aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Jaszczur - Dolina Cerkwi

  • DST 72.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 września 2021 | dodano: 14.09.2021

Drugi dla nas Jaszczur w tym roku (po partyzanckim zbieraniu Jagód w trybie "Covid ostry"). Chyba wszyscy już wiecie jak bardzo kochamy ten "Rajd Szkodników, Pacanów i Zbieraczy Padliny". Jest to oczywiście trochę syndrom sztokholmski bo Jaszczur to dziki stwór, co drapie, gryzie, chłoszcze i upokarza... a my mimo to wciąż i wciąż wracamy po więcej. Nie inaczej jest i tym razem, kiedy to zostaniemy pchnięci w srogą (srogą - to słowo to spoiler!) poniewierkę na Pogórzu Dynowskim. Nie dość, że 3/4 naszych znajomych nie ma nawet pojęcia gdzie to jest, a na odpowiedź, że "niedaleko Dynowa" to patrzą na nas jakbyśmy Im odpowiedzi nie udzieli wcale... to jeszcze bazą rajdu jest miejscowość SROGÓW Dolny. Pasuje Wam? Srogów! Kto wymyśla takie nazwy? Skąd jesteś? Ze Srogową! A jakie tam mają zimy? Srogie! No bez kitu! Zapowiada się srogi rajd w srogim terenie obok Srogowa. Dzisiejszy rajd sponsoruje zatem literka S jak SROGI WPRDL od Jaszczura D:
Ale ale UWAGA. Jak zawsze potraktujcie poniższą relacje z dużym przymrużeniem oka, bo branie wszystkiego na poważnie grozi frustracją i srogim WKRW'em

Mapa + lidary i wycinki historyczne (1937...)


"Koniem dla nich istnienie! - Trzeba znać ogiera;
Pięści słucha, czy pieśni, czy rwie się w step czy w tłum;
I umieć nie spaść, kiedy piersi pęd rozpiera.

