aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Sówka Kaja czyli KAJASÓWKA :)

  • DST 7.00km
  • Aktywność Wędrówka
Czwartek, 16 czerwca 2022 | dodano: 16.06.2022

Krok za krokiem (dosłownie, po prostu dosłownie...) pomału wracamy do pewnych aktywności. Ej, ktoś musi ze mną targać ten rower na plecach pod jakąś chorą ścianę... samemu to nie jest to samo... trzeba więc uruchomić Basi to kolano. Idzie pomału, bardzo pomału bo nadal nie ma Ona pełnego zakresu ruchu, ale możemy już wrócić do lasu i na nasze kręte ścieżki. Bez podejść i zjazdów, bez kamerdolców, bez sekcji korzennych... ale krzory i chaszcze pomału wracają do łask. Potrzeba po prostu cierpliwości...

„Cierpliwość przyciąga szczęście; przybliża to, co jest daleko ”.

„Cierpliwość to spokojna akceptacja faktu, że rzeczy mogą się wydarzyć w innej kolejności niż ta, o której myślisz”... i której pragniesz

„Miej cierpliwość. Wszystkie rzeczy są trudne, zanim staną się łatwe ”
... miej cierpliwość i pokorę, bo "„Wszystko, czego pragniesz, jest po drugiej stronie strachu”.

Kilka zdjęć z leśnego spaceru.

Pierwszy "niepewny" mostek Basi od dawna... zawsze lubiłem takie miejsca, ale dziś cieszy mnie on jeszcze bardziej.

Obrodziło roślinnością plugawą :)

Skałki zawsze na propsie :)

Keep walking... keep smiling

Takie miejsca też lubię :)

Fajny ten szlak, trochę dziki :)

W stronę światła :)

Bezdrożami...

"To jest przeznaczenie, które każe mi iść naprzód, kochana drużyno nie zwalniajmy marszu..." (całość TUTAJ)

Droga jest celem...

Był czarny, był żółty. był konny, teraz prowadzi nas czerwony...

Przeszłość wyryta w kamieniu...

Przeszkody niegdyś brane z biegu, dziś z trochę większą ostrożnością ale ważne, że "brane" :) 

Inny czerwony... 7 km spaceru ale 4 różne szlaki (cóż, rzadko udaje nam się trzymać jednego traktu)



Kategoria SFA, Wycieczka

Rajd BESKIDY - Wisła 2022

  • DST 85.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 czerwca 2022 | dodano: 13.06.2022

2900 UP (przewyższeń), 85 km w 14 godzin.. upodlenie i sponiewieranie level RAJD BESKIDY Lato 2022. Tym razem padło na Beskid (w) Śląskim (tak wiem, że poprawnie byłoby by w Śląskiem, ale fajnie wygląda tak jak jest :P) bo baza była w Wiśle. Rajd dla mnie bardzo kameralny, a z drugiej z duża frekwencją... i nie ma w tym sprzeczności... i NIE, nie pojechałem w drugą stronę niż inni... choć w sumie to chciałem... ale nie, nie pojechałem... no ale po kolei... zapraszam na relację ze srogiej poniewierki pod Klimczokiem i innymi okolicznymi pagórami Beskidu Śląskiego.
    
Sen zwiastunem jest nadziei
We śnie wszystko jest możliwe
Śpij Księżniczko, śpij maleńka
Niech Ci śnią się sny prawdziwe
Pod poduszkę schowaj sobie
baśnie Pana Andersena
na poduszce poduszce połóż głowę
już się snu otwiera scena (klasyk z kultowego filmu mojego dzieciństwa "Pan Kleks w kosmosie")
No właśnie NIE... Księżniczka nie chce spać i wcale nie jest to kwestia jakiegoś ziarnka grochu czy jakiegokolwiek innego ziarna, strąka, owocu czy warzywa. Nie śpi bo robi jajecznicę. Jest 2:15 w nocy, a Szkodnik wstał specjalnie zrobić mi jajecznicę i pilnuje aby wyszedł o odpowiedniej porze z domu... odpowiedniej czyli parę minut po trzeciej w nocy, bo o 3:50 to muszę być na Podgórkach Tynieckich, czyli po drugiej stronie Krakowa. Zbieram stamtąd Anie Witkowską na rajd i jedziemy jednym autem. Mówiłem Basia aby nie wstawała i spała spokojnie, bo to barbarzyńska godzina, ale Ona specjalnie wstała wyprawić mnie na rajd i potem poszła spać dalej. Co więcej jak wrócę następnego dnia (bo będzie to już po północy), to się okaże że ogarnęła dom niemal na błysk... i to w tym samym czasie, kiedy ja będę tyrał się po jakiś pagórach Beskidu Śląskiego. Ja to chyba w życiu za bardzo nie mogę narzekać, co? (A tak serio, Basia to: wyjdziesz za mnie? A potem jeszcze raz... i jeszcze raz?). Wsuwam jajecznicę, dopakowuję plecak i myśląc sobie, że tak to jest w małżeństwach "On Ją kocha za żarcie, Ona za wzięcie" :P :P :P ruszam w nocy mrok - acz to już czerwiec, zaraz zacznie robić się widno. 
Bardzo mi szkoda, że Szkodniczek nie może jechać ze mną na taki rajd, bo przecież w normalnych okolicznościach to by pierwszy targał rower na plecach pod górę... ale pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Pozostało zebrać Anię i cisnąć do Wisły... czyli "Przyjechałem po Ciebie po robocie, autem pięknym i za gruby szmal, to najszczęśliwszy dzień w twoim żywocie, bo pojedziemy Zafirą na..." RAJD :D (parafraza TEGO: "oj krasnyj Maskwicz oj krasny Maskwicz litieł po darogie wpieriod... objedziemy jak nic Ukrainę i cały dawny Sawiecki Sajuz, oj żeby tylko nie dorwały nas gliny, ledwo co dziś ukradłem ten wóz" )

Punkty kontrolne, wszędzie widzę punkty kontrolne :)


"Ciemno wszędzie, głucho wszędzie"... imprezy nie będzie ("Dziady" się już zmyły na szlak)

Wisła, godzina 5:45. Nikogo... miasteczko opustoszałe jakby w 2020 jakaś zaraza przeszła... puste ulice, cisza, średniej gęstości mgła... Kierujemy się do bazy, ale baza zamknięta. Czekamy, rejestracja ma być od 6:00, a o 6:30 odprawa mojej trasy. Mojej bo Ania planuje jechać na krótszą trasę... nie zmienia to jednak faktu, że baza zamknięta na 4 spusty i nie ma w niej nikogo.
Wbijamy do szkoły obok, gdzie mają nocować zawodnicy, no i... nocują. Wszyscy śpią... jakby pogrom przeszedł. Po prostu "...każdy gdzie siedział pada, ten z misą, ten nad kuflem, ten przy wołu ćwierci. Tak zwycięzców zwyciężył w końcu sen, brat Śmierci" ("Herr Tadeusz" oczywiście :P). Ej no co jest... ja wiem, że trasy AR (przygodowe), zarówno długa jak i krótka (krótka czyli 24 godzinna) już na trasie, ale halo... co z nami. Ja wiem, że ma być nas dwóch na trasie 130 km, a 3 osoby na trasie krótszej.. czyli bardzo kameralnie, ale nikt nie pisał, że mamy nie przyjeżdżać :D
Chwile później pojawia się również... no właśnie "Mr. W" (zawodnik z trasy krótszej). Nazwijmy Go tak roboczo, bo Pan będzie miał osobny rozdział tej opowieści. Pisałem w zajawce, że to był rajd cudów, no to właśnie pojawił się pierwszy :D
Mr. W także niepokoi się, że nikogo tu nie ma, a dzwonił do Organizatora dwa dni temu potwierdzić czy nasze trasy startują i czy nie będzie jakiegoś połączenia tras, ze względu na małą frekwencję. Mnie tam frekwencja nie przeszkadza, mam maraton właściwie tylko dla siebie - no to jest opcja exclusive.
W końcu dojeżdża i Jurek... pilnuje tras rajdowych, które napierają na trasie od dwóch dni, więc nie dał rady być tu punktualnie.
Nic się nie dzieje, wiem jak to jest z organizacją - to zapieprz jak stąd do świtu :D
Ważne, że rajd się odbywa - nasz start będzie trochę opóźniony, ale to sprawi tylko to, że limit nam się przesunie z 21:00 na 21:15. Damy radę!
Szybka odprawa na której dostajemy kilka map. Dwie duże formatu A3 czyli w zasadzie cały Beskid Śląski (hell yeah - chciałeś pagóry, to pagóry Cię teraz dojadą). Do tego dochodzą dodatkowe mapy: etap typu prolog po Wiśle oraz dwie kolejne mapy typu RJNO (rowerowa jazda na orientację - czyli mapy sportowe).
Mr. W pyta mnie czy jedziemy razem - ha, przecież znamy się lata, więc czemu nie, acz On miał być na trasie krótszej, więc zastanawiam się czy techniczne się to uda.
Finalnie jednak zarówno On jak i Ania przepisują się na trasę 130 km, więc jest git. Pojedziemy we dwójkę bo Ania dziś woli cisnąć sama. Pewnie ma dość rozmów płynnie przechodzących z całek i fundamentalnego twierdzenia algebry na poezję Leśmiana (ostatni HAWRAN :P )

Miśki z Wisły :)



Kawa na... mapę
Pierwszy etap to prolog po Wiśle. Na mapę wylała się kawa i zasłoniła trochę jej treści, ale znamy gorsze przypadki z KrakINO, więc nie ma się co łamać. Skala 1:10 000 tylko więc na rowerze to jest etap ekspresowy... no chyba że pomylą Wam się skrzyżowania :)
Szczęśliwie obyło się bez większych wtop nawigacyjnych na w tej fazie rajdu, więc zrobił się dobrą rozgrzewką przed przewyższeniami jakie na nasz czekały.
Z zabawnych akcji to pkt 8 (na mapie opisany jako wewnątrz budynku). Niby proste, ale budynek o tej porze był jeszcze zamknięty :D
Próba forsowania drzwi skończyła się interwencją obsługi, że "lokal jeszcze zamknięty", ale po umiejętnych negocjacjach z uroczą Panią Kelnerką zostaliśmy wpuszczeni do budynku. Cóż, trzeba mieć to coś np. broń :D i ludzie dość szybko zgadzają się na twoje propozycje. 
Ogólnie etap ten miał nam pokazać Wisłę jako taką, bo potem będzie już tylko "podjazd z cyklu: każdy umiera w samotności".

Ktoś mi wylał kawę na mapę :)

Dwie Bestie :)


"Dobrze dobrze Panie BRACIE
Przewyborny taki plan
Nie ma niewiast w naszej chacie
VIVAT SEMPER WOLNY STAN" :P (klasyk opery, chyba nie trzeba przedstawić)
BRACIE... Panie BRACIE... to jest słowo klucz! Przyszedł czas aby odkryć tożsamość Mr. W, prawda? A było to tak...
Skończyło się rowerowanie po płaskim. Wspinamy się żółtym szlakiem na Kamienny, a potem dalej na Trzy Kopce.Podjazd najpierw asfaltowy a potem mokre (bo niedawno przechodziły tędy obfite ulewy) kamerdolce. Póki dało się jechać i nie trzeba było pchać, Mr W. po prostu szedł pod górę jakby było po równym. Kurde co jest... znamy się lata, zawsze dużo biegał, nawet na rajdach najczęściej widziałem Go na trasie pieszej, a tu ciśnie jakby się urodził na rowerze. Nie jestem w stanie utrzymać się za Nim na podjeździe. Targam ile sił w nogach, a przecież to początek rajdu, więc powinna być moc, powinna być siła... ale Mr. W mi odjeżdża. Z każdą chwilę jest coraz dalej i dalej. Partrzę na licznik, 10-12km/h pod taką górę? Normalnie to bym tu już pchał, ale ambicja mi nie pozwala (muszę chyba sobie znowu puścić sobie ten kultowy fragment "Pulp Fiction" - "Pride only hurts, it never helps").  Napieram zatem z tętnem w strefie śmierci.. .a On się oddala. Kiedy... kiedy zrobił taką kondychę? JAK?
Co On bierze... chcę to samo!! Widzę, że mój dealer zszedł z jakością dopalaczy...
Finalnie wychodzę ma 3 Kopce Wislańskie... ledwie łapię oddech. Tempo podejścia/podjazdu (gdzie się dało) mordercze, a Mr. W mówi, "Rób zdjęcie i ciśniemy, nie ma czasu..."
K***a, co jest... czy ja dziś jestem taki słaby, czy On jest po narkotykach... czy ja już się tak zestarzałem, że trzeba pomału się do ziemi zacząć przyzwyczajać... czy też może mnie ktoś tu w ch**a robi :D?
No właśnie... czułem, że coś jest nie halo... od słowa do słowa, gdy jedziemy niebieskim teraz szlakiem, odkrywam prawdę...

Żółtym pod górę

Trzy Kopce... stan przedzawałowy...

3 Kamieni :)


Mr. W: "sprawdzaj mnie bo nie mam dużego doświadczenie w nawigacji. Zacząłem niecałe dwa lata temu"
Ja: "Co Ty gadasz, przecież znamy się lata. Na niejednym rajdzie się spotkaliśmy"
Mr W: "Nie, przecież poznaliśmy się na Mordowniku. A to był wrzesień 2020, tym Mordowniku na którym układaliście trasę"
Ja: "No układaliśmy Mordownika, ale to nie był twój pierwszy rajd przecież. Widzieliśmy się na... " (i tu leci lista)
Mr W: "Nie, mówię Ci że Mordownik był moim pierwszym"

Ja to chyba nie domagam dzisiaj nie tylko fizycznie, ale i umysłowo... ZNAMY SIĘ LATA !!!!
Nie ogarniam tej kuwety...

Mr W: "Chyba mylisz mnie z moim BRATEM"
Ja: "Jakim BRATEM?"
Mr W: "No bratem, biegał na rajdach, no i znasz naszego Ojca, też często jeździł na rajdy"
Ja: "Ty nie jesteś MATEUSZ WIKTOROWICZ?"
Mr W: "Nie, jestem Michał. Jego BRAT"


O k***a... szok i niedowierzanie. BRAT... i to nawet podobny! Wyglądają jak dwie krople wody.
Mr W: "wiesz na orientację jeżdżę od dwóch lat, ale na rowerze do dziecka. Jeździłem zawody XC, teraz robię ultra, w młodości jeździłem w różnych klubach. Był taki czas, że byłem w pierwszej dziesiątce w Polsce..."

A ja się dziwię, że mnie odstawiał na po podjeździe... zdewastowała mi psyche ta wiadomość, runął mój światopogląd...  No niemal jak "LUKE I AM YOUR FATHER" ale w wersji z BRATEM...
No grubo, naprawdę grubo...

No dobra, ale to mi trochę rozjaśniło sytuację, czemu Mr W mówi, że nie ma doświadczenia dużego w nawigacji i dlaczego tak zapierdala :)
Mr. W proponuje abyśmy jechali dalej niebieskim i zaatakowali punkt kontrolny na tzw. Diablim Bunkrze.

"Dobrze dobrze Panie BRACIE (no bracie, bracie...)
Przewyborny taki plan (pasi mi wyprawa "na bunkra")
Nie ma niewiast w naszej chacie (Szkodnik został w domu, a Ania jedzie dziś sama)
VIVAT SEMPER WOLNY STAN" (no wszystko się teraz zgadza, prawda?)


