aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Północe rubieże (poświątecznie)

  • DST 70.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 18 kwietnia 2022 | dodano: 18.04.2022

Krótka (bo tylko 5h) przejażdżka po okolicy. 
Z jednej strony dobrze się choć trochę ruszyć i skorzystać z pogody, ale z drugiej nie chcę Basi na cały dzień w Święta. Wczoraj było rodzinnie, dziś będzie samotnie. 
Jako, że czekam też na wszelakie doniesienia w kwestii spodziewanej bitwy o Donbas, to w głowie grają mi różne wariacje w klimacie "Ljeto 1941": TEN KAWAŁEK [od około 0:30] przeplatane tym TYM UTWOREM -[od około 1 min 15 sek]. Ukraina nazywana jest spichlerzem Europy, więc mam nadzieję że ruscy dobrze użyźnią *sobą* glebę, co by pięknym zbożem zarosły wraki ich czołgów... Pogrążony w myślach: to o wojnie, to o moim zespole i wietrze zmian który mocno nami poszarpał i sponiewierał, to o rehabilitacji Basi i rokowaniach na przyszłość, to o tematach kolejnych wykładów (np. Rewolucja w Rożawie czy historia II wojny w Demokratycznej Republice Konga) ... ruszam eksplorować północne rubieże. Zawsze lubiłem sobie przemyśleć różne ważne życiowe kwestie podczas długich przelotów, ostrych podjazdów i w trakcie przemierzania leśnych ostępów (im dzikszych i pustych tym lepiej). 
Tym razem nie jest inaczej.

Skrót przez skałki...

Po prawej Fountain of tears :D ?

Schody schody schody schody
Jak w Casino de Paris
Schody wyjść nie mogą z mody
Widz o schodach z rewii śni..." (klasyk, ciekawe kto zna). U mnie też klasyk, rower na ramię i dymam pod górę...


Dziś mnie czeka "CZARNA DROGA" (nota bene polecam tą serię miłośnikom klimatu tej gry - zwłaszcza Tom 3 "Królestwo Cienia" jest świetny)

"The way is shut..." (i znowu klasyk czyli przenosiny przez wichro-wał)

Zacna aleja, zacna :)

Jak wleźć na górę?

Pojadę szlakiem spacerowym, co może pójść nie tak?

Szlak spacerowy tak? Ma gmina rozmach z tym wąwozem...

Ścieżka spacerowa czy ścieżka zdrowia? Ten szlak wyznaczał "man of my own heart" - dobra wąwoziada z pchaniem i noszeniem !!! :D

Nawet tutaj wiedzą, że Moskwy już nie ma :D :D :D  (mogą zmienić wskaźnik odległości na głębokość :D )

Gdzieś a kresach...

Spotkałem nawet zwierzątka, fakt już raz zjedzone ale zawsze :)
Jak nie lubię zdjęć typu selfie, to czasem zrobię wyjątek czyli takie tam z kostką :)


Dobry techniczny zjazd, wolę taką perspektywę z kierownicą i mapą :) 



Kategoria SFA, Wycieczka

XV Mistrzostwa

  • Aktywność Sztuki walki
Niedziela, 10 kwietnia 2022 | dodano: 11.04.2022

Pogłoski o naszej śmierci były mocno przesadzone... ostatnie dwa lata nie były dla nas może łaskawe, ale nadal jesteśmy bandą uzbrojonych psychopatów, którzy wierzą, że "żelazo nie klęka". W sezonach 2020 oraz 2021, COVID nieźle sponiewierał nasze filie, uniemożliwiając nam regularne prowadzenie zajęć i zawodów, ale teraz wracamy na planszę i to - śmiem twierdzić - wracamy w wielkim stylu, bo z XV Mistrzostwami Polski w Szermiercze Klasycznej.
Jak pewnie pamiętacie, Mistrzostwa zawsze kończyły sezon zawodów w danym roku, ale w sezonie 2020 udało nam się rozegrać tylko jedne zawody (Puchar Wrocławia - link trochę niżej), a w sezonie 2021 problemy z salami w różnych miastach całkowicie pokrzyżowały nam plany zawodnicze/zawodowe.
Sezon 2022 postanowiliśmy zatem rozpocząć z grubej rury i wystartować z zaległymi Mistrzostwami.
Ej, skoro takie wydarzenie jak olimpiada mogła odbyć się rok później, to chyba nikt nie będzie się czepiał w przypadku jeszcze ważniejszych wydarzeń, prawda? :P
Inna sprawa, że po 2 latach abstynencji, odstawienia i izolacji nasze grupy bojowe są po prostu wygłodniałe walki. A skoro już o grupach mowa, to w Piotrkowie stawiły się wszystkie:
Grupa Armii "SFA Północ" (Korpus "3polis" i Brygada "Poznań")
Grupa Armii "SFA Środek" (Korpus "Centrum": Łódź, Piotrków, Warszawa)
Grupa Armii "SFA Południe" (Dywizja "Kraków" i Korpus "Silesia")
Jak ktoś nie ogarnia dlaczego takie nazwy to niech poczyta o strukturach organizacyjnych wojsk i zestawi to z "gęstością" filii na danym terenie :P

Eliminacje szpady

Linia frontu SFA (przypominam, że kilka Grup Armii nazywanych jest FRONTEM, więc jest to klasyczna linia frontu)


Co jest lepsze od dwóch dni tępej, niczym niepohamowanej przemocy?
Zgadliście! 3 DNI tępej, niczym niepohamowanej przemocy. Zawody miały zatem nie dwa, a trzy dni (piątek, sobota, niedziela). Z jednej strony testowaliśmy pewną nową formułę organizacyjna, ale z drugiej strony, po tak długiej przerwie, spodziewaliśmy się naprawdę sporej frekwencji i chcieliśmy móc się nie spieszyć.
Tegoroczne Mistrzostwa to także testy naszego nowego programu do zawodów.
Przez lata rozgrywaliśmy zawody na sofcie autorstwa Filipa, a teraz testujemy nowy program autorstwa Marcina. Pasuje Wam, że Filip będąc doktorem na uczelni, prowadził Marcinowi zajęcia... "zawsze dwóch ich jest, nie więcej, nie mniej. Mistrz i Uczeń"... no i teraz mamy dwa softy.
Wiecie jak czasem wyglądają beta testy i pierwsze uruchomienia, oczekiwaliśmy zatem pięknej katastrofy, a tu niemal wszystko śmignęło jak należy. Szok i niedowierzanie, ale jakże miłe.
Prawie wszystko bo - UWAGA teraz będzie bardzo hermetycznie:

Marcin spisał wymagania STAKEHOLDER'owe (czyli podane przez Basię i mnie) w ramach procesu SYS.1 na kartce papieru.
Zrobił z nich SYS.2 czyli wymagania systemowe, takie black-box'owe, które potem przekuł na SYS.3 (Architekturę systemową).
Z SYS.3 już prosta droga do SWE.1 (wymagań software'owych) no i program zaczął nabierać kształtów, ale...
... jako, że zgubił kartkę ze stakeholder'ami i nie zastosował RTM (Requirements Traceability Matrix), to się nie zorientował, że zgubił że uciekło Mu kilka wymagań...
Tym sposobem dostał w czasie zawodów (w ryj! i) eskalację na poziomie L2, że widzimy pewne drobne braki w funkcjonalnościach softu :P
Ale spoko, niedługo będzie patch i wszystko będzie hulać. Ogólnie testy SWE.6 bardzo owocne "_
Jak ktoś nie wie o czym mówię to podaję: AUTOMOTIVE SPICE i tzw. V-model. Rozkminiać :P


"Zawodnicy na miejsca, salut, postawa, gotów? WALCZYĆ !!"


Przy okazji relacji z różnych naszych zawodów, zawsze piszę Wam o ważnych szermierczy aspektach i dzisiaj nie będzie inaczej.
Jakby ktoś przegapił, to poprzednie lekcje znajdzie tutaj:
Puchar Neptuna (2018) - double (to niestety czasem) standard (w waszych walkach)
Puchar Wrocławia (2018) - find your own way... of fightining
Mistrzostwa (2018) - o tym jak ciężko jest czasem zorganizować te zawody...
Puchar Torunia (2019) - "błędy przeciwnika postrzegam jako jego 'życzenie śmierci' " (cytat pochodzi z TEJ SCENY czyli "nauczymy się teraz matematyki")
Puchar Śląska (2019) - psycha nie klęka... albo właśnie klęka i coś wstać nie chce
Puchar Piotrkowa (2019) - o tym jak parszywym zadaniem jest sędziowanie... i o tym, że sztuką jest wygrać POMIMO
Mistrzostwa (2019) - mniej lekcja a raczej nostalgia trip, ale także opowieść o tym dlaczego jedne z zawodów mają rangę Mistrzostw
Puchar Wrocławia (2020) - krótki dystans czyli kiedy nadejdzie pora obić komuś maskę

Dziś będzie o taktyce. Jest to zagadnienie rzeka i jeszcze pewnie nie raz je poruszę, ale dziś spróbujemy chociaż lekko nadgryźć temat. Zapnijcie pasy... zjeżdżamy w głąb króliczej nory, na drugą stronę lustra, wprost w krainę szermierczej abstrakcji. Gotowi?
Aby w pełni zrozumieć czym jest taktyka, musicie zrozumieć różnicę pomiędzy: strategią, taktyka i działaniami operacyjnymi, bo wszystkie te - JAKŻE RÓŻNE ASPEKTY - są nagminnie mylone... nawet na najwyższych szczeblach dowodzenia. Nie ukrywam, że zrozumienie tego przyda Wam się nie tylko na planszy, ale także i w normalnym (jeśli takie macie...) życiu. 
Strategia to wyznaczanie celów. Odpowiedź na pytanie CO chcę osiągnąć (nie dostać dubla, wygrać walkę, nie zmęczyć się w walce bo mam łatwego przeciwnika, a następna walka będzie mordercza, itp)
Taktyka to dobór najlepszych środków, potrzebnych do osiągnięcia założonego celu (np. natarcie zwodzone, ponieważ przeciwnik ma problem z układem zasłon, pchnięcie z kryciem linii 6-stej bo słabo idzie Mu zasłona szósta oporowa - chyba wiecie o kim mowa :P)
Działania operacyjne to egzekucja (jak ja kocham to słowo... więc jeszcze raz...) EGZEKUCJA taktyki w odpowiednim timingu i w określonych warunkach środowiskowych (będzie to na przykład pchnięcie wyminięciem po styku w linii 4-tej. Innymi słowy: konkretne działanie, jakie zastosujecie w walce w zadanej chwili czasowej, w zadanych warunkach walki).
Dlaczego tak to jest ważne? No cóż oddajmy głos Sun Tzu:

"Taktyka bez strategii to najdłuższa możliwa droga do zwycięstwa, ale strategia bez taktyki to wielki szum przed porażką..."

