aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

MORDOWNIK 2023

  • DST 85.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 września 2023 | dodano: 17.09.2023

GÓRY KAMIENNE !!! Mordownik w Górach Kamiennych! No, Janko Mordownik i Spółka Kam-asz (lub Łukmila :D) to pojechali w tym roku z miejscówką rajdu.  Mimo, że ja na razie to powinienem tak bardziej po płaskim jeździć (tak aby mi się śruba w kolanie nie wygła :P), to jednak gdy słyszę Góry Kamienne, to dostaję prawie kiślu w majtach! No halo! Musimy tam być, choćbyśmy mieli tylko spacerować i z oddali podziwiać te wszystkie porfirowe urwiska kamiennych pagórów. Nie ma opcji nie jechać... przecież możemy polecieć trasę rekreacyjnie i delikatnie...? Możemy, prawda? Możemy...?

"ZEPNIE SIĘ !!!"
Opowieść o Mordowniku zaczyna się pod koniec zeszłotygodniowego WYZWANIA, bo gdy na mecie rozmawiamy z zespołem Pędzące Ślimaki (pozdrowienia dla Agi i Jarka) to pytam się Ich, czy widzimy się z Nimi na Mordowniku za tydzień. Oni jednak mówią, że nie bo za tydzień jest RYŚ czyli Nocny Maraton z Przygodami dla Służb Mundurowych i ich sympatyków. O żesz !! Przez te wszystkie operacje, śruby w kolanie, kule u nogi (w sumie to w rękach...) zupełnie zapomnieliśmy o RYSIU, na którym byliśmy dwa lata temu i to też była mega zabawa.
Kurna, imprezy się pokrywają i się przecież nie rozdwoimy... ale zaraz, zaraz. Czekaj! Ryś staruje w nocy, a Mordownik jest w dzień. Mordownik to Jedlina-Zdrój, a Ryś to Kąty Wrocławskie... około 70 km w linii prostej... Zepnie się?
ZEPNIE SIĘ!!!
W trybie VIP (bo po terminie zapisów i dzięki uprzejmości Organizatorów... a także przy pomocy Ślimaków) zapisujemy się na Rysia i tym sposobem wracamy do starych praktyk dwóch rajdów w jeden dzień. A właściwie jednego rajdu w dzień, a drugiego w nocy. Ja Wam mówię, najlepsze weekendy to takie jednodniowe, w których sobota trwa z piątku na poniedziałek!
Będzie trochę karkołomnie, bo trzeba będzie to dobrze logistycznie zaplanować...
Niemniej najpierw dyplomacja, bo na Mordownika jedzie z nami Andrzej, a On o Rysiu to jeszcze nic nie wie.
Musi dowiedzieć się, że jedzie z nami nie tylko na Mordownika... na pewno ucieszy Go ta wiadomość. Na pewno :D
Tydzień później, nasz jednodniowy (licząc ilość snu) weekend zaczyna się o godzinie 2:00 w nocy z piątku na sobotę. Jest to godzina pobudki, a sam wyjazd jest zaplanowany na 3:00.
Szczęki znowu chwyta za kierownicę - co mogliście zobaczyć na profilu FB Basi i wiezie nas przez noc w kierunku Jedliny Zdrój.
"Zepnie się" - taki jest plan na dziś. Już za kilka godzin Mordownik wystartuje, a my nadciągamy przez mrok aby zameldować się na starcie...

"Ściskałem go mocno w ramionach, lecz mimo to wydawało mi się, że zsuwa się pionowo w przepaść, z której nie będę mógł go wyciągnąć..."
(Antonie de Saint-Exupery "Mały Książę")

