Kiwon 2025
-
DST
120.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 października 2025 | dodano: 14.10.2025
Kiwon czyli niewyspanie, deszcz, mgła, pagóry i spóźnienie na metę... Tak było w 2024, więc chyba mamy deja vu bo edycja 2025 przynosi nam dokładnie ta samo: niewyspanie, deszcz, mgłę, pagóry i spóźnienie na metę. Nawet baza rajdu jest w tym samym miejscu... No bez kitu. Parafrazując moje chore, hermetyczne utwory: "ever got a feeling of deja vu? Whenever I lose, then I do...".
Uczycie deja vu wchodzi nam zatem jakiś inżynier z czarnego lądu nocą do domu po telewizor... i do wchodzi całe w błocie, bo upaćkaliśmy się tak jak roku temu, a może nawet bardziej. Jak mawiał pewien chorąży, dowódca naszego plutonu "pogoda taktyczna, ziemia mokra więc łatwiej się kopie okopy...".
Uczycie deja vu wchodzi nam zatem jakiś inżynier z czarnego lądu nocą do domu po telewizor... i do wchodzi całe w błocie, bo upaćkaliśmy się tak jak roku temu, a może nawet bardziej. Jak mawiał pewien chorąży, dowódca naszego plutonu "pogoda taktyczna, ziemia mokra więc łatwiej się kopie okopy...".
Deja vu
Początek października przynosi nam dwie imprezy KIWON-iastego i TROPICIELA, a jeśli znacie nas choć trochę, to wiecie że lubimy łączyć za sobą takie rzeczy: rajd za dnia i rajd po nocy. Wiele razy nam się to udało, chociaż czasem było hardcore'ow (np. Mordownik + Ryś czy też Jaszczur + Tropiciel), ale tym razem nam to nie grozi. Nie ma szans aby się udało bo Tropiciel jest "nad" Wrocławiem, a Kiwon na terenach Pogórzach Jasielskiego. Limit czasu na Kiwonie mamy do 20:30, a start tras rowerowych na Tropicielu jest o północy. Nie do zrobienia... nie w naszym wieku :P, nie bez dużego skrócenia imprezy dziennej, a tego bardzo chcielibyśmy uniknąć. Celem jest złapanie obu rzeczy, a nie jednej kosztem drugiej. Ten rok zatem nie pozwoli na taką akcje, bo oba rajdy dzieli kawał drogi. Owszem, ja pamiętam jak kiedyś z rajdu Rudawska Wyrypa obok Jeleniej Góry przeskoczyliśmy do Przemyśla na rajd Team 360, no my jesteśmy zodiakary i wtedy to się dało, bo koniunkcja (implikacja oraz alternatywa także :P :P :P) planet była inna. Czemu o tym piszę? No bo jestem zdania, że brak alternatyw wspomaga procesy decyzyjne! Jeśli nie masz wyboru to nie ma problemu z wyborem, proste prawda? :D
A tak? Siedzimy i myślimy: Kiwon czy Tropiciel? Kiwon czy Tropiciel? Tropiciel czy Kiwon? Mijają tygodnie, a my nadal nie wiemy: "Czy tu, czy tam, po świecie błąkam się sam..." no dobra, nie sam, bo ze Szkodnikiem, ale nadal nie zmienia to faktu, że nie wiemy gdzie jechać. Ciągle próbuję jakoś sensownie połączyć dwie imprezy, ale non-stop wychodzi mi przelotowa na A4-rce ponad 240 km/h.