Inna sprawa, że bylem w takim szoku, że przegapiłem odbicie na Świniarkę i zjeżdżaliśmy (innym) żółtym szlakiem, dużo dalej niż planowałem pierwotnie... nawigacja mi zaszwankowała jak pojawił się sygnał brata. Klasa A urządzenia, wraca do normalnej pracy po ustaniu zaburzenia (hermetyczne, nawet bardzo - pozdrowienia dla tych co ogarniają badania EMC) :P

Zjazd żółtym

DIABLI MŁYN to kojarzy mi się tylko z planszą w DOOM'ie (The MILL), gdzie diabły i inne rogate to się tłukło rakietnicą (TUTAJ)

Nasze maszyny z zieleni


"- Co to było?
- Spaceball 1...polecieli do diabła." (ta scena TAK BARDZO --> inna sprawa, że polskie tłumaczenie nie było w stanie oddać kontekstu tego żartu w filmie :P)
Tak było, przysięgam... polecieli do diabła :)
Złapaliśmy dobrego bunkra i zjeżdżamy do Brennej. Teraz trzeba będzie się odmierzyć i w połowie miejscowości złapać czerwony szlak, którym zaatakujemy kolejne pasmo górskie... ale Michał już odpala.
- Czekaj... odmierzę się!
- Nie ma czasu! CIŚNIJ
Odpalił... asfalt za nim płonie... mam 34 km/h i widzę jak się oddala. Przyciskam ile fabryka dała, 37 km/h chwilowo... nadal się oddala... to nie ma sensu. Nie mam szans.
Nagle czerwony szlak mignie mi z lewej. Nie dziwię się, bo przy takich przelotowych prędkościach, to Brenna nie jest dużą miejscowością. 
Krzyczę "STÓJ, SZLAK !!"  Nie ma szans, aby mnie usłyszał.
To już...  punkt na horyzoncie, jeszcze chwila i znika. Została tylko linia ognia z pod kół i nadtopiony asfalt... a stoję na skrzyżowaniu z czerwonym szlakiem i czuję się... hmmm...słaby... zagubiony... bo mimo, że "mam" dobrze skrzyżowanie to nie wiem co robić... czekać, nie czekać? Wróci, nie wróci?
Stwierdzam, że chwilę mogę poczekać, aby nie było przypału że nie zaczekałem, ale nie mam pewności, czy i kiedy wróci... bo na razie to ciśnie poza mapę. Żywym ogniem... ale na Skoczów i chyba gardzi hamulcami.
Stoję chwilę i nagle ze szlaku wychodzi TaDZIK, który walczy na trasie pieszej 100km. Pytam mnie czemu stoję na skrzyżowaniu, a ja że zgubiłem... kule ognia... która pocięła gdzieś na Skoczów. TaDZIK mówi, mi że tam dalej jakiś rowerzysta cisnął właśnie od Skoczowa i rozpytywał o czerwony szlak.
OK... czyli przejechał przez rzekę kolejnym mostek i do szlaku wracał się drugą stroną rzeki... spoko, przynajmniej wiem co robić. Nie ma co czekać, pewnie założył że skręciłem i teraz mnie goni... patrząc na prędkości jakie rozwija, to pojedziemy już osobno, bo w życiu Go nie dojdę. Dobra, pora ruszać...

Taka ciekawostka, stojąc na skrzyżowaniu udało mi się w końcu zjeść bułę... bo jak proponowałem postój na jedzenie, to słyszałem, że nie ma czasu i trzeba bułę wsuwać podczas jazdy. Ch*j, że mamy 1000-ce kamerdolców... 25% nachylenia zjazdu... po co trzymać kierownicę i hamulce skoro można trzymać bułę... chyba się starzeję, bo dziś uważam za "odważne", ale nadal pamiętam że kiedyś też taki bylem. Wojownik: 100% :D :D :D
Wiecie kiedyś nie wierzyłem w grawitację, więc nie działała...

Czerwonym samotnie na kolejne pasmo :)

Uprawa przy [h zbieżnym do zera z F od (x;zero + h) minus F-od-x;zero i wszystko przez h] ? Co jest pochodną uprawy po czasie? Wycinka? 

Otwierają się panoramki :)



REUNION :)
Cisnę pod górę srogie podejście pod Czupel (nie mylić z Czuplem - najwyższym szczytem Beskidu Małego, ten tu to lokalny śląsko-beskidzki Czupel). Zszedłem z czerwonego szlaku mniej więcej w połowie i po - o dziwno - zgadzających się idealnie z mapą ścieżkach cisną trochę "azymutalnie" na punkt. Każdy krok nabija licznik przewyższeń, ale idę twardo i uparcie...  bij sobie liczniku bij, ale ten lampion mi się nie wymknie z rąk. WTEM widzę, że ktoś zjeżdża z góry: Mr W !!!
Krzyczy "Masz?"
Ha ha... czyli mimo twojego upalania na Skoczów i rozdzieleniu się, znowu na siebie wpadamy.
Tak w zasadzie "mam", jeszcze tylko parę metrów podejścia i JEST. Kolejny lampion wpada w nasze ręce, a my odtąd ponownie będziemy jechać już razem.
Chwilę później zjeżdżamy po drugiej stronie pasma (pięknie... od bazy dzielną nas już dwa pasma górskie, trzeba będzie o tym mocno pamiętać w kontekście pozostałego czasu).
Wjeżdżamy w obszar, gdzie dość szybko i bez większych problemów złapiemy 4 punkty (stary hutniczy piec i 3 "przekształcone").
Przez przekształcone rozumiem utrudnienia w postaci zmodyfikowanej mapy, np. rzekę coś nagle wykręciło, a ścieżki się rozjechały. Z jednym z nich mamy przez chwile trochę większy kłopot i potrzeba drugiej próby aby go dorwać, ale ogólnie dość łatwo wszystkie z nich nam weszły.
Teraz przyszła pora na trudne decyzje, a tutaj mamy trochę rozbieżne cele...

Kamienna tankietka... a nie czekaj, to piec hutniczy :D

Mówiłem, że przy H zbieżnym do 0 :P :P :P (tylko im zero i znaczkim LIM dopisać :D )
Mrok ciśnie przez mrok :D



WARIANT DOSKONALE CZARNY :D
Mr W. staje przed wyborem jechać ze mną, co jest hmmm bardzo NIE-optymalnym wariantem czy cisnąć samemu.
Ja zamierzam podchodzić pod kolejne (3-cie już dzisiaj) pasmo czyli pod Błatnię i potem pod Klimczok. W praktyce oznacza to, że nie wybieram się na etap RJnO (Rowerowej Jazdy na Orientację). Czemu? Hmmm to skomplikowane ale mogę spróbować wyjaśnić:
- kocham orienteering ale nie lubię RJnO (zwykle są to dość proste ale czasochłonne etapy, gdzie punkty to róg ogrodzenie, skraj młodnika, granica kultur itp)
- zwykle podjedź wróć do głównej, podjedź pod kolejny, wróć do głównej
- owszem jest tam zagęszczenie PK, więc odpuszczanie takiego etapu rajdowo nie ma sensu, bo odpuszczam około 10 punktu na małej przestrzeni
- RJnO lub BnO (jeśli biegowe) są różne: zwykle nie bardzo trudne bo mapa jest dokładna, sportowa - są jednak według mnie bardzo nużące. To są zawsze etapy które najmniej lubię.
- Przykłady: zimowa Silesia etap RJnO po ucieczce spod kół pociągu Intercity (pamiętajcie aby nie przechodzić w niedozwolonych miejscach - na TYM zdjęciu ten pociąg nie stoi :D), BnO w Szklarskiej gdzie miałem halucynacje z niewyspania i zmęczenia CHOMIK CHOMIK i PAN NIEDŹWIEDZIA... itp itd ).
- zeszło by mi tu ze 2h na tym etapie - tak szacuję, a potem jest od razu etap tzw. LOP czyli Linii Obowiązkowego Przejadu i są to dwa single-track'i (jeden to 4 km podjazdu)
- w praktyce uznaję, że oba te etapy zajmą mi 3-4 godzin, a jak gdzieś wtopię to może i z 5 godzin
- do limitu mamy 8 godzin jeszcze, czyli zostaną 3h na góry i prędzej czy później skończy się asfaltami do Wisły
- MAM DYLEMAT - kocham góry, stracić 3-4 godziny na wąwóz, dołek, róg ogrodzenia czy cisnąc na Klimczok (1117m), a potem czerwony na Kotarz, Malinów i jak się uda to na Baranią Gorę... a gdyby cud się wydarzył i był czas, to dalej i dalej na Szarculę, na której nigdy nie byłem jeszcze !!!
- MAM DYLEMAT góry Góry GÓRY vs róg ogrodzenia
- rajdowo mój wariant nie ma najmniejszego sensu, bo ogólnie przez wymienione wyżej góry NIE trzeba przechodzić, skoro punkt jest tylko na Klimczoku. Można trzymać się stokówek, a nie cisnąć po szczytach czerwonym szlakiem. Ale ja bardzo chcę na Klimczok i potem na czerwony szlak (jak znamy Beskid Śląski to tego kawałka nigdy nie jechałem!). No i Szarcula!! Z wieżą widokową
- pier***le róg ogrodzenia na RJnO !!! Błatnia, Klimczok i potem czerwony aż do Baraniej Gory
Mr W nie jest przekonany do tego planu, bo - jak wspomniałem - rajdowo nie ma większego sensu, ale mnie to nie interesuje. Łamie się chłopak czy jechać ze mną czy nie, do końca chyba wierzył, że z Błatni zjadę na RJnO (no cóż, asertywny jestem :D )
Nie ugnę się i tak mnie namówił abyśmy zaczęli jazdę od północy mapy, bo ja chciałem od razu na południe - na Szarculę !
Finalnie postanawia jednak jechać ze mną :)
Ach ten dar przekonywania... manipulacji, zastraszania i szantażu :D
Ciśniemy zatem na punkt opisane jako ruiny chat drwali. Znajdują się one "pod" Błatnią, ale będzie ciężko je znaleźć od szlaku. Najlepiej byłoby nie wchodzić na szlak, ale cisnąć doliną na wprost... problemem jest jednak to, że na wprost nie ma drogi... przedłużenie doliny wypada wprost na punkt... ale nie ma nawet ścieżki.
Mówię do Mr. W, że może okazać się iż będzie "na rympał" czyli rower na plery i na czworakach w poprzek poziomic... bez żadnego traktu, przez krzory i chaszcze.
Mówi OK - to chciałem usłyszeć.
No i okazuje się, że mapa nie kłamie - drogi nie ma, są krzory i chaszcze, wiatrołomy i pionowa ściana i strumień w wąwozie... targami jak katorżniki :D

Gdy życie Cię trochę przygniecie... życie lub drzewo :)

Wariant czarny :)

BINGO - jak po sznurku (perfect azymut :D )



GRA O TRON... KLIMCZOKA :D
W schronisku pod Błatnią robimy sobie krótką przerwę. Uzupełnić zapasy, zadzwonić do Szkodniczka a potem cisnąć na Klimczok.
Mr W będzie całą drogę się zastanawiał czy dobrze zrobił... oczywiście, że NIE, jeśli chce walczyć o zwycięstwo.
Co więcej, jeśli chodzi o zwycięstwo to jest to najgorszy możliwy wariant :D
No ale sami zobaczcie jaka bajka z tym szlakiem, a na szczycie Klimczoka TRON już na mnie czeka :D
No bo jakby nie patrzeć:
"...in my own way, I am a King. Hail to the King, Baby"
Utożsamiam się z tą sceną :D

Pod schroniskiem (Błatnia 917m)

Bajka :D

Podjazdy a nie podpychy :D


Moczarki, bagienka, torfowiska, mokradełka... kocham takie miejsca :D
UWAGA LINK RARYTAS ---> Man of my own heart :D


KLIMCZOK



Prowadź mnie, mój czerwony szlaku i nie mów mi nic o drogach poniżej :D
Jak na Wilczym 2, wszystkie normalne ekipy stokówkami, jakoś od dołu czy coś, a tylko my ze Szkodniczkiem wariant przez Czantorię!
Tak teraz, tylko my czerwonym przez Hyrce, Kotarz, Grabową, Malinów :D
Zjazd z cyklu "kamerdolce chcą twojej śmierci... " - część muszę sprawadzać bo mam za małego skilla na coś takiego, ale czuję jak Mrok do mnie przemawia.
PUŚĆ HAMULEC JA TO PRZEJDĘ... i to prawda, ten rower to łyknie, on by to przeszedł, to psycha jeźdźca nie puszcza.
Niemniej sporo da się zjechać... a skoro sporo zjeżdżamy, to będzie tyrania pod górę niemało.
Niech przemówią zdjęcia :D
Klimczok - Chata Wuja Toma - Hyrca - Kotarz - Grabowa - Przełęcz Salmopolska - Malinów:

Będzie dzida w dół i większość zjechane! Ale szarpało niemiłosiernie :D 
no a potem atakujemy to co przed nami...


Pod górkę też było mocno :)

Naprawdę mocno... Podejście pod Kotarz

Malinów czyli pod drugiej stronie Przełęczy Salmopolskiej

Zjazd z Malinowa (w kierunku Jaskini - gdzie czeka na na lampion)


Docieramy finalnie do Jaskini Malinowskiej.
No muszę przyznać, że to mega zacny punkt kontrolny bo trzeba wejść głęboko wgłąb.
Jest klimat, a zrobi się jeszcze większy jak w środku będzie jakaś rogacizna.
Naprawdę genialny pomysł na punkt kontrolny. Jestem zachwycony !!!

Mamy nawet mapę jaskini :)


Mr W. jeszcze na górze... życzy mi powodzenia podczas niebezpiecznej misji :)

Jest i lampion :)

Teraz trzeba jeszcze stąd wyjść :)


Nie rusz co nie twoje :D
Wygramoliliśmy się z jaskini. Zostało nam 50 min do limitu... malutko, Barania Góra i powrót do bazy nieosiągalny. A szkoda.
Mr W. chce wracać do Przełęczy Salmopolskiej i runąć w dół asfaltem do Wisły.
Mam gorszy pomysł :D
Gorszy ale ładniejszy... pięknie zachodzi słońce, kocham zachody słońca w górach. Jest cudownie. Idźmy na jeszcze jedną górę... na Zielony Kopiec (1152m) i dopiero stamtąd żółtym przez Cieńków piękną szutrową drogą w dół.
50 min może nam nie starczyć, bo trzeba 150m w pionie na ten Kopiec podejść, ale co tam. Dziś jestem na Rajdzie Beskidy z przewagą BESKIDY niż na RAJDZIE. 
Cisnę na Zielony - postanowione.
Planuję złapać jeszcze jeden punkt kontrolny na zjeździe żółtym. Ten plan był bez wad! Co mogło pójść nie tak... no na przykład, że punkt na żółtym nie był z naszej trasy!
Nie był nasz, ale Mr W zorientował się dopiero... za KOPCEM :D
A gdyby mi tego nie powiedział, to ja bym się pewnie nie zorientował aż do momentu podbijania karty, gdy odkryłbym że na tej karcie nie ma... :D
No nic, nie ma go gdzie podbić, więc go nie bierzemy... przedymaliśmy przez Kopiec bez większego sensu :D
Nawigacja level patologia :D
Chociaż może nie nawigacja, bo wyjechaliśmy dobrze... strategia, tak definitywnie, strategia level patologia.

Zjazd to prawdziwa bajka... 40km/h w promieniach zachodzącego słońca i lecimy w dół. Nie hamujemy dla nikogo, nawet dla traktora zwożącego drewno... ufff wyminąłem go na styk... gdy spadniemy do Wisły, to jeszcze potrzeba przelotu do bazy i koniec.
2900 przewyższeń, 85 km, 14 godzin... kompletnie nieoptymalny wariant bo szlakami pieszymi czyli "w normie" !!!
Strasznie mi tylko szkoda, że Szkodnika tutaj ze mną nie było. Niesamowita wyrypa... szkoda, że nie pełnym składem naszej
W bazie zrobię tylko GLASSGOW (Szkło poszło), bo oprę się o trofeum, jakie dostała Ania i rozbiję szybkę...ramy obrazu. 
To już druga taka akcja... raz na Świętokrzyskiej Jatce podnosząc plecak zahaczyłem komuś o medal, a że był "ceramiczny" to też poszedł w drebiezgi... no nie wytłumaczysz, że nie specjalnie. Przepraszam...

Bajka...

Jest pięknie :)




Kategoria Rajd, SFA

Śladami pewnego Mordownika

  • DST 80.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 czerwca 2022 | dodano: 06.06.2022

Czerwony szlak z Chochołowa na Gubałówkę (gardzę asfaltowymi podjazdami skoro można pchać :P), a potem czarny szlak na zachód przez Płazowski Wierch i wariant kombinowany na Magurę Witkowską. Następnie szlak graniczy i dołożenie około 30 km kolejnym kombinowanym przejazdem przez "Szlak dookoła Tatr" i ścieżki tzw. puścizn Czarnego Dunajca (torfowiska).


