aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

XXX KrakINO

  • Aktywność Wędrówka
Czwartek, 13 grudnia 2018 | dodano: 15.12.2018

Święto lasu... i lampionów. Po raz pierwszy na tym blogu pojawi się relacja z KrakINO. Nim zatem przejdę do relacji właściwej, muszę przybliżyć Wam co to za impreza, a to już przecież jej 30-sta edycja. My bawimy się na niej niemal regularnie od edycji numer cztery, a mimo to nie zagościła ona jeszcze na tym blogu wcale. KrakINO to organizowane przez Akademicki Klub Imprez na Orientację PTTK comiesięczne, czwartkowe uczty nawigacyjne, rozgrywane w różnych miejscach Krakowa. Co je charakteryzuje? Może powiem tak: SĄ PRZEWALONE i trudne W HUGE !!! Uczą pokory poprzez depresję i frustrację :) 

Nawiguj! INO się musisz postarać :)
KrakINO to czysta dawka nawigacji, a jest to nawigacja precyzyjna,... bardzo precyzyjna. Taka, gdzie odległości takie jak 5-10 metrów miałby znaczenie na mapie… gdyby tylko te mapy były. Map tu jednak za bardzo tu nie ma. Są jakieś szczątki, skrawki, czegoś co kiedyś – w przyszłości, po odpowiednim uzupełnieniu i obrobieniu – mogłoby zacząć ubiegać się o status mało dokładnej mapy :)
Do wyboru od pewnego czasu są trzy trasy:
a) TP – trasa podstawowa, która jest… przewalona.
b) TU – trasa średnia, która zabija
c) TZ – zaawansowana czyli HO HO HO KOSMOS gwiazdy i planety… i to dosłownie, ale o tym później.

KrakINO rozgrywane są niby w mieście, a jednak zawsze kończmy w krzorach: Las Wolski, Las Tyniecki, zagajniki, parki, okolice rzek itp… Niby administracyjne granice Krakowa, a zdarzało się brodzić w pokrzywach po pas (razem z całkiem nieźle zdezorientowanym Bartkiem). Pasuje Wam? We własnym mieście, tam gdzie są alejki, chodniki, latarnie…. a my brodzimy w pokrzywach. No jaja.
Żeby nie być gołosłownym opiszę Wam tu – w ramach zapoznania się z tą imprezą – kilka naszych wspomnień z najlepszych edycji.
Relacja z bieżącej w kolejnych rozdziałach, więc jak ktoś nie chce babrać się w naszych wspomnieniach i chciałbym przeskoczyć od razu do mięsa, to proszę zacząć czytać od rozdziału: "XXX KrakINO - Geneza i praprzyczyna"
Wszystkich innych zapraszam najpierw na wycieczkę w przeszłość, ale uwaga bo będzie to jazda bez trzymanki. Ech aż mi żal, że nie opisywałem ich na bieżąco, no ale czasem się nie da – z niektórych, nie mamy nawet zdjęć. Natomiast – nie ukrywam – jeśli lubicie frustrację, zagubienie się, uzyskiwanie słabych wyników to jest to impreza dla Was. KrakINO kojarzy mi się z grą: THE UNFAIR PLATFORMER (jeśli nie graliście to polecam, ostre to jest - do znalezienia w necie, gra flash'owa więc linkow sporo).
A tak serio, to właśnie tam naprawdę uczyliśmy się co to znaczy nawigacja. Nie zna życia prawdziwego nawigatora ten, kto nie nawigował po rzeźbie terenu, profilu wysokościowym na odwróconym, zlustrowanym i niekompletnym wycinku mapy, stojąc przed 5 punktami kontrolnymi w zasięgu wzroku... nie mając pojęcia których z nich jest tym właściwym, który stowarzyszem, a który błędnym (tak, to różnica tutaj).