A spadłszy, szepnąć jeszcze - equus polonus sum!" (jak ktoś nie zna, to niech się nawet nie przyznaje... tylko nadrabia ukradkiem TUTAJ)
Budzik dzwoni bardzo wcześnie rano bo już o 4:00. Do Srogowa mamy bowiem trochę drogi, bo to już w zasadzie obrzeża Sanoka. Pakujemy rowery na dach naszego niestrudzonego SFA-Orientkampfwagen i ruszamy na wschód. Mówią że "tam musi być jakaś cywilizacja", ale jedziemy przecież na Jaszczura... obawiam się, że znowu skończymy w totalnej dziczy. Jak zawsze zapisaliśmy się na trasę NIEpieszą, którą można pokonać na każdej maszynie, byle nie miała silnika. My jak zawsze ruszamy na rowery... mimo, że bywa to na tym rajdzie daremne, bez sensu i w zasadzie na pewno się nie uda. Tym razem jednak określenie "na każdej maszynie" jest nieprecyzyjne, startuje bowiem także ekipa, która będzie poruszać się konno. Dzieje się to chyba pierwszy raz w historii tej imprezy, a na pewno pierwszy raz na edycji na której jesteśmy. 
Zastanawiamy się jak niesie się konia przez jary i wąwozy czy tez chaszcze. Czasem przecież rower jest ciężko tam przeprawić, a konia :D ?
Silne plecy i technika chwytu - to musi być klucz do sukcesu. Co więcej , koń może zacząć protestować gdy będzie zrzucany w przepaść, rower leci w ciszy... tzn. bez słowa protestu, bo ciężko ciszą nazwać hałas towarzyszący obijaniu się o drzewa i kamienie. Żartuję oczywiście, ale na pewno będzie to start ciekawy, a konie nie będą ciągnięte do każdego lampionu. Wystarczy, że ludzie są  tam ciągnięci... to już samo w sobie bywa MALO zbrodnią :D 
Któryś z Zawodników wspominał mi, że legenda głosi, że nim my startowaliśmy na Jaszczurach to była niegdyś już jakaś ekipa na koniach. Amatorski zapis video można znaleźć TUTAJ
Powiem Wam, że zapis video widziałem i wygląda legitnie. Znam to osobiście z niejednego Jaszczura, więc video może być autentyczne... Obstawiam, że to gdzieś w Beskidzie Niskim/Bieszczadach było. Tak tam jest! Tak tam było: ostatnio - nasz zapis znajdziecie TUTAJ (o jak nas ta edycja sponiewierała... )
Do bazy docieramy kilka minut po 8:00 - Bestie już tu są. Zajadają sobie trawę ze spokojem. Ze spokojem bo jeszcze nie widziały mapy :D
Witamy się z innymi uczestnikami i idziemy na odprawę trasy NIEpieszej, która odbędzie się kilka minut przez odprawą TP25 (TP50 już dawno w terenie).
Dostajemy dwa arkusze A3 mapy w skali 1:25 000, a na nich Jaszczurowy klasyk czyli lidary do przypasowania do brakujących obszarów oraz wycinki historyczne z 1937... ciekawe czy chociaż przebieg Sanu się zgadza...
Tym razem mamy także sporo punktów opisowych (zagadek/zadań) czyli moich ulubionych.
"Koniarze" jak o Nich mówi Malo startują w trybie hybrydowym czyli Apokalipsy dzisiaj nie będzie, bo mamy tylko 3 jeźdźców... czwarty nie dojechał. Tzn. dojechał ale jego wierzchowiec już nie. Heh jaki kraj taka apokalipsa :D 
A tak serio to jeden z Zawodników będzie startował pieszo i biegł za końmi (to jakaś kara?)
Powiem Wam, że pozazdrościmy takiego niewolnika i pod koniec rajdu też sobie takiego sprawimy, aby biegł za nami! O tym napiszę później, wszystko w swoim czasie, ale mówię o tym już teraz abyście wiedzieli, że NIE godzimy się na takie podwójne standardy :D
Skoro oni mają kogoś, kto będzie "zadupcał z buta" za jeźdźcami, to my też chcemy!
Z Koniarzami startuje zaprawiony w Jaszczurach... no właśnie zapomniałem imienia. Wstyd, ale cóż zrobić. Zapomniałem. Dziury w mózgu po narkotykach robią swoje...
W trakcie rajdu przypomnę sobie, że imię jego było...nie, nie nie, 44, tylko Jarek (chociaż patrząc w TV można jednać dojść do wniosku, że to jednak w sumie dość blisko... wiecie, oglądam wiadomości bo nie stać mnie na dopalacze :D)
Jako, że jest On z Sanoka to będzie miał ułatwione zadanie pod kątem nawigacji, bo dobrze ogarnia okoliczne tereny. Koniarze mają zatem przewagę nie tylko siły mięśni swoich bestii, nie tylko w postaci swojego biegnącego niewolnika, ale używają także żywego GPS'a. Chyba nie mamy dzisiaj szans na trasie NIEpieszej.
Wspominałem, że zapomniałem imienia... no ale jakoś musiałem sobie radzić, więc jako że kolega jest z Sanoka to stwierdziłem, że będę Go nazywał roboczo Synem Sanoka.
Brzmi jak jakiś mityczny Tytan - SANOK. Będzie? Sanok zamyślił się i skierował oczy Kugórze (co to do cholery jest Kugóra?)... Brzmi srogo... niemal tak srogo jak nasza baza dzisiaj.
O! Wiem, jeszcze lepiej! SYN BURZY I SANOKA!
Demokryt z Abwery, Tales z Szaletu, Sedes z Bakelitu, Syn Burzy i Sanoka...  GIT !!
Wiemy już wszystko, nazwanie przeciwnika to pierwszy krok do pokonania go - wiecie jak w tym kawale:
Spotykają się dwaj rycerze, pełna zbroja, opuszczone przyłbice. Jeden do drugiego:
- Ty ch**
Drugi na to: Dalibóg! Poznał!

Kiedy ja pogrążam się w powyższych rozkminach, Szkodnik siedzi nam mapą i mozolnie przypasowuje wycinki historyczne i lidary na naszą - jakże poglądową - mapę.
Chwilę potem ruszamy w naszą dzisiejszą poniewierkę. Jak nigdy, na pierwszy ogień wybieramy nie lidary i lampiony, ale zadania i zagadki.  Nasz kierunek to południe i wschód, część północą mapy zaatakujemy na koniec dnia... trzeba jednak dobrze zaplanować przejazdy między punktami bo San jest tutaj szeroki, a mostów i kładek jest jak na lekarstwo. Parameter ten będzie mieć dzisiaj spore znaczenie...