Miałem wystartować na trasę w sobotę... ale Alarm RCB (jak w tej piosence TUTAJ), zrobił mi "prrrrry szalony" i zatrzymał mnie w domu.
Wiecie jak jest:

Zawsze przed burzą - gdy na spokojnie
Burza na szczęście, krótką chwilę trwa
Kiedy to wszystko wreszcie pierd***e? :D


No i rzeczywiście padało, nawet mocno i to przez cały dzień. Przełożyłem zatem wyprawę na niedzielę... i z rana ruszam, tam gdzie odbył się jeden z najlepszych Mordowników ever czy MORDOWNIK 2017 W CHOCHOŁOWIE.
Pęknie 1450m przewyższeń i łącznie 80 km, po dołożeniu czarnodunajeckich torfowisk - wspomnienie "Trudno - Bardzo trudno - MASAKRA" z Mordownika nadal żywe :D
Niestety wyprawa nadal samotnie - tym bardziej niestety, że Szkodniczek planował już kiedyś ten szlak. Można zatem powiedzieć, że robię rozpoznanie trasy...

No i moje ukochane, często dzikie szlaki graniczne - czyli wciąż i wciąż wzdłuż słupków.

Urokliwa kapliczka... do której prowadził podjazd 22%

Do kapliczki nie prowadziła żadna ścieżka, więc teraz drę przez pole do najbliższej drogi

Otwierają się widoczki

Jest i długo wyczekiwany czerwony

No zacnie się wije (tak, ta droga to czerwony szlak)

Dziura w niebie :)


A gdy już był,
u kresu sił (robiliście kiedyś ten podjazd?)
napotkał Marę bladą (wiecie, co tu chodzi po lesie?)
"O cieniu mów, gdzie kraj mych snów"
Rojone Eldorado...


"Za szczyty gór, (checked V)
za kresy chmur (checked V)
spiesz noc i dzień" (lubię długie wyprawy)
- odrzecze Cień
"Tam znajdziesz Eldorado"


Edgar Allan wiedział co pisze :)

Opisywałbym funkcjami te krzywe :)

Leśne klasyki

Czarny szlak... niestety mocno "siedzi" na drzewie (a to jedyny kolor, jakiego brakuje nam na ścianie)

Zjazd z cyklu "Habemus papam" - poszedł biały dym z tarcz :)

No... teraz ostrożnie!

Trochę mi się popieprzyły ścieżki i teraz próbuję wrócić na szlak

Zacnie, zacnie

Leśne klasyki 2...

Jest i szczyt

Ale tu się zmieniło! Jak byliśmy tu na Mordowniku to szczyt był zalesiony, a o wiacie to zapomnijcie

MEDVEDIE :D

Słupek z 1921 i moja kochana Bestia (nowa profilówka?) :)

Pagóry, pagóry, pagóry !!!

Wariant tak wyuzdany... (znowu mi się poj***ły ściężki i drę przez "coś" z powrotem do szlaku...)

...że nawet szyszki się zarumieniły :)

Pięknie odmalowany :)

Marszałek to dość kontrowersyjna postać w naszej historii...

Ruiny starej skoczni. Ja się pytam Janko Mordownika czemu tu punktu nie było?

Tu też powinien być !

Bestia spotted :D

Zabytkowy wagon PKP - coś dla Szkodniczka

Przeloty. przeloty, przeloty :)

Chyba, że się po raz trzeci popier***li komuś droga :P

FULL WYPASS :)



Kategoria SFA, Wycieczka

Let me be FRANK, HANS must die :P

  • DST 135.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 maja 2022 | dodano: 29.05.2022

Tytuł nawiązuje do jednego z punktów... tzn. miejsc, które odwiedziłem czyli miejsce nieudanego zamachu na Generalnego Gubernatora Hansa Franka.
To już kolejna samotna wyprawa, ale ten rok tak ma... inna sprawa, że chciałem wyjechać koło 8:00 i walnąć tak ze 160 km, ale pewne rodzinne kwestie spowodowały, że wyruszyłem dopiero koło 12:20. Trzeba było zatem... ostro zapierdalać aby wykręcić te 135 km przed zmrokiem :)
Odkryciem wyjazdu jest urokliwa Dolina Dolnej Drwinki oraz Szlak Bursztynowy, który tak naprawdę stał się szlakiem industrialnym. 

PKP w wersji psychodelicznej :)

Świątynia indyjska

Mówiąc o psychodeli... :D

Już się czai jakby tu mnie upierdolić w łapkę :)

W sumie to dobre pytanie...

Przeloty level BAJKA

Wariant: DO NIEBA :D

Target detected :D

Dolina Dolnej Drwinki (DDD)


Nadal DDD

Czarny szlak - najlepszy :D

Profilówka :)

Tylko Pani Jeziora brak... nadal leczy kolano

Szlak w kolorze nadziei... że nie wpakuję się znowu w jakiś dziwny wariant :)

Gotowi do upalania :) ?

Leśne skarby zwierzaków :)

Dąb tak stary jak Król :)

Mniej znanymi szlakami - nikogo (nic dziwnego, bo całkiem podmokło :D )

Let me be FRANK HANS should have died :P

Miejsce pamięci

Szlak dostępny tylko z buta :D ?

Kolejne miejsce pamięci

...

...i znowu jakiś dziwny wariant :)

Tam chyba napiera deszczem :)

Klimatyczne, opuszczone miejsca :)

Ulica MŁOTKÓW :D

Industrialnie :)

Nawet bardziej industrialnie - nie wiem czemu ale ten budynek kojarzy mi się z budynkiem z końca TEGO filmiku (około 1m)

Klasyczny ŁEGowy powrót



Kategoria SFA, Wycieczka

TROPICIEL 29

  • DST 80.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 maja 2022 | dodano: 24.05.2022

...całe życie w biegu, prawda? Mam godzinę, właśnie dotarłem z większego spaceru po Dolinkach Podkrakowskich (foto-relacja TUTAJ), a już wyruszam na Tropiciela. 30 km z buta za dnia, powinno być dobrą rozgrzewką przed nocną trasą rowerową. Ekspresowo się przepakowuję i przebieram, a chwilę później pakuję maszynę na dach i czekam na moich dzisiejszo-nocnych Towarzyszy Podróży. "Światło wzywa, Mrok musi odpowiedzieć".. dla niekumatych, ten cytat jest tak hermetycznie zawiły, że sam z trudem go rozumiem. "Światło wzywa, mrok musi odpowiedzieć" - pochodzi z legendarnej sagi "Batman: Knightfall", ale mój rower także nazwałem "MROK" (Basia ma identyczny model, o tyle że ma po prostu mniejszą ramę, ale że oba są czarne i są bestiami to zostały ochrzczone "Duch i Mrok" jak w pewnym, znanym filmie). To też pasuje do interpretacji cytatu.

Moja Bestia już gotowa do drogi


"W obcej skórze"
Tytuł nawiązuje do kultowego serialu TVP "Janosik" (odcinek trzeci - TUTAJ), do którego mam słabość, bo to się za dzieciaka oglądało z wypiekami na ryju... do tego były tam pojedynki na broń białą, a jak są pojedynki to jest fajnie. Cóż miłość do broni białej wyssałem z... krwią moich wrogów :D (co myśleliście, że z mlekiem? Eee, tam, mleka nie lubię, już prędzej kakao, ale to ostatnie to tylko w odpowiednim towarzystwie :P :P :P).
Basia zdrowotnie nadal nie może wyruszyć z nami (jeszcze trochę muszę poczekać na mojego niestrudzoną Towarzyszkę wypraw wszelakich), więc nie pojadę pod bandera Szkoły Fechtunku ARAMIS. Dołączam do Kamili i Filipa, którzy startują zawsze jako Velocilamy. Robią to najczęściej pieszo i czasem w większym gronie, ale akurat w tym roku, planują jechać we dwójkę i na rowerze, a jako że drużyny rowerowe mogą liczyć kilka osób, zostaję przygarnięty do zespołu. Ha, zostałem zatem velocilamą...
Chyba pierwszy raz nie będę startował pod szermierczą banderą.
Kamila i Filip przybywają do nas o 19:30, pakujemy wszystkie 3 rowery na dach i ruszamy "nad" Wrocław. Bazą Tropiciela jest Miękinia, więc wracają wspomnienia z Tropiciela 19, kiedy utknęliśmy  "w Bagnach Rozpaczy", gdzieś pośród Rozlewisk Moczarki... do dziś, jest to jedna z naszych największych "przygód" (w cudzysłowie, bo nie ma dobrego polskiego słowa na to, chodzi o takie angielskie "MIS-adventure").

Spóźnieni już na starcie :)
Ile lat my jeździmy w rajdach na orientację...? Prawie 10 lat... do tego mamy 3 GPS, które prowadzą do nas bazy rajdu, a i tak zamiast drogą krajową czy powiatową, jedziemy przez las...  ja nie wiem jak to się dzieje, ale mój GPS zna mnie lepiej niż ja sam siebie znam. On wie, że my chcemy do lasu, więc prowadzi nas między drzewa, jak tylko wyczuje duże ich zagęszczenie, to krzyczy: "tędy"... to nie jest tak, że Miękinia to jest jakąś odciętą od świata osada... można tu dojechać drogą 341, skręcając z krajowej 94... więc chyba nie jest bardzo źle skomunikowana z resztą kraju... zwłaszcza, że jedziemy od autostrady A4.
...ale nie, nasz GPS mówi jedź z Brzeziny na Mrozów... przez las, tak będzie najlepiej. Ciśniemy zatem przed północą po wertepach jakąś leśną drogą... modlę się, aby nie było to w okolicach jakiegoś punktu kontrolnego, bo jak zaraz trafimy na pieszą lub rowerową ekipę, to będzie wstyd... Rowery na dachu, okolice bazy rajdu, krakowskie blachy... nie da się Im wmówić, że nie jedziemy na Tropiciela i jesteśmy tu z wyboru. Niezły początek jak na rajd na orientację, "gdzieżeś poległ?"... "nie znalazłem bazy".
Ktoś mógłby zapytać czemu się nie wycofaliśmy... no cóż, była już 23:52 a wycofanie się i objazd tego miejsca, sprawiłby żebyśmy się spóźnili na start.
Nasza godzina startowa wypadała 25 min po północy.
Jakoś przedarliśmy się przez las i kilka minut po północy parkujemy już na miejscu. Udało się... znaleźliśmy bazę rajdu na orientację. Nawigacja level... Tom Tom :P
Tak późne przybycie na start, nie obędzie się bez konsekwencji, bo nim ściągniemy rowery, zarejestrujemy się, to na odprawę naszej drużyny (która dzieje się 5 min przed startem) meldujemy się 5 minut, ale po starcie... w praktyce właściwie od razu ruszamy w noc i zupełnie nie poświęcimy czasu na jakieś sensowne zaplanowanie całej trasy.
Zaowocuje to tym, że na trasie 60 km zrobimy kilometrów 80... ale nie uprzedzajmy faktów. Czytamy historię na rewersie mapy i ruszamy w ciemność.

Rewers naszej mapy... wraz z historią dzisiejszej nocy


I HAVE COME BACK TO FACE MY DEMONS... czyli niebezpiecznie blisko Rozlewiska Moczarki
Zaczynamy od punktu D, który leży - jak to tytuł sam wskazuje - niebezpiecznie blisko Rozlewiska Moczarki. Ciśniemy przez noc i w kilka chwil opuszczamy teren zabudowany. Przed nami las spowity ciemnością. Kompas wyznacza kierunek: jedna, druga, trzecia ścieżka... z każdym obrotem koła zbliżamy się coraz bardziej do "Bagien Rozpaczy". Niepokój w duszy rośnie... znam dobrze te zakazany obszary... to był Tropiciel 19... teraz jest Tropiciel 29... może to ta dziewiątka z tyłu jest jakimś przekleństwem... może to właśnie ona ciągnie ludzi na mokradła... 
Droga prowadząca na Trzęsawis... eeee... Rozlewisko, zaczyna podchodzić wodą. Mięknie, mięknie w oczach... moja nogi też miękną. Jesteśmy niebezpiecznie blisko (wiecie takie "Danger close, Todd"). Mlask, mlask, mlask... moja bestia zaczyna tonąć.. łańcuch tnie wodę, ale koła nie znajdują oparcia w gruncie i muszę przedzierać się pieszo. Biorę Bestię na ramię i przeprawiam się przez dryfujące wiatrołomy. Nieźle... a nie weszliśmy nawet w obszar zaznaczony jako bagno... to nadal tylko trailer tego co znajduje się kilkaset metrów dalej...

Zaczyna się...

Takie zwalone drzewa robią niesamowite wrażenie w świetle czołówki...


Z każdym krokiem wody coraz więcej, a gruntu coraz mniej... ale kompas pokazuje, że idziemy w dobrym kierunku. Zbliżamy się do lampionu i wreszcie JEST.
Mamy go - pierwszy punkt dzisiaj. Pora wycofać się i opuścić tez złowieszcze...
- Może przedrzemy się na tędy na wprost do punktu B - głos jednego z moich Towarzyszy podróż budzi we mnie dreszcz.
- Jak to tędy?
- Tędy będzie najkrócej... przecież na mapie jest droga.

Tak, to prawda. Tędy byłoby najkrócej... jeśli mielibyśmy jakąkolwiek szansę wyjść z tego cało.
Droga, o której mówi członek mojego zespołu, biegnie przy starej przepompowni... wtedy też była oznaczona na mapie, wtedy też kusiła (TROPICIEL 19)
Rozlewisko Moczarki i zasilająca ją Czarna Struga... może wtedy po prostu zbłądziliśmy, zeszliśmy z dobrej drogi... a teraz przecież nam się uda. Jesteśmy o wiele bardziej doświadczonymi nawigatorami... nie popełnimy takiego samego błędu. Pamięć także lubi płatać różne figle... nie było chyba przecież tak strasznie wtedy. Może warto spróbować najkrótszą opcję... może warto raz jeszcze wejść w Bagna Rozpaczy... może warto znowu nas odwiedzić, stary Przyjacielu. Przyjdź do nas na chwilę, zostań... na zawsze...  poprowadzę Cię nad wody spokojne... stojące... głębokie... utoniesz w ciszy i spokoju... 
NIE! Trzeźwieję jakby dostał w twarz, to resztki świadomości próbują zwalczyć głos w mojej głowie... to nie jest głos rozsądku. Nie wiem czyj jest, do kogo należy, ale nie dam się zwieźć po raz drugi. Nie utonę w Czarnej Strudze, nie dam się pochłonąć Rozlewisku Moczarki... Mamy lampiony, wynosimy się stąd!

Wychodząc z bagien...