Jedlina-Zdrój. Meldujemy się na odprawie, a tymczasem piesza "pięćdziesiątka" już w terenie. Na drodze do bazy mijamy się z kilkoma zawodnikami, którzy już cisną za pierwszymi lampionami. W bazie witamy się z Jankiem, Kamilą i Łukaszem i czekamy na naszą dzisiejszą mapę. Zapowiada się piękny, nawet chyba trochę za ciepły dzień w przepięknym terenie. Góry Kamienne, Góry z Kamienia... niemal słyszę jak w sercu gra, że  "The whole world is MY ARENA" Będzie się działo!
Janek przedstawia nam na odprawie trasę i nagle mówi o jednym z punktów: "Tam uważajcie jadąc rowerem, bo syn mi tam spadł w przepaść..."
Robi się cisza, która trwa niemal wieczność... czuć powagę sytuacji. Aż wreszcie ktoś odważny, decyduje się ją przerwać milczenie:
- I co...?
- Nic... lampion wisi - odpowie Janek.
Ciężko znaleźć słowa aby opisać tą chwilę... aż chciało by się zapytać... czy... czy... czy lampion wisi dokładnie, tak jak zaznaczono na mapie?
Wiadomo, że w ciężkich emocjonalnie chwilach można się przecież pomylić. Pomylić ścieżkę, przekręcić współrzędne, to się w takich chwilach może zdarzyć każdemu :D
No ale Janko Mordownik to profesjonalista - lampion będzie wisiał perfect.
Chwytamy zatem za mapy i zaczynamy planować nasz wariant na dziś. Czy sięgniemy po Immortala - medal za zdobycie wszystkich punktów kontrolnych w limicie czasu? Nie nastawiamy się na to, bo obiecaliśmy sobie postarać się - chociaż postarać się - nie przeciążyć mojej nogi. Co więcej musimy również tak zjechać do bazy, aby zdążyć na Rysia (nasza minuta startowa to 23:15 w Kątach Wrocławskich). Parę minut po godzinie 8:00 rano ruszamy... napisałbym, że ruszamy w nieznane, ale to moje ukochane Góry Kamienne, więc doskonale wiemy co nas dzisiaj czeka (podpych, wypych, wyryp, wynos i inne takie :P...)

Dzisiejsza mapa

Into the sun...