Nie wiem czy stać mnie na... olej jaki zeżre silnik naszego SFA-Panzerkampfwagen'a przy takiej prędkości. I nie mówię tutaj o napędowym, bo mamy benzynę (olej jest to traktorów, a gaz do kuchenek :P :P :P)... ale o oleju - oleju. Bynajmniej nie rzepakowym, ale takim 10W-40 o zacnej liczbie centystoksów. Nasza gablota na 100 km regularnie pali trochę oktanów i... ze 3 wioski, ale jakby ją rozpędzić do takich przelotowych to spaliłaby by wszystko co by znalazła pod maską. Nie ma huge'a zatem pogodzić w tym roku tych dwóch imprez i nieuchronnie zbliża się jednak czas decyzji
Kiwon: przedpagóry Beskidu Niskiego, za dnia (jasno, więc coś widać - z turystycznego pkt widzenia lepiej), Ania robi trasę rowerową, długi limit...
Tropiciel: płasko, nocą (ch*ja widać, ale jest kozacki klimat!), zadania specjalne...
W ostatnim tygodniu przed rajdem zapada w końcu decyzja: Kiwon - czyli pagóry wygrywają.
Pisałem Wam rok temu jak bardzo niewyspani byliśmy na zeszłorocznej edycji tej imprezy, prawda? No to jak deja vu, to deja vu bo w noc z piątku na sobotę śpię 2,5h... piątek miał być spokojny, mieliśmy się spakować popołudniem na rajd i pójść wcześniej spać, ale zaatakowało nas milion tematów i o pierwszej w nocy to ja się dopiero kończyłem pakować. Fantastycznie, po prostu fantastycznie ale to nie jest pierwszy raz, jak takie rzeczy się nam przydarzają - przecież my częściej startujemy niewyspani niż wyspani, więc pozostaje chyba po prostu przywyknąć. Po prostu znowu się łudziliśmy, że tym razem będzie inaczej... który to już raz. Budzik na 4:00 rano i ruszamy
A tak? Siedzimy i myślimy: Kiwon czy Tropiciel? Kiwon czy Tropiciel? Tropiciel czy Kiwon? Mijają tygodnie, a my nadal nie wiemy: "Czy tu, czy tam, po świecie błąkam się sam..." no dobra, nie sam, bo ze Szkodnikiem, ale nadal nie zmienia to faktu, że nie wiemy gdzie jechać. Ciągle próbuję jakoś sensownie połączyć dwie imprezy, ale non-stop wychodzi mi przelotowa na A4-rce ponad 240 km/h.
Nie wiem czy stać mnie na... olej jaki zeżre silnik naszego SFA-Panzerkampfwagen'a przy takiej prędkości. I nie mówię tutaj o napędowym, bo mamy benzynę (olej jest to traktorów, a gaz do kuchenek :P :P :P)... ale o oleju - oleju. Bynajmniej nie rzepakowym, ale takim 10W-40 o zacnej liczbie centystoksów. Nasza gablota na 100 km regularnie pali trochę oktanów i... ze 3 wioski, ale jakby ją rozpędzić do takich przelotowych to spaliłaby by wszystko co by znalazła pod maską. Nie ma huge'a zatem pogodzić w tym roku tych dwóch imprez i nieuchronnie zbliża się jednak czas decyzji
Kiwon: przedpagóry Beskidu Niskiego, za dnia (jasno, więc coś widać - z turystycznego pkt widzenia lepiej), Ania robi trasę rowerową, długi limit...
Tropiciel: płasko, nocą (ch*ja widać, ale jest kozacki klimat!), zadania specjalne...
W ostatnim tygodniu przed rajdem zapada w końcu decyzja: Kiwon - czyli pagóry wygrywają.
