Rajd Katowice 2018
-
DST
45.00km
-
Sprzęt Dart(h)Moor Primal
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 14 kwietnia 2018 | dodano: 15.04.2018
To już nasz czwarty start w tej imprezie. Katowickie rajdy miejskie
są naprawdę fajne: nie dość że miejskie są głównie z nazwy, bo i tak
zwykle kończymy głęboko w Lesie Murckowskim, to bawią nas różnymi
zadaniami specjalnymi: od torów przeszkód, przez kajaki, łamigłówki
matematyczne, zadania linowe, po czasami nietypowe przygody jak:
wbiegnięcie na 30-ste piętro wieżowca czy też laser-room. Nie
zastanawiamy się zatem długo i gdy okazuje się, że ten weekend jednak
mamy wolny (na czerwiec przesunęła się nam wizyta gości ze Szwecji i
Hiszpanii, z tamtejszym szkół szermierki), to zapisujemy się na rajd
"Złego człowieka ze Śląska", jak żartobliwie nazywamy Marcina.
"Na imię mi Legion bo jest nas wielu" (*)
"Na imię mi Legion bo jest nas wielu" (*)
Oj
wielu. Bardzo wielu, bo na wszystkich trasach łącznie ponad 700 osób.
Frekwencja jest powalająca, ale nie ma co się dziwić - Marcin organizuje
rewelacyjne imprezy, więc coraz więcej osób w nich uczestniczy. Tym
razem liczba uczestników przekroczyła chyba oczekiwania wszystkich -
nawet samego Organizatora, bo apel o wolontariuszy odbił się szerokim
echem w odmętach internetu.
W bazie dziesiątki znanych i
lubianych twarzy: jest Mateusz i Magda z dziećmi na trasę rodzinną, jest
Kamila i Filip na trasie pieszo-rowerowej, jest także Abu i Gienia, Magda i
Wojtek, Robert i Ania, a Nataszka to nawet z nami jedzie na rajd. Lista
mniej lub bardziej znanych osób jest naprawdę długa. Przepraszam zatem
jeśli kogoś nie wymieniłem, ale to ma być relacja na nie spis powszechny
:P
Chwilę przed odprawą udaje się nawet zamienić kilka
słów z Marcinem, po którym widać że jest mega zestresowany ogromem
przedsięwzięcia. My nastawiamy się dzisiaj na dobrą zabawę, bo to
jak komu pójdzie może być naprawdę kwestią szczęścia lub
chichotem losu. Sam Marcin apeluje "o zachowanie człowieczeństwa" w
kolejkach na zadaniach, które tworzyć się będą na pewno.
Nie Orient a Kajak Express
Mamy szatański plan. Lecieć całym gazem na kajaki, bo podejrzewamy (całkiem słusznie), że ten punkt, podobnie jak rok temu, bardzo szybko się zakorkuje. Odpalamy zatem blat i lecimy przez miasto na plażę, gdzie czekają kajaki. Jak myślicie, ilu zawodników pomyślało tak samo, że trzeba zrobić korkujące się zadania przed wszystkimi? Podpowiem, że było ich trochę, a że wśród tego "trochę" było kilku weteranów najcięższych rajdów, to się zrobił trochę maraton ulicami Katowic :)
Gdy wpadamy na plażę, część osób już pływa, ale uda nam się zająć jeden z ostatnich wolnych kajaków i ruszamy. Zadanie to złapać 3 punkty kontrolne, na trzech różnych brzegach jeziora. Prawie zatapiamy jeden z kajaków, a drugi niemal nie zatapia nas - wygląda, że dzisiaj wszyscy czują się pilotami kamikadze :) Gdy dobijamy do brzegu z zaliczonym zadaniem, kolejka do kajaków jest już naprawdę duża. Uczynne ręce pomagają mi wysiąść tzn. wyciągają mnie z kajaka i rzucają o glebę, a jakieś nogi przebiegają po mnie, byle tylko wsiąść, przed innymi, na zwolnione przeze mnie miejsce. Żart oczywiście - wszytko odbywało się w sposób grzeczny i cierpliwy... cierpliwe czekano na mnie na brzegu i całkiem grzecznie rzucono o brzeg :)
"Znikający punkt" czyli "w głowie się kręci dana dana da" (*)...
