aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

OrientAKCJA Zalew Batorówka

  • DST 107.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 6 maja 2017 | dodano: 07.05.2017

Buhahahahaha...HAHAHAHAHAHA. 3:50 nad ranem. Budzi mnie maniakalny śmiech jakiegoś idioty z siekierą...a nie, to tylko mój budzik. Już miałem pytać czym Pan siekierował robiąc taki rechot o tak chorej porze, a to tylko sygnał pobudki. Basia go nienawidzi...twierdzi, że w nocy, jak jest cisza to sąsiedzi też go słyszą i mają o nas, co najmniej, dziwne zdanie. Przesada, nasi sąsiedzi są bardzo spoko.
Na przykład słuchają dobrej muzyki, nie wiem czy chcą ale słuchają :)

Bladym świtem
Pakujemy rowery na dach naszego Pancernika Szos. Kamila i Filip również dotarli. Wyruszamy w czwórkę nad Zalew Batorówka, gdzieś w zakamarkach województwa łódzkiego, bo właśnie tam odbywa się kolejna impreza - OrientAKCJA.
Kawałek drogi, ale warto bo ekipa od Łorient-ekszyn jest świetna, robią kapitalne imprezy i będzie bardzo miło Ich znowu zobaczyć. Jedziemy z nastawieniem powalczenia z trasą GIGA, acz nie oczekujemy jakiegoś mega wyniku bo jeszcze dość mocno czuć w nogach Rudawską Wyrypę i Team360. Były to naprawdę ostre, hardcore'owe imprezy, a 2 dni regeneracji po czymś takim, to nie jest za dużo. Ale co tam, walimy w łódzkie na kolejną imprezę!
W miarę bez przeszkód docieramy nad Zalew około godziny 9:00. Mamy zatem 45 minut do oprawy. Idziemy się zarejestrować, witając jednocześnie z wieloma ekipami, które również docierają na dzisiejszą (Orient)akcję np. Łukasz Piachulec czy też Nadwiślański Grzesiek.
Filipa coś powykręcało w bazie rajdu:


Płyną góry, płyną lasy...
Tako rzecze Organizator. Będzie mokro, bardzo mokro po ostatnich ulewach. Są miejsca gdzie woda w lesie stoi. Tam też stoją punkty - gdzieżby indziej :D. Jak ja to uwielbiam: problemem może być nie tylko znalezienie lampionów, ale także dotarcie do nich.
Gór tu wprawdzie nie będzie, bo w miarę płaskie tereny, ale dzięki temu potworzyły się (i nie spływają) nowe leśne akweny.
Na starcie tłumy, impreza staje się coraz bardziej popularna, ale o tłok się nie martwię: nasz wariant przejazdu będzie jak zawsze osobliwy (dobrze, że nie hermitowski - wybaczcie ten suchy hermito..eee...hermetyczny żart). Co ciekawe, nad Zalewem odbywa się konkurencyjna impreza - jakieś mistrzostwa w łowieniu (wędkowaniu).
Ech wspomnienia, ja też kiedyś łowiłem...byłem prawdziwym łowcą. Wyszukiwałem perełki na gdziestoja.pl i potem przechodziłem do (orient?)akcji. To były czasy, czasem trochę cukierków i obietnic, czasem trochę stresu na przesłuchaniu, jak coś poszło nie do końca tak jak powinno. No nic, nie o tym miało być.
No ale Panowie tutaj to łowcy ze 3 klasy wyżej ode mnie. Łowią tutaj same grube ryby... naprawdę grube. Pewnie ktoś wrzucił trochę tucznika dla świń do stawu dla beki i teraz są efekty. Zostawiamy jednak wędkarzy i ruszamy na trasę. Ogień.

"Nie mam formy"
Lecimy na pierwsze punkty. Błota sporo, ale da się jechać. Tempo jest ostre bo zaliczamy 4 punkty w ciągu 1 godziny. Niemniej czuć Wyrypę i Team. Nie lecimy tak szybko jakbyśmy chcieli. Widać to zwłaszcza, gdy mija nas Grzesiek L., który rzuca do nas "że nie ma zupełnie formy", po czym chwilę później widzę go już na horyzoncie, tak zapieprza. Mamy na liczniku 32km/h a On się oddala...i to oddala w oczach. Nie wiem o jakieś formie On mówił...chyba odlewniczej. Jeśli tak to spoko, ja też nie wożę ze sobą takich rzeczy na rajd. Zabrałbym, ale nie mieści się do plecaka - z konieczności zostawiłem ją w bazie...


