aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Rajd WYZWANIE 2023

  • DST 82.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 września 2023 | dodano: 03.09.2023

Deja Vu w pełni... Rok temu: Basia operacja kolana; pierwszy rajd "po" - Bike Orient nad/z Czarną, a potem już w miarę normalnym trybie RAJD WYZWANIE 2022. W tym roku: ja operacja kolana; pierwszy rajd "po" - IT Orient (należący do Pucharu Bike Orient) i teraz już w miarę normalnym trybie RAJD WYZWANIE 2023. Co więcej, jest to tylko ułamek wszystkich podobieństw obu sytuacji, ale o tym napiszę pewnie więcej w podsumowaniu całego roku...
Nie zmienia to faktu, że uczucie DEJA VU jest niemal namacalne i mam wrażenie, że jedzie z nami na tylnej kanapie w aucie... a nie czekaj, na tylnej kanapie jedzie z nami "Szczęki", który czasem jak nikt nie patrzy chwyta za kierownicę (jak nie wiecie o co chodzi, to zobaczcie ostatnie zdjęcie relacji :P) 
No ale mniejsza o uczucia deja vu - dziś czekają na nas raczej uczucia niemocy, porażki i wkrw'u, bo "działo się" !!!
Lećmy zatem z opowieścią o WYZWANIU 2023, robionego przez Ekipę zakręconą bardziej niż ruski termos, a którą bardzo kochamy (jakbyśmy kochali Was za mocno to dajcie znać - użyjemy jakiegoś żelu :D )

To my :D (nawet podpisani - KNOCK i BLOCK) :D :D :D


Ignorantia REGULAMINIS non excusat (NKL'us pssibilis) :D
Czyli rzecz o regulaminie dzisiejszych zmagań, bo pierwsze wyzwanie na Wyzwaniu to ogarnąć regulamin wraz ze wszystkimi jego zawiłościami. W sumie nie wiem od czego zacząć opis, więc może po prostu kilka haseł (a jeśli uznacie, że niektóre są sprzeczne to uwierzcie, że nie są - i to jest właśnie magia Wyzwania)
- mamy odcinki obowiązkowe, które jednak można opuścić
- jest super-bonus na trasie, o którym nie wiadomo nic oprócz tego że jest/istnieje
- trasa jest 100% rowerowa, ale przed odcinakami pieszymi obsługa przypilnuje Wam rowerów, więc się nie martwcie
- zadanie kajakowe robi tylko jedna osoba z zespołu, ale są one dwuosobowe i płyniemy w dwójkę (przejęzyczenie z odprawy, które mnie po prostu kupiło :D)
Mówię to oczywiście żartem bo uwielbiam opary absurdu, ale nie zmienia to faktu, że można się czasem pogubić :D
Mówiąc bardziej serio, na Wyzwaniu na punktach kontrolnych często mamy zadnia specjalne (ZS) i tutaj - co akurat jest genialne - dostaje się punkty za:
- stawienie się na punkcie (znalezienie punktu kontrolnego)
- wykonanie zadania (lub nie dostaje się ich jeśli zadania nie wykonacie).
Czemu to jest świetne? Bo otwiera bardzo mocno planowanie strategiczne. Na przykład rok temu stawiliśmy się na początek etapu pieszego, zdobyliśmy punkty za "toże" stawienie się, ale nie wyszliśmy na 5 km etap pieszy (nie wykonaliśmy zadania) bo dla nas byłaby to z godzina, w którą zrobiliśmy rowerami 3 inne punkty kontrolne. Sumarycznie wyszliśmy zatem na plus. 
Takich zależności jest więcej, więc planowanie, strategia, taktyka są na pierwszym miejscu, a dopiero potem zaczynają się działania operacyjne!
W tym roku jako, że Organizatorzy chcieli wymusić zrobienie etapu pieszego, to nie zrobienie go było jednoznaczne z NKL (dyskwalifikacja)... to nam trochę utrudniło sprawę, bo nie lubimy etapów pieszych, ale też uprościło planowanie. Musisz to mieć :P
Niemniej, aby tego NKL'a tak naprawdę nie dostać trzeba było zrobić sporo więcej:
- odwiedzić 3 obowiązkowe punkty, rozlokowane w najdalszych zakamarkach mapy (północ, zachód, południe)
- zrobić wspomniany etap pieszy 5km
- zrobić pieszy prolog (warunek konieczny otrzymania mapy rajdu)
Na to wszystko czasu było bardzo mało bo od 9:30 - 17:30.
Zadania na mapie przyciągały uwagę: kajaki, HEX, motyle w oponie, LPR (Lotnicze Pogotowie Ratunkowe), itp.
Cześć z nich omówionych zostało na odprawie i było przy tym kupę śmiechu.
Na przykład: zadanie z policją - miał to być quiz z przepisów ruchu. Organizator mówi, że dla trasy rodzinnej pytania będą proste, ale dla trasy PRO (naszej) pytania mają być... też PRO.
Zaczynam się śmiać, że będą to na przykład pytania z zagadnień dotyczących przewozu substancji niebezpiecznych, a przy zadaniach matematycznych, zadanie PRO będzie brzmiało:
"Chłopcze rowerowy, masz tu funkcję uwikłaną, zrób je przekształcenie w funkcję jawną i machnij mi z niej jakąś transformatkę Fouriera".
No co? JAK PRO TO PRO :D

