Jaszczur - ŁemkoCombat
-
DST
48.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 22 kwietnia 2023 | dodano: 26.04.2023
Beskid Niski sercu bliski czyli nasza miłość od pierwszego noszenia...roweru na plecach. Do tego dochodzi jeszcze Jaszczur... aaaa to już trochę trudniejsza miłość. To drapie, gryzie, kopie... ale czasem (choć rzadko) da się nawet jakoś tam trochę pogłaskać. No ale skoro MALO-litościwy organizator rzuca Beskid Niski na pierwszą edycję jaszczurowego rajdu w tym roku, no to pasowałby pojechać. Trochę się boję o to czy dam radę, bo ostatnio przestałem spełniać kryterium Nyquista, Lapunowa i nawet Kurw....eee Hurwitza razem wzięte, no i oficjalnie zgłosiłem potrzebę dość kompleksowego przeglądu/remontu (samo zgłoszenie TUTAJ). Jaszczur zawsze wymaga napierania po krzorach, wąwozach... a co tu dużo mówić, trzeba czasem po prostu naku***iać na rympał choć kocham takie akcje, to ostatnio są dla mnie one trudne i bardzo niekomfortowe... no ale jak się nosi na masce szermierczej postać Generał Grievousa, to nic dziwnego że zaczynam się do tej postaci upodabniać. Jeśli to co piszę jest zbyt dużą abstrakcją, to znaczy że nie masz kompletu informacji aby to zrozumieć (albo masz, tylko nie jesteś zbyt kumaty :P :P :P), no ale chodziło mi głównie o to, że do końca nie wiedzieliśmy czy uda się nam wybrać na ten rajd.
Zwłaszcza, że czekaliśmy na termin wspomnianego "remontu", ale gdy zostaje on ustalony na termin "po Jaszczurze", to zapisujemy się i ruszamy w Beskid Niski.
Budzik dzwoni o po 4:00 rano a około 6:00 rano ruszamy w stronę Jaślisk, gdzie znajduje się baza tejże edycji. Z Andrzejem, który pojedzie z nami jesteśmy umówieni na 9:00-9:30 na miejscu. Andrzej zastrzega, że nie ma kondycji bo Jego także początek 2023 roku mocno sponiewierał życiowo i nie jeździł zbyt wiele... heh cudownie, Szkodnik to kaleka-rekonwalescent, Andrzej nie ma kondycji, a ja nie mam nogi... no po prostu DREAM TEAM rajdowy.
ZA-SIL(a)NA ekipa czyli Elektrycy... i Rafał-mechanik :)
Parkujemy w Jaśliskach i ruszamy do bazy. Pod bazą tymczasem spora ekipa rowerzystów... hmmm dziwne... na Jaszczura, taka ekipa? To się nie zdarza - zwykle jesteśmy sami lub jeszcze jakieś 2-3 rowery maksymalnie. A tu z 10 gości... naprawdę niespotykane. Wbijamy w środek tej grupy i witamy się z każdym. Nikogo nie znamy, co też osobliwe. Nowe, rowerowe twarze na Jaszczurze? Chwilę później odkrywamy, że coś jest bardzo nie tak... jeden z gości jest na elektryku. Rower elektryczny - abstrahując od regulaminu i tego że nie wolno - to naprawdę chcesz nosić elektryka (ponad 20 kg a czasem więcej) przez wiatrołomy i wąwozy? Rozglądamy się i takich gości jest więcej... w zasadzie to wszyscy. Co więcej, każdy z Nich ma taki sam sprzęt - ciemnozielony elektryczny KTM. Oni też na nas patrzą dziwne bo jedyni jesteśmy nie-electro.
No dobra, ktoś w końcu musi zadać to pytanie:
- Wy tez na Jaszczura?
- Na co?
- Ahaaa...
Prawie pojechaliśmy z jakąś przypadkową ekipą, która ma tutaj zorganizowaną wycieczkę na elektrykach. Co ciekawe zbiórkę mieli PRZED bazą Jaszczura... no jaja, ale chwile później trafiamy już na odprawę naszej trasy w bazie.
Okazuje się, że jest tu dzisiaj jeszcze jeden rowerzysta - RAFAŁ, który na niejednym rajdzie już był, ale to jego pierwszy Jaszczur. Przygarniemy Go do drużyny. On zgodnie z tym, jak powinno się to odbywać, jest na rowerze czysto mechanicznym. Pojedziemy zatem dzisiaj w czwórkę. Wiecie, czterej jeźdźcy apokalipsy... tak, to jest akurat pewne, że czeka nas apokalipsa bo to Jaszczur. Będzie ciężko - spójrzcie sami na mapy:
Mapy jak zawsze MALO czytelne :P
Powrót do przyszłości... albo jeszcze gdzieś indziej :D
Standardowo zaczynamy od pracy nad mapą - czyli dopasowanie "wycinków" do miejsc, w których powinny się znajdować. Niezawodna strategia - robimy co się da, a resztę się zrobi już w terenie, bo czasem nie ma sensu siedzieć i rozkminiać gdy nie znajdujecie, żadnego punktu odniesienia od planu mapy. Najtrudniejsze fragmenty to te z 1938 roku... czyli "aktualne po hjudżu" jak ja to nazywam (to te 3 prostokąty w lewym dolnym rogu górnej mapy). Trzeba je wpisać w te duże prostokąty (które także przykrywają Wam część treści mapy - tak aby łatwiej było się tam dostać...). Kolorowe kwadraty (hipsometria) nawet jakoś idzie, ale "Jaszczur", "literka J" i "ten trzeci kolorowy" nie chcą współpracować, więc będziemy z nimi walczyć w terenie.