...żeby to jeden. Po kajakach lecimy na pkt zlokalizowany w parku, rogu ogrodzenia (pkt 6), ale lampionu nigdzie nie ma. Szukamy, ma być 30 metrów od drogi, ale nie ma nic. Zaczyna dojeżdżać coraz więcej zespołów i zaczyna się zbiorowe przeszukiwanie parku. Po około 15 minutach wpisujemy w kartę BPK (brak punktu kontrolnego) i ciśniemy dalej. Finalnie okaże się, że naprawdę go tam nie było - nie wiem czy ktoś zajumał czy też go nie rozwieszono. Zdarza się, szkoda tylko że zjadło nam to trochę czasu i wokół nas coraz więcej dojeżdżających zawodników. Finalnie 6-stka się pojawi po jakimś czasie (zostanie rozwieszona na nowo), ale zapis BPK także będą zaliczać. Lecimy dalej. Teraz czeka nas zadanie niespodzianka po górką w głębi parku... jest górka i niespodzianka. Nikogo nie ma. Ani obsługi, ani lampionu. Zaczyna mnie brać głupawka, będzie dzisiaj ostro - dosłownie w pogoni za duchem. Parę zespołów lekko zdezorientowanych odjeżdża, my także zaczynamy się zbierać z tego miejsca, gdy nagle widzimy dwie dziewczyny, które tachają całą masę dziwnego sprzętu. Przeczucie nas nie zawodzi i zagadujemy:
- Wy z Rajdu Katowice, prawda?
- Tak, przepraszamy. Stałyśmy pod nie tą górką, którą trzeba. Już rozkładamy zadanie.
Hahaha będzie dzisiaj wesoło. To nie pierwszy rajd z taką akcją - na największych (pod kątem trasy) rajdach tak się czasem dzieje, że zawodnicy meldują się na punkcie o wiele wcześniej niż spodziewał się Organizator. Taka międzynarodowa akcja na przykład to był bieg na Elbrus w 2010, gdy meta nie była jeszcze w pełni rozłożona, kiedy Andrzej Bargiel ustanawiał nowy rekord biegu.
Zadnie to tzw. pijany miecz. Kij jednym końcem do ziemi, drugim do czoła, a następnie 30 obrotów wokół kija (czoło cały czas na kiju powinno być). Po 30 obrotach biegniemy do przodu... tzn. próbujemy, tylko uważajcie aby się nie zabić. Świat lekko wariuje. Po tej obrotowej kuracji stać stałem, niezachwianie nawet, ale każdy krok w przód był bardziej krokiem w bok niż w przód... niebezpiecznie coraz bliżej krzaków :)
Parszywa jedenastka (?), kolejka jak do dziekanatu oraz sokole oko.
Gdy kręcenie w głowie ustało, patrzymy na kartę i coś nam się nie zgadza. PKT 11 czyli kajaki. Na karcie mamy Pkt 11, 11a, 11b, 11c. Podbite mamy a, b oraz c. Samej 11-tki nie mamy podbitej. Te punkty a, b, c to były lampiony na brzegach jeziora, ale po wyjściu (wywleczeniu przez pomocnych zawodników) z kajaku nie daliśmy karty obsłudze punktu, aby podbić 11-tkę jako taką. Ech, pacany z nas. Wracamy na kajaki. Nie mamy bardzo daleko, ale to kolejne minuty w plecy, z własnej nieuwagi i głupoty. Wpadamy na plażę, podbijamy zaległy punkt i jedziemy w kierunku dawnego nasypu kolejowego i mostu załapać kolejne punkty. Teraz na na zadanie linowe. No właśnie... samo zadanie jest super - przejście na linię nad rzeką. Nieraz już to robiliśmy, ale tym razem rzeki to nawet nie widać. Nie dlatego że jest mała, ale po prostu zasłania ją tłum stojący w kolejce. Podjeżdżamy do obsługi i bierzemy karę za niewykonanie zadania (30 min). Szkoda, bo takie przeprawy są fajne, ale kolejka już zbyt duża aby stać. Bardziej opłaca się kara, bo czas oczekiwania i wykonanie zadania szacujemy na grubo ponad 30 minut. No szkoda, ale liczyliśmy się z tym w dniu dzisiejszym. Ciśniemy na kolejne zadania: cross-fit (tor przeszkód) oraz rzucenie do celu. Cross-fit idzie od kopa, bo od torów przeszkód to w SFA mamy ekspertów (zapraszamy na treningi, to się przekonacie), a na rzucaniu do celu osiągamy zawrotny wynik 2/10. Obsługa nam mówi, że to jeden z lepszych wyników dzisiaj (do tej pory). Hmmm... śmiać się czy płakać. Zawsze wiedziałem, że powinienem zostać snajperem albo artylerzystą. Budziłbym grozę... po obu stronach frontu :)
Kolej na imprezę z dużą ilością SOKu
Kolejne punkty są w okolicy kopalni Staszic. Kopalnia leży na obrzeżach Giszowca i wchodzi już w Lasy Murckowskie. Ciśniemy wzdłuż torów, ale droga urywa się w bagnie. I to takim konkretnym. Nie ma jak przejść.