Taktyka bez strategii - znam sposoby realizacji celów, ale nie wiem do końca jaki właściwie jest ten mój cel. Generuje to miliony zadań pobocznych, których realizacja Wam się owszem uda, ale mogą być one zupełnie nieistotne dla głównego celu. Mogłyby zostać pominięte, a cel zostałby i tak osiągnięty. Jednak jako, że wiedzieliście do końca co nim jest, to realizowaliście (z sukcesem) wszystko co się dało... ogromne marnotrawienie czasu i zasobów. Osiągnięcie zwycięstwa dużo większym nakładem środków niż potrzeba.

Strategia bez taktyki - wiecie co chcecie osiągnąć, ale działania do realizacji celu dobieracie źle lub wcale (bo nie wiecie jakie działania zastosować). Przykład z jednych naszych zawodów. Przeciwnik naszego doświadczonego Szermierza to osoba początkująca, jeszcze bez umiejętność postrzegania złożonych akcji, panikująca na każdy energiczny ruch w jej stronę... Nasz zawodnik dał niesamowity popis: strategii bez taktyki. Cel miał prosty: zwyciężyć, dobrana taktyka: trój-zwodowe natarcie zwodzone... Skończyło się trafieniem obopólnym, bo przeciwnik nie był w stanie dostrzec ruchu zwodu i zareagował panicznym wyciągnięciem broni w przód na dynamiczne natarcie zawodnika. Czy dało się to przewidzieć? Oczywiście, że tak!
Natarcia zwodzone są świetne na przeciwników doświadczonych i bardzo niebezpieczne (dla użytkownika) w przypadku zawodników początkujących-panikujących.
Do każdego zawodnika należy dobrać odpowiednią taktykę, która - uwaga! znowu słuchamy Sun Tzu "zaatakuje nie tyle przeciwnika, co jego strategię". Będzie przeciwdziałać jego taktyce.

Szabla :)

Pchnięcie na udo :)


Czy to trudne? Tak, to ekstremalnie trudne bo większość osób walczy "stylem", który Im po prostu - mówiąc kolokwialnie - leży. Nie zmienia go zależnie do przeciwnika. 
Jeśli ten styl zgra się ze słabościami przeciwnika - zwyciężacie, ale jeśli oba parametry się rozjeżdżają to porażka staje się waszą jedyną opcją.

Co zatem jest niesamowicie ważne w walce? PERSPEKTYWA drugiej strony. Jest ona nawet ważniejsza niż wasza. Dlaczego?
Ponieważ to na podstawie swojej obserwacji walki i tego co widzi, przeciwnik dobiera działania. Dlatego "zwód" musi być sugestywny i dla każdego zawodnika będzie to znaczyć trochę coś innego. Jeśli przeciwnik nie zauważy waszego zwodu cięcia lub pchnięcia nie możecie oczekiwać zasłony z jego strony, jeśli będzie postrzegał go jak zaproszenie, to zaatakuje. Nieważne, że dla Was będzie to działania samobójcze, On nie wie że to co robicie to zwód - On widzi zaproszenie. Reaguje zatem na to co widzi.
Rozumienie jak postrzega walkę przeciwnik pozwala na przewidywanie jego ruchów i działań. To kluczowy element... jeśli zatem dostanie dubla, to zastanówcie się czasem: co się stało, że mój przeciwnik także uznał ten moment za najlepszy do wyprowadzenia swojego natarcia? Na podstawie jakiego sygnału tak zareagował. To nie jest truizm, ale - witaj ponownie Sun Tzu - "aby wygrać z wrogiem, musicie stać się swoim własnym wrogiem".

Obserwacja bezpośrednio z Mistrzostw. Moja rozmowa z Zawodnikiem.
- Powiedz mi jak mam z Nim walczyć, podpowiedz mi coś!
- Dobrze. Sugeruję walczyć z odpowiedzi bo twój przeciwnik słabo radzi sobie z zasłonami po natarciu. Strasznie spina się w wypadzie i ma problem z sparowaniem odpowiedzi
- OK. Dziękuję
... i co widzę: przeciwnik podchodzi, a "mój" Zawodnik na każdy najmniejszy jego ruch w przód, macha bronią i się wycofuje. Ech...
Przecież aby walczyć z odpowiedzi, trzeba pozwolić przeciwnikowi zaatakować i sparować jego natarcie.
Przeciwnik chce zaatakować, ale ma obiekcje, nie czuje się komfortowo, a "mój" zamiast uspokoić walkę... pozwolić poczuć się Mu na tyle pewnie, aby ten odważył się zaatakować (i wtedy zniszczyć Mu maskę brutalną, masakrującą odpowiedzią), to na każdą nawet próbę skrócenia dystansu, reaguje dynamiczną ucieczką machając bronią bez sensu...
Nie wytrzymuję... krzyczę: DAJ MU ZAATAKOWAĆ (dodając w myślach nieśmiertelne "do k***y nędzy, Pacanie...")
Usłyszał, zatrzymał się, zwolnił - wyczekał. Natarcie przeciwnika, zasłona - odpowiedź. WCHODZI na maskę. TAK !!
Druga akcja.... to samo! Wytrzymał: zasłona - odpowiedź. Wchodzi na przedramię!
Trzecia akcja... to samo! 3:0. Dało się? DAŁO!

Eliminacje Rapiera :)


"To elegancka broń, na bardziej cywilizowane czasy"


Plansza widziana oczami sędziego to nie ta sama plansza widziana zza maski, którą przystraja mi wizerunek Generała Grievousa.
Ponad 15 lat walczyłem w zawodach... byłem na każdych Mistrzostwach. Na wszystkich piętnastu. W 2023 będziemy mieć z Basią 20-lecie w SFA. Pasuje Wam, dwudziestolecie!
Coś czasem udało się wygrać, czasem odniosło się jakąś spektakularną klęskę... ale tęsknię trochę za tym.
W czasach COVID'a postanowiliśmy z Basią, że 15 lat z bronią w ręku na planszy nam wystarczy... że zajmiemy się sędziowaniem, organizacją, oprawą zawodów (uwielbiam pewien wypracowany ceremoniał z chorągiewkami, który - przynajmniej dla mnie - nadaje pewnego niesamowitego klimatu walkom ćwierć- , pół- i finałowych). 
To działa, zawody idą szybciej, sprawniej bo w zasadzie cały czas sędziujemy, ale nie zarzekam się, że już na pewno nie stanę na planszy. To nie jest postanowienie wyryte w kamieniu. Jak widziałem niektóre walki, oczyma wyobraźni widziałem co ja bym wtedy zrobił... to są emocje. To niesamowite uczucie, kiedy wszystko dookoła przestaje istnieć i liczy się tylko broń i przeciwnik. Pamiętam euforie zwycięstwa, gorycz porażki, gniew bezsilności, determinacje i skrajne czasem zmęczenie... kiedy największy pojedynek toczyło się samemu ze sobą, aby jeszcze raz podnieść broń do góry. Trochę mi tego brakuje.
Tym razem jednak rozsądek zwyciężył... Basia nadal chodzi o kulach po operacji. Moje kolano też jest przecież w kawałkach (nie mam więzadła ACL... nota bene "zostawiłem" je na pamiętnych Mistrzostwa 2012, które przewalczyłem na jednej nodze, bo "to przecież tylko lekkie nadwyrężenie"). Gdybym teraz się rozbił, co niestety w tym sporcie czasem mi się zdarza (mówię o odnowieniu kontuzji i powrocie na rehabilitację na około 8 tygodni... co uskuteczniałem już kilka razy...), to byłby dramat bo Basia wymaga teraz opieki.
Nie zarzekam się jednak, że nie wrócę jeszcze kiedyś na planszę... Czas pokaże.
Dobrze było znowu odpalić zawody - ogromna frekwencja, genialna zabawa i cały weekend naparzania się po maskach.

Szczęki pilnuje kolana Basi :)

Medaliści XV Mistrzostw (wszystkie kategorie)


Kategoria SFA

LISZKOR 2022

  • DST 101.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 kwietnia 2022 | dodano: 03.04.2022

Chyba nikomu nie trzeba przedstawiać tej imprezy... a przynajmniej nie tym, którzy startują w rajdach na orientację. Baza tegorocznej edycji jest w Bukownie, czyli w miejscu, które ma w moim sercu szczególne miejsce. "Zakochaj się Bukowanie" - brzmi hasło przewodnie tej gminy i wiecie co? Zakochałem się... już dawno temu. Miejsce niesamowite pod wieloma aspektami: stare pogórnicze sztolnie, ruiny bazy rakietowej, Pustynia Starczynowska, opuszczona osada Polis (bez kitu: prawie jak NECROPOLIS)... to tutaj robiliśmy mini rajd na orientację w ramach wieczoru kawalerskiego mojego przyjaciela, to tutaj szwendaliśmy się dniem i nocą po lasach i piachach... nie można też zapomnieć o uroczej rzece, której już niestety (prawie) nie ma czyli Sztoła. Na tyle kochaliśmy jej nurt, że w grudniu 2021, tuż przed wyłączeniem pomp w zamykanych olkuskich kopalniach, które ją zasilały, zrobiliśmy sobie pożegnalną wyprawę wzdłuż jej brzegów, nazywając to POŻEGNANIEM SZTOŁY.  
Teraz wracam do Bukowna... ale w zupełnie nowej rzeczywistości. Wracam do Bukowna bez rzeki... wracam do Bukowna bez Basi... wracam do Bukowna skutego śniegiem i lodem.

"Wherever I may roam (...) BY MYSELF BUT NOT ALONE" (Klasyk: TUTAJ)
To pierwszy rajd na jaki pojadę bez Basi. Pasuje Wam... jeździmy na orientację od maja 2013... niedługo będzie zatem 10 lat i na każdym rajdzie byliśmy razem!
Teraz jednak jest to niemożliwe. Szkodniczek miał niedawno operację kolana, więc jeszcze 4 tygodnie będzie chodził o kulach, a potem 3-5 miesięcy rehabilitacji...
Od wypadku, od 29 stycznia i naszej przejażdżki z GOPR'em, zmienił nam się tryb życia...
Sam 2021 to było 85 wypraw (61 rowerowych, 24 piesze), niby tylko 3940km na rowerze, ale za to aż 62k "w pionie" (GÓRY!!!). Teraz to mamy wyprawy, ale na 18:00 na rehabilitację. Liczymy na powrót do lekkich jazd w okresie wakacji, a do srogiego napierania to raczej dopiero na jesień (w najbardziej optymistycznym wariancie).
Basia jednak radzi już sobie na tyle w domu, że mogę pojechać na Liszkora. Po raz pierwszy sam... to nie jest kwestia, że się boję (bo czego tu się bać, najwyżej zgubię się w lesie, ciągle gubimy się w lesie, a jak trzeba to nawet śpimy w lesie i jest OK), ale po prostu mam poczucie pustki, braku, utraty... czytali "Treny"? To wiedzą o czym mówię :P
Większość tego roku taka będzie... "I STAND ALONE", a wybieram się na kilka rajdów.  
Okazuje się, że jednak nie do końca tak ALONE, bo na rajdzie jest Andrzej. Często jeździliśmy w trójkę, więc dziś pojedziemy razem.
W bazie wiele osób pyta mnie o Basię, to bardzo miłe, więc odpowiadam najlepiej jak umiem, mimo że wszystko dzieje się w przed-rajdowym tempie: mocowanie numerów startowych, rejestracja, odprawa itp.
Chwilę później dostajemy mapy i możemy ruszać w zaśnieżone lasy Bukowna.