Punkt K60 (czyli na 60 minut...)... czyli "czy Was pojebało?"
Udało się... oddalamy się od Bagien Rozpaczy. Im dalej, tym pokusa "przyjdź do mnie na bagna, bądź mym utopieńcem... " wydaje się tylko jakimś odległym, zanikającym echem.
Pokutuje jednak brak rozsądnego zaplanowania wariantu na początku rajdu, a decyzje podejmowane na szybko i spontanicznie, sprawią że nasz przejazd będzie baaaardzo odległy od optymalnego. Jak dziś patrzę na mapę jak pojechaliśmy, to myślę sobie... że z optymalizacji powinien mieć "pytę" jak stąd do Miękini :)
Ruszamy na punkt K, a dokładnie to K60. Liczba 60 oznacza, że jest tylko dla trasy długiej... ale nie wiemy jeszcze, że dla nas będzie to także czas potrzebny na szukanie tego punktu. Nie, nie na dojazd... na samo szukanie.
Z mapy wygląda niepozornie (i może taki był... tylko my coś upośledzonego odstawialiśmy...), ale nauczył nas pokory...
Pierwsza próba to wjazd od tzw. "białej drogi" z Wojnowic, ale odetnie nas ogrodzony teren. No nic, tędy było by najbliżej - robimy nawrotkę i próbujemy inna drogą od zachodu wjechać.
Tuż na wjeździe wpadamy na szarżującego po lesie białego poloneza. Przez pierwszą chwile myślałem, że to ktoś z obsługi rajdu, ale gdy otwiera się szyba widzę dwie lekko "zmęczone życiem twarze"
- "Czy Was pojebało... tak nocą jeździć po lesie" - jakże miły Pan, martwi się o nas.
- "Tak sami z siebie, czy jakiś rajd macie?"
Nie wdajemy się w długie rozmowy, dwa granaty przez otwarta szybę i nastaje cisza. Tzn. po dość głośnym huku, ale potem nastaje cisza.
Pan już spokojny... już nie krzyczy. Po pierwszym krzyczał "moja noga, urwało mi nogę", ale po drugim już nie krzyczy.
Możemy skupić się na szukaniu lampionu, ale drogi na mapie za cholerę nam się nie zgadzają z tym co jest w lesie.
Przeczesujemy kwartał po kwartale i nic... zaczynamy się nawet zastanawiać czy "biały polonez" nie ukradł lampionu. Trzeba było go przesłuchać... przed wrzuceniem granatów...
Jedziemy kolejną droga i Filip mówi "jeśli dojedziemy do polany, to jesteśmy za daleko" - hmm, no tak w huge za daleko... no i co? Wyjeżdżamy na polanę. K***a... co my robimy?
Nawigacja level patologia... lub rzeczywiście ktoś ukradł lampion.
Próbujemy się odmierzyć z trzeciej strony... tym razem od wspomnianej polany. UDAŁO SIĘ... nareszcie, mamy go. Jest...
Patrzę na zegarek... godzina... masakra. Przeczesywanie lasu zabrało nam 60 min...
Wyjeżdżamy do drogi i okazuje się, iż za pierwszym razem skręciliśmy w złą drogę 50 metrów przed samym lampionem. Niemal go mieliśmy i w ostatniej chwili głupi skręt... inna sprawa, że mapa a ścieżki w lesie w tym miejscu, to dwa różne światy. Niemniej, nie ma co zwalać na niedokładność mapy... po prostu wtopa nawigacyjna jak stąd do Miękini...

Znowu przez krzory

Kamila i Filip nadciągają z ciemności

Dziwne stany roślinności...

Nareszcie... jest. 60 minut... masakra... jak amatorzy...


Gdzieś na północnych rubieżach mapy...
Ciśniemy teraz na punkt L60... czyli także ten tylko dla trasy 60km. Mam szczerą nadzieję, że ten nie będzie nas kosztować kolejnych 60 min. Zwłaszcza, że do tego miejsca mamy trochę przelotu... K i L nie są blisko. Musimy przeskoczyć sporo kilometrów aby się tam dostać.
Szczęśliwie ten - nawigacyjnie - wpadnie nam bezbłędnie. Ufff... coś tam jeszcze potrafimy. Aby do niego dotrzeć musimy pokonać nie-wzbudzający-zaufania most... nie zmienia to faktu, że jest to naprawdę urokliwie miejsce gdzieś w polach :)
Przy lampionie robimy krótki popas bo kolacja była około 19:00, więc głód nas zaczyna dopadać. Patrzymy na zegarek i  .. o k***a, po trzeciej w nocy (niech Was zdjęcie nie zmyli, było robione przed punktem L... zaraz po zdobyciu K). Czas jest dramatyczny!

Dzisiejszej nocy widzę tylko CZAS I KIERUNEK...

Ech... no nie jest dobrze... jest fatalnie... jest tragicznie.
No trzeba przyznać, ze idzie nam dziś jak "k**wie w deszcz..." To nasz trzeci punkt kontrolny a jest grubo po 3-ciej w nocy.
Wszystkich punktów jest 12... nasz limit to 8h... Kończy się trzecia godzina rajdu, a mamy trzeci punkt kontrolny... jak nie zmienimy częstotliwości zdobywania punktów to miano Tropiciela nam dziś nie grozi.
Owszem, K60 nas zdewastował i może teraz będzie już lepiej, zwłaszcza że L60 wpadł bez problemu, ale przed nami punkty z czasochłonnymi zadaniami... Różowo nie jest. Niby walczę o złotą odznakę Tropiciela (klasyfikacja), czyli wychodziło by że zaprawiony w boju weteran, ale dziś to... jak dziecko we mgle. Moi Towarzysze to też weterani, bo swojej odznaki Tropiciela też się już dosłużyli. Tym bardziej staramy się zmobilizować. Wraz z Kamilą i Filipem postanawiamy, że ciśniemy - trzeba poprawić wariantowość, poprawić nawigację i lecimy z tymi punktami. Lekki falstart, ale jeszcze nie wszystko stracone, jest jeszcze spora szansa wywalczyć kolejne miano!

Uwielbiam takie mostki (oczyma wyobraźni zawsze widzę TO - 28 sekunda :D )


"- Piękna noc, Alfredzie
- W rzeczy samej, Panie Bruce. Noc godna..."
TROPICIELA !!! (parafraza tego komiksu)



Dewiza Szkoły Fechtunku ARAMIS (SFA) brzmi: "Pompki są dobre na wszystko"
Zmobilizowani ruszamy na zachód - pora rozprawić się z tymi punktami kontrolnymi. Jeszcze powalczymy dziś o miano Tropiciela! Nasza pierwsza przeszkoda to ogrodzona ekranami droga 341 (ta sama, którą mogliśmy tu przyjechać, zamiast cisnąć naszym SFA-Panzerkampfwagen'em po lesie... ). Pamiętam tą przeprawę z Tropiciela 19, acz tym razem nie spotkamy żołnierzy Wehrmachtu, z którymi będziemy musieli negocjować przejście - tym razem od razu idziemy pod ziemię, jak szczury, w tunel !!!
Po drugiej stronie udaje nam się złapać właściwą drogę i docieramy bez większych komplikacji na punkt kontrolny, a tam zadanie: proca i napieranie do celu kamieniami.
Byle nie w dinozaury bo wiecie, jak jest ("Nie rzucaj w dinozaura kamieniami, dinozaura to zasmuci, dinozaura to zrani...")
Próbujemy zgrać muszkę ze szczerbinką... ale to ciężkie przy procy :P... co oznacza, że niewiele trafimy. Kara to: POMPKI.
Hahaha, kara? Przecież cała nasza drużyna jest powiązana z SFA, a to oznacza, że pompki to dla nas inny wymiar. To życie :D
U nas w szkole jak ktoś wymyśli nową pompkę, to w nagrodę wszyscy na treningu cisną ten nowy rodzaj przez całe zajęcia!
A mamy obecnie, zarejestrowanych lokalnie, ponad 40 typów pompek: spiderman, Hitlers, alpinista, "Evok", bombowiec nurkujący, torpeda, maszyna do pisania, bieg pompkowy, itp. 
Kara odwalamy zatem ekspresem i z uśmiechem na ustach.
Jeszcze po drodze mijamy tylko zdziwionego stegozaura i ciśniemy dalej. Dzień już wstaje więc robi się jasno.

Bezpieczne przejście pod drogą szybkiego ruchu czyli przepustem... jak zwierzęta :)

Wyposażenie jednego z punktów kontrolnych

Zawsze twierdziłem, że fajnie jest mieć stegozaura w ogródku :)


Kolor kolorem, ale czy mogę pożyczyć "rurkę". Mam drobną sprawę w pracy :D
Na kolejny punkcie spotykamy mundurowych. Leży tu w cholerę różnego sprzętu, w tym także tego bardzo, bardzo ostatnio popularnego... może to nie dokładniej ten sam model, ale ta sama rodzina, starszy wujek :)
Docieramy tu świtaniem, więc atmosfera jest lekko senna :)
Naszym zadaniem jest odpowiedzieć na różne podchwytliwe pytania np. "jakiego koloru jest czarna skrzynka?"
Wiadomo, że nie czarnego, co by ją łatwiej było znaleźć, ale wiecie gdzieś około 4:30 rano, po nieprzespanej nocy, nic nie jest tak oczywiste jak być powinno :D
Kamila zostaje wytypowana do udzielania odpowiedzi, a ja mogę pooglądać sobie sprzęt jaki tu leży.
Na tyle się tym skupię, że trzasnę jej w zasadzie tylko jedno sensowne zdjęcie... a szkoda, bo punkt zacny i z klimatem.

Matko Boska Javelińska, co to za sprzęt :D ?  (w duszy gra: TO, ale także TO, i chyba najbardziej TO :D )

Pani powie, jakiego koloru jest czarna skrzynka :D

Lampion chwilę przed świtem słońca :)



Znowu na dziko :)
Punkty zaczynają nam całkiem nieźle wpadać. Wizja zdobycia miana zaczyna na nowo być realna - wiele nie trzeba, wystarczy tego teraz nie spieprzyć i będzie git. Trzymamy się dobrze przejezdnych dróg i nawigacyjnie idziemy jak po sznurku, nareszcie... aż droga się po prostu kończy. Na mapie jest tu piękna przecinka idąca do kolejnego lampionu, ale w praktyce nic z tych rzeczy. Żadnego traktu tutaj jednak nie ma, ale nie będziemy przecież szukać objazdów - ruszamy azymutem "na szagę". Jak się zaczną bagna lub krzory z kolcami to się wtedy zrobi "na rympał", ale na razie jest tylko "na szagę". Gdy tak ciśniemy przez las, zastaje nas przepiękny wschód słońca. Promienie między drzewami po prostu aż kłują... a nie czekaj, to komary. Jest ich to od groma, bo trochę podmokłe te łąki... cóż, nie ma nic za darmo. Podziwiaj krajobrazy i dziel się... krwią :D

Poprawiliśmy nawigację - ciśniemy drogą!!!


Co mówiłeś...?

Pytałem... co mówiłeś?

Przynajmniej jest ładnie :)

Chyba, że to grzyb nuklearny... to wtedy nie jest ładnie, jest przej***, ale i tak można jeszcze moment rozkoszować się chwilą :)


Do punktów docieramy jak po... linie
Dokładnie, nie jak po sznurku, ale jak po linie, bo na dwóch kolejnych punktach kontrolnych czekają na nas zadania linowe. Pierwsze to dwuosobowy slack (chodzenie po linie), na której trzeba się minąć... trzymając się jedynie linii, którą trzyma druga osoba. No proste to nie jest, ale Kamila i Filip robią to zadanie naprawdę z gracją. Cieszę się, że ja nie musiałem, bo ja bym zrobił to brute force'em... po moim ciężarem lina to była by na ziemi. Skuteczność byłaby 100%, ale gracja dyskusyjna :) 
Drugie zadanie to także slack, ale w trochę innej konfiguracji - Filip musi przenieść maskę gazową między dwoma punktami, poruszając się na zamocowanych linach.
Kolejny z punktów kontrolnych zamiast lin wyposaża nas w 3-osobowe narty i musimy uskuteczniać bieg po lesie w dziwnej konfiguracji.
Niemniej wszystko się udaje i zostają nam jeszcze tylko 3 punkty do zaliczenia.

C'on man, cut me some SLACK, ok? :D


Punkt E w promieniach słońca... lub na chwilę przed nuklearną zagładą (na wschodzie nie podjęli jeszcze decyzji :P )


Ptaszki ćwierkają, że... się uda!!
Do limitu zostało trochę ponad godzinę i mamy dwa punkty do zdobycia (no i oczywiście powrót do bazy). Nawigacja idzie nieźle, acz regularnie spotykamy się z sytuacją "na mapie droga jest - w terenie, nie ma nawet śladów że tu droga kiedyś była". Jednak korekty jakie wprowadzamy do wariantu pozwalają objechać nam największe krzory i wbijamy na punkty kontrolne w miarę planowo. Na przedostatnim naszym zadaniem jest identyfikacja ptaków po głosach... to wcale nie jest takie proste, jak mieliście pytę z biologii jak stąd do Miękini.
Ptaszki ćwierkają, ale jakie to ja nie mam pojęcia, ale Kamila sobie całkiem sprawnie radzi z tym zadaniem.
Teraz odpalamy przelot... spory kawałek drogi przed nami, więc nie hamujemy dla nikogo. Poranne upalanie to jest to co lubię... rowery suną w promieniach słońca. Nie będzie więcej wtop, nie będzie więcej problemów. Te ostatnie dwa punkty to będzie formalność, zwłaszcza że na jednym z nich nie ma zadania.
Na metę dojeżdżamy z malutkim zapasem czasu (parę minut przed limitem). Da nam to miano Tropiciela!!!
Udało się, mimo że nie było łatwo, mimo że początek szedł nam niesamowicie topornie... ale mamy to!
Jest dobrze!!! Niemniej to, że zrobiliśmy 80km na trasie 60 kilometrowej... nie świadczy o nas najlepiej. Wariant chyba daleki od optymalnego, ale nadrobione siłą bo zmieściliśmy w zadanym czasie nie 60 a 80 km :P

Urokliwie zamocowany lampion - podoba mi się :)


Znowu bagna... ech, mnie tam zawsze ciągnie. Na bagna, ma bagna, znowu na bagna :D


"Honey, I'm... home"
Prześpię się w bazie około 40 min, ale jest zbyt głośno i gwarno aby był to głęboki sen. Zawsze jednak coś, aby oszukać organizm po intensywnej sobocie i nieprzespanej nocy. Dwa kofeinowe shoty prosto w tętnice i możemy jechać. Muszę przyznać, że Filip dzielnie walczył aby ze mną rozmawiać podczas drogi powrotnej, Kamila spała jak zabita :)
Wbrew pozorom, taka krótka drzemka potrafi zdziałać cuda, więc udało się dojechać bez większego kryzysu (sennego, co nie znaczny, ze nie wytyrany...wytyrany nawet bardzo). 
Do domu dotrę w stanie jak Spiderman z legendarnego komiksu "Torment" (nazwa też pasuje... tu macie CAŁOŚĆ ONLINE)
... popołudnia w niedzielę, nie pamiętam... wstałem w poniedziałek... nie ukrywam, że muszę podziękować Basi za ciepłe przyjęcie... co tu będę pisał, niech przemówią słowa piosenki:  "...a nad ranem kiedy boje skończone, wstaje słońce jak zawsze z ochotą, w błogi spokój otulą nas Żony i pozwolą zwyczajnie odpocząć" (całość TUTAJ)



Kategoria Rajd, SFA

Dolinka Racławki

  • DST 30.00km
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 21 maja 2022 | dodano: 23.05.2022

Kolejna wyprawa z MySystemTEAM, tym razem w Dolinki Podkrakowskie, a dokładniej w Dolinkę Racławki, Eliaszówki i... i w zasadzie to tyle, bo i tak pęknie 30 km, 800 przewyższeń. Co więcej czas nas będzie także trochę ograniczał bo muszę wrócić do Krakowa najpóźniej o 18:30. Związane jest to z faktem, że godzinę później wyruszam na nocny rajd przygodowy Tropiciel (z bazą w Miękini pod Wrocławiem). To także powód dlaczego padło na Dolinki Podkrakowskie: krótki dojazd, piękne tereny a mnie to umożliwi złapanie dwóch "imprez" równolegle.

Część osób z MySystemTEAM zna Dolinki, część nie zna ich wcale... ale i tak idę o zakład, że ta część która je zna, będzie zaskoczona niektórymi miejscami. Szlaki szlakami, ale warianty czarne zawsze w cenie, czyli będziemy drzeć przez wąwozy, przez krzaki, przez łąki i pola, niekoniecznie zawsze oznakowanym traktem. W planie odwiedzenie takich miejsc jak:
- stary opuszczony kamieniołom w Dębniku
- cmentarz leśny (choleryczny i IWW) w Dębniku
- w pełni działający, ogromny kamieniołom w Dubiu
- Diabelski Most (HELL yeah!!!)
- Brama Siedlecka i dawne przyklasztorne włości, obecnie rozległe tereny leśne
- Kruk z Czernej
W planach była także Dolinka Szklarki... tak, ta sama, moja kochana, absurdalnie stroma Dolinka Szklarki, którą opisywałem TUTAJ (Mistrzostwa Europy w Rajdach Przygodowych) czy TUTAJ (Rajd Waligóry po Dolinkach). Braknie nam jednak trochę czasu, aby zaliczyć Szklarkę i wrócić do domu na 18:30... zmodyfikuję zatem plan w trakcie i zamiast do Szklarki pójdziemy do Jaskini Żarskiej. Elastyczność planowania, wielowariantowość to podstawa orienteeringu, więc trzeba to ćwiczyć na każdym kroku - ile da się zdobyć/odwiedzić, tak aby zmieścić się w zadanym limicie. Zawsze także uwzględnić musicie siły jakimi dysponujecie... czy plan jest realny.
Ech Dolinki... moje ukochane Dolinki. Tu się wychowywałem, tu się gubiłem, tu się uczyłem mapy i kompasu... tu robiło się prowizoryczne naprawy poważnych awarii starych rowerów, tak aby jakoś do tego domu pojechać (wypychanie opony trawą, gałęzie jako elementy połączeniowe, taśma klejąca, wzięcie kolegi na hol mimo że nie ma hamulców a przed nami zjazd, co może pójść nie tak... trzeba było sobie jakoś radzić w terenie). 
Co tam lata młodości...a wyciąganie Basi z jaskini czy spotkanie prażaby Czatrobatrach z Czatkowic - przecież to historia całkiem niedawna! TUTAJ

Finalnie pękło nam równe 30 km, 800 przewyższeń i byłem w domu 18:27 czyli perfect timing.
Dobra rozgrzewka przez Tropicielem, no ale nim zacznę opowieść na tym nocnym rajdzie, chyba przyszła pora na zdjęcia z Dolinek:

Wchodzimy do Doliny Racławki


Lubię ten szlak :)

Pora zejść ze szlaku :)

W dół...