Ruszamy w trasę i zaczynamy od ostrego podjazdu pod urokliwą kapliczkę nad Jaśliskami. Naszym zadaniem jest odnalezienie wpisu z dnia 7.13.2022.
Tak dobrze czytacie, z siódmego TRZYNASTEGO dwa tysiące dwudziestego drugiego. Tak, niektóre anglosaskie stwory kodują miesiąc/dzień/rok (bez sensu...) i wtedy zapis byłby legitny, ale tu to chyba po prostu pomyłka lub żart. Jak nazywa się trzynasty miesiąc roku? Wiecie, że ten problem został rozwiązany...
Udecimber - taka ma nazwę w języku JAVA, w celu obsługi kalendarzy innych niż gregoriański.
Ja wiedziałem, że JAVA jest zjebana ale nie sądziłem, że aż tak :D :D :D
Czemu zjebana? Dlatego ----->
-Puk, puk
- Kto tam
- C++
- Puk, puk
- Kto tam
- ...
...
...
...
Java
Informatycy zrozumieją :D
Tak czy siak, chwilę zabiera nam odnalezienie właściwego wpisu w księdze, znajdującej się w kapliczce.
Ha! pierwszy punkt dzisiaj i pierwsze złapane przewyższenia. Ruszamy dalej.
Gdzieś nad Jaśliskami :)
Riders of the Horizont :)
Daleka droga... ale PER ASPERA AD ASTRA (przez ciernie do gwiazd, tak? Z naciskiem na CIERNIE, TARNINĘ, DZIKIE RÓŻE, OSTROKRZEWY, OSTRĘŻYNY i AKACJE :D )
Niedaleko za kapliczką Beskid Niski zaczyna pomału odkrywać swoje prawdziwe oblicze. Najpierw błoto, potem wiatrołomy... później to już tylko wiatrołomy w błocie.
Pamiętam podobna akcję z wakacji ze 2 lata temu:
"- Hej, Lenon, dziś objedziemy Solinę. Zacny plan, milordzie?
- ...ale tam nie za bardzo są drogi, tak w pełni dookołoa
- EEE tam, coś się na pewno w terenie znajdzie"
Potem rypiemy się przez chaszcze... Lenon: "k***a, kiedy te chasza się skończą".
Jak na żądnie się kończą - droga... tylko taka jak na zdjęciu poniżej... rypiemy się drogą... Lenon: "k***a, kiedy to błoto się skończy".
Prawie jak na żądnie kończy się błoto... droga jest cała zawalona wiatrołomami, błoto jest pod nimi. Trzeba nieść...
Niesiemy... jest ciężko... Lenon: chyba sami wiecie co powiedział.
No i patrzę a tu wiatrołomy naprawdę się kończy i zaczyna... błoto (nic go nie przykrywa).
Nie odzywał się już nic - zjechał do miejsca zakwaterowania - można powiedzieć, że "NIE DAŁ SIĘ PONIEŚĆ". Ponieść, czaicie? BADUM TSSSS... kurtyna :D
Jak ktoś nie wierzy - to TUTAJ :D :D :D
Wróćmy jednak do relacji -->
Beskid Niski zaczyna pokazywać swoje prawdziwe oblicze :)
Andrzej na zielonej trawce :)
"Zaczniemy od eFki?"
pyta Rafał zastanawiając się, który kolejny punkt mamy w planie.
"Tak, zaczniemy od eFki" - odpowiadam - "a jak coś z Nią nie wyjdzie, to wieczorem zawsze możemy zrobić sobie ANAL - IZY" odpowiadam betonowym sucharem.
Chwila konsternacji... cisza jest znamienna. Ważne, aby mieć wtedy wzrok taki, żeby do końca nie było wiadomo czy żartujesz czy nie :D
Niemniej ogólnie większość przyznaje mi rację. Tylko Szkodnik coś tak mruczy, że znowu wstyd przynoszę...
No ale nie da się wszystkich zadowolić, zawsze będzie miał ktoś jakieś "ale", Zawsze. Nieraz powtarzam, że statystyka jest bezlitosna: "9 na 10 osób jest statystycznie zadowolonych w wyniku gwałtu grupowego".
Tymczasem, my tu heheszki jakieś a grupa kawalerii wychodzi nam na tyły...