Jakieś MAŁODOBRE rokowania na przyszłość
Ruszamy z  bazy w trójkę bo przyłącza się do nas też Wojtek Małodobry. Wygląda, że planuje On zacząć od punktu jaki i my obraliśmy jako nasz pierwszy: pkt 31.
Aby tu dojechać to nie potrzebuję nawet mapy, bo najlepiej będzie nam zaatakować ten lampion od parkingu, będącego punktem widokowym na dawną kopalnię piasku.
Jak najlepiej tam dotrzeć? Proste, mijamy wiatę przy zakolach Sztoły, potem prosto do fabryki Schneider Electric i w prawo... dobrze znać teren, mógłbym tu "uskuteczniać skuteczną" (sic!) partyzantkę, jakby przyszło co do czego. Wpadamy na wspomniane wcześniej miejsce postoju i decyzja może być tylko jedna... porzucamy rowery. Trzeba zsunąć się po "piaskowo-zaśnieżowej" skarpie, bo lampion jest oczywiście na samym dole. Tachać rowery z powrotem na górę to będzie wyzwanie, chociaż są i tacy, którzy "pocisnęli" do punktu kontrolnego z maszyną. Teraz dymają pod górę... ładnie to wygląda, przyznacie sami. Kocham pracę: mógłby się jej przyglądać godzinami :)
Czemu zatem MAŁODOBRE rokowania na przyszłość? Dlatego, że Wojtek nam się zgubi po drodze. Dotrze z nami do lampionu, nawet zdoła wrócić do góry po zaliczeniu punktu kontrolnego... ale zgubi się gdzieś w drodze po drugi lampion. No ładnie, starty osobowe już na pierwszym punkcie... to chyba jednak mało dobre rokowania jak na rajd, który ma prawie 50 punktów kontrolnych. No ale to walka, to bitwa, to rajd... ciśniemy dalej, a poległych będziemy opłakiwać później. 
A może po prostu planował inny wariant przejazdu? Też tak mogło być... albo pojechał na drugi punkt mądrzejszym wariantem? Hmmm to nawet bardziej prawdopodobne, bo my z Andrzejem to już na drugim punkcie wpakowaliśmy się w Narnię... nie wierzycie? Potwierdzenie znajdziecie w kolejnym akapicie.

Po lepkim zaśnieżonym piaseczku pod górkę :)

Wzdłuż kanału :)


Wariant przez... NARNIĘ?
Przedzieramy się przez zaśnieżone lasy. Temperatura oscyluje w okolicy zera, co oznacza że śnieg, którego spadło sporo jest mokry i lepki. W połączeniu z glebami tutaj, a zwłaszcza z piaskiem tworzy zapychającą koła mieszankę. Na ten moment jest to po prostu uciążliwe, ale w trakcie dnia gdy śniegu zacznie tylko dosypywać, a że mróz nie skuje terenu, to stanie się to prawdziwym koszmarem... na razie, co jakiś czas muszę "tylko" gałęzią oczyszczać prześwit między kołem na koroną amortyzatora lub tylnym trójkątem. Ogólnie przejezdność trudna, trzeba zdrowo depnąć na pedały, aby koła kręciły się przez taką lepką substancję. 
Zamiast pojechać jak ludzie drogą wybieramy skrót przez las i chwilę później trafiamy na Bramę do Narnii... chwila konsternacji, ale w sumie co może pójść nie tak?
Wydawało mi się, że zawsze wchodziło się tam przez szafę, ale może mam rację... wydawało mi się. Błota co niemiara, ale przecież nas to chyba nie zatrzyma... no może trochę... no k***a, znowu koła się nie kręcą... grzęźniemy po osie... coś czuję, że zaraz spotkamy Czarownicę (też hasała po śniegu, pamiętacie?).
Na horyzoncie pojaw się sprzęt pancerny lokalnych sił pociągowych (pociągowych, ogarniacie ten suchar prawda? To przecież w końcu tunel pod nasypem kolejowym).
Gąsienice przedzierają się przez lepką maź lepiej niż nasze opony, acz zastanawiam się czy pojazd ma przyjazne zamiary... wypatruję oznaczenia "Z" na pancerzu. Jeśli ma to pochowamy kierowcę gdzieś pod śniegiem i odstawimy sprzęt na wschodnią granicę, przyda się tam bardziej niż tu. Nie potrzebujemy traktora, we dwóch z Andrzejem weźmiemy go  na hol, damy radę bośmy nie ułomki... a jakby kierowca nie chciał się pochować pod śniegiem, to poczęstujemy go jakimś rozgrzewającym koktajlem w ten chłodny, zimowy dzień.
Szczęśliwie nie ma on złych zamiarów, więc nie musimy sięgać po drastyczne środki... niemniej, droga po jego przejeździe jest jeszcze bardziej błotnista niż była.
Cudownie... nie minęła jeszcze godzina rajdu w zasadzie, a ju już jestem ubłocony po daszek kasku.

Wpadamy do Narnii... ech bez Basi warianty dziczeją...

Lokalny panzer :)


Zdezorientowana Agata nie wie gdzie jechać :)
Warun jest ciężki... koła mielą błoto i śnieg, ale prześwity w maszynie się zapychają. W normalnych warunkach po tych lasach to się lata "na prędkości", ale dziś czuję się jakbym jechał z zaciągniętym ręcznym. Oszem, od wypadku Basi nasz tryb życia się trochę zmienił i nie zapierdalamy (chwilowo!) po szlakach w weekendy, więc i kondycja nie ta, ale warun jest naprawdę przykry... ładnie, biało, ale ciężko.
Spotykamy Agatę, która nie do końca wie gdzie jechać i wcale nie chodzi mi o problemy z nawigacją. Zapisała się na dwie imprezy w ten sam dzień: na Liszkora jak i na takie lokalne KrakINO, ale w Chrzanowie. Pytam czy to oznacza ChrzanINO?
Niemniej ma pierwszą minutę startową o godzinie 11:00... no to jeśli planuje komplet to musi ostro napierać :)
Dosłownie chwilę jedziemy razem, ale niedługo odbije Ona na punkty bliżej bazy, aby finalnie zjechać z trasy. Nam to nie grozi, napieramy do końca... chociaż patrząc na warun to plany też podlegają modyfikacji:
Andrzej rano: "jedziemy do limitu" (1 w nocy)
Andrzej w południe: "jedziemy do zmroku"
Andrzej we wczesne popołudnie: "to co jeszcze jeden punkt i fajrant?"
Przejaskrawiam oczywiście, ale nie ukrywam że ja też nie mam zbyt dużej motywacji dzisiaj... z jednej strony myślę, czy za długo nie jestem poza domem (Basia przecież o kulach cały czas, więc podstawowe rzeczy są dla niej trudne - jak np. przyniesienie sobie herbaty), z drugiej strony WARUN... warun jest naprawdę ciężki.
Z trzeciej strony chciałbym się w końcu ruszyć i powalczyć z trasą... ale warun... skutecznie zniechęca.
Aby była jasność, nie mówię o śniegu - śnieg i rower to jest doskonałe połączenie. Mówię K****A o tym:



Przód ma tak samo... koła się nie kręcą i trzeba walczyć aby je udrożnić. Udrożnisz i 30 sekund później, jest tak samo jak było...
I nie przesadzam tutaj, są takie fragmenty trasy, że po 30 sekundach jest to samo! (na szczęście są tez przejezdne drogi)
Wtedy po prostu rower się niesie... ale ileż można. A las na to: JESZCZE DŁUGO!!!

Mówiłem Wam jednak, że kocham okolice Bukowna. A czemu? Bo są i takie urokliwe miejsca - mostek pierwsza klasa:

Forsujemy Biała Przemszę :)


"Nie dostaniesz Ani Kropelki" - Ania Kropleka
Owszem do drużyny nie dostaniemy Ani Kropelki, ale dostaniemy Anię Witkowską. Spotykam ją w starym korycie Sztoły, w miejscu gdzie była dopływem Białej Przemszy.... Sztoła, a nie Ania. Sztoła była dopływem Przemszy, gdyby ktoś nie ogarnął składni zdania powyżej. W sumie to bardziej dramatycznie by brzmiało, gdybym napisał "spotykam Ją płaczącą w starym korycie Sztoły". Ooooo ale się klimat zrobił, jak to zdanie brzmi... istny DRAMA BUTTON. dobra zostawmy to tak. Tak na potrzeby dramaturgii relacji !!
(inna sprawa, że gdyby taką akcję - jak w tym filmiku - zrobili w USA lub w Rosji, to sądzę że przerodziłoby się to w prawdziwą strzelaninę...).
A tak serio, to po prostu Ania do nas dołącza na tym punkcie i od teraz pojedziemy już w trójkę do samego końca.
Jak dobrze zainaugurować nowy skład drużyny? Dokładnie tak, macie rację... OD MEGA WTOPY NAWIGACYJNEJ. Nic tak nie hartuje duch zespołu, jak dzielenie się porażką...

Ania: Który to był mój?