...i w górę :)

Przez roślinność plugawą :)

Stary kamieniołom

Ściana kamieniołomu, a na szczycie pozostałości zabudowań

"Przejdą wieki i lata przeminą, pozostaną ślady dawnych dni..." (chyba każdy wie skąd to cytat...jeśli nie, to się nawet nie przyznawać, ale TUTAJ)

No i znowu na drodze... nie zawsze trzeba przez krzory, acz pokusa bywa nie do odparcia czasem :)

Leśni przyjaciele zawsze gałązkę podadzą, czasem nawet prosto w ryj :)

Wchodzimy w strefę rażenia :)

Znowu gdzieś w wąwozie :)

Przy źródle Św. Eliasza

Kruk z Czernej :)

Przedzieramy się przez rzekę :)

Przy ruinach Diabelskiego Mostu

Brama Siedlecka.
Jeden z punktów kontrolnych na naszym rajdzie, punkt z zagadką:

Uciekając z tych lasów upiornych,
na ledwie żywych ze strachu koniach
znajdź bramę dóbr przyklasztornych
co dzierżą postacie w swych dłoniach?


Nie widać dobrze na zdjęciu, ale postacie są dwie (po jeden z każdej strony bramy) i są to KSIĘGA i MIECZ.

I znowu trochę na dziko :)

Niesamowity widok, tylko te czarne postacie trochę zasłaniają :)

Uphill battle :)

Kolejny wąwóz przed nami :)

Historia nigdy nie jest jednoznaczna... to prawdziwy DYLEMAT.

Gdzieś te 800m przewyższeń trzeba było zrobić :)


Okienko skalne w okolicy Jaskini Żarskiej

Takie tam ze skałką jurajską :)

Panoramka na zakończenie :)


18:27 wpadam do dom. Mam godzinę i 3 minuty. Szybki prysznic i wyciągam z szafy "Advanced Power Armor Mark II" czyli mój ulubiony strój rowerowy... jeszcze nie wiem, jak bardzo potrzebna będzie mi porządna zbroja dzisiejszej nocy. Moja Bestia także już w pełni gotowa. Czeka na mnie z niecierpliwością:

Nice arrival, I like your timing
Do you mind if I hitch a ride with?
If you're ready for an epic quest, then climb in!


Bestia to istny DEUS EX MACHINA i wiążę nas niesamowita więź:

MROK:
I've tried to find the kind of pilot
That I can bind with, fight and die with

JA:
You're the muscles, I'm the brains
If I need to hustle, you can take the reigns   (CAŁOŚĆ: TUTAJ)

Szkoda tylko, że "Duch" jeszcze w domu musi zostać... no ale tak musi być na razie, ruszam na Tropiciela bez Szkodnika.
Baza jest w Miękini... niebezpiecznie blisko ROZLEWISKA MOCZARKI... miejsca gdzie przekonałem czy są prawdziwie bagna. Miejsca, gdzie utknęliśmy na godziny... serio, godziny... nie będąc w stanie wydostać się z tej pułapki. Brodziliśmy czasem po kolana, zapadaliśmy się w podmokłym gruncie, odcinały nas rozlewiska i nie umieliśmy się stamtąd wydostać... Opowieść o "Bagnach Rozpaczy" znajdziecie TUTAJ.

19:30, trzeba ruszać. Rozlewiska Moczarki... I COME BACK TO FACE MY DEMONS

"- Piękna noc, Alfredzie
- W rzeczy samej, Panie Bruce. Noc godna..."
TROPICIELA !!!
(parafraza tego komiksu)



Rajd HAWRAN 2022

  • DST 85.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 14 maja 2022 | dodano: 30.05.2022

Tydzień po naszej SILE KORNOlisa ruszamy na kolejną edycję Hawrana. Dobrze czytajcie, ruszamy... liczba mnoga, bo Basia też jedzie. Oczywiście na razie nie może startować, ale pomoże w bazie i na bufecie. Ech... brakuje mi wspólnych startów, bo takich trzech jak nas dwoje, to nie ma ani jednego i zawsze odwalimy jakąś epicką akcję... może niekoniecznie mądrą i chwalebną, ale jednak epicką. No ale cóż, jeszcze przez jakiś czas muszę startować samemu... samemu, niekoniecznie musi jednak oznaczać samotnie, ale o tym później.
Dobrze będzie znów stanąć po drugiej stronie mapy, zwłaszcza że Hawran zawsze rozgrywany jest w naszym ukochanym Beskidzie Niski. W tym roku będą to jego obrzeża, niedaleko Rymanowa Zdroju, więc pachnie mi punktem na niepowtarzalnej Cergowej (ja bym tam dał...), ale jak się za moment przekonamy, rajd wyrzuci nas zupełnie w inną stronę na mapie.
Powiem Wam, że trochę odwykliśmy od pobudek o 3:00 nad ranem. Kiedyś tak wyglądał niemal każdy weekend, "budzik na 3-cią" aby zdążyć na start o 8:00 rano gdzieś na drugim końcu świata, ewentualnie nawet na trzeci... tzn na drugim końcu trzeciego świata, albo trzecim końcu drugiego świata...?
Cholera, wiecie o co mi chodzi.
No ale ten rok, to cholera wiecie jaki jest... Niemniej skoro jesteśmy już przy końcu świata, skoro jedziemy w Beskid Niski, no to TA PIOSENKA musi polecieć w trakcie jazdy. Tak wiem, za każdym razem kiedy wpis na tym blogu dotyczy Beskidu Niskiego-ale-Stromego, to załączam ten utwór... no cóż, cholera, wiecie że to tradycja to tradycja, prawda?
Dobra, to tyle tytułem wstępu... ruszajmy z relacją z Rajdu Hawran 2022 z bazą w Odrzechowej.

Było to temu z rok (jak z rok temu? TERAZ)
Było w maju, pachniał bez w całym kraju (no ba!)
pewien Pan, miły Pan z Amsterdamu (jakiego Amsterdamu, z MIELCA !!! )
powiedział wprost "jedź z nami, droga Aniu" (parafraza klasyki polskiej piosenki - TUTAJ całkiem niezły cover)
Jestem umówiony z Andrzejem, że polecimy Hawrana razem. Zwykle jeździmy w trójkę, ale skoro Basia na razie nie może, no to pojedziemy w zubożonym składzie. Dokładnie tak jak to było na Liszkorze, kiedy zasypało nas sniegiem. Ale zaraz, zaraz (zaraz - taka duża bakteria...) na Liszkorze finalnie jechaliśmy w trójkę, bo dołączyła do nas Ania Witkowska. No to jak, jedziemy w dwójkę czy trójkę? Andrzej długo się nie zastanawia i mówi "Ania, jedź z nami". OK - czyli skład ustalony. Teraz trzeba ustalić jeszcze wariant (to będzie trudniejsze), a potem jeszcze go zrealizować... a że jednak mamy ciągoty do pato-nawigacji, zaczyna się pato-planowanie... Ania pyta czy będziemy się poruszać dzisiaj pato-ścieżkami. Zawsze, ale co w sumie rozumiesz przez ścieżki? Jak do Basi czasem mówię "Szkodnik patrzaj, tędy ktoś szedł", to nieraz dostaję odpowiedź "tak... i ten ktoś miał kopytka...".
Kopytka, krokiety, pierogi - nie jestem tutaj aby dyskutować o kulinariach. Przyjechałem tu czytać mapę i drzeć w poprzek przez wąwozy... a właśnie zgubiłem mapę :D
Dobra, żarty na bok - zaplanowaliśmy chyba nawet coś z sensem. Ruszamy zatem w trójkę w Beskid Niski... wprost z miejscowości o nazwie, co ODRZE-z-godności-i-s-CHOWA-punkty.
Pierwszy lampion to formalność - wiecie jak w szkolę: "jedynka na zachętę" :D

Jeszcze na asfalcie :D a tak serio, to wypaśne to VELO :D
(Szkodniczek, apel do Ciebie: zróbmy sobie kiedyś nasze własne CZARNE VELO, będzie hit, będzie grane w każdym wąwozie :D)

Z widokiem na Beskid i... Anię :)


"Koniem dla nich istnienie! - Trzeba znać ogiera;
Pięści słucha, czy pieśni, czy rwie się w step czy w tłum..." (klasyk Mistrza Jacka)

No ewidentnie w tłum... ale w step też, a było to tak:
Musimy przejechać ogromnym polem w kierunku lasu, bo lampion jest ukryty w rozwidleniu jarów (PK43). Pole jest ogrodzone, ale jak to w Beskidzie Niskim, można sobie samodzielnie otworzyć "bramę". Właścicielka obszaru, która akurat jest tam obecna mówi: "Jedźcie, jedźcie śmiało", ale... stawia nam też jeden warunek. Trzeba przemknąć się niepostrzeżenie, bo na polu grasuje rumak. Pani dobrze zna tego przebiegłego ogiera... ostrzega nas aby zamknąć bramę, bo jak się konik dowie, że została otwarta, to będzie 3 dni hasał na polach i łąkach.
Padnie ze zmęczenia w jakieś prawne pole i dopiero po 3 dniach z MARCHWI wstanie :D 
Pole sięga po horyzont, a żadnego konia nie widzę... chyba Pani się martwi na zapas. Gdzieby bestia wyczaiła, że będziemy otwierać bramę. Pani jednak ostrzega: "Nic go nie powstrzyma jak wpadnie w SZAŁ" (Podkowińskiego...). Wchodzimy i dosłownie chwilę później widzę... bieży... kłusuje... cwałuje. Wprost na nas. Rzeczywiście wpadł w SZAŁ. Patrzcie, mam nawet zdjęcie:


a nie, czekajcie, to nie to. To zrobiłem sobie z koleżanką, gdzieś w parku pod bolkiem. Była o to straszna chryja, bo ktoś zadzwonił, że Mu dzieci płoszymy czy jakoś tak. Straż miejska do mnie z ryjem o jakąś obrazę moralności... koleżanka cały drży, trochę też z zimna, bo z -10 było, krzyczy żeby jej pomogli... a ja nie wiem w czym mają jej pomóc, dała by spokój, sam dam radę. Nie umieją pacany docenić prawdziwej sztuki... no, ale miało być nie o tym. Inne zdjęcie miało być. O mam, no to jeszcze raz, PATRZCIE:



Bestia w kilka chwil jest obok nas i zagaduje zalotnie:
- Zostaw bramkę otwartą, dobry człowieku, albo zasadzę z Ci z kopyta...
Szkapa umie się targować... prawdziwy z niego negocjator, ale nie damy się zastraszyć.
Rzuciliśmy Mu na pożarcie dwójke innych zawodników i dzielnie zbiegliśmy z miejsca zdarzenia. Jak zobaczycie w wynikach DNF (did not finish) to już wiecie co się stało.
Sytuacja WIN-WIN, Bestia dała nam spokój, a konkurencja jakby mniejsza.
Pod koniec pola trzeba będzie trochę przyspieszyć kroku, bo "nasza szkapa" ekspresowo opierdoli do samiuśkich kostek, rzucone mu na pożarcie osobniki i zacznie ponownie kierować się ku nam. Ma przemiał, ten bucefał... niemniej udało nam się ujść z życiem...
... tylko po to aby chwilę potem zsuwać się po śliskich liściach, stromym zboczem do rozwidlenia wąwozów.
Piękny punkt, taki z tych co lubię... pamiętacie, że byłem już specjalistą od wąwozów na Hawranie:

Rok 2018... unikalne zdjęcie jak spadam do wąwozu, autorstwa śmiejącego się Szkodnika.


No właśnie... teraz wąwóz jest równie stromy, ale większy. Dziś jednak rolę spadającego w dół na ryj, zagra ktoś inny... przegrałem ten casting. Kolega z innej drużyny mnie uprzedził, leci właśnie na ryj w dół... aż łezka z zazdrości zakręciła mi się w oku. Ale mlasło tam na dole... zacne lądowanie.
A inna sprawa, że ktoś kiedyś (tak - piję do Organizatorów) narzekał, że robimy punkty nierowerowe - ten wąwóz był super rowerowy, po prostu VELO wąwoziada :)

Trasa iście rowerowa :D

Tędy jedziemy - jest extra :D

Zarys drogi jakby widać - to jest prawdziwy Beskid Niski :D

Andrzej odnalazł jakiś trakt :)

Kolorowo :)


Wariant godny... Leśmiana
Długi, długi przelot, ale za to z pięknymi widokami. Chwilę później zaliczamy kolejny punkt kontrolny (mostek), którego - nota bene - naszukamy się trochę, bo będą dwa mostki i punkt będzie na tym ukrytym w krzakach. Staniemy teraz przed decyzją, czy jechać sporym objazdem czy pchać się przez górę Patryję. Jak myślicie co wybraliśmy... tak jedzie z nami Ania, która mogła zaprotestować, ale w sumie sama chciała przez górę. "Przecież wiadomo, że jej nie odmówię, muszę się sprężyć bo podpychać nie lubię" (parafraza klasyki Franka Kimono).
Ciśniemy pod górę... pchamy rowery bo stromo... i w sumie nie wiem jak to się stało, ale rozmawiamy z Leśmianem o Andrzeju, albo na odwrót, nie pamiętam do końca konfiguracji, ale pamiętam tematy. Proste, że męskie sprawy bo rozmawiamy o DZIEWCZYNIE (według mnie najlepszy wiersz Leśmiana ever, genialny tekst - TUTAJ w wersji poezji śpiewanej)
Ja nie wiem jak to się dzieje... pchasz rower pod górę, po błocie... i zaczynasz rozmawiać o liczbach zespolonych (Hawran 2021) albo o poezji Leśmiana (Hawran teraz).
Ciekawe o czym będą dyskusje na podpychach za rok: "wpływ monsunów zachodnich na rozwój kolarstwa w Chinach"?
Finalnie wychodzimy na szczyt, pod ogromne wiatraki. Widokowo jest bajka :)

Bociek Stefan patrzy z niedowierzaniem na nasz wariant :)


Przez Wiatrakową Górę :)

Więcej wiatraków :)


Kirkut, kikut... Andrzej? Andrzej !! Chyba nawalił Mu GSB :D :D :D 
Rozdział zbiorczy dotyczący kilku akcji, bo wszystkie działy się niemal w tym samym momencie i ciężko to podzielić na jakieś sensowne wątki.
Po zjeździe z Patryji zbieramy kilka punktów na "nizinach", aby chwilę później znowu zaatakować pagóry i wspinać się po stromych zboczach.
- bobrowisko robione wariantem "z wody", mimo że punkt wisiał na brzegu... jaki był sens przeprawiania się po złamanym drzewie, na drugą stronę, na której nie było lampionu... może kiedyś znajdę odpowiedź na to i inne egzystencjalne pytania :D
- mocno zarośnięty krzakami stary kirkut, z czołganiem się pod elektrycznym pastuchem
- wbicie na Główny Szlak Beskidzki (czerwony) i jazda dokładnie w odwrotnym kierunku niż niedawno z Lenonem
- Andrzej, który przeczytał opis punktu KIRKUT a punktem był KIKUT (drzewa). Ciśniemy czerwonym szlakiem, pośrodku gór, a Andrzej mówi, ciekawe że będzie tu kirkut.
Nie załapałem... nie kojarzę tutaj żadnego kirkutu, no ale przecież mogę o czymś nie wiedzieć... no ale kiedy kolega w okolicy punktu, w środku beskidzkiego lasu zaczyna szukać macew... to my z Anią zaczynamy dochodzić do wniosku, że coś jest bardzo nie tak... :D :D :D
"To nie tak, nie tak, nie tak, dziewczyno, nie tak nam miało być, mieliśmy razem iść..." po lampion, a Andrzej szuka macew :D

Uwaga wielka seria zdjęć:

Lampion przy macewach

Podniebny jelonek :D

Drzewo na polanie - potencjalny kandydat na... :)

...punkt kontrolny :)

Czy mi się wydaje, czy Oni jadą jakoś tak krzywo, coś Ich znosi :)


A nie! Wszystko pod kontrolną... spacery z rowerem :)

GSB :)

"Live your life by a compass, not by a clock"

Naprawdę zielony ten czerwony szlak :)

Ale jednak czerwony :)

Bardzo czerwony :)


No i właśnie... tutaj Andrzej też odwalił mocną akcję. Jest wykrzyknik? No jest, za moment, nawet będzie znak, że szlak skręca. Ja się zatrzymałem zrobić to zdjęcie, a Andrzej pociął w dół. Dojeżdżam do skrętu szlaku, a tu ściana... po prostu pion. Patrzę, Andrzeja nigdzie nie ma. No bez jaj... nie zjechałby tego. A nawet jeśli, to ile mi zajęło zrobienia zdjęcia? Musiałby przejść tędy z jakaś chorą prędkością, aby Go już nie widział... no chyba, że pociął na wprost, bo nie zauważył skrętu.
Hmm... ANDRZEJU, ewidentna awaria GSB (Głównego Szlaku Beskidziego). Dobrze, że finalnie nasz Towarzysz zorientował się, że "poszedł jak dzik w maliny" i zawrócił :D

Wykrzyknik! Co to może oznaczać :D ?