Krzyczymy, że źle jadę bo nie tamtędy na "eF-kę", ale chyba nie słyszeli. Pognali w cholerę, a my dymamy pod górę.
"Piękne jak konie w GABLOCIE..." czy jakoś tak :D :D :D
Przez Rogate Włości
Docieramy do bramy i płotu, a tam mrożąca krew w żyłach, aby uważać bo na tym terenie hodują jakieś rogate stwory i ponoć bywają one agresywne.
Uchylamy z lekką obawą bramę, ale ni widu ni słychu... cichaczem przekradamy się na przez łąkę.
Ja mam duszę na ramieniu... dobrze, że nie swoją, no ale jednak...
Jedziemy przez ogromne łąki w poszukiwaniu lampionu i próbujemy się "wy-nawigować" na osławioną już "eF-kę", ale jakoś nam nie idzie.
Niby kierunek chyba dobry, ale żadnego charakterystycznego miejsca, aby się do niego orientować... ciężko o charakterystyczne miejsce, skoro na mapie to biała plama.
Ciśniemy przez łąkę i ciśniemy. Zdaje się nie mieć końca...
Po dłuższym marszu już wiemy: "jesteśmy w pizdu za daleko", ale kompletnie nie wiemy jak skorygować błąd. Po 15 minutach rozkminy nasza sytuacja się nie zmieniła...
Poda hasło, które zawsze podnosi na duchu "ch** z tym i tak nie zrobimy kompletu - dzida dalej". Jestem nawet za, zwłaszcza że nadal przebywam na rogatych włościach i w każdej chwili możne wypatrzyć nas jakiś rogaty.
Azymutujemy się w miarę na kolejny punkty i ruszamy... problemem jest jednak to, że po tej stronie ogrodzenia nie ma bramy. Trzeba przez płot.
Szukając JASZCZURA po Rogatych Włościach
Pisało zamykać bramę, ale boję się że może to nic nie dać przy tych dzikich stworach...
Trza się stąd zabierać, nim rogate się połapią, że Im po ich łące buszujemy. Tryb NA RYMPAŁ, aktywacja :)
Przedzierając się przez zasieki :)
A za płotem nadal nie ma żadnej drogi. Znowu ciśniemy bez szlaku, bez ścieżki... bez nadziei, bez sił.
Napisałbym coś, ale położę na to całun milczenia... trzeba się wygodnie położyć, przespać (może być snem wiekuistym jak ktoś reflektuje) i posilić :P :P :P
Bez słów - wszystko pokażą obrazy:
"Czasem ciężko "czeszesz" krzory
a i ciężar twój też spory
Jesteś Bestią pełną wzruszeń,
Jesteś Bestią... co nieść muszę..." (parafraza - link zaraz, bo będzie druga część)
"Czasem, kiedyś już zmęczona,
W chwili krótkiej przyjemności,
W złotych słońca stu ramionach
Ty wygrzewasz stare kości..." (parafraz KLASYKI --- a my tymczasem drzemka pośród drzew zwalonych)
Mały Szkodnik w wielki lesie... myśli "opierd**liłbym sobie jakieś drzewko... może nikt się nie kapnie" :P
Wrrrr...Grrr...Mlask mlask... mniam mniam... dobre drzewko, smaczne drzewko :D
"...biegnij przed siebie, kierunek trzymaj, z wiatrem lub pod wiatr" (całość TUTAJ)
Z wiatrem, pod wiatr, przez wąwóz, przez jar, przez chaszcz...znowu na azymut, bo do lampionów, na które polujemy nie prowadzi żadne droga.
Rafał jest pod wrażeniem... negatywnym, ale jednak :D
Mówi: "ja chyba sobie wpiszę na Stravie, że to wycieczka piesza".
Przekonujemy Mu, że to żaden wstyd... owszem ludzie potem pytają: "wycieczka rowerowa, 16 godzin i 40 km? Co tak słabo".
Tak, to czasem drażni, ale opracowaliśmy unikalną i opatentowaną metodę wygrywania takich dyskusji.
Sugeruję Mu aby wczuł się w rolę "troskliwego" znajomego i możemy odegrać scenę - czegoś się nauczy.
Tak też robimy:
Rafał "wczuty" w rolę: "wycieczka rowerowa 16 godzin i tylko 40 km, to tak słabo"
Ja: "Spierd***j"
Badam tssss... kurtyna. Wygrywasz każdą dyskusję - serio. Warto spróbować :D
Tymczasem rypiemy się na kolejny punkt i to jest dobre określenie... azymut pokazuje nam, gdzie mamy iść, no ale drogi to tam nie ma.
Co tam drogi, nawet ścieżki... trzeba po prostu trzymać się kierunku. Zdjęcia oddają klimat.
Azymut jest bezlitosny...
...okrutny, zły i podły...
...i nie wiedzie drogami...
