Wycieczka
Dystans całkowity: | 14596.00 km (w terenie 23.00 km; 0.16%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 241 |
Średnio na aktywność: | 60.56 km |
Więcej statystyk |
Nasz trzeci MINCOL
-
DST
35.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nasz trzeci Mincoł !!! Dawno temu pod kołami padł ten czerchowski (w miarę niedaleko Leluchowa) - Mincoł (1157m). Możecie przeczytać o tym TUTAJ. Dżyssss... 2017... ale ten czas... sami wiecie co robi. Całkiem dobrze śpiewają o tym TUTAJ (ale ten link BARDZO na własną odpowiedzialność :P)
Jakiś czas później zdobyliśmy ten drugi Mincoł (1394m) czyli szczyt z Magury Orawskiej. Z tej wyprawy nie udało mi się zrobić wpisu na blogu.
Teraz przyszła pora na ten trzeci - Mincoł z Małej Fatry (1364m)
Iście nie-rowerowy ale przepiękny. Pchanie i niesienie, ale przepiękny! Rypanie pod górę z rowerem na plecach, ALE PRZEPIĘKNY !!!
35 km, stosunek chodzenia do jazdy... NIEWAŻNE, PRZEPIĘKNY !!!!
Widok z miejsca, gdzie jeszcze podjazd robiliśmy na siodle :D
Wspomnienie walk czechosłowackiego korpusu z okresu końcówki IIWW.
Pomnik Matki z Dziećmi
Koniec jazdy - pora na "noszonko" :D
Srogi wypych
Oj srogi :D
Pchamy...
Na szycie można spróbować jazdy :)
Acz jest dość wąsko :)
Wychodzimy na otwarte przestrzenie :)
Majestatycznie :)
Amor wybiera :D
"Pracuje artyleria, chłopaki jebią fest..." :D (całość TUTAJ)
Szczyt :D
Tryptyk? Trójząb? szlaków :D
Nasz trzeci...
Panoramy Małej Fatry jest fantastyczna
W stronę słońca
Tylko czemu znowu pod górę?
Dobry techniczny zjazd... jeśli ktoś umyi w bardzo ostre zjazdy...
Zachód słońca
Panoramki
Znowu po nocy w lesie :)
Pięknie!
Pamięci francuskim partyzantom (info TUTAJ)
Most nad Vahem
Kategoria SFA, Wycieczka
SMRK i RADEGOST
-
DST
72.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
SMRK to pchanie i noszenie po kamieniach... na tyle, że w pewnym momencie zostawiliśmy rowery w lesie (spięte do drzewa) i na szczyt wyszliśmy pieszo, bo to nie miało sensu. Nawet dla nas :D :D :D
Taki Łopiennik Beskidu Śląsko Morawskiego. Kontekst w punktach:
- Łopiennik to szczyt ponad 1000 w Bieszczadach nad Cisną (obok niego jest DURNA - i taka była też nasza wyprawa :D :D :D)
- Czarnym szlakiem, nic nie pojeżdżone. 3h pchania... od "zera" na szczyt, tylko pchanie
- nie zjechaliśmy także prawie nic, bo trochę za trudne skały dla nas były więc hmmm
- spacer z rowerem na szczyt i z powrotem
Od tamtego momentu, jak coś jest "lokalnym" Łopiennikiem to jest DURNE z rowerem... durne i daremne :D
Natomiast RADEGOST i ścieżki pod nim to fantastyczna jazda. Sam Radegost (pomnik i sam szczyt - no jest w pierwszej dziesiątce moich ulubionych gór, wbił się do niej jak dziś w maliny!)
Prawdziwa ścieżka rowerowa :D
Szkodnik, czemu nie jedziesz?
No czemu?
Misiek: Szkodnik, no czemu nie jedziesz?
Szkodnik: Misiek...
Misiek: Tak?
Szkodnik: Spier***laj
Misiek: XD XD XD
"Gorejący krzew" (historia opowiedziana TUTAJ)
Kolejny bez-samogłoskowy SMERK :D
I widoczki z niego :)
Zacny zjazd - szarpie aż miło :D
No to teraz DZIDA !!!
Niedawno jeździliśmy po szczytach po drugiej stronie :D
Między drzewami :)
Ruiny dawnego hotelu
Kdo mi zase jedl z misticky? :D
Urokliwa ta dolna
Piękna wstęga drogi
Coś wyprostowało misiaczka :D
Projektował ten sam człowiek, który projektował te niesamowite cmentarze z Pierwszej Wojny Światowej w Beskidzie Niskim!
Tam jedziemy!
Kręć!!!
Ja ja kocham takie klimaty!!
No centralnie Indiana Jones i Świątynia Zagłady - aż mnie coś chwyciło za serce :D (no sami powiedzcie, że NIE ----> TUTAJ)
Wygląda jak krawędź lądu !!!
Przeloty, przeloty, przeloty
Czy Cyryl zna wszystkie Metody? :D
Piękny szczyt
Niebo płonie :D
Vyhlidka :)
Na koniec mocno nam dolało... naprawdę mocno
Smokuuuuuu :D
Kategoria SFA, Wycieczka
Hora LYSA a Vrch TRAVNY
-
DST
75.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Lysa Hora (1323m) oraz TRAVNY Vrch (1203m) czyli zwiedzamy Beskid Śląsko-Morawski.
Kask na kierownicy oznacza srogi podjazd :)
Pod szczytem LYSEJ
Najvyssihy vrchol!!
Jest i szczyt
Zacnie, doprawdy zacnie :)
Piękne drogi :)
Tracimy wysokość :)
Strażnik okolicznych pagórów :)
Robi wrażenie
Niebieski domek :)
Po drugiej stronie jeziora :)
Tam byliśmy jeszcze niedawno :)
Znowu zdobywamy wysokość :)
Bo z góry lepiej widać :)
Spotkanie na szlaku :)
Niekończąca się droga :)
I w dodatku głównie pod górę :P
Ukryty słupek CS - S :)
I znowu zjazd :)
Tam byliśmy rano :)
Znowu zaczyna się spektakl świateł :)
Jest i szczyt !!!
