aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Kompania KORNA - raport Szefa Sztabu

  • DST 1.00km
  • Sprzęt VENOM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 23 marca 2019 | dodano: 27.03.2019

Oto opowieść o tym jak trafiliśmy ze Szkodniczkiem do pewnej Kompanii Kornej. O tym jak zostaliśmy oskarżeni o nieudolne pozyskiwanie lampionów (na wszystkich tych rajdach, na których nie udało się zrobić kompletu) oraz o niegospodarność czasem, gdy pojedynczy lampion zdobywaliśmy przez 3 godziny. Jakiś sędzia śledczy dorzucił także oskarżenie o kretyńskie warianty… tak, że w sumie wszystkich zarzutów zebrało się naprawdę sporo. Pod koniec procesu „okrutny piąty prokurator Judei, eques Romanus, Poncjusz Piłat” (*) skazał nas zatem na Kompanię Korną. 

Wiosenne CZARNE KoRNO w 2018 było w naszym ORIENTalnym życiu naprawdę sporym punktem zwrotnym. Pisałem Wam jak bardzo baliśmy się czy ta impreza w ogóle wyjdzie? To pytanie retoryczne bo wiem, że pisałem Wam to chyba ze 100 razy… Nie zmienia to jednak faktu, że trzęśliśmy porami jak w porąbany w warzywniaku czy podołamy… ale udało się!!!
Nasz rajd został przyjęty o wiele cieplej niż mogliśmy sobie to wymarzyć – za co raz jeszcze dziękujemy.
Zdefiniowało to jednak pewną sytuację, w której nagle się znaleźliśmy. Mogliśmy potraktować Wiosenne CZARNE jako jednorazowy strzał. Wybryk i zachciankę (krnąbrnych, ale nie) rozwydrzonych bachorów lub jako pierwszy krok na naszej nowej, orientalnej drodze życia. Otwarł się wakat Architekta ludzkich cierpień i trzeba było pomyśleć czy bierzemy tą robotę :)
Po rajdzie, już na spokojnie, wraz z Moniką i Tomkiem po dość krótkiej dyskusji postanowiliśmy, że za rok zrobimy drugą edycję Wiosennego CZARNEGO KoRNO. Skłamałbym mówiąc, że gdzieś tam w głębi duszy (nawet nie wiedziałem, że ją mam…) nie liczyliśmy na to po cichu – zbyt dobrze bawiliśmy się projektując trasę, układając zagadki i robiąc promo rajdu, aby traktować to jako pojedynczy strzał. Oczywiście, była to ogromna robota, dużo większa niż mogliśmy się tego spodziewać, będąc do tej pory tylko uczestnikami takich rajdów. Nie zmienia to jednak faktu, że była to także świetna zabawa. Skłamałbym także mówiąc, że w moim zwichrowanym umyśle nie pojawiła się koncepcja drugiej edycji już w trakcie budowy trasy Wiosennego CZANEGO KoRNO.
Wiecie jak jest – wiem, że te głosy w mojej głowie nie są prawdziwe, ale mają one tyle fajnych pomysłów !
Powiedziałem mojemu psychiatrze, że słyszę głosy w mojej głowie, a On mi powiedział, że nie mam swojego psychiatry...
Tak też narodził się pomysł… no właśnie, zupełnie innej imprezy niż Kompania Korna. Część z Was słyszała już nazwę pod którą miała kryć się druga edycja, bo o niej czasem wspominaliśmy, a tu taka niespodzianka. Pomysł nie został jednak zarzucony, a raczej przeniesiony w czasie. Dlaczego zarzucać gotowy już pomysł i pracować nad inną koncepcją? Czyżbyśmy mieli za mało roboty? Wszystko to wyjaśni się poniżej – to tyle tytułem wstępu. Zapraszam do wysłuchania opowieści o pewnej Kompani Kornej.