... ale prowadzi do celu
CZARNA KREW ZIEMI
Wydostaliśmy się do jakieś drogi... droga wygląda jak poniżej, jak poniżej poniżej oraz jak poniżej poniżej poniżej (do 3-ciej iteracji)
Na czwartym zdjęciu zobaczycie już lepszą, zacną drogę. Szok i niedowierzanie, nie? No,ale będzie mieć inny mankament... będzie cholernie pod górę.
Zasada równowagi zachowana.
Tymczasem idąc pod kolejny lampion odkrywamy CZARNĄ KREW ZIEMI.
Coś tu wypływa:
"- To nie jest woda.
- To CZARNA KREW ZIEMI
-Ropa naftowa? -NIE! Czarna krew ziemi!
-Aha..." (cytat z klasyki klasyków lat 80-tych scena TUTAJ "WIELKA DRAKA W CHIŃSKIEJ DZIELNICY")"
Albo odkryliśmy tutaj jakieś ukryte złoża albo nawet jakiś traktor nie przeżył... krzor rozpruł mu miskę, tu krwawił... a truchło znajdziemy pewnie kawałek dalej.
Tak będzie, mówię Wam - czytałem o tym w komiksach!
Czarna Krew Ziemi
Kur*** !
KUR*** !!!
"Patrz na poziomice, teraz już będzie tylko w dół..."
To jest ten wspomniany problem z dobrą drogą... lekko się ona pionuję.
Dymamy, ale spoko - nie ma się co łamać, zaraz dobra droga odbije w lewo a my pójdziemy w prawo - dosłownie, pójdziemy bo znowu będziemy cisnąć pod górę jakaś ścieżką.
To POLAŃSKA przed nami. Na jej szczycie czeka nas Jaszczurowe zadanie... oraz spora ilość tarniny. Szczęśliwie ścieżka na drugą stronę szczytu będzie przejezdna, choć zjazd miejscami będzie karkołomny, bo będzie naprawdę stromo.
Podjazd z cyklu "KAŻDY UMIERA W SAMOTNOŚCI"
"Widzę nasze drzew, które wygiął czas..." a Szkodnik na nie wlazł :P (cytat pochodzi z tej piosenki TUTAJ)
"Jeszcze chwila, jeszcze dwie
i znów stanę u stóp raju
przed POLAŃSKĄ gdzie we mgle..."
gniade konie są na HAJU :D (czy jakoś tak - całość TUTAJ)
Druga część zjazdu z Polańskiej to jest bajka. Las i tarnina przechodzą w łąki, po których można po prostu gnać. To kocham w Beskidzie Niskim.
Ruszamy na poszukiwanie starej kapliczki i dzwonnicy na cerkwisku. Zdjęcia kapliczki nie wklejam, bo Szkodnik na FB wrzucił, ale dokładam kilka fotek z szalonego zjazdu "po zielonym" oraz zdjęcie pięknie odnowionej dzwonnicy. Kiedy byliśmy tu pierwszy raz, to tak to nie wyglądało - super, że takie miejsca są odrestaurowane.
Widzicie to najwyższe? Tam DYMAMY !!!
DZIDA W DÓŁ :D
Kolejna łąka - tym razem trochę pod górę.
Dzwonnica!
Zaczyna się najpiękniejsza pora dnia!
Rogatych tu w bród... :P
Za dzwonnicą znowu wrota i ostrzeżenie o kolejnych rogatych włościach. Jak tu byliśmy ostatnio, to dużo ich tu było. Rogatych, nie wrót :P... zadawały nawet prowokacyjne pytania, ale starałem się nie reagować na zaczepki. Nie wierzycie? Zdjęcie poniżej na dowód - prawie skończyło się zadymą.
Czeka nas także sporo brodów. Można by - sucharowo - powiedzieć, że brodów tu jest w bród :P
Tymczasem pomału kończy się też dzień.To koniec zarówno dnia jak i Rafała :D
"...i nie wiem czemu rzeki tej nie wziąłem z biegu, dajcie mi wgryźć się gąsienicą w fale śliskie..." (Mistrz Jacek TUTAJ)
Szkodnik komandos - tu jest głębiej niż się wydaje (zwłaszcza "za kamyczkami")
"To moja droga z piekła do piekła, pomału zapada nade mną mrok, więc biesów szpaler szlak mi oświetla..." (Mistrz Jacek TUTAJ)
Szpaler jak szpaler... będą ze dwa :P
Dwa bo Rafał zostawia nas i zjeżdża do bazy. Podsumowuje rajd krótkim "dobrze było poznać Jaszczura, ale to był hardcore" :D :D :D
Heh, zawsze jest i to jest w tym piękne!
Rafał nas zostawia, a my na światełkach pojedziemy jeszcze po kilka punktów kontrolnych.
Nie będziemy jednak jeździć do totalnego limitu (3 w nocy), bo zrobiło się na naprawdę zimno, a Andrzej nie wziął ze sobą ciepłych ciuchów.