Nie wspomnienie, INO retrospekcja:
Nasze pierwsze KrakINO (nr 4) to było: Stare i Nowe Wesele (tak, tak, chodzi o Bronowice i Wyspiańskiego).
Dostaliśmy jeden fragment mapy Bronowic z lat 30 czyli łąki, łąki, łąki, gdy teraz to naprawdę wielkie osiedle.
Innym razem wylądowaliśmy z samolotami ("No to sobie polatamy") na starym lotnisku w Czyżynach i to był jeden z największych hardcore'ów nawigacyjnych ever. Wszyscy tam polegli z kretesem, bo trasa była po prostu niemożliwa. Niektórzy po tej edycji KrakINO już nigdy nie zapisali się na trasę TZ. Godziny startu i lądowania samolotów to były azymut (trzeba sobie minuty przeliczyć było), a jeden z samolotów był zepsuty i trzeba było odholować go do hangaru. Do tego kropki na mapie to były końcówki skrzydeł, a samoloty zależnie od koloru lądowały lub startowały na innym pasie. Nie rozumiecie? Nie szkodzi - to nie jest obowiązkowe. Dla nas też nie było :)
XXV Mistrzostwa Polski w Nocnych Mno - dwie noce z rzędu w Lesie Wolskim i okolicach Tyńca. Pięć etapów INO. Jedna z najlepszych tras w moim INO-życiu (etap nr 3): ZOO to słońce, a wokół niego krążą planety. Cała mapa jest biała (niejawna) z wyjątkiem planet, tyle że każda planeta ma inną orbitę, a na mapie narysowane są ich położenia na dzień zawodów. Punkty kontrolne są jednak tam, gdzie planeta była np. 3 miesiące temu.
Jazda bez trzymanki... listopad, noc, pada śnieg, a my z kątomierzem w środku lasu liczymy kąty i kreślimy położenie planet na mapie.
(koniecznie zobaczcie mapy z tego etapu - ryją mózg!!! Dostępne są pod linkiem podanym powyżej). Wspominałem już że planety miały swoje księżyce, także z punktami kontrolnymi?
Potem stoimy w miejscu gdzie jest 6 punktów i jedyne co wiemy, to to że dwa z nich to na pewno stowarzysze. 4 pozostałe mogły by być dobre... wiemy jednak też, że tylko jeden z nich jest dobry. Nie wiemy tylko który :)
My z "Zarządem Fikcyjnym" rozkminiamy zorientowanie naszej mapy, a ta chora rodzinna ekipa wymiataczy wymiata wszystko:
"- Ojcze, to nie stowarzysz, biorę go.
- Synu, to nie stowarzysz, bierz go"

To także tutaj poszedł ten piękny tekst w bazie na odprawie:
Organizator: Tutaj jest bagno, takie nie do przejścia
Głos z tłumu: I TU SIĘ WŁAŚNIE MYLISZ !!!

Piękna dwie noce w lesie :)
A Mydlniki i stary kamieniołom. To też był klimat. Szkodnik pod górkę i z górki. Pionowe ściany, a my drapiemy się na czworakach, po nocy... a potem zawał. Nie, nie ziemi, ale taki serca. Bo Szkodnik idzie przez łąkę i niemal zdeptał bażanta. No, ptak pionowego startu. Wyobraźcie sobie: noc, ciemno i nagle z pod nogi coś z krzykiem do góry startuje.
No działo się na KrakINO, działo :)

