aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Puchar Neptuna 2018

  • Aktywność Sztuki walki
Sobota, 22 września 2018 | dodano: 25.09.2018

Zgodnie z deklaracją złożoną we wpisie opisującym nasz lipcowy obóz szermierczy, zamieszczam krótką relację i refleksje z pierwszych zawodów tegorocznego Pucharu 3 Broni. Jak zawsze, końcówka września to Puchar Neptuna, którego gospodarzem jest nasza trójmiejska filia ARAMIS’a, zwaną przeze mnie Grupa ARMII "SFA PÓŁNOC". I tym sposobem już wiecie, że gdy część z Was ścigała się na Silesia Race u pewnego Marcina, to my w tym czasie odwiedziliśmy wybrzeże i innego Marcina. Nie po to jednak aby podziwiać Bałtyk (choć to też)… ale głównie po to aby STANĄĆ DO WALKI!!

„U Marcina w Gdyni, znów nas widział ktoś…” czyli DAR POMORZA (*)
Do Gdyni blisko nie jest, zwłaszcza że nie jedziemy pociągiem, ale autem (tak wiem, że środek transportu nie wpływa na odległość między punktami A i B, ale wiecie o co mi chodzi z tym blisko…). Pociągiem  owszem wygodniej, ale mamy ze sobą tyle sprzętu, że logistyka lokalna na miejscu, bez auta jest już problemem. Wyruszamy zatem w piątek, bezpośrednio po zakończeniu treningu grupy dziecięcej, około godziny 19:30. Na miejsce dotrzemy około 3:00 w nocy. Zawody zaczynają się w sobotę w południe, więc nawet uda się w miarę wyspać.
Marcin – Instruktor Trójmiejskiej Filii ARAMIS – jak co roku wita nas na wypasionej hali sportowej przy ulicy Tatrzańskiej (w Gdyni…, pasuje Wam? Tatrzańskiej w Gdyni, chyba ktoś tu tęsknił za górami). Śmiejemy się, lekko złośliwie że naszą filię trójmiejską można by nazwać DAR POMORZA (prawdziwy DAR POMORZA tam też stacjonuje i to w sumie całkiem niedaleko od sali nawet), ale tak serio – trójmiejski oddział to naprawdę pewnego rodzaju DAR POMORZA dla nas. To najdalej wysunięta filia SFA od bazy (Kraków), co bynajmniej nie ułatwia Im ani wyjazdów na obozy treningowe (Murzasichle) czy seminaria treningowe i nierzadko muszą sobie Oni radzić samodzielnie z problemami dnia bieżącego. Wszystkie południowe eventy (południowe w znaczeniu Wrocław czy Kraków), to dla szermierzy z "Tri-polis" naprawdę spora wyprawa, dlatego zawsze doceniamy ich obecność, jeśli tylko uda Im się dołączyć. Co więcej, mimo oddalenia, oddział ten działa od wielu już lat i mocno się rozwija, wystawiając do zawodów coraz to nowych zawodników. Opanowanie wybrzeża nie przyszło nam łatwo (w znaczeniu zdobycia tutaj przyczółku), ale po tych wszystkich latach, jesteśmy "SFA Twierdzą" i na Pomorzu!


„Prawidłowy luz ma człowiek, choć doń części brak zamiennych…”(*)
Luz trzeba mieć, bo nie można brać życia na serio – i tak nie wyjdziemy z niego żywi. Trochę gorzej z tym brakiem części zamiennych… Wiecie jak to jest, wypadki chodzą po ludziach, ludzie po wypadkach już niekoniecznie. Szczęśliwie aż tak źle to nie jest, ale częściami zamiennymi w postaci nowego kolana to bym nie pogardził.
Tegoroczny Puchar Neptuna to dla mnie zawody inne niż wszystkie. Zwykle jak jedziemy na zawody, to celem jest walka o finały i w finałach – to, czy to w praktyce się udaje, to już zupełnie inna bajka.
Niemniej cel jest konkretny i jasny – walka o laury, zduszenie centaurów, wyrwanie ofiar piekłu – takie tam Mickiewiczowskie sprawy. Tym razem cel też jest niby konkretny i jasny, ale jednak trochę inny niż zwykle. Muszę „przetestować” kolano w warunkach bojowych. Czemu bojowych? Bo na zawodach nie myśli się o ograniczeniach, przeciwwskazaniach (raczej o przeciwzasłonach, przeciwtempach, przeciwodpowiedziach czy też przeciwnatarciach), asekuracji… liczy się tylko broń i przeciwnik. Broń ma być przedłużeniem ręki, ręka przedłużeniem myśli i woli, a przeciwnik… przeciwnik to ma upaść. Najlepiej na ryj i to boleśnie :)
Na pewno część z Was zna jakiś rodzaj tego uczucia z rajdów, gdy ścigacie się o najwyższy stopień podium, ale powiem Wam, że za maską szermierczą to uczucie jest tylko spotęgowane (zwłaszcza jak przeciwnik jest groźny, trudny, dobrze wyszkolony, szybki, niebezpieczny i jeszcze kilka innych przymiotników). Tutaj oprócz walki z własnymi słabościami, jest bezpośrednia konfrontacja – nie równolegle do siebie (np. kierownica w kierownicę na metry przed metą), ale naprzeciw siebie. Skrzyżowane ostrza i metaliczny dźwięk zderzających się kling jest niczym obietnica piekła, które Was czeka, gdy tylko broń przeciwnika Was dosięgnie – pojechałem teraz na ostro, bez wazeliny, nie? :D
Ale serio – napalamy się, nakręcamy a potem napieramy. O to w tym chodzi. Dlatego piszę o warunkach bojowych, a w takowych można łatwo zapomnieć, o tym czego nie należy robić bo „Andrzej, to je***e”. Mogę już jeździć na rowerze, znowu hasam po górach, ale kolana – zwłaszcza – w rapierze poddawane są mega obciążeniom skrętnym. Niestety skrętnym – czyli tym, których mam unikać. Nie ukrywam zatem, że przed zawodami naprawdę się bałem czy maszyneria wytrzyma. Bałem na tyle, że jak nigdy do tych zawodów podszedłem „testowo” – zobaczyć, na ile mogę sobie pozwolić, a sukcesem będzie każde, nawet ostatnie miejsce, byle tylko zejść z planszy na dwóch nogach, a nie skacząc na jednej...