PROLOG czyli OSA OPOLE ATAKUJE
... niemal słyszę tą ciszę, która zapadła wśród tych co rozumieją to hermetyczne stwierdzenie. Tak, to był SUCHAR... beton... BETONOWY SUCHAR :D
Dla niekumatych tłumaczę w skrócie: Mateusz - autor dzisiejszej trasy - startuje w rajdach przygodowych w barwach zespołu OSA OPLE.
A niestety mieliśmy na początku rajdzie dość nietypową sytuację, bo atak os w parku przy zamku w Dąbrowie (Niemodlińskiej).
No więc, OSA OPOLE ATAKUJE !!! ... tak wiem, będę smażył się w piekle, za pewien czarny humor... ale pociesza mnie, że pewnie obok niejednego z Was :D 
Sytuacja wyglądało na tyle groźnie, że interweniowała OSP oraz pogotowie, ale szczęśliwie skończyło się z kontrolowanymi obrażeniami wśród uczestników... pamiętajcie o tym jak rozróżnić OSĘ od PSZCZOŁY (tutaj) :P :P :P
Prolog to kilka punktów w parku przy zamku, których zaliczenie daje nam przepustkę do głównej mapy rajdu. Trzeba przyznać, że urokliwe miejsce to było :)

Park zamkowy i lampion


Przeliczanie HEX'ów
Wyruszamy na trasę. Plan na obowiązkowe punkty jest taki: północ, zachód, południe, więc wyjeżdżamy z Dąbrowy (baza) na północy-wschód i łapiemy pierwszy punkt, przy leśniczówce, nieopodal bazy. Rozpędzamy się i hamujemy dopiero na pierwszym zadaniu specjalnym, które mamy pod drodze. Podpisane jest HEX i mój schorowany umysł zaczyna tworzyć scenariusze co nas czeka... zwłaszcza, że mówili na odprawie coś o liczeniu. Trzeba będzie pewnie przeliczyć liczby w systemie dziesiętnym na system szóstkowy (HEX) - na pewno!
Okaże się że owszem mamy przeliczyć HEX'y ale w pudełku i mamy na to całe 2 minuty. Do tego znaleźć i odłożyć na bok te oznaczone cyferką.
A że sztuk było ponad 300... no to sami sobie dopowiedzcie.
Zadanie zaliczone z drobnym błędem i ruszamy dalej. Ścieżki przez pola są mega błotniste... 