Koniarze przed startem - Bestia udaje że śpi, a jak podejdziesz to Ci łeb upitoli zębami :)

Wyjeżdżamy z bazy

Rowery, konie. teraz to?... coraz więcej nietypowych startów na tej Trasie Niepieszej!
Może nie do końca regulaminowe bo ma silnik, ale byłby to istny MŁOT NA ROŚLINNOŚĆ PLUGAWĄ :D



K2 bez K ale Czarna piramida jest!
Znowu z dupy tytuł rozdziału, prawda? No więc słowo wyjaśnienia: co to jest K2 chyba wszyscy wiedzą, Taki pagór - legenda w Karakorum. Czarna Piramida to pewien trudny fragment na podejścia na wysokości 7250m. Jak ktoś zainteresowany to odsyłam TUTAJ. My też mamy odnaleźć PIRAMIDĘ, a punkt ma numer 2, więc takie skojarzenie nasuwa mi się natychmiast. K2 bez K ale z piramidą? Rozumiecie? Nie? Trudno :P   
Po drodze łapiemy kapliczkę w środku pola (pkt 1) i lecimy na najbliższą kładkę na Sanie (ponad 5km objazdu - ale nie chcemy drzeć przez rzekę na początku rajdu. Kto nas zna wie, że czasem taki wariant dla nas jest typowy - vide RAJD HAWRAN, ale jeśli nie trzeba to nie chcemy moczyć się na początku rajdu. 16 godzin w przemoczonych butach to nic fajnego).  
Po przeprawieniu się na drugą stronę, suniemy wzdłuż Sanu.
Martwię się trochę ta piramidą... przecież to jest bardzo trudny kawałek.
- Szkodnik, myślisz że damy radę przejść Czarną Piramidę?
- Pacanie, nie jedziemy na K2 ale na PK2
- No tak, tak, ale 7250m npm, to wysoko
- Nie będziemy na....!
- Nie wiem jak zachowa się mój organizm, dawno nie bywałem tak wysoko. Ostatni raz na 7 tys to ja byłem nad Frankfrutem...
- Tak wiem... co? Nad jakim znowu... i Frankfurtem a nie Frankfrutem.
- Tak, tak. Frankfurtem. Jak ostatnio byłem nad Frankfurtem to nie lądowałem.
- Tylko zrzuciłeś paczki, tak? Świąteczne... pamiętasz co w nich było?
- To były bombki na choinkę... i na inne obiekty i zabudowania :)

Chwilę później wpadamy na Koniarzy - przeprawili się przez San i dlatego są przed nami. Wraz z Ich pieszym nawigatorem łapiemy (jeszcze przed Piramidą) jeden punkt lidarowy na stromym zboczu lokalnej góry. Sama Piramida natomiast to grobowiec profesora zasłużonego dla tych terenów - tutaj znajdziecie więcej o tym miejscu.
Kiedy Koniarze przechodzą w tryb "full wypas", my zaczynamy się wspinać niebieskim szlakiem na pierwsze (z wielu, bardzo wielu dzisiaj...) góry.
A dokładniej będą to kolejne szczyty Gór Słonnych.

W drodze do piramidy


Jest i ona :)

