SFA
Dystans całkowity: | 20473.00 km (w terenie 23.00 km; 0.11%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 282 |
Średnio na aktywność: | 72.60 km |
Więcej statystyk |
Jaszczur - ŁemkoCombat
-
DST
48.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zwłaszcza, że czekaliśmy na termin wspomnianego "remontu", ale gdy zostaje on ustalony na termin "po Jaszczurze", to zapisujemy się i ruszamy w Beskid Niski.
Budzik dzwoni o po 4:00 rano a około 6:00 rano ruszamy w stronę Jaślisk, gdzie znajduje się baza tejże edycji. Z Andrzejem, który pojedzie z nami jesteśmy umówieni na 9:00-9:30 na miejscu. Andrzej zastrzega, że nie ma kondycji bo Jego także początek 2023 roku mocno sponiewierał życiowo i nie jeździł zbyt wiele... heh cudownie, Szkodnik to kaleka-rekonwalescent, Andrzej nie ma kondycji, a ja nie mam nogi... no po prostu DREAM TEAM rajdowy.
ZA-SIL(a)NA ekipa czyli Elektrycy... i Rafał-mechanik :)
Parkujemy w Jaśliskach i ruszamy do bazy. Pod bazą tymczasem spora ekipa rowerzystów... hmmm dziwne... na Jaszczura, taka ekipa? To się nie zdarza - zwykle jesteśmy sami lub jeszcze jakieś 2-3 rowery maksymalnie. A tu z 10 gości... naprawdę niespotykane. Wbijamy w środek tej grupy i witamy się z każdym. Nikogo nie znamy, co też osobliwe. Nowe, rowerowe twarze na Jaszczurze? Chwilę później odkrywamy, że coś jest bardzo nie tak... jeden z gości jest na elektryku. Rower elektryczny - abstrahując od regulaminu i tego że nie wolno - to naprawdę chcesz nosić elektryka (ponad 20 kg a czasem więcej) przez wiatrołomy i wąwozy? Rozglądamy się i takich gości jest więcej... w zasadzie to wszyscy. Co więcej, każdy z Nich ma taki sam sprzęt - ciemnozielony elektryczny KTM. Oni też na nas patrzą dziwne bo jedyni jesteśmy nie-electro.
No dobra, ktoś w końcu musi zadać to pytanie:
- Wy tez na Jaszczura?
- Na co?
- Ahaaa...
Prawie pojechaliśmy z jakąś przypadkową ekipą, która ma tutaj zorganizowaną wycieczkę na elektrykach. Co ciekawe zbiórkę mieli PRZED bazą Jaszczura... no jaja, ale chwile później trafiamy już na odprawę naszej trasy w bazie.
Okazuje się, że jest tu dzisiaj jeszcze jeden rowerzysta - RAFAŁ, który na niejednym rajdzie już był, ale to jego pierwszy Jaszczur. Przygarniemy Go do drużyny. On zgodnie z tym, jak powinno się to odbywać, jest na rowerze czysto mechanicznym. Pojedziemy zatem dzisiaj w czwórkę. Wiecie, czterej jeźdźcy apokalipsy... tak, to jest akurat pewne, że czeka nas apokalipsa bo to Jaszczur. Będzie ciężko - spójrzcie sami na mapy:
Mapy jak zawsze MALO czytelne :P

Powrót do przyszłości... albo jeszcze gdzieś indziej :D
Standardowo zaczynamy od pracy nad mapą - czyli dopasowanie "wycinków" do miejsc, w których powinny się znajdować. Niezawodna strategia - robimy co się da, a resztę się zrobi już w terenie, bo czasem nie ma sensu siedzieć i rozkminiać gdy nie znajdujecie, żadnego punktu odniesienia od planu mapy. Najtrudniejsze fragmenty to te z 1938 roku... czyli "aktualne po hjudżu" jak ja to nazywam (to te 3 prostokąty w lewym dolnym rogu górnej mapy). Trzeba je wpisać w te duże prostokąty (które także przykrywają Wam część treści mapy - tak aby łatwiej było się tam dostać...). Kolorowe kwadraty (hipsometria) nawet jakoś idzie, ale "Jaszczur", "literka J" i "ten trzeci kolorowy" nie chcą współpracować, więc będziemy z nimi walczyć w terenie.
Ruszamy w trasę i zaczynamy od ostrego podjazdu pod urokliwą kapliczkę nad Jaśliskami. Naszym zadaniem jest odnalezienie wpisu z dnia 7.13.2022.
Tak dobrze czytacie, z siódmego TRZYNASTEGO dwa tysiące dwudziestego drugiego. Tak, niektóre anglosaskie stwory kodują miesiąc/dzień/rok (bez sensu...) i wtedy zapis byłby legitny, ale tu to chyba po prostu pomyłka lub żart. Jak nazywa się trzynasty miesiąc roku? Wiecie, że ten problem został rozwiązany...
Udecimber - taka ma nazwę w języku JAVA, w celu obsługi kalendarzy innych niż gregoriański.
Ja wiedziałem, że JAVA jest zjebana ale nie sądziłem, że aż tak :D :D :D
Czemu zjebana? Dlatego ----->
-Puk, puk
- Kto tam
- C++
- Puk, puk
- Kto tam
- ...
...
...
...
Java
Informatycy zrozumieją :D
Tak czy siak, chwilę zabiera nam odnalezienie właściwego wpisu w księdze, znajdującej się w kapliczce.
Ha! pierwszy punkt dzisiaj i pierwsze złapane przewyższenia. Ruszamy dalej.
Gdzieś nad Jaśliskami :)

Riders of the Horizont :)

Daleka droga... ale PER ASPERA AD ASTRA (przez ciernie do gwiazd, tak? Z naciskiem na CIERNIE, TARNINĘ, DZIKIE RÓŻE, OSTROKRZEWY, OSTRĘŻYNY i AKACJE :D )

Niedaleko za kapliczką Beskid Niski zaczyna pomału odkrywać swoje prawdziwe oblicze. Najpierw błoto, potem wiatrołomy... później to już tylko wiatrołomy w błocie.
Pamiętam podobna akcję z wakacji ze 2 lata temu:
"- Hej, Lenon, dziś objedziemy Solinę. Zacny plan, milordzie?
- ...ale tam nie za bardzo są drogi, tak w pełni dookołoa
- EEE tam, coś się na pewno w terenie znajdzie"
Potem rypiemy się przez chaszcze... Lenon: "k***a, kiedy te chasza się skończą".
Jak na żądnie się kończą - droga... tylko taka jak na zdjęciu poniżej... rypiemy się drogą... Lenon: "k***a, kiedy to błoto się skończy".
Prawie jak na żądnie kończy się błoto... droga jest cała zawalona wiatrołomami, błoto jest pod nimi. Trzeba nieść...
Niesiemy... jest ciężko... Lenon: chyba sami wiecie co powiedział.
No i patrzę a tu wiatrołomy naprawdę się kończy i zaczyna... błoto (nic go nie przykrywa).
Nie odzywał się już nic - zjechał do miejsca zakwaterowania - można powiedzieć, że "NIE DAŁ SIĘ PONIEŚĆ". Ponieść, czaicie? BADUM TSSSS... kurtyna :D
Jak ktoś nie wierzy - to TUTAJ :D :D :D
Wróćmy jednak do relacji -->
Beskid Niski zaczyna pokazywać swoje prawdziwe oblicze :)

Andrzej na zielonej trawce :)

"Zaczniemy od eFki?"
pyta Rafał zastanawiając się, który kolejny punkt mamy w planie.
"Tak, zaczniemy od eFki" - odpowiadam - "a jak coś z Nią nie wyjdzie, to wieczorem zawsze możemy zrobić sobie ANAL - IZY" odpowiadam betonowym sucharem.
Chwila konsternacji... cisza jest znamienna. Ważne, aby mieć wtedy wzrok taki, żeby do końca nie było wiadomo czy żartujesz czy nie :D
Niemniej ogólnie większość przyznaje mi rację. Tylko Szkodnik coś tak mruczy, że znowu wstyd przynoszę...
No ale nie da się wszystkich zadowolić, zawsze będzie miał ktoś jakieś "ale", Zawsze. Nieraz powtarzam, że statystyka jest bezlitosna: "9 na 10 osób jest statystycznie zadowolonych w wyniku gwałtu grupowego".
Tymczasem, my tu heheszki jakieś a grupa kawalerii wychodzi nam na tyły...
Krzyczymy, że źle jadę bo nie tamtędy na "eF-kę", ale chyba nie słyszeli. Pognali w cholerę, a my dymamy pod górę.
"Piękne jak konie w GABLOCIE..." czy jakoś tak :D :D :D

Przez Rogate Włości
Docieramy do bramy i płotu, a tam mrożąca krew w żyłach, aby uważać bo na tym terenie hodują jakieś rogate stwory i ponoć bywają one agresywne.
Uchylamy z lekką obawą bramę, ale ni widu ni słychu... cichaczem przekradamy się na przez łąkę.
Ja mam duszę na ramieniu... dobrze, że nie swoją, no ale jednak...
Jedziemy przez ogromne łąki w poszukiwaniu lampionu i próbujemy się "wy-nawigować" na osławioną już "eF-kę", ale jakoś nam nie idzie.
Niby kierunek chyba dobry, ale żadnego charakterystycznego miejsca, aby się do niego orientować... ciężko o charakterystyczne miejsce, skoro na mapie to biała plama.
Ciśniemy przez łąkę i ciśniemy. Zdaje się nie mieć końca...
Po dłuższym marszu już wiemy: "jesteśmy w pizdu za daleko", ale kompletnie nie wiemy jak skorygować błąd. Po 15 minutach rozkminy nasza sytuacja się nie zmieniła...
Poda hasło, które zawsze podnosi na duchu "ch** z tym i tak nie zrobimy kompletu - dzida dalej". Jestem nawet za, zwłaszcza że nadal przebywam na rogatych włościach i w każdej chwili możne wypatrzyć nas jakiś rogaty.
Azymutujemy się w miarę na kolejny punkty i ruszamy... problemem jest jednak to, że po tej stronie ogrodzenia nie ma bramy. Trzeba przez płot.
Szukając JASZCZURA po Rogatych Włościach

Pisało zamykać bramę, ale boję się że może to nic nie dać przy tych dzikich stworach...