"Mam bardzo nieskomplikowany gust: zadowala mnie to co najlepsze" (*)
Zabrzmiało srogo, co nie? A to tylko cytat z Oscara Wilde. Dość dobrze oddaje jednak uczucia, które targały nami około października 2018. Aby w pełni zrozumieć to przesłanie musimy jednak cofnąć się w czasie do wakacji 2018.
Pierwsze, konkretne eksploracje trasy pod imprezę 2019 zaczęliśmy już w sierpniu 2018. Miało to na celu zapewnić nam sporo czasu na szwendanie się po Beskidzie Makowskim, w którym to miała rozegrać się druga edycja Wiosennego CZARNEGO. Pełni wiary i młodzieńczego entuzjazmu wyruszyliśmy w teren, nie wiedząc jeszcze jaki los przygotowało dla nas Fatum, Karma i inne takie drapichrusty…
… i gdy tak hasaliśmy sobie wesoło wśród górek i pagórów, dotknęło nas romańskie przekleństwo.
Romańskie od Romana Królikowskiego a nie od Rzymian. Roman niegdyś rzekł do nas takie słowa: „Beskid Makowski? Tam są 4 pasma górskie i nic więcej. Wiele tam nie znajdziecie”.
Miał rację… od sierpnia do października zrobiliśmy 8 dłuższych wypadów w Beskid Makowski w poszukiwaniu ciekawych miejsc na punkty kontrolne. Osiem całodniowych wypraw, a w notesie i na Garminie kilka punktów. No właśnie, kilka ciekawych… Nie 30-40 fajnych punktów, ale kilka – dosłownie 3-4. Na osiem wycieczek i kawał spenetrowanego terenu to mało. Za mało… o wiele ZA MAŁO.
Nie zrozumcie mnie źle – to Góry, a więc tereny piękne, ale niestety niezróżnicowane. Siłą Wiosennego CZARNEGO KoRNO miały zawsze być ciekawe, mało znane miejsca, różne ciekawostki od historycznych po przyrodnicze. Mieliśmy jaskinie, grób pierwszego zestrzelonego pilota we wrześniu 1939 roku, skalną kapliczkę uznawaną za miejsce objawień, mieliśmy bunkry OKH (Oberkommando des Heeres - Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych Wehrmachtu), krzyże na szczytach skał, z których prawie każdy związany był z jakąś legendą – Skała Kmity, Sąd Aleksandrowicki, punkty widokowe, Kalwarię z posępnymi postaciami, wieś odznaczoną krzyżem walecznych, ruiny zamków czy też moją ukochaną Doliną Racławki która broni się sama, bo jest tak piękna.
A teraz mamy 4 nietypowe punkty (nie zdradzę jakie, bo może jeszcze kiedyś zahaczymy o te tereny). Pozostałe też są niby fajne, bo są tam punkty widokowe, jakiś kamieniołom, ale ogólnie jest tego mało. Większość punktów to byłby skrzyżowanie ścieżek, może jakiś głaz. Miejsca fajne na każdy rajd, ale nie umywa się to do różnorodności punktów kontrolnych z Dolinek Podkrakowskich.
No i druga sprawa: wariantowość… a w zasadzie jej brak. Nawet robiąc rogaining marszruty narzucają się same: trzeba walić szlakiem bo inaczej nie ma sensu lub innych sensownych dróg po prostu nie ma. Chociaż może to po prostu my nie umiemy zrobić w tym terenie ciekawej imprezy – tak też może być. Wariantowość otworzyła by się sama, gdyby zagęścić punkty kontrolne, ale takowych właśnie nie mamy. Nie chcemy też dawać punktów gdzieś na siłę. Trasa powinna bronić się sama. Oczywiście, że pojawią się na niej punkty dodatkowe: sugerujące np. przejazd przez ciekawy teren, pozwalające unikać głównych dróg, ale zgodnie z nazwą mają to być punkty dodatkowe/pomocnicze, a nie 80-90% wszystkich lampionów.
Gnębi mnie to, wierci w duszy dziury, prześladuje i miewam nocne koszmary – czasem nawet moczę się nocy, gdy po ciemku podjadam z lodówki i obleję się sokiem… Teren nam się pomału kończy, a u nas posucha. Niby historycznych miejsc jest trochę, ale wszystkie w jednym klimacie: partyzanckie, bo to takie tereny.
Openstreetmaps, WikiaMAPA oraz inne strony nie pomagają. Pustka. Roman obłożył nas romańskim przekleństwem i pewnie teraz rechocze… nie umiemy zrobić tutaj w miarę ciekawej imprezy.
Zbieram się na odwagę i rozpoczynam poważną rozmowę z Basią. Nie, nie dlatego że się jej boję (no może trochę…), ale dlatego że ciężko mi się samemu z tym pogodzić. Trzeba podjąć bardzo odważną decyzję: musimy zamienić miejsce rozgrywania zawodów. Co ciekawe Basia jest zgodna – ma takie samo wrażenie, że trasa nie spełnia naszych oczekiwań. 3 miesiące pracy w plecy… zaczynamy od zera. Lenon, jak to Lenon, mówi: „to wielki sukces i wielka odwaga, przyznać się do błędu i zawrócić ze ścieżki, która jest ślepa” i oczywiście w jakimś stopniu ma rację… co nie zmienia faktu, że właśnie zaczął się listopad, a my zaczynamy od zera.
Trasa musi bronić się sama. To jest warunek konieczny. Jesteśmy w środku sezonu zawodów szermierczych, mamy przed sobą niesamowite przedsięwzięcie: kolejne Mistrzostwa, które będą rozegrane w Krakowie, a prace nad KoRNO zaczynamy od zera… to tyle by było ze „spokojnie i nienerwowo”.
Owszem powie ktoś, że listopad to jeszcze nie tragedia. Trasę mamy zamknąć do końca stycznia – tak jesteśmy umówieni z Moniką, więc to w sumie racja. Niemniej, nie po to zaczynaliśmy eksploracje już w sierpniu, aby w listopadzie nadal nie mieć nic… hmmm, chociaż może właśnie po to? Może właśnie po to, aby mieć czas na analizę sytuacji i tak wielką zmianę.
Decyzja zapada: skoro trasa nie spełnia naszych oczekiwań to trafia do kosza, a my wciskamy przycisk RESET.




Formujemy KOMPANIĘ KORNĄ
Ruszamy z planem nowej trasą. Od marca 2018 czyli od zakończenia Wiosennego CZARNEGO KORNO, żyjemy imprezą w Beskidzie Makowskim, a teraz musimy nasz rajd przenieść. Tylko kurde gdzie? Klimat imprezy zaplanowany, teren zaplanowany, a teraz wszystko leci do do kosza, a przycisk przywróć jest nieaktywny. Dokładnie jak z trasą rodzinną rok temu. Pamiętajcie jednak: „co Cię nie zabije, to Cię okaleczy” więc ponownie ruszamy w teren... i wtedy wzrok nasza pada na coś świecącego. Coś co w zachodzących promieniach słońca (w końcu patrzymy na zachód) błyszczy się i przyciąga wzrok. To coś to korona. A dokładnie to perła (eeee LANCA?) w Koronie. Lanckorona i Kalwaria Zebrzydowska. Dróżki kalwaryjskie i inne takie. To się może udać! Ruszajmy na eksplorację.
Już pierwszy wyjazd – tak z głupa, na pełnym spontanie przynosi nam około 10 fajnych punktów. Kurcze, to 3 razy więcej niż osiem wyjazdów w Beskid Makowski. Utwierdzamy się w decyzji, że była to „dobra zmiana” :P
Zaczyna się listopadowo-grudniowo-styczniowe zbieranie koordynatów. Zima, mróz i lód nie mogą nas zatrzymać... straciliśmy na Makowski całe lato i jesień, to trzeba teraz napierać w śniegu. Coś jednak zaczyna się krystalizować i kształt ten zaczyna mi się podobać.
Jednak w moim sercu nadal tkwi pewna drzazga (kołek, to się nazywa kołek, i to osikowy, krwiopijco...). Tereny fajne, punkty fajne ale to nie góry. Owszem zahaczymy finalnie o Beskid Mały, ale na tym etapie jeszcze tego nie wiemy: eksplorujemy na razie okolice stricte samej Lanckorony. Czemu to takie ważne? Bo klimat imprezy miał się kojarzyć z górami.
Zmiana trasy zatem TAK, ale planowana do tej pory nazwa nie do końca mi teraz pasuje. Musimy zatem wymyślić inną, nową nazwę, a planowaną do tej pory, zachowamy dla innej edycji.
I tak rodzi się trylogia SFAROC’a. Tak, dobrze słyszycie – trylogia. Nazwa pierwszej części czyli „Kompania Korna” zawdzięczacie Lenonowi, który podczas jednej z naszych eksploracyjnych wypraw ją po prostu wymyślił... Trułem Mu chyba od 2 godzin, że planowana nazwa nie pasuje do obecnego rajdu i rozpaczałem, że trzeba by było wymyślić coś innego, chwytliwego, opartego o słowo KORNO. Lamentuje i mam słowotok rozpaczy, a ten do mnie krótko: „no to może KOMPANIA KORNA”
Kupił mnie ten pomysł natychmiast. No po prostu: „Ziemianin wie o Pustce!!!” (*) jeśli kojarzycie klasykę – jak nie to odsyłam do przypisów. Tym samym Wiosenne CZARNE KoRNO staje się swoistym prologiem, coś jak „Hobbit” dla „Władcy Pierścieni” czy jak „Rogue One” dla Klasycznej Trylogii Gwiezd Wojen. 
Uprzedzając fakty powiem, że trasa nam się tak rozrośnie i tak wzbogaci o przewyższenia, że stara nazwa wcale by nie była taka zła. Niemniej zostawimy ją dla ostatniej, trzeciej części cyklu. Druga nazwa też już zaplanowana, więc już dziś szykujcie się na część drugą i trzecią tej historii.