Bora bora :)

Hexy

Produkcja chmur w toku :)


PRZEZ KUKUR !!!
Targamy przez błoto na wschód (pola po nocnej ulewie oblepiają nas gliną), tak aby ominąć wykreślony z mapy ruchliwy odcinek DK94. Nadchodzi czas wyboru, bo dwie drogi prowadzą tam gdzie chcemy czyli do Leśnego Dworu. Pierwsza jest przez las, a druga wzdłuż lasu, a dokładnie krawędzią lasu i pola uprawnego - oba trakty lecą równolegle. Wybieramy ten przez las, zakładając że ten wzdłuż pola będzie mocno gliniasty. Na pierwszy rzut oka to świetny wybór bo lecimy w miarę suchym szerokim traktem przez pole w kierunku lasu, ale... ścieżka zaczyna się pomału zwężać. Coraz bardziej i bardziej, aż w pewnym momencie kończy się w kukurydzy. Do lasu już niby niedaleko, ale jednak przez kukurydzę będzie ciężko więc... ciśniemy do przodu. Wycofanie się i objechanie tej przeszkody zajmie naprawdę sporo czasu. Lecimy zatem brute-force'em w trybie KUKUR-ŁAMACZA.
Jak to wyglądało, to widać to na zdjęciach poniżej... przesuń się Isaak każdy chce przejść (luźne nawiązanie do pewnej klasyki TUTAJ ekranizacja).
Moja kierownica nie mieści się miedzy lewą a prawą "ścianą", trzeba ciągle nią manewrować, a zielone części roślin chwytają na pedały - nie jest łatwo, ale nie ma co narzekać, bo mogło być 35 stopni (jak kiedyś na Świętokrzyskiej Jatce, kiedy także targaliśmy przez kukur - TUTAJ).
Słyszysz Szkodnik? NIE MA CO NARZEKAĆ!
Proszę wziąć sobie to do serca: "NIE MA CO NARZEKAĆ" i ... proszę bez przemocy...
Wracając do poprzedniej myśli, jak jest ponad 30 stopni na termometrze, to w kukurydzy jest piekło. Zakładam, że nie każdy może o tym wiedzieć, nie każdy chodzi przez kukurydzę, więc mówię to z formalności. Mozolnie i konsekwentnie ciśniemy w kierunku lasu i gdy kukur się kończy, to przed naszymi oczami ukazuje się ściana drzew... przykro by było, gdyby dzielił nas od niej dość szeroki kanał.

ARAMIS'owe ścieżki rowerowe :D

Szkodnik ciśnie przez kukur :)

Ani kroku wstecz :D

FORSUJĄC CHRÓŚCIANKĘ
Tak! - na mapie ma on nawet swoją nazwę. Liczyliśmy się z tym, ale jednak zakładaliśmy że skoro leci tędy droga to będzie jakiś mostek. A tutaj ani drogi bo pożarł ją kukur, ani mostka. Brzegi kanału są dość mocno zachaszczone. Próbujemy w lewo - słabo, próbujemy w prawo - słabiej... niby są jakieś zwalone drzewa, ale w takim kształcie, że ciężko będzie po nich przejść z rowerem (gałęzie/konary, śliskie pnie, itp). Pozostaje albo się wycofać albo forsować rzekę wpław. Wycofać się to się trzeba było - o ile w ogóle - to przed kukurydzą, teraz to nie ma kompletnie sensu.
Innymi słowy: "...cofnąć się już nie ma dokąd, tak bywało nieraz" (cytat to - uwaga - materiał kontrowersyjny bo to refren hymnu bojowników z Donbasu z 2014/2015 - TUTAJ)
Nie pytajcie skąd znam takie materiały, ale Ci co znają mnie bardziej wiedzą jak głęboko siedzę w historii konfliktów XX i XXI wieku, a to wymaga poznania wielu źródeł oraz wirtualnej obecności w różnych kręgach...
Tak czy siak: Nie raz i nie dwa byliśmy mokrzy, nie raz i nie dwa forsowało się rzeki i bagna, więc trzeba sięgnąć po sprawdzoną metodę "dzida na wprost"
Kanał nie zachęca, bo jest mega zamulony... normalnie zrobilibyśmy go "z buta", ale skoro ma być obowiązkowy odcinek pieszy, to nie chcemy go robić w przemoczonych butach jeśli nie trzeba. Marsz w takowych to czasem droga w spore problemy.
Buty idą na plecak, gacie też i dawaj do wody (prawie) gołą dupą... przyjemnie nie jest bo muł po prostu zasysa. Słychać tylko bulgotanie jak z wzburzonego mułu, wydostaje się uwięziony dotychczas tlen. Mlask, mlask... co ja robię z własnym życiem.
Bleeee... to nie było fajne, ale przeszliśmy. Ogarniamy się jakoś z tego czarnego syfaxu, co się przykleił do naszych odnóży... płytko tu nie było, bo muł był głęboki... ale przeszkoda sforsowana. Ciśniemy dalej przez krzaki, byle dotrzeć do jakieś normalnej drogi... i niedługo potem JEST. Możemy wskoczyć z powrotem w siodła.
Zawsze mam problem z oceną takich sytuacji:
- były dwie drogi na mapie
- obie tej samej klasy
- nawigacyjnie byliśmy perfect bo wyszliśmy dokładnie tak jak chcieliśmy, ale teren przestał współpracować.
Czy to błąd czy pech? Dla mnie to nigdy nie jest jednoznaczne. Nawigacyjnie to błąd nie jest, ale taktyczne/strategicznie? Dało się tylko na podstawie - no właśnie czego - tego uniknąć?
Ech, tak czy siak, zeszło 45 min od wejścia w kukurydzę po przedarcie się do jakiegoś przejezdnego traktu... przy dzisiejszym mega krótkim limicie, to masakryczna strata.
Mam tylko nadzieję, że po takiej kąpieli to mi śruba w kolanie nie zardzewieje!