XXX KrakINO – Geneza i praprzyczyna
… i po tym wszystkim co Wam opisałem, po tych naszych dziwnych nawigacyjnych przygodach okazało się, że to właśnie my układamy trasę 30-stej edycji. Jak to się stało?
Otóż bardzo prosto. Nataszka – jeden z głównych Organizatorów z ramienia Akino PTTK (czyli Akademicki Klub Imprez na Orientacje PTTK) oraz dziewczyna, która prowadziła kurs Przewodników Beskidzkich, gdy Szkodnik ten kurs robił  – pyta nas kiedyś, na jakiejś imprezie czy „nie chcielibyście kiedyś zrobić swojej trasy na KrakINO”.
My na maxa zajawieni po Wiosennym CZARNY KoRNO rzucamy w odpowiedzi: „NO PEWNIE !!!”
No i właśnie… dla Nataszki, właśnie ustaliliśmy że SFA robi KarkINO w grudniu 2018.
SFA nadal myśli, że fajnie by było kiedyś zrobić trasę KrakINO… kiedyś, gdy będziemy mieć chwilę czasu.
Powiecie: kwestia komunikacyjna, a ja Wam powiem, że jest w tym i drugie dno…
Czego innego można się spodziewać, jeśli w imieniu macie człon NATASZ. Przeczytajcie go od tyłu i wszystko będzie jasne. Takie imię zobowiązuję (dla formalistów: przeczytajcie to fonetycznie, głoskami czyli "sz" od tyłu to nadal "sz", a nie jakieś „zet es”).
O tym, że zostaliśmy skazani i klamka zapadała, dowiadujemy się w październiku.
Na głowie mamy zawody szermiercze: Puchar Wrocławia, Puchar Piotrkowa oraz Mistrzostwa w Krakowie, więc informacja że grudzień jest nasz, rzuca nas po prostu o glebę … Nie damy rady!!!
Przechodzimy przez wszystkie stadia psychologiczne: zaprzeczenie, gniew, negocjacja, depresja, akceptacja, sobota, niedziela.
Szybko jednak zbieram się w sobie i postanawiamy stanąć na wysokości zadania. Nie będzie ono łatwe, ale tego chcieliśmy, tak? Pełna mobilizacja!!!

DUMA(S) i uprzedzenie :)

Zawsze tak jest… dokładnie tak samo było z naszą pierwszą imprezą czyli Wiosennym CZARNYM KoRNO. Pada stwierdzenie „Macie wolną rękę. Zróbcie to tak jak chcecie” – czyli lepszych warunków nie można sobie wyobrazić, a tu w głowie pustka… totalnie nie mamy pomysłu na motyw przewodni imprezy. Próbuję coś ogarnąć koncepcyjnie, ale raczej snuję się po domu jak dym po peronach w Oświęcimiu (hermetyczny dowcip: Basia prowadzi projekt odnowy dworca w Oświęcimiu, a zdolna ekipa budowlana wywołała tam drobny pożar - aby tego jednak było mało, gazety oczywiście pisały z właściwą sobie dramaturgię: "dym snuł się po peronach" ) .
Nie mogę wpaść na nic konkretnego, no posoka… eee… posucha.
Wiemy tylko, że na pewno chcemy aby impreza była terenowa. Te osiedlowe edycje też są fajne, bo są trudne, ale jednak SFA ciągnie w teren. Najlepiej wspominamy właśnie te KrakINO, które rzuciły nas do lasów, zagajnikow czy parków. Wybór pada zatem na Skałki Twardowskiego, bo teren jest przefajny, a nie było w nim jeszcze żadnej edycji. Jako, że nadal nie możemy wpaść na żaden motyw przewodni, postanawiamy wyruszyć w teren, obczaić miejsca na punkty kontrolne (kilka mamy już upatrzonych przed eksploracją bo dość dobrze znamy to miejsce), licząc że pomysł nasunie się sam… szczęśliwie dla nas, tak też się stanie.
Jedyne co kołacze się gdzieś za uszami, to myśl że skoro to nasza pierwsza impreza na KrakINO, to dobrze by było jakoś powiązać ją z szermierką. W końcu tak przecież się kojarzymy. Jeśli przyjdą kolejne "nasze" edycje, to forma będzie mogła być różna, ale pierwsza aż się prosi aby wpisywała się w szeroko rozumiany szermierczy klimat. Tylko jak to zrobić...
Idziemy na skałki, droga prowadzi obok pomnika Elvisa Presleya... Król wiecznie żywy... Król, powiadasz... szermierczy klimat i król. Coś zaczyna kiełkować w moim schorowanym umyśle. Skoro jest król to może byliby i Muszkieterowie? Wtedy Króla dałoby się całkiem zgrabnie wpisać w fabułę, czyniąc z niego specyficzny punkt kontrolny.
Szkodnik, od zawsze zakochany w fabule książek Dumas rzuca hasło, że przecież główni bohaterowie poszukiwali złotych spinek królowej, które podarowała Backingham'owi... nie wierzę. Godziny myślenia, ślęczenia nad kartką papieru jak ugryźć temat, a teraz fabuła pisze nam się sama. Szkodnik mówi, że teraz pozostaje dopasować tylko trasy TP, TU oraz TZ do fabuły... Ogarnia mnie śmiech trawiący trzewia. Nic nie potrzeba... już wiem wszystko. Skoro Muszkieterowie i Król, no to i oczywiście Rocheford. A kim był jednooki Roch? Dowódcą - dowódcą czyli manager'em... a tutaj na myśl przychodzą moje własne uprzedzenia :)
Mam na myśli jednego managera, wielkiego taktyka, który uważał że szkolenia pracowników to zbędny wydatek i wierzył w tzw. "samoszkolenia"... potem się dziwił: "dlaczego nie ma u nas w firmie nikogo, kto by umiał Linuxa YOCTO embedded, albo dlaczego nie umiecie skonfigurować magistrali VPX z płytami wyposażonymi w 384-core NVIDIA kepler GPGU w środowisku VHDL dla FPGA, przecież to zwykły komputer, tylko że do zastosowań wojskowych, ale niczym się nie różni od zwykłego PC"
Taaa... szkolenia pracowników... życie pisze najlepsze scenariusze. Ten etap już dawno za mną, ale czemu nie wykorzystać lat uprzedzeń w tworzeniu fabuły naszego KrakINO? Pasują jak złoto.
A co do samego Wielkiego Taktyka, to jeśli zastanawiacie się jakie żywię do niego uczucia, to powiedzmy że gdybym miał wodę, a on by płonął, to ja bym ją wypił :)
Tym sposobem narodziły się trzy poziomy trudności: TP, TU i TZ. Szpiedzy donieśli Rochefordowi gdzie znajdują się zaginione spinki królowej, Na TP - Rocheford inwestował w szkolenia pracowników i zawodnicy dostali niemal pełną i dokładną mapę, na TU zapewnił pracownikom szkolenia podstawowe, więc zawodnicy otrzymali niepełną mapę z kilkoma przekłamaniami i nieścisłościami, a na TZ Rocheford okazał się Wielkim Taktykiem, nie inwestującym w szkolenia pracowników, więc zawodnicy otrzymali coś... fragmenty mapy, do tego przekształcone, niepełna, zlustrowane itp. itd.
Tym oto sposobem narodziła się fabula XXX KrakINO.