Nagle coś przykuwa mój wzrok :)
"Płoną góry, płoną lasy... stromym zboczem dnia, słońce toczy się" (całość TUTAJ)
Wodospady po nocy zawsze na propsie :)
Kategoria SFA, Wycieczka
Chata dobra jak CHLEB
-
DST
35.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
950m srogiego podjazdu aby zjeść Boruvkove Knedliki i popić Kofolą? WCHODZĘ W TO!!
Szlak rowerowy do Chaty pod Chlebem w Małej Fatrze. Srogi podjazd, pyszny obiad... i spłynięcie w dół w ulewie stulecia. Ponoć większość z Was twierdzi, że my ciągle mamy pogodę. No skoro pogoda to chwilowy stan klimatu na danym obszarze, to TAK - mamy ją zawsze. Póki byliśmy nad chmurami ten stan był stabilny... innymi słowy podjazd i pobyt na górze był w chmurze, ale zjazd był pod chmurą... z której napierało deszczem jak Ruscy na Grupę Armii Środek w czerwcu 44 (operacja "BAGRATION").
Przewalają się chmury po szczytach :)
Daleko mamy dziś po CHLEB :D
Z góry świat wygląda jakoś ładniej :D
Chata dobra jak CHLEB
Incepcja - Chata w chacie :D
Zjeżdżamy w deszcz i zło :)
Przedostatnie zdjęcie bo parę metrów niżej tak lało, że to był koniec zdjęć na dzisiaj :)
To nie mgła, to chmura z której srogo napiera
Kategoria SFA, Wycieczka
Z Piekła do Nieba - SZLAK PIEKIELNY
-
DST
282.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Chyba sam Rogaty mieszał przy pomiarach, bo raz piszą że szlak ma 225 km, potem że 243 km (gruby błąd pomiaru...), a nam wyjdzie łącznie 282 km.
Acz, aby być szczerym, nasz wynik jest liczony z "dojazdówką" od i do auta, a także z lokalnymi zboczeniami z traktu.. no ale wiecie, wieże widokowe i szczyty pagórów tuż przy szlaku... więc GRZECHEM BYŁOBY NIE ZBOCZYĆ :P
"Umarł i pogrzebion, zstąpił do piekieł..."
Pytacie "życiowo"? To powiem, że bywa bardzo daleko, ale jako że istnieje efekt relatywistyczny, to w drugą stronę bywa już tylko krok :P
Według nawigacji GPS to jest to jakieś 1,6 km, tyle że lekko pod górkę. Natomiast ktoś naprawdę przykombinował z mapą, bo w jego wariancie wyszło Mu około 240 km, czyli optymalizacja marszruty level ekspert :D
Co więcej, nie będzie to lekko pod górkę, ale prawie 2000 m przewyższenia na całej długości trasy i to przez tereny aż 3 województw: świętokrzyskiego, mazowieckiego i łódzkiego.
Szlak ten znamy był nam dobrze, ale fragmentarycznie: to ten kawałek przy okazji jakieś wycieczki, a to ten fragment w trakcie jakiegoś rajdu. Natomiast od dawna nastawialiśmy się na to, aby machnąć go całego za jednym zamachem. W naszym standardzie czyli tak jak my to nazywamy "stylem alpejskim" - plecak i dzida przez las. Bez noclegu po drodze, chyba że liczycie jakąś przydrożną wiatę i 2h snu... może też być przystanek autobusowy. To jest niesamowite, bo pijany nigdy nie byłem, ale na jakimś przystanku autobusowym spałem już kilkanaście razy... hipsterstwo nowy poziom, nie? Menelstwo bez alkoholu :D
Przejechanie tego szlaku w Boże Ciało 2024 i dni przyległe to był jednak trochę spontan, bo planowaliśmy góry i to też w trybie ostrej, srogiej wyrypy. No co? Święto, wolne, więc trzeba się styrać, upodlić i sponiewierać. Góry jednak zaczęły odpływać... dosłownie, bo zrobiła się masakra z prognozami pogody... alert RCB napierał, że:
"...już mnie ta burza denerwuje, miały być grady, miały być deszcze, stacja meteo dezinformuje jak na dwór mam ubrać się. Prognozę pogody oglądam do nocy, może powiedzą prawdę nareszcie... potem zasypiam zawinięty w kocyk i wcale nie wychodzę, tylko śpię".
No właśnie, wszędzie alerty, a prognozy to zmieniały się co 3 godziny. Najpierw, że coś popada, potem że jednak leje, w kolejnym kroku to już miało napierać srogo... No, to trzeba chyba przeplanować wyprawę, a tu prognoza: "eee, bez przesady, będzie nawet spoko". No to zaczynamy się pakować na nowo, a tu prognoza "wiecie co... będzie jednak napierdalać i to srogo".
NOSZ K**** zdecydujcie się... czuję się jak John McClane w "Szklanej Pułapce 2", który biega między pasami startowymi, a "Ci źli" ciągle zmieniają miejsce lądowania samolotu z generałem Esperanzą. "W pale się nie mieści, dwa miesiące przygotowań, a..." (całej sceny na YT nie znalazłem - zwłaszcza tego fragmentu z bieganiem - ale tekst z planowaniem już jest i znajdziecie go TUTAJ)
Aha, jeszcze jedno. Nie napiszę Wam, co to za górska wyrypa miała być, co by jeszcze bardziej z nią nie zapeszyć... To już 3-ci rok jak ją planujemy i zawsze coś wypada. Jak nie pandemia, to kolano... (dosłownie, czaicie bazę? Coś wypada...).
Niemniej, jak to mawiają w pewnym kręgach (mówię o kręgach tych TUTAJ) "SZATAN JEST ZAWSZE ALTERNATYWĄ", więc skoro w środkowej Polsce ma być ładnie, to ruszamy na PIEKIELNY SZLAK (tego linka się nie bójcie, znajdziecie po nim oficjalną stronę szlaku).