Przedzierając się przez zasieki :)

A za płotem nadal nie ma żadnej drogi. Znowu ciśniemy bez szlaku, bez ścieżki... bez nadziei, bez sił.
Napisałbym coś, ale położę na to całun milczenia... trzeba się wygodnie położyć, przespać (może być snem wiekuistym jak ktoś reflektuje) i posilić :P :P :P
Bez słów - wszystko pokażą obrazy:
"Czasem ciężko "czeszesz" krzory
a i ciężar twój też spory
Jesteś Bestią pełną wzruszeń,
Jesteś Bestią... co nieść muszę..." (parafraza - link zaraz, bo będzie druga część)

"Czasem, kiedyś już zmęczona,
W chwili krótkiej przyjemności,
W złotych słońca stu ramionach
Ty wygrzewasz stare kości..." (parafraz KLASYKI --- a my tymczasem drzemka pośród drzew zwalonych)

Mały Szkodnik w wielki lesie... myśli "opierd**liłbym sobie jakieś drzewko... może nikt się nie kapnie" :P

Wrrrr...Grrr...Mlask mlask... mniam mniam... dobre drzewko, smaczne drzewko :D

"...biegnij przed siebie, kierunek trzymaj, z wiatrem lub pod wiatr" (całość TUTAJ)
Z wiatrem, pod wiatr, przez wąwóz, przez jar, przez chaszcz...znowu na azymut, bo do lampionów, na które polujemy nie prowadzi żadne droga.
Rafał jest pod wrażeniem... negatywnym, ale jednak :D
Mówi: "ja chyba sobie wpiszę na Stravie, że to wycieczka piesza".
Przekonujemy Mu, że to żaden wstyd... owszem ludzie potem pytają: "wycieczka rowerowa, 16 godzin i 40 km? Co tak słabo".
Tak, to czasem drażni, ale opracowaliśmy unikalną i opatentowaną metodę wygrywania takich dyskusji.
Sugeruję Mu aby wczuł się w rolę "troskliwego" znajomego i możemy odegrać scenę - czegoś się nauczy.
Tak też robimy:
Rafał "wczuty" w rolę: "wycieczka rowerowa 16 godzin i tylko 40 km, to tak słabo"
Ja: "Spierd***j"
Badam tssss... kurtyna. Wygrywasz każdą dyskusję - serio. Warto spróbować :D
Tymczasem rypiemy się na kolejny punkt i to jest dobre określenie... azymut pokazuje nam, gdzie mamy iść, no ale drogi to tam nie ma.
Co tam drogi, nawet ścieżki... trzeba po prostu trzymać się kierunku. Zdjęcia oddają klimat.
Azymut jest bezlitosny...

...okrutny, zły i podły...

...i nie wiedzie drogami...

... ale prowadzi do celu

CZARNA KREW ZIEMI
Wydostaliśmy się do jakieś drogi... droga wygląda jak poniżej, jak poniżej poniżej oraz jak poniżej poniżej poniżej (do 3-ciej iteracji)
Na czwartym zdjęciu zobaczycie już lepszą, zacną drogę. Szok i niedowierzanie, nie? No,ale będzie mieć inny mankament... będzie cholernie pod górę.
Zasada równowagi zachowana.
Tymczasem idąc pod kolejny lampion odkrywamy CZARNĄ KREW ZIEMI.
Coś tu wypływa:
"- To nie jest woda.
- To CZARNA KREW ZIEMI
-Ropa naftowa? -NIE! Czarna krew ziemi!
-Aha..." (cytat z klasyki klasyków lat 80-tych scena TUTAJ "WIELKA DRAKA W CHIŃSKIEJ DZIELNICY")"
Albo odkryliśmy tutaj jakieś ukryte złoża albo nawet jakiś traktor nie przeżył... krzor rozpruł mu miskę, tu krwawił... a truchło znajdziemy pewnie kawałek dalej.
Tak będzie, mówię Wam - czytałem o tym w komiksach!
Czarna Krew Ziemi

Kur*** !

KUR*** !!!

"Patrz na poziomice, teraz już będzie tylko w dół..."

To jest ten wspomniany problem z dobrą drogą... lekko się ona pionuję.
Dymamy, ale spoko - nie ma się co łamać, zaraz dobra droga odbije w lewo a my pójdziemy w prawo - dosłownie, pójdziemy bo znowu będziemy cisnąć pod górę jakaś ścieżką.
To POLAŃSKA przed nami. Na jej szczycie czeka nas Jaszczurowe zadanie... oraz spora ilość tarniny. Szczęśliwie ścieżka na drugą stronę szczytu będzie przejezdna, choć zjazd miejscami będzie karkołomny, bo będzie naprawdę stromo.
Podjazd z cyklu "KAŻDY UMIERA W SAMOTNOŚCI"

"Widzę nasze drzew, które wygiął czas..." a Szkodnik na nie wlazł :P (cytat pochodzi z tej piosenki TUTAJ)

"Jeszcze chwila, jeszcze dwie
i znów stanę u stóp raju
przed POLAŃSKĄ gdzie we mgle..."
gniade konie są na HAJU :D (czy jakoś tak - całość TUTAJ)

Druga część zjazdu z Polańskiej to jest bajka. Las i tarnina przechodzą w łąki, po których można po prostu gnać. To kocham w Beskidzie Niskim.
Ruszamy na poszukiwanie starej kapliczki i dzwonnicy na cerkwisku. Zdjęcia kapliczki nie wklejam, bo Szkodnik na FB wrzucił, ale dokładam kilka fotek z szalonego zjazdu "po zielonym" oraz zdjęcie pięknie odnowionej dzwonnicy. Kiedy byliśmy tu pierwszy raz, to tak to nie wyglądało - super, że takie miejsca są odrestaurowane.
Widzicie to najwyższe? Tam DYMAMY !!!

DZIDA W DÓŁ :D

Kolejna łąka - tym razem trochę pod górę.

Dzwonnica!

Zaczyna się najpiękniejsza pora dnia!

Rogatych tu w bród... :P
Za dzwonnicą znowu wrota i ostrzeżenie o kolejnych rogatych włościach. Jak tu byliśmy ostatnio, to dużo ich tu było. Rogatych, nie wrót :P... zadawały nawet prowokacyjne pytania, ale starałem się nie reagować na zaczepki. Nie wierzycie? Zdjęcie poniżej na dowód - prawie skończyło się zadymą.
Czeka nas także sporo brodów. Można by - sucharowo - powiedzieć, że brodów tu jest w bród :P
Tymczasem pomału kończy się też dzień.To koniec zarówno dnia jak i Rafała :D


Szkodnik komandos - tu jest głębiej niż się wydaje (zwłaszcza "za kamyczkami")

"To moja droga z piekła do piekła, pomału zapada nade mną mrok, więc biesów szpaler szlak mi oświetla..." (Mistrz Jacek TUTAJ)
Szpaler jak szpaler... będą ze dwa :P
Dwa bo Rafał zostawia nas i zjeżdża do bazy. Podsumowuje rajd krótkim "dobrze było poznać Jaszczura, ale to był hardcore" :D :D :D
Heh, zawsze jest i to jest w tym piękne!
Rafał nas zostawia, a my na światełkach pojedziemy jeszcze po kilka punktów kontrolnych.
Nie będziemy jednak jeździć do totalnego limitu (3 w nocy), bo zrobiło się na naprawdę zimno, a Andrzej nie wziął ze sobą ciepłych ciuchów.
Dostaje ode mnie kurtkę, ale i tak trochę zmarznie. Ja też nie chcę dowalić mojemu kolanu za mocno - fakt, że wytrzymało oraz fakt, że Jaszczur wypadł w takim terminie, że mogliśmy tu przyjechać... no jestem za to ogromnie wdzięczny. Może warto nie nadwyrężać własnego szczęścia i nie kusić pecha. To było i tak piękne pożegnania z rajdami na jakiś czas - remont to remont, trzeba go kiedyś zrobić, zwłaszcza że chcę jeszcze niejeden wąwóz z rowerem na plecach na jakimś Jaszczurze zrobić.
Przed północą zjeżdżamy do bazy i na dziś to zatem koniec.
Biesy :)

Lubię takie kadry :)

Nie wiem, który to już bród dzisiaj

Na zakończenie :)

Zdjęcie klasyk czyli karta JASZCZUROWA :)

Kategoria Rajd, SFA
Wielki Rogacz, Szkodnik i Kinga Pieninska :P
-
DST
30.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po kilku wyjazdach z nami, Kinga nabyła prawdziwą SPECJALISTYCZNĄ górską bestię... no i potulny baranek został w domu.
To była naprawdę kaskada zdarzeń, bo po pierwszych wyprawach powiększyła plecak, a po kolejnych zmieniła sprzęt na głazo-żercę :D
No ja to naprawdę nazwę instynktem samozachowawczym.
Mieliśmy jechać powłóczyć się z Andrzejem po lasach Mielca... ale skoro Andrzej ustawił status "chwilowo niedysponowany", to stwierdziliśmy że trzeba by przetestować nowy nabytek.
Miał być MIELEC to był... Mielec do śniegu :D
No i tak wyszło, że mieliśmy Kingę Pienińską, a tak naprawdę to sądecko-pieninską, bo Wąwóz Białej Wody wszedł na dzień dobry, nie dała się już namówić jeszcze na Durbaszkę o 19:00, już po zjeździe z Radziejowej. Ale nic straconego, indoktrynacja "wariantem czarnym" idzie dobrze, nie naciskamy... sama niedługo zechce :D
Nic na siłę, wszystko manipulacją :D
Jedyne czego żal, to trochę pierwszego fragmentu zjazdu z Radziejowej w stronę Przehyby, bo to jest zjazd tam bajkowy, ale dziś jeszcze pełen śniegu:
- jak był mróz i śnieg był zmarznięty, to się go super cięło (TUTAJ)
- w lecie też się go genialnie trzasnęło (na przykład TUTAJ)
ale dziś pierwszy fragment trzeba było sprowadzić, bo śnieg się topił, kleił i zapychał koła. Jednak "stokówka" poniżej, to jak zawsze bajka :D

"Cherez richku..."