Dostaje ode mnie kurtkę, ale i tak trochę zmarznie. Ja też nie chcę dowalić mojemu kolanu za mocno - fakt, że wytrzymało oraz fakt, że Jaszczur wypadł w takim terminie, że mogliśmy tu przyjechać... no jestem za to ogromnie wdzięczny. Może warto nie nadwyrężać własnego szczęścia i nie kusić pecha. To było i tak piękne pożegnania z rajdami na jakiś czas - remont to remont, trzeba go kiedyś zrobić, zwłaszcza że chcę jeszcze niejeden wąwóz z rowerem na plecach na jakimś Jaszczurze zrobić.
Przed północą zjeżdżamy do bazy i na dziś to zatem koniec.
Biesy :)
Lubię takie kadry :)
Nie wiem, który to już bród dzisiaj
Na zakończenie :)
Zdjęcie klasyk czyli karta JASZCZUROWA :)
Zwłaszcza, że czekaliśmy na termin wspomnianego "remontu", ale gdy zostaje on ustalony na termin "po Jaszczurze", to zapisujemy się i ruszamy w Beskid Niski.
Budzik dzwoni o po 4:00 rano a około 6:00 rano ruszamy w stronę Jaślisk, gdzie znajduje się baza tejże edycji. Z Andrzejem, który pojedzie z nami jesteśmy umówieni na 9:00-9:30 na miejscu. Andrzej zastrzega, że nie ma kondycji bo Jego także początek 2023 roku mocno sponiewierał życiowo i nie jeździł zbyt wiele... heh cudownie, Szkodnik to kaleka-rekonwalescent, Andrzej nie ma kondycji, a ja nie mam nogi... no po prostu DREAM TEAM rajdowy.
ZA-SIL(a)NA ekipa czyli Elektrycy... i Rafał-mechanik :)
Parkujemy w Jaśliskach i ruszamy do bazy. Pod bazą tymczasem spora ekipa rowerzystów... hmmm dziwne... na Jaszczura, taka ekipa? To się nie zdarza - zwykle jesteśmy sami lub jeszcze jakieś 2-3 rowery maksymalnie. A tu z 10 gości... naprawdę niespotykane. Wbijamy w środek tej grupy i witamy się z każdym. Nikogo nie znamy, co też osobliwe. Nowe, rowerowe twarze na Jaszczurze? Chwilę później odkrywamy, że coś jest bardzo nie tak... jeden z gości jest na elektryku. Rower elektryczny - abstrahując od regulaminu i tego że nie wolno - to naprawdę chcesz nosić elektryka (ponad 20 kg a czasem więcej) przez wiatrołomy i wąwozy? Rozglądamy się i takich gości jest więcej... w zasadzie to wszyscy. Co więcej, każdy z Nich ma taki sam sprzęt - ciemnozielony elektryczny KTM. Oni też na nas patrzą dziwne bo jedyni jesteśmy nie-electro.
No dobra, ktoś w końcu musi zadać to pytanie:
- Wy tez na Jaszczura?
- Na co?
- Ahaaa...
Prawie pojechaliśmy z jakąś przypadkową ekipą, która ma tutaj zorganizowaną wycieczkę na elektrykach. Co ciekawe zbiórkę mieli PRZED bazą Jaszczura... no jaja, ale chwile później trafiamy już na odprawę naszej trasy w bazie.
Okazuje się, że jest tu dzisiaj jeszcze jeden rowerzysta - RAFAŁ, który na niejednym rajdzie już był, ale to jego pierwszy Jaszczur. Przygarniemy Go do drużyny. On zgodnie z tym, jak powinno się to odbywać, jest na rowerze czysto mechanicznym. Pojedziemy zatem dzisiaj w czwórkę. Wiecie, czterej jeźdźcy apokalipsy... tak, to jest akurat pewne, że czeka nas apokalipsa bo to Jaszczur. Będzie ciężko - spójrzcie sami na mapy:
Mapy jak zawsze MALO czytelne :P
Powrót do przyszłości... albo jeszcze gdzieś indziej :D
Standardowo zaczynamy od pracy nad mapą - czyli dopasowanie "wycinków" do miejsc, w których powinny się znajdować. Niezawodna strategia - robimy co się da, a resztę się zrobi już w terenie, bo czasem nie ma sensu siedzieć i rozkminiać gdy nie znajdujecie, żadnego punktu odniesienia od planu mapy. Najtrudniejsze fragmenty to te z 1938 roku... czyli "aktualne po hjudżu" jak ja to nazywam (to te 3 prostokąty w lewym dolnym rogu górnej mapy). Trzeba je wpisać w te duże prostokąty (które także przykrywają Wam część treści mapy - tak aby łatwiej było się tam dostać...). Kolorowe kwadraty (hipsometria) nawet jakoś idzie, ale "Jaszczur", "literka J" i "ten trzeci kolorowy" nie chcą współpracować, więc będziemy z nimi walczyć w terenie.
Ruszamy w trasę i zaczynamy od ostrego podjazdu pod urokliwą kapliczkę nad Jaśliskami. Naszym zadaniem jest odnalezienie wpisu z dnia 7.13.2022.