FRAKTALE i inne detale

Z każdym wyjazdem w teren przybywa nam miejsc na punkty kontrolne. Gdy spisujemy koordynaty poszczególnych lokacji, podejmujemy także decyzję czy zawiśnie tu lampion, czy też może pokusimy się tutaj o jakieś zadanie/zagadkę.
Na tym etapie nie jest to jeszcze decyzja ostateczna, ale zarys tras zaczyna się pomału kształtować.
I wtedy, któregoś popołudnia trafiamy na Most na Cedronie. Miejsce ładne, bardzo fajne na punkt kontrolny, więc wpada na naszą listę. Kiedy zapisuję koordynaty GPS w Germinie, Basia przygląda się małej kapliczce zbudowanej na środku mostu.
- Widziałeś?
- Co miałem widzieć?
- W kapliczce jest malowidło a na nim most.
- Super (odpowiadam trochę automatycznie bo właśnie zapisuję współrzędne, co jest dla mnie na tą chwilą priorytetem)
- Nie rozumiesz. To jest ten most. Ten sam!
- Jak ten sam?
- No sam popatrz.
Idę i rzeczywiście. Malowidło przedstawia dokładnie takie sam most, jak ten na którym właśnie stoimy. Jeden do jeden - wszystko się zgadza, podpory, kształt budowli. Tylko akcja na moście dzieje się w dawnych czasach… w nocy, przy pełni księżyca. Patrzę uważnie… a na moście kaplica. A w niej… ALE CZAD !!!
Incepcja, samopowtarzalność obrazu niczym… niczym… niczym FRAKTAL !!!
Obraz ten sugeruje, że na naszą rzeczywistość i to co się dzieje na naszym moście, także patrzy ktoś z zewnątrz. Niekończąca się pętla i samopowtarzalność. Już wiem, że tu musi być zadanie. W mojej głowie od razu przywołane zostają: zbiór Mandelbrota i zbiory Julii. Fraktale – piękno matematyki w najczystszej postaci.
Tak oto rodzi się punkt X92. Jednak wymyślenie treści tej zagadki – wierszyka, nie przyjdzie mi już tak łatwo. Około 12 poprzednich wersji trafi do kosza, nim w końcu po 3 tygodniach układania strof, uznam że wersja zaprezentowana na rajdzie jest akceptowalna… no i przede wszystkim (mam nadzieję) jasna dla Zawodników. (To czy była jasna okazało się bardzo zależne do Zawodnika – część odpowiadała bez problemu, cześć miała z nią kłopot – no ale halo: 65 + X92 czyli 150 pkt przeliczeniowych do zgarnięcia na punkcie niedaleko bazy, więc kto powiedział że powinien być banalny?)


Będzie kiepsko jeśli moja LUBA(ń) dowie się o GÓRALKACH W TATRACH
Eksploracja trwa. Naszą uwagę przyciągają dwa pagóry. Jeden z nich to LUBAŃ a drugi to TATRY. Uwielbiam nazwy gór, pewnie już wiecie, że kolekcjonujemy zdjęcia tabliczek. A skoro te pagóry mają tak zacne nazwy, to musimy je odwiedzić. W moim umyśle od razu rodzi się pomysł aby jednym z tekstów promujących rajd było stwierdzenie: „zabierzemy Was od Lubania aż po Tatry”. Lubań to fajny pagórek, z nawet wyróżniającym się szczytem, gorzej z Tatrami, bo to zakrzaczone (kolce!) wzgórze o mało wybitnym wierzchołku. Nazwa jednak jest magiczna, a do tego pojawi się dziki pomysł aby zrobić tutaj niespodziankę w postaci małego bufetu opartego o ciasteczka Góralki i piwa Tatra (Góralki w Tatrach!!!) Klimat się zrobi niesamowity i niespodzianka także powinna zrobić wrażenie na zawodnikach. Wraz z Moniką i Tomkiem planujemy zatem najpierw wygląd tabliczek, a potem je po prostu „produkujmy”.
Później wystarczy już tylko trochę wykarczować Tatry i zakupić potrzebny asortyment. Karczowanie odbędzie się nocą, podczas rozkładania trasy :)
W ten oto sposób dwa kolejne pagóry dostają swoje tabliczki, a na zawodników czekać będzie nietypowa niespodzianka.
Do tego zaczyna nam dopadać głupawka: i tak kody na lampionach zaczynają żyć własnym życiem: wielkie mrowisko otrzymuje kod ANTS, Zapora p-panc. Zęby Smoka dostaje kod SMOK, ławeczka na szlaku ma kod ŁAWA, a Ciuchcia PKP. Samotne drzewo to SAM, a krzyż pokutny to KARA - bawimy się po prostu jak dzieci :)




Wolicie jechać Ciuchcią czy Czołgiem… a może po Schodach do Pałacu
Roboty z przygotowaniami rajdu jest od groma, ale wszystko układa się jak w bajce. Dostajemy patronaty władz Lanckorony, Kalwarii, a nawet Wojewody Małopolskiego. Trasa wypełnia się coraz ciekawszymi punktami kontrolnymi. Oprócz zamków, pomników, leśnych miejsc odkrywamy kilka ciekawych obiektów, na których chcielibyśmy umieścić lampiony… i żaden nie odmawia nam zgody.
Tak oto jednym z punktów kontrolnych staje się Ciuchcia na terenie placu zabaw, należącym do Rady Osiedla w Wadowicach. Właściciel Pałacu w Paszkówce pozwala powiesić nam lampion na terenie przy-pałacowym i jest tym faktem, bardziej niż zachwycony, bo sam w młodości startował w imprezach na orientacje. Gospodarz Łowiska również udostępnia nam teren przy stawach (a dokładnie schodki na platformę widokową), gdzie możemy zainstalować punkt kontrolny, który świetnie wpisze się nam w trasę – a do tego stawy są zadbane i jest tam po prostu ładnie.
Na mapę trafia także obiekt nazwany przez nas jako Ogródek Prepersa, gdzie zobaczyć można stację radarową, wyrzutnię rakiet, działa przeciwlotnicze a nawet czołg. Po prostu nie ma miejsca, które by nam odmówiło lub widziało problem z rozwieszeniem lampionu na swoim terenie.
Nie mówiąc już o Schronisku na Leskowcu, które również bardzo miło nas ugości i zapewni Zawodnikom ciepły posiłek, po okazaniu karty startowej. Wszystkim tym instytucjom i osobom bardzo dziękujemy za udostępnienie swoich obiektów pod nasz zawody!!!
Do tego włócząc się po terenie odkrywamy takie miejsca jak Grób Drwala, Drzewo na Upiórczysku (coś jak uroczysko ale na odwrót: kolce i bagna) czy też drzewo, do którego można wejść :) 