"To moja droga z piekła do piekła..." - jedno z pierwszych na naszym szlaku
Długa droga przed nami...
...wiele przeszkód na nas czeka
...nasza droga nie będzie usłana różami (chyba że będzie po to aby koła nam przebijać...). Niemniej, usłana różami to nie, ale wysypana piachem już tak :P
Moje obserwacje dotyczące Szlaku Piekielnego
Część południowa (w zasadzie cała od zachodnich rubieży po wschodnie zakamarki) super, po prostu super. Leci głęboko po lasach w okolicach Końskich, Suchedniowa czy Skarżyska i odwiedza bardzo ciekawe miejsca: skałki, bagna, rzeki, itp. Szlak jest poprowadzony tak, że nie wchodzi do centrów miejscowości - przez pierwsze 160 km minęliśmy 3 sklepy! Wszystkie zamknięte bo święto! Wiadomo, że jak wchodzi nad Zalew w Sielpi to tam mamy mega zaplecze turystyczne, no ale to jest wyjątek potwierdzający regułę. My jak zawsze - z wielkimi plecakami - więc nie cierpieliśmy deficytów, ale jakby ktoś chciał jechać na lekko... no to wyzwanie albo pije z kałuży. O ile taką znajdzie, bo piachy, piachy, piachy :P
Część północna czyli Paradyż:
Żarnów i ich okolice... no mam wrażenie, że szlak pociągnięty aż tam na siłę. Tak jakby się uparły te miejscowości aby o nie zahaczał. Trochę gonienie się po okolicznych wioskach, głównie po asfaltach, czasem przez pola, ale bez miejsc z efektem WOW. Z wyjątkiem Diablej Góry, no ale ją można podciągnąć jeszcze pod strefę "środkową" szlaku, a nie północną.
Trochę szkoda, bo czasem lepiej zrobić coś mniejszego niż żyłować na siłę, no ale cóż było zrobić - jak cały to cały, więc objechaliśmy cały.
Najgorszy fragment to puszczenie kawałka szlaku krajówką - zupełni niepotrzebnie moim zdaniem.
Podsumowując: południe, południowy wschód-zachód - dobre!!! Północ i jej okolice - ewidentnie odstają jakością od całości. Trochę szkoda.
Źródełko
Zakola rzeki Czarnej
Szlak dziczeje
Piekielna sielanka
Tak, tędy wiedzie szlak
"To moja droga z piekła do piekła..." - kolejne z piekieł przed nami
Skałki
Dwukolorowo - szlak w kolorze piekielnym oraz szlak w kolorze niebiańskim
Szlak dziczeje bardziej
Szlak czerwony, wariant czarny :D - widać to na drzewie :D
Ja mostkiem, ale Ty jedziesz tędy...
Leśne autostrady
Urokliwe zakątki szlaku
Ślady historii...
Domek na kurzej stopce :)
Przełaź! Szybko! Trzymam!
Aż mam ochotę wykrzyknać: „Vexilla Regis prodeunt inferni" ("nadciągają sztandary króla piekieł" - Dante, "Boska Komedia")
Wieczorne upalanie
Wciąż dalej i dalej...
Spotkanie wieczorową porą...
Rogaty na lewo :)
Noc w lesie :)
"Gdy trzaśnie bariera na moście...
...i runę w spienione fale rzeki,
rzucą się lekarze na oślep,
dusząc mnie w szponach swej opieki...
... ale ja umrę... i gdy stanę, tam gdzie zupełnie pusto...
...tylko Ona nakryje kocem moje łóżko"
Pora na trochę snu... złapać niecałe 3h drzemki i ruszamy dalej. "Piąta rano, różowieje już niebo na wschodzie" - zabawa dopiero się zaczyna, dzień drugi
Świt czyli "Hier kommt dir Sonne. Sie ist der hellest Stern von allen"
Nowy dzień, nowe kilometry
Artyście coś nie poszło... wygląda jakby ćwiczył CROSS-FIT. Spłonę w piekle za to, ale MACIE... kapitalna piosenka i teledysk :D
"To moja droga z piekła do piekła..." SZKUCJA :D
Nadal w drodze...
Bierzemy z biegu czy szukamy objazdu?
DIABLA !!!
Pomnik na Diablej
Znowu dziko :)
"Już miałem na oku hacjendę, piękną, mówię Wam..." :D
W poszukiwaniu (niesamowicie zarośniętego) Czarciego Kamienia - tak, to na szlaku, ale chyba nikt tędy nie chodzi :D
Piekielna wieża :D
"- Ścigają się z zachodem słońca (...) wszyscy staliśmy się szaleńcami Boga"(całość TUTAJ)
Jak nie znacie cytatu, to nadrabiajcie zaległości w klasyce - to najlepsza w historii ekranizacja "Draculi". Francis Ford i gwiazdorska obsada.
Centralnie czuję się jak w tej scenie: "ścigają się z zachodem słońca", a że w drodze do Nieba, to druga część cytatu też pasuje.
Końcówka dnia, przekroczyliśmy już 200 km, ale do Nieba został jeszcze kawałek drogi. Bardzo nam zależy aby dotrzeć tam przed zmrokiem, tak aby zrobić zdjęcie tabliczki w świetle słonecznym a nie świetle czołówki. Aby to się udało, musimy mocno przycisnąć... masakra. Czuć już w nogach dwa dni kręcenia non-stop, a tu aby zdążyć, trzeba się jeszcze mocniej przyłożyć. To nie ma większego sensu logicznego oczywiście, ale jak ktoś pyta: "po co tak gnacie", to i tak nie zrozumie odpowiedzi.
Po prostu trzeba było być w Niebie przed zmrokiem. To oczywiste! Przelotowo kosmiczna, na tyle ile pozwoli zmęczenie, ale nie hamujemy dla nikogo.