Jako, że średnio wierzę w BHP (autem jeździ się zgodnie z przepisami, ale rowerem czerwone oznacza "zachowaj szczególną ostrożność") wbijamy na nasyp kolejowy przecież tu na pewno nic nie jeździ. Tutaj chciałbym podziękować jednej zawodniczce za pomoc w wyciągnięciu roweru na prawie pionowy nasyp kolejowy (tak, tak... nie tylko my cisnęliśmy torami)
Nic nie jeździ, tak?
Nic nie jeździ 2:
Z tego co rozmawialiśmy w bazie dowiemy się, gdy na torach zaczęło pojawiać się coraz więcej osób (zaznaczam, że wariant między punktami wybierają zawodnicy - to ich decyzja, a nie że Organizator kazał), pojawił się również oddział Służby Ochrony Kolei z nurtującym pytaniem: "O tu się, k****a odwala?"
Z lasów mamy już wszystko, a więc robimy nawrót na bazę, ale najpierw:
Jak się masz, Kostuchna?
"Przypomnij sobie swój upadek w... " (*) parku
Zostały nam już ostatnie punkty do zdobycia. Wpadamy do znanego nam już parku. Oj znanego... dwa lata temu daliśmy tutaj "wyjątkowy przykład grupowej i indywidualnej głupoty" (*). Inżynierowie z wykształcenia, a nie przewidzieli, że duża prędkość, śliska nawierzchnia, skręt 90 stopni, połączone w jednym równaniu, mogą przekroczyć pewien próg np. próg bólu. Mijamy z szacunkiem zakręt, na którym dwa lata temu tak pokazowo się rozbiliśmy i łapiemy ostatnie punkty dzisiaj. Jeden z nich to zadanie z obszaru królowej nauk - dzielimy się zgodnie z naszymi matematycznymi preferencjami. Basia bierze zadanie z zapałkami, ja zabieram się za zależności między liczbami. Chwilę później jesteśmy już w bazie z kompletem punktów.
Bawiliśmy się świetnie, acz dzisiejszy rajd to był sprint po Śląsku. Sam sprint nam nie przeszkadza, ale było ZA KRÓTKO!!! Po 14:00 jesteśmy już w bazie z kompletem punktów. Szkoda, że trasa nie była dłuższa. Zdajemy sobie sprawę, że są tu rodziny z dziećmi, normalni ludzi, których napieranie 24h co najmniej dziwi, ale jednak było trochę za krótko. Odbijamy sobie to siedząc z innymi zawodnikami i rozwijając nasze życie społeczne :)
Finalnie skończymy u Mateusza i Magdy na grillu w Rudzie Śląskiej. Jeśli chodzi o wyniki, to zajmujemy 4-te miejsce w kategorii MIX, tracąc do "pudła" kilka minut. Magda i Wojtek którzy zdobyli 3-cie rozegrali to lepiej taktycznie" podobnie jak my zaczęli od kajaków, ale potem od razu - kiedy my szukaliśmy 6-stki - uderzyli na zadanie linowe. Zdążyli przed kolejkami, nie musieli brać kary i objechali nas o kilka minut. Well played :)
Cytaty:
1) Nowy Testament; demonologia. Takie tak demoniczne sprawy :)
2) "Znikający punkt" - klasyka kina z 1971.