(Zdjęcie "Ogródka Prepersa" jest autorstwa Nataszy)

Towarzysze i KAMRATY :)

Podobnie jak rok temu czasem spotykamy się z sytuacją, że na małym obszarze trafiamy na 2 miejsca, w których chcielibyśmy umieścić punkt kontrolny. Oba są tak fajne, że nie umiemy wybrać w którym z nich powinien zawisnąć lampion. Generuje to również problem, w którym dwa kółeczka na mapie na siebie nachodzą. Postanawiamy zatem rozwiązać problem poprzez ucieczkę do przodu. Bierzemy oba punkty i jeden z nich czynimy punktem niejawnym (nieoznakowanym na mapie). Na drugim wisi normalny lampion, na którym znajduje się instrukcja jak dotrzeć do punktu ukrytego, ulokowanego gdzieś nieopodal. 
Tym sposobem, z problemu uczyniliśmy dodatkowe zadanie nawigacyjne dla Zawodników, ponieważ instrukcją może być dodatkowa mapka lub opis słowny (np. podanie azymutu i odległości). Nie ukrywam, że bałem się jak ten pomysł zostanie odebrany, acz będąc uczestnikami rajdu lubimy jak trafiamy na takie nietypowe zagadki nawigacyjne. Niczym Luke w bitwie o Yavin 4 zaufaliśmy zatem własnym uczuciom i wprowadziliśmy Kamraty na mapę.
Chcąc jednak jeszcze bardziej utrudnić rogaining'owe planowanie wariantów, oznaczamy punkty z Kamratami na mapie poprzez oznakowanie "+K". Sprawia to, że Zawodnicy od razu muszą rozważać czy zaliczając np. punkt 40+K, będą nastawiać się na 40 pkt przeliczeniowych i będą lecieć dalej, czy też postanowią szukać Kamrata (wartego kolejne 40 pkt przeliczeniowych), chcąc zgarnać łącznie 80 pkt za ten punkt. 

Patrząc OBIEKTYWNIE na niepokojące obrazy
Od zeszłorocznej edycji imprezy, wiedzieliśmy że będziemy robić sesję promo. Ile to jest roboty, możecie przeczytać w relacji z Wiosennego CZARNEGO Korno. Niemniej, jest to też świetna zabawa – zwłaszcza jak napatoczy się na nas jakiś przypadkowy przechodzień.
Jest tylko jeden problem, przez całe tygodnie (nie przesadzam!) planowaliśmy kadry „z piekła rodem”, a teraz zmieniła się nazwa i klimat imprezy. Wiadomo, że stare pomysły zostaną odłożone i poczekają na swoją kolej, ale potrzebujemy na szybko zaplanować kadry dla Kompanii.
No i tutaj pustka w głowie… niby prosty temat. Wystarczy pociorać się trochę po krzakach, ale jeśli ktoś z Was bawił się w taką fotografię, to wie że to nie działa w ten sposób. Ustawienie osób, plan kadru i przede wszystkim pomysł to podstawa. Mało tego, pomysł musi wytrzymać konfrontację z okiem obiektywu. To co widzicie oczyma wyobraźni, czasem po prostu nie sposób przełożyć na zdjęcie (albo znowu – my tego nie umiemy).
A tu nie ma nawet czego konfrontować bo pomysłów brak… pustka w głowie. Wena nie przychodzi na zawołanie, nie można wywołać jej kiedy się tego chce… im bardziej próbuję wymyślić jakieś kadry, tym ciężej mi to przychodzi. Nawet net nie pomaga, szukam plakatów, rysunków, zdjęć… ogólnie inspiracji i nic. Takiego wała… a to wał godny hipotezy wyteżeniowej Hubera.
W pewnym momencie już nawet panika mnie bierze. Sesja za 3 dni, a my mamy ze 3 kadry zaplanowane. Potrzeba 20, nawet 30-stu. Plan to jedno, a przecież jeszcze przygotowanie rekwizytów!!!
Nic nie przygotujemy, nie mając zaplanowanych ujęć. I nagle olśnienie… w środę przed sobotnią sesją pomysły przychodzą same. Siedzę w biurze, a w myślach widzę 4 kadry, jadę na rowerze do pracy i gonią mnie kolejne cztery. Prowadzimy trening środowy i mówię Basi: „prowadź grupę – muszę coś zapisać”. W notatkach w komórce lądują kolejne pomysły. Jest dobrze. Opracowuję plik z opisami i podobnymi grafikami wyszukanymi w necie, aby nic nie uciekło i wysyłam go do naszych Foto-mistrzów do konsultacji wykonywalności.
Tym razem jedziemy na dwa ognie, a dokładnie na dwa aparaty, bo będziemy mieć dwóch fotografów. Pierwszy to Lenon jak rok temu (no dobra, nie jak rok temu, ale o rok starszy), ale i Nataszka (tak, tak – ta od KrakINO).
Czwartek to gonitwa za rekwizytami: kilofy, kokosy, łańcuchy itp.
Do nocy biegamy po mieście aby zabrać wszystkie potrzebne rekwizyty – to wcale nie takie proste kupić kokosy w styczniu, nawet w markecie. Zwłaszcza jak ktoś zapakuje do koszyka ananasy i krzyczy na cały sklep „Szkodnik, MAM, ZNALAZŁEM”. Szkodnik przychodzi i pyta „ale co masz?”. Jak to co? MAM KOKOSY…
Masz to chyba zryty beret. To są ananasy…
No tak, ananasy… rzeczywiście. Zaćmiło mnie.
Koniec końców, mamy wszystko, śnieg też dopisał, więc w sobotę ruszamy w teren. I tutaj stajemy się prawdziwą kompanią karną: rower, hulajnoga, 3 rapiery, 2 miecze, łańcuchy, kosa, wąż, kilofy, maski szermiercze, przebrania, topory… wleczemy się przez śnieg jak potępieni, przygnieceni ciężarem swoich grzechów…. a właściwie to rekwizytów. Nie wiem ile to wszystko ważyło, ale uwierzcie że sporo.
Gdy już dotachamy się na miejsce, to najbliższe godziny spędzimy na śniegu i mrozie ustawiając się i powtarzając ujęcie po ujęciu. Ludzie omijają nas szerokim łukiem, a my znowu klasyk jak rok temu: ryj sobie zasłaniasz opuść rękę, podnieść rękę bo broni nie widać, skręć broń płazem do obiektywu bo „ginie”, rozsuńcie się bo się zlewacie, mamy to? MAMY – ale do powtórki bo ktoś zapomniał rękawiczek, pompujemy synchronicznie – SYNCHRONICZNIE powiedziałem, SYN-CHRO-NI-CZNIE… czego nie zrozumiałeś w słowie SYNCHRONICZNIE, nic nie widzę w tej masce na śniegu itp. itd.
Kapelusz czarodzieja opada, jak nie chce stać to… wypchaj go śniegiem!!
I tak oto kozacki kadr z demonem w kapeluszu czarodzieja i kosą, taki co robi naprawdę mocne wrażenie to w rzeczywistości Łukasz, który stoi z kupą śniegu na głowie. Rzeczywistość weszła nam chyba nam za mocno… realia tak bardzo…
Ogólnie to był długi dzień, ale mamy to!! Mamy materiały promocyjne, a zwłaszcza zdjęcie na plakat imprezy.
Można zaczynać kampanię promocyjną KOMPANI KORNEJ.
Gdyby ktoś chciał zobaczyć całą galerię, to Natasza udostępniła ją tutaj.