4 jeźdźców pato-nawigacji..
Jak to czterech, skoro mieliśmy jechać w trójkę?  A widzicie, porażki przyciągają... jeżdżenie z nami wciąga jak chodzenie po bagnach i przypadkową ofiarą stanie się także i Jarek W.
Jarek W. co? Brakuje tylko tutaj jego profilowego zdjęcia, takiego z czarnym paskiem na oczach, wiecie o o chodzi :P
A było to tak:
Ciśniemy i według mapy trzeba skręcić w prawo, w "dobrą" drogę, na najbliższym skrzyżowaniu. Nasz skręt w prawo jest jakieś 100m przed inną dobrą drogą w lewo. Na mapie jest tylko to skrzyżowanie (i nie ma żadnego innego). No to chyba ogarniemy, prawda?
No okaże się, że nie. Drogi nam się zgadzają, więc walimy w prawo jakieś 300m za wcześnie. Po prostu jest tu więcej "dobrych" dróg niż pokazano na mapie, a jako że się zagadaliśmy, to nie zmierzyliśmy poprawnie odległości. Na mapie jest jedno skrzyżowanie, rzeczywistość odpowiada mapie, no to dzida w prawo.
Tym sposobem lądujemy nad Przemszą o wiele za wcześniej, a że punkt to skarpa nad zakolem rzeki to zaczynają się poszukiwania... byłoby przykro, gdy prawie całe koryto Przemszy było skarpą, a zakola to tu są co chwile. Przeczesujemy brzeg najpierw w 3-jkę, a potem w 4-krę... Jarek zasugerował się naszym skrętem, a że układ dróg się zgadzał, to stwierdził, że "nie możemy się mylić". No cóż... o Ty małej wiary. Cytując Huberta z jednego jego wpisu na Blogu Dolnego Sanu "nie ma takiego błędu nawigacyjnego, którego bym nie popełnił" :D
Gęsto tu od krzaków... wiatrołomy, a my się przedzieramy. Gałęzie biją po ryju, tak jak dresy w Nowej Hucie po nocy, a my szukamy kartki na drzewie. Nie ma w lewo, no to w prawo.. a czas biegnie. W pewnym momencie.
JAREK: to nie tu, jesteśmy stanowczo za wcześnie
Sprawdzamy mapę, może mieć rację... cholera, ma rację. Trzeba wrócić do rowerów i to jest wyczyn, bo czesząc las odeszliśmy od maszyn naprawdę daleko.
Wracamy do drogi, robimy korektę i punkt wyhaczamy tym razem bez problemu. No porażka, tak to jest się nie odmierzyć.
Chociaż w sumie czemu ja Wam piszę, że nam nie idzie... Mogłoby nam nie iść, gdyby to był rajd, a przecież to nie jest rajd. To specjalna operacja nawigacyjna...
Nie zgłaszamy zatem żadnych porażek operacyjnych w polu. Straty w postaci Wojtka też się utajni :)


JEDZIEMY DALEJ - SERIA FOTO Z NASZYCH ZMAGAŃ, paczka nr 1
czyli w poszukiwaniu nieistniejącego wiaduktu... oraz innych ciekawych punktów kontrolnych po drugiej stronie mapy. W lasach bez zmian, nadal słaba przejezdność, nadal zapycha opony miejscami, ale ogólnie da się jechać.

Czy punkt jest po drugiej stronie rzeki (Opis: cokół nieistniejącego wiaduktu). Rzeczywiście wiadukt nie istnieje :)


Wysyłamy zwiadowcę aby poszukał... okaże się, że punkt jest po naszej stronie. Czy mogliśmy sprawdzić przed wysłaniem zwiadowcy? Mogliśmy ale tak było śmieszniej :)

Jakże mi tego brakowało - czyli na skróty do szlaku :)

Dobry techniczny zjazd po piasku i śniegu :)


"Schody do nieba".. czyli bez Basi się nie obejdzie.
Taki jest opis kolejnego punktu. Zlokalizowany jest gdzieś na terenie dawnej piaskowni. Nawet nie wiecie ile nam tu zejdzie. Z mapy nam (i innym ekipom, które tu dotrą) wynika, że punkt powinien być gdzieś przy skarpie - tej co widać na zdjęciu. Chyba ze 30 min będziemy obszukiwać rosnący tu młodnik. Bezskutecznie... ze 3k zrobiłem tu z buta szukając lampionu.
W pewnym momencie wracam do roweru, spróbować "wynawigować się" raz jeszcze. Ania robi to samo, a Andrzej znika gdzieś głęboko w młodniku.
Finalnie okaże się, że punkt jest na skarpie, ale nie tej widocznej ale takiej - większej - w lesie. Prowadzić do niego będzie rzeczywiście dość stroma ścieżka.
Super, znaleźliśmy punkt, ale Andrzej nadal siedzi w młodniku... cholera nie ma w komórce zapisanego do Niego numeru. Musiał mi się przypadkowo nie zsynchronizować z kontem Google, tylko zapisać jedynie w pamięci telefonu, a w listopadzie zabiłem poprzedniego CAT'a. Tak, zabiłem pancernego CAT'a... na rowerze, ekran poszedł w drebiezgi :P
W nowym CAT'cie przywróciłem z konta listę kontaktów, no ale numeru Andrzeja tam nie było... no a Andrzej siedzi w młodniku...
Dzwonię do Basi i mówię: "Mała, dzwoń do Andrzej i powiedz Mu tak: wyłaź z młodnika, podążaj do drogi i opuść kopalnię w kierunku na wschód. Tam będzie nasz pkt zborny".
Basia dzwoni i chwilę później, Andrzej wychodzi z młodnika :D
Basia należy do klubu ludzi, którzy jednak są... Basia, Ty to jednak jesteś :D
Zbieramy lampion i jedziemy dalej.

Bezkresy!

Bezkresy 2: Zemsta

Nie wiem czy do nieba, ale na pewno do lampionu punktu kontrolnego


JEDZIEMY DALEJ - SERIA FOTO Z NASZYCH ZMAGAŃ, paczka nr 2

Po tej zardzewiałej ziemi
(kolor gleby)
ludzie pokrzywdzeni
(zimno, mokro, piździ złem...)
zabłąkani w koleinach
(zabłąkani, pogubieni...)
wyschniętych strumieni
(Sztoły już nie ma...)
(całość TUTAJ)

NA RYMPAŁ czyli jak mawiają na dzielni: Andrzej to się nie pier***li w tańcu :)

No jest urokliwie... tylko to zapychanie kół...


Takie punkty to istne DELICJE
Co za zryte łby... zapieprzają i zapieprzają. A co z moja przerwą na słodycze?
"Zimno mi, nie stójmy za długo, jedźmy już". Powiedziałbym, że to "Lament Świętokrzyski", ale przecież jesteśmy nadal w Małopolsce. Jedno lub drugie ciągle zawodzi wniebogłosy.
Z mojego klubu AA (Ania i Andrzej) zrobił się klub ZZ (Zapierdalajmy Zacnie)... nawet ZZBPNC (Zapierdalajmy Zacnie Bez Przerwy Na Ciasteczka). 
A ja się pytam: co z moją przerwą na słodycze? Przecież ja palę na cukier, a moja grupa krwi to Nutella. Bez tego paliwa to ja zatrę silnik!
Ileż można tak napierać nie dostawszy ciasteczka? To nieludzkie... Basia zawsze mnie karmi, zawsze mi daje ciasteczko. Nie można tak bez ciasteczka. Smutno mi bez ciast... bez Basi.
Ale Oni cisną, nikt nie myśli o ciasteczku dla mnie... Ich zbrodnia nosi znamiona egoizmu bo EGOISTA TO TAKA OSOBA, KTÓRA MYŚLI O SOBIE ZAMIAST O MNIE !!!
Stwierdzam BUNT. Skoro do kolejnego punktu trzeba dojść z buta przez krzaki, to wyciągam z plecaka paczkę Delicji i wspinająca się między krzakami, pochłaniam jedną za drugą. Nim dojdę do punktu, nie będzie całej paczki. NO, teraz to mogę jechać... Jest paliwo, jest moc.

A punkt zacny, prawdziwe delicje :P

Gdzieś w Beskidach zimą... a nie, czekaj, okolice Lgoty i Bukowna

Na kolejnym punkcie kontrolnym

Niesamowity klimat - w niektórych miejscach tak dowaliło śniegu, że jedzie się super (bo nie zapycha błotem!)


"Jesteś u Pani!"
A właściwie to u Burmistrza... czyli uprzejmie donoszę. O co chodzi?
Jeden z punktów kontrolnych ulokowany jest w ziemiance, która położona jest - jak się okaże - na terenie prywatnym.
Jeździliśmy tu nieraz, bo tędy przebiega też szlak do źródeł Sztoły i nigdy nie było problemu... ale dziś jest. Właściciel dziś zły, ze Mu się to ludzie szwendają. Być może liczba zawodników, która dziś tu przeszła, Go zdenerwowała... nie wiem. Ogólnie jest noc, my z człówkami na kaskach, On z ryjem "to moja ziemianka". Wygląda na to, że zabrał/ukradł lampion. W takich chwilach zawsze mam ochotę powiedzieć puentę TEGO KAWAŁU, ale boję się że to zaogni sytuację.
Gość krzyczy, że załatwi to sobie z Burmistrzem :)
No dobra, nic tu po nas, nie pierwszy raz ktoś ma "ALE" o lampion... przynajmniej nie goni nas z widłami (i nie jest to urban legend, bywa różnie... a ja nie przepadam za bajką o powidłach: PO WIDŁACH ZOSTAJĄ 4 DZIUR).
Końcówka trasy to maskara... to znowu zapychające błoto. Utknę tak, że będę niósł rower na ramieniu... nie wiem przez ile... długo. Naprawdę długo, wykończy mnie to mocno... ale finalnie jakoś uda mi się przedrzeć przez te gleby i do bazy wjadę już na kołach.

Srogie obmyślacze wariantu :)

Czytelność mapy 3%

W STRONĘ ŚWIATŁA :)

Znowu zapycha, bo zbiera glebę ze śniegiem... kawał drogi musiałem nieść rower na ramieniu :/

(Prawie) ostatnia prosta do bazy

No niełatwo znaleźć te punkty dzisiaj... w śniegu... w nocy... ale czasami nawigacja level expert (pkt 64 - mówią, że ponoć był trudny, nam wszedł od kopa i to jakże skitrany pod śniegiem). Naszym nemezis był dziś ten nad Przeszmą opisany w akapicie 4 jeźdźców :P


Do bazy dotrzemy po 21:00. Dość na dzisiaj. Trzeba wrócić do domu, do Basi, bo siedzi tam sama...
Wrócą jeszcze czasy, że będziemy wpadać na metę na 4 sekundy przed limitem (do dziś jest to nasz rekord w kategorii "na styk" - uważam jednak, że jest on do poprawienia :D )
Ten rok jest jednak szczególny:
- w zasadzie jest to pierwszy rajd, który pojechałem bez Basi. Nawet nie "w zasadzie", jest to pierwszy rajd, który pojechałem bez Basi...
- mamy wojnę za wschodnią granicą, ze względu na stopień dostałem kartę mobilizacyjną i przydział "podoficer sztabowy" na Balice oraz pismo o podniesieniu gotowości (być może będę w najbliższym czasie wzywany na ćwiczenia rezerwy)
- chyba uda się po 2-letniej przerwie zrobić 3-cią edycję naszego KORNO (Siła KORNOlisa). Zapraszamy do Ciężkowic 7-8 maja

Posiedzę chwilę w bazie, pogadam z innymi zawodnikami i spadam... umyć maszynę, a potem wrócić do domu. Nie ukrywam, że warun mnie trochę wytarmosił i wybatożył... brak kondycji tez dokłada cegiełkę. Bawiłem się jednak świetnie i w terenie, który jest bliski mojemu sercu. Dziękuję też drużynie za wspólne zmagania i do zobaczenia, gdzieś na szlaku. Fajnie byłoby zostać dłużej, ale nie tym razem, wracam "do światła mych oczu" .