3) Fragment piosenki "Requiem nad ranem", w wykonaniu Budki Suflera
4) Yoda do Luke'a na planecie Degobach, po stwierdzeniu "Jestem gotów". "Gwiezdne Wojny: Imperium kontratakuje"
5) Horror "Wzgórza mają oczy 2"
Nie Orient a Kajak Express
Mamy szatański plan. Lecieć całym gazem na kajaki, bo podejrzewamy (całkiem słusznie), że ten punkt, podobnie jak rok temu, bardzo szybko się zakorkuje. Odpalamy zatem blat i lecimy przez miasto na plażę, gdzie czekają kajaki. Jak myślicie, ilu zawodników pomyślało tak samo, że trzeba zrobić korkujące się zadania przed wszystkimi? Podpowiem, że było ich trochę, a że wśród tego "trochę" było kilku weteranów najcięższych rajdów, to się zrobił trochę maraton ulicami Katowic :)
Gdy wpadamy na plażę, część osób już pływa, ale uda nam się zająć jeden z ostatnich wolnych kajaków i ruszamy. Zadanie to złapać 3 punkty kontrolne, na trzech różnych brzegach jeziora. Prawie zatapiamy jeden z kajaków, a drugi niemal nie zatapia nas - wygląda, że dzisiaj wszyscy czują się pilotami kamikadze :) Gdy dobijamy do brzegu z zaliczonym zadaniem, kolejka do kajaków jest już naprawdę duża. Uczynne ręce pomagają mi wysiąść tzn. wyciągają mnie z kajaka i rzucają o glebę, a jakieś nogi przebiegają po mnie, byle tylko wsiąść, przed innymi, na zwolnione przeze mnie miejsce. Żart oczywiście - wszytko odbywało się w sposób grzeczny i cierpliwy... cierpliwe czekano na mnie na brzegu i całkiem grzecznie rzucono o brzeg :)
"Znikający punkt" czyli "w głowie się kręci dana dana da" (*)...
...żeby to jeden. Po kajakach lecimy na pkt zlokalizowany w parku, rogu ogrodzenia (pkt 6), ale lampionu nigdzie nie ma. Szukamy, ma być 30 metrów od drogi, ale nie ma nic. Zaczyna dojeżdżać coraz więcej zespołów i zaczyna się zbiorowe przeszukiwanie parku. Po około 15 minutach wpisujemy w kartę BPK (brak punktu kontrolnego) i ciśniemy dalej. Finalnie okaże się, że naprawdę go tam nie było - nie wiem czy ktoś zajumał czy też go nie rozwieszono. Zdarza się, szkoda tylko że zjadło nam to trochę czasu i wokół nas coraz więcej dojeżdżających zawodników. Finalnie 6-stka się pojawi po jakimś czasie (zostanie rozwieszona na nowo), ale zapis BPK także będą zaliczać. Lecimy dalej. Teraz czeka nas zadanie niespodzianka po górką w głębi parku... jest górka i niespodzianka. Nikogo nie ma. Ani obsługi, ani lampionu. Zaczyna mnie brać głupawka, będzie dzisiaj ostro - dosłownie w pogoni za duchem. Parę zespołów lekko zdezorientowanych odjeżdża, my także zaczynamy się zbierać z tego miejsca, gdy nagle widzimy dwie dziewczyny, które tachają całą masę dziwnego sprzętu. Przeczucie nas nie zawodzi i zagadujemy:
- Wy z Rajdu Katowice, prawda?
- Tak, przepraszamy. Stałyśmy pod nie tą górką, którą trzeba. Już rozkładamy zadanie.
Hahaha będzie dzisiaj wesoło. To nie pierwszy rajd z taką akcją - na największych (pod kątem trasy) rajdach tak się czasem dzieje, że zawodnicy meldują się na punkcie o wiele wcześniej niż spodziewał się Organizator. Taka międzynarodowa akcja na przykład to był bieg na Elbrus w 2010, gdy meta nie była jeszcze w pełni rozłożona, kiedy Andrzej Bargiel ustanawiał nowy rekord biegu.
Zadnie to tzw. pijany miecz. Kij jednym końcem do ziemi, drugim do czoła, a następnie 30 obrotów wokół kija (czoło cały czas na kiju powinno być). Po 30 obrotach biegniemy do przodu... tzn. próbujemy, tylko uważajcie aby się nie zabić. Świat lekko wariuje. Po tej obrotowej kuracji stać stałem, niezachwianie nawet, ale każdy krok w przód był bardziej krokiem w bok niż w przód... niebezpiecznie coraz bliżej krzaków :)
Parszywa jedenastka (?), kolejka jak do dziekanatu oraz sokole oko.