"Kiedy wszystko szło tak spoko, nie dojechał na czas…" LISZKOR (*)
Czyli Kryzys Nadwiślański 2. Pamiętacie Kryzys Nadwiślański 1, rok temu, gdy trasa Liszkora zaczęła nachodzić na naszą i żadnej ze stron to nie pasowało? Możecie przypomnieć sobie tą opowieść w relacji z zeszłorocznej imprezy. Szczęśliwie, w tym roku kryzys nam nie grozi, specjalnie z Grześkiem L. umawiamy się zawczasu, że On robi imprezę w lasach przy Tychach, a my mamy bazę w Pcimiu… a jednak... Oto przykład totalnego pecha i bezsilności. Kiedy wyciągasz wnioski po zeszłorocznym zdarzeniu, robisz wszystko aby historia się nie powtórzyła, a los i tak płata Ci figla…
Okazało się, że Grzesiek traktował lasy pod Tychami jako awaryjne, jeśli nie udałoby Mu się wymyślić innej lokalizacji, a nie jako miejsce docelowe Liszkora. My także przesunęliśmy imprezę z Pcimia do Lanckorony (ze względów opisanych powyżej). Tym sposobem znowu rajdy zaczęły nachodzić się terenowo (mimo, ze specjalnie ustalaliśmy między sobą szczegóły, aby tak się nie stało). Kilka kolejnych dni później, sytuacja ulega tylko pogorszeniu, bo baza Liszkora w Andrychowie nie wypala (Andrychów nie wchodzi w zakres naszej mapy i impreza puszczona stamtąd na zachód nie pokryła by się z Kompanią). Żadna szkoła nie chce jednak zostać bazą rajdu, a beton z jakim spotka się Monika (na każdym poziomie administracji), sprawi że Andrychów stanie się nierealny. Liszkor nie jest tam mile widziany i Monika na szybko musi szukać innej bazy. Co więcej, nie jest to zadanie łatwe bo i inne obiekty, także robią problemy. Tym sposobem, mimo że przygotowania do Kompanii Kornej idą jak w zegarku, udziela się nam wszystkim nerwowa atmosfera bo Monika musi poświęcić multum czasu na „heroiczne rozwiązywanie problemów, nieznanych w innych gminach" (*)
Finalnie Liszkor wylądować musi w Świnnej Porębie, co już bardzo mocno zachodzi na tereny Czarnego KORNO… nie jest nam to w smak, ale cóż zrobić. Nie przeskoczymy Andrychowa…. Możemy go co najwyżej zrównać z ziemią i spalić… ale przeskoczyć nie przeskoczymy. Trzeba się pogodzić z zaistniała sytuacją… akceptacja przychodzi trudno. Cholernie trudno. Przyszła by łatwiej gdyby to był błąd, przypadek, nieprzewidziane sytuacja, ale kurde zainteresowaliśmy się problemem, umówiliśmy z wyprzedzeniem aby ta sytuacja nie wystąpiła, wyciągnęliśmy wnioski z tego co było rok temu… i co? I wszystko „jak krew w piach”… mnie to osobiście mocno podłamało i zniechęciło, a takie podcięcie skrzydeł nie służy dobrze pracom nad rajdem…



"Kupą tu waszmościowe, kupą" (*)
Jest jednak coś co poprawia mi humor. To lista startowa, która puchnie i finalnie dojdzie do niemal 300 osób. Z każdym nowo dopisanym nazwiskiem, coraz bardziej się cieszę, że zmieniliśmy teren imprezy. A nazwiska są zacne. Coraz więcej Tych, z którymi uwielbiamy się ścigać na rajdach (nie ważne czy mamy szanse czy nie – i tak uwielbiamy) dopisuje się na listę startową i to na nowo zaczyna mnie nakręcać. Niemniej to co cieszy, nierzadko generuje także pewne problemy. Zaczynamy przewidywać coś na kształt klęski urodzaju.
Lista osób, zwłaszcza na TR7 i TP7 robi się tak duża (to cieszy), że zaczynamy wyczuwać potencjalne problemy organizacyjne (to martwi). W naszym wstępnym planie cała trasa rodzinna miała być częścią każdej trasy rajdowej. Nawet karty startowe zostały zaprojektowane tak, że trasy od 24h do 7h miały na nich wszystkie punkty z trasy rodzinno-rekreacyjnej.
Jednakże zainteresowanie „siódemkami” (zarówno pieszej jak i rowerowej) przekracza nasze oczekiwania. Mamy zapisanych na nie ponad 100 uczestników. Mapa „rodzinnej” jest w skali 1:25000, a to oznacza że zrobi się tłoczno w Lanckoronie. Wiemy, że wszyscy zawodnicy narzekają jak do pierwszy punktów tworzą się kolejki/pociągi i jazda odbywa się w grupie. Nie unikniemy tłoku przy takiej liczbie zawodników, ale spróbujemy go zminimalizować. Uruchamiamy sztab reagowania kryzysowego.
Moim pomysłem jest rozdzielnie startu o pół godziny trasy rowerowej od pieszej (nie mamy dużego pola manewru, ale 30 min jest osiągalne). Pomysłem Basi jest propozycja, aby zawodnicy TP7 u TR7 nie robili wszystkich punktów z „małej mapy”, ale tylko 10 dowolnie wybranych. Otworzy to wariantowość, bo na pewno nie wszyscy pojadą tak samo, ale także szybko ich to wyekspediuje na „dużą mapę”. Postanawiamy wdrożyć oba pomysły. Tym sposobem, trasy 12h i 7h dostają do zrobienia tylko 10 z 20 punktów trasy rodzinno-rekreacyjne. Na tyle ile się da, zminimalizujemy tłok. Ktoś mógłby zapytać czemu w takim razie nie wywalić z zakresy TP7 i TR7 całej małej mapy… no niby można by było, ale widzieliście te punkty?
Most na Cedronie, dróżki kalwaryjskie, grób drwala, zamek w Lanckoronie – nie chcieliśmy zostawiać takich punktów tylko dla Tras 24 i rodzinnych. Zbyt ładnie jest w Lanckoronie aby tak postąpić.