Takie krajobrazy będą nam dziś często towarzyszyć


"Zabiorę Cię właśnie tam..." wprost do Kancelarii :)
Zaczynamy nasze pierwsze podejścia dzisiaj. Czekają nas co najmniej 3 osobne pasma Gór Słonnych do przejścia, więc srogo się napchamy rowery. W tym kawałku Słonnych jeszcze nie byliśmy - TUTAJ znajdziecie naszą inną wyprawą w góry o słonnym smaku, ale w tych pasmach nas jeszcze nie było. Nadal przypominam, że urząd miasta w Sanoku ma w ryja (dlaczego tak i dlaczego urząd gminy Andrychów jest drugi w kolejce... i też ma w ryja, pisałem tydzień temu w relacji z Mordownika - jest o tym nawet osobny akapit).  I ja to mówię na poważnie, jak przeczytacie kiedyś o tym w gazecie, to wiedzcie że w-ryjo-dawaczem byłem ja!
Naszym zadaniem na kolejnym punkcie jest szkic panoramki, ale abstrahując od samego trudu artystycznego, to jeszcze trzeba dobrze wyczaić z którego dokładnie miejsca Malo chce ten szkic. Tu jest kilka miejsc, gdzie między drzewami można dostrzec inne okoliczne pagóry, a do tego grzebiet jest mocno pofalowany, więc wierzchołek też nie jest taki jednoznaczny - inna sprawa, że panoramkę mamy naszkicować nie ze szczytu, ale z pewnego miejsca przed. No nie jest to proste wymierzyć się na ten punkt dokładnie.
Na swojej drodze spotykamy w pewnym momencie "Okno Wędrowca"... byłoby przykro gdyby był to jeden z najbardziej zarośniętych fragmentów szlaku, no ale tabliczka zrobiona z gwoździ jest naprawdę fajna.
Niemniej nie mając lepszego pomysłu, ani pewności czy jesteśmy na pewno dobrze, szkicujemy na naszej karcie widok z tego miejsca.
Chwilę później dochodzi nas Syn Burzy i Sanoka wraz Koniarzami. Bestie idą naszym szlakiem!
...ale zaraz je zgubimy! Ruszamy w dół niesamowicie stromym zjazdem. Oni tu będą sprowadzać, my ruszamy w objęcia śmierci... tu nie jest stromo, tu jest kurew*ko stromo!!! To nie tak, że mamy takie jaja aby to zjechać bez strachu... to pewien mechanizm, oparty na fizyce. Stromizna stopniowo narasta i cały czas - z perspektywy kierownicy - wydaje się, że JESZCZE jest spoko.... ale chwilę potem łapiesz się na tym, że teraz to już zatrzymać się nie da!!
Albo zjedziesz to na kołach albo na ryju. Jeśli chodzi o ten wybór to czasami bywam niezdecydowany ... to uczucie, kiedy masz zaciśnięte oba hamulce na maksa, rower zsuwa się pomału w dół i nagle czujesz, że podnosi Ci tylne koło... coraz wyżej i wyżej. Chwilę potem ziemia bierze Cię w swoje objęcia... co ciekawe, paradoksalnie kiedy tylne koło zaczyna odpadać od ściany należy: puścić przedni hamulec! Owszem zwiększa to natychmiast prędkość liniową roweru na stromym zjeździe co może powodować dyskomfort, ale całkowicie zeruje prędkość kątową wokół własnej osi, która odpowiada za akcję "ryjem w glebę". To nie jest w sumie takie oczywiste i trzeba się odważyć. Fizyka jest jednak niesamowita, niektóre przeszkody pokonuje się łatwiej z prędkością większą niż mniejszą.    
Tym razem udało nam się zjechać bez gleby, ale było naprawdę ostro. Te pagóry mają jakieś chore nachylenia...
Kolejne zadanie to odpisać godziny pracy kancelarii parafialnej ulokowanej w kościele u podnóża góry - teraz chyba już kumacie tytuł tego rozdziału, prawda?
A jak nie, to TUTAJ
Inna sprawa, że moja zwichrowana, rogata dusza ma w sobie jakaś romantyczną cząstkę i uwielbiam tekst tej piosenki... acz nie do końca rozumiem, czemu dziewczyna ma się bać wielkich słów. Ja też nie czuję komfortowo jak ktoś pisze do mnie używając czcionki 72 w Wordzie, zwłaszcza jak to jest Comic Sans... ale bez przesady, aby się od razu bać wielkich słów? Chyba nie pojmę :)

Zacne drzewo na punkt kontrolny!


Wyżej i wyżej

Co widać w oknie? WĘDROWCA!


Czym jest prawdziwie mokra trawa czyli "ściężkowstręt" to straszna choroba

Kolejny punkt kontrolny jest na szczycie kolejnej góry... ech uroki pogórzy. To są wzniesienia raptem 500 - 600, ale nadrabiają nachyleniem... Próbujemy namierzyć się z miejscowości u podnóża, ale droga po 200-250 metrach po prostu zanika. Pchamy łąką... jest gorąco jak w lecie. Słońce oparło się nam na plecach i grzeje jak popieprzone. Owszem, mogło lać albo naparzać śniegiem, więc nie powinniśmy bardzo narzekać. Nie zmienia to faktu, że jest niesamowicie gorąco na południowym, eksponowanym (a jakże!) stok. Koniarze również podchodzą tym samym wariantem. Wygląda na to, że Jaszczur na rowerze lub na koniu jest podobny czasowo... my więcej zjedziemy, ale pod górkę to Oni mają zdecydowaną przewagę siły.
W takich chwilach... kiedy pchamy jakieś chore podejście, a góra zdaje się nie kończyć, mój umysł odpływa w różne dziwne stany świadomości np. zaczynam śpiewać głupie piosenki albo łapię jakaś kotwicę umysłową. Dziś dopada mnie ten drugi wariant... przypomina mi się niesamowicie irytująca reklama z TV... "czym jest prawdziwa włoska kawa..."
Pcham rower, łydki chcą eksplodować - taka jest tu stromo..., a mnie w głowie zapętla się tekst jakieś głupiej reklamy... co za dramat!
Nagle szukając pod szczytem lampionu wchodzę w wysoką i bardzo mokrą trawę. Jestem zaskoczony bo upał jest nieznośny, a tutaj poranna rosa z jakiegoś powodu nie wyschła... jest tak mokro, że zaraz przemoczę buty... a umysł na to "czym jest prawdziwie mokra trawa?"
NIE... nie... nie... Mózg, nie rób mi tego, mózg k*rwa, proszę, to nie jest śmieszne! NIE, nie... za późno. "Czym jest prawdziwie mokra trawa?" na melodię tej wnerwiającej reklamy... przez najbliższe 4 godziny... oszaleję... 
Wchodzę w las szukając "triangula" bo mamy odpisać numer repera. Przedzieram się przez... prawdziwie mokrą trawą? NIE! Przez krzaki... gęsto tu, choinki, chaszcze, gałęzie wbijają mi się w ryj, jedna wchodzi mi otwór na kasku i dziabie mnie w głowę... grrr... przedzieram się dalej. To musi być gdzieś tutaj. Nagle słyszę jakiś pomruk z lasu.
Podnoszę wzrok i widzę Syna Burzy i Sanoka, który idzie od strony jeszcze większych chaszczy...
- Masz?
- Nie?
Kolejny hałas z boku... z prawdziwie mokrej trawy. NIE NIE NIE, Mózg, k*rwiu... przestań! Z ostrężyn i wiatrołomów. To Szkodnik uskutecznia swój wariant przez kolczaste krzaki.
- Masz?
- Nie
Może trzeba by sprawdzić w... prawdziwie mokrej trawie? MÓZG!! Wytnę Cię i pożrę... przestań!
Wychodzimy na polanę i razem kierujemy się lewo... ścieżką (przez... NIE!!! NIE !!).
Wychodzimy wprost na "triangul". Czyli dało się tu dość ścieżką przez łąkę... ale każdy z nas miał swój autorski wariant przez krzory.
Przy okazji, pytałem Was już "czym jest prawdziwie mokra trawa..?"