Pisałem Wam rok temu jak bardzo niewyspani byliśmy na zeszłorocznej edycji tej imprezy, prawda? No to jak deja vu, to deja vu bo w noc z piątku na sobotę śpię 2,5h... piątek miał być spokojny, mieliśmy się spakować popołudniem na rajd i pójść wcześniej spać, ale zaatakowało nas milion tematów i o pierwszej w nocy to ja się dopiero kończyłem pakować. Fantastycznie, po prostu fantastycznie ale to nie jest pierwszy raz, jak takie rzeczy się nam przydarzają - przecież my częściej startujemy niewyspani niż wyspani, więc pozostaje chyba po prostu przywyknąć. Po prostu znowu się łudziliśmy, że tym razem będzie inaczej... który to już raz. Budzik na 4:00 rano i ruszamy
"...błota będzie po pachy"
Deja vu ciąg dalszy - ma padać cały dzień. Raz mocniej, raz słabiej, ale jednak ma padać. Jak rok temu. No cóż zrobić, nie przeskoczymy. Będziemy jeździć w deszczu. Przynajmniej nie jest bardzo zimno. 10 stopni to nie dramat - owszem jak Was przemoczy w takiej temperaturze, gdzieś w lesie, to nie jest super miło, ale mogło Was przemoczyć w temperaturze 1-2 stopnie, więc nie ma co narzekać. Nota bene, to jest chyba najbardziej parszywa pogoda... 1-2 stopnie i deszcz. Jak spada poniżej zera to jest zimno, ale przynajmniej jest sucho, a przy okolicach zera z deszczem, dużą wilgotnością i wiatrem, to jest wtedy czyste zło.
Tymczasem idziemy na odprawę wysłuchać kilku uwag o trasie, a po drodze "zbieramy" także Andrzeja, który dotarł właśnie do bazy, więc znowu pojedziemy w trójkę. Odprawa przynosi informacje, że jeden punkt na trasie będzie nieobowiązkowy, czyli nadal można zdobyć "komplet" (punktów kontrolnych) nie zaliczając tego punktu. Będzie on dawał pewien bonus czasowy do wyniku, ale trzeba jednak pamiętać, że bonus nie przesuwa limitu czasu, a ten jest o 20:30. Za każde rozpoczęte 10 minut spóźnienia odejmowany jest jeden punkt kontrolny. Ha! jak rok temu... a wtedy spóźniliśmy się 21 minut z tego pamiętam, albo jakoś tak, ogólnie weszliśmy już wtedy w trzecią "dziesiątkę". Czyli parszywie :P
Kreślimy na mapie nasz wariant --> postanawiamy zrobić pętlę po lampionach od południa na północ, czyli tak naprawdę pojedziemy najpierw na wschód bo baza znajduje się w lewym, dolnym rogu naszej mapy. Zrobimy cały dół mapy, a potem "dzida" na na górę czyli na północ. Brzmi jak plan.
Wyjeżdżamy z bazy i ruszamy w teren. Póki poruszamy się po asfalcie to jest w miarę spoko, przechodzą jakieś deszcze, potem przestają, a potem znowu pada, ale asfalt równa WALCEM.... ufff ale to był betonowy żart... asfalt równa się brak błota. No, ale punkty z opisem "szczyt" rzadko kiedy oferują asfaltowe dojazdy, więc dość szybko wjeżdżamy w las... a tam... no co może na Was czekać w "lesie deszczowym" jesienią? No właśnie, niech to wybrzmi piosenką (AI wymiata :P)