Ten szlak jest boski :)

Jedni ostro pedałują :)

...a inni po prostu sielanka :)


Szkodnik bufetowy czyli "za czym kolejka ta stoi? Na co w kolejce tej czekasz?" (KLASYK KLASYKÓW)
Jak to za czym? Za jedzeniem, bo to punkt żywieniowy! Szkodnik nie może mi dziś towarzyszyć i poniewierać się po krzorach, ale zabezpiecza bufet. Dostał misję najwyższej wagi (zwłaszcza, jak się nie opamiętam...), więc wydaje smakołyki i trunki strudzonym wędrowcom. My do takich należymy, więc korzystam ile się da z dobrodziejstwa rajdowej spiżarni.
Po raz kolejny się przekonałem, że w małżeństwie "On Ją kocha za żarcie, Ona za wzięcie" :D :D :D
Ech Szkodniczku, już niedługo wrócisz do ciorania się chaszczach, a skoro poszedł w tytule taki a nie inny utwór, no to specjalnie dla Ciebie:
"Bądź jak kamień, stój - wytrzymaj,
kiedyś te kamienie drgną i polecą jak lawina
przez noc, przez noc, przez noc" :* :* :*

Już niedługo!!!

Dobre kradzione zdjęcie od Ani - tzw. Magic of the Moment (dziękujemy!!!)



"Don't go by the river
If you love your wife
'Cause you'll make that girl a widow
And you'll cause her pain and strife
(...)
Don't go by the river side,
You'll be sorry if you do!
(...)
Don't go by the river side,
'Cause you might meet me if you do!"
(całość TUTAJ)

Dokładnie tak, jak pojedziesz nad rzekę, to spotkasz mnie... a w zasadzie i nas. Musimy jakoś przedostać się do wielkiego wodospadu, na którym ma wisieć lampion, ale nie ma tutaj mostu.
Finalnie okaże się, że lampion zaginął... rzadkość, zwłaszcza w takich mniej dostępnych miejscach, ale jednak.
Niemniej skoro nie ma mostu to trzeba jakoś sobie radzić. Moi Towarzysze (i to oboje) są zdania, że przez rzekę najlepiej przerypać w poprzek... nie jestem fanem, takiego pomysłu, bo wolałbym "po kamyczkach", ale wydają się wiedzieć co robią. Lubię drzeć na dziko, ale jak nie ma innego wyjścia, a Oni nawet nie sprawdzili wszystkich możliwości - oczka się Im zaświeciły widząc wodę i dawaj przez... no dobra, co robić, idę za Nimi. Czasem po kolana w wodzie, ale idę za Nimi... jak się czasem zastanawiam, jak - naprawdę jak - to my jesteśmy kojarzeni z dziwnymi wariantami. Jak się dowiem, że 100 metrów dalej była tama lub kładka... to wytnę Mu ślepą kiszkę... a jak takiej nie ma, to się najpierw jakaś oślepi i potem wytnie :P

Andrzej, czy to na pewno ta droga, którą chciałeś jechać :D ?

Szacun za suche opony :D


Dwa słowa o rajdzie jako takim:
Muszę przyznać, że trasa jest piękna. Rewelacyjna. Dlatego też znowu poleci poniżej spora seria zdjęć, bo było co podziwiać (na przykład stary zabytkowy młyn) czy właśnie wspomniany wczesniej wodospad. Organizatorzy naprawdę się postarali aby dzisiejszy rajd był iście zacny i na wypasie - tak ja wiem, jak się robi imprezę w Beskidzie Niskim, to już na wstępie ma się +2 do efektu WOW, ale nie zmienia to faktu, że zrobili kawał dobrej roboty.
Pomału jednak zaczął się nam czas kończyć i trzeba było się zdecydować co dalej...

Jest przepięknie :)

Takie punkty kontrolne lubię :)

Dobry techniczny zjazd :D

Biały szum BADAM TSSSS... (tak wiem, to było tak strasznie hermetyczno-suche... a jak ktoś nie ogarnął to TUTAJ)

No bez kitu, postawa postaci na zdjęciu sugeruje lekkie zaskoczenie tejże postaci...
więc mam ochotę dać tytuł "Mała Ania w Wielkim Młynie" (horror nawigacyjny, klasy B) :D :D :D



UPALANIE level... DRAPIEŻNIK :D
Próbuję moja ekipę namówić na jeszcze jeden punkt. Mamy przecież prawie 30 min. Owszem nie jest najbliżej, ale szansa jest spora. Są jednak sceptyczni czy zdążymy, ale przecież jest ryzyko, jest zabawa. A tak naprawdę, ryzyko można skalkulować, czyli cisnąć po punkt a jak się okaże, że idzie wolniej niż planujemy to się wycofać.
Ania woli jednak zjeżdżać do bazy, Andrzej się waha... zwłaszcza, że namawiam tak naprawdę na 3 różne punkty. Nie chcą punktu A, to namawiam że w takim razie może B, a jak nie to niech będzie C. Asertywni się znaleźli, po szkoleniach jakiś :P
Ania nie chce dziś finiszować na sekundy przed limitem, a może się tak to skończyć jak pojedziemy. Andrzej nazywa mnie drapieżnikiem i mówi do Ania, że "Oni tak zawsze"... że niby zmęczeni w trakcie rajdu, wolniejsi, jak się zaczyna zbliżać koniec limitu czasowego, to odżywamy i dziczejemy.
Finalnie Andrzej uda się namówić na wypad po jeszcze jeden lampion i rozdzielimy się z Anią. Pociśniemy ile sił w nogach, stając do boju z czasem, którego coraz mniej.
Ostatecznie się to opłaci, bo wyhaczymy ten lampion i wrócimy do bazy na kilka minut przed końcem czasu.
Nasz wynik da dziś Ani drugiej miejsce na podium, czyli chyba nie było źle jeśli chodzi o tempo :)
W bazie czeka już na mnie Szkodniczek, a potem ognisko do późnym godzin nocnych... piękny dzień w pięknym miejscu.
Tylko bardzo mi szkoda, że Basia nie mogła zobaczyć tej trasy... ech trudny dla nas to rok, oj trudny.

Upalanie czyli finisz ARAMIS style :)



Kategoria Rajd, SFA

Notatki z sympozjum poświęconemu SILE KORNOlisa

  • DST 1.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 maja 2022 | dodano: 15.05.2022

To był chyba najdłużej organizowany rajd EVER. Ponad dwa lata czekaliśmy na ten dzień... nasz dwukrotnie odwołany (w 2020 i 2021 roku) rajd "Wiosenne CZARNE KoRNO - Siła KORNOlisa" w końcu się odbył.  O tym jak mocno "zdewastowało" nas odwołanie imprezy na 3 dni przed jej planowanym terminem (i na dzień przed rozwieszaniem lampionów) mogliście poczytać w "Podsumowaniu roku 2020". Był to dla nas bardzo bolesny cios i to na wielu płaszczyznach, ponieważ cały ogrom pracy włożony w przygotowanie rajdu poszedł w.... sami wiecie gdzie. Poszedł i do dziś nie wrócił, bo niektórych pomysłów z 2020 roku nie udało się już uratować.
Rok 2021 to była obserwacja pola walki... i czajenie się, na zasadzie "robimy czy nie?"... finalnie bojąc się kolejnego lock-down'u (pamiętajcie, że pierwotną datą imprezy był marzec), uznaliśmy, że rajd zrobimy dopiero w 2022. Co więcej - dla bezpieczeństwa - przeniesiemy go na maj.

Alchemik KORNOlis

Trasa dochodziła z Ciężkowic aż pod Jezioro Rożnowskie

Wężysław Snejku pomagał nam rozwieszać trasę :)


No i mamy maj 2022, więc ruszamy z Siła KORNOlisa na nowo.
Planujemy ją jako ewidentnie CZARNĄ imprezę... no innej opcji po prostu nie ma. Jesteśmy Czarni z natury, a niektórzy także i z wyboru (mowa o Szkodniczku), a to zobowiązuje.
Robimy kolejną edycję Czarnego KORNO mimo, że chyba wszystko się spiknęło przeciwko nam...
Na listę startową zapisały się nawet takie postacie jak "4 jeźdźcy apokalipsy".
ZARAZA - Pan Demik na liście startowej to był już od marca 2020...
WOJNA - pandemia pomału się kończy (chyba...), ogłaszamy zatem, że robimy rajd... i wybucha wojna na naszej wschodniej granicy. (Ja wiem, że korelacja to nie przyczynowość, ale przypadek???)
ŚMIERĆ - niestety, dwie osoby związane z edycją 2020 rajdu zmarły... masakra :(
Najpierw dowiedzieliśmy się, o Burmistrzu Ciężkowic. Człowiek z którym ustalaliśmy wszystkie sprawy przed marcem 2020, osoba niesamowicie zapalona do pomysłu tego rajdu... zachorował na COVID. Ciężkowice budując (w ciągu tej dwuletniej "obsuwy") Park Zdrojowy upamiętniły Go na obelisku obok głównej bramy... teraz chyba już wiecie sami, dlaczego jedem z punktów kontrolnych (typu X zagadka) powiązany był właśnie z tym obeliskiem. Ten rajd to trochę taki nieoficjalny memoriał poprzedniego Burmistrza Ciężkowic...
...z resztą nie tylko jego. Jak pewnie zauważyliście, niektóre punkty kontrolne znajdowały się na prywatnych posesjach, oczywiście za pełną zgodą ich właścicieli, którzy udostępnili Wam różne ciekawe miejsca/obiekty/przedmioty: beczka Wehrmachtu, mini-wiatrak, ruiny starej szkoły, itp.  
Jeden z takich punktów powiązany był z drugą osobą, której także już z nami nie ma... nie chcę za bardzo o tym pisać, bo to bardzo smutna sprawa, ale wspomnę Wam tylko tyle, że czasami życie potrafi kogoś tak bardzo przytłoczyć, że nie widzi się w nim już tego piękna, które nadal dostrzegają inni. 
Do Moniki i Tomka gorzko czasem ironizujemy, że pozostał nam już tylko GŁÓD... i czekamy aż firma cateringowa w dniu rajdu wypowie nam umowę. Byłby komplet wszystkich 4 jeźdźców..
No było pod górkę z organizacją... niesamowicie pod górkę... mimo, że nowe władze gminy również pozytywnie odpowiedziały na pomysł rajdu.

Wodospad w miejscowości, której nazwę trzeba było ustalić

Niewielu członków gości bo to RUDA KAMERALNA

Po raz kolejny robiliśmy tabliczki dla (do tej pory) bezimiennych górek :)

Skała "Wieprzek"


Jeszcze w 2020 roku nawiązaliśmy współpracę z Przewodnikiem po Skamieniałym Mieście i okolicach - Piotrem Firlejem. Człowiekiem, który służy tylko jednej Królowej - Jej Wysokości Brzance i w sumie to jest Batmanem, bo wszędzie chodzi (i chroni) nietoperze. TUTAJ scena jak Piotr dorwał kogoś kto chciał zniszczyć budkę dla nietoperzy. Tak więc, powiadam Wam, nie niszczcie budek dla nietoperzy bo Was Piotr znajdzie... jeszcze w 2020 roku dedykowałem Mu tą piosenkę.
To On pokazał nam kilka niesamowitych miejsc na pogórzu i niektóre punkty kontrolne to tylko i wyłącznie jego zasługa:
- Beczka Wehrmachtu (Piotr to dogadał)
- Obserwatorium czyli Kosmos w Lesie (także Piotr)
- LOP dla trasy rodzinnej w Skamieniałym Mieście (któż by inny...)
- Stary Kirkut czy Trójnóg z widokiem 360 stopni (no ba!)

To nie jest kompletna lista :)
Ogromna, ogromna, ogromna pomoc, za którą bardzo, bardzo, bardzo dziękujemy. Nie mówiąc już o zorganizowaniu grupy do zbierania lampionów, tak że teraz po tygodniu od imprezy, ze 100 pkt kontrolnych wiszą już tylko dwa (które zbierzemy w niedzielę). Po prostu niesamowite !!
Jakby tego było mało, to Piotr w bazie zorganizował wykład dla uczestników rajdu. Wykład o... a jakże!... nietoperzach!
Takie wykłady to tylko ułamek jego działań w ramach programu: "LIFE+ Podkowiec Towers". Ten program to zaplecze techniczne Batmana, możecie poczytać o tym TUTAJ.

Punkt kontrolny pod budką dla nietoperzy

Stare wodociągi

Alchemik KORNOlis dopadł kogoś na szlaku...



Poniżej znajdziecie trochę zbiorczych zapisków z układania trasy (a więc jesień/zima 2019/2020 oraz odświeżenie jej w lutym i marcu 2022).
a) cmentarz wojskowy w Łużnej "Pustki" - czy ja muszę mówić coś jeszcze.. niesamowity, podświetlony w nocy. Stał się jednym z dwóch flagowych punktów naszej trasy.

Niesamowite miejsce....

...robiące ogromne wrażenie


b) Kocioł Babe-Yagi (...a "Baba Yaga łachów batem smaga" - nie idźcie za tym linkiem, ostrzegam...). Niesamowite miejsce znalezione trochę przypadkiem, akurat wtedy kiedy myśleliśmy gdzie i jak zrobić punkt żywieniowy. W Kobylanach była "CHAŁWA NA WYSOKOŚCI", a w Lanckoronie "Góralki w Tatrach"... Kompletnie nie mieliśmy pomysłu jak zrobić "żywieniówkę", posucha umysłowa po prostu... i nagle BACH... nie, nie Jan Sebastian, ale BACH! (taki dźwięk huku, tak?) BACH... wielki gar w lesie, kiedy robimy rekonesans Polichtów.
Rewelacyjne miejsce na punkt. Pomysł aby umieścić w nim dzieci: Grześki, Kubusie, Danusie, Michałki aż sam się nasuwał.
Dlatego jednym z waszych zadań zostało "uratować dzieci w kotła" :D :D :D

Kocioł :)
Dzieci w kotle :)


c) DIOBEŁ :D - kolejny chory punkt. Szukamy dobrego miejsca na punkt, ale taki "połączeniowy" aby odciągnąć zawodników od głównej drogi i zrobić połączenie między innymi punktami. Trochę nic tu nie ma, ale ktoś - już nie pamiętam czy Basia czy Lenon, a może ja - mówi, patrzcie, ten pień wygląda jakby miał rogi. Jakby mu dorobić oczy to będzie Diabeł....no co znaczy "jakby" !! Robimy oczy i kły !! Malujemy go odblaskową farbą i jest DIOBEŁ.
Któryś z zawodników mi mówił, że w wiosce poniżej mówili Mu aby nie szedł do lasu bo tam Diabeł starszy!!! Nie wiem czy to prawda, ale wiem że tak się rodzą legendy! I o to chodzi.