Gdy kręcenie w głowie ustało, patrzymy na kartę i coś nam się nie zgadza. PKT 11 czyli kajaki. Na karcie mamy Pkt 11, 11a, 11b, 11c. Podbite mamy a, b oraz c. Samej 11-tki nie mamy podbitej. Te punkty a, b, c to były lampiony na brzegach jeziora, ale po wyjściu (wywleczeniu przez pomocnych zawodników) z kajaku nie daliśmy karty obsłudze punktu, aby podbić 11-tkę jako taką. Ech, pacany z nas. Wracamy na kajaki. Nie mamy bardzo daleko, ale to kolejne minuty w plecy, z własnej nieuwagi i głupoty. Wpadamy na plażę, podbijamy zaległy punkt i jedziemy w kierunku dawnego nasypu kolejowego i mostu załapać kolejne punkty. Teraz na na zadanie linowe. No właśnie... samo zadanie jest super - przejście na linię nad rzeką. Nieraz już to robiliśmy, ale tym razem rzeki to nawet nie widać. Nie dlatego że jest mała, ale po prostu zasłania ją tłum stojący w kolejce. Podjeżdżamy do obsługi i bierzemy karę za niewykonanie zadania (30 min). Szkoda, bo takie przeprawy są fajne, ale kolejka już zbyt duża aby stać. Bardziej opłaca się kara, bo czas oczekiwania i wykonanie zadania szacujemy na grubo ponad 30 minut. No szkoda, ale liczyliśmy się z tym w dniu dzisiejszym. Ciśniemy na kolejne zadania: cross-fit (tor przeszkód) oraz rzucenie do celu. Cross-fit idzie od kopa, bo od torów przeszkód to w SFA mamy ekspertów (zapraszamy na treningi, to się przekonacie), a na rzucaniu do celu osiągamy zawrotny wynik 2/10. Obsługa nam mówi, że to jeden z lepszych wyników dzisiaj (do tej pory). Hmmm... śmiać się czy płakać. Zawsze wiedziałem, że powinienem zostać snajperem albo artylerzystą. Budziłbym grozę... po obu stronach frontu :)
Kolej na imprezę z dużą ilością SOKu
Kolejne punkty są w okolicy kopalni Staszic. Kopalnia leży na obrzeżach Giszowca i wchodzi już w Lasy Murckowskie. Ciśniemy wzdłuż torów, ale droga urywa się w bagnie. I to takim konkretnym. Nie ma jak przejść.
Jako, że średnio wierzę w BHP (autem jeździ się zgodnie z przepisami, ale rowerem czerwone oznacza "zachowaj szczególną ostrożność") wbijamy na nasyp kolejowy przecież tu na pewno nic nie jeździ. Tutaj chciałbym podziękować jednej zawodniczce za pomoc w wyciągnięciu roweru na prawie pionowy nasyp kolejowy (tak, tak... nie tylko my cisnęliśmy torami)
Nic nie jeździ, tak?
Nic nie jeździ 2:
Z tego co rozmawialiśmy w bazie dowiemy się, gdy na torach zaczęło pojawiać się coraz więcej osób (zaznaczam, że wariant między punktami wybierają zawodnicy - to ich decyzja, a nie że Organizator kazał), pojawił się również oddział Służby Ochrony Kolei z nurtującym pytaniem: "O tu się, k****a odwala?"
My jakoś przemknęliśmy
niezauważenie, no prawie... dobrze, że przez las to cisnę jak dzik i
Panowie zostali trochę z tylu. Umówmy się, że uznaliśmy że, chcą
przyłączyć się do rajdu i też cisną na punkt, albo było to po prostu
jedno z zadań: "ucieczka przez las", a nie że nas po prostu gonili :)
Marcin i ten jego pociąg do pociągów, On ma jednak czasem trochę nie po kolei, ale i tak Go uwielbiamy :)
Kolej na... BAGNO
Chwilę później seria spotkań w Lasach Murckowskich:Marcin i ten jego pociąg do pociągów, On ma jednak czasem trochę nie po kolei, ale i tak Go uwielbiamy :)
Kolej na... BAGNO
Gdy już zostawiliśmy z tyłu
pociągi, służby mundurowe i inne atrakcje weszliśmy znowu w bagno... co
się dziwicie, w końcu to rajd miejski, tak? Bagna muszą być!! Pkt 18 - widoczny na zdjęciu, to mój ulubiony punkt z tej imprezy. Rewelacja :)
Jak ja kocham takie miejsca. Lekko
stresujący spacerek po zwalonym drzewie nad mętną wodą, co szepce
"przyjdź do mnie" i już podbijam kartę startową.