I uda się, 19:45 - jesteśmy w Niebie, na 20-30 min przed zachodem słońca!
Objechaliśmy PIEKIELNY SZLAK !!! Od Piekła do Nieba!
282 kilometry... mega wyrypa!
Jeszcze powrót do auta, pieczony kurczak nad Sielpią gdzie dyskoteka trwa do rana i powrót do domu. Niełatwy, ale jak utopicie sleepmonstera kofeiną to dacie radę :D
"Knock, knock, knocking on heaven's door..." (całość TUTAJ)
"Take my to your Heaven, hold on to your dream... won't you take me to your Heaven, to your heart?" (całość TUTAJ)
Powrót z Nieba do auta wiedzie ponownie przez Piekło. Czy to nie ironia... gnać 282 kilometry aby dostać się z Piekła do Nieba i potem w ciągu kilku minut znowu trafiamy do Piekła. I tak jak pisałem na początku: było z górki. Bez kitu... jak w życiu...
Długa i trudna jest droga "do", ale droga "z" jest dużo szybsza i prostsza... uważajcie zatem na siebie..
A skoro znowu trafiliśmy do Piekła to... tak na "do widzenia"... tak refleksja, przestroga, obserwacja?
"...życie tutaj to czasem piekło, nie wiem jak jest w Niebie.
Znowu czuję wielką wściekłość bo nie ma tu Ciebie...
...mam problem, generalnie mam ich sporo,
bo od dawna żyć spokojnie - to oksymoron (...)
...zdrowie mi siada, to trochę śmieszne
jak myślę ile lat powinien mieć przed sobą jeszcze
...i coraz częściej widzę strach stojąc przed lustrem
skaczę za marzeniami i spadam w pustkę
podobno jestem twardy jak skała, podobno...
podobno taka jedna mnie kochała
...nie chcę już ślepo wierzyć i ślepo ufać
uczę się jak przeżyć i co zrobić aby nie upaść" (całość TUTAJ)
Kategoria SFA, Wycieczka
Przez Wzgórza Strzelińskie...
-
DST
36.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Lecimy zatem naszym standardowym klasykiem rajd lub wycieczka za dnia, a potem przejazd na Tropiciela. Tym razem wybór pada na miejsce, w które ciągle nie możemy dotrzeć, a niemal zawsze jest po drodze - Wzgórza Strzelińskie. No i powiem Wam, że zaskoczyła nas ilość atrakcji na tak małym terenie.
Nie udało się objechać całych, choć taki była plan, bo 15 min po przybyciu na miejsce spadł biblijny chyba potop połączony z gradem... dobrze, że zdążyliśmy pod wiatę, bo by nas po prostu zmyło. Ukradło nam to jednak prawie 3h z planowanej wyprawy, więc trzeba będzie tu jeszcze wrócić.
Niemniej, coś tam udało się zwiedzić po deszczu i tak jak mówię, liczba atrakcji naprawdę robi wrażenie. Lećmy ze zdjęciami :)
Dobre miejsce na Geocache :)
Jest i Gromnik - zacna wieża widokowa :)
393m !!! Szaleństwo :D :D :D
Ale ruinki urokliwe :)
Atrakcje !!! jak ja kocham takie miejsca :D
W lesie deszczowym :)
W lesie gęstawym :D
W poszukiwaniu ruin kościoła!
A jest czego szukać!
Totalnie ukryte w gęstwinie i bez drogi do nich, ale doświadczenie orientalne procentuje :)
Robią wrażenie - idealne miejsce na punkt kontrolny!
Kolejne atrakcje :)
Wyrobiska, jaskinie i wnęki :)
Johann Wolfgang i jego skałka :)
czyli "Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro czyni".
"Chwilo trwaj, jesteś taka piękna..."
Szkodnik z lasu :D
Stromo!
Atrakcje !!!
Dobry ten niebieski, taki mało przejezdny :D Takie lubimy
Stromiej :D
Najstromiej :D
GarNeczek czy jakoś tak :D
"Always in motion Szkodnik is..."
Krzyżowe Dęby !!!
Atrakcje !!!
Dobry, techniczny...
...ZJAAAAAAZD :D
Jak pisałem, to nie był deszcz, to był potop i są miejsca gdzie jeszcze wody nie zeszły
"Witaj Zosieńko, otwórz okienko na wschodnią stronę..." (całość TUTAJ) - tzw. POGAŃSKI MŁYN !!!
Gęsto na tym szlaku :)
"...krętą ścieżką poprzez las" :)
Zachód słońca gdzieś nad Wzgórzami Strzelińskimi...
Kategoria SFA, Wycieczka
Z biegiem Wiaru... przez Księstwo Arłamowskie
-
DST
33.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień do "Jaszczurze - Galicyjskie Pagóry", po kilku godzinach snu w samochodzie, ponownie ruszamy w bezkresy Księstwa Arłamowskiego (kiedyś już Wam o tych ziemiach pisałem - TUTAJ). Tym razem ruszamy jedziemy z biegiem Wiaru, aby później zahaczyć (ponownie) o Hotel Arłamów oraz totalnie dziki pagór KANASIN.
Dzikie, dzikie tereny. Pisałem Wam o tym w relacji z Jaszczura... tutejsze polany są niebezpieczne. Dwa dni szwendania się po Galicyjskich Pagórach i 3 złapane gumy. Ten wynik mówi chyba sam za siebie. Pagóry na które nie wiedzie żadna droga a i ze ścieżką ciężko... Dzikie, dzikie tereny. I Wiar... piękna rzeka. Вігор Wihor... красива річка
Into the wild...
Вігор Wihor...
Pusto tutaj...
Uphill battle begins...
Czarna krew ziemi...
The battle continues...
Można dostać młotem :P
Słonny smak gór...
Podejście pod Kanasin - początek
Podejście pod Kanasin - środek
Podejście pod Kanasin - nadal środek...
Szlak jest... droga niekoniecznie
KANASIN - szczyt
Ruszamy w dół...