Szkodnik walczy z jednym z pierwszych podjazdów dzisiaj


"Embrace your fame, red squadron leader
Call out his name: 'Rote Kampfflieger'... "
(całość TUTAJ)
Wraz z Andrzejem ruszamy z Jedliny na północ. Na pierwszy ogień leci lampion przy bramie wysoko-położonego kościoła - jak wysoko, można zobaczyć na zdjęciach powyżej (czyli trzeba się było wygramolić na niezłe zbocze, aby tam dotrzeć). Od razu zauważamy, że będziemy musieli przyzwyczaić się do nawigacji na tej mapie. To podkład z Maps.cz, czyli naprawdę dokładny, ale niestety w takim kolorze, że przy mojej wadzie wzroku wraz z dzisiejszym słońcem, ja po prostu połowy szczegółów nie widzę.
"Znikają" mi zwłaszcza "białe" dobre drogi. Szkodnik i Andrzej zgłaszają to samo, więc przez pierwszą godzinę będziemy bardzo walczyć z "wstrzeleniem się" w tą mapę. Mieni mi się ona w oczach... spowoduje to spore, acz małe błędy w przejeździe. Spore w znaczeniu nawigacyjnym bo nie zauważamy wielkich skrzyżowań na mapie, a małe w znaczeniu czasowym bo dość szybko będą korygowane - ciężko wielkich skrzyżowań nie zauważyć w terenie, tylko musimy wtedy po prostu wyjaśnić swoją konsternację :)
Nasz drugi lampion to Fokker Dr.1 stojący przez Pałacem w Jedlince. Dzisiaj jest tu znany i ceniony browar, ale historia tego miejsca jest dużo bardziej złowieszcza - mówię tutaj o czasach II wojny światowej. Była to jedna z siedzib Organizacji Toda  (warto spojrzeć TUTAJ) czyli komórki odpowiedzialnej za szeroko rozumiane projekty budowlano-konstrukcyjne (najczęściej rękami więźniów obozów). Mówię tutaj na przykład o Kompleksie Riese, projekcie Arado w Kamiennej Górze czy o tzw. "Muchołapce" w Ludwikowicach Kłodzkich. Do tego przed pałacem stoi replika samolotu Fokker Dr.1 czyli legendarna maszyna Manfreda von Richtofena (Czerwonego Barona - 80 zestrzeleń). Nota bene, polecam film fabularny z 2008 jak nie widzieliście - dość wierny historii oraz pełen smaczków: kocham fragment "Nazywają Pana le Diable Rouge, Der Rote Baron... skąd to?" - kapitalna scena. Mimo, że samolot który tam stoi to Albatros (Fokker Dr.1 pojawił się dopiero w końcówce IWW). No nic, wracając do relacji...
Lampion wisi na skrzydle Fokkera. Jest klimat. Za nami pałac... acz ja pamiętam go w lekko niecodziennej odsłonie (albo codziennej jeśli mówimy o pierwszej połowie lat 40-tych :P)
Odbywała się tutaj to wielka impreza rekonstrukcyjna, właśnie przy okazji otwarcia odnowionego pałacu. Zrobili tu bitwę wojsk lądowych i powietrznych (samoloty latały na sporym low-pass'ie jak na okoliczne góry i kiedy przechodziły nad polem walk, to detonowane były ładunki ukryte w ziemi - tak aby "zasymulować" bombardowanie). Ziemia drżała podczas eksplozji, a klimat tak się udzielił rekonstruktorom, że w czasie bitwy musiała interweniować Ochotnicza Straż Pożarna. Związane to było z faktem, że zapaliły się trawy. Klimat zrobił się zatem jeszcze lepszy, bo wymiana ognia trwała, w najlepsze a strażacy równolegle gaszą płomienie. Przypominam, że doskonałych dowódców, którzy ratują "beznadziejne" kampanie także w wojskowym slangu nazywa się strażakami. No był mega :D
Sam Fokker także robi świetne wrażenie, mimo że część z naszych znajomych powie, że to marna przykro-atrapa. Przypominam, że w trakcie IWW wyprodukowano tylko 420 sztuk tego samolotu i jak na trójpłat miał niesamowite osiągi. Do tego, jego najbardziej znany pilot czyli Manfred von Richtofen (Czerwony Baron) był związany ze Świdnicą. Ogólnie to była rodzinka z tradycjami... tymi uznawanymi za dobre, jak i tymi uznawanymi za bardzo złe. Brat Manfreda, Lothar był także asem myśliwskim (40 zestrzeleń, przeżył Wojnę Światową)... kuzyn Wolfram von Richtofen został feldmarszałkiem Lufftwaffe i został zbrodniarzem wojennym podczas IIWW. Był odpowiedzialnym za równanie z ziemią (z powietrza) całych miast, np. Stalingradu.  
Dobra, bo znowu odpłynąłem w dygresji od dygresji... no ale sami widzicie, że punkt kontrolny był z efektem WOW.
Na tym etapie dołącza do nas także Wiki, który zawsze bardziej napiera niż nawiguje... ech, chyba nie wie co czyni... teraz to będzie napierał bardziej, ale wariantem z dupy.
No ale spoko: jak chce, to my zapraszamy. Od tego momentu, niemal cały rajd przejedziemy w czwórkę - niemal bo będą chwile, kiedy wartość granicy z lewej strony, nie będzie się równać wartości granicy ze strony prawej i nie będą one równe wartości funkcji w punkcie :P :P 
Dla niekumatych, mówię o warunku ciągłości funkcji, więc gaworzę nie wprost, że będą w tej jeździe chwile nieciągłości :D       

Fokker Dr.1

Mam nadzieję, że synchronizatory działają bo inaczej będzie po śmigle :)

Kiedyś
Straż pożarna frontu wschodniego :D


Najpierw do kasyna, a potem na siłownię... :D
Janko Mordownik mówił, że nie odwiedzimy dzisiaj Gór Sowich - jednie te z Kamienia. Hmmm... to jak wytłumaczycie zdjęcie poniżej? Tak wiem, że można to tłumaczyć naszym nie-do-końca-optymalnym-wariantem, zwanym również "planem z dupy", ale tak naprawdę to trasa zahaczy o okolice kompleksu RIESE. Janko oszukał nas zatem na odprawie... oszukał nas także mówiąc, że trasa będzie łatwa i nie wymagająca :P
Nasunie mi się szereg obserwacji dotyczących otaczającej nas rzeczywistości:
- trasy MTB tutaj to czasem trasy bez trasy (zdjęcie poniżej)
- trasy MTB będą tutaj czasami OTT lub UTT (Over the - Under the trees)
- podjazd 29% ryje łydki... ale także i beret.
- trzeba było iść stokówką, a nie szlakiem, którym przestały chodzić już nawet dziki i sarny...
Co by jednak nie mówić, lampion uda się nam namierzyć perfekcyjnie, bo pomału zaczyna nam "wchodzić" ta mapa - przyzwyczajamy się do jej kolorystyki i szaty graficznej.
Aby nie tracić wysokości, polecimy potem garbem aż do Góry Kasyno i odwiedzimy "leśną" siłownię (po drodze zaliczając punkt na małym mostku).
Wszystko się zgadza:
- w Kasynie trzeba wygrać trochę golda
- za golda kupić jakiś poręczny AXE'y  (taki do nakurw*ania - pamiętacie, to jedyny czasownik dobrze opisujący tą broń: z AXA się naku***a) :D
- poćwiczyć trochę na siłowni aby zrobić formę (niby najpierw masa, potem rzeźba... ale ja masę zrobiłem już ze 4 razy, a rzeźbiarzem nigdy nie byłem :D )
No i niby będziemy już gotowi pojechać zobaczyć się z bestyjką z Zatoki Pirackiej, ale o tym za chwilę - najpierw DŁUUUUUUGA seria zdjęć)