Dzisiejszy program sponsoruje literka R … jak REŻIM

Tu drobna uwaga – to blog rowerowy-wyprawowy, na którym postanowiłem wrzucać czasem wpisy z naszego drugiego życia – tego, z pod znaku płaszcza i Szpady (i Rapiera, i Rapiera!!!). Nie będę zatem umieszczał tutaj żadnych wyników, nawet jeśli wygralibyśmy coś w mistrzowskim stylu albo jeśli przep**** lilibyśmy wszystko w stylu znanego Wam już Pana Porażki. To nie jest miejsce na to – tutaj znajdziecie refleksje, relacje, retrospekcje… tak wiem, rezultaty są także na r, ale NIE. Po pierwsze część imion Wam nic nie powiem a jeśli kogoś naprawdę to interesuje, to zapraszamy do polubienia naszej strony na FB, śledzenia jej tablicy, odwiedzania naszej głównej strony internetowej itp. Pojechałem teraz z product placementem, ale polecam zrobić Wam to teraz – po dobroci, kiedy jeszcze szermierka nie jest obowiązkowa bo intensywnie pracujemy nad REŻIMEM, który zmus… zachęci Was do nauki pięknej sztuki fechtunku.
Nastanie wtedy piękny czas, że wszyscy razem będziemy się uczyć trudnej sztuki fechtunku, a Ci którzy nie będą chcieli, będą rozmawiać z naszymi oprawca...eee... służbami bezpieczeństwa, których służba, trud pracy codziennej i zaangażowanie zapewniają  ochronę wszystkim szczęśliwym i zadowolonym z życia obywatelom.