Przez Wielkie Drogi na... Drozdzownik

  • DST 109.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 marca 2022 | dodano: 27.03.2022

A tak naprawdę na odwrót, ale tytuł jest taki a nie inny, bo źle by brzmiało "Przez Drozdzownik do Wielkich Dróg". No więc (nie zaczyna się zdania od "no więc"...) obczajam różne dziwne szlaki na południe od Krakowa. Gdzieś w stronę Lanckorony, przez pagóry takie jak właśnie Drożdzownik :)

Kocham takie ścieżki :)

A znak do mnie "WYJAZD Z BUDOWY" - jak nieuprzejmie... no ale OK, już sobie idę, idę...

Ja tu z ramienia Inspektoratu i Nadzoru Budowlanego, po za tym nie umiem czytać... więc chyba mnie to nie dotyczy :)
(inna sprawa, że przypominam mi to jakoś nieśmiertelny mem Windows Firewall TUTAJ )

No ładnie to porobili, naprawdę ładnie

DARK PORTAL !!!  Prawdziwy Dark Portal (z kultowej gry WARCRAFT) 

Lubię do Niej wracać, a zwłaszcza do Soundtrack'u który robi mi Nostalgia Trip w dawne czasy (Całość TUTAJ)
Inna spraw, że odprawy przez misjami są tak szalenie trafne nawet dziś, że maskara - sami zobaczcie... czy nie kojarzy Wam się z pewnym przemówieniem z przed 24 lutego?

"Lord Khadgar, Keeper of the Eternal Watch...
has sensed a dark power gathering around the remnants of
(Soviet Union?)
He believes that a new Orcish invasion is imminent and has urged the ALLIANCE to act"
 
(ten fragment TUTAJ)

albo prawie  jak dzień co dzień w pracy:

"Succeed and you will command vast armies
as they ravage untold worlds.
FAIL AND BE SLAUGHTERED"
Definitywnie dzień jak co dzień, definitywnie.


Tabliczka znamionowa DARK PORTAL'u więc jakbys ktoś chciał aby Mu taki postawić, to namiary na firmę co buduje DARK PORTAL'e.

Wysoko zawieszona poprzeczka... to znaczy... szlaban, wysoko zawieszony szlaban :)

Profilowe MROKU (The Darkness) :)

Klasyczny brak mostu... to jest dość głębokie więc rower na plecy i dzida :)

Fajny ten (tym razem) zielony szlak

Dobre miejsce na punkt kontrolny :)

Tęsknimy za pagórami...

Trochę ciemne zdjęcie, bo słońce świeciło jak oszalałe, ale piękna wstęga drogi

Nie wyrobiłem na zakręcie :)

Budując ten obiekt projektant nie uwzględnił wojennego Prawa Murphy'ego: "Nie wyglądaj imponująco, to ściąga ogień... i denerwuje wszystkich dookoła" :D 

Klasyczne FALLOUT'owy "RANDOM ENCOUNTER" (TUTAJ jak ktoś nie ogarnia o czym mowa)

Na moment przed atakiem....

Bestia wgryza mi się w tętnicę udową!

Wypalania traw: LEVEL DEBIL... kilka zastępów Straży walczy bo aż 3 wielkie drzewa spłonęły...

Cholera, szukałem Nadgórek Północnych... i co teraz?

Zawsze, zawsze... ech te moje warianty przejazdu

"Deathwing descends, exhausted from his long journey..., bearing grave news from his brothers... " (niezmiennie TUTAJ).
(jak ktoś nie ogarnia, to jest to nadal nawiązanie do "Warcraft 2: Beyond the Dark Portal")





"Sam Diabeł szepnął 'WIETRZE WIEJ'... "

  • DST 93.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 19 lutego 2022 | dodano: 19.02.2022

... a wiatr na to "OK", bo wieje jak potomek płci męskiej kobiety negocjowalnego afektu, czyli - jak nieraz już pisałem - jak sk***yn :)
W lesie miota konarami i kamieniami, czasem poleci nawet jakaś betonowa podpora mostu... ogólnie trzeba uważać, bo w kniejach miota wszystkim jak Szatan.  
Pewnie cześć z Wam się zastanawia czemu Diabeł w tytule jest napisany z wielkiej litery, no ale cóż... trzeba mieć trochę szacunku dla swojego MOCO-dawcy :D
Tytuł wpisu to oczywiście klasyka polskiej piosenki.

...i znowu ruszam samotnie... samotnie bo Szkodnik jeszcze chyba długo nie wsiądzie na rower :(
Samotnie aby wypalić WKRW wszelaki z zeszłego tygodnia (Darth Maul prawdę Ci powie: "...THIS WORLD WILL BURN. I have been waiting, fueled by my singular hatred...").
Na polanach tak wieje, że po szutrowej drodze jadę góra 5-6 km/h, a nogi i płuca palą żywym żarem, ale dobrze, dobrze.... ogień oczyszcza, wytapia, wypala... potrzeba mi było tego.
Ostatnio mamy sporo stresów począwszy od kolana Basia, a kończąc... w zasadzie na wszystkim. Rok zaczął się naprawdę świetnie i tak ładnie się też sp******lił w połowie stycznia, czego "kwintesencją" były Gorce z GOPR'em.
Trzeba jakoś zatem rozładować napięcie, na przykład poprzez brutalną i nierówną walkę z wiatrem. 

"- Tactical system online, radar engaged.
- Alright. Are the shields full?
- Affirmative!
- Good cause I am ready to rage... THERE THEY ARE !! Kill them with fire!
- No problem, target acquired!"
  (całość: TUTAJ)


Wiało tak, że prędkość osiągalna to 5-6 km/h...

Przewiało jednak tak, że naprawdę daleko widać :)

Zdobywając lokalny pagór!

Flota :)

Uwielbiam HYDRO-obiekty :)

Przez nieznane mi dotąd szlaki...

Kanonik pierwszy P jest regularny wtedy i tylko wtedy, kiedy nie dzieli rzędu grup klas ideałów P-tego ciała cykloTOMICZNEGO...
(źródło TUTAJ)... ale jaja że ta definicja tak pasuje: Klas ideałów oraz CYKL TOMICZNY :D :D :D


Punkt kontrolny z naszego rajdu (KOMPANIA KORNA)

Oberkommando DES Heeres - to jest GENETIV, nawet macie końcówkę "-s" dodaną do rzeczownika, Pacany !!! Ale wtopę zrobiła gmina w nazwie :D 

Szlak mi zalało...

... zalało mi bardziej. Ciężko się było przeprawić, bo to wcale tak ładnie nie pływa, jak się na tym stanie...

A szlak do mnie: nadal biegnę prosto...

Po kilku minutach przeprawiania się BRUTE FORCE'em przez wodną przeszkodę... suszę się...

Odbijam na żółty - kierunek rezerwat KAJASÓWKA

A żółty jest dość dziki !!!

"Najtrudniejszy pierwszy krok, przy drugim już łatwiej jest..." bo nie brakuje desek!  (Klasyka)

Urokliwe skałki

"Dawno nie było nam tak źle
Zostaliśmy zupełnie sami.
Ja wlokę cień, cień wlecze mnie,
Kałuże lśnią nam pod nogami…"

(sami czyli TREK i ja bo Szkodnika tu nie ma... - całość to oczywiście Mistrz Jacek TUTAJ)

Kajasówka... jak tu się zmieniło, odkąd tu byłem ostatnim razem!

Mam słabość do takich leśnych miejsc...

Niebo po prostu płonie :)

Jest pięknie... gdzieś na powrocie

Ciemność mnie znowu zastała... ciemność i wiatrołomy (story of my life)

Płoną góry :)



Kategoria SFA, Wycieczka

Śladami wielkiej wojny...

  • DST 105.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 lutego 2022 | dodano: 13.02.2022

Nadal jeszcze nie wiemy kiedy wrócimy do normalnego trybu wyprawowego... ale Szkodnik wyrzuca mnie "w trasę" w taką pogodę. Cieszę się, że mogę jechać, ale chcę być w miarę blisko Krakowa, aby moc wrócić w każdej chwili. Tydzień temu wpadło Wzgórze Kaim, dziś zatem odwiedzę różne okoliczne cmentarze z I wojny światowej. Zwykle włóczymy się po tych na pogórach lub w górach (Rotunda, Pustki, itp), a te w okolicy Krakowa to "odwiedzimy jak będzie okazja". No i skoro nie chcę wybywać nigdzie dalej na razie, no to takowa się nadarza.

Na wschód... a tam tylko "dzikie pola"
 
Pogoda żyleta

Pierwszy z wielu dzisiejszych cmentarzy

Mały i ukryty przy zakręcie drogi, w środku miejscowości

Przelot, lecę dalej...

Jest i drugi... w zasadzie będący tylko pomnikiem, ale za to w bardzo ciekawym miejscu

A mianowicie tutaj:

Pozostałości wspomnianego wyżej zespołu

Kolejni KAISERJAGER...

Pod słońce...

Psychodeliczne miejsce w Kościelnikach... tu jest chyba z 1000 krzyży

Całe wzgórze jest ich pełne...

Kraków Pierwszy :)

Kolejne miejsce pamięci dzisiaj... o bardzo dziwnej nazwie "Wydartusy"

...pośród bezkresnych pól

Piękna wstęga drogi...

Ciągnie mnie w takie miejsca...

Opuszczone i zapomniane...

"Fighter pilots in exile fly over foreign land
Let their story be heard, tell of 303rd..." (całość TUTAJ)


Te murale robią wrażenie

Kolejny przystanek na trasie...

"...zwróćmy im tożsamość". Niesamowite, że udało się ustalić nazwiska...

...gdzie jest Eddie kiedy jest potrzebny?

Siły powietrzne aktywne :)

Akurat zastanawiałem się co zrobić z niektórymi "problemami" w pracy... las prawdę Ci powie :D :D :D

Kolejny...

"Jakby to był rzeczywiście skrót, to poprowadzili by tędy szlak..." - cytat ze słabego horroru, który ostatnio oglądałem. Muszę sobie ten tekst wziąć do serca. TEN FILM :)

Jeszcze jeden...

i kolejny...

"Już miałem na oku hacjendę, wspaniałą mówię Wam..." (całość to KLASYKA)

Zdecydowanie bez Basi, mój wybór wariantów nie ma ogranicznika w postaci zdrowego rozsądku...

Wracając do domu...