Niezmiennie :D


"Мы отправляемся в горы, потому что долины полны кладбищ..."
Lecimy teraz w dół pasma... trochę szarpie na kamerdolcach i rzuca na sporych koleinach zostawionych przez drewnokradów. Nasze Bestie czyli Duch i Mrok, to łykają takie kamienie na śniadanie. Deus ex Machina - słyszę śpiew tarcz hamulcowych i chrupanie korby, układają się w słowa "puść te klamki, daj mi się rozpędzić, przejdę, zaufaj mi".
To najprawdziwsza prawda, te rowery są niesamowite, to jeździec jest tutaj najsłabszym ogniwem. Zjazd jest po prostu kosmiczny.
Musimy się teraz namierzyć na leśny cmentarz, ale z mapy wynika że nie będzie on na szlaku. Drzemy zatem na azymut przez jakąś łąkę obok kukurydzy, a potem już wprost przez las z kompasem w ręce. Drogi to już tutaj nie ma od lat, acz na drzewach znaki sugerują, że biegł tędy kiedyś dawny niebieski szlak. W praktyce przedzieramy się przez gęstwiny, ale wychodzimy na cmentarz perfekcyjne. Naszym zadaniem jest podane cyrylicą, ale kiedyś uczyłem się rosyjskiego i umiem to przeczytać. To pomaga... inna sprawa, że tej umiejętności używam w zasadzie tylko na Jaszczurze i czasem w górach Beskidu Niskiego, na starych cmentarzach.
Cmentarz robi mocne duże wrażenie - popatrzcie na zdjęcia. Aż dziwne, że nie trafiliśmy na niego po nocy, bo zwykle tak to się u nas kończy.
Włóczenie się po takich miejscach ma w sobie coś magicznego... niepokojącego magicznego.
Acz bardziej niepokojący jest ten rozwalony grób, z którego jakby coś przed chwilę wyszło. Z tego powodu czasami oglądamy się za siebie...

Wyazymutowani perfekcyjnie!


Typowy Jaszczurzy klimat

Odpowiedź na nasze zadanie:

Widziałem zbyt wiele RPG'ów, aby nie zacząć się martwić widząc taki grób... Szkodnik bądź tak uprzejmy i podaj mi granatnik...