Tymczasem idziemy na odprawę wysłuchać kilku uwag o trasie, a po drodze "zbieramy" także Andrzeja, który dotarł właśnie do bazy, więc znowu pojedziemy w trójkę. Odprawa przynosi informacje, że jeden punkt na trasie będzie nieobowiązkowy, czyli nadal można zdobyć "komplet" (punktów kontrolnych) nie zaliczając tego punktu. Będzie on dawał pewien bonus czasowy do wyniku, ale trzeba jednak pamiętać, że bonus nie przesuwa limitu czasu, a ten jest o 20:30. Za każde rozpoczęte 10 minut spóźnienia odejmowany jest jeden punkt kontrolny. Ha! jak rok temu... a wtedy spóźniliśmy się 21 minut z tego pamiętam, albo jakoś tak, ogólnie weszliśmy już wtedy w trzecią "dziesiątkę". Czyli parszywie :P
Kreślimy na mapie nasz wariant --> postanawiamy zrobić pętlę po lampionach od południa na północ, czyli tak naprawdę pojedziemy najpierw na wschód bo baza znajduje się w lewym, dolnym rogu naszej mapy. Zrobimy cały dół mapy, a potem "dzida" na na górę czyli na północ. Brzmi jak plan.
Wyjeżdżamy z bazy i ruszamy w teren. Póki poruszamy się po asfalcie to jest w miarę spoko, przechodzą jakieś deszcze, potem przestają, a potem znowu pada, ale asfalt równa WALCEM.... ufff ale to był betonowy żart... asfalt równa się brak błota. No, ale punkty z opisem "szczyt" rzadko kiedy oferują asfaltowe dojazdy, więc dość szybko wjeżdżamy w las... a tam... no co może na Was czekać w "lesie deszczowym" jesienią? No właśnie, niech to wybrzmi piosenką (AI wymiata :P)
JESIEŃ NADCHODZI - nieziemska słota
JESIEŃ NADCHODZI - z nią tony błota !!
Odkurz swoje gumiaki i sztormiak przygotuj
błota będzie po pachy, uwalisz nim przedpokój
Mlaska pod nogami i kołami. Pod górę nie pojedziesz, a z górki także ciężko bo zrobiło się naprawdę ślisko. Dobrze przynajmniej, że nie jest to to klejące się do wszystkiego błoto, które zapycha prześwity i blokuje mechanizmy ruchome. Przedzieramy się od lampionu do lampionu, ale już widzę, że na nasze standardowe po-rajdowe pytanie "czy myjemy dziś rowery?", odpowiedź będzie tylko jedna. Chwila w lesie, a rama i widelec... a także my jako tacy, zaczynamy nabierać charakterystycznego błotnego "ubranka".
Jeden z punktów jest na kiwonie (koniku - urządzeniu do wydobycia ropy), który działa! Trzeba uważać... nie, nie dlatego, że kiwon może zabić, nie nie może... chyba że się na Ciebie przewróci... ale błoto przy nim czasem lubi mieć posmak wydobywanego surowca, a to może być nowy level uwalenia się czymś lepkim :P
Jeden z punktów jest na kiwonie (koniku - urządzeniu do wydobycia ropy), który działa! Trzeba uważać... nie, nie dlatego, że kiwon może zabić, nie nie może... chyba że się na Ciebie przewróci... ale błoto przy nim czasem lubi mieć posmak wydobywanego surowca, a to może być nowy level uwalenia się czymś lepkim :P
Cmentarz wojenny z IWW, jakich niemało w tych terenach
"...it's a stalemate at the frontline where the soldiers rest in mud..." (klasyk)