Tak dobrze czytacie, z siódmego TRZYNASTEGO dwa tysiące dwudziestego drugiego. Tak, niektóre anglosaskie stwory kodują miesiąc/dzień/rok (bez sensu...) i wtedy zapis byłby legitny, ale tu to chyba po prostu pomyłka lub żart. Jak nazywa się trzynasty miesiąc roku? Wiecie, że ten problem został rozwiązany...
Udecimber - taka ma nazwę w języku JAVA, w celu obsługi kalendarzy innych niż gregoriański.
Ja wiedziałem, że JAVA jest zjebana ale nie sądziłem, że aż tak :D :D :D
Czemu zjebana? Dlatego ----->
-Puk, puk
- Kto tam
- C++
- Puk, puk
- Kto tam
- ...
...
...
...
Java
Informatycy zrozumieją :D
Tak czy siak, chwilę zabiera nam odnalezienie właściwego wpisu w księdze, znajdującej się w kapliczce.
Ha! pierwszy punkt dzisiaj i pierwsze złapane przewyższenia. Ruszamy dalej.
Gdzieś nad Jaśliskami :)
Riders of the Horizont :)
Daleka droga... ale PER ASPERA AD ASTRA (przez ciernie do gwiazd, tak? Z naciskiem na CIERNIE, TARNINĘ, DZIKIE RÓŻE, OSTROKRZEWY, OSTRĘŻYNY i AKACJE :D )
Niedaleko za kapliczką Beskid Niski zaczyna pomału odkrywać swoje prawdziwe oblicze. Najpierw błoto, potem wiatrołomy... później to już tylko wiatrołomy w błocie.
Pamiętam podobna akcję z wakacji ze 2 lata temu:
"- Hej, Lenon, dziś objedziemy Solinę. Zacny plan, milordzie?
- ...ale tam nie za bardzo są drogi, tak w pełni dookołoa
- EEE tam, coś się na pewno w terenie znajdzie"
Potem rypiemy się przez chaszcze... Lenon: "k***a, kiedy te chasza się skończą".
Jak na żądnie się kończą - droga... tylko taka jak na zdjęciu poniżej... rypiemy się drogą... Lenon: "k***a, kiedy to błoto się skończy".
Prawie jak na żądnie kończy się błoto... droga jest cała zawalona wiatrołomami, błoto jest pod nimi. Trzeba nieść...
Niesiemy... jest ciężko... Lenon: chyba sami wiecie co powiedział.
No i patrzę a tu wiatrołomy naprawdę się kończy i zaczyna... błoto (nic go nie przykrywa).
Nie odzywał się już nic - zjechał do miejsca zakwaterowania - można powiedzieć, że "NIE DAŁ SIĘ PONIEŚĆ". Ponieść, czaicie? BADUM TSSSS... kurtyna :D
Jak ktoś nie wierzy - to TUTAJ :D :D :D
Wróćmy jednak do relacji -->
Beskid Niski zaczyna pokazywać swoje prawdziwe oblicze :)
Andrzej na zielonej trawce :)
"Zaczniemy od eFki?"
pyta Rafał zastanawiając się, który kolejny punkt mamy w planie.
"Tak, zaczniemy od eFki" - odpowiadam - "a jak coś z Nią nie wyjdzie, to wieczorem zawsze możemy zrobić sobie ANAL - IZY" odpowiadam betonowym sucharem.
Chwila konsternacji... cisza jest znamienna. Ważne, aby mieć wtedy wzrok taki, żeby do końca nie było wiadomo czy żartujesz czy nie :D
Niemniej ogólnie większość przyznaje mi rację. Tylko Szkodnik coś tak mruczy, że znowu wstyd przynoszę...
No ale nie da się wszystkich zadowolić, zawsze będzie miał ktoś jakieś "ale", Zawsze. Nieraz powtarzam, że statystyka jest bezlitosna: "9 na 10 osób jest statystycznie zadowolonych w wyniku gwałtu grupowego".
Tymczasem, my tu heheszki jakieś a grupa kawalerii wychodzi nam na tyły...
Krzyczymy, że źle jadę bo nie tamtędy na "eF-kę", ale chyba nie słyszeli. Pognali w cholerę, a my dymamy pod górę.
"Piękne jak konie w GABLOCIE..." czy jakoś tak :D :D :D
Przez Rogate Włości
Docieramy do bramy i płotu, a tam mrożąca krew w żyłach, aby uważać bo na tym terenie hodują jakieś rogate stwory i ponoć bywają one agresywne.
Uchylamy z lekką obawą bramę, ale ni widu ni słychu... cichaczem przekradamy się na przez łąkę.
Ja mam duszę na ramieniu... dobrze, że nie swoją, no ale jednak...
Jedziemy przez ogromne łąki w poszukiwaniu lampionu i próbujemy się "wy-nawigować" na osławioną już "eF-kę", ale jakoś nam nie idzie.