Promyk nadziei ma na imię Kacper i mieszka w Jaskini... a w sumie to pasowałoby "UWOLNIĆ KRAKENA" :)
Trasa zaplanowana. Przekazujemy ją Nataszce do weryfikacji, a następnie wspólnie wybieramy się w teren i sprawdzamy czy nie popełniliśmy żadnych grubych błędów. Jak macie skalę mapy 1:2500, to czy zaznaczycie punkt na wschodnim rogu budynku czy północnym ma znaczenie, zwłaszcza jak na 3 pozostałych rogach mają wisieć punkty stowarzyszone (podszywające się pod punkt właściwy). 
Nataszka informuje nas, że jest problem z bazą w tym terenie, bo okoliczna szkoła niby jest chętna, ale jednak nie do końca i nie może się ostatecznie zdeklarować. Jest grudzień, więc pasowałoby aby baza nie była w ternie otwartym, żeby ludzie na marzli. 
Obczajamy jedną wiatę, a na niej multum tabliczek z wierszykami. Każda z innego roku, ale na każdej "Słoneczko" pisze do Promyka o swojej miłości. Kupiło mnie to, jestem zachwycony - tu musi być punkt zadaniowy, nie ma innej możliwości. Na szybko tworzę wierszowane polecenie dla zawodników i wiata trafia na mapę jako kolejny punkt kontrolny:

Odnajdź wiatę w okolicach bazy
Takie twoje zadanie dzisiaj pierwsze
Poszukaj - jeśli trzeba - dwa razy
Dla kogo Słoneczko pisze tu wiersze...


To już drugie tego typu zadanie. Pierwsze znajduje się na murze jednostki wojskowej: obok rysunku wielkiego grzyba (nie, nie atomowego - muchomora), dużymi literami wypisane jest imię Kacper. To miejsce także trafia na mapę jako kolejny punkt kontrolny:

Trasę tworzyli Grzegorz i Barbara
ale zdrada dziś motywem wiodącym
a że znana z nich w środowisku para
wszyscy tu żyją skandalem gorącym
i wywołało to plotek istną niemal burze
bo nie Grzegorz, ale inne imię widnieje na murze...