Drzewo wygląda może na przebieżne, ale ten pionowy konar kompletnie uniemożliwiał przejście wraz z rowerem... zwłaszcza osobie po niedawnej operacji kolana ze śrubą w nodze.


Fora ze dwora! LEŚNEGO DWORA
Gnamy tak, że z zabranej z Chróścianki wody (szlamu...) osusza nas pęd powietrza. Lecimy na północ bardzo dobrą drogą przez las - kierunek punkt kontrolny opisany jako LEŚNY DWÓR. Tutaj na mapie zgadza się wszystko: zarówno układ dróg jak i ich klasa. To Prawo, to lewo, potem dzida na wprost i po kilku minutach meldujemy się przy dworze. Obiekt robi ogromne wrażenie! Wpadamy do środka i robimy szybką eksplorację opuszczonych wnętrz... nigdzie nie ma lampionu.
Obchodzimy dwór ze 3 razy i dopiero wtedy zauważamy, że lampion wisi na krzaku na zewnątrz. Ech! Taki obiekt, taka miejscówka i lampion na zewnątrz? CZEMU?
Genialnie wyglądałby przecież zawieszony w środku !
Punkt genialny, ale szukanie mam trochę zajęło i kolejne 10 min w plecy - tak jak pisałem, przy dzisiejszym limicie, każda minuta jest na wagę złota.
Leśny dwór to był jeden z najbardziej wysuniętych punktów na północ i był - dla nas - pierwszym obowiązkowym punktem trasy PRO. Teraz trzeba będzie gnać na zachód, ale najpierw... 

