma... przeprawiasz się pieszym przez jakiś młodnik, żleby, skały i nagle od jakieś, całkiem niezłej ścieżki w z lewej wjeżdża "znaczek C", cały na czerwono, jak gdyby nigdy nic. Ja wiem, że robimy to po nocy i może czegoś nie zauważyliśmy... ale cholera, według schematów są równoległe, a "objazdu" czy odbicia wcześniej nie widzieliśmy żadnego... albo nie było oznaczone.
Formalnie, dostać się do Podbańskiego zajmie nam tak naprawdę 3h dłużej niż sądziliśmy bo plan był tak:
- Podbańskie około 0:00
- potem złapać ze 2-3 godziny snu już w miejscowości (wiata, MOR) aby nie robić tego w środku lasu i nie prowokować futrzastych amatorów miodu...
Plany planami, a teren robi swoje...
Zmęczenie, zarówno całym dniem, jak i tymi hardcore'owymi odcinakami... niesienie roweru stromym źlebem męczy... bardzo męczy... spowodowało także, że musieliśmy złapać 3 godziny snu w dostępnej (a nie specjalnie wybranej) wiacie... tuż pod tzw. Granią Otargańców. Ech schodziliśmy tamtędy KIEDYŚ po zmroku... dzikie pasmo o pięknej nazwie... bardzo trafnej bo to ostre skały. OTARGAŃCE.  Jesteśmy jednak tak wykończeni i sleep monster tak bardzo na nas napiera, że padniemy na 3h tam gdzie będzie się dało przespać...
Skoro w Podbańskim mieliśmy także złapać ze 3h snu, to nasze opóźnienie wyniosło tak naprawdę "tylko" 3 godziny... nie zmienia to jednak faktu, że jak dotrzemy do Podbańskiego o 6:30 to idzie się trochę załamać, bo minął dzień i noc, a my mamy koło 1/4 trasy... może 1/3.
Żleb będzie mi się śnił po nocach... jeszcze z moim obitym ogonem. W świetle latarki... w gęstej, kolczastej roślinności, w ogromnej duchocie, bo roślinność plugawa dobrze trzyma "nagrzanie" pozyskane za dnia, do tego jest parno... będzie się ze mnie po prostu lało... a szarpiąc z blokującą się o gałęzie kierownicą, będzie mnie naprawdę mocno łupało w krzyżu...  
A potem, jak chcecie już pójść spać, w dość słabej wiacie z wąskimi ławeczkami, aby dobrze się na nich NIE leżało... to się Wam, w przepoconych ciuchach zrobi bardzo zimno... będzie nas telepać od chłodu... i wtedy folia NRC zrobi robotę. Przebranie się w suche i folia NRC.
Przeżyjemy noc i będziemy przedzierać się dalej...

Trzymamy się czerwonego


Jest klimat!

"-Piękna noc, Alfredzie. - W rzeczy samej, Master Bruce, noc godna myśliwego..." (całość TUTAJ)

W żlebie...

Czerwony pieszy cały czas z nami jest...

Poranek... a my do Podbańskiego mamy nadal 9 km...

Przynajmniej wschód słońca jest piękny - można powiedzieć, że "na wschód od Krywania" :D


PODBAŃSKIE... kierunek Strbski Pleso a potem Smokoviec czyli MAINSTREAMowy KLASYK KLASYKOW
Godzina 6:30... nieźle, naprawdę nieźle. Sześć i pół godziny po planowanym czasie (wiem, wiem... pisałem przed chwilą, że trochę inaczej trzeba to liczyć, ale mimo wszystko...). Mam wrażenie jakbym przyszedł po pożarze, na dogasające zgliszcza i zapytał czy ktoś nie dzwonił po straż, bo już jestem. Pamiętacie tą scenę  "-Jak długo to potrwa? -10 minut! -Cholera, za dwie będzie po wszystkim!"---> TUTAJ? Zeszło nam... oj zeszło.
Jemy śniadanie z plecaka w dziwnie pustej miejscowości. Tutaj jestem spory węzeł szlaków, mamy środek wakacji, a tu pusto... Tatry Zachodnie, moje ukochane, są jednak mniej popularne niż Wysokie. Oby tak zostało - mnie to nie przeszkadza :D
Parkingi pod Krywaniem czy w Smokovcu to będą zawalone, a tutaj dość pusto. Nie ma jak Podbańskie :)
Od tego momentu jedyny sensowny wariant przejazdu to jazda szosą na Smokoviec. Tak też biegną szlaki rowerowe. Niestety na TRI STUDENKI i w inne takie miejsca, cyklostrady nie dochodzą, a nie planujemy przecież odwalać żadnych krzywych akcji w Parku Narodowym.
Innymi słowy, ten fragment lecimy tak jak wszyscy szosowcy i gravelowcy, którzy jadą dookoła i powiem Wam, że miniemy bardzo wielu takowych. Jedziemy jakbyśmy byli tacy jak Oni, jakbyśmy nie odbiegali od standardów - ten 16 kg plecak i full na ryju raczej nie powinien nas wyróżniać, prawda? Uda nam się wtopić w tłum, prawda :D ?
Efektem takiego przejazdu jest także to, że teraz kilometry zaczną nam uciekać... jest jednak różnica gdy targacie przez krzaki, a gdy lecicie asfaltem. Może kiedyś - rajdowo - w końcu to zrozumiemy :D
A co do podtatrzańskich miejscówek, to powiem Wam, że zmieniły się te miejscowości - niesamowicie zmieniły. 
Uwielbiam Smokoviec (Bistro Smokoviec to jest legenda!!!) i zawsze był on dość popularny, ale miejscowości takie jak Tatrańska Polianka czy Vysne Hagi to były w zasadzie wymarłe.
Dziś: parkingi, restauracje, turyści. Lekki szok, ale chyba mimo wszystko pozytywny.