37 godzin w formule 1 (tak zapieprzamy!)
37 godzin - tyle zajmuje nam rozłożenie całej trasy. Zaczynamy już w środę z samego rana (wyjazd o 6:00), aby mieć pewność że zdążymy ze wszystkim. W piątek o 23:00 startują pierwsze trasy (24h), więc piątek za dnia taktujemy jako awaryjny – planem jest zakończyć rozwieszanie w czwartek w nocy. Musimy rozlokować 83 lampiony, bo jeden jest już w schronisku po Leskowcem (oszczędzi nam to jakieś 2-3 godziny podejścia i zejścia). Podobnie jak rok temu Lenon tworzy formułę, która oblicza nam czas na rozłożenie całej trasy na podstawie – na bieżąco – wprowadzanych danych czasowych. Nauczony doświadczeniem, po zjeb**e jaką dostałem rok temu, mówię o formule a nie o algorytmie :D
Pierwszym punktem jest Gorzeń Dolny i góra Goryczkowiec, a chwilę później lecimy z buta przez Beskid Mały . Góry poszły na pierwszy ogień aby zrobić to za dnia i jeszcze w pełni sił. To także obszar, który zajmie nam najdłużej – w znaczeniu czas pomiędzy rozwieszeniem lampionów będzie najdłuższy. Kiedy to tylko możliwe rozdzielamy się na zespoły operacyjne. Auto zostaje na dole, Basia leci na jedną górę, a ja na drugą. Gdy ja rozwieszam przepust, skały i kamraty, Ona z Lenonem atakuje Jaroszowicką Górę. Czas upływa, lampionów przybywa, ale według wyliczeń Lenona cała trasa zajmie nam 37-38 godzin. Rok temu jego wyliczenia, aktualizowane na bieżąco sprawdziły się do 30 min, więc i w tym razem możemy spodziewać się, że formuła zadziała. Trochę się boimy wieszać lampiony już w środę, żeby nie zginęły, ale bardzo nie chcemy wieszać ich w piątek – wolimy mieć jakiś bufor na ewentualne sytuacje kryzysowe. W środę wieszamy zatem w miejscach bardziej „dzikich” i mniej uczęszczanych, aby zwiększyć prawdopodobieństwo ich przetrwania do soboty.
Dzień kończymy koło 3:00 w nocy i wracamy do Krakowa złapać ze dwie, trzy godziny snu.
W czwartek o 7:00 wyruszamy ponownie w teren, tym razem zaczynając od Czernichowa czyli od mapy północnej.
W ten dzień czeka nas trochę „grubszych” czasowo punktów ponieważ musimy zamontować tabliczki na Tatrach i Lubaniu. Przyjdzie nam też wytachać niespodziankę „Góralki w Tatrach” na szczyt. W menu jest także Mysiorowa Dziura, do której będziemy przedzierać się nocą przez 3 wąwozy oraz cała trasa rodzinna w Lanckoronie i Kalwarii.
Dzień upływa nam na krzyku Lenona „CZAS!!!” gdy tylko zatrzymamy się gdzieś na dłużej niż 20 sekund.
Ostatni lampion instalujemy o godzinie 3:30 w nocy z czwartku na piątek. Udało się… trasy gotowe.
Zajęło nam to 37 godzin, a autem przejechaliśmy prawie 500 km (licząc z dojazdami Kraków – Wadowice). Garmin pokazał 8000 przewyższeń (owszem autem czasem się jeździ na około bo tak biegną drogi, ale mimo wszystko…!!!). Pora wracać do domu i złapać kilka godzin snu.
W piątek pakujemy się, zbieramy sprzęt szermierczy na warsztaty dla dzieci, zbieramy naszą ekipę z SFA i urywając się z treningu ruszamy do Lanckorony.
W bazie ruch jak w ulu, bo trwa rejestracja zawodników (głównie z 24-rki) oraz przygotowania. Znowu zjada nas stres, czy na pewno wszystko gotowe, czy o niczym nie zapomnieliśmy. Ciągle zerkam w notatki, aby na pewno wszystko co ważne przekazać na odprawie… a zostały do niej zostały minuty.



"Kochanie, wiesz, że nie oddałbym za nic
chwil spędzonych razem w Tesco,
bo wiesz, to jest to, co sprawiło,
że dwoje się zeszło jak orzeł z reszką.
Lecz jest coś, co dziś mnie zniechęca z leksza.
Rybeczko, płaszczko, znów psychotropy wpieprzasz.
W efekcie prowadzisz zażarte spory ze sztućcami, nie?
Sypiasz w lodówce i głosowałaś na SLD.
Lecz chcę pamiętać Cię taką jak w roku poprzednim.
Bez Ciebie schnę jak mokry chomik na patelni.
Tak długo szukałem słów, aby wyrazić ten ból:
kocham Cię tak, że ja pier***e, ku***a i ch*j!" (*)