...cherez hai" :P (całość TUTAJ)

Don't look back...

...just PUSH FORWARD !!!

Coś nie przeżyło :)

Przełęcz (co) ROZDZIELA Pieniny i Beskid Sądecki :D

Chcesz coś z DEWONU? Jakieś DEWONcjonalia?

Na zielonej trawce :)

Nadal na zielonej trawce :)

Szkodnik, gdzieże Ty znowu leziesz?

Hmm... to chyba zaraźliwe

Szkodnik błotnisty... coś Ty taki zadowolony, znowu trzeba będzie wodę z napędów wylewać :P

Niezmiennie :)

Kinga pienin... sądecka, oczywiście że sądecka :D

Szkodnik zjada kamerdolce na śniadanie, obiad, kolacje, podwieczorek i inne nieregularne przekąski :D

Zjazd na Przełęcz (jak) Obrazek :)

(jak ja nie znoszę tej piosenki...) "Co z nami będzie, gdy znajdziemy się na zakręcie..." --> jak to co? REDUKCJA, GAZ, ODCIĘCIE :D proste :D

Ladies club: Wiatrołomki-zarypianki... czyli nosimy rowery przez wiatrołomy do zarypania :D

Idź z rowerem na Radziejową mówili, będzie fajnie mówili :)

Szkodnik uczy Kingę asertywności w wariancie czarnym czyli co odpowiadać znajomym w przypadku głupich pytań:
"- Słyszałem, że lubisz jeździć a rowerze!
- Tak, to prawda.
- To czemu twoja ostatnia wycieczka to tylko 20 km?
- SPIERD***J"

"Wyszliśmy w góry jeszcze za dni ciepłych
Dopadła nas zima zaskoczonych
Zjedliśmy wszystko co zjeść się dało Nic nie zostało
Widoki na przyszłość są raczej nieciekawe
Zachciało się nam iść na wyprawę... "

"...zawieja nie ustąpi, jest wręcz coraz większa
Co rusz nasza sytuacja gorsza
Tak losować będziemy kto kogo zje
Czekając, aż ratunek nadejdzie" (całość TUTAJ)

Ech, trzeba było jeszcze trzeci rower położyć, aby domknąć kompozycję :)

No ale szło prawdziwe zło i nie było jak myśleć o kadrach :D

:D :D :D (a rok temu za serce złapała mnie ta -----> naklejka)

Cocaine, so much cocaine !!!

"THERE BE DRAGONS" czyli tabliczka prawdziwy RARYTAS :D

"Za szczyty gór,
Za kresy chmur
W krainę cieniów bladą...

...spiesz noc i dzień.
(Odrzeknie cień}
Tam znajdziesz Eldorado!" (całość w oryginalne i poezji śpiewanej TUTAJ). Edgar Allan :)
Jak ktoś woli to w polskiej wersji jest TUTAJ

Kategoria SFA, Wycieczka
Piachy pustyni w strugach deszczu...
-
DST
15.00km
-
Aktywność Wędrówka
Co ciekawe wygląda na to, że powstaje nam nowe Pojezierze - Pojezierze Olkuskie, chociaż powinno to się chyba nazywać Pokopalnie a nie pojezierze :D
Można poczytać o tym tutaj.
Ciekawe zjawisko - zobaczymy, co się z tego urodzi. Tymczasem, borem, lasem i pustyniem ruszamy na poświąteczny spacer.

W zardzewiałej ziemi - chwasty i kamienie,
W zardzewiałej ziemi - wyschnięte strumienie.
Zmarszczki dróg na próżno żłobionych przez wieki,
Linie papilarne niespełnionej rzeki...
(...)
Po tej zardzewiałej ziemi ludzie pokrzywdzeni
Zabłąkani w koleinach wyschniętych strumieni
(...)
Przez siebie uwielbieni i znienawidzeni
Depczą mylne szlaki wyschniętych strumieni (kocham ten utwór... a odkąd Sztoła zniknęła, chyba już na zawsze będzie kojarzył mi się właśnie z nią)

"Simply put, I love sand, I wanna run my fingers through it
The pleasure of the texture is somewhat therapeutic
I've never found it to be coarse, rough or irritating
I'm sick of smooth surfaces, I prefer it grainy..." (link za chwilę - tak, dobrze czujecie do czego to nawiązanie, no chyba że nie czujecie - wtedy peszek :D )

"Cóż więc jest? Co nam zostało, to przecież nie ściema,
że sił Ci już na podejściu nie wystarcza?
Jakaż jest przeciw włóczni złego twoja tarcza,
Szkodnicze końca wieku?... Głowę zwiesiła niema" (spora parafraz Kazimierza ------ Tetmajera --? oryginał TUTAJ)
"----" to przerwa, tak?

"I love sand - that's why I settled in the desert
Retirement on Tatooine? Can't get any better
I used to hold the high ground, now I'm layin' low
While the suns are in the sky, I'll be covered head to toe...
I stripped myself of who I was - so if you unrobe me
You'll find an Old Ben, but there won't be no Kenobi
I've only grown in age after all the time that passed
Now I'm not only haunted, but I'm hunted by the past" (jeszcze chwila na tego linka :P)

"I love sand - nothing else to know about me
I'm not a fan of people, keep no company around me
So if you got a question, inquisitor
You know I like to keep my negotiatin' short...
(...)
Before the times got dark, I lost more than my brother
But if the sun doesn't rise - we can count on another" (doskonałe, po prostu nerd'owska doskonałe - "OLD BEN")

Wspiąć się na powyższą skarpę, tylko po to aby przeczytać to :D

Rurki z kremem? Nie, rurki w betonie :D

Cielsko rurociągu lśni w promieniach po-deszczowego słońca :)

"Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel...

...is just a freight train coming your way" (całość TUTAJ)

Las prawie jak w Narnii...

Szkodnik ciśnie jak niegdyś dawne bohatery
przez kwartał las o imieniu czterdzieści i cztery :D

Ikony lesnego Face-BUK'czka :D

A po piachach przychodzi woda... tym razem nie z nieba (jeszcze)

Czerwone szlaki zawsze na propsie

"Majaczące plemię spragnione krynicy
Zbrojne w kości przodków - tłucze się i krzyczy.
Wściekła kłótnia wstrząsa niebiosa hałasem:
Czy Bóg - czy rozsądek ma być ich KOMPASEM?"

Leje :)

Słupek liczbę Ci poda :)

Mroczna rzeka :)

Mostek :)

Mostek oswojny :)

Kategoria SFA, Wycieczka
Jej Wysokość Brzanka i pagór Kokocz
-
DST
52.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
A co takiego dokładnie... hmmm tu muszę przybliżyć Wam cały kontekst. Mówiąc najprościej, gdy chcemy wybrać się na wyprawę a zapowiadają słabą pogodę to sprawdzamy prognozy w każdym kierunku tak nawet do 200 km od Krakowa, zwłaszcza w miesiącach wiosenno-letnich kiedy dzień robi się coraz dłuższy. Północ, południe, wschód, zachód, więc daje nam to promień nawet do 400 km w wariancie maksymalnym i nierzadko da się na takim obszarze znaleźć "okienko".
Tu dochodzimy także do słów "zdarzyło się to wiele lat temu..."
Nasz System wczesnego ostrzegania pogodowego: "Północ, południe, wschód, zachód" to wersja 2.0 bo wersja 1.0 zawierała istotne bug'i.
W wersji 1.0 sprawdzaliśmy jakaś miejscowość i jak nie ma deszczu to dzida... no i właśnie. "Zdarzyło się to wiele lat temu, ale widzę to za każdym razem kiedy zamknę oczy..."
Bieszczady... byłoby koloryzowane ale deszcz zmył kolory.
Sanok leje, Ustrzyki leje, Cisna leje, Dwernik leje... LUTOWISKA NIE PADA. Jakoś nie pomyśleliśmy, ze jak leje we wszystkich miejscowościach w okolicy Lutowisk to prawdopodobieństwo, że tam jednak nie będzie napierać jest znikome i może to być błąd nieomylnych komputerów... no i spłynęliśmy z Pasma Otrytu... tak lało, że niedźwiedzie, sarny i jelenie spływały z nami...
Popularne dzisiaj "Lesson learnt" :D
System 2.0 przyniósł analizę większych obszarów i sprawdzamy teraz po kilka miejscowości w okolicy. Tym sposobem udało się wyznaczyć pasek terenu: "w dół od Tarnowa, ale nie za daleko". Mieliśmy jechać na północ, nadal oswajać Kingę z "wariantem czarnym", czyli przez chaszcze ale jeszcze bez większych pagórów... no ale pogoda chciała inaczej. Będą i pagóry. Nawet zacne pagóry... cóż "Don't hate Freya, hate the game" (uwielbiam ten cykl, złote teksty lecą w tych "bitwach", o ile znacie uniwersum, kontekst, łapiecie nawiązania :P).
Ruszamy zatem w Pasmo Brzanki :)
Tuchowski Las

Znowu zaparkowałeś w poprzek?

GraveLOVE te ścieżki... jeszcze przez chwilę :D

No. ale co by nie mówić - zacne to jeziorko i mostki

YES, YES, YES !!!

Mlask, mlask, mlask...

Brzanek i jego pasmo na horyzoncie :)

"Przejdą lata i wieki przeminą, pozostaną ślady dawnych dni..." (tak wiem, że to pieśń z IIWW a nie IWW ale bardzo cenię sobie ten cytat")

"Mortals firing rains the scene,
Scars the fields that once were green..." (całość TUTAJ)

"It’s a stalemate at the frontline
where the soldiers rest in mud
roads and houses... all is gone
there's no glory to be won..."

Mieć cały dom na głowie, a nawet dwa...