Szosa na Strbske Pleso - widokowa ta trasa :D

James nas nadal prowadzi... chciał nas zgubić w żlebie, ale nie daliśmy się!

Skrzydlaty chyba zaraz opierdoli wiewióra na śniadanie :D
Super, wypass miejsce - bardzo polecamy, ale tak jak mówiłem. Te budynki to były ruiny, zamknięte na 4 spusty, a dziś! Tatranska Polanka!

Cyklomagistrala także wypaśna - w zasadzie od Polianki do Zdiaru. MEGA!
Pamiętam jak kiedyś dostępne były tylko jej fragmenty - dziś pełen przejazd!


Naprawdę MEGA!

Przeloty :D

Kilometry takich dróg :D

Muszę, muszę - znowu spotykamy BABĘ YAGĘ więc po prostu muszę - drzemy ryja wszyscy! DAWAĆ !!!
Moja miłość do tej piosenki to srogie upośledzenie, ale dobrze mi z tym - kupuje mnie chyba ten klimat "tę historię przecież dawno zapomniałem" - życie, po prostu życie :D

"Czy pamiętasz tamte gór, tamte rzeki
gdy poszedłem hen za Tobą, w świat daleki...
...Ty wróżyłaś z mojej dłoni i się śmiałaś,
długie życie, gdzieś na szczycie, mi pisałaś...
...rzeki przepłynąłem, góry pokonałem,
tę historię przecież dawno zapomniałem
teraz z Tobą jestem, trzymam Cię za rękę
to dla Ciebie Miła, nucę tą piosenkę"

(całość "Czarownica 2: BABA YAGA" - TUTAJ)


Ścieżką w koroną drzew w kierunku granicy

Zjeżdżamy z cyklostrady przez Zdiarem. Naszym celem jest wspięcie się Bachledovą Doliną do Ścieżki w Koronach Drzew i następnie przejazd pasmem Magury Spiskiej.
Nie będziemy walić Velo skoro tak idealnie wchodzi nam tu niebieskie szlak i można lecieć całą trasę z widokiem na Havran i inne Tatry Bielskie.
Będzie nas to kosztować kolejne przewyższenia, ale co tam!
Rok temu, dokładnie rok temu - siadałem na rower... pierwszy raz po operacji (TUTAJ).
Miałem zrobić 15-20 km i zobaczyć czy kolano działa, przed chwilą przecież odłożyłem kule... jak ja czekałem na ten dzień. Jak ja odliczałem... a jak już siadłem, to to co zrobiłem, to chyba nie było zbyt mądre... ale kolano działało - działało jak złoto i zrobiliśmy ponad 100 km. Jaka to była euforia... a teraz rok później, tylko rok później (poczytajcie ile czasu niektórzy po takiej operacji dochodzą do sprawności... bo to bywają lata... całe lata)... a więc tylko rok później objeżdżam Tatry i to po szlakach, a w nogach mam Piekielny i Warszawę. Niepojęte to jest, ale cieszy. Tak niesamowicie cieszy. Wspinamy się na Magurę Spiską z widokiem na Havran!
Jestem wykończony, zlany potem, trochę śpiący... noc była ciężka, zwłaszcza żleb... mamy 6 i pół godziny opóźnienia... ale jedziemy, jedziemy! Jedziemy przez Magurę, bo możemy!
"...klejnotem płacę sił, jeszcze mnie stać" (całość macie pod linkiem; inna sprawa, że chłop robi rozrywkowy kontent, który można lubić lub nie, ale od czasu do czasu poleci takim tekstem jak tutaj, takim że WOW) :P
A skoro jesteśmy przy WOW to powiem tak, że Magurę Spiską znaliśmy...
ale późniejszą ścieżkę i podjazd na Łapszankę od słowackiej strony - no WOW, WOW, WOW... piękna droga. Rewelacja!