Janko kłamał lub nasz wariant jakiś taki dziwny

MTB :)

MTB czy UTT (under the tree)?

Drogi zaczynają się pionować...

4 jeźdźców pato-nawigacji (czwarty to zdjęcie robił, przez plecy do tyłu)

Piękny zjazd... byłoby przykro gdybyśmy go podchodzili :P

Szkodnik pod górku :P

Lampion pod mostku

Warianty czerwone czy czarne? Z nami to nie ruletka - zawsze czarne :D 
Aha... i kim był Osówek bo nie wiem co to za jednostka chorobowa?


- Co robisz w Walentynki? - Biceps i klatę :D 


"Oh, don't you sail and don't you row and certainly don't you swim
'Cause if you aren't careful you'll end up inside of him
He'll eat you up and spit you out
You better stay away
Heed the sign that says "Beware
The beast of Pirate's Bay!"
(całość TUTAJ)
W Głuszycy znajduje się najprawdziwsza Zatoka Piracka, którą znamy z naszych własnych wypraw (na przykład TUTAJ). Niesamowite miejsce na rozwieszenie lampionu - to są właśnie te punkty kontrolne z tak zwanym efektem WOW. Nie ukrywam, że rajdy stawiające takie punkty, lecą kosmicznie w górę, w naszym prywatnym rankingu najlepszych imprez.
Podjazd tutaj będzie kosztował nas trochę sił, ale warto - nie tylko dla lampionu, ale ogólnie warto zobaczyć to miejsce.
Co więcej, z góry widać, że woda jest zamieszkała i to przez dość duże stworzenia rybopodobne. Na zdjęciu nie wyjdą, bo nie mam takiego zoom'a w moim szturmowym aparacie rajdowym - trzeba byłoby mieć naprawdę mocny sprzęt foto, aby je ładnie uchwycić. Nie zmienia to jednak faktu, że coś tam żyje i nie jest to liche. To tylko dodaje klimatu temu miejscu.
Bestia z Zatoki Pirackiej :)
Jak ktoś jest odważny, to może pójść i sprawdzić z bliska co to jest. Ja nie idę, jako że mój Magnetic Power Armor oraz DPL Disruptor Pulse Luncher (dla gubiących się w moich chorych nawiązaniach - TUTAJ) zostawiłem w domu, to do wody dziś nie włażę.
Ruszamy dalej.

The Darkness in the sun, waiting for the Beast of Pirate's Bay :D

No dobra, nie tylko rower... Im też zrobię... niech mają zdjęcie z takiego zacnego miejsca :D 

Wspinaczka w Górach Kamiennych :D

W stronę światła :)