Zawsze gotowi na :)

Chatka w środku lasu :)

...a ZŁOTO leży dosłownie pod nogami (zwrócone leśnikowi co biegał i szukał zgubionego skarbu :D )

Mamy nawet zdjęcie tego leśnika, gdy szlochał za utraconym skarbem :D

Tyramy pod górę :)

Nadal tyramy :)

Szczepan należy do ludzi którzy jednak są --> SZCZEPAN TY TO JEDNAK JESTEŚ !!! Koxem :D

Tabliczka naszego projektu - wykonanie: Monika i Tomasz. W ramach naszego rajdu KORNO - Siła KORNOlisa, ech to były czasy, dzisiaj to już czasów nie ma :D )

Zdobywcy Brzanki 1 :)

Jej Wysokość Brzanka Druga - Stroma :D

Geocache nadal obecny :)

Dobry techniczny zjazd :D

Gdyby ktoś nie wierzył w królewskie pochodzenie Brzanki - Sorry folks, it's official :P

Wieża przy Bacówce - a mówiąc o Bacówce, to co nieco dobrego weszło :D

Spotkanie na szlaku :D
Dzik typu FAKE, ale jak wypadasz na zjeździe zza zakrętu wprost na... to można nie poznać :D

POCZCIWE TO TO :D

(XXI-wszo wieczna) WAROWNIA NA TRAKCIE :D

Rypiemy się dalej przez las :D

Awangarda dy-TYRAM-bu :D

Ariergarda dy-TYRAM-bu :D

Dajesz, dajesz, nie przestajesz :D

Już niedaleko :)

Srogi wypych :D

Szkodnik na wszystko wlezie :D

Po schodkach na skałę :)

Drogi Pogórza

Drogi Pogórza - skrót :D

Zdjęcie w locie - "strzał" za plecy

CISNĄŁBYM :D

Cisną :)

Kolejny z cmentarzy wojennych

Będzie dymania :D

Słodkie 16% :D

Nadal 16% :D

Byle do szczytu :)

Widoczki na szczycie

Po drugiej stronie Kokocza :)

Teraz będzie już tylko w dół?

Wieczór spędzamy w karczmie :D
"Jedzą, piją, lulki palą..." czy jakoś tak... a Rogaty liczy zyski :D

Kategoria SFA, Wycieczka
Ale FAJNA RYBA !!!
-
DST
65.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Co z tego wyszło, możecie zobaczyć sami. Zapraszam.
Ruszamy w las :)

Stoi na stacji lokomotywa, hak ma spawany, cały z żeliwa... o wytrzymałości na rozciąganie 250 MPa. Oblicz...

"DU! DUH!, Motherf***ers!" :D

Kryjąc się przed DU-DUH'em :D

"TUNEL", 2023, reżyseria samo życie, występują: Szkodnik :D

JA JEBIE !!! KORONA NA NIEBIE !!!
Pomnik upamiętniający polowanie na Kazimierza Wielkiego... lub coś w tym stylu :D

Czarno to widzę :D

Typowy zółty szlak w wariancie czarny :)

Chodzenie po bagnach wciąga :D

Po drugiej stronie bagna, w słonczeku... Szkodnik tłumaczy Kindze, że nie było innej drogi i musieliśmy tamtędy iść :D

Hej, na pewno tędy?

Tak, tak. Na pewno! Zaufaj mi!

Mam nadzieję, że mnie nie oszukali...

Gravel z Czarnymi... czyli nie ogarniam tej kuwety :D

Aby nie było, że kłamaliśmy - gravel z Czarnymi :D

Japońskie klimaty w Świętokrzyskim czyli tzw. DOJO w Starej Wsi :D

Kinga testuje podjazdy na naszych Bestiach - da się wyjechać?

No ba!

Gdzieś na Kozłowej Górze

To jest to! Dzida w dół :)

Fajna Ryba :D

Ja też się załapałem na Fajną Rybę :)

Piękne te drogi :)

Synchronicznie czy sekwencyjnie?

Zjazdy bajka!

Dobry, techniczny podpych AHEAD :D

Mamy zapierdalać pod górę - taka jest...

(pra)DZIAD Z ŁODZI :D
Jak ktoś nie wie - to chodzi o TO, czyli jakie tereny taki Pradziad :D

(pra)Dziad z profilu

ZJAZD

Dobry zjazd !!!

Przez pola

Wprost w krzory - kolczaści przyjaciele już nas witają :D

:D :D :D

Murawy kseromorficzne... termiczne? Jakoś tak:D

Geocache znaleziony przypadkiem :)

Klimat, klimat, klimat :D

Mroczny las, zwłaszcza że zaczyna padać... GRAD, serio !! (dobrze, że przynajmniej nie BM-21)

Ech kiedy ja znajdę Szyb Cukrowy... aby tam osiąść i zażreć się na śmierć :D

W lesie deszczowym

Do szybu!!!

Ile Hit-points'ów ma Wywrot? Jakaś odporność na ogień, błyskawice?

Znowu przez pola i błota... "te błota" niestety

Ucieczka do drogi poniżej

Idzie seryjny morderca z dziewczyna przez las nocą, a Ona płacze:
- "Jak tu ciemno, jak tu strasznie, jak ja się boję..." a On na to:
- "A co ja mam powiedzieć? Sam będę wracał..."

Szkodnik Lucyfer (niosący światło)

Ruiny zboru ariańskiego

Otchłań nieba

Wakcje na Bali...ach :D

Wyrypa była taka, że wszystkie uczestniki wyprawy są...