Kategoria SFA, Wycieczka

(prawie) SETKA na rozluźnienie

  • DST 94.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 lutego 2022 | dodano: 06.02.2022

Życie zaczyna się po "setce" mawiają zaprawieni w bojach menele. a łyk alkoholu pozwala Im zapomnieć o sprawach bieżących i wejść w błogostan, nirwanę, ekstazę albo po prostu delirium tremens...  U mnie to nie zadziała, bo nadal nie piję nic wysokoprocentowego... nisko też nie... choć jak czasem patrzę na ten świat, to zaczynam stwierdzać, że powinien zacząć...i to natychmiast.  Było by to łatwiejsze niż patrzeć trzeźwo na ten łez padół... wądół, debrzę, jar, wąwóz.
Minął tydzień odkąd woziliśmy się quadem po lesie... i nadal działamy z analizą DTC (czytaj DI-TI-SI'ków czyli DIAGNOSTIC TROUBLE CODE). Nie mamy jeszcze kompletnych danych jak skończy się cała sprawa bo dopiero w nadchodzącym tygodniu mamy badanie, w które w nazwie ma częstotliwość drgań własnych układów będzie równa częstotliwości wymuszenia czyli rezonans. Na razie mieliśmy tylko badanie US... US... B czy jakoś tak :)
Wiem, wiem, piszę hermetycznie ("Of course you don't understand. I am speaking in the riddles, that's kind of the point, like a clue...that will later make you go: OH, THAT'S WHAT YOU MEANT" - czyli jak zawsze, jeśli ktoś nie zauważył, nota bene link prowadzi do kultowej sceny filmu, który niszczy system :D
Mówiąc (prawie) w prost, to nadal jesteśmy w diagnostyce i nie wiemy jeszcze czy będą nam najpierw zabierać pieniądze (kroić), a potem będą nam wybaczać dawne winy i przewinienia (rehabilitować) czy tylko będą wybaczać dawne grzechy, a pieniądze nam zostawią. Inna sprawa, żeby jeśli zdecydujemy się na pewne rzeczy "prywatnie", a nie na NFZ (Nie Fundujemy Zabiegów), to zdanie powyżej zaczyna mieć naprawdę głębszy sens...
Zamiast zatem szaleć na Silesia Race w Koszęcinie (już kiedyś szukaliśmy lampionów z Lisami nad Górą LASwartą :P ... albo coś w ten deseń), siedzimy w domu i podajemy się rekonwalescencji. Basia wyrzuca mnie jednak na rower, chce abym się chociaż trochę przejechał i nie siedział obok w trybie "stand-by"... na początku bardzo nie chcę, bo nie chcę jej zostawiać, ale nalega. Mówi, że dobrze mi to zrobi, że trochę ochłonę, bo chyba martwię się bardziej niż Ona... Po dłuższej wymianie argumentów, finalnie zgadzam się, ale postanawiam, że nie będę wyjeżdżał nigdzie dalej autem, tak aby w każdym momencie móc szybko wrócić. Do tego wieczorem ma do nas wpaść Lenon w odwiedziny... może rzeczywiście dobrze mi to zrobi. Postanawiam zatem reaktywować projekt "Bądź turystą we własnym mieście" i ruszam zobaczyć miejsca, które są tak na blisko, że odwiedzenie ich to dosłownie chwila, a jakoś nigdy nie ma na to czasu....
Np. Wzgórze Kaim... niesamowite miejsce z ogromną historią, a nigdy wcześniej tam nie dotarliśmy.
Jeśli ktoś nie zna, to jest to wzgórze pod które dotarła armia rosyjska w grudniu 1914. Innymi słowy carska armia stanęła u wrót Krakowa zagrażając miastu i to właśnie tutaj, na tym wzgórzu udało się Rosjan zatrzymać. Zobaczcie na mapie, że to wzgórze to w zasadzie obrzeża Krakowa, takie bardzo, bardzo bliskie obrzeża. Już nigdy więcej w IWW front wschodni nie podszedł tak blisko naszego Królewskiego Miasta, a patrząc jak wyglądały miasta po przejściu tego frontu, można przypuszczać - właściwie z dużą dozą pewności - że bitwa o wzgórze Kaim ocaliła Kraków.
Już w trakcie wojny w 1915! postawiono tu pomnik upamiętniający odparcie carskiej armii... i ja tu jeszcze nigdy nie byłem, bo "tak blisko, że można podjechać w każdej chwili".
Ruszam zatem szturmować Wzgórze Kaim.
Potem przeskoczę zobaczyć ten nasze nowe Malediwy i obczaję niemal gotową ścieżkę do Tyńca, zahaczając
Na koniec doj***bie mi śnieżycą, gradem i złem wszelakim... wrócę do domu tak przemoczony, że będę rozbierał się na korytarzu bo woda będzie ze mnie ściekać litrami. Na bulwarach Wiślanych wyzwanie rzuci mi jakiś patyczak (chude oponki, chuda rama, anemia nie rower, kierownica Mu się wygła w dół... dramat jakiś). Przekona się, że czołgi może nie mają duże przyspieszenia, ale jak już się rozpędzą to pod "koła" idzie wszystko: dzieci, psy, także patyczaka przemieli... może kiedyś go w tej Wiśle znajdą :)
Potrzeba mi tego było, Basia miała rację... rozładować trochę emocji. Pewnie komuś przez to uratowałem życie, bo mógłby te emocje rozładować na nim... do ostatniego naboju :)

Powyginało te ścieżki w tym parku... ale powyginało nie powyginało, to jakże zacny napis na bandzie. ZAFIREK to wypas gablota :)

Lokalne Malediwy, na wzór Malediwów w Jaworznie :)

Kraków to Kraków - Smoku musi być :)


Szlakiem Wielkiej Wojny

A miałem się dziś nie wytarzać w błocie... chyba nie umiem.
   Wzgórze to wzgórze, wysokość się sama nie wbije :)

Na szczycie Wzgórza Kaim

Tu ich zatrzymaliśmy w 1914... i tu ich zatrzymamy w 2023 czy 2024 jeśli będzie trzeba! Pogoda ostatnio bywa nieprzewidywalna i może dowalić im nagle GRAD, na przykład GRAD BM-21.

"...drogę do Krakowa ryglowało umocnione wzgórze Kaim"

Kto wie gdzie to jest :)

Malo znany (i dobrze) a jakże urokliwy lasek, witamy w Królewskim Mieście Kraków :)

Do drogi, do drogi, która zabierze mnie na zachód...

"Po drugiej stronie chmur zawsze jest czyste niebo..."

Ja też dostanę coś za pozowanie? Chociaż czekoladę...

Pas startowy :D sekwencja zapłonu...

Jeszcze nic nie zapowiada śnieżycy, która mnie dorwie na powrocie...



Kategoria SFA, Wycieczka

W Gorce... z GOPRem

  • DST 12.00km
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 29 stycznia 2022 | dodano: 30.01.2022

W GORCE !!! Niestety z GOPR'em w tle. Piękna wyprawa z lekko niespodziewanym i nie-najfajniejszym zakończeniem. Pech po prostu LEVEL nie-do-uwierzenia. Takie rzeczy się nie dzieją... byliśmy przygotowani na wszystko: raki, stuptuty, chemiczne ogrzewacze, po 5 warstw "na głowę", 2 koce termiczne, mapy i Garmin, prowiant, sprzęt aby w razie konieczności nawet zabiwakować... do tego elastyczny plan wyprawy, z możliwością skrócenia trasy w każdej chwili. I co z tego... czasami nawet najlepsze przygotowanie nic nie da :(
Zdarza się coś tak losowego (je***ne procesy stochastyczne...), że po prostu nie da się temu zapobiec. Wiecie: kopniecie przypadkiem w nogę łóżka tak, że połamiecie sobie palce, oblejecie się wrzątkiem robiąc herbatę, potkniecie się na prostej drodze rozbijając sobie ryj. 
Oto krótka opowieść o tym jak przedarliśmy się przez niesamowicie ciężkie warunki śniegowe, przetorowaliśmy nieprzetarte szlaki (a śniegu miejscami było po pas), wykazaliśmy się rozsądkiem aby skrócić wyprawę i kiedy właściwie było już po wszystkim, to... no właśnie, ale nie uprzedzajmy faktów.

Piękny dzień na... no właśnie.

Uwielbiam zimę w górach

Śnieg tak gładki, że aż grzech nie napisać najdoskonalszego wzoru matematycznego (e, PI, i, jedynka i zero, jeśli przerzucicie jedynkę na lewo... wszystkie najważniejsze!)


RUSZAMY "POD PRĄD"
Sobota. Ruszamy w Gorce. Moje ukochane i niesamowite Gorce. Trasa jaką kocham to: Rzeki - Przełęcz Borek - Turbacz - Jaworzyna Kamienicka - Gorc - Nowa Polana - Rzeki (w najdłuższych daniach czerwcach, nierzadko Przełęcz Borek bywa poprzedzona Kudłoniem, robionym żółtym szlakiem). Wariant z Kudłoniem nazywam Koroną Gorców, choć brakuje tu oczywiście Lubania. Lubań to zwykle robimy wraz z Gorcem (jak tutaj), acz czasem także i pojedynczo, ale wtedy wpada także wieża na Magurkach (tutaj).
Wracając do Korony Gorców: robiliśmy ją tysiące razy... serio, nie jestem w stanie policzyć ile razy byłem na Turbaczu (od 3 roku życia, w zasadzie do pełnoletności przynajmniej część wakacji liczoną w tygodniach, jak i ferie spędzałem w Szczawie).
Zdając sobie sprawę, że dowaliło tyle śniegu, że może być to niewykonalne przejść cała trasę, ruszamy w odwrotnym niż zwykle kierunku. Gorc ma priorytet, więc w najgorszym wypadku robimy Gorc i powrót. Wariant optymalny Gorc i Jaworzyna Kamienicka. Wariant MEGA optymistyczny: "wojowników jest trzech": Gorc, Jaworzyna i Turbacz.
Zaczynamy podejście niebieskim szlakiem z parkingu w Rzekach. Śniegu jest niesamowicie dużo, klimat jest rewelacyjny, ale idzie się ciężko. Widać, że parę osoby na Gorc poszło, ale szlak przetarty "tak średnio bym powiedział, tak średnio".  Nie przeszkadza nam to, jasne że idzie się ciężko, ale torowanie to taki tępy, brutalny wysiłek, którego czasem mi potrzeba... jak ryjecie przez zaspy, walcząc o każdy krok, to to jest najlepszy moment aby przemyśleć najważniejsze kwestie w waszym życiu, podjąć życiowe decyzje, opracować strategię na nadchodzącą wojnę (i nie mówię o tej na wschodzie, bo nie wiemy czy wybuchnie czy nie - nota bene, polecam ten niesamowity KANAŁ, ale o kilku prywatnych sprawach :P :P :P).
Seria zdjęć z podejścia na Gorc i samego szczytu. Zima w górach jest piękna.