Genialne miejsce na punkt kontrolny

Lubimy opuszczone miejsca - niemych świadków historii


KUKUR 2 Karczów...
...obowiązkowy etap pieszy.
Ech Orgi uszczelniły regulamin i teraz ten etap trzeba zrobić. Nie można się tutaj po prostu zameldować i lecieć dalej.
No właśnie, czy uszczelnili w pełni? Co by było gdyby ktoś z etapu pieszego wrócił, ale nie z kompletem punktów - tylko na przykład z 3-ma z 4-rech? Czy to wtedy także etap niezaliczony czy zaliczony częściowo? I powiem, że nie wiem, bo w sumie o to nie zapytałem - zwracam tylko uwagę na różne organizacyjne pułapki bardziej skomplikowanych regulaminów. 
I nie mówię tutaj o sytuacji, że ktoś z założenia robi jeden punkt i leci dalej, ale wychodzi na etap - nie ma go godzinę - wraca i ma pod 4-rką wpisany "BPK" (brak punktu kontrolnego) bo według niego ktoś ukradł lampion. A w rzeczywistości nie był przy tej ambonie co trzeba, bo się pomylił... i co teraz, także NKL?Jeden źle zaliczony punkt przekreśla całą trasę?
Wiem, że to przeczytacie, więc zostawiam do przemyślenia :P Tak, WY :D
My akurat zrobiliśmy cały etap, ale tak sobie tylko dywaguje bo uwielbiam takie strategiczne "case study".
Dla nas obowiązkowy etap pieszy to zło, jeśli nie jest w terenach z efektem "WOW" gdzie np. nie da się lub nie wolno wprowadzać rowerów (jaskinie, wyższe partie Tatry, itp).
A tutaj efektem WOW jest KUKUR :P
No ale cóż było zrobić, trzeba było zrobić... idziemy zatem...wzdłuż kukurydzy...
Kukurydza po prawej... idziemy.... nadal kukurydza po prawej... mija 20 minut a my idziemy, kukurydza stale po prawej... nagle zmiana krajobrazu, skręt w lewo i po prawej pola... kukurydza teraz jest po lewej. 40 minut dalej kukurydza wciąż po lewej. Jest pięknie... KUKUR pięknie :P
Zagaduje nas zakaś postać z pola:
- Część, wędrowcy, jak się wędruje przez moje pole?
My: A weź spier***j, Isaak :P

I tak sobie wędrujemy... daremnie i żmudnie... otoczeni kukurydzą. Zajmie nam ten etap koło godziny.
Ech te etapy piesze :P

Jeden z punktów kontrolnych na etapie pieszym


Oponeo z dostawą na wybrany pagór

Wskakujemy w siodła i ruszamy dalej. Kierujemy się na zachód bo musimy zaliczyć drugi z obowiązkowych dla trasy PRO punktów, czyli Dąb Pucklera. Są to zachodnie rubieże mapy więc czeka nas bardzo długi przelot. Po drodze wpadamy na Zadanie Specjalne, na którym musimy powalczyć z oponą. Trzeba ją dostarczyć na pobliski pagórek. Na zespoły 4-6 osobowe czeka naprawdę wielka opona, ale na zespoły 2-osobowe jak nasz, taka trochę mniejsza, choć także duża. Zdjęcia poniżej pokażą Wam o czym mówimy. 
Bierzemy się za POPYCH i targamy oponę na szczyt. Idzie sprawniej niż myślałem, co nie znaczy że nie trzeba użyć przemocy. Pamiętajcie "jak brutalna siła nie działa, to oznacza że używacie jej ZA MAŁO".
Gdy opona jest na szczycie, to puszczamy ją w dół bo trzeba ją odnieść z powrotem. Popychamy ją dość mocno, aby nadać jej większą prędkość początkowa (V0, pacanie!), co zapewni jej stabilność toczenia w pierwszej fazie i dzięki temu opona leci prawie na miejsce startu. Zatrzyma się dopiero na brzozach, prawie na miejscu rozpoczęcia zadania.
Genialne zadanie - była zabawa, ale czas, czas, czas... Czas goni, więc lecimy dalej.
O zadaniu nr 2 z dopasowaniem motyli do nazw to nie napiszę nic... dokładnie jak na zadaniu. Też niewiele napisaliśmy :P

Nie powiecie mi, że rozmiar nie ma znaczenia :P

Szczęśliwie musimy wypchać tą oponę, a nie tą powyżej - na to wzgórze, które "rośnie" na ostatnim planie zdjęcia.


Zachodni kraniec mapy oraz awaria
Zaczynamy mocno kalkulować czy zdążymy z wypełnieniem wszystkich warunków koniecznych aby nie dostać NKL'a... musimy dojechać na "skrajny" na mapie zachód, potem "skrajne" południe oraz wrócić do bazy... a tu czas, czas, czas. Zaczyna być ciężko. Lecimy mega przelotem na wschód, najszybciej jak się da. To co? Zamiast pisać rzucam zdjęcia z tego przelotu:
Próbuję tylko jakoś dokręcić śrubę w kolanie tak aby noga podawała bardziej - trzeba było tam sobie wbudować jakieś "serwo" a nie samą śrubę :P 