"Już mi niosą suknie z welonem
Już Cyganie czekają z muzyka
KOŃ do taktu zamiata ogonem
Mendelssohnem stukają kopyta
Jeszcze ryżem sypną na szczęście
Gości tłum coś fałszywie odśpiewa
Złoty krążek mi wcisną na rękę
I powiozą mnie windą do..." SKLEPU :D  (
to to chyba znają wszyscy, tak? TUTAJ)
Cywilizacja, zjeżdżamy do jakieś cywilizacji. Rzadkość na Jaszczurach, ale dziś motywem przewodnim są cerkwie, a te jednak często znajdują się przy ludzkich osadach. Naszym zadaniem jest odrysować symbol pod niebieskim zadaszeniem - widać to dobrze na zdjęciu powyżej. I powiem Wam, że zdążyliśmy niemal na styk przed ślubem :)
Wszystko pięknie przystrojone i niemal czuć, że będzie to za moment. Dosłownie, jakbyś tu wbili jakieś 15 minut później, to odrysowywalibyśmy symbol już w trakcie na uroczystość. Byłby jaja, wszyscy na ślubie a jakaś bada pacanów w strojach rowerowych wbija wprost w ulicy i rozsiadają się na schodzach z rysowaniem.
Ale powiem Wam, że Koniarze tak zrobili! Byli trochę za nami i gdy przybyli w to miejsce to uroczystość już trwała - przynajmniej zrobili furorę, bo jednak z końmi na ślub w takich miejscach to jest klimat. 
Tymczasem my kierujemy się do sklepu - jest nawet zaznaczony przez Malo na mapie.To jedyna cywilizacja jaką spotkamy, więc warto się na chwilę zatrzymać... zwłaszcza, że w takich małych miejscowościach często maja lokalne ciasta czy drożdżówy. Nie inaczej jest i tu - wykupimy WSZYSTKIE rogale z marmoladą :D
Jako, że to jedyna cywilizacja w okolicy, to spotykamy tu kilku zawodników. Ucinamy sobie krótkie rozmowy, w zasadzie wszystkie dotyczące tego, że:
- kurde, strome te pagóry
- trasa 50km, mam już 40 i nawet w połowie nie jestem
- inne podobne

Szkodnik Rysownik :)
"Tylko niebo na ikonach srebrem lśni..." (oczywiście, że STĄD

Jak pić to tylko w dobrym towarzystwie :D

Lampion SS :D (prawie jak "Eksperyment SS" - doskonały słaby horror klasy Z! Inna sprawa, że tłumacz poszalał z tłumaczeniem tytułu...)


"It's always the SAN. Always , always, always the SAN" :D (parafraza TEGO)
Tak wiem, że przed nazwami własnymi nie stawia się "the", ale fonetycznie się zgadza.
San - dokładnie tak, to SAN ciągle nas odcina. Mało tu kładek i mostów, więc kombinujemy jak się przeprawić na drugą stronę, ale tak aby jak najlepiej ten wariant wpisać w zdobywanie kolejnych punktów kontrolnych. Wybór pada na ostatnią (na naszej mapie) kładkę - daleko na północy, za Uluczem. Nota bene, punkt kontrolny to przerysowanie cerkwi w Uluczu, która niegdyś uznawana była za najstarszą cerkiew w Polsce. Najnowsze badania wykazują, że nie jest wprawdzie aż tak stara jak domniemywano (ok 1500), ale nadal jest to imponujący wiek (1600 z hakiem).
Docieramy do kładki na Sanie - tej najdalej wysuniętej na północ na naszej mapie. Pora wrócić na "dobrą" stronę rzeki.
Na kładce, jak to na kładce, ludzie wieszają kłódki - jedna z nich jest naprawdę ekstra (można zobaczyć na zdjęciu poniżej). 
Teraz to już w zasadzie będziemy kierować się z powrotem do bazy, ale po drodze do zaliczenia mamy jakieś 15 punktów kontrolnych, będzie więc co robić :)

Ulucz :)

Cerkwie w cerkwi - incepcja :)

Kładek na Sanie

Piękna ta kłódka! Jak nie ruszają mnie takie rzeczy, to ta mnie zachwyciła - może miejsce, może klimat Jaszczura, może to i to... może nasza samotność na szlaku. Fakt jest taki, że mnie zachwyciła.  Ech... znowu odezwała się we mnie ta romantyczna cząstka. Resztki ludzkich odruchów? Nie podejrzewałem się o to, a tu jednak!
To co, jest tu jakiś romantyk/romantyczka? Znacie się coś nie coś na miłości? No to skąd pochodzi ten cytat?
"...ich usta znowu się spotkały, a wszechświat po raz kolejny stał się doskonały"
Postacie, scena i kontekst - jak ktoś wie, ma u mnie piwo.
Nie wiecie? Ha, nie mówiłem że będzie prosto. To co, podpowiedź? Z tego samego źródła pochodzi ten cytat:
"...największym lękiem napawa myśl, że we Wszechświecie - gdzie nawet gwiazdy umierają - nawet bycie najlepszym nie wystarczy aby się nasycić"
Nadal nic? No to może:
"Duma jest cnotą arystokraty a gniew jego niezbywalnym prawem..."
Szukajcie a znajdziecie, jak powiadają - tym razem bez przypisu zatem. Peszek.
Niektórych może naprawdę zaskoczyć skąd takie cytaty pochodzą :P