Przez Magurę z widokiem na Havran :)

5000 przewyższeń się samo nie nabije...

Kapitalna droga!

Rewelacyjna!

Oszalalem! Tu jest pięknie!

Podjazd pod Łapszankę... boli, naprawdę boli, ale i tak jest pięknie

"Witaj nam, Polsko! Myśmy są wojsko - BIAŁOCZERWONE
...pół świata za nami, a nad nami orzeł
siedem rzek przejdziemy i głębokie morze..." czyli wracamy do kraju !!! (
całość TUTAJ)


Drogą pod Reglami w drugą noc...
Podjazd pod Łapszankę nas masakruje... licznik przewyższeń dostał dziś pierdolca i bije jak szalony. Mam wrażenie że leci szybciej niż ten od kilometrów. Kawał trasy już za nami, właśnie wróciliśmy do kraju, a jest po 18:00. Nie jest źle acz nie unikniemy drugiej nocy. Jakoś tak podświadomie nastawiałem się, że do nocy zamkniemy trasę (nawet do północy), ale to nam nie grozi chyba. Przewidujemy, że będziemy w aucie nad ranem i ten "szacunek" okaże się dość trafny.
Z Łapszaniki na zjeździe to palimy hamulce, ale teraz przed nami Głodówka... kolejny niekończący się podjazd, zwłaszcza że idziemy od Brzegów przez las, a nie główną drogą. Kamienista ścieżka pnie się stromo w górę i słowo idziemy pasuje tutaj lepiej niż jedziemy... ale zdążymy na Głodówkę na zachód słońca!!!
Teraz dzida do Zakopanego i tutaj przyszła pora na decyzję: Gubałówka czy Droga pod Reglami.
Wybieramy Regle bo nie byliśmy tam lata (kto normalny jeździ do Zakopanego w wakacje :D :D :D), a zrobili z tej ścieżki piękną promenadę. Mówię to serio, super jest to zrobione, a nocą jest tu pusto. Pewnie inaczej bym mówił gdyby tu jechał za dnia, w tłumie, ale nocą nie ma tu nikogo. Bardzo podoba mi się jak "zrobiono" tą ścieżkę. Trochę nostalgia trip bo rowerem pod Reglami to jeździłem jak byłem w podstawówce...
Zatrzymujemy się na punkcie z widokiem na oświetlone miasto i jemy późną kolację... czuć po nas trudy dzisiejszej wyprawy, Dogrzani dwoma dniami (i tak super, że nie padało!!!), styrani przewyższeniami i dystansem, trochę odparzeni bo jednak siedzicie godzinami w siodle, buty także trochę obtarły bo podejść było dużo... a przed nami jeszcze domknięcie trasy: Magura Witowska (1232m) - polskie, górskie domknięcie pętli.
Trochę się go już nie chce robić, zwłaszcza że stąd do auta to mamy przelot dobrymi drogami... a jest właśnie parę minut po północy, drugiej nocy zmagań.
Wiem jednak, że będziemy żałować jeśli teraz odpuścimy... mamy objechać Tatry po szlakach i górach. Były Skoruszyńskie, był Mnich, była Magura Spiska... bez Magury Witowskiej ten przejazd nie będzie kompletny. Jak to obecnie mówi wiele osób "nic nie musisz, wszystko możesz"... tak to prawda, ale wiem też że "mam bardzo prosty gust, zadowala mnie tylko to co najlepsze". To nasz przejazd, to wariant czarny, to najlepszy wariant - jedziemy przez Magurę! Póki noga podaje, póki jeszcze tli się w nas jakaś iskra, póki starczy nam sił, "dopóki się zapala wzrok, dopóki kusi nocy mrok..." - ostatni podjazd dzisiaj. Ponad 400m przewyższenia do góry niebieskim szlakiem. Ruszajmy!

Łapszankowe baranki :)

Kapliczka Srogich Przewyższeń czyli Łapszanka :)

Jeden z najlepszych punktów widokowych na Tatry ze Spiszu

Podejście lasem pod Głodówkę

Widok z tejże!

"Miłość, miłość w Zakopanem, polewamy się szampanem, rycerzem jestem ja, a Ty Królową Nocy!!!"
bo wygląda na to, że nam się uda... że zrobimy to... że objedziemy te Tatry!!... i że skończymy ten objazd nocą.
W końcu jednak się uda!


Mr. Gubałówek widziany z Regli nad Zakopcem :)

Droga pod Reglami - no wypasss!