Diobeł w nocy :)


d) Ambrozja Menelaosa
:) i znowu przypadek... eksplorujemy lasy Pogórza i znajdujemy na drzewie "Krupnik" przypięty paskiem do drzewa.
No nietypowe, ale stwierdziliśmy, że skoro tu był, to my ten punkt odnowimy i tak doszły kieliszki oraz lustro.
A opis punktu to inna nazwa Denaturatu znaleziona w internetach... nieważne, że ambrozja to ciało stała i powinien być nektar. Internety nie mogą się mylić!
Chociaż ja i tak jestem fanem nazwy "Błękit Paryża" :D

Menelaos zadowolony :)



Wypadek Basi... no to był - mówiąc korporacyjnie - GAME CHANGER.
Operacja kolana 18 marca... 8 tygodni o kulach... no nie pomogło to w organizacji KORNOlisa.
Skróciliśmy trasę o około 20 punktów... nie dałbym rady jej sam rozłożyć. Owszem Lenon bardzo nam pomógł ale nie był z nami na każdej eksploracji trasy, więc nie mogliśmy się podzielić na zespoły uderzeniowe. Czasem robimy tak, że puszczam Basię i Lenona na szlaka gdzie są do rozłożenia punkty, sam jadę rozłożyć dwa, trzy lampiony i odbieram Ich na końcu szlaku.
Tym razem jeden kierowca i jedna osoba, która była w punkcie podczas eksploracji... musieliśmy skrócić trasę.
Naprawdę baliśmy się, że ten wypadek całkowicie uniemożliwi nam zrobienie tego rajdu...

Ruiny starej szkoły

Kamieniołom :)

Stary cmentarz z IWW

Leśne boisko :)



A dla ciekawych tutaj zagadki jakie mieliście na trasie i dwa słowa komentarza!

X22 - dorzecze rzeki Białej
Pod nogami - metalowa pokrywa
napisz na karcie: co się pod nią skrywa?

X21 - menuet

Jaki utwór fortepian wygrywa?
INFO tablica odpowiedź skrywa!

X30
- złoty
Podejdź blisko, jeśli trzeba to po kryjomu
i weźże mi podaj, kolor wiszącego tu dzwonu

X34 - kaczki

Zwierzaki! Spotkasz je na swej trasie
Pisz wartko, co żółtego tutaj się pasie

X35 - o jakie tu były odpowiedzi... SARNOLIS była najlepszy :D

Kto na ławkach tutaj siedzi?
W kartę wpisz DWIE odpowiedzi

Trochę mi to przypomina TEN KAWAŁ.

X36 - klamka w kształcie RĘKI

Czy byłby to jeszcze dom czy już zamek
No... nie robią już dzisiaj nigdzie takich klamek
No więc... droga Koleżanko, drogi Kolego
napisz co jest w niej charakterystycznego

X37 - BENTOS

Krótkie zadanie - takie z przyziemnych
Jak się nazywa ogół organizmów dennych
nie myśl tyle i nie drap się po głowie
tablica - choć nie wprost! - prawdę Ci powie

X41 - kwestia policzenia łusek

W głębi kaplicy będzie twoje zadanie
ŁUSKI PO POCISKACH? A może coś innego?
Pytam o to wielkie, wiszące na ścianie
czymże by to nie było, to ile tu tego?

X42 - jak byk był tu napis "KAPLICZKĘ TĄ POSTAWIŁ DZIAD" (ale odpowiedzi to tu też były przeróżne...)

Fajno, żeś się dziś i tu zjawił
Spójrz teraz na napisane słowa
Kto tę kapliczkę tutaj postawił?
To tyle! Odpowiedź gotowa!

X47 - czołg RUDY 102 :)

POWSPOMINAĆ trochę - nigdy nie zaszkodzi
JAKI POJAZD, numer obiektu na myśl Ci przywodzi?
Był on pancerny, chociaż w zupełnie innym kolorze
i Szarik nim jeździł - no to jak, wiesz już może?

X50 - ha, zrobiliśmy specjalnie kłódkę z napisem TROPIE PUNKTY KONTROLNE. Wisi on na kładce w miejscowości TROPIE :D

Kłódki na mostach? W sumie rzecz typowa
Czasem jest ich tyle, że możne rozboleć głowa
TĘ DREWNIANĄ zrobili rajdu Organizatorzy
odpisać z niej napis - bądźcie zatem skorzy!

TROPIĘ W TROPIU :)



X51 - Cyjanogenne Glikozydy (Parzydło Leśne)

Na brzegu tego oto strumienia
Rośnie roślina - dziwna z imienia
Jaj nazwa... no, niczym z legend bestia
odkryć ją... aaa, to już twoja kwestia
Zadanie? sprawę masz tu niemal prozaiczną
podają tą trudną, dziwną NAZWĘ CHEMICZNĄ

X60 - Przysmakiem kuny (nie, nie DIABŁEM, Patryk)

Srogie piguły brał autor tej ściężki
i do dziwnych wizji, jego głowa skora
to jasne, że wiewiórka lubi orzeszki
ale czymże ona jest, według autora?

X61 (Wezuwiusz)

I na Golgotę przyszło Ci ruszyć swą d...pupę
gdzie pod ciężarem kamieni aż zwiędła trawa
odnajdź na szczycie ich pokaźną kupę
skąd pochodzi ten o którym piszą, że to LAWA?

X70 (Św. Spiridion)

Słyszałeś kiedyś o takiej postaci?
A stoi tu ona i w lecie, i w zimie
Świętych poczet dumnie bogaci
Powiedz proszę: JAK MA NA IMIĘ?

X80 - 200l paliwa

Sturmbannfuhrer beczkę zgubił
smutnie teraz głową kiwa
wszak ją bardzo przecież lubił
ile weszło doń paliwa?

X83 - pięknie to się prezentuje, naprawdę pięknie

4 kolumny - pomiędzy nie skieruj swój krok
a potem odważnie, wprost w niebo wbij wzrok
i odrysuj, proszę ja Ciebie
jaki kształt ujrzałeś na niebie?

X90 - ilość łusek w okienku (dużo :D )

Przyszli spomiędzy drzew i skał,
w liczbie - około jednego pułku ćwierć,
w mundurach w kolorze FELDGRAU
za nimi kroczyła i Śmierć...
Tylko las słyszał o pomoc wołanie
dlatego dziś tu i kwiaty i znicze,
ale gdy spojrzę w okienko na ścianie
to ile w nim łusek dzisiaj naliczę?

X91 - widać na zdjęciu :D razem z Lenonem odmalowywaliśmy napis bo po 2 latach był trochę nieczytelny...

Odnajdź jeziorko gdzieś pośród lasu
a potem niczym prawdziwy skryba
tylko wartko - bo szkoda dziś czasu
napisz "CO POWIE RYBA?"

Jeziorko :)


Dwie akcje z rajdu były boskie
Po pierwsze: Kłoda, kładka czy kłódka?
Każde było punktem kontrolnym w innym miejscu:
- kłoda w rzece (znaleziona na google maps :D podczas przeglądania terenu)
- kłódka na kładce (TROPIE PUNKTY KONTROLNE)
- kładka nad rzeką...
Umiejętność czytania się przydaje, bo to jak mieszali te punkty zawodnicy to jest kosmos.
Rysowali kładkę zamiast kłódki, szukali kładki zamiast kłody.

Wiewiórka to DIABEŁ !!! 
Czym jest wiewiórka? Według tablicy informacyjnej, wiewiórka jest przysmakiem kuny.
Według niektórych zawodników, którzy odczytali z tablicy tylko tyle, że znajdują się w Diabli Skałach... wpisali w kartę odpowiedź: DIABEŁ.
Tak więc, wiewiórka to DIABEŁ. Pogódźcie się z tym :)

Źródełko :)

Stary kirkut

Stara Latarnia (niegdyś do oświetlania drogi wędrującym kupcom)

Ruiny zamku w Rożnowie



Rajd, rajd i po rajdzie...
Siła KORNOlisa domyka pierwszą trylogię SFAROC'a, tworząc (jak to bywa w trylogiach) pewien tryptyk:
- Wiosenne CZARNE KoRNO: Lodowe Piekło (tak jakoś wyszło... pogoda postanowiła wziąć udział w rajdzie jako wasz rywal)
- Kompania KORNA
- Siła KORNOlisa


Nim powiem Wam co będzie dalej, to zdradzę Wam o czym miała opowiadać druga trylogia SFAROC'a.

Epizod IV: Piekło KORNOkorum
Epizod V: Maski KORNOwału
Epizod VI: KORNA chata (lub Zaraza KORNOvirusa... ale nie mamy pewności czy ta nazwa przeszła by w gminie)


KORNOkorum miała zabrać Was (umownie) w góry... umownie, bo robienie rogainingu na 100 punktów kontrolnych w górach, trochę mija się z celem, skoro najlepsi - NIE-w-górach - robią 70-80% trasy.
Poza tym góry, trochę zabierają wariantowość bo najczęściej optymalny wariant to "szlakiem"... Rajd na pogórzach, gdzie jest gdzie ponosić rower i jest gdzie zaliczyć srogie podpychy, trochę nam rekompensuje brak "gór - gór". 
W KORNOkorum znajdować się miała niezdobyta twierdza Lorda SFAROC'a... ostatni bastion tej złowrogiej dramatis personae. Po klęsce pod Kobylanami, odsieczy lanckorońskiej oraz kampanii ciężkowickiej, to właśnie tam miało dojść do decydującej bitwy o przyszłość Królestwa Lampionu.
Maski KORNOwału miały przynieść Wam świadomość, że śmierć Imperatora wcale nie musi oznacza końca Imperium. Po upadku Lorda SFAROC'a  siły ciemności pogrążyły się w wewnętrznych walkach o władzę... walkach, które wygrał okrutny Generał ROCSFA ot Awruk... oficer będący niegdyś w opozycji do Mrocznego Lorda, ale w pewnym momencie postanowił odwrócić (sic!) - czaicie bazę?, ODWRÓCIĆ - swoje sympatie i przekonania. Generał przybywa do Królestwa Lampionu jako emisariusz "Nowego Rozdziału"... przybywa na wielki bal - karnawał, wyprawiony na cześć zwycięstwa... w teorii ma rozmawiać o normalizacji stosunków między dwoma krainami, ale to tylko pewna MASKA. W rzeczywistości jego celem jest poróżnienie różnych formacji wojskowych Królestwa i skłócenie ich ze sobą, a gdy staną się niezdolne do działania, Generał planuje przeprowadzenie nowej ofensywy, celem pozyskania nowych lampionów... czy Rycerze Orientu zdołają udaremnić takie niecne plany?
Fabuła KORNEJ chaty (Zarazy KORNOvirusa) miała być następująca: SFAROC i ROCSFA zostali pokonani... Królestwo Lampionu wydaje się bezpiecznie... ale to tylko pozory. Przed śmiercią Lord SFAROC rzucił straszliwą klątwę, której skutki zaczynają być pomału zauważalne. Bitwa z Generałem ROCSFA odwróciła uwagę od dziwnych zjawisk zachodzących na rubieżach Królestwa... gdzie lampiony, jeden po drugim, znikały... a może nie tyle co znikały, ale nie udawało się ich odnaleźć?
Królewska Rada Medyczna stawia przerażającą diagnozę, to virus... WYBATOŻAK LAMPIONELLI, który powoduje że ludzie tracą umiejętność nawigacji.. zarażeni nie są w stanie odnaleźć lampionów. Nim plaga rozleje się po całej krainie, Rycerze Orientu muszą raz jeszcze wyruszyć na szlak w poszukiwaniu odtrutki.

Naprawdę nadal to czytacie? Podziwiam :)
Jeśli zadajecie sobie pytanie czy jesteśmy pojebani... to TAK, jesteśmy.

Każdy z tych rajdów poprzedzony byłby odpowiednią kampanią promocyjną (zdjęciową) - jak widzieliście Kompania KORNĄ i Siłę KORNOlisa to wiecie czego moglibyście się spodziewać.
Do Piekła KORNOkorum mialem już nawet kadr na główny plakat. Tak - kadr... nie umiemy w Photoshopa, nie ogarniamy grafiki... jak potrzeba zdjęcia eksplodującego wulkanu to się robi eksplodujący wulkan i fotografuje... nauczył nas tego, w dawnych czasach Marek (nasz główny Trener szermierki), kiedy kręciliśmy różne pokazowe filmiki SFA

Marek: Wiecie jak kręci się w SFA scenę kaskaderską postaci "Radek skacze z nasypu" ?
My: Nie
Marek: Mówi się "RADEK, skocz z nasypu" :D


Mostek

Uwielbiam takie punkty kontrolne :)

Cmentarz "Głowa cukru"

Historia tego miejsca


Dlaczego jednak piszę wszystko z perspektywy "miał/miały/miało być"... kogoś ta forma czasownika mogłaby lekko zaniepokoić. No właśnie... mówi się, że najlepsze opowieści to te niedokończone. Wiele opowieści zaczyna się niesamowicie, buduje fantastyczny klimat, ale jesteśmy rozczarowani zakończeniem, bo nie jest ono w stanie spełnić oczekiwań wywołanych toczącymi się wątkami. Wygląda na to, że historia Lorda SFAROC'a pozostanie taką niedokończoną opowieścią... pierwsza trylogia za nami, ale druga pozostanie już raczej tylko na papierze. Nie musi to jednak oznaczać końca CZARNYCH rajdów... owszem może, ale przecież nie musi. BA! może to być początek czegoś zupełnie, zupełnie nowego.

Nadszedł chyba już czas aby ruszyć do przodu. Pewna formuła się wypełniła i nie ma przestrzeni na jej kontynuację. Stowarzyszenie ROC pragnie skupić się na swoich autorskich projektach, a jako że mają do organizacji szereg innych imprez (jak Liszkor czy sierpniowe KORNO), po prostu nie są w stanie dłużej obejmować nas taką opieka jak do tej pory.

Musicie jednak pamiętać, że to właśnie

"KORNO zrodziło ARAMISY, CZARNE KORNO dało Im siłę" (parafraza cytatu z genialnej serii "Wojna Dwóch Światów")

Jurajski Orient w maju 2013 roku to był nasz pierwszy rajd na orientację w życiu. To właśnie impreza autorstwa Moniki i Tomka pokazała nam czy jest orienteering, sprawiając że zachorowaliśmy - chyba już nieuleczalnie - na bakcyla orientu. Gdyby nie Oni, nadal jeździlibyśmy tylko na wycieczki, a nie ciorali się po jakiś lasach i bagnach szukając lampionów.
To także właśnie Monika i Tomek umożliwili nam zrobienie naszej własnej, pierwszej imprezy na orientację.
W tym miejscu chcielibyśmy Im zatem niesamowicie podziękować za obie te rzeczy: za pokazania nam rajdów i za możliwość uczestniczenia w ich organizacji jako budowniczowie trasy.
To była niesamowita współpraca, ogrom ciężkiej pracy (dużo cięższej niż nam się wydawało), ale także i fenomenalna zabawa. Czasami były to niezliczone problemy i partyzanckie rozwiązania, a czasem epicka kampania, gdzie wszystko szło "jak po sznurku". Słowem: samo życie.
Doświadczenie zdobyte na KORNO pozwoliło nam także zaangażować się w budowę tras takich rajdów jak Rajd IV Żywiołów oraz aż dwóch Mordowników (Zawoja, Beskid Mały).