Świetlista strzała na koniec wyprawy

Kategoria SFA, Wycieczka
Przez lasy i knieje Kobióra :)
-
DST
73.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobotnia wyprawa z Kingą w okolice Tychów, Żor i Kobióra.
Ruszamy :)
"Już miałem na oku hacjnendę, piękną - mówię Wam..." (no chyba każdy wie skąd... ale jakby coś, to TUTAJ)
Hubert(us), zostaw tego jelenia :D
Dwa czołgi i baranek :D
Kawkę na drogę?
Piękna leśna aleja
Mostki w przepuście?
"Oswojony" przepust...
"... i tylko się kijem jako Orientalista od wody opędzał" :D (parafraza wiersza "Sowiński w okopach Woli")
- tak, to jest szersze niż się wydaje
- tak, to jest tak głębokie jak się wydaje
Obelisk znalezion :D
Drogi do upalania :D
"Welcome to CAMP NAVARRO, so you are a new replacement?..." (kocham sierżanta Dornan'a :D ---> TUTAJ )
Gdzie znowu leziesz, Szkodnik? :D
Droga pod Wysokim Napięciem :D
No zgadzałoby się :)
Po szczytach :)"Nieoswojony" mostek...
Dobrze oznakowana droga rowerowa... tylko drogi zapomnieli zbudować :)
Co to za złoża? Co to za rudy? :D
WĄGIEL!! MIAŁ Szkodnik obiecane GÓRY WĘGLOWE, to ma! :D
Był WĄGIEL, jest i WODA!
Domek na wodzie
WINCYJ WODY (a jakoby mniej domku)
Pozostałości dawnej HutyTak zwany DOMEK SHREK'a :)
"A great bear in the woods wants all he sees: from the snakes in the grass..."
to the chimpanzees. We all know it ain't fair, it's a jungle out there !! (Całość TUTAJ)A Jego Piekielna Wielebność ROGAT czuwa na wszystkim na wysokości :D
...a jako że stroma to się PYCHA :P :P :P
Krzoki rozumiem, sam się lubię się potarzać po krzokach (z naciskiem na SAM :P :P :P), ale w sandałach - to już perwersja :D
Na pierwszym planie Szkodnik i Kinga, podczas gdy na drugim planie odwala się jakaś grubsza matematyka (TUTAJ)
Takie tam z zacnym Ostańcem Drzewnym :)
Dobrze widzicie, po drugiej stronie jest WYPASS droga... no ale - tak jakoś, tak zupełnie niespodziewanie... - po tej pierwszej stronie... czyli przedzierając się w kierunku jakieś przeprawy...
Mimo, że jesteś starą rurą to i tak KOCHAM CIĘ :D no ale cóżby nie, skoro umożliwiasz upragnioną przeprawę :D
Mr. EvilSmile :)
Końcówka dnia... gdzieś nad spokojnymi wodami
Kategoria Wycieczka, SFA
Z widokiem na Tatry...
-
DST
63.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Łapiemy rowery, Kingę oraz okienko pogodowe... i ruszamy na przejażdżkę z widokiem na Tatry. Długo by opisywać czemu na blogu było ostatnio stosunkowo cicho i królowały głównie wpisy szermiercze, ale jak to mówią, u nas "zawsze coś". Ważne jednak, że udało się w końcu wyrwać. Z mocnym naciskiem na "udało", bo wcale nie było (i nie jest...) to takie oczywiste.
Na razie tyle w temacie... na razie zdjęcia z ostatniej wyprawy.
A miało ponoć padać :)
Drużyna w komplecie... kolejno odlicz :)
Chyba zostałem w ariergardzie
Plan na dziś - ale będą także pewne odnogi tego szlaku
W drodze na DOMAŃSKI WIERCH
Byłby ładny widok, tylko te pagóry zasłaniają :)
Przez pola :)
"Świat się wokół nas wciąż mniejszy staje,
kontynenty na odległość dłoni są,
samoloty jak z dziecinnych bajek
ponad głową coraz szybciej niebo tną... " (klasyka TUTAJ)
(a ja wciąż liczę, że to jednak "Efy" lecące na wschód "na żniwa"... albo chociaż żeby coś zaorać bo to nie ta pora roku... choć Ef'ów to chyba byśmy nie zobaczyli, bo to maszyny bezsmugowe - nota bene, to był jeden z powodów dlaczego nasze Siły Powietrzne wybrały akurat ten myśliwiec. No ale ważne aby RUS też nie zobaczyli, a prace polne zostały wykonane :P)
Nieoczekiwana zmiana... sprzętu
Herezja, proszę Państwa, tak wygląda herezja... nie wierzę, ma ktoś sznur? Idę się powiesić... gdzie jest coś wysokiego?
Nada się !!
Szlak w najpiękniejszym kolorze (mimo, że przecież uwielbiam zielony :D) - jak ktoś nie łapie ironii to poczytajcie sobie o oznaczeniach szlaków (i nie... czarny wcale nie oznacza, że jest najtrudniejszy, to popularny mit :P)
BHP? Nie słyszałam :P
"Proszę Państwa. gdyby dziewczyny przestały na chwilę gadać, to usłyszelibyśmy huk tego pięknego wodospadu..." :D :P :P :P
Trochę jak starszy brat i młodsza siostra :P
Opuszczając tereny Rzeczypospolitej :)
Słupek graniczny z 1920 (nie z 1918 :P - uświadamia tym co niewiedzą, że odzyskiwanie niepodległości to był kilkuletni proces i "pograniczne w ogniu" - polecam tzw. MAPPING)
Lubimy takie miejsca...
Coś te góry słabo odśnieżane :P
JESTEM POCIĄGĘ !!!!
Pod daszkiem :)
Wciąż dalej i dalej
Po śniegu
Jeszcze 6 i pół kilometra do Kofoli i "wyprażonego syra" :D
Zdjęcie rozwodowe... barany do nas do domu nie mają wstępu! JESTEM POCIĄGĘ 2 :D
"Czasem kiedyś już zmęczona, w chwili krótkiej przyjemności, w złotych słońca stu ramionach, Ty wygrzewasz stare kości..." (całość TUTAJ)
MROK: |No osłabłem, Szermierz... osłabłem. Wiedz, że jak Szkodnik interesuje się Baranem... to coś się dzieje... trzeba by chyba jakąś koalicję anty-owieczkową powołać..."
Nocny powrót
Kategoria SFA, Wycieczka
Zawody Ligi B (SFA)
-
Aktywność Sztuki walki
Dobra, dość tej hermetycznej narracji, już wyjaśniam o co chodzi.
Jak pewnie wiecie Puchar 3 Broni czyli tzw. TRÓJBÓJ KLASYCZNY rozgrywamy od wielu, wielu lat. I to tak naprawdę wielu bo pierwsze Mistrzostwa, które posłużyły za jego początek, to był przecież rok 2005. Niezły kawał czasu, ale mimo to pamiętam wszystko jakby to wydarzyło się wczoraj. Dla mnie były to moje pierwsze zawody szermiercze w życiu, więc emocje sięgały zenitu (co to w ogóle za określenie... ja tam wolę konkrety, tak "po inżyniersku"... niech mi ktoś e końcu powie jaka to jest dokładnie wysokość, bo to określenie wydaje mi się jednak trochę nieprecyzyjne :P ).
Basia zaczęła startować trochę później bo w 2006 roku i to mimo faktu, że pojawiliśmy się w szkole równolegle bo oboje w 2003 roku. Ona zaczęła swoje starty od "II Mistrzostw" (nota bene, zdjęcie z naszego jubileuszowego wpisu, na którym Basia jest w białym kaftanie, pochodzi właśnie z tamtych zawodów!!).
Potem już wszystko poleciało "z górki" i następne lata zaczęły przynosić kolejne edycje Pucharu 3 Broni, robiąc go - z roku na rok - coraz bardziej trudnym i wymagającym cyklem zawodów. Profesjonalizacja dyscypliny to jest kierunek rozwoju, o którym nam chodzi, nad którym pracujemy zarówno organizacyjnie jak i żelazem (bo przecież startowaliśmy w zawodach przez lata), ale przynosi on także pewne konsekwencje. Mianowicie poziom zawodniczy rośnie bardzo szybko i niektóre osoby, które dopiero co zaczęły swoją przygodę z szermierką, mogą mieć obiekcje startu w zawodach. Oczywiście zależy to w dużej mierze od konstrukcji psychicznej zawodnika, ale dla niektórych, wyjazd na zawody lokalne czy Mistrzostwa, na których można będzie odpaść już w pierwszej rundzie (bo trafi się na jakiegoś "KILLER'a" z 15-letnim stażem w obijaniu masek)... był "lekko" stresujący. Nie dziwię się, bo sam pamiętam jakie emocje targały mną na moich pierwszych zawodach... Euforia i frustracja, determinacja i strach plus jeszcze kilka innych.
Wychodząc naprzeciw temu zjawisku, zorganizowaliśmy w Łodzi, w 2019 roku tzw. Zawody Debiutantów i okazały się one bardzo dużym sukcesem. Przyciągnęły one wielu zawodników, którzy do tej pory, dość zachowawczo podchodzili do pomysłu swojego startu. Jednocześnie my przekonaliśmy się, że to świetne rozwiązanie. Powstał pomysł stworzenia LIGI B, jako ligi przygotowawczej do głównego cyklu zawodów Pucharu 3 Broni, rozgrywanego na jesień. I wiecie jak to bywa... "kiedy wszystko szło tak spoko, nie dojechał na czas Rocco..." (link wyłącznie na własną odpowiedzialność - jak zawsze na tym blogu) i kiedy mieliśmy już wszystko przygotowane aby wystartować z nowym cyklem zmagań szermierczych, pewna "kulka z kolcami" ostro wjeb**ła nam się w plany... i przy okazji rozwaliła prawie całą światową gospodarkę... po prostu wszystko trafił szlag.
Niemniej, co Cię nie zabije, to Cię okaleczy... więc gdy w 2022 udało nam się wrócić do organizacji Pucharu 3 Broni, to wrócił także pomysł Ligi B i na nowo zaczęliśmy przygotowania do odpalenia już całego cyklu, a nie pojedynczego "strzału" jak w 2019 roku. Tak oto doprowadza nas to do dnia dzisiejszego, czyli do pierwszych z dwóch zawodów Ligi B, Kraków 2023. To tyle tytułem wstępu... pora przyjrzeć się co się działo.
Rapier, to jest jednak magia :)

Jak tu nie kochać Rapiera, jak się widzi taki akcje :)

No i znowu: "magic of the moment" (zasłona lekko spóźniona)

"... człowiek się znowu czuje półbogiem, bo oto stoi twarzą w twarz z wrogiem" (klasyk TUTAJ)
Sobota wita nas deszczem. Doskonale - pogoda idealna: można cały dzień siedzieć na sali i obijać sobie maski, przy użyciu Szpad, Szabel i Rapierów. Podobnie pomyślało sporo naszych Szermierzy i stawili się w naprawdę licznej grupie... powiem szczerze, że byłem bardzo, bardzo pozytywnie zaskoczony frekwencją: Łódź, 3miasto, Poznań, Wrocław, Katowice, no i oczywiście reprezentacja gospodarzy. Ponad 30 startujących na samej lidze B? Kosmos, ale to cieszy, bardzo cieszy i tylko potwierdza, że takie zawody są kolejnym krokiem w kierunku rozwoju dyscypliny (także tej egzekwowanej na zawodnikach - choć z tym to akurat bywa KUPA roboty. Taki mega-hermet dla tych, którzy wiedzą o co chodzi...).
Rejestracja, kontrola sprzętu, odprawa i zaczynamy. Grupa Armii "SFA Południe" (Kraków, Wieliczka) wystawiła potężną reprezentację, więc mimo "przemieszania" zawodników lokalizacjami, nie obyło się bez kilku bratobójczych walk.
Dla nas z Basią to także idealna okazja aby zaobserwować czego nauczyli się (lub nie...) nasi podopieczni. A wiecie jak jest...
"Twoi uczniowie będą tacy jak jesteś, a nie tacy jakimi chcesz aby byli..." czyli innymi słowy "z wielką mocą wiążę się wielka odpowiedzialność"
...trenerska. Odpowiedzialność trenerska. Pierwszy cytat to słowa - nieżyjącego już niestety - profesora Zbigniewa Czajkowskiego, legendy polskiej szermierki, u którego mieliśmy zaszczyt - w pełnym znaczeniu tego słowa - robić z Basią kurs instruktorski na AWF Katowice. Na każdym kroku przekonujemy się, jak niesamowicie prawdziwe jest to stwierdzenie. Prawdziwe... aż do bólu. W praktyce oznacza to zatem ogromną odpowiedzialność, aby swoim zachowaniem, czyli dosłownie "sobą", promować pewne postawy zawodnicze, których będziemy potem oczekiwać od swoich uczniów. A oczekujemy często bardzo wiele: od gry fair-play, przez umiejętność zarządzania emocjami w walce (to jest mega trudne... znam to z autopsji... autopsji czyjejś czyli niejednego pokrojonego "krzykacza" :P :P :P) po umiejętność wyciągania wniosków i dobierania taktyki do przeciwnika, z którym przyjdzie Im skrzyżować klingi.
Tym bardziej cieszy, gdy przed walką Zawodnicy podchodzą do nas i pytają "co robić w nadchodzącej walce". My takich odpowiedzi udzielamy, ale czasami "wiedzieć co", a "umieć jak" to są dwa różne światy. Dla nas to także ciekawa obserwacja, bo możemy spotkać się z całym spektrum zachowań:
- rób działanie A gdy przeciwnik będzie opuszczał broń (zawodnik stosuje się do rady i Mu to wychodzi lub nie, ale próbuje i można ocenić nad jakim elementem pracować...)
- rób działanie A gdy przeciwnik będzie opuszczał broń (zawodnik nie stosuje się do rady robiąc różne inne działania, ale po walce twierdzi, że się stosował do udzielonej rady) - tu bywa zabawna dyskusja po walce
- rób działanie A gdy przeciwnik będzie opuszczał broń (zawodnik stosuje działanie, mimo że przeciwnik NIE opuszcza broni...) - tu bywa jeszcze zabawniejsza dyskusja
- rób działanie A gdy przeciwnik będzie opuszczał broń (zawodnik robi działanie B, gdy przeciwnik opuszcza broń... powtarzalnie... działanie B, które jest np. odwrotnością działania A...)
- rób działanie A gdy przeciwnik będzie opuszczał broń (a zawodnik chwilę później stwierdza, że A na pewno nie zadziała i że wie lepiej...) - no OK, ale po ch*j zatem pytałeś :D
No powiem Wam, że bywa kosmos z postrzeganiem sytuacji z boku, a zza maski. Obserwacje potrafią rozjeżdżać się jak korytarz życia na autostradzie...
Trochę mi to przypomina mnie samego z początków nauki szermierki... kiedy dostawałem radę: uspokój walkę, a ja mówiłem "OK" i ruszałem na pełnej k***e... tzw na pełnej p***e..., a nie - to też nie to określenie... mocy, na pełnej mocy. Ruszałem na pełnej mocy do przodu przyspieszając walkę jeszcze bardziej. A potem, schodziłem wściekły z dublem i twierdziłem uparcie, że przecież zwolniłem!
Taaaaak... w niektórych, młodych-gniewnych widzę siebie samego z dawnych lat.
Nieśmiertelne, po prostu nieśmiertelne "do as I say, don't do as I do"
Z dedykacją dla naszych Uczniów, z taką trochę mentorską troską... ale tylko tych którzy nas - chociaż czasem - słuchają :P
"The smell of resined leather,
the steely iron mask
as you cut and thrust and parried
at the fencing master's call
He taught you all he ever knew,
to fear no mortal man..." (całość TUTAJ)
chociaż muszę przyznać, że kiedyś - kiedy ja wychodziłem na planszę to sercu zawsze mi grało:
"If you win or you lose,
it's a question of honour
and the way that you choose
it's the question of honour...
I can't tell what's wrong or right
If black is white or day is night
(but) I know when two men collide
IT'S A QUESTION OF HONOUR..." (całość TUTAJ)
Pojedynek na broń białą ma w sobie coś hipnotyzującego... można się ścigać, grać w jakąś grę, rywalizować w dowolny sposób i też jest fajnie, ale jednak gdy skrzyżuje się z kimś klingi, to jest to zupełnie nowa jakość. Cieszę się zatem, że tylu naszych nowych podopiecznych podziela to uczucie i wystartowało w zawodach.
Głębokie gardło :)