W drodze do Kir


Finalna... masakra
Decyzja podjęta. Ruszamy niebieskim szlakiem pod górę. Nogi jak z waty, czuć ogromne zmęczenie. Jest 30 min po północy... będziemy na szczycie po 2:00 w nocy. Nim zjedziemy do auta będzie poranek, a jakoś tak nastawiałem się, że zdarzymy przed świtem. Mamy też już naprawdę dość, ale idziemy siła determinacji... niestety Magura postanawia zabawić się naszym kosztem. Szlak od połowy drogi staje się całkowicie rozwalony przez ścinkę drewna... błoto, woda, zwalone drzewa. Trzeba w zasadzie cały czas nieść rower i to już nas totalnie wykończy... zmasakruje, sponiewiera. Na tyle mocno, że z zasadzie przestanę już robić zdjęcia, a to jest znamienne, to znaczy że jest źle... nie wyciągam aparatu kiedy mam naprawdę dość. Na tyle, że nie zrobię nawet zdjęcia na szczycie... tzn. zrobię, ale z ręki "na odpier**l" się, a że mamy noc, to nic nie wyjdzie. 
Inna sprawa, że droga na szczyt zdaje się nie kończyć, ale co gorsza żółty graniczny w dół jest taki sam... na tyle nieprzejezdny, utkniemy na nim walcząc o przetrwanie.
Finalnie będziemy przedzierać się do białej drogi, którą zjedziemy do Chochołowa... ale i tak dostanie się do tej drogi to będzie wyczyn i zajmie nam to naprawdę długo.
Dalej twierdzę że mimo wszystko było warto, domknęliśmy trasę na naszych zasadach. Owszem na koniec wyprawy zrobiła się ścieżka zdrowia, tak na dobitkę... w sumie tak jak na początku wyprawy czyli jaki początek, taki i koniec.
Do auta dotrzemy nad ranem... gdy będzie już różowieć niebo na wschodzie.
Szlak niebieski wzdłuż słupków granicznych...

Ech...

Już po zjeździe z Magury. Ruiny skoczni w Chochołowie czyli ostatnia prosta do auta...
Minęło 47 godzin z hakiem... czyli zmieściliśmy się z objazdem w 48 godzinach!

Nasza trasa :)


Podsumowanie:
- siódma próba. To chyba znaczy być upartym, nieustępliwym, nie-do-końca-normalnym...
- udało się. UDAŁO SIĘ. Zrobiliśmy to. Kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty... ale udało się!
- jestem niesamowicie dumny z Basi. Naprawdę mało jest dziewczyn, które chcą (przede wszystkim chcą) i dadzą radę odwalić taką akcję!
- tym bardziej dumny, że do wielu takich pomysłów, to Ona mnie popycha/namawia - heh, czasem wymusza :D (np. Warszawę to Ona zaproponowała)
- jestem zatem szczęśliwy... zarówno dziś, jak i w życiu. A jakby nie patrzeć, to dość ważne - być szczęśliwym :)
(- Hej,kopę lat, co u Ciebie?
- Ożeniłem się
- To musisz być szczęśliwy!
- Muszę)


To wszytko już na dziś. Tymczasem, moim Drodzy!!
Do zobaczenia... pewnie gdzieś na szlaku, ale częściej to chyba poza nim.
Wariant czarny zobowiązuje :)


Kategoria SFA, Wycieczka


komentarze
szczypiorizka
| 08:29 wtorek, 23 lipca 2024 | linkuj Dla mnie też BS to forma pamiętnika, często wracam do wpisów, chociażby dlatego, by sprawdzić czy już dany mural nie złapałam wcześniej XD
Jakoś też lubię sprawdzać, czy mój styl pisania się zmienił.
Stravę używam, ale nie zawsze. Wtedy też tam tylko krótko coś piszę i odsyłam zainteresowanych na bloga.
aramisy
| 00:32 wtorek, 23 lipca 2024 | linkuj Dziękuję - cieszę się, że relacja się podobała. Staram się pisać relacje z naszych wypraw dość regularnie - tak aby mieć też pewien pamiętnik wyprawowy, ale czasem brakuje motywacji czy ktoś to czyta - czy nie prościej wrzucić po prostu kilku zdjęć... kilka rowerowych blogów, tak wymarło i teraz jest mapka ze Stravy i dwa zdjęcia, a kiedyś było co poczytać o samej wycieczce czy rajdzie. Taki komentarz zachęca by jednak co-nie-co o tej wyprawie napisać.
szczypiorizka
| 19:29 poniedziałek, 22 lipca 2024 | linkuj Łał świetna relacja!
Bardzo fajne, przydatne informacje dotyczące szpeju i trasy. Podziwiam i szanuję za taką wyprawę :-)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa argiw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]