Lepszy model z napędem jądrowy
Lecimy przez las. Jadę za wolno, Basia postanawia mnie ukradkiem wymienić na lepszy model. Przejeżdża przez wielki konar, który zostaje wyrzucony przez jej tylną oponę. Leci...leci...leci...wprost między moje szprychy. Naprawdę wielki konar. Opiera się o golenie amortyzatora, jak mną nie szarpnie...tylne koło w powietrzu, ja jajami siedzę na kierownicy i chwile tak jadę. Wzrok zawodnika, który podchodzi pod punkt od innej strony bezcenny. Wyglądam jakbym sterował rower kroczem. Uspokajam go zatem, widząc jego zdziwienie albo kto wie - podziw :)
Uspokajam go nadal siedząc na kierownicy:

"spokojnie proszę Pana, jestem ekspertem jeśli chodzi o napędy jądrowe. Mam go pod kontrolą, nic Panu nie grozi - trzymam go"

No a co mam Mu powiedzieć...że w reklamie Mu nie powiedzą całej prawdy, że "gdy konar nie chce zapłonąć", to trzeba go wrzucić między szprychy. Ja przeżyłem, konar nie...pancerne koło Santy go zmieliło.


Wszystko po kolei czyli jazda wyznaczonym torem

Dopadamy starej linii kolejowej i zbieramy kryjący się tam punkt. Następnie postanawiamy pojechać skrótem. Wbijamy zatem na tą linię i ciśniemy jak pociągi. Ciężko i ospale, ale nie do zatrzymania. Pociągu tu nie będzie, bo nawet podkładów już nie ma, ale przynajmniej nie musimy się wracać. Dobry skrót nie jest zły.

24 bagna do przejścia.
Punkt nr 24 na mapie znajduje się na strumieniu. Zalecano aby podchodzić go od południa, dlatego walimy od północy. Rogate dusze z nas :)
Mówili, że strumień po deszczach się bardzo rozlał i las stoi w wodzie, zwłaszcza od strony północnej. Mieli rację, przedzieramy się przez rozlewiska i moczary. Chlupie pod nogami aż miło, ale co tam - nie pierwsze bagno i nie ostatnie w naszej karierze. W sumie to całkiem ładnie tutaj, ładnie tyle że mokro.



Leśna groza
Lekko mokrzy po 24-tce walimy dalej lasem. Jeden z punktów jest obok leśnej mogiły. Znajdujemy ją...lekko creep'y to jest miejsce. Mogiła jest bardzo mała, to sugeruje że należy do dzieci i znajdują się na niej aż 4 niemiecko brzmiące imiona...powiało grozą. Brakuje tylko aby teraz wyszła z lasu jakaś mała dziewczynka z misiem w ręku i zagadała:
"choć ze mną do lasu... pokażę Ci gdzie umarłam. Będziemy się tam bawić...wiecznie".

Nie ma opcji, spadamy z tego miejsca z prędkością światła. Widziałem za dużo horror'ów klasy Z, aby nie wiedzieć czym to się skończy. Dostajemy takiego speed'a, że na następnym punkcie doganiamy Marcina G, który zawsze jeździ szybciej od nas. Strach dodaje skrzydeł :)

Trytytki grają pierwsze skrz...KLESZCZE
No niestety awaria...Szkodnik rozwala przerzutkę. Wyłapał jakieś wielki konar i zmielił go na wiór. Niestety wózek nie wytrzymał - "wygł" się. Zęby kółeczka także nie do końca idą w jednej linii. W ruch idą kleszcze, i próbuję odgiąć wózek z powrotem.
Nie idzie...stwierdzam, że trzeba sposobem.

"Jeśli brutalna siła nie działa, to oznacza że używasz jej za mało".