Ładny ten wypad, ale czemu to natarcie idzie tak nisko... i czemu obrona "krzywą" czwartą zamiast drugą lub siódmą :P

Kwintesencja Rapiera - z obu stron zasłona lewakiem i natarcie Rapierem... piękne dopełnienie "El circulo magico"

Venom przygotowuje się do natarcia :)

Najgorsza robota na świecie, zawód podwyższonego ryzyka :D
Zawody Ligi B to także okazja dla naszych młodszych stażem sędziów, aby praktykować... czyli uczyć się sędziować, a to nie jest łatwe. Nie chodzi mi tutaj o przyswojenie zasad, bo tu sprawa jest w sumie dość prosta: albo ktoś spuścił komuś łomot, albo ktoś ten łomot dostał (to tak zwana powszechna zasada zachowaniu WPRD-Olu)... no dobra! OK, OK... wiem, że upraszczam... bo przecież konwencja i i duble... ale nie czepiajmy się szczegółów. Chodzi o pewną ideę.
Chodziło mi tu raczej o postrzeganie akcji, bo walki często toczą się w bardzo szybkim tempie i utrzymanie koncentracji, jest naprawdę trudne. Największy grzech początkujących sędziów? Sędziują ostatnią akcję... nie widzą na przykład 2-3 trafień w lewo, które padły wcześniej i sędziują trafienie w prawo, które zostaje zadane już "całe wieki" później, ale Oni nie zdecydowali się zastopować walki (co jest dużym błędem).
Niemniej, nie da się tego po prostu wyuczyć, to trzeba wypraktykować - oglądnąć 1000-ce walk i nauczyć się "czytać" intencje zawodników. Jak zaczniecie widzieć, że zawodnik A wykonał wiązanie i pchnięcie z kryciem w linii 6-stej, na co zawodnik B bronił się zasłoną oporową i dał odpowiedź, którą zawodnik A spróbował wyprzedzić (czyli de facto ponowił) to będziecie w stanie ocenić czy wystąpiła różnica tempa w ocenianej akcji. Pamiętajcie, że różnica czasu, a różnica tempa to dwie różne rzeczy, ale o tym może kiedyś indziej...
Sędziowanie to także niewdzięczna fucha, bo wszyscy mają do Ciebie pretensje - przecież to nie ich wina, że nie umieją walczyć i przegrali... to jest twoja bo twoja ocena nie pokrywa się z ich wizją rzeczywistości. Abstrahując od tego, że nie oceniamy jakości trafień (bo to głupota - ale o tym też kiedyś indziej) to do dziś pamiętam jedną rozmowę:
Gość otrzymał prawdziwego skull-crusher'a w czapę... bałem się, że wgniotło Mu ze 3 kręgi w kręgosłupie, takiego strzała na masku zaliczył. Jednocześnie... końcówka broni trafił przeciwnika w lewą dłoń... w sumie, to był bardziej przypadek niż intencjonalne trafienie... i co? Jego opinia o sytuacji: miałbym szramę na twarzy, a Tobie odcięło by rękę... pół kilko żelaza, w prawdziwej walce zaostrzonego, spada Ci na głowę z taką siłą, że zgina Ci "stawy w kolanach", a maska ma widoczne wgniecenie kraty... a Ty twardo twierdzisz, że miałbyś szramę na twarzy. Masz ryj z betonu... czy tylko umysł? Bo ja już nie wiem...
Tak więc pamiętajcie, szanujcie sędziów swoich - możecie trafić na gorszych... wiecie na przykład "ślepych liniowych" i niedomagających głównych :)
To klasyczne już - jak nasze szermierka - pytanie "Liniowi?"... a tu cisza i chorągiewki opuszczone... ech.
Wyroki śmierci są tu na porządku dziennym, a groźby karalne adresowane są do nas masowo :)
No, ale nie śmiejąc się już - trzeba się tego gdzieś nauczyć, doświadczenia się nie przeskoczy, a gdzie będzie lepsza okazja do nauki niż zawody. I podkreślam raz jeszcze, nie mówię tylko o postrzeganiu walki, ale o całym ceremoniale, zwłaszcza w finałach, gdzie dodaje to klimatu toczącym się walkom.
Potrzeba nam wyszkolonych sędziów czyli zawodników, którzy rozumieją ideę szermierki klasycznej, umieją postrzegać i oceniać akcje (i to takie, które dzieją się czasem w mgnieniu oka,) a do tego trzeba umieć radzić sobie ze stresem wynikającym z odpowiedzialności za powierzone zadanie - przecież komuś przekreślamy marzenia, mówiąc że odpadł i nic nie wygrał. Prawie mi przykro... prawie, bo jakieś takie kruche były to marzenia. Szybko się przekreśliły, roztrzaskały :D
Żartuję oczywiście, w Lidze B każdy jest zwycięzcą: bo się odważył, bo spróbował, może nabrał ochoty (bo doświadczenia na pewno) i wystartuje w cyklu Pucharu 3 Broni 2023.
Bardzo na to liczymy!
Zasłona druga nie broni łapy od góry :P

Nawet trochę publiczności nam przyszło :)

...w sumie to sporo jak na zawody Ligi B

Droga do Poznania... szermierki może być długa i kręta, ale może być też wspaniałą przygodą
Tak! Już w kwietniu drugie zawody Ligi B, których gospodarzem będzie Grupa Armii "SFA PÓŁNOC" (Dywizja eee tzn. filia w Poznaniu). Patrząc po emocjach jakie towarzyszyły naszym zawodnikom, to wszyscy JUŻ czekają na te zawody. To dobrze, to bardzo dobrze, bo przecież o to w tym chodzi. Zawody to może i dla nas pewne narzędzie treningowe, ale także kapitalna zabawa, więc pilnujcie ogłoszeń co i kiedy :)
Ale nim zawitamy do Poznania, to dwa słowa podsumowania o krakowskiej edycji:
- udało się
- zajebiście się udało
- duża frekwencja i całkiem niezłe walki finałowe
- sporo emocji, bo latały maski... latały k***wy, latała broń. Kontrola emocji - tego też trzeba się nauczyć. I nie dlatego, żeby nie cisnąć maską przez całą salę, ale po to uspokoić walkę i wypracować sobie moment trafienia. Pojedynek to czasem długa gra, naprawdę długa gra... nerwów.
Jak mawiał profesor Czajkowski "kochaj szermierkę w sobie, a nie siebie w szermierce", więc pracujcie nad gaszeniem płonącej krwi i nauczcie wypracowywać sobie - czasem długo i cierpliwie - zwycięstwo. Praca, pokora, determinacja.
A nawet jeśli Wam się nie uda, to pamiętajcie że porażka - owszem, może być tragedią, ale może być też lekcją - momentem nauki.
Odsyłam do naszego jubileuszowego wpisu gdzie opisywałem swoje największe "momenty nauki" w mojej karierze zawodnika.
A jeśli już kompletnie nie wiesz co robić, to rób pompki - pompki są dobre na wszystko. Podziękujesz nam kiedyś za tą radę :D
Głębokie gardło 2: Po rękojeść :)

Jeszcze jedno z Rapiera :)

Medaliści wszystkich konkurencji: Szpada, Szabla, Rapier (M/K) + Trójbój klasyczny (suma punktów ze wszystkich 3 kategorii)

Bez kitu, zdjęcie wyszło jakby to była nasza Gwardia Przyboczna - chociaż w sumie czemu nie :D :D :D

Kategoria SFA
Jubileusz SFA - część 1
-
Aktywność Sztuki walki
Dla Orientalistów będą to np. najlepsze punkty kontrolne lub największe nasze wtopy nawigacyjne, a dla Szermierzy najważniejsze lekcje lub zdarzenia, widziana zza maski szermierczej. Chyba zatem każdy znajdzie coś dla siebie. Zaczynam od tego co było pierwsze czyli JUBILEUSZU SFA.
Nie zamierzam opisywać tutaj całej naszej historii, jak to się stało, że trafiliśmy z bronią w ręku na planszę szermierczą, bo to materiał na osobną książkę :P
Skupię się raczej na pewnych podsumowaniach, wnioskach i przemyśleniach... a że "uczyć się na własnych błędach jest oznaką mądrości, a na cudzych... geniuszu", to może niektórzy z naszych obecnych Zawodników/Podopiecznych/Uczniów znajdą w tych materiałach coś wartościowego. O ile oczywiście będą umieć czytać między wierszami, ekstrapolować podane tu informacje i wyciągać odpowiednie wnioski. Niemniej nie zawsze będą to grzeczne opowieści, bo sięgają czasów gdy kształtowała się moja psychika jako zawodnika i instruktora... uważam zatem, że zostaliście ostrzeżeni - zapraszam, ale "THERE BE DRAGONS".
"- What's his weapon?
- Rapier and dagger"