Przez zamglony las, po błocie...

Pierwszy pagór dzisiaj :)

Zdjęcie tego nie oddaje, ale to jest mega śliski zjazd!

Kiwon :)

Od baru do baru :P
Jedziemy dalej. Wydostaliśmy się z błota i wracamy na asfalt, a więc... zaczyna znowu padać. Równowaga musi być - miał być srogi wprdl dzisiaj, to jest srogi wprdl... wskaźniki: deszcz, błoto, zimno jeżdżą góra dół, góra dół i definiują stałą funkcję wprdl'u w czasie. Jak jest mniej błota, to jest więcej deszczu, ktoś tu dobrze ogarnął sprzężenie zwrotne w układzie i regulator PID (i nie chodzi mi o Palestyński Islamski Dżihad...). PID robi robotę. Wesoło jedziemy sobie zatem przez pola i nagle trafiamy na skitrany punkt żywieniowy. Jest on dla innej trasy (pieszej), ale ciasteczka i tak dostaliśmy - pytanie czy to była kwestia nasze uroku osobistego czy litości wzbudzonej naszym uwalonym błotem wyglądem. Może lepiej nie znać odpowiedzi?
Ja tam wiem jedno - jak ktoś mi daje ciasteczka, zwłaszcza z marmoladą, to idzie w moim rankingu wyżej. A uważam, że warto. Na potrzeby wyjaśnienia dlaczego warto - załóżmy, że ciasteczka dawał Józek... a jak Józek da mi sporo ciastek, to potem nie będzie miał dramy w autobusie.
Ja bywam aspołeczny (refren) i czasem dziwne akcje odwalam. Na przykład wchodzę z kałaszem w ręku do autobus... widzę konsternację i szok wśród pasażerów.
Pytam wtedy "Jest Józek?"
Ludzie przerażeni patrzą po sobie, a głos z tłumu "Jestem!"
Ja na to: "To padnij"
Takie akcje zawsze pozwalają się odstresować, koją nerwy, tylko potem te dociekliwe pytania z lampą świecącą w oczy "Czym Pan się kierował?" Siekierował? Chłopcze, tam nie było siekiery, tam był karabin jeśli nie zauważyłeś... a ja ciągle powtarzam, bądź jak Józek, daj ciasteczka :P
Dobra dość tych non-sens'ów - ogólnie to ciastka były super. Posililiśmy się i pojechaliśmy dalej. Tym razem na zupę. Serio. Na kolejnym punkcie żywieniowym ugoszczono nas pomidorówką. No tak, to można rajdować. Przyjechałem to szukać lampionów i jeść pomidorową...i wiecie co? Nie mogę znaleźć tych lampionów :D
Ja tam wiem jedno - jak ktoś mi daje ciasteczka, zwłaszcza z marmoladą, to idzie w moim rankingu wyżej. A uważam, że warto. Na potrzeby wyjaśnienia dlaczego warto - załóżmy, że ciasteczka dawał Józek... a jak Józek da mi sporo ciastek, to potem nie będzie miał dramy w autobusie.
Ja bywam aspołeczny (refren) i czasem dziwne akcje odwalam. Na przykład wchodzę z kałaszem w ręku do autobus... widzę konsternację i szok wśród pasażerów.
Pytam wtedy "Jest Józek?"
Ludzie przerażeni patrzą po sobie, a głos z tłumu "Jestem!"
Ja na to: "To padnij"
Takie akcje zawsze pozwalają się odstresować, koją nerwy, tylko potem te dociekliwe pytania z lampą świecącą w oczy "Czym Pan się kierował?" Siekierował? Chłopcze, tam nie było siekiery, tam był karabin jeśli nie zauważyłeś... a ja ciągle powtarzam, bądź jak Józek, daj ciasteczka :P
Dobra dość tych non-sens'ów - ogólnie to ciastka były super. Posililiśmy się i pojechaliśmy dalej. Tym razem na zupę. Serio. Na kolejnym punkcie żywieniowym ugoszczono nas pomidorówką. No tak, to można rajdować. Przyjechałem to szukać lampionów i jeść pomidorową...i wiecie co? Nie mogę znaleźć tych lampionów :D
Ładne to! Ten punkcik mi się naprawdę podobał. Ja bym go nazwał "KOPUŁA nad zielonymi wodami" :)

Zdjęcie zrobione nam przez obsługę pkt żywieniowego :)
3 jeźdźców pato-nawigacji... 4-ty się zgubił, bo też był pato-nawigatorem :D

Lampion przy kapliczce (klassssssyk :D)

Wariant czarny czyli przez chaszcz do kolejnego punktu kontrolnego.

Niedaleko stąd dawali pomidorówkę :)

Nad wodą

Nie wiem czemu ale widzę TO(z tym linkiem ostrożnie, bo tego się nie da od-zobaczyć - klasyka, po prostu klasyka :D)

Śladami trudnej historii...