Punkt po drodze na zachód


I jeszcze jeden :)

Przeloty :D

Symetria w drodze na zachód :D

Wciąż na zachód


... no i docieramy do drugiego obowiązkowego punktu. Jest to jeden z 10 "zabytkowych" dębów w Polsce. Poniżej tego akapitu znajdziecie zdjęcia, niemniej my coraz bardziej zaczynamy analizować mapę pod kątem czasu... dochodzimy do wniosku, że powinniśmy zdążyć przeprawić się na "skrajne" południe i dotrzeć do bazy, pod warunkiem że polecimy tam bezpośrednio. W praktyce oznacza, to że musimy ominąć inne punkty kontrolne, nawet jeśli wpisywały by się w kierunek jazdy. Jednym z takich zadań, które musimy odpuścić to etap kajakowy, bo opłynięcie dość sporego jeziora i zaliczenie tam 4 punktów kontrolnych to też będzie jak nic z godzina - nie ma szans. Postanawiamy powalczyć o południe. Odpalamy kopyto, ale niestety okazuje się, że los będzie chciał inaczej. Łapię gumę... ech to zawsze jest problem na rajdach, ale dziś - gdy limit jest mega krótki - to sytuacja jest dramatyczna!
Jako, że jeżdżę na naprawdę grubych oponach, to wymiana dętki na trasie to jest zawsze walka.
One słabo chcą wchodzić na rawkę i opierają się jak robotnik o betoniarkę :P 
Kolejne 20 min zatem nie nasze.
Czasowo jest to już sytuacja bardzo kiepska, bo przed nami jeszcze kawał drogi... Kalkulujemy, że nadal jest mała szansa, aby zdążyć do bazy... ale na pewno nie w limicie podstawowym, ale w limicie spóźnień (czyli 15 min). Każda minuta spóźnienia w limicie spóźnień daję nam karę "-1" punkt, ale bez trzeciego obowiązkowego punktu na południu, to i tak będzie NKL. Postanawiamy zatem powalczyć o klasyfikację typu "rzutem na taśmę". Przygoda z oponą bardzo nam to wyzwanie utrudnia bo 20 min to jest kosmos, jeśli mówimy o przelotach-finiszach.  
Dzida na południe! Póki jest nadzieja, póki jest szansa to ciśniemy!

Dąb na skraju mapy

Robi wrażenie

Obelisk przy Dębie

Na chwilę przed awarią


Oczko wodne czyli PKT 21

20 minut w plecy to dramat więc lecimy ile sił w nogach. Przelot jest kosmiczny - tętno w strefie śmierci i nie hamujemy dla nikogo. Nawet jak się jakiś TIR trafi to idzie pod koła! Jest szansa zdążyć do bazy w limicie spóźnień, to trzeba walczyć. Nawigacja - szczęśliwie - nas nie zawodzi bo z każdą minutą zbliżamy się coraz bardziej do celu. Błąd teraz to byłaby już kaplica. Nie ma żadnego marginesu - to musi być operacja niemal chirurgiczna. 
Lecimy przez Bory Niemodlińskie i wprost idealnie wpadamy na jeziorko w lesie... ale lampionu nigdzie nie ma.
Obchodzimy jeziorko, ale nadal nic.
Według mapy lampion powinien być w miejscu dopływu potoku do jeziora, ale dupa... nic, nicość. Tymczasem dociera tutaj kolejna ekipa, która także zaczyna poszukiwania - Lidka oraz Benek z zespołu "Forma na ciasto". Oni też mieli awarie na trasie i w zasadzie już pogodzili się z NKL'em. Razem dzwonimy do Mateusza i pytam o instrukcje - okazuje się, że lampion jest sporo za jeziorem, do tego trzeba przejść jeszcze rów. Nie było szans dostrzec lampionu z "wysokości" jeziora - lampion jest przesunięty względem markera na mapie. To się zdarza, ale kosztuje nas to kolejne chwile. Finalnie udaje nam się odnaleźć lampion, ale łącznie straciliśmy tutaj kolejne 20 min... KAPLICA, RIP.

Przeloty!