"Nie mam nogi, pożarli ją moi..." czyli Wzgórze Artystów oraz Kaleków... (cytat pochodzi stąd ---> TUTAJ)
Jedziemy pod górę, ostro pod górę... znowu. Tym razem jest to Wzgórze Artystów.
W pewnym momencie dogania nas Artur i zaczyna wyprzedzać. Już mamy przyspieszyć aby pokazać Mu, że nie ma z nami szans :D, ale dostrzegamy w jakim jest stanie.
Szok... ktoś mu upierdo*lł cały goleń. Mimo takich obrażeń ciśnie mocno pod górę... Z dwóch goleni została mu tylko jeden - ten lewy (LEFTY).
Straszne... ewidentnie coś mu go zeżarło... "jestem tego pewien, czytałem o tym w komiksach". Nie może być innego wytłumaczenia!
Nie przyjrzałem się dokładnie jego ranie, więc nie mogę z całą pewnością stwierdzić, jaki stwór upitolił mu kończynę, ale na pierwszy rzut oka to mógł być jakiś Dale Kanon :P
Mówię zatem do Basi: "weź Go nie wyprzedzaj, puśćmy go przodem". Wykażmy się zrozumieniem dla okaleczonego. Ja mam tylko śrubę w nodze i są problemy... a ten biedak ma cały goleń urypany... być może właził za lampionem do wody w Zatoce... nie oceniajmy :)

Art of suffering :P

Drogi idą naokoło - nie mamy na to czasu :P

Podpych z cyklu: "każdy umiera w samotności"

Koń by się uśmiał z naszego wariantu :P


"W dół na złamanie karku gnam (...) nad przepaścią - bez łańcuchów, bez wahania..." - klasyka (całość TUTAJ)
Kolejny punkt z efektem WOW, a nawet nie sam tylko punkt, a wręcz cały dojazd do niego. Tego miejsca nie znaliśmy zupełnie, a jest po prostu niesamowite. Z przełęczy pod warzywniakiem czy jakoś tak :D :D :D
Nie, czekaj, źle... Wawrzyniakiem, tak? No ok, niech będzie Wawrzyniakiem. Prowadzi tutaj szlak rowerowy, który jest wąską ścieżkę trawersującą bardzo strome zbocze. Kapitalnie się tym jedzie, ale naprawdę trzeba uważać, bo jeden fałszywy ruch i można się nieźle zsunąć... Korzenie i kamyczki nie ułatwiają sprawy, robiąc z tego extra fajny, ale dość techniczny singiel. KAPITALNA SPRAWA!
No ale szlak szlakiem, bo aby tu wyjść to trzeba było nieźle podymać, a jak wspomniałem, ściany tutaj to są pionowe. Możecie zobaczyć na zdjęciach poniżej jak wyglądało podejście.
Jeszcze większym wyzwaniem będzie stąd zejście. Szlak biegnie wzdłuż całego garbu, a my chcemy się dostać w dół, do drogi tak aby pojechać na kolejny punkt... wybieramy zatem najmniej strome, co nie oznacza, że niestrome... po prostu NAJMNIEJ strome... i zsuwamy się w dół. Muszę bardzo uważać, bo moje kolano takich akcji jeszcze nie powinno odwalać, a podłoże tutaj jest dość sypkie. To naprawdę, dosłownie - w miarę kontrolowane zsunięcie się. Ostro...  

Niesamowity szlak !!!

Tak to wygląda z perspektywy kierownicy

Kolejny punkt z efektem WOW - Kazikowe Skałki

No dobra, ale aby pojeździć nad przepaścią to trzeba się najpierw do tej przepaści "dotelepać"...

Góry Kamienne... na jednym obrazku

No dobra, na dwóch :D

A teraz trzeba to zejść... nie pokazujcie tego mojemu Rehabilitantowi, bo nie było to zbyt mądre...

Masakra to była ściana...

Tutaj ściana w całej okazałości, już po zejściu... "po raz kolejny udało się przeżyć"