Najważniejsze lekcje czyli momenty przełomu...
LEKCJA 1 "...bo mi na to pozwalasz"
Sparing szpadowy, bardzo siłowa walka... w szpadzie... czyli absurd... ale nie ma o tym pojęcia, na tym etapie. Pewien wojownik wie lepiej i napiera ile fabryka dała. Wiele osób trafia poprzez bardzo siłowe pchnięcie z cofniętej najpierw ręki - u nas szermierczo zwane to jest "torpedą" albo "pizdą" (na przykład na ryj). Działa, więc nie przyjmuje do wiadomości, że działa to tylko na początkujących szermierzy, który wtedy panikują... i że atakując w ten sposób, jak przeciwnik NIE spanikuje i się obroni, to jestem potem jak "na widelcu" i zawsze dostanę.
CO TAM! Kto by słuchał... przecież działa i daje zwycięstwo. Szybciej, mocniej, byle do przodu... Ten plan był bez wad!
...i nagle, wtedy przeciwnik robi unik i wykonuje cięcie, bardzo mocne cięcie wprost na moją rękę. Klinga trafia mnie w dłoń, idealnie w kości palców, tuż za tarczkę Szpady... ARGH... zabolało.
Ale co tam! Udało Mu się! Następnego razu nie będzie... ignoruję radę "to głupie co robisz" - szybciej! mocniej. Byle tylko posłać mocniejszą p... torpedę.
Znowu unik i szpada ponownie ląduje na mojej dłoni... ból jest ogromny. Drugi raz z rzędu metalowy pręt tnie powietrze, aż słuchać świst i spada na kości mojej ręki... zaczynam widzieć na czerwono... to mieszanka bólu i furii... ponownie ignoruje padające "mówiłem Ci - NIE RÓB TAK". Jeszcze jedno natarcie na pełnej k***... mocy, na pełnej mocy.
Znowu świst broni, znowu unik przeciwnika i ponownie jego klinga trafia w moją dłoń, tym razem najmocniej ze wszystkich 3 razy... tym rzem ból składa mnie prawie do parteru, a broń wypada mi z ręki. Nie jestem w stanie zamknąć dłoni tak boli... ściągam rękawice... szrama jest konkretna. Uderzenie rozcięło skórę i łapa całkiem nieźle krwawi... krew ścieka mi po palcach, ale boli tak naprawdę nie samo rozcięcie skóry, ale to piekielne stłuczenie kości/okostnej. Mięśnie dłoni aż drżą... jestem wściekły, ale to koniec walki, nie utrzymam szpady w dłoni... pytam: CZEMU to robisz...
... i wtedy pada zdanie, które rozwala mój dotychczasowy światopogląd:
BO MI NA TO POZWALASZ... czego oczekujesz, walczymy, chcesz mnie trafić i to "torpedą", czyli - innymi słowy - chcesz mi pierd***lnąć, więc się bronię. Czy naprawdę oczekujesz, że jako przeciwnik po prostu pozwolę się trafić? Mówiłem Ci, że to głupie działanie, bo jak zrobię unik - nie spanikuję przez twoim agresywnym natarciem, to mam twoją rękę tak eksponowaną, że jej już nie obronisz. Pokazuję Ci to, dość dobitnie ale pozwalasz mi na takie działanie.
Mówiłem Ci, że to głupie, ale uparcie wiesz lepiej - sam się zatem przekonaj. Czemu to robię?
Dla mnie to punkt przełomu... może ktoś z Wam by się obraził, że to tylko sparing, a właśnie dość mocno obito Wam łapę... może ktoś by zareagował agresją... ale ja wtedy, w tamtym momencie powiedziałem tylko : naucz mnie tego.
Naucz mnie: jak nacierać poprawnie, tak abym mógł się obronić, a nie lądował w sytuacji "na widelcu"
Naucz mnie: jak się bronić przed takimi "torpedami", bo inni też tak robią.
Naucz mnie jak walczyć skutecznie.
Lekcja nr 1: Bo mi na to pozwalasz... absurdem jest oczekiwać, że przeciwniki będzie współpracował i poczeka aż go traficie... a wiele technik samoobrony, kursów typu "mistrz karate w 24h" opiera się na tym, że przeciwnik pozwoli Wam wykonać jakąś technikę... uwierzcie, że "nie pozwoli". Podkreślam - nie mówimy o sporcie - gdzie np. nie wolno uderzać w tył głowy bo przepisy tego zabraniają. W prawdziwej walce nie będzie "nie wolno" i nie będzie, że to niehonorowo. Liczy się tylko skuteczność... więc naucz się tak prowadzić walkę aby nie pozwolić przeciwnikowi na wiele.
Spory małżeńskie level zawody :)

LEKCJA nr 2: "... "Plan zawsze działa... do momentu konfrontacji z przeciwnikiem".
Andrzej... moja Nemezis. Niesamowicie dobry techniczne szermierz, zwłaszcza na Rapiery. Członek innej, mocno zaprzyjaźnionej z SFA, szkoły. Jeden z najtrudniejszych przeciwników z jakim kiedykolwiek walczyłem: zasięg, szybkość, umiejętności taktyczne i techniczne... notoryczny ćwierć-pół-a-czasem-i-finalista naszych Mistrzostw. Nieważne czy był to rok 2008, 2010, czy 2013. W normalnych okolicznościach czerpałbym garściami doświadczenie wynikające z możliwości sparowania z Nim na treningach... ale okoliczności nigdy nie były normalne. Widywaliśmy się regularnie... raz do roku, na Mistrzostwach we Wrocławiu. Walcząc najpierw o wyjście z grup eliminacyjnych, a potem o kolejne szczeble "drabinki" zawodów, prędzej czy później się na Niego trafiało. Jak człowiek miał pecha to już w eliminacjach "miał Andrzeja w grupie", bo los tak chciał (los albo "to życie k***wskie" - bo wtedy wyjście z grupy było utrudnione).
Dostawałem zatem szansę na pojedynek z Nim tylko raz w roku... RAZ W ROKU! Szansę aby sprawdzić czy to czego nauczyłem się przez ten rok, tym razem starczy aby Go pokonać.
Powtarzalnie jednak, rok rocznie schodziłem z planszy jako przegrany. Nieważne jak dobrze szły mi zawody i choćby rozbijał w danym dniu wszystkich, to w walce z Andrzejem mógł być tylko jeden wynik. Bynajmniej nie ten, na który liczyłem.
Zajebiste znowu te grupy..: D (czasy gdy nie mieliśmy aplikacji do rozgrywania zawodów)

Po porażce wracałem do treningów i przez kolejny rok uczyłem się kolejnych technik i taktyki, aby spróbować raz jeszcze... Ćwiczenia w parach na treningach, obozy treningowe, analiza filmików z walk aby dowiedzieć co zrobiłem źle (a mówimy o filmikach z dynamicznych walk, kręconych około 2010... więc jakość tych filmików, to nie była powalająca :P). Macie już jednak kontekst... a teraz sama lekcja. Rapier!.
Często otrzymywałem od Andrzeja trafienie natarciem "po skosie z góry". Zawsze mnie to zaskakiwało, a nawet jeśli zdołałem podjąć jakąś akcję obronną, to nigdy nie była skuteczna. Nawiązywała się wymiana na żelazie, w której sobie nawet radziłem i kiedy - miałem wrażenie - że walka była pod kontrolą, nagle wjeżdżało mi to skośne pchnięcie w bark Rapierem. ARGHHH... no nie umiałem tego sparować. Tu ważna uwaga: Andrzej trafiał mnie tak często - w znaczeniu często sięgał po tą technikę, ale nie ma się co dziwić: była po prostu na mnie skuteczna.
Na podstawie obserwacji własnych, rozmów z Markiem i analiz filmików, udało mi się wyizolować tą technikę. Wyizolować, skodyfikować, zrozumieć... a następnie przez długie miesiące w różnych lekcjach szermierczych szukałem najskuteczniejszej obrony przed nią. Kolejnym krokiem był trening, trening, trening aby nauczyć się wykonać działanie obronne w sytuacji realnej walki. W dynamice, w odpowiednim timingu. No i nauczyłem się tego!! Z dość dużą powtarzalnością zaczęło mi to wychodzić... pełen entuzjazmu szykowałem się zatem do kolejnych Mistrzostw. Plan był prosty, jak pojawi się to działanie, to ja tym razem się obronię i przejmę inicjatywę w walce!
... tak więc, gdy na pewnym etapie Mistrzostw przyszło mi stanąć naprzeciw odwiecznego rywala, czułem że jestem gotowy. Powtarzałem sobie w głowie: "nie zlekceważ, masz asa w rękawie, ale to nadal bardzo niebezpieczny przeciwnik. Nie daj się ponieść... nie zlekceważ, ale bądź gotów".
"Zawodnicy na miejsca - Salut - Postawa - Gotów... (...)
-- cholera! jak nigdy, jak nigdy GOTÓW !!! ---
- WALCZYĆ !!!"
Świat dookoła przestaje istnieć... wszystkie zmysły są skupione tylko na przeciwniku. Wszystko dziele się jak w zwolnionym tempie, każda sekunda wydaje się minutą. Mam też wrażenie, że wzrok zawęził mi się do swoistego tunelu, w którym widzę tylko własny Rapier sunący przez powietrze i broń rywala. Styk żelaza i wtedy się zaczyna - wymiana: zasłona odpowiedź, zasłona odpowiedź, zasłona odpowiedź
...i nagle widzę to... rozpoczyna się znana mi już sekwencja ruchowa, za moment z mojego lewego skosu wjedzie mi to zabójcze pchnięcie... ale widzę to - jestem gotowy!
Włącza się pewien automat, krok w bok po okręgu, wyrzucenie lewej ręki z lewakiem (sztylet) w kierunku kosza broni przeciwnika, prawa ręka z Rapierem wędruje w stronę zasłony czwartej jako dodatkowa asekuracja obrony lewakiem, ale jednocześnie szpic mojej mojej broni zostaje skierowany ku masce zbliżającego się przeciwnika. Skręt barków i zejście niżej na nogach... Chwilę później czuję i słyszę (sic!) charakterystyczny ślizg kling po sobie - Rapier przeciwnika zawisł na mojej zasłonie, na moja broń trafia Go w prawy bark YEAH !!! udało się - obroniłem się! Zadałem trafienie. HELL YEAH !!!
ZA DZIA ŁA ŁO !!!
Euforia, ekstaza, tyle lat na to czekałem - dawaj, jedziemy dalej...
... i wtedy stało się coś co niesamowitego. Andrzej już ani razu, w tej walce, nie zaatakował w ten sposób. Użył 3 innych działań, z którymi kompletnie sobie nie poradziłem. Wygrał walkę 3:1, ale ani razu nie powtórzył akcji z pierwszego zdarzenia... akcji, którą stosował na mnie nagminnie i obrona przed którą miała "dać" mi tą walkę...
...ale gdy okazało się, że nauczyłem się przed nimi bronić, rozbił mnie zupełnie innymi działaniami.
Zszedłem z tej walki zdewastowany... zdruzgotany psychicznie... ale i mądrzejszy.
Lekcja nr 2: taktyka powinna być dobiera elastycznie i do przeciwnika. Jeśli działa stosuj jak zdartą płytę, jeśli nie działa, natychmiast zmień... poszukaj innej skutecznej.
Walka to nie tylko broń: technika vs technice, wola przeciw woli... duża część walki rozgrywa się w głowie. To tak w kontekście gdy dziś pytam naszych uczniów: "jak zidentyfikowałeś przeciwnika i jaki miałeś pomysł na niego?" a Oni mi czasem odpowiadają: "ale co masz na myśli bo nie rozumiem pytania?"
Tak, ten fakt (że nie rozumiesz) już ustaliłem sam... ale spokojnie, ja też nie rozumiałem.
Szkodnik jeszcze BIAŁY