Bywa ciężko...
Bywa dziko...
Niebezpieczne polany...
Ślady dawnych dni...
Klimatyczny mostek...
Watch your step...
Nawet bardziej... watch your steps. Mostek, który przekraczaliśmy noc wcześniej, na Jaszczurze... tropiąc punkty kontrolne.
Kategoria SFA, Wycieczka
Dupnik Nad Przepaściami :)
-
DST
41.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ale i tak było fajnie... bo świat po deszczu, lśniący wodą w pojawiającym się ponownie słońcu, ma swój niepowtarzalny klimat. Mała popołudniowa wycieczka bo tylko 41 km, ale pękło prawie 1000 przewyższeń... Dolinki, po prostu Dolinki :)
Jak zawsze, częściej w górę niż w przód :P
Cel: Skała DUPNIK oraz pola nad Sułoszową, przez które biegnie czerwony Szlak Orlich Gniazd (fragment ten nazywa się "Nad przepaściami")
Szkodnik wychodzi na wyższy poziom :P
W przelocie :)
Two-face tree :D
Zielono :)
Punkt kontrolny naszego KORNO, kilka lat temu - Grób Kaprala Konrada Winklera
Pod górkę :)
Zielone drogi :)
DUPNIK (nazwa skały) i jaskinia, która się tam znajduje
Nasze ścieżki :)
Piękna wstęga drogi - w kierunku czerwonego szlaku
No i zaczęło dość mocno napierać deszczem
Mokro :)
Nawet bardzo mokro :)
Piękna droga :)
Nad przepaściami i pod drzewem :)
Równiutko :D
Droga jest celem :)
SIMBA! SIMBA! :D :D :D
Kategoria SFA, Wycieczka
Liszkor 2024
-
DST
101.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
A to dlatego, że Liszkor i KORNO zawsze wypadały gdzieś obok siebie czyli w okresie końca marca i początku kwietnia… a nierzadko tereny tych imprez jakoś na siebie nachodziły. Nie zliczę zatem wspólnych - w domu u Moniki i Tomka - dyskusji... na przykład o kamieniołomach („to mój kamieniołom, przesuńcie trasę!”) czy też o skalnym urwisku („urwisko jest nasze, wara!”). Gdy wielcy tego świata kłócą się o wyspę na Pacyfiku, na której ktoś postanowił zbudować fabrykę mikroprocesorów, albo spierają się o kopalnie na wschodniej Ukrainie, to my „kłóciliśmy” się tak bardziej lokalnie, kto przejmie daną miejscówkę. Kupę śmiechu przy tym oczywiście było... co nie zmienia faktu, że był to także ogrom pracy, aby wraz z Tomkiem i Moniką zamknąć z sukcesem organizację obu imprez, niemal równolegle. Zdarzało się, że siedzieliśmy "w domu KORNO" wraz z Grześkiem pracując nad obu rajdami równolegle. Jeśli doliczycie do tego wspólne starty na innych rajdach (a także starty krzyżowe: On na Czarnym KORNO, a my na Liszkorze) to okaże się, że widywaliśmy się naprawdę często w ciągu ostatnich lat...
Ktoś mógłby pomyśleć, jak mocną może być zażyłość z imprez i rajdów… otóż mocniejszą niż mogło by się wydawać. To były spotkania kilkanaście razy do roku. Spotkania przy okazji pasji, która nas naprawdę łączyła – od ścigania się, poprzez wtapianie z wariantami po wspólne prace sztabowe (nad mapami) – na przykład TUTAJ.
Tym bardziej informacja o nagłej i niespodziewanej śmierci Grześka była dla nas szokiem, zwłaszcza że stało się to podczas rajdu Silesia Race. Pamiętamy dobrze jedno z ostatnich naszych spotkań… na wspaniałym Mordowniku w Górach Kamiennych, gdy Grzesiek schodził z góry Czarnek, a my się na nią właśnie wdrapywaliśmy. Krzyczał do nas „tam jest ścieżka, nie ciśnijcie na rympał”… ale my… cisnęliśmy na rympał. Machnął tylko ręką i krzyknął „Czarni, niereformowalni…”
Będzie nam tego brakować…
Świat jest jednak bezwzględny i nie znosi próżni. „Świat nie zatrzyma się specjalnie dla nas, nie poczeka abyśmy poskładali kawałki swojego rozbitego życia. Naszą odpowiedzialność przejmą inni, najpewniej Ci co byli nam najbliżsi. Z czasem przyzwyczają się do nowej rzeczywistości, a świat pójdzie dalej…". Rzeczywistość upomina się zatem o swoje, bo Liszkor na ten rok był w trakcie przygotowań. Znana była już nawet gmina, w której rajd miał się odbyć – CISOWNICA czyli podnóże Beskidu Śląskiego, a na trasie rajdu miała wystąpić gościnnie Czantoria…
Pozostaje pytanie czy rajd się odbędzie…?
Okazuje się, że tak. Odbędzie się jako memoriał Grzegorza Liszki, a budowniczym trasy zostanie w tym roku Paweł zwany Bronkiem (ten sam co budował na przykład GRASSORA 444).
Zbuduje on trasę na podstawie informacji jakie miał od Grześka, a pozostałą resztę dobuduje według własnego uznania. Zapowiada się zatem mocny, górski rajd, którego trasa przebiegnie po obu stronach granicy PL – CZ w Beskidzie Śląskim.
W mojej głowie pojawia się wiele różnych pytań… na przykład czy memoriał powinien odbyć się jako rajd bez klasyfikacji… ale z drugiej strony Grzesiek uwielbiał się ścigać, więc cieszyłoby Go jeśli byłby to „wyścig”… zdajemy się zatem Bronka i jego wyczucie sytuacji.