"Nietypowe, ale w sumie nie mam zdania...
Figura Święta, a kolano odsłania!
A teraz, Ty - nawigacji Wikingu
odnajdź ją na przy-klasztornym parkingu"


Nasza kolejna tabliczka :)

Trójnóg :)


Co dalej? 
Ciężko powiedzieć tak na szybko, ale powiemy Wam że pokochaliśmy budowanie tras... tworzenie zagadek i znajdywanie nietypowych i ciekawych miejsc w terenie. Jesteśmy zdeterminowani aby organizować - teraz już własne - imprezy, ale nie wiemy jeszcze czy nam się to uda. Bez administracyjno-organizacyjnego wsparcia jakie zapewniało Stowarzyszenie ROC będzie ciężko, ale chcemy jednak spróbować. Pozostanie pewna ważna kwestia: KORNO to marka sama w sobie, ale to marka Moniki i Tomka. To Oni ją stworzyli i dlatego, jeśli uda nam się zorganizować własny rajd, będzie on musiał odbyć się pod zupełnie inną banderą. W praktyce oznacza to, że historia Lorda SFAROC'a pozostanie niedokończona. Dziękujemy jednak, że przez te lata, byliście w niej z nami.

Jednocześnie mamy mały apel do Was. Jeśli ktoś chciałby spróbować współpracy z nami pod kątem nowego CZARNEGO rajdu to zapraszamy serdecznie. Może i jesteśmy krnąbrni, ale na pewno nie rozwydrzeni, więc da się z nami dogadać. Mówimy tutaj, przede wszystkim, o współpracy administracyjnej (ale oczywiście jeśli ktoś by chciał przyłączyć się także do budowania tras, to również zapraszamy serdecznie). Obecnie jesteśmy na etapie sprawdzania różnych dostępnych opcji, a więc jesteśmy także otwarci na wszelakie rozmowy. Plan jest taki aby jakiś CZARNY rajd, na stałe zagościł w kalendarzu imprez INO, ale czy to będzie możliwe i jeśli tak, to w jakiej formie... no cóż, czas pokaże.

Wasz partner do rozmów :)


Kolejni partnerzy do rozmów :)



To chyba tyle na dzisiaj.
Do zobaczenia gdzieś na szlaku... lub (częściej) poza nim.
Zdecydowanie poza nim :)
A teraz ostatnie już zdjęcia z trasy rajdu oraz linki do relacji Zawodników:


Oficjalna galeria autorstwa Nataszki:
- BAZA
- TRASA

Relacje uczestników:
- Ania (Trasa TR24)
- Tadeusz (Trasa TP24)
- Sergiusz (Trasa TP24)
- Kamila (Trasa TP12)
- Misiek-w-chaszczach (Trasa TP24)
- Kraina Podkowca
- Tomasz (TP7)
- Grzegorz (TP7)
- Kumple Żwirka (TP12)
- Hubert (TP7)
- Krzysiek (TP7)

Dokładnie tak!

W drzewie :)

Diable Boisko

Jeden z najtrudniejszych nawigacyjnie punktów :)

Zabawy podczas nocnego rozwieszania punktów :)





Kategoria Rajd, SFA

LANS(z)KORONĄ na Mioduszynie

  • DST 63.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 kwietnia 2022 | dodano: 01.05.2022

1800m przewyższenia trzasnęło czyli tuż przed KORNO wybierałem się na KORNO...  na nasze własne KORNO z 2019 roku (czyli KOMPANIĄ KORNĄ). Niestety nadal samotnie, ale ten rok tak już ma... ech majówka, normalnie walczylibyśmy z jakimś podjazdem w Sudetach albo Beskidzie Niskiem, ewentualnie gubili się w jakimś ogromnym lesie, ale Basi jeszcze długo nie będzie dane wrócić w naszej ukochane pagóry. Musi stanąć na nogi... i to dosłownie, a zrobienie tego za szybko przynieść może więcej szkody niż pożytku.
Ruszam zatem odwiedzić punkty kontrolne własnego rajdu, bo okiem organizatora trasa zawsze wygląda trochę inaczej... a zatęskniłem trochę za Lanckoroną i Mioduszyną. Mioduszynę poznaliśmy właśnie dzięki Kompani, bo "wpadała" nam podczas eksploracji, a znajduje się na niej "unikalna" wiata z niesamowitą inskrypcją... no zakochany jestem w klimacie tego miejsca, ale nie uprzedzajmy faktów.
Ruszam w samotną poniewierkę po Beskidzie Makowskim zwanym Średnim oraz Myślenickim. Chcę się poczuć jak skazaniec z Kompani KORNEJ  oraz chcę odwiedzić Mioduszynę. Chciałbym jednak aby była "odległym" celem, więc planuję srogie przewyższenia do drodze: najpierw niebieski szlak bez Las "Groby", potem - nadal niebieskim - Koskowa Góra, tam "przerzut" na żółty i polecę całe pasmo Koskowej, aż do czarnego szlaku, który doprowadzi mnie (ponownie pod kątem koloru, acz do innego) niebieskiego. Tenże zaprowadzi mnie na Mioduszynę... pozostanie tylko przejechać przez Zembrzyce i potem czerwonym przez 2x Chełm w drodze powrotnej. Trzaśnie 1800m przewyższenia i mnie to trochę sponiewiera, ale pozwoli mi też po raz kolejny przemyśleć pewne rzeczy z ostatniego tygodnia. Naprawdę, kiedy dymacie pod górę pchając rower, nie mogąc złapać oddechu, to właśnie wtedy myśli się najlepiej. Trudny to dla nas rok, a liczba ludzi na których wydałem wyrok śmierci rośnie :P - trzeba zacząć wykonywać, bo się do grudnia nie wyrobie, a ponoć przynosi pecha, przesuwanie egzekucji na kolejny rok :)

Parkuję w Lanckoronie i ruszam w drogę. Łezka zakręci się oku kiedy minę bazę (szkołę) Kompanii KORNEJ, skąd wypuszczaliśmy wszystkie trasy w marcu 2019. Ech, to były czasy... teraz to czasów nie ma :P
Było tak pięknie, a potem COVID rozwalił nam Siłę KORNOlisa na 3 dni przed zawodami...i to rozwalił bardziej niż Wam się może wydawać. Odwołanie imprezy to potężna ze składowych ale nie jedyna, bo posypał się też cały "background" eventu. O tym jednak napiszę w relacji z KORNOlisa...  za około tydzień, bo w końcu - po dwóch latach przerwy - wracamy do gry... ale wiecie jak jest z grami:

"If you come inside things will not be the same hhen you return to the night
And if you think you've won you never saw me change the game that we've all been playing..."
(całość TUTAJ)

Odnajduję niebieski szlak i kieruję się na tzw. Las Groby, gdzie znajdują się mogiły Konfederatów Barskich.
Tam też (na Kompani) przygotowaliśmy zagadkę dotyczącą rzeźby Anioła z mieczem, ale Wielu zawodników na niej poległo :)
Trzeba było odpowiedzieć, kogo mieczem zabija anioł... rzeźba jest prawie moje wzrostu i NIE, nie są to konfederaci barscy... anioł nie zabijał konfederatów, przynajmniej tych barskich (targowickich to nie wiem, ale powinien :D ). Niebieski szlak pięknie obchodzi cały las i wychodzi na zacny punkt widokowy... cisnę dalej przez pola.

Lasy tutaj kryją wiele tajemnic...

"Bo wolność krzyżami się mierzy, historia ten jeden ma błąd..." (wiem, że pieśń nie z tej epoki, ale to jest aktualne jak cholera... całość TUTAJ)

Niebieski szlak to strzał w dziesiątkę :)


Chwilę później lecę świetnym zjazdem (szarpie na kamyczkach :D) na przełącz Sanguszki.
Ha! to kolejny punkt Kompanii KORNEJ. Pomnik budowy drogi. W tym miejscu trasę rozkładaliśmy z auta, więc fajnie przejechać szlakiem, tak jak lecieli zawodnicy.
To był nasz punkt X60. Odpowiedź możecie przeczytać sami, ze zdjęcia poniżej a sama zagadka brzmiał tak:

Daleko od bazy zaniosły Cię nogi
więc teraz zadanie – trudne okropnie.
Jakie pomnik budowy tej drogi
wymienia postaci FUNKCJE i STOPNIE


Pięknie aż się mnożna wzruszyć... jeb***a alergia :D


Jakże zacne drzewo "na punkt" :)

Zacny ten pomnik


Nadal niebieskim targam pod górę... skoro była przełęcz to teraz musi być podjazd. A właściwie podpych. Kieruję się w stronę Bieńkowskiej Góry. Nie uratuje mnie to jednak przed stratą niemal całej wysokości za moment, bo trzeba będzie zjechać w dolinę "do zera", aby zacząć się wspinać na Koskową Górę. 

Nadal na niebieskim :)

Koskowa Góra. 2h 45 min... będzie dymania... przynajmniej 2h 45 min już za mną (z Lanckorony)

Wciąż w górę i w górę

A strzałki nadal mówią "więcej w górę"

Kapliczka na Koskowej Górze

Piękna wstęga drogi...

Szczyt Koskowej. Słupek prawie jak graniczny :)

Widzę, że walka geografów trwa. Bekid Średni/Makowski/Myslenicki - funkcjonują wszystkie 3 nazwy, ale widzę że ktoś się na to nie godzi :)

Tzw, "RANDOM ENCOUNTER" kończy się - jak to zwykle bywało w Fallout'cie - strzelaniną, ale tym razem tylko fotek :)


Zmiana koloru! Ruszam żółtym szlakiem przez pasmo Koskowej na zachód. Trzeba przejechać całe pasmo aż do tzw. Makowskiej Góry nad Makowem Podhalańskim... stamtąd będzie mnie czekał powrót do koloru niebieskiego (ale będzie to inny niebieski). 
Chwilowo kontempluję widokczki :)

Z daleka...

...i z bliska (na ile zoom pozwoli). Babia nadal w śniegu

???

"Ludzie ludziom ludźmi a Zombie Zombie Zombie..." (piosenka dla Was: ZOMBIE ZOMBIE ZOMBIE)

Leśne klasyki... mlask, mlask, mlask...

Miejsce pamięci nad Makowem Podhalańskim (kolejny punkt kontrolny na naszej Kompanii KORNEJ)

Wypasss wiata na Mioduszynie :)

Jak ja lubię ten szczyt :)

No właśnie... to jeden z powodów dlaczego go tak lubię. Wędrujecie lasem... długo i w samotności (naprawdę mało kto tu chodzi). A potem znajdujecie ten napis...

"Gdyby mógł cofnąć czas..." no właśnie. Czy gdybym mógł to... czy na pewno bym chciał?
Móc, mieć możliwość a chcieć, mieć wolę to dwie różne rzeczy. Pamiętajcie jednak, że Klęski nawet w późnym wieku nauczą cię rozumu, człowieku("Antygona" jak ktoś nie ogarnął pochodzenia cytatu). Może zatem jednak lepiej być bogatszym o pewne doświadczenia, aby nie popełnić dwa razy tych samych błędów... Sami musicie sobie odpowiedzieć na tak postawione pytanie... według mnie odpowiedź nie jest taka oczywista. 

X91 - zagadka z Kompanii KORNEJ :)
Podchodząc tu, spaliłeś trochę sadła.
Daj teraz pomyśleć i głowie.
Jaka jest szerokość zwierciadła
i jakie słowa znajdziesz tu w cudzysłowie?



"...So my eyes seek reality
And my fingers seek my veins
The trash fire is warm
But nowhere safe from the storm
And I can't bare to see
What I've let me be
So wicked and worn,
maybe you'll understand and won't cry for this man... "
(całość TUTAJ)


Wciąż dalej i dalej... tym razem już na czerwonym szlaku wiodącym na Chełm

Kultowe miejsce na szlaku... (najbardziej pamiętam je tuż po wschodzie słońca podczas naszej 218 km poniewierki na Adventure Trophy)

"Brzozo wędrowna czemu się śnisz... i tak Cię zrąbią dla mnie na krzyż" (całość TUTAJ)

Kolejny szczyt na mojej drodze...

"Onufr" (sic!) nadal w formie i to po tylu latach :)

Kocham takie drogi

W drodze na Przełęcz Wrotka (co za nazwa!)

Most na Cedronie - jeden z najważniejszych punktów na naszej Kompanii Kornej, pamiętacie zagadkę?

X92 z Kompanii KORNEJ
Przed Wami Most na Cedronie.
Miejsce aż dwóch punktów ukrycia.
Bo trasy naszej jest perłą w koronie.
Jeden to lampion, drugi jest do odkrycia... Motyw zadania? Rzekłbym: dość prosty
FAZĘ KSIĘŻYCA WPISZCIE W SWE KARTY
Ale uwaga!! Są tutaj dwa mosty
i tylko ten drugi odpowiedzi jest warty...



Znaleźć drugi pomoże percepcja
bo on też tutaj, a nie gdzieś w oddali
podpowiedzią niech będzie INCEPCJA
lub samopowtarzalność fraktali...


(wystarczyło spojrzeć do kapliczki i zorientowac się, że malowidło przedstawia dokładnie taki sam most, na jakim się znajdowaliście)



Betsaida - kolejna zagdka...

Tym razem X61:
Na bezimiennym wzgórzu kaplica,
w środku studnia o "bogatych" toniach
stań nad nią i wznieś w górę lica
co Anioł trzyma w swych dłoniach?



I co, wszystko jasne...?


Pora wracać do auta...

"To moja droga z piekła do piekła
z wolna zapada nade mną mrok,
w
ięc biesów szpaler szlak mi oświetla..." (całość TUTAJ)

Inny słowy dzień już umiera i zapada noc Dość na dziś... tylko 63 km ale 1800m przewyzszeń.


Kategoria SFA, Wycieczka

Dany jest Stożek (Wielki) i Soszów (niemały)

  • DST 26.00km
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 24 kwietnia 2022 | dodano: 24.04.2022

No i udało się... wyprawa stała przez chwilę pod znakiem zapytania, ale przecież powtarzam jak mantrę, że zawsze jest pogoda. Pogoda to chwilowy stan klimatu na danym obszarze, więc będzie zawsze. Nie będzie, że jej nie będzie :)
MySystemTEAM finalnie zdecydował się mi zaufać, że chwilowy stan klimatu będzie i dał się namówić na wyprawę na Stożek Wielki.
Chcieli coś krótkiego, więc miał być tylko Stożek, ale udało się Ich namówić jeszcze na Soszów. A pionowa ściana po drodze wpadła nam gratis.
Gdybym miał rower, to byłby to taki wariant trochę "na rympał", a tak to po prostu było podejście z cyklu "tętno w strefie śmierci".
Można było je obejść szlakiem? Tak, ale po co iść zakosami, skoro można rypać pod górę w poprzek poziomic :D

"Tough times don't last forever, tough Teams do"

Podążając drogą w kolorze szkarłatu... czyli na karmazynowej ścieżce ("mniej więcej synonimy" do czerwonego są zacne :D )

Idziemy na...

...i nie oglądamy się za siebie. No dobrze, może trochę jednak się oglądamy :)

“A leader takes people where they want to go. A great leader takes people where they don’t necessarily want to go, but ought to be".
W tak subtelny sposób chciałbym Ci Marcinie powiedzieć: DOŁĄCZ! SZYBCIUTKO :P :D 


Znikając za horyzontem...

Zacna stokówka :)

"FINE ADDITION TO MY COLLECTION"  kolejny !!!

Jaram się tym szlakiem jak Londyn w 1666 :D

Zielony i żółty czekają na przywieszenie, niebieski znalazł kolegę!

No dobra, dobra, kończę się już jarać tym szlakiem. Cześć MySystemTEAM pod schroniskiem czyli Ci, co nie umarli pod drodze :)

Kierunek Soszów

Kolejny szczyt za nami :)

"Gór mi mało i trzeba mi więcej..." (całość TUTAJ)

SOSZÓW :)

Ławeczki z widokiem :)

Chyba zadowoleni :)

Ściana z cyklu "każdy umiera w samotności" :)

Tomasz startuje do dynamicznego podejścia

No i poszedł jak dzik w maliny, jest na pierwszym planie, to znaczy na ostatnim, ale jednak pierwszy :)

No i już schodzi, kiedy my dopiero dymamy do góry :P

Prawie na górze :)

Stożek (jesteś) Wielki, czyli tyranie jak pod Jawornik [także] Wielki :P :P :P

"Piknik pod wiszącą skałą" (klasyk) ciekawe czy skończymy jak bohaterowie tej książki...

Jest na to szansa, bo mają tu bardzo agresywne drzewa... BUDTE OPATRNI


Kategoria Wycieczka