Niesamowity klimat lasów :)

Lekko ośnieżone drzewka :)

:) :) :)

Niezmiennie :)


"QUID PRO QUO, Clarice..."
(nawiązanie oczywiście do tej KLASYKI)
Od Gorca na zachód to nie ma ani jednego ludzkiego śladu. Nikt po ostatnich opadach śniegu nie szedł w stronę Jaworzyny. Jak na Gorc szło się dość ciężko, to teraz to bawimy się w pług śnieżny. Ryjemy czasami po pas w śniegu. Torujemy drogę... coś czuję, że Turbacz nam nie grozi. Niemniej na pewno poprawimy kondycję, bo jest niesamowicie ciężko, co nie zmienia faktu, że jest cudownie. Na Gorcu byliśmy około 12:00, a droga z dołu zabrała nam trochę ponad 2 godziny. Do Jaworzyny będzie to chyba dłużej, ale nie podejmujemy decyzji teraz: jeszcze sporo dnia przed nami. Na noc też jesteśmy przygotowani, acz tym razem planem jest być z powrotem niedługo po zmroku bo na noc zapowiadają pogorszenie warunków (zwłaszcza pod kątem wiatru). Na razie pogoda żyleta - jest pięknie.
Gdzieś w 1/3 drogi między Gorcem na Jaworzyną spotykam parę ryjącą w śniegu w kierunku Gorca. Ha! QUID PRO QUO, moi Drodzy: do Gorca macie przetorowane, a Wy przetorowaliście nam w kierunku, w którym my podążamy. To się nazywa współpraca. Po ich śladach idzie się o wiele lepiej niż po zupełnie gładkim, głębokim śniegu. Niestety Oni szli nie od Jaworzyny zielonym szlakiem, ale od żółtego, więc po pewnym czasie ślady się urywają i znowu zaczyna się brutalna walka ze śniegiem. 

Pierwsze od lat selfie - sam nie wierzę, że je sobie zrobiliśmy :)
Ale jesteśmy tak zieloni, że aż zaczynam nucić "rarytas" dla fanów MCU

Peter listen a hedge between keeps the friendship GREEN,
They gave away our contracts, I’m GREEN with envy,
The grass is always GREENER with the other person,
And the voice inside my head is called the GREEN GOBLIN
(chyba jestem nawet trochę podobny)

Around the gills Peter you’re looking a little GREEN,
My son is with your MJ you’re GREEN with envy,
The grass is always GREENER with the other person,
And the voice inside my head is called the GREEN GOBLIN...
(
całość TUTAJ)

Pod wieżą na Gorcu

Widok z wieży :)

Wieża cała w śniegu :)


"...ich usta spotkały się, a wszechświat po raz kolejny stał się doskonały"

Ten cytat zawsze będzie kojarzył mi się z Basią. Pochodzi z TEJ KSIĄŻKI (i jeśli jesteście fanami tej sagi, to niesamowicie warto przeczytać tą książkę, bo dopowiada 10-tki wątków do historii pokazanej w filmie).
To jest niesamowite... ile innych dziewczyn by w takich warunkach albo walnęło focha albo krzyczało, że "już nigdy więcej nie pojadą". Albo oczekiwało, że się je przeniesie przez wszystkie trudności... wiem, że brzmi to trochę szowinistycznie, ale moje doświadczenie mówi, że "jednak sporo...".
A Szkodnik mówi "zmienię Cię i teraz ja chwilę potoruję, to odpoczniesz chwilę". To jest niesamowite!  Basia jest lżejsza więc gdy idę po jej śladach to choć się zapadam, to nie tak mocno jak gdy idę pierwszy. To rzeczywiście pozwala mi trochę odpocząć, co powoduje że za moment znowu mogę przejąć torowanie. I tak lecimy nieprzerwanie: Basia toruję, zmiana, ja toruję i znowu zmiana. Jak doskonale zaprogramowana maszyna. Na niektórych polanach śniegu jest tak, że idę na czworakach bo jest łatwiej (dawno sprawdzony sposób z zawodów ICE BUG Winter Trail). Zwiększacie powierzchnię i poruszacie się na łokciach i kolanach, a jak jest totalnie fatalnie to kawałek w leżeniu. Możecie się śmiać, ale to naprawdę działa, a te najtrudniejsze fragmenty są zwykle dość krótkie bo to jakaś nasypana przez wiatr zaspa na polanie. 
Widzimy jednak, że warunki są tak trudne, że na Turbacz nie ma najmniejszych szans i postanawiamy schodzić z Jaworzyny. Zejść czerwonym "rowerowym" z powrotem do Rzek... jest 15:00, więc tuż po zmroku będziemy w aucie, no chyba że...

Przecieramy "zielony" na Jaworzynę


No łatwo nie jest :)

Lekko złowieszcze zdjęć Tatr - widać, że idzie zmiana pogody względem nieba jakie było rano

Szkodnik toruje na czworokach

Teraz ja toruję - system zmianowy


Najwięcej wypadków zdarza się w domu
Mówiłem, że GORCE to mój drugi dom. Znam te góry tak, że jestem w stanie poruszać się po nich bez mapy. Mówi się jednak, że najwięcej wypadków zdarza się w domu i coś w tym jest... Czerwony rowerowy to prosty szlak w lesie, więc jest mniej zasypany niż polany powyżej. Zejście nim powinno być formalnością, patrząc po tym co odwaliliśmy (dosłownie, odwaliliśmy na bok; śnieg) na górze. Musimy po prostu przejść jeszcze jedną polanę i jesteśmy na czerwonym, ale idąc wzdłuż lasu tą polaną zdarza się coś kompletnie nieoczekiwanego.
Przez ostatnie godziny przeszliśmy z 10 polan, ale ta ma dla nas bardzo niemiłą niespodziankę. Gdzieś pod śniegiem wzdłuż lasu leży złamane drzewo z gałęziami, którego zupełnie nie widać z pod śniegu i Basia tak niefortunnie na nie stanie, że wykręci jej nogę w zasypanych gałęziach. Oczywiście pechowo, ta nogę którą ma od lat nie do końca sprawną przez dawną kontuzję, co spowoduje że kolano nie wytrzyma obciążenia pod nienaturalnym kątem i się "skręci" nie tak jak powinno. Masakra... mamy raki, mamy sprzęt który zapewni nam komfort termiczny nawet jeśli musielibyśmy zabiwakować, a głupia gałąź pod śniegiem rozwala jej nogę tak bardzo, że Basia nie jest w stanie chodzić. Nie mam mowy o zejściu samodzielnym, bo kolano ma ograniczoną mobilność i nie pracuje w pełnym zakresie, poza tym bardzo ją boli... nie jest w stanie stanąć na tej nodze. Jesteśmy na około 1000m npm w kopnym śniegu...
No żesz k***. Niesamowity pech... już nawet nie chodzi o samą gałąź. Jak odnowiła sobie kontuzję na Silesi 3 Beskidów (nota bene najlepszej edycji imprezy ever) w 2019, była w stanie sama dojechać do bazy, jak ja odnowiłem moją kontuzję kolana na Rajdzie Katowice też byłem w stanie do bazy wrócić... no niestety, mamy nasze niefajne przygody z kolanami (w końcu sport to zdrowie, prawda...?) Tym razem jednak nie zejdziemy sami do bazy. Tak niesamowity pech; taki uraz na "zerowej" prędkości bo jak szybko idziecie się przez kopny śnieg? To nie jest jakiś demon prędkości... głupia gałąź pod śniegiem, równie dobrze można byłoby się na chodniku potknąć. A chcieliśmy rozsądnie skrócić trasę, no to mamy... może trzeba było cisnąć przez noc na Turbacz i byłoby OK... ech.    
Jest 15:00. Na polanie zaczyna mocno wiać, w końcu w nocy ma być mocne pogorszenie pogody...  dobrze byłoby zejść do granicy lasu, bo możemy tu chwile poczekać na GOPR. Jak będziemy siedzieć bez ruchu na otwartej przestrzeni, to mimo dobrych ubrań nas wychłodzi. Muszę Basie znieść na plecach i powiem Wam, że w ńniegu po pas to jest... ekstremalnie trudne.
Niewykonalne bez wcześniejszego przetorowania drogi... najpierw zatem torowanie. Potem powrót i z Basią na plecach schodzę przez nie-najmniejszą (no bo czemu akurat ta teraz miała by być mała...) polanę. A potem powrót po plecaki. Wychłodzenie mi przynajmniej nie grozi, bo... mam stan przed zawałowy z wysiłku. GOPR przez telefon mówi nam, że może mieć problem do nas dotrzeć i to potrwa, bo na polanach grzęzną Im skutery i quady się zakopują, tyle jest śniegu... poza tym mają też inne zgłoszenia. K***, aleśmy Im problem zrobili... jak amatorzy.
Jeśli mamy czekać, to tym bardziej musimy wejść "w drzewa" bo na polanie, w bezruchu to niedługo będzie dramat. Trudno... nie ma innej opcji, musimy trochę zejść. Stan przedzawałowy musi trochę poczekać. Wszystko inne musi poczekać:

I am lost without you
You're the light always shining through
You're my luck and my truth
I'll give up on the world before I'm giving up on you
  (Całość TUTAJ)

To trudne dla nas obojga... zniesienie kogoś na plecach (opcja ześlizgnięcia po śniegu odpadła, próbowaliśmy, zbyt kopne zaspy na polanie...) to mój "krzyż".
Basia nie ma lepiej, bo siedzenie mi na plecach, kiedy każdy ruch sprawa Ci ból, a ja ciągle się zapadam i walczę o utrzymanie równowagi, to jej "część zadania".
Walka z tą-nagle-strasznie-wielką-polaną to jest makabra, ale finalnie schodzimy do drogi, podajemy GOPR'owi dokładnie koordynaty i czekamy.
Przejście polany zajęło nam prawie 40 min... jest już po 16:00. Gdybyśmy schodzili normalnie mielibyśmy ze 20 min do auta jeszcze... a tak siedzimy i czekamy na pomoc, a zgodnie z prognozami, warunki pogarszają się w oczach. Zaczyna padać śnieg i zrywa się wiatr. K***a, bylibyśmy w aucie normalnie, a tak ciągniemy ratowników przez zapadając noc, przez trudne warunki... jak jacyś cholerni amatorzy, którzy zlekceważyli góry. Dobrze, że w naszych wielkich plecakach jest sporo dodatkowych warst, bo GOPR ze względu na warunki dotrze przed 18:00 czyli po zmroku. Prawie 2 godziny w bezruchu w śniegu i udało się nie zmarznąć. Ratownicy będą zaskoczeni, że termicznie nic nam nie jest. Operator dzwonił kilka razy upewniać się, że jest z nami OK termicznie.