Na koniec tego, dość długiego – acz sytuacja nie jest bardzo typowa… - wstępu, chciałbym powiedzieć coś do samego Grześka… taka rada od Orientalisty dla Orientalisty „Leć, druga na prawo i prosto aż do świtu…” (i nie powiem Wam skąd ten cytat pochodzi, chcecie to sobie go sami poszukajcie) oraz chciałbym też powiedzieć coś do nas wszystkich, których pora jeszcze nie nastała… i także w klimacie „Orientalista do Orientalisty”: „When you are standing on the crossroads, that you cannot comprehed, just remember, the death is not the end..." (całość TUTAJ)
"The heart of a warrior forged in strife
The price of your honor may cost your life
Masked by resolve are your fears and pain
THIS IS THE WAY !!!"
Dokładnie tak ---> THIS IS THE WAY !!!!!!!!! (całość TUTAJ)
Pierwszy punkt dzisiaj i od razu krzaki :D
TUŁaczka na TUŁ
Sama góra czyli TUŁ jest piękna, ale przywita nas srogim podpychem - tak, wiem niektórzy pojechali drogą na około, ale wiecie jak jest... co ja będę tłumaczył...
TUŁaczka na Tuł :D
Na zielonej trawce :)
Jest i on :)
Piekło Czantorii :P
Ten po który specjalnie zjechaliśmy :P
Jak SMS nie chcą się wysłac, to trzeba punkty zaliczać w sposób klasyczny :P
Rypiemy się zatem mozolnie pod górkę w poszukiwaniu ruin owczarni (na Małej Czantorii). Przypomina nam się nasze Wiosenne CZARNE Korno w Dolinkach Podkrakowskich bo tam także mieliśmy punkt „Ruiny owczarni”. Zadaliśmy wtedy zawodnikom pewne zadanie, pamiętacie to jeszcze? „Płaczą owce po utraconym domu…”
Jak ja kocham takie punkty kontrolne. Punkty z historią w tle… czasem mroczną i wcale nie nam ma myśli tego, że owce ze strachem przysiadały na zadach, kiedy odwiedzał je pasterz :P
Nie mówię o romansach, ale o naprawdę mrocznych historiach… no ale dobra, miało być nie o tym.
Bierzemy lampion i ciśniemy dalej.
Owczy lament po utraconym domu,
słychać tutaj już zawsze będzie
żałować ich - nie ma już jednak komu
przeto policz otwory w ściany górnym rzędzie... ech wspomnienia. Nostalgia trip wchodzi na grubo...
Na szczycie Czantorii zaskakująco sporo ludzi – ja wiem, że dzień jest piękny, a wiosna w naszej strefie klimatycznej to właściwie przestaje istnieć i płynnie wchodzimy w lato, ale i tak jestem zaskoczony. Co ciekawe, dalej na szlakach to nie spotkamy prawie nikogo, tak jakby wszyscy stwierdzili, że idą na Czantorię. To mi absolutnie nie przeszkadza, niech tutaj siedzą, my ruszamy w głąb Beskidu Śląskiego bo najdalej wysunięty punkt to jest aż trójstyk granic Czechy – Polska – Słowacja, więc naprawdę kawał, kawał drogi.
Łapiemy punkt kontrolny na szczycie Czantorii i wjeżdżamy w mój ulubiony morski kraj :P
Patrzcie sobie na te zdjęcia Z TYM W TLE lub na słuchawkach - robi klimat :D
Tuturu tu, tu tu ru tu :D
Trójnóg KALEKA !!!
Nadal Tutu ru tu tu tu tutu :D
Które miejsce na podium zajęłaś? WSZYSTKIE - dokładnie!
Tak jest! Trzeba się rozpychać... kiedy wiesz, że jesteś naprawdę gruby...eee... jesteś osobą w kryzysie objętości? Kiedy kupujesz hula-hop i PASUJE !!!
"Jesteśmy morskim krajem - mówimy do siebie AHOJ"
(...uczy o tym historia, śpiewają o tym rybitwy, że czeska marynarka nie przegrała żadnej bitwy!) ---> całość TUTAJ
Zjazd z Czantorii to jest bajka – piękna szutrowa droga, ciasne zakręty i duże prędkości… to jest to co lubimy. Musimy tylko uważać aby nie przegapić odbicia po punkt kontrolny na wielkiej skale. Kolejne ciekawe miejsce. Tablica mówiła, że odbywały się tutaj tajne spotkania… ciekawe czy jakiegoś „tajnego stowarzyszenia jawnych przeciwników barokizowania budowli gotyckich” czy jakieś innej ciekawej grup? Żartuję, wszystko na tablicy jest ładnie opisane i to w dwóch językach. Pięknie. Wysyłamy kod i zaliczamy kolejny punkt kontrolny. Teraz czeka nas dłuuuuuugi, naprawdę długi przelot po kolejne punkty… chociaż mówienie, że jest będzie przelot to chyba jest nadużycie, bo z Czantorii zjechaliśmy na sam dół, do miejscowości, więc teraz to wspinamy się na górę obok, tylko trochę niższą niż ta poprzednia. To będzie naprawdę długi… podjazd a nie przelot.
Ciężkie te czeskie podjazdy…
Skałka
Zaczyna się... a będzie tylko grubiej.
"Do you not know Death when you see it, old man... you have failed. The world of men will fall" (klasyka klasyków - TUTAJ)
Zawsze, ale absolutnie zawsze takie przepowiednie są źle zrozumiane. Weźmy na przykład Star Wars „On przyniesie równowagę mocy”, wszyscy zachwyceni… do momentu kiedy prawie wszyscy nie zostali wyrżnięci, bo dwa do 2-óch to też równowaga. Albo "Sucker Punch"… udało się uwolnić ze szpitala psychiatrycznego, prawda? Prawda? W 100% i na zawsze… lobotomia uwalnia wszystkich od wszystkich zmartwień… albo jeszcze inny klasyk fantasy „Krull” – będziesz mógł przewidzieć przyszłość. Tak, zajebisty dar... szkoda, że głównie widzę moment swojej śmierci… No więc jak, zadzwonić czy nie? Szczęśliwy do końca życia… brzmi fajnie, ale wolałbym aby zostały zdefiniowane zostały jakieś warunki brzegowe, na przykład czy to nie będzie jutro. Bo wtedy może pokuszę się o jeszcze kilka lat życia z problemami...