Oczko wodne PKT 21


"Your entrence was good, his was better. The difference? SHOWMANSHIP" (jak kocham tą postać, to ten film był jednak trochę przykry. Ale sam tekst jest dobry - TUTAJ)
Tym sposobem nie ma już najmniejszych szans zdążyć na matę, bo zostało kilka minut do końca limitu spóźnień, a kilometrów jeszcze sporo.
Postanawiamy zatem, że nie będziemy wypruwać sobie żył i finiszować z tętnem w strefie śmierci, skoro i tak nie zdążymy. Wrócimy normalny tempem bo i tak to nam nic nie zmienia.
Jedziemy do bazy zatem razem w czwórkę.
Po drodze chcemy - tak dla jaj - ściągnąć PKT nr 2, który będziemy mijać. Przynajmniej Mateusz będzie miał mniej roboty ze złożeniem trasy, ale pomysł umiera... w kukurydzy. Próbowaliśmy od dwóch dróg (czyli próbowaliśmy dwa razy!) i w oby przypadkach ścieżki znikają po kilkudziesięciu metrach w kukurydzy.
O nie, kukur po raz trzeci dzisiaj? Nie ma opcji - sam sobie ściągaj te lampiony :D :D :D
Na mecie robimy lekki szok bo jesteśmy chyba 45 min po czasie, więc część zawodników, którzy korzystają z bufetu kompletnie nie spodziewają się naszego nagłego wtargnięcia na metę :D
Zwłaszcza, że wjeżdżamy z gestami tryumfu !!!
Oklaskom i gwizdom nie ma końca - ch** że szyderczym, ważne że były :D
Tak się pisze własną legendę... niekoniecznie chwalebną, ale jednak :D

Kandydacie na NKL'a

Grób nieznanego niemieckiego żołnierza - hełm w takim miejscu robi niesamowite wrażenie

NKL już zaliczony, więc powrót na spokojnie :)


Podsumowanie WYZWANIA
Impreza jest odjechana, ale przy tych zasadach (tyle obowiązkowych punktów) to dajcie z 5h więcej limitu!
Albo dajcie mniej tych obowiązkowych rzeczy. Wynik najlepszej ekipy na trasie rodzinnej jest bardzo bliski wynikowi zwycięzców na trasie PRO, co pokazuje jak bardzo po mapie trasa PRO musiała latać. I nie chodzi o to, że to było za trudne - lubimy trudne rajdy. Lubimy lekcje pokory bo one najwięcej uczą, ale po prostu MAŁO trasy zobaczyliśmy i tego nam szkoda. Jeśli omijasz zadania aby spełnić warunek zdążenia do punktu na drugim krańcu mapy, to żal tych zadań. W tamtym roku było mniej tych narzuconych zasad i dużo więcej punktów udało się odwiedzić. Szkoda trochę zatem pracy budowniczego.
Etap pieszy godzina, prolog pógodziny, konieczność zameldowania się w 3 skrajnych punktach plus czas potrzebny na zadania specjalne na 8h. No mało!
Przyjmijcie - absurdalne - 1 minutę na podjechanie do lampionu i podbicie karty startowej. Absurdalne bo czasem trzeba poszukać, przychaszczować, dostać się do tego lampionu i minuta to jest nieosiągalny wynik. Niemniej przy 60 pkt mapie, to nawet przy tym założeniu, to schodzi godzina na samo podbijanie karty. A gdzie tu etap pieszy, kajakowy, prologi i przejechanie 80 km... a wszystko to w 8h. Hardcore! 
Nie zmienia to faktu, że było wesoło i nam się podobało. Tylko po żal punktów, które musieliśmy pominąć i to nie jest tylko nasza opinia: dużo zespołów z trasy PRO mówiło podobnie.
Nie zmienia to faktu, że zadanie z oponą - WYPASSS :D
NIE ZMIENIA TO FAKTU, że BUFET BYŁ MEGA WYPASSSS i za to wielkie brawa!

I na koniec obiecane zdjęcie, na którym Szczęki przejmuje kontrolę nad naszą gablotą :)




Kategoria Rajd, SFA


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa czaso
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]