Zastanawialiśmy się nad trzecim zadaniem, ale nie mogło się ono znaleźć na mapie, ze względów organizacyjnych. Bardzo ubolewam nad tym faktem, bo wg. mnie byłoby niesamowicie klimatyczne. Otóż w okolicy punktu widokowego na Zakrzówek, wisiała tablica, że "terenu pilnuje firma KRAKEN". Pasuje Wam? Wielki zbiornik wodny, ze skałami i KRAKEN. Przecież to jest idealne... no ale właśnie... tablica ta wisiała obok innej tablicy, na której upamiętniona jest tragiczna śmierć młodego chłopaka... nie ma na niej szczegółów, ale woda i skały, łatwo domyślić się zatem o co chodzi (...ktoś zły mógłby powiedzieć, że pewnie pożarł go Kraken).
Nie chcemy robić zadania ani punktu w takim miejscu, to raz.
Po drugie nie ma jak na mapie zaznaczyć, o którą tablicę chodzi bo wiszą tuż obok siebie. Punkt tutaj zatem nie będzie.

Jeszcze innym punktem ma być Jaskinia Twardowskiego. To jedna z większych jaskiń na tym terenie, ale kiedy do niej wchodzimy uderza nas ciepło tu panujące. Jest tu o wiele cieplej niż na zewnątrz (nic dziwnego, skoro mamy grudzień). Grudzień grudniem, ale skoro mamy problem z bazą.... a tu jest ciepło... skoro i  tak miał tu być punkt kontrolny... to może spróbować zrobić tu bazę.
Zapada chwila ciszy a potem wybucha euforia. Nataszka jest zachwycona tym pomysłem. To jest klimat, to jest pomysł. To będzie odlot  - baza XXX KrakINO to Jaskinia Twardowskiego. Krakena nie będzie, ale będzie Jaskinia. Jest dobrze.
Kolejnych kilka godzin spędzamy nie w terenie, ale przed komputerem wraz z Nataszką planując rozmieszczenie "spinek" na mapie oraz przy nanoszeniu na nie punktów kontrolnych. Wieczorem wszystko jest niemal gotowe - Nataszka już sama podrasuje mapy i dokończy ostatnie graficzne prace. Naszym zadaniem będzie już tylko właściwie rozwieszenie punktów kontrolnych w dzień imprezy.

Aramisy jak zawsze - na sekundy przed limitem
Czwartek 13 grudnia. Dzień XXX KrakINO. Urywamy się z pracy około 13:00 i ruszamy na skałki. w plecakach taśma klejąca i lampiony punktów kontrolnych. Start imprezy to 18:00, więc pasowałoby być w jaskini koło 17:15 najpóźniej aby rozłożyć świecie i rekwizyty, no i oczywiście przebrać się za muszkieterów. A co!! SFA rządzi, a dawno nie miałem na sobie swojego kapelusza a piórami :)
Rozłożenie trasy, ze względu na ilość stowarzyszy, których jest naprawdę bardzo wiele, zajmuje nam dłużej niż planowaliśmy... o wiele dłużej. Miało być na luzie, a jest jak zawsze - w biegu. Ponad 3 godziny zajmuje nam powieszenie wszystkich punktów kontrolnych!
Przy ostatnich 6-ciu punktach, jest na tyle źle z czasem, że rozdzielamy się i ja biegnę do "bazy", a Basia leci rozstawić ostatnie lampiony. Tymczasem ja znoszę wraz z Nataszką, która właśnie dotarła, cały nasz szpej do jaskini i zaczynamy przygotowania. Świecie zapalają się tuż przed przybyciem zawodników. Ufff.... zdążyliśmy. Znowu na styk. 
Chwilę po 18:00 zaczynamy odprawę, odpalamy godzinę "0" czyli start pierwszych zawodników i rozdajemy mapy.
Frekwencja powala, bo zapisanych było ponad 100 osób. Jest to absolutny rekord jak na KrakINO. Strasznie mnie to cieszy, że akurat nam wypadła rekordowa liczebnie impreza. Ze stałych bywalców także pojawiają się właściwie wszyscy: Zdezorientowani, Jacu, Lenony, Ryśki, Grześki z rodziną, "Maciejki", Mariusze, Kaśki i Maćki, Adasie... no pełen skład. Brakuje tylko Kamili i Filipa - szkoda, no ale Oni postawili na chilout w Chile, więc Ich nawet w Europie nie ma :)
Są też inne znane nam twarze, znane z różnych rajdów, ale takie których na KrakINO jeszcze nie było. Bardzo nas to cieszy, że możemy ich powitać - nie wiedzą na co się piszą...
Ania, Andżelika i Wojtek zaliczają swój debiut na KrakINO i to na naszej trasie. Takie rzeczy naprawdę cieszą!
To co jednak cieszy jeszcze bardziej, to bardzo pozytywny odbiór trasy. Bardzo się tego baliśmy... bardziej niż na KoRNO, bo jak mówię 10 metrów ma tu znaczenie, a tu wszyscy wrócili bardzo zadowoleni i mówią nam, że powinniśmy się tym zająć zawodowo. To bardzo miłe. 
Baza także zrobiła furorę, więc ogólnie impreza mega udana.
Na tyle udana, że wygląda że 4 kwietnia 2019 robimy kolejne KrakINO!
To niemal zaraz po drugiej edycji Wiosennego CZARNEGO KoRNO, ale nie narzekam. Wiemy to z takim wyprzedzeniem, że damy radę!! Ach, Wiosenne CZARNE będzie mieć swoją nazwę... nazwa Wiosenne CZARNE zostanie nazwą cyklu, ale przygotujcie się na coś zupełnie nowego. Intensywne prace trwają :)