Co nam tam – do odważnych świat należy. DZWONIMY !!! Niech się dzieje wola nieba… albo tych rogatych na dole ? Dzwonimy i ruszamy dalej.
Tłumacz tą przepowiednię... nie zmuszaj mnie do przemocy.
Mamy to na piśmie :P
Wyszły FATERKI :D
Bronek mówi lampionu nie mam, ale stawiam piwo (parafraza jednej ze zwrotek - TUTAJ)
No takiej akcji to się nie spodziewałem. Trzeba było tutaj być przed 17:00 (a nam się to udało) i wtedy dostawało się „na koszt firmy” czeski obiad czyli gulasze, knedelki, prażone syry, Kofolę, pivo i inne takie. Chyba to dzwonienie Izydorem zadziałało i to w trybie natychmiastowym. Jesteśmy szczęśliwi. Może tym razem przepowiednia nie miała żadnego haka?
Siadamy do obiadu a Bronek donosi smakołyki, no żyć nie umierać.
Co więcej mamy tutaj sytuację znaną z Liszkora w Beskidzie Małym – lata temu. Czas start i stop czyli godzinna przerwa, która nie zalicza się do czasu trwania rajdu.
„Może spotkamy się tam gdzie trafi każdy z nas, tam gdzie życie będzie snem, może spotkamy się tam gdzie w miejscu stoi czas, za sto lat, za rok, za dzień…” – po tamtym Liszkorze myślałem, że takim miejscem jest schronisko pod Leskowcem. Dziś wiem, że takich miejsc jest więcej – na przykład Filipka w czeskiej części Beskidu Śląskiego. Grzesiek na każdym w zasadzie rajdzie zjeżdżał w takie miejsca, więc to kapitalny pomysł. Dziękujemy Bronek :D
Pogoda jest super, acz od czasu do czasu przez chwilę coś popaduje… i nie mówię tutaj o słabych zawodników, oni też popadują i to nawet nie przez chwilę. Mówię o deszczu – pewien syn optyk(a) nazywałby to raczej opadem konwencjonalnym czy jakoś tak. Nigdy nie rozumiałem czy się różni opad konwencjonalny od niekonwencjonalnego. Czy przy niekonwencjonalnym to po prostu zdrowo napierdala…? No nic, zostawmy to. Pogoda jest świetna bo nie jest za gorąco, ale czasem coś tam lekko i przez chwilę chluśnie i to wysyła w kolejny nostalgia trip, bo LISZKOR (prawie) ZAWSZE LUBIŁ DESZCZ… często nam padało na różnych edycjach, chyba częściej niż było ładnie, więc robi się klimat dawnych rajdów.
Nadwiślański Maraton na Orientacje (pre-Liszkor) w 2017 trochę popadywało jak targaliśmy rowery przez WĄWOZOWĄ… i to na rympał.
Liszkor 2019 w Beskidzie Małym – taj tutaj napierało, że spływaliśmy stokiem Czarnej Góry. Szlaki płynęły po prostu
Liszkor 2022 w moim ukochanym Bukownie – zasypało nas przecież śniegiem wtedy…
Znowu pod górkę
Szlakami w kolorze szkarłatu i złota
Niezły STOŻEK, dosłownie STOŻEK WIELKI :D
Nieustannie pod górkę...
Nieustannie...
Przynajmniej na szczycie można na chwilę przysiąść...
Szlakiem w kolorze nadziei… chyba na dobre dymanie
Okaże się także, że w tej części rajdu bardzo mocno „przykleimy” się do pewnego zielonego szlaku i będziemy się trzymać go przez długi, długi czas. W praktyce oznacza to bardzo dobrą przejezdność, więc licznik kilometrów także nam znacznie przyspieszy (w górach szło to jednak dość wolno, ze względu na parametr "ciągle pod górkę").
Szlak będzie biegł po czeskiej stronie granicy wzdłuż pasma zawierającego zarówno Czantorię jak i Stożek Wielki.
Nie może jednak być za pięknie... "...i gdy wszystko szło tak spoko, nie dojechał na czas Rocco" (link jak zawsze na własną odpowiedzialność...). Pod koniec Szkodnik zgłasza "kapcia". Ech znowu będzie walka... nasze opony mają grubość 2.5", więc zakładanie ich na rawkę po wymianie dętki to jest wyzwanie. Przynajmniej widok będzie ładny. Ławeczka, zachód słońca, a ja dymam... za starych czasów szkolnych w parku :P :P :P (żartuję... a może nie, hahahah :D).
Pod górkę... a niby miało być inaczej?
"Well, hello beautiful, you look nervous" - ach piękne, dla mnie ten Pan to był niekwestionowany mistrz podrywu.
Drugi najlepszy tekst na podryw to zawsze był "przepraszam, czy to chusteczka pachnie chloroformem?"
Z widoczkiem...
Lubię sobie podymać o zachodzie słońca...
Duch ORIENTEERINGU…w Cieszynie
Pamiętne wapienniki nadal tutaj stoją, ale miejsce zostało odnowione i zagospodarowane. Ładnie, naprawdę ładnie.
Tymczasem zachodzi już słońce i "ciemności kryją ziemię". My ponownie wspinamy się na jakieś pagóry... tego dzisiaj nie ma po prostu końca. A na szczycie hodują jakieś stwory (serio!) i dlatego szlak biegnie wzdłuż siatek ochronnych. Jest klimat jak podchodzą do siatki, wyłaniając się z ciemności (ale niestety zdjęcie nie wyszło).
Pamiętne wapienniki :)
Znowu wzdłuż słupków
Przez krainę stworą, chronieni FIREWALL'ami :)
Jest drabina na drzewo, to trzeba na nie wyjść - nieważne, że tam punktu nie ma. Trzeba wyjść !!!