Niby kierunek chyba dobry, ale żadnego charakterystycznego miejsca, aby się do niego orientować... ciężko o charakterystyczne miejsce, skoro na mapie to biała plama.
Ciśniemy przez łąkę i ciśniemy. Zdaje się nie mieć końca...
Po dłuższym marszu już wiemy: "jesteśmy w pizdu za daleko", ale kompletnie nie wiemy jak skorygować błąd. Po 15 minutach rozkminy nasza sytuacja się nie zmieniła...
Poda hasło, które zawsze podnosi na duchu "ch** z tym i tak nie zrobimy kompletu - dzida dalej". Jestem nawet za, zwłaszcza że nadal przebywam na rogatych włościach i w każdej chwili możne wypatrzyć nas jakiś rogaty.
Azymutujemy się w miarę na kolejny punkty i ruszamy... problemem jest jednak to, że po tej stronie ogrodzenia nie ma bramy. Trzeba przez płot.
Szukając JASZCZURA po Rogatych Włościach
Pisało zamykać bramę, ale boję się że może to nic nie dać przy tych dzikich stworach...
Trza się stąd zabierać, nim rogate się połapią, że Im po ich łące buszujemy. Tryb NA RYMPAŁ, aktywacja :)
Przedzierając się przez zasieki :)
A za płotem nadal nie ma żadnej drogi. Znowu ciśniemy bez szlaku, bez ścieżki... bez nadziei, bez sił.
Napisałbym coś, ale położę na to całun milczenia... trzeba się wygodnie położyć, przespać (może być snem wiekuistym jak ktoś reflektuje) i posilić :P :P :P
Bez słów - wszystko pokażą obrazy:
"Czasem ciężko "czeszesz" krzory
a i ciężar twój też spory
Jesteś Bestią pełną wzruszeń,
Jesteś Bestią... co nieść muszę..." (parafraza - link zaraz, bo będzie druga część)
"Czasem, kiedyś już zmęczona,
W chwili krótkiej przyjemności,
W złotych słońca stu ramionach
Ty wygrzewasz stare kości..." (parafraz KLASYKI --- a my tymczasem drzemka pośród drzew zwalonych)
Mały Szkodnik w wielki lesie... myśli "opierd**liłbym sobie jakieś drzewko... może nikt się nie kapnie" :P
Wrrrr...Grrr...Mlask mlask... mniam mniam... dobre drzewko, smaczne drzewko :D
"...biegnij przed siebie, kierunek trzymaj, z wiatrem lub pod wiatr" (całość TUTAJ)
Z wiatrem, pod wiatr, przez wąwóz, przez jar, przez chaszcz...znowu na azymut, bo do lampionów, na które polujemy nie prowadzi żadne droga.
Rafał jest pod wrażeniem... negatywnym, ale jednak :D
Mówi: "ja chyba sobie wpiszę na Stravie, że to wycieczka piesza".
Przekonujemy Mu, że to żaden wstyd... owszem ludzie potem pytają: "wycieczka rowerowa, 16 godzin i 40 km? Co tak słabo".
Tak, to czasem drażni, ale opracowaliśmy unikalną i opatentowaną metodę wygrywania takich dyskusji.
Sugeruję Mu aby wczuł się w rolę "troskliwego" znajomego i możemy odegrać scenę - czegoś się nauczy.
Tak też robimy:
Rafał "wczuty" w rolę: "wycieczka rowerowa 16 godzin i tylko 40 km, to tak słabo"
Ja: "Spierd***j"
Badam tssss... kurtyna. Wygrywasz każdą dyskusję - serio. Warto spróbować :D
Tymczasem rypiemy się na kolejny punkt i to jest dobre określenie... azymut pokazuje nam, gdzie mamy iść, no ale drogi to tam nie ma.
Co tam drogi, nawet ścieżki... trzeba po prostu trzymać się kierunku. Zdjęcia oddają klimat.
Azymut jest bezlitosny...
...okrutny, zły i podły...
...i nie wiedzie drogami...
... ale prowadzi do celu
CZARNA KREW ZIEMI
Wydostaliśmy się do jakieś drogi... droga wygląda jak poniżej, jak poniżej poniżej oraz jak poniżej poniżej poniżej (do 3-ciej iteracji)
Na czwartym zdjęciu zobaczycie już lepszą, zacną drogę. Szok i niedowierzanie, nie? No,ale będzie mieć inny mankament... będzie cholernie pod górę.
Zasada równowagi zachowana.
Tymczasem idąc pod kolejny lampion odkrywamy CZARNĄ KREW ZIEMI.
Coś tu wypływa:
"- To nie jest woda.
- To CZARNA KREW ZIEMI
-Ropa naftowa? -NIE! Czarna krew ziemi!
-Aha..." (cytat z klasyki klasyków lat 80-tych scena TUTAJ "WIELKA DRAKA W CHIŃSKIEJ DZIELNICY")"
Albo odkryliśmy tutaj jakieś ukryte złoża albo nawet jakiś traktor nie przeżył... krzor rozpruł mu miskę, tu krwawił... a truchło znajdziemy pewnie kawałek dalej.