Zapieram się i wyginam go z powrotem. Odginam także zęby - nie będzie to działo rewelacyjnie, ale 40 km Basia na tym przejedzie - mając z tyłu kilka biegów (nie wszystkie). 30 minut nas jednak kosztowało przywrócenie jako takiej sprawności sprzętu. Ważne, że działa...w drugim rzucie strategicznym spinamy wózek przerzutki trytytkami (tak aby łańcuch szedł po krzywych zębach kółeczka i z nich nie spadał. Buntuje się, chrupie ale działa. Może sobie protestować ile chce, ma działać i DZIAŁA.
W między czasie wpadamy na kolejne bagna:



Tick tock, tick tock...beat the clock
Pół godziny w plecy pokrzyżowało nam trochę plany. Musimy zmodyfikować lekko trasę i odpuścić jeden punkt, który był w planie bo nie zdążymy w limicie do bazy. Zmieniamy zatem plan i ruszamy w kierunku bazy przez 3 a nie 4 punkty. I tak, gdy wpadamy na ostatni z tych punktów, to zostaje nam około 15 minut do limitu. Znowu na styk. W lesie spotykamy ponownie Grześka L, który też finiszuje w klasyczny dla nas sposób. O tyle, że On zaliczył komplet punktów. Lecimy ile fabryka dała i wpadamy na metę 3 minuty przed końcem czasu, czyli z naprawdę sporym zapasem jak na nas :)


Styrani, zmęczeni ale szczęśliwi
Wynik może nie powala, bo zrobiliśmy 107 km i tylko 20 z 24 możliwych punktów, ale i tak jesteśmy zadowoleni. Pojechaliśmy na max'a, na tyle ile się dało tego dnia - na tyle ile pozwoliło zmęczenie z poprzednich dwóch hardcore'owych imprez i awaria przerzutki. Teraz przydałby się urlop dla poratowania zdrowia :)
Jeśli chodzi o podsumowanie OrientAkcji, co tu dużo mówić: genialna impreza autorstwa kapitalnej ekipy. Tylko jak zawsze szkoda, że to tylko 8 godzin. Przy zestawieniu OrientAkcji tuż obok rajdu z limitem 24h czy 33h to od hasła start, mam poczucie że czas nam się zaczyna kończyć :)
Może ich kiedyś przekonamy do dłuższych imprez - kropla drąży skałę, a więc będziemy truć, nękać i namawiać :)


Kategoria Rajd, SFA


komentarze
aramisy
| 20:11 środa, 10 maja 2017 | linkuj Dzięki za ciepłe słowa.
W tym roku mam postanowienie opisywać wszystkie imprezy na których jesteśmy, a nie jak do tej pory wybiórczo. Może to być fajna pamiątka, jeśli uda się utrzymać kronikę z kilku lat :)
Pixon
| 13:55 wtorek, 9 maja 2017 | linkuj Piękna relacja, rewelacyjnego wydarzenia.
Byłem, pojeździłem, czytając Twój tekst wróciłem raz jeszcze. Mega robota !
aramisy
| 22:15 niedziela, 7 maja 2017 | linkuj Spacerek to chyba zbyt duże uproszczenie. Uwielbiamy rajdy długie, dzień + noc, nawet dłuższe gdzie można sobie naprawdę pojeździć - to prawda, ale gdy przychodzi OrientAkcja czy BikeOrient, gdy masz 8h to wtedy tempo jest inne. To nie spacerek, raczej sprint :) zupełnie inne rozłożenie sił niż przy takiej górskiej Rudawskiej Wyrypie.

Co do fullface''ów - to nie są pełne fullface''y, to te z odpinanymi szczękami. Ich przeznaczenie to enduro (w góry) a nie do DH. One są naprawdę lekkie, niewiele cięższe niż zwykły kask a nieraz już ryj ochroniły w górach lub na rajdach :)
tenbashi
| 20:29 niedziela, 7 maja 2017 | linkuj Świetny tekst, jak i cała impreza :) Też dobrze się bawiłem :). Ale przy dwóch wspomnianych imprezach to chyba Orientakcja to spacerek :D
PS. Nie za gorąco Wam w tych fullfaceach?

Pozdrower
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa gowdu
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]