Ach to pociski smugowe :P
Nad przepaścią... dobrze, że nie "ku"
Przed nami ostatni etap rajdu czyli zagęszczenie punktów w okolicy Goleniowa... Napsuje nam tutaj krwi pewne jeziorko. Naszukamy się go po nocnym lesie jak głupi, ale w końcu się uda... tylko 40 min błądzenia po skarpach i krzakach, bez dróg i ścieżek... a potem niełatwy powrót do miejsca, gdzie zostawiliśmy rowery. Masakra ten punkt był, ale wychodzimy zwycięsko...
Natomiast nie wyszedłbym wcale z przepaści nad którą jechaliśmy chwilę później i mną zdrowo szarpnęło. Patrząc jak idzie koło nad urwiskiem i pilnując toru jazdy nie zauważyłem gałęzi, która zawieszona była na wysokości mojego kasku... jak mną nie szarpnie, zwłaszcza że czołówka zahaczyła się o ten konar i mnie niemal ściągnęło z roweru. No było blisko, bo zgadnijcie w którą stronę mnie rzuciło... proste, że w otchłań, ale udało się wyratować kontrą kierownicy - tak mocną, że mnie to położyło w krzaki, ale lepiej w tą stronę. Dosłownie, bo w drugą było naprawdę wysokie urwisko. Izydor postanowił wypełnić przepowiednie? Obiad był, trasa piękna, spełniłoby się... do samego końca bylibyśmy szczęśliwi, do samego końca spadku swobodnego (pamiętajcie: pierwiastek z dwa gie ha) :P
Do bazy wracamy około 30 min po północy.
100 km i 2900 przewyższeń... hardcore, ale jakże piękny hardcore. Super rajd i piękne upamiętnienie naszego kolegi.
Szkoda tylko, że nie dane było Mu zobaczyć tych zawodów i cieszyć się nimi jako jeden z ich Gospodarzy.
Pora wracać do domu
Gdzieś w okolicy przepaści
Wierch czy góra a urwisko już czeka :P :P :P
Dying day...
Kategoria SFA, Wycieczka
Święta w Dolinkach (Szklarka, Racławka, Będkowska)
-
DST
35.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
No i tak jak sądziłem! Zmiany, zmiany, zmiany - na przykład nad Racławką zwaliło się drzewo z żółtym szlakiem! Dwa tygodnie temu jeszcze stało! Spuścić na chwilę las z oka i zraz coś się odwala... lub wywala. No nic, zmiana odnotowana :)
Jako, że na 15:00 idziemy na świąteczny obiad to mamy tylko kilka godzin z rana, aby poszwendać się po moich ukochanych Dolinkach Podkrakowskich. Da radę! W kilka godzin to w Dolinkach to się można zajechać. Niby tylko 35 km, ale za to pękło 850m przewyższeń :D
No Dolinki, po prostu Dolinki, tu wszędzie jest pod górę!
Tym razem z nielichego zbioru (od Mnikowskiej, przez Sankę, po Miękkinie) wylosowaliśmy Szklarkę, Racławkę i Będkowską. Tam wiem, zaraz mnie oskarżycie o faworyzowanie górskiej Racławki oraz dzikiej Szlarki, bo coś za często się nam losują... a ja powiem: "eee tam, przypadek... jak zawsze" :D
Leci ogromna foto-galeria bo to piękne tereny.
Wodospad "SZUM" w Będkowskiej huczy od rana aż miło :D
Prawda! Uważamy na płazy bo zaliczamy tylko poprawne osadzenia, a nie tzw. plaque (suchar szermierczy - jak ktoś nie rozumie, to trudno)
Bezimienny wodospad też nieźle huczy :)
Szkodnik (i) Króliczek Świąteczny :)
Wypych świąteczny :)
To już chyba jest jakaś klątwa albo choroba - gdzie nie pojedziemy, znajdziemy jakiś lampion :D
W stronę "Wzgórza 512" zwanego Wzgórzem 502 (bo dopiero po wielu latach skorygowano dawny pomiar jego wysokości)
Jurajsko :)
Czerwony szlak w Szklarce czyli rypiemy...
... ostro pod górę :)
Szklarka... po prostu Szklarka :D
Ja to nazywam SZKLARSKIMI Beskidami bo w niejednych górach nie ma takiego krajobrazu :D
"You ain't gonna catch a break in the wasteland,
Pedal to the metal, cuz I hate using brakes, man...
Buckle up and hit the gas
KICK UP DUST and kick some some ass...
Way out here we don't shake hands
make the rules or take demands" (całość TUTAJ)
Piękna...
...wstęga drogi :)
Przyjechaliśmy z prawej. Droga z lewej prowadzi na "Racucha" (skała), ale my "cała wstecz" (względem kadru) - do Racławki.
(Spotkaliśmy tu Zbyszka M. !!! - jak w Fallout'cie: RANDOM ENCOUNTER in the Wasteland :D )
Deep dive into RACŁAWKA Valley :D
Wąwozami do Doliny :)
Nadal wąwozami :)
WĄWOZIADIA pełną parą :D
Mówiłem, że się zwaliło !!!
Znowu pod górkę - trawersujemy górną partię Racławki
Dziś jest Śmigus Dyngus, prawda? Styl na Żabę :D
Kapliczka Ciężkich Przewyższeń (okolice Białej Góry i Bożej Męki nad Paczółtowicami)... tu wyjechać to jest coś...
Leśne upalanie (górne partie Racławki - okolice kamieniołomu w Dębniku i leśnego cmentarza "choleryczno-IWW")
"Ej, tędy na pewno biegnie szlak?" - Szkodnik
Drzewa nie kłamią :P
Czasem tylko zawalą drogę :)
Powrót jak zawsze po nocy... a nie czekaj, trzyma nas dziś ta 15:00, więc nie po nocy :P
Okolice Radwanowic (wsi odznaczonej "Krzyżem Walecznych")
Kategoria SFA, Wycieczka