"JESIEŃ NADCHODZI - nieziemska słota, JESIEŃ NADCHODZI - z nią tony błota !!
Odkurz swoje gumiaki i sztormiak przygotuj, błota będzie po pachy, uwalisz nim przedpokój"

W kierunku Babiej Góry
Druga część dnia upływa nam... w deszczu. Czaicie bazę? UPŁYWA.... pływa... w deszczu i błocie. Gonimy po jakieś zabłoconych polach i strumieniach. Nie ma to jak podejście na jakiś pagór, który normalnie to wzięlibyśmy z biegu, ale dziś... wyjechać nie wyjedziesz bo błoto. Dwa kroki po przodu zjazd na butach w tył, kolejne dwa kroki do przodu i zjazd tym razem na ryju... ryju, boku lub tyłku bo tak ślisko. Na ale walczymy. Na zdjęciu poniżej trochę czuć ten mokry klimat... grunt daje nam czasem fonetyczne ostrzeżenia. Robisz krok, a błoto robi ŚLURPPPP... tak, to ostrzeżenie, bo przy kolejnym kroku nie będzie już ślurppp ale CHLUP jak wpadniesz po kostki.
Ech, a w drugiej części miało przestawać padać... tymczasem od 14:00 to nam napiera w ryj mocniej niż rano. A mogliśmy siedzieć w domu pod kocem... ale nie, chodź na rajd, będzie fajnie...
Natomiast jeden z punktów jest na bardzo fajnym moście - takim, że ciężko przejść z rowerem i ciężko jest na kilku płaszczyznach.
Prawie pionowe schody w górę, bardzo wąskie - trudno wnieść tam rower, a potem sama kładka i poręcze tak wąskie, że moja kierownica się nie mieści... rower muszę prowadzić w pionie, na tylnym kole... a potem pionowe schody w dół. Powiem Wam tak... w górę były łatwiejsze. W górę grawitacja nie pomagała, w dół pomagała aż za bardzo :P
Trasa wyprowadza nas także "nad Jasło", na szczyt który nazywa się Babia Góra. Pod szczytem czeka nas 3-ci punkt żywieniowy - no na bogato dzisiaj mamy.
Nawet jajecznicę oferują... ja bym wziął, nawet podwójną ale czas, czas, czas, Szkodnik popędza, bo nie jest najlepiej na zegarze. a jesteśmy bardzo daleko od bazy.
Ech, a w drugiej części miało przestawać padać... tymczasem od 14:00 to nam napiera w ryj mocniej niż rano. A mogliśmy siedzieć w domu pod kocem... ale nie, chodź na rajd, będzie fajnie...
Natomiast jeden z punktów jest na bardzo fajnym moście - takim, że ciężko przejść z rowerem i ciężko jest na kilku płaszczyznach.
Prawie pionowe schody w górę, bardzo wąskie - trudno wnieść tam rower, a potem sama kładka i poręcze tak wąskie, że moja kierownica się nie mieści... rower muszę prowadzić w pionie, na tylnym kole... a potem pionowe schody w dół. Powiem Wam tak... w górę były łatwiejsze. W górę grawitacja nie pomagała, w dół pomagała aż za bardzo :P
Trasa wyprowadza nas także "nad Jasło", na szczyt który nazywa się Babia Góra. Pod szczytem czeka nas 3-ci punkt żywieniowy - no na bogato dzisiaj mamy.
Nawet jajecznicę oferują... ja bym wziął, nawet podwójną ale czas, czas, czas, Szkodnik popędza, bo nie jest najlepiej na zegarze. a jesteśmy bardzo daleko od bazy.
Czuć wilgoć na tym zdjęciu :P

Wąski most :)