Czyli opowieść o tym jak słowo ODprawa zamienia się w słowo PRZYprawa.
Wybija godzina 22:30. Zaczynamy. Jesteśmy zaskoczeniu niewielką liczbą pytań: to oznacza że albo tak dobrze napisaliśmy komunikat startowy albo wszystko jest tak zamotane, że nie ma sensu o nic pytać.
Gdy wybija 23:00 najtwardsi Zawodnicy ruszają w mrok. Noc mają piękną bo jest prawie pełnia, a i pogoda dopisuje. To nie jest to co rok temu, tym razem pogoda będzie nam sprzyjać i nie zrobi się nagle, z dnia na dzień, -10.
Trasy ruszyły… mamy chwilę przerwy. Nawet dłuższą chwilę bo jest po 23:00 a kolejną odprawę (tras 12h) prowadzimy dopiero o 7:30.
Nie dane nam będzie jednak się przespać tej nocy. Kiedy Zawodnicy ruszyli w las, my musimy ruszyć do całodobowego Tesco.
Pani Kucharka, która przygotuje posiłki dla Zawodników (czyli ponad 300 porcji) zarzuciła listę potrzebnych jej rzeczy. Nie sposób było to przywieźć do bazy – fizycznie nikt z nas, ani my, ani Monika i Tomek nie zabraliby by się z tym, mając swoje rzeczy, banery, sprzęt komputerowy i audio. Monika planuje zakupić te produkty dla Pani Kucharki za dnia, bo potrzebne będą one na popołudnie, gdy wszystkie trasy zaczną wracać.
Jesteśmy jednak zdania, że w dzień będzie urwanie głowy – bo do 11:00 wypuszczamy kolejne trasy rajdu. Wolimy zrobić to teraz, aby w sobotę nie musieć już o tym myśleć. Skoro są sklepy całodobowe, to trzeba ruszać. 
Lista jest sroga: 300 butelek wody, 15 słoików z sosami, 250 jajek, kilkanaście kartonów ciastek, kilkanaście paczek makaronu, 200 sztuk bananów, 20 kg jabłek, n kilogramów kiełbasy, (gdzie n to liczba naturalna większa od KILKU!!!)…. Nie chodzi tutaj tylko o ciężar. Chodzi o OBJĘTOŚĆ. Wiecie ile miejsca zajmuje 300 butelek wody zawalonej 200 bananami?
Mało tego, Pani Kucharka była perfekcjonistką (sami chyba przyznacie, że wyżywienie było zacne) i zostawiła listę bardzo konkretną:
- przyprawa, TYLKO I WYŁĄCZNIE XXXX (z dopiskiem NIE INNA !!!)
- makaron, TYLKO I WYŁĄCZNIE YYYY (z dopiskiem NIE INNY) itp/
Nie mówiąc już o 300 drożdżówkach, które były do odbioru z lokalnej piekarni.
Z Lanckorony ruszamy z powrotem do Krakowa do Tesco. Tak naprawdę ruszamy w dwa auta: Sławek i Lenon na pierwszą turę zakupów, kiedy my jeszcze ogarniamy odprawę, a po odprawie już w 3-jkę: Basia, Sławek i ja na drugą turę.
Trzy koszyki ledwie pomieściły to wszystko… pchamy do kasy, a tam tylko kasy samoobsługowe bo jest 2:30 w nocy.
NIEEEE !!! Aby było śmieszniej, przy niektórych towarach nie da się wprowadzić więcej niż np. 10 sztuk… no i zabawa.
Klik, klik, klik, klik, klik, klik… 4 dni później… klik, klik,klik… błąd systemu, zważ raz jeszcze. BŁĄD, powtórz operację… ARGHHHH
Ja nie wiem ile to wszystko kasowaliśmy… wiem tylko, że do bazy dotarliśmy po 4:00 rano i zaczęło się noszenie na kuchnię.
Kiedy cześć z Was targała rower po lesie, my targaliśmy 300 butelek wody po schodach. Bosko.
Finalnie położymy się „spać” około piątej, tylko po to aby od 6:30 być na nogach, bo wtedy zaczną docierać Zawodnicy na trasy 12-stki…
Resztę historii już wszyscy znacie, bo tutaj zaczynają się wasze opowieści o Kompani KORNEJ.



KOMPANIA KORNA w (kilku) liczbach:
Wystartowało niemal 300 zawodników.
Liczba punktów kontrolnych: 106 (22 zagadki i 84 lampiony) rozłożone w 37 godzin
Liczba NIEODWIEDZONY punktów kontrolnych: 0  (i to jest WOW, że na każdy punkt kontrolny ktoś jednak dotarł, nawet do tych na północnych rubieżach i w górach południa)
Liczba godzin snu od środy rano do niedzieli wieczór: 14 (masakra...)
Maksymalny wynik punktowy na zawodach: 3350 na 6020 możliwych (i to jest WOW w zestawieniu z faktem, że KAŻDY ze 106 punktów kontrolny został odwiedzony)
Prace nad trasą: 6 miesięcy (w tym 3 do kosza)

Oficjalne PODSUMOWANIE RAJDU, GALERIA FOTO oraz FILM wraz z udostępnionymi MAPAMI wszystkich tras !!!.

KOMPANIA KORNA NA TRASIE:
Poniżej kilka słów o trasie i wyjaśnienie niektórych zagadek.

X40 - Napis: Sigillum Regiae Civitatis Landskoroniensis
Na ścianie domu, w promieniach słońca
mieni się złotem i trwa bez końca
Herb Lanckorony i cztery slowa
przepisz je w kartę – odpowiedź gotowa.


X50 - Grób dwóch żołnierzy. Jedna z możliwych odpowiedzi to NESIR BASIC.
Tylu ludzi, choć żaden o to nie prosił,
poległo w tej wojnie, nie ze swojej winy.
Ty napisz na karcie jakie imię nosił
Ten w mundurze Bośni i Hercegowiny...


X51 - Most 4 Aniołów. Czwartym był Anioł Stróż :)
Michał, Gabriel i Rafael.
Aniołowie ci mostu strzegą
Ostatni to nie Uriel czy Azrael,
więc kto jest ich czwartym kolegą...


X52 - miejsce pamięci po spalonym kościele. 300 lat miał gdy wybuchł pożar
Niegdyś świątynia tutaj stała
dziś kwiaty przyozdabiają ziemię.
Spłonęła doszczętnie, choć była niemała
Ile lat liczyła, gdy ją objęły płomienie?


X60 - pomnik budowy drogi na Przełęczy Sanguszki. Odpowiedzi to Namiestnik i Marszałek
Daleko od bazy zaniosły Cię nogi
więc teraz zadanie – trudne okropnie.
Jakie pomnik budowy tej drogi
wymienia postaci FUNKCJE i STOPNIE


X61 - kaplica ze studnią tzw. Betsaida (Dom Rybaka). Odpowiedź do WIOSŁO, trzeba było "wznieść w górę lica" i popatrzyć na sufit. Niemniej uznawaliśmy wiele odpowiedzi, bo Anioły były też na obazach.
Na bezimiennym wzgórzu kaplica,
w środku studnia o "bogatych" toniach
stań nad nią i wznieś w górę lica
co Anioł trzyma w swych dłoniach?


X62 - Grobowiec na terenie kościoła w Marcyporębie i daty zapisane w formie x/y czyli jak ułamki.
Odpowiedzi padały różne, ale według nas jest to 8,6. Uznwaliśmy oczywiście wszystkie odpowiedzi na pdostawie tracka czy zdjęć. To rajd na orientację i dobra zabawa, a nie egzamin z matmy :)
Tych, co z matematyką mają nie po drodze
Zeźlić może to zadanie, sponiewierać srodze
Odnajdź grobowiec, który za świątynią skryto,
potem wykonaj, o co Lord SFAROC Cię prosi
na północnej tablicy "ułamki" wyryto
ich suma – DZIESIĘTNIE! - to ile wynosi?