Andrzej do Andrzejówki, a Wiki... gdzieś w w pizdu :D
Czujemy się trochę jak menele... w końcu pełznęliśmy w dół zbocza Wawrzyniaka, jak upojeni alkoholem, którzy pełzną spod warzywniaka :D
W sumie zeszliśmy na dół tylko po to, aby za moment znowu się drapać na jakaś wielką skałę po kolejny lampion... no ale czego oczekiwać, to Mordownik. Trzeba się umordować - raz w dół, raz w górę... i tak w kółko, do zajebania :D
Kierujemy się teraz na Skalną Bramę, która wyprowadzi nas w kierunku Waligóry - najwyższego szczytu Gór Kamiennych oraz schroniska Andrzejówki, gdzie zlokalizowany jest punkt żywieniowy. Na podjedzie Wiki nas mocno odstawia, ale chwilę później pomyli drogi i zjedzie gdzieś... w pizdu. Jak się potem okaże, sam nie do końca wie gdzie. Ja wiem - WE dupie :D
Błąd w nawigacji i brak poczekania na nas na skrzyżowaniu zaowocuje, że pojedziemy dalej we trójkę - to jest ta nieciągłość funkcji przejazdu, o której Wam pisałem powyżej.
Wiki nie zgubi się jednak permanentnie bo spotkamy się ponownie przy Andrzejówce, ale zgubi się na tyle, że będzie do tej Andrzejówki wjeżdżał od zupełnie innej strony i nie znajdzie punktu, który my zbierzemy w drodze do schroniska.
Ja wiem, że nasze warianty mogą powodować skrajne emocje i człowiek potrzebuje się czasem wyrwać z tej patologii, ale to trzeba z głową, bo my jednak te lampiony znajdujemy... jakoś... ale znajdujemy.
Krótki popas w Andrzejówce, reunion Team'u i ruszamy dalej... jest już popołudnie, więc czasu robi się coraz mniej.

Lampion na skale


I znowu pod górę - w kierunku WALIGÓRY, najwyższego szczytu Gór Kamiennch

Jest i Waligóra :D

Ruiny dawnego pałacu myśliwskiego/schroniska


"Wściekła kłótnia wstrząsa niebiosa hałasem, czy Bóg czy rozsądek ma być ich kompasem" - klasyka (całość TUTAJ)
No właśnie.. .czasu coraz mniej. Jest nadal jakaś szansa zrobić całą trasę i powalczyć o medal Immortal, ale wymaga to zwiększenia tempa. Jesteśmy już nieźle wytyrani, a do tego mieliśmy dzisiaj jechać delikatniej, aby nie przeciążyć nogi. Nogi lub w zasadzie śruby w moim kolanie - a wiecie jak działają obciążenie zmęczeniowe na elementy mechaniczne :P 
W zasadzie ja mam nadal jeszcze tylko po płaskim na razie jeździć, a od rana tyram po górach. Co ja poradzę, że to kocham i te kilka miesięcy przerwy były dla mnie naprawdę ciężkie... nie zmienia to faktu jednak, że zdaję sobie jednak sprawę, że mogę przesadzi i wtedy cofniemy się w leczeniu. Nie chcę powtórki z rozrywki...
Długo debatujemy co robić, bo jednak jest spora szansa, mimo wszystko, na zrobienie Immortala. Zupełnie tego nie zakładaliśmy, spodziewając się że zrobimy może z połowę trasy, a tu się zapowiada że będzie to około 90% !!
Zaczyna zatem kusić aby... "przycisnąć" i powalczyć. Basia się jednak na to nie zgadza - to głos rozsądku, tam gdzie ja zaczynam słuchać raczej głosu serca. Szkodnik chce abym trochę odpuścił, zwłaszcza że nocą mamy jechać jeszcze na Rysia - co samo w sobie, jest hardcore'owe, jeśli uwzwględnimy fakt, że nadal  jestem na rehabilitacji...
Innymi słowy, Szkodniczek dopuszcza pewien poziom szaleństwa, ale nie pozwoli mi przekroczyć pewnej linii... choć widzę, że też ze sobą walczy. Ją też kusi aby zawalczyć o kolejną w naszej karierze nieśmiertelność, zwłaszcza że jest na to spora szansa. Wspomniana debata jest naprawdę długa i przejdzie przez przez obie fazy: emocjonalną i racjonalną... wszyscy przeżyją, acz bez strat się nie obędzie :P
Finalne postanowienie jest jednak takie, że nie chcemy finiszować do mety w jakimś morderczym tempie, aby nie zwiększać prawdopodobieństwa kraksy, pecha czy jakiegoś innego niefajnego zdarzenia. Odpuścimy zatem sumarycznie 3 punkty z 24... co i tak, jak na definicję spokojnego przejazdu na trasie górskiej, to je takie trochę umowne...
To chyba jednak rozsądna decyzja, co nie znaczy że nie zaboli... 
Ruszamy powalczyć o punkty w drodze powrotnej do bazy.
Na pierwszy ogień idzie szczyt Czarnek, na który podejście możecie zobaczyć poniżej. 

Grzegorz Liszka (widząc jak dymamy na wprost po lampion): Ej, tam obok jest ścieżka... hej, HEJ !!! AAAAAAAA (z nutką rezygnacji)... to Czarni, nie przetłumaczysz... 