„Walcz, głupio, walcz – swoim życiem się baw, wprost na spotkanie ostrza leć…”
Czyli rzecz o dublach. Obopólach. Trafieniach równoczesnych. Przekleństwie szermierki klasycznej…
Aby w pełni zrozumieć o co mi chodzi, musiałbym Wam przybliżyć trochę nasz system walki. Może kiedyś mi się to uda, ale to dłuższy wykład – na razie niech Wam wystarczy informacja, że podstawowa zasada brzmi: „NIE DOSTAĆ”. Niby proste, ale zdarzają się czasem także i trafienia obopólne czyli „Ty trafiasz mnie, ja Ciebie i to w tym samym czasie”. Niby brzmi OK, bo nie jest tak, że przegrywam – dostałem i kaplica. Raczej dostałem, ale ciągnę tego drugiego ze sobą… niby brzmi trochę bardziej korzystniej niż po prostu umrzeć samemu, ale niestety to nie takie proste.
Do czego Wam to porównać w rajdach? Można by to porównać w pewnym stopniu do używaniu GPS’u, zrywaniu lampionów, itp… ale w sumie nie, to nie ta liga. Powyższe działania, oszustwo względem regulaminu ma na celu pogrążyć innych, a wypromować oszusta. Z dublem tak nie jest. Dubel pogrąża obie osoby i to bardzo. Trafniejszym (co za ironia z tym słowem w kontekście dubla….) porównaniem raczej było by wjeżdżanie w innych zawodników na zasadzie zderzenia czołowego, co powoduje kontuzje i uszkodzenie sprzętu obu osób i uniemożliwia Im to dotarcie do mety.
W prawdziwym pojedynku owocowałoby to śmiercią obu walczących (i tak się w historii zdarzało!!!). W niemal żadnym przypadku nie wynika to z chęci poświęcenia się dla tzw. lepszej sprawy, ale wynika to zarówno z braku umiejętności technicznych i taktycznych oraz dążenia do trafienia za wszelką ceną, totalnie zaniedbując własną obronę.
Skąd to wiem? Ha, to proste. Wystarczy ściągnąć maski, wziąć nawet bezpieczną broń otulinową (krzywdy nie zrobi, ale w uderzenie w ryja zaboli – w przeciwieństwie do metalowej, która już konkretnie uszkodzi facjatę) i nagle wszyscy Ci skłonni do poświęceń szermierze, nie chcą w ten ryj dostać. I to nawet w zamian za uzyskanie trafienia przeciwnika… no, nie wystawią ryja pod jakieś soczyste mlaśnięcie, tylko zaczynają się bronić. Coś ich jednak powstrzymuje. Byłoby przykro, gdyby był to strach przed bólem :D
(a gdzie mu tam, do prawdziwego strachu o własne życie).
W naszych zawodach dubel to -1 punkt za całą walkę (za zwycięstwo jest 2 punkty, za porażkę 0), czyli zaliczenie dubla odbiera Wam punkty zdobyte w innych, wygranych walkach. Tak!! Tak surowo każemy takie zachowania!!
To trochę jak odbieranie zdobytych punktów, za spóźnienie na metę. Po prostu się to nie opłaca się.
…a mimo wszystko, wśród zawodników zawsze trafiają się dublo-genni czyli tzw. samobójcy. Przyczyn jest wiele, ale tak jak pisałem, głównie jest to brak umiejętności technicznych i taktycznych (czyli rozumienia co się w walce dzieje i reagowania odpowiednio do zaistniałej sytuacji). Czasem powodem jest także zbyt wysoki poziomu pobudzenia lub stresu, jaki dopada ludzi na zawodach, niemniej jest to jeden z elementów braku wyszkolenia: nieumiejętność radzenia sobie z presją. Zderzenia w peletonach też raczej nie wynikają z celowej chęci połamania się, ale z różnego rodzaju błędów: oceny odległości (klasyczne „zmieszczę się!!)”, inny by się rozbił ale przecież ja jestem kozak, cisnę i nie patrzę - niech inny uważają bo jadę po zwycięstwo itp


„Znów bijatyka, znów bijatyka, bijatyka cały dzień…” (*)
A dokładniej to nawet dwa dni. Pierwszy dzień (sobota) to zawsze eliminacje w wszystkich 3 broniach: Szpadzie, Szabli i Rapierze. Zawsze zachęcamy naszych szermierzy, aby startowali we wszystkich trzech konkurencjach, acz nie jest to oczywiście obowiązkowe. Niedziela przynosi nam zwykle końcówkę eliminacji, najczęściej jest to dokończenie jednej z konkurencji, a potem jest już srogo i wypaśnie bo  lecą ćwierć, pół oraz finały.
W Gdyni frekwencja dopisała, co tym bardziej cieszy, że dla zawodników z Wrocławia, Krakowa i Katowic to naprawdę wyprawa jak po złote łon… eeee… runo. Piotrków, Łódź, Warszawa i nowo powstała w tym roku filia toruńska mają trochę bliżej, więc także dołączyli do nas w Tri-polis :)
To co także cieszy, to fakt, że na zawody jeżdżą nie tylko stali bywalcy, ale zawsze udaje się zmobilizować grupy początkujące i średnie - gdzie mają zdobywać doświadczenie sparingowe i tzw. „obicie się” jeśli nie na zawodach, a gdy poziom rośnie, to wtedy od drugiej rundy eliminacji nie ma już grup stosunkowo łatwych – są grupy trudne i przej***ne.
Z perspektywy instruktorskiej bardzo mnie to cieszy. Z perspektywy zawodnika też, ale już nie tak bardzo. Też - bo bywają niezapomniane akcje i pojedynki, ale nie tak bardzo - bo rozstrzygnięcie ich na swoją korzyść, to niekoniecznie musi być już zdarzenie pewne.





To tyle na dziś… niedługo znowu Wam trochę poopowiadam o szermierce, pewnie przy okazji zawodów we Wrocławiu, które już za 3 tygodnie – w połowie października. Ponownie trzeba będzie stanąć do walki, ale gdy inni będą stresować się tym, że „do walki”, ja będę się cieszył tym „stanąć” i oby tak dalej i oby jak najdłużej !!!
Wybaczcie jakość zdjęć, ale wiecie hala, sztuczne oświetlenie i zdjęcia zrobione na szybko pomiędzy naszymi walkami... ludzi w ruchu. Oficjalna galeria pojawi się na naszej stronie. Tutaj tylko kilka naszych fotek.

Cytaty:
1 i 3) Parafraza piosenki zespołu Lady Pank "Tańcz, głupia, tańcz"
2) Piosenka tytułowa z serialu "Zmiennicy"
4) Szanta "24 lutego - bijatyka"




komentarze
Aramis | 19:11 wtorek, 25 września 2018 | linkuj Dziękuję za piękną relację, super napisane jak zawsze! Na zawodach też było super, a już niedługo, niedługo.... WROCŁAW! Czyli sezon zawodów w pełni!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa rkres
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]