X70 - Ogródek Prepersa. Niesamowity dom ze stacją radarową, działem samobieżnym, wyrzutnią rakiet i czołgiem w ogródku.
Numer 2219 to czołg, acz pojawiały się także odpowiedzi takie jak właśnie działo samobieżne. Każda uznawana :)
Oto dom z nietypowym widokiem.
Właściciel ciekawą pasją tu żyje.
Rzuć na pojazdy uważnym swym okiem,
co pod numrem 2219 się kryje?


X71 - Kaplicza Serca Maryji. Należało odrysować serce przebite 7-mioma mieczami.
Kapliczek jest tutaj wiele,
ale tylko jedna na serca planie.
Pozwól zatem, że się ośmielę
powierzyc Ci takie oto zadanie:
Symbol z jej drzwi przerysuj - choć nie jest najprostszy
Tylko dobrze policz tu liczbę: obecnych w nim ostrzy


X72 - Brama zamku w Zatorze. Trzeba było ją przerysować.
Trafiliście na ZATOR na waszej drodze,
więc i zadanie jest lekko porypane
sprężyć się musicie srodze
rysując zamku wejściową bramę


X80 - Cisy Raciborskiego (drzewa co maja 700 lat, acz i tak nie przebiją tego w Henrykowie Lubańskim. Proszę Państwa o to drzewo starsze niż nasze Państwo ---> tutaj). Odpowiedzią była KUŹNIA lub tez Sułkowice.
Cisy Raciborskiego to naprawdę stare drzewa
i od 700 lat nad tą doliną górują
Tobie jednak nie wiek, a miejsce podać potrzeba
gdzie ludzie stąd ubezpieczenia KU(pu)...


X81 - pomnik lotników amerykańskich. Odpowiedź to HELL'S ANGEL
"Zbombardować paliw wrogie zakłady"
Ten rozkaz będzie kosztować go życie
Bo z misji wrócić, nie da już rady,
gdy kule rozszarpią mu skrzydeł poszycie.
Liberator – taki model mu wbito w papiery,
ale jak nazywali go Ci, co usiedli za stery?


X82 - Zamek w Spytkowicach, który obecnie pełni role Archiwum Narodowego.
Zamki w swym życiu różne funkcje mają
To strzegą krain, to drzwi zamykają
Niewielu by to jednak poprawnie odgadło
jakie temu tutaj zadanie przypadło
Zapytam Cię wprost, tak z grubej rury
Co kryją dzisiaj stojące tu mury?


X90 - Leskowiec (szczyt), a na nim tablica z wierszem:
"Powiewa flaga, gdy wiatr się zerwie.
A na tej fladze: BIEL I CZERWIEŃ."
No właśnie, 90 punktów te słowa są warte
Jeśli tylko zdołasz je wpisać w swą kartę

X91 - Mioduszyna, wiata turystyczna. Zwierciadło znajdowało się na jednym z filarów. Szerokość: 5,5 cm (chociaż odpowiedź człowieka chodzącego jak w zegarku!!! - Tadeusza, ktory odrysował po prostu kształ i napisał TYLE mnie kupiła :).
Do tego napis w cudzysłowie głosił: "Gdybym mógł cofnąć czas..."
Podchodząc tu, spaliłeś trochę sadła.
Daj teraz pomyśleć i głowie.
Jaka jest szerokość zwierciadła
i jakie słowa znajdziesz tu w cudzysłowie?


X92 - Most na Cedronie. Nasz ulubiony punkt na tej trasie. I jak się okazało lekko hardcore'owa zagadka, no ale 90 pkt przeliczeniowych. To nie mogła być prosta - mówiłem Wam aby powtórzyć fraktale. Odpowiedź to pełnia. Jeden z pierwszy akapitów tej relacji tłumaczy dokładnie dlaczego.
Przed Wami Most na Cedronie.
Miejsce aż dwóch punktów ukrycia.
Bo trasy naszej jest perłą w koronie.
Jeden to lampion, drugi jest do odkrycia...
Motyw zadania? Rzekłbym: dość prosty
FAZĘ KSIĘŻYCA WPISZCIE W SWE KARTY
Ale uwaga!! Są tutaj dwa mosty
i tylko ten drugi odpowiedzi jest warty...


Znaleźć drugi pomoże percepcja
bo on też tutaj, a nie gdzieś w oddali
podpowiedzią niech będzie INCEPCJA
lub samopowtarzalność fraktali...


X93 - Samolot JAK-40
Maszyna ta przydrodze przysiadła.
Kto wie? Może spodoba się i Tobie
Taka Ci powinność tutaj przypadła
Podać jej model – wypisany na dziobie...


X94 - Kopiec Grunwaldzki. Odpowiedź to 7.

Grunwald czyli dwa nagie miecze?
No, nie! Więcej ich na tym pomniku
Budując mieli niezłe zaplecze
więc policz ile ich naprawdę, Dzielny Wojowniku...


W ostatniej chwili pojawiła się także zagadka na temat zbiornika Świnna Poręba, ale nie przytoczę jej tutaj, bo napisałem ją niemal w ostatniej chwili na jakimś skrawku papieru i nie ma tego w moich notatkach dotyczących trasy :)
Musicie sięgnąć po opisy, ktore rozdaliśmy: niemniej most kolejowy wysadzono w 2014 roku.

NA KONIEC KILKA ZDJĘĆ OD NAS :)

Ten szlak to...

Kolce i góry !!!





CYTATY:
1) Książka Michaliła Bułhakowa "Mistrz i Małgorzata"
2) Cytat: Oscar Wilde
3) "Niekończąca się opowieść 2" - gdy dziwna siła niszczyła Fantazję, ale tylko Bastian - chłopiec z ludzkiego świata, mógł ją nazwać (i pokonać). Nikt nie potrafił nazwać tej siły, aż On nadał jej imię: "Pustka". Od tego momentu wszyscy mieszkańcy Fantazji dowiedzieli się o Pustce. I tak oto Lenon nazwał tą edycję Wiosenne CZARNEGO KoRNO.
4) Piosenka Arki Szatana "Kundel Bury". Ryje psyche, więc słuchacie na własną odpowiedzialność ----> tutaj
5) Parafraza znanego, zabawnego tekstu o jednym z ustrojów politycznych :)
6) Cytat z Trylogii Sienkiewicza
7) RYJE PSYCHE, Genialna piosenka. "PO PROSTU BĄDŹ" Kopruch ---> tutaj


Kategoria Rajd, SFA


komentarze
Aramis | 23:36 środa, 27 marca 2019 | linkuj Długo, skomplikowanie i ciekawie ;). Czyli jak zwykle przeczytane od deski do deski. Takiej deski z której robi się krzyże.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa orzow
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]