Sama akcja wyglądała tak:
GOPR wyśle do nas 2 zespoły, ale jeden zaliczy awarię quada próbując przedrzeć się przez śnieg (zerwany pasek). Operator wyśle wtedy do nas zespół numer 3. Ech... ileśmy problemów narobili... no dramat i wstyd :(
Zespół pierwszy przedziera się do Turbacza, a "trzeci" z dołu, od Rzek. Zespół drugi na dole próbuje "polowo" naprawić quada. Pierwszy zespół musi porzucić skuter, bo nie są w stanie przeprawić się nim prze polany... muszą zmienić maszynę na quada z gąsienicami.
Gdy Ratownicy do nas dotrą, to opowiedzą nam co się właśnie zaczyna "na górze", że wiatr zaczyna urywać głowę, a śnieg będzie padał poziomo... i tak będą musieli kilka razy odkopywać quada, bo będzie grzązł w zaspach (ale nie tak jak skuter). Dobrze zatem, że udało się zejść w granicę lasu.
Zespół, który do nas dotarł składa się z 3 Ratowników: robocza nazwę Ich "Ojciec" (jadący na nartach za quadem, na linie - hardcore), "Syn" kierowca quada i "Niebieski" lekarz, pasażer quada. Ciągną za quadem coś na kształt łodzi na płozach, w którą zaczynają pakować Basię. Na tyle nie wierzą nam, że termicznie jest nam OK po takim czasie oczekiwania, że Basia dostanie ogrzewacz na klatę (wielkość OGROMNY), potem 2 koce, potem śpiwór, potem dodatkowe przykrycie "łodzi". Jak znam Szkodniczka, który zawsze w zimie otwiera okna w domu, "bo gorąco", to będzie to najcieplejsza podróż w jaką ktoś ją zabierze. Otulili ją tak, że zamarzniętego by rozmroziło. Nie odbierzcie mnie źle, niesamowicie Chłopaki zadziałali, ja się tylko śmieję, że nam nie uwierzyli, że możemy NIE być zmarznięci :)
Nim jednak uda się Basi zabezpieczyć szyną nogę i wpakować ją do "łodzi", to śnieg sypie już jak oszalały. Jest problem z miejscem dla wszystkich, ale Ratownicy nie chcą się zgodzić abym schodził sam w dół szlakiem. Mówię, że nie ma problemu, ,mnie nic nie jest, latarkę mam, zejdę. Niemniej i tak musieliby na dole poczekać na mnie, więc próbują nas wszystkich upchnąć na quada i nie zgadzają się, abym wędrował sam. Byłem w wojsku i wiem, że dyskusja ze służbami rzadko jest... hmmm... wskazana, nie ma co utrudniać Im pracy, odpowiadam zatem tylko "yes, sir" i pakuję się na quada. Polecimy w dół na niesamowicie ryczącej maszynie, wyrzucającej z pod gąsienic tony śniegu (zrobi za nas bałwany)... muszę sobie takie cacko na starość sprawić. Wypasiony sprzęt.
"Syn" do mnie: "balansuj ciałem na zakrętach i trzymaj się, bo będzie szarpać na głębokim śniegu" . Ha! Znam to z roweru, dam radę :)
"Ojciec" na nartach za "łodzią" będzie co rusz sprawdzał czy z Basią OK w jej kokonie.
Najgorzej będzie miał "Niebieski", którego miejsce zająłem na quadzie (a mówiłem, że mogę sam zejść...), bo będzie musiał jechać trochę na doczepkę i zasypie go śnieg z pod gąsienic. Bardzo przez to zmarznie. Spotkamy się jednak po drodze z "trzecią" ekipą i "Niebieski" będzie mógł przesiąść się do Nich.
GOPR podwozi nas pod same auto i potem wraca pomóc ekipie "drugiej" - tej od paska, którą też nota bene miniemy pod drodze.
Nam już pozostanie tylko wrócić do Krakowa, natomiast Ratownicy będą się zastanawiać czy da się wrócić na Turbacz w tych warunkach... z rozmów wynika, że ze względu na warunki, może to być niemożliwie, a pasowałoby mieć kogoś na górze, na wypadek innych akcji. Niemniej dyskusja ta odbędzie się już poza nami.... jedyne co nam się jeszcze uda, to zostawić Im paczkę ciastek w podziękowaniu... chociaż tyle.

W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim ekipom GOPR'u Grupa Podhalańska po nas wysłanym za pomoc i przeprosić, że zasilimy Im statystyki.
Bez Was zejście z gór, w tym stanie, zajęło by nam pewnie koło 10 godzin, o ile w ogóle byłoby możliwe.
Te 10 godzin szacuję całkiem serio, patrząc z jaką prędkością się poruszaliśmy i przy założeniu, że starczyło by nam sił... a gdyby nie starczyło, to... sytuacja stała by się trochę bardziej poważniejsza. Dlatego też bardzo dziękujemy za pomoc.

Czekając na...

...no właśnie.

Potwór, który zwiezie nas w dół...

Tak, Basia jest w środku...

Chyba się na starość przesiądę na coś takiego :)


She's quite SOR(e)...
Z trasy zjeżdżamy wprost na SOR... i mimo COVID'owego regime'u udaje nam się dostać do lekarza. Nim jednak Basi zrobią pierwsze "oględziny", będę miał chwilę aby przemyśleć całą sytuację. Co dalej to już zadecyduje nasz-naczelny-SFA-Ortopeda w nadchodzącym tygodniu. Na pewno jakaś rehabilitacja, czy coś jeszcze zobaczymy. Może przez chwilę nas zabraknąć na nadchodzących rajdach zatem, ale - jeśli możecie - to trzymajcie kciuki za nasz szybki powrót. 
Z innej beczki, powiem Wam że podziwiam GOPR i TOPR (niezmiennie polecam: tą książkę oraz jej drugą część) za to co robią.
Niesamowita praca, bardzo ciężka i czasem niewdzięczna, ale niesamowita i dająca ogromną satysfakcję.
Może kiedyś gdy mnie już całkowicie trafi szlag w robocie... a czasami bywa blisko, to rzucę wszystko i się zaciągnę. Mówię to pół-żartem, pół-serio. Zawsze mi się to podobało... nie TOPR bo jaskinie to nie dla mnie a tam każdy Ratownik musi umieć działać w jaskiniach, ale GOPR (zwłaszcza Gorce, Beskidy), w sumie czemu nie... Gorce to mój drugi dom, a "praca z domu" zyskuje na coraz większej popularności, więc...

RAZ JESZCZE DZIĘKUJEMY RATOWNIKOM "GOPR - Grupa Podhalańska" ZA POMOC.


Kategoria SFA, Wycieczka

Lasy obok... WĄCHOCKA

  • DST 60.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 22 stycznia 2022 | dodano: 25.01.2022

Tam gdzie kury rozdziobują asfalt, ale tylko za dnia, bo nocami jest zwijany... tam gdzie gołębie latają nóżkami do góry, aby im obrączek nie ukradli czy WĄCHOCK !!!
Oczywiście Wąchock nie był celem samym w sobie, bo my to ciągle do lasu... a lasy to mają tu zacne. Są też ogromne: Suchedniów, Starachowice, Daleszyce, Skarżysko, Zagnańsk. To są ogromne lasy i z każdą kolejną wyprawą w Świętokrzyskie "wyrywamy" kolejne ich fragmenty (albo kolejne szczyty Gór Świętokrzyskich). Skoro jednak jesteśmy obok tak zacnego miasta, to wpadamy zobaczyć co tam słychać. A tam na przykład kamień przepowiadający pogodę :)
Inna sprawa, że Szkodnik mnie rozbił na tej wyprawie... zimno, naprawdę zimno, już po zmroku.
Robimy postój na herbatkę, odpalam termos, nalewam a Szkodnik, że "za gorąca..."
COOOOOO?
Chcesz mi powiedzieć, że przez kilka tygodni wybierałem sprzęt z certyfikatem wojskowym... który działa niesamowicie bo herbata nadal gorąca, a jesteśmy w trasie przez cały dzień... dość mroźny dzień... sprzęt spełnił oczekiwania bo jest sprzętem służącym do tego. aby trzymać ciecz gorącą...a Ty narzekasz, że ciecz jest gorąca!
ARGHHH... Szkodniczku kochany, przecież to był idealny zakup!
Zamiast narzekania dorzuć sobie śniegu do kubeczka... :P
Kamień przepowiadający pogodę :)

Czerwony z Wąchocka do... lasu :)

A tam śnieg, śnieg, snieg :)

Ciągle prószy :)

Ale droga !!!

Ciśniemy :)

Klimatyczne to niebo dzisiaj :)

Leśna mogiła dzieci...

Trochę jak cmentarz w Bornem Sulimowie...

Ruiny dawnej fabryki

Ruins :)

Okno pogodowe na atak szczytowy :)

Profilowe mojej Bestii :)

TRAPDOOR :)

Zawiodłeś oczekiwania Szkodnika, panie Termosie... :)


Kategoria SFA, Wycieczka

Mędralowa (w śniegu)

  • DST 15.00km
  • Aktywność Wędrówka
Piątek, 21 stycznia 2022 | dodano: 24.01.2022

Jak to mawiali Japończycy: TORO, TORO, TORO :P :P :P czy jakoś TAK , więc my też TORO, TORO, TOROWANIE bo śniegu na polanach to jest po pas.
Skąd nagle mamy wolny piątek? Firma Basi przyznała Jej dzień wolny za święto w sobotę, tak jak większości z nas. A czemu nie 7 stycznia (piątek po 3 Królach)... a no dlatego, że musi się ten zwrot odbyć w tym samym okresie rozliczeniowym czyli w styczniu. Teraz część z Was się zastanowi "CO...?", czy 7 stycznia nie jest w styczniu... hmmm, no jest... ale jak się ktoś nie ogarnął i nie zdążył z decyzją do 7-mego... to zrobili Im wolny 21-wszy. No to ja też biorę urlop i ciśniemy w góry. Tym razem pada na Beskid Żywiecki - kierunek Mędralowa. bo nie byliśmy tam dłuższy czas :)
Już na samym początku góry próbują nas zatrzymać bo śnieg sypie niesamowicie i warunki dojazdu są bardzo trudne. Skrót do Zawoi przez Grzechynię to nie jest najlepszy pomysł... nie jesteśmy w stanie podjechać jednej z gór. Wyszedł niemal na szczyt nasz SFA-Panzerkampfwagen, ale prawie robi znaczną różnicę, zabrakło kilkunastu najbardziej stromych metrów i koniec...Kaplica. Musimy pojechać inną drogą, bo auto "nie wyjdzie" po aż tak oblodzonej drodze. Łańcuch zgubiłem na jakieś czaszce na ostatnim meczu, więc obecnie nie ma :)
Finalnie udaje nam się jednak dotrzeć na miejsce i możemy zatakować Mędralową, a tam to tylko dalsza walka ze śniegiem.
Toniemy :)

Szkodnik przeciera szlak.

Biało :)

Kurier GLOVO przedrze się przez wszystko :D

Idealne miejsce na herbatkę z termosu :)

Kurier GLOVO 2: Lodowe piekło :)

Szkodnik pływa :)
Szlaki graniczne zawsze na propsie :)

Zwalone drzewa zawalone śniegiem.

Klimat Krainy Lodu :)

Tabliczki :)

Przez mostek



Kategoria SFA, Wycieczka