A tymczasem trochę zdjęć z rozkładania trasy (poniżej), a gdy ktoś chciał zobaczyć tereny imprezy to parę zdjęć znajdziecie w galerii Nataszki tutaj.
Plus galeria Nataszki już z samej imprezy --> tutaj.

Mapy naszej trasy tutaj plus wyniki i protokół z imprezy TUTAJ













Kategoria SFA


komentarze
aramisy
| 13:25 niedziela, 16 grudnia 2018 | linkuj @Zorientowana: znamy ten ból. Nie da się być wszędzie niestety, choć czasem bardzo by się chciało.

@Maja: bardzo nam miło, że udało Wam się wybrać. Dobrze, że "ofiara skałek" przeżyła, a co do przekroczenia czasu - pamiętajcie, czas jest względny i zależy od prędkości poruszania się, czego dowiedli wielcy tego świata :)
Zorientowana | 10:21 niedziela, 16 grudnia 2018 | linkuj Strasznie żałuję, że mam ciut za daleko...
Maja | 08:49 niedziela, 16 grudnia 2018 | linkuj Byliśmy na kolejnej już imprezie KrakINO - moi Strzelcy złapali bakcyla ;) Zawsze zaskakująco, ale ze względu na natłok zajęć zdecydowana byłam na rezygnację z grudniowego czwartku. Zobaczyłam Zakrzówek i muszkieterów i... poległam. Stwierdziłam, że choćby i na rzęsach, to dotrę. Nawet, jeżeli młodzież zrezygnuje - też mają trudny czas w szkole, a do tego rano było szaleństwo szkoleniowe z Grupą Interwencyjną Służby Więziennej, wszyscy ledwo żywi. Ekipa nie zawiodła i bez chwili zastanowienia podjęła decyzję, że jadą. Cięgle nie wychodzimy poza początkujących, ale każda kolejna impreza przekonuje nas, że jeszcze nie czas na podniesienie poprzeczki. Zakrzówek być świetny! I trudny... Nawet mieliśmy jedną ofiarę skałek. Ale wszystko dobrze się skończyło i po raz pierwszy udało się nam bezbłędnie znaleźć wszystkie punktu... Niestety kosztem koszmarnego przekroczenia normy czasu, ale uznaliśmy, że jako strzelcy prowadziliśmy marsz ubezpieczony, więc nie mogło być inaczej ;) GRATULUJĘ ORGANIZATOROM! Już czekamy z niecierpliwością na kolejną edycję :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa suree
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]