Tak będzie, mówię Wam - czytałem o tym w komiksach!
Czarna Krew Ziemi
Kur*** !
KUR*** !!!
"Patrz na poziomice, teraz już będzie tylko w dół..."
To jest ten wspomniany problem z dobrą drogą... lekko się ona pionuję.
Dymamy, ale spoko - nie ma się co łamać, zaraz dobra droga odbije w lewo a my pójdziemy w prawo - dosłownie, pójdziemy bo znowu będziemy cisnąć pod górę jakaś ścieżką.
To POLAŃSKA przed nami. Na jej szczycie czeka nas Jaszczurowe zadanie... oraz spora ilość tarniny. Szczęśliwie ścieżka na drugą stronę szczytu będzie przejezdna, choć zjazd miejscami będzie karkołomny, bo będzie naprawdę stromo.
Podjazd z cyklu "KAŻDY UMIERA W SAMOTNOŚCI"
"Widzę nasze drzew, które wygiął czas..." a Szkodnik na nie wlazł :P (cytat pochodzi z tej piosenki TUTAJ)
"Jeszcze chwila, jeszcze dwie
i znów stanę u stóp raju
przed POLAŃSKĄ gdzie we mgle..."
gniade konie są na HAJU :D (czy jakoś tak - całość TUTAJ)
Druga część zjazdu z Polańskiej to jest bajka. Las i tarnina przechodzą w łąki, po których można po prostu gnać. To kocham w Beskidzie Niskim.
Ruszamy na poszukiwanie starej kapliczki i dzwonnicy na cerkwisku. Zdjęcia kapliczki nie wklejam, bo Szkodnik na FB wrzucił, ale dokładam kilka fotek z szalonego zjazdu "po zielonym" oraz zdjęcie pięknie odnowionej dzwonnicy. Kiedy byliśmy tu pierwszy raz, to tak to nie wyglądało - super, że takie miejsca są odrestaurowane.
Widzicie to najwyższe? Tam DYMAMY !!!
DZIDA W DÓŁ :D
Kolejna łąka - tym razem trochę pod górę.
Dzwonnica!
Zaczyna się najpiękniejsza pora dnia!
Rogatych tu w bród... :P
Za dzwonnicą znowu wrota i ostrzeżenie o kolejnych rogatych włościach. Jak tu byliśmy ostatnio, to dużo ich tu było. Rogatych, nie wrót :P... zadawały nawet prowokacyjne pytania, ale starałem się nie reagować na zaczepki. Nie wierzycie? Zdjęcie poniżej na dowód - prawie skończyło się zadymą.
Czeka nas także sporo brodów. Można by - sucharowo - powiedzieć, że brodów tu jest w bród :P
Tymczasem pomału kończy się też dzień.To koniec zarówno dnia jak i Rafała :D
"...i nie wiem czemu rzeki tej nie wziąłem z biegu, dajcie mi wgryźć się gąsienicą w fale śliskie..." (Mistrz Jacek TUTAJ)
Szkodnik komandos - tu jest głębiej niż się wydaje (zwłaszcza "za kamyczkami")
"To moja droga z piekła do piekła, pomału zapada nade mną mrok, więc biesów szpaler szlak mi oświetla..." (Mistrz Jacek TUTAJ)
Szpaler jak szpaler... będą ze dwa :P
Dwa bo Rafał zostawia nas i zjeżdża do bazy. Podsumowuje rajd krótkim "dobrze było poznać Jaszczura, ale to był hardcore" :D :D :D
Heh, zawsze jest i to jest w tym piękne!
Rafał nas zostawia, a my na światełkach pojedziemy jeszcze po kilka punktów kontrolnych.
Nie będziemy jednak jeździć do totalnego limitu (3 w nocy), bo zrobiło się na naprawdę zimno, a Andrzej nie wziął ze sobą ciepłych ciuchów.
Dostaje ode mnie kurtkę, ale i tak trochę zmarznie. Ja też nie chcę dowalić mojemu kolanu za mocno - fakt, że wytrzymało oraz fakt, że Jaszczur wypadł w takim terminie, że mogliśmy tu przyjechać... no jestem za to ogromnie wdzięczny. Może warto nie nadwyrężać własnego szczęścia i nie kusić pecha. To było i tak piękne pożegnania z rajdami na jakiś czas - remont to remont, trzeba go kiedyś zrobić, zwłaszcza że chcę jeszcze niejeden wąwóz z rowerem na plecach na jakimś Jaszczurze zrobić.
Przed północą zjeżdżamy do bazy i na dziś to zatem koniec.
Biesy :)
Lubię takie kadry :)
Nie wiem, który to już bród dzisiaj
Na zakończenie :)
Zdjęcie klasyk czyli karta JASZCZUROWA :)
Kategoria Rajd, SFA