Pięknie mu tu!

Kamienne Korony (TUTAJ można zobaczyć jak się je zdobywa z rowerem)

Czy duży paśnik to WYPAŚNIK :D ?


" - O k****a (widząc podejście)
- To Kostrzyna!
- Skąd wiesz.
- Pamiętam. Ty nie?
- Nie
- A powinnaś..."

Jadąc z okolic Waligóry czarnym szlakiem, wylądujemy pod Kostrzyną - jedną z moich ukochanych 3-ech Kamiennych Koron. Basi aż się ugną nogi, jak zobaczy podejście... zwłaszcza, że  będzie myśleć, że to Czarnek, na który musimy się właśnie wytachać. Niestety drobny błąd w nawigacji, brak odbicia z drogi na południe sprawi, że wylądujemy pod Kostrzyną zamiast pod Czarnkiem. Dialog powyżej jest prawdziwy :D
Jako, że ja mam chorą pamięć, jeśli chodzi o miejsca, to od razu widzę, że to co jest przed nami, to nie jest Czarnek.
Basia i Andrzej finalnie ucieszą, że to jednak był błąd i nie trzeba będzie tego dymać pod górę. W pewnym sensie trochę szkoda, bo ja kocham te 3 pagóry!
No ale skoro ma być dzisiaj ostrożniej, to może - mimo wszystko - lepiej. Rozdarty jestem...
Pamiętajcie, że oprócz 3 Kamiennych Koron jest tutaj także Szpiczak -  zacny podpych dla rowerów (TUTAJ)
Dziś jednak na nim punkt kontrolny ma tyko trasa piesza.

3 Kamienne Korony

Na drugi ogień polecą punkty w okolicy Sokołowska. Niegdyś uzdrowisko, a jeszcze niedawno w zasadzie była to opuszczona miejscowość. Parę lat temu, wyglądało to naprawdę smutno... w sumie to, z jednej strony niesamowite, ale z drugiej także i smutne, widzieć jak w tętniącym niegdyś życiem kurorcie, czas się zatrzymał.
Byliśmy tu ze 4 lata temu i wyglądało to... zostańmy może przy tym słowie "smutno", aby nie używać innego.
Tym bardziej bardzo ucieszy mnie to co zobaczę: otwarte sklepy, ze 2-3 działające kawiarnie, "wolne pokoje", trwająca odnowa domu zdrojowego - WOW.
Sokołowsko budzi się ze zbyt długiego snu. Super!
Tak jak Wałbrzych, który podniósł się właściwie z ruin, tak teraz Sokołowsko znowu zaczyna żyć! Cieszy mnie to, naprawdę cieszy.

Kolejny punkt z efektem WOW - Grota Hermana!

Ma nieodparte wrażenie, że ktoś mnie obserwuje... SOKOŁOWSKO żyje :D

Poszarpane panoramy Gór Kamiennych i pewne legendarne PORFIROWE URWISKO ("na zielonym", po lewej)!!!

Zachód słońca w Górach Kamiennych


"Then it comes to be that thie soothing light at the end of your tunnel was just a freight train coming your way..."
(całość TUTAJ)
Nasz ostatni punkt kontrolny znajduje się w nieczynnym tunelu kolejowym. Wielu zawodników sprawi on problem, bo dotrą do miejsca oznaczonego na mapie i będą szukać lampionu, nie zorientowawszy się, iż znajduje się on pod nimi. My jesteśmy zahartowani z takimi akcjami z Jaszczura - już trzy razy tak było.
Jaszczur - Kamienne Ściany (punkt w tunelu przy Zaporze Plichowickiej), Jaszczur - Ciemna Strona Gór (punkt w tunelu pod Drogą Głodu) oraz Jaszczur - Graniczna Przełęcz (punkt w tunelu pod Przełęczą Łupkowską). Co więcej, zawsze to był punkt podwójny czyli jeden na górze, a jeden z tunelu. Znamy zatem te numery (i bardzo je lubimy).
Od razu szukamy wejścia do tunelu i nawigujemy się od stacji kolejowej. I tak - będzie to kolejny punkt z efektem WOW dzisiaj! Sami zobaczcie.