Szkodnik już CZARNY (interpretujcie ten zapis jak chcecie :D :D :D)

LEKCJA NR 3 "I've stopped fighting my inner Demons... we are on the same side now"
To jest jednak mój dzień, idę przez eliminację jak burza - rzadko kiedy z taką łatwością przychodziło mi wspinanie się po "drabince" zawodów, jak wtedy.
Nieraz się z grupy nie wyszło, nieraz wyszło się po naprawdę morderczej walce... ale dziś wszystko przychodzi szybko, i łatwo.
Pół finał rozstrzygam łącznie może w 30 sekund (wszystkie 3 trafienia). Dziś nie zatrzyma mnie już nic, prawda?
Nie zrobię w tym finale nic... po prostu nie będę dla Niego przeciwnikiem... nie podejmę walki.
Jak dziecko we mgle, z tym Rapierem... przegram go bo nie nie zrobię zupełnie nic... w dzień, w który wszystko mi wychodzi.
Nie zrobię nic w najważniejsze walce zawodów, nie podejmę walki...
Po pierwsze - z perspektywy wojownika "srebrnego medalu się nie wygrywa - tylko przegrywa się złoty"
Po drugie - z perspektywy technika - ważniejsze, że z tej walki też wyjdę mądrzejszy... pamiętacie "Zemstę Sith'ów"
"-Jesteś ranny, Mistrzu Yoda?
- Tylko moje ego, tylko moje ego..." (jaka niesamowita i prawdziwa była to odpowiedź... głębsza niż mogłoby się zdawać)
I co gorsza, prawie na pewno zrobił to NIE intencjonalnie... dostałeś wspaniałą pochwałę i poskładało cię psychicznie jak niestabilnego emocjonalnie Janusza :P
W niektórych naszych młodych Zawodników widzimy nas samych z dawnych lat
To niekoniecznie jest pochwała... w sumie to zupełnie nie jest pochwała :D

LEKCJA nr 4 "Behind this mask there is more than just flesh. Beneath this mask there is an idea..." (klasyk TUTAJ)
Uczę się zasłony szóstej. Znam już jej tajemnicę "źle postawiona szósta nie działa" (chcecie poznać tajemnicę zasłony czwartej? :P).
Rzecz ma miejsce na obozie szermierczym, dawno dawno temu w Starym Sączu. Dzieje się to podczas lekcji indywidualnej.
Jak najlepiej próbuję powtórzyć pokazany mi ruch: kąt nachylenia nadgarstka, ułożenie klingi w przestrzeni, wycinek okręgu jaki kreśli klinga przy skręcie dłoni... po prostu staram się idealnie odwzorować zobaczony ruch. Niestety zasłona nadal nie działa, nie zatrzymuje pchnięć, które trafiają mnie raz po raz w bark (w lekcji nauczania robimy do zrzygania liczbę powtórzeń - aby wyrobić sobie nawyk czuciowo-ruchowy, więc było tego naprawdę sporo). Skupiam się jeszcze bardziej... widocznie nadal coś niedokładnie odwzorowałem: może ręka jest za nisko, może za wysoko, może za mało wysunięta do przodu albo za bardzo cofnięta na biodro...
Dopiero bezpośrednie pytanie wyrywa mnie z tego transu... a brzmi mniej więcej tak:
CO TY K***A ROBISZ?
Patrzę ogłupiałym wzrokiem i odpowiadam: no próbuje powtórzyć ruch jaki pokazałeś, jaki zapamiętałem, a było tak że twoja ręka była skręcona o około x stopni, z klingą pod kątem...
Wtedy pada drugie pytanie:
"Ale zdajesz sobie sprawę, że każde natarcie jest inne? Raz nacieram na maskę, raz na korpus, raz na rękę, raz siłowo, raz delikatnie... nie zadziała Ci zawsze taka sama zasłona. Zasłona to zbiór cech, to pewna idea... a nie jeden konkretny ruch"
Mam wrażenie, że ta wypowiedź sięga zakamarków mej duszy... "ale, ale... to skoro możesz wykonać natarcie na milion sposobów, w zasadzie dowolnie względem: wysokości, kąta, siły... czyli tych natarć może być nieskończenie wiele... czy to oznacza..."
"TAK"
Jeszcze nie zadałem do końca pytania, a dostaję odpowiedź i to tym razem nie na brak, ale wprost w mózg. Aż mi paruje...
Punkt przełomu... nieskończenie wiele. Zasłona szósta to nie jedno konkretne położenie w przestrzeni, ale nieskończenie wiele położeń spełniających pewne ściśle określone warunki. Na przykład, jeden z takich warunków to kontrola broni przeciwnika na zasadzie dźwigni: moja "mocna" część broni jak najszybciej i po jak po najkrótszej drodze (aby było jak najszybciej) kierowana jest do zbliżającej się klingi przeciwnika. Tak więc... jeśli leci w mnie odpowiedź, gdy zostałem w wypadzie będzie to ślizg "na zewnątrz" po tzw. średniej części broni przeciwnika, ale jeśli jest to natarcie na moją rękę z dalszej odległości... to styk zacznie się jeszcze na słabej części jego broni, a ruch będzie mniej obszerny niż w przypadku wypadu (bo mam więcej miejsca i nie muszę wykonać go tak dynamicznie, a bardziej kontrolowanie)... ARGHHHH... to nie jest pozycja/ułożenie, to idea.
Tajemnica zasłony pierwszej: źle postawiona pierwsza nie działa :)

Zabija nas to co najbardziej kochamy. Moje serce kocha Rapier, kolano niestety nie przepada... i przelało trochę krwi za tą miłość
(dosłownie... nazywa się to punkcją i jak ściągają Wam dwie strzykawki płynu z krwią. z kolana.. no to robi wrażenie. Naprawdę robi wrażenie...)

To nie wszystkie lekcje jakie dostałem przez te 20 lat z bronią w ręku... To jakieś tam wybrane, ale z drugiej strony, to te chyba najmocniej zapamiętane.
Niektóre (z innych) lekcji nie nadają się do przytoczenia w przestrzeni publicznej... np tak jedna, o wschodzie słońca, na zamku pod Wrocławiem, gdzie przekonaliśmy się że to co robimy ma sens (taktycznie - bo zdrowotnie to NIE :P), no ale więcej powiedzieć nie mogę.
No, ale halo jestem System Inżynierem, a ta grupa wyznacza KRYTERIA WERYFIKACJI wymagań, więc wszystko się zgadza.
Koniec pierwszego wpisu jubileuszowego... ale poniżej zajawka kolejnych wpisów :)
Szermierka to nie tylko naparzenie się po ryjach w maskach... czasem to naparzenie się bez masek.
A skoro robimy podróż w przeszłość, to przecież przez lata robiliśmy pokazy. To nierozłączna część naszego życia w SFA.
Niedługo wpis ORIENT 1, a za kilka tygodni pewnie SFA część 2. Stay tuned :)

Kategoria SFA
W widłach dwóch rzek... i wielu VELO
-
DST
127.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka po wielu Velo (Metropolis, Evo, Dunajec, Raba, Wiślana, itp) aby odwiedzić ujście Raby do Wisły oraz ujście Dunajca do Wisły.
Drogi we mgle :)
Ujście Raby
Dwie rzeki :)
Wciąż dalej i dalej
Cel wykryty!
Prawie jak góry :)
Szosy kolejnych VELO :)
Na zakręcie :)
Tenże zakręt :)
Chodzi lisek koło drogi, z tego co wiedzę ma wszystkie nogi :)
Wiraż :)
Mostek :)
Krzory!!!
Ujście Dunajca do Wisły
Trójnóg :)...śladami dawnych dni
Szlak Bursztynowy
Miejsce bitwy o strategiczny most... w 1939 jeden z nielicznych, otwierających kierunek tarnowski
Horyzont płonie
Wyspa :)
Prawie jak Crystal Lake - byle zatem nie spotkać jakiegoś hokeisty :D (Jason V. tribute :D )
Znowu nocą w lesie :)
Świetlisty Rogaty :)
Piękna noc :)
Prawie jak portal :)
Co znajdę po drugiej stronie?
Prawie jak bliskie spotkania 3-ciego stopnia... czyli wyjeb*łem na schodach, dokładnie na 3-cim stopniu :D Night rider :)
Kategoria SFA, Wycieczka