Kierownica szerokości przejścia :P

Można spaść na ryj i nie jest to trudne :P

Jest i Babia

Deja vu... po nocy
Zapada zmrok. Limit czasu mamy do 20:30 więc przyszła pora podjąć decyzję. Czy lecimy komplet i ryzykujemy spóźnienie czy też lecimy na bazę bez kompletu. Rok temu zaryzykowaliśmy i spóźniliśmy się na metę i to ponad 20 min. Weszliśmy wtedy w "trzecią" dziesiątkę kar. Zapowiada się, że w tym roku staniemy przed podobnym wyborem. Postanawiamy jednak zaryzykować - wiecie jak jest: jest ryzyko jest zabawa, "kto się śmieli ten korzysta" i inne takie. Najwyżej znowu się spóźnimy, a skoro mamy dostać jeden punkt kary za każde rozpoczęte 10 min, to jeśli zdobędziemy dwa punkty w tym czasie, to możemy się spóźnić nawet 20 min i nadal wyjdziemy na zero. Trochę fuck-logic, a trochę jednak prawda, no ale cóż... pewien starszy człowiek powiedział kiedyś, że "przekonasz się, że wartość wielu uznawanych prawd zależy od punktu widzenia". Ryzykujemy zatem.
Jedziemy "na komplet" i niech się dzieje wola nieba... chociaż na razie wolą nieba jest napierać deszczem po zmroku. "Fantabulous and fabulous... ech, what else is new?... been through denial, depression, bargaining and now I am just pissed but I never been a quitter 'cause my heart's full of glitter".
Gdzieś tam podświadomie zakładałem, że jednak zrobimy komplet i się nie spóźnimy na metę.
Nie zakładałem, że będzie pod górę - było. Nie zakładałem, że ciężko będzie utrzymać średnią 30 km/h (to był warunek zdążenia) - to nie było ciężkie, to było niemożliwe :P
No ale komplet zrobiliśmy - ogólnie ostatni punkt to był ekstra na wypasie, bo był to opuszczony, zarośnięty roślinnością plugawą, dom pośrodku niczego. To lubimy!
Oczywiście, dochowując zeszłorocznej tradycji spóźniliśmy się na metę.
Mimo wszystko wynik, zaskakujący - mimo spóźnienia ponad 10 min i utraty (kara) dwóch punktów, Basia ląduje na drugim miejscu podium. Zacnie, srogo, czcigodnie!
Dobry rajd, tylko szkoda że niemal cały w deszczu, no ale cóż - jesień. Chyba nas trochę rozpieściły duże ilości rajdów z dobrą pogodą. "Pogoda taktyczna" też się jednak czasem zdarza i trudno. Powiem Wam jednak, że domyć maszyny z tej ilości błota to był wyczyn :P
Do następnego!
Znowu czeka nas noc w lesie :)Jedziemy "na komplet" i niech się dzieje wola nieba... chociaż na razie wolą nieba jest napierać deszczem po zmroku. "Fantabulous and fabulous... ech, what else is new?... been through denial, depression, bargaining and now I am just pissed but I never been a quitter 'cause my heart's full of glitter".
Gdzieś tam podświadomie zakładałem, że jednak zrobimy komplet i się nie spóźnimy na metę.
Nie zakładałem, że będzie pod górę - było. Nie zakładałem, że ciężko będzie utrzymać średnią 30 km/h (to był warunek zdążenia) - to nie było ciężkie, to było niemożliwe :P
No ale komplet zrobiliśmy - ogólnie ostatni punkt to był ekstra na wypasie, bo był to opuszczony, zarośnięty roślinnością plugawą, dom pośrodku niczego. To lubimy!
Oczywiście, dochowując zeszłorocznej tradycji spóźniliśmy się na metę.
Mimo wszystko wynik, zaskakujący - mimo spóźnienia ponad 10 min i utraty (kara) dwóch punktów, Basia ląduje na drugim miejscu podium. Zacnie, srogo, czcigodnie!
Dobry rajd, tylko szkoda że niemal cały w deszczu, no ale cóż - jesień. Chyba nas trochę rozpieściły duże ilości rajdów z dobrą pogodą. "Pogoda taktyczna" też się jednak czasem zdarza i trudno. Powiem Wam jednak, że domyć maszyny z tej ilości błota to był wyczyn :P
Do następnego!

Dwa monumentalne dęby :)

Klimat, klimat, klimat !!!

Podium :)

Kategoria Rajd, SFA