A tu nagle ktoś mi ląduje na plecach, to Łukasz który także tutaj dotarł. No fajnie, ale jak się teraz miniemy? Mój zmysł równowagi nie jest jakiś wybity, ale jakoś uda mi się nawet z Nim minąć.
A tu nagle ktoś mi ląduje na plecach, to Łukasz który także tutaj dotarł. No fajnie, ale jak się teraz miniemy? Mój zmysł równowagi nie jest jakiś wybity, ale jakoś uda mi się nawet z Nim minąć.
Będzie mnie potem
przepraszał w bazie za stresową sytuację... jaką stresową, był na tyle
blisko,że gdybym runął do bagien, to miałbym się czego chwycić. Na
przykład jego :)
On i Asia to jedna z najmocniejszych par
zawodniczych, więc na pewno utrzymał by mnie nad tym mokradłem... na
pewno. Albo Basia i Asia wyciągałby nas obu z tego bagna, bo nie puścił bym
Go do samego końca. W sumie mogłyby mieć niezły ubaw gdybyśmy runęli
razem do otchłani tych moczarów :)
Finalnie jednak udało się dostać
na suchy ląd, tylko po jednak, aby zaraz się skoczył i teraz jak spider-man,
po siatce przeprawiamy się przez kolejne podmokłe tereny.
Aśka i Łukasz pocisnęli w drugą stronę, bo jadą inny wariant trasy. Znowu jesteśmy sami na bagnach :)
Z lasów mamy już wszystko, a więc robimy nawrót na bazę, ale najpierw:
Jak się masz, Kostuchna?
Hałda Kostuchna,
którą znamy już z kilku rajdów. Jest Śląsk, to muszą być hałdy. Rok temu też były i wyglądało to tak:
W tym roku nie jest inaczej.
Oczywiście atakujemy hałdę nie od drogi, ale lekko na azymut od małych ścieżek. Podejście jest nieliche, a zadanie na szczycie to zrobić sobie zdjęcie z rowerami, z widokiem na kopalnie, czyli nie ma że rowery w krzaki i ciśniesz na lekko. Rowery mają być na szczycie - uwielbiamy Marcina :)
Z hałdy widok jest niesamowity, zwłaszcza że widać dzisiaj Babią Górę i Pilsko. Na szczycie korzystamy z uprzejmości przypadkowo spotykanych ludzi, którzy robią nam zdjęcie. Zjazd z hałdy jest niczym dobry górski zjazd. Wprawdzie krótki, ale naprawdę stromy. Dobra techniczna ścianka :)
Teraz wbijamy na ścieżki rowerowe i lecimy w kierunku bazy.
W tym roku nie jest inaczej.
Oczywiście atakujemy hałdę nie od drogi, ale lekko na azymut od małych ścieżek. Podejście jest nieliche, a zadanie na szczycie to zrobić sobie zdjęcie z rowerami, z widokiem na kopalnie, czyli nie ma że rowery w krzaki i ciśniesz na lekko. Rowery mają być na szczycie - uwielbiamy Marcina :)
Z hałdy widok jest niesamowity, zwłaszcza że widać dzisiaj Babią Górę i Pilsko. Na szczycie korzystamy z uprzejmości przypadkowo spotykanych ludzi, którzy robią nam zdjęcie. Zjazd z hałdy jest niczym dobry górski zjazd. Wprawdzie krótki, ale naprawdę stromy. Dobra techniczna ścianka :)
Teraz wbijamy na ścieżki rowerowe i lecimy w kierunku bazy.
"Przypomnij sobie swój upadek w... " (*) parku
Zostały nam już ostatnie punkty do zdobycia. Wpadamy do znanego nam już parku. Oj znanego... dwa lata temu daliśmy tutaj "wyjątkowy przykład grupowej i indywidualnej głupoty" (*). Inżynierowie z wykształcenia, a nie przewidzieli, że duża prędkość, śliska nawierzchnia, skręt 90 stopni, połączone w jednym równaniu, mogą przekroczyć pewien próg np. próg bólu. Mijamy z szacunkiem zakręt, na którym dwa lata temu tak pokazowo się rozbiliśmy i łapiemy ostatnie punkty dzisiaj. Jeden z nich to zadanie z obszaru królowej nauk - dzielimy się zgodnie z naszymi matematycznymi preferencjami. Basia bierze zadanie z zapałkami, ja zabieram się za zależności między liczbami. Chwilę później jesteśmy już w bazie z kompletem punktów.