Ptasie rozdroże :)

Na Borową też jest niezły wypych, ale góra ma świetną wieżę widokową.
Jesteście Team Borowa czy Team Chełmiec? Kłócą się tutaj, co jest najwyższym szczytem Gór Wałbrzyskich :D


"Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel Was just a freight train coming your way..."

Ostatni już dziś lampion i kolejny z efektem WOW


Do bazy zjeżdżamy przed limitem. Oznacza to, że była to dobra decyzja aby nie robić tych 3 punktów, bo aby dziś powalczyć o Immortala, to trzeba by dużo mocniej przycisnąć końcówkę. Nie oznacza to, że nie jest mi trochę smutno, że w moich kochanych górach nie sięgnęliśmy po nieśmiertelność. Cóż, chyba po prostu nie można mieć wszystkiego...
Zrobiliśmy około 2000m z hakiem przewyższeń i 85 km... mocno nam też dogrzało, bo dzień był piękny, ale bardzo upalny.
Nie mamy jednak zbyt dużo czasu aby odpocząć... lub chociaż pogadać z Kamilą, Jankiem i Łukaszem. Trzeba się przebierać i gnać dalej, bo RYŚ już czeka.
Nasza minuta startowa to 23:15, a mamy około godziny drogi do Kątów Wrocławskich (nim się ogarniemy z posiłkiem, przebraniem, itp będzie naprawdę mocno po 21:00).
Na pocieszenie po niezdobyciu nieśmiertelności pozostał fakt, że Basia zajęła 3-cie miejsce na podium dzisiaj - pięknie, ale to jednak nie koniec walki dzisiaj. Ruszamy teraz zapolować na RYSIA, ale to już osobna historia... kolejny wpis jak ktoś jest ciekawy :D
A co do Mordownika jeszcze, to była to jedna z najlepszych edycji ever, a startujemy od 2013 więc mamy jakieś tam rozeznanie (Jaśliska 2014, Chochołów 2017, Uście Gorlickie 2018 i teraz Jedlina 2023 - te edycje to był ogień !!!)
Czy zrobienie 21 z 24 punktów na górskim rajdzie, w trakcie rehabilitacji, było mądre? - Pewnie nie.
Czy zluzowanie końcówki, aby chociaż choć trochę zmniejszyć ryzyko było mądre? - Pewnie tak.
Czy było pięknie? - ZDECYDOWANIE TAK !!!


Kategoria SFA, Rajd


komentarze
mdudi
| 13:07 poniedziałek, 18 września 2023 | linkuj I teraz wszystko jasne :).
aramisy
| 00:04 poniedziałek, 18 września 2023 | linkuj Tak byliśmy, ale w tekście wymieniłem tylko te Mordowniki, które uważam za najlepsze edycje. W sumie jak to czytam teraz, to nie wynika to z tekstu - za duży skrót myślowy zrobiłem :)
Celna uwaga zatem, chociaż nie wprost :)

Kroczyce 2013 to był nasz pierwszy (fajnie, że Jura ale myśmy świeżaki byli)
Jaśliska 2014 - genialna edycja, no ale sami wiecie jaki jest Beskid Niski
Stadniki 2015 - jedna z najsłabszych edycji wg mnie (pod kątem walorów trasy)
Pilica 2016 - niby Jura, ale jakoś nie zachwycił. Nie był zły, ale brakło mi efektu WOW
Chochołów 2017 - GENIALNY. Przepiękny, miodzik.
Uście Gorlickie 2018 - Kapitalny. Beskid Niski rządzi!
Tokarnia 2019 - fajny, górski, dobry rajd ale Beskid Makowski to średnia klasa terenu.
Zawoja 2020 - nasza trasa, więc to nas oceniają a nie my
Sułkowice-Bolęcina 2021 - nasza trasa, więc to nas oceniają a nie my
Łącko 2022 - nie byliśmy bo kolano Basi składała się wyraźnie wolniej od mojego (to też ciekawa sprawa, bo czasowo jej operacja była ponad miesiąc przed moją i miała mniejszy zakresie "prac wewnętrznych" - no ale to są już kwestie bardzo osobnicze)
mdudi
| 23:29 niedziela, 17 września 2023 | linkuj Stadnikach na pewno też byliście, bo pamiętam, że chwile jechaliśmy razem :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ciamo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]