Corveta w środku pola - Pogórze to stan umysłu. Inna sprawa, że to auto będzie zawsze mi się kojarzyć z TYM.
(Link do rarytas dla psychofanów Star Wars'ów - tekst jest genialny, a jakby ktoś nie ogarnął to 'vette w slangu to właśnie Corvette :D )
Fragment o masce na ryju też się nawet zgadza, znacie przecież nasze kaski :)


Ktoś całkiem dobrego Rysia w lesie porzucił :D :D :D
Zapada noc, wchodzimy pomału w tryb nawigacji nocnej. Jedziemy wielką, długą łąką odmierzając się do punktu "N".
Nagle w lesie coś mignęło - może to odblask lampionu, skręcam i wchodzę w las aby dowiedzieć się, że to... Rysiek. Chodzi w kółko po lesie i szuka "N" już dłuższy czas.  Ryśka porzucił jego towarzysz dzisiejszej wędrówki... złapał stopa i pojechał do bazy. Wziął, rzucił wszystko i wyjechał do... Srogowa :)
Sprawdzam nasze znalezisko:
Rysiek rusz prawą ręką (ruszył)
Lewą? (ruszył)
Rysiek, rusz prawą nogą (ruszył)
Prawą? (ruszył)

Patrz Szkodnik. ktoś całkiem dobrego Ryśka do lasu wyrzucił. Przygarniemy? PRZYGARNIEMY!
Postanawiamy się wymierzyć raz jeszcze na punkt i spróbować znaleźć go w trójkę.
Rysiek mówi, że doszedł ścieżką do miejsca, gdzie roślinność stała się tak gęsta, że nie dało się już iść dalej.
Hahaha... odważne słowa, zwłaszcza jeśli kierować je do naszego patologicznego zespołu. Basia jak dzik wchodzi w krzaki, głębiej, głębiej... ledwie co zdołam zrobić zdjęcie, nim chaszcze ją całkowicie zasłonią. Głębiej i głębiej w zielone i... JEST. Mamy "N". Pięknie, namierzony jak od linijki.
Nie ma czegoś takiego jak nieprzebieżna roślinnośc, jest co najwyżej roślinność ku**wsko-trudno-przebieżna :D



F jak FATAL ERROR / F-topa / Faux Paux...

Lecimy razem przez nocny las. Rysiek będąc pod wrażeniem poprzedniego punktu, którego się mocno naszukał, mówi do nas, że to super, że nas spotkał... bo my ponoć umiemy w nawigację. HAHAHA! To jeszcze odważniejsze stwierdzenie, iż "ta roślinność jest nieprzebieżna". Mówimy Mu, że my jesteśmy czasem jak 1/amulet i zdarza nam się nawet za mapę wyjechać. Rysiek odpowiada, że nigdy nie był świadkiem jakiegoś naszego błędu... i te słowa to był błąd. Rysiek Srogi Prorok... 
Na punkt "F" namierzamy się właściwie bez większego problemu, ale po powrocie do rowerów, jak banda jełopów skręcamy na wschód chcąc jechać na zachód.
Mnie coś wprawdzie tknęło czy dobrze jedziemy, ale skoro Basia jest pewna kierunku, to co się będę odzywał - głupota...
Basia stwierdziła potem, że skora ani ja ani Rysiek nic nie mówi, no to musi być dobrze, no bo "chyba sprawdzamy, prawda?"
Rysiek stwierdził przecież, dosłownie przed chwilą że jesteśmy bogami nawigacji, więc nawet nie spojrzał na kompas, tylko ciśnie za nami...
Tym sposobem banda 3 pacanów wali na wschód będąc pewna że jedzie na zachód. Nie zastanowi nas, że droga idzie inaczej niż powinna.. Skoro jest zjazd, to trzeba korzystać... Dopiero prawie na końcu zjazdu, kilometr dalej coś nam się zaczyna bardzo nie zgadzać. Patrzymy na kompas... wschód... o żesz...
Gotterdamerung, Rysiu. Prawdziwy GOTTERDAMERUNG, k*rwa!!! Byliśmy Bogami nawigacji, ale właśnie nas wygnano z Olimpu (tak to jest, jak się nie zapłaci za kotleta...). Rysiek przekonał się, że popełniamy WIELBŁĘDY. Wszystko co zjechaliśmy trzeba podepchać z powrotem, a dla Niego jest to dodatkowy kilometr podejścia. MEGA wtopa... nawigacja level retarded... to nie jest nawet szkolny błąd, nawet nie przedszkolny, to BEZ-szkolny błąd, jełopie bez szkoły...
Mimo wszystko... mimo że Rysiek właśnie przekonał się o naszej nawigacyjnej ułomności, nadal proponuje nam abyśmy trzymali się razem już do końca (syndrom sztokholmski jest naprawdę mocny!) i poszukali ostatnich punktów razem. On będzie biegł za naszymi rowerami! No i tym sposobem dochodzimy do poziomu Koniarzy, mamy swojego biegnącego obok Niewolnika :D
Co ten Jaszczur robi z ludźmi...

Co masz na myśli mówiąc nieprzebieżna roślinność?


Trzymamy się w trójkę - na podejściach Rysiek jest szybszy bo nie musi pchać roweru. Na zjazdach odstawiamy Go, ale zwalniamy potem i pozwalamy Mu dobiec. Oczywiście, że moglibyśmy się zatrzymać i poczekać, ale Szkodnik tak dobry dla ludzi nie jest. I tak nie jest źle: kopnie jeno, a mógłby przecież zabić. Rysiek i tak naprawdę dobrze się trzyma jak na gonienie nas z buta. Czasem tylko Szkodniczek fuknie na Niego: "szybciej! szybciej!", może lekko smagnie batem... powiedziałbym "tak na zachętę", nawet... zalotnie.
Widziałem już ten obrazek gdzieś. Bicz ciął powietrze i spadał na plecy, tylko jakoś strój nie ten co wtedy. Wtedy miała na sobie takie wysokie buty ortopedyczne i skórzane wdzianko... no prawdziwa motocyklistka :D... ale DOŚĆ miałem nie o tym. I tak słabo to wszystko widziałem, bo ta nasza maska lisa nie ma najlepiej zrobionych otworów na oczy :D :P :D
Jak ogarniacie kontekst tego żartu i umiecie czytać między wierszami to docenicie istny suchar poniżej:
Jak nie rozumiecie co chodzi, nic się nie dzieje - po prostu to jeszcze nie ten moment w waszym życiu.
Pozdro dla kumatych :D
Wracając do głównej narracji: na razie smagany jest Rysiek jeśli się za bardzo opier... ociąga. 
A tak serio, to jestem pod wrażeniem motywacji, jaką okazał aby tak za nami gonić.

Szkodnik pogania Rysia :)

Nocne łażenie po wąwozach :)

W trójkę nawiguję się łatwiej i kilka punktów wpada nam właściwie od kopa - trzeba po prostu spenetrować strome wąwozy, ale nawigacyjnie wchodzą dobrze.
Kierujemy się po ostatnich już punktach do bazy, ale oddziela nas od niej naprawdę strome pasmo i powiem Wam, że podepchać tam to jest wyczyn.
Dobrze, że była noc i było ciemno, to nie widziałem jak jest stromo. zawsze dla umysłu to łatwiej... acz mocno sponiewierały nas te ostatnie podpychy.
Dla mnie i tak to jest niesamowite... dorośli ludzie niby, ponoć ustatkowani a chodzą po nocy po lesie za jakąś kartka na drzewie.
Finalnie udaje się zebrać wszystkie punkty z tego pasma, acz zajedzie nam z tym około 2,5 godziny.
Możemy też śmiało powiedzieć i to zupełnie już serio, że bardzo fajnie szwędalo się w trójkę po lesie. 

Stromo...

Tryb nawigacji nocnej

Klasyk zdjęcie :)

Trochę tych punktów nam wpadło :)


To tyle na dzisiaj. W bazie meldujemy się GRUUUUBO po północy, posiedzimy ze 2 godzinki i długa w trasę na Kraków.
30 min snu na leśnym parkingu i w domu jesteśmy około 8:00 rano.
Powiem Wam, że niedzieli (znowu) to nie pamiętamy :)

P.S. A jakby kogoś frustrowało, że nie skąd są przytoczone cytaty dla których nie podałem źródła, to po tym już znajdzie na pewno:

"Ciemność jest szczodra, jest cierpliwa i zawsze zwycięża,
ale w samym sercu jej siły leży jej słabość:
wystarczy jedna, jedyna świeca, by ją pokonać.
Miłość jest czymś więcej niż świecą.
Miłość potrafi zapalić gwiazdy"


Tak, tak, to stamtąd, ale pamiętajcie że z książki, nie z filmu! Naprawdę warto przeczytać :)




komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa dzies
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]