Bawiliśmy się świetnie, acz dzisiejszy rajd to był sprint po Śląsku. Sam sprint nam nie przeszkadza, ale było ZA KRÓTKO!!! Po 14:00 jesteśmy już w bazie z kompletem punktów. Szkoda, że trasa nie była dłuższa. Zdajemy sobie sprawę, że są tu rodziny z dziećmi, normalni ludzi, których napieranie 24h co najmniej dziwi, ale jednak było trochę za krótko. Odbijamy sobie to siedząc z innymi zawodnikami i rozwijając nasze życie społeczne :)
Finalnie skończymy u Mateusza i Magdy na grillu w Rudzie Śląskiej. Jeśli chodzi o wyniki, to zajmujemy 4-te miejsce w kategorii MIX, tracąc do "pudła" kilka minut. Magda i Wojtek którzy zdobyli 3-cie rozegrali to lepiej taktycznie" podobnie jak my zaczęli od kajaków, ale potem od razu - kiedy my szukaliśmy 6-stki - uderzyli na zadanie linowe. Zdążyli przed kolejkami, nie musieli brać kary i objechali nas o kilka minut. Well played :)
Cytaty:
1) Nowy Testament; demonologia. Takie tak demoniczne sprawy :)
2) "Znikający punkt" - klasyka kina z 1971.
3) Fragment piosenki "Requiem nad ranem", w wykonaniu Budki Suflera
4) Yoda do Luke'a na planecie Degobach, po stwierdzeniu "Jestem gotów". "Gwiezdne Wojny: Imperium kontratakuje"
5) Horror "Wzgórza mają oczy 2"
Kategoria Rajd, SFA
komentarze
Gość | 13:16 poniedziałek, 16 kwietnia 2018 | linkuj
Dzięki za opis. Nie udało się w tym roku, ale na pewno zostałem zachęcony do przypilnowania w przyszłym! Dzięki
Gość | 08:48 poniedziałek, 16 kwietnia 2018 | linkuj
Co do zadania logicznego, podpunkt 3 :)
Jest zależność, która może wskazać wynik 40 - czyli suma działania plus wynik z rzędu powyżej. ALE ta zależność zakłada, ze jest to ciąg, w którym najpierw liczby rosną z każdym rzędem o 1 aż nagle zamiast działania 4 + 7 pojawia się 8+11, co nie do końca ma sens matematyczny. A to stawia pytanie - czy tak miało być, czy może w założeniu w tym działaniu kilka "brakujących" rzędów jest ukrytych (4+7, 5+8, 6+9, 7+10). Skoro jest wątpliwość - to mnie to skłania do szukania rozwiązania nie pozostawiającego wątpliwości. A takim jest iloczyn dwóch liczb plus pierwsza liczba - czyli wynik 96. To założenie ma sens zarówno matematyczny jak i logiczny podczas gdy wynik 40 ma jedynie sens logiczny. Bez względu na to, czy te 4 rzędy uznamy za wycinek ciągu czy za komplet danych - wynik nadal będzie ten sam, 96.
Komentuj
Jest zależność, która może wskazać wynik 40 - czyli suma działania plus wynik z rzędu powyżej. ALE ta zależność zakłada, ze jest to ciąg, w którym najpierw liczby rosną z każdym rzędem o 1 aż nagle zamiast działania 4 + 7 pojawia się 8+11, co nie do końca ma sens matematyczny. A to stawia pytanie - czy tak miało być, czy może w założeniu w tym działaniu kilka "brakujących" rzędów jest ukrytych (4+7, 5+8, 6+9, 7+10). Skoro jest wątpliwość - to mnie to skłania do szukania rozwiązania nie pozostawiającego wątpliwości. A takim jest iloczyn dwóch liczb plus pierwsza liczba - czyli wynik 96. To założenie ma sens zarówno matematyczny jak i logiczny podczas gdy wynik 40 ma jedynie sens logiczny. Bez względu na to, czy te 4 rzędy uznamy za wycinek ciągu czy za komplet danych - wynik